rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Sprawia wrażenie pisanej w pośpiechu. Mimo, że wciąż mamy do czynienia z plejadą postaci, to są to raczej papierowe wycinanki, niż pełnokrwiści bohaterowie. Zabiegi narracyjne zaczerpnięte ze scenopisarstwa wprowadzają chaos i męczą, zamiast dawać poczucie świeżości.
Sama intryga również mało ciekawa.
Na plus wątek nowych technologii.
Obok Niny Frank najsłabsza z książek autorki.

Sprawia wrażenie pisanej w pośpiechu. Mimo, że wciąż mamy do czynienia z plejadą postaci, to są to raczej papierowe wycinanki, niż pełnokrwiści bohaterowie. Zabiegi narracyjne zaczerpnięte ze scenopisarstwa wprowadzają chaos i męczą, zamiast dawać poczucie świeżości.
Sama intryga również mało ciekawa.
Na plus wątek nowych technologii.
Obok Niny Frank najsłabsza z książek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Za te 900 stron! Za te pięć tomów trzymania czytelnika w szachu! Za papierowych bohaterów! Za miałki język! Za to wszystko te trzy gwiazdki.

Dramat. Jedyny plus piątego tomu PCA to fakt, że jest on ostatni i kolejnych już nie będzie (oby!).

Ziemiański nawet nie sili się na jakąkolwiek finezję. Dobrze ujął jego prozę autor wpisu na Nonsensopedii: wyróżnia się brakiem dialogów, w miejsce których bohaterowie wygłaszają monologi. Konkretnie to ekspozycje. WSZĘDZIE EKSPOZYCJE!

Wielka, kosmiczna intryga, ostatnia rzecz, która trzymała mnie przy lekturze okazała się być DURNYM MAGOFINEM! (lub jak kto woli z angielska - MacGuffinem). To już zakończenie z rodzaju WTF pierwszej trylogii było łatwiejsze do przełknięcia, niż ten kawał niestrawialnego kloca.

Czwarty tom PCA niósł nadzieję na poprawę. Pojawiły się nowe, zaskakujące wątki, które w piątym tomie Ziemkiewicz skutecznie przyciął do znanej sobie sztancy.

Nic, kompletne zero. Muszę zmienić recenzję pierwszego tomu i wołami wywalić na jej wstępie ostrzeżenie, dla każdego kto chciałby zaczynać z tym syfem, żeby tego BROŃ CIĘ PANIE BOŻE NIE ROBIŁ!

Za te 900 stron! Za te pięć tomów trzymania czytelnika w szachu! Za papierowych bohaterów! Za miałki język! Za to wszystko te trzy gwiazdki.

Dramat. Jedyny plus piątego tomu PCA to fakt, że jest on ostatni i kolejnych już nie będzie (oby!).

Ziemiański nawet nie sili się na jakąkolwiek finezję. Dobrze ujął jego prozę autor wpisu na Nonsensopedii: wyróżnia się brakiem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Z książki na książkę Autorka ma coraz lepszy warsztat i sprawniej kreuje scenę i głównych aktorów swoich zbrodniczych dramatów. Niestety, podobnie jak sprawa Niny Frank, Tylko martwi nie kłamią nie dorastają do poziomu Florystki.

Niemniej jest to dobry kryminał, z ciekawym twistem, choć w przeciwieństwie do Florystki zabrakło mi tu wniosków wysuwanych na podstawie analizy akt czy pracy operacyjnej. Mam wrażenie, że rozwiązanie zagadki przychodzi bohaterom zbyt łatwo.

Z książki na książkę Autorka ma coraz lepszy warsztat i sprawniej kreuje scenę i głównych aktorów swoich zbrodniczych dramatów. Niestety, podobnie jak sprawa Niny Frank, Tylko martwi nie kłamią nie dorastają do poziomu Florystki.

Niemniej jest to dobry kryminał, z ciekawym twistem, choć w przeciwieństwie do Florystki zabrakło mi tu wniosków wysuwanych na podstawie analizy...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Solidny kryminał. Postaci stworzone z krwi i kości same prowadzą autorkę, a zagadka nie rozwiązuje się do ostatnich stron powieści. Mogę szczerze polecić, choć literacko jest to przeciętniak, ale ostrzegam - wciąga jak bagno!

