-
ArtykułyNatasza Socha: Żeby rodzina mogła się rozwijać, potrzebuje czarnej owcyAnna Sierant1
-
ArtykułyZnamy nominowanych do Nagrody Literackiej „Gdynia” 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyMój stosik wstydu – które książki czekają na przeczytanie przez was najdłużej?Anna Sierant10
-
ArtykułyPaulo Coelho: literacka alchemiaSonia Miniewicz2
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2015-06
2018-07-20
Dawno nie pisałam o poezji, zapominając już niemal jak to jest zmagać się ze słowem, nie jako poeta, ale jako ten, kto o słowach pisze. To niełatwe zadanie, gdyż zawsze pozostaje się w pewien sposób bezbronnym, pozbawionym szerszego kontekstu, który częściowo umyka. Świadomość, że między wierszami jest więcej niż się odczytuje, bywa frustrująca, ale uczy również pokory. Poezja jest jak wnikanie w duszę drugiego człowieka, można dojść jedynie tam, gdzie on nam pozwoli. Adrian Sinkowski wpuszcza czytelników głęboko, pozwalając im wniknąć do świata poetyckich zmagań, braku słów czy może natchnienia, z których nie robi jednak tragedii. Głęboki namysł i pewne przygotowanie na tę literacką ewentualność, a może lepiej byłoby powiedzieć konieczność, jest tym, co w tomiku zaskakuje. Podobnie jest z patrzeniem na świat z różnych perspektyw, szukaniem tożsamości, pojęć, swojego miejsca w świecie w momencie, gdy życie wydaje się już przecież ułożone z pracą, rodziną, bagażem doświadczeń. Adrian Sinkowski zatrzymał mnie, by zadać podstawowe pytania o istotę rzeczy, sens, cel. I w tym tkwi siła poezji, w na pozór prostych utworach, które czytane wielokrotnie odkrywając przed odbiorcą coraz to inne przestrzenie. Poezja autora "Atropiny" sprawia wrażenie prostej, obrazy wydają się znajome, jednak pod nimi tkwi prawdziwa refleksja. Trzeba się zatrzymać, sięgnąć głębiej, wydobyć na światło dzienne skojarzenia, odpowiedzieć na pytania, przemyśleć to, co mówi podmiot liryczny. To twórczość, która stawia wymagania, ale w końcu taka jest rola poezji.
Pełna wersja recenzji: https://spacerwsrodslow.blogspot.com/2018/07/adrian-sinkowski-atropina.html
Dawno nie pisałam o poezji, zapominając już niemal jak to jest zmagać się ze słowem, nie jako poeta, ale jako ten, kto o słowach pisze. To niełatwe zadanie, gdyż zawsze pozostaje się w pewien sposób bezbronnym, pozbawionym szerszego kontekstu, który częściowo umyka. Świadomość, że między wierszami jest więcej niż się odczytuje, bywa frustrująca, ale uczy również pokory....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-06
Książka ta po prostu mnie poraziła, ponieważ to nie żadna fikcja, ale powieść autobiograficzna. Przywołała kaskadę emocji, zrodziła wiele pytań, nie tylko wciągnęła, ona po prostu wbiła mnie w fotel i jeszcze raz kazała utrwalić sobie w głowie prawdę starą jak świat, człowiek nie jest czarno-biały, nie jest przekreślony raz na zawsze, dopóki żyjesz masz czas, możesz coś zmienić, możesz zacząć od nowa.
Mruk był zwykłym radosnym chłopcem, który miał swoje marzenia. Chodził do szkoły, wiódł na pozór normalne życie, ale nie wszystko było w nim w porządku. Poza kochającą matką i młodszym bratem miał również ojca alkoholika, który wyładowywał na nim swoją agresję. Odtrącony przez kolegów po pewnym incydencie, przerażony przemocą, którą stosował wobec niego ojciec, postanowił nauczyć się bronić. Narastająca w nim frustracja, zagubienie, złość i nienawiść znajdują ujście w bijatykach. Bohater staje się częścią podwórkowej bandy. Jego doświadczenia z czasem zaś pchają go z małych osiedlowych kradzieży do działalności przestępczej. Zajmuje się coraz to mroczniejszymi procederami. Jest twardy, opanowany, nastawiony na to, by radzić sobie w życiu wszelkimi dostępnymi środkami. Pewnego dnia przychodzi zapłacić mu za swoją działalność. Trafia do więzienia, w którym wszystko staje na głowie. Mruk mając nadmiar wolnego czasu postanawia nie tylko nie stracić kontaktu z córką, ale zacząć nowe życie. Życie, na progu którego staje tajemniczo wkraczający w jego rzeczywistość Bóg.
W książce Gabriela Glinki porwało mnie to, że nie brak tu pytań, które trzeba sobie stawiać. Nie brak ostrych słów, krytycznych ocen, wielkiej emocjonalności. „Bandytę” czyta się z zapartym tchem. Najbardziej z kart książki uderza niezaspokojony głód miłości. Cokolwiek napiszę, nie oddam tego, co towarzyszyło mi podczas lektury. Tę książkę po prostu trzeba przeczytać. I szczerze polecam ją wszystkim, bo przypomina jedną prostą prawdę, nie można przekreślać człowieka.
