Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

„Żaden żywy organizm nie może na dłuższą metę normalnie funkcjonować w warunkach absolutnego realizmu. Niektórzy utrzymują, że nawet skowronki i koniki polne miewają sny. Dom na Wzgórzu, choć nienormalny, opierał się samotnie o swoje pagórki i tulił ciemność w swym wnętrzu”

Kiedy mając jakieś dwanaście lat obejrzałam czarno biały „Nawiedzony dom”z 1963r. zachwyciłam się nim i często do niego wracałam. Najbardziej podobał mi się jego klimat, tak różny od późniejszych popularnych horrorów. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jest on nakręcony na podstawie książki. Nie zdawałam sobie z tego sprawy również wtedy, gdy przepisałam i przypięłam na tablicy korkowej cytat, który King umieścił na początku „Miasteczka Salem”. Gdy w końcu skojarzyłam fakty zaczęłam szukać jej w bibliotekach, antykwariatach i księgarniach, jednak nie było mi dane ją zdobyć. Każde wznowienie jakoś mnie omijało, aż w końcu w zeszłym roku pojawiło się przepiękne wydanie Wydawnictwa Replika, które kupiłam w zestawie z dwiema innymi książkami autorki.

Doktor John Montague choć jest doktorem filozofii i ma stopień naukowy z antropologii, od zawsze pragnął zająć się badaniem zjawisk nadprzyrodzonych. Pragnienie to ukrywał nawet przed współpracownikami. W tym celu wynajął ogromny stary dom mający opinię nawiedzonego i zaprosił do niego osoby, u których wcześniej objawiły się jakieś paranormalne zdolności. Jednak jego plan nie do końca się powiódł, ponieważ na miejsce docierają jedynie dwie z około dwunastu zaproszonych osób. Do tej trójki dołącza też syn właścicielki domu. Razem rozpoczynają swoją obserwację, a wszystko co się wydarzy skrzętnie notują. I choć początkowo wszyscy poza doktorem traktują to jak dobrą zabawę, okazję do zawarcia nowych znajomości i miłego spędzenia czasu, to wkrótce dom daje o sobie znać. Nocne stukanie, zamykające się drzwi i dziwne napisy na ścianach, to dopiero początek przyprawiających o dreszcze wydarzeń.

„-To dom o jakim zawsze marzyłam – stwierdziła stanowczo Theodora. - taka mała zaciszna kryjówka, w której mogłabym pozostać sama ze swoimi myślami. Zwłaszcza tymi, które dotyczą morderstw albo samobójstwa.”

Każda z postaci jest w jakiś sposób wyjątkowa, choć prym wiedzie tu trzydziestodwuletnia Eleanor, która jest główną bohaterką tej historii. Większość swojego dorosłego życia spędziła opiekując się matką, przez co ma problem z komunikacją z innymi i jest dość nieśmiała. Do posiadłości przyjeżdża wbrew woli rodziny, pożyczając auto, które tylko w połowie należy do niej. Wiele widzianych po drodze rzeczy uznaje za złe znaki, mimo to nie rezygnuje, chcąc wreszcie zrobić coś po swojemu. Przez całe życie wierzyła, że w końcu przydarzy jej się coś wyjątkowego i zaproszenie do Domu na Wzgórzu uznaje właśnie za tę wyczekiwaną chwile. Ma ogromną wyobraźnię. Drugą osoba, która odpowiedziała na list doktora jest Theodora. Jest kompletnym przeciwieństwem swojej nowej koleżanki. Pełna optymizmu, z ogromnym poczuciem humoru w każdej sytuacji, sprawia wrażenie, jakby niczego nie traktowała poważnie. Luke, syn właścicielki dworu, mający go w przyszłości odziedziczyć, jest kłamcą i drobnym złodziejem, ale szybko znajduje wspólny język z nowymi lokatorami. Oprócz nich domu doglądają także państwo Dudley, którzy jednak wychodzą przed zmrokiem i wracają rano by podać śniadanie i posprzątać po kolacji. Nie są zbyt sympatyczni, ani też zadowoleni z obecności gości, a ich zachowanie bywa niepokojące.

Książka od pierwszych stron zachwyciła mnie swoim klimatem. Dom jest ponury, tajemniczy i dla przyjezdnych wydaje się zły przez sam swój wygląd. Eleanor w pewnym momencie nawet stara się stąpać jak najciszej by nie zakłócić jego spokoju, bo cisza bardziej tam pasuje. Dla mnie historia była wciągająca, choć akcja toczyła się powoli, a nastrój grozy narastał stopniowo, jednak wiem, że dla niektórych może to być odrobinę nużące. Tak samo jak dość specyficzne rozmowy bohaterów, które moim zdaniem miały na celu rozładowanie przytłaczającej atmosfery tego miejsca. Mimo, że początkowo nastawiłam się razem z Doktorem na zjawiska nadprzyrodzone, z czasem zaczęłam się zastanawiać, czy wiele z sytuacji nie jest spowodowanych przez bohaterów lub nie dzieje się tylko w ich wyobraźni. I choć zwykle preferuję gdy rozwiązaniem jest jakaś zjawa tym razem zaczęłam kwestionować zdrowie psychiczne przedstawionych postaci, bo ich zachowanie było dla mnie często niezrozumiałe i wręcz irracjonalne. Widziałam wiele negatywnych opinii od fanów produkcji Netflixa, która luźno się tą książką inspirowała, oraz od ludzi, którzy najpewniej nie wiedzieli, że została ona po raz pierwszy wydana w 1959. Ani trochę się nie zgadzam z tymi opiniami. Rozumiem, że dla odbiorców wychowanych na współczesnej literaturze i filmach, książka może wydawać się nudna, szczególnie jeśli szukamy w niej schematów znanych z horrorów. Dla mnie świetnie działa na wyobraźnię i zmusza do myślenia, nawiązując klimatem do klasycznych powieści gotyckich.

„Pomiędzy drewnem a kamieniami Domu na Wzgórzu zaległa głucha cisza, a to, co po nim chodziło, chodziło samotnie.”

„Żaden żywy organizm nie może na dłuższą metę normalnie funkcjonować w warunkach absolutnego realizmu. Niektórzy utrzymują, że nawet skowronki i koniki polne miewają sny. Dom na Wzgórzu, choć nienormalny, opierał się samotnie o swoje pagórki i tulił ciemność w swym wnętrzu”

Kiedy mając jakieś dwanaście lat obejrzałam czarno biały „Nawiedzony dom”z 1963r. zachwyciłam się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

„Gallant” to książka na której premierę niecierpliwe czekałam. Czytając opis na stronie wydawnictwa byłam zaintrygowana drugim domem i tym kim jest jego pan. Dodatkowo cudowna okładka sprawiała, że nie mogłam oderwać od niej oczu i po prostu musiałam ją mieć. Nie dość, że sama książka jest pięknie wydana, nie tylko wizualnie, ale też zachwyca fakturą gdy weźmie się ją do ręki, to jeszcze była możliwość zamówienia jej w zestawie ze świeczką od Soywitch i skarpetkami. Cieszę się, że zdecydowałam się na ten zestaw bo świeca pachnie obłędnie i przypomniała mi jak bardzo lubię boxy książkowe.

„Jest lato, mimo to list pachnie jesienią, suchą i łamliwą, tą porą roku, kiedy natura więdnie i umiera, kiedy okna zamyka się na dłużej, kominy plują dymem, a tuż za rogiem czai się zapowiedź zimy.”

Olivia Prior nie wie nic o swojej przeszłości czy rodzinie. Odkąd w wieku dwóch lat została pozostawiona na progu Szkoły Merilance dla Nieprzystosowanych Dziewcząt jedynym dowodem na to, że ktoś ją kiedyś kochał jest pamiętnik matki, który miała przy sobie. Dziewczyna jest niema, a ponieważ jedyna nauczycielka znająca język migowy odeszła, nikt nawet nie próbuje się z nią porozumieć, a pozostałe dziewczęta jej dokuczają. W dodatku dziewczyna widuje Martwiaki i doskonale zdaje sobie sprawę, że nikt inny ich nie widzi. Olivia całym sercem marzy by mieć rodzinę i odejść z tego miejsca, ale nie wierzy by było to możliwe. Pewnego dnia, dostaje list od wuja zapraszający ją do posiadłości Gallant, jej domu, miejsca, przed którym ostrzegają zapiski matki. Jedzie tam pełna nadziei, lecz czeka ją chłodne przyjęcie ze strony kuzyna, dziwne obyczaje zabraniające wychodzenia po zmroku i mnóstwo Martwiaków w całej posiadłości. Mimo to nie zamierza opuszczać pierwszego miejsca gdzie czuje się jak w domu. W końcu też łamie zakaz i przechodzi na drugą stronę muru na końcu ogrodu, by znaleźć się w drugiej posiadłości, zrujnowanej wersji Gallanta, zamieszkanej przez tajemniczego pana domu. Czym jest to miejsce, czy dowie się tu czegoś o swojej przeszłości i czy w końcu znajdzie dom?

„To zapewne pierwotna potrzeba, by stawić czoła losowi, ta sama siła, która doprowadziła do tego, że Olivia zajrzała pod łóżko,świadomość, że to, czego się nie widzi, jest zawsze gorsze od tego, co da się zobaczyć.”

Olivia w szkole nauczyła się wytrwałości, radzenia sobie bez niczyjej pomocy, bezszelestnego poruszania się i otwierania zamków. Choć nie tego wymaga się od przyszłej gospodyni, dziewczyna miała własną wizję przyszłości i nie godziła się na utarte schematy. Nie była jak jej rówieśniczki. Swój upór i ciekawość zabrała do nowego domu. Mimo wystawiania na próbę cierpliwości kuzyna starała się odkryć tajemnice, które skrywa posiadłość i zrozumieć czemu jej matka stąd uciekła.
Książka zachwyciła mnie swoją tajemniczością i gotyckim klimatem. Mimo, że nie jest to horror, to mroczny drugi dom ze swoim panem idealnie pasował by do tego gatunku. Nie jest to skomplikowana historia, raczej lekka młodzieżówka, o poszukiwaniu swojego miejsca, jednak przyjemnie się ją czyta. Chętnie razem z bohaterką przemierzałam korytarze obu domów. Choć zwykle żeńskie postaci mnie drażnią, Olivię polubiłam od pierwszych stron i bardzo kibicowałam jej w spełnieniu marzenia o domu i rodzinie.

„Gallant” to książka na której premierę niecierpliwe czekałam. Czytając opis na stronie wydawnictwa byłam zaintrygowana drugim domem i tym kim jest jego pan. Dodatkowo cudowna okładka sprawiała, że nie mogłam oderwać od niej oczu i po prostu musiałam ją mieć. Nie dość, że sama książka jest pięknie wydana, nie tylko wizualnie, ale też zachwyca fakturą gdy weźmie się ją do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Do napisania tej recenzji zbierałam się ponad rok. Nie dlatego, że książka mi się nie podobała, wręcz przeciwnie, byłam nią zachwycona, ale nie do końca wiedziałam jak to wyrazić. Cały czas bałam się, że nie uda mi się odpowiednio ująć tego w słowa, ale skoro autorka kusi cytatami z drugiego tomu, to chyba wypadało by w końcu wspomnieć o pierwszym.

"Im mniej ludzie w nas wierzą, tym mniejsza nasza moc"

Inanna, sumeryjska bogini od lat żyje wśród śmiertelników jakby była jedną z nich. Wszystko się jednak zmienia gdy na granicy Grecji z Turcją zostaje znalezione ciało mężczyzny noszące ślady tortur, a na jego plecach widnieje wyryty pismem klinowym napis. Słowa układają się w starożytną klątwę, groźbę dla bogów. Bramy Irkalli są zagrożone. Nie wiadomo kto się tego dopuścił jednak Inanna wie, że musi go powstrzymać. W poszukiwaniach towarzyszy jej Nikki, młoda dziewczyna, którą się opiekuje i Dante, dawny znajomy, który zdaje się wiedzieć więcej niż jej mówi.

" Dante to Dante. Irytujący, przekonany o własnej wspaniałości - wyliczała, trzaskając kolejnymi szufladami - i wtykający nos zawsze tam, gdzie cuchną najpaskudniejsze sekrety. W tym ostatnim akurat jesteś do niego podobna i to wcale nie jest komplement."

Jak zwykle u Marii Zdybskiej głównym atutem są świetnie stworzone postaci ze wszystkimi ich zaletami, wadami i słabościami.

Inanna jest dumną boginią miłości i wojny, swym pięknem wzbudza zachwyt i pożądanie zarówno wśród mężczyzn jak i kobiet, doskonale wie co powiedzieć i jak się zachować by osiągnąć to czego chce. Jednak gdy bramy Zaświatów są zagrożone, czuje się zagubiona nie wiedząc kto chce je zniszczyć i jak go powstrzymać. Mimo to nie poddaje się i robi wszystko co w jej mocy by rozwikłać tę zagadkę i uratować świat i ludzi, którzy są jej bliscy.

Dante, albo raczej Hermes jak na posłańca przystało przynosi Inannie wieści o incydencie na granicy. Miłośnik kawy i przeciwnik swetrów, gra według własnych zasad i interesuje go tylko to w czym ma własny interes. Bywa marudny, sarkastyczny i ironizuje w najmniej odpowiednich momentach, czym często irytuje Ini.

Nikki to przyjaciółka Inanny, śmiertelniczka, którą bogini postanowiła się zaopiekować po incydencie z "Drugiego Oddechu Inanny". Ma skłonność do depresji, którą maskuje beztroskim optymizmem. Jest modelką, lubi spędzać czas w social mediach i jeść pizze.

"- Czy ty... czy się domyślasz, kto za tym stoi? - zapytał ściszonym głosem Dante.

- To może być zbieg okoliczności - odpowiedziała ostrożnie. - Szaleniec ze smykałką do starożytnych języków. Zbuntowany archeolog... - Pokiwała w zamyśleniu głową.

- Zbuntowany archeolog? - Dante parsknął śmiechem. - Uuuch, aż mnie ciarki przeszły! I co zamierza, pomieszać kolejność przypisów w swoim nowym artykule?"

Książka kupiła mnie od pierwszych stron, nie tylko świetną historią i nawiązaniami do różnych mitologii, ale też wspaniałym językiem. Bardzo lubię urban fantasy, szczególnie gdy mam okazję czytać o miejscach, które kiedyś zwiedzałam, dlatego byłam zachwycona mogąc odwiedzić razem z bohaterami europejskie stolice , w tym Ateny będące moim dziecięcym marzeniem (na szczęście spełnionym) i mój ukochany Wiedeń, którego tu było stanowczo za mało. Ogromnie podziwiam też to ile wysiłku i czasu autorka poświęciła na research by opisać wszystko tak realistycznie. Serio, aż musiałam dla pewności wygooglować Szimpla Kert by móc cierpieć razem z Dantem. Dodatkowo rozmowy bohaterów sprawiały, że uśmiech nie schodził mi z twarzy. szczególnie gdy Hermes zaczął cytować Szekspira. Jeśli lubicie historie z wątkami mitologicznymi, opowieści o ratowaniu świata przed demonami wypełzającymi z Otchłani i ściganie się z czasem nie wiedząc nawet kto jest przeciwnikiem to jest to książka dla was. Ja na pewno jeszcze nie raz do niej wrócę i z niecierpliwością czekam na drugi tom.

Do napisania tej recenzji zbierałam się ponad rok. Nie dlatego, że książka mi się nie podobała, wręcz przeciwnie, byłam nią zachwycona, ale nie do końca wiedziałam jak to wyrazić. Cały czas bałam się, że nie uda mi się odpowiednio ująć tego w słowa, ale skoro autorka kusi cytatami z drugiego tomu, to chyba wypadało by w końcu wspomnieć o pierwszym.

"Im mniej ludzie w nas...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W styczniu miałam przyjemność przeczytać książkę „Wielka Panda i Mały Smok”. Najpierw zachwyciły mnie obrazki stylizowane na azjatyckie, wykonane przez samego autora, które pojawiają się prawie na każdej stronie. Później uwagę przykuła treść, choć tej na pierwszy rzut oka nie ma za wiele. I choć wydawało by się, że dzięki temu książkę czyta się bardzo szybko, to moim zdaniem warto zatrzymać się dłużej na każdej stronie i podziwiając ilustracje zastanowić się nad przeczytanym fragmentem. Całość podzielona jest na części zatytułowane porami roku, ale nie ma tutaj ciągłości fabuły, a jedynie krótkie sentencje nawiązujące do przedstawionej na obrazkach podróży głównych bohaterów. To bardzo mądra książka, czerpiąca z buddyzmu i tao, przekazująca podstawowe wartości jak przyjaźń, szacunek i akceptacja zarówno samego siebie jak i drugiego człowieka. Choć znalazłam ją na dziale dziecięcym, uważam, że jest to pozycja dla każdego, bez względu na wiek. A nawet pokuszę się o stwierdzenie, że czlowiek dorosly, mający już za sobą trochę doświadczeń życiowych, może dostrzec w niej więcej niż dziecko, które dopiero poznaje świat. Nie potrafię ocenic tej książki inaczej niż 10/10.

W styczniu miałam przyjemność przeczytać książkę „Wielka Panda i Mały Smok”. Najpierw zachwyciły mnie obrazki stylizowane na azjatyckie, wykonane przez samego autora, które pojawiają się prawie na każdej stronie. Później uwagę przykuła treść, choć tej na pierwszy rzut oka nie ma za wiele. I choć wydawało by się, że dzięki temu książkę czyta się bardzo szybko, to moim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Przyszła jesień, a z nią chłodniejsze dni, złote liście na drzewach i chodnikach oraz uwielbiane przez dzieci kasztany i żołędzie. Ci, którzy lubią spacery po lasach mogą zaopatrzyć swoje spiżarnie w najpyszniejsze dary jesieni – grzyby. Trzeba być jednak ostrożnym, bo wiele gatunków jest niejadalnych lub wręcz trujących. Chcąc je lepiej poznać zaopatrzyłam się w zeszłym roku w książkę „Polowanie na grzyby” Zofii Leszczyńskiej-Niziolek. Książka zaczyna się od informacji na temat budowy grzybów i praktycznych porad związanych z grzybobraniem, jak to, w co się ubrać, jak zbierać i gdzie szukać. Znajdziemy tu też krótkie opisy obróbki znalezionych grzybów, dzięki której można je spożyć lub przechować na zimę oraz ostrzeżenia o czyhających w lasach zagrożeniach, jak kleszcze czy żmije. Rozdziały z opisami grzybów są podzielone stopniem zaawansowania grzybiarza. I tak w „Zbiera je każdy”, znajdziemy między innymi borowiki, podgrzybki czy kurki, a w „Zbiera je totalny świr i grzybowy guru” przeczytacie np. o muchomorach i żółciakach siarkowych. Jest też część „Zbierasz je tylko raz!” przybliżająca grzyby, których zjedzenie grozi śmiercią, poważnym zatruciem lub są tak ohydne, że więcej po nie nie sięgniecie. Każdy gatunek oprócz ogólnego opisu ma podane czas i miejsce występowania, zapach i budowę oraz jest zilustrowany pięknymi zdjęciami. Moim ulubionym rozdziałem był "A te są po prostu niesamowite" gdzie przedstawione są grzyby o niezwykłym, często pięknym wyglądzie. Teraz przy każdym spacerze ich wypatruję i ostatno trafiły mi się pięknoróg największy i lakówka ametystowa! Na końcu znajduje się szczegółowy kalendarz z zaznaczonymi miesiącami występowania poszczególnych gatunków oraz lista tych, które znajdują się pod ochroną. Jest też trochę o zachowaniu w lesie i na grupach grzybowych, oraz przykładowe grupy i strony, dzięki którym można poszerzać swoją wiedzę. Na początku była mowa o podstawowej obróbce, ale dla tych, którym to nie wystarczy autorka dodała na końcu kilka przepisów. Nie jest ich dużo, ale te z których korzystałam przypadły mi do gustu.

Przyszła jesień, a z nią chłodniejsze dni, złote liście na drzewach i chodnikach oraz uwielbiane przez dzieci kasztany i żołędzie. Ci, którzy lubią spacery po lasach mogą zaopatrzyć swoje spiżarnie w najpyszniejsze dary jesieni – grzyby. Trzeba być jednak ostrożnym, bo wiele gatunków jest niejadalnych lub wręcz trujących. Chcąc je lepiej poznać zaopatrzyłam się w zeszłym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Co wspólnego z kalendarzem adwentowym ma książka dla dzieci? Jak głosi napis na okładce, zawiera ona 24 opowiadania. Choć moim zdaniem, jest ona raczej podzielona na 24 rozdziały, a akcja każdego z nich rozgrywa się w kolejnym dniu grudnia i jest bezpośrednią kontynuacją poprzedniego.

W wiosce Mikołaja trwają przygotowania do świąt. Elfy podzielone na grupy zajmujące się konkretnymi zadaniami są w gotowości, gdy nagle okazuje się, że jedna z nich zaczyna wprowadzać innowacje, które zamiast ułatwiać pracę wprowadzają w niej chaos. I jak tu w spokoju sprawdzać listy od dzieci, oceniać, które z nich były grzeczne i produkować właściwe zabawki, gdy krasnoludki i trolle ciągle się kłócą i wywołują nie mały zamęt? W dodatku renifer Rudolf jest chory. Mikołaj coraz bardziej obawia się, że traci nad wszystkim kontrolę i nie ma pojęcia co dać w prezencie swojej żonie.
Elf Wiercipiętek zupełnie nie czuje świątecznego nastroju. Sprawy nie ułatwia fakt, że zgubił swój szaliczek zapewniający niewidzialność a jego podejście do powierzonych zadań mocno odbiega od ogólnie przyjętego postępowania. Ale czy jego nieszablonowe myślenie pomoże uratować święta?

Autorka pokazuje nam, że czasem należy odejść od swoich przyzwyczajeń i spojrzeć na wszystko z szerszej perspektywy. Bo choć większości z nas ten radosny czas kojarzy się głównie z zakupowym szaleństwem i masą upominków pod choinką, to jednak nie to jest w nim najważniejsze. Bo zarówno elfy jak i ludzie potrzebują przede wszystkim siebie nawzajem i krótka rozmowa daje o wiele więcej radości niż najdroższa zabawka. Jest to niewątpliwie książka, którą dzieci powinny czytać ze swoimi rodzicami, by również dorośli wyciągnęli z niej wnioski. A skoro wspólne czytanie, to najlepiej przy kubku gorącej czekolady i talerzu pierniczków, na które przepisy znajdują się na końcu książki:-)

Co wspólnego z kalendarzem adwentowym ma książka dla dzieci? Jak głosi napis na okładce, zawiera ona 24 opowiadania. Choć moim zdaniem, jest ona raczej podzielona na 24 rozdziały, a akcja każdego z nich rozgrywa się w kolejnym dniu grudnia i jest bezpośrednią kontynuacją poprzedniego.

W wiosce Mikołaja trwają przygotowania do świąt. Elfy podzielone na grupy zajmujące się...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Pocałunki pod jemiołą Małgorzata Falkowska, Katarzyna Grabowska, Magdalena Jarząbek, Marta Matulewicz, Ewelina Nawara, Agnieszka Nikczyńska-Wojciechowska, Agnieszka Zakrzewska, Agnieszka Zawadka, Maria Zdybska
Ocena 7,6
Pocałunki pod ... Małgorzata Falkowsk...

Na półkach: , , ,

To nie pierwsza antologia w której znajdziemy opowiadania tych autorek, choć o ile się nie mylę pierwsza wydana przez Kobiecą Stronę Literatury i wydawnictwo Videograf. Zwykle w takich przypadkach pisze pokrótce o każdym opowiadaniu, ale czytałam ją na początku stycznia i z przykrością muszę stwierdzić, że większość z nich kompletnie nie zapadła mi w pamięć. Dlatego wspomnę jedynie o tych, które były dla mnie z jakiegoś powodu interesujące.

„Prawda w Twoich oczach” Marii Zdybskiej to ostatnia opowieść w tym tomie i pierwsza, którą przeczytałam. Historia Emmy która niechętnie wraca na święta do rodzinnego domu by w dość niekonwencjonalny sposób pomóc w sprawach firmowych, wciągnęła mnie mniej niż się spodziewałam. Choć koncepcja mocy głównej bohaterki, bardzo mi się spodobała i chętnie poznałabym inne jej przygody, jak i jej rodzinę. Mimo to nie będę zbyt często do niej wracać.

„Urok” to pierwszy tekst Agnieszki Zawadki jaki było mi dane przeczytać i chyba jedyny w tym tomie gdzie nie czułam tego słodkiego Bożonarodzeniowego klimatu. Opowiada o mieszkającej w lesie czarownicy, którą niespodziewanie odwiedza dawny znajomy. Jest to typowa fantastyka, z magią i zmiennokształtnymi, co bardzo ją wyróżnia na tle pozostałych opowiadań i zachęciło mnie do poznania twórczości autorki.

„Świąteczna obietnica” Katarzyny Grabowskiej najbardziej mnie poruszyła i choć jest przewidywalna to długo nie mogłam się po niej otrząsnąć. Autorka świetnie przedstawiła ból po stracie najbliższej osoby, spotęgowany jeszcze wszechobecnymi świątecznymi przygotowaniami. A jednak to ten tekst uważam za najbardziej romantyczny i najlepiej pokazujący magię świąt. Dodatkowa zaletą jest dla mnie to że akcja dzieje się w mieście, w którym mieszkam. To mój numer jeden w tej antologii.

Pozytywnym zaskoczeniem były dla mnie dwa inne opowiadania.
Tak jak nie ocenia się książki po okładce, tak nie powinno się oceniać tekstu po tytule. Wiem o tym, a mimo to prawie skreśliłam „Grzesznego Mikołaja” Eweliny Nawary. Nie dość, że sam tytuł mnie do siebie nie przekonał to jeszcze początkowe miejsce akcji kompletnie odrzucało. Mimo to nie lubię zostawiać niedokończonych książek i postanowiłam się do niego zmusić. I wiecie co? Warto było! Tak, jest to typowa historia miłosna, z głównym motywem przewijającym się w wielu tekstach w tej antologii, ale jednocześnie jest bardzo przystępnie napisana i głównych bohaterów naprawdę można polubić.

'W tym roku świąt nie będzie!” pokazuje ten wyjątkowy czas od mniej idealnej strony. Agnieszka Zakrzewska przypomina czytelnikom, że nie każdy ma święta jak z instagrama, z piękną choinką, pełną ozdób, posprzątanym mieszkaniem, idealnymi pierogami i elegancko ubranymi dziećmi. I że to nie jest najważniejsze. Bo w pogoni za dopasowaniem do standardów z telewizji i internetu gubimy to co jest w tym czasie najważniejsze- radość i miłość.

Wszystkie zamieszczone w antologii teksty łączą tytułowe pocałunki pod jemiołą, ale każda z autorek podeszła do tematu inaczej. Oczywiście nie obeszło się bez schematów i tak w wielu opowiadaniach pojawia się motyw dawnego chłopaka, co kiedy czytałam kilka pod rząd było trochę męczące. Ale myślę, że miłośniczki tego typu literatury nie będą miały nic przeciwko. Spodobało mi się w tej książce, że oprócz notek o autorkach, każda z nich miała do wypełnienia krótką świąteczną ankietę na temat ulubionych potraw, czy rodzinnych zwyczajów. Jeśli kochacie święta i ciepłe, romantyczne historie jest to książka dla was.

To nie pierwsza antologia w której znajdziemy opowiadania tych autorek, choć o ile się nie mylę pierwsza wydana przez Kobiecą Stronę Literatury i wydawnictwo Videograf. Zwykle w takich przypadkach pisze pokrótce o każdym opowiadaniu, ale czytałam ją na początku stycznia i z przykrością muszę stwierdzić, że większość z nich kompletnie nie zapadła mi w pamięć. Dlatego wspomnę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Mimo, że od września nie minęło dużo czasu, oczekiwanie na drugi tom „Heartstopper”, wydawało mi się strasznie długie. Historia Nicka i Charliego bardzo mnie zainteresowała i wcale nie spodobało mi się przerwanie jej w najciekawszym momencie, tym bardziej, że, nie oszukujmy się, ciąg dalszy i tak był do przewidzenia. ;-) W drugim tomie znajdziemy to, na co pewnie wiele osób czekało - jeszcze więcej ciepła, miłości i szczęścia głównych bohaterów. Komiks w dużej mierze jest takim poprawiaczem humoru w ponure dni, momentami było dla mnie aż za słodko, ale to pewnie tylko moje zdanie. Na szczęście autorce udało się to zrównoważyć, poruszając tematy odnajdywania i zrozumienia własnej tożsamości i pokazując jak ciężka może być sama myśl o coming out'cie. Pojawiają się też nowe postaci, część również LGBT. Mimo, że ten tom nie zachwycił mnie tak jak poprzedni, to i tak świetnie się przy nim bawiłam i był wytchnieniem po ciężkim dniu.

Mimo, że od września nie minęło dużo czasu, oczekiwanie na drugi tom „Heartstopper”, wydawało mi się strasznie długie. Historia Nicka i Charliego bardzo mnie zainteresowała i wcale nie spodobało mi się przerwanie jej w najciekawszym momencie, tym bardziej, że, nie oszukujmy się, ciąg dalszy i tak był do przewidzenia. ;-) W drugim tomie znajdziemy to, na co pewnie wiele osób...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Lubicie historie o hipisach? A może znacie jakichś lub sami kiedyś nimi byliście? Ja nigdy żadnego nie spotkałam, a opowieści o nich znam jedynie z książek i filmów, ale sama myśl sprawia, że zaczynam marzyć by złapać stopa i pojechać w Bieszczady.

Autorka zabiera nas o wiele dalej. Swoich bohaterów odwiedza nie tylko w Polsce, ale również w Stanach, czy Indiach. Książka podzielona jest na trzy części. „Rodzice” opisującą dorosłych już ludzi, którzy w młodości byli hipisami, oraz ich współczesne losy. „Dzieci” pokazującą jak wyglądało z perspektywy najmłodszych życie w hipisowskim domu, komunie lub wiecznie w drodze. „Rodzice i dzieci” gdzie mamy podsumowanie i jedyną historię opowiedzianą przez obie strony – ojca i syna. Choć cała książka jest pełna różnych emocji, to tu jest ich najwięcej.

Całość zrobiła na mnie spore wrażenie i zmusiła do ponownego przemyślenia tego tematu. Sięgając po nią, sądziłam, że będzie to pełna optymizmu historia o wolności, podróżach i życiu blisko natury, której bohaterowie wyrośli na szczęśliwych i otwartych ludzi. Okazuje się jednak, że nie zawsze tak było. Książka jest dość nierówna. Na początku bardzo mnie wciągnęła i nie mogłam się od niej oderwać, ale z czasem ciężko było mi się skupić gdy autorka przeskakiwała z jednej opowieści na drugą, by za chwilę wrócić do poprzedniej. Wdarł się w jej sposób opowiadania jakiś chaos. Coś co może sprawdziło by się w telewizyjnym serialu, albo powieści dla młodzieży, ale nie koniecznie w reportażu, nawet jeśli doskonale pasuje do codzienności opisanych w nim osób. Z tego względu poleciła bym ją raczej czytelnikom zainteresowanym tematem, którzy będą mogli dzięki niej zweryfikować swoje wyobrażenia.

Lubicie historie o hipisach? A może znacie jakichś lub sami kiedyś nimi byliście? Ja nigdy żadnego nie spotkałam, a opowieści o nich znam jedynie z książek i filmów, ale sama myśl sprawia, że zaczynam marzyć by złapać stopa i pojechać w Bieszczady.

Autorka zabiera nas o wiele dalej. Swoich bohaterów odwiedza nie tylko w Polsce, ale również w Stanach, czy Indiach. Książka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Charlie Spring to młody chłopak grający na perkusji. W przeszłości był prześladowany w szkole gdy wyszło na jaw, że jest gejem. Teraz wraz z nowym rokiem kalendarzowym i rozpoczęciem semestru, zostaje przydzielony do nowej grupy mieszanej. Jego kolegą z ławki zostaje o rok starszy Nick Nelson, członek drużyny rugby, przypominający Charliemu jego prześladowców i sprawiający wrażenie 100% hetero. Mimo widocznych na pierwszy rzut oka różnic chłopcy zaprzyjaźniają się, zaczynają spędzać ze sobą coraz więcej czasu i dzielić wspólne pasje. Z każdym kolejnym dniem Charlie coraz bardziej zakochuje się w Nicku, ale czy jego uczucie zostanie odwzajemnione?

Komiks przedstawia powolny rozwój znajomości chłopców (od stycznia do kwietnia), początkowe obawy i narodziny pięknej przyjaźni. Zwraca też uwagę na ważne tematy, jak prześladowanie, czy wykorzystywanie, pokazując przy tym jak trwały ślad na psychice zostawiają takie sytuacje. Mimo to przez większość czasu jest bardzo przyjemy. Uwielbiam momenty gdy Charlie i Nick są tylko we dwóch, grają na konsoli, oglądają filmy lub bawią się z psem. Choć kreska jest prosta i nie ma wielu szczegółów to łatwo można się wczuć w emocje bohaterów. Przez większość stron uśmiech nie znikał mi z twarzy i bardzo kibicowałam rozwojowi ich relacji. To jedna z tych przyjemnych i lekkich historii które sprawiają, że człowiekowi robi się ciepło w środku. Oczywiście od czasu do czasu los rzuca im kłody pod nogi, ale mimo to całość pozostawia bardzo pozytywne i optymistyczne wrażenie. Odkąd książka trafiła w moje ręce przeczytałam ją trzy albo cztery razy i nie mogę doczekać się kontynuacji.

Charlie Spring to młody chłopak grający na perkusji. W przeszłości był prześladowany w szkole gdy wyszło na jaw, że jest gejem. Teraz wraz z nowym rokiem kalendarzowym i rozpoczęciem semestru, zostaje przydzielony do nowej grupy mieszanej. Jego kolegą z ławki zostaje o rok starszy Nick Nelson, członek drużyny rugby, przypominający Charliemu jego prześladowców i sprawiający...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

„Ćma” to książka z gatunku weird fiction, opisująca nietypową przyjaźń dwóch dziewczyn z zupełnie różnych środowisk i przerażające sytuacje, które im się przytrafiają.

Przez większość czasu język jest bardzo lekki, wręcz potoczny, choć mocno obrazowy. Bohaterki używają przekleństw częściej niż przecinków, a wiele ich rozmów prowadzonych jest na gg lub przez SMSy. Jednak co jakiś czas trafia się opis, który stylem kompletnie odbiega od reszty książki i choć podobały mi się te fragmenty to kompletnie nie kleiły mi się zresztą i dla niektórych mogą być wadą. Autor świetnie przedstawił problemy dorastającej młodzieży i targające nimi emocje i dylematy. Akcja rozwija się powoli, z każdą kolejną stroną rośnie uczucie niepokoju, pojawiają się kolejne niewytłumaczalne sytuacje. Jednak w pewnym momencie miałam wrażenie, że wszystko się zatrzymało. Nawet odłożyłam na kilka dni książkę, bo przestała mnie tak wciągać. Na szczęście później znów wróciła do normy.

Uwielbiam gdy w książkach wspomniana jest muzyka, jakiej słuchają bohaterowie, czasem można w ten sposób poznać coś nowego co pokochamy. I choć nie trafiłam tu na nic nowego, to ilość wymienionych zespołów i utworów to dla mnie wielka zaleta. Właśnie przez muzykę i rozmowy na gg, gdy czytałam ogarnęła mnie nostalgia i zaczęłam wspominać czasy mojego gimnazjum, bo choć bohaterki są w liceum, to z tamtym okresem mojego życia skojarzyły mi się ich przeżycia. Choć oczywiście nie do końca.

Tak czy inaczej jest to świetna historia i w pewnym sensie zaproszenie do odwiedzenia Gór Sowich. Jakub Bielawski stworzył opowieść, do której fragmentów będę chętnie wracać i nie mogę się doczekać jego kolejnych książek, oby znów w pięknym wydaniu odWydawnictwa Vesper .

„Ćma” to książka z gatunku weird fiction, opisująca nietypową przyjaźń dwóch dziewczyn z zupełnie różnych środowisk i przerażające sytuacje, które im się przytrafiają.

Przez większość czasu język jest bardzo lekki, wręcz potoczny, choć mocno obrazowy. Bohaterki używają przekleństw częściej niż przecinków, a wiele ich rozmów prowadzonych jest na gg lub przez SMSy. Jednak co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Książka przybliża nam życie Kurta oraz jego żony Courtney Love od najwcześniejszych lat, ich relacje z rodziną i przyjaciółmi, początki fascynacji muzyką, wzloty i upadki. Pozwala zobaczyć w nich ludzi, z własnymi problemami i nałogami, a nie tylko parę muzyków uśmiechających się do obiektywu. Jest w niej też sporo ciekawostek na temat Nirvany, wypowiedzi osób, które znały osobiście małżeństwo Cobain’ów, a nawet zdjęcia policyjnych raportów. A wszystko to zmierza do jedynego i nieuchronnego końca, o który autorzy pytają w tytule. W tym roku minęło 27 lat od samobójstwa Cobaina, ale czy na pewno było to samobójstwo? Ian Halperin i Max Wallace poddają w wątpliwość oficjalną przyczynę śmierci legendy rocka, a wiele tropów podsunął im Tom Grant, prywatny detektyw wynajęty przez Courtney jeszcze przed śmiercią jej męża. Według autorów książki na broni, z której padł strzał, nie było wyraźnych odcisków palców, a w organizmie muzyka wykryto śmiertelną dawkę heroiny, po której nie byłby w stanie utrzymać strzelby. Dodatkowo list pożegnalny był napisany dwoma różnymi charakterami pisma, a niedługo przed śmiercią, muzyk uporał się z męczącym go od lat bólem. Te oraz inne sytuacje przytoczone przez autorów pozwalają wątpić w oficjalną wersję o samobójstwie, jednak zachęcam, by każdy wyrobił sobie własną opinię.

Mimo że książka ma zaledwie 255 stron, momentami nudziła mnie na tyle, że odkładałam ją na kilka tygodni. Nie jest to jednak kwestia opisanych wydarzeń, a sposobu prowadzenia narracji. Dodatkowo trafiłam na sporo literówek, choć podejrzewam, że te zostały poprawione w nowym wydaniu. Jest to pozycja obowiązkowa dla fanów Nirvany i miłośników teorii spiskowych. Osoby zainteresowane Stanami w latach 80 i 90 (choć głównie Seattle) oraz muzyką z tamtego okresu, też powinny znaleźć tu coś dla siebie.

Książka przybliża nam życie Kurta oraz jego żony Courtney Love od najwcześniejszych lat, ich relacje z rodziną i przyjaciółmi, początki fascynacji muzyką, wzloty i upadki. Pozwala zobaczyć w nich ludzi, z własnymi problemami i nałogami, a nie tylko parę muzyków uśmiechających się do obiektywu. Jest w niej też sporo ciekawostek na temat Nirvany, wypowiedzi osób, które znały...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Słyszeliście kiedyś o prawie przyciągania? Albo o tym, że wasza podświadomość ma ogromną moc? A może ktoś wam kiedyś wspomniał o Sekrecie, dzięki któremu możecie osiągnąć wszystko czego pragniecie? Wszystkie te stwierdzenia opisują to samo zjawisko, dzięki któremu każdy człowiek, który pozna jego mechanizm może spełniać swoje marzenia i rozwijać się.
Niestety mimo wielu publikacji na ten temat dostępnych zarówno w formie książkowej, jak i filmowej, nie każdemu się to udaje. Wiele osób ma problem ze stosowaniem Prawa Przyciągania, a ponieważ informacje zawarte w książkach czasem się od siebie różnią, lub są mało doprecyzowane, łatwo zwątpić w ich prawdziwość.

Ten problem zauważyła również Urszula Falkowska, autorka bloga bodymindmassage.pl i postanowiła napisać książkę, która będzie swoistym kompendium w tej dziedzinie.
„Narzędzia Prawa Przyciągania” to pozycja opisująca to zjawisko krok po kroku, dlatego jeśli nie spotkaliście się z nim jeszcze to z pierwszego rozdziału dowiecie się czym dokładnie jest, jak działa oraz poznacie sytuacje z życia autorki, które utwierdziły ją w tym, że Prawo Przyciągania istnieje i może być bardzo pomocne.
Co jednak z osobami, uważającymi je za bajki dla naiwniaków i niepoprawnych optymistów? Dla osób, które zamiast wiarą, kierują się rozumem, autorka przygotowała rozdział, w którym przedstawia naukowe dowody na istnienie tego zjawiska. Powołuje się w nim na badania naukowców z całego świata, przytacza wyniki eksperymentów (niektóre np. dotyczące wody można zobaczyć na yt) i podaje tytuły ich książek, po które można sięgnąć jeśli chce się poszerzyć swoją wiedzę.
Gdy już poczujecie się zachęceni i przekonani, w dalszej części książki dowiecie się jak właściwie działa ten mechanizm, dlaczego emocje pełnią tak ważną rolę w jego używaniu i jak stosować go w praktyce.

Książka jest napisana w sposób przystępny i wszystko dokładnie tłumaczy, dlatego nawet jeśli nigdy nie mieliście styczności z Prawem Przyciągania tu znajdziecie wszystkie potrzebne wskazówki by zacząć je stosować. Dodatkowo autorka zwraca uwagę na to jaki wpływ mają na nas traumy i fałszywe przekonania nabyte w przeszłości i proponuje skuteczne metody jak sobie z nimi radzić. Mnie nie trzeba było przekonywać, ponieważ kiedyś sama korzystałam z Prawa Przyciągania, czytałam na jego temat i oglądałam filmy, ale mimo to znalazłam tu wiele ciekawych informacji, o których nie miałam pojęcia i poznałam techniki, na które inaczej bym nie trafiła. Zachęciła mnie też do regularnej medytacji, którą do tej pory mocno zaniedbywałam. Jeśli szukacie motywacji i sposobu by zrealizować swoje plany i marzenia, to może być książka dla was. A jeżeli nadal nie jesteście pewni czy ten temat was zainteresuje, zachęcam do zapoznania się z blogiem oraz instagramem autorki, gdzie znajdziecie mnóstwo pozytywnych treści zachęcających do dalszego rozwoju.

Słyszeliście kiedyś o prawie przyciągania? Albo o tym, że wasza podświadomość ma ogromną moc? A może ktoś wam kiedyś wspomniał o Sekrecie, dzięki któremu możecie osiągnąć wszystko czego pragniecie? Wszystkie te stwierdzenia opisują to samo zjawisko, dzięki któremu każdy człowiek, który pozna jego mechanizm może spełniać swoje marzenia i rozwijać się.
Niestety mimo wielu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

"Dobrym miesiącem jest marzec, kiedy luty ucieka tylnymi drzwiami, a od frontu już czeka wiosna - dobrym miesiącem na zmiany."

Vianne Rocher jest młoda matką, podróżującą wraz z sześcioletnią córką Anouk od miasta do miasta i nigdzie nie zagrzewającą dłużej miejsca. Do Lansquenet-sous-Tannes trafiają w lutym, podczas karnawału. Nie jest to miasto, a raczej wieś, w której nie ma nawet komisariatu. Kobieta od razu zwraca uwagę na specyficzne zachowanie społeczności, ludzie nie wiedzą jak się zachować, zamiast czerpać radość z zabawy wstydzą się jej, kolorowych strojów i chorągiewek. Gdy tylko dzień się kończy wszystko zostaje szybko uprzątnięte, a mieszkańcy wracają do swojej szarej rutyny. Vianne postanawia się tu zatrzymać, wynajmuje starą, zaniedbaną piekarnię, a po odremontowaniu otwiera w niej sklep z czekoladą. Jednak nie wszystkim podoba się ta zmiana, a największym przeciwnikiem naszej bohaterki będzie osoba do tej pory najbardziej szanowana w społeczności – młody ksiądz, uważający otwarcie „La Celeste Praline” za osobistą zniewagę. Tym bardziej, że trwa wielki post, a zapachy wydobywające się ze sklepiku kuszą przechodzące obok osoby, zachęcając do wejścia i skosztowania niesamowitych, ręcznie robionych specjałów. Sytuacja staje się jeszcze bardziej napięta gdy w okolicy zjawiają się rzeczni cyganie.

"Wiem, co która lubi. To jest talent, sekret zawodowy, tak jak wróżki czytają przyszłość z dłoni. (...)Matka by powiedziała z dobrotliwą pogardą, że jestem alchemiczką niskiego lotu, domową czarownicą, kiedy mogłabym być cudotwórczynią. Ale ja lubię moją klientelę."

Vianne mimo swoich dwudziestu pięciu lat zna życie i ludzi o wiele lepiej niż wielu starszych mieszkańców Lansquenet. Spędziła ten czas podróżując po europie najpierw ze swoją matką, a później z córka, poznając inne kultury i zwyczaje. Zna też ludzki gust i uwielbia tworzyć czekoladowe słodkości idealne dla danej osoby. I właśnie w tej znajomości ludzkich pragnień jest coś co księdza podświadomie do niej zniechęca. Pewna ledwo zauważalna magia, którą kobieta się posługuje. Widać ją w wypędzaniu złych bytów po zakupie piekarni i w przechowywanych w szkatułce starych kartach jej matki. Jest to jeden z elementów, którego nie było w filmie aż tak widać i sprawił, że książka przemówiła do mnie o wiele bardziej.

Reynaud to młody ksiądz, bardzo mocno trzymający się nauk kościoła i nie akceptujący zwyczajnych ludzkich słabości. Od początku nasz kaznodzieja stara się zniechęcić wiernych do odwiedzania La Celeste Praline, mówiąc im o grzechu łakomstwa i folgowania zachciankom w trakcie postu. Ma też swoje mroczne sekrety z przeszłości. Jest dla mnie wyjątkowo odpychającą postacią i naprawdę zastanawiałam się jak trafił na swoje stanowisko, bo poznając jego zdanie na temat społeczności widzę, że kompletnie się do tego nie nadaje.

Moją ulubiona bohaterką jest Armande Voizin. Zbuntowana staruszka robiąca co jej się podoba, często na przekór wszystkim i nie utrzymująca bliższych kontaktów z pozostałymi mieszkańcami, oraz ze swoją rodziną. Szybko zaprzyjaźnia się ona z Vianne i często odwiedza jej sklep by skosztować czekolady i porozmawiać. Jest matką Caroline Clairmont, jednej z bardziej udzielających się osób w miasteczku i kościele, która nie pozwala jej widywać się z wnukiem.

Dla znających film powinnam pewnie wspomnieć o Roux, jednym z rzecznych cyganów, Jednak jego postać na tyle różni się od tej granej przez Deppa, że zachęcam byście przekonali się o tym sięgając po książkę.

"-Myślę-powiedziałam - że nie ma czegoś takiego jak dobry czy zły chrześcijanin. Są tylko dobrzy i źli ludzie."

Historia opowiadana jest na przemian z dwóch perspektyw. Vianne i Reynauda, dzięki czemu możemy poznać ich spojrzenie na różne sytuacje, mieszkańców, oraz powody ich wzajemnej niechęci. Widzimy tez jak różnie zachowują się ludzie w towarzystwie tych dwóch osób. Gdy Reynaud wywołuje w nich jedynie poczucie winy, Vianne z radością daje im nadzieję i namawia do bycia sobą. Oprócz ciekawej fabuły i cudownego przesłania, książka jest też pełna interesujących, zróżnicowanych postaci. Każda z nich ma swoją przeszłość, swoje nawyki i zmartwienia. Autorka pięknie opisała zmagania mieszkańców malej francuskiej wsi z ich codziennymi drobnymi kłopotami i tym „co ludzie powiedzą” i dała nam do zrozumienia, że bycie innym nie zawsze oznacza bycie gorszym, a nasze szczęście zależy od tego jak patrzymy na świat i reagujemy na codzienne sytuacje. To przyjemna, pełna słodyczy i ciepła powieść w sam raz na coraz dłuższe jesienne wieczory.

"Czy od tego uciekała? Nie przed śmiercią, tylko od tysięcy maleńkich skrzyżowań jej życia z życiem innych, od zerwanych związków, od ogniw będących ogniwami wbrew samym sobie, od obowiązków? Czy przez tamte wszystkie lata uciekałyśmy od naszych miłości, przyjaciół, przypadkowych słów wypowiedzianych w przejściu, słów, które mogą zmienić kurs całego życia?"

"Dobrym miesiącem jest marzec, kiedy luty ucieka tylnymi drzwiami, a od frontu już czeka wiosna - dobrym miesiącem na zmiany."

Vianne Rocher jest młoda matką, podróżującą wraz z sześcioletnią córką Anouk od miasta do miasta i nigdzie nie zagrzewającą dłużej miejsca. Do Lansquenet-sous-Tannes trafiają w lutym, podczas karnawału. Nie jest to miasto, a raczej wieś, w której...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Artur to niezbyt towarzyski licealista, kiepski z polskiego i mający swoje dziwactwa. Jednym z nich jest używanie języka migowego w komunikacji miejskiej, gdy ignorowani ludzie nie dają za wygraną. Janek to niepoprawny optymista (choć optymizm ten przygasa odrobinę w starciu z matematyką), we wszystkim szukający dobrych stron i nie zrażający się gdy chłopak zaczepiony w autobusie odmiga mu zamiast odpowiedzieć. Upór Janka i wsparcie Magdy powoduje, że chłopców zaczyna łączyć coś więcej niż tylko wspólna nauka. Wraz z rozwojem fabuły poznajemy też ich przeszłość, rodziny i motywacje, towarzyszymy im w życiu szkolnym i nie tylko.

„On jest taką uroczą pierdołą. Ty jesteś wrednym bucem. Dopełniacie się.”

Postaci w książce są bardzo zróżnicowane. Choć jak dla mnie dość… schematyczne. Artur jest zamknięty w sobie, nie ma znajomych poza Magdą i jakoś szczególnie mu ten stan nie przeszkadza. Mieszka sam, w wolnych chwilach rysuje i użala się nad sobą.
Janek to wiecznie uśmiechnięty chłopak, trochę oderwany od rzeczywistości, uwielbiający pieczenie ciast, czytanie fanfików i pewien kanał na youtube. I oczywiście mający wyjątkowo ciekawą rodzinę.
Jest i Magda, głośne dziewczę z kolorowymi włosami, wpadające do głównego bohatera bez zapowiedzi i lubiące wywracać jego życie do góry nogami.
Mamy też idealną przewodniczącą, ładną, miłą, pomocną i z problemami, które ukrywa przed innymi.

„Nawet gdybym musiał wybierać, zawsze wybrałbym ciebie.”

Opisy zachowań postaci, ich charaktery, relacje, a nawet retrospekcje przypominają jakąś szkolną serię anime, łącznie z nieobecnością rodziców głównego bohatera, dziwnymi rodzicami drugiego i dorywczą pracą w kawiarni jednej z bohaterek. Mimo to, a może właśnie dlatego, książkę czytało mi się szybko i przyjemnie. Również poczucie humoru idealnie do mnie trafiało i specjalnie zmuszałam się do przerw by starczyło mi jej na dłużej. Język jest prosty i odpowiedni dla książki młodzieżowej, co niewątpliwie jest zaletą, tak samo jak pojawiające się czasem zapisy czatu facebooka lub SMSów. Jedynie okładka nie do końca mnie przekonała, o ile sam kolor mi się podoba i obrazek pasuje do treści, to zabrakło mi w niej czegoś co by mnie jakoś bardziej zachęciło. Jest jakby… zbyt prosta. Ale to tylko moje zdanie, a umówmy się, nie zaliczam się raczej do grupy docelowej tej książki. Weronika Łodyga stworzyła lekką i przyjemną w odbiorze historię miłości dwóch nastolatków. Nie jest ona ani zbyt przesłodzona, ani nadmiernie dramatyczna, dlatego chętnie będę do niej wracać. Czekam też na jej kolejne książki.

Artur to niezbyt towarzyski licealista, kiepski z polskiego i mający swoje dziwactwa. Jednym z nich jest używanie języka migowego w komunikacji miejskiej, gdy ignorowani ludzie nie dają za wygraną. Janek to niepoprawny optymista (choć optymizm ten przygasa odrobinę w starciu z matematyką), we wszystkim szukający dobrych stron i nie zrażający się gdy chłopak zaczepiony w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Lubicie „Alicję w Krainie Czarów”? Ja uwielbiam, dlatego nie mogłam sobie odmówić sięgnięcia w zeszłym roku, po pięknie wydaną „Alicję” Wydawnictwa Vesper. Choć historia znacząco różni się od tej, którą wszyscy znamy z dzieciństwa, to również odnajdziemy w niej niesamowite przygody oraz magię, a dodatkowo sporą dawkę przemocy. Główną bohaterkę poznajemy w chwili gdy przebywa w szpitalu psychiatrycznym. Gdy w budynku wybucha pożar, dziewczyna z pomocą swojego towarzysza z sąsiedniego pokoju wydostaje się na wolność. Wspólnie wyruszają w podróż, mająca im pomóc w odkryciu własnej przeszłości. Akcja książki toczy się bardzo szybko, przez co ciężko się od niej oderwać. Momentami przypominała mi grę, w której bohaterowie wykonują kolejne zadania i i walczą z konkretnymi przeciwnikami by w końcu trafić do głównego bossa. Autorka przemyca też kilka tematów społecznych do przemyśleń.
Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej, zapraszam do przeczytania recenzji na moim blogu https://kacikksiazkowyirene.blogspot.com/2021/06/recenzja-alicji-christiny-henry.html

Lubicie „Alicję w Krainie Czarów”? Ja uwielbiam, dlatego nie mogłam sobie odmówić sięgnięcia w zeszłym roku, po pięknie wydaną „Alicję” Wydawnictwa Vesper. Choć historia znacząco różni się od tej, którą wszyscy znamy z dzieciństwa, to również odnajdziemy w niej niesamowite przygody oraz magię, a dodatkowo sporą dawkę przemocy. Główną bohaterkę poznajemy w chwili gdy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

„Red White & Royal Blue” Casey McQuiston, to historia Alexa, syna prezydentki USA. Chłopak nie przepada za księciem Henrym i gdy spotykają się na brytyjskim dworze, podczas ślubu jego brata Filipa, dochodzi do kłótni, zakończonej w torcie weselnym. Ich sprzeczka wywołuje kryzys dyplomatyczny. By go załagodzić chłopcy zmuszeni są spędzić razem jeden dzień udając najlepszych przyjaciół. Ku zaskoczeniu wszystkich (a szczególnie Alexa) na jednym spotkaniu się nie kończy, co więcej, kontakt staje się coraz częstszy, a ich dziwna znajomość powoli zaczyna przeradzać się w uczucie. Jako osoby publiczne, są zmuszeni ukrywać je dosłownie przed całym światem.
W tle cały czas przewija się polityczna walka o władzę. Na szczęście nie ma tu jakichś skomplikowanych intryg. Surowe zasady dworu i unikanie skandali, wyraźnie kontrastują z pozornie lekkim podejściem Tria Białego Domu, chwalącego się imprezami na Instagramie. Matka Alexa stara się o drugą kadencję, sam chłopak próbuje jej pomagać na ile może i studiuje by w przyszłości też zająć się polityką, co jest jednocześnie jego pasją. Za to Henry dbając o dobry wizerunek rodziny, nie może robić nic, co wcześniej nie zostanie zatwierdzone, za to wiele aktywności ma odgórnie narzuconych. Oprócz głównych bohaterów, poznajemy też ich rodziny, szczególnie siostry, które dla obu są ogromnym wsparciem, i przyjaciół.

Książka oprócz wątków romantycznych porusza też tematy nieczystych politycznych zagrywek, mniejszości różnego rodzaju i tego jak późno (ku własnemu zaskoczeniu) można zrozumieć i odkryć samego siebie. I to był tak naprawdę najciekawszy aspekt opowieści. Telefony w środku nocy, dziwne wiadomości kończące się cudownymi cytatami, i to gdy jeden z bohaterów zaczął sobie uświadamiać fakty ze swojej przeszłości, na które wcześniej nie zwrócił uwagi. Historia była przyjemna, choć nie wciągnęła mnie jakoś szczególnie i gdyby nie notatki, to pewnie już bym jej nie pamiętała. Pod tym względem była jak świąteczna komedia romantyczna- lekka,ciepła i szybka do zapomnienia. Nie zżyłam się ani trochę z postaciami i nie była bym nawet w stanie powiedzieć jak wyglądali, w pamięć zapadł mi jedynie Rafael Luna, będący przyjacielem rodziny (który nie pojawiał się zbyt często). Mocno raziło mnie też to, że nie potrafiłam uwierzyć w tę historię, w jej prawdopodobieństwo, ale ten problem mam z większością romantycznych młodzieżówek. Po prostu zbytnio ich nie czuję. Jednak jeśli wy takowe lubicie i nie rażą Was wątki homoseksualne, to jest szansa, że książka przypadnie Wam do gustu. Nie jest to książka, do której planuję wracać, albo polecać wszystkim wokół. Może jeśli kiedyś pojawiła by się ekranizacja to sięgnę po nią ponownie, by zobaczyć na ile film jest wierny oryginałowi. Ale póki co się na to nie zapowiada.

„Red White & Royal Blue” Casey McQuiston, to historia Alexa, syna prezydentki USA. Chłopak nie przepada za księciem Henrym i gdy spotykają się na brytyjskim dworze, podczas ślubu jego brata Filipa, dochodzi do kłótni, zakończonej w torcie weselnym. Ich sprzeczka wywołuje kryzys dyplomatyczny. By go załagodzić chłopcy zmuszeni są spędzić razem jeden dzień udając najlepszych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

„Wybrzeże Snów” było książką, na którą w tym roku czekałam najbardziej. Po świetnym drugim tomie, od zakończenia serii wymagałam naprawdę dużo, szczególnie po tym, co autorka zafundowała swoim czytelnikom na koniec „Jeziora Cieni”. Dlatego, gdy tylko znalazłam chwilę, od razu wzięłam się za czytanie.

„Ze wszystkich twoich dotychczasowych głuopot i błędów to jest zdecydowanie najgłupsza rzecz, jaka przyszła ci do tej rozczochranej głowy.”