Solidny kryminał. Postaci stworzone z krwi i kości same prowadzą autorkę, a zagadka nie rozwiązuje się do ostatnich stron powieści. Mogę szczerze polecić, choć literacko jest to przeciętniak, ale ostrzegam - wciąga jak bagno!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Prosty język. Proste przesłanie. Antyutopia. Niby nic nadzwyczajnego, ale na bezrybiu i rak ryba. Dla wielbicieli gatunku.

Prosty język. Proste przesłanie. Antyutopia. Niby nic nadzwyczajnego, ale na bezrybiu i rak ryba. Dla wielbicieli gatunku.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na wszystkie byty i bóstwa przewalające się w tej książce (aż dziw, że zabrakło Teutatesa) - czemuż jest ona tak pretensjonalna?!!!

Aby oddać ilość kiepskiej jakości bon motów i inteligenckich żarcików okraszających pretekstową fabułę rozwleczoną na tych prawie 600 stronach nie wystarczają słowa powszechnie akceptowalne, takie jak: upstrzona, ubabrana, utytłana w żarcikach - trzeba by sięgnąć po wulgaryzm, równie kojarzący się z wyżej wymienionymi epitetami, jak i staniem głębokiego upojenia alkoholowego.

Puste masturbowanie się własną erudycją, dowcipami i akrobacjami intelektualnymi. Podbudowywanie ego drwinami ze wszystkich i wszystkiego. Błazenada. Powieść zaczynająca się nigdzie i zmierzająca donikąd - czy w takim wypadku w ogóle zasługuje na miano powieści?

A przecież pomysł był tak dobry, choć nie nowy - bogowie zstępują ponownie na ziemię. Prosty punkt wyjścia i niech się dzieje! Niestety - tu się nie dzieje. Różnica zostaje zatarta - bóstwo, człowiek - jeden pies. Jedynie możliwości nieco większe.

No i na koniec zostawiam koniec.
Przedstawione "losy" bohaterów na ponad pięciuset stronach to - patrząc od strony fabuły - w zasadzie wstęp. Gdy pojawia się zapowiedź punktu zwrotnego - żaden zwrot poważny się nie dzieje. Gdy znów na horyzoncie majaczy plot point - książka się kończy. Ucina. Autor dopisuje epilogi każdej z postaci, poświęcając nie więcej jak pół stronicy dla każdej.

Dzięki bardzo, poczułem się tak, jakbyś nagle, Autorze, stwierdził: dobra, w dupie mam, nie chcę mi się już pisać - ciach, koniec i bomba.

Ja dziękuję za takie czytadła i proszę mi ich nie nominować do nagród żadnych, albo przynajmniej jednocześnie wraz z nimi w jednym szeregu nominować fantastykę.

Na wszystkie byty i bóstwa przewalające się w tej książce (aż dziw, że zabrakło Teutatesa) - czemuż jest ona tak pretensjonalna?!!!

Aby oddać ilość kiepskiej jakości bon motów i inteligenckich żarcików okraszających pretekstową fabułę rozwleczoną na tych prawie 600 stronach nie wystarczają słowa powszechnie akceptowalne, takie jak: upstrzona, ubabrana, utytłana w żarcikach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Materiał Sumlińskiego to bomba. Fakt, że broni się przed sądami, a kolejnych pozwów nie widać - to neutronówka.

Tylko dlaczego w jego nowych pozycjach pojawiają się CAŁE FRAGMENTY PRZEPISANE SŁOWO W SŁOWO Z POPRZEDNICH?!!!

Materiał Sumlińskiego to bomba. Fakt, że broni się przed sądami, a kolejnych pozwów nie widać - to neutronówka.

Tylko dlaczego w jego nowych pozycjach pojawiają się CAŁE FRAGMENTY PRZEPISANE SŁOWO W SŁOWO Z POPRZEDNICH?!!!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niezły bigos. Rwana narracja, rwane zdania, abstrakcyjne metafory. Zachywyt nad rzeczami, zachwyt nad smakami, niezrozumiały dla sceptyka. Kto poda rękę Pilchowi i da mu się wciągnąć i prowadzić poprzez jego krakowski światek - ten może da się zauroczyć tej prozie. Dla mnie, z poziomu warszawskiego przyziemia nie ma w tym nic atrakcyjnego - stoję z boku i patrzę jak głupi szczerzy się do sera.

