-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2024-04-17
2024-04-07
„-Nie martw się – powiedział cicho wprost do jej ucha. – Ktoś powiedział, że w Bieszczady przyjeżdża się tylko raz, a potem się już tylko wraca… Tęskni i wraca.”
„Przystań Śpiących Wiatrów” wciąż czeka na nowych właścicieli. By umowa zaś została podpisana, jest jeden malutki warunek. Dom… a raczej Duch Urszuli musi wyrazić na to zgodę. I choć jest to niemal pewne, że tak będzie, to mimo wszystko Stella ma pewne obawy. Czy słuszne?
Zanim to jednak nastąpi, muszą poradzić sobie z większym problem.
Melania jest ofiarą przemocy psychicznej. Mąż Jacunio, robi to w sposób bardzo skuteczny i zarazem przemyślany, tak , by to ofiara czuła się winna całej sytuacji, a on był bezkarny. Na szczęście w porę zauważa to przyjaciółka Meli i postanawia działać, informując o wszystkim Stellę. Tu jednak rozsądek bierze górę i siostra postanawia działać podstępem. Tak by Melanię zwabić do Kotkowa, by nie spłoszyć jej. Bo wiadomo, że jeśli ktoś jest ofiarą przemocy, to nigdy się do tego nie przyzna. W całą intrygę angażuje Pana Władysława, który wpada na świetny pomysł, angażując w to duchy z przeszłości?
Czy to im się uda? Czy Melania uwolni się od męża tyrana i zrozumie, że szczęście ma zupełnie inny smak? Czy uda jej się je odnaleźć?
„Przystań Śpiących Wiatrów sprzyjała wyciszeniu i odbudowywaniu wiary w to, że jednak i ona, poraniona i przegrana, może mieć przed sobą przyszłość i patrzeć w nią z nadzieją.”
Jakie tajemnice kryje w sobie „Przystań Śpiących Wiatrów”? I ile zła i cierpienia będzie musiało doświadczyć jeszcze rodzeństwo, zanim wszystko zacznie się układać pomyślnie?
Magdalena Kordel po raz kolejny zabrała mnie w cudowną podróż. Uwielbiam pióro autorki i jeszcze nigdy się nie zawiodłam.
Drugi tom opowiada o braterskiej sile. O tym, że rodzeństwo powinno trzymać się razem i nie pozwoli, by któremuś stała się krzywda. O tym, że coś, co z pozoru mogłoby wydawać się szczęściem, wcale takim nie jest. Że człowiekowi, tak łatwo można wmówić wiele rzeczy i znęcać się nad nim psychicznie, zastraszać i wpędzić w poczucie winy.
Oprócz historii współczesnej, Pani Magda zabrała nas w przeszłość, byśmy mogli poznać bliżej historię dawnych mieszkańców Przystani. I to była cudowna i pełna wzruszeń podróż. Czytałam ją z wypiekami na twarzy i nie potrafiłam się oderwać. Dzięki temu, możemy zobaczyć, że każdy z nas, ma wżyciu wybór, jedyne co musimy zrobić, to znaleźć w sobie odwagę, by zrobić krok do przodu.
„Piekło mamy tu, na ziemi i to człowiek człowiekowi je funduje.”
Mam cichą nadzieję, że będą kolejne tomy, bo z wielką przyjemnością powrócę do Kotkowa, by znów spotkać się ze wszystkimi bohaterami powieści.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu W.A.B.
Jeśli lubicie lub chcecie poznać twórczość Magdaleny Kordel, gorąco zachęcam Was do wzięcia udziału w wyzwaniu na Instagramie. Oznaczajcie swoje posty #przykominkuzkordel oraz mój profil @przykominkuzkawa. Odwiedzę Was i poznam Wasze opinie. Raz w tygodniu będę udostępniać Wasze posty na Stories. Nie zapomnijcie również oznaczyć autorki, by i Pani Magda mogła do Was trafić.
„-Nie martw się – powiedział cicho wprost do jej ucha. – Ktoś powiedział, że w Bieszczady przyjeżdża się tylko raz, a potem się już tylko wraca… Tęskni i wraca.”
„Przystań Śpiących Wiatrów” wciąż czeka na nowych właścicieli. By umowa zaś została podpisana, jest jeden malutki warunek. Dom… a raczej Duch Urszuli musi wyrazić na to zgodę. I choć jest to niemal pewne, że tak...
2024-03-14
To, że Magdalena Kordel jest jedną z moich ulubionych pisarek, to wiecie nie od dzisiaj. Nic tak nie potrafi mnie wciągnąć, jak historie pisane przez Panią Magdę. I do tej pory „Malownicze” wciąż jest na pierwszym miejscu. I chyba będzie ciężko to przebić…
Dzisiaj zaś przychodzę do Was z recenzją pierwszego tomu serii: Przystań Śpiących Wiatrów pt. „Wiosna cudów”.
Główna bohaterka tej powieści kocha stare domy, które mają dusze.
„Traktowała je jak żywe stworzenia. Wyczuwała ich emocje, aurę i nastrój. Jej zdaniem każdy dom, podobnie jak człowiek, miał swój niepowtarzalny charakter.”
Stella dzieliła domy na tęskniące, obojętne i niechętne. I kilka lat wcześniej, mimo swoich złych przeczuć, nie zaufała intuicji i za namową przyjaciółki Aldony, zainwestowała pieniądze w dom, który od początku wydawał jej się zimny i obcy. Plan według przyjaciółki był prosty. Stella bierze kredyt, kupują dom, przerabiają go na hotel, a zarobione pieniądze Stella będzie mogła zainwestować w przynależne do budynku stodoły i pomieszczenia gospodarcze, które będzie mogła urządzić dla gości, według własnego pomysłu. Niestety, przyjaciółka okazała się kobietą bez skrupułów, wykorzystując naiwność Stelli. Jak wszystko się zaczęło układać, to pozbyła się koleżanki, zostawiając Stelle bez pracy, pieniędzy i z kredytem.
Ale jak to mówią, jak się wali, to się wali wszystko. I tak było też tutaj. Bo poza utratą pracy i długiem, który trzeba będzie spłacić, w Kotkowie pojawiają się dwaj tajemniczy mężczyźni. A jeden z nich bardzo zaczyna interesować się życiem Stelli i jej synka Franusia. Do tego stopnia, że dziewczyna boi się, iż na światło dzienne mogą wyjść tajemnice sprzed lat, o których chciała zapomnieć. Czy to by oznaczało, że przyszedł czas na wyjawienie sekretu? Co to takiego? I jak to się wszystko potoczy? Koniecznie przeczytajcie w książce.
„Jeżeli nie możesz powiedzieć komuś prawdy, kłam tak, żeby historia, którą komuś podajesz jako prawdziwą, była jak najbardziej zbliżona do tej autentycznej i zawierała jak najwięcej faktycznych elementów.”
Magdalena Kordel w tej powieści pokazuje nam, że warto ufać swojej intuicji. Ponadto, zawsze jak się wszystko wali, to znajdą się wokół nas ludzie, którzy chcą nam pomóc, tylko musimy im na to pozwolić. Bo nie wszystko jesteśmy w stanie zrobić sami. Tu również takim przykładem jest Helenka. Emerytowana nauczycielka, która po wielu latach wciąż wzbudza szacunek wśród swoich byłych uczniów. To jej zawdzięczają to, gdzie dzisiaj się znajdują, mim iż za czasów szkolnych, sprawiali wiele problemów. Ale niestety na jej przykładzie Pani Magda, pokazuje nam, że czasami trzeba mieć oczy i uszy dookoła głowy, bo może się znaleźć ktoś, kto czuje się bezkarny, a taka Pani Helenka… krucha, słaba może być idealną osobą nad którą można się znęcać. A jak jeszcze się wie, że z racji tego iż ma się ojca komendanta, to wiele osób będzie udawało, że nic nie widzi. Bo wiele osób woli się nie wtrącać i uważa, że skoro ktoś ma problemy, to po co je jeszcze ściągać na siebie. A właśnie oto chodzi, by mieć swoje zdanie i pokazać, że człowiek nie może pozostać bezkarny. Naszym obowiązkiem jest pomagać osobą bezbronnym. Bo kto jak nie my. A wcześniej czy później i tak karma wróci i za zło przyjdzie im za to zapłacić. I obyśmy zawsze umieli znaleźć w sobie tę odwagę. By nikt nie zaznał takiej przemocy. Nie bądźmy obojętni na ludzka krzywdę.
Gorąco Was zachęcam, jeśli jeszcze nie mieliście okazji przeczytać tej książki, byście po nią sięgnęli. Do historii, która pokazuje, że jeżeli o czymś marzymy, to wszechświat pomoże nam to spełnić. Niekiedy będziemy musieli pokonać trudną drogę i stawić czoła sytuacjom niezrozumiałym, ale zawsze wokół znajdą się osoby, które nam pomogą osiągnąć nasz cel. Musimy tylko wpuścić tę wiosnę cudów do swojego życia, bo mogła się w nim rozgościć i dać początek nowej historii.
A ja z niecierpliwością zabieram się za drugi tom tej serii „Schody do lata”, którego recenzję przedstawię Wam niebawem.
To, że Magdalena Kordel jest jedną z moich ulubionych pisarek, to wiecie nie od dzisiaj. Nic tak nie potrafi mnie wciągnąć, jak historie pisane przez Panią Magdę. I do tej pory „Malownicze” wciąż jest na pierwszym miejscu. I chyba będzie ciężko to przebić…
Dzisiaj zaś przychodzę do Was z recenzją pierwszego tomu serii: Przystań Śpiących Wiatrów pt. „Wiosna cudów”.
Główna...
2024-01-12
„A ja ci tyle razy powtarzałam, że po to ma się przyjaciół, żeby te kłopoty dzielić. Takie podzielone z miejsca tracą na objętości i wadze i łatwiej się z nimi uporać.”
Magdalena Kordel po raz kolejny zabrała mnie w niezwykłą podróż. Jak ja kocham książki autorki, to nawet sobie nie wyobrażacie. A „światełko w oknie” to najbardziej czarująca, magiczna i świąteczna powieść jaką do tej pory miałam okazję przeczytać.
Sięgając po książkę, nie spodziewałam się, że tak mnie zaczaruje. Już na samym wstępie zaintrygował mnie opis, który nawiązywał do ‘Opowieści wigilijnej”, którą uwielbiam. A później..., a później to już popłynęłam z nurtem powieści i przepadłam na amen.
Historia nie jest słodka i cukierkowa, jak pierniki Klementyny. Ale otulona tym zapachem korzennych przypraw, które w okresie świątecznym pachną najpiękniej, sprawia, że staje się ona niczym ciasto dojrzewające, które z każdym dniem musi nabrać mocy, by na koniec najlepiej smakowało.
Takie było właśnie życie Korneli i trzech jej córeczek: Basi i bliźniaczek – Emilki i Amelki. Strata męża i ojca, to prawdziwa tragedia dla całej rodziny, ale strata przed samymi świętami to podwójna tragedia. Bo jak tu się cieszyć ze świątecznej atmosfery, z narodzin Jezuska, z choinki ze spotkania z najbliższymi? Skoro, jedno, najważniejsze miejsce przy stole będzie już zawsze puste.
Kornelia nie może się z tym pogodzić. Nie chce przyjąć do wiadomości, że Michał zginął w wypadku samochodowym i już nigdy nie zasiądzie z nimi do Wigilii, nie ubiorą razem choinki a miejsce po jego stronie łóżka już zawsze będzie puste. Tak bardzo nie chciała się z tym pogodzić, że starała się nie myśleć o tym, połykając kolejne tabletki, zapadała w sen, który pozwalał uwolnić się od rzeczywistości.
Zapomniała jednak, że ma córki, które zostały ze wszystkim same, a raczej wszystko spoczęło na barkach tej najstarszej. Basia, przejęła obowiązki matki, uczyła się w liceum, opiekowała młodszymi siostrami oraz matką. A tak nie powinno być. Dostrzegli to przyjaciele, którzy próbowali wesprzeć dziewczynki, czekając aż matka wzbudzi się z tej żałoby. Ona zaś powtarzała sobie wciąż, ze to nastąpi jutro, które przechodziło z dnia na dzień.
Klementyna prowadziła najsłodszą cukiernię w miejscowości o pięknej nazwie Miasteczko. Niestety w tym roku duch świąt nie nadchodził. Ciasto na pierniki nie wychodziło, pierniki w ogóle a klienci za chwilę zaczną składać zamówienia na pierniczki, które były magiczne i według ludzi przynosiły szczęście i dobrobyt, bo były robione z miłością. Ale Klementyna wciąż wypatrywała tego właściwego mementu, który wciąż nie nadchodził, bo brakowało tego właściwego elementu, który sprawi, że pierniczki będą miały w sobie tę magię, na którą ludzie cały rok czekają.
Czy wspólni znajomi przekonają Klementynę i Kornelię, że już czas najwyższy ruszyć do przodu? Czy wspólna praca, sprawi, że do Miasteczka i serc bohaterów, znów powróci nadzieja na lepsze jutro? Czy uda im się pożegnać przeszłość, zacząć żyć tu i teraz ciesząc się tym co jest, w szczególności sobą i z wielką nadzieję, spojrzeć w przyszłość, która daje nadzieję, że wszystko może wyglądać zupełnie inaczej, jeśli tylko otworzymy się na nowe?
Ta historia bardzo mnie wzruszyła. Tyle emocji, wrażeń, to tylko Pani Magdalena potrafi dostarczyć czytelnikowi. Czytając tę książkę, zrozumiałam, że jeśli człowiekowi wali się świat, to dzięki tak wspaniałym osobą, które nas otaczają, a których nie dostrzegamy być może na co dzień, jesteśmy wstanie posklejać go tak, by mimo iż nie będzie wyglądał jak dotąd, bo będzie zupełnie inny. To mimo wszystko, może być również cudowny. Najważniejsze, by pogodzić się z przeszłością i spojrzeć w przyszłość z nadzieją, która zawsze trwa i trwać będzie do końca. Nadzieja umiera ostatnia. A ta książka pokazuje nam, że niekiedy wystarczy tylko otworzyć właściwe drzwi, by dostrzec światełko w oknie, które zaprowadzi nas na właściwą drogę. Ku lepszemu.
A teraz kolej na „Serce z piernika” Jest to pierwszy tom Seri Miasteczko, gdzie będę mogła bliżej poznać losy Klementyny i Pogubionej Agaty, którą również poznacie w tym tomie. Bardzo ciekawa jestem co kryje ich historia.
Za książkę serdecznie dziękuję Mojej Bratniej Duszy – Ewuniu, rozświetliłaś mi wieczór i sprawiłaś wiele radości. Cieszę się, że mimo odległości mogłyśmy razem czytać wspólnie tę historię. Tym bardziej, że ta książka jest mi szczególnie bliska, bowiem kilka lat wcześniej, również prowadziłam pracownię, w której piekłam pierniczki na różne okazje, dając ludziom radość i odrobinę tej magii, którą obdarowywali bliskich.
„A ja ci tyle razy powtarzałam, że po to ma się przyjaciół, żeby te kłopoty dzielić. Takie podzielone z miejsca tracą na objętości i wadze i łatwiej się z nimi uporać.”
Magdalena Kordel po raz kolejny zabrała mnie w niezwykłą podróż. Jak ja kocham książki autorki, to nawet sobie nie wyobrażacie. A „światełko w oknie” to najbardziej czarująca, magiczna i świąteczna powieść...
2022-12-22
Po książkę sięgnęłam zupełnie przypadkiem. Miałam w planach przeczytać kilka rozdziałów przy kubku z kawą a po domowych obowiązkach, wrócić do niej wieczorem. Stało się jednak inaczej. Kubków z kawą były dwa, następnie herbata a na obiad pierogi ruskie z zamrażarki, które mam właśnie, na takie sytuacje, gdy potrzeba zrobić szybki obiad. No cóż, nic na to nie poradzę, że przepadłam od pierwszych stron i nie potrafiłam się oderwać. Nikt na szczęście nie głodował, sytuacja była opanowana a ja mogę się wytłumaczyć tym, że dzisiaj była niedziela, więc pełen relaks.
Wracając do powieści, to powiem Wam, że dawno już, żadna z ostatnio czytanych książek nie wywarła na mnie tylu emocji. Czytałam, płakałam jak bóbr, śmiałam się i przeżywałam tę historię, tak jakby dotyczyła kogoś bardzo mi bliskiego. Tak właśnie zżyłam się z bohaterami „Zapomnianej piosenki”, że nie potrafiłam odłożyć książki, by doczytać później. Ta historia toczyła się tuż obok mnie i zakończenie jej nie mogło czekać.
W powieści mamy dwóch głównych bohaterów.
Dominika – chłopca, którego poznajemy w momencie kiedy kończy 20 lat. Mimo przeżyć i ciężkiego dzieciństwa, bowiem jako czterolatek trafił do domu dziecka, jest bardzo odpowiedzialnym, z dobrymi manierami człowiekiem. Dominik pamięta swoją mamę przez mgłę. Nie ma wielu wspomnień, bo wiadomo, będąc małym chłopcem niewiele można zapamiętać. A mamę po raz ostatni widział 16lat temu a jedyną pamiątką, która mu po niej pozostała, to ich wspólne zdjęcie zrobione tego feralnego dnia, gdy widział ją po raz ostatni i jego ukochany miś z oklapniętym uszkiem. Czekał z niecierpliwością, każdego dnia nie tracąc nadziei, że pewnego dnia mama po niego przyjdzie. Dom dziecka, to jednak miejsce, gdzie nie zawsze dzieją się dobre rzeczy. Dominik jednak był twardy, nie chciał skończyć jak większość, pragnął być dobry, by w dniu jak spotka się z mamą, nie musiała się za niego wstydzić. Jego serce biło ogromnym ciepłem i dobrocią. Zakochał się w Ewie, która była trochę szaloną ale bardzo stanowczą dziewczyną. To ona go motywowała do tego, by się nie poddawał i poznał swoją przeszłość. Odszukał matkę i dowiedział się, co się stało 16lat temu?
Ksawery – starszy mężczyzna, sąsiad Ewy, dziewczyny Dominika. Ksawery to bardzo samotny człowiek. Kilka lat wcześniej umiera mu żona, a on nie potrafi pogodzić się z jej odejściem. Tęskni za nią i bardzo przeżywa tą swoją samotność, nikomu jednak nie daje po sobie poznać, jak wielki sprawia mu to ból. Ma syna, Michała, który mieszka za granicą wraz z żoną i synkiem, którego Ksawery widuje raz w roku, bo syn nie ma dla ojca czasu. Praca, wakacje, drogie bilety lotnicze. Zawsze jest jakieś ale. To smutne, bo momencie, kiedy ojciec go najbardziej potrzebuje, syn go zostawia, nie zdając sobie sprawy, co przeżywa starszy człowiek, który na pomoc może liczyć jedynie od obcych mu ludzi.
Nie będę się bardziej rozpisywać, by nie zdradzić fabuły. Musicie koniecznie sięgnąć po tę książkę i poznać historię Dominika i Ksawerego. Pokazuje bowiem prawdziwe życie i to, jaki los potrafi być przewrotny, a życie pisze różne scenariusze, nie zawsze takie jak byśmy chcieli.
Powieść jak wcześniej wspomniałam jest pełna emocji. Przeżywałam wszystko wraz z bohaterami, starałam się zrozumieć, kibicować. Jest pełna ciepła, miłości i pokazuje, jak często jedna decyzja, wydarzenie potrafi w życiu tak sporo namieszać. Przyznaję , że bardzo bym chciała kiedyś, obejrzeć ją na ekranie. Myślę, że sporo osób byłoby zachwyconych. Świetny materiał na film.
Jest to książka idealna na każdą porę roku, ale w święta polecam szczególnie, jest to bowiem czas, który skłania nas do refleksji. A tych tutaj wierzcie mi nie brakuje. Polecam gorąco.
https://przykominkuzkawa.blogspot.com/
Po książkę sięgnęłam zupełnie przypadkiem. Miałam w planach przeczytać kilka rozdziałów przy kubku z kawą a po domowych obowiązkach, wrócić do niej wieczorem. Stało się jednak inaczej. Kubków z kawą były dwa, następnie herbata a na obiad pierogi ruskie z zamrażarki, które mam właśnie, na takie sytuacje, gdy potrzeba zrobić szybki obiad. No cóż, nic na to nie poradzę, że...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-01-11
Jeszcze nigdy nie pochłaniałam tak książki jak tą. Zaczęłam czytać wczoraj wieczorem i nie mogłam się oderwać.
Ujęła mnie za serce. Bez chusteczek się nie obyło. Ryczałam jak bóbr, przeżywając i pochłaniając każdy wers, każdy akapit.
Książka choć z pozoru by się zdawało, łączy ze sobą dwie historie. Ale tak naprawdę, przedstawia ich kilka, bo również przeżywamy historię bliskich, naszych bohaterek.
Zaczyna się historią z 1933r kiedy to Vera, matka 3 letniego Daniela, zmuszona jest zostawić swoje dziecko, samo na noc w domu, by udać się do pracy. Czasy są trudne, nie mają pieniędzy na czynsz i jedzenie. W dodatku 2 maja kiedy, to za oknami powinna być już pełnia wiosny, spada śnieg. Paraliżujący całe miasto. Tego dnia Vere spotyka niespodziewana tragedia. Los ją doświadcza bardzo okrutnie. Dziecko znika w nietypowych okolicznościach. Czy matce uda się odnaleźć synka. Czy los może być jeszcze bardziej okrutny?
77 lat później Claire doświadcza podobnego wydarzenia. Znów 2 maja tym razem 2010 Seattle nawiedza ogromna śnieżyca. Starsi wspominają czasy ich młodości, kiedy w 1933 miało miejsce podobne wydarzenie.
Claire rok wcześniej 2 maja przeżywa tragedie, z którą ciężko się jej pogodzić. Tym czasem niespodziewanie jej losy splatają się z tragedią Very z 1933. Czy uda jej się rozwiązać zagadkę zaginięcia chłopca? I dokąd to ja zaprowadzi? Oraz czy uda się jej podnieść po tragedii jaką ją dosięgła rok temu? O tym przeczytacie w książce.
Przepiękna historia pełna miłości, tajemnic i splotów zdarzeń. Oraz nieoczekiwane zakończenie, poruszające serce i trzymające w napięciu.
Tej historii nie da się tak łatwo zapomnieć.
Jeszcze nigdy nie pochłaniałam tak książki jak tą. Zaczęłam czytać wczoraj wieczorem i nie mogłam się oderwać.
Ujęła mnie za serce. Bez chusteczek się nie obyło. Ryczałam jak bóbr, przeżywając i pochłaniając każdy wers, każdy akapit.
Książka choć z pozoru by się zdawało, łączy ze sobą dwie historie. Ale tak naprawdę, przedstawia ich kilka, bo również przeżywamy historię...
2018-08-17
2019-01-21
Z twórczością Krystyny Mirek, miałam okazję się spotkać czytając Sagę rodu Cantendorfów, która bardzo mnie urzekła, dołączając tym samym do grona autorek, których powieści z pewnością zagoszczą na mojej półce.
Tym razem jedną z książek, podarowanych od Mikołaja była powieść „Tylko jeden wieczór”. Co prawda przeczytałam ją po świętach, ale powiem Wam, że każda pora jest dobra by po nią sięgnąć. Książka chwyta za serce, ma w sobie ogromny pokład miłości i ciepła oraz skłania do refleksji.
„Tylko jeden wieczór” Krystyny Mirek to powieść, która wzrusza i uświadamia człowiekowi jak łatwo zatracić takie wartości jak miłość, dom, rodzina. Jak łatwo pieniądz potrafi zepsuć człowieka i zburzyć to, co budował i o co walczył zanim stał się bogaty. Jak można łatwo grać i zakładać maskę na każdą okazję, a nie dostrzec tego co się traci. Krystyna Mirek pokazała nam jak życie potrafi być przewrotne i w jednej chwili zmienić wszystko o 180 stopni, a także podkreśliła, ile można stracić jeśli w porę się nie obudzimy z tego letargu pogoni za pieniędzmi. I jak wiele możemy stracić jeśli w porę nie przejrzymy na oczy.
Nie chcę zdradzać Wam fabuły, bo wiadomo, że później jak człowiek wie już o czym jest książka, to odkłada ją na półkę bez czytania i sięga po inną. Ale chciałabym Was zachęcić by po nią sięgnąć, bo naprawdę warto. Czyta się ją lekko. W moim przypadku, nie mogłam się oderwać, bo byłam ciekawa co będzie dalej.
W powieści ukazane są dwa wątki. Głównej bohaterki Sylwii Nowak– aktorki filmowej, która występuje pod pseudonimem Amandy Diamond. Bohaterki, co na co dzień zakłada maskę w której gra kochającą żonę, matkę, idealną Panią domu a tak naprawdę skrywa ogromną tajemnicę, zmaga się z problemami, tęskni za szczęściem, miłością i ciepłem, które minęło wraz z przypływem gotówki i sławy. Na kilka dni przed Wigilią dowiaduje się o śmierci siostry, która zostawia jej pod opieką swoja córkę. I od tego momentu wszystko zaczyna się zmieniać.
Drugą osobą, której życie przewróci się do góry nogami jest Marcin, syn Zosi – kobiety, która sprząta biura, gdzie pracuje Sylwia.
Marcin, to bardzo łatwowierny o dobrym sercu chłopak, który chcąc pomóc swojemu przyjacielowi wpakował się w niezłe tarapaty, gdzie stawką jest jego rodzina, żona i dzieci. Ale nic więcej nie zdradzę, resztę musicie już sami przeczytać.
Krystyna Mirek po raz kolejny mnie zaskoczyła. Byłam pewna, że przeczytam słodką powieść o magii świąt, a tu okazało się, że jest to pełnowartościowa historia, która skłania do refleksji i spojrzenia na pewne rzeczy przez inny pryzmat. Dlatego polecam i zachęcam byście sięgnęli po tą książkę bez wahania. Gwarantuje wam kilka mile spędzonych godzin w miłym towarzystwie bohaterów „ Tylko jeden wieczór”.
https://przykominkuzkawa.blogspot.com/
Z twórczością Krystyny Mirek, miałam okazję się spotkać czytając Sagę rodu Cantendorfów, która bardzo mnie urzekła, dołączając tym samym do grona autorek, których powieści z pewnością zagoszczą na mojej półce.
Tym razem jedną z książek, podarowanych od Mikołaja była powieść „Tylko jeden wieczór”. Co prawda przeczytałam ją po świętach, ale powiem Wam, że każda pora jest...
2020-02-15
2020-11-06
Cóż mogę powiedzieć. Kolejna piękna historia, od której nie można się oderwać. Pisana życiem i to chyba właśnie w tych powieściach, jest tak urzekające.
Zosia, główna bohaterka tej powieści ma dopiero 19 lat. Jest młodziutką dziewczyną, w klasie maturalnej i można by powiedzieć, że nie powinna mieć żadnych trosk, zmartwień. Jedynym zmartwieniem w tym wieku powinno być to, jak zdać maturę. Tym czasem los ją doświadcza dość ostro i Zosia musi szybko podjąć walkę z dorosłością. Nie miała łatwego życia. W jej domu od zawsze Matka miała o wszystko pretensje. Życie ją doświadczyło boleśnie. Mąż zostawił z trójką dzieci odchodząc do innej kobiety. To nie jest łatwe, poczuła się bardzo samotna, zraniona. Zaszyła się w skorupie do której nie pozwoliła nikogo wpuścić. I wmawiając wszystkim dookoła jaki świat jest zły, w ten sposób próbowała uchronić przed nim córki. Szczególnie przed przystojnymi mężczyznami, którzy łamią serca i wcześniej czy później odejdą. Dwie starsze siostry Zosi, jak tylko dorosły wyprowadziły się z domu, pozostawiając najmłodszą z nich samą z matką.
Zosia miała powoli dość. W domu panowała zła energia. Matka wciąż wmawiała jej, że ludzie źle kończą, umierają, odchodzą, życie bywa okrutne. Miała wspaniałego jednak przyjaciela, Jaśka przed którym nie miała tajemnic. Wiedzieli o sobie wszystko. Znali swoje najskrytsze marzenia, tajemnice. Kochała go, mogła zawsze mu się wygadać a on ją zawsze potrafił zrozumieć. Wesprzeć.
Zbliżały się Święta i Zosia bardzo tęskniła do tej atmosfery, która panowała w domu Jaśka. Pełnej ciepła, serdeczności, miłości. Mama, która organizuje wszystkim świąteczne obowiązki, lepi pierogi, piecze ciasta. Ojciec, który ma czas dla rodziny, kupuje drzewko choinkowe. Goście, którzy chętnie przekraczają próg tego domu, bo jest w nich miłość. Magia, której Zosia przez kilkanaście ostatnich lat nie doznała. A której jej bardzo brakowało.
Dwa miesiące wstecz przed świętami umiera babcia. Babcia, matka ojca, który ich zostawił i której dawno nikt nie odwiedzał. Matka się bardzo oto postarała. Mimo, że Zosia tęskniła za nią strasznie i tęskniła za tamtymi czasami, kiedy wszyscy razem się spotykali w babcinym domu. Nie sprzeciwiła się jednak matce, nie miała odwagi i nie odwiedziła Babci ani razu. Na wet na pogrzeb nie pojechała żadna z sióstr, bo bały się sprzeciwić matce. Ale babcia wszystkich zaskoczyła, zostawiła w spadku siostrom swój dom… swoje gospodarstwo, którego żadna z sióstr nie chciała, nazywając to kłopotem i ruderą. Czuła jednak, że ten dom powinien należeć do Zosi. On by ją tam pokochał, a ona jego. Wierzyła w to, że tak właśnie będzie.
Atmosfera z matką robi się coraz napięta. Zosią targają emocje. Z każdym dniem ma już dość. Pełna obaw postanawia jednak zrobić coś niesamowitego. Postanawia przyjąć spadek i zamieszkać w domu babci. Dwie godziny jazdy autobusem od Krakowa. Na wsi, daleko od miasta, szkoły, przyjaciół. Nie mając wydawać by się mogło nic, bo w jej portfelu było zaledwie 20zł i 500zł, które znalazła w skarbonce. Zaryzykowała. Dzięki swojemu uporowi, życzliwości i miłości, która z niej biła na każdym kroku, otrzymała pomoc od adwokata oraz przyjaciela na początku. A w domu czekała ją jeszcze jedna miła niespodzianka.
Tym wyjazdem dokonała wprost niemożliwych rzeczy. Nie było jej łatwo. Bo życie łatwe nie jest i często stawia kłody pod nogi. Ale Zosia choć do końca nie wierząca w siebie, dokonała tego, że inni uwierzyli jej. Że może być lepiej, że można dokonać cudów.
Przeczytajcie tę książkę koniecznie. Na mnie wywarła ogromne wrażenie. Pokazała, jak życie potrafi zaskakiwać. Często nie zauważamy i nie doceniamy wielu rzeczy. Udajemy, że tak musi być i nie da się tego zmienić. Taki nasz los. Historia ta jednak pokazuje, jak jedna osoba, swoją dobrocią potrafi zmienić życie wielu osób. Jak człowiek potrafi się zmienić, kiedy ktoś wyrządzi mu krzywdę i nie zdaje sobie sprawy, że w ten sposób krzywdzi innych. Niekiedy warto jednak się zatrzymać i spojrzeć na wszystko inaczej. W naszym życiu brakuje właśnie takiej Zosi, która skłoni wielu z nas do refleksji i być może dokona kolejnego cudu.
Lektura obowiązkowa na zimowe wieczory. Koniecznie ją przeczytajcie.
https://przykominkuzkawa.blogspot.com/2021/01/swiateczny-sekret-krystyna-mirek.html
Cóż mogę powiedzieć. Kolejna piękna historia, od której nie można się oderwać. Pisana życiem i to chyba właśnie w tych powieściach, jest tak urzekające.
Zosia, główna bohaterka tej powieści ma dopiero 19 lat. Jest młodziutką dziewczyną, w klasie maturalnej i można by powiedzieć, że nie powinna mieć żadnych trosk, zmartwień. Jedynym zmartwieniem w tym wieku powinno być to,...
2022-01-28
2022-02-05
2021-03-10
Kolejne, już trzecie a jak cudowne spotkanie w Jagodnie, z moimi kochanymi bohaterkami powieści Karoliny Wilczyńskiej. Wiem, że będę się powtarzać i zrobię to pewnie jeszcze nie raz, ale kocham tę powieść. Bardzo bym chciała by została zekranizowana. Myślę, że zdobyła by jeszcze większą popularność niż „Ranczo”, które również uwielbiałam oglądać. I nawet mam kilku faworytów wśród aktorów, którzy mogli by zagrać dane role. I mam nadzieję, że któremuś ze scenarzystów wpadnie ta powieść w rękę i będziemy mogli gościć ją na ekranach naszych telewizorów.
W tej części do stałych już bohaterów, na pierwszy plan wysuwa się Małgorzata, żona wójta. Małgorzata czuje się samotnie, niby ma wszystko co mówią, że kobieta powinna być szczęśliwa, ale jak wiadomo. Pieniądze szczęścia nie dają. W życiu Małgorzaty pojawia się nostalgia i codzienny schemat, który zaczyna ją nudzić. Postanawia zrobić coś dla siebie i zmienić swoje życie. Czy jednak to jej się uda? Z jakimi problemami będzie musiała się zmierzyć i co skrywa się pod maską, jaką musi nosić na co dzień?
Do Jagodna przyjeżdża również kuzyn Hrabianek Leszczyńskich – Jan, który dzięki Marysi, odnajduje się po kilkunastu latach. Przysłany przez dziadka, bardzo chce poznać ostatnich żyjących już krewnych w Polsce. Czy uda mu się odnaleźć jednak wśród panujących tutaj obyczajów? I czy jego przyjazd ucieszy Hrabianki? Jaką tajemnicę skrywają i jak się potoczą dalsze losy dworku? To tylko część tego co będzie się działo. Bo dzieje się dużo, oj bardzo dużo. Również w życiu doktor Ewy matki Tamary, Kasi córki Zofii oraz Marysi, która w każdej części coraz bardziej dorasta i przeżywa swoją pierwsza, prawdziwą miłość.
Żałuję, że tak późno zaczęłam czytać tę serię. Zawsze jakoś uważałam, że będzie nudna, bo ile można pisać o tych samych osobach w tylu tomach. Teraz wiem jak bardzo się myliłam i wierzcie, bardzo żałuję, że dopiero teraz zaczęłam przygodę ze „stacją Jagodno”. Nie popełniajcie tego samego błędu. Weźcie pierwszy tom, kto nie czytał i dajcie tej książce szanse. A gwarantuję Wam, że nie będziecie się mogli oderwać.
Będziecie mieli okazję przenieść się do świata, gdzie autorka poprzez Babcię Różę, będzie miała dla Was, ogrom ciepłych i bardzo wartościowych rad. Tam w białym domku, problemu stają się bardziej realne do pokonania. Będziemy mogli się przekonać, że nie zawsze wszystko wygląda na pierwszy rzut oka, tak jak to postrzegamy. Niekiedy warto usiąść na chwilę i spróbować przyjrzeć się temu z innej strony. Zrozumieć, wysłuchać, dać innym szansę. Pochopne działania mogą wywołać wiele złego i krzywd, które mogą ciągnąć się latami i nie zawsze da się je naprawić. „Po nitce do szczęścia”, tak właśnie jak z tymi motkami tak i w życiu, trzeba czasami się sporo namęczyć by je rozplątać.
"Marysia przyglądała się kolorowym kłębuszkom i sękatym
rękom babci, które sprawnie oddzielały kuleczki i odkładały
w różne miejsca łóżka.
– Tak sobie pomyślałam, że ja to chyba mam taki worek
w głowie. Pełen różnych kłębuszków, w których jest bałagan.
Babcia zerknęła na dziewczynę uważnie.
– To zrób porządek – poradziła.
– Tylko ja nie wiem, które zostawić, a które wyrzucić. Tobie to
tak łatwo idzie.
– Bo ja mam doświadczenie. Od lat to robię. Na początku też
nie wiedziałam. Czasem przez lata trzymałam coś, bo
wierzyłam, że się przyda. Albo uważałam, że jest wartościowe
i piękne, a potem zrozumiałam, że tylko tak mi się zdawało. Do
tej pory niektóre muszą swoje odleżeć, zanim się zdecyduję, co
z nimi zrobić."
Kolejne, już trzecie a jak cudowne spotkanie w Jagodnie, z moimi kochanymi bohaterkami powieści Karoliny Wilczyńskiej. Wiem, że będę się powtarzać i zrobię to pewnie jeszcze nie raz, ale kocham tę powieść. Bardzo bym chciała by została zekranizowana. Myślę, że zdobyła by jeszcze większą popularność niż „Ranczo”, które również uwielbiałam oglądać. I nawet mam kilku faworytów...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-11-18
Powiem Wam szczerze, że tak dobrej książki już dawno nie czytałam. Nie powinnam od tych słów zaczynać recenzji, ale nic na to nie poradzę. Pochłonęłam ją w jeden wieczór. Tzn. zaczęłam wieczorem i przyznam się, że nawet nie wiem kiedy zastała mnie czwarta rano. Nie potrafiłam się oderwać. Autorka tak sprawnie płynęła przez kolejne kartki papieru, że żal mi było odłożyć ją na nocny stolik i dokończyć później. Byłam ciekawa losów bohaterów. To był naprawdę mile spędzony czas.
Nie będę Wam zdradzać całej fabuły, bo sami musicie poznać bohaterów. W każdym razie zdradzę Wam tylko tyle, że już na wstępie będzie czekać Was mocne uderzenie piórem Sylwii Kubik. Dokładnie tak. Historia Ewy Pajdzik, głównej bohaterki, bardzo mną wstrząsnęła. Wierzcie mi, że gdybym miała numer telefonu do tej dziewczyny, to od razu bym do niej zadzwoniła i powiedziała kilka zdań, by nią potrząsnąć. Byłam tak na nią wściekła, na jej zachowanie i to na co pozwala swojemu partnerowi, że autentycznie bym do niej zadzwoniła.
Ewa nie ma łatwego życia. Mając kilka lat w niewyjaśnionych okolicznościach znika jej matka. Ojciec całą winą obarcza córkę. Zaczyna jeszcze więcej pić a także znęcać się nie tylko fizycznie, ale też psychicznie nad jedynym dzieckiem. Ewie udaje się ukończyć szkołę i wyrwać z domu, do mężczyzny, który z początku wydaje się marzeniem każdej kobiety. Niestety z czasem okazuje się również tyranem, gorszym niż ojciec. Dziewczyna nie potrafi się z tego wyplątać, zakochana w nim godzi się na wszystko.
Cała ta historia zostaje w nas na dłużej. Bo wiem, że są wśród nas osoby, które pod zewnętrzną maską, ukrywają swój ból i cierpienie. I godzą się na to, bo życie dało im w kość. Bo wpojono im, że tak właśnie trzeba i jeszcze muszą być za to wdzięczne. Nie każdy ma odwagę powiedzieć dość. Niekiedy dopiero, pewne sytuacje życiowe otwierają niektórym oczy i rozsądek podpowiada, że nie muszą się na to godzić, że przemoc jest czymś złym, bez czego można żyć. Mieć spokojne życie, być wolnym. Zacząć wszystko od nowa.
Taki los uśmiechnął się do Ewy. Chociaż słowo „uśmiechnął”, nie jest tutaj odpowiednie. Dla kogoś, kto ledwo uszedł z życiem i musiał wszystko zacząć od nowa. Z pustą kartką, 40 zł w kieszeni i plecakiem, który był całym dorobkiem. Determinacja i silna wola dziewczyny, sprawiły, że Ewa przyjęła ten dar od losu i spróbowała zacząć wszystko od nowa. Wyjeżdża do Krasnegostawu, gdzie znajduje się dom odziedziczony po zmarłej babci. Czy Ewie uda się odnaleźć szczęście i zacząć wszystko od nowa? Jakie jeszcze niespodzianki szykuje jej los? Czy w końcu ją wynagrodzi? Czy nadal będzie rzucać kłody pod nogi?
Kamil Mętel to również jeden z głównych bohaterów. Mimo zamożności, statusu, pracy w renomowanej firmie u ojca jako programista. Kamil stawia wszystko na jedną kartę i postanawia przeciwstawić się rodzicom, szczególnie nadgorliwej matce, która wtrąca się we wszystko. Chłopak postanawia żyć własnym życiem i zrobić coś co mu sprawi wiele radości, niż nudna praca u ojca. Zakochuje się w Żuławach, gdzie kupuje gospodę, którą remontuje i „nawiedzony dom”, z którym wiąże się pewna historia. Nie jest łatwo, ale ogromne wsparcie ma w swojej babci Matyldzie. Czy uda mu się stawić czoła nowym wyzwaniom? Jakie tajemnice skrywa w sobie tajemniczy dom? I jaką rolę odegra w tym wszystkim historia związana z Ewą?
Cała akcja rozgrywa się na Żuławach. To piękne miejsce poznajemy na kolejnych stronach. Cudowne opisy krajobrazu i tamtejszych dań, które bardzo zachęcają do ich spróbowania. Mam zamiar osobiście kiedyś się tam wybrać i skosztować tych dań regionalnych. Nie zabraknie również pewnej historii miłosnej i tajemnicy sprzed lat.
Ogromnie się cieszę, że mam pod ręką drugi tom tej powieści, za którą jeszcze dzisiaj się zabiorę. Już nie mogę się doczekać dalszych losów bohaterów.
Bardzo dziękuję, za egzemplarz do recenzji Wydawnictwu Otwarte i za możliwość przeczytania tej powieści. Bez Was pewnie długo bym jeszcze zwlekała, a tak jestem ogromnie wdzięczna i mam cicha nadzieję, że trzeci tom Pani Sylwia oddała już do druku?
https://przykominkuzkawa.blogspot.com/2021/11/krok-do-miosci-sylwia-kubik-recenzja.html
Powiem Wam szczerze, że tak dobrej książki już dawno nie czytałam. Nie powinnam od tych słów zaczynać recenzji, ale nic na to nie poradzę. Pochłonęłam ją w jeden wieczór. Tzn. zaczęłam wieczorem i przyznam się, że nawet nie wiem kiedy zastała mnie czwarta rano. Nie potrafiłam się oderwać. Autorka tak sprawnie płynęła przez kolejne kartki papieru, że żal mi było odłożyć ją...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-02-24
Pani Magdalena za każdym razem swoim powieściom stawia bardzo wysoką poprzeczkę. Każdy sięgając po kolejną książkę, myśli sobie, że po przedniej nic już nas nie zaskoczy, po czym otwiera szeroko oczy ze zdumienia i mówi: „Ta pisarka ma ogromny talent”. Tak, to prawda. Każda książka jest zachwycająca, pełna emocji i tak dokładnie przemyślana.
Moją pierwszą książką Magdaleny Witkiewicz, którą przeczytałam była: „Czereśnie zawsze muszą być dwie”. Jeszcze kilka dni po jej przeczytaniu, odtwarzałam ją sobie w głowie i myślę, że tę książkę powinni również zekranizować. Tyle tam było emocji, ta historia sprzed kilkunastu lat… Wciągająca i pełna tajemnic. Nie zabrakło w niej również humoru. Przez każdą kolejną przeczytaną płynęłam, śmiałam się… A „Drzewko szczęścia” to już totalnie zwaliło mnie z nóg… i mocno rozbolał mnie przy niej brzuch – ze śmiechu oczywiście. Tak dobrej i śmiesznej komedii już dawno nie czytałam. Babcia Kornelia, nie ma sobie równych. I to również kolejny bardzo dobry materiał na film. Bo takich ”polepszaczy humoru”, nam właśnie teraz brakuje.
„Cieszmy się chwilą, codziennością. Każdym dniem. I żyjmy tak, jakby jutra miało nie być.”
„Córka generała”, nie wiem czy mogę tak to napisać, ale wszystkie do tej pory napisane powieści przez Magdalenę Witkiewicz, zamiata pod dywan. Ta książka swoją fabułą, stylem i opisanymi w niej historiami, wybija się wysoko w górę i nie wiem czy uda się ją kiedykolwiek przebić.
Ile tu jest emocji… Tego się nie da opisać, bo to trzeba przeczytać i przeżyć.
„Nie zawsze w życiu możemy postępować tak, jak byśmy chcieli (…). Czasami inni podejmują za nas decyzję i po wielu latach okazują się one trafne. Wtedy jesteśmy im wdzięczni, że pokierowali nas w odpowiednią stronę.”
Historia zaczyna się współcześnie i opowiada ją Magdalena, która pracuje jako tłumacz i specjalizuje się w tekstach prawniczych. Podczas jednych z takich tłumaczeń poznaje Andreasa Schmidta, mieszkającego we Frankfurcie na Menem, ale od kilku lat często przyjeżdżającego do Polski. Andreas mówił płynnie po polsku, bowiem jego matka pochodziła ze Szczecina i dbała oto, by w domu mówiono w dwóch językach. Ponadto jego babcia mieszkała w czasach wojennych w Wolnym Mieście Gdańsk i to miasto jest mu również bardzo bliskie.
„Tak sobie myślę, że fajnie być dorosłym. Nikt Ci wtedy nie mówi, co i jak masz robić. A skoro oboje jesteśmy dorośli, to my decydujemy, co wypada, a co nie wypada, prawda?”
Między nimi nawiązują się bliższe relacje. Mimo początkowego dystansu ze strony Magdy, która uważała, że mając 34 lata, rozwód na koncie i nastoletnią córkę Paulinę, to nic dobrego jej się już nie może przydarzyć. Ale los wobec niej miał inne plany. Oboje z Andreasem, który pięć lat wcześniej pochował żonę – jego największą miłość – zakochują się sobie. Bo prawdziwa miłość odnajdzie się, mimo wcześniejszych burz. To wszystko co nas spotyka, zapisane jest już od dawna na naszych kartach historii. Niekiedy jednak trzeba przejść trudną drogę, by dotrzeć do właściwego miejsca. I tak było też teraz, oni mieli się spotkać, bo to im było pisane. Dlaczego? Dowiecie się z książki oczywiście, tutaj niczego nie zdradzę.
„Kiedy dzieje się coś złego, trzeba dać sobie chwilę na cierpienie, a później podnieść dumnie głowę i ruszyć do przodu.”
Pewnego dnia Magdalena wybrała się do domku swojej babci Halinki na Kaszubach w Bukowej Górze. Na poddaszu znajduje piękną dziecięcą kołyskę, a w niej ukryte teczki podpisane: Opowieść: Elise, Andrzeja, Haliny. Trzy historie opisane z perspektywy tych trzech osób. Każda bardzo wzruszająca i pełna emocji, którą czuć na każdej kartce tej książki, a ich akcja rozgrywała się w Wolnym Mieście Gdańsk. Przed i czasie drugiej wojny.
Elise była córką niemieckiego generała von Hummela, dla którego słowa Hitlera były niczym Biblia, święte i nie do podważenia. A każdy kto uważał inaczej, mógł stracić życie.
„Zastanawiające jest to, w jaki sposób jeden mały człowiek może namieszać w głowie, wydawałoby się, mądrym ludziom.”
Elise była wychowywana w świecie, który dla niej był idealny. Ojciec trzymał ją od tej prawdziwej wersji życia z dala. Dla niej świat wyglądał dobrze i sielsko. Co tydzień w ich domu organizowane były przyjęcia na których Elisa grała ulubiony utwór ojca dla Elise Beethovena. A kilka razy udało jej się zagrać wraz z Majorem Żychoniem utwór : „Już taki jestem zimny drań”. Panie dobrze bawiły się przy kobiecych pogaduszkach, a Panowie zamykali się w pokoju przy męskich rozmowach w gabinecie Generała, gdzie nikt nie miał dostępu.
„Jak to jednak w życiu bywa, nie zawsze można odwrócić głowę od prawdy, która prędzej czy później nas dopadnie…”
I to dla Elise było rzeczą normalną, do momentu aż poszła na studia. Tam po raz pierwszy zderzyła się z prawdziwą rzeczywistością, której tak do końca nie dopuszczała do siebie. Ale właśnie wtedy poznała Andrzeja, w którym szaleńczo się zakochała. Niestety miłość do Polaka była czymś zakazanym i nie dopuszczalnym. O czym przekonała się na własnej skórze.
„Niestety, z marzeniami tak już jest, że niektóre się spełniają nie do końca w taki sposób, jak byśmy tego chcieli.”
Czy uda im się przerwać tę wojenną burzę. Czy los pozwoli im być razem, mimo niechęci do Polaków ze strony rodziny? Bo jedynymi Polakami, których jak to General mawiał „należy tolerować chociaż trzeba uważać”, był właśnie major Żychoń i jasnowidz Stefan Ossowiecki. Jakie trudności będą musieli pokonać? I czy miłość, faktycznie ma kolor czerwieni? O tym dowiecie się z kartek książki.
„Czasy wojenne były bardzo trudne, to chyba żadna odkrywcza myśl. Jednak mimo to ludzie tak samo kochali, tak samo marzyli i potrafili być szczęśliwi. Jednym było to dane na długo, innym wcale, a jeszcze inni mogli się cieszyć tą swoją radością zaledwie przez krótką chwilę.”
Halinka i Józef, to kolejna zakochana para, której przyszło zmierzyć się z miłością w obliczu wojny. Najlepsi przyjaciele Andrzeja, a po pojawieniu się Elise, dziewczyny bardzo się zaprzyjaźniły ze sobą. Dla Haliny jak i Elise narodowość nie miała znaczenia, liczyły się uczucia i przyjaźń. Nawet Józef ją polubił. A on, nie nawiedził Niemców i często brał udział w ich prowokacjach, bo jak twierdził, miłość do ojczyzny poza miłością do Haliny była najważniejsza i musiał chronić Polskę i jej dobre imię za wszelką cenę.
„Wiedziałam, że muszę dzielić się nim z Polską, ale w pełni to akceptowałam. I chyba za to również go tak mocno kochałam. Za jego wartości i za to, jak wiele był w stanie poświęcić w obronie tego, do czego był przekonany. Tak jak zawsze walczył o ojczyznę, tak samo gotów byłby oddać życie również za mnie i nasze dzieci.”
Czy tej parze również uda się przetrwać wojnę? Z jaką odwagą i determinacją przyjdzie im się zmierzyć? Czy wiara w marzenia i lepsze juro w końcu nadejdzie? I ile siły będą musieli w sobie znaleźć, by stawić czoło okrutnej wojnie?
„Póki nie wiesz, co się stanie, możesz jeszcze mieć nadzieję. Później już możesz tylko liczyć na cud.”
Ta książka dostarczy wam wielu emocji. Wielu wzruszeń, łez. Bez chusteczek się nie obędzie. Ale jest napisana w tak piękny sposób, że trudno się od niej oderwać, bo wciąga od pierwszych stron. Jeszcze długo po jej przeczytaniu, próbowałam ochłonąć i dojść do siebie, bo po moim policzku płynęły łzy.
„Zawsze w życiu jest coś za coś. I dlatego chyba nie ma sensu się zastanawiać nad wyborami, których nigdy nie mieliśmy szansy dokonać. Życie jest tak pomyślane, że decyzje podejmujemy tylko raz. Gdy wybierzemy złą drogę i pobłądzimy w lesie, możemy zawrócić, ale przy wyborze drogi życiowej jest nieco inaczej. Czasu nie można cofnąć. Czy gdybym mógł, zrobiłbym to? Nie wiem… Naprawdę nie wiem.”
Historia tych osób jest tak ujmująca, tak wciągająca, że ciężko odłożyć tę książkę na bok, by złapać oddech. Miałam wrażenie, że jestem świadkiem czegoś niesamowitego. Że znajduję się w jej centrum, patrzę i tak bardzo chciałabym wyciągnąć do nich rękę, czasami przytulić lub pomóc. My nawet w połowie nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić do czego człowiek jest w stanie posunąć się w obliczu śmierci. Zamiast przeżywać miłość, cieszyć się rodziną, to musi walczyć o każdy następny dzień by go przeżyć. I dokonywać trudnych wyborów, nie zawsze zgodnych z naszym sumieniem.
„Bohaterem nie jest ten, kto sięga po bron, lecz ten, kto, nie używając broni, potrafi rozwiązać konflikt lub potrafi skutecznie powstrzymać innych, by po tę broń nigdy nie sięgnęli.”
I choć nigdy nie byłam w Gdańsku, to po przeczytaniu tej książki, jeszcze bardziej chciałabym odwiedzić to miasto. Tamten Gdańsk był z pewnością inny i wiele miejsc, czy budynków już nie przetrwało. Ale wszystkie te miejsca akcji opisane w książce są prawdziwe, poza domkiem w Bukowej Górze. Pani Magdalena Witkiewicz włożyła w napisanie tej powieści wiele pracy i wiele serca, przeanalizowała wiele źródeł historycznych, byśmy mogli wraz z bohaterami przeżywać każdą emocję. To się naprawdę dało odczuć. To coś niesamowitego. Obiecałam sobie, że jeszcze w tym roku wybiorę się do Gdańska, zabiorę ze sobą książkę i przejdę się tymi uliczkami, co chadzali bohaterowie. By móc raz jeszcze doznać i przeżyć z nimi te emocje. A punktem obowiązkowym będzie wizyta w Perle Bałtyku, która przetrwała do dzisiaj i jak wspomina Pani Magdalena, serwują tam pyszne placki ziemniaczane z kurkami. Już mi ślinka cieknie. A kto wie, może i sama autorka książki zgodzi się ze mną je zjeść?
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Autorce oraz Wydawnictwu Skarpa Warszawska.
„Czasem los stawia na naszej drodze ludzi, którzy wydają się wrogami, a stają się naszymi przyjaciółmi, mimo iż już nigdy w życiu ich nie zobaczymy.”
https://przykominkuzkawa.blogspot.com/
Pani Magdalena za każdym razem swoim powieściom stawia bardzo wysoką poprzeczkę. Każdy sięgając po kolejną książkę, myśli sobie, że po przedniej nic już nas nie zaskoczy, po czym otwiera szeroko oczy ze zdumienia i mówi: „Ta pisarka ma ogromny talent”. Tak, to prawda. Każda książka jest zachwycająca, pełna emocji i tak dokładnie przemyślana.
Moją pierwszą książką...
2021-03-04
Karolina Wilczyńska po raz drugi zabrała mnie w podróż z bohaterami pierwszej części „Zaplątana miłość”.
Ach cóż to była za przyjemność, móc po raz drugi znaleźć się w białym domku Babci Rózi. Powieść przeczytałam jednym tchem. Nie potrafiłam się od niej oderwać. Cudowna, ciepła i taka jak powinna być powieść obyczajowa. Pozwolić zapomnieć o całym świecie, by móc przenieść się do świata naszych bohaterów.
Większość akcji rozgrywa się w Jagodnie. Przepięknej wiosce nad zalewem, u podnóża Gór Świętokrzyskich oddalonej 15min drogi od Kielc.
