-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać390
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
2018-10-13
2018-10-05
Co zrobić z pustką, która zostaje po bliskim człowieku znikającym nagle z naszego życia? Co jeśli ten człowiek nie chciałby pieśni żałobnych, czy patosu. Iza Bartosz dokonał rozliczenia z nagłą śmiercią Janusza Głowackiego w wyjątkowy sposób.
Mimo, iż o Głowackim, każdy słyszał to niewiele miało okazję poznać go jako człowieka. Piekielnie inteligentny, skromny i wierny przyjaźniom – taki obraz autorka buduje w książce głosami mu najbliższych Krystyny Kofty, Kazimierza Kutza, Hanny Bakuły i innych. Hołd, swoisty lament po stracie bliskiej osoby w najlepszym wydaniu. Szczerze polecam tę książkę.
Co zrobić z pustką, która zostaje po bliskim człowieku znikającym nagle z naszego życia? Co jeśli ten człowiek nie chciałby pieśni żałobnych, czy patosu. Iza Bartosz dokonał rozliczenia z nagłą śmiercią Janusza Głowackiego w wyjątkowy sposób.
Mimo, iż o Głowackim, każdy słyszał to niewiele miało okazję poznać go jako człowieka. Piekielnie inteligentny, skromny i wierny...
2018-10-24
Opowieść o zakochanych w trudnych czasach i o tym, że można się zakochać po prostu. Bohaterowie nie znając swojego dotyku, zapachu, wyglądu ślubowali sobie siebie na zawsze. W trudnych czasach, w więziennej celi, wbrew wszystkiemu. Piękna i mądra opowieść opisująca prawdziwe wydarzenia.. Czyta się jednym tchem. Książka na jeden wieczór.
Opowieść o zakochanych w trudnych czasach i o tym, że można się zakochać po prostu. Bohaterowie nie znając swojego dotyku, zapachu, wyglądu ślubowali sobie siebie na zawsze. W trudnych czasach, w więziennej celi, wbrew wszystkiemu. Piękna i mądra opowieść opisująca prawdziwe wydarzenia.. Czyta się jednym tchem. Książka na jeden wieczór.
Pokaż mimo to2017-01-02
2016-12-30
Szanowny Panie Autorze. Proszę ze mnie nigdy w życiu nie robić bohatera swojego reportarzu.
Po przeczytaniu Pana kolejnej książki - tym razem Skuchy, szacunek pozostał. Kawał Dobrej Reporterskiej Roboty. Ale po przeczytaniu mam wrażenie, że jest Pan okrutny dla swoich bohaterów. Najpierw wywraca ich Pan na drugą stronę, zmuszając do powiedzenia tego, czego usłyszeć ( a tym bardziej przeczytać) o sobie nie chcą. Off record. Czy to coś znaczy dla Pana?
Potem zostawia ich Pan samych. Na pożarcie.
Każdy jest zły, każdy jest koślawy, każdy ma swoje demony w szafie (poza kryształowym lekarzem). Widoczne, wściekłe. Reportarz jako gatunek ma swoje prawa, Pan pływa w nim jak ryba w wodzie, ale proszę nie o mnie nie pisać. Nigdy w życiu.
Jacek Hugo - Bader, Skucha, Czarne/Agora
Szanowny Panie Autorze. Proszę ze mnie nigdy w życiu nie robić bohatera swojego reportarzu.
Po przeczytaniu Pana kolejnej książki - tym razem Skuchy, szacunek pozostał. Kawał Dobrej Reporterskiej Roboty. Ale po przeczytaniu mam wrażenie, że jest Pan okrutny dla swoich bohaterów. Najpierw wywraca ich Pan na drugą stronę, zmuszając do powiedzenia tego, czego usłyszeć ( a tym...
2016-12-30
Książki każdy pisać może, ale czy każda z nich warta jest czytania?
Ja kontra bas, to opowieść Jerzego Stuhra o wystawianym przez niego od 30 lat monologu pt."Kontrabasista". W książce znajdziemy garść anegdot, które w tym czasie spotkały aktora, kilka historii jego podróży oraz poglądy autora/profesora na współczesny teatr i aktorów. Ciekawym elementem są fragmenty samej sztuki, dające autorowi wygodny zabieg w newralgicznych momentach opowieści. Wydaję się, że autor zasłania się cytatem z Patricka Suskinda (autora sztuki), bezpiecznie nie musząc uwydatniać własnego zdania. Znakiem czasów jest to, że więcej się pisze niż czyta. Z tą książką jest podobnie. Stuhr, wiadomo – legenda. Nie da się nie zauważyć tej pozycji, ale język, nazbyt sztywny, nie niesie ze sobą żadnej pointy. Szkoda. Sztuki nie widziałam, ale po przeczytaniu książki będę wypatrywać afiszów. Książka – pozycja nieobowiązkowa.
"Ja kontra bas" Jerzy Stuhr Wydawnictwo Literackie
Książki każdy pisać może, ale czy każda z nich warta jest czytania?
