Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , , ,

Na literacki debiut Gayle Forman natknęłam się… w kinie. Zwiastun filmu „Zostań, jeśli kochasz”, który kilka dni temu miał swoją premierę, zafascynował mnie tak bardzo, że postanowiłam poszukać nieco więcej informacji o jego fabule. Poszukiwania zaowocowały miłym zaskoczeniem – film okazał się być ekranizacją książki. Bez wahania zdecydowałam się zatem po nią sięgnąć. I po raz kolejny zostałam miło zaskoczona.

Mia Hall na pierwszy rzut oka niczym nie wyróżnia się spośród swoich rówieśników. Jak większość 17-latek chodzi do szkoły, ma najlepszą przyjaciółkę, chłopaka i kochających rodziców. Ma także pasję. Brzmi zwyczajnie, prawda? A jednak takie nie jest. Chłopak Mii to Adam, lokalna gwiazda rocka; charyzmatyczny, bardzo lubiany i popularny, jest zupełnym przeciwieństwem cichej Mii, której największą pasją jest… muzyka klasyczna i gra na wiolonczeli. Dziewczyna jest w tym naprawdę dobra. Tak dobra, że bez trudu dostała się do Juliard, prestiżowej szkoły artystycznej w Nowym Jorku. Talent Mii nikogo w jej domu nie dziwi. Jej ojciec, do niedawna punk i członek lubianego zespołu, obecnie nauczyciel angielskiego z niezwykłym wyczuciem stylu, jest utalentowanym muzykiem i tekściarzem. Mama również przejawia zamiłowanie do muzyki, jednak bliżej jej do punk rocka niż klasyki. Nawet młodszy brat Mii, Teddy, woli „walić w bębny” niż słuchać spokojnych dźwięków utworów ulubionych przez siostrę. Nierzadko jej zamiłowanie jest w domu obiektem zabawnych docinków – i choć zawsze są one wypowiadane z ciepłem i czułością, Mia czuje się nieco wyobcowana. Podobne uczucie towarzyszy jej także wśród znajomych Adama oraz podczas jego koncertów. A jednak, zgodnie ze starym porzekadłem, przeciwieństwa skutecznie się przyciągają, a uczucie nastolatków rozkwita, podobnie jak życie rodzinne Hallów. Są oni niezwykle ze sobą zżyci i uwielbiają spędzać razem czas. Dlatego ten zimowy poranek, kiedy ulice pokryła solidna warstwa śniegu, a w radio ogłoszono dzień wolny od szkoły ze względu na niekorzystne warunki atmosferyczne, nie zwiastował niczego niepokojącego. Wszyscy zgodnie jedzą śniadanie, a następnie decydują się odwiedzić przyjaciół. Nie docierają jednak do celu… Podróż brutalnie przerywa im tragiczny wypadek, w którym giną wszyscy, poza Mią. Nastolatka, zawieszona między życiem i śmiercią, świadkuje wszystkim wydarzeniom, ale pozostaje niewidoczna dla otaczających ją osób. W kilkadziesiąt godzin po wypadku Mia odbywa sentymentalną podróż przez swoje wspomnienia, jest świadkiem cierpienia swoich najbliższych jak i ich gorących i pełnych nadziei próśb, by się nie poddawała. Decyzja należy jednak do niej. I nie jest ona łatwa. Odejść i dołączyć do ukochanej rodziny czy zostać i nauczyć się żyć w świecie, w którym już ich nie ma?

Bohaterowie "Zostań, jeśli kochasz" są zwyczajni i niezwykli zarazem - jak ludzie, których spotykamy w swoim życiu na co dzień. Bo któż z nas nie zna szarej myszki, superpopularnego w szkole kolesia czy ekscentrycznych rodziców przyjaciółki? Nie są to postaci jednowymiarowe - mają "pazur", charakter, popełniają błędy... Gayle Forman nie udało się jednak uniknąć nieco przesadnego idealizowania swoich postaci, co jest niestety często spotykanym i wątpliwie wpływającym na jakość powieści zabiegiem. Podobnie jak bohaterowie, także rzeczywistość ich otaczająca jest zbyt „wygładzona”. Świat jest bardzo czarno-biały, dobry albo zły, nie ma nic pomiędzy. Brak też jakichkolwiek silniejszych negatywnych uczuć – oczywiście rodzinie Mii i jej samej towarzyszy żal i cierpienie. Jednak ludzie dotknięci tragedią, jaką niewątpliwie jest utrata rodziny, przechodzą przez wiele faz żałoby. Mia natomiast od samego początku wydaje się wręcz za bardzo pogodzona z losem.

Gayle Forman stworzyła niebanalną i bardzo mocno chwytająca za serce opowieść – choć nie da się ukryć, że nieco naiwną. Nie jest to także lekka lektura. Choć porusza uniwersalne tematy, jak przyjaźń czy miłość, historia ta traktuje głównie o stracie, samotności i… wyborze. Przede wszystkim o nim. To nieodłączny element naszego życia. Codziennie podejmujemy ich setki decyzji – od tych prozaicznych, które właściwie nie mają na nas żadnego wpływu, po te istotniejsze, które mogą zmienić wiele... Nasze życie zbudowane jest z wyborów - ale Gayle Forman trafnie zauważa, że wybory mogą również nasze życie kończyć. I choć nie wierzę, że mamy moc świadomego decydowania o tym, czy odejść czy zostać, nie ulega wątpliwości, że każdemu z nas przyjdzie kiedyś podjąć decyzję, która zaważy na całej naszej przyszłości…

Na literacki debiut Gayle Forman natknęłam się… w kinie. Zwiastun filmu „Zostań, jeśli kochasz”, który kilka dni temu miał swoją premierę, zafascynował mnie tak bardzo, że postanowiłam poszukać nieco więcej informacji o jego fabule. Poszukiwania zaowocowały miłym zaskoczeniem – film okazał się być ekranizacją książki. Bez wahania zdecydowałam się zatem po nią sięgnąć. I po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nicholas Sparks to niekwestionowany mistrz łzawych powieści o miłości. Schemat jego książek zazwyczaj wygląda tak samo: ona i on, młodzi i piękni, czasem po przejściach, szybko zakochują się w sobie, lecz wkrótce coś ich rozdziela - choroba, śmierć bądź inna niespodziewana tragedia. Koniec końców bohaterowie godzą się z losem, jaki ich spotkał i z podniesioną głową kroczą dalej przez życie. Łączy je także miejsce akcji - zawsze Karolina Północna. Materiał idealny na film - nic więc dziwnego, że historie Sparksa są tak często ekranizowane. Jednak jest coś w "Bezpiecznej przystani" co wyróżnia ją na tle innych powieści tego autora. Życiowość, dosadność, realistyczność - to pierwsze określenia, które przyszły mi na myśl po pierwszych stronach książki.

Southport to urokliwe, lecz niewielkie miasteczko w Karolinie Północnej, które nie oferuje zbyt wielu atrakcji. Tutaj każdy zna każdego, a mieszkańcy są jak jedna wielka rodzina. Dlatego pojawienie się w Southport młodej, atrakcyjnej i nikomu nieznanej kobiety budzi ciekawość w tym zgranym środowisku.
Katie zjawiła się znikąd. Pewnego dnia po prostu wysiadła z autobusu, ściskając w rękach jedynie worek marynarski, i właśnie w tej małej mieścinie postanowiła rozpocząć nowe życie. A takich rzeczy nie robi się przecież bez powodu... Powód Katie ma na imię Kevin i jest... jej mężem. Choć przez lata zachowywali pozory idealnego małżeństwa, w rzeczywistości nigdy nim nie byli, a czas spędzony z Kevinem to dla Katie istne piekło. Bita, upokarzana i obsesyjnie kontrolowana przez swojego małżonka kobieta miesiącami obmyślała plan ucieczki. I oto jest. Choć Southport nie oferuje jej wiele, Katie szybko znajduje dom i pracę. Wydawałoby się, że zupełnie udało jej się wtopić w niewielkie społeczeństwo. Lecz jest ktoś, kto ją obserwuje. To Alex - owdowiały ojciec dwójki dzieci i właściciel lokalnego sklepu, który stanowi centralny punkt miasta. Mężczyzna jest wyraźnie zainteresowany Katie, lecz szybko zauważa, że kobieta coś ukrywa... Mimo to angażuje się w tę znajomość coraz bardziej, po raz pierwszy od śmierci żony czując, że spotkał na swojej drodze kogoś wyjątkowego.