Książka ta po prostu mnie poraziła, ponieważ to nie żadna fikcja, ale powieść autobiograficzna. Przywołała kaskadę emocji, zrodziła wiele pytań, nie tylko wciągnęła, ona po prostu wbiła mnie w fotel i jeszcze raz kazała utrwalić sobie w głowie prawdę starą jak świat, człowiek nie jest czarno-biały, nie jest przekreślony raz na zawsze, dopóki żyjesz masz czas, możesz coś...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-12-08
2016-11-14
Bajo Sokolović miał zostać mnichem. Wesoły chłopiec żył co prawda w cieniu Imperium Osmańskiego i dewszirme, czyli wcielenia do janczarskiej armii, ale nie podejrzewał, że dzień przed upragnionym festynem jego świat stanie na głowie i nic już nie będzie takie samo. Po tragicznych wydarzeniach dostał się do niewoli i przemienił w Mehmeda Sokollu. Bohatera spotykamy znowu 42 lata później, kiedy jest już wielkim wezyrem, służącym i najbliższym doradcą sułtana Sulejmana Prawodawcy. Towarzyszy władcy podczas kolejnej wyprawy, której głównym celem okazuje się zdobycie twierdzy Szigetvár, której mężnie bronią Chorwaci pod dowództwem Nikoli Šubić Zrinskiego. Szala zwycięstwa przechyla się raz na jedną, raz na drugą stronę, mimo iż wojska sułtana są znacznie liczniejsze niż opuszczeni przez cesarza Maksymiliana II Chorwaci. Pogarszający się stan zdrowia władcy Imperium Osmańskiego i niezadowolenie żołnierzy sprawia, że Sokollu postanawia za wszelką cenę zdobyć twierdzę. Dochodzi do krwawej walki, która dotyka obie strony. Sułtan umiera, a jego sługa, wierny przyrzeczeniom złożonym swemu panu, zrobi wszystko, by dzieło życia Sulejmana przetrwało. Rozpoczyna się zatem walka z czasem, by osadzić na tronie nowego władcę i utrzymać morale, znużonej i rozżalonej armii, która pozbawiona widoku i obecności sułtana oraz łupów, zaczyna coraz mocniej manifestować swoje niezadowolenie. Wraz z zaufanym sługą Feridun Bejem prowadzi ryzykowną grę, w której pomoc okaże mu chłopiec z chorwackiej twierdzy. Czy Sokollu uda się utrzymać jedność państwa? Jakie niespodzianki szykuje nowy sułtan? I kim jest tajemnicze dziecko, które odegra ważną rolę w jego życiu?
„Cień sułtana” to wielowarstwowa opowieść nie tylko o świecie, w którym toczy się walka o poszerzanie wpływów i utrzymanie władzy, a krucha jedność państwa uzależniona jest od janczarów, ich przychylności i zwykłego szczęścia, które pozwala przetrwać pałacowe i wojskowe intrygi i niesnaski. To książka o odwadze, poświęceniu, oddaniu. Przemianie, jaką przechodzi młodzieniec siłą wcielony do armii, który za radą opiekuna, od nowa układa sobie życie, a we władcy odkrywa przepełnionego mądrością i dobrocią człowieka, za którym warto podążać. To powieść o niespełnionej, gorącej miłości, która zmienia życie człowieka. Uczuciu, zdarzającym się jedynie raz, nieśmiertelnym, odurzającym, niezwykłym. Rzecz o niewoli, często ukrytej za blichtrem, dostojnością, bogactwem, poważaniem, tytułami. Więzach, które dają pozory wolności, a jednak dotykają najboleśniej. W końcu to powieść o przyjaźni i przywiązaniu, które w zaskakujący sposób łączy ludzi z przeciwnych sobie stron.
Na kartach przeplatają się ze sobą losy wielu bohaterów połączonych jedną cechą wspólną, służbie sułtanowi. Maria Paszyńska niczym wytrawna malarka kreśli przed czytelnikiem obraz wschodniego świata, z jego wielkim przepychem, blaskiem, potęgą, kolorami i smakami. Rozwija całą feerię barw, paletę zapachów, wachlarz emocji, tworząc piękny oniryczno-impresyjny obraz. To świat niemal z baśni tysiąca i jednej nocy. Urokliwy, czarujący, ale również niepozbawiony okrucieństwa wojny, butności poddanych, zakulisowych intryg. Imperium Osmańskie powala potęgą, ale jednocześnie jest bardzo kruche. Opiera się na autorytecie człowieka, sile żołnierzy oraz wierze. Jeśli jeden z tych filarów zostaje podkopany, budowla poważnie zaczyna się chwiać. Jednak mimo wszystkich mankamentów, podstępów, spisków, nie można odmówić mu magii. Opisane pięknym i niezwykle plastycznym językiem wydarzenia i miejsca, sprawiają, że książkę czyta się z prawdziwą przyjemnością. Z jednej strony pragnie się poznać dalsze losy niezwykłych i wzbudzających sympatię bohaterów, z drugiej delektować jak najdłużej tym światem, odkładając na możliwie najpóźniej, moment zakończenia lektury i powrotu do rzeczywistości z tego pięknego snu.
Pełna wersja recenzji:http://spacerwsrodslow.blogspot.com/2016/11/najwierniejszy-maria-paszynska-cien.html
Bajo Sokolović miał zostać mnichem. Wesoły chłopiec żył co prawda w cieniu Imperium Osmańskiego i dewszirme, czyli wcielenia do janczarskiej armii, ale nie podejrzewał, że dzień przed upragnionym festynem jego świat stanie na głowie i nic już nie będzie takie samo. Po tragicznych wydarzeniach dostał się do niewoli i przemienił w Mehmeda Sokollu. Bohatera spotykamy znowu 42...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-06
Zapalony ideą postępu Kazimierz wyrusza spod opiekuńczych skrzydeł ojca i opiekunki na studia do Rosji. Choć w dzieciństwie zwiedził kawał świata i poznał wielu ludzi, walczą w nim fascynacja i młodzieńcza chęć do swobodnego życia z obawą przed samotnością i poradzeniem sobie w obcym mieście. Młodzieniec nie jedzie całkiem w nieznane, czeka na niego stancja u sprawdzonych opiekunów. Do tego jest dobrze wychowany i potrafi zjednywać sobie ludzi. Zrządzeniem losu poznaje Borysa, który stanie się jego najlepszym przyjacielem. W końcu zaś poznaje niezwykłą kobietę, którą jest przekonany, już kiedyś spotkał. Anastazja mimo żywej i niczym nieograniczonej wyobraźni żyje w świecie bardzo dalekim od bajki. Piękny dom, wspaniałe książki powinny sprawiać jej radość, ale otaczająca ją pogarda, nienawiść i brutalność sprawiają, że codzienność jest najzwyczajniej nieznośna. Wyzwoleniem dla niej jest pobyt w Petersburgu, gdzie znajdzie swoje miejsce. Jedno spotkanie z niezwykłym Polakiem odmieni całe jej życie.
Przeciwieństwa się przyciągają i tezę tę zdaje się potwierdzać nowa książka Marii Paszyńskiej. Czy coś więcej mogłoby dzielić bohaterów "Czasu białych nocy"? On wesoły, ambitny, ale i romantyczny realista i ona zatwardziała zwolenniczka rewolucji, silna, nieustępliwa, odważna a jednocześnie bardzo krucha w środku. Milcząca i żyjąca w swoim świecie Anastazja jest całkowitym przeciwieństwem czerpiącego z życia i radosnego Kazimierza. A jednak to właśnie różnice charakterów czy kompletnie odmienne poglądy polityczne, zdają się ich łączyć. Im trudniejsza rozmowa i większa niezgodność zdań, tym bardziej zdają się do siebie zbliżać. Na nic zbijanie argumentów przeciwnika, na nic dowodzenie swoich racji. Pełne pasji i ognia dyskusje przeradzają się w uczucie, które zaskoczy oboje.
Pierwszy tom nowej serii to opowieść o traumie. Ranach fizycznych i psychicznych, które przenikają życie, wsiąkają w jego materię, by na zawsze pozostać ze skrzywdzonymi. Mijające lata przykrywają zranienia jedynie delikatnymi strupkami, pod którymi nadal wrze ból, paraliżujący lęk, nieznośna samotność, całkowity brak wiary we własną godność i wartość. To historia o krzywdach, jakie wyrządzili dzieciom dorośli i tym, jak rzutuje to na ich życie. Rzecz o zmaganiu się z demonami, które nigdy nie zasypiają, a jedynie odchodzą na chwilę, by potem wrócić ze zdwojoną siłą. Szczęście, które dotyka bohaterów, jest jak mgliste światło poranka, które powoli sączy się przez okno, by nagle zgasnąć zasłonięte burzowymi chmurami. To już nie przejściowe problemy, ale wydarzenia rodzące przekonanie, że za każdą nawet najmniejszą chwilę szczęścia przyjdzie drogo zapłacić.
Wnikam głęboko do serca Anastazji i staram się zrozumieć jej wątpliwości. Kruchy grunt, po którym stąpa, czekając tylko na załamanie się pod nią powierzchni. Maria Paszyńska w sposób głęboki i przemyślany kreśli portret ofiary. Zaledwie zarysowuje mechanizmy zaszczucia, które doprowadzają do głębokiej tragedii, zniszczenia człowieka, który bezustannie balansuje na granicy koszmaru i rzeczywistości. Z uwagą obserwuję wszystkie tajemnice, które rzucają się cieniem na życie bohaterów, gdyż i Kazimierz nie jest wolny od trosk. Coraz lepiej rozumiem, jak wielką wagę mają nasze słowa, jak delikatne i wątłe są dzieci, które nawet przez przypadek można skrzywdzić słowem, zapadającym głęboko w duszę.
Po raz kolejny czytam o rewolucji pochłaniającej niezliczone ofiary. Manipulowaniu ludźmi, którzy pragną jedynie lepszego życia. Karmieniu ich populistycznymi, szumnymi ideałami, które nijak mają się do rzeczywistości, gdy zaczyna płynąć krew, władza wydaje się na wyciągnięcie ręki, a ból drugiego człowieka i jego krzywda przeradzają się w fakt. Brak zastanowienia nad konsekwencjami pochopnych działań, błyskawiczna niemal zmiana struktur społecznych, rozbicie porządku świata i wprowadzenie chaosu są tu niezwykle realne i odczuwalne. Podobnie jak rozczarowanie ideologią, w którą się wierzyło, dostrzeżenie rozdźwięku między szlachetnymi hasłami a brutalnym postępowaniem.
Warsztat Marii Paszyńskiej jest moim zdaniem ukształtowany. Dopracowany językowo, wysublimowany pod względem wrażliwości, przepełniony autentyczną fascynacją historią, w którą zostają wrzuceni zwykli ludzie. To właśnie sprawia, że każda kolejna książka jest podróżą do czegoś nowego oraz świeżego, ale zarazem znanego.
Pełna wersja recenzji: http://spacerwsrodslow.blogspot.com/2020/07/maria-paszynska-czas-biaych-nocy.html#more
Zapalony ideą postępu Kazimierz wyrusza spod opiekuńczych skrzydeł ojca i opiekunki na studia do Rosji. Choć w dzieciństwie zwiedził kawał świata i poznał wielu ludzi, walczą w nim fascynacja i młodzieńcza chęć do swobodnego życia z obawą przed samotnością i poradzeniem sobie w obcym mieście. Młodzieniec nie jedzie całkiem w nieznane, czeka na niego stancja u sprawdzonych...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-10-16
Losy jednej z największych bitew morskich zostały rozstrzygnięte za sprawą Jeleny. Chrześcijański świat pokrzepiony zwycięstwem nabiera ducha. Tymczasem w Imperium dzieje się źle. Selim II nie tylko ponosi klęskę militarną, ale i duchową. Coś łamie się w sułtanie, który z pełnego przywar człowieka prowadzącego hulaszczy tryb życia zmienia się w ascetę. Nagła metamorfoza jest prawdziwie niepokojąca. Synowie władcy muszą być gotowi, by zareagować w odpowiednim momencie, w końcu przyjdzie im walczyć o władzę. Mehmed Pasza Sokollu mimo podeszłego wieku nie ustaje w wysiłkach, mających na celu utrzymanie Imperium Osmańskiego w jak najlepszym stanie. Zadanie zdaje się być karkołomne, ale mężczyzna twardo wypełnia swoje obowiązki i obietnicę złożoną przyjacielowi. Jelena po wygranej bitwie wcale nie staje się wolna. Ojciec Vincenzo ma swój plan i doskonale wie, że dziewczyna może mu się jeszcze nieraz przydać. Kobieta cierpi. Nie może otwarcie zapytać o ukochanego, gdyż to ściągnęłoby na niego niemałe kłopoty, wszak duchowny nie cofnie się przed niczym, by w pełni ją kontrolować. Powrót do brata również nie wydaje się dobrym pomysłem. Bohaterka ma coraz mniej czasu, by uciec spod uważnych oczu szpiegów kapłana i uratować siebie i swoich bliskich.
"Córka gniewu" jest przemyślanym i urzekającym językiem zakończeniem trylogii. Nie brak w niej perełek, które warto zapamiętać. Mądrości, mówiących o ludziach sprawujących rolę przewodników, pojawiających się w życiu, by po odegraniu swojej roli odejść, błahostkach - ulotnych chwilach, z których budujemy ten prawdziwy świat, tak inny od rzeczywistości dworskiej. To historia o wykorzystywaniu szans, budowaniu siły, braniu odpowiedzialności za swoje czyny, ale również powieść o godzeniu się ze sprawami, na które nie mieliśmy wpływu. Historia Jeleny i Sokollu idealnie podkreśla to, że z każdej nawet najcięższej sytuacji można wyprowadzić dobro. Często jest ono okupione wysoką ceną, ale prawdziwą wolnością, której nikt nam nigdy nie odbierze jest bycie sobą, rozwijanie swojego człowieczeństwa, mądrości, ducha, by czynić dobrze. Możemy nie mieć wolności wyboru, ale to jak przeżywamy sytuacje, co rodzi się w sercu, jest tylko nasze. Finał sułtańskiej trylogii zaskakuje swoim wydźwiękiem. Tym jesiennym, głębokim przekonaniem, że wszystko zdąża ustalonym torem. Nieco melancholijnym, nieco smutnym, ale wypełnionym pogodzeniem się z sytuacją, tym wewnętrznym przekonaniem, że tak ma być. Jakby czytelnik czekał na z góry ustalony scenariusz. I nie chodzi tu o przewidywalność, ale świadomość tego, że wybory prowadzą do konkretnych rozwiązań. To słodko-gorzkie pożegnanie ze światem, który mocno podkreśla, kim tak naprawdę jest człowiek, do czego jest zdolny, jaka jest definicja wolności. Bo wszyscy jesteśmy liśćmi tańczącymi na wietrze, ale od nas zależy, czy w tych jesiennych pląsach pokażemy całą naszą krasę i spokojnie opadniemy na karty historii, czy bezwolnie poddamy się podmuchom, zrywami próbując coś uzyskać.