Ja kontra bas, to opowieść Jerzego Stuhra o wystawianym przez niego od 30 lat monologu pt."Kontrabasista". W książce znajdziemy garść anegdot, które w tym czasie spotkały aktora, kilka historii jego podróży oraz poglądy autora/profesora na współczesny teatr i aktorów. Ciekawym elementem są fragmenty samej...
2016-09-07
Projekt "Rosie" Graeme Simsion
Podróż pociągiem, busem. Ostatnio dużo jeżdzę. Czytam przy okazji - dla zabicia nudy opatrzonego krajobrazu. Wybór ksiązki jest bardzo ważny. Zdarzały się niepowodzenia, jednak ostatnio trafiłam w dziesiątkę. Don Tillman jest profesorem genetyki, który nie radzi sobie w relacjach społecznych. Determinowany zespołem aspergera ma niezwykłą pamieć i niewyparzony język. Absolutnie introwertyczny nie rozumie zachowań innych, przez co niejednokrotnie wpada w kłopoty. Dokucza mu jednak samotności i brak partnerki. Rozpoczyna więc projekt badawczy, którego efekt ma mu pomóc w znalezieniu drugiej połówki. Przesycona inteligentnym dowcipem oraz niebanalną fabułą książka jest doskonałym toważyszem podróży. Czy Tillmanowi uda się dotrzeć do idealnej kobiety? Czy ideał wogóle istnieje?
Autor książki jest równie niebanalny jak jej bohater. Graeme był programistą i specjalistą od baz danych, prowadził swietnie prosperującą firmę. Sprowadzał wina, handlował antykami, jest doktorem informatyki Uniwersytetu w Melbourne. Jedo żona jest autorką romansów erotycznych.
W 2007 r. Zapisal się na kurs pisania scenariuszy – tam powstał Projekr "Rosie", później przekształcony w książkę, wydaną w 40 jeżykach na całym świecie. Nieźle jak na debiut.
Projekt "Rosie" Graeme Simsion Wydawnictwo Media Rodzina
Projekt "Rosie" Graeme Simsion
Podróż pociągiem, busem. Ostatnio dużo jeżdzę. Czytam przy okazji - dla zabicia nudy opatrzonego krajobrazu. Wybór ksiązki jest bardzo ważny. Zdarzały się niepowodzenia, jednak ostatnio trafiłam w dziesiątkę. Don Tillman jest profesorem genetyki, który nie radzi sobie w relacjach społecznych. Determinowany zespołem aspergera ma niezwykłą...
2016-02-18
Cmentarze Wielkiej Wojny
„Nie pytajcie, kto był przyjacielem a kto wrogiem / Tysiące bohaterów padło w zawziętej walce / Ofiary spoczęły w równych rzędach grobów / Anioł śmierci przygarnął ich do siebie / Wolnych od nienawiści” - głosi tablica inskrypcyjna na cmentarzu z pierwszej wojny światowej w Nowym Żmigrodzie. Takie i podobne napisy znajdziemy na wielu cmentarzach z tego okresu, zlokalizowanych na terenie województwa podkarpackiego.
Treść tych napisów została zestawiona w sposób uporządkowany w książce Romana Frodymy „Cmentarze wojenne z I wojny światowej. Gawęda przewodnicka. Cz.1, Okręg I - Nowy Żmigród, Okręg II - Jasło”. Autor jest przewodnikiem beskidzkim, przodownikiem turystyki pieszej i górskiej, i do tego badaczem historii cmentarzy wojennych z okresu pierwszej wojny światowej na terenie Polski południowej. W 1985 r. ukazała się jego publikacja „Cmentarze wojskowe z okresu I wojny światowej w rejonie Beskidu Niskiego i Pogórza”, która - obok niewielu takich książek - stanowiła przez wiele lat cenne źródło informacji o tych cmentarzach (oprócz tego napisał trzy tomy „Galicyjskie cmentarze wojenne”).
Pierwsza wojna światowa, nazywana Wielką Wojną, która z największą siłą przetoczyła się przez Europę, nie ominęła terenów Polski, będącej w tym czasie pod zaborami obcych państw. Trwające walki, bardzo krwawe i wyniszczające, ale też często bratobójcze (przecież Polacy walczyli z Polakami, tyle, że po przeciwnych stronach) pociągnęły za sobą olbrzymie straty w ludziach, liczone w milionach (w zależności od źródeł wymienia się liczbę ponad 9 mln zabitych lub zmarłych w wyniku epidemii czy na skutek panujących mrozów). Wysoką cenę wojny ponieśli Polacy. Z ok. 2 mln Polaków powołanych przez zaborcze mocarstwa do wojska zginęło ok. 390 tys.
Te ogromne straty w ludziach niosły ze sobą palący problem do rozwiązania. Na polu bitew pozostawały tysiące ludzkich ciał, pochowanych bardzo płytko, lub niepochowanych wcale. To rodziło niebezpieczeństwo wywołania epidemii na szeroką skalę. Jak zaznacza w swojej książce Roman Frodyma, kwestią tą początkowo zajmowały się Oddziały Oczyszczania Pobojowisk, które podporządkowane były pod Komendy Etapów. Nieco później koordynację pochówku żołnierzy przejął utworzony w Wiedniu w grudniu 1915 r. Wydział Grobów Wojennych. Na terenie Galicji początkowo kwestię pochówku przejęło Dowództwo Okręgu Wojskowego „Galicja Zachodnia”, które miało swoją siedzibę w Krakowie, a następnie Wydział Grobów Wojennych. Na jego czele stanął kpt. Rudolf Broch, po nim kpt. Hans Hauptmann, współautor „Zachodniogalicyjskie groby bohaterów z lat wojny światowej 1914-1915”, a także autor licznych tekstów inskrypcyjnych, znajdujących się na cmentarzach wojennych.
