-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik264
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2023-06-28
2022-08-09
Wymarzone mieszkanie w czterorodzinnym domu ze wspólnym ogrodem, blisko centrum, z niezłym widokiem i, można powiedzieć, prestiżowym adresem. Tytułowa sąsiadka, Rikke, wtajemnicza nas w wydarzenia rozgrywające się w klimatycznych murach i okolicach posesji. W pierwszoosobowej narracji opowiada o tym, jak lokalna społeczność reaguje, gdy w sąsiedztwie znajdowane są martwe koty w okolicznościach wystylizowanych na egzekucję na szubiennicy. Aż pewnego dnia w jednym z mieszkań odkryto zwłoki dorosłego mężczyzny... Dane z elektronicznych drzwi wejściowych do budynku wskazują na to, że w momencie morderstwa do bloku nie wchodził nikt z zewnątrz. Czy to oznacza, że wśród lokatorów jest zabójca? Przecież tam mieszkają także dzieci... A może sytuacja jest bardziej skomplikowana? Ściany, przez które wszystko słychać i rodzinne tajemnice, kłamstwa, zdrady, domysły i wyrachowanie. Co okaże się mniejszym złem? I czy morderstwo jest końcem czy początkiem? Jak zachowa się sąsiadka mająca gorący romans z zamordowanym i czy ma udział w przestępstwie? Bezpośredni? Pośredni? Świadomy? Czy przypadkowy? A może w ogóle?
Autorka pisze w sposób, który początkowo nie przypomina thrillera, jest historia, powoli wtrącane są retrospekcje rzucające coraz więcej światła na obecne wydarzenia, ale... Nie robi nic, żebyśmy poczuli się emocjonalnie związani z bohaterami. Są fakty, suche opisy, niewiele emocji ani psychologicznych rozterek. Dialogi z przeszłości nie są przytaczane w wersji dialogów, pisane są ciągiem np. "słyszeliśmy u siebie każde słowo, to nie do pomyślenia, odpowiedział pan Hoffmo". To było dla mnie na początku trochę dziwne, bo okazało się, że niektóre dialogi są jednak zapisywane tradycyjnie, do tej pory nie do końca rozumiem taki zabieg niekosekwencji. Książkę czyta się dobrze, ale bez wyrzutów sumienia odkłada na kolejny wieczór, bo nie ma zwrotu akcji, który popychałby czytelnika do niezwłocznego poznania dalszego ciągu. To kończy się ok. 300 strony. Wtedy powieść obyczajowa zamienia się w prawdziwy thriller. Pojawiają się wątpliwości, pojawiają się podejrzenia, nowe okoliczności, akcja przyspiesza, są aresztowani, są podejrzani, są drzwi ewakuacyjne, których otwierania nikt nie rejestruje i na nie pada soczewka narracji, są przemyślenia, które jak puzzle składają dotychczas nierozstrzygnięte a męczące umysł i duszę obserwacje. Są emocje nastolatków, ich nie do końca logiczne motywacje i nieoczywiste działania w imię własnych ideałów. I wtedy książkę trudniej odłożyć na kolejny dzień...
Jest przemyconych przez autorkę- psycholożkę- trochę, dosłownie symboliczna ilość, treści merytorycznych z dziedziny psychologii, ale to nie jest bieżące komentowanie wydarzeń i po osobie zajmującej się na co dzień wstdem, przemocą, poczuciem winy i teorią motywacji, oczekiwałam tego więcej, bo to też zajęcie głównej bohaterki, i w tej pierwszoosobowej narracji psycholożki zabrakło mi spojrzenia z punktu widzenia psychologa...
Bardzo uderzało mnie na łamach książki jak turbodziwną relację ma Rikke z Emmą, matka z córką... Nie wiem czy autorka nie ma dzieci, czy to celowa kreacja, ale jest to bardzo odrealniony wątek.
Są też urwane wątki, nie wiadomo co z ostatnim kotem, czy Emma używała drzwi ewakuacyjnych... No i nie wiadomo jak kończy się historia rodziny głównej bohaterki, ale to uważam za celowy zabieg.
Nie czytałam "Psychoterapeutki", poprzedniej książki Helene Flood, ale nie wykluczam, że to zrobię, bo pajęczyna relacji sąsiedzkich w Sąsiadce jest ciekawie upleciona i pomimo pewnych mankamentów, o których napisałam wyżej, książka jest warta zainteresowania.
