rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Z książkami z elementami biograficznymi zawsze jest taki problem, że mamy już pewne swoje wyobrażenie o danych postaciach a prawdziwe życiorysy, biografie bardzo często burzą je i niejednokrotnie wzbudzając tym ogromną ciekawość. Maria Pietrusińska była córką kolejarza i krawcowej, marzyła o tym, aby jej przyszłe życie nie wyglądało tak, jak w domu rodzinnym. Matka zapisuje ją na balet, co pozwala na otrzymanie darmowych obiadów. Dzięki temu dziewczyna staje przed furtką z lekko otwartymi drzwiami, która pokazuje ten inny świat, taki do którego Marysia dąży i o którym myśli. Jej debiut wokalny wypada fatalnie, złe recenzje, niesamowity strach przed wyjściem na scenę. Dziewczyna jednak nie poddaje się, dąży do finansowej samodzielności, marzy by osiągnąć sukces. Tak przyglądając się jej życiu wydaje się, że nie miałaby aż takiej możliwości realizacji planów gdyby nie mężczyźni, którzy stanęli na jej drodze. Nie była pięknością ale potrafiła oczarować wszystkich swoim uśmiechem. I właśnie takiej Hanki Ordonówny (ten pseudonim wymyślił dla niej wymyślił dla aktor Karol Hanusz) autorka powieści pokazuje nam obraz w taki sposób, że od razu widzimy jakby dwoistość głównej bohaterki. Niesamowicie kochliwa, idące za sercem, lecz tak naprawdę niezważająca do końca na to, jak rani niektórych swoim zachowaniem. Mówiono, że tak naprawdę to nie umie śpiewać, lecz jej głos hipnotyzował wielu. Jej piosenki są znane do dziś, tak naprawdę najpiękniejsze w jej interpretacji. Może ich sukces tkwi właśnie w nieprofesjonalnym lecz jakże emocjonującym wykonaniu.
Książka o tej artystce ma również tę zaletę, że w bardzo interesujący, wiarygodny sposób przedstawia środowisko artystyczne. Ukazuje czas wojenny z tej troszkę innej strony lecz także jakże trudnej. Podoba mi się, że autorka nie przesłodziła przedstawionych postaci lecz ukazała je z ich prawdziwymi cechami charakteru. Trudno oceniać czyjeś życie. I autorka tego właśnie nie robi. Zaprasza nas w lekko mroczną atmosferę kabaretu, miłostek, niesamowitych uczuć, emocji i ogromnej tęsknoty za czymś lepszym. Opowieść napisana jest bardzo dobrym językiem, płynna w odbiorze, zdecydowanie godna polecenia. Mnie osobiście postać Hanki nie przypadła do końca do gustu chociaż jej historia, na pewno nie należy do banalnych a lektura sprawiła mi dużą radość,

Z książkami z elementami biograficznymi zawsze jest taki problem, że mamy już pewne swoje wyobrażenie o danych postaciach a prawdziwe życiorysy, biografie bardzo często burzą je i niejednokrotnie wzbudzając tym ogromną ciekawość. Maria Pietrusińska była córką kolejarza i krawcowej, marzyła o tym, aby jej przyszłe życie nie wyglądało tak, jak w domu rodzinnym. Matka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie każdy wie, że książki Jojo Moyes były w Polsce wydawane już dużo wcześniej, przez inne wydawnictwo. Wcale nie zyskały aż takiej popularności, owszem podobały się czytelnikom, ale czy to z powodu małej reklamy, czy też z racji mało znanego nazwiska, po prostu nie sprzedawały się. Po paru latach, obecne wydawnictwo zaczęło wydawać jej powieści tuż przed ekranizacją „Zanim się pojawiłeś” i od razu było wiadomo, że to będzie jedna z ulubionych autorek polskich czytelniczek. Może dlatego, że piszę ona o sytuacjach, w których tak naprawdę każdy może się znaleźć, czasami troszeczkę może idealizuje swoje postacie, czy pewne sytuacje, ale zawsze wskazując na to, że to my sami, pełnimy decydującą rolę w naszym życiu.
Jedna z bohaterek „Srebrnej zatoki” Kathleen, już młodości osiągnęła wielki sukces, jest wpisana do wielkiej księgi rekordów i jej wyczynu nikt nie jest w stanie przez wiele, wiele lat pobić. Prowadzi rodzinny biznes lecz tak naprawdę szuka spokoju. Z kolei Hannach poznajemy w momencie gdy jako dziewczynka pływa na statkach razem z turystami, którzy pragną zobaczyć delfiny. Jest bystrą obserwatorką, już wtedy umie ocenić charakter danego człowieka, a przede wszystkim jego miłość do morza.
Lisa próbuje ułożyć sobie życie na nowo, w czym pomagają jej jak mogą córki. Pewien spokój ducha, który w końcu osiągnęła burzy pasażer statku Mike, nie tylko swoim zainteresowaniem lecz i pewną tajemnicą. W jakim biznesie naprawdę pracuje i co skłoniło go do przyjazdu właśnie tutaj ?
Autorka zapoznaje nas z historią z perspektywy kilku bohaterów, dzięki czemu mamy możliwość większej obserwacji i analizy następujących zdarzeń. Dużą rolę gra przeszłość, której pewne urywki składają się w końcu na pełny obraz sytuacji. Nadmorskie miasteczko w Australii stanie przed wielkim problemem. Czy jego mieszkańcy wspólnie potrafią zapobiec nieszczęściu?

„Srebrna Zatoka” to powieść pełna skrywanych emocji, wspomnień lecz i niespodziewanych zdarzeń. Świetny klimat, dobrze budowane napięcie to zdecydowane jej atuty. Wbrew pozornej przewidywalności i początkowo wolnego tempa, wciąga od pierwszych stron. Choć nie wszystkie bohaterki dają się od razu polubić, i nie zawsze zgadzamy się z ich decyzjami, są postaciami, z którymi czytelnik szybko identyfikuje się.
Australia to kraj, który od dziecka mnie fascynował, dlatego bardzo lubię powieści z nim związane. Historia ta ogromnie przypadła mi do gustu, dlatego szczerze polecam.

Nie każdy wie, że książki Jojo Moyes były w Polsce wydawane już dużo wcześniej, przez inne wydawnictwo. Wcale nie zyskały aż takiej popularności, owszem podobały się czytelnikom, ale czy to z powodu małej reklamy, czy też z racji mało znanego nazwiska, po prostu nie sprzedawały się. Po paru latach, obecne wydawnictwo zaczęło wydawać jej powieści tuż przed ekranizacją...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Aleksandra Chrobak to ogromna miłośniczka Bliskiego Wschodu, gdzie przez wiele lat mieszkała. Studiowała iranistykę, religioznawstwo i polonistykę w Krakowie. Jej pierwsza książka „Beduinki na Instagramie” zrobiła na mnie spore wrażenie, to też z zaciekawieniem sięgnęłam po jej najnowszą powieść. Tak naprawdę o Iranie nie widziałam za wiele, był dla mnie jest jednym z tych krajów, o których słyszy się głównie stereotypy. Autorka stara się go pokazać zupełnie z innej strony, ukazać przede wszystkim jego kulturę, gościnność i niezwykłą złożoność. Z każdą stroną, zagłębia się w Iran mniej znany, państwo ogromnie serdecznych ludzi. którzy żyją według pewnych zasad, jak i według których np. meblują swoje mieszkania i domy. Można być zdziwionym troskliwością mieszkańców Iranu, dopytywaniem o zdrowie, chęci niesienia pomocy. Autorka prowadzi nas również przez irańską kuchnię, mnogość zróżnicowanych potraw, ogromną ilość przypraw, fantastycznych słodkości oraz kulturę ich jedzenia. Książka ilustrowana jest zdjęciami autorki, na której widzimy między innymi przygotowania do ślubu irańskiego, kafejki przy górskich potokach, czy właśnie potrawy. Ciekawostką dla mnie było to, jak często Irańczycy korzystają z darów chirurgii plastycznej, jak nie jest to dla nich żadnym przedmiotem tabu i z dumą pokazują zoperowane miejsca. Nie poprawiają oni jednak tylko defektów urody ale również uwielbiają upodabniać się do zachodnich celebrytów. Nie chodzi tu tylko o zmianę twarzy czy fryzury lecz również kolor oczu. Dlatego też centra handlowe pełne są stoisk z kolorowymi soczewkami, dającymi często niesamowite efekty np. wampirycznego wzroku. Jak widać i tutaj moda przyjmuje często niezwykły kierunek. Kulturowa rewolucja jest możliwa dzięki mediom społecznościowym. Dziewczyny bez skrępowania publikują tak swoje zdjęcia, ciężko szukać tam hidżabu. Między innymi właśnie Instagram pozwala na kreatywność jak i prowadzenie własnego biznesu. Wiele dziewczyn rozkręca modowy interes w sieci.
Ogromnie ważną sferą życia mieszkańców Iranu jest religia. Mamy możliwość poznać jej bogatą historię jak i poszczególne odłamy.
Autorka stara się przedstawić wszystkie ważne aspekty życia, w tym jakże interesującym państwie. Z fascynacją śledzi obyczajowość, podpatruje przez uchylone drzwi tamtejsze społeczeństwo. Jej wnikliwe spostrzeżenia przypominają niejednokrotnie badania socjologiczne. Ukazuje Iran jaki kraj ogromnych kontrastów zarówno obyczajowych jak i religijnych.
Jej opowieść momentami przypomina interesujący wykład, który profesor okrasza anegdotami i ciekawostkami, w celu większego przykucia uwagi. Czytając nie musimy się targować, dostajemy za niewiele moc informacji. Gdyby ktoś miał w planach podróż do Iranu, warto z nich skorzystać, na pewno pomoże nam to w codziennym funkcjonowaniu i jak zrozumieć mieszkańców. Polecam