Na terenie Galicji Zachodniej wyznaczono 10 okręgów cmentarnych: Żmigród, Jasło, Gorlice, Łużna, Pilzno, Tarnów, Dąbrowa, Brzesko, Bochnia i Limanowa. Pierwotnie na sporządzonych listach znalazło się 60 829 poległych, jednak po zakończeniu prac - jak pisze Roman Frodyma - oficjalne informacje mówiły o 17 232 grobach pojedynczych, 744 rzędowych i 4 614 masowych.
W swojej książce Roman Frodyma opisał dwa okręgi cmentarne: Okręg cmentarny nr 1 - Nowy Żmigród (projektowany przez Słowaka Dušana Jurkoviča, w stylu starosłowiańskim) i Okręg cmentarny nr 2 - Jasło (zaprojektowany przez por. Johanna Jägera). Pierwszy z nich składa się z 30 wojennych cmentarzy, zaś drugi z 31 (w tym 2 mogił masowych i pojedynczych na cmentarzach żydowskich). Przy opisach nekropolii autor w zasadzie przy wszystkich z nich zamieścił informację o dojeździe, datach śmierci, danych poległych i epizodach związanych z charakterystyką miejsca. W wielu opisach pojawiają się inskrypcje.
Na końcu książki znajduje się wykazy pułków piechoty armii austro-węgierskiej, pułków piechoty Landwehry, pułków strzelców górskich Landwehry, pułków Tyrolskich Strzelców Cesarskich i inskrypcje cmentarne. Bardzo cenną rzeczą są liczne fotografie, zarówno te archiwalne (wizerunki żołnierzy, sceny z wojny), jak i te współczesne (wygląd cmentarzy).
WD
Roman Frodyma, Cmentarze wojenne z I wojny światowej. Gawęda przewodnicka. Cz.1, Okręg I - Nowy Żmigród, Okręg II - Jasło, Wydawnictwo Ruthenus Rafał Barski; Karpackie Towarzystwo Naukowe i Oświatowe, Krosno 2015
https://www.facebook.com/Gdzie-czytam-897638893656381/?ref=hl
Cmentarze Wielkiej Wojny
„Nie pytajcie, kto był przyjacielem a kto wrogiem / Tysiące bohaterów padło w zawziętej walce / Ofiary spoczęły w równych rzędach grobów / Anioł śmierci przygarnął ich do siebie / Wolnych od nienawiści” - głosi tablica inskrypcyjna na cmentarzu z pierwszej wojny światowej w Nowym Żmigrodzie. Takie i podobne napisy znajdziemy na wielu cmentarzach z...
2016-02-12
Inteligentna. Ciepła. Przezabawna.
Wszystko ponad powyższy opis to niepotrzebne słowa. Szczerze zachęcam.
Inteligentna. Ciepła. Przezabawna.
Wszystko ponad powyższy opis to niepotrzebne słowa. Szczerze zachęcam.
2016-02-04
O tym, że jesteśmy jedynie przystankiem w technologicznym rozwoju świata wiadomo od dawna. Jaką cenę trzeba zapłacić za rozwój?
Wizję przyszłości nakreśla Marc Elsberrg w książce pt. „Zero”. W wykreowanym przez niego świecie społeczeństwa ulegną pokusie poprawy jakości życia za pomocą aplikacji, które w zindywidualizowany sposób będą w stanie kierować użytkownikami. Każdy człowiek wyposażony w nowoczesne gadżety będzie dostawał bieżące sugestie: co jeść, jak mówić, z kim się spotykać, co robić.
Brytyjska dziennikarka Cynthia Bonsant staje się bohaterką gry, której zasad nie rozumie. Po tragicznej śmierci jednego z przyjaciół jej córki wpada w sam środek starcia pomiędzy interesami internetowego giganta i grupy aktywistów przedstawiających się jako ZERO. Odkrywa tajemnicę, którą może przypłacić życiem.
„Zero” stawia aktualne także obecnie pytania, na które nie znamy, albo nie chcemy znać odpowiedzi: jaką wartość mają informacje o nas? Czy jesteśmy w stanie wyznaczyć granicę prywatności? I w końcu, kto zarządza informacjami, które sami udostępniamy ?
Za pomocą nowych rozwiązań techniki: okularów, telefonów, smartwatchów, dronów itp. urządzeń połączonych z siecią właściciele aplikacji są w stanie poznać każdy parametr życia użytkownika. Zadowolone z efektów społeczeństwo chętnie bierze udział w tym przedsięwzięciu oddając w zamian wyłącznie informacje o sobie. Ile jesteśmy w stanie zapłacić za postęp? Jak daleko jesteśmy w stanie przesunąć granicę własnej prywatności?