"Bezpieczna przystań" z pozoru wydaje się kolejnym romansem na książkowej półce. Jednak wśród dziesiątek podobnych dzieł Sparksa zdecydowanie się wyróżnia. Autor nie stworzył tym razem kolejnej opowiastki o trudach miłości. Jednym z głównych wątków powieści uczynił bowiem los kobiety doświadczającej przemocy domowej, która znikąd nie otrzymuje pomocy. Istotną częścią fabuły są też zmagania owdowiałego mężczyzny z wychowaniem dwójki małych jeszcze dzieci, które teraz jak nigdy potrzebują matki. To życiowe i bardzo aktualne problemy współczesnego świata, na które wielu z nas pozostaje obojętnymi. Cieszy fakt, że tak poczytny autor, jak Nicholas Sparks nie boi się poruszać ich w swoich książkach. I choć mnie styl tego autora nie powala, lubię jego książki. Czyta się je z przyjemnością, zarówno w gorące letnie popołudnia na plaży, leniwe poranki, jak i chłodne jesienne wieczory w towarzystwie kubka ciepłej herbaty.

Nicholas Sparks to niekwestionowany mistrz łzawych powieści o miłości. Schemat jego książek zazwyczaj wygląda tak samo: ona i on, młodzi i piękni, czasem po przejściach, szybko zakochują się w sobie, lecz wkrótce coś ich rozdziela - choroba, śmierć bądź inna niespodziewana tragedia. Koniec końców bohaterowie godzą się z losem, jaki ich spotkał i z podniesioną głową kroczą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Szesnastoletnia Hazel Lancaster spędza dni głównie na oglądaniu kolejnych odcinków America’s Next Top Model, wylegiwaniu się w łóżku i czytaniu książek. Wieczory spędza w towarzystwie Philipa. Brzmi beztrosko? Nic bardziej mylnego. Hazel jest bowiem „Osobą Profesjonalnie Chorą” – gdy miała trzynaście lat wykryto u niej nowotwór tarczycy w IV stadium, który szybko rozprzestrzenił się także - na płuca. Wylegiwanie się w łóżku nie jest więc dla niej beztroską przyjemnością, a często zwykłą koniecznością wynikającą z osłabienia. Philip natomiast nie jest chłopakiem Hazel, a koncentratorem tlenu, który codziennie wspomaga pracę jej osłabionych przez chorobę płuc. Dziewczyna wie, że nie ma szans na pokonanie choroby, a fakt, że wciąż żyje, lekarze określają mianem cudu. Za namową rodziców uczęszcza na cotygodniowe spotkania młodzieżowej grupy wsparcia, które, podobnie jak płuca Hazel, nie bardzo sprawdzają się w swojej roli... Kiedy na jednym z nich poznaje Augustusa Watersa – siedemnastoletniego byłego koszykarza, którego kostniakomięsak pozbawił prawej nogi – jej świat staje na głowie. Gus jest przystojny, bardzo świadomy swojej urody i nieco próżny, lecz inteligentny, ironiczny, o specyficznym poczuciu humoru. Jest też bardzo zainteresowany Hazel. I choć nastolatka z całego serca opiera się temu uczuciu w końcu się mu poddaje...

John Green jest dla mnie oficjalnie mistrzem w konstruowaniu bohaterów. Jego postaci są tak realistyczne, bogate, naszpikowane emocjami, a przy tym niezwykle dojrzałe. Swojej choroby nie traktują jako brzemienia, krzyża, który przyszło im dźwigać. Nie czują się także bohaterami przez fakt, że walczą z nowotworem – walczą, bo nie mają innego wyboru; bo chcą żyć, a poddanie się chorobie oznacza przecież śmierć. „Gwiazd naszych wina” nie jest jednak książką, która traktuje o umieraniu. To książka, która traktuje przede wszystkim o tym, jak sobie z faktem, że się odchodzi poradzić. Bohaterowie powieści są pogodzeni z losem. Wiedzą, że śmierć jest dla nich tylko kwestią czasu. Zdają sobie sprawę, że nie żyją tak, jak przeciętne amerykańskie nastolatki. A jednak starają się ze swojego życia wycisnąć jak najwięcej. Choroba nie umniejsza wagi typowych problemów wieku dojrzewania – pierwszej miłości, potrzeby akceptacji i bliskości, pierwszych kontaktów seksualnych i towarzyszących im skrępowaniu i nieporadności. Zmartwienia te połączone z faktem bycia osobą śmiertelnie chorą tworzą jednak zupełnie nowe przemyślenia, które nurtują zarówno Hazel, jak i Gusa. Dużą część powieści pochłaniają rozważania nastolatki na temat „bycia granatem” – czyli osobą, która nieuchronnie skrzywdzi wszystkich, których kocha, swoim „wybuchem” - przedwczesnym odejściem. Gdy dziewczyna przeżywa swoją pierwszą miłość przekonuje się jednak, że jest to nieuchronne. Augustusowi z kolei sen z powiek spędza kwestia tego, co po sobie pozostawi, gdy odejdzie. Panicznie boi się bowiem zapomnienia.

Zdecydowanie ciekawym i oryginalnym wątkiem powieści Greena jest ulubiona książka Hazel - „Cios udręki” Petera van Houtena. Dziewczyna czytała ją setki razy i szybko „zaraża nią” także Augustusa. Powieść, która urywa się nagle, na domiar złego w środku zdania, traktuje o nastoletniej Annie, która (a jakże) choruje na raka. Hazel, a później także i Gus, głowią się nad dalszymi losami bohaterów „Ciosu…” – Anny, jej matki, a nawet jej chomika. Staje się to niemalże ich wspólną obsesją i za wszelką cenę dążą do zamknięcia wątków swych ulubionych książkowych postaci. W tym celu kontaktują się nawet z autorem powieści. Wątek ten jest jawną metaforą – odnosi się do powieści Greena, w której bohaterowie sami przecież dążą do odnalezienia odpowiedzi na pytanie co się z nimi stanie po śmierci. To również odwołanie do noty od autora zamieszczonej na początku powieści – choć często bardzo utożsamiamy się z bohaterami książek, powinniśmy pamiętać, że to tylko literacka fikcja i potrafić odróżniać ją od rzeczywistości.

„Gwiazd naszych wina” to powieść, która bardzo chwyta za serce, choć nie można jej nazwać typowym wyciskaczem łez. Oczywiście, można w niej znaleźć mnóstwo banalnych haseł charakterystycznych dla książek traktujących o chorobie - patrz motywatory w domu rodziców Augustusa czy hasła, jakimi raczy uczestników grupy wsparcia Patrick. Green wkłada je także w usta głównych bohaterów, jednak są one wypowiadane przez nich zdecydowanie z dużą dozą sarkazmu i autoironii. Podejście zbliżone do owych złotych myśli Gus i Hazel prezentują w odniesieniu do samej choroby - Hazel niejednokrotnie wspomina o „bonusach rakowych” czy „ubocznych efektach umierania”. Ironia i sakrazm są bowiem ich jedyną bronią w próbie pogodzenia się z czekającym ich losem.