Aleksandra Chrobak to ogromna miłośniczka Bliskiego Wschodu, gdzie przez wiele lat mieszkała. Studiowała iranistykę, religioznawstwo i polonistykę w Krakowie. Jej pierwsza książka „Beduinki na Instagramie” zrobiła na mnie spore wrażenie, to też z zaciekawieniem sięgnęłam po jej najnowszą powieść. Tak naprawdę o Iranie nie widziałam za wiele, był dla mnie jest jednym z tych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na pewno doświadczyliście takich chwil, kiedy przyjmując gości, nie wiedzieliście w co pierwsze ręce włożyć i tak naprawdę, nie mieliście kiedy z nimi spokojnie porozmawiać kursując między kuchnią a pokojem, lub cały pilnując czy czegoś nie brakuje na stole. Szczerze, zdarzyło mi się to wielokrotnie, toteż ostatnio powiedziałam -dość, i zamiast przyjmować gości u siebie, zaprosiłam wszystkich do parku na piknik, Od razu było lepiej, każdy miał możliwość spokojnie porozmawiać, odpocząć, patrząc na otaczające drzewa. Nie miałam do tej pory pojęcia, że zaczęłam właśnie postępować zgodnie z filozofią wabi-sabi, która wymaga wolniejszego, spokojniejszego podejścia do życia, takiego jakie możemy kojarzyć z atmosferą japońskiego ogrodu. Nie przepełnionego roślinnością, bez elementów przykuwających uwagę, mają sprzyjać medytacji i pomóc w odnalezieniu głębokiej ciszy. Jeśli chodzi o nasze domy to filozofia wabi-sabi skłania nas byśmy skupiali się na mniejszej liczbie przedmiotów, za to solidnie wykonanych, takich, które zostaną z nami na długie lata a jak się zepsują można je naprawić. Najciekawsze jest to, że z reguły „skromne” materiały z jakich są wykonane jak drewno, len czy glina często są najdroższe, ponieważ syntetyki są dużo tańsze w produkcji. Jednak są tak zaprojektowane by w krótkim czasie się zepsuły i co chwilę musimy wymieniać je na nowe. W rezultacie kosztują nas zdecydowanie więcej, niż jeden produkt lepszej jakości. Pamiętam jak moja Mama mówiła kupując płaszcz, że „nie stać ją na tani materiał”, i coś w tym było, do tej pory wygląda jak nowy. Tak w samo w naszej kulturze, stół powinien być suto zastawiony, bo nie jeden myśli, pusto znaczy biednie. W filozofii japońskiej stół jest odzwierciedleniem naszego życia, im więcej na nim potraw tym bardziej jesteśmy zabiegani, nie celebrujemy wolnego czasu, tym więcej spraw zaprząta naszą głowę. A wystarczy by leżało parę rzeczy, skupmy się na kolorze i fakturze owoców, czy na prostocie i pięknie ręcznie robionych talerzy.
Julie Pointer Adams zabiera nas w podróż, gdzie filozofia wabi-sabi funkcjonuje od dawna
To Dania, Włochy, Japonia, Francja czy Kalifornia, kraje, gdzie w wielu miejscach preferuje się wizualny minimalizm, który pozwala na docenienie piękna jednego przedmiotu lub daje możliwość spędzenia spokojnych, cichych chwil. Zachód dąży do perfekcjonizmu, w Japonii widać piękno w tym, co niekoniecznie doskonałe. Autorka podkreśla jak bardzo ważne są również dobrze zbilansowane posiłki, jej przepisy są interesujące, a ich wygląd przyciąga wzrok. Doradztwo w dziedzinie wabi-sabi istnieje od dawna a filozofia pozwala na życie w zgodzie z naturą.
Muszę przyznać, że poradnik ten bardzo przypadł mi do gustu, napisany prostym, nie naszpikowanym fachowymi terminami językiem, pozwala na dokładne zrozumienie pewnych zasad czy wskazówek. Ilustrowany jest fotografiami w pięknych, stonowanych kolorach, większości wykonanych przez samą autorkę. Może być fantastycznym prezentem lecz i naszą osobistą, chwilą odskoczni od codzienności. Myślę, że wielu z czytelników nieświadomie żyje w myśl filozofii wabi-sabi, ponieważ hołduje ona również tradycji, którą wielu z nas uważa za ogromnie ważną. Dostrzegać piękno w niedoskonałości, sztuka jakże nieraz trudna a pozwalająca na pełniejsze i na pewno zdrowsze życia. Zachęcam do lektury.

Na pewno doświadczyliście takich chwil, kiedy przyjmując gości, nie wiedzieliście w co pierwsze ręce włożyć i tak naprawdę, nie mieliście kiedy z nimi spokojnie porozmawiać kursując między kuchnią a pokojem, lub cały pilnując czy czegoś nie brakuje na stole. Szczerze, zdarzyło mi się to wielokrotnie, toteż ostatnio powiedziałam -dość, i zamiast przyjmować gości u siebie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sięgnęłam po tę książkę z ogromnej ciekawości. Czytałam wcześniejsze powieści Pani Rudzkiej, ale żadnej z nich nie towarzyszyła taka lekka medialna nagonka. Fascynowało mnie, dlaczego wydawnictwo, w tym samym czasie wydaje dwie książki, w których akcja dzieje się w tym samym środowisku i poruszających podobne problemy. Świat wydawnictw, pisarzy, fascynował niejednego, wiadomo, że z reguły, pisarze są ogromnymi indywidualistami i dobrze, ponieważ na tym polega literatura, aby każdy mógł i pisać ze swojego własnego punktu widzenia. „Przepióreczka” to pensjonat w który ma się odbyć panel literacki na który ma przybyć sporo pisarzy (głównie pań). Uczestniczyć w nim ma tym również właściciel wydawnictwa Józef Mulawa Jest to postać ogromnie interesująca, choć niekoniecznie dająca się lubić, no powiedzmy sobie szczerze, możemy stwierdzić, że osoba ta, jest taką, jakiej nie dawalibyśmy na wzór nikomu, ani osobom związanym z pisarstwem, ani w ogóle nikomu. Bardzo dbał o własne interesy, o zaspokajanie swoich różnorakich potrzeb. Józef Mulawa myślał że jest ponad wszystkim i okazało się, że srogo mylił się. Ktoś nie wytrzymał i go....zamordował. Kto i dlaczego? Już na samym początku śledztwa okazuje się, że powodów praktycznie miała połowa uczestników zjazdu, a wizyty przed śmiercią złożyła mu spora grupa odwiedzających. Kto więc stoi za tym czynem? Oprócz policji, dochodzeniem zajmuje się jedna z pisarek. Jest to osoba której pierwowzór w życiu ogromnie lubię i cenię. Tutaj autorka troszeczkę ją wydaje mi się „ucharakteryzowała” ale jeżeli ktoś pracuje jak ona jako neurochirurg, jest ogromnie skrupulatna i umie bardzo szybko łączyć fakty. Czy uda jej się rozwiązać zagadkę wcześniej niż policjantom? Czy osoby biorący udział w panelu, mogą pochwalić się tym, że mają czyste sumienie? Ogromnie podobał mi się sposób przedstawienia przez autorkę bohaterów, stworzyła bardzo wyraziste postacie, do których na pewno uważny czytelnik będzie dopasowywać osoby współcześnie żyjące i tworzące lub związane ze światem wydawniczym. Tak naprawdę to galeria osób o niezwykle silnych osobowościach, nawet jeżeli się wydaje, że któraś z nich jest słaba i nie daje sobie rady w życiu, jest to naprawdę swoisty kamuflaż. Autorka bardzo skrupulatnie przedstawiła w swojej książce pewne zasady panujące w wydawnictwach. Miejmy nadzieję, że połowa z nich była stworzona tylko na potrzeby powieści, bo nie raz włos się jeży na głowie. I to właśnie chyba spowodowało, że książka dosyć szybko zdobyła medialne poparcie, choć spotkałam się z tym, że została mocno zganiona za sposób opisu, za swego rodzaju agresywność. Zupełnie nie odnoszę takiego wrażenia, książkę czyta się naprawdę znakomicie, szybka fabuła, barwni bohaterowie, bardzo wnikliwa pani detektyw i to, co ogromnie lubię w powieściach pani Rudzkiej, to drugie dno. A jakie ? Czego dotyczy? Myślę, że najlepiej doszukać się samemu. Ja ze swojej strony polecam ją, jako bardzo dobrą lekturę, z bardzo dobrym wątkiem sensacyjnym. Nie nudziłam się czytając ją ani przez moment, chwilami otwierałam oczy ze zdumienia, śmiałam się, jak zaczęłam czytać, to nie mogłam zrobić przerwy i ten fakt wydaje mi się najlepszą rekomendacją. Zdecydowanie polecam