Książka wciąga, ale nie porywa. Rys postaci jest spłycony do podstawowych informacji, co czyni go prymitywnym, jednak dla samej historii warto ją przeczytać.
https://www.facebook.com/Gdzie-czytam-897638893656381/
O tym, że jesteśmy jedynie przystankiem w technologicznym rozwoju świata wiadomo od dawna. Jaką cenę trzeba zapłacić za rozwój?
Wizję przyszłości nakreśla Marc Elsberrg w książce pt. „Zero”. W wykreowanym przez niego świecie społeczeństwa ulegną pokusie poprawy jakości życia za pomocą aplikacji, które w zindywidualizowany sposób będą w stanie kierować użytkownikami. Każdy...
2016-01-25
Starość to kwestia metryki, czy stanu ducha?
Czy z wiekiem stajemy się wolni od pokus i wątpliwości? Czy nie ulegamy już żądzom, ani pragnieniom?
Do stawiania takich pytań skłoniła mnie książka Hotel Marigold (These Foolish Things) wydana przez Wydawnictwo Rebis. Opowiada o grupie angielskich emerytów, których koleje losu i nieubłagana ekonomia rzucają do Indii. Każdy z nich musi odkryć ten kraj po swojemu i znaleźć w nim miejsce dla siebie.
Dr Ravi Kapoor pod wpływem zmagań z nieokrzesanym teściem wpada na pomysł stworzenia domu starców w Indiach. Włącza do niego energicznego kuzyna Sonny’ego i dzięki temu pomysł z początku szalony angażuje kolejnych entuzjastów. Tak powstaje Hotel Marigold -miejsce, w którym umęczone angielskim klimatem kości emerytów mogą się ogrzać słońcem indyjskiego nieba. Mieszkańcy hotelu odkrywają nie tylko uroki egzotycznego kraju, ale także siebie – własne pragnienia i obawy. Dystyngowana Evelyn, uległy Douglas, skryta Muriel, perwersyjny Norman i inni, bez względu na wiek nie są wolni od wątpliwości, niosą ze sobą bagaż niełatwych doświadczeń i świadomość nieuchronnego przemijania.
Deborah Moggach z prawdziwym kunsztem buduje niepowtarzalną atmosferę Indii, które stają się drugim domem bohaterów. Pozwala też z bliska przyjrzeć się problemom jakie niesie ze sobą starość – trudności odnalezienia się we współczesnym społeczeństwie, ograniczeniom ciała, czy w końcu pragnieniu miłości i bliskości.
Książka wciąga od pierwszych zdań, jest ciepła i mądra. Jeśli oglądaliście film pod tym samym tytułem, a nakręcony na jej podstawie łatwo wyobrazicie sobie jej klimat. Fabuła filmu jest oparta jedynie na motywach powieści, więc standardowe porównania, co było lepsze, są nie na miejscu. Książka i film są po prostu inne. Tym bardziej więc warte polecenia.
To nie wiek nas ogranicza, lecz jego świadomość, chciałoby się rzecz po lekturze.
Starość to kwestia metryki, czy stanu ducha?
Czy z wiekiem stajemy się wolni od pokus i wątpliwości? Czy nie ulegamy już żądzom, ani pragnieniom?
Do stawiania takich pytań skłoniła mnie książka Hotel Marigold (These Foolish Things) wydana przez Wydawnictwo Rebis. Opowiada o grupie angielskich emerytów, których koleje losu i nieubłagana ekonomia rzucają do Indii. Każdy z...
2016-01-18
Nic mnie ostatnio tak nie ucieszyło, jak list znaleziony w skrzynce na listy.
Książka, którą w nim znalazłam pozwoliła na chwilę oderwać się od codziennych problemów. „Sekret zegarmistrza” Renaty Kosin, bo o niej mowa, to jedna z tych książek, które po przeczytaniu pozostawiają niedosyt historii i klimatu.
Główną bohaterką książki jest Helena, która dokonując jak jej się wydawało, samodzielnych wyborów, osiedla się na jednej z Podlaskich wsi.
W dworku od pokoleń należących do jej rodziny odnajduje pamiętnik, który miał być nigdy nieodkrytym. Stanowi on mapę dzięki, której kobieta poznaje najgłębiej skrywane sekrety rodzinne. Helena (a właściwie Lena bo tak woli, by się do niej zwracano) wraz z córką odbywa podróż dzięki której nie tylko odkrywa zapomniane karty rodzinnej historii, ale także znajduje w nich miejsce dla siebie.
Autorka niezwykle malowniczo i sugestywnie opisuje klimat wsi położonej gdzieś w środku niczego. Chciałoby się usiąść wraz z bohaterkami na werandzie i pić kompot z wiśni. Okraszana odrobiną rodzinnych wspomnień i historycznych postaci ( jak choćby M. Skłodowska Curie, czy P. Picasso) książka stanowi mieszkankę tego co przeszłe, z tym co współczesne.