Pełna wersja recenzji: https://spacerwsrodslow.blogspot.com/2018/10/maria-paszynska-corka-gniewu.html
Losy jednej z największych bitew morskich zostały rozstrzygnięte za sprawą Jeleny. Chrześcijański świat pokrzepiony zwycięstwem nabiera ducha. Tymczasem w Imperium dzieje się źle. Selim II nie tylko ponosi klęskę militarną, ale i duchową. Coś łamie się w sułtanie, który z pełnego przywar człowieka prowadzącego hulaszczy tryb życia zmienia się w ascetę. Nagła metamorfoza...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-02-05
Tym razem miałam okazję sięgnąć po ostatnią rozmowę z ks. Janem, którą przeprowadziła Joanna Podsadecka. Książka ogniskuje się wokół kilku tematów: człowieka, sumienia, budowania relacji oraz miłości, które są rozwijane w bardziej szczegółowych zagadnieniach. W obrębie wspomnianych rozdziałów pojawiają się rozmowy o grzechu, przebaczeniu i inności. Ks. Jan mówi o związkach, małżeństwie, narzeczeństwie, seksualności. Odpowiada na pytania dotyczące modlitwy, śmierci, piękna, po prostu życia. To nie tylko rozmowa z dziennikarką, ale dialog z czytelnikami, którzy otwierali się, pisali o życiowych trudnościach, często dramatycznych sytuacjach, prosili o wskazówki. Z wrodzoną delikatnością i mądrością ks. Jan cierpliwie porusza liczne zagadnienia. Zwraca uwagę na potrzebę czułości wobec innych, szczególnie chorych. Podkreśla zwykłą troskę, jaka powinna występować między ludźmi. Mówi o sumieniu, które może czasami uznawać coś za dobre, mimo iż nauka Kościoła jest inna. O gimnastykowaniu go, rozciąganiu do granic, podczas gdy powinno się dbać o jego stan. Kapłan wskazuje na piękno, które pojawia nawet w najtrudniejszych chwilach ludzkiego życia. Wyraźnie zaznacza, że nie powinno podejmować się decyzji, jeśli mamy wątpliwości. Wtedy zawsze warto przemyśleć rzecz od nowa, skonsultować się z kimś, wsłuchać w siebie. Na kartach pojawiają się dylematy, które towarzyszą niejednemu spowiednikowi, powtarzające się pytania, wątpliwości moralne związane z życiem seksualnym i wiarą oraz przebaczeniem. Wszystko to zostaje krótko i dosadnie podsumowane. Każde kolejne kwestie poruszane w „Dasz radę” porządkują posiadaną wiedzę i dostarczają nowych informacji. Uczą jak postępować, co zgłębiać, gdzie szukać.
Zadziwia otwartość, z jaką przepytywany podchodzi do każdego i gotowość do niesienia pomocy, spotkań, które zapewne się nie odbyły. Czytając, miałam wrażenie, że dotykam czegoś niesamowicie ważnego, buduję od nowa, porządkuję samą siebie. Towarzyszył mi niezwykły kapłan, który zarówno słowami, jak i swoim przykładem głosił to, czego szukam – prawdę. Książkę pochłonęłam w jedno popołudnie pozostając z wielkim niedosytem. Nieodpartym przekonaniem, że to coś wyjątkowego, ogromnie ważnego, wymagającego przemyślenia i wielokrotnego czytania. Ogarnął mnie smutek, że tak niezwykły człowiek już odszedł i żal, że pozostało tak mało jego wypowiedzi. A jednocześnie jestem głęboko wdzięczna za wszystko, co zapisano, nagrano, zanotowano. Jeśli ktokolwiek szuka odpowiedzi na podstawowe pytania, pragnie rozwinąć się duchowo, poczytać coś niezwykłego, na pewno się nie zawiedzie. Ksiądz Jan był wyjątkową osobą, od której zdecydowanie warto się uczyć.
Pełna wersja recenzji: http://spacerwsrodslow.blogspot.com/2017/02/wielki-czowiek-ks-jan-kaczkowski-joanna.html
Tym razem miałam okazję sięgnąć po ostatnią rozmowę z ks. Janem, którą przeprowadziła Joanna Podsadecka. Książka ogniskuje się wokół kilku tematów: człowieka, sumienia, budowania relacji oraz miłości, które są rozwijane w bardziej szczegółowych zagadnieniach. W obrębie wspomnianych rozdziałów pojawiają się rozmowy o grzechu, przebaczeniu i inności. Ks. Jan mówi o związkach,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-06-30
Lato 1939 roku naznaczone było upałem, zabawami, radością, ale i oczekiwaniem tego, co miało przyjść. W takiej atmosferze upływają wakacje Stefanii i Elżbiety Łukowskich. W idyllicznym skrojonym na modłę Soplicowskiego dworku domostwie dorastające dziewczęta szukają rozrywki i wytchnienia. Ubóstwiająca romanse, teatr i wszelkie towarzyskie spotkania Stefania po raz pierwszy nie nudzi się u dziadków, planując rozkochanie w sobie Jędrzeja Walickiego, studenta medycyny i żołnierza. Tymczasem Elżbieta nazywana Halszką u dziadków odzyskuje radość życia. Przywiązana do rodziny i ziemi, chętnie podejmująca każdą pracę gospodarską, nieprzystająca do współczesnych panienek zainteresowanych jedynie modą i zdobyciem odpowiedniego kawalera dziewczyna, spędza czas na przechadzkach, pomaga dziadkom i w końcu czuje się wolna i niestłamszona miastem.
Sielską atmosferę przerywa jednak pewne zdarzenie, które narusza i tak bardzo nadwątloną nić porozumienia między bliźniaczkami. Atak Niemiec na Polskę burzy rodzinny spokój. Wyjazd ojca to pierwszy cios, z jakim przyjdzie zmierzyć się bohaterom. Wojenna zawierucha odbierze im wszystko, w tym ukochane miejsce. Dziewczęta wraz z młodszym braciszkiem Luckiem i matką Anną zostają wsadzone do pociągu, który zawiezie ich wprost do miejsca, przez wielu nazywanym piekłem na ziemi. Syberia przywita Łukowskich zimnem, głodem, ubóstwem, morderczą pracą, chorobami, ale również wieloma ranami, z którymi przyjdzie zmagać się bohaterkom. Każdy dzień będzie walką o przetrwanie, nierównym pojedynkiem ze śmiercią, bezdusznością drugiego człowieka, z samym sobą.
"Owoc granatu" jest historią o trudnych relacjach, naznaczonej cierpieniem karcie naszej historii, skomplikowanych więziach, pokonywaniu samego siebie, nadziei przeplatającej się z rezygnacją, w końcu o życiu, w którym trzeba odnaleźć sens. To rzecz o walce dobra ze złem w człowieku. Wyważona, mądra, lekko senna. Zakończenie zostawia czytelnika pełnego pytań, wątpliwości, napiętego do granic możliwości, ale nie zdruzgotanego. Maria Paszyńska już nieraz udowodniła, że przygotowuje książki dopracowane do najmniejszego detalu. Wielokrotnie pisałam o pięknym stylu autorki, chwytających za serce fabułach pełnych ciekawostek historycznych. "Owoc granatu" pokazuje jeszcze inną stronę pisarki. Snucie bardzo poruszających i głęboko przejmujących powieści w onirycznym stylu. Najnowsza książka autorki "Willi pod Zwariowaną Gwiazdą" jest jak stara fotografia w kolorze sepii, na której uchwycono wycinek rzeczywistości skąpany w świetle. Opowiada historię, przekazuje emocje, wartości, nawet te najtrudniejsze, zatrzymuje odbiorcę, nie czyniąc jednak tego w bolesny sposób.
Pełna wersja recenzji: https://spacerwsrodslow.blogspot.com/2018/07/maria-paszynska-owoc-granatu.html
Lato 1939 roku naznaczone było upałem, zabawami, radością, ale i oczekiwaniem tego, co miało przyjść. W takiej atmosferze upływają wakacje Stefanii i Elżbiety Łukowskich. W idyllicznym skrojonym na modłę Soplicowskiego dworku domostwie dorastające dziewczęta szukają rozrywki i wytchnienia. Ubóstwiająca romanse, teatr i wszelkie towarzyskie spotkania Stefania po raz pierwszy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
„Warszawski niebotyk” zakończył się masą pytań w mojej głowie. Czekałam z niecierpliwością na dalszy ciąg losów bohaterów, których ogromnie polubiłam. Gdy więc dostałam w swoje ręce „Gonitwę chmur” po prostu rzuciłam się na nią i pożarłam ją w ekspresowym jak na mnie tempie. Bracia Zasławscy rozdzielili się. Każdy z nich poszedł w swoją stronę. Jan z Berkiem udali się do Niemiec, gdzie atmosfera staje się coraz gorsza. To już nie tylko marazm Jana, który żyje w swoim świecie, ale okrutne hasła Hitlera, dzielące ludzi na lepszych i gorszych. Andrzej poświęca cały swój czas projektowaniu oraz rodzinie, choć śmiało można powiedzieć, że żyje pasją. Praca przy tworzeniu nowego oblicza stolicy, to nie sposób utrzymania, ale życiowa misja, jego powołanie, które nieco nadszarpuje nerwy Joanny. Ona zaś wkracza w nowy dla siebie świat. Rozpoczyna pracę, jest matką, w końcu zaś działaczką. Tadeusz realizuje marzenie o poprowadzeniu polskiej drużyny do wygranej w zbliżającej się olimpiadzie. Wojtek i Klara starają się podnieść po tragedii, która na zawsze zmieniła ich życie. Na kartach pojawiają się również nowi bohaterowie, jak choćby rodzina Rakowskich, która odegra znaczącą rolę w opowiadanej historii. Pola poznaje nowe blaski i cienie życia, a Estera staje przed wyborem, który zaważy na całej jej przyszłości.
Ogromnie podoba mi się wielowątkowość tej powieści. Portretowanie bohaterów z różnych światów, ukazywanie ich emocji, drogi życiowej, sposobów myślenia, działania. Każda postać jest inna, indywidualna, oryginalna. Lepiej poznajemy poboczne dotąd persony i nowe osobistości, które kontrastują i uzupełniają znany z pierwszej części świat. Jednych się kocha, innych nie znosi, ale nie można przejść obok nich obojętnie. Maria Paszyńska jest czarodziejką słowa w najwyższym stopniu. Tworzy niesamowite, namacalne wręcz opisy, z wielkim uczuciem dopieszcza najdrobniejsze nawet szczegóły, buduje idealny klimat powieści, która pochłania czytelnika bez reszty. Przepiękny styl i język łączą się tutaj ze wspaniałą treścią. „Gonitwa chmur” jest lepsza niż „Warszawski niebotyk” a przecież autorka zaprezentowała tam niezwykłą dbałość o każdy aspekt powieści, przywołując skojarzenia z mistrzami literatury pozytywistycznej i naturalistycznej. Tu poszła o krok dalej, podnosząc poziom jeszcze wyżej. Chylę czoło i niecierpliwie czekam na kolejne powieści z tą niezwykłą i przejmującą atmosferą, prawdziwe literackie cudeńka, które koniecznie trzeba poznać i przeczytać!!!
więcej na: http://spacerwsrodslow.blogspot.com/2016/04/nim-nadejdzie-burza-maria-paszynska.html
„Warszawski niebotyk” zakończył się masą pytań w mojej głowie. Czekałam z niecierpliwością na dalszy ciąg losów bohaterów, których ogromnie polubiłam. Gdy więc dostałam w swoje ręce „Gonitwę chmur” po prostu rzuciłam się na nią i pożarłam ją w ekspresowym jak na mnie tempie. Bracia Zasławscy rozdzielili się. Każdy z nich poszedł w swoją stronę. Jan z Berkiem udali się do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-03-27
Wszystko zaczęło się od „Życia na pełnej petardzie” już wówczas ks. Kaczkowski podbił moje serce. Przede wszystkim podejściem do swoich podopiecznych w hospicjum, o którym tym razem mogłam przeczytać więcej a także stosunkiem do życia. „Grunt pod nogami” to pozycja nieco inna, ale niepozbawiona humoru. Książka to zapis kazań, rekolekcji, drogi krzyżowej oraz wykładu o spowiedzi, ale nade wszystko to po prostu przekaz wiedzy i mądrości tego niezwykłego człowieka. Z kart wyłania się bowiem mały poradnik tego, jak żyć, postępować, być nie tylko dobrym katolikiem, ale po prostu dobrym człowiekiem. Treści skupiają się głównie wokół spraw sumienia, dbania o jego kondycję, stawania wobec prawdy. Ks. Kaczkowski zwraca dużą uwagę na relacje międzyludzkie, szczególnie w rodzinach, na potrzebę czułości, przytulania, okazywania sobie uczuć, ponieważ na ostatniej prostej życia często bywa za późno na naprawianie zaniedbanych czy złych stosunków. Porusza tematykę związaną ze zdrową pobożnością (piszę zdrową, gdyż jak sam autor wskazuje przez błędne pojmowanie angażowania się w działanie wspólnot czy zagadnień wiary, można wiele zepsuć) i trudnymi sytuacjami, jak choroba czy niewysłuchanie próśb. W myśl słów „Myśli moje nie są myślami waszymi” (Iz 55,8) przypomina, że Bóg inaczej widzi pewne rzeczy, czego przykładem jest choćby choroba ks. Jana.
Z delikatnością i stanowczością autor pochyla się nad postaciami biblijnymi, odnosi ich postępowanie do życia ludzi współczesnych. Rozpatruje poruszane sprawy i wyciąga wnioski. Szanując inteligencję słuchaczy, nie dopowiada wszystkiego. Stawia pytania, na które czytelnik sam musi znaleźć odpowiedzi. Wskazuje, że nie wszystko jest czarno-białe, gdyż istnieje wiele czynników, wpływających na sytuację. Jednocześnie podkreśla, że Bóg nie jest jakimś złośliwym starcem, ale Kimś czułym i opiekuńczym, nikogo nie odrzuca, czeka, nawet na tych którym wydawać by się mogło, że wszystko już stracone. Z zapałem zachęca do dbania o swoje duchowe życie, rozpoczynania od nowa, póki jeszcze czas. Nie poprzestaje na minimalizmie, bo to za mało. Swoim przykładem inspiruje do dawania z siebie więcej, bo tacy właśnie powinniśmy być, hojni i otwarci. Czerpie ze swojego hospicyjnego doświadczenia i dzieli się przemyśleniami, by rodziny chorych zrozumiały, jak należy postępować.