Sięgnęłam po tę książkę z ogromnej ciekawości. Czytałam wcześniejsze powieści Pani Rudzkiej, ale żadnej z nich nie towarzyszyła taka lekka medialna nagonka. Fascynowało mnie, dlaczego wydawnictwo, w tym samym czasie wydaje dwie książki, w których akcja dzieje się w tym samym środowisku i poruszających podobne problemy. Świat wydawnictw, pisarzy, fascynował niejednego,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Trupia Farma. Nowe śledztwa Bill Bass, Jon Jefferson
Ocena 7,4
Trupia Farma. ... Bill Bass, Jon Jeff...

Na półkach:

Bill Bass to amerykański antropolog sądowy, najbardziej znany z badań nad osteologią oraz rozkładem ludzkich zwłok. Jest on założycielem Ośrodka Antropologii Sądowej Uniwersytetu Tennessee, zwanego Trupią Farmą. Jon Jefferson to dziennikarz i filmowiec dokumentalista, współautor powieści kryminalnych i książek zajmujących się tematyką badania ciał po śmierci.
W tym tomie znajduje się aż 13 spraw, w których dzięki współczesnym badaniom i pracy zespołowej, poznajemy historię popełnionych przestępstw. Autorzy podkreślają, że praca zespołu sądowego obejmuje nie tylko różne specjalności ale i dziesięciolecia badań, oraz coraz to nowsze wynalazki. Nie przypuszczałam, że tak ważna może być praca entomologów, którzy mogą określić jak długo owady żywiły się zwłokami. Brzmi to okropnie ale jest ogromnie pomocne w badaniach. Bardzo ważne jest również badania pleśni, temperatura i wilgotność powietrza. Antropolog, gdy dostaje do oceny ciało lub szkielet musi ustalić cztery kluczowe elementy: płeć, rasę, wzrost i wiek zmarłego. Później następuje próba przyporządkowania ofiary do nazwiska z listy sporządzonej przez policję, na podstawie informacji uzyskanych od krewnych, sąsiadów i gapiów.
Muszę przyznać, że ogromne wrażenie zrobiły na mnie metody pracy, ogromna systematyczność, dokładność ludzi współpracujących z Trupią Farmą jak i samych jej pracowników. Z biegiem przedstawionych wydarzeń, to co na początku wydawało mi się ogromnie mroczne i trochę odrażające, stawało się przejrzyste i logiczne. Pracując przy ludzkich kościach, badacze traktują je również jako materiał, który może pomóc w ogólnej identyfikacji ras czy płci. Często zdarza się jednak, że denat miał rodziców różnej narodowości i z różnych kontynentów, stanowi to wówczas dodatkową trudność. Nie ma jednoznacznych wskaźników, które pozwalają na szybkie określenie pochodzenia.
W tych czasach, można określić wiek właściwie każdego odnalezionego szkieletu, pozwala to również na duże wzbogacenie wiadomości historycznych dotyczących danego okresu. Archeolodzy również często mają w swojej pracy do czynienia z pewną identyfikacją odnalezionych szczątków osób. Z kolei antropolog sądowy może pomóc policji, podając sposób w jaki ktoś zginął; czy pchnięto go nożem, zastrzelono, uduszono, czy też zabito w inny sposób , który pozostawił charakterystyczne ślady na kościach.
„Trupia Farma. Nowe śledztwa” to ogromnie interesująca lektura dla miłośników prozy np. Kathy Reichs, serialu „Kości”, czy też wszystkich tych, co uwielbiają prozę dokumentalną. Innych może odrobinę znużyć czy też nawet trochę przerazić, oczywiście wszystko zależy od indywidualnego podejścia. Przedstawiony w niej ogrom pracy na pewno wzbudza podziw i szacunek. Zdecydowanie godna poleceni

Bill Bass to amerykański antropolog sądowy, najbardziej znany z badań nad osteologią oraz rozkładem ludzkich zwłok. Jest on założycielem Ośrodka Antropologii Sądowej Uniwersytetu Tennessee, zwanego Trupią Farmą. Jon Jefferson to dziennikarz i filmowiec dokumentalista, współautor powieści kryminalnych i książek zajmujących się tematyką badania ciał po śmierci.
W tym tomie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Henry Gustav Molaison miał strasznego pecha. W dzieciństwie potrącił go rowerzysta, czego następstwem było uszkodzenie mózgu. Po tym zdarzeniu zaczął dostawać silnych ataków epilepsji, które niestety z roku na rok były coraz silniejsze. Farmakologia w jego przypadku nie przynosiła rezultatów. W wieku 27 lat Henrym zajął się William Beechwe Scowille, lekarz, który zdecydował się operować jego mózg w celu zmniejszenia ataków. W czasie zabiegu zdecydował się jednak na eksperyment. Wycinając część mózgu faktycznie udało mu się, zminimalizować ataki epilepsji, lecz równocześnie pozbawił całkowicie pamięci. Od tej pory Henry stał się pacjentem H.M. Co chwilę zaczynał od początku, to co przyswajała pamięć, za moment już zapominał.
Straszna to sytuacja, kiedy nie jest się panem swojego losu, mało tego, nie można sobie niczego przypomnieć, z niczym utożsamić. I mimo że wiedza o mózgu, dzięki temu zdecydowanie posunęła się naprzód, mam zdecydowanie sprzeczne odczucia, jeżeli chodzi o ten eksperyment. Neuroanatomia. Nauka zajmująca się budową obwodowego i ośrodkowego układu nerwowego. Jakże ważna i potrzebna. Czy jednak faktycznie moralne było w taki sposób udoskonalać o niej wiedzę? „Brak leczenia jest lepszy niż złe leczenie”
Luke Dittrich podjął się trudnego zadania. Na pewno ciężko o obiektywizm, jeśli chodzi o osiągnięcia i pracę własnego dziadka. Niewątpliwie ambitnego naukowca, który dzięki swojej pracy dokonał wielu odkryć, lecz kosztem ludzkiego zdrowia. Autor stara się być obiektywny, nie gani ale również nie chwali. Może i jego zaskoczył ogrom eksperymentu i tak zwane ciche przyzwolenie świata medycznego? Ileż można poświęcić dla nauki? Nie da się ukryć, że pacjent H.M. postawił na szali swoje życie, lecz czy je wygrał? Można długo zastanawiać się, gdzie kończą się eksperymenty a zaczyna zbrodnia. „ Zbrodnia często służyła rozwojowi medycyny, a medycyna czasem pomagała zbrodni”.
Podoba mi się, że czuje się, że Henry jest dla autora kimś ważnym. Nie tylko stara przedstawić się go jako człowieka a nie przedmiot medycznych eksperymentów, lecz wyraźnie widać, że sam ma pewne wątpliwości.
Na pewno nie jest to łatwa książka, lecz na pewno przypadnie do gustu miłośnikom literatury faktu. Zawiera mnóstwo wiadomości na temat historii badań mózgu i sposobów jego leczenia. Ostatnio modny gatunek non-fiction przyciąga czytelników, dla których, nie są atrakcyjne wymyślone fabuły lecz nauka i sprawdzona wiedza. I właśnie im zdecydowanie polecam „Eksperyment”. Książkę, która momentami przeraża lecz i daje nadzieję.

Henry Gustav Molaison miał strasznego pecha. W dzieciństwie potrącił go rowerzysta, czego następstwem było uszkodzenie mózgu. Po tym zdarzeniu zaczął dostawać silnych ataków epilepsji, które niestety z roku na rok były coraz silniejsze. Farmakologia w jego przypadku nie przynosiła rezultatów. W wieku 27 lat Henrym zajął się William Beechwe Scowille, lekarz, który zdecydował...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Każdy ma dni, kiedy czuje się zdecydowanie lepiej i takie, w których od samego rana nic mu nie wychodzi. Dlatego przy planowaniu ważnych zdarzeń, warto wesprzeć się pewną pomocą naukową jaką są poradniki i swojego rodzaju kalendarze jak „ Moon Journal”. Podzielony na sfery znaków zodiaku, uświadamia, że astrologia nic nie traci na swojej aktualności i jak to dawno temu władcy zawsze korzystali z jej wiedzy, tak i my możemy dzięki niej wiele dowiedzieć się na swój temat. Autorka oprócz zamieszczonych wiadomości na temat każdego znaku, podsuwa również pewne wskazówki na ten rok. Ja jako Rak najbardziej byłam zainteresowana wytycznymi dla urodzonych w czasie jego panowania. Autorka sugeruje, że ogromnie ważna jest obserwacja samego siebie, swoich zachowań w czasie np. pełni i dni ją poprzedzających. Podane afirmacje na dany miesiąc mają pomóc w budowaniu lepszego samopoczucia. Ciekawą częścią poradnika są urodzinowe tablice wizualizacyjne. Mają na celu pomóc zdefiniować cele na przyszły rok i budować afirmacje.
Nie wiedziałam, że pierwsze cztery znaki zodiaku nazywane są osobistymi i pomagają zrozumieć samych siebie. Niespodzianką było dla mnie, że Rak to znak kardynalny, a jego energia bardzo pobudza do działania. Rola każdego ze znaków to skupienie się na innych afirmacjach, celach, problemach. Bardzo korzystne jest dla każdego z nas zrozumienie i poznanie cyklu księżyca.
We wskazanych jego fazach kryją się różne afirmacje ale również widoczny jest jego wpływ na nasze samopoczucie. Autorka wspomina również o dużym znaczeniu ziół dla naszego organizmu jak i odpowiednio dobranych kryształach, które mogą wzmocnić nas swoją energią jak i otoczyć pewną ochronna warstwą.
Warto sięgnąć po „Moon Journal” i choć spróbować skupić się na sobie, na swoich potrzebach, dążeniach. Jeśli nie wierzymy w pewne rolą astrologii w naszym życiu, to zawsze warto odnaleźć kontak z naturą i dzięki temu odzyskać wewnętrzną równowagę. Pięknie wydany, w fioletowych barwach, które są jednocześnie kojące i wyciszające jak i pobudzające do działania. Są to kolory, bardzo bliskie osobom, które zajmują się własnym rozwojem i interesują psychologią. Często zapominamy w codziennym pędzie jak ważna jest dla każdego sfera duchowa i rozwój osobisty. Nasz brak czasu nie pozwala nam często zrealizować planu dnia. Może warto porównać nasze cele sprzed wielu lat z tymi obecnymi. Naprawdę po konfrontacji możemy być niemiło zaskoczeni. Czas to zmienić.

Każdy ma dni, kiedy czuje się zdecydowanie lepiej i takie, w których od samego rana nic mu nie wychodzi. Dlatego przy planowaniu ważnych zdarzeń, warto wesprzeć się pewną pomocą naukową jaką są poradniki i swojego rodzaju kalendarze jak „ Moon Journal”. Podzielony na sfery znaków zodiaku, uświadamia, że astrologia nic nie traci na swojej aktualności i jak to dawno temu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Czerwień jarzębin” to drugi tom Leśnej Trylogii, na który z utęsknieniem czekało mnóstwo fanów twórczości Katarzyny Michalak. Jako, że autorka ta bardzo umiejętnie, tak buduje fabułę, że zakończenie pozostawia czytelników z mnóstwem pytań i dywagacji a co najważniejsze emocji, dlatego też czekanie na ten tytuł, niejednemu ogromnie dłużyło się. Co dzieje się z Gabrysią, czy poszukiwania prowadzone przez przyjaciółki przyniosą zamierzony efekt? Czy ten, który jest zawsze o krok do przodu nie spocznie w swych niecnych i mrocznych zamiarach ? Jest to ogromnie emocjonalna powieść, w której dobro zdecydowanie przykrywa brutalność i elektryzujące zło a miłość napotyka na swej drodze moc przeszkód. Polecam

„Czerwień jarzębin” to drugi tom Leśnej Trylogii, na który z utęsknieniem czekało mnóstwo fanów twórczości Katarzyny Michalak. Jako, że autorka ta bardzo umiejętnie, tak buduje fabułę, że zakończenie pozostawia czytelników z mnóstwem pytań i dywagacji a co najważniejsze emocji, dlatego też czekanie na ten tytuł, niejednemu ogromnie dłużyło się. Co dzieje się z Gabrysią,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy listy miłosne Roksolany i Sulejmana kryją w sobie nieznane dotąd tajemnice? Dlaczego Eunuchom dawano imiona pięknych, wonnych, kwiatów? „Prywatne życie sułtanów” to zdecydowanie bardziej opracowanie historyczne niż powieść, zawiera mnóstwo informacji na temat historii i przepychu pałacu Topkapi. Wieloletnie walki o serce sułtanów i władzę nad Imperium, uczuciowe rozgrywki i złamane serca, pokryte są pajęczyną intryg i podstępnych knowań. Wspaniały, pełen barw i niespotykanych zapachów świat uwodzi, zaprasza w pełną wrażeń podróż i zmusza czytelników do przemyśleń.

Czy listy miłosne Roksolany i Sulejmana kryją w sobie nieznane dotąd tajemnice? Dlaczego Eunuchom dawano imiona pięknych, wonnych, kwiatów? „Prywatne życie sułtanów” to zdecydowanie bardziej opracowanie historyczne niż powieść, zawiera mnóstwo informacji na temat historii i przepychu pałacu Topkapi. Wieloletnie walki o serce sułtanów i władzę nad Imperium, uczuciowe...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tylko życie potrafi stworzyć taką historię, o jakiej nam by się nawet nie śniło. To, co w powieściach wydaje się często niemożliwe, w rzeczywistości okazuje się prawdziwe. Losy ludzi bywają tak skomplikowane, że często nie dajemy im wiary, posądzając kogoś o dużą wyobraźnię, lecz życie zawsze zweryfikuje prawdę. Pięcioletni Saroo, czekając na brata na dworu kolejowym zasypia, po przebudzeniu wpada w panikę i szukając rodziny, wchodzi do pociągu i znów morzy go sen . Gdy budzi się w oddalonej półtora tysiąca kilometrów Kalkucie, ciężko wyobrazić sobie nawet jak może dać radę i do czego będzie zmuszony, aby przeżyć. Niewyobrażalne zastraszanie, głód, ciągła ucieczka przed handlarzami organów ludzkich, żebranie o cokolwiek do jedzenia.
Na swojej drodze na szczęście napotyka też i dobrych ludzi i właśnie dzięki jednemu z nich zostanie otoczony w końcu właściwą opieką i możliwa jest jego adopcja. Trafia do Australii, do rodziny, która jest w stanie zaoferować mu oprócz miłości to wszystko, na co nie mógłby mieć możliwości w swoim rodzinnym kraju. Opieka medyczną, możliwość wykształcenia, te rzeczy wydają się dla nas czymś codziennym i dostępnym. Indie to jednak kraj olbrzymich kontrastów a bieda jest jedną z największych na świecie. Saroo nigdy nie zapomniał swojej rodziny. Jego marzeniem jest odnaleźć ją, czy jest to jednak możliwe? Czy zaufa swojej pamięci a jego postanowienie będzie na tyle silne aby mu podołać?
Czytając tę książkę trudno momentami nie poddać się wrażeniu, że jest ona tylko i wyłącznie fikcją. Pewne wydarzenia, sytuacje, wydają się na tyle nieprawdopodobne, że z trudem przyjmujemy do wiadomości – to działo się naprawdę. I jest to zdecydowany atut tej powieści. Zarówno główna postać jak i jej historia, wzbudza taki ogrom emocji, że nie sposób poddać im się i stać się bezpośrednimi uczestnikami zdarzeń.
Według mnie jest to książka o niesamowitej tęsknocie; za matczyną miłością, miejscem do którego w jakiś sposób się przynależało. Dla Saroo rodzina stanowiła kwintesencję istnienia, gdy zaginął był tak mały, że nie poznał jeszcze innego świata. Wspaniałe jest to, że w tej chwili nowoczesne technologie są niebywale przydatne w takich poszukiwaniach a i przez to kontakt z wieloma osobami zdecydowanie ułatwiony.
Każdy z nas ma w swojej pamięci miejsca, z którymi się utożsamia, i bez których jego przeszłość wydaje się mieć luki czy być niepełna. Główny bohater wyrusza w podróż aby odnaleźć również cząstkę siebie, pozostawioną w rodzinnej miejscowości. Czy uda mu się ją odnaleźć?
Zdecydowanie polecam.

Tylko życie potrafi stworzyć taką historię, o jakiej nam by się nawet nie śniło. To, co w powieściach wydaje się często niemożliwe, w rzeczywistości okazuje się prawdziwe. Losy ludzi bywają tak skomplikowane, że często nie dajemy im wiary, posądzając kogoś o dużą wyobraźnię, lecz życie zawsze zweryfikuje prawdę. Pięcioletni Saroo, czekając na brata na dworu kolejowym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Często zastanawiałam się w czym tkwi fenomen twórczości Katarzyny Michalak, której książki jak powszechnie wiadomo, według raportu sporządzonego przez Bibliotekę Narodową, były ostatnio najczęściej wypożyczane. Zdetronizowała tym samym kilku autorów, których prozę na pewno można uznać za bardziej ambitniejszą. Czy to my, czytelnicy, szukamy treści lekkich, często nawiązujących bo bajek, by w trudnym nieraz dla nas czasie razem z autorką uruchomić wyobraźnię, zmuszając ją do pewnych wizualizacji i stawiania sobie określonych celów, czy po prostu jesteśmy tak zmęczeni, że przestajemy rozróżniać treści ambitne od tych niższego lotu ?
„Leśna Polana” to pierwszy tom nowej sagi, powielający w wielu płaszczyznach pewien schemat poprzednich książek autorki, która i tym razem stawia na swój pewniak, a mianowicie wywoływania ogromu emocji. Muszę przyznać, że z każdym następnym tytułem ogarnia mnie jednak coraz większe przerażenie. Ogrom okrucieństwa, gwałtów, bestialstwa w treści jest coraz bardziej porażający. I jeżeli sam wątek fabularny możemy uznać za mało realny i ckliwy ale do przeczytania, to cała otoczka jednak zmusza do pewnych przemyśleń, typu „po co”. Mało tego, tym razem autorka sięga po temat trudny, w Polsce cały czas wzbudzający mnóstwo emocji – ubeckich działań. Ta powieść jest nimi całkowicie przeniknięta i to one mają za zadanie wstrząsnąć czytelnikiem. Stanowiące jakby drugi plan, lecz mające ogromny wpływ na obecne życie bohaterów. I tak oni jak to w powieściach pani Michalak są albo dobrzy albo źli, albo mamy ich kochać albo nienawidzić, jakby człowiek nie miał prawa posiadać zarówno negatywnych jak i pozytywnych cech charakteru. Zastanawiam się też czym kieruje się autorka nadając pewne nazwiska swoich bohaterów a la Prado, które po prostu mnie rozbawiały, i przeszkadzały w odbiorze lektury.
Myślę jednak, że „Leśna Polana” na pewno znajdzie swoich sympatyków, którzy traktują prozę pani Michalak jako pewną odskocznię od dnia codziennego, nie zastanawiają się nad przyczyną i skutkiem pewnych wydarzeń opisanych w fabule i których nie złości ich wielkie nieprawdopodobieństwo. Wiadomo jednak, że ile czytelników, tyle zdań dlatego najlepiej samemu przekonać się, czy to jest właśnie to czego się spodziewamy. Ja niestety czuję się nie tylko rozczarowana le i troszkę oszukana przez autorkę, ponieważ miałam nadzieję na coś nowego, nie tematycznie powielanego. I zawiodłam się.

Często zastanawiałam się w czym tkwi fenomen twórczości Katarzyny Michalak, której książki jak powszechnie wiadomo, według raportu sporządzonego przez Bibliotekę Narodową, były ostatnio najczęściej wypożyczane. Zdetronizowała tym samym kilku autorów, których prozę na pewno można uznać za bardziej ambitniejszą. Czy to my, czytelnicy, szukamy treści lekkich, często...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powieści New Adult dwa lata temu weszły przebojem do księgarń i można już stwierdzić, że całkowicie ostatnio zdominowały rynek literatury dla młodzieży."Uratuj mnie" to jeden z jej tytułów, wcześniej udostępniony na Wattpadzie, gdzie przeczytało go ponad milion użytkowników. Nie da się ukryć, że jest to reklama nie lada, dlatego sięgnęłam po niego z ogromną ciekawością. Śmierć najbliższej osoby to ogromna trauma, doświadcza jej Maia, która traci swojego ukochanego brata. Pamięć wypadku w którym uczestniczyła razem z nim, w ogóle nie chce przyblaknąć, tym bardziej, że irracjonalne poczucie winy nie chce jej opuścić. Dziewczyna zamyka się w sobie, coraz bardziej izoluje od otoczenia, zaczyna być w szkole nazywana dziwadłem, nikt nie ma ochoty z nią rozmawiać.
Mimo, że minęły już trzy lata, stan jej nie ulega zmianie. Pogrążona w niemej rozpaczy, tak naprawdę nie chce nic zmieniać?, nie ma ochoty otwierać się na świat, jakby karząc siebie, za to, że ona pozostała na tym świecie.
Gdy w szkole zjawia się nowy uczeń Kyler momentalnie pomiędzy nimi przebiega iskra.
Chłopak marzy o ukończeniu szkoły, ucieczce jak najdalej od swojego brutalnego ojca, jego życiem, jest jego zespół. Czy on, równie zamknięty w sobie jak Maia potrafi otworzyć się na innego człowieka, czy również wybierze swój własny, bardziej pewny świat?

"Uratuj mnie" to powieść , którą można przyrównać do niemego krzyku - pomóż mi, pokaż mi życie na nowo. Obydwoje mimo, że postawili wokół siebie ogromne mury, to wyposażyli je w niewidoczne, małe furtki. Czy dadzą im szansę na otwarcie?
Można pokusić się o stwierdzenie, że tego typu powieści, maja pewien schemat, który może za każdym razem ulega małej modyfikacji, to jednak historie toczą się podobnym torem. Nie sposób jednak zapomnieć o ogromie emocji, jakich doświadczają bohaterowie i jakie szybko udzielają się czytelnikom.
I cieszę się ogromnie, że i tutaj autorka mnie nie zawiodła, wprowadzając elementy fabuły takie, jakich w ogóle się nie spodziewałam, i troszkę zapędziła mnie w tak zwany kozi róg. Lata dojrzewania to ogromnie trudny czas, kiedy niejednokrotnie ciężko jest poradzić sobie z samym sobą i galopująca huśtawką nastrojów. Gdy do tego dojdzie prawdziwa tragedia, to trzeba być naprawdę silnym, aby nie przesłoniła ona życia tu i teraz, jak i w przyszłości. Czy bohaterom powieści uda się zdać taki egzamin?
Zdecydowanie polecam.

