Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Minęło piętnaście długich lat odkąd Bastard Rycerski musiał poświęcić wszystko, aby ocalić ród Przezornych i całe Królestwo Sześciu Księstw. W tym czasie próbował pogodzić się z przeszłością, wyleczyć odniesione rany, zarówno te fizyczne jak i psychiczne, i przede wszystkim próbował odnaleźć spokój i wieść w miarę szczęśliwe życie jako Tom Borsuczowłosy, z dala od trosk Koziej Twierdzy, w towarzystwie wiernego Ślepuna i przybranego syna - Trafa. Wszystko to udało mu się osiągnąć tylko połowicznie, nim przeznaczenie ponownie się o niego upomniało, kiedy to długo niewidziany przyjaciel złożył mu wizytę. I tym razem los nie postanowił go oszczędzić, wymuszając na nim podjęcia się zadania, które będzie od niego wymagało sporo poświęcenia, i choć jednakże dla Bastarda nie jest to niczym nowym, to czy jednak będzie potrafił ponownie wkroczyć na ścieżkę z której zszedł piętnaście lat temu?

Kiedy jednak syn królowej Ketrinken i króla Szczerego, następca tronu - książę Sumienny, znika w tajemniczych okolicznościach, jasnym staje się, że tylko Bastard jest w stanie go odnaleźć, bez wywoływania zamieszania wśród ludu. Wyrusza on zatem wraz ze swoim wiernym towarzyszem, wilkiem Ślepunem i starym przyjacielem, Błaznem, w niebezpieczną podróż, jednakże burzliwe nastroje mieszkańców Królestwa Sześciu Księstw względem osób obdarzonych magią Rozumienia zmuszają naszego bohatera do dodatkowej ostrożności, szczególnie że każdy przejaw zbytniego związania się z jakimkolwiek zwierzęciem przeważnie kończy się śmiercią obojga. Ponad to zadania nie ułatwia mu również to, że jako Bastard Rycerski pozostaje martwy dla każdego, kto wcześniej go znał bądź o nim słyszał, zatem musi ukrywać się jako zwykły sługa pana Złocistego, co okaże się niełatwym zadaniem dla obojga przyjaciół.

"Prawdę powiadasz, śmierć jest zawsze mniej bolesna i łatwiejsza niż życie! A mimo to raz po raz wybieramy życie, bo śmierć nie jest przeciwieństwem życia, lecz przeciwieństwem wyboru. Śmierć jest tym, co nam pozostaje, kiedy nie mamy już żadnego wyboru."[s.190]

Lektura tej pozycji, to jak odwiedziny u starych, dobrych przyjaciół - z radością wita się każda informację na temat ich losów. Każda kolejna strona na nowo wprowadza do tak dobrze znanego już świata i pozwala cieszyć się nim ponownie. Autorka już od poczatku snuje opowieść pełną emocji, życiowych rozterek i trudnych wyborów, ale także akcji, która wciąga i nie pozwala odłożyć książki na bok. "Misja Błazna" to powieść otwierająca nową serię, pt. "Złotoskóry", która ukazuje dalsze losy bohaterów i wykreowanego przez pisarkę świata, znanego już z serii "Skrytobójca". Wszystko tutaj jest tak dobrze znane, a zarazem tak inne, że aż ciężko nie żałować upływu czasu, samego Bastarda oraz trudno nie wspominać przeszłości, którą wspólnie z nim przeżywaliśmy.

Powieść ta, podobnie jak poprzednie pozycje osadzone w tym świecie, to kawał dobrej, chwytającej za serce literatury fantasy. Robin Hobb odpowiednio dużo czasu poświęca na uzupełnienie luki zaistniałej pomiędzy akcją z "Wyprawy Skrytobójcy" a akcją tej pozycji, jak i na umożliwienie czytelnikowi przypomnienia ostatnich zdarzeń oraz oswojenia się z nową dla niego rzeczywistością, by mógł on później z dużą łatwością wczuć się w opisywane wydarzenia. Choć obecność wielu, tak dobrze znanych już bohaterów również to ułatwia, to i ci nowi powodują, że i ich losy czytelnik również pragnie poznać, przez co lektura ta jest jeszcze przyjemniejsza. Możliwość odkrywania na nowo znanego już świat, który przez te lata uległ wielu zmianom, a teraz ponownie stoi przed nami otworem, dodaje lekturze dodatkowych emocji. Z pewnością najbardziej zasmucające jest jednak to, w jakim stanie zastajemy Bastarda, jednakże jednocześnie wiemy, że to nie koniec jego historii i wiele rzeczy jeszcze może ulec zmianie, choć z pewnością nie wszystkie zmiany będą przyjemne.

"Cała moja egzystencja składała się z trosk i cierpień, z których każde było jeszcze jedną maską na twarzy wieczności."[s. 531]

Autorka bardzo sprytnie żongluje uczuciami czytelnika, nie raz wywołując u niego śmiech czy łzy. Cała ta powieść to przejmująca lektura, pełna wzlotów i upadków, dynamicznej i nie raz zapierającej dech w piersiach akcji. Choć nie jest ona pozbawiona błędów, to i tak stanowi doskonałą rozrywkę oraz idealną kontynuację historii Bastarda Rycerskiego i jego najbliższych. Styl pisania Robin Hobb nadal jest ujmujący, a dzięki lekkiemu pióru autorki książkę tę czyta się szybko, przyjemnie i przede wszystkim w całkowitym zapomnieniu o otaczającej rzeczywistości.

"Misja Błazna" to obowiązkowa lektura dla fanów Bastarda, Ślepuna czy właśnie Błazna. Pozycja ta przysporzy wielu emocji, łez - smutku czy wzruszenia - oraz przede wszystkim radości z możliwości powrotu do tego świata i bohaterów, z którymi tyle się przeżyło. Zdecydowanie polecam zapoznanie się z serią "Skrytobójca" przed sięgnięciem po tę pozycję - dzięki temu historia Bastarda i jego przyjaciół, jak i losy Królestwa Sześciu Księstwa, będą tworzyła spójną całość, a lektura tej powieści obędzie się bez niezrozumiałych odniesień. Ja już z kolei nie mogę doczekać się, aż sięgnę po kolejne tomy cyklu i mam nadzieję, że autorka nadal będzie tak łaskawa dla swoich czytelników, jak była i tym razem - serwując im kolejną świetną historię.

Minęło piętnaście długich lat odkąd Bastard Rycerski musiał poświęcić wszystko, aby ocalić ród Przezornych i całe Królestwo Sześciu Księstw. W tym czasie próbował pogodzić się z przeszłością, wyleczyć odniesione rany, zarówno te fizyczne jak i psychiczne, i przede wszystkim próbował odnaleźć spokój i wieść w miarę szczęśliwe życie jako Tom Borsuczowłosy, z dala od trosk...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Feyra jest dziewiętnastolatką, która ma na utrzymaniu całą swoją rodzinę, w tym dwie starsze siostry i ojca. Ona, jako jedyna, potrafi zapewnić im pożywienie i pieniądze niezbędne do przeżycia, jednakże, kiedy w trakcie polowania zabija nie tylko łanię, ale i ogromnego wilka, nie ma pojęcia, że tym samym zwróciła na siebie uwagę potężnych istot zamieszkujących po drugiej stronie muru, który oddziela ich krainę od ziem zwykłych śmiertelników. Za karę, za zabicie wilka, który w rzeczywistości był kimś więcej, Feyra trafia do Dworu Wiosny, gdzie musi żyć aż do końca swych dni, w towarzystwie znienawidzonych i okrutnych fae.

Jednakże odkrycia, których bohaterka dokonuje, sprawiają, że zmienia ona swój światopogląd, a pisany jej los przestaje być taki straszny. Znane dotąd legendy okazują się nieprawdziwe, a niebezpieczny świat fae coraz bardziej ją fascynuje. Z czasem jednak okazuje się, że nie wszystko wygląda tak, jak dziewczyna sądziła. Na jaw wychodzą sprawy, które zagrażają życiu nie tylko samych fae, ale i śmiertelników. Feyra będzie musiała podjąć wiele niełatwych decyzji oraz przede wszystkim otworzyć się na prawdę. Czy jej się to uda? Czy będzie potrafiła ocalić swoją rodzinę i nowych przyjaciół od zagłady?

"- Nadziei potrzebujemy w równej mierze co chleba i mięsa - wszedł mi w słowo i spojrzał na mnie bystrym wzrokiem, co u niego było rzadkością. - Potrzebujemy nadziei, bo ona daje nam siłę, by trwać."[s. 32]

Sarah J. Maas, znana dzięki książkom opisującym losy dzielnej Celaenay Sardothien, Zabójczyni Adarlanu, udowadnia po raz kolejny, że potrafi kreować odważne bohaterki, potrafiące zadbać o siebie nawet w trudnych sytuacjach. I tym razem powołała do życia postać pełną determinacji, wiary w siebie, która potrafi przetrwać różne przeciwności losu. Feyra bowiem już od samego początku jawi się jako dziewczyna po przejściach, z mnóstwem problemów i obowiązków na głowie, jednak na tyle waleczna, by je wszystkie udźwignąć i tym samym utrzymać przy życiu rodzinę, która nie powinna być tylko jej zmartwieniem.

Główni bohaterowie, choć ciekawią czytelnika, to jednak mogliby być nieco lepiej wykreowani. Co prawda, jeśli chodzi o Feyrę, to jedynymi wadami, które mogą irytować, są jej sporadyczna krótkowzroczność, samolubność i zdolność do podejmowania głupich decyzji, to akurat w przypadku Tamlina najbardziej razi jego nijakość. W związku z tym jest on z łatwością przyćmiewany chociażby przez Luciena czy Rhysanda, za każdym razem, jak tylko pojawiają się oni "na scenie", a sama jego obecność w tej historii momentami jawiła się jako konieczność do pchnięcia fabuły do przodu. Z kolei ostatnia wspomniana dwójka to postaci pełne pasji, tajemnicze, pełnowymiarowe, a dodatkowo intencje Rhysa nie są tak jasne, jak w przypadku innych bohaterów tej książki, co czyni go jeszcze bardziej interesującym.

"- Dlaczego? - zapytałam.
Wiedział, o co mi chodziło. Wzruszył ramionami.
- Ponieważ gdy powstaną legendy, nie chcę zostać opisany jako ten, który stał z boku i tylko się przyglądał."[s. 520]

Powieść ta to ponowne opowiedzenie znanej chyba wszystkim baśni o Pięknej i Bestii, przy czym Piękna jest zwykłą śmiertelniczką, a Bestia to fae wysokiego rodu. Autorka bardzo ciekawie zinterpretowała tę baśń, wplatając do niej jeszcze więcej magii, fantastycznych istot i potężnego wroga, odpowiedzialnego za klątwę oddziałującą na wszystkich fae z Prythianu. Książka ta, pomimo rzekomo oczywistego schematu dotyczącego wątku romantycznego, jest bardzo interesująca, niejednokrotnie zaskakująca i budząca emocje, które towarzysza nam przez całą lekturę.

"Dwór Cierni i Róż" jest pozycją, którą polecam wszystkim wielbicielom historii magicznych, gdzie akcja potrafi zapierać dech w piersiach, a nie wszystko jest zawsze tym, czym być się wydaje. Poza tym, powieść ta to ekscytująca przygoda, pełna wzruszeń, irytacji, dobrej akcji i bohaterów, o których chce się czytać. A samo zakończenie aż prosi się o natychmiastową kontynuację. Pozostaje zatem tylko liczyć na to, że autorka będzie potrafiła jeszcze czymś zaskoczyć i kolejna powieść okaże się przynajmniej tak dobra, jak tom pierwszy serii.

"[..] I chociaż każdy cios mój góry kruszyć by pozwolił,
Gdy zabijam, robię to bardzo powoli..."[s. 400]
__
ruczek.blogspot.com

Feyra jest dziewiętnastolatką, która ma na utrzymaniu całą swoją rodzinę, w tym dwie starsze siostry i ojca. Ona, jako jedyna, potrafi zapewnić im pożywienie i pieniądze niezbędne do przeżycia, jednakże, kiedy w trakcie polowania zabija nie tylko łanię, ale i ogromnego wilka, nie ma pojęcia, że tym samym zwróciła na siebie uwagę potężnych istot zamieszkujących po drugiej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mieszkańcy Elenedel od dawna mają na co narzekać: długi czas pracy, niskie zarobki, poczucie, że władza ich wykorzystuje, dbając tylko o własne profity. Wszystko to powoduje, że nastroje w mieście są dość burzliwe, a ludzie skorzy do buntu. Dlatego też, kiedy brat gubernatora zostaje zamordowany wraz z grupą znanych ze skorumpowania ludzi, którą gościł u siebie w domu, a w związku z tym na jaw wychodzą jego machlojki, w ruch zostaje wprawiona maszyna, mogąca zrównać Elenedel z ziemią. Wax wraz z przyjaciółmi po raz kolejny będą musieli dać z siebie wszystko, aby uratować miasto i jego mieszkańców przed całkowitym chaosem. Kto tym razem będzie ich wrogiem? Czy sam Harmonia udzieli im wsparcia? Jakie sekrety ujrzą światło dzienne i jak wpłyną one na bohaterów?

"- W porównaniu z tobą robię złe wrażenie i tyle. - Wayne spojrzał ponad ramieniem Waxa. - Porządne wałkonienie się wymaga towarzystwa. Jeden człowiek, który się obija, jest próżniakiem. Dwaj ludzie, którzy się obijają, to fajrant."[s. 74]

Brandon Sanderson nadal potrafi zaskoczyć. "Cienie tożsamości" już od pierwszych stron udowadniają, że będzie to kolejna świetna lektura, a sam autor skrywa jeszcze niejednego asa w rękawie. Dlatego też, nawet jeśli kolejna historia rozgrywa się już w tak dobrze znanym czytelnikom świecie, bohaterowie po raz kolejny stają do walki z tajemniczym wrogiem chcącym zniszczyć ich świat, to i tak jest to przejmująca powieść, pełna niesamowitych zwrotów akcji, niespodziewanych odkryć i postaci, które w dalszym ciągu fascynują. Nie można mu zarzucić powtarzalności, ponieważ ta, nawet jeśli występuje nawet w minimalnym stopniu, to nie nuży czy denerwuje czytelnika, co z pewnością dobrze świadczy o umiejętnościach twórczych pisarza.