Są takie książki, po których skończeniu długo nie można zabrać się za czytanie kolejnej. „Gwiazd naszych wina” jest dla mnie jedną z tych książek. Nie potrafię opisać, jak bardzo poruszyła mnie historia Hazel i Gusa. I choć Green pisze głównie o nastolatkach, to zdecydowanie nie tylko dla nich. „Gwiazd naszych wina”, podobnie jak inne jego książki, zawiera uniwersalne prawdy i zmusza nas do odrobiny refleksji nad swoim życiem, ograniczeniami, które sami sobie stawiamy i wyborami, które podejmujemy każdego dnia.

Szesnastoletnia Hazel Lancaster spędza dni głównie na oglądaniu kolejnych odcinków America’s Next Top Model, wylegiwaniu się w łóżku i czytaniu książek. Wieczory spędza w towarzystwie Philipa. Brzmi beztrosko? Nic bardziej mylnego. Hazel jest bowiem „Osobą Profesjonalnie Chorą” – gdy miała trzynaście lat wykryto u niej nowotwór tarczycy w IV stadium, który szybko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kitty Sewell nie jest doświadczoną pisarką. Pochodząca ze Szwecji psychoterapeutka zadebiutowała wydanym w 2008 roku thrillerem obyczajowym "Lodowa pułapka", a "Ślad krwi" to zaledwie druga powieść w jej karierze. Utrzymana jest ona jednak w klimacie literackiego debiutu autorki - w obu pozycjach głównym motorem napędzającym fabułę jest tajemnica sprzed lat i motyw poszukiwań, które zupełnie zmieniają losy bohaterów.

Madeleine Frank, córka kubańskiej santery, wyznawczyni egzotycznego kultu, i wiecznie nieobecnego, zajętego światową karierą ekscentrycznego artysty nie miała łatwego życia. W wieku 16 lat zaszła w ciążę, jednak córkę oddała na wychowanie matce, usuwając się w cień i godząc się z faktem, że już zawsze pozostanie dla małej "siostrą". Gdy u Rosarii zostaje zdiagnozowana psychoza, a Madeleine zostaje zmuszona do oddania córki do adopcji, skończył się dla niej beztroski czas dzieciństwa. Odcięła się od rodziców z mocnym postanowieniem, że któregoś dnia odnajdzie małą Mikaelę. Tak się jednak nie stało, a Madeleine i jej mąż pozostali bezdzietni - mimo to cieszyli się sobą, wiodąc spokojne życie na barce w egzotycznym Key West. Do czasu - gdy Forrest ginie podczas szalejącego na wyspie huraganu, kobieta postanawia zmienić swoje życie.
Po latach w gabinecie Madeleine, teraz wziętej psychoterapeutki, zjawia się Rachel Locklear. Kobieta jest byłą prostytutką, ofiarą przemocy domowej, przepełnioną gniewem i nienawiścią. Wiedziona dziwnym przeczuciem kobieta odkrywa, że jej nowa pacjentka urodziła się dokładnie tego samego dnia, co jej nigdy nieodnaleziona córka...

Powieść Sewell jest bardzo nierówna - chwilami akcja toczy się niezwykle wartko - kolejne wydarzenia coraz bardziej intrygują i wciągają czytelnika - by po chwili zupełnie zwolnić i przez kolejne kilkanaście stron ciągnąć się jak guma. Retrospekcje, które autorka sprawnie wplotła w akcję powieści, dodają jej jednak nieco płynności.
Przyznam, że tytuł nieco mnie zmylił - spodziewałam się raczej kryminału i rozlewu krwi niż książki obyczajowej z lekką domieszką thrillera. Ale nie zawiodłam się. "Ślad krwi" to niewątpliwie książka napisana z pomysłem - choć odnoszę wrażenie, że autorce brakuje jeszcze nieco wprawy w posługiwaniu się piórem i nie do końca wykorzystała ona potencjał drzemiący w wymyślonej przez nią historii... Niemniej jednak powieść ta umiliła mi wakacyjne popołudnia. I choć styl, jakim posługuje się Sewell może nie porywa, to czasami naprawdę ciężko było mi się od jej książki oderwać. Chętnie sięgnę zatem po kolejną pozycję w dorobku Kitty Sewell, jeżeli oczywiście takowa kiedyś się pojawi.

Kitty Sewell nie jest doświadczoną pisarką. Pochodząca ze Szwecji psychoterapeutka zadebiutowała wydanym w 2008 roku thrillerem obyczajowym "Lodowa pułapka", a "Ślad krwi" to zaledwie druga powieść w jej karierze. Utrzymana jest ona jednak w klimacie literackiego debiutu autorki - w obu pozycjach głównym motorem napędzającym fabułę jest tajemnica sprzed lat i motyw...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

O Szczepanie Twardochu zrobiło się głośno nie tylko dzięki jego osiągnięciom literackim. Pisarz i publicysta urodzony na Śląsku, wyjątkowo mocno związany z tamtejszą kulturą i posiadający silną tożsamość etniczną, jest jednym z usilnie walczących o to, by Ślązaków uznać za odrębny naród. Jego dosadna wypowiedź odnosząca się do wyroku Sądu Najwyższego w tej sprawie wywołała niemałą burzę w ogólnopolskich mediach.

Miotanie się w poszukiwaniu własnej tożsamości oraz próba odpowiedzenia sobie na pytanie "kim jestem i kim chcę być?" to również jeden z kluczowych wątków niezwykle dobrze przyjętej przez czytelników i wyróżnionej prestiżową nagrodą "Morfiny".
Akcja powieści dzieje się jesienią 1939r. - to pierwsze dni okupacji niemieckiej. W zniszczonej, czy też jak zwykł mawiać autor ustami głównego bohatera, "zgwałconej" Warszawie ukrywa się podporucznik Konstanty Willemann - syn spolszczonej Ślązaczki i niemieckiego oficera pochodzącego z arystokratycznej rodziny. Mimo mieszanego pochodzenia, Willemann, za sprawą matki, został wychowany na Polaka. Choć okoliczności, w jakich osadzono akcję powieści przywołują jasne skojarzenia, próżno u głównego jej bohatera poszukiwać znamion Polaka-patrioty, gotowego oddać życie za ojczyznę. Choć Konstanty służył w polskim wojsku, robił to niechętnie i ze strachem; po to tylko, by przypodobać się żonie - rodowitej Polce - i endeckiemu teściowi, który nigdy nie darzył go sympatią.
Konstanty ma 30 lat i, zdawałoby się, poukładane życie. Wciąż jednak poszukuje odpowiedzi na fundamentalne pytanie - kim jest? Do tej pory nie miał czasu się nad tym głowić - prowadził rozrywkowe życie artysty, bon vivanta i dziwkarza zatapiając się w nocnym światku Warszawy. To typ próżny, hedonistyczny i zupełnie pusty w środku. Dnie i noce wypełniał kolejnymi nic nieznaczącymi kobietami i buteleczkami morfiny, unikając żony, do której nie wie co czuje, oraz angażowania się w wychowanie synka, choć wielokrotnie w swym monologu podkreśla, jak bardzo go kocha.
Mimo świeżych jeszcze przeżyć z walki na froncie i Warszawy objętej okupacją, Kostek próbuje wrócić do dawnych nawyków, lecz nic nie jest już takie samo. Zrezygnowany i poszukujący swojego miejsca, pchnięty chwilową odwagą, jaką daje kolejna dawka morfiny, decyduje się wstąpić do konspiracji. Ludzie, których tam spotka oraz rozkazy, które będzie musiał wypełnić, tylko pogłębią jego wewnętrzną pustkę i skołowanie..