Powieści New Adult dwa lata temu weszły przebojem do księgarń i można już stwierdzić, że całkowicie ostatnio zdominowały rynek literatury dla młodzieży."Uratuj mnie" to jeden z jej tytułów, wcześniej udostępniony na Wattpadzie, gdzie przeczytało go ponad milion użytkowników. Nie da się ukryć, że jest to reklama nie lada, dlatego sięgnęłam po niego z ogromną ciekawością....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Był czas, kiedy znalezienie w księgarni dobrej książki młodzieżowej graniczyło z cudem. W tej chwili, można przebierać i wybierać z ogromnej ich ilości, a wiele jest pozycji naprawdę wartościowych. „To skomplikowane” to na pierwszy rzut oka powieść idealna na wakacje, lekka i przyjemna, poruszająca temat dorastania i zamykania pewnych okresów w życiu. Julie, absolwentka liceum w Ohio, jedzie rozpocząć studia w Bostonie. Na miejscu okazuje się jednak, że lokal w którym miała zaplanowane mieszkać tak naprawdę nie istnieje. Z pomocą mamy dostaje schronienie w dość nietypowej rodzinie Erin Watkins. 13 letnia Celeste to osóbka dość ekscentryczna o ogromnej inteligencji hołubiąca bezustannie kartonowy model nieobecnego w domu brata Finna a Matt to z kolei genialny student matematyki. Ich rodziców stale nie ma w domu, pochłonięciu są badaniami i pracą naukową. Gdy już zawitają w domowe pielesze, prowadzą zadziwiające dysputy ze swoimi dziećmi, językiem skomplikowanym, dystyngowanym, z lekkim patosem. Czy to taka pewna maniera, czy zamierzone działanie?
Czy jest możliwe aby Julie dobrze czuła się w tym miejscu i została zaakceptowana przez rodzinę ? Czy można pokochać kogoś jedynie rozmawiając z nim na czacie? Julie niespodziewanie zostaje przez rodzinę wciągnięta w pewien rodzaj gry, gdzie jej cechy charakteru takie jak upór i ciekawość świata będą ogromnie pomocne.
„To skomplikowane” to bardzo dobra, wielopłaszczyznowa powieść o skomplikowanych relacjach międzyludzkich. Każda rodzina ma jakieś swoje sekrety i zwyczaje, jednak Watkinsowie zdecydowanie w tym brylują. Autorka świetnie nakreśliła klimat powieści, dużo niedomówień, brak odpowiedzi na nasuwające się pytania powodują, że czytelnik zaczyna czuć pewien niepokój, który jednak zdecydowanie uatrakcyjnia fabułę. Książkę czyta się błyskawicznie, jest napisana bardzo ładnym, prostym językiem. Można by stwierdzić, że pewna „normalność” tej powieści jest jej absolutnym plusem. Poruszane tematy jednak do takich prostych nie należą i tu należą się brawa dla autorki za takie a nie inne ich przedstawienie. Ciekawi bohaterowie, plastyczność ukazanych sytuacji sprawiają, że książka ta ogromnie przyciąga uwagę czytelnika, który stara się, aby nic kompletnie nie umknęło mu z fabuły. Osobiście jestem ogromnie pozytywnie nią zaskoczona, dlatego polecam zarówno młodszym jak i tym starszym czytelnikom, ponieważ jest zdecydowanie godna uwagi.

Był czas, kiedy znalezienie w księgarni dobrej książki młodzieżowej graniczyło z cudem. W tej chwili, można przebierać i wybierać z ogromnej ich ilości, a wiele jest pozycji naprawdę wartościowych. „To skomplikowane” to na pierwszy rzut oka powieść idealna na wakacje, lekka i przyjemna, poruszająca temat dorastania i zamykania pewnych okresów w życiu. Julie, absolwentka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niewątpliwie zaletą powieści historycznych jest to, że opierają się na faktach i czytając je na pewno w jakiś sposób poszerzamy swoją wiedzę. Książkę Colina Falconera znałam już z poprzedniego tłumaczenia, kiedy to została wydana pod tytułem „Harem”. Wszyscy jednak w pracy jak i znajomi stale mówili ostatnio o „sułtańskim” serialu, dlatego z przyjemnością i dużą ciekawością przeczytałam ją powtórnie. Złota epoka Imperium Osmańskiego kwitnie, gdy na tronie zasiada sułtan Sulejman II. Do jego haremu dostaje się Hürrem, niewolnica o niesamowitym wyglądzie. Bardzo szybko zostaje ona ukochaną sułtana – Roksolaną. Oj biedny ten, kto da się zwieść jej urodzie i niezaprzeczalnej inteligencji. Jeszcze biedniejszy ten, który stanie jej na drodze. Kobieta jest żądna zemsty, pragnie całkowicie okręcić wokół palca Sulejmana, stanowi to część jej planu odwetu. Ma niezaprzeczalne atuty; silny charakter, umie świetnie planować, jej intrygi i spiski to majstersztyk. Zdobycie takiej pozycji u boku Sulejmana, by jego decyzje były jej decyzjami, to jej główny cel. Następny doprowadzić do upadku ród Osmanów. Ponieważ idealnie realizuje to co zaplanuje, nazywana jest przez postronnych również Czarownicą. Najciekawsze jest w tym wszystkim to, że główna bohaterka to Polka Aleksandra Lisowska, porwana przez Tatarów w Rogatinie nad Dniestrem.
Musze przyznać, że autor ogromnie interesująco wprowadza czytelnika w epokę, ze szczegółowością przedstawia nam ówczesny Stambuł, jego koloryty i wręcz zapachy. Ukazuje panujące w nim układy i układziki, sympatie i antypatie jak i sfery rządów.
Równie ciekawym wątkiem jest uczucie jakie łączy Abbasa i wenecjankę Julię, która pochodząc z zamożnej i szanowanej rodziny nie powinna darzyć miłością innowiercy. Jak można się było spodziewać okaże się to tragiczne dla obojga. Zdarza się ostatnio coraz częściej, że popularność danego serialu powoduje wznowienie, czy też tłumaczenie na nowo jakiejś powieści. Tutaj na pewno fenomen filmu wpłynął na wydanie powieści, która świetnie uzupełnia ekranizacje, dodając jej jeszcze więcej smaku i pikanterii. Napisana prostym lecz ogromnie obrazowym językiem, niesamowicie wciąga i wzbudza u czytelnika ogrom różnorakich emocji. Niedowierzanie lecz i pewien zachwyt będzie mu towarzyszył od początku aż po sam koniec. Barwni bohaterowie, wspaniałe wnętrza, prawdziwa historia to zdecydowane atuty tej powieści. Samą fabułę zdecydowanie można porównać do mieszanki interesującej powieści sensacyjnej połączonej z „Królami przeklętymi” . To nie tylko romans, to powieść pełna ciekawych i intrygujących wątków obyczajowych ...Zdecydowanie polecam!


.

Niewątpliwie zaletą powieści historycznych jest to, że opierają się na faktach i czytając je na pewno w jakiś sposób poszerzamy swoją wiedzę. Książkę Colina Falconera znałam już z poprzedniego tłumaczenia, kiedy to została wydana pod tytułem „Harem”. Wszyscy jednak w pracy jak i znajomi stale mówili ostatnio o „sułtańskim” serialu, dlatego z przyjemnością i dużą ciekawością...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To hazard,ale hazard ma to do siebie, że można przegrać lub wygrać. Ten kto gra, zawsze musi się liczyć z przegraną, lecz ten, kto nie gra, nie wygra nigdy.” - Waldemar Łysiak
Ostatnio czytałam dużo książek, o których naprawdę mogę napisać, że były dobre. W każdej jakiś poruszany problem dotyczył mnie bezpośrednio a ich wielowymiarowość nie powodowała nudy i budziła zainteresowanie. Za każdym razem jednak jak brałam do ręki nową powieść, miałam nadzieję, że będzie ona tą wyjątkową, która zostanie już w mojej pamięci na zawsze, a we mnie wzbudzi podziw do autora. Lawrence Osborne to brytyjski pisarz dziennikarz i podróżnik, mieszkający obecnie w Bangkoku. Studiował języki nowożytne w Fitzwilliam College w Cambridge i na Uniwersytecie Harvarda. Jego wcześniejsza powieść „Przebaczenie” podobała mi się lecz czułam pewien niedosyt. Czegoś mi w niej brakowało, wydawała się niepełna treściowo. Dlatego z ogromną chęcią sięgnęłam po „Balladę o drobnym karciarzu” z nadzieją, że ona zrekompensuje mi ten pewien brak. Główny bohater, niegdyś szanowany człowiek, popęłnia przestępstwo i musi uciekać z kraju. Lord Doyle (tak nazywają go miejscowi) zatrzymuje się w Makau, wielkiej, przeludnionej kolonii, pełnej luksusowych hoteli jak i wielonarodowej rzeszy mieszkańców. Jego domem staje się największe w mieście kasyno, gdzie trwoni wszystko co ma na grę w bakarat. Powoli zatraca się w nocnym życiu- drinkach, zabawie, prostytutkach. Gdy jednak na swojej drodze spotyka ją – Dao Ming- chińską kurtyzanę, wszystko dla niego zaczyna mieć pewien aspekt nierealności, przytłumienia. Rozpoczną się dla niego dni, w których oprócz hazardu, pewnych nawyków, zabawy ujawnią się inne aspekty życia, przeżywania i codzienności. Autor kreśli postacie swoich bohaterów po mistrzowsku. Ogromnie prawdziwi, emanujący pewnymi tęsknotami, zwracają na siebie uwagę czytelnika, który skupiając się na nich, na ich przeżyciach, byciu, zwraca coraz mniejszą uwagę na swoistość prowadzonej fabuły. Piękny język powieści momentami hipnotyzuje, wprowadza w klimat kolorowego miejsca, lecz jakże pełnego złudzeń i straconych nadziei. Czułam się jakby autor, uchylił rąbka tajemnicy i pozwolił bezpośrednio uczestniczyć mi w życiu miasta i pozwolił poczuć jego zarówno pewną mroczność jak i piękno przenikających kolorów.
Autor w powieści nie stroni od trudnych tematów ; hazard, uzależnienie, brak jakiejkolwiek nadziei, chroniczne kłamstwa to podstawowe elementy fabuły. Taki samo jak dywaguje nad ludzka naturą, głównie skupiając się na jej ciemnych stronach. Wszechobecna wina, brak żalu za popełnione przestępstwa, niemożność odczuwania głębszych emocji. Uczucia ulegają pewnym modyfikacjom niepozwalającym na głębsze odczuwanie. Jedynie smutek widoczny o każdej porze dnia jak pośredni główny bohater uzupełnia ciąg zdarzeń. Ogromną zaletą tej książki, pomimo jej nietypowej monotonii jest pewna duchowość, którą czytelnik momentalnie wyłapuje, która jest czymś co stanowi barierę pomiędzy stanami euforii głównego bohatera a jego ciężką depresją. Czy jest on w stanie zrozumieć swoje uczucie do Dao Ming, czy jest w stanie wyrwać się ze swojego snu i naprawdę go poczuć ? Czy młoda kobieta istnieje naprawdę, czy też jest wytworem jego chorej już wyobraźni ? Co dzieje się faktycznie, a co jest tylko pewnym wyobrażeniem?
Powieść ta po prostu mnie zachwyciła. Nie spodziewałam się, że historia karciarza, hazardzisty dostarczy mi tak dużej palety emocji, w której co prawda dominował smutek, lecz jakże wielowymiarowy. Bo przecież i on może być twórczy i wskazywać pewien kierunek, którym podążamy. Zdecydowanie polecam spróbować tej i takiej drogi.