I choć momentami może drażnić powierzchowne podejście do niektórych wątków lub po prostu brak ich zakończenia, to czas przeżyty z książką będzie należał do przyjemnych.
Nic mnie ostatnio tak nie ucieszyło, jak list znaleziony w skrzynce na listy.
Książka, którą w nim znalazłam pozwoliła na chwilę oderwać się od codziennych problemów. „Sekret zegarmistrza” Renaty Kosin, bo o niej mowa, to jedna z tych książek, które po przeczytaniu pozostawiają niedosyt historii i klimatu.
Główną bohaterką książki jest Helena, która dokonując jak jej się...
2016-01-12
ZŁODZIEJKA KSIAŻEK
"Złodziejka książek" to zdecydowanie jedna z najlepszych książek jaką kiedykolwiek miałam okazję czytać. Dzieło australijskiego pisarza Markusa Zusaka to chwytająca za serce historia wspaniałej i pozornie niemożliwej przyjaźni rodzącej się miedzy niemiecką dziewczynką i żydowskim młodzieńcem w samym sercu nazistowskiego reżimu.
Opowieść o niesamowitej odwadze, poświęceniu, ludziach ale przede wszystkim o SŁOWACH.
Liesel Meminger to córka niemieckiej KOMUNISTKI. Mimo, że dziewczynka nie rozumie znaczenia tego słowa doświadczenie uczy ją że wiąże się ono z utratą matki, śmiercią brata i przeniesieniem do rodziny zastępczej. ŻYD to kolejne słowo, które nie ma dla Liesel szczególnego znaczenia. Jednak kiedy poznaje Maxa dowiaduje się, że ŻYD to wyrok śmierci. Każde kolejne słowo, które trafia do Liesel jest jak brakujący element układanki, dzięki któremu rzeczywistość zaczyna nabierać sensu i barw. Poruszająca opowieść o słowach, które mają moc kształtowania świata, decydowania o życiu, manipulowania umysłami. Książka jest idealna dla miłośników emocji, ludzkich uczuć i nostalgicznego klimatu. Autor po mistrzowsku dobiera każdy element, dzięki czemu jesteśmy w stanie niemal dotknąć opisywanego świata (opis pochmurnego nieba). Narrator równie dobrze radzi sobie z budowaniem nastroju do refleksji. Urywając myśl, zostawiając nas z niedopowiedzeniem daje naszej wyobraźni wolność. Krótkie, równoważniki zdań to jego znak rozpoznawczy. "Złodziejka książek" nawiązuje klimatem do "Małego Księcia" lub "Mistrza": równie bogato wyposażona w życiowe morały zmuszająca do chwili zastanowienia, ale podana w nieco bardziej plastycznej formie. Świetna propozycja dla każdego, kto przepada za tematem człowieka, emocji, okraszonym dramatyzmem wydarzeń wojennych.
Cherrys_wine
ZŁODZIEJKA KSIAŻEK
"Złodziejka książek" to zdecydowanie jedna z najlepszych książek jaką kiedykolwiek miałam okazję czytać. Dzieło australijskiego pisarza Markusa Zusaka to chwytająca za serce historia wspaniałej i pozornie niemożliwej przyjaźni rodzącej się miedzy niemiecką dziewczynką i żydowskim młodzieńcem w samym sercu nazistowskiego reżimu.
Opowieść o niesamowitej...
2015-08-25
Reporterska książka Bertolda Kittela pokazuje, że do stworzenia dobrego reportażu śledczego nie potrzeba podsłuchów i tajemnych mocy. Tysiące przeczytanych stron dokumentów i przemierzonych kilometrów oraz setki rozmów dały piorunujący efekt.
- Reportaż śledczy w formie książkowej to ryzyko – rzucił niedawno znajomy dziennikarz. Tłumaczył, że pisanie książek o aferach „na gorąco” może obrócić się przeciwko autorowi, który nie wie jak finalnie zakończy się interesująca go sprawa, choćby dlatego, że nie zna prawomocnego wyroku. Zgodziłem się z nim i dlatego z dość asekuracyjnym nastawieniem sięgnąłem po wydaną dwa lata temu książkę Bertolda Kittela „Mafia po polsku” (Dom Wydawniczy PWN).
I tu nastąpiło zaskoczenie. Dziennikarski warsztat reportera śledczego TVN sprawił, że mimo ciężkiego tematu podjętego w tej książce, lekturę Kittela czyta się płynnie, szybko. Mamy w niej wszystko, czego czytający – szczególnie inny dziennikarz – może po tej książce oczekiwać: ciekawe i doskonale udokumentowane historie z zaskakującymi efektami reporterskiej pracy. Kittel z aptekarską precyzją i cierpliwością szachisty prowadzi czytelnika po meandrach znanej niemal wszystkim - choć jestem pewien, że jedynie powierzchownie - afery Amber Gold. Nie zadowala się jednak oczywistościami, których pełno było w mediach. Sprawdza, wątpi, dokumentuje, by w końcu ze sprawy, która dla wielu jest historią tysięcy ludzi oszukanych przez nieuczciwego biznesmena, wyciągnąć dużo poważniejsze wnioski.