Tym, co najbardziej mnie urzeka w postawie ks. Jana (bo nie ukrywam, każda książka jest dla mnie po prostu zapisem tego, co nosi w sercu) jest jego ogromnie i niesamowicie wręcz rozwinięte człowieczeństwo. Umiejętność stawania w prawdzie, nawet jeśli to bardzo trudne. Ks. Kaczkowski potrafi przyznawać się do błędów. Zaczyna i wymaga przede wszystkim od siebie, by potem móc wymagać od innych. Prostymi, zrozumiałymi słowami, niezwykle przejrzystym i pociągającym stylem opowiada o zagadnieniach wiary i bycia człowiekiem. Nie skreśla nikogo, mam wrażenie, że ma w sobie więcej cierpliwości i wyrozumiałości niż niejedna osoba. Żyje tym, co głosi, może dlatego jego przekaz jest tak czytelny i fascynujący. Krótkie rozdziały omawiające poszczególne zagadnienia, każą zatrzymać się w zabieganej codzienności i pochylić nad naszym życiem. Można czytać je pojedynczo wieczorem i poświęcać kilka minut na refleksję dotyczącą własnego życia, jestem pewna, że taka praca nie pozostanie bezowocna.
Ciężko pisać o książce, która jest jednymi wielkimi rekolekcjami z relacji Bóg-człowiek, człowiek-bliźni. Która porusza do głębi i otwiera na nowe spostrzeżenia. Myślę, że nie można pozostać obojętnym wobec przedstawianych tu treści, gdyż po pierwsze są wyłożone tak, że nie sposób ich nie zrozumieć, po drugie dlatego, że autor rozdziela zło czynów od potępiania grzesznika, w końcu po trzecie z tego powodu, że nakreślone tu pytania naprawdę trafiają w sedno. W „Gruncie pod nogami” nie ma wodolejstwa czy kreowania się. Każde słowo jest tu przemyślane, przykłady odpowiednio dobrane, a lekki styl, miejscami okraszony stwierdzeniami wywołującymi uśmiech i dystansem do siebie, zjednują czytelnika. W tym wszystkim tkwi siła tej książki. W mówieniu o rzeczach najważniejszych krótko, treściwie, prawdziwie i pięknie. Jedynym w swoim rodzaju sposobem ks. Jana, który mimo, że go nie znam, stał mi się ogromnie bliski. Czytając tę książkę autor spogląda z jej stron i mówi „zależy mi na Tobie, dbaj o swoje życie”.
„Grunt pod nogami” gorąco polecam wszystkim, nie tylko wierzącym, bo naprawdę można się z niego nauczyć, jak żyć jako dobry człowiek.
Wszystko zaczęło się od „Życia na pełnej petardzie” już wówczas ks. Kaczkowski podbił moje serce. Przede wszystkim podejściem do swoich podopiecznych w hospicjum, o którym tym razem mogłam przeczytać więcej a także stosunkiem do życia. „Grunt pod nogami” to pozycja nieco inna, ale niepozbawiona humoru. Książka to zapis kazań, rekolekcji, drogi krzyżowej oraz wykładu o...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Jest rok 1936, świat nie przypomina tego, który znamy z historii. Na terenie Korony, która jest odpowiednikiem państwa polskiego znajduje się Antipolis, wielkie miasto, które jest miejscem akcji większości wydarzeń z książki. Do niego przyjeżdża Tomasz, nauczyciel który ma przygotować do egzaminów pewną pannę przybyłą z Rosji. W innej części miasta młody mężczyzna zabija kilka osób w tym swojego kochanka. Tymczasem komisarz Śnieg dowiaduje się, że seria morderstw to jedno z mniejszych zmartwień. Zbliża się bowiem coś większego. Dochodzi do niewyjaśnionych zdarzeń. Pojawiają się bogowie, a ich świat zdaje się dążyć do kontaktu z naszym. Zenit – tajemnicze zjawisko znane z przeszłości znów staje się realną rzeczywistością.
Choć nie jestem fanką fantastyki to z rosnącym zainteresowaniem czytałam o losach realnych i wywołujących emocje bohaterów. Urzekło mnie żonglowanie historiami powiązanych ze sobą ludzi, bo nic tu nie jest przypadkowe. Ludzie, Istota, duchy wszystko łączy się w logiczną całość. Powieść przesycona jest klimatem niepewności, mroku, tajemnicy. Zagadka, której rozwiązanie chce poznać czytelnik, zmusza go do zadawania sobie kolejnych pytań. Wszystko to pisane świetnym językiem, z polotem, rozmachem, wielką wyobraźnią.
Antipolis” to znakomita, wciągająca powieść, która zaciekawia, porywa, oczarowuje. Przeszłość miesza się w niej z przyszłością, prawda z fikcją, rzeczywistość tego świata z innym. Historia jest niebanalna i aż prosi się o rozwinięcie. Słowem kawał bardzo dobrej literatury nawet dla bardzo wymagających. Jeśli mogę coś jeszcze dodać, to tylko, chcę więcej!!!!!!!
Jest rok 1936, świat nie przypomina tego, który znamy z historii. Na terenie Korony, która jest odpowiednikiem państwa polskiego znajduje się Antipolis, wielkie miasto, które jest miejscem akcji większości wydarzeń z książki. Do niego przyjeżdża Tomasz, nauczyciel który ma przygotować do egzaminów pewną pannę przybyłą z Rosji. W innej części miasta młody mężczyzna zabija...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to