Babcia Rózia na szczęście czuje się już lepiej i może wyjść ze szpitala. Uparta i stęskniona za swoim białym domkiem na Borowej, nawet nie chce słyszeć o propozycji Tamary, by na jakiś czas zamieszkała z nimi. Wszyscy więc stają na głowie, by Babcia się nie nadwyrężała. Poza Łukaszem, którego poznajemy w części pierwszej i który pomaga w rąbaniu i noszeniu drewna, mamy okazję poznać jeszcze sąsiadkę Zosię. Starszą i zatroskaną Panią, która jest tak sympatyczna i dobra, że serce się kraje czytając ile musi wycierpieć przez swojego zięcia. Na szczęście jest Babcia Rózia u której Zosia czuje się jak w prawdziwym pełnym ciepła domku. A szczególnie czuje się potrzebna i kochana. Bo to się czuje, czytając tą książkę. Jest w niej ogrom miłości, ciepła, dobroci, dobrego słowa i ukojenia. Dlatego tak ciężko się z nią rozstać.
Poza białym domkiem akcja toczy się również w odnalezionym przez Marysię dworku ukrytym w lesie, który zamieszkują dwie starsze siostry Panna Zuzanna i Julia. I choć z początku, nie jest łatwo nawiązać z nimi kontakt, bowiem kobiety trzymają się z daleka od wszystkich i nikogo nie wpuszczają do środka. Są bardzo nieufne. Marysi jednak się udaje zyskać sympatię kobiet, pomimo iż jedna z nich Panna Zuzanna, zdaje się być bardzo ostrożna i nikogo nie lubić. Czy dworek również skrywa w sobie tajemnice? Kim są tajemnicze kobiety? I jaką tajemnicę ukrywa Ewa i skąd zna Babcię Rózię. O tym wszystkim dowiecie się z książki. Dodam tylko tyle, że cały czas będzie się coś działo. Ja miałam naprawdę problem, by chociaż na chwilę odłożyć książkę na bok. Byłam bardzo ciekawa dalszej historii, i aż boję się kolejnych części, bo książka kończy się tak, że nie sposób odłożyć ją na później i trzeba od razu zabrać się za kontynuację.
Tym bardziej, każdy z nas chyba tęskni za takim światem, gdzie można usiąść przy herbatce i konfiturach z fiołków. Rozmawiać i zapominać o wszystkich troskach, bo w białym domku problemy staja się jakieś łatwiejsze do pokonania a świat jakby trochę zwolnił. Babcia Rózia zawsze ma dobrą radę i wiarę w każdego człowieka, mocno wierząc, że każdemu należy dać szansę. Aż chciało by się mieć taką babcię koło siebie.
Cudowne pióro Karoliny Wilczyńskiej i lekkość powieści, sprawia, że czytamy delektując się każdą chwilą i z utęsknieniem czekamy na kolejne spotkanie z bohaterami. Co jeszcze dla nas przygotowała autorka? Kogo poznamy w kolejnych częściach i jakie tajemnice skrywa jeszcze Jagodno? Już nie mogę się doczekać i zaczynam przygodę z tomem trzecim. Wam też polecam, nie pożałujecie.
https://przykominkuzkawa.blogspot.com/2022/02/marzenia-szyte-na-miare-karolina.html
Karolina Wilczyńska po raz drugi zabrała mnie w podróż z bohaterami pierwszej części „Zaplątana miłość”.
Ach cóż to była za przyjemność, móc po raz drugi znaleźć się w białym domku Babci Rózi. Powieść przeczytałam jednym tchem. Nie potrafiłam się od niej oderwać. Cudowna, ciepła i taka jak powinna być powieść obyczajowa. Pozwolić zapomnieć o całym świecie, by móc...
2021-09-22
2021-09-14
2021-04-30
2021-03-31
„Życie to przede wszystkim relacje między ludźmi. I nasza przyszłość zależy od tego, obok kogo właśnie stoimy.”
W życiu nie ma przypadków. Wszystko co się dzieje, dzieje się z jakiegoś powodu. I chociaż z początku jesteśmy tego nieświadomi, to po jakimś czasie dociera do nas, że gdyby nie pewne wydarzenie w naszym życiu, najprawdopodobniej nie wydarzyłoby się to, co jest tu i teraz.
Tak też było w życiu Zosi. Gdyby w ósmej klasie nie poszła na wagary, nie dostałaby kary od nauczycielki i nie poznałaby Stefani. Jeden dzień zaważył na kolejnych dniach jej życia.
Stefania była dla niej jak babcia, której niestety już nie miała. A zarazem była dla niej również przyjaciółką, która rozumiała ją lepiej niż rodzice. Nauczyła ją, że warto walczyć o własne marzenia, że zaspokajanie marzeń innych, nie przyniesie w życiu nic dobrego. Pokazała jej drogę ku nim, nauczyła cierpliwości, robienia na drutach i tego, by zawsze słuchać głosu serca. I ten właśnie głos, nie raz pokazał Zosi właściwą drogę, choć była ona czasami pełna życiowych zakrętów. Ale jeśli zawsze będziemy trzymać się znaków, to uda nam się dojść do celu. I tak było też tutaj.
Zosia Krasnopolska nie posłucha rodziców i nie poszła na medycynę. Posłuchała głosu serca i złożyła papiery na studia architektury i rysunku w Łodzi. Tam też poznała Marka, chłopaka, który myślała, że jest miłością jej życia. Niestety czas pokazał, że Marek raczej nie jest partnerem z którym chciałaby spędzić resztę życia. Dziewczyna nie potrafiła pogodzić się też z tak nagłym odejściem Stefani. Po wielu perypetiach Zosia postanowiła przeprowadzić się z Gdańska do dworku znajdującego się Rudzie Pabianickiej, niedaleko Łodzi. To nie była łatwa decyzja i mimo iż los, wciąż jej decyzję wystawiał na próbę, a każdy dzień zaskakiwał ją jeszcze bardziej, to jednak w tym miejscu czuła się naprawdę szczęśliwa.
Dworek kryje w sobie historię, którą chciał, by Zosia odkryła. I robiła to małymi kroczkami dzięki Panu Andrzejowi, który na prośbę Stefani dbał o to miejsce, bo plany z nim związane miały być nieco inne. Niestety los, po raz kolejny sobie zadrwił. A być może celowo sprawił, by ta historia tak się potoczyła, by zamknąć pewien etap z przeszłości , a otworzyć nowy?
Jakie tajemnice krył w sobie dworek? Jaką rolę w tych tajemnicach odegrała Stefania i Andrzej? A jaką rolę przyjdzie odegrać Zosi? Czy miejsce, które było świadkiem tylu wydarzeń, stanie się w końcu ostoją, gdzie zakwitną czereśnie, a wokół będzie panował spokój i szczęście?
I kim okaże się tajemniczy Szymon?
Nie oderwiecie się od tej powieści.
Magdalena Witkiewicz po raz kolejny zabrała mnie w cudowną podróż. Odkrywając tajemnice przeszłości, budując napięcie i sprawiając, że tak ciężko było mi odłożyć książkę na później. Otuliła mnie niczym ciepły kocyk, spod którego ciężko wyjść, gdy jest tak przytulnie i dobrze. Miałam okazję przeczytać tę książkę jakieś pięć lat temu i jakiś zarys tej powieści pozostał w mojej głowie. Z wielką przyjemnością przeczytałam ją po raz kolejny, w dodatku w tak ślicznej oprawie z kolorowymi brzegami, które nadały tej książce jeszcze większego uroku. I uważam, że to nadal jest najlepsza książka Pani Magdy i już nie mogę się doczekać kontynuacji, która będzie miała swoją premierę na koniec kwietnia. Mam nadzieję, że i Wy również czekacie z niecierpliwością. A jeśli nie mieliście okazji przeczytać „Czereśnie zawsze muszą być dwie”, to nie zwlekajcie długo. Polecam Wam tę książkę z całego serduszka. Nie zawiedziecie się.
„Życie to przede wszystkim relacje między ludźmi. I nasza przyszłość zależy od tego, obok kogo właśnie stoimy.”
więcej Pokaż mimo toW życiu nie ma przypadków. Wszystko co się dzieje, dzieje się z jakiegoś powodu. I chociaż z początku jesteśmy tego nieświadomi, to po jakimś czasie dociera do nas, że gdyby nie pewne wydarzenie w naszym życiu, najprawdopodobniej nie wydarzyłoby się to, co jest...