Swój egzemplarz otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl, za co zarówno osobom tworzącym serwis, jak i Wydawcy serdecznie dziękuję.
Wymarzone mieszkanie w czterorodzinnym domu ze wspólnym ogrodem, blisko centrum, z niezłym widokiem i, można powiedzieć, prestiżowym adresem. Tytułowa sąsiadka, Rikke, wtajemnicza nas w wydarzenia rozgrywające się w klimatycznych murach i okolicach posesji. W pierwszoosobowej narracji opowiada o tym, jak lokalna społeczność reaguje, gdy w sąsiedztwie znajdowane są martwe...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-07-07
2022-06-16
2022-06-19
Gratka dla fanów Pana Tabletki!
Gratka dla fanów życia bez chemii, konserwantów i innych plastików!
Gratka dla miłośników natury, spokoju i ogrodowej zieleni!
Kim jest autor? Skromnym człowiekiem, który na swoją kolejną książkę pracował całe zawodowe życie. Prywatnie ojciec i mąż. Zawodowo farmaceuta. Z pasji propagator wiedzy i "właściciel" bloga https://pantabletka.pl Poprzednią książkę na temat Odporności, skupioną na dzieciach, możecie znaleźć tutaj https://pantabletka.pl/ksiazka-odpornosc-pan-tabletka-opinie/
Tytuł nowej, drugiej książki to Zdrownik. I on jest taką trochę zmyłką dla osób szukających w czeluściach internetu rzetelnej pozycji. Bo Marcin Korczyk nie uważa się na wróżkę Sedinę, Babę Jagę ani nie leczy na łamach książki ogonem szczura zawieszonym w roztworze z pazura nietoperza. Ma klasyczne uniwersyteckie wykształcenie w nurcie nauki opartej na dowodach. Wniosek z tego taki, że choć Zdrownik wymierza policzek pacjentom, którzy domagają się od lekarza antybiotyku na każdą infekcję, bo "znam swój organizm", bo "bez antybiotyku mi nie przejdzie", bo "ja zawsze biorę ten trzydniowy" itd. jest jednak podręcznikiem opartym na wynikach badań naukowych. Jest tu wiedza przekazywana z pokolenia na pokolenie, ale zweryfikowana przez Pana Tabletkę przez pryzmat bycia klasycznym, nie homeopatyczno-wróżbicko-irydologiczno-alternatywym farmaceutą. On jest po ludzku uczciwy w przekazywaniu wiedzy. Otrzymujemy więc od (paradoksalnie) Pana Tabletki 400 stron na temat leczenia bez tabletek i życia bez tabletek, które są spójne z EBM, czyli medycyną opartą na dowodach. I to jest wypełnienie olbrzymiej niszy na rynku wydawniczym. Ale hej, hej! Przecież nie tylko. Przecież pacjent, który łyka antybiotyki jak tik taki na każdą wirusową infekcję nie chce zrobić sobie krzywdy! No i tu dochodzimy do sedna i napięcia jak u Hitchcocka. No bo czym mam się leczyć, jeśli nie antybiotykiem? Jak wspomóc organizm w walce z infekcją? W Odporności Marcin Korczyk pisał o tym, dlaczego chorujemy i dlatego chorować czasem i na niektóre choroby (tylko niekiedy i tylko niektóre!)... nie zaszkodzi. Tutaj pisze, jak żyć, kiedy zdrowie nie domaga i jak wyprzedzić te niedomogi u zdrowych. I na tej kanwie łatwiej zrozumieć decyzje lekarzy, którzy czasem mówią, że do antybiotyku naprawdę wskazań nie ma. Choć to oczywiście jedynie ułamek relacji lekarz-pacjent. Relacji, w której w Polsce brakuje miejsca dla farmaceuty. Bo nowoczesne leczenie powinno być partnerskim spotkaniem pacjenta, lekarza i farmaceuty, a nierzadko także diagnosty laboratoryjnego. To jest uczciwa, zindywidualizowana medycyna na miarę czasów. Czy jako społeczeństwo jesteśmy na to gotowi? Nie wiem. Wiem jednak, że Pan Tabletka robi podwaliny pod taki układ.
Wydaje mi się, że nie ma sensu rozpisywać się na temat samej treści, bo naprawdę mnóstwo wycinków z książki jest na blogu Pana Tabletki, są filmiki, jest spis treści itd. Jeśli nie chcecie teraz kupować książki, to może przeczytacie blogowe wpisy, bo stanowią porcję rzetelnej, zweryfikowanej wiedzy?Osobiście polecam m.in.:
- aktualnie gorący temat wśród znajomych, czyli czy dziecko z katarem może pójść do żłobka/przedszkola?
https://kursydlarodzicow.pl/blog/czy-dziecko-z-katarem-moze-pojsc-do-zlobka-przedszkola/
- oraz "lajfstajlowo" też mocno na czasie na temat wyboru preparatu witaminy D3
https://pantabletka.pl/jak-wybrac-najlepsza-witamine-d3/
Sama książka jest wydana przepięknie, ma stonowane kolory, setki zdjęć np. rozmarynu, goździków, szczotki do suchego masażu, a także Marcina K., przejrzysty spis treści, bardzo intuicyjną kolejność podawania informacji. Nie jest to przewodnik po ziołach. O nie! Generalnie są tu 4 rozdziały:
1) Pierwszy o domowych recepturach na przeziębienie i wsparcie odporności.
2) Drugi o niestrawności i trawieniu w ogóle.
3) Trzeci o domowym SPA, tradycyjnych sposobach na wspomaganie urody (spojler alert: nie smarować się cytryną na słońce!).
4) No i czwarty miód na moje serce, o produktach pszczelich w zdrowiu i odporności.
Zwróćcie, proszę, uwagę jak kluczowe jest jedno ze zdań od autora: każdej skrajności mówimy NIE. Nie jest więc tak, że dobrym dla zdrowia jest wyłącznie leczenie się samemu w domu tym, co nam wyrosło na grządce lub parapecie w kuchni ani też łykanie tony tabletek, kapsułek i innych specyfików na receptę i bez. Ten balans pozwala odnaleźć... Pan Tabletka. Nie uważa się za omnipotentnego, bo potrafi napisać- sposób dobry, ale kobiety w ciąży powinny wcześniej zapytać specjalistę. Brawo za to! Mi osobiście marzy się książka autorstwa Korczyka o ciężarnych i karmiących piersią, bo to ogromna nisza na rynku, a ten człowiek jest w stanie zrobić to solidnie, także w obszarze "domowych sposobów na". Moim hitem jest przepis na syrop z cebuli, bo pierwszy raz w życiu zetknęłam się z informacją o tym, że fajnie go zrobić jednak z czerwonej, a że piszę tę recenzję w fazie zejściowej infekcji, przetestowałam i mówię "WOW"! No różnica naprawdę jest.
Książka posłuży na dłużej, można do niej sięgać w różnych okolicznościach, czytać na wyrywki, próbować poderwać kogoś na ciekawostki z różnych działów albo po prostu do życzeń "dużo zdrowia" dorzucić ją w prezencie jako przekucie słów w czyn. No i jest też bibliografia z materiałami źródłowymi, na których bazował autor. Zna ktoś rektora medycznej uczelni wyższej? Może by z tego Zdrownika zrobić chociaż fakultet... Hmm...
Książkę można kupić (obecnie w promocji) na stronie https://kursydlarodzicow.pl/produkt/zdrownik-naturalne-i-tradycyjne-przepisy-na-zdrowie-i-odpornosc/. Ja swój egzemplarz otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl, co w zadziwiający sposób zbiegło się w czasie z "przeziębieniem", więc dla celów recenzji miałam okazję przetestować część przepisów na własnej skórze. Uczciwie polecam. Warto.
Gratka dla fanów Pana Tabletki!
Gratka dla fanów życia bez chemii, konserwantów i innych plastików!
Gratka dla miłośników natury, spokoju i ogrodowej zieleni!
Kim jest autor? Skromnym człowiekiem, który na swoją kolejną książkę pracował całe zawodowe życie. Prywatnie ojciec i mąż. Zawodowo farmaceuta. Z pasji propagator wiedzy i "właściciel" bloga https://pantabletka.pl...
MAŁY FORMAT WIELKIEGO POTENCJAŁU
Niepozorna książeczka z potencjałem. 14 stron, miliony godzin czytania i działań wokół Matyldy, tryliard możliwości na wykorzystanie zawartości.