Autor bardzo sprytnie powraca do wydarzeń z pierwszej trylogii serii, których uczestników czytelnicy uważają za swoich dobrych przyjaciół, a obecne postaci za bogów i wielkich bohaterów z przeszłości. Bardzo miłym akcentem są wplecione elementy dotyczące Vin i jej przyjaciół, które również ukazują nieco inne spojrzenie na znane już czytelnikom wydarzenia i postaci. Zachwyca również, z jaką lekkością autor potrafi porwać w wir wydarzeń, serwując opowieść pełną emocji, akcji i pełnych pasji bohaterów, wśród których nietrudno znaleźć ulubieńców. Wayne po raz kolejny potrafi rozbawiać do łez, ale również zaskakuje swoją bystrością, podejściem do niektórych spraw i przeszłością, która nadal nie daje mu spokoju. Także i Wax w tej części jawi się jako bardziej ludzki i uczuciowy, choć niekoniecznie z przyjemnych powodów.

"- Nie obiecałeś, że mnie zastrzelisz - stwierdził Wayne, naciągając skarpetki. - Obiecałeś, że byś mnie zastrzelił. Toż to tryb przypuszczający.
- Twoje pojmowanie języka jest zdumiewające - stwierdził Wax - zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak często go maltretujesz.
- Nikt nie zna krowy lepiej od rzeźnika, Wax."[s. 103]

Pozycja ta, to porywająca historia, która od początku do końca potrafi trzymać w napięciu. Jest lekko napisana, łatwo wciąga, a trudno się od niej oderwać. Choć można przyznać, że niektóre postaci miały role tylko pokazujące, że autor nie do końca o nich zapomniał, przez co wątek ślubu Waxa ze Steris pojawia się tylko na chwile, a sama kobieta ma zaledwie epizodyczne sceny, co może wydawać się niewystarczające, jak na narzeczoną głównego bohatera, to poza tym powieść ta była nader zadowalająca i utwierdzająca dodatkowo w przekonaniu, że Brandon Sanderson potrafi pisać, i robi to dobrze.

Książkę tę oczywiście warto polecić wszystkim miłośnikom tegoż pisarza, jak i wiernym czytelnikom serii "Ostatnie Imperium". Kolejne warte poznania przygody przybliżą czytelnikom nie tylko samych bohaterów i ich przeszłość, ale również będą stanowić idealną odskocznię od rzeczywistości, w świetnie dopracowany świat fantasy, gdzie niczego nie można być pewnym - co część ta dodatkowo podkreśla. Pozostaje żywić nadzieję, że "Żałobne opaski" będą równie dobre, jak poprzednie części cyklu oraz że autor nie wykorzystał jeszcze wszystkich swoich pomysłów, dzięki czemu jeszcze nie raz będzie potrafił wprawić swoich czytelników w zdumienie.

"Prawo nie jest święte synu. Jest odzwierciedleniem ideałów tych, którzy mają szczęście być u władzy."[s. 261]
__
ruczek.blogspot.com

Mieszkańcy Elenedel od dawna mają na co narzekać: długi czas pracy, niskie zarobki, poczucie, że władza ich wykorzystuje, dbając tylko o własne profity. Wszystko to powoduje, że nastroje w mieście są dość burzliwe, a ludzie skorzy do buntu. Dlatego też, kiedy brat gubernatora zostaje zamordowany wraz z grupą znanych ze skorumpowania ludzi, którą gościł u siebie w domu, a w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Brin Ohmsford to młoda dziewczyna, która jest obdarzona elfią magią Pieśni. Jej życie płynie dość gładko i zwyczajnie, dopóki druid imieniem Allanon nie składa jej wizyty i oznajmia, że ta musi wyruszyć z nim w podróż, aby ocalić świat od zakłady. Wraz z nimi do krainy opanowanej przez wroga, Maelmord, udaje się potomek rodu Leah - Rone, pełniący formę obrońcy Brin, a później i druida. Jednakże mroczne siły rozprzestrzeniają się zaskakująco szybko i tak też rosną w siłę, przez co, również naznaczony magią Pieśni Jair, musi wyruszyć w tak samo niebezpieczną podróż, co jego siostra, aby móc zwiększyć jej szanse na pokonanie potężnej i mrocznej siły, będącą pod postacią księgi Ildatch. Czy obie grupy bezpiecznie dotrą do wyznaczonych celów? Czy czarna magia zostanie tym razem już na zawsze pokonana? Jakie niebezpieczeństwa czekają na naszych bohaterów? Kto na ich drodze okaże się wrogiem, a kto przyjacielem?

"Tak zawsze rozpoczyna się szaleństwo: przybyciem Allanona. Przynajmniej w rodzinie Ohmsfordów."[s. 231]

"Pieśń Shannary" to typowa opowieść o walce dobra ze złem; jednakże ten, mogłoby się wydawać, czarno-biały świat nie jest do końca pozbawiony tzw. odcieni szarości, co zdecydowanie przemawia na korzyść samej książki. Wykreowana przez autora rzeczywistość zdaje się być niezwykle barwna i ciekawa, pełna niezwykłych istot, gdzie (chociaż to powieść fantasy) magia to rzecz rzadko spotykana i raczej uważana za zło. Dlatego też Brin początkowo niechętnie podejmuje się samej wyprawy i ma co do niej obawy.

A co do samych bohaterów, to są oni postaciami ciekawie zarysowanymi, choć nie każdemu autor poświęcił tyle uwagi, ile powinien. Przez to niektórzy z nich pozostają dla nas tajemnicą, tak samo, jak i motywy ich postępowania. Brin i Jair, będący posiadaczami magi Pieśni i mający stanowić głównych obrońców Czterech Krain przed straszliwym złem, momentami potrafią nieźle zirytować czytelnika, nie tylko często lekceważeniem powagi niektórych sytuacji czy zmianami humoru, ale również podejmowaniem złych decyzji, które bywają głupie i samolubne.

Terry Brooks, choć posiada ciekawy styl, to jednak pisze w sposób, który nie każdemu może przypaść do gustu. Momentami miałam wrażenie, że autor jakoby na siłę próbuje nadać czemuś podniosłe czy tajemnicze wrażanie, przez co niektóre sytuacje czy postaci jawiły się jako przerysowane. Również niektóre zachowania bohaterów czy podejmowane przez nich decyzje bywały niejasne, co powodowało lekkie skołowanie w trakcie lektury. Pisarz także rozdmuchuje pewne aspekty swojej powieści, co czyni zupełnie bez potrzeby. Nie da się ukryć, że pragnął on stworzyć historię na miarę książek bardzo znanego pisarza fantastyki, jednak nie do końca mu to wyszło, a fakt wzorowania się na owych książkach jest bardzo widoczny i choć przeważnie nie zwracam na to uwagi, tutaj mnie to raziło.

"Czasem chcemy uwierzyć w coś tak mocno, że choć to fałsz, zostajemy zwiedzeni i bierzemy go za prawdę."[s. 150]

Tak czy inaczej, "Pieśń Shannary" jest książką, którą czyta się szybko i nawet przyjemnie, choć momentami lepiej robić to z przymrużeniem oka. Co prawda akcja jest dość dynamiczna i wiele się tutaj dzieje, to jednak przy dłuższym czytaniu lektura ta potrafi znużyć czytelnika. Powieść ta, choć będąca już trzecią częścią "Kronik Shannary", jest również dobrą indywidualną lekturą, do której można podejść bez znajomości poprzednich tomów serii, aczkolwiek dla lepszego zrozumienia wykreowanego przez autora świata zalecane jest sięgnięcie po dwie poprzednie części.

Książka ta jest pełna wzlotów i upadków, niepozbawiona pewnych błędów i nieco przewidywalna, jednakże dość lekka i niezobowiązująca, jak na high fantasy. Czy polecam tę pozycję? Owszem - każdemu zainteresowanemu miłośnikowi fantasy, osobom chętnym poznać dalsze losy bohaterów niedawno powstałego serialu, na podstawie tomu drugiego serii (ale UWAGA - pewne spoilery!), czy osobom lubiącym tematykę "Władcy Pierścieni", jednakże dla których sama lektura owych powieści była ciężka do przebrnięcia - przy tej pozycji będzie o wiele łatwiej! Zapewniam. :)

"Zbawicielka i niszczycielka, zwierciadło życia i śmierci. Magia steruje wszystkimi, dziecko mroku. Nawet tobą!"[s. 323]
___
ruczek.blogspot.com

Brin Ohmsford to młoda dziewczyna, która jest obdarzona elfią magią Pieśni. Jej życie płynie dość gładko i zwyczajnie, dopóki druid imieniem Allanon nie składa jej wizyty i oznajmia, że ta musi wyruszyć z nim w podróż, aby ocalić świat od zakłady. Wraz z nimi do krainy opanowanej przez wroga, Maelmord, udaje się potomek rodu Leah - Rone, pełniący formę obrońcy Brin, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Brit Hemphill w wieku szesnastu lat trafia do zamkniętej szkoły z internatem, pełniącej funkcję ośrodka terapeutycznego dla nastolatek - do Red Rock. Początkowo myśli, że to wszystko to jedna wielka intryga wymyślona przez jej macochę, mająca na celu pozbycie się niechcianej i zbuntowanej pasierbicy z domu, jednak z czasem dociera do niej, że ojciec wysłał ją tam rozmyślnie. Aczkolwiek, prawdziwe powody kryjące się za tym są nieco inne, niż początkowo jej się wydaje i niż wmawiają jej kierownicy ośrodka. Również samo Red Rock nie jest tym, czym wydaje się być dla rodziców wysyłanych tam nastolatek.

Brit najpierw pragnie wydostać się stamtąd jak najszybciej, aby móc wrócić do swojego nieogarniętego ojca oraz posiadanej namiastki prawdziwej rodziny, ale przede wszystkim do zespołu z którym występuje, a w którym jest również niesamowity Jed. Jednakże zesłanie do tego ośrodka przedłuża się z dni i tygodni, aż do miesięcy, a sama bohaterka znajduje tam przyjaźń jakiej się nie spodziewała. Między nią a czterema innymi dziewczynami nawiązuje się nić porozumienia, która trzyma je wszystkie przy normalności, w tych jakże nienormalnych warunkach. Dziewczyny razem walczą nie tylko o swoje przetrwanie, ale i o uwolnienie się z ośrodka, pozornie mającego im pomóc, a w rzeczywistości pognębiającego ich jeszcze bardziej, poprzez stosowanie metod nawet zagrażających ich życiu! Jednakże kto uwierzy buntującym się dziewczynom z "problemami" alkoholowymi, narkotykowymi czy seksualnymi?

"W mojej szkole w Portland za tego rodzaju wyzwiska zostawało się po lekcjach, tymczasem tutaj nazywano to terapią."[s. 62]

Gayle Forman jest znana swoim czytelnikom przede wszystkim z powieści, których główną bohaterką jest nastolatka napotykająca liczne problemy na swojej drodze do szczęścia, z którymi często musi się zmierzyć sama. Ponad to jej styl cechują retrospekcje, problemy rodzinne i nie zawsze łatwe wątki romantyczne. I tym razem autorka nam tego nie poskąpiła, z tą tylko różnicą, że wątek miłosny nie wiedzie prymu w tej historii. "Zawsze stanę przy tobie" to bowiem historia przede wszystkim o rozpadzie rodziny, problemach psychicznych i radzeniu sobie z nimi z perspektywy rodziny chorej osoby, a także o niełatwej sztuce bycia nastolatką. Również jest to opowieść o tym, jak dorośli nadużywają swojej władzy oraz jak rodzice nie potrafią rozmawiać ze swoimi dziećmi i ich słuchać.

Pisarka stworzyła ciekawą główną bohaterkę, która pomimo wszystkiego, co twierdzą inni, wie, czego od życia chce - i wbrew pozorom wcale nie jest to uprzykrzanie go swojemu ojcowi i macosze. Dziewczyna nawet po trudnych przejściach życiowych zdaje się być poukładana i nie tworzy problemów, których nie ma. Tak samo jej przyjaciółki poznane w Red Rock, które są zwyczajnie "skazane" za inność bądź posiadają prawdziwe problemy, z którymi zwyczajnie same nie potrafią sobie poradzić. Nic nie zostaje przez nie niepotrzebnie rozdmuchiwane, przez co książkę czyta się z przyjemnym zaciekawieniem, bez notorycznego "przewracania oczami", co jest dość przyjemne w tego typu młodzieżówce.

"[...] muzyka mnie naprostowała, zwróciła mi mnie samą, moją pewność siebie, przypomniała, że przez ostatnie pół roku nie żyłam swoim życiem. Prawdziwe życie było cudowną rzeczą i chociaż w tym momencie wydawało się bardzo odległe, wciąż istniało. Ja wciąż istniałam."[s. 138]

Lekki styl autorki sprawia, że pozycję tę czyta się szybko i bezproblemowo. Główne bohaterki to postaci wyraziste, każda z ciekawą historią do opowiedzenia. Muszę przyznać, że "Zawsze stanę przy tobie" to najlepsza książka tej autorki, z wszystkich, jakie dotychczas czytałam. I choć pisarka nadal niczym szczególnym nie zachwyca ani nie zaskakuje, to jednak i tak pozycja ta jawi się jako bardzo przyjemna lektura, potrafiąca umilić wolne chwile. Z pewnością nie żałuje poświęconego jej czasu.

Gayle Forman po raz kolejny nie zawodzi i serwuje czytelnikom historię lekką, choć nie o takowych sprawach traktującą. Powieść ta, to mieszanka różnych emocji, w zależności od poruszanych tematów, którą z pewnością można polecić nie tylko fanom twórczości tejże pisarki, ale również miłośnikom powieści poruszających problemy rodzinne, emocjonalne, związane z dorastaniem, szukaniem swojego miejsca w życiu i samego siebie, jak i problemy natury psychicznej. Nawet, jeśli autorka nie wyróżnia się w dalszym ciągu niczym szczególnym, to nadal bez wahania będę sięgać po jej twory, szukając prostych, przyjemnych w odbiorze, życiowych, choć również nieco bajkowych powieści - co po raz kolejny otrzymałam w postaci lektury tejże książki. Polecam wszystkim zainteresowanym. :)

"Tyle tylko możemy zrobić, Brit. Stawiać kolejne kroki. A jeśli zrobisz ich wystarczająco wiele, nagle dokądś docierasz."[s. 252]
__
ruczek.blogspot.com

Brit Hemphill w wieku szesnastu lat trafia do zamkniętej szkoły z internatem, pełniącej funkcję ośrodka terapeutycznego dla nastolatek - do Red Rock. Początkowo myśli, że to wszystko to jedna wielka intryga wymyślona przez jej macochę, mająca na celu pozbycie się niechcianej i zbuntowanej pasierbicy z domu, jednak z czasem dociera do niej, że ojciec wysłał ją tam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W Imperium nikt tak naprawdę nie jest panem swojego losu, a jedynie jednym z trybików ogromnej maszyny, która trwa i funkcjonuje od wieków. Kemri od początku swojego świadomego życia, odkąd dowiedział się, że zostanie Księciem, uważał, że to będzie przygoda życia i najlepszy jego okres. Jednakże w dniu swoich szesnastych urodzin, w dniu w którym oficjalnie staje się Księciem, wszelkie złudzenia jakimi go karmiono i jakimi karmił się sam, zaczęły ustępować miejsca brutalnej prawdzie - jego życie nie tylko wisi na włosku, ale również nie należy do niego.

"Trzy razy umierałem i trzy razy się odrodziłem, chociaż nie skończyłem nawet dwudziestu lat, [...]"[s. 7]

Kemri jeszcze jako niemowlę został zabrany od sowich rodziców, aby mógł zostać genetycznie zmodyfikowany i przygotowany do roli Księcia, a w przyszłości i być może Imperatora. Kończąc szesnaście lat staje się jednym z dziesięciu milionów kandydatów do tronu Imperatora i rozpoczyna walkę o swoje życie. Musi jak najszybciej połączyć się z Imperialnym Umysłem, który zespala ze sobą wszystkich mieszkańców Imperium, aby mieć jedynie większe szanse na przetrwanie, czyli możliwość odrodzenia się po śmierci. Na swojej drodze ku przeznaczeniu napotka liczne próby, przeszkody, skrytobójców i wiele innych przeciwności, z którymi będzie musiał się zmierzyć. Na samym końcu natomiast przyjdzie mu podjąć decyzję, jakiej nie rozważał chyba nigdy wcześniej żaden Książę czy Księżniczka.

Autor przenosi nas w niezwykłą podróż po różnych planetach i galaktykach, gdzie bohater nie tylko lepiej poznaje sam siebie, ale również odkrywa prawdziwą istotę Imperium. Pozycja ta to fascynująca lektura, od której nie można się oderwać. Garth Nix stworzył niesamowitą opowieść o tym, jak często człowiek nie zdaje sobie sprawy z faktycznego stanu rzeczywistości, jaka go otacza. Przewracając kolejne strony jeszcze bardziej pogrążałam się w wykreowanym przez pisarza świecie i nie dowierzałam, jak wiele autor przed nami ukrywa. Świat ten przerażał nie tylko swoją brutalnością i bezwzględnością jego mieszkańców, ale również ich brakiem kontroli nad swoim życiem.

Kemri jest zarówno głównym bohaterem, jak i narratorem tej powieści, i choć z początku jego zachowanie oraz podejście do niektórych spraw, cechowane naiwnością, mogą irytować, to dzięki temu można u niego zaobserwować ogromną przemianę, jaką przechodzi. Poza nim autor powołał do życia jeszcze kilka innych ciekawych postaci, jak chociażby mistrz skrytobójców - Haddad, niestety nie poświęcił im jednak zbyt wiele uwagi, przez co mało o nich wiadomo. Również skąpił on uwagi chociażby ledwie napomkniętym wrogom Imperium, którzy mogliby stanowić wielce ciekawy osobny element fabuły, a tak są jedynie niewykorzystanym potencjałem.

"- Zawsze jest jakiś wybór - odparła Morojal. - Nawet jeśli różne możliwości nie wydają się równie atrakcyjne."[s. 174]

"Zagubieni książęta" to lektura bardzo absorbująca, od której ciężko się oderwać. Czytelnik pragnie zgłębiać kolejne tajemnice wykreowanego przez Gartha Nixa uniwersum, jednak w niektórych aspektach można odczuć niedosyt informacji na dany temat. Co prawda sama fabuła i losy głównego bohatera są na tyle ciekawe, że pozostałe do przeczytania strony ubywają nader szybko, to jednak nie można nie odnieść wrażenia, że autor mógłby rozwinąć niektóre wątki, tym samym znacznie wzbogacając powieść o ciekawe elementy. W każdym razie, ta pełna wartkiej akcji i jej niespodziewanych zwrotów książka, to również obraz dalekiej przyszłości, w której władza sprawuje jeszcze większą kontrolę nad jednostką, przy czym owa jednostka często nie jest tej kontroli świadoma.

Lektura tej pozycji to niesamowita przygoda, pełna akcji, intryg, polityki i walki o wolność jednostki. Nie sposób się przy niej nudzić, a wręcz przeciwnie - pragnie się jej jeszcze więcej. Dlatego też z całego serca polecam zapoznanie się z tą pozycją. Myślę, że nie tylko fani powieści tego gatunku czy miłośnicy pióra Gartha Nixa docenią przygodę, jaką ona oferuje, ale i każdy spragniony dobrej lektury czytelnik. Ja z pewnością nadal cenie sobie tego autora i z jeszcze większa chęcią będę sięgać po jego powieści.

"Kim tak naprawdę chciałem być? Kemem, który odkrył, że wszechświat jest bardziej zróżnicowanym i cudowniejszym miejscem, niż wcześniej podejrzewał? Czy Księciem Kemrim, który był tylko trybikiem w potężnej machinie?"[s. 271]
__
ruczek.blogspot.com

W Imperium nikt tak naprawdę nie jest panem swojego losu, a jedynie jednym z trybików ogromnej maszyny, która trwa i funkcjonuje od wieków. Kemri od początku swojego świadomego życia, odkąd dowiedział się, że zostanie Księciem, uważał, że to będzie przygoda życia i najlepszy jego okres. Jednakże w dniu swoich szesnastych urodzin, w dniu w którym oficjalnie staje się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Nie czynimy przemocy. Rozprawiamy się z nią, gdy do nas przychodzi."[s. 25]

"Czerwony Rycerz" to wielowątkowa powieść osadzona w realiach średniowiecza, gdzie główną wyznawaną religią jest chrześcijaństwo. Banda najemników zostaje wynajęta przez siostry zakonne do obrony ich klasztoru przed atakami ze strony nieznanych napastników. Jak się jednak na miejscu okazuje nie będzie to rutynowe zadanie, a nieustająca walka na śmierć i życie z istotami z Dziczy - m.in. wszelkimi elfami, boglinami, wiwernami czy irkami. Jednakże walki te są zaledwie początkiem wojny jaka szykuje się pomiędzy światem chrześcijańskim o wszystkim tym, co przeklęte przez Boga, czyli Dziczą.

Głównym i zarazem tytułowym bohaterem jest tzw. Czerwony Rycerz, kapitan bandy najemników, jednak gdyby nie właśnie tytuł książki, to z samej treści ciężko byłoby się tego domyślić; ponieważ postaci jest tak wiele i niejedna z nich odgrywa większą rolę w całej historii, że początkowo bardzo ciężko jest połapać się w tym, kto jest kim. Czerwony Rycerz jest postacią, która z każdą stroną zaciekawiała coraz bardziej i to właśnie jego osoba, jak i jego historia przede wszystkim wciągnęły mnie w tę pozycję. W każdym razie wszyscy bohaterowie są nietuzinkowi i specyficzni. Każdy z nich przy bliższym poznaniu zyskuje, choć nie zawsze budzi pozytywne emocje. Nie wszystkich da się lubić, jedni z miejsca wywołują w czytelniku sympatię, inni nawet obrzydzenie, jednak każdy z nich pomaga tworzyć tę niezwykłą historię. Autor bowiem często przeskakuje od jednej postaci do drugiej, czasami zaledwie po kilku zdaniach, rzucając czytelnika w wir różnych, zdawałoby się nie mających powiązania, wydarzeń. I choć początkowo powoduje to spore zamieszanie, to z czasem zauważa się w tym celowość oraz informacje, jakie w ten sposób autor pragnie przekazać swojemu czytelnikowi; a w efekcie końcowym wszystko zgrabnie splata się w jedną, spójną całość.

"Jestem światowym ekspertem od przezwyciężania strachu. Tchórzostwo jest najlepszą szkołą odwagi, jak się przekonałem."[s. 246]

Styl autora jest ciekawy, choć nieco ciężki przez wzgląd na natłok zdarzeń i postaci, jednak bardzo pomocny w tym okazuje się podział rozdziałów na osobne akapity, gdzie "tytuł" każdego z nich ujawnia miejsce akcji i osobę, która jest obecnie w centrum wydarzeń. Jednakże poza tym pisarz kreuje ciekawych i realistycznych bohaterów, zapierającą dech w piersiach akcję i niezwykły świat, pełen magii, ale i bardzo brutalny. Książka ta zawiera niesamowicie obrazowe opisy scen walki, które niejednokrotnie przyprawiają czytelnika o dreszcze, ale również sporą dawkę humoru, dzięki któremu nieraz na mojej twarzy widniał uśmiech. Zasługujące na uwagę jest również to z jaką pieczołowitością Miles Cameron dba o nawet najdrobniejsze szczegóły w swojej powieści. Czy towarzyszymy rycerzowi, zwykłej szwaczce czy rozumnemu niedźwiedziowi - wszystko jest ukazane tak, jak być powinno.

Powoli wychodzące na jaw tajemnice i sekrety, niespodziewane, trzymające w napięciu zwroty akcji, bohaterowie, którzy niejednokrotnie potrafią zaskoczyć oraz niesamowicie rozbudowany świat, nadal nie w pełni odkryty, a już zauważalnie mieniący się wszelkimi odcieniami szarości - wszystko to i jeszcze więcej powoduje, że powieść ta to kawał dobrego fantasy, które może zadowolić nawet tych bardziej wybrednych czytelników. Dlatego też gorąco polecam tę pozycję wszystkim wielbicielom gatunku oraz osobom lubiącym po prostu dobre historie. Dajcie porwać się w wir nieustającej walki, gdzie nawet najgorszy przestępca może być najlepszym sprzymierzeńcem. Ja sama się nie zawiodłam i chociaż początek powieści był dla mnie trudny do przebrnięcia, to jednak z czasem przekonałam się, że otrzymałam tak świetną historię, na jaką powieść ta się zapowiadała. Dlatego też teraz wyczekuję już kolejnej, mam nadzieję równie dobrej, pozycji spod pióra Milesa Camerona.

"Jesteśmy pożeraczami grzechów, każdy jeden z nas [...]"[s. 293]

___
www.ruczek.blogspot.com

"Nie czynimy przemocy. Rozprawiamy się z nią, gdy do nas przychodzi."[s. 25]

"Czerwony Rycerz" to wielowątkowa powieść osadzona w realiach średniowiecza, gdzie główną wyznawaną religią jest chrześcijaństwo. Banda najemników zostaje wynajęta przez siostry zakonne do obrony ich klasztoru przed atakami ze strony nieznanych napastników. Jak się jednak na miejscu okazuje nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Rok 2014, Nowy Jork. Do teraźniejszości, z przyszłości, przybyli ludzie chcący ocalić świat od zagłady. Żyją wśród mieszkańców danego czasu, starają się nie wyróżniać wyglądem, nie zwracać na siebie uwagi zachowaniem czy odmienną wiedzą i nie mieszać do spraw teraźniejszych. Gdzie jest tutaj zatem miejsce na ratowanie przyszłości całej ludzkości? Siedemnastoletnia Prenna James zawsze starała się żyć według narzuconych zasad, jednakże pewne spotkanie z bezdomnym mężczyzną spowoduje, że zakazane uczucie, jakim darzy chłopaka z teraźniejszości będzie jej najmniejszym zmartwieniem. Od tego momentu bowiem rozpocznie się wyścig z czasem i z ludźmi rządzącymi jej społecznością. Czy przyszłość zostanie uratowana?

"Nie jestem jakimś zmyśleniem z niczego i znikąd, płynącym bezwolnie przez czas. Miałam prawdziwą rodzinę. Miałam kiedyś swoje miejsce w świecie."[s. 113]

Autorka przedstawia nam świat, jaki znamy na co dzień, gdzie jeden właściwy ruch może uratować przyszłość, która rysuje się niezbyt kolorowo: zniszczenie, zanieczyszczenie powietrza, rozprzestrzeniająca się wilgoć, epidemia roznoszona przez komary zbierająca ogromne żniwa. Tak wygląda świat, w którym nikt z nas nie chciałby żyć; gdzie każde wyjście z domu może zakończyć się śmiertelnym ugryzieniem. Chcąca to zmienić grupa ludzi zostaje wysłana w przeszłość, aby ocalić losy całego świata. Jednak, kiedy tam docierają ich plany ulegają zmianie, a asymilacja z otoczeniem i "tubylcami czasu", jak nazywają mieszkańców danego okresu czasowego, staje się ważniejsza niż zmiana rzeczywistości, w której oni sami ledwo przeżyli. Jakże jest to typowe i smutne zachowanie dla ludzi - ważne, że oni potrafią przeżyć i spokojnie dożyć własnej starości, a o reszcie można zapomnieć. Przecież to już się stało.

Muszę przyznać, że książka ta zapowiadała się naprawdę ciekawie, jednakże moje uczucia po jej lekturze są trochę mieszane. Owszem, powieść ta jest lekka i przyjemna w odbiorze, fabuła zapowiadała się interesująco, ale niestety dość prosty wątek miłosny przesłania wszystko, co ta książka mogłaby zaoferować swoim czytelnikom. W pewnym momencie wątek ratowania świata schodzi na drugi plan, na rzecz miłości pomiędzy Prenną a Ethanem, która po prostu jest, od samego początku. Szkoda, że pisarka uprościła tak wiele rzeczy w swojej książce, nie dając nie tylko bohaterom, ale i czytelnikom na nieco spokojniejszy rozwój sytuacji oraz, tym drugim, również na lepsze poznanie wykreowanego świata i postaci. Obecnie bowiem było mi ciężko zżyć się z nimi i wczuć w opisywane wydarzenia, przez co nie byłam tak bardzo zaangażowana w lekturę, jakbym sobie tego życzyła. Owszem, dwójka głównych bohaterów zdążyła zaskarbić sobie moją sympatię, gdyż nie są oni typowymi nastolatkami, jakie znamy z tego typu powieści, jednakże to nie wystarczyło, by przestali być mi obojętni. Pozycja ta zatem mogłaby być spokojnie trochę dłuższa, wzbogacona o brakujące elementy, w tym bardziej szczegółowy opis stworzonej przyszłości oraz chociażby ukazanie asymilacji dopiero co przybyłych podróżników w nowym otoczeniu, czy chociażby początki znajomości Prenny i Ethana, dzięki czemu całość zyskałaby dodatkowej głębi wzmagającej realność tej historii.