Historia zaczyna się tam gdzie skończył się tom drugi. I tak jak wszystko się zaczęło. Lirr dryfująca w morzu… Jednak tym razem to nie piratów, a Mildę widzi po przebudzeniu. Rusałka stara się namówić ja do powrotu na Wyspę Mgieł, ale zrozpaczona dziewczyna ma inne plany i, choć początkowo nie są doprecyzowane, to jasno postawiony cel i wrodzona determinacja sprawiają, że w Lirrian zachodzi ogromna zmiana, na szczęście na lepsze. Razem z przyjaciółka ruszają w podróż do Baer Rydd, gdzie dziewczyna planuje poprosić o pomoc Asterle. Na miejscu prócz Idunnów, czeka na nią niespodziewany gość. A to dopiero początek jej drogi ku zemście na magach Kręgu.

„Nie lekceważ mnie! Jestem silniejsza niż, sądziłam, a oni słabsi, niż im się wydaje.”

Jestem zachwycona tym jak Elirrianoi dojrzała na przestrzeni tych trzech tomów. W pierwszym była nie do zniesienia i gdyby nie inni bohaterowie pewnie bym go nie dokończyła, w drugim nadal trochę mnie irytowała, ale miewała też dobre momenty, tutaj natomiast w końcu była silną, zdecydowaną postacią, wiedzącą czego chce od życia i dążącą do tego. I takie bohaterki to ja lubię.

„W ucieczce nie ma żadnej hańby.-Usłyszała za sobą przytłumiony głos rusałki. - Czasami rozdziela bohaterstwo od głupoty.”

Jeśli mieliście w poprzednich tomach jakąś drugoplanową postać, którą lubiliście, jest duża szansa, że i tu ją spotkacie (nie mam oczywiście na myśli tych, które zginęły). Jak pisałam wcześniej, już na pierwszych stronach pojawia się Milda, choć początkowo sprawia wrażenie odmienionej, to nadal nasza cudownie roztrzepana rusałka, którą pamiętamy z wcześniejszych tomów. Nie zabraknie też Niedźwiedzia, który niejednym zaskoczy czytelników. Nie sądziłam, że to możliwe, ale polubiłam go jeszcze bardziej. Za to Mikko, choć się pojawia, to przemyka niemal niezauważony i, mimo wszystko, bardzo mi jego postaci tutaj brakowało.

„Lirr pomyślała, że tak właśnie musi wyglądać śmierć; ostateczna forma samotności jak jeden długi, niekończący się oddech, poprzedzający nieznane, którego obawiamy się od dnia urodzenia.”

Przyznam, że ciężko mi powiedzieć o tej książce cokolwiek, by nie zdradzić za dużo. Ciągle coś się dzieje, bohaterowie są w nieustannym ruchu odwiedzając wiele miejsc znanych z poprzednich tomów. Lirr nigdy nie miała łatwo, ale teraz ma wyjątkowo pod górkę. W lasach roi się od łowców mocy, Maeve znów knuje, a gdy nasza bohaterka już zdecydowała co musi zrobić, wszyscy chcą jej wybić ten pomysł z głowy. Wiele zagadek się wyjaśnia, choć nie wszystkie z rozwiązań mi się spodobały. Najbardziej w pamięć zapadła mi świetna scena walki, oraz moment w którym Lirr skojarzyła mi się z … Gandalfem (przez co zakrztusiłam się herbatą ze śmiechu). Było też coś, co mnie trochę denerwowało - w pewnym momencie, wyjątkowo często, pojawiały się wzmianki o kruczym dziobie, które, choć początkowo zabawne, w końcu stały się męczące.

„Była w nim tajemnica i strach, głębia sztormowego oceanu i chłód zimowej nocy, była euforia wznoszenia się wyżej i wyżej w przestworza, tęsknota za pustym horyzontem i upajającą wolnością, jakiej nie mógł zaznać nigdy człowiek.”

Jako dziecko kochałam mity i legendy różnych ludów. „Mitologię” Parandowskiego przeczytałam kilka razy nim zaczęliśmy ja przerabiać na polskim. U Marii Zdybaskiej widzę tę samą miłość i inspirację . „Wybrzeże Snów”, a szczególnie jego koniec czytało mi się jak mit. I nie mogłam się od niego oderwać.

„Wybrzeże Snów” było książką, na którą w tym roku czekałam najbardziej. Po świetnym drugim tomie, od zakończenia serii wymagałam naprawdę dużo, szczególnie po tym, co autorka zafundowała swoim czytelnikom na koniec „Jeziora Cieni”. Dlatego, gdy tylko znalazłam chwilę, od razu wzięłam się za czytanie.

„Ze wszystkich twoich dotychczasowych głuopot i błędów to jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Książka od pierwszej strony urzekła mnie przepięknym językiem. Opisy budynków (szczególnie zamek Raidena) i baśniowych krajobrazów były bardzo realistyczne i sprawiały, że czułam jak bym tam była. Historia, z początku powolna i trochę nudnawa, nabiera tempa gdy dziewczyna spotyka rusałkę, a kiedy poznajemy Raidena to już nie sposób się oderwać. Jest to opowieść pełna magii i zapachu morza, idealna na wakacje, lub zimowe wieczory, gdy chcemy powspominać letni czas. Przyznam, że za drugim razem czytało mi się ją łatwiej i nawet Lirr nie irytowała aż tak bardzo, być może dlatego, że znałam już świetny drugi tom. Pokochałam wykreowany przez Marię Zdybską świat, jego tajemnice i złożonych, doświadczonych przez los bohaterów. Jest to naprawę dobrze napisana fantastyka, ze świetną fabułą i niezwykle realistycznie ukazanymi emocjami postaci, bardzo działająca na wyobraźnię. Odkładając książkę, żałowałam, że to już koniec.

Cała recenzja znajduje się tu: https://kacikksiazkowyirene.blogspot.com/

Książka od pierwszej strony urzekła mnie przepięknym językiem. Opisy budynków (szczególnie zamek Raidena) i baśniowych krajobrazów były bardzo realistyczne i sprawiały, że czułam jak bym tam była. Historia, z początku powolna i trochę nudnawa, nabiera tempa gdy dziewczyna spotyka rusałkę, a kiedy poznajemy Raidena to już nie sposób się oderwać. Jest to opowieść pełna magii...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Zachwycił mnie styl jakim napisana jest książka, idealnie oddaje klimat ciepłego, letniego dnia w małym Włoskim miasteczku. Akcja toczy się powoli, jej spokój udziela się czytelnikowi, ale nie sposób się oderwać. Autor dużo uwagi poświęca na przemyślenia i uczucia Elio. Doskonale pokazuje rozwój młodzieńczej fascynacji w niepohamowane pożądanie i w końcu uczucie, oraz targające chłopakiem dylematy. Dzięki temu dostajemy piękną, realistyczną opowieść o miłości. Nie jest to jednak historia bez wad. Niektóre opisy zachowań Elio (i czasem Olivera) były dla mnie obrzydliwe. Jedna z tych scen pojawiła się też w filmie, ale przyznam, że łatwiej mi się na nią patrzyło niż o niej czytało. I choć rozumiem jaki był zamysł Andre Acimana, to jednak ciężko było mi przez nie przebrnąć. Dla tych, którzy nie znają książki, ani filmu i mogliby źle zinterpretować moje słowa – nie mam tu na myśli scen łóżkowych, ani innego okazywania sobie uczuć przez mężczyzn. Miłość to miłość. Póki nie krzywdzi się nikogo i nie robi nic wbrew woli którejś ze stron, to nic innym do tego.
Autor jest mistrzem w opisywaniu emocji (co widać nie tylko tutaj, ale również w zaczętej przeze mnie niedawno jego książce „Osiem białych nocy”), dlatego mimo wszystko oceniam „Tamte dni, tamte noce” wysoko i chętnie będę do niej wracać, szczególnie do scen w Rzymie, które w filmie zostały mocno skrócone i do pominiętego w ekranizacji zakończenia.
Czytanie jej było dla mnie jak wyrwanie się z domu na prywatną, gorącą Włoską plażę. Polecam ją szczególnie tym, którym nie przeszkadza romans dwóch mężczyzn i są w stanie przymknąć oko na kilka niesmacznych scen. Będziecie zachwyceni.
Więcej recenzji na https://kacikksiazkowyirene.blogspot.com/

Zachwycił mnie styl jakim napisana jest książka, idealnie oddaje klimat ciepłego, letniego dnia w małym Włoskim miasteczku. Akcja toczy się powoli, jej spokój udziela się czytelnikowi, ale nie sposób się oderwać. Autor dużo uwagi poświęca na przemyślenia i uczucia Elio. Doskonale pokazuje rozwój młodzieńczej fascynacji w niepohamowane pożądanie i w końcu uczucie, oraz...

więcej Pokaż mimo to