Niezły bigos. Rwana narracja, rwane zdania, abstrakcyjne metafory. Zachywyt nad rzeczami, zachwyt nad smakami, niezrozumiały dla sceptyka. Kto poda rękę Pilchowi i da mu się wciągnąć i prowadzić poprzez jego krakowski światek - ten może da się zauroczyć tej prozie. Dla mnie, z poziomu warszawskiego przyziemia nie ma w tym nic atrakcyjnego - stoję z boku i patrzę jak głupi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Smutna opowieść. Raczej opowiadanie. Dla fanów Dukaja.

Smutna opowieść. Raczej opowiadanie. Dla fanów Dukaja.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Takie sobie, dwie nowele.

Takie sobie, dwie nowele.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

*** RECENZJA DLA TYCH, CO POPRZEDNIE CZĘŚCI PRZECZYTALI ***
(uwaga - drobne spojlery)

Do przeczytania książki nie mam co Was przekonywać. I tak ją przeczytacie. Chcę jednak Was ostrzec przed nadmiernym entuzjazmem - wtedy może lektura będzie Wam milsza.

Coś Grzędowiczowi poszło nie tak. Być może przerosło go to, co wykreował w pierwszym tomie swojej sagi. Może to kwestia "pisania w biegu". A może zabrakło boskiej iskry?

Czwarty tom nie zryje Wam mózgownic. Nie będziecie zbierać szczęki z podłogi. Ba, niektórzy z Was pewnie nie będą nawet mieli poczucia niemożności oderwania się od lektury! Bo Czwarty Tom jest zwyczajnie bardzo dobry. Nie rewelacyjny, nie powalający - ot, bardzo dobry. A tego po tak rozbuchanych wątkach, po tak epickim rozmachu, po tak arcygenialnej sytuacji wyjściowej, mistrzowskim gambicie - nid tego oczekiwaliśmy.

900 stron zaczynających się dokładnie tam, gdzie zakończył się poprzedni tom. Wniosek? Konstrukcja tomów nie przemyślana. Żadnych retrospekcji, żadnych przeskoków w czasie i miejscu. To nie Sapkowski.
Fakt, chwała Grzędowiczowi, że pozamykał wszystkie wątki. Wszystko zostało wytłumaczone i wyjaśnione - choć może nie w powalający sposób - o tym później - ale przecież to sam Autor sobie takiego bigosu narobił, to Autor zaplątał ten węzeł gordyjski w tomie drugim i trzecim! I niestety - tak jak rozwiązanie węzła gordyjskiego, tak i zakończenie PLO nie jest szczytem finezji.

Nie znajdziecie tu twistu na miarę choćby "Człowieka z wysokiego zamku". Opisana przez Grzędowicza pomysłowość obrońców Lodowego Ogrodu w porównaniu z cudeńkami wymyślonymi przez KTLewandowskiego w Notece przypomina zestawienie Pomysłowego Dobromira z Pogromcami Mitów. Klamra spinająca początek i koniec jest zupełnie nijaka, dla mnie była wręcz rozczarowująca - jak finały prozy Zajdla. Nie uronicie także łez w trakcie lektury, bo zbyt mało w niej wzruszeń, zbyt mało emocji, którymi skrzyły się poprzednie tomy.

Tak, PLO czyta się dość szybko - jak na taką kolubrynę. Tak, świat PLO jest wyjątkowy - ale z drugiej strony to wiedzieliśmy już po poprzednich tomach. Tak - to najlepszy cykl w polskiej fantasy od czasów Wiedźmina. A mimo tego...

Czuję wieeeelki niedosyt. Trudno krytykować tę książkę - ktoś może powiedzieć, że się czepiam. Spodziewałem się jednak mistrzostwa na miarę Sapkowskiego. Dostałem trochę lepszego Pilipiuka...

*** RECENZJA DLA TYCH, CO POPRZEDNIE CZĘŚCI PRZECZYTALI ***
(uwaga - drobne spojlery)

Do przeczytania książki nie mam co Was przekonywać. I tak ją przeczytacie. Chcę jednak Was ostrzec przed nadmiernym entuzjazmem - wtedy może lektura będzie Wam milsza.

Coś Grzędowiczowi poszło nie tak. Być może przerosło go to, co wykreował w pierwszym tomie swojej sagi. Może to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Sympatyczna fantastyka dla podrostków ze szkół podstawowych. Dużo przygód, dużo akcji, sympatyczna bohaterka. Świetnym zabiegiem była próba znalezienia fizycznych podstaw dla Pyłu - a także koncepcja awatarów. Dobra lektura.

Sympatyczna fantastyka dla podrostków ze szkół podstawowych. Dużo przygód, dużo akcji, sympatyczna bohaterka. Świetnym zabiegiem była próba znalezienia fizycznych podstaw dla Pyłu - a także koncepcja awatarów. Dobra lektura.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ojej... wszystko wskazuje na to, że zamiast czytać Allena, lepiej włączyć jego dowolny film (powtarzam - DOWOLNY) i wyłączywszy monitor traktować dialogi jak audiobook. Co prawda wtedy ominęłaby nas duża część żartów sytuacyjnych i wizualnych, więc śmialibyśmy się znacznie rza... ah, nie, przepraszam! To bez różnicy - w wydaniu książkowym Allen jest o 90% mniej śmieszny niż w filmach, więc ilość rechotów pozostaje taka sama :/

Bardziej serio - książka to zbiór luźnych tekstów - opowiadań, krótkich skeczy i monologów. Wszystko to Allen przerabiał już w filmach - standupowe monologi (tekst o UFO) są jak żywce wyjęte z "Annie Hall"; absurdalne sytuacje - Allen jako Sokrates - przypominają przebieranki jak z "Wszystko co chcielibyście wiedzieć o seksie..."; monologi wewnętrzne bohaterów i ich gigantyczne rozterki podane w gęstym sosie nerwic i kompleksów są... jak każda postać z filmów WA...

Jest słabo... bardzo słabo. Żarty nie śmieszą, brak im lekkości, głębszego przesłania brak, trudno nawet zachwycić się nie tak licznymi jakby można sądzić po tekście z okładki nawiązaniami do gigantów kultury. Jest słabo. Nie polecam.

Ojej... wszystko wskazuje na to, że zamiast czytać Allena, lepiej włączyć jego dowolny film (powtarzam - DOWOLNY) i wyłączywszy monitor traktować dialogi jak audiobook. Co prawda wtedy ominęłaby nas duża część żartów sytuacyjnych i wizualnych, więc śmialibyśmy się znacznie rza... ah, nie, przepraszam! To bez różnicy - w wydaniu książkowym Allen jest o 90% mniej śmieszny niż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Taka sobie historyjka, w której uroku trzeba doszukiwać się na siłę. Zdaje się, że jest niedopracowana, bo szczerze mówiąc nie wierzę, żeby RAZowi chciało się pisać tak banalną historię...

Raczej omijać z daleka.

Taka sobie historyjka, w której uroku trzeba doszukiwać się na siłę. Zdaje się, że jest niedopracowana, bo szczerze mówiąc nie wierzę, żeby RAZowi chciało się pisać tak banalną historię...

Raczej omijać z daleka.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie jestem jakimś wybitnym znawcą prozy Zajdla, przeczytałem ledwie dwie powieści i opowiadanie, mam jednak z jego twórczością pewien problem. Stawiane przezeń pytania i problemy - często natury społecznej, socjologicznej - są nie dość, że porywające i zmuszające do głębszej refleksji, ale do tego bardzo dobrze opisane.

Z drugiej jednak strony zarówno Paradyzja, jak i Limes Inferior dramatycznie kuleją pod względem rozwiązań fabularnych. Opowiadane przez Zajdla historie - z punktu widzenia bohaterów, wydarzeń - są w zasadzie pretekstowe; mogłoby ich równie dobrze nie być w książce. Dla przykładu - Rihan z Paradyzji jest postacią całkowicie bezbarwną, podobnie jak wszyscy wkoło niego (może poza paradyzjańską dziennikarką). Nie wiemy nic o jego pragnieniach, celach, namiętnościach... dowiadujemy się, że jest półkrwi hindusem - ale czy coś z tego wynika?

Nie tylko brak pełnokrwistych, wyrazistych postaci razi u Zajdla. Zarówno Paradyzja, jak i Limes Inferior kończą się nagle, brutalnie i bez polotu. Puenty obu powieści są bardzo wyświechtane (UFO w jednej, spisek w drugiej), a ich miałkość ostro kontrastuje ze świetnymi pomysłami, na bazie których powstały. Czytając Zajdla miałem poczucie, jakby autor nie miał pomysłu jak zakończyć swoje utwory i szedł po najmniejszej linii oporu, używają pomysłu oklepanego lub pogrywając sobie "deus ex machina".