.

To hazard,ale hazard ma to do siebie, że można przegrać lub wygrać. Ten kto gra, zawsze musi się liczyć z przegraną, lecz ten, kto nie gra, nie wygra nigdy.” - Waldemar Łysiak
Ostatnio czytałam dużo książek, o których naprawdę mogę napisać, że były dobre. W każdej jakiś poruszany problem dotyczył mnie bezpośrednio a ich wielowymiarowość nie powodowała nudy i budziła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trudno walczyć ze swoimi emocjami, jak również ogromnie ciężko trzymać je w ryzach. Gdy do tego dochodzi sytuacja, ogromnie dla nas przykra, gdy jesteśmy zawiedzeni, to łatwo popaść w smutek czy nawet depresję. Zdecydowanie jedną z takich przyczyn jest rozpad związku, a gdy jest on spowodowany np. niewiernością partnera, miotają nami uczucia, które zdecydowanie ciężko okiełznać i bardzo szybko przychodzą nam do głowy różnorakie dla tej osoby, zabójcze pomysły. „Jak zapomnieć eksa. Zeszyt naprawdę skutecznych ćwiczeń” to pozycja doskonała dla wszystkich, którzy cierpią z powodu utraty byłej połówki. W sposób ogromnie humorystyczni autorzy proponują wykonanie zadań, które maja na celu wyciszyć nasze emocje, jak i z nimi po prostu dojść do ładu. Nie da się ukryć, że jesteśmy wtedy wściekli na byłego, życzymy mu co najgorsze i mało kiedy patrzymy na naszą sytuację obiektywnie. Możemy jednak na przykład narysować swoją ogromną złość, zaplanować daleką podróż ale bez smutku, wypisać najbardziej żenujące sytuacje w jakich było się z byłym i narobiło sobie wstydu czy też gotować zemstę na bardzo wolnym ogniu. Mamy również podane sposoby na to jak pozbyć się rzeczy byłego partnera, i tak na przykład możemy je dokładnie spakować i schować w takie miejsce, w którym jesteśmy przekonani, że ulegną zniszczeniu. Dobrą rzeczą jest też spisanie wszystkich swoich żali na kartce i utylizowanie jej w wyrafinowany sposób. Po sposobie opracowania poradnika widać, że zarówno autorka jak i ilustrator, nie dość, że znają się na psychice kobiecej to posiadają ogromne poczucie humoru. Gdy pokazałam książkę paru znajomym, nie było osoby, która by nie wydała z siebie chichotu, wertując jej strony do końca. Autorzy czytelnika zdecydowanie zmuszają do pewnych działań, które mają odciągnąć go od samodestrukcji. Proponują bardzo dobrą terapię, która przegania czarne myśli i pozwala dojrzeć pozytywy zaistniałej sytuacji. Ogromnie ważna w poradniku jest jego grafika i zastosowanie tylko trzech kolorów; czarnego, czerwonego i białego. Idealnie obrazują one pewne poczynania jak i emocje jakie, nami wtedy kierują.
Na rynku wydawniczym możemy spotkać mnóstwo, różnego rodzaju poradników. Ten zdecydowanie wyróżnia się swoja prostotą i i myślę, skutecznością zawartej treści. Może być również świetnym motywacyjnym prezentem. Poprawia humor nie tylko zbolałym duszom. Polecam!!

Trudno walczyć ze swoimi emocjami, jak również ogromnie ciężko trzymać je w ryzach. Gdy do tego dochodzi sytuacja, ogromnie dla nas przykra, gdy jesteśmy zawiedzeni, to łatwo popaść w smutek czy nawet depresję. Zdecydowanie jedną z takich przyczyn jest rozpad związku, a gdy jest on spowodowany np. niewiernością partnera, miotają nami uczucia, które zdecydowanie ciężko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bywają takie książki, które już od pierwszej strony wprawiają czytelnika w zdumienie. Z reguły sięgając po debiut jestem bardzo ostrożna w swoich ocenach. Tutaj jednak od samego początku zafascynował mnie styl, w jakim książka jest ona napisana, jakich określeń używa autorka, wszystko to powoduje, że najważniejsze staje się nie to, o czym jest powieść, ale w jaki sposób została zapisana. Zdaję sobie sprawę, że na pewno dużą rolę spełniła tutaj tłumaczka Anna Gralak i że tekst jaki trzymam w rękach jest jednak również jej dziełem. Wynik pracy wyszedł jednak naprawdę znakomity. Autorkę zainspirowało trzęsienie ziemi w Indonezji w 2004 roku, które było tak silne, że wpłynęło na ruch wirowy naszej planety. Następuje „spowolnienie,” które powoduje wydłużenie się czasu dnia i tak naprawdę jest to początkiem zbliżającego się końca świata. „Na początku nie wiedzieliśmy o tym, dodatkowym czasie, który wybrzuszał gładką krawędź każdego dnia niczym kwitnący pod skórą guz”. Główna bohaterka, Julia, staje się obserwatorem niepokojących zdarzeń, zachowań, które mało co mają wspólnego z moralnością . Patrzy jednak na wszystko jakby przez szybę własnych, małych końców świata, dla niej będących jednak najważniejszymi. Jej emocje podporządkowane są bardziej jej zamkniętemu, osobistemu przeżywaniu. Trudno konfrontować je z kłamstwami dorosłych, zanikiem empatii. Czy są rzeczy, wydarzenia, które pozwalają na zachowania, które nie podlegają żadnym normom? Czy naprawdę widmo apokalipsy może stać powodem całkowitej alienacji? Trudno dostosować się do dnia, który powoli wydaje się nie mieć końca. Niełatwo wykonywać codzienne czynności wtedy, kiedy tak naprawdę godzina zostaje np. zamieniona w sto osiemdziesiąt minut. Czy to coś zmienia w naszym przeżywaniu tak naprawdę trudno określić. Pewne zasady w niektórych pozostają niezmienne, inni powoli panikują wprowadzając totalny chaos.”Wyrosłam na dziewczynę zamartwiającą się byle czym, bez przerwy wypatrującą wielkich i małych katastrof oraz rozczarowań, których obecność wyczuwałam wszędzie wokół nas”.
„Wiek cudów” to powieść, która mimo braku tempa akcji, ogromnie przykuwa uwagę czytelnika. Nasza wyobraźnia zaczyna pracować na najwyższych obrotach i próbujemy odnaleźć pewne znaczenia metafizycznych elementów wydarzeń. Zapraszam do świata, w którym każda minuta mimo swojej anonimowości staje się ogromnie ważna a emocje poddane ogromnej próbie. Polecam, naprawdę warto.


.



