-
ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant59
-
ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
-
ArtykułySzczepan Twardoch pisze do prezydenta. Olga Tokarczuk wśród sygnatariuszyKonrad Wrzesiński26
-
ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik2
Biblioteczka
2024-04-29
Decydując się na powieść „Afghan narcos” Marcina Szymańskiego miałam pewne obawy, czy nie okaże się zbyt ciężka w odbiorze ze względu na tematykę i styl narracji, skuszona jednak wysokimi notami, jakie zyskały poprzednie książki Autora powiedziałam jej „tak”. I to była najlepsza decyzja, jaką mogłam podjąć, bo ominęłaby mnie szalenie wciągająca i fascynująca powieść sensacyjna.
Brawa należą się Autorowi, bo to właśnie jego lekkie pióro, barwne i wyważone objętościowo opisy, naturalne dialogi i znakomita kreacja bohaterów sprawiły, że mimo poruszania zagadnień zawiłych relacji międzynarodowych, złożoności walki z narkotykowym imperium i brutalnej rzeczywistości Afganistanu prócz źródła wiedzy, jakim w dużej mierze jest, powieść zyskała również walor rozrywkowy. I spodziewajcie się rozrywki na naprawdę wysokim poziomie.
Jako były żołnierz z wieloletnim stażem, dowódca grupy bojowej w Afganistanie Autor dysponuje szeroką wiedzą na tematy, o których zwykły śmiertelnik nie ma bladego pojęcia i to obeznanie daje się wyczuć na każdej stronie i w spójności fabuły powieści. Autor nie popełnił jednak błędu, którym byłoby nadmierne faszerowanie czytelnika faktami, choć wykazanie się swoją wiedzą może kusić. I za to kolejne brawa, bo wszelkie informacje wplecione są w treść naturalnie i budzą prawdziwą ciekawość.
Zestawienie wydarzeń globalnych z życiem uwikłanych w nie, często wbrew własnej woli, jednostek okazało się kolejnym znakomitym posunięciem. Śledziłam z zapartym tchem próbę udaremnienia przerzutu narkotyków na niewyobrażalną skalę, ale prawdziwie zaangażowałam się w osobiste losy zarówno Artura Jurasza, który powraca do Afganistanu z misją humanitarną, jak i Isaada Kazimiego zmuszonego do współpracy z talibami. Bo prócz faktów wiele w tej powieści trudnych emocji. Ciągłego strachu o bezpieczeństwo swoje i rodziny, zagubienia w obecnym świecie, wyrzutów sumienia, ale też odwagi i determinacji, by przeciwstawić się systemowi epatującemu brutalnością władzy i brakiem poszanowania dla ludzkiego życia.
Autor wybiega z akcją powieści do roku 2025, ale nie ma w niej nic z fantastyki, a szeroko ukazany kontekst polityczny i społeczny zarówno w zniszczonym przez konflikty i rządzonym przez talibów Afganistanie, jak i dbającej wyłącznie o swój interes Rosji reprezentowanej przez wagnerowców rzuca światło na zawiłą sieć powiązań i wzajemnych układów, za którymi stoją gigantyczne pieniądze.
Ta powieść dostarczyła mi wielu emocji i skłoniła do stawiania pytań o granice moralności, odpowiedzialność jednostki i nadzieję na lepsze jutro w świecie, gdzie zło wydaje się zwyciężać. Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się tak wartościowej pod względem merytorycznym lektury i jednocześnie tak wciągającej i angażującej powieści sensacyjnej. Gorąco polecam!
Decydując się na powieść „Afghan narcos” Marcina Szymańskiego miałam pewne obawy, czy nie okaże się zbyt ciężka w odbiorze ze względu na tematykę i styl narracji, skuszona jednak wysokimi notami, jakie zyskały poprzednie książki Autora powiedziałam jej „tak”. I to była najlepsza decyzja, jaką mogłam podjąć, bo ominęłaby mnie szalenie wciągająca i fascynująca powieść...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-28
Może się wydawać, że o trudach dorastania napisano już wszystko, gdy jednak skuszona opisem zaczęłam czytać „Woda w jeziorze nigdy nie jest słodka” włoskiej autorki Giulii Caminito i każde zdanie przeszywało mnie na wskroś, a ulubione cytaty zajęły cztery strony, wiedziałam, że trafiłam na historię wyjątkową i że w tym temacie z pewnością nie powiedziano jeszcze ostatniego słowa.
Autorka przenosi nas na przedmieścia Rzymu i do umiejscowionej nad jeziorem niewielkiej Anguillary, ale nie rysuje przed nami klimatycznych Włoch przyciągających tłumy turystów, a codzienną walkę o przetrwanie biednej, wielodzietnej rodziny.
"Myślę o nas, że jesteśmy wybrakowanym materiałem"
Jak wygląda życie dziecka naznaczonego od najmłodszych lat piętnem biedy? Opartym na cudzej pomocy i dobroczynności, składającym się z resztek i odpadów innych? O tym opowiada nam Gaia, którą poznajemy, gdy wchodzi w okres nastoletni i której towarzyszymy aż po osiągnięcie dorosłości. Codzienność dostarcza jej gorzkich pigułek, odbijających się obrzydzeniem, litością lub pogardą innych. Obciążeniem oczekiwaniami matki przelewającej na nią własne marzenia. Upokorzeniem i wstydem.
"Każdego dnia trzeba było toczyć nową bitwę w obronie przed osądem i roszczeniami ludzi, którzy posiadali więcej niż my”
Rówieśnicy nie dadzą jej zapomnieć, że w uszytym przez matkę za ciasnym kostiumie kąpielowym, babcinym czepku i z nieogolonymi nogami jest „zwykłą bidulą, kujonką z łatami na dupie… gościem, intruzem, dzieckiem niezasłużonego szczęścia”, czy może więc dziwić jej "pragnienie, by zostać docenioną, by nie rozczarować, by zaistnieć”?
Pierwszy raz moja opinia opiera się w tak dużej mierze na cytatach, ale chciałam i Wam dać choć niewielką próbkę mocy zawartej w słowach Autorki. Bo historię dorastającej Gai choć wypełnioną, jak u każdego dziecka, zabawą, przyjaźniami, później pierwszą miłością, zdradą i stratą determinuje w dużej mierze jej sytuacja społeczna i rodzinna. A Autorka tka tę opowieść bez upiększeń, ale i przerysowań. Kipiącą od złości, naznaczoną samotnością i aktami przemocy, emocjami zaklętymi w kamień w dole brzucha.
Ten szczególny, dojmujący, bezpośredni i trafiający głęboko pod skórę styl urzekł mnie od pierwszego zdania - „Każde ludzkie życie zaczyna się od kobiety” i trzymał w zachwycie aż do ostatniego, którego Wam nie zdradzę. Słowa jednak nie oddadzą siły i złożoności tej historii, zanurzcie się więc wraz z Gaią w wodach jeziora Bracciano i sprawdźcie sami, jaki mają smak.
Może się wydawać, że o trudach dorastania napisano już wszystko, gdy jednak skuszona opisem zaczęłam czytać „Woda w jeziorze nigdy nie jest słodka” włoskiej autorki Giulii Caminito i każde zdanie przeszywało mnie na wskroś, a ulubione cytaty zajęły cztery strony, wiedziałam, że trafiłam na historię wyjątkową i że w tym temacie z pewnością nie powiedziano jeszcze ostatniego...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-29
Jeśli lubicie czasem przeczytać powieść lekką, nie wymagającą nadmiernego skupienia, w której z góry wiadomo, że finał wywoła uśmiech na twarzy, to taki komfort zapewni Wam nie tylko „Córka z Grecji”, ale cała seria „Utracone córki” autorstwa Sorai Lane. W każdej z nich możemy nie tylko z przyjemnością śledzić rozwijające się pomiędzy kolejnymi parami uczucie, ale przede wszystkim zwiedzać fascynujące kraje i otrzeć się o ich koloryt podążając za tajemniczymi przesyłkami z przeszłości.
Z bohaterkami pierwszych dwóch tomów skosztowaliśmy klimatu Kuby i Włoch, a tym razem zamieszkująca w Londynie miłośniczka sztuki, Ella, odnajduje w pudełku należącym do jej przodkini tropy kierujące ją do klimatycznej Grecji. Ciekawość odkrycia historii swojej babki i własnych korzeni zbliża ją do Gabriela, jej nastoletniej miłości, ale też skłania ją do zastanowienia się nad własnym życiem i wyborami.
Autorka prowadzi nas przez dwie linie czasowe płynnie i zajmująco łącząc współczesną narrację z retrospekcjami. Stopniowo zgłębiamy tajemnice przeszłości, z której wyłania się obraz tragicznej miłości i olbrzymiej muzycznej pasji potrafiącej łączyć nawet po wielu latach. Czy przykład babki i wsparcie ukochanego dadzą Elli siłę, by odważyć się na powrót do malowania stanowiącego sens jej życia i pogodzić z przeszłością, której nie może zmienić?
To piękna historia miłosna z muzyką, sztuką i inspirującą Grecją w tle mówiąca również o utracie, tęsknocie, szukaniu własnego miejsca w świecie i spełnianiu marzeń. To też opowieść o relacjach rodzinnych, czasem tych trudnych i bolesnych i tych, które warto pielęgnować. To podróż pełna wewnętrznych odkryć, ale też magicznych krajobrazów, dźwięków muzyki i bogactwa sztuki, a autorka zgrabnie wzbogacając ją o wątek romantyczny czyni z niej cudownie ciepłą i urzekającą opowieść.
Już wyczekuję kolejnego tomu planowanego na październik, który wraz z czwartą córką przeniesie nas do urokliwej Genewy. Zaplanujcie sobie i Wy w kalendarzu czas na tę fascynującą podróż.
Jeśli lubicie czasem przeczytać powieść lekką, nie wymagającą nadmiernego skupienia, w której z góry wiadomo, że finał wywoła uśmiech na twarzy, to taki komfort zapewni Wam nie tylko „Córka z Grecji”, ale cała seria „Utracone córki” autorstwa Sorai Lane. W każdej z nich możemy nie tylko z przyjemnością śledzić rozwijające się pomiędzy kolejnymi parami uczucie, ale przede...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-23
Dwie poprzednie części cyklu obyczajowego „Ogród sekretów i zdrad” Agnieszki Krawczyk nasyciły w stu procentach mój głód barwnego okresu dwudziestolecia międzywojennego, o którym zawsze czytam z ogromną fascynacją, a wzbudziły ciekawość co do dalszych losów ich bohaterów. Zarówno tych skrytych już za zasłoną przeszłości, jak i współczesnych.
Autorka z rozmachem i prawdziwym kunsztem dopina fabuły obu linii czasowych podsycając zaangażowanie czytelnika naprzemienną narracją i budując obraz przeszłości ze strzępków informacji skrywanych w pamięci nieświadomych ich wagi bohaterów.
Wojna zmienia wszystko, i wtedy, i teraz wpływając na losy bohaterów, ich wybory i decyzje. Ciągłe poczucie zagrożenia, otarcie się o śmierć i strata najbliższych przewartościowuje priorytety, wydobywa odwagę do szczerości i uczciwości wobec siebie i innych. Odwagę do życia nadzieją i dania sobie szansy na szczęście.
Śledzimy losy dawnych przyjaciół i wrogów w okolicznościach trudnych, często wydobywających z ludzi, to co najlepsze i to, co najgorsze. Autorka nie tylko z ogromną wrażliwością obnaża emocje bohaterów, ale z dbałością historyczną oddaje beztroski czas poprzedzający wojnę, czy grozę uciekających kanałami ludzi.
Z uśmiechem przyjęłam rozwiązanie rodzinnych tajemnic sprzed lat i nie ukrywam, że na takie po cichu liczyłam. Ale i postępowanie Róży wreszcie się zmieniło na tyle, że miałam chęć poklepać ją z uznaniem po plecach.
Trudno rozstawać się z bohaterami tak wciągającej sagi, zachwycającej swoim rozmachem i wielowątkowością, dającej czytelnikowi odczuć arystokratyczny przepych, blichtr rewii, ale i otrzeć się o świat wywiadu czy sztuki. Najbardziej jednak przybliżyły mnie do kobiet z rodu Korsakowskich rodzinne tajemnice, których wyjaśnienia wypatrywałam z zapartym tchem.
Jeśli lubicie przepiękne sagi rodzinne z historią w tle i tajemnice wypływające na powierzchnię po latach zapomnienia, to odwiedźcie pałac w Łabonarówce i jego mieszkańców. To będzie cudowna i ekscytująca podróż!
Dwie poprzednie części cyklu obyczajowego „Ogród sekretów i zdrad” Agnieszki Krawczyk nasyciły w stu procentach mój głód barwnego okresu dwudziestolecia międzywojennego, o którym zawsze czytam z ogromną fascynacją, a wzbudziły ciekawość co do dalszych losów ich bohaterów. Zarówno tych skrytych już za zasłoną przeszłości, jak i współczesnych.
Autorka z rozmachem i...
2024-04-01
Daniel Komorowski to nazwisko znanego mi od lat autora fascynującej serii „Furia wikingów”, której osiem tomów pochłonęłam z niesłabnącym zachwytem. Gdy pojawił się sygnał o kryminalnym debiucie Autora nie tylko z ciekawością i radością przeczytałam go przedpremierowo, ale i z dumą objęłam patronatem medialnym. Bo co tu się działo! Po miesiącu od przeczytania nadal mam ciarki, gdy przywołuję w myślach „Szklarza” znajdującego przyjemność w brutalnych zbrodniach i wyraz szoku na twarzy na wspomnienie zakończenia. A pojawia się i uśmiech, bo Autor puszcza też oko do czytelnika, angażując go w swoją grę i pozwalając zadecydować o kontynuacji książki. Ale o tym napiszę na końcu.
"Śmierć jest jednym z najlepiej sprzedających się towarów"
Kto może przekonać się o tym najdobitniej, jeśli nie dziennikarz szukający gorącego tematu? Adamowi Lebudzie wegetującemu na życiowej mieliźnie podrzucona niespodziewanie zagadka, której rozwiązanie prowadzi go na miejsce zbrodni jest niczym makabryczny prezent znaleziony pod choinką. Rozdarty pomiędzy naturalnym ludzkim odruchem, by sprawcę jak najszybciej ujęto, a pragnieniem, by źródło jego sukcesu nie wyschło zbyt szybko nie zastanawia się zbytnio, dlaczego sprawca właśnie jego wybrał na medialny przekaźnik.
Dziennikarska natura każe mu jednak drążyć temat i mężczyzna znajduje niespodziