-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać370
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
2024-05-17
2024-04-12
SŁONIOM NA RATUNEK
Afryka kojarzy nam się z upałem, dziewiczą przyrodą i dzikimi zwierzętami. To raj dla naukowców - biologów, zoologów i botaników, którzy wyjeżdżają na Czarny Ląd aby prowadzić swoje badania i obserwacje w naturalnym środowisku. Każda ekspedycja wiąże się z długimi przygotowaniami, załatwianiem pozwoleń, dokumentów i ogarnięciem całej biurokracji. Nierzadko dochodzą do głosu również uwarunkowania polityczne, które burzą wcześniej poczynione plany i ustalenia. Z takimi złożonymi trudnościami muszą się mierzyć Delia i Mark Owensowie przed rozpoczęciem każdej swojej afrykańskiej wyprawy. O kulisach, badaniach i życiu na Czarnym Lądzie opowiadają w swoich książkach, które szybko stają się bestsellerami. Te powieści podróżniczo - przygodowe będące przepięknymi relacjami z życia w otoczeniu dzikich zwierząt i dziewiczej przyrody to interesująca, mądra i bardzo potrzebna literatura faktu, która spełnia rolę edukacyjną i krajoznawczą.
"Oko słonia" to trzecia powieść Delii i Marka Owensów, w której wybieramy się z autorami do Deception Valley w Botswanie - miejsca ich poprzedniej ekspedycji na pustyni Kalahari, a potem ze względów politycznych przenosimy się do najbardziej dzikiego i niezbadanego Parku Narodowego Luangwa Północna na terenie Zambii. To trudny i niedostępny teren oddalony od wiosek i jakiejkolwiek cywilizacji. Są tu rzeki, strome górskie zbocza i głębokie doliny, które stanowią ogromne wyzwanie zarówno dla badaczy jak i ze względów logistycznych. Z uwagi na odludne i dzikie tereny jest to obszar idalny do obserwacji dla zoologów. Tym razem Delia i Mark poświęcają się walce o przetrwanie słoni afrykańskich, które giną nie tylko za sprawą wszechobecnej suszy i braku wody, ale przede wszystkim z ręki kłusowników. Determinacja i konsekwencja w zmaganiach prowadzących do ocalenia tych ogromnych dzikich zwierząt są godne podziwu, choć odnosi się wrażenie, że jest to walka z przysłowiowymi wiatrakami. Dla miejscowej ludności, plemion Bisa i Bemba oraz dla ministrów i rządzących tym regionem kłusownictwo to po prostu sposób na życie, forma pracy i zarobkowania. Nikt się tutaj nie zastanawia, że poprzez przyzwolenie na ten okrutny proceder populacja słoni afrykańskich po prostu wyginie bezpowrotnie.
Powieść jest przepiękna i emocjonalna. Poraża swoją brutalną szczerością. Dramatyczne opisy polowań i przerażające ataki na zwierzęta mrożą krew w żyłach i uświadamiają nam powagę sytuacji. Porównanie cmentarzyska słoni pełnego nagich kości i szkieletów do Auschwitz również nie pozostawia złudzeń. Bliższe zaznajomienie się z tymi wyjątkowymi, mądrymi i empatycznymi zwierzętami sprawiło mi wiele radości, ale dostarczyło też mnóstwa wzruszeń. Każdy rozdział, każdy etap i każda przygoda wzbudzają skrajne emocje. Bardzo podoba mi się fakt, że każde zwierzę, z którym Owensowie mają do czynienia otrzymuje swoje imię i od tego momentu przestaje być obce i anonimowe.
Delia i Mark piszą ciekawie i obrazowo. Zadziwia mnie spokój i opanowanie, które towarzyszy im w sytuacjach kryzysowych. Napięcie niejednokrotnie wywołuje niepokój i sprawia, że emocje przez cały czas pozostają na najwyższym poziomie. W swojej opowieści autorzy stawiają na szczerość i prawdę bez retuszu i zbędnych upiększeń. Ich relacja jest spójna, klarowna i bardzo interesująca w odbiorze.
Książka niesie ze sobą także dużo treści edukacyjnych. Od bliższego poznania słoni afrykańskich, ich zwyczajów, zachowań i cech, poprzez przyczynę zmniejszania się ich populacji, aż po główne rynki zbytu. Przekonujemy się jakie znaczenie ma informacja i nagłośnienie problemu. Dowiadujemy się czy walka i ogromna praca Delii i Marka na rzecz słoni przynosi wymierne efekty.
Uwielbiam książki podróżnicze, które zabierają mnie w egzotyczne zakątki świata. Powieść "Oko słonia" poprzez poruszoną tematykę wywarła na mnie ogromne wrażenie. Muszę koniecznie nadrobić poprzednie powieści napisane przez Delię i Marka, gdyż przebywanie na afrykańskim kontynencie, życie wśród dzikiej przyrody i walka o prawa zwierząt to dla mnie sprawa bardzo istotna i jednocześnie niezapomniana przygoda. "Oko słonia" to poruszająca powieść obyczajowa, ciekawa i egzotyczna przygoda, emocjonujący dreszczowiec, ciekawie napisana opowieść podróżnicza i historia oparta na faktach w jednym tomie.
Książkę otrzymałam z klubu recenzenta serwisu nakanapie.pl i muszę przyznać, że jest to jeden z najlepszych wyborów jakiego dokonałam, wyszukując sobie książkę do lektury.
SŁONIOM NA RATUNEK
Afryka kojarzy nam się z upałem, dziewiczą przyrodą i dzikimi zwierzętami. To raj dla naukowców - biologów, zoologów i botaników, którzy wyjeżdżają na Czarny Ląd aby prowadzić swoje badania i obserwacje w naturalnym środowisku. Każda ekspedycja wiąże się z długimi przygotowaniami, załatwianiem pozwoleń, dokumentów i ogarnięciem całej biurokracji....
2024-04-02
NIESPEŁNIONA OBIETNICA
Przeczytałam już kilka powieści Kristin Harmel i muszę przyznać, że jak dotąd na żadnej się nie zawiodłam. Uwielbiam obrazowy styl pisania aurorki, jej ciekawe pomysły, intrygującą fabułę, przekaz emocji i mistrzowskie wręcz łączenie ze sobą odległych płaszczyzn czasowych, które pozostają w równowadze i w konsekwencji tworzą złożoną, ale bardzo spójną i przemyślaną opowieść. Każda przeczytana przeze mnie książka autorki okazywała się inna, niepowtarzalna i wyjątkowa, a jedną cechą łączącą te wszystkie historie, jest przeszłość osnuta wokół wydarzeń naznaczonych przez II wojnę światową. Krótko mówiąc powieści Kristin Harmel to nieprzeciętne książki z górnej półki, które usatysfakcjonują nawet najbardziej wymagających czytelników.
"A gdy znów się spotkamy" to historia Emily, dziennikarki, która po śmierci babci Margaret Emerson otrzymuje pocztą tajemniczą przesyłkę opatrzoną anonimowym listem nawiązującym do przeszłości. W ten sposób kobieta staje się właścicielką pewnego wyjątkowego i bardzo osobistego obrazu przedstawiającego Margaret z czasów, gdy była młodą dziewczyną. Emily jest mocno zaintrygowana tym bardziej, że babcia nigdy nie opowiadała o swojej młodości, ani o mężczyźnie, który był ojcem jej jedynego syna Victora. Kobieta postanawia rozwikłać tajemnicę przeszłości swojej rodziny i dowiedzieć się czegoś o swoim biologicznym dziadku, który był jedyną miłością Margaret. Otrzymany obraz ma jej ułatwić to trudne zadanie. Ojciec również służy Emily swoją pomocą, choć z uwagi na mocno skomplikowane relacje kobieta nie jest skłonna do współpracy. Wspólna podróż za ocean, do Monachium, jest ogromną szansą dla Victora i Emily na odbudowanie więzi, ale może również pomóc otworzyć szczelnie dotąd zamknięte drzwi do przeszłości.
Czy ojciec i córka wykorzystają tę okazję? Jakie niespodzianki kryje przeszłość bohaterów?
"A gdy znów się spotkamy" to przepiękna, wzruszająca opowieść wielowątkowa, której lektura to czysta przyjemność. Jestem zauroczona. Kristin Harmel stworzyła inteligentną i bardzo prawdziwą historię, która przystaje do rzeczywistości, jaka nastała po II wojnie światowej. Autorka podjęła kolejny frapujący temat, ukazując wojenne czasy poprzez pracę niemieckich jeńców - żołnierzy wziętych do niewoli i wysłanych za ocean, między innymi na Florydę, do pracy na farmie przy uprawie trzciny cukrowej. Mamy też reminiscencje walk na froncie, w Afryce, które odciskają głębokie piętno na psychice żołnierzy niemieckich walczących często wbrew sobie i swoim przekonaniom. Muszę przyznać, że zainteresowała mnie bardzo ta tematyka i postanowiłam dowiedzieć się więcej.
Książka jest ciekawym patchworkiem smutków i radości oplecionym nutą nostalgii. Akcja biegnie dwutorowo, płaszczyzny przeplatają się ze sobą tworząc bardzo wyrazisty obraz powieściowej rzeczywistości. Mroczny i smutny okres II wojny światowej obfitujący w wydarzenia będące istotą całej opowieści idealnie równoważą i uzupełniają obecne zdarzenia prowadzące do rozwikłania tajemnic rodziny. Wojenna rzeczywistość to nie tylko ciemność, strach, niepewność i śmierć, ale też życie pomimo wszystko, praca, drobne radości, miłość i nadzieja, które docenia się bardziej i odczuwa mocniej. A teraźniejszość to przede wszystkim konsekwencje pewnych wyborów, nie zawsze właściwych, które mają wpływ na kolejne lata, na przyszłość.
Powołani do życia bohaterowie to osoby z trudną przeszłością, mający za sobą bolesne doświadczenia i osobiste dramaty. To prawdziwi ludzie z krwi i kości mierzący się z własnymi demonami, poszukujący szczęścia, potrzebujący rozgrzeszenia i wybaczenia. Są bardzo autentyczni w swoim postępowaniu i wiarygodni w odczuwaniu emocji.
Kristin Harmel należy do grona moich ulubionych pisarek. Cieszę się, że mam jeszcze kilka jej powieści do przeczytania, bo są one dla mnie zawsze prawdziwą ucztą czytelniczą. Książkę "A gdy znów się spotkamy" wypatrzyłam w klubie recenzenta i otrzymałam ją od serwisu nakanapie.pl. Muszę przyznać, że był to naprawdę bardzo dobry wybór!
NIESPEŁNIONA OBIETNICA
Przeczytałam już kilka powieści Kristin Harmel i muszę przyznać, że jak dotąd na żadnej się nie zawiodłam. Uwielbiam obrazowy styl pisania aurorki, jej ciekawe pomysły, intrygującą fabułę, przekaz emocji i mistrzowskie wręcz łączenie ze sobą odległych płaszczyzn czasowych, które pozostają w równowadze i w konsekwencji tworzą złożoną, ale bardzo...
2024-02-10
MĘŻCZYZNA Z FOTOGRAFII
Mówi się żeby nie oceniać książki po okładce, ale jak przejść obojętnie obok takiej cudnej grafiki, która przyciąga wzrok i pobudza wyobraźnię. Nie da się. Dlatego gdy tylko ujrzałam "Uczucie prawdy" w klubie recenzenta serwisu nakanapie.pl od razu się na nie zdecydowałam. Karolina Wasielewska jest dziennikarką i autorką bloga, wydała też już jedną swoją książkę. Pomyślałam więc, że fajnie będzie poznać jej sposób pisania. I w ten sposób trafiłam na zaskakująco dobrze napisaną i ciekawie skonstruowaną opowieść, którą czyta się jednym tchem i która pozostawia po sobie same miłe wrażenia. Odnalazłam w niej też pewną świeżość, elementy zaskoczenia i całe mnóstwo emocji.
Poznajcie zatem Zosię i Justynę - dwie siostry, które porządkując rzeczy po swojej zmarłej babci Mariannie Dobrowolskiej odnajdują w jej torebce pewne zdjęcie sprzed lat. Tajemniczy mężczyzna o inicjałach J.K. widniejący na fotografii zaintrygował przede wszystkim młodszą z kobiet. Justyna namawia bardziej sceptyczną Zosię na wyjazd na Kociewie do miejscowości Okarpiec skąd pochodziła babcia. Bohaterki zatrzymują się w jednym z pensjonatów urokliwie położonym nad jeziorem Kałębie nazywanym Kociewskim Morzem u przesympatycznej gospodyni - pani Marty. Siostry postanawiają odnaleźć mężczyznę ze zdjęcia i przy okazji poznać lepiej tajemniczą przeszłość babci, o której seniorka nie chciała opowiadać. Udaje im się odnaleźć najlepszą przyjaciółkę Marianny - Gertrudę Piórkowską, która dzieli się z Justyną i Zosią wyjątkową opowieścią o Marysi - jej trudnym życiu, pięknej miłości i żarliwej namiętności, która odmienia człowieka i czyni go zdolnym do największych poświęceń.
Karolina Wasielewska podzieliła się z czytelnikami przepiękną, nad wyraz realistyczną opowieścią o ludziach, którzy kochali na przekór wszystkim przeciwnościom, o życiu, które potrafi brutalnie zaskakiwać, o miłości, która wymaga wyrzeczeń i o decyzjach, których skutki dotykają wielu osób. Jestem zauroczona tą przepiękną historią. Książka tak bardzo wpisała się w mój gust czytelniczy, że aż mnie samą to zaskoczyło.
Aby ciekawie wykreować powieściową rzeczywistość autorka posłużyła się dwoma planami czasowymi. Wydarzenia dotyczące teraźniejszości pozwalają nam poznać lepiej obie siostry, ich przemyślenia oraz codzienne problemy. Przeszłość natomiast została w całości poświęcona Mariannie Dobrowolskiej. Poznajemy lata jej młodości, smutny okres wojennej okupacji i potem dorosłe życie jeszcze na Kociewiu, a następnie w Mieroszowie na Śląsku. Jest to jedna z tych nielicznych powieści, gdzie obie płaszczyzny zainteresowały mnie w równym stopniu i nie umiem powiedzieć, która otrzymałaby wyższą ocenę - obie okazały się nietuzinkowe i bardzo mi się spodobały.
Fabuła intryguje i oddaje realizm powieści. Świat utkany z marzeń i pragnień przeplata się z brutalną codziennością tak bardzo odbiegającą od ideału, że aż boli. Autorka postawiła na szczerość bez upiększeń, bez retuszu, bez fałszu i to się bardzo dobrze sprawdziło. Akcja biegnie dość wartko, nie ma dłużyzn, nie ma nudy, za to czeka na nas sporo niespodzianek. Historia wzbudza wiele emocji. Ich przekaz jest bardzo czytelny i jednoznaczny.
I co ważne... Karolinie Wasielewskiej udało się oddać urok, czar i niepowtarzalność Kociewia, piękno tamtejszych jezior oraz wyjątkowość niektórych miejsc, które warto byłoby odwiedzić z mapą w ręku. Bohaterowie tworzą klimat, jakiego nie znajdziecie w żadnym innym zakątku naszego kraju. Odnajdziecie tu wierność ludowej tradycji, mądrość życiową, gościnność na co dzień oraz mnóstwo pozytywnych wibracji. Czujcie się zaproszeni w okolice jeziora Kałębie, gdzie można miło spędzić czas o każdej porze roku.
MĘŻCZYZNA Z FOTOGRAFII
Mówi się żeby nie oceniać książki po okładce, ale jak przejść obojętnie obok takiej cudnej grafiki, która przyciąga wzrok i pobudza wyobraźnię. Nie da się. Dlatego gdy tylko ujrzałam "Uczucie prawdy" w klubie recenzenta serwisu nakanapie.pl od razu się na nie zdecydowałam. Karolina Wasielewska jest dziennikarką i autorką bloga, wydała też już jedną...
2024-02-05
SIŁACZKA Z PODLASIA
"Dziedziczka lipowej alei" to już trzecia powieść Celiny Mioduszewskiej jaką miałam przyjemność przeczytać. Tym razem autorka pokusiła się o sfabularyzowaną biografię wykształconej Podlasianki - Stefanii Karoliny Karpowicz. Kobieta urodziła się w 1876 roku w ziemiańskiej rodzinie w Wilnie. Jednak całe swoje stuletnie niemal życie spędziła na Podlasiu. W młodości uczyła się i wiele podróżowała między innymi do Warszawy, Krakowa i po Europie - do Monachium i Paryża. Pragnęła rozwijać swoją pasję malarską, ale w tym przypadku przeważył rodzimy patriotyzm oraz względy społeczne. Ostatecznie Stefania zakupiła majątek ziemski w Krzyżewie i na stałe osiadła na podlaskiej wsi. Zamieszkała razem ze swoją matką Bronisławą i obie kobiety poświęciły się dla dobra społeczności miejscowych chłopów budując szkołę rolniczą na wzór Danii i Szwecji. Ta placówka była jedynym i najważniejszym dzieckiem bohaterki. I to właśnie ona - Stefania Karpowicz nosi miano polskiej siłaczki. To dla niej praca organiczna i praca od podstaw stanowiły istotę życia. Bo jak twierdziła: "Najważniejsze, to pracować dla tych, którzy nas potrzebują."
Celina Mioduszewska w ciekawy sposób zaplanowała swoją powieść oddając głos Anie - pisarce, którą zainteresowały losy niezwykłej kobiety, wyemancypowanej i światłej Stefanii Karoliny Karpowicz. Ana spisując swoją opowieść przytacza życiorys tej wyjątkowej kobiety począwszy od dnia jej narodzin. Wydarzenie to zostało poprzedzone swego rodzaju wprowadzeniem ukazującym stosunki rodzinne oraz więź łączącą rodziców Stefanii - Bronisławę z Jasiewiczów i Michała Karpowicza. Moim zdaniem sam pomysł na przedstawienie tej biografii jest naprawdę rewelacyjny, choć wykonanie już tak nie zachwyca.
Książkę czyta się błyskawicznie. Wydarzenia ciekawią i wzbudzają podziw wobec niesamowitej kobiety, która swoje życie, umiejętności i wiedzę poświęciła dla innych. Widać dużą pracę autorki włożoną w jak najciekawsze przedstawienie życiorysu opisywanej postaci. Doceniam też zaangażowanie i starania dotyczące fabuły. Ale niestety książka mnie nie porwała, ani nie zachwyciła. Całość jest bardzo płytka, zabrakło polotu i twórczego przemyślenia, które pozwoliłoby nieco bardziej rozbudować fabułę, a tym samym wydłużyć trochę tę ledwo dwustu stronicową opowieść. Można było poświęcić zdecydowanie więcej miejsca znajomościom i kontaktom Stefanii z takimi znanymi osobami jak Maria Skłodowska, Kazimiera Iłłakowiczówna, Jacek Malczewski, Włodzimierz Tetmajer, Stefan Żeromski, Władysław Reymont, czy Henryk Sienkiewicz. Co prawda nie otrzymujemy suchych faktów, czy czysto encyklopedycznych informacji, ale opowieści brakuje głębi. Pojawiają się też niestety błędy merytoryczne takie jak Narodowa Republika Demokratyczna zamiast Niemieckiej (s.68) i kilka innych, mniejszych drobiazgów. Takie pomyłki są dla mnie nieakceptowalne i zawsze podnoszą mi ciśnienie. I niestety nie jest to odosobniony przypadek wśród książek wydanych przez wydawnictwo Novae Res.
Lektura powieści "Dziedziczka lipowej alei" zachęca po pierwsze, do szerszego zapoznania się z biografią Stefanii Karpowicz, a po drugie - do odwiedzin w podlaskim Krzyżewie, gdzie na terenie szkoły rolniczej znajduje się szkolna Izba Pamięci poświęcona założycielce tej placówki oświatowej. Mimo licznych wizyt na Podlasiu nigdy dotąd nie zetknęłam się z osobą Stefanii Karpowicz, a okazuje się, że jest to wyjątkowa postać, której historię warto poznać bliżej. Może w tym pomóc książka Celiny Mioduszewskiej, którą wypatrzyłam w Klubie recenzenta serwisu nakanapie.pl, ale znajdziecie ją również na księgarskich półkach.
SIŁACZKA Z PODLASIA
"Dziedziczka lipowej alei" to już trzecia powieść Celiny Mioduszewskiej jaką miałam przyjemność przeczytać. Tym razem autorka pokusiła się o sfabularyzowaną biografię wykształconej Podlasianki - Stefanii Karoliny Karpowicz. Kobieta urodziła się w 1876 roku w ziemiańskiej rodzinie w Wilnie. Jednak całe swoje stuletnie niemal życie spędziła na Podlasiu....
2023-12-18
PO DWÓCH STRONACH RZEKI...
Powieść "Samotne brzegi" Santy Montefiore zamówiłam w klubie recenzenta serwisu nakanapie.pl. Nie ukrywam, że tym razem skusiła mnie romantyczna okładka w pastelowych kolorach oraz intrygujący blurb wydawnictwa Świat Książki. Ładnych kilka lat temu czytałam "Morze utraconej miłości", ale pamiętam, że tamta opowieść zupełnie mnie nie porwała, nie zachwyciła. Postanowiłam dać autorce drugą szansę, tym bardziej, że na półce mojej biblioteczki już od dość dawna oczekuje inna książka Santy Montefiore, którą powinnam przeczytać. Szczerze mówiąc nie miałam pojęcia, że "Samotne brzegi" to ostatnia część sagi o irlandzkiej rodzinie Deverillów, więc ucieszyło mnie bardzo, że książkę można traktować jako zupełnie odrębną opowieść...
Przenosimy się do lat 80-tych XX wieku i wraz z Margot Hart - pisarką rezydentką udajemy się do starego zamku w Ballinakelly w hrabstwie Cork, który przez kilka wieków był rodzinną posiadłością bogatego rodu Deverill. Dziś rezydencja ma nowego właściciela i została przekształcona na hotel. To właśnie w tym pięknym, historycznym miejscu zatrzymuje się nasza bohaterka. Przodkowie Margot przed laty związani byli z Deverillami, a dziś ona pragnie opisać burzliwą i ekscytującą historię tej irlandzkiej rodziny, historię, która obfituje we wzloty i upadki oraz liczne tajemnice. Warto tu wspomnieć, że Deverillowie uważani byli przez otoczenie za szalonych, a nawet przeklętych. Czy w tej sytuacji obecni członkowie rodu będą chcieli dzielić się z Margot wspomnieniami z przeszłości i jakie sekrety odkryje pisarka podczas pobytu w Ballinakelly przeczytacie w książce. Wrażeń na pewno nie zabraknie tym bardziej, że misja bohaterki kreuje wiele interesujących zdarzeń.
Powieść Santy Montefiore jest wielowymiarowa i rozbudowana. Być może osoby, które od początku śledzą losy rodu Deverillów od razu odnajdą się w książkowej rzeczywistości, ale ja dopiero miałam ich poznać, więc chwilę mi zajęło, zanim dowiedziałam się, kto jest kim. Jednak gdy już zaznajomiłam się z członkami rodziny, to historia ze strony na stronę okazywała się coraz bardziej emocjonująca.
Autorka świetnie pisze, jej pióro jest lekkie, fabuła dokładnie przemyślana i rozplanowana, a losy bohaterów misternie utkane z poszczególnych wątków. Santa Montefiore maluje słowem piękne irlandzkie krajobrazy z rozległymi łąkami, bezkresnymi wrzosowiskami i szumem fal rozbijających się o wysokie klify. Taka niespokojna, wietrzna, deszczowa Irlandia za sprawą tych sugestywnych opisów przyrody przyciąga i intryguje.
Zainteresował mnie bardzo zabieg polegający na połączeniu dwóch płaszczyzn - rzeczywistej i metafizycznej, które się wzajemnie przeplatają. Autorka oddała głos żyjącym bohaterom, ale też wprowadziła do opowieści przemyślenia Kitty Deverill - zmarłej przed pięciu laty seniorki rodu, której dusza przebywa w zaświatach i nie zazna spokoju dopóki posiadłość rodowa nie powróci do jej potomków.
Wykreowani bohaterowie bardzo przypadli mi do gustu. Postać Margot - kobiety niezależnej, zdeterminowanej, która skrywa swoje prawdziwe potrzeby pod maską działania i zaangażowania spodobała mi się od samego początku. Samotność lorda JP Deverilla oraz jego problemy wywołały sporo emocji, szczególnie odkąd pojawiła się szansa na ocalenie fortuny rodu. Ta słodko - gorzka historia skłania do zastanowienia. Ukazuje ogromne przywiązanie do korzeni, do swojego miejsca na ziemi, obfituje w wyjątkowe wspomnienia i pokazuje, jak oswoić samotność i dać szansę miłości.
Jestem pod wrażeniem tej powieści, jej lektura to czysta przyjemność. "Samotne brzegi" zachęciły mnie do zapoznania się z Kronikami rodu Deverillów od samego początku. Myślę, że także książka "Spotkamy się pod drzewem Ombu" z mojej domowej biblioteczki doczeka się wkrótce na swoją kolej. W końcu sagi rodzinne z sekretami i tajemniczą przeszłością w tle to moje ulubione opowieści.
PO DWÓCH STRONACH RZEKI...
Powieść "Samotne brzegi" Santy Montefiore zamówiłam w klubie recenzenta serwisu nakanapie.pl. Nie ukrywam, że tym razem skusiła mnie romantyczna okładka w pastelowych kolorach oraz intrygujący blurb wydawnictwa Świat Książki. Ładnych kilka lat temu czytałam "Morze utraconej miłości", ale pamiętam, że tamta opowieść zupełnie mnie nie porwała, nie...
2023-11-30
SERCE ŻOŁNIERZA
Powieść Kristin Hannah "Na domowym froncie" skradła bez reszty moje serce. Nie pamiętam kiedy ostatnio historia dostarczyła mi aż tylu wzruszeń i... łez. Co prawda jest to dopiero moje drugie spotkanie z piórem autorki, ale i tym razem historia okazała się na swój sposób wyjątkowa. Zaraz dowiecie się dlaczego...
Wszyscy mamy świadomość, że wojna to niewyobrażalny koszmar, okrucieństwo, śmierć i zniszczenie. Żołnierze walczą na misjach pokojowych narażając życie i zdrowie. Tych, którzy giną na obcej ziemi nazywa się bohaterami, a dla tych, którym uda się wrócić, często rannych lub okaleczonych, brakuje pomocy psychologicznej i odpowiedniej opieki. A przecież to także są bohaterowie, którzy muszą zmagać się z traumatycznymi wspomnieniami, szokującymi obrazami i przeżytą tragedią. Zespół stresu pourazowego (PTSD) dotyka niemal każdego żołnierza powracającego z wojny. Psychika takich osób jest mocno nadwyrężona. W obecnych czasach problem jest już rozpoznany, zdiagnozowany i leczony, ale przed laty był ignorowany i bagatelizowany. Pierwsze wzmianki o "sercu żołnierza" spotyka się już w drugiej połowie XIX wieku, potem syndrom ten nazywano nerwicą frontową, wyczerpaniem bojowym, czy nerwicą wojenną. Jednak w tamtym czasie były to jedynie sygnały.
Osobiście po raz pierwszy zetknęłam się z zespołem stresu pourazowego w powieściach Williama Whartona, które czytałam niestrudzenie po kilka razy. Pamiętam, że było to dla mnie trudne doświadczenie, ale jednocześnie temat bardzo mnie zainteresował. Potem spotykałam tę tematykę także w książkach innych pisarzy. Teraz przyszła kolej na Kristin Hannah i jej powieść "Na domowym froncie"...
Jolene Zarkades mieszka w Poulsbo nieopodal Seattle w stanie Washington. Jest żoną Michaela - wziętego prawnika oraz matką dwóch uroczych dziewczynek - 12-letniej Betsy i 4-letniej Lulu. Ale jest też, a może przede wszystkim, wyszkolonym żołnierzem w stopniu chorążego. Podobnie jak jej wieloletnia przyjaciółka Tami Flynn, Jolene pilotuje wojskowy helikopter Blackhawk. Dotąd jej służba dla kraju ograniczała się jedynie do ćwiczeń, szkoleń i drobnych akcji. Kiedy przychodzi rozkaz wyjazdu na roczną misję do Iraku obie przyjaciółki są zdeterminowane, by jak najlepiej wykonać to niebezpieczne zadanie. Najpierw muszą odbyć dodatkowe miesięczne szkolenie, aby potem wraz z innymi żołnierzami stawić czoła wojnie. Jolene stara się przygotować rodzinę na tę trudną sytuację, wytłumaczyć dzieciom powód rozłąki i mozliwie jak najlepiej zorganizować im nową rzeczywistość. Pobyt na misji w Iraku okazuje się koszmarnym doświadczeniem. Każdy dzień to kilkanaście godzin niebezpiecznej, ciężkiej służby w powietrzu, lawirowania wśród bomb, pocisków i szrapneli oraz unikania nalotów i pułapek. Wszystko jednak do czasu...
Kristin Hannah stworzyła arcyciekawą opowieść o wojskowej rodzinie, która musi ponosić konsekwencje dokonanych wyborów. Niebezpieczną wojenną misję zestawiła z domowym frontem, na którym zderzają się codzienne problemy niepełnej rodziny. Strach, ból i tęsknota towarzyszy jej członkom każdego dnia.
Powieść "Na domowym froncie" to swego rodzaju protest przeciwko misjom pokojowym, które pozbawiają życia wielu żołnierzy - mężczyzn i kobiet. To także sprzeciw wobec programowi ochrony weteranów, który pozostawia wiele do życzenia. Po powrocie z misji żołnierze najczęściej zostawieni są sami sobie, bez pomocy psychologicznej i bez należytej opieki. Kolejki do specjalistów są tak długie, że wiele osób rezygnuje z wizyt. Kreśląc historię Jolene autorka trafiła w punkt, w samo sedno problemu i szczerze mówiąc jestem bardzo ciekawa, czy na przestrzeni lat cokolwiek uległo zmianie w tej kwestii.
"Na domowym froncie" to opowieść o poświęceniu, miłości wystawionej na próbę, stracie i demonach czających się w nadwyrężonej psychice. Powrót żołnierza do domu wiąże się ze stale krwawiącym sercem. Możemy obserwować zespół stresu pourazowego został z różnej perspektywy. Problem opisany jest bardzo dokładnie i szczegółowo. Mamy więc możliwość zrozumienia tego syndromu, zapoznania się z jego objawami i przyczyną. Warto zaznaczyć, że PTSD nie dotyczy tylko weteranów. Jest skutkiem głębokiej traumy, szoku psychicznego, a więc może dotknąć każdego z nas.
Autorka sięgnęła w swojej książce po wiele wątków towarzyszących takich jak samotność, trudne dzieciństwo, kryzys w związku. Pokazuje rolę rodziny i bliskich, których wsparcie jest bezcenne. Powieść jest przepełniona emocjami, trafia prosto w naszą wrażliwość. Mamy momenty radosne oraz zabawne, są chwile smutku i współczucia, ale także sytuacje, w których wzruszenie wyciska łzy. Historia opisana w tej powieści jest ponadczasowa, skłania do refleksji i dzięki niej mamy szansę odnaleźć w życiu to, co najważniejsze.
Jestem pod ogromnym wrażeniem tej książki. Otrzymałam ją z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl i bardzo się cieszę, że w moje ręce trafił właśnie ten tytuł. Piękna okładka przyciąga wzrok, a wnętrze sprawia, że serce rozpada się na drobne kawałeczki. "Na domowym froncie" to opowieść, którą trzeba przeczytać.
SERCE ŻOŁNIERZA
Powieść Kristin Hannah "Na domowym froncie" skradła bez reszty moje serce. Nie pamiętam kiedy ostatnio historia dostarczyła mi aż tylu wzruszeń i... łez. Co prawda jest to dopiero moje drugie spotkanie z piórem autorki, ale i tym razem historia okazała się na swój sposób wyjątkowa. Zaraz dowiecie się dlaczego...
Wszyscy mamy świadomość, że wojna to...
2023-09-29
TAJNA MISJA
Alan Hlad to amerykański pisarz, którego pióro poznałam dzięki wyjątkowej powieści "Światło nad ciemnościami". Ta przepiękna historia inspirowana prawdziwymi wydarzeniami z czasów Wielkiej Wojny mocno zapadła mi w pamięć. Dlatego kiedy w Klubie Recenzenta serwisu nakanapie.pl pojawiła się kolejna powieść autora, nie wahałam się nawet przez chwilę.
"Agentka" to oparta na faktach historia bibliotekarzy - kolaborantów działających w Europie podczas II wojny światowej. Ludzie Ci wyszkoleni w szpiegostwie, specjaliści od mikrofilmów zostają rozlokowani po całej Europie do współpracy ze specjalnym oddziałem IDC ( potem OSS). Ich celem jest gromadzenie książek, gazet i czasopism na potrzeby instytucji wojskowych. Przenosząc różne dzieła literackie, artykuły i dokumenty na mikrofilmy pozyskują wiele ważnych informacji natury wojskowej i strategicznej. Jednocześnie w znacznej mierze przyczyniają się do ocalenia dorobku narodowego wielu okupowanych krajów. A impulsem do podjęcia kroków w tej sprawie jest masowe niszczenie przez nazistów ksiąg, dzieł i dokumentów o znaczeniu historycznym i państwowym.
Maria Alves jest amerykańską bibliotekarką, która świetnie radzi sobie z fotografowaniem bibliotecznych zasobów. Jest wykształconą kobietą władającą sześcioma językami zdeterminowaną by służyć krajom walczącym z hitlerowskimi Niemcami. Aby zasilić szeregi elitarnej jednostki IDC - Komitetu do spraw Nabywania Zagranicznych Publikacji - decyduje się na desperackie kroki, zdarza jej się naginać zasady, ale wszystko to w słusznej sprawie. Możemy śmiało powiedzieć, że w tym wypadku cel uświęca środki i po półrocznym szkoleniu w Stanach Zjednoczonych kobieta zostaje wysłana do Lizbony...
Równolegle Tiago Soares - portugalski księgarz z narażeniem życia pomaga przede wszystkim żydowskim uchodźcom uciekającym przed represjami z krajów okupowanych przez hitlerowców. Lizbona jako stolica neutralnego państwa europejskiego jest ich ostatnim przystankiem w drodze za ocean - do Stanów Zjednoczonych, Kanady, czy krajów Ameryki Łacińskiej. Pewnego dnia w ciekawych okolicznościach ścieżki Marii i Tiago przecinają się. Czy bohaterowie będą mogli pomóc sobie wzajemnie w trudnej wojennej misji przeczytacie w książce, do której z ogromną przyjemnością Was odsyłam.
Alan Hlad stworzył przepiękną opowieść, w której fikcja literacka przeplata się płynnie z faktami historycznymi. Wplecione wydarzenia z II wojny światowej należą do tych mniej powszechnych, mniej znanych, a mimo to fascynują, zachęcają do pogłębiania wiedzy i pozwalają spojrzeć na te czasy z zupełnie innej perspektywy. Bogate tło historyczne, ciekawe zwroty akcji, umiejętnie budowane napięcie rozbudzają apetyt na więcej.
Autor stworzył genialne sylwetki bohaterów - ludzi odważnych i zdeterminowanych, walczących z poświęceniem przy użyciu własnego sprytu, wiedzy i inteligencji. Ich pewność siebie jest godna pozazdroszczenia. Warto zauważyć, że walczyć można różnymi metodami, nie tylko z bronią wręcz. Taka działalność przynosi wymierne efekty i przyczynia się do zwycięstwa.
Wprowadzenie wątku miłosnego do fabuły opartej na prawdziwych wydarzeniach nie zawsze dobrze się udaje. Czasem wypada sztucznie i nieprawdziwie. W przypadku tej powieści połączenie tych dwóch plaszczyzn bardzo dobrze się udało. Dzięki temu historia staje się pełniejsza, łatwiejsza w odbiorze i bardziej emocjonująca.
Odpowiada mi bardzo styl pisania autora. Powieść jest idealnie dopracowana, dokładnie przemyślana, akcja biegnie wartko, a zainteresowanie nie słabnie. Trudno znaleźć tu jakieś minusy. Wyeliminowałabym jedynie powtórzenia niektórych zdarzeń i nie zostawiłabym tylu niedopowiedzeń. Choć z drugiej strony... Niech działa nasza wyobraźnia.
"Agentka" to druga powieść Alana Hlada jaką miałam przyjemność przeczytać. Podobnie jak "Światło nad ciemnościami" i ta książka równie mocno zapadła mi w pamięć. Jestem zauroczona i na pewno zdecyduję się na kolejne opowieści, którymi autor zechce podzielić się z czytelnikami. Naprawdę jest na co czekać!
TAJNA MISJA
Alan Hlad to amerykański pisarz, którego pióro poznałam dzięki wyjątkowej powieści "Światło nad ciemnościami". Ta przepiękna historia inspirowana prawdziwymi wydarzeniami z czasów Wielkiej Wojny mocno zapadła mi w pamięć. Dlatego kiedy w Klubie Recenzenta serwisu nakanapie.pl pojawiła się kolejna powieść autora, nie wahałam się nawet przez chwilę.
"Agentka"...
2023-09-13
DROGOWSKAZY ŻYCIA
"Złodziejki żon" to moje drugie spotkanie z piórem Celiny Mioduszewskiej. Autorka znów zabiera czytelnika na podlaską wieś gdzie życie płynie wolniej, a echa przeszłości można dostrzec w starej zabudowie oraz zwyczajach i tradycji kultywowanej z pokolenia na pokolenie.
Mając w pamięci "Kaszmirową chustkę" przy wyborze kolejnej książki z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl kierowałam się przede wszystkim nazwiskiem autorki. Zatęskniłam za klimatycznym Podlasiem, a "Złodziejki żon" intrygują też swoim ciekawym, nieco tajemniczym tytułem.
Udając się do małej wsi Łąkowo poznajemy dwie wyjątkowe kobiety - Alicję Grabską, pielęgniarkę, która jest samotną matką Kaliny. Wspomnienie o ojcu dziecka - Marku Łęckim przynosi Alicji tylko ból i cierpienie. Teraz córka jest już pełnoletnia, stoi u progu dorosłości i zamierza ułożyć sobie życie na własny rachunek. Dziewczyna po zdalnej maturze postanawia zrezygnować z egzaminów na studia i podejmuje pracę jako sekretarka dyrektora w miejscowej szkole. Kalina wiąże swoją przyszłość z Marcinem Dłuskim - chłopakiem z bogatej rodziny mieszkającym w sąsiedniej wsi. Niestety rodzice nie akceptują tej znajomości.
Czy pobyt Marcina w wojsku odbije się na tej młodzieńczej relacji? Czy Kalina zdoła uniknąć pułapek jakie przygotował jej los? Czy historia znów się powtórzy?
Fabuła powieści przenosi nas w lata osiemdziesiąte XX wieku. Autorka starała się rzetelnie oddać klimat i specyfikę tamtego czasu - zakupy za dewizy w Pewexie, wyjazd za granicę w celach handlowych, czy rewie mody w kościołach przy okazji świątecznych mszy. Miło było powrócić myślami do końcówki ubiegłego stulecia, kiedy miało się naście lat, tureckie sweterki były na topie, a w Pewexie ustawiały się kolejki. Nie pomyślałabym, że kiedyś z nutką nostalgii będę wspominała ten czas.
Zabrakło mi natomiast klimatu podlaskiej wsi, który tak pięknie został oddany w "Kaszmitowej chustce", a tu go praktycznie nie było. Autorka skupiła się przede wszystkim na dialogach i listach. Po pierwsze Alicja zwraca się w ten sposób do swojej nieżyjącej już matki Heleny informując ją o tym co dzieje się w życiu jej i Kaliny. Po drugie mamy korespondencję pomiędzy Kaliną i Marcinem od momentu jego wyjazdu do wojska, do jednostki w Ostródzie. I tutaj kolejne rozczarowanie. Niby zakochani w sobie ludzie, a z ich listów wieje chłodem. Są bardzo powściągliwe, raczej przyjacielskie niż miłosne i tak naprawdę trudno w nich zauważyć uczucia łączące tych dwoje ludzi. Oczekiwałam wzruszeń i romantyzmu, a otrzymałam nudnawe relacje dotyczące codzienności.
"Złodziejki żon" to bardzo życiowa opowieść o zwykłych ludziach naznaczona bólem, strachem, zawiedzionymi nadziejami i rozczarowaniem. Obie bohaterki - matka i córka - wikłają się w skomplikowane historie miłosne, jednak są to sytuacje tylko z pozoru do siebie podobne. Akcja biegnie dość powoli i przez cały czas mamy wrażenie, że gdzieś tam czają się tajemnice i niedopowiedzenia. Dzięki temu zainteresowanie wydarzeniami rośnie. I tak naprawdę dopiero druga część tej historii zapowiada emocje.
Bohaterowie są bardzo naturalni i autentyczni, tacy bardzo swojscy. Dobrze wpisują się w powieściową rzeczywistość. I choć ich grono nie jest zbyt szerokie, to mamy całą gamę odmiennych charakterów i osobowości.
Muszę przyznać, że mimo swoich mankamentów powieść mi się podobała. Widzę w niej spory potencjał, który należało wykorzystać i całość bardziej dopracować. Moim zdaniem autorka mogła się pokusić o rozbudowanie niektórych wątków, a wtedy nie byłoby przeskoków i emocje byłyby większe. Lubię pióro Celiny Mioduszewskiej i myślę, że pewnego dnia zdecyduję się na kolejną jej książkę.
DROGOWSKAZY ŻYCIA
"Złodziejki żon" to moje drugie spotkanie z piórem Celiny Mioduszewskiej. Autorka znów zabiera czytelnika na podlaską wieś gdzie życie płynie wolniej, a echa przeszłości można dostrzec w starej zabudowie oraz zwyczajach i tradycji kultywowanej z pokolenia na pokolenie.
Mając w pamięci "Kaszmirową chustkę" przy wyborze kolejnej książki z Klubu Recenzenta...
2023-08-21
STRAŻNICZKA RODU MOON
ziołowych mikstur, herbatek i leków uzupełnionych o dawną magię i ludową tradycję. Powieść przepełniona jest emocjami. Ma w sobie pewną świeżość i wyjątkowość.
Autorka posługuje się prostym językiem, ale jej styl jest mocno obrazowy i wspaniale oddziałuje na naszą wyobraźnię. Dopracowane dialogi, interesujące listy babci do ukochanej wnuczki oraz umiejętne stopniowanie napięcia sprawiają, że trudno oderwać się od lektury.
Historia została bardzo dobrze zaplanowana i przemyślana w najmniejszym szczególe, głęboka w swojej wymowie - co jeszcze bardziej podnosi jej wartość. Spodobały mi się bardzo kreacje bohaterów. Ich charaktery są złożone, osobowości interesujące i nieprzerysowane co ma duży wpływ na autentyczność i wiarygodność postaci.
"Ostatnia z dziewcząt Moon" to pierwsza powieść Barbary Davis jaką miałam przyjemność przeczytać. Autorka zaskoczyła mnie pozytywnie pomysłem na fabułę i przekazem emocji. Mam nadzieję, że niebawem będę mogła sięgnąć po jej kolejne książki.
STRAŻNICZKA RODU MOON
ziołowych mikstur, herbatek i leków uzupełnionych o dawną magię i ludową tradycję. Powieść przepełniona jest emocjami. Ma w sobie pewną świeżość i wyjątkowość.
Autorka posługuje się prostym językiem, ale jej styl jest mocno obrazowy i wspaniale oddziałuje na naszą wyobraźnię. Dopracowane dialogi, interesujące listy babci do ukochanej wnuczki oraz...
2023-06-20
O PRZEKRACZANIU GRANIC
Książkę Waldemara Gołaszewskiego "Na pograniczu" odnalazłam wśród tytułów dostępnych w Klubie Recenzenta serwisu nakanapie.pl. Zaintrygowana opisem na okładce zdecydowałam się poznać tę historię.
Autor w bardzo przystępny sposób opisuje historię swojej rodziny, trzech pokoleń Gołaszewskich, ludzi żyjących na Suwalszczyźnie, w niewielkiej wsi Korytki graniczącej z Prusami Wschodnimi. Życie na rubieżach było jednocześnie szczęściem i przekleństwem, a mieszkańcy tych ziem - Polacy, Niemcy i Żydzi musieli się mierzyć z różnymi przeciwnościami. Senior rodu Franciszek Gołaszewski na początku XX wieku trudnił się szmuglem, czyli przenoszeniem różnych produktów przez granicę, co zapewniało mu dobrobyt. Mężczyzna uchodził w okolicy za herszta grupy przemytniczej, który zawsze skrupulatnie wykonywał powierzone mu zadanie, a zapłatą dzielił się z kompanami. Dobrą passę przerwała I wojna światowa. Powołanie do wojska było Franciszkowi bardzo nie na rękę i robił wszystko, by jak najszybciej powrócić do rodzinnego domu, do Korytek.
Po latach historia nieomal się powtórzyła. Wybuchła Ii wojna światowa i Piotr - najstarszy syn Franciszka stanął w szeregach żołnierzy broniących ojczyzny. I tak jego życiowe plany pokrzyżowała najpierw wojenna zawierucha, a potem smutna PRL-owska rzeczywistość, kiedy rządy przejęli komuniści. Ludzie bali się o swoje bezpieczeństwo, za przysłowiowy "cichy chód po ulicy" można było trafić na milicję albo do UB. Ciężka praca, silna motywacja, upór w dążeniu do celu, ale też cierpliwość i odwaga pomogły Piotrowi odnaleźć się w nowej rzeczywistości...
"Na pograniczu" to tak naprawdę ciekawa relacja na temat przeszłości rodziny, którą dzieli się z czytelnikami najmłodszy z rodu Waldemar Gołaszewski. Są to niezwykle żywe wspomnienia poprzeplatane anegdotami z życia przodków. Autor okazał się świetnym gawędziarzem, który potrafił przemienić zwyczajne, proste codzienne życie w arcyciekawą opowieść. Dzięki temu książka staje się na swój sposób wyjątkowa. Wiele faktów z życia rodziny Gołaszewskich głęboko zapada w pamięć, niektóre momenty wywołują uśmiech na twarzy, a inne są tak przejmujące, że łzy cisną się do oczu.
Opowieść jest nieco nostalgiczna, ale nosi w sobie niezaprzeczalną prawdę historyczną o czasach, które odeszły już do przeszłości. Muszę powiedzieć, że książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Cofnęłam się w czasie o wiele lat... Poczułam się jak mała dziewczynka, która odwiedzała swojego ukochanego dziadka, a on za każdym razem miał dla niej inną, przepiękną opowieść. I choć ta dziewczynka miała tylko dwanaście lat, kiedy dziadziusia zabrakło, to nadal przechowuje w sercu te wyjątkowe opowieści, których nie zatarł czas.
Książka Waldemara Gołaszewskiego to taki mój powrót do dzieciństwa, do chwil spędzonych z dziadkiem, do wspomnień, które snuła babcia, do rodzinnych opowieści, które zawsze są bardzo osobiste i wyjątkowe. Bardzo się cieszę, że zwróciłam uwagę właśnie na tę historię, bo dzięki niej przeżyłam wzruszające chwile i na czas lektury poczułam się znów małą dziewczynką.
"Na pograniczu" to opowieść zdecydowanie warta polecenia. Jeśli tylko lubicie czytać o czasach, które przeminęły, poznawać ludzkie losy naznaczone przez trudną historię naszego kraju, to koniecznie zainteresujcie się książką Waldemara Gołaszewskiego. Dla mnie to prawdziwa perełka wśród tego rodzaju powieści.
O PRZEKRACZANIU GRANIC
Książkę Waldemara Gołaszewskiego "Na pograniczu" odnalazłam wśród tytułów dostępnych w Klubie Recenzenta serwisu nakanapie.pl. Zaintrygowana opisem na okładce zdecydowałam się poznać tę historię.
Autor w bardzo przystępny sposób opisuje historię swojej rodziny, trzech pokoleń Gołaszewskich, ludzi żyjących na Suwalszczyźnie, w niewielkiej wsi...
2023-05-07
MIŁOŚĆ W PIEKLE
Książek podejmujących tematykę wojenną i obozową wydano już wiele, a mimo to wciąż jest to problematyka, po którą sięgają zarówno znani pisarze jak i debiutanci. Krystyna Toczek od zawsze interesuje się historią i literaturą faktu, z zainteresowaniem zgłębia wiedzę na temat Ii wojny światowej i w efekcie przychodzi do czytelnika ze swoją pierwszą książką. Tytuł trafił do mnie z Klubu Recenzenta serwisu na kanapie.pl.
"Spotkaliśmy się w obozowym piekle" to opowieść o miłości, która nigdy nie powinna się wydarzyć. Bo czy można zakochać się od pierwszego wejrzenia w niemieckim oficerze stojąc na rampie kolejowej obozu koncentracyjnego? Czy major SS urzeczony urodą nastoletniej dziewczyny o długich blond włosach jest w stanie ocalić ją od gwałtów, ciosów i komory gazowej? Wydaje się, że taka sytuacja absolutnie nie mogłaby mieć miejsca. A jednak taki był właśnie początek miłości niemieckiego majora Jurgena Sztocha do niespełna osiemnastoletniej Anny Nydzyński - Polki, która w październiku 1944 r. trafiła wraz z mamą i małą siostrzyczką do obozu koncentracyjnego Dora - Buchenwald w Turyngii. Dziewczyna miała niesamowite szczęście, gdyż zainteresował się nią właśnie major Sztoch, ocalił przed gwałtem i w tajemnicy przed wszystkimi zwierzchnikami i podwładnymi zabrał ją do swojej willi na obrzeżach obozu. Narażając życie opiekował się dziewczyną i zadbał o to, aby przeżyła. Anna natomiast mogła się przekonać, że nie każdy esesman to kat i oprawca, którego bawi znęcanie się i zabijanie. Jurgen okazał się wrażliwym i dobrym człowiekiem, który nijak nie pasuje do funkcji, jaką przyszło mu pełnić i zadań, jakie musi wykonywać. To mężczyzna, któremu można zaufać i którego można pokochać. A uczucie, które na przekór brutalnej, tragicznej obozowej rzeczywistości połączyło tych dwoje - więźniarkę i esesmana - okazało się piękne, czyste, głębokie i... prawdziwe.
"Spotkaliśmy się w obozowym piekle" to historia pełna emocji. Nieludzkie traktowanie, gwałty, terror, bezwzględność, barbarzyństwo, bestialstwo, strach i śmierć zostały ukazane w zestawieniu z pięknem, czułością, delikatnością i romantyzmem. Ten kontrast jest tak niesamowicie ekspresywny i wymowny, że aż zdaje się do nas krzyczeć z niemal każdej strony. Pomysł na fabułę bardzo mi się spodobał, choć nie jestem przekonana, czy taka sytuacja w ogóle mogłaby zaistnieć. Anna i Jurgen to postaci fikcyjne, ale ich sylwetki są na tyle wiarygodne, że bardzo dobrze wpasowały się w obozową rzeczywistość. Ciekawie poprowadzony wątek miłosny łagodzi i przytłumia naturalistyczne opisy sadyzmu i znęcania się na więźniach. A dzięki zachowaniu Jurgena autorce udało się przemycić do obozowego piekła pewne, nikłe oznaki człowieczeństwa.
Powieść nie jest długa, jej lektura zajmie dosłownie jeden wieczór. Książkę czyta się przyjemnie, chociaż mam zastrzeżenia do korekty tekstu. Literówki pojawiające się już na pierwszej stronie nie są dobrą reklamą dla wydawnictwa, a niestety w przypadku Novae Res często się tak zdarza. Treść jest ciekawa, jednak znajdziemy w niej liczne przeskoki czasowe, niektóre wątki należało bardziej rozbudować, szczególnie te dotyczące już okresu powojennego. Rzeczywistość obozowa ukazana w tej powieści nie przekonała mnie, wkradła się do niej pewna sztuczność, a autorka nie potrafiła się wczuć w tę szczególną atmosferę. Drażniły mnie też pewne nieścisłości fabularne i błędy natury merytorycznej. Ale chyba największe zastrzeżenia mam do dialogów - zbyt duża w nich powtarzalność sprawia, że po jakimś czasie stają się nudne i nieciekawe. Na tym polu chyba najbardziej trzeba byłoby popracować.
"Spotkaliśmy się w obozowym piekle" to całkiem niezły debiut. Jednak moim zdaniem autorka zdecydowanie lepiej radzi sobie z fikcją literacką, niż historycznymi faktami. Uwielbiam tematykę wojenną w beletrystyce, ale zazwyczaj po zakończonej lekturze jestem zdruzgotana i wstrząśnięta. Niestety ta powieść nie poruszyła mnie tak, jak tego oczekiwałam, choć historia ma w sobie pewną wyjątkowość i potencjał.
MIŁOŚĆ W PIEKLE
Książek podejmujących tematykę wojenną i obozową wydano już wiele, a mimo to wciąż jest to problematyka, po którą sięgają zarówno znani pisarze jak i debiutanci. Krystyna Toczek od zawsze interesuje się historią i literaturą faktu, z zainteresowaniem zgłębia wiedzę na temat Ii wojny światowej i w efekcie przychodzi do czytelnika ze swoją pierwszą książką....
2023-04-30
WENECJA JAKIEJ NIE ZNAMY
Muszę Wam zdradzić, że w Klubie Recenzenta serwisu nakanapie.pl. można wynaleźć prawdziwe perełki. Jedną z nich jest przepiękna i klimatyczna powieść obyczajowa Agaty Grabowskiej "Gondolierka. La sonata di ferro." Książka znalazła się w gronie kwietniowych nowości wydawnictwa Novae Res i jest lekturą obowiązkową dla wszystkich miłośników Italii, a w szczególności Wenecji z jej kanałami, wąskimi uliczkami, zabytkowymi mostami i mosteczkami oraz... gondolami.
Autorka zabiera nas do Serenissimy, czyli Najjaśniejszej - jak zwyczajowo nazywana jest Wenecja, do stoczni na Squero di San Trovaso, w której od wieków budowano, restaurowano i wykonywano gondole. Trzeba tutaj zaznaczyć, że dla nas, laików, gondola to po prostu płaskodenna łódź, a w rzeczywistości pod jej nazwą kryje się aż osiem różnych łódek wiosłowych o różnorakim przeznaczeniu. Budową gondoli od wieków zajmuje się rodzina Faliero i zajęcie to przechodzi z pokolenia na pokolenie.
Dwudziestoletnia Fabiola Faliero ma gondole we krwi. Na co dzień oprowadza wycieczki turystów, czasem pomaga w warsztacie, a w wolnych chwilach spędza czas ze swoim najlepszym przyjacielem Alastore. Dziewczyna marzy o posiadaniu własnej gondoli. Pragnie zdać egzamin i otrzymać licencję pierwszej w historii Gondolierki. Kiedy nadarza się okazja na zakup dwóch starych, mocno zużytych łodzi przeznaczonych do utylizacji, Fabiola decyduje się podjąć wyzwanie, odkupić i odrestaurować gondole, a następnie wziąć udział w regatach historycznych. Aby zacząć spełniać marzenie zaczyna też pobierać lekcje sterowania łodzią i manewrowania nią po wąskich kanałach weneckiej laguny...
Fabiola i jej przyjaciel Alastore - projektant strojów historycznych oraz model - od najmłodszych lat są właściwie nierozłączni. Jednak po śmierci swojej ukochanej babci chłopak nie może się pozbierać. Jest bardzo skryty i nie chce z nikim rozmawiać o swoich problemach. Nawet przed Fabiolą ukrywa prawdę, a mimo to przyjaciółka stara się opiekować nim najlepiej jak potrafi. To wszystko jednak nie wystarcza, gdy trzeba stawić czoła poważnej chorobie...
Powieść Agaty Grabowskiej ma w sobie pewną magię, nostalgię i spokój, który może zaoferować Wenecja w miesiącach zimowych, kiedy niewielu tu turystów. Fabiola pokazuje nam swoje ukochane miasto, jego wyjątkowość i historię w sposób, jakiego nie znajdziemy w żadnym przewodniku. Odwiedzamy z nią znane miejsca jak Murano, Burano, czy Traviso, ale poznajemy też te zakątki, do których zazwyczaj nie zaglądają turyści. Fabiola kreśli obraz uroczego i niemalże zaczarowanego miasta. Wydaje się, że Wenecjanie dobrze się znają, są otwarci, uczynni, przyjacielscy i tworzą jedną wielką rodzinę. Choć jak wszędzie, tak i tu są pewne wyjątki...
Powieść wydaje się być bardzo osobista. Od pierwszych stron da się zauważyć ogromny sentyment oraz miłość, jakimi autorka obdarzyła to wyjątkowe miasto. Wenecja zajmuje szczególne miejsce w sercu autorki, podobnie jak w moim - Włochy. Najjaśniejsza to miasto kontrastów - pięknych historycznych zabytków i małych, zapyziałych uliczek, unikalnego rzemiosła i wszechobecnej chińskiej tandety, letniego turystycznego gwaru i zimowego spokoju. Tutaj niemal na każdym kroku historia miesza się ze współczesnością.
Fabiola jest główną bohaterką tej opowieści, jednak w wielu momentach to Wenecja wychodzi na pierwszy plan, to ona zdaje się do nas mówić i nas czarować. Dzięki temu możemy poznać to miasto jeszcze lepiej, jeszcze dokładniej. A wszystkie ciekawostki zarówno te historyczne, jak i te bardziej współczesne składają się na barwny i żywy pejzaż. Jest on jednak daleki od sielanki. Wykreowani bohaterowie zmagają się ze swoimi traumami, towarzyszy im walka, niepewność, bezradność i... nadzieja. Mamy tu momenty grozy, niespodziewane zwroty akcji i przepiękny wątek romantyczny, który dodaje smaczku całej opowieści.
Historia wzbudza naprawdę sporo emocji, przełamuje utarte schematy i jest wyjątkową wędrówką po krętych zakamarkach dusz bohaterów. Powieść zauroczyła mnie i sprawiła, że zatęskniłam za Najjaśniejszą. Teraz już wiem, że jeśli zwiedzać Wenecję to tylko w towarzystwie Fabioli - pierwszej w historii Gondolierki.
WENECJA JAKIEJ NIE ZNAMY
Muszę Wam zdradzić, że w Klubie Recenzenta serwisu nakanapie.pl. można wynaleźć prawdziwe perełki. Jedną z nich jest przepiękna i klimatyczna powieść obyczajowa Agaty Grabowskiej "Gondolierka. La sonata di ferro." Książka znalazła się w gronie kwietniowych nowości wydawnictwa Novae Res i jest lekturą obowiązkową dla wszystkich miłośników Italii, a...
2023-03-31
MEDALION NEPTUNA
W Klubie Recenzenta serwisu nakanapie.pl można znaleźć prawdziwe perełki. Jedną z takich książek jest "Morze wspomnień" szkockiej pisarki Fiony Valpy. To już druga powieść autorki jaka pojawiła się na polskim rynku wydawniczym i zarazem moje pierwsze spotkanie z jej piórem.
Fiona Valpy wplata w swoje historie obyczajowe wydarzenia z czasów II wojny światowej, a jej bohaterki to silne i niezależne kobiety, które żyją w ciężkich, burzliwych czasach, są wystawiane na różne próby i zmuszone dokonywać trudnych wyborów.
Tak jest właśnie tym razem. "Morze wspomnień" to wzruszająca historia rodzinna, w której wspomnienia seniorki rodu - 94-letniej Elleonore Dalrymple stanowią główną oś wydarzeń. Przebywająca w domu opieki w Edynburgu Ella zwierza się swojej wnuczce Kendrze ze swojego ostatniego marzenia. Pragnie aby dziewczyna poznała historię jej życia i ubrała we własne słowa tę opowieść. Jest to jedyna droga aby Rhona - ukochana córka Elly poznała prawdę o przeszłości swojej marki, zrozumiała i... wybaczyła. Ella dobrze przygotowała się do rozmowy z wnuczką nagrywając wcześniej swoje wspomnienia na kasety. Seniorka ma świadomość, że pamięć coraz częściej płata jej figle, a czas jaki jej pozostał dobiega końca. Kendra otrzymuje od babci kolejne nagrania, a wspólne godziny spędzone na rozmowach, wspominkach i wyjaśnieniach bardzo zbliżają do siebie obie panie.
Powieść Fiony Valpy to rzeczywiście morze interesujących i wzruszających wspomnień kobiety, której życiowe plany pokrzyżowała wojna, a później los okrutnie z niej zakpił. Opowieść Elly jest momentami dramatyczna jednak przez cały czas przepełnia ją ciepło, miłość i oddanie. Elementy romantyczne i zmysłowe są ulotne niczym letni wietrzyk, a trwałe uczucie łączące kobietę i mężczyznę wydaje się być niczym skała, choć także ona ma swoje rysy i pęknięcia.
Książka urzekła mnie swoim klimatem. Szczerość bijąca ze wspomnień Elly Darlymple sprawia, że opowieść jest bardzo wiarygodna, nie wątpimy w żadne słowo wypowiedziane przez starszą panią. Przepięknie odmalowany obraz francuskiej wyspy sprawia, że Ile de Re dosłownie przyciąga swoim urokiem, romantyzmem i wyjątkowością. Jesteśmy gotowi wsiąść w samochód i odwiedzić to niesamowite, magiczne wręcz miejsce pełne spokoju, zadumy i dobrej energii. Co więcej... Od tej pory zamknięta muszla skorupiaka znaleziona na plaży już zawsze będzie dla mnie medalionem Neptuna...
Teraźniejszość to przede wszystkim odwiedziny w domu opieki w Edynburgu, rozmowy z Ellą oraz zwykła codzienność Kendry, która, podobnie jak jej mąż Dan, poświęca cały swój czas synowi. Finn jest chłopcem autystycznym i wymaga szczególnej uwagi, ćwiczeń oraz odpowiedniej terapii. A mimo to zaskakująco dobrze reaguje na swoją sędziwą prababcię, a kontakt z nią przynosi mu wiele dobrego. Obecne zdarzenia próbują nadążać za przeszłością, jednak do końca pozostają swego rodzaju dodatkiem do wspomnień, które wiodą prym w tej powieści.
Mimo całego swojego uroku i autentyzmu opowieść jest nierówna. Moim zdaniem nie do końca zadziałał przekaz emocji. Trudne lata wojenne, praca w wywiadzie, niebezpieczeństwo i niepewność wpisane w każdy kolejny dzień wymagały podkreślenia i przekazania grozy tamtych lat, a są niestety tylko suchą, jałową relacją pozbawioną głębszych wrażeń. Tymczasem im bliżej czasów współczesnych, tym więcej emocji trafia do naszej duszy, a w momentach tragicznych wręcz trudno opanować wzruszenie. Zastanawiam się, dlaczego tragedia wojny została pozbawiona takich reakcji i odczuć, skoro autorka udowodniła, że doskonale potrafi pisać o emocjach?...
Jestem pod dużym wrażeniem tej opowieści i myślę, że pozostanie ona ze mną na długo. Podoba mi się język, styl oraz sposób prowadzenia narracji i zdarzeń, a także ciepło, serce które autorka przekazała swojej opowieści wraz z cząstką siebie. Mimo, że "Morze wspomnień" porusza niełatwe tematy, stawia przed bohaterami trudne wyzwania, a ich losy naznaczone są dramatycznymi wydarzeniami, historię przepełnia życzliwość do ludzi, optymizm i nadzieja. Warto się w niej zanurzyć, by doświadczyć tych emocji.
Ciekawi mnie też bardzo "Paryska krawcowa" - pierwsza powieść Fiony Valpy, która pojawiła się w księgarniach w sierpniu 2021 roku. Mam nadzieję, że znajdę ją niebawem na sklepowej lub bibliotecznej półce.
MEDALION NEPTUNA
W Klubie Recenzenta serwisu nakanapie.pl można znaleźć prawdziwe perełki. Jedną z takich książek jest "Morze wspomnień" szkockiej pisarki Fiony Valpy. To już druga powieść autorki jaka pojawiła się na polskim rynku wydawniczym i zarazem moje pierwsze spotkanie z jej piórem.
Fiona Valpy wplata w swoje historie obyczajowe wydarzenia z czasów II wojny...
2023-02-14
KOLOROWE SZKIEŁKA LOSU
Po raz pierwszy spotkałam się z piórem pani Wandy Majer-Pietraszak przed kilkoma laty w powieści "Srebrny widelec". Pamiętam, że opowieść ta była dla mnie prawdziwą ucztą literacką i zapadła mi głęboko w pamięć. Dlatego, gdy zobaczyłam w Klubie Recenzenta serwisu nakanapie.pl najnowszą książkę autorki, bez zastanowienia zamówiłam ją do recenzji.
"Zamknięta w kalejdoskopie" to pełna przemyśleń, wspomnień i retrospekcji opowieść Joanny, która próbuje uporać się z własnym życiem. Zamknięta w pułapce miłości, niczym drobne szkiełka w kalejdoskopie, boryka się z wieloma problemami, a kolory jej życia dawno utraciły swój blask. Będąc trzecią żoną Borysa - znanego artysty, muzyka znosi jego częste nieobecności, zdrady i alkoholizm. W trudnych momentach wraca myślami do swojej pierwszej miłości, do związku, w którym była tą trzecią i traktuje swoją sytuację jako złośliwy chichot losu. Joanna coraz bardziej oddala się od Borysa, jest zmęczona tą nieustanną huśtawką i wreszcie decyduje się na radykalny krok. Zostawia na stole enigmatyczną informację dla męża i wyjeżdża... Jej celem jest Dom Pracy Twórczej oddalony setki kilometrów od Warszawy, gdzie ma nadzieję poukładać na nowo swoje życie. Ludzkie dramaty, długie rozmowy i dystans do przeszłości dają jej szansę na odrodzenie się, odnalezienie sensu i nadzieję na lepsze jutro. Bo dla każdego los przygotował indywidualny scenariusz...
Historie bohaterów to zwyczajna proza życia, a problemy, którym muszą stawić czoła mogą dotknąć każdego z nas. Co prawda nie każdy jest osobą publiczną, znanym cekebrytą, ale los przecież nie patrzy na stanowisko, czy zasobność portfela. Dlatego historia Joanny może być dobrą lekcją życia i dla mnie, i dla Ciebie, czytelniku, zmusza do refleksji, pobudza do działania i pozostaje w pamięci na dłużej.
Postaci są dopracowane, wielowymiarowe, obdarzone skomplikowanymi osobowościami. Każdy z nich ma za sobą jakiś bagaż trudnych doświadczeń i każdy jest niczym małe, pęknięte, nieco wyblaknięte lecz wciąż kolorowe szkiełko w kalejdoskopie życia.
Pani Wanda pisze prostym, ale eleganckim, literackim językiem. Jej styl jest refleksyjny, wzbogacony o wewnętrzne przemyślenia bohaterów. Dialogi często ustępują miejsca rozmyślaniom, rozpamiętywaniu i analizowaniu, dzięki czemu opowieść nie jest przegadana. Momentami popadamy w pewną melancholię, zadumę, a błędy popełniane przez bohaterów skłaniają nas do wyciągania wniosków. Powieść jest emocjonująca i bardzo dobrze przemyślana, dopracowana w każdym szczególe. Czyta się ją bardzo sympatycznie, sprawnie i z zainteresowaniem. Czytelnicy poszukujący w książkach głębi, estetyki i życiowych wartości na pewno poczują się usatysfakcjonowani tą opowieścią.
Pozostaję pod wrażeniem tej historii, tak różnej od "Srebrnego widelca", ale równie interesującej i jestem przekonana, że "Zamknięta w kalejdoskopie" nie będzie moim ostatnim spotkaniem z autorką.
KOLOROWE SZKIEŁKA LOSU
Po raz pierwszy spotkałam się z piórem pani Wandy Majer-Pietraszak przed kilkoma laty w powieści "Srebrny widelec". Pamiętam, że opowieść ta była dla mnie prawdziwą ucztą literacką i zapadła mi głęboko w pamięć. Dlatego, gdy zobaczyłam w Klubie Recenzenta serwisu nakanapie.pl najnowszą książkę autorki, bez zastanowienia zamówiłam ją do...
2023-02-12
ROMANS Z ITALIĄ
Pizza, Tinder i prosecco już na pierwszy rzut oka przywodzą na myśl włoskie klimaty. Agata Czubik tytułując w ten sposób swoją pierwszą powieść daje czytelną wskazówkę, jakie miejsce akcji wybrała dla swojej opowieści. I rzeczywiście fabuła książki "Pizza, Tinder i prosecco" została w znacznej mierze umiejscowiona we Włoszech, w okolicach Werony na północy kraju oraz w regionie Apulii na południowym krańcu Półwyspu Apenińskiego. Jest to zabawna i rozrywkowa historia afirmująca życie i propagująca łacińską dewizę Horacego "Carpe Diem", do której jednak co jakiś czas przenika proza codziennego życia. Umiejętne połączenie tych dwóch płaszczyzn - włoskiego ła dolce vita i zdecydowanie mniej barwnej polskiej rzeczywistości zaowocowało zabawną, lekką i bardzo relaksującą historią, z której radość życia i beztroskę można czerpać garściami.
Trzy najlepsze przyjaciółki Julia, Cicha i Szalona uwielbiają razem spędzać czas na imprezach i wyjazdach, które stanowią znaczną część ich dwudziestokilkuletniego życia. Dziewczyny uwielbiają bawić się, imprezować i poznawać nowych ludzi. Wokół nich zawsze coś się dzieje, a gdy brakuje wrażeń sięgają do Tindera - popularnej aplikacji randkowej, w której zawsze znajdą jakieś osoby gotowe na zawarcie nowych znajomości. W ten sposób Julia poznaje Enrico - mieszkajacego w Warszawie Włocha, którego nazywa Celem i z którym ma ochotę zacieśnić znajomość. Ale dziewczyna uwielbia też podróżować i wykorzystując tanie loty chętnie organizuje weekendowe wypady po Europie dla całej Trójki. A ponieważ ukończyła filologię włoską i w czasach studenckich uczyła się w Weronie w ramach programu Erasmus, to jej miłość do Italii i samych Włochów jest przeogromna. Tym razem kilka dni spędzonych z przyjaciółkami w mieście Romea i Julii oraz zakosztowanie karnawału w Wenecji ma jej pomóc naładować akumulatory na wiosenny czas. Jak dalej rozwinie się ta historia przeczytacie w książce.
Autorka zadbała aby zainteresowanie historią nie słabło i udało jej się to za sprawą opisów pięknej Italii, której poświęciła wiele uwagi. Zapraszając do wielu urokliwych miejsc, przybliżając ciekawą kulturę i proponując wiele przysmaków regionalnej kuchni sprawiła, że tęsknimy za tym wyjątkowym miejscem w Europie. W tej urzekającej scenerii umieściła zwariowane dziewczyny, których swobodny i beztroski sposób na życie dostarczył trochę pikanterii oraz sporą dawkę humoru. I choć takie zachowanie może być bolesne w zderzeniu z rzeczywistością, to nie należy z niego rezygnować.
"Pizza, Tinder i prosecco" to całkiem udany debiut. Historia napisana jest w formie pamiętnika. Agata Czubik często z najdrobniejszymi szczegółami opisuje poszczególne sytuacje. W relację Julii wplata wspomnienia bohaterki z czasów studenckich, wcześniejszych podróży i dawnych znajomości. Podczas lektury miałam wrażenie jakbym poznawała osobiste doświadczenia autorki. Nie analizuję tutaj spędzania czasu przez bohaterki, nie oceniam ich zachowania, wychodząc z założenia, że każdy ma prawo żyć tak jak chce. Jednak nie mogę przejść obojętnie obok języka, jaki zaproponowała nam autorka. O ile opisy nie budzą mojego niezadowolenia, o tyle dialogi, w których wszystko jest zajebiste lub wk...wiające drażniły mnie bardzo. Próbowałam to zrzucić na karb potocznego języka, jakim bez wątpienia posługuje się jakaś część młodej populacji. Jednak żeby zachować realizm w opowiadanej historii, nie trzeba odwoływać się do chamstwa i prostactwa. W końcu powieść to literatura, a ta wymaga eleganckiego, literackiego języka i pewne sformułowania, szczególnie nadużywane tu nie przystoją.
Moim zdaniem "Pizza, Tinder i prosecco" to książka dedykowana przede wszystkim dwudziesto i trzydziestolatkom i to właśnie ta grupa wiekowa z pewnością najlepiej odnajdzie się w tej opowieści. Starszym czytelnikom zapewne trudno będzie zaakceptować niektóre zachowania, przeżycia, czy sposób na spędzanie wolnego czasu, jaki proponują bohaterowie książki. Ja polecam tę historię przede wszystkim z uwagi na pięknie pokazane Włochy, w których naprawdę można się zakochać. Sama po zakończonej lekturze zaczęłam przeglądać połączenia na południe, do regionu Apulii i planować podróż do Bari, bo dotychczas ta część Italii pozostaje mi nieznana.
Dla mnie osobiście książka Agaty Czubik to świetny romans z moją ukochaną Italią, która już wiele lat temu skradła mi serce. Natomiast perypetie bohaterek, ich "tinderowe" przygody, alkoholowe imprezy i huśtawki emocjonalne zeszły na dalszy plan i są tylko średnim jakościowo dodatkiem do całości. Cieszę się, że w Klubie Recenzenta serwisu nakanapie.pl wyszukałam sobie właśnie tę książkę.
ROMANS Z ITALIĄ
Pizza, Tinder i prosecco już na pierwszy rzut oka przywodzą na myśl włoskie klimaty. Agata Czubik tytułując w ten sposób swoją pierwszą powieść daje czytelną wskazówkę, jakie miejsce akcji wybrała dla swojej opowieści. I rzeczywiście fabuła książki "Pizza, Tinder i prosecco" została w znacznej mierze umiejscowiona we Włoszech, w okolicach Werony na północy...
2023-01-10
OD PRZYBYTKU GŁOWA NIE BOLI. A JEDNAK...
Powieść Moniki Zajączkowskiej "Sanatorium uczuć czyli siedem światów Igi B." zaintrygowała mnie trochę przewrotnym tytułem i miałam nadzieję na lekką, łatwą i przyjemną historię z humorem, przy której można się odprężyć o każdej porze roku. Do tego zdecydowanie letnia okładka sprawiła, że zatęskniłam za słoneczną, letnią pogodą tej zimy. I powiem szczerze, że autorka podarowała mi to wszystko, czego oczekiwałam, a nawet jeszcze więcej... Cudowna romantyczna podróż do Włoch, do Rzymu, Pesaro, Wenecji, a nawet baśniowego San Marino była dla mnie kompletną niespodzianką, uroczym fragmentem, który bardzo ubogacił tę sympatyczną opowieść.
Warto tu nadmienić, że autorka od dłuższego czasu pisze opowiadania, scenariusze i bajki, które jednak w większości lądowały w szufladzie. "Sanatorium uczuć..." to tak naprawdę jej pierwsza powieść, która doczekała się publikacji. Na całe szczęście, bo przy tak lekkim piórze, humorystycznej narracji i ciekawym pomysle na fabułę żal byłoby nie poznać siedmiu światów Igi B.
Tytułowa Iga jest czterdziestolatką, matką Maćka - studenta biochemii i świeżo upieczoną rozwódką. Jej życie runęło, gdy mąż zostawił ją z dnia na dzień dla innej kobiety. Na szczęście rozpacz nie trwała długo, gdyż Iga - urodzona optymistka i kobieta przedsiębiorcza zaczęła szukać plusów w zaistniałej sytuacji. Małżeństwo z Robertem właściwie od początku polegało na zaspokajaniu potrzeb męża, który skakał "z kwiatka na kwiatek" i nieustannie dołował swoją żonę, a ona pokornie znosiła takie traktowanie. Teraz, gdy mężczyzna się wyprowadził, Iga o dczuła... ulgę, wreszcie poczuła się panią swojego życia, była wolna! Praca w zakładzie krawieckim nie przynosiła kokosów, ale było to, bądź, co bądź, stałe zatrudnienie. Zawsze też mogła liczyć na wsparcie Maćka i pomoc Wujcia Grubego - jedynej swojej rodziny oraz zwrócić się po radę do przyjaciółek - Romki, Hani, czy Misi. Odkąd Robert odszedł Iga nabrała wiatru w żagle, otworzyła się na ludzi, odważyła się powrócić do swojej makarskiej pasji, uwierzyła w siebie oraz zaczęła spełniać marzenia. W jej życiu zaczęli się też pojawiać nowi mężczyźni, faceci faktycznie nią zainteresowani.
Czy Iga zaakceptuje nową siebie i jakie niespodzianki ześle jej los przeczytacie w książce. Czeka Was naprawdę dobra zabawa i całe mnóstwo zaskakujących sytuacji.
Powieść bardzo mi się podobała i naprawdę odprężyłam się podczas lektury. Autorka pisze ciekawie, zabawnie i z dużym dystansem do otaczającego świata. Humorystyczne sformułowania takie jak: "Przeciągnęłam się rozkosznie w łóżku i wymacałam pilota. Sypiam z pilotem. Dobre i to. Zawsze to rodzaj męski" i niespotykane wcześniej porównania - "proste, jak kijek od mopa" często budziły mój uśmiech. Co prawda samo zakończenie jest przewidywalne, a liczba mężczyzn zainteresowanych wdziękami Igi wręcz niewiarygodna, to należy potraktować taki stan rzeczy z lekkim przymrużeniem oka.
Pani Monika bardzo dobrze wykreowała swoje bohaterki. Zwróciłam uwagę przede wszystkim na kobiety, nieco zwariowane, nieobliczalne, postrzelone, ale każda to wyrazista, niepowtarzalna osobowość. Jeśli chodzi o męskie sylwetki, to moim faworytem był zdecydowanie Wujcio Gruby.
Nie mogę też zapomnieć o włoskim akcencie, który sprawił, że na powrót zatęskniłam za piękną Italią. Wprowadzenie wątku Umberta to był moim zdaniem strzał w dziesiątkę, choć sam Włoch, jako gorąca poludniowa krew, jakoś nie za bardzo przypadł mi do gustu. Jego postać wydała mi się chyba najbardziej naciągana.
"Sanatorium uczuć czyli siedem światów Igi B." to świetna komediowa opowieść i jednocześnie bardzo udany debiut. Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu na kanapie.pl. i muszę przyznać, że był to bardzo dobry wybór. Chętnie sięgnę też po każdą kolejną powieść autorki.
OD PRZYBYTKU GŁOWA NIE BOLI. A JEDNAK...
Powieść Moniki Zajączkowskiej "Sanatorium uczuć czyli siedem światów Igi B." zaintrygowała mnie trochę przewrotnym tytułem i miałam nadzieję na lekką, łatwą i przyjemną historię z humorem, przy której można się odprężyć o każdej porze roku. Do tego zdecydowanie letnia okładka sprawiła, że zatęskniłam za słoneczną, letnią pogodą tej...
2023-01-06
WSI SPOKOJNA, WSI WESOŁA...
"Kaszmirowa chustka" zwróciła moją uwagę z kilku powodów. Po pierwsze autorka zabiera czytelnika na moje ukochane Podlasie. Po drugie ładna, nieco nostalgiczna okładka wpisuje się idealnie w ten region, a po trzecie zbieżność nazwisk - Celina Mioduszewska była moją ciotką - siostrą cioteczną mojej babci pochodzącej właśnie z tamtych okolic. Czy zatem mogłam się oprzeć tylu zbiegom okoliczności?... Otóż nie. I tym razem to sentyment zdecydował, że w Klubie Recenzenta serwisu nakanapie.pl wybrałam sobie właśnie "Kaszmirową chustkę" nieznanej mi jeszcze dotąd polskiej pisarki.
Celina Mioduszewska zaprasza nas na pełną nostalgii i zadumy podlaską wieś. Do czasów, gdy w jednym domostwie żyły wielopokoleniowe rodziny, kiedy jeździło się w swaty aby ożenić syna, a wyprawa do kościoła wiązała się z istną rewią mody. W takich czasach przyszło żyć Antkowi Grądzkiemu i Annie Dąbrowskiej - ludziom, którzy mięli szansę spędzić razem życie, ale los miał wobec nich inne plany. Antek nie odważył się poprosić o rękę majętnej Andzi, ale związał się ze Stasią, a Anna została panią Nizińską. Od przeznaczenia jednak nie da się uciec. To, na co nie odważył się ojciec, stało się udziałem jego syna. I tak oto po latach Jan Grądzki ma szansę poślubić Janinę Nizińską - córkę Anny...
Pani Celina z sentymentem i tkliwością pisze o czasach, których już nie ma. Wraca do tradycji i obyczajów, które warto pielęgnować, pokazuje zacofanie i zaściankowość, które także mają swój niezaprzeczalny urok. Maluje słowem sielską atmosferę prowincji zakłócaną co pewien czas przez nieszczęścia i tragedie. Życie płynie tu powoli, a jego rytm wyznaczają pory roku. Jest czas siewu, dojrzewania, zbiorów i krótkiego zimowego odpoczynku, a wszystkiemu towarzyszy przemijanie.
Język powieści jest prosty, ale nacechowany poetyckimi elementami, stylizowany w pewnym stopniu na podlaską gwarę. Nie będę się tu czepiać niektórych dziwacznych sformułowań, bo to nie one najbardziej mnie raziły. Nie mogłam zdzierżyć natomiast błędów merytorycznych. Jeśli dziecko jest Lesiem, to niech w następnym akapicie nadal będzie Leszkiem, a nie Ludwiczkiem. Jeśli Irena Rylska ma męża Tadeusza, to niech nie okazuje się on Henrykiem, a Antek niech nie zamienia się we Władka. Słabe to bardzo, nieprofesjonalne i nieeleganckie wobec czytelnika.
Autorka pokusiła się o zestawienie ze sobą dwóch światów - zacofanej wsi i nowoczesnego miasta. Przyznaję, że wyszło to całkiem zgrabnie, a kontrasty na pewno da się zauważyć. Duży plus za ciekawe i niebanalne opisy przyrody. Odgłosy natury w postaci wiejącego wiatru, szemrzącego strumienia, padającego deszczu czy szumiących drzew przemawiają do nas niemal z każdej strony.
Wykreowani bohaterowie bardzo przystają do tamtych czasów. Autorka stworzyła kilka naprawdę ciekawych portretów charakterologicznych. Moimi faworytami zdecydowanie okazała się para młodych bohaterów - Janka i Janek. Spodobała mi się ich konsekwencja i uparte dążenie do celu. Mam też sporo ciepłych uczuć wobec mocno doświadczonej przez życie babci Broni.
"Kaszmirowa chustka" była dla mnie taką baśniową opowieścią o czasach, które znam z rodzinnych historii, a które odeszły do przeszłości wraz z domami krytymi strzechą, alkierzami, piecami chlebowymi i wozami drabiniastymi. Uwielbiam takie klimaty i chętnie jeszcze na pewno nie raz do nich wrócę.
WSI SPOKOJNA, WSI WESOŁA...
"Kaszmirowa chustka" zwróciła moją uwagę z kilku powodów. Po pierwsze autorka zabiera czytelnika na moje ukochane Podlasie. Po drugie ładna, nieco nostalgiczna okładka wpisuje się idealnie w ten region, a po trzecie zbieżność nazwisk - Celina Mioduszewska była moją ciotką - siostrą cioteczną mojej babci pochodzącej właśnie z tamtych okolic. Czy...
2022-09-13
SKOK W PRZESZŁOŚĆ
"Dwie twarze królowej" to moje drugie spotkanie z powieścią Joanny Kupniewskiej. Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl. i muszę powiedzieć, że także tym razem lektura dostarczyła mi sporo radości i uśmiechu. Autorka pisze lekko, zabawnie, a dialogi pomiędzy bohaterami nierzadko wywołują niekontrolowany wybuch śmiechu.
Jeśli zastanawiacie się co może wyniknąć z faktu, że zafascynowana reinkarnacją i astrologią Zosia, studentka medycyny z Uniwersytetu Jagiellońskiego, na skutek seansu przenosi się do XVI w. Krakowa i wciela w polską królową Bonę Sforzę, to mogę zdradzić, że będziecie świadkami nieprawdopodobnych i zaskakujących sytuacji zupełnie nie z tej ziemi, a już na pewno nie z tego wieku. Od razu chcę jednak zaznaczyć, że do opisywanych zdarzeń nie można brać zbyt dosłownie i należy podejść do nich z odpowiednim dystansem i przymrużeniem oka.
Na okładce książki znajdziecie zdanie mówiące o solidnej dawce wiedzy historycznej podane w rozweselającej pigułce. I o ile z kwestią humorystyczną mogę się w pelni zgodzić, o tyle wiedzę historyczną zawartą w tej powieści potraktowałabym raczej luźno, na zasadzie lekkiej i przyjemnej opowiastki o tamtych, zamierzchłych czasach. W żadnym razie nie doszukiwałabym się idealnej zgodności z faktami historycznymi. Nie jest to literatura faktograficzna, ale beletrystyka, gdzie dominującą rolę odgrywa fikcja literacka. Czytając tę powieść mamy się dobrze bawić oraz miło spędzić czas. I w tych kwestiach książka Joanny Kupniewskiej znakomicie spełnia swoje zadanie. Podobnie rzecz się ma z bohaterami, którzy tak naprawdę noszą szacowne nazwiska, piastują wysokie urzędy, ale poza tym nie są zbyt skomplikowani i z postaciami historycznymi mają niewiele wspólnego.
Doceniam zaangażowanie i starania autorki jeśli chodzi o dokładne rozplanowanie wątków i próbę odtworzenia szesnastowiecznych realiów. Opowieść ma też swoją głębszą wymowę, a to co istotne możemy bez trudu wyczytać pomiędzy zdaniami. Bo nie należy zapominać, że błazenada nie zawsze musi oznaczać wygłupy, a twarz powinno się umieć zachować w każdej sytuacji.
Chcę jeszcze zwrócić uwagę na język powieści. Niestety niektóre fragmenty trochę mnie raziły. Zabrakło konsekwencji w stylizacji na szesnastowieczną polszczyznę. Potoczne zwroty z codziennego życia charakterystyczne dla czasów współczesnych łącznie z kwiecistą "łaciną" nijak mi nie pasowały do królewskiego dworu, a nawet pospólstwa okresu renesansu. I nie chodzi tutaj o wewnętrzne przemyślenia głównej bohaterki, ale o rozmowy ze współmieszkańcami na Wawelu. Pojawia się tu pewien rozdźwięk, który drażnił mnie i przeszkadzał podczas lektury.
Spodobał mi się natomiast pomysł na tę opowieść, zaintrygował mnie opis wydawcy i naprawdę dobrze się bawiłam podczas pochłaniania kolejnych stron. Książkę czyta się błyskawicznie, ale od samego początku nie mogłam się doczekać odpowiedzi na pytanie, czy Zośce uda się zmienić bieg historii i zapobiec późniejszym wydarzeniom, które doprowadziły do rozbiorów Polski. Kibicowałam jej mocno we wszystkich, nawet najbardziej szalonych przedsięwzięciach w oczekiwaniu na finał. A zatem jeśli jesteście równie ciekawi, czy bohaterka zapobiegnie katastrofom dziejowym, to myślę, że z przyjemnością sięgnięcie po "Dwie twarze królowej". Czeka Was sporo zabawnych sytuacji i moc niezapomnianych wrażeń.
SKOK W PRZESZŁOŚĆ
"Dwie twarze królowej" to moje drugie spotkanie z powieścią Joanny Kupniewskiej. Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl. i muszę powiedzieć, że także tym razem lektura dostarczyła mi sporo radości i uśmiechu. Autorka pisze lekko, zabawnie, a dialogi pomiędzy bohaterami nierzadko wywołują niekontrolowany wybuch śmiechu.
Jeśli...
2022-09-03
SZANSA NA ŻYCIE
"Las znikających gwiazd" Kristin Harmel wypatrzyłam w Klubie Recenzenta serwisu nakanapie.pl. i postanowiłam zainteresować się bliżej tą opowieścią. Przedstawiając nam historię Yony, a może raczej Inge, autorka sięgnęła do czasów II wojny światowej, a więc do tematyki, która bardzo mnie interesuje i którą staram się zgłębiać na różne sposoby. Powieść Kristin Harmel została zainspirowana prawdziwą wojenną historią, a zatem musiała znaleźć się na półce mojej wirtualnej biblioteczki pośród książek, które muszę poznać!
Inge jako dwuletnia dziewczynka została porwana z rodzinnego domu w Berlinie przez kobietę o imieniu Jerusza i wychowana z dala od cywilizacji pod przybranym imieniem Yona. Puszcza polsko-białoruskiego pogranicza była jej domem, a Jerusza jedyną opiekunką i nauczycielką. Dziewczynka dorastała pośród leśnych ostępów i uczyła się życia z dala od ludzi. Jerusza starała się przygotować ją do samodzielności i wyedukować najlepiej jak potrafiła. Oswojona z lasem znała wszystkie jego zakątki, puszcza dawała jej schronienie, dostarczała pożywienia i leków oraz zapewniała bezpieczeństwo w czasach, gdy na świecie panoszyło się zło i bezprawie. Yona z zaangażowaniem przyswajała wszystkie nauki swojej opiekunki, dużo czytała, porozumiewała się kilkoma językami i kiedy w wieku dwudziestu kilku lat została na świecie całkiem sama, bez trudu potrafiła radzić sobie w pojedynkę. Dopiero spotkanie z grupą uciekinierów z getta wystawiło ją na niejedną próbę, a życie w kilkunastoosobowej społeczności okazało się zupełnie inne, nieznane i pełne niespodzianek.
Jak Yona poradzi sobie z nową sytuacją? Czy las będzie w stanie zapewnić grupie bezpieczne schronienie? Z jakimi niebezpieczeństwami przyjdzie im się zmierzyć? W jaki sposób przeszłość Yony da o sobie znać?
Kristin Harmel podarowała swoim czytelnikom przepiękną, emocjonującą opowieść o okrucieństwie wojny, odwadze, tradycji i wartościach, które są przechowywane w sercach na przekór wszystkiemu. Jest to zupełnie inne, na swój sposób nowe spojrzenie na tragizm wojny i okupacji. Przyznaję, że kompletnie się nie spodziewałam takiego podejścia do tematu, ale jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Zamiast po raz kolejny czytać o wegetacji w getcie, łapankach, torturach, szmuglu, głodzie, chorobach i nieustającej woli życia otrzymujemy interesujące spojrzenie na alternatywną rzeczywistość ludzi, którym cudem udało się zbiec z niewoli i muszą teraz podjąć próbę przeżycia ukrywając się w leśnych odstępach puszczy. Las, który z jednej strony daje możliwość bezpiecznego schronienia, może stać się szalenie groźny dla osób nieprzystosowanych do surowych warunków i niepotrafiących podporządkować się naturze.
Powieść inspirowana jest prawdziwą historią wojenną o grupie Bielskiego, która w sercu Puszczy Nalibockiej stworzyła nie tylko obóz, ale zorganizowała całą społeczność ze szpitalem, więzieniem, kuchnią, szwalnią, gdzie uciekinierzy z gett mogli się schronić, aby przetrwać. Wydaje się to niemożliwe i niewiarygodne, ale takie są fakty i szczerze polecam osobom zainteresowanym poszerzyć sobie wiedzę na ten temat.
Powieść została sfabularyzowana, autorka nie dzieli się z czytelnikiem suchymi faktami, ale łącząc historię polsko-białoruskiego pogranicza z opowieścią o Yonie sprawiła, że akcja biegnie wartko, wydarzenia intrygują, napięcie rośnie i... książkę doskonale się czyta. Kristin Harmel zadbała o detale i szczegóły. Powieść jest bardzo dobrze przemyślana, rozplanowana i spójna. Przemierzanie leśnych ostępów i bagien, przygotowywanie pożywienia, gromadzenie zapasów na zimę, budowa szałasów i ziemianek charakteryzują się ogromną dokładnością i rozeznaniem tematu. Obrazowy styl i prosty język uzupełniony o wtrącenia w jidisz sprawiają, że historia nabiera wyjątkowej wiarygodności, a trzecioosobowa narracja gwarantuje obiektywizm. I co ciekawe, w wojennej opowieści autorce udało się zawrzeć pewną magię i nastrojowość puszczy, które kontrastują z barbarzyństwem i okrucieństwem wojny. W powieści mamy bardzo czytelny przekaz emocji, o których nie tylko się czyta, ale które się odczuwa każdą komórką ciała. Autorka stopniuje napięcie, niepewność i strach, doprowadzając do momentu kulminacyjnego, którego zupełnie się nie spodziewamy.
Uwielbiam główną bohaterkę, której życie zostało kompletnie odmienione przez jeden epizod. Inge byłaby na pewno kimś innym, a Yona... jest dziewczyną o wielkim sercu i pięknej duszy. Może trochę zbyt wyidealizowana, wykreowana na supermenkę, kobietę - ninję, ale wrażliwa i dobra, kierująca się wartościami, może być przykładem, a nawet autorytetem.
A Jerusza... Zabrakło mi trochę pociągnięcia wątku tej kobiety. Dlaczego zdecydowała się porwać właśnie to dziecko? Czy była w jakiś sposób związana z tą niemiecką rodziną? Czy powinniśmy ją osądzać za czyn popełniony w dobrej wierze? Czy rzeczywiście uratowała dziewczynkę od zła i niebezpieczeństwa? Na te wszystkie pytania musicie odpowiedzieć sobie sami.
"Las znikających gwiazd" to moje pierwsze, bardzo udane spotkanie z autorką. Jestem zachwycona i zauroczona tą historią. Na tę chwilę jest to najlepsza historia, jaką przeczytałam w tym roku i na pewno trafi na półkę z moimi ulubionymi lekturami. Zachęcam do przeczytania.
SZANSA NA ŻYCIE
"Las znikających gwiazd" Kristin Harmel wypatrzyłam w Klubie Recenzenta serwisu nakanapie.pl. i postanowiłam zainteresować się bliżej tą opowieścią. Przedstawiając nam historię Yony, a może raczej Inge, autorka sięgnęła do czasów II wojny światowej, a więc do tematyki, która bardzo mnie interesuje i którą staram się zgłębiać na różne sposoby. Powieść...
WOJNA I MIŁOŚĆ
"Miłość w cieniu wojny" to interesująca powieść angielskiej pisarki Carolyn Kirby, która przenosi nas do czasów II wojny światowej. I co najważniejsze jest to kolejne zupełnie inne, dotąd nie spotkane przedstawienie wojennej rzeczywistości. Książka intryguje i pozwala poszerzyć posiadaną w tym temacie wiedzę. Co więcej... miłość i wojna - pojęcia zupełnie przeciwstawne, a jednak współistniejące na przekór i pomimo wszystko.
Carolyn Kirby przenosi nas w dwa równoległe światy, a właściwie do dwóch zakątków Europy, gdzie prowadzone są działania wojenne. Mamy okazję odwiedzić bazę pilotów R.A.F., w której przechodzi szkolenie Vee Katchatourian - kobieta o niezwykłej wręcz determinacji. Jej marzenie to latanie na myśliwcach typu Spitfire.
Tymczasem Ewa Hartman w okupowanym Poznaniu prowadzi wraz z ojcem pensjonat dla niemieckich oficerów, który jest przykrywką dla jej współpracy z A.K. Podpisując volks listę oboje z ojcem opowiedzieli się po stronie Niemców, a tymczasem prawda wygląda zupełnie inaczej.
Obie kobiety, które dzielą setki kilometrów i kompletnie różne doświadczenia wojenne łączy postać tajemniczego polskiego pilota Stefana Bergela, który zbiegł z obozu jenieckiego w Katyniu. Jego dramatyczna przeszłość kładzie się cieniem na podejmowanych decyzjach, a dążenie do ujawnienia prawdy o zbrodni katyńskiej wiąże się z ogromnym niebezpieczeństwem także dla obu kobiet...
Carolyn Kirby stworzyła niezwykle poruszajacą opowieść o czasach, w których życie człowieka warte było tyle, co kromka chleba i kawałek śledzia otrzymywane na chwilę przed przekroczeniem bramy do wiecznej wolności. Katyń, przed laty temat TABU, omijany, zmilczany w obawie przed reperkusjami. Dziś tragiczna historia tysięcy osób, o której można i trzeba mówić. Oddając w ręce czytelnika tę powieść autorka zabiera głos w tej kwestii. Carolyn Kirby bardzo wnikliwie przeanalizowała historię tamtych lat i ubrała ją w bardzo interesującą fikcję literacką tworząc powieść, którą czyta się błyskawicznie i z zapartym tchem. Książka zachowuje autentyzm, rzeczywistość nacechowana okrucieństwem i bezwzględnością mocno przemawia do naszego serca, podobnie jak bohaterowie, którzy musieli nauczyć się funkcjonować w tak brutalnym i niespokojnym świecie.
Carolyn Kirby wykreowała bardzo interesujących bohaterów o złożonych i barwnych osobowościach. Są to postaci fikcyjne, które jednak idealnie wpisują się w tamte trudne i niespokojne czasy. Warto w tym miejscu wspomnieć o Janinie Lewandowskiej - postaci autentycznej, oficera rezerwy polskich sił powietrznych, która jako jedyna kobieta zginęła podczas eksterminacji w lesie katyńskim. Jej postać również znalazła swoje miejsce na kartach tej historii. Doskonale, że autorka podjęła ten mało znany wątek, bo zapewne niewiele osób wie, że pośród oficerów zamordowanych w Katyniu znalazła się także kobieta - pilot.
Pozostaję pod ogromnym wrażeniem tej opowieści. Tyle emocji, tak dużo wzruszeń i jednocześnie zupełnie inna, nieznana mi wcześniej perspektywa. Przeczytałam już wiele powieści z II wojną światową w tle i zawsze z ochotą po nie sięgam. Muszę powiedzieć, że coraz trudniej mnie zaskoczyć w tym temacie, a i moje oczekiwania rosną, są konkretne i sprecyzowane. Powieść "Miłość w cieniu wojny" zdała na szóstkę ten egzamin i idealnie wpisała się w mój gust. Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl., a jej lektura to była sama przyjemność.
WOJNA I MIŁOŚĆ
więcej Pokaż mimo to"Miłość w cieniu wojny" to interesująca powieść angielskiej pisarki Carolyn Kirby, która przenosi nas do czasów II wojny światowej. I co najważniejsze jest to kolejne zupełnie inne, dotąd nie spotkane przedstawienie wojennej rzeczywistości. Książka intryguje i pozwala poszerzyć posiadaną w tym temacie wiedzę. Co więcej... miłość i wojna - pojęcia zupełnie...