"Mówi się, że cierpienie czyni nas silniejszymi i mądrzejszymi, ale obawiam się, iż znacznie częściej sprawia, że stajemy się słabsi i bardziej strachliwi."[s. 166-167]

Poza wyżej wspomnianymi zarzutami muszę przyznać, że książka ta to przyjemna lektura, pełna zwrotów akcji i ciekawie zarysowanych postaci, także pobocznych (które aż proszą się o rozwinięcie swojej charakterystyki i o więcej miejsca w stworzonej przez pisarkę historii), podana w prosty i łatwy w odbiorze sposób. "Tu i teraz" czyta się bardzo szybko, autorka ma lekkie pióro, przez co czytelnik nie ma najmniejszego problemu z zagłębieniem się w powieść, a wykreowana przez nią rzeczywistość (choć trochę ogólnikowa) poraża swoją prawdopodobnością.

"Tu i teraz" polecam przede wszystkim nastoletnim wielbicielom zakazanych miłości, podróży w czasie i misji ratowania świata. Aczkolwiek spodziewajcie się nieco naiwnej powieści i tylko przedsmaku tego wszystkiego, co wymieniłam powyżej, który może zostawić Was ze sporym niedosytem, szczególnie, że samo zakończenie książki jest otwarte. Ponowne spotkanie z twórczością Ann Brashares zaliczam raczej do udanych, jednakże nie ukrywam, że po lekturze jej innej powieści, od tej oczekiwałam czegoś więcej. Choć książka ta ma kilka niedociągnięć, niejedno przemilczenie i parę niewyjaśnionych rzeczy, a po zakończonej lekturze niestety nie zapada w pamięć, to jednak nie żałuję czasu spędzonego przy niej. Ot, taka miła odskocznia od rzeczywistości. Z pewnością kiedyś sięgnę jeszcze po inne twory tej autorki, choć może już bez zbytnich oczekiwań.

"Przypuszczam, że łatwiej jest być buntownikiem niż przywódcą."[s. 234]

Rok 2014, Nowy Jork. Do teraźniejszości, z przyszłości, przybyli ludzie chcący ocalić świat od zagłady. Żyją wśród mieszkańców danego czasu, starają się nie wyróżniać wyglądem, nie zwracać na siebie uwagi zachowaniem czy odmienną wiedzą i nie mieszać do spraw teraźniejszych. Gdzie jest tutaj zatem miejsce na ratowanie przyszłości całej ludzkości? Siedemnastoletnia Prenna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Minęło ponad 300 lat od wydarzeń opisanych w "Bohaterze wieków". Świat został uratowany, a ludzie za to odpowiedzialni są teraz bohaterami przeszłości bądź religijnymi bóstwami, którym ludzie obecnie oddają cześć. Nic nie wygląda już tak samo, jak wtedy, i choć świat zdaje się być takim, jakim chcieli go stworzyć Vin oraz cała reszta, to jednak w rzeczywistości nie wszystko jest takie piękne. Jednakże, znając ludzką naturę, nigdy takie być nie mogłoby.

"Im bardziej jesteś samotny - powiedział cicho Waxillium - tym bardziej potrzebujesz u boku kogoś, komu możesz zaufać."[s. 271]

Autor już na pierwszych stronach rzuca swojego czytelnika w sam środek akcji. Od razu rzuca się w oczy rozwój przemysłowy, jaki nastąpił od Początku. Broń palna, pociągi parowe, elektryczność, wysokie stalowe budynki, to tylko część tego, co trafiło do codzienności obecnych mieszkańców Scadrialu. Także Allomanci i Feruchemicy są coraz częściej spotykani, jednak Zrodzeni z Mgły nadal stanowią rzadkość, tak, jak i osoby łączące umiejętności zarówno Allomancji i Feruchemii. Główny bohater należy właśnie do takich osób. Posiada on umiejętność Odpychania oraz możliwość zmiany ciężaru swojego ciała - ludzie z tym konkretnym połączeniem nazywani są Zderzaczami.

Waxillium Ladrian, tak bowiem ma on na imię, jest około 40-letnim mieszkańcem Dziczy i zarazem tamtejszym stróżem prawa. Kiedy jednak jego wuj wraz z innymi członkami rodziny giną w wypadku, Wax zmuszony jest powrócić do rodzinnego Elendel, aby wyciągnąć swój ród z długów i przywrócić mu dawną chwałę. Jak można się domyślić, życie tam jako lord nie będzie dla niego łatwe, a jego natura szybko da o sobie znać. Wax wplącze się, dzięki swojemu przyjacielowi Wayne'owi, w śledztwo dotyczące napaści na pociągi, kradzieży przewożonego towaru, a ostatnio także braniu zakładników spośród młodych kobiet szlacheckiej elity. Jakie są cele rabusiów i porywaczy, szczególnie jeśli nie pojawiają się żadne żądania okupów? Kto za tym wszystkim stoi? Sprawa ta z każdą odkrytą informacją robi się coraz dziwniejsza, jednak nasi bohaterowie zrobią wszystko, aby ją rozwikłać.

"- To nie wybuchnie, Wayne - odparł oschle jego towarzysz.
- Powiedziałeś tak...
- To był tylko jeden raz - przerwał Waxillium.
- Wiesz, jak koszmarnie irytujące jest odrastanie palców, Wax?"[s. 141]

Kreacja nowych bohaterów to zdecydowany plus tej powieści, bowiem są oni niepowtarzalni. Nie mamy tutaj zatem następców Kelsiera, Vin czy Elenda, a całkiem nowe postaci, równie intrygujące, zabawne i dające się polubić, co m.in. wcześniej wspomniani, choć na swój własny sposób. Do moich ulubieńców należy Wayne, który tryska humorem nawet w najcięższych sytuacjach i niejednokrotnie potrafił przyprawić mnie o głośne wybuchy śmiechu. Szczególnie uwielbiam jego przekomarzania z Waxem, czego przedsmak macie w powyżej cytowanym tekście.

Nie jest tajemnicą, że uwielbiam Brandona Sandersona jako pisarza, a także wszystko, co wyjdzie spod jego pióra - zatem i ta pozycja nie różni się pod tym względem od swoich poprzedników. Autor pokazuje, że wykreowany wcześniej przez niego świat może ulec diametralnym zmianom, tak samo jak styl całej historii i jej tło, a i tak nadal będzie to historia równie niesamowita co poprzednie. Pisarz odświeża stworzony wcześniej świat, dodając pewne elementy steampunku i westernu, ukazując obraz, jakże odmienny o znanego nam z "Z Mgły Zrodzonego", stale rozwijającej się cywilizacji, jednak nadal zachowując świetnie sprawdzający się system Allomancji i Feruchemii, choć i te zostają stosownie wzbogacone. Bardzo miłym akcentem są również nawiązania do pierwszej trylogii "Ostatniego Imperium" i jej bohaterów, które stanowią nie tylko sentymentalny dodatek dla stałych czytelników, ale również w pewnym stopniu znaczący element fabuły. Przynajmniej mam taką nadzieję.

"Postrzelenie nie jest tym, co powinno robić wrażenie - zauważył Wayne. - Nie trzeba wielkich umiejętności, żeby zostać trafionym. To unikanie kul jest trudne."[s. 195]

Choć początkowo obawiałam się, jak wypadnie ta pozycja, przez wzgląd na duży ostęp czasowy od "Bohatera wieków" i zmianę bohaterów na nowych, to jednak muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolona z tego, co autor nam zaserwował. Książka ta jest bardzo przyjemna, interesująca, zabawna i wciągająca. Pisarz zaprezentował bardzo ciekawy wątek fabularny, niespodziewane zwroty akcji i bohaterów, dzięki którym nie można się nudzić. Wax i Wayne stanowią bowiem duet, który wprost przyciąga kłopoty.

"Stop prawa" to książka, którą spokojnie można czytać bez znajomości pierwszej trylogii "Ostatniego Imperium", ja jednak polecam zapoznanie się z nią jako czwartym tomem serii, bowiem wtedy dopiero w pełni możemy rozkoszować się jej lekturą i zmianą, jaka nastąpiła w wykreowanym przez pisarza świecie. Ja już nie mogę doczekać się premiery "Cieni tożsamości", która ma nastąpić w marcu tego roku, a która to pozycja, liczę, że przyniesie mi więcej świetnego humoru, ciekawej akcji i przede wszystkim więcej stron niesamowitej historii w moim ukochanym świecie, w tak doborowym towarzystwie.

__
Po więcej zapraszam na http://ruczek.blogspot.com

Minęło ponad 300 lat od wydarzeń opisanych w "Bohaterze wieków". Świat został uratowany, a ludzie za to odpowiedzialni są teraz bohaterami przeszłości bądź religijnymi bóstwami, którym ludzie obecnie oddają cześć. Nic nie wygląda już tak samo, jak wtedy, i choć świat zdaje się być takim, jakim chcieli go stworzyć Vin oraz cała reszta, to jednak w rzeczywistości nie wszystko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"[...] Dwaj Wybitni Konstruktorzy poszukują zajęcia dobrze płatnego, a odpowiadającego ich talentom, najchętniej na dworze majętnego króla z własnym państwem;"[s. 64]

"Cyberiada" opowiada losy dwóch niezwykle wybitnych (szczególnie w ich własnej opinii) konstruktorów: Trurla i Klapaucjusza, którzy stale ze sobą rywalizują, choć również żyją w przyjaźni. Książka ta to zbiór opowiadań, baśni i powiastek, pełnych humoru, morałów i zabaw językowych pisarza. Stanisław Lem sam po napisaniu tej pozycji uznał ją za najlepszą książkę w swoim dorobku literackim. I choć nie mnie jest oceniać prawdziwość tego stwierdzenia, bowiem nie wszystkie twory tegoż autora przeczytałam, to z pewnością stwierdzić mogę iż książka ta jest naprawdę dobra i warta uwagi.

Wynalazki Trurla i Klapaucjusza, jak i stale im towarzysząca chęć współzawodnictwa, często wpędzają ich w przeróżne kłopoty. Dlatego też możemy być świadkami stworzenia maszyny, chcącej zniszczyć cały wszechświat, rozważań nad prawdopodobieństwem istnienia smoków czy próby stworzenia świata, gdzie całe społeczeństwo będzie szczęśliwe. Te, i jeszcze inne, przygody pełne są nieprawdopodobnych (a może jednak?) wynalazków, koncepcji oraz rozwiązań, będących motorem napędowym każdej historii. Wszystko, co tam się dzieje ukazuje, jak niesamowicie bogatą wyobraźnię posiadał Lem, a także, jak wielki miał umysł. Nie zawsze czytając tę pozycję mogłam wszystko ogarnąć rozumem, a co dopiero móc wymyślić coś takiego!

"Dwa są rodzaje mądrości: jedna umożliwia działanie, druga zaś od takowego powstrzymuje."[s. 183]

Poprzez niezwykłe perypetie tak zacnego duetu konstruktorów autor nie tylko ukazuje złożoność wykreowanego przez siebie świata, jego cuda i dziwy, ale również pozwala wyciągnąć czytelnikowi właściwe i pouczające wnioski, niosące cenną naukę nawet dzisiaj. Bowiem historie tworzone przez Lema nie są tylko zwykłymi wymysłami i ciekawymi opowieściami, a przede wszystkim zawierają one odniesienia nie tylko polityczne, ale i społeczne, kulturowe oraz naukowe, ujawniające nawet częściowe poglądy autora na dane tematy.

W książkach Stanisława Lema to właśnie m.in. ich ponadczasowość jest niesamowita. Pozycje te i płynące z nich przesłania nadal są aktualne, nadal potrafią zachwycać czytelników na całym świecie i stale poszerzać grono fanów pisarza i jego twórczości. Choć, owszem, pozycje te nie są lekkie a wymagające, w związku z czym nie są one dla każdego, to jednak każdy szanujący się polski czytelnik chociaż raz powinien po jakąś książkę Lema sięgnąć - chociażby tylko po to, aby poznać twórczość swojego rodaka i przekonać się, czy jest ona dla niego.

"- Istotnie, zmarli nie mają kłopotów - przyświadczył Klapaucjusz. - To dobra prawda, skoro oznacza przemijalność cierpienia."[s. 288]

Przyznaję, że książka ta na początku szła mi dość opornie, bowiem ciężko było mi się przestawić na taki zawiły, pełen naukowych i matematycznych odniesień (niekoniecznie dla mnie zrozumiałych) styl, gdyż nie często sięgam po tego typu literaturę. Jednak z upływem stron lektura tej pozycji szła mi coraz lepiej, a później już nawet nie odczuwałam ciężkości tego stylu, a wręcz zaczęłam dostrzegać jego urok. Także kreacja bohaterów zdobyła moje uznanie, gdyż ich niesamowite zdolności i ambicje, a przy tym posiadany spryt i pomysłowość sprawiają, że z każdą kolejną stroną czytelnik jest coraz bardziej zainteresowany ich następnymi przygodami.