Wreszcie po trzecie, co szczególnie widać w Paradyzji, Zajdel ucieka przed problemami, które sam czytelnikowi podrzuca. Brakuje tego, co można znaleźć u Lema - żelaznej konsekwencji w dążeniu do znalezienia pełnej odpowiedzi na postawione pytania.

Spójrzmy na Paradyzję - kluczowy temat książki, to pytanie o istotę wolności. Czy jest ona wartością uniwersalną i rozumianą tak samo w każdych warunkach, w każdym miejscu wszechświata? Pytanie to jest nawet sformułowane dość bezpośrednio - Rinah, mówiąc o wolności, definiuje ją "jako świadomość ograniczeń, którym człowiek podlega", a człowiek staje się wolny "gdy nic i nikt nie krępuje jego działań w granicach wyznaczonych przez obiektywne konieczności"; paradyzyjczyk zaś "uzyskuje wolność przez uświadomienie sobie braku możliwości innych, niż ta, której realizacją jest jego świat...", pyta "Cóż to są te obiektywne konieczności? W naszym pojęciu wolność osiąga się przez uświadomienie, że wszystko co nas ogranicza, jest konieczne(...). Wolność to świadomość braku alternatywy(...), to wiara w optymalizację".

Zderzenie tych dwóch definicji wolności jest w Paradyzji tak fascynujące, gdyż - początkowo - dochodzi tu do paradoksu: choć obie z nich są ze sobą sprzeczne, to jednocześnie obie są prawdziwe. Widzimy to doskonale rozumiejąc ograniczenia wynikające z praw wszechświata, jakim podlegają mieszkańcy sztucznej planety.

Zajdel jednak nie stara się zgłębić konsekwencji istnienia takiego paradoksu - Paradyzja okazuje się jedynie wielkim oszustwem; genialnym szwindlem mającym zapewnić posłuszeństwo milionów niewolników grupie kilku władców... Wszystkie rozterki zostają rozwiane, a światem znów rządzi prosty, bipolarny podział na Dobro i Zło.

Wygląda na to, że Zajdla musiał cechować słomiany zapał. Miał genialne pomysły, jednak nie starczało mu cierpliwości na wyciśnięcie z nich wszystkiego co się da; ba! nawet na urealnienie, umocnienie tych pomysłów! Patrząc na przedstawioną genezę Paradyzji widać, że taki bunt, jak ten Cortazara - twórcy szwindlu - nie miałby szans na sukces! Gdyby Tartar (planeta, wokół której orbituje Paradyzja) był tak niezmiernie ważnym źródłem zasobów naturalnych, Ziemianie wraz z pierwszym transportem statków handlowych posłaliby w przestrzeń kolejną grupę kolonistów wraz z potężną flotą wojenną - i skończyłaby się rebelia Cortazara...

Tak czy siak - Zajdla polecać trzeba. Rzadko się już trafiają książki s-f, w których za zasłoną kosmicznych krążowników i dział laserowych kryje się jakaś głębsza myśl...

Nie jestem jakimś wybitnym znawcą prozy Zajdla, przeczytałem ledwie dwie powieści i opowiadanie, mam jednak z jego twórczością pewien problem. Stawiane przezeń pytania i problemy - często natury społecznej, socjologicznej - są nie dość, że porywające i zmuszające do głębszej refleksji, ale do tego bardzo dobrze opisane.



Z drugiej jednak strony zarówno Paradyzja, jak i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Masa informacji o Ameryce i przede wszystkim Amerykanach podana w zmasowanej pigule. Czasem zbyt wiele tu danych statystycznych, które czytelnika o mniej naukowym podejściu mogą znudzić; niemniej ogólnie książka godna polecenia - pozwala zrozumieć mentalność Wielkiego Brata.

Masa informacji o Ameryce i przede wszystkim Amerykanach podana w zmasowanej pigule. Czasem zbyt wiele tu danych statystycznych, które czytelnika o mniej naukowym podejściu mogą znudzić; niemniej ogólnie książka godna polecenia - pozwala zrozumieć mentalność Wielkiego Brata.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Obowiązkowa lektura każdego człowieka. Koniec.

Obowiązkowa lektura każdego człowieka. Koniec.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jak na Dicka - średnio, ale i tak wyróżnia się w s-f'owym zalewie chłamu. Zabawy z czasem trzymają w napięciu, choć momentami autor "spoiluje" rozwój wypadków. In plus bardzo ciekawa wizja społeczeństwa z Sześcianem Życia i eutanatorami. Książka "do zrobienia" w trzy godziny - idealna do pociągu.