Narracja "Morfiny" skupia się na wnętrzu Kostka - jego wewnętrznym monologu, przechodzącym od stanu świadomości do narkotycznego transu, przez senne majaki do powolnego powrotu do rzeczywistości. Jednak towarzyszy mu jeszcze ktoś, jakby opatrzność, cicha i niewidoczna przyjaciółka, która pieszczotliwie zwracając się do bohatera otacza go swoimi skrzydłami niczym matka, momentami jednak podziwia go i wzdycha doń jak kochanka.
Język, jakim posługuje się Kostek, jest brutalny, nierzadko wulgarny, lecz z drugiej strony także nienaganny pod względem stylistycznym. Twardoch niezwykle realistycznie oddał także obraz zniszczonej, okupowanej przez Niemców Warszawy, ale także jej mieszkańców; ich zachowań i trudności, które stawiał przed nimi stan okupacji.

Konstanty Willemann nie jest bohaterem, który wzbudza sympatię. A jednak przewracając kolejne kartki powieści trudno nie poczuć jej choć odrobinę do tego wciąż miotającego się człowieka; człowieka wciąż poszukującego - tożsamości etnicznej, wartości, uczucia, kobiety, z którą mógłby spędzić życie, czegoś - czegokolwiek, co wypełni ziejącą w nim pustkę. Ukojenia nie przynosi mu walka na froncie w mundurze polskiej armii ani żona Helena i ukochany syn Jureczek, ani Salome, namiętna kochanka, z którą bez skrupułów zdradza Helę; znajduje je dopiero w morfinie. Ta buteleczka "płynnego, kolorowego szczęścia", jak zwykł ją określać Kostek, odmienia go, wypełnia, koi - ale to uczucia zupełnie złudne, choć tego Willemann jeszcze nie wie...

O Szczepanie Twardochu zrobiło się głośno nie tylko dzięki jego osiągnięciom literackim. Pisarz i publicysta urodzony na Śląsku, wyjątkowo mocno związany z tamtejszą kulturą i posiadający silną tożsamość etniczną, jest jednym z usilnie walczących o to, by Ślązaków uznać za odrębny naród. Jego dosadna wypowiedź odnosząca się do wyroku Sądu Najwyższego w tej sprawie wywołała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Życie Milesa Haltera zdecydowanie nie jest spełnieniem amerykańskiego snu. Prawdę mówiąc, jest po prostu nudne. Nie jest popularny i lubiany, nie ma wielu przyjaciół (a nadopiekuńcza mama, choć bardzo się stara, nie pomaga mu w ich zdobyciu), a jego największą pasję stanowią... ostatnie słowa znanych ludzi. Ale Miles ma w życiu cel - odnaleźć Wielkie Być Może. Na poszukiwania udaje się do Alabamy, gdzie mieści się Culver Creek - prestiżowa szkoła z internatem. Poznaje tam Alaskę Young - dziewczynę tak niezwykłą i intrygującą jak jej imię. Szybko zaskarbia sobie jej sympatię i naturalnie staje się częścią jej paczki, którą tworzą Pułkownik, Takumi oraz Lara. Miles poznaje życie z zupełnie innej strony - zaznaje prawdziwej przyjaźni, smakuje pierwszą miłość, próbuje tego, co zakazane.

Green specyficznie prowadzi narrację swojej powieści - historię śledzimy z punktu widzenia Milesa, a wydarzenia podzielone są na czas "Przed" i "Po", co od samego początku sugeruje, iż wydarzy się coś wielkiego, co znacząco wpłynie na życie bohaterów.
Powieść Greena, z pozoru lekka, w rzeczywistości gdzieś pomiędzy zabawnymi i błyskotliwymi dialogami porusza kwestie istotne i dobrze znane nie tylko nastolatkom - trudy pierwszej miłości, smak prawdziwej przyjaźni, ale także straty i towarzyszącego jej bólu...

"Szukając Alaski" to nie tylko zgrabnie skrojona historia o grupie przyjaciół. To opowieść pokazująca, że życie bywa gorzkie, lecz zamiast pogrążać się w goryczy, powinniśmy podnieść głowę i stawić mu czoła, ponieważ jesteśmy tak silni, jak myślimy. Kto wie, może dzięki temu znajdziemy odpowiedź na nurtujące zarówno Alaskę, jak i Milesa pytanie: jak wydostać się z tego labiryntu cierpienia?

Życie Milesa Haltera zdecydowanie nie jest spełnieniem amerykańskiego snu. Prawdę mówiąc, jest po prostu nudne. Nie jest popularny i lubiany, nie ma wielu przyjaciół (a nadopiekuńcza mama, choć bardzo się stara, nie pomaga mu w ich zdobyciu), a jego największą pasję stanowią... ostatnie słowa znanych ludzi. Ale Miles ma w życiu cel - odnaleźć Wielkie Być Może. Na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

15 lipca 1988. Dzień Świętego Swithina. Dzień rozdania dyplomów. Dzień ich pierwszego spotkania. Jeden dzień, który na zawsze zmienił życie tych dwojga...

Dex i Em, Em i Dex. Trudno o bardziej niedobraną parę. Ona, wieczna marzycielka i idealistka, z kiepską fryzurą i okularami w grubych, czarnych oprawkach. On, przystojny i dobrze sytuowany lekkoduch, wielbiciel jednonocnych przygód.
Choć obracają się w zupełnie innych kręgach i poza tym, że oboje są absolwentami tej samej uczelni nic ich nie łączy, spędzają ze sobą noc po rozdaniu dyplomów. Nic nieznacząca przygoda staje się jednak początkiem CZEGOŚ. Niezwykłej przyjaźni. Czasem wzajemnej niechęci i irytacji. W końcu wielkiego uczucia.

Mijają kolejne lata, ale to zawsze 15 lipca. Ona pracująca w podrzędnej, meksykańskiej knajpie bez nadziei na lepszą pracę. On robiący karierę w telewizji, umawiający się z kolejnymi pięknymi, nic nie znaczącymi kobietami. Emma bezskutecznie próbująca wydać pierwszą powieść. Dexter staczający się na dno... Silne uczucie, początkowo tłumione przez nich obojga, które po 14 latach wybucha ze zdwojoną siłą...

"Jeden dzień" pełen jest barwnych opisów, specyficznego humoru, błyskotliwych dialogów i hiperrealistycznych postaci. To poruszająca historia, przepełniona całą gamą emocji. To dwadzieścia lat życia dwojga ludzi na ponad czterystu papierowych stronach, które przemknęły mi między palcami szybciej, niż się tego spodziewałam. I po tych dwudziestu przekartkowanych latach żadne zdanie nie wydaje mi się tak prawdziwe, jak to, które zdobi okładkę mojego egzemplarza powieści Nichollsa. Bo "możesz przeżyć całe życie, nie dostrzegając, że to, czego szukasz, jest tuż przed Tobą...".

15 lipca 1988. Dzień Świętego Swithina. Dzień rozdania dyplomów. Dzień ich pierwszego spotkania. Jeden dzień, który na zawsze zmienił życie tych dwojga...

Dex i Em, Em i Dex. Trudno o bardziej niedobraną parę. Ona, wieczna marzycielka i idealistka, z kiepską fryzurą i okularami w grubych, czarnych oprawkach. On, przystojny i dobrze sytuowany lekkoduch, wielbiciel...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mało który pisarz może poszczycić się tak spektakularnym debiutem jak Matthew Quick. Jego bestsellerowy "Poradnik pozytywnego myślenia" rozszedł się w milionach egzemplarzy. Sławy przysporzył mu także nakręcony na jego podstawie i nagrodzony Oscarem film o tym samym tytule. Quick jednak nie osiadł na laurach. Stworzył kolejną piękną, poruszającą i niezwykle ciepłą opowieść. Bo taki właśnie jest "Niezbędnik obserwatorów gwiazd".