Autor stworzył pozycję pełną dobrego humoru, metafor, ukrytych przesłań i rozważań filozoficznych. Jest to bardzo wymagająca książka i nie każdy czytelnik będzie potrafił odnaleźć się w niej, co i mi z początku nie do końca się udawało, dlatego też w przyszłości zamierzam powrócić do tej pozycji, by móc dostrzec to, co za pierwszym razem mogłam przegapić. Z pewnością nie jest to pozycja do szybkiego przeczytania, odłożenia jej na półkę i zapomnienia. Nad niektórymi fragmentami trzeba na chwilę przystanąć i podumać, bądź dać umysłowi odpocząć i wrócić do lektury później, co sama niejednokrotnie czyniłam. W związku z powyższym polecam dobrze przemyśleć sięgnięcie po "Cyberiadę" bez chęci poświęcenia jej większej ilości czasu - inaczej możecie zrazić się nie tylko do niej, ale i do całej twórczości autora. Ja cieszę się, że w końcu miałam okazję sięgnąć po kolejną jego pozycję i mam nadzieję, że moja przygoda w wykreowanym przez niego wszechświecie niedługo doczeka się kontynuacji. Ale już moja w tym głowa. ;)

"Idiotów uszczęśliwić można byle czym, z rozumnymi jest gorzej. Rozumowi niełatwo dogodzić. Rozum bezrobotny to wprost jedna zmartwiona dziura, nicość, potrzebne mu są przeszkody. Szczęśliwy przy ich pokonywaniu, zwyciężywszy, wnet popada w frustrację, a nawet wariację. Trzeba mu więc stawiać przeszkody wciąż nowe, podług jego miary."[s. 324]

"[...] Dwaj Wybitni Konstruktorzy poszukują zajęcia dobrze płatnego, a odpowiadającego ich talentom, najchętniej na dworze majętnego króla z własnym państwem;"[s. 64]

"Cyberiada" opowiada losy dwóch niezwykle wybitnych (szczególnie w ich własnej opinii) konstruktorów: Trurla i Klapaucjusza, którzy stale ze sobą rywalizują, choć również żyją w przyjaźni. Książka ta to zbiór...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zniszczenie zostało uwolnione i teraz sieje zamęt w całym Ostatnim Imperium. Góry Popielne zasypują świat coraz większą ilością popiołu, trzęsienia ziemi stają się coraz częstsze i dłuższe, mgły nie tylko zostają coraz dłużej w ciągu dnia, ale i nadal zabijają ludzi lub wywołują u nich chorobę, a Kolosy szaleją i napadają na kolejne miasta i wioski. Elend próbuje nad tym wszystkim zapanować i podążać śladami, jakie pozostawił po sobie Ostatni Imperator - człowiek, którego obalili by zyskać wolność, a jak się teraz okazuje, także jedyna osoba, która wiedziała co nadchodzi i przygotowywała się do tego przez setki lat. Jak zatem teraz Elend i Vin, którzy dopiero odkrywają swoje role w tym wszystkim, mają stawić czoła złu, które pragnie zniszczyć cały świat? Jak mają przechytrzyć moc, która planowała swoje działa przez tysiące lat i zdaje się nie tylko przywidywać każdy ich krok, a wręcz go wywoływać? Czy zdołają ocalić świat od zniszczenia?

Pisarz w ostatniej części tej niezwykłej historii serwuje czytelnikowi równie dobrą, trzymającą w napięciu i przesyconą emocjami książkę, co jej poprzedniczki. Krajobraz, jaki zastaje czytelnik, uświadamia go, że koniec jest już bliski, pozostaje zatem martwić się, kto go przetrwa. Bardzo podoba mi się, z jaką pieczołowitością Brandon Sanderson składa całą fabułę, wszystkie jej wątki, w spójną i sensowną całość, sprawiając, że nagle nawet drobne szczegóły nabierają sensu. Choć muszę przyznać, że niektóre rewelacje odkryłam zanim autor je ujawnił, to i tak nie umniejszyło to mojego entuzjazmu podczas lektury, a i niejednokrotnie pisarzowi udało się mnie porządnie zaskoczyć.

"Możemy walczyć przeciwko armiom, możemy zdobywać miasta, lecz co z popiołem, mgłami i trzęsieniami ziemi? Co ze światem, który rozpada się wokół nas?"[s. 126]

Przez wszystkie trzy części byliśmy świadkami rozpadu i próby poskładania świata Ostatniego Imperium na nowo. Widzieliśmy jak bohaterowie odkrywają swoje moce, uczą się ich używać, w tym samym czasie próbują żyć normalnie, dojrzewają i poznają prawdziwe wartości życiowe. Razem z nimi poznawaliśmy historię ich świata, odkrywaliśmy znaczące wydarzenia z przeszłości oraz z lękiem oczekiwaliśmy końca, który musiał nadejść. Przez długi czas nie mogłam doczekać się lektury "Bohatera wieków", jednocześnie bojąc się po nią sięgnąć. Nie chciałam bowiem, aby wszystko to dobiegło już końca. Jednak teraz, kiedy wszystkie trzy tomy mam już za sobą wiem, że z pewnością odwiedzę ten świat ponownie i po raz kolejny stanę do walki o wolność i przetrwanie, a będzie to równie ekscytująca przygoda, co za pierwszym razem.

Jak zapewne można się domyślić, po wszystkim tym, co dotąd napisałam, uwielbiam styl pisania tego autora, kreację całego świata, który stworzył z takim rozmachem i fantazją oraz samych bohaterów, których powołał do życia - tych dobrych i tych złych; wszystkich równie intrygujących. Niestety, nie mam do czego się przyczepić w tej pozycji, naprawdę. Może tylko do tego, co zdaje się, że powtarzam przy okazji recenzji każdej książki tegoż autora, że całość mogła być jeszcze dłuższa. Ale to nie jest poważny zarzut, mogący zniechęcić kogokolwiek to jej lektury, prawda? Myślę, że wręcz przeciwnie. ;)

"Dowodzenie nie oznacza, że trzeba coś robić... oznacza jedynie konieczność upewnienia się, że inni ludzie robią to, co powinni!"[s. 466]

Powieść ta to idealne zwieńczenie całej trylogii. Wszystkie elementy wskakują na swoje miejsce ukazując całość, jakiej czytelnik się nie spodziewał. Autor sprytnie pogrywał nie tylko z czytelnikiem, ale i ze swoimi bohaterami. Książka ta jest przepełniona emocjami, aż do samego końca, nie sposób się od niej oderwać, a samo zakończenie wbija w fotel - nie tego się spodziewałam i choć autor zranił moje biedne serce dogłębnie, to jednak taki finał z pewnością pozwoli mi zapamiętać tę pozycję na długi, długi czas. Po tak niesamowitej i pełnej wrażeń trylogii pisarz ten już na stałe zdobył sobie szczególne miejsce w moim czytelniczym sercu, a kolejnych jego tworów już nie mogę się doczekać!

Wszystkim tym, którzy nie przeczytali jeszcze nic Brandona Sandersona, a lubią literaturę fantasy, polecam sięgnięcie po jego twórczość. Jest to jeden z tych pisarzy, gdzie po kilku pierwszych stronach jego powieści wiecie, że to będzie niesamowita przygoda - a później okazuje się, że ani trochę się nie myliliście! Jego powieści będę polecać każdemu, kto zechce mnie słuchać, w tym właśnie trylogię "Ostatnie Imperium", która z części na część stawała się tylko lepsza, a której ostatni tom, "Bohater wieków", jest bez wątpienia tym, czego czytelnik mógłby oczekiwać - elementem łączącym wszystko w niesamowitą całość.

"W śmierci jest piękno - piękno ostateczności, piękno dopełnienia.
Ponieważ nic nie jest kompletne do chwili, gdy zostaje ostatecznie zniszczone."[s. 431]

Zniszczenie zostało uwolnione i teraz sieje zamęt w całym Ostatnim Imperium. Góry Popielne zasypują świat coraz większą ilością popiołu, trzęsienia ziemi stają się coraz częstsze i dłuższe, mgły nie tylko zostają coraz dłużej w ciągu dnia, ale i nadal zabijają ludzi lub wywołują u nich chorobę, a Kolosy szaleją i napadają na kolejne miasta i wioski. Elend próbuje nad tym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Oto następna, trzecia już opowieść o tym, jak (nie)zwykły rudy kot, imieniem Bob, odmienił kolejny aspekt życia pewnego człowieka, który był już na dnie. W tej powieści James opowiada, jak Bob zmienił jego podejście do świąt Bożego Narodzenia i o tym, jak okres ten przestał być najgorszy w jego życiu. Czy jednak łatwo było mu uwierzyć, że święta mogą być czymś więcej, niż najtrudniejszym okresem do przetrwania dla ludzi biednych?

Tym razem czeka nas relacja z pierwszych wspólnych świąt rudzielca z ulicy i narkomana na odwyku, w związku z czym mamy tutaj zmagania bohatera z przeciwnościami losu, ze swoimi lękami, obawę przed porażką, ale także odkrycie magii świąt i radości, jaka płynie z dawania, choć wiele do podarowania się nie ma. Proste rzeczy dla Jamesa nagle nabierają nowego sensu, a wszystko to za sprawą rudej, puchatej kulki, która nie tylko decyduje o własnym losie, ale ma również dużo do powiedzenie na temat losów swojego człowieka.

"Temperatura znowu spadła, ale lody w moim sercu puściły."[s. 91]

Autor po raz kolejny serwuje nam historię pełną fragmentów ze swojego życia, przy czym wiele z nich czytelnik może kojarzyć z dwóch poprzednich książek - "Kot Bob i ja" oraz "Świat według Boba", przez co lektura ta może już nie być taka ekscytująca dla zaznajomionych z tym niezwykłym duetem i ich przygodami. Jednakże powieść ta nadal jest przyjemna, lekka w odbiorze, niezwykle prosta i przede wszystkim wydaje się być szczera. Autor nadal przekazuje nam swoją historię w bezpośredni sposób, bez zbędnych ozdobników i najprościej jak umie, dzięki czemu powieść ta zyskuje dodatkowo na autentyczności.

Należy przyznać, że pozycja ta, dla czytelników poprzednich książek opisujących przygody Jamesa i Boba, może nie być tak zaskakująca czy szokująca, jak dla osób, które dopiero zapoznają się z tym duetem. Po prostu wszystko to wydaje się być już tak dobrze znane, że ma się wrażenie, jakby powieść ta została napisana tylko po to, aby móc wydać coś specjalnie na święta. Owszem, historia ta jest przyjemna, choć nie nastraja świątecznie tak bardzo, jak można by się tego spodziewać - przynajmniej ja oczekiwałam od niej nieco więcej świątecznego klimatu, jednak uważam, że o wiele bardziej przypadnie do gustu osobom, które jeszcze nie czytały żadnych książek o tej parze.

"Mój kot dał mi nowe życie, życie pełne szczęścia i nadziei."[s. 172]

"Kot Bob i jego podarunek" Jamesa Bowena to książka przede wszystkim dla miłośników przygód tego rudzielca i jego człowieka. Jednakże pozycja ta również może przypaść do gustu osobom, które lubią koty, bądź/oraz ciepłe, zwyczajne historie o prawdziwych ludziach i ich perypetiach, a że można czytać ją bez znajomości poprzednich książek tego autora, to bez obaw można po nią sięgnąć. Powieść ta to dość przyziemna historia osadzona w okresie świąt Bożego Narodzenia, ukazująca jak dorosły człowiek ponownie odkrywa magię świąt. Może i ktoś z Was odkryje ją podczas jej lektury. :)

Oto następna, trzecia już opowieść o tym, jak (nie)zwykły rudy kot, imieniem Bob, odmienił kolejny aspekt życia pewnego człowieka, który był już na dnie. W tej powieści James opowiada, jak Bob zmienił jego podejście do świąt Bożego Narodzenia i o tym, jak okres ten przestał być najgorszy w jego życiu. Czy jednak łatwo było mu uwierzyć, że święta mogą być czymś więcej, niż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Sydney trafiła do ośrodka reedukacji, z którego nie wyjdzie, dopóki nie przyzna, że zakochanie się w moroju było największą zbrodnią przeciwko ludzkości, jaką mogła popełnić. Jej proces nawracania na właściwą, według alchemików, drogę nie jest przyjemny ani bezbolesny. Odizolowana od świata traci nie tylko poczucie czasu ale i zdrowe zmysły. Kiedy w końcu decyduje się na chęć współpracy nie przypuszcza, że najgorsza część całego procesu jeszcze nie minęła. Adrian z kolei dzień w dzień, poprzez sny wywołane magią ducha, stara się odnaleźć ukochaną, jednocześnie nadal bierze udział w misji ochrony Jill, choć najchętniej wywróciłby cały świat do góry nogami, aby znaleźć Sydney. Życie w takim rozdarciu nie ma na niego dobrego wpływu, przez co wraca on do starego nawyku szukania ulgi w alkoholu. Kiedy jednak zyskuje możliwość skończenia swojego udziału w misji, zamiast w pełni poświęcić się poszukiwaniom ośrodka reedukacji alchemików, zrażony kolejnymi porażkami, zaczyna bywać na prawie wszystkich imprezach w okolicy. Czy uda mu się ponownie wziąć w garść i odnaleźć ukochaną? Czy Sydney przetrwa tortury alchemików nie tracąc przy tym zmysłów? Jak potoczą się ich losy oraz czy będą mieli dane znaleźć szczęście w miłości?

"Mój umysł przestał myśleć. Stałam się wyłącznie bólem."[s. 234]

Główna para bohaterów nieźle namieszała w świecie morojów i alchemików, dążąc do urealnienia wizji wspólnej przyszłości. Wiele się działo w tej książce, wiele bitew zostało stoczonych, nie tylko w formie fizycznej, jednakże nie obyło się również bez ofiar. Zdecydowanie mniej w tej części było Eddiego, Jill i innych z ekipy z Palm Springs, a całość maksymalnie skupia się na Sydney i Adrianie. Pojawiają się także dobrze już znani nam bohaterowie z "Akademii wampirów", w tym Rose i Dymitr, jednak były to tylko krótkie sceny z ich udziałem. Pisarka zdecydowała się przybliżyć czytelnikowi zmagania pary kochanków z konsekwencjami, jaki powoduje ich związek. Nie będą to tylko zmagania z przeciwnościami losu i nieżyczliwymi im osobami, ale także z samym sobą i swoimi słabościami.

Skoro o bohaterach mowa, to muszę wspomnieć, że trochę jest mi szkoda postaci Adriana, która teraz z każdą kolejną częścią "Kronik krwi" staje się zwyczajnym bohaterem z problemami. Owszem, przechodzi on wielką przemianę ku lepszemu, wyzbywając się swoich wcześniejszych złych nawyków, jednak przy okazji zostaje nieco obdarty z tej charyzmy i uroku, jaki zawsze mu towarzyszył w poprzedniej serii, a który spowodował, że postać ta stała się moją ulubioną. Tutaj natomiast trochę brakuje mi starego Adriana Iwaszkowa, choć nie twierdzę, że i "nowy" nie potrafi pozytywnie zaskoczyć. A z kolei sama Sydney zaskakuje coraz bardziej, oczywiście w dobrym znaczeniu tego słowa. Jej przemiana jest chyba najbardziej dostrzegalna, gdzie z cichej, bojącej się nawet prosto spojrzeć na moroja dziewczyny, staje się osobą pewną siebie, gotową stanąć do walki o to, w co wierzy, nawet przeciwko swoich ludziom, czy rodzinie.