„Mafia po polsku” to kompendium wiedzy nie tylko o działalności Marcina P. i Amber Gold, ale także rozłożone na czynniki pierwsze studium przypadku dotyczące funkcjonowania w Polsce zorganizowanej przestępczości.
To właśnie opisywane przez Kittela wydarzenia i zebrane podczas reporterskiej pracy doświadczenia pozwalają mu na mocne stwierdzenia, np. o tym, że sposoby uzależniania decydentów przez grupy przestępcze stają się coraz bardziej wyrafinowane. A to dlatego, że choć gangsterzy nie biegają już po mieście z pistoletami, to – jak zauważa dziennikarza – świat przestępczości zorganizowanej nie zniknął. „Funkcjonuje i to jak najbardziej realnie. Bo on nigdy się nie cofa. A co najwyżej zmienia. (…) Świat przestępczości zorganizowanej to świat iluzji, kłamstw i manipulacji. Nic nie jest tu pewne do końca, każdy z każdym prowadzi grę. Każdy każdego stara się oszukać i wyprowadzić w pole” – wynika z analizy Bertolda Kittela.
Jednocześnie reporter zauważa, że „gazety opisujące przekręty paliwowe, oszustwa podatkowe, wyłudzanie kamienic, przekręcane przetargi, afery korupcyjne czy skandalicznie prowadzone procesy sądowe rzadko są w stanie odnaleźć ich powiązania z przestępczością zorganizowaną”.
I dlatego właśnie jego książka jest po wielokroć wartościowa. Pokazuje aferę w szerokim kontekście. Udowadnia, że ciężką reporterską robotą, a nie nadzwyczajnymi metodami czy przy użyciu podsłuchów można stworzyć mądry reportaż śledczy.
Zresztą, o pracy dziennikarza śledczego, sam Kittel pisze tak: „To praca, którą można porównać do solidnej policyjnej roboty. Z jednej strony to działalność operacyjna – gromadzenie plotek, niepotwierdzonych informacji, donosów. Z drugiej – przetwarzanie ich na informację procesową, to znaczy taką, na podstawie której można wnieść do sądu oskarżenie, a w przypadku dziennikarzy – zrobić i opublikować wiarygodny materiał. Właśnie to jest istota dziennikarstwa śledczego. Dobry śledczy wie dużo, jednak publikuje tylko to, na co ma dowody. (…) Obowiązkiem dziennikarza jest bić na alarm, kiedy podejrzewa, że dochodzi do łamania prawa i nieprawidłowości.”
„Mafia po polsku” to przede wszystkim książka o twórcy Amber Gold, ale nie tylko. Pojawiają się z niej wątki z innych głośnych spraw. Ale ich obecność nie jest przypadkowa. Tak jak przywołana historia śmierci Krzysztofa Olewnika, o której Kittel pisze, że „działanie policji i prokuratury w tej sprawie okryło hańbą polskie państwo”.” Stało się tak nie dlatego, że jacyś urzędnicy popełnili błędy; stało się tak, dlatego bo zawiódł system. I chociaż sprawa Olewnika trwa już ponad dziesięć lat, nikt nie wyciągnął z niej żadnych wniosków” – przekonuje reporter.
Jakie wnioski wyciągnie państwo polskie ze sprawy Amber Gold? To pytanie nadal pozostaje otwarte. Ale lektura „Mafii po polsku” pozwala zrozumieć dlaczego do tej afery mogło w ogóle w Polsce dojść.
Reporterska książka Bertolda Kittela pokazuje, że do stworzenia dobrego reportażu śledczego nie potrzeba podsłuchów i tajemnych mocy. Tysiące przeczytanych stron dokumentów i przemierzonych kilometrów oraz setki rozmów dały piorunujący efekt.
- Reportaż śledczy w formie książkowej to ryzyko – rzucił niedawno znajomy dziennikarz. Tłumaczył, że pisanie książek o aferach „na...
2015-12-02
Czy lista lektur szkolnych zmieniła się w ciągu ostatnich 20 lat?
Mi (8 lat, choć mówi że 9) czyta właśnie „Kajtkowe przygody” Marii Kownackiej. Choć książka wydawała się kiedyś ciekawa, to teraz właściwie nie przystaje ani do zainteresowań dzieci, ani do realiów świata, w którym się wychowują.
Mi opiera się jak może, cedzi ją. Czyta poszczególne opowiadania, choć książka ma trochę ponad 30 stron.
Czy naprawdę nie ma innych książek, które mogłyby zaszczepić w dzieciach chęć czytania i wzbudzić na tyle ciekawość żeby same po nie sięgały?
Otóż są! Ulubioną pozycją Mi jest książka Najfutbolniejsi Wydawnictwo Finebooks . Świetnie wydana sprawia, że sam po nią sięga. Nie raz i nie dwa. A historia Franka Łamagi powoduje wybuchy śmiechu nie tylko najmłodszych członków zespołu Gdzie czytam.
Można? Można!
Czy lista lektur szkolnych zmieniła się w ciągu ostatnich 20 lat?