W niewielkim miasteczku Bellmont w Pensylwanii mieszka Finley McMannus. Środowisko, w jakim przyszło mu żyć, nie napawa optymizmem - jego rodzinnym miasteczkiem rządzi irlandzka mafia, nie brakuje też narkotykowych dealerów i gangów. W domu Finleya również nie jest zbyt kolorowo - mama odeszła dawno temu, ojciec pracuje na nocną zmianę i choć zarabia grosze usilnie stara się wiązać koniec z końcem. Niepełnosprawny dziadek, który lata temu stracił obie nogi, niemal codziennie upija się do nieprzytomności. Na dodatek, na skromnie żyjącej rodzinie cieniem kładzie się tajemnica sprzed lat, o której nikt nie chce mówić... Finley również jest małomówny, co sprawia, że nie ma wielu przyjaciół. Nie traci jednak nadziei. Ma przecież Erin - dziewczynę, która go rozumie i wspaniałą przyjaciółkę w jednym. Ma też koszykówkę. I wielkie marzenie, że kiedyś wyrwie się z Bellmont. Póki co, muszą mu wystarczać codzienne treningi i wieczory z Erin, spędzane na wpatrywaniu się w gwiazdy z dachu jego rodzinnego domu.
Ten monotonny porządek życia przerywa Finleyowi niecodzienna prośba trenera koszykarskiej drużyny - chłopak ma zaprzyjaźnić się z Russelem, który przeprowadził się do Bellmont po tragicznej śmierci rodziców. Chłopak jest równie specyficzny, co młody McMannus - niewiele mówi o sobie i jest aż nadto zafascynowany kosmosem. Jest także niebywale utalentowanym koszykarzem, rozchwytywanym przez największe uczelnie w kraju. Problem jest tylko jeden - nie chce już grać w kosza.

Quick ma niezwykły talent do tworzenia osobliwych i bardzo zapadających w pamięć postaci. Pokazał go już w swoim literackim debiucie, zgrabnie rysując charaktery bohaterów "Poradnika..." - specyficznego, acz przesympatycznego, Pata i szalonej, wybuchowej Tiffany. W "Niezbędniku..." zaskakują bardzo dojrzali emocjonalnie, a jednak przekonujący nastoletni bohaterowie - Erin, Finley i Russell - których, choć momentami bywają irytujący, po prostu nie da się nie lubić. Każdy z nich obdarzony jest czymś wyjątkowym - sekretem, dziwactwem czy niezwykłym talentem - dzięki czemu stają się oni jeszcze bardziej przekonujący.

"Niezbędnik obserwatorów gwiazd" wzbudził we mnie niemałe emocje, choć początkowo książka wydawała mi się nieco monotonna. Akcja jednak nabrała tempa, co sprawiło, że czas spędzony na czytaniu minął mi niebywale szybko. Kolejne kartki uciekały spod palców i ani się obejrzałam, dotarłam do ostatniej strony - niebywale ciepłego i napawającego optymizmem i nadzieją zakończenia.

"Niezbędnik obserwatorów gwiazd" to pozycja obowiązkowa dla osób, które czują, że utknęły; którym życie wydaje się monotonne i pozbawione sensu; które pragną coś zmienić, lecz nie mają odwagi... To powieść, która napełnia nadzieją i pokazuje, że nie wolno nigdy rezygnować z marzeń - nawet, jeśli wydają się one nieosiągalne.

Mało który pisarz może poszczycić się tak spektakularnym debiutem jak Matthew Quick. Jego bestsellerowy "Poradnik pozytywnego myślenia" rozszedł się w milionach egzemplarzy. Sławy przysporzył mu także nakręcony na jego podstawie i nagrodzony Oscarem film o tym samym tytule. Quick jednak nie osiadł na laurach. Stworzył kolejną piękną, poruszającą i niezwykle ciepłą opowieść....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ile byłbyś w stanie poświęcić dla ukochanej osoby? Przed takim dylematem niespodziewanie stanęła Sofia, wybitnie zapowiadająca się pianistka, kiedy pewnej nocy, jak grom z jasnego nieba spadła na nią tragiczna wiadomość - jej chłopak uległ poważnemu wypadkowi i walczy o życie w szpitalu. Sofia, czując się winna, w szpitalnej kapliczce składa wówczas nietypowe śluby - postanawia zrezygnować ze swojej największej namiętności - obiecuje już nigdy więcej nie zagrać.
Tancredi to z pozoru mężczyzna, który nie ma żadnych problemów. Marzenie każdej kobiety - przystojny, szarmacki, świetnie ubrany, romantyczny i bajecznie bogaty. Skrywa w sobie jednak pewien sekret. Sekret, który sprawia, że wszystkie kobiety traktuje jak chwilowy kaprys. Ponieważ Tancredi nie chce kochać.
Pewnego dnia tych dwoje się spotyka. Dla Sofii to zwykły przypadek, Tancredi twierdzi, że to przeznaczenie. Zauroczony kobietą, przyzwyczajony do spełniania wszystkich swoich zachcianek, postanawia za wszelką cenę ją zdobyć...
Moccia zasłynął jako autor poczytnych książek dla młodzieży, których tematem przewodnim była miłość - często trudna i niemożliwa. Jednak "Mężczyzna, którego nie chciała pokochać" to powieść, w której uczucie jest tylko tłem. To książka o decyzjach. O drugich szansach. O poszukiwaniu szczęścia.
Choć fabuła powieści jest dla mnie do bólu przewidywalna i dość mocno oderwana od rzeczywistości, zakończenie mnie zaskoczyło. Pozytywnie. Przypomniało mi, że być może na świecie istnieją jeszcze ludzie gotowi walczyć o swoje szczęście. Bez względu na to, jak ryzykowna i trudna to walka.

Ile byłbyś w stanie poświęcić dla ukochanej osoby? Przed takim dylematem niespodziewanie stanęła Sofia, wybitnie zapowiadająca się pianistka, kiedy pewnej nocy, jak grom z jasnego nieba spadła na nią tragiczna wiadomość - jej chłopak uległ poważnemu wypadkowi i walczy o życie w szpitalu. Sofia, czując się winna, w szpitalnej kapliczce składa wówczas nietypowe śluby -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Nasze szczęśliwe dni" to dla mnie jedna z książek, których oddziaływania nie rozumiem... Na początku mnie znużyła - i to do tego stopnia, że byłam bliska odłożenia jej na półkę. Cieszę się jednak, że tego nie zrobiłam, gdyż akcja, która rozwinęła się po kilku rozdziałach, w końcu niesamowicie mnie wciągnęła!

Isabelle McAllister dorastała w czasach wielkiego kryzysu i wojny. Jej rodzina cieszyła się dużym szacunkiem i ugruntowaną pozycją społeczną. Zupełnie inne życie wiedli Nell i Robert, czarnoskóre rodzeństwo, które pracowało dla jej rodziny. Między nią a Robertem rodzi się uczucie - ale to miłość niemożliwa. Związek białej dziewczyny z czarnoskórym młodzieńcem w tamtych czasach nie miał bowiem racji bytu... Po latach Isabelle, powracając w rodzinne strony, opowiada swoją historię Dorrie - czarnoskórej fryzjerce i towarzyszce jej sentymentalnej podróży.

To piękna i bardzo smutna opowieść - o miłości, dojrzewaniu, tęsknocie, skrywanym przez lata cierpieniu, rodzinnych więziach i ludzkich wyborach. Ale także, a może przede wszystkim, o rasowych uprzedzeniach.
W "Naszych szczęśliwych dniach" Julie Kibler udowadnia starą prawdę: nieważne przed jakim wyborem stoisz, zawsze powinieneś kierować się tym, co dyktuje ci serce.

"Nasze szczęśliwe dni" to dla mnie jedna z książek, których oddziaływania nie rozumiem... Na początku mnie znużyła - i to do tego stopnia, że byłam bliska odłożenia jej na półkę. Cieszę się jednak, że tego nie zrobiłam, gdyż akcja, która rozwinęła się po kilku rozdziałach, w końcu niesamowicie mnie wciągnęła!