"- Co ty masz z tymi dziewczynami, skarbie? Dlaczego zawsze przeżywasz dramat? Powinieneś to lżej traktować.
- Nie robię niczego połowicznie, mamo. Szczególnie w miłości."[s. 55]

W tej części autorka poczęstowała nas dużą dawką emocji, odkryła przed nami stronę alchemików, jakiej jeszcze nie znaliśmy oraz, przede wszystkim, dostarczyła dobrej rozrywki i ciekawej akcji. Pozycję tę czyta się niezwykle szybko, z przyjemnością i ciekawością przewracając kolejne strony. Pisarka nadal potrafi zaskoczyć, a wydarzenia z ostatnich stron mogą przejść najśmielsze oczekiwania względem rozwoju sytuacji. Choć pojawiające się kolejne komplikacje nie są żadnym zaskoczeniem, to jednak to, w jaki sposób się one objawiają bądź co je wywołuje potrafi już wprawić w zdumienie. Oby autorka w ostatnim tomie serii nadal potrafiła budzić takie emocje, jak dotychczas.

Podsumowując: "Srebrne cienie" mogę polecić wiernym czytelnikom Richelle Mead oraz "Kronik krwi". Z pewnością warto przekonać się dokąd wszystko to zaprowadzi naszych bohaterów, a także, czy ich uczucie zmieni coś w świecie pełnym uprzedzeń, błędnych przekonań i zasad, których złamanie jest surowo karane. Ja z pewnością sięgnę po ostatni tom serii, licząc na pełne emocji zakończenie tak problematycznego romansu. Jednakże nie sam romans wywołuje u mnie chęć poznania kontynuacji, a wiadomości z ostatniej już strony tejże pozycji, które zwiastują niezłe zamieszanie w życiu naszych bohaterów. Bowiem wszystko nie mogło skończyć się tak szybko i przyjemnie, prawda? ;)

"Wszystko, o co walczyłam, każde wyzwanie, każde zwycięstwo... to wszystko straciłoby sens bez niego. Nie miałbym nawet odwagi stać się na powrót osobą, którą byłam. Nie wiedziałabym już, czym są prawdziwe życie i miłość. Centrum permanebit. On był moim środkiem."[s. 340]

Sydney trafiła do ośrodka reedukacji, z którego nie wyjdzie, dopóki nie przyzna, że zakochanie się w moroju było największą zbrodnią przeciwko ludzkości, jaką mogła popełnić. Jej proces nawracania na właściwą, według alchemików, drogę nie jest przyjemny ani bezbolesny. Odizolowana od świata traci nie tylko poczucie czasu ale i zdrowe zmysły. Kiedy w końcu decyduje się na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Celaena Sardothien, wielka zabójczyni Adarlanu na usługach króla, ujawniła swoją naturę oraz prawdziwą, dotychczas głęboko skrywaną, tożsamość. Kiedy, po ostatnich znaczących wydarzeniach, życie w zamku staje się nie tylko ciężkie do zniesienia, ale również niebezpieczne, wyjeżdża ona do Wendlyn pod pretekstem zabicia tamtejszego władcy, jednakże prawdziwy powód jej podróży ma na celu zagwarantowanie bezpieczeństwa nie tylko jej i jej bliskim, ale również całemu światu. Dziewczyna bowiem szuka sposobu na pokonanie bezwzględnego władcy Adarlanu oraz na uwolnienie magii spętanej przez niego przed dziesięciu laty. Co jednak, jeśli będzie to wymagać odwiedzin tam, gdzie nigdy nie chciała zawitać? Jakie przeszkody czekają na nią w Wendlyn? Jakie katusze przeżyje, zanim osiągnie zamierzony cel? Czy wcześniejsze wydarzenia, z końca drugiego tomu, pogrzebią Celaenę jaką znamy? Czy ciemność całkowicie ją pochłonie? Czy będzie potrafiła zaufać nieoczekiwanym sojusznikom? Czy zaufa samej sobie?

"[...] a ona już miała dosyć przyjaciół. Miała dość tego, że giną."[s. 65]

Celaena po raz kolejny w swoim życiu doświadczyła dramatycznych wydarzeń, które miały na nią ogromny wpływ. Śmierć jej najbliższej i jedynej od wielu lat przyjaciółki zostawiła na jej psychice głęboką bliznę, a udział w tym innych, bliskich jej osób, dodatkowo spotęgował ból, jaki te wydarzenie wywołało. Uczucie zdrady, bezradności, samotności i beznadziejności towarzyszy jej na każdym kroku, co niestety nie pomaga w misji ratowania świata. Dziewczyna będzie musiała nie tylko zaakceptować obecny stan rzeczy, ale również poddać się ciężkim próbom, mającym na celu doskonalenie i odkrywanie posiadanych umiejętności, które dotychczas tak skrzętnie w sobie kryła. Poza tym, zabójczyni nadal posiada solidną dawkę humoru oraz złośliwości, którą obdarza każdego, kto akurat znajdzie się w jej pobliżu, dzięki czemu nie traci nic z zadziornego charakterku, przez wielu tak lubianego. Aczkolwiek w tej części czara boleści naszej głównej bohaterki zdaje się przelewać, powodując małe katastrofy, następujące jedna po drugiej, które w końcu mogą doprowadzić do jej upadku.

Sarah J. Maas ponownie wciąga czytelnik w opisywane wydarzenia bez najmniejszego problemu. Barwne opisy, pełna napięcia akcja, ujawniane kolejne tajemnice, nowe intrygujące postaci oraz emocje, które towarzyszą na każdym kroku - wszystko to powoduje, że strony mijają jedna za drugą, a sama, niemała objętościowo, lektura upływa zbyt szybko. Pisarka rozdziela narrację na kilku, dobrze już nam znanych bohaterów, ale wprowadza również nowe, równie intrygujące postaci, co, choć jednocześnie zwiększa napięcie w trakcie lektury, uzupełnia fabułę o znaczące elementy. W związku z tym, w tej części także m.in. będziemy towarzyszyć wiedźmie z klanu Czarnodziobych, imieniem Manon, czy księciu Fae - Rowanowi, który ma za zadanie pomóc zabójczyni opanować posiadane moce. Na uwagę zasługuje również wątek Aediona, kuzyna Celaeny, który wydał mi się szczególnie interesujący i liczę na to, iż autorka poświęci mu więcej uwagi w kolejnym tomie.

"Rozpacz, nienawiść i wściekłość żyją i oddychają we mnie. [...] To potwór mieszkający pod moją skórą."[s. 443]

"Dziedzictwo ognia" to opowieść o odnajdywaniu spokoju po traumatycznych wydarzeniach, o odnajdywaniu chęci do życia i działania oraz o pokonywaniu własnych demonów, które nie pozwalają w pełni zaakceptować tego, kim się naprawdę jest. Główną bohaterkę czeka długa przeprawa przez najciemniejsze zakamarki swojej duszy, a czytelnik dzięki temu pozna nie tylko jej dotąd nieznane fakty z przeszłości, z lat dziecięcych, ale i uczucia, które dotąd kryła głęboko w swoim wnętrzu. Choć muszę przyznać, że momentami odnosiłam wrażenie, jakoby Celaena nadmiernie dążyła do autodestrukcji, co z biegiem stron zaczynało odrobinę nużyć, to jednak przemiana, jaka w niej zachodzi pod koniec książki pozwala sądzić, że takie zachowanie bohaterka będzie już miała za sobą.

Z utęsknieniem czekałam na kolejną część przygód niesamowitej zabójczyni Adarlanu, która ponownie zabierze mnie w świat pełen magii, niesamowitych istot, ale i niebezpieczeństw, gdzie każdy dzień jest próbą utrzymania się przy życiu. Dlatego też, jak tylko książka ta wpadła w moje ręce to od razu zabrałam się do jej lektury i - co najważniejsze - nie zawiodłam się! Po raz kolejny bowiem Sarah J. Maas spełniła moje oczekiwania, serwując mi lekturę wypełnioną emocjami po brzegi, gdzie każda strona kryła niewiadomą, a każdy kolejny rozdział przynosił ze sobą jeszcze więcej wrażeń, nić poprzedni. W związku z tym polecam ją każdemu, komu losy Celaeny Sardothien nie są obojętne. A tym, którzy jeszcze nie poznali tej drażliwej i niezwykle pięknej bogini zemsty polecam sięgnięcie po "Szklany tron"- takie zaniedbanie bowiem jest niewybaczalne. ;)

"Zbierasz blizny, bo potrzebujesz dowodu, że pokutujesz za popełnione grzechy."[s. 444]
___
Po więcej zapraszam na http://ruczek.blogspot.com

Celaena Sardothien, wielka zabójczyni Adarlanu na usługach króla, ujawniła swoją naturę oraz prawdziwą, dotychczas głęboko skrywaną, tożsamość. Kiedy, po ostatnich znaczących wydarzeniach, życie w zamku staje się nie tylko ciężkie do zniesienia, ale również niebezpieczne, wyjeżdża ona do Wendlyn pod pretekstem zabicia tamtejszego władcy, jednakże prawdziwy powód jej podróży...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bitwa zaczęła się a Karou, Akiva, Zuzana, Mike i Virko zostali odcięci od świata, w którym ich przyjaciele i sojusznicy być może właśnie tracą życie. Jednakże ich zadanie jest równie ważne, co losy tamtej walki, dlatego też, choć z sercami przepełnionymi obawą, wyruszają oni aby zrobić to, co do nich należy. Misja ta nie będzie łatwa, ale nikt też tego nie oczekiwał. Czekają ich ciężkie próby, wyzwania pełne poświęceń oraz bitwy, gdzie niejedna ofiara będzie poniesiona. Czy uda im się pokonać groźnego przeciwnika? Czy znajdą sposób na ocalenie obu światów? Jak opisane wydarzenia wpłyną na nich samych? Przekonajcie się.

"Ich życie będzie przypominać taniec po polu bitwy, lawirowanie między zwłokami."[s. 9-10]

Historia, przerwana w pierwszej części, w najmniej odpowiednim momencie, od samego początku wciąga czytelnika w emocjonalny rollercoaster, pełen wzlotów i upadków, mnóstwa wątpliwości, jak i wiary w pomyślne zakończenie całej historii. Bohaterowie nadal zachwycają humorem i realizmem osobowości, jednakże związek Karou i Akivy, dotąd tak odmienny od większości prezentowanych obecnie w literaturze, zaczyna męczyć i irytować stałym wzdychaniem obu stron do siebie i ich oczekiwaniem na zbliżenie, które autorka przeciąga w czasie do granic możliwości. Akcja napędzająca fabułę zachwyca, nie tylko nieprzewidywalnością, ale i emocjami, jakie w trakcie czytania wywołują opisywane wydarzenia. Wszystko zdaje się gnać do przodu na łeb, na szyję, podbudowując i tak już towarzyszące czytelnikowi napięcie, tylko właśnie wcześniej wspomniany wątek romantyczny zmienia się w momentami nużący i do bólu przewidywalny, a nawet nieco banalny, co po tak obiecującym początku może zasmucać.

Autorka świetnie radzi sobie z rozwojem sytuacji, sprawnie kieruje licznymi wątkami, jednak jeden z nich zaskakuje brakiem zakończenia. Cała historia, rozpoczęta w pierwszym tomie, kończy się w zadowalający sposób, tylko wątek wprowadzony w części trzeciej pozostaje nierozwiązany, co okazało się ogromnym zaskoczeniem pod koniec lektury. Pominę już nawet to, że dla głównego wątku jest on praktycznie bezwartościowy, co nie zmienia jednak faktu, że był on ciekawy i mógł przerodzić się w naprawdę interesującą historię, jednakże pisarka kończąc tę książkę oraz całą opowieść, jakby o nim zapomniała. A może zostawiła sobie furtkę na ewentualną kontynuację? Któż to wie.

"BĄDŹ SAMURAJEM.
NIGDY NIE WIESZ, CO CIĘ CZEKA
PO DRUGIEJ STRONIE NIEBA."[s. 102]

Uwielbiam Laini Taylor, jej wyobraźnię, styl i świat oraz bohaterów, które wykreowała i podała w tak przyjemnej oraz zadowalającej formie. Już od pierwszych stron pierwszego tomu jej twórczość czyta się z wielką przyjemnością i łatwością, co nie ulega zmianie aż do samego końca cyklu. Bohaterowie i ich postępowanie (początkowo) wcale nie były takie schematyczne, jak mogłoby się wydawać, a wraz z rozwojem sytuacji, nakreślone charaktery rozwijają się w ciekawym kierunku, powodując, że wykreowane przez pisarkę postaci są jedną z mocniejszych stron jej książek. Poza tym, w powieściach Laini Taylor, które są uwielbiane przez ludzi na całym świecie, nie uświadczymy tylko samej akcji, ciekawej fabuły i intrygujących bohaterów, ale również można doszukać się tam poruszenia problemów obecnie nas dotykających, jak chociażby stereotypowe myślenie czy uprzedzenia rasowe.

Muszę przyznać, że nawet jeśli całościowo jestem usatysfakcjonowana tym, jak to wszystko się potoczyło, to jednak zakończenie odrobinę rozczarowuje. Niby wszystko się skończyło, pokonano problemy i każde z bohaterów w pewien sposób ułożyło sobie życie, jednakże drażni to, że nie wszystkie wątki zostały zamknięte tak, jak można by sobie tego życzyć. W każdym razie, wrażenia ogólne są pozytywne, zatem i tę książkę, jak i całą trylogię, polecam poszukiwaczom historii przyjemnych, wciągających, potrafiących zaskoczyć oraz budzących całą gamę różnych emocji. Ja tymczasem będę czekać na kolejne twory tej pisarki, po które z pewnością sięgnę.

"Ty nie umierasz, bo za ciebie giną inni. [...] Śmierć cię szuka i szuka, ale cię nie widzi."[s. 126]
___
Po więcej zapraszam na ruczek.blogspot.com.