Tekst jest spokojny, na temat, bez zbędnych komentarzy, ale zawierający sedno wydarzeń, piękną sekwencję obowiązków i przyjemności wynikających z nadejścia śnieżnej zimy, ale też przygotowań do Świąt Bożego Narodzenia. Wszyscy się bawią, ale wszyscy są także włączeni w przygotowania do Świąt. Nawet po setnym przeczytaniu treść nie umęczy rodzica czy też innego narratora.
Ilustracje mają stonowane kolory, wiernie oddają sens słów i jednocześnie stanowią wyjście do niezliczonych dodatkowych rozmów, komentarzy, analizy szczegółów, zastąpią niejedną popularną wyszukiwankę i zachęcam do wykorzystania ich w ten sposób.
Niekwestionowanymi atutami pracy z tą książką są poręczny format, kartonowe strony i możliwość trzymania w jednej ręce podczas włączania dziecka czy to w wyszukiwanie, czy pokazywanie wymienionych rzeczy, czy po prostu wskazywanie szczegółu, o którym właśnie czytamy.
Czym jest „potencjał”, który dostrzegam w „Matyldo, niedługo Święta!”? Podam kilka propozycji.
1) Rozkładówka pierwsza- skarpetkowy kalendarz adwentowy, a w nim uporządkowane od najmniejszej do największej liczby od 1 do 24, wielkość czcionki wystarczająca do bezproblemowego różnienia cyfr, sama czcionka czytelna, nie przekombinowana, przy tym książeczka poręczna do trzymania w jednej ręce i nauki pierwszych cyfr, a potem liczb, obok zapisu możemy też skarpetki policzyć, a to wartość dodana we wprowadzaniu w przepastne arkana arytmetyki.
2) Rozkładówka trzecia- idealna do dźwiękonaśladownictwa: są tu m.in. krowa, świnia, kury, koza. Jest też sporo dobrze widocznych szczegółów anatomicznych samej Matyldy.
3) Rozkładówka czwarta- gospodyni en face: pokazujemy (lub pokazujemy i nazywamy) części ciała, odkrywamy ile ich jest (jeden nos, dwie ręce), uczymy się która ręka jest lewa a która prawa, zarówno u gospodyni jak i u dziecka, tłumaczymy na czym polega odbicie lustrzane (z doświadczenia podpowiem, że małe lusterko towarzyszące książce mocno pomaga w zrozumieniu tej abstrakcji stron;),
4) Rozkładówka piąta- pieczenie pierniczków i genialne przemycenie nauki kształtów: serce, półksiężyc, gwiazda, no i oczywiście łatka wokół oka Matyldy, której nie przegapi chyba żaden rządny kształtów młody adept sztuki czytelniczej, a więc: koło.
Wydawnictwo Media Rodzina stanęło na wysokości zadania i zaproponowało książkę optymalną o tematyce świątecznej i potencjale na aktywność właściwie na każdy dzień adwentu. Polecam!
MAŁY FORMAT WIELKIEGO POTENCJAŁU
Niepozorna książeczka z potencjałem. 14 stron, miliony godzin czytania i działań wokół Matyldy, tryliard możliwości na wykorzystanie zawartości.
Tekst jest spokojny, na temat, bez zbędnych komentarzy, ale zawierający sedno wydarzeń, piękną sekwencję obowiązków i przyjemności wynikających z nadejścia śnieżnej zimy, ale też przygotowań do...
"Oto historia, co nadzieję budzi na wspólny dom zwierząt i ludzi".
Niesamowita opowieść matki lekarki weterynarii o życiu kolibrów i zagrożeniach czyhających na nie we współczesnym zalewanym betonem świecie. Mądra, dojrzała, przemyślana, niewątpliwie uwrażliwiająca dzieci na aspekt szanowania przyrody w codziennym życiu. Trafnie rymowana opowieść z morałem na temat tego, że człowiek nie musi niszczyć przyrody, by znaleźć w niej miejsce dla siebie. Podpowiada jak zadbać o naturę nie rezygnując z "interesu człowieka". Zwieńczona jest instrukcją wykonania domku dla ptaków.
Przepiękne, spokojne, kojące ilustracje wyszły spod pędzla niezwykle utalentowanej malarki, która... jest tą samą osobą, co autorka tekstu. Książka wpisuje się w nurt wychowania przez sztukę. Nie spełnia kryteriów Montessori dla dzieci poniżej 6 r. ż. (pojawia się mówiący koliber i element magiczny).
Niedoceniona książka na polskim rynku wydawniczym, moje okrycie ostatnich miesięcy!
"Oto historia, co nadzieję budzi na wspólny dom zwierząt i ludzi".
Niesamowita opowieść matki lekarki weterynarii o życiu kolibrów i zagrożeniach czyhających na nie we współczesnym zalewanym betonem świecie. Mądra, dojrzała, przemyślana, niewątpliwie uwrażliwiająca dzieci na aspekt szanowania przyrody w codziennym życiu. Trafnie rymowana opowieść z morałem na temat tego,...
Kontrowersyjna, choć mocna merytorycznie pozycja do wprowadzenia dziecka (też takiego mocno pełnoletniego;) w skomplikowany świat ludzkiego organizmu. Na pewno jest błyskotliwa, na pewno jest niepowtarzalna, na pewno jest nafaszerowana wiedzą jak papryczka z fetą na tacy antipasti. Co może budzić wątpliwości? Poczucie humoru, które momentami dla mnie jest wulgarne. Nie tyle dalekie dyplomacji, co niestety wyrażone duuuuużo bardziej brutalnie niż wymaga tego sytuacja. Momentami ten humor czyni lekturę lżejszą i łatwiejszą w odbiorze, momentami kompletnie od niej odrzuca. Na pewno zanim powierzy się ją samodzielnie czytającym dzieciom, każdy rodzic powinien przeczytać książkę od deski do deski i podjąć decyzję czy chce, by lektura trafiła do rąk i umysłu jego dziecka. Jeśli chodzi o ilość, jakość informacji anatomicznych i ilustracje- ta pozycja pozytywnie wyróżnia się wśród innych na rynku. Jeśli mówimy o wybiórczym fragmentarycznym przekazywaniu tych treści dzieciom- polecam.
Kontrowersyjna, choć mocna merytorycznie pozycja do wprowadzenia dziecka (też takiego mocno pełnoletniego;) w skomplikowany świat ludzkiego organizmu. Na pewno jest błyskotliwa, na pewno jest niepowtarzalna, na pewno jest nafaszerowana wiedzą jak papryczka z fetą na tacy antipasti. Co może budzić wątpliwości? Poczucie humoru, które momentami dla mnie jest wulgarne. Nie tyle...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-12-20
2021-11-26
2021-11-14
2021-11-09
Oj, trochę się bałam Mikołaja Milcke i youtuberowej książki.
Tymczasem to jest bardzo dobra książka młodego pisarza.
Pierwsze strony czytałam sceptycznie, im dalej w tekst, tym więcej entuzjazmu. Książka o łamaniu stereotypów, fanach i hejterach oraz tzw. generation gap (luce pokoleniowej). To, co jest dla nas dobre zdaniem naszych rodziców, niekoniecznie jest dla nas dobre. Obiektywnie. Nie tylko w przekonaniu młodych gniewnych.
Obok świetnie czytających się perypetii w polskim show biznesie przebija się uniwersalna prawda- jeśli nie spełnimy w swoim życiu własnych marzeń, nie wypełnimy aspiracji, to drugiej szansy nie będzie. Nasze plany nie mogą być scedowane na dzieci, bo one mają prawo do własnych. A każdy z nas ma tylko jedno życie.
Czas ucieka...
Gdy upłynie go jeszcze odrobinę, na bazie tej książki powstanie film. Mówię Wam.
Na minus zapisuję autorowi imię i nazwisko głównego bohatera, bo jest to pomysł skopiowany od Katarzyny Bereniki Miszczuk, która w serii Kwiat Paproci jednym z czołowych postaci uczyniła Mieszka Pierwszego. Ani to więc odkrywcze, ani zabawne, te same teksty na temat tego, że nie został koronowany. Mocno słabe i za to jedna gwiazda mniej w ocenie. A wielka szkoda, bo książka jest "świeża" w zamyśle i wykonaniu, nieoczywista w ukazaniu kulis branży beauty i poza wpadką z personaliami głównego bohatera szczerze ją polecam.
Wydawnictwu Novae Res gratuluję tego wolumenu i dziękuję za przyjemność płynącą z lektury. Trzymam kciuki za rychłą ekranizację!
Oj, trochę się bałam Mikołaja Milcke i youtuberowej książki.
Tymczasem to jest bardzo dobra książka młodego pisarza.
Pierwsze strony czytałam sceptycznie, im dalej w tekst, tym więcej entuzjazmu. Książka o łamaniu stereotypów, fanach i hejterach oraz tzw. generation gap (luce pokoleniowej). To, co jest dla nas dobre zdaniem naszych rodziców, niekoniecznie jest dla nas...
2021-10-14
2021-10-08
Uczta zgotowana przez Kucharkę z Castamar doda smaku jesiennym wieczorom!
Nie dziwię się, że ta pozycja zainspirowała twórców do konwersji słowa w obraz na Netflixie.
Okładka przenosi odbiorcę w klimat dzieł znanych wielkich malarzy, stawiając poprzeczkę treści dość wysoko. Na wstępie rozwieję wątpliwości: fabuła zamknięta w tej sporej objętości (ponad 670 stron!) spełnia oczekiwania, a kolejne kartki z prawej na lewą stronę wędrują w zaskakującym tempie. Świetnie napisana, lekka w odbiorze, przenosząca w czasie książka. Pozwala złapać metafizyczny oddech w depresyjne jesienne dni ogrzewając czytelnika feerią kolorów i płynącego z treści ciepła.
Jest to pięknie namalowana słowem historia XVIII-wiecznego uczucia z atakującymi wyobraźnię aromatycznymi i barwnymi dziełami kulinarnymi w tle. Tytułowa bohaterka w tak trudnych dla samotnej kobiety czasach znajduje zatrudnienie jako pomoc kuchenna na dworze w Castamar, gdzie nić jej losu splecie się z książęcym losem. A w tle kroi się mezalians… Czy jednak dwoje ludzi, którzy nie powinni się zbliżyć, mają szansę na szczęście?
Czy niezależnie od pochodzenia można trafić przez żołądek do serca?
Wszystkie odpowiedzi znajdują się w tej wysoko ocenianej książce. Zasłużenie tak ocenianej. Polecam lekturę! Ja tymczasem powoli przymierzam się do serialu.
Uczta zgotowana przez Kucharkę z Castamar doda smaku jesiennym wieczorom!
Nie dziwię się, że ta pozycja zainspirowała twórców do konwersji słowa w obraz na Netflixie.
Okładka przenosi odbiorcę w klimat dzieł znanych wielkich malarzy, stawiając poprzeczkę treści dość wysoko. Na wstępie rozwieję wątpliwości: fabuła zamknięta w tej sporej objętości (ponad 670 stron!)...
Wyobraźcie sobie, że niedługo urodzi Wam się dziecko albo już je macie, no i ono niestety właśnie zagorączkowało. Rozmawiacie akurat przez telefon ze znajomym i mu o tym mówicie, a on na to " Słuchaj! Mój kuzyn jest farmaceutą, on się na tym świetnie zna. Dam ci numer, weź do niego zadzwoń i ci wszystko powie". No i dzwonicie, a on mówi. A potem wydaje tę rozmowę w formie książki. Tak w mojej śmiałej wizji powstała "Gorączka" Pana Tabletki. Bo autor jest farmaceutą, ale jest też tatą i pisze w książce językiem tego taty, a nie medyka. Zresztą to jest osoba przelewająca swoją wiedzę i doświadczenie na łamy bloga, publikująca filmiki, więc kontakt z odbiorcami ma i się po prostu do tego nadaje. Język jest turboprzystępny, prosty, zrozumiały, chociaż autor wprowadza pojęcie np. pirogenu (przyda się nie tylko do krzyżówek). I chociaż książka ma solidne naukowe podwaliny, to zrozumiecie ją bez problemu, to jest ta telefoniczna rozmowa z kuzynem przyjaciela, który mówi jak normalny człowiek do normalnego człowieka. Na pewno nie jest to książka dla osób z wykształceniem medycznym, bo student medycyny w trakcie, a na pewno po ukończeniu 2. roku studiów taką wiedzę ma. Więc zdecydowanie nie wolno bać się tematu. Nie będzie za trudna. Jest też sporo powtórzeń, ale jak się ma małe dziecko, które co chwilę absorbuje, to te powtórzenia są na wagę złota. No i repetitio est mater studiorum. I co jest dość słabo podkreślone w materiałach promocyjnych i na blogu (a moim zdaniem powinno być na reklamie książki;) ona ma 252 strony! Jak wiecie, w medycynie postęp wiedzy jest geometryczny, więc autor wyprzedził rzeczywistość i umieścił po każdym rozdziale kody QR, które przekierowują czytelnika do aktualizacji tematu, jeśli taka od wydania książki nastąpiła. To jest genialne. Tak powinny być pisane podręczniki. Z innych ciekawostek- autor dołącza do książki test na inteligencję: dostałam w gratisie zakładkę, której radośnie używałam zanim na mniej więcej 170 stronie odkryłam tasiemki do indeksowania.... A czyta się bardzo szybko, 195 stron wchłonęłam w 2 dni zanim to mnie wchłonęło życie... i gorączka.