Isabelle McAllister dorastała w czasach wielkiego kryzysu i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po kryminały sięgam dość rzadko - w mojej biblioteczce przeważają raczej książki obyczajowe. Jakimś cudem wpadły mi jednak w ręce "Modlitwy o deszcz" Dennisa Lehane. I uważam to literackie spotkanie za całkiem udane!
Patrick Kenzie, prywatny detektyw, przyjmuje zlecenie od młodej kobiety. Sprawa wydaje się banalnie prosta - klientka, Karen Nichols, jest prześladowana przez znanego jej z widzenia mężczyznę. Kenzie szybko rozwiązuje problem kobiety i zapomina o sprawie. Po kilku miesiącach mediami wstrząsa wiadomość o dziwnym samobójstwie - Karen Nichols nago rzuciła się z 26. piętra jednego z bostońskich wieżowców. Kenzie, motywowany wyrzutami sumienia, postanawia odkryć co doprowadziło Karen Nichols do tak dramatycznej decyzji. Co działo się z Karen Nichols od rozwiązania jej problemu z prześladowcą do chwili śmierci? Kenzie kawałek po kawałku odkrywa coraz bardziej zaskakujące i skomplikowane fakty - okazuje się, że śmierć Karen to nie był zwykły przypadek...

Muszę przyznać, że Lehane pisze naprawdę świetnie - poszczególne sceny w książce są niezwykle obrazowe. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że przemierzam Boston wraz z Patrickiem Kenzie. Czułam wszechogarniający mroczny klimat miasta nocą i dreszcz niepokoju w momentach, gdy czarny charakter kontaktował się z detektywem. Całości dopełniają genialne dialogi, zgrabnie wpleciony wątek miłosny, który absolutnie nie zaburzał akcji i wielowymiarowe postaci - w tym uwielbiana przeze mnie bohater - Bubba Rogowski!
Niestety, akcja wydaje mi się zbyt naciągana. Intryga goni intrygę, zabójstwa i machloje uchodzą "temu złemu" płazem i wydają się zupełnie niezauważone przez policję. Pod koniec miałam nieodparte wrażenie, że Lehane wymyśla kolejne zwroty akcji na siłę, próbując za wszelką cenę zaskoczyć czytelnika. Cóż, wyszło raczej sztucznie niż niespodziewanie...

Mimo to "Modlitwy o deszcz" czytało się bardzo przyjemnie. To zdecydowanie niezły kryminał i świetna propozycja na nadciągające już, chłodne jesienne wieczory na kanapie z ciepłym kocem.

Po kryminały sięgam dość rzadko - w mojej biblioteczce przeważają raczej książki obyczajowe. Jakimś cudem wpadły mi jednak w ręce "Modlitwy o deszcz" Dennisa Lehane. I uważam to literackie spotkanie za całkiem udane!
Patrick Kenzie, prywatny detektyw, przyjmuje zlecenie od młodej kobiety. Sprawa wydaje się banalnie prosta - klientka, Karen Nichols, jest prześladowana przez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Lubię powieści Emily Giffin. Są lekkie i niewymagające, a jednak gdzieś między wierszami poruszają istotne problemy, z którymi codziennie borykają się ludzie. Nie inaczej jest w przypadku "Dziecioodpornej".

Claudia Parr to typowa, współczesna nowojorska kobieta - atrakcyjna i rozrywkowa 35-latka skupiona na podróżach i karierze, odnosząca sukcesy na polu zawodowym; szczęśliwa mężatka zadowolona z poczucia wolności, jakie daje jej brak potomstwa. Bo Claudia nie chce mieć dzieci. Nigdy. Nie, żeby ich nie lubiła. Wręcz przeciwnie - uwielbia swoją siostrzenicę Zoe oraz jej młodszych braciszków. Ale mimo to nie ciągnie jej do macierzyństwa. Jej mąż, Ben, podziela poglądy Claudii na temat potomstwa. Jego odczucia zmieniają się jednak z chwilą narodzin synka ich najbliższych przyjaciół. Gdy pewnego wieczoru Ben oznajmia Claudii, że jednak chce zostać ojcem, kobieta czuje się zdradzona i oszukana. Przecież mieli umowę! Wszystko wskazuje więc na to, że to początek końca ich małżeństwa...

Kolejne kartki powieści Giffin szybko uciekają spod palców. Fabuła jest prosta i do bólu przewidywalna, ale historii Giffin niczego to nie ujmuje. Poruszony temat jest ciekawy i współcześnie coraz częściej spotykany, próżno jednak szukać w tej powieści głębszych jego analiz. "Dziecioodporna" to po prostu przyjemna lektura na leniwe, niedzielne popołudnie.

Lubię powieści Emily Giffin. Są lekkie i niewymagające, a jednak gdzieś między wierszami poruszają istotne problemy, z którymi codziennie borykają się ludzie. Nie inaczej jest w przypadku "Dziecioodpornej".

Claudia Parr to typowa, współczesna nowojorska kobieta - atrakcyjna i rozrywkowa 35-latka skupiona na podróżach i karierze, odnosząca sukcesy na polu zawodowym;...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

„Książki mają duszę. Duszę tych, którzy je piszą, tych, którzy je czytają i którzy o nich marzą.”

Dziś "Gra anioła" zaskarbiła sobie kolejną z nich - bo zapadłam się w treść tej książki bez pamięci. Po raz kolejny Zafón czaruje, sprawiając, że nie można się od jego dzieła oderwać.

W "Grze anioła" autor ponownie przenosi nas do magicznych zakątków przedwojennej Barcelony - owianego tajemnicą Cmentarza Zapomnianych Książek i, dobrze już znanej czytelnikom jego prozy, księgarni Sempere i Synowie.
Historia Davida Martina naznaczona jest cierpieniem i bólem. Opuszczony przez rodziców, odrzucony przez ukochaną, żyjący w cieniu swego o wiele lepiej sytuowanego i docenianego przyjaciela, miażdżony przez literackich krytyków... Od najmłodszych lat jego jedyną radością są książki, które z czasem stają się też jednym ze źródeł jego cierpienia. Szansy na odmianę swojego nędznego losu Martin upartuje we współpracy z tajemniczym paryskim wydawcą - Andreasem Corellim, który ma dla Davida nietypowe zlecenie. Szybko okazuje się jednak, że to, co pisarz uważał za wielką szansę, w rzeczywistości jest przekleństwem... Zagłębiając się w historię swojego domu oraz poszukując informacji o tajemniczym wydawcy pisarz dociera to tajemnicy sprzed lat, którą ktoś za wszelką cenę chce pozostawić w ukryciu...
Mroczny świat, jaki przedstawia w "Grze anioła" Zafón, rozjaśnia jednak mała, lecz silna iskierka nadziei. To Isabella, dziewczyna o ambicjach literackich, która za wszelką cenę chce się uczyć pisarskiego warsztatu od głównego bohatera. I z impetem wkracza w jego życie, wywracając je do góry nogami.

Choć "Grę anioła" i poprzednie dzieła Zafóna łączą pewne miejsca, postaci i historie, książka ta jest od nich zupełnie inna. Tu jawa miesza się ze snem, nie wiadomo co faktycznie się wydarzyło, a co było tylko złudzeniem. Całości dopełnia tajemnicza i demoniczna postać Corelliego, który pojawia się w życiu Davida równie niespodziewanie, jak z niego znika... "Gra anioła" to kolejny w pisarskiej karierze Zafóna kawał dobrej literatury, który, ze względu na dużą dozę fantazji i dziwnych splotów wydarzeń, każdy czytelnik będzie interpretował na swój sposób.

„Książki mają duszę. Duszę tych, którzy je piszą, tych, którzy je czytają i którzy o nich marzą.”