Bitwa zaczęła się a Karou, Akiva, Zuzana, Mike i Virko zostali odcięci od świata, w którym ich przyjaciele i sojusznicy być może właśnie tracą życie. Jednakże ich zadanie jest równie ważne, co losy tamtej walki, dlatego też, choć z sercami przepełnionymi obawą, wyruszają oni aby zrobić to, co do nich należy. Misja ta nie będzie łatwa, ale nikt też tego nie oczekiwał....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Dla porządku, nie oczekuję, że mi uwierzycie. Przynajmniej nie do końca. Ostatecznie jestem zawodowym kłamcą, choć lubię sądzić, że kłamcą uczciwym."[s. 152]

Gaiman jest niesamowitym pisarzem i udowadnia to nie tylko w swoich powieściach, ale i w krótkich formach, gdzie ma większą swobodę działania, umożliwiającą mu dowolną zabawę słowem pisanym, jaką tylko sobie wymarzy. Tym razem otrzymujemy od niego zbiór pełen historii strasznych, ulotnych, jak i osobliwych, przeważnie z otwartymi zakończeniami. Również i w tym zbiorze Gaiman pokusił się o długi wstęp z wyjaśnieniami genezy wszystkich utworów, bądź historii z nimi związanych, natomiast same opowiadania przybliżają nam inne wyobrażenie Sherlocka Holmesa, mroczne walentynki w towarzystwie Arlekina czy ukazują świat niczym z "Matrixa". Moim ulubieńcem z całej książki stała się historia o ptaku słońca, do której z pewnością kiedyś powrócę.

Zbiór ten zawiera opowiadania odpowiednie na obecną porę roku, gdyż klimatycznie wpasowuje się on w jesień, dzień Wszystkich Świętych oraz Halloween. Historie w nim zawarte krążą wokół tematu duchów, śmierci, życia pozagrobowego, wampirów itp. Są wręcz idealne, jeśli pragnie się poczuć dreszczyk strachu, kiedy jest już ciemno, a za oknem pada deszcz. Jak to się w takich zbiorach zdarza, niektóre opowiadania są lepsze, inne gorsze, jedno pojawiło się już w czytanym przeze mnie zbiorze "Dym i lustra", jednak zdecydowanie całość zasługuje na uwagę i uznanie. Wszystkie czyta się szybko i przyjemnie, choć niektóre historie z pewnością do takich nie należą. Gaiman sprawnie balansuje pomiędzy humorem a grozą, niekiedy zahaczając o obrzydliwość, absurd czy bluźnierstwo. Jak zatem widać, zbiór ten to istna mieszanka wybuchowa, okraszona przyjemnym dodatkiem w postaci opowiadania ze świata "Amerykańskich bogów" na samym końcu.

"Nic, tak jak coś, może wydarzyć się wszędzie."[s. 113]

Choć styl autora należy do takich, że albo go uwielbiamy albo nienawidzimy, to z pewnością w tym zbiorze każdy znalazłby dla siebie coś dobrego. Neil Gaiman to pisarz, który bawi się stylem i słowami, drażni zmysły czytelnika i pobudza jego wyobraźnię, zmuszając ją do znacznego wysiłku. Także nasz umysł nie ma wolnego podczas lektury tejże pozycji, gdyż autor podsuwa ukryte aluzje, zagadki do rozwiązania, a rzeczy z pozoru nie będące niczym niezwykłym ukazują ukryte w sobie znaczenia, każące zastanowić się nad otaczającą nas rzeczywistością.

"Rzeczy ulotne" to książka warta polecenia, nie tylko miłośnikom tego wspaniałego pisarza, ale również wielbicielom krótkiej formy, strasznych historii, czy osobom pragnącym zapoznać się z twórczością Gaimana, zaczynając od czegoś lżejszego. Z przyjemnością czytałam zawarte w niej opowiadania, interpretowałam niektóre zakończenia na własny sposób i bawiłam się po prostu wyśmienicie. Po pozycje tego autora nadal będę sięgać bez wahania, mając nadzieję, że okażą się równie dobre, co dotychczas przeze mnie czytane.

"Nie wie sama, gdzie czeka każda z powieści,
nim zostanie opowiedziana."[s. 293]

___
Po więcej zapraszam na http://ruczek.blogspot.com

"Dla porządku, nie oczekuję, że mi uwierzycie. Przynajmniej nie do końca. Ostatecznie jestem zawodowym kłamcą, choć lubię sądzić, że kłamcą uczciwym."[s. 152]

Gaiman jest niesamowitym pisarzem i udowadnia to nie tylko w swoich powieściach, ale i w krótkich formach, gdzie ma większą swobodę działania, umożliwiającą mu dowolną zabawę słowem pisanym, jaką tylko sobie wymarzy....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ewa wiedzie cudowne życie, bez poważniejszych zmartwień i trosk, mieszka w luksusowym apartamencie w Warszawie, razem z ukochanym mężem Markiem i uczęszczającą do prestiżowej prywatnej szkoły córką, Polą. Nigdy nie musiała liczyć swoich wydatków, martwić się o jutro, aż do momentu, w którym upragnione wspólne wakacje za granicą przerywa nieudane spotkanie biznesowe jej męża. Szybki i osobny powrót do domu, brak możliwości wypłacenia pieniędzy z bankomatu, wezwanie od komornika do opuszczenia mieszkania, wyjście na jaw informacji o bankructwie męża - wszystko to powoduje, że jej życie legło w gruzach w ciągu zaledwie dwudziestu czterech godzin. Czy małżonkowie poradzą sobie z napotkanymi problemami? Czy będą umieli przezwyciężyć różnice zdań i wspólnie wyjść na prostą? Czy doprowadzi to jednak do rozpadu ich związku? Jaki wpływ będzie miało to wszystko na ich jedenastoletnią córkę?

"Nigdy się na nim nie zawiodła. Gdyby powiedział skacz, skoczyłaby. Była pewna, że ją złapie, zanim by upadła."[s. 29]

Ewę i Marka łączy miłość, aczkolwiek zdaje się jakoby ład w małżeństwie był zagwarantowany przez stateczną sytuację finansową. Bowiem, gdy tylko pojawiają się problemy, to okazuje się, że małżonkowie nie potrafią ze sobą szczerze rozmawiać, nie umieją wspólnie rozwiązywać problemów, tylko każde z osobna bierze wszystko na swoje barki i ma przed "tym drugim" tajemnice. Cała rodzina, dotąd rozpieszczona, przyzwyczajona do luksusu i uznająca posiadanie pieniędzy za coś oczywistego, nagle traci wszystko i zaczyna liczyć każdy grosz. Niestety, odbicie się od dna nie będzie łatwe, a i przetrwanie tego w zgodzie - niemożliwe.

Pisarka zdecydowała się na stworzenie prostej i nieco banalnej historii, wykreowanie szablonowych postaci i przekazaniu tego w prostej, aczkolwiek przyjemnej i lekkiej formie. Książka ta bowiem opowiada historię Ewy, która jest osobą, zdawałoby się, idealną, Marka, którego zaślepia dążenie do zdobywania pieniędzy, a później ich odzyskania oraz Poli, nastolatki z humorami, przed którą trzymane jest wszystko w tajemnicy, a która złości się na rodziców i cały świat za wyprowadzkę na wieś i niekorzyści z tym związane. Autorka przedstawia to wszystko w całkiem szablonowy sposób, przez co bieg fabuły jest łatwy do przewidzenia, jednakże zbytnio nie przeszkadza to podczas lektury tejże powieści. To właśnie jej lekkość i prostota przekazu, a także niewielka ilość stron, powodują, że podczas czytania nie odczuwa się znużenia czy zniecierpliwienia brakiem rozwoju sytuacji. Pisarka bowiem, już na samym początku, bez zbędnego wstępu, przechodzi do sedna wydarzeń, czyli ważnego punktu zwrotnego w rodzinie Dragonów.

"Przecież każda zmiana może przynieść coś dobrego."[s. 72]

Język powieści jest prosty, dzięki czemu czyta się ja szybko i bezproblemowo. "Cudze jabłka" to lekka lektura, idealna na długi wieczór, bądź dwa, jednakże jest to również powieść typu "przeczytaj - odłóż - zapomnij". Niestety szablonowość postaci, a także przewidywalność fabuły nie pozwala na zżycie się z bohaterami oraz martwienie się o ich los. Autorka stworzyła przyjemną, optymistyczną i być może refleksyjną opowieść - choć jej przesłanie jest nader oczywiste, jednak niektóre jej elementy potraktowała dość pobieżnie, a kilka wątków zostało wprowadzonych jakby na siłę, aby tylko jeszcze bardziej uprzykrzyć życie bohaterom, co było całkowicie zbędne.

Pozycję tę mogę polecić kobietom, lubiącym lekką literaturę, przy której można się oderwać od rzeczywistości i miło spędzić czas. Choć pozycja ta nie jest szczególnie wymagająca ani zmuszająca do myślenia, to jednak stanowi przyjemną odskocznię, która może zapewnić rozrywkę na długi wieczór. Od czasu do czasu, każdemu przydaje się bowiem niezobowiązująca lektura, będąca idealnym remedium na nudę.

"Wrzask to znak bezradności, a ja nie chcę być bezradna, kiedy masz jakiś problem."[s. 164]

Ewa wiedzie cudowne życie, bez poważniejszych zmartwień i trosk, mieszka w luksusowym apartamencie w Warszawie, razem z ukochanym mężem Markiem i uczęszczającą do prestiżowej prywatnej szkoły córką, Polą. Nigdy nie musiała liczyć swoich wydatków, martwić się o jutro, aż do momentu, w którym upragnione wspólne wakacje za granicą przerywa nieudane spotkanie biznesowe jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Rok po Upadku Ostatniego Imperium Luthandel szykuje się do walki. Miasto zostało otoczone przez wrogie armie, pragnące zdobyć znajdujące się tam złoża atium. Elend Venture niepewnie stawia pierwsze kroki jako król, próbując zbudować nowe i dobrze funkcjonujące królestwo, gdzie wszyscy będą równi, a jego ukochana, Vin szuka ukojenia w nocnych wypadach na miasto, pogoniach wśród mgieł i pojedynkach z innymi Allomantami. Jednakże dziewczyna czuje, że ostatnie słowa Ostatniego Imperatora były znaczące, a w związku z tym nachodzi coś, czego nikt się nie spodziewa. Ponad to, ludność wcale nie chce przepłacać własnym życiem wolności, jaką jej zaoferowano. Czy Elendowi uda się uratować miasto przed wrogami oraz przed samymi jego mieszkańcami? Czym jest legendarna Studnia Wstąpienia i jaką ma moc? Dlaczego mgły nagle zdają się zmieniać? Czy rzeczywiście istnieje jakieś zagrożenie, przed którym Ostatni Imperator uchronił cały świat? Jeśli tak, to czy w rzeczywistości był on jednak ich zbawcą, a nie ciemięzcą?

"Człowieka nie określają jego wady, ale sposób, w jaki je przezwycięża."[s. 212]

Akcja w książce miesza się z momentami spokoju. Raz jesteśmy wśród ciemnych uliczek z Vin i walczymy o życie, by za chwilę znaleźć się w komnacie i poznać rozterki oraz wątpliwości Elenda. Taka mieszanka wywołuje tylko jeszcze więcej emocji i zniecierpliwienia, powodując, że czytelnik jak najszybciej pragnie poznać to, co będzie dalej. Akcja w powieści jest pełna niesamowitych i spektakularnych opisów walk i pojedynków, zdrajców czających się za rogiem i intryg, które zwodzą nawet najbystrzejsze umysły. Jednakże przez cały czas czytelnik ma wrażenie, że nadchodzi coś wielkiego, o wiele potężniejszego niż armie obozujące pod murami miasta. I nie chodzi tu bynajmniej o ostateczną walkę o Luthandel, ale o losy całego świata. Obawy te podziela sama Vin, dzięki czemu jest ona idealną kompanką opisywanych zdarzeń, i dzięki której zbliżamy się do poznania prawdy na temat Bohatera Wieków oraz samego Wstąpienia.

Pozycja ta jest pełna różnorakich emocji; chwile smutku, melancholii czy niepewności przeplatają się z momentami radości i śmiechu, skutecznie podnosząc poziom zaangażowania się czytelnika w lekturę. Pisarz nadal poszerza wykreowane przez siebie uniwersum, dodaje nowe rasy, postaci i wątki, które zwiastują zajmującą lekturę nie tylko na jeden wieczór, co jest również zasługą objętości tejże powieści. Autor bawi się zarówno czytelnikiem, jak i swoimi bohaterami, podsuwając im skrawki informacji i nie ukazując od razu całego obrazu sytuacji. Takie tajemnice i niewiadome skutecznie podnoszą zainteresowanie rozwojem sytuacji, a jedna z nowych postaci, dość tajemnicza i niezwykle intrygująca, tylko to potęguje. Muszę przyznać, że pisarz posiada niezwykłą umiejętność kreowania tego typu postaci, a to już drugi bohater, który skradł moje serce w tak łatwy i szybki sposób w tym cyklu, a scen z którego udziałem pragnęłabym jak najwięcej.

A skoro już mowa o bohaterach... Bohaterowie po raz kolejny potrafią zaskoczyć czytelnika, nie tylko swoją przemianą, ale również posiadanymi cechami, o jakie oni sami nawet siebie nie podejrzewali. Brandon Sanderson jest dla mnie mistrzem w kreowaniu ciekawych postaci, których psychikę czytelnik pragnie zgłębiać. Szkoda tylko, że niektóre z nich, posiadające wielki potencjał, nie zawsze zostają wykorzystane w właściwy sposób, bądź ich wątki kończą się zbyt szybko. Ogromny niedosyt i smutek sprawił mi tutaj wątek pewnej postaci, jednak pragnę obejść się bez spoilerów, dlatego też nic więcej dodać już nie mogę. Tak czy inaczej - kreacja bohaterów to zdecydowana zaleta tej serii.