Bez sensu trochę przepisywać tu spis treści, bo on jest na blogu autora, ale formularz recenzji blokuje mi zewnętrzny link, więc proponuję wygooglać "Pan Tabletka, gorączka, blog". Niemniej jednak subiektywnie, co dla mnie w książce jest najważniejsze:
1) to, że gorączka to nie jest 37,7 ani nawet 38,1, tylko u każdego gorączka może być przy innych wartościach (wiedzieliście?),
2) to, dlaczego termometr na czole pokazuje 38,7 a gdzie indziej 37,7 (to nie dlatego, że termometry elektroniczne to "badziewie", a rtęciowe to był majstersztyk),
3) czemu dziecku nie spada gorączka i czy ważniejszy jest wiek czy masa dziecka,
4) czym się różni paracetamol od ibuprofenu,
5) co to dreszcze a co to drgawki,
6) czy przy gorączce dziecku ścina się mózg jak gotowane jajko?
7) dlaczego karmić piersią przy gorączce i wyśmiać każdego, kto mówi inaczej?
To jest najlepsza książka Pana Tabletki. I pod względem wykonania, całego przygotowania do tego tematu, nowoczesnego ujęcia. No i też powszechności tematu, bo większość dzieci jednak wcześniej czy później zagorączkuje. A ten człowiek jest skromny, kulturalny i rozważny. I serio mądrze rozprawia o tym, co i kiedy robić. Czekam na kolejną pozycję. I podpisuję się pod rekomendacją Pana Tabletki, że ta książka to dobry pomysł na baby shower albo wyprawkę noworodka. Nawet jak ktoś ją rzuci w kąt, to gwarantuję, że jeszcze nadejdzie taka chwila, pewnie w środku nocy, z piątku na sobotę, kiedy przychodnie będą zamknięte, na SOR kolejki, w NPL też... i wtedy szybciutko książka z kąta trafi na tapet. Bo jest praktyczna.
Z poczucia moralnego obowiązku recenzenta mam drobne uwagi/ wskazówki, które jednak NIE UMNIEJSZAJĄ wartości książki. ZUM jest rozwinięty na 3 różne sposoby - jako bakteryjne zakażenie układu moczowego, zapalenie układu moczowego i zakażenie układu moczowego. Niepotrzebnie. Rzuca mi się w oczy, to akurat dość mocno, że autor zaleca rodzicom poszukiwanie przychodni, w której przyjmuje pediatra, a sam powołuje się na wytyczne Polskiego Towarzystwa Medycyny Rodzinnej, a nie Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego. A skoro wytyczne dotyczące gorączki wydają lekarze rodzinni, to zapewniam, że specjalista medycyny rodzinnej jest wyspecjalizowaną osobą do opiekowania się gorączkującym dzieckiem. I taka jest też idea medycyny rodzinnej. Bo niebawem i pediatrzy, i lekarze chorób wewnętrznych stracą uprawnienia do pracy w przychodniach rodzinnych (o ile nie ukończą specjalnego kursu), bo to są specjalizacje szpitalne. Tak więc ja jestem daleka od rekomendacji poszukiwania pediatry, kiedy lekarz doskonale zorientowany w temacie, w więc specjalista medycyny rodzinnej, jest dostępny. Sugestii, że lekarze nie potrafią operować paracetamolem i ibuprofenem nie będę komentowała.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Wyobraźcie sobie, że niedługo urodzi Wam się dziecko albo już je macie, no i ono niestety właśnie zagorączkowało. Rozmawiacie akurat przez telefon ze znajomym i mu o tym mówicie, a on na to " Słuchaj! Mój kuzyn jest farmaceutą, on się na tym świetnie zna. Dam ci numer, weź do niego zadzwoń i ci wszystko powie". No i dzwonicie, a on mówi. A potem wydaje tę rozmowę w formie...
więcej Pokaż mimo to