Mi (8 lat, choć mówi że 9) czyta właśnie „Kajtkowe przygody” Marii Kownackiej. Choć książka wydawała się kiedyś ciekawa, to teraz właściwie nie przystaje ani do zainteresowań dzieci, ani do realiów świata, w którym się wychowują.
Mi opiera się jak może, cedzi ją. Czyta poszczególne opowiadania, choć książka...
2016-01-02
To teraz żeby nie było tak słodko będzie o książce, której nie polecamy.
An była ostatnio w bibliotece i na półce z nowościami wygrzebała książkę, której recenzje zachęcały do przeczytania. I tutaj pojawiają się dwa zasadnicze błędy w jej myśleniu. Po pierwsze, jeżeli coś stoi w bibliotece na półce z napisem „nowości” nie oznacza, że książka jest nowa (w sensie niedawno wydana); po drugie jeżeli recenzja jest dobra nie oznacza, że książka jest warta naszego czasu.
Recenzentom się płaci. Myślicie, że robią to za darmo?
A kto zapłaci za złą recenzję?
Ale nie zapominajmy, że nie każdy autor jest pisarzem, a prawdziwego pisarza rozpoznaje się po szacunku do czytelników.
To teraz żeby nie było tak słodko będzie o książce, której nie polecamy.
An była ostatnio w bibliotece i na półce z nowościami wygrzebała książkę, której recenzje zachęcały do przeczytania. I tutaj pojawiają się dwa zasadnicze błędy w jej myśleniu. Po pierwsze, jeżeli coś stoi w bibliotece na półce z napisem „nowości” nie oznacza, że książka jest nowa (w sensie niedawno...
2016-01-06
Są książki, które czyta się zdaniami. Albo nawet poszczególnymi słowami obawiając się, że gdyby połykać je w całości smukłość i precyzja języka ukryłyby się w zawirowaniach fabuły.
Ta na pewno taka jest.
Są książki, które czyta się zdaniami. Albo nawet poszczególnymi słowami obawiając się, że gdyby połykać je w całości smukłość i precyzja języka ukryłyby się w zawirowaniach fabuły.
Ta na pewno taka jest.
2016-01-11
eśli zastanawiacie się jaki prezent sprawić nastoletniemu połykaczowi książek, ta opowieść stanowi odpowiedź.
„Artur i zapomniane księgi” to historia czternastoletniego chłopca, który trochę z przypadku, a trochę z premedytacją wpada w sam środek kryminalnej opowieści. Jego towarzyszką jest Laarisa – dziewczyna, która stanowi alter ego Lisabeth Salander (oczywiście bez całej tej otoczki seksualno – erotycznej. To jednak książka dla dzieci). Dzieci muszą odnaleźć jedną z Zapomnianych Ksiąg – książek, których posiadanie może dać nieograniczoną władzę. Akcja książki toczy się w czasach współczesnych na terenie Niemiec, Holandii i Włoch. W jej tle aktualne problemy współczesności, jak choćby problem uchodźców, przeplatają się z odwieczną chęcią posiadania władzy i odpowiedzi na wszystkie pytania.
Oprócz wartkiej historii, która nie pozwala oderwać oczu od książki, Czytelnik staje się świadkiem dorastania i odkrywania przez bohaterów na nowo świata. Z bezpiecznej pozycji dziecka otoczonego czujnością dorosłych, bohaterowie muszą odnaleźć wyjście z sytuacji, w których ci ostatni są bezsilni.
Jak sprawić, żeby księga odpowiedzi nie wpadła w niepowołane ręce, i które ręce są niepowołane, tego wszystkiego dowiecie się z książki „Artur i zapomniane księgi”. To obiecujący początek serii.
eśli zastanawiacie się jaki prezent sprawić nastoletniemu połykaczowi książek, ta opowieść stanowi odpowiedź.
„Artur i zapomniane księgi” to historia czternastoletniego chłopca, który trochę z przypadku, a trochę z premedytacją wpada w sam środek kryminalnej opowieści. Jego towarzyszką jest Laarisa – dziewczyna, która stanowi alter ego Lisabeth Salander (oczywiście bez...
2016-01-01
„Opętanie” dostaliśmy pod choinkę. Po czwartym zdaniu wiedzieliśmy, że to będzie dobry prezent. I nie zawiedliśmy się, kiedy tuż przed północą w Sylwestra skończyliśmy tę lekturę.
Owo czwarte zdanie było urzekające: „I teczuszka w ręku, podobno skurwesyny noszą w nich ludzkie grzechy”. I choćby dla tego zdania, warto sięgnąć po tę książkę, która była naszym największym czytelniczym zaskoczeniem minionego roku. Po pierwsze dlatego, że napisał ją lubelski dziennikarz, kryjący się pod pseudonimem Ludwig Thor. A więc mamy znajomego Thora!
Po drugie, „Opętanie” ma nie tylko misternie splecioną intrygę, ale też autor świetnie czuje prowincjonalną prostotę języka, która - w przeciwieństwie do wielu książek - nie tylko nie razi, ale kapitalnie wpisuje się w opowiadaną historię, sprawiając wrażenie bliskości czytelnika z przaśnymi bohaterami.
Po trzecie, cieszą nas współczesne, lubelskie realia i topografia. Bo choć cenimy retrokryminały Marcina Wrońskiego, to dobrze jest czasem poczytać o znanych nam obecnie miejscach (wiemy, wiemy, że Wroński napisał też „Officum Secretum. Pies Pański”, ale czytaliśmy to dawno).
Wreszcie znalazł się ktoś, kto będzie konkurencją dla wspomnianego Wrońskiego. Bo nic nie robi tak dobrze jak rywalizacja. Bo Thor, swoją debiutancką powieścią pokazuje, że „lubelska” literatura zyskuje nową twarz, z którą trzeba się liczyć. To doskonała wiadomość dla czytelników, także miłośników przygód komisarza Maciejewskiego. Tym bardziej, że „Opętanie” wraz z ostatnim zdaniem nie skończyło historii podinspektora Michała Lorenca, policjanta w średnim wieku, człowieka po przejściach, który na prowincji odnajduje nie tylko mordercę, ale także i miłość. Opętanie to opowieść o ułomności ludzkiej natury, bezwzględności, ale też o drobnych przyjemnościach, jak choćby gorący żurek, porcja tłustych żeberek i kilka zimnych piw. A wszystko to okraszone jest kapitalną sceną cudu przy studni, którą podinspektorowi Lorencowi opowiada Beata Karchuć. Dlatego z niecierpliwością czekamy na zapowiedziany na ostatniej stronie „Opętania” ciąg dalszy.
Ludwig Thor, „Opętanie”. Wydawnictwo Czarny Pies, Lublin 2015
„Opętanie” dostaliśmy pod choinkę. Po czwartym zdaniu wiedzieliśmy, że to będzie dobry prezent. I nie zawiedliśmy się, kiedy tuż przed północą w Sylwestra skończyliśmy tę lekturę.
Owo czwarte zdanie było urzekające: „I teczuszka w ręku, podobno skurwesyny noszą w nich ludzkie grzechy”. I choćby dla tego zdania, warto sięgnąć po tę książkę, która była naszym największym...
2016-01-02
Pisanie książkowych wywiadów ma sens dopóki znajdą się ci, którzy chcą ich słuchać. W książce Lubię żyć Ewa Błaszczyk opowiada o swoim życiu, pracy i budowie Kliniki Budzik. Czy to co jej się przytrafiło można nazwać tragedią traumą, czy po prostu życiem zdecyduje czytelnik. Można się nie zgadzać z bohaterką, ale nie można jej odmówić szacunku za to co robi. Nic dodać nic ująć, tylko siąść i słuchać rozmowy inteligentnych kobiet.
Pisanie książkowych wywiadów ma sens dopóki znajdą się ci, którzy chcą ich słuchać. W książce Lubię żyć Ewa Błaszczyk opowiada o swoim życiu, pracy i budowie Kliniki Budzik. Czy to co jej się przytrafiło można nazwać tragedią traumą, czy po prostu życiem zdecyduje czytelnik. Można się nie zgadzać z bohaterką, ale nie można jej odmówić szacunku za to co robi. Nic dodać nic...
więcej mniej Pokaż mimo to
Trwa konkurs na książkę historyczną roku, a my, mamy swojego kandydata.
To książka Krzysztof Potaczała „To nie jest miejsce do życia. Stalinowskie wysiedlenia znad Bugu i z Bieszczadów” Prószyński i S-ka, która została nominowana do Nagrody Historycznej Roku im. Oskara Haleckiego. Laureata wybierze jury.
Równocześnie do 31 października trwa konkurs internetowy, w którym można oddać głos na zakwalifikowane do finału książki.
Reportaż Krzysztofa Potaczały to lektura ważna, momentami wstrząsająca, po raz pierwszy tak szeroko podejmująca temat korekty części granicy wschodniej w 1951 roku. To również książka o złożonych relacjach polsko-ukraińsko-żydowskich na terenach południowo-wschodniej Polski.
Jak głosować?
Trzeba wejść na stronę www.ksiazkahistorycznaroku.pl, przeczytać regulamin głosowania i zagłosować na jedną z książek w każdej z dwóch kategorii. Prosimy, by jedną z nich był właśnie reportaż Krzysztofa.
Co ważne, każdego dnia, można oddać jeden głos. Im większa mobilizacja, tym większa szansa na zwycięstwo.
Oczywiście zachęcamy też do przeczytania lektury wydanej przez Wydawnictwo Prószyński i Spółka.
Więcej o książce można znaleźć w specjalnie jej poświęconej audycji Radia Lublin – Studio Wschodnie, nadanej prosto ze stolicy Bieszczadów.
Program do odsłuchania:
https://radio.lublin.pl/news/studio-wschodnie-2580759
Trwa konkurs na książkę historyczną roku, a my, mamy swojego kandydata.
więcej Pokaż mimo toTo książka Krzysztof Potaczała „To nie jest miejsce do życia. Stalinowskie wysiedlenia znad Bugu i z Bieszczadów” Prószyński i S-ka, która została nominowana do Nagrody Historycznej Roku im. Oskara Haleckiego. Laureata wybierze jury.
Równocześnie do 31 października trwa konkurs internetowy, w którym...