"- No tak - przyznał Elend. - Trochę straciłem poczucie czasu...
- Na dwie godziny?
- Chodziło o książki [...]"[s. 151]

Kolejnym ogromnym plusem tej pozycji, choć wiernych fanów tego pisarza nie powinno to dziwić, jest wysoki poziom, jaki powieść ta utrzymuje. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że tom drugi jest jeszcze lepszy od swojego poprzednika. Przez cały czas czytelnik jest zwodzony, niczego nie może być pewny, bowiem autor raz za razem udowadnia, że nadal potrafi pozytywnie zaskakiwać. A przy TAKIM zakończeniu, przede wszystkim o zaskoczeniu powinna być mowa. Nie tego się można było spodziewać w trakcie czytania powieści, tym większe wywarło na mnie wrażenie to, jak wszystko się potoczyło. Gdy już obudziłam się z wielkiego szoku, jakie owe zakończenie we mnie wywołało, zaczęłam z niecierpliwością wyczekiwać kontynuacji, aby móc dowiedzieć się już, co będzie dalej...

Podsumowując, "Studnia wstąpienia" to pasjonująca lektura, pełna niesamowitych wrażeń, a jej zakończenie pozostawia czytelnika z szokiem wypisanym na twarzy i masą pytań w głowie. Gorąco ją wszystkim polecam, bowiem jest to świetna kontynuacja i warta poświęcenia jej swojego czasu lektura, a i kolejny, trzeci, tom się na taką zapowiada. Już nie mogę doczekać się sięgnięcia po "Bohatera Wieków" i żywię nadzieję, że autor po raz kolejny będzie potrafił mnie zaskoczyć oraz zachwycić, jak czynił to do tej pory. "Studnia Wstąpienia" to prawdziwa i wyśmienita literatura fantasy dla jej miłośników, która wciąga do tego stopnia, że prawie 800-stronicowa lektura upływa w zastraszającym tempie - co u Sandersona staje się regułą. ;)

"Łatwo w coś wierzyć, kiedy przez cały czas się zwycięża [...] To straty precyzują nasze przekonania." [s. 543]
___
Po więcej zapraszam na http://www.ruczek.blogpost.com

Rok po Upadku Ostatniego Imperium Luthandel szykuje się do walki. Miasto zostało otoczone przez wrogie armie, pragnące zdobyć znajdujące się tam złoża atium. Elend Venture niepewnie stawia pierwsze kroki jako król, próbując zbudować nowe i dobrze funkcjonujące królestwo, gdzie wszyscy będą równi, a jego ukochana, Vin szuka ukojenia w nocnych wypadach na miasto, pogoniach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Willem nie miał łatwego życia: umarł mu ojciec, matka uciekła do Indii, aby tam o tym zapomnieć, następnie sprzedała łódź, która była dla Willema domem, a którą zbudował on razem z ojcem; a że po tym wszystkim nie pozostał mu praktycznie nikt, na kim mógłby polegać i nic, do czego mógłby wracać, chłopak postanowił wyruszyć w wędrówkę po świecie, zawierać przypadkowe znajomości, imać się różnych prac i ogólnie "zgubić się" w przytłaczającej go rzeczywistości. Przez kilka lat plan ten był idealnie realizowany, aż wystarczył jeden dzień, który rozpoczął lawinę drobnych wydarzeń mających zmienić życie Willema po raz kolejny. A dzień ten należał do Allyson...

Po znaczących wydarzeniach w Paryżu chłopak powraca do rodzinnego miasta, załatwia rodzinne sprawy i odnawia stare znajomości, jednak wydarzenia z przeszłości nie dają mu spokoju. Teraz także Allyson, przez niego znana jako Lulu, należy do duchów, które Willem chciałby przywrócić do żywych. Wyrusza on zatem w kolejną wyprawę, aby odnaleźć dziewczynę, która tak bardzo na niego wpłynęła, ale również, żeby odnaleźć samego siebie, jakim ona go widziała. Czy uda mu się odnaleźć spokój i szczęście? Czy spotka ponownie tajemniczą Lulu, która podarowała mu więcej, niż początkowo się wydawało? Oraz, czy w końcu przestanie uciekać i odnajdzie siebie?

"- Miej odwagę marzyć. [...]
- O, tak. Marzyć to dowód największej odwagi, prawda?"[s. 209]

"Ten jeden rok" to powieść pełna magicznych scen, jak i takich, wyrwanych prosto z codziennego życia. Odwiedzimy w niej ciekawe miejsca, poznamy niesamowite zakamarki ludzkiej duszy oraz będziemy oczarowani tym, co serwuje nam autorka. Sama ta historia, choć może i jest odrobinę banalna, to tak naprawdę porusza bardzo ciekawe tematy związane z życiem każdego z nas. Nie chodzi tutaj bowiem tylko i wyłącznie o przypadkowo poznaną miłość, czy szukanie "tej jedynej", a o to, jak nawet całkiem obca osoba może wpłynąć na czyjeś życie, jak nasze relacje z rodzicami mogą się pokomplikować przez nieumiejętność porozumiewania się, czy jak sami sobie potrafimy budować klatkę, z której później nie umiemy znaleźć wyjścia.

Jak można zauważyć, a każdy czytelnik Gayle Forman mógł się tego domyślić, powieść ta to zarówno kontynuacja "Tego jednego dnia" oraz ta sama powieść (choć nie dokładnie) tylko z punktu widzenia Willema. Tym razem to właśnie on jest naszym przewodnikiem, jednak nie tylko po wydarzeniach z TAMTEGO jednego dnia, a głównie po tym, co działo się z nim w ciągu TEGO roku, jak i wcześniej, w jego życiu, zanim spotkał Lulu. Autorka otwiera przed czytelnikiem jego duszę, ukazując osobę, jakiej mógł się on nie spodziewać - tym samym rysując postać pełną wewnętrznego bólu, ukrytego tak głęboko, że nawet sam bohater nie podejrzewa jego istnienia.

Gayle Forman to pisarka, która posiada określony styl pisania i tworzy powieści/ historie do siebie (trochę) podobne. Co prawda styl ten jest przyjemny i lekki, a uwaga zwracana na szczegóły może zachwycać, to jednak same zakończenia jej powieści i mentalność kończenia wszystkiego w najmniej pożądanym przez czytelnika momencie, potrafi przyprawić o nerwowe odruchy. I choć takie otwarta zakończenia, jakie pisarka stosuje w swoich książkach, można uznać za interesujące, gdyż pozwalają one na dowolną interpretację tego "co było później", to jednak powtarzanie tego w kilku powieściach zaczyna drażnić. Jednakże, już po raz kolejny okazuje się, że w przypadku pozycji Gayle Forman to właśnie chłopak jest lepszym narratorem i historia poznawana z jego perspektywy jest ciekawsza - tak było w przypadku "Wróć, jeśli pamiętasz", i tak jest też teraz.

"Prawo powszechnej równowagi. Wymknij się jednemu koszmarowi, a dopadnie cię następny."[s. 243-244]

"Ten jeden rok" to powieść o szukaniu swojego miejsca w życiu, odnalezieniu samego siebie, poradzeniu sobie z trudną przeszłością i niełatwą teraźniejszością. Książka ta także mówi o nadziei, szczęśliwych zrządzeniach losu, czy jak nazywa je Willem - "wypadkach" oraz o braniu własnego losu w swoje ręce. Główny bohater przechodzi długą drogę, aby jednego dnia zmienić swój pogląd na samego siebie. Podczas lektury tej oraz poprzedniej pozycji z serii, dochodzi się do pewnego wniosku - jeden dzień wystarczy, aby móc naprawdę się zgubić; a może jednak odnaleźć?

Autorka, choć niczym mnie nie zaskoczyła, to, muszę przyznać, że uraczyła mnie ciepłą i przyjemną historią, którą czytało mi się bardzo szybko. Czy ją polecam? Zdecydowanie wszystkim tym, którzy przeczytali "Ten jeden dzień" i pragną poznać drugą stronę medalu opisywanej tam opowieści, ale również samą historię Willema, a przy tym wszystko to, co doprowadziło do jego spotkania z Allyson. Ale, UWAGA - nie oczekujcie zadowalającego zakończenia. Tu autorka niestety pozostawiła trochę do życzenia, podobnie, jak w przypadku pierwszej powieści z tego cyklu, przez co czytelnik musi ratować się lekturą nowelki, uzupełniającej serię "Ten jeden dzień", aby poznać upragniony ciąg dalszy. Tak czy inaczej, nie żałuję poznania tej historii i jej bohaterów, a moją przygodę z powieściami Gayle Forman nadal będę kontynuować, gdyż stanowią one miłe oderwanie się od rzeczywistości.

"Kochać kogoś to już z gruntu ryzykowny akt, lecz zarazem bezpieczeństwo można znaleźć tylko w miłości."[s. 323]

___
Po więcej zapraszam na http://ruczek.blogspot.com/

Willem nie miał łatwego życia: umarł mu ojciec, matka uciekła do Indii, aby tam o tym zapomnieć, następnie sprzedała łódź, która była dla Willema domem, a którą zbudował on razem z ojcem; a że po tym wszystkim nie pozostał mu praktycznie nikt, na kim mógłby polegać i nic, do czego mógłby wracać, chłopak postanowił wyruszyć w wędrówkę po świecie, zawierać przypadkowe...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jorg Ancrath to czternastolatek, którego życie zmieniło się diametralnie w ciągu jednego dnia. Odkąd był świadkiem morderstwa swojej ukochanej matki i młodszego brata, nie potrafi znaleźć dla siebie miejsca w świecie. Gnany żądzą zemsty wyrusza w wyprawę po swoim królestwie, by ugasić dręczący go ból. Jednak zamiast od razu udać się do człowieka odpowiedzialnego za jego krzywdy, książę podróżuje z bandą swoich "braci", mordując i gwałcąc, a także paląc napotkane po drodze wioski i ich mieszkańców. Jednakże przychodzi czas, by Jorg wrócił do zamku i spotkał się ze swoim ojcem i królem, oraz by stawił czoła własnym demonom, przeszłości i ludziom, pragnącym śmierci młodego księcia.

Co dokładnie skłoniło chłopaka do ucieczki z zamku? Dlaczego zamiast natychmiast szukać zemsty, postanowił on posmakować życia rzezimieszka z bandą bezwzględnych morderców? Jakie motywy nim kierują? Czy naprawdę niczego ani nikogo się on nie boi? Do czego posunie się by odnaleźć spokój? A także - czy jest on w ogóle możliwy do osiągnięcia?

"- Powiedz mi, nauczycielu - powiedziałem. - Czy zemsta to nauka, czy sztuka?"[s. 43]

Autor stworzył historię pełną rozlewu krwi, śmierci niewinnych, brutalności oraz zdrady. Jednakże książka ta opowiada także o braterstwie, magii, pasji i potrzebie sprawiedliwości. Główny bohater to młody chłopiec, który po tragedii, jakiej był świadkiem, marzy tylko o zemście. Ma sobie za złe, że nie potrafił pomóc matce i bratu, kiedy ci byli mordowani. Często wraca do tamtych chwil i uczuć, jakie mu wtedy towarzyszyły, jednak przez to pogrąża się tylko w jeszcze większym bólu. Aby sobie ulżyć plądruje okoliczne wioski i wyżywa się na ich mieszkańcach oraz czasami także na własnych towarzyszach (nie)doli.

Książka ta opowiada historię antybohatera, co jest niestety rzadkością. Postaci takie są bowiem niezwykle ciekawe i warte uwagi, gdyż to właśnie dobrze wykreowany antybohater napędza całą akcję. Mark Lawrence właśnie ustanowieniem Jorga głównym bohaterem tej powieści zyskał sobie niemałą sympatię w moich oczach. Sympatia ta zaczęła wrastać dodatkowo już od pierwszych stron powieści i nie zmalała, nawet po jej zakończeniu - wręcz przeciwnie! Bardzo polubiłam zarówno Jorga, jak i jego sposób bycia, choć ten do najmilszych nie należy. Z przyjemnością czytałam o jego losach, coraz bardziej zagłębiając się w psychikę tak bezwzględnego chłopaka, który już w młodym wieku zaczął grać cudzym życiem.

"- Jaki jest plan? [...]
- Taki jak zawsze. Będziemy ich zabijać tak długo, aż przestaną się ruszać."[s. 251]

"Książę Cierni" to powieść, którą czyta się szybko, bardzo przyjemnie - nawet pomimo jej brutalności - i łatwo. Bohaterowie są niezwykle ciekawi, a to, że autor skupia się na "tych złych", powoduje, że całość nabiera dodatkowej niezwykłości. Książka ta, jak na debiut literacki, jest naprawdę świetna. Nie zawiodła moich oczekiwań, a wręcz przeciwnie. Polubiłam zarówno wykreowany świat, jak i bohaterów, a ich losy nie są mi obojętne - nawet pomimo ich sposobu bycia, okrutności czy bezwzględności. Jest to kolejna powieść i pisarz, które mogę zaliczyć do moich ulubionych. ;)

Książkę tę polecam wszystkim miłośnikom dobrej fantasy, wielbicielom antybohaterów oraz naprawdę ciekawej fabuły. Ja już nie mogę doczekać się dalszego rozwoju sytuacji i dalszych losów Jorga oraz jego braci. Wszystkich tych, których historia ta ciekawi, a do tej pory jej nie poznali, zachęcam do sięgnięcia po nowe wydanie "Księcia Cierni", bowiem zawiera ono dodatek, w postaci opowiadania zatytułowanego "Śpiący Królewicz", będącego uzupełnieniem serii i losów głównego bohatera. Ja jednakże lekturę tego dodatku musiałam odłożyć aż do zapoznania się z tomem drugim serii, bowiem samo opowiadanie wpasowuje się właśnie w wydarzenia pomiędzy drugą a trzecią częścią cyklu, zatem o nim opowiem więcej przy innej okazji. :) Tak czy inaczej, wartka akcja, ciekawe realia, niezwykli bohaterowie i interesująca fabuła - wszystko to przemawia na korzyść tej pozycji, którą po prostu trzeba przeczytać!

"To cisza mnie przeraża; jest jak biała karta, którą mogę zapełnić swoim strachem."[s. 46]

___
Po więcej zapraszam na ruczek.blogspot.com

Jorg Ancrath to czternastolatek, którego życie zmieniło się diametralnie w ciągu jednego dnia. Odkąd był świadkiem morderstwa swojej ukochanej matki i młodszego brata, nie potrafi znaleźć dla siebie miejsca w świecie. Gnany żądzą zemsty wyrusza w wyprawę po swoim królestwie, by ugasić dręczący go ból. Jednak zamiast od razu udać się do człowieka odpowiedzialnego za jego...

więcej Pokaż mimo to