Jak na Dicka - średnio, ale i tak wyróżnia się w s-f'owym zalewie chłamu. Zabawy z czasem trzymają w napięciu, choć momentami autor "spoiluje" rozwój wypadków. In plus bardzo ciekawa wizja społeczeństwa z Sześcianem Życia i eutanatorami. Książka "do zrobienia" w trzy godziny - idealna do pociągu.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Świetna książka, pełna anegdot i przemyśleń jednego z najgenialniejszych umysłów XX wieku. Warto sięgnąć choćby po to, by przekonać się, że środowisko "umysłów ścisłych" to nie zbiór nudziarzy!

Świetna książka, pełna anegdot i przemyśleń jednego z najgenialniejszych umysłów XX wieku. Warto sięgnąć choćby po to, by przekonać się, że środowisko "umysłów ścisłych" to nie zbiór nudziarzy!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Z zastrzeżeniem, te 3 gwiazdki - dla wyjadaczy. Dla początkujących - 2 gwiazdki więcej.

Widząc szaloną wręcz popularność prozy Canavan wreszcie po nią sięgnąłem i... srodze się zawiodłem.
Po pierwsze - jest to taki o wiele mniej wciągający Harry Potter.
Zapewne też grupa docelowa książki jest podobna.

Po drugie - fabuła jest bardzo płaska. Pierwszy tom można streścić w jednym zdaniu jednokrotnie złożonym, nie pomijając przy tym żadnych istotnych wydarzeń. Napięcie nie jest stopniowane, kumuluje się w zasadzie jedynie w finale, który na domiar złego jest dość oczywisty. Do tego muszę dodać, że czytałem GM jako jeden plik z całą trylogią - i byłem szczerze zdziwiony, że pierwszy tom skończył się tak nagle!

Po trzecie - sztampowy świat przedstawiony wraz z prostacko przeniesionymi problemami społecznymi naszej rzeczywistości. Coś jak angielski system szkolnictwa w Harrym Potterze - z tą różnicą, u Rowling ten zabieg zagrał i nadał książce ciekawego kolorytu - tutaj napięcia między biedotą, a bogaczami są mało przekonującą kalką, do tego mocno i nieudolnie moralizującą.

I po czwarte wreszcie - styl. Charakterystyczny dla anglosaskich bestsellerów - brak opisów, sama akcja i dialogi, dzięki czemu czytelnik będzie szaleńczo galopował przez kolejne strony opasłego tomiszcza. Wzorcem severskim powinien być dla takiego pisania Kod Leonarda da Vinci - można to lubić lub nie, ale potrafi dostarczyć pewnej dozy rozrywki.

Z prozą Canavan jest taki problem, że ów prosty styl nie chwyta czytelnika za fraki nie pozwalając oderwać się od książki choćby na minutę. Akcja nie galopuje, nie wciąga - ot, po prostu "dzieje się". Widać to w opisie świata, bohaterów, ich motywacji oraz uczuć - wszystko jest wyłożone jak kawa na ławę - brak metafor, rozbudowanych opisów, etc. Do tego znienawidzone przeze mnie zabiegi mające "zaczarować" i ożywić świat - czyli nadawanie egzotycznych (i najczęściej całkowicie wymyślonych) nazw przedmiotom, mającym odpowiedniki w naszej rzeczywistości. Nie wystarczy zamienić czterech słów na obce sformułowania, by nagle świat zmyślony "ożył"! Trzeba w to włożyć naprawdę dużo pracy, by magiczna kraina nie chwiała się w posadach i nie raziła czytelnika fałszem (vide - Tolkien, Herbert, a z naszego podwórza Sapkowski i mistrz Dukaj - to z dobrych przykładów. Ze złych - choćby Piekara i oceniany tu przeze mnie Szamałek).

Reasumując - dla mnie Canavan to niestety tylko strata czasu...

Z zastrzeżeniem, te 3 gwiazdki - dla wyjadaczy. Dla początkujących - 2 gwiazdki więcej.



Widząc szaloną wręcz popularność prozy Canavan wreszcie po nią sięgnąłem i... srodze się zawiodłem.

Po pierwsze - jest to taki o wiele mniej wciągający Harry Potter.

Zapewne też grupa docelowa książki jest podobna.



Po drugie - fabuła jest bardzo płaska. Pierwszy tom można streścić...

więcej Pokaż mimo to