 

Bywają takie książki, które już od pierwszej strony wprawiają czytelnika w zdumienie. Z reguły sięgając po debiut jestem bardzo ostrożna w swoich ocenach. Tutaj jednak od samego początku zafascynował mnie styl, w jakim książka jest ona napisana, jakich określeń używa autorka, wszystko to powoduje, że najważniejsze staje się nie to, o czym jest powieść, ale w jaki sposób...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zuckoff Mitchell jest profesorem dziennikarstwa na Uniwersytecie Bostońskim. Był finalistą nagrody Pulitzera w kategorii dziennikarstwo śledcze. Ma ogromnie szerokie zainteresowania, jednak jego pasją są katastrofy lotnicze w czasie II wojny światowej. Jego wcześniejsza książka „Uwięzieni w raju” ogromnie spodobała mi się, dlatego jak tylko zobaczyłam w zapowiedziach następny tytuł tego autora, musiałam sprawdzić, czy również spowoduje on u mnie bezsenną noc i długie wyszukiwania wiadomości w internecie. Ogromnie lubię książki, które ujawniają czytelnikowi fakty mało znane i może nawet niepopularne w taki sposób, że momentalnie stajemy się co prawda biernymi ich obserwatorami, lecz czujemy się wciągnięci w wir zdarzeń. Grenlandia w czasie II wojny światowej była strategicznym miejscem zarówno dla Anglii jak i Ameryki. Okazuje się, że zajęcie tego miejsca przez Niemcy mogłoby mieć ogromny wpływ na przebieg wojny w Europie. Dlaczego? np. znajduje się tam jedyna eksploatowana kopalnia kriolitu, minerału, będącego ważnym składnikiem aluminium, którym pokrywano kadłuby samolotów. I właśnie tam pod koniec 1942 roku amerykański samolot transportowy C-53 rozbija się. Pięcioosobowa załoga przeżywa katastrofę i nadaje sygnał SOS. Na pomoc rozbitkom rusza bombowiec B-17 jednak i on ulega wypadkowi a dziewięcioosobowa załoga, powiększa liczbę rozbitków. Lecący na pomoc samolot amerykańskiej Straży Wybrzeża zaginął w burzy śnieżnej. Fatum? Zrządzenie losu? Niezaprzeczalnie fakty te powodują pięciomiesięczne prowadzenie akcji ratunkowej w czasie której wojsko amerykańskie usiłowało odnaleźć zaginionych i prowadziło nierówną walkę z czynnikami atmosferycznymi. Ogromny chłód, zamiecie, arktyczna zima skutecznie broniła terytorium Grenlandii. Całe wydarzenie można by nazwać nieprawdopodobnym, gdyby nie fakt, że miało miejsce naprawdę. Siedemdziesiąt lat później Zuckoff Mitchell i fotograf Lou Sapienza po ogromnych przygotowaniach wyruszają tropem wydarzeń. Bardzo dobra jest konstrukcja książki. Zuckoff umiejętnie przeplata fakty historyczne ze współczesnym biegiem wydarzeń. Autor opiera się na relacjach rozbitków, którzy przeżyli katastrofę, na dokumentacji i przedstawia w sposób ogromnie realny trud ludzi w takim terenie, w którym bez specjalistycznego przygotowania trudno przeżyć jeden dzień. Walka nie tylko z czynnikami atmosferycznymi, odmrożeniami, lecz przede wszystkim z samym sobą, tutaj trzeba zostawić wszystkie animozje, tutaj jest walka o przeżycie. Autor oprócz szerokiego przedstawienia faktów, stara się rozwiązać zagadkę katastrof. Robi to w sposób ogromnie plastyczny, umiejętnie podnosząc czytelnikowi ciśnienie. Pomimo tego, że wiemy jaki los spotkał głównych bohaterów, w napięciu śledzimy ich losy i nie zgadzamy się na taki bieg wydarzeń. Kibicujemy im, mając nadzieję, że ratunek przybędzie na czas.
„Lodowe piekło” to książka niebywale precyzyjnie napisana. Widać ogromną pracę autora jaką wykonał zarówno przy poszukiwaniu informacji jak i przygotowywaniu samej wyprawy. Wszystko to sprawiło, że książkę pomimo tego, że zawiera wiele dokumentów historycznych, czyta się dosłownie jednym tchem. Niepokoi, zdumiewa i przypomina, że wiele niezwykłych przypadków tak naprawdę nigdy już nie zostanie wyjaśnionych, ponieważ coraz mniej jest zapaleńców, których pasja jest głównym motorem życia. Zdecydowanie polecam.

Zuckoff Mitchell jest profesorem dziennikarstwa na Uniwersytecie Bostońskim. Był finalistą nagrody Pulitzera w kategorii dziennikarstwo śledcze. Ma ogromnie szerokie zainteresowania, jednak jego pasją są katastrofy lotnicze w czasie II wojny światowej. Jego wcześniejsza książka „Uwięzieni w raju” ogromnie spodobała mi się, dlatego jak tylko zobaczyłam w zapowiedziach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Musze przyznać, że dawno nie miałam styczności z prozą pani Katarzyny Michalak, dlatego bardzo chętnie sięgnęłam po „Sekretnik”, pomimo tego, że nie jest on typową powieścią a poradnikiem. Z wyglądu prezentuje się pięknie, bardzo ładna okładka przyciąga oko i szybko nabiera się ochoty na czytanie. Jak na początku szło mi ono lekko i przyjemnie, to jednak z każdą stroną stawało się coraz trudniejsze. Autorka pisze o marzeniach, o tym jak ważną rolę spełniają w życiu, jak nie można ich lekceważyć, czy też o nich zapominać. Nie pozwala siadać na laurach, lecz starać się je spełniać w różnoraki sposób. I jakby tutaj autorce trzeba by przyznać rację, bo jak wiadomo, bez marzeń nasze życie byłoby zdecydowanie ubogie, to już sposoby ich realizacji stopniowo mnie zadziwiały z każdym przykładem coraz bardziej. Zastanawiałam się ile lat miała autorka pisząc tę książkę i tu moje zdziwienie sięgnęło zenitu. Nie miała ona jak przypuszczałam lat „naście” tylko ponad czterdzieści (tu bardzo przepraszam wieku nie powinno się wytykać ) więc jakby nie było kojarzyła się już z osobą, która przeżyła niejeden sukces czy też porażkę. Sposób w jaki napisała „Sekretnik” przypomina mi jednak pamiętniki nastolatek, które nie tylko, że walczą z hormonami, to również negatywnie nastawione są do wielu spraw. W tym przypadku np. mężczyźni to wrogowie numer jeden, mało, że debilni to całkowicie nieużyteczni. Nie da się ukryć, że autorka osiągnęła niemały sukces wydawniczy i każda jej nowa powieść jeszcze przed premierą staje się niewątpliwym bestselerem. Jak twierdzi, wiele marzeń spełniła a nad wieloma jeszcze pracuje. Niewątpliwie jej wiara w naszą motywację jest ogromna i tak naprawdę można jej pozazdrościć takiego podejścia do życia. Czy jej poradnik może stać się naprawdę przydatny na pewno zależeć będzie od samego czytającego i tego czy będzie on umiał a przede wszystkim chciał popatrzyć na pewne sprawy z lekkim przymrużeniem oka.
„Sekretnik” to z drugiej strony mała bomba, której siła rażenia może mieć spore pole zasięgu. Bo jeśli uwierzymy, że tak naprawdę wszystko jest możliwe, może skończyć się to tylko naszymi wyobrażeniami, bo jak wiadomo motorem zdarzeń jest jednak jakakolwiek chociaż praca. Z drugiej strony myślę, że pozytywne myślenie na pewno ogromnie się w życiu przydaje i zdecydowanie wolę być tą osoba, która widzi do połowy szklankę pełną a nie pustą. Może warto zaufać autorce i spróbować swoją podróż przez życie uatrakcyjnić pozytywnymi wyobrażeniami, na pewno w jakiś sposób będą one lekiem dla naszej duszy a stać się mogą motorem poczynań. Dlatego proponuję sięgnąć po „Sekretnik” i zmierzyć się z życiem, patrząc na nie odrobinę z boku, by obiektywnie ocenić, czy rady autorki faktycznie mogą stać się przydatne. Może czeka nas niespodzianka?

Musze przyznać, że dawno nie miałam styczności z prozą pani Katarzyny Michalak, dlatego bardzo chętnie sięgnęłam po „Sekretnik”, pomimo tego, że nie jest on typową powieścią a poradnikiem. Z wyglądu prezentuje się pięknie, bardzo ładna okładka przyciąga oko i szybko nabiera się ochoty na czytanie. Jak na początku szło mi ono lekko i przyjemnie, to jednak z każdą stroną...

więcej Pokaż mimo to