Dziś "Gra anioła" zaskarbiła sobie kolejną z nich - bo zapadłam się w treść tej książki bez pamięci. Po raz kolejny Zafón czaruje, sprawiając, że nie można się od jego dzieła oderwać.

W "Grze anioła" autor ponownie przenosi nas do magicznych zakątków przedwojennej Barcelony -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jest wiele książek o miłości. Nie będzie nadużyciem, gdy stwierdzę, iż w każdej lekturze, prędzej czy później, pojawia się ten temat. Ale "Pamiętnik" to historia zupełnie inna niż wszystkie...

Północna Karolina, lato 1932 roku - w tej scenerii wykiełkowała miłość niemożliwa. Noah Calhoun - ubogi, lecz bardzo pracowity i uczynny młody mężczyzna - i Allie Nelson - dziewczyna z dobrego domu, która na wyciągnięcie ręki ma wszystko, czego zapragnie. Uczucie, które ich połączyło, przyszło nagle i równie niespodziewanie zostało przerwane. I gdy wydawało się, że wszystko, co przeżyli tego pamiętnego lata pozostanie w sferze młodzieńczych wspomnień, po 14 latach rozłąki spotykają się znów. Allie wiedzie już zupełnie inne życie. Jednak Noah nigdy nie zapomniał o swojej miłości...

Sparks jest specjalistą w tworzeniu fabuł wyciskających łzy. Ale jego "Pamiętnik" to historia nie tylko o wielkim uczuciu, ale także o tym, że nie mamy do końca wpływu na swoje życie. Czasem to, co budowaliśmy przez lata, w jednej chwili może odebrać nam okrutna choroba...

Jest wiele książek o miłości. Nie będzie nadużyciem, gdy stwierdzę, iż w każdej lekturze, prędzej czy później, pojawia się ten temat. Ale "Pamiętnik" to historia zupełnie inna niż wszystkie...

Północna Karolina, lato 1932 roku - w tej scenerii wykiełkowała miłość niemożliwa. Noah Calhoun - ubogi, lecz bardzo pracowity i uczynny młody mężczyzna - i Allie Nelson - dziewczyna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Cień wiatru" mnie zaczarował. Treść tej niezwykłej książki pochłonęła mnie bez reszty w chwili, gdy przeczytałam pierwsze jej zdanie. Nieco inaczej rzecz się miała z "Więźniem Nieba". Nie było już tych samych emocji, nie czułam dreszczyku podniecenia od pierwszych jej słów... Jednak im głębiej się w nią wczytywałam, tym bardziej nie mogłam się od niej oderwać i w końcu przepadłam bez reszty.
"Więzień Nieba" z całą pewnością nie rozczaruje miłośników pióra Carlosa Ruiza Zafóna. Książka pisana jest równie pięknym i bogatym językiem, co jej poprzedniczka. Brakowało mi jedynie tych fantastycznych opisów dawnej Barcelony, którymi autor tak mnie ujął w "Cieniu Wiatru".
Wciąż jeszcze dźwięczy mi w głowie kilka ostatnich wersów tej książki... I nie ukrywam, że zakończenie pozostawiło we mnie dziwne uczucie niepokoju wraz z dręczącym mnie pytaniem: "co się z nimi dalej stanie?".

"Cień wiatru" mnie zaczarował. Treść tej niezwykłej książki pochłonęła mnie bez reszty w chwili, gdy przeczytałam pierwsze jej zdanie. Nieco inaczej rzecz się miała z "Więźniem Nieba". Nie było już tych samych emocji, nie czułam dreszczyku podniecenia od pierwszych jej słów... Jednak im głębiej się w nią wczytywałam, tym bardziej nie mogłam się od niej oderwać i w końcu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To moje drugie podejście do prozy Witkowskiego - za sobą mam już "Drwala", który bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. I niezmiernie się cieszę, że to po niego sięgnęłam najpierw, bo myślę, że gdybym w pierwszej kolejności przeczytała "Barbarę...", "Drwal" do dziś leżałby na półce nietknięty...

Tytułowa Barbara Radziwiłłówna to... mężczyzna. Hubert, około 40-letni kawaler, swój nietypowy przydomek zawdzięcza zamiłowaniu do najróżniejszych błyskotek. Wbrew pozorom, mężczyzna nie ma nic wspólnego z arystokracją - to syn niewykształconej, poznańskiej prostytutki. W życiu imał się różnych zajęć, choć obecnie całkowicie pochłania go prowadzenie niewielkiego lombardu. Nadal jednak każdą okazję i sytuację rozpatruje pod kątem tego, ile, i czy w ogóle, można na niej zarobić, jednocześnie inwestując jak najmniej. Podziw i szacunek wzbudzają u niego wyłącznie ci, którzy potrafią sowicie zarobić na wszelkiej maści przekrętach. Obracający się w towarzystwie cinkciarzy i drobnych oszustów Hubert uważa się też za człowieka bardzo pobożnego - choć nieco na wyrost. Pewnego wieczoru, ubolewając nad coraz gorzej prosperującym biznesem w towarzystwie przyjętej w zastaw figurki Maryi Panny, doznaje objawienia i postanawia wyruszyć na pielgrzymkę...

Książka w groteskowy i humorystyczny sposób portretuje postać szaraczka z czasów PRL-u, który usiłuje żyć w myśl prostej zasady - "jak tu zarobić i się nie narobić". Witkowski posługuje się prostym, ociekającym wręcz wulgaryzmami językiem z elementami gwary, ale uważam, że dobrze oddaje on charakter tej powieści.
Nie ukrywam - czytało mi się ciężko i z trudem dobrnęłam do końca. Podziwiam jednak wytrwałość i konsekwencję autora w dążeniu do jak najlepszego sportretowania okresu PRL-u.

To moje drugie podejście do prozy Witkowskiego - za sobą mam już "Drwala", który bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. I niezmiernie się cieszę, że to po niego sięgnęłam najpierw, bo myślę, że gdybym w pierwszej kolejności przeczytała "Barbarę...", "Drwal" do dziś leżałby na półce nietknięty...

Tytułowa Barbara Radziwiłłówna to... mężczyzna. Hubert, około 40-letni kawaler,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Są takie książki, których absolutnie nie chce się kończyć. Odkąd przeczytałam pierwsze zdanie "Cienia wiatru" wiedziałam, że to będzie jedna z nich. Ze smutkiem obserwowałam coraz szybciej ubywającą ilość kartek do przeczytania, a kiedy dotarłam do ostatniej kropki długo nie mogłam sięgnąć po kolejną lekturę...
Zafón pisze po prostu fantastycznie. Żadne słowo, żaden przecinek czy wykrzyknik nie jest w jego dziele przypadkowy. Uczucia i emocje bohaterów, spotykające ich sytuacje i przygody przedstawione są tak szczegółowo, tak dokładnie i precyzyjnie... Czytając nie mogłam oprzeć się wrażeniu, iż wraz z Danielem Sempere przemierzam ulice Barcelony, patrząc na wszystko jego oczami.
Wisienkę na torcie stanowią przepiękne opisy jednego z najsłynniejszych miast Hiszpanii. Nigdy tam nie byłam, ale czytając "Cień wiatru" widziałam to wszystko, o czym pisał Zafón. Każdą uliczkę, kawiarenkę, sklep i budynek.
I, choć rzadko wyrabiam sobie opinię o autorze po przeczytaniu zaledwie jednego jego dzieła, uważam, że nie będzie przesadą, gdy nazwę Carlosa Ruiza Zafóna absolutnym mistrzem pióra.

Są takie książki, których absolutnie nie chce się kończyć. Odkąd przeczytałam pierwsze zdanie "Cienia wiatru" wiedziałam, że to będzie jedna z nich. Ze smutkiem obserwowałam coraz szybciej ubywającą ilość kartek do przeczytania, a kiedy dotarłam do ostatniej kropki długo nie mogłam sięgnąć po kolejną lekturę...
Zafón pisze po prostu fantastycznie. Żadne słowo, żaden...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pat Peoples swoje życie traktuje jak film. W kinowych przebojach wszyscy bohaterowie przeżywają wzloty i upadki, a następnie, dzięki serii pozytywnych splotów wydarzeń oraz odrobinie cudu, ich historia kończy się happy endem. Cóż, Pat właśnie podnosi się po jednym z takich upadków. Dopiero co opuścił "niedobre miejsce", czyli zakład psychiatryczny, w którym, nie do końca świadomie, przeżył ostatnie kilka lat. Jego plan jest prosty: teraz musi po prostu myśleć pozytywnie, starać się być miłym, dużo ćwiczyć i absolutnie unikać smoothjazzowego muzyka, który, nie wiedzieć czemu, wyzwala w nim niepohamowaną agresję. Ma przed sobą tylko jeden cel - najjaśniejszy punkt całego misternego planu: chce odzyskać swoją żonę, Nikki.

"Poradnik pozytywnego myślenia" na pierwszy rzut oka wydawał mi się lekturą dość naiwną. Główny bohater jest po prostu dużym dzieckiem. Wszystko rozkłada na czynniki pierwsze, myśli w bardzo prosty sposób i bardzo często płacze. Jednak z każdą przeczytaną kartką z książki Quicka wyłania się obraz człowieka z poturbowaną psychiką, który ze swoimi problemami stara się radzić sobie najlepiej, jak potrafi - myśląc pozytywnie, z nadzieją, że już wkrótce jego los się odmieni. Musi tylko jeszcze odrobinę o to powalczyć, jak Rocky z popularnej filmowej serii... I rzeczywiście w życiu Pata wiele się zmienia, a wszystko to za sprawą nieco ekscentrycznej Tiffany - również po przejściach - która w bardzo osobliwy sposób usiłuje się z nim zaprzyjaźnić...

"Poradnik..." to niezwykle ciepła historia, która faktycznie skłania do refleksji. Sekretem jest tu zdecydowanie postać głównego bohatera, którego, moim zdaniem, po prostu nie da się nie polubić! Dlatego zdecydowanie polecam wszystkim tę krótką, choć niemal 400-stronicową przechadzkę pod rękę z Patem Peoples. To idealny sposób na spędzenie wakacyjnego popołudnia :)

Pat Peoples swoje życie traktuje jak film. W kinowych przebojach wszyscy bohaterowie przeżywają wzloty i upadki, a następnie, dzięki serii pozytywnych splotów wydarzeń oraz odrobinie cudu, ich historia kończy się happy endem. Cóż, Pat właśnie podnosi się po jednym z takich upadków. Dopiero co opuścił "niedobre miejsce", czyli zakład psychiatryczny, w którym, nie do końca...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Warszawa jest jak gigantyczne mrowisko. Na ulicach, w budynkach i firmach mijają się setki tysięcy ludzi - wszyscy są dla siebie jednakowo obcy. Siemion wbrew wszystkiemu splata jednak ze sobą losy osób zupełnie niepozornych.
Linka jest żoną Aureliusza, chłodnego polityka-publicysty wyznającego konserwatywne wartości. Sama marzy o powiększeniu rodziny, życiu luksusie i własnym programie w TV. Postanawia więc odejść od męża i zacząć nowe życie.
Tadeo ma już za sobą nowy start. Wyrwał się już z nudnej pipidówy, teraz pora na podbicie Warszawy. Ciężko jednak snuć plany podbicia stolicy, gdy jest się bezdomnym, pracującym na trzy zmiany w dziale ksero międzynarodowej korporacji.
Po szczeblach tej samej wielkiej firmy pnie się Zosia, próbująca pozbierać się po utracie ukochanego. Ból istnienia zagłusza pracą i ostro doprawianymi imprezami.
A w tle wielka, międzynarodowa transakcja z Amerykanami.
Muszę przyznać, że to za dużo, nawet jak dla mnie - a lubię, kiedy w książkowych fabułach wiele się dzieje. Wątki nieco się mieszają, jeden przyćmiewa drugi, Siemion skacze z kwiatka na kwiatek. Do tego zupełnie banalne i niesatysfakcjonujące, według mnie, zakończenie...
Zdecydowanie na plus oceniam jednak styl pisania autora. Jest w nim świeżość, czyta się bardzo przyjemnie.
Mimo to "Finimondo" nie podbiło mojego serca. Mówiąc szczerze, ciężko mi było przebrnąć przez nie do końca.

Warszawa jest jak gigantyczne mrowisko. Na ulicach, w budynkach i firmach mijają się setki tysięcy ludzi - wszyscy są dla siebie jednakowo obcy. Siemion wbrew wszystkiemu splata jednak ze sobą losy osób zupełnie niepozornych.
Linka jest żoną Aureliusza, chłodnego polityka-publicysty wyznającego konserwatywne wartości. Sama marzy o powiększeniu rodziny, życiu luksusie i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Pierwsza miłość jest niesamowita. Wznosi nas trzy metry ponad niebo. I tak naprawdę nigdy się nie kończy. Zostaje z nami na zawsze, tkwi gdzieś głęboko w sercu, wyidealizowana do granic możliwości. Najpierw sprawia, że cierpimy, tkwi w nas jak bolesna drzazga. Z czasem ból zamienia się w przyjemność...
Step jest dopiero na początku tej trudnej drogi. Miota się. Nadal kocha Babi i nie potrafi poradzić sobie z jej stratą, choć ona ułożyła sobie już życie z innym mężczyzną. Nie umie zapomnieć. Wspomnienia spadają na niego jak gromy z jasnego nieba. Otaczają go, pochłaniają, a następnie porzucają nagle i bez ostrzeżenia - zupełnie jak miłość jego życia...
I wtedy - puf! - znikąd pojawia się ona. Ginevra. Gin. Tonic! I bezczelnie, choć z ogromną dozą uroku, wywraca życie Stepa do góry nogami. Z pozoru zupełnie przypadkowe spotkanie w rzeczywistości jest częścią misternego planu. Bo Gin kocha Stepa od lat...
Tymczasem on stopniowo przyzwyczaja się do niej, zaczyna jej pragnąć coraz bardziej, zakochuje się w niej... Do czasu, aż na jego drodze znów pojawia się Babi. Dawna fascynacja odżywa... I tu Moccia ujawnia kolejne stare prawdy o pierwszej miłości:
Po pierwsze, dorastamy i zmieniamy się, ale ona - miłość - zawsze pozostaje taka sama. Idealizujemy tych, których kochamy, bo rozpamiętujemy tylko to, co dobre; to, czego najbardziej nam brakuje. W końcu także do Stepa dociera, że jego Babi już nie ma. Zostało tylko "zniekształcone odbicie tego, co kiedyś kochał...".
Po drugie, doceniamy kogoś dopiero wtedy, kiedy stracimy go na dobre... I właśnie wtedy Step zaczyna rozumieć, kogo tak naprawdę chce...

Książkę polecam całym sercem. Wiem, że niektórzy czytelnicy oczekiwali zupełnie innego zakończenia tej historii... Ja jednak uważam, że jest idealne. I z niecierpliwością czekam na kontynuację!

Pierwsza miłość jest niesamowita. Wznosi nas trzy metry ponad niebo. I tak naprawdę nigdy się nie kończy. Zostaje z nami na zawsze, tkwi gdzieś głęboko w sercu, wyidealizowana do granic możliwości. Najpierw sprawia, że cierpimy, tkwi w nas jak bolesna drzazga. Z czasem ból zamienia się w przyjemność...
Step jest dopiero na początku tej trudnej drogi. Miota się. Nadal...

więcej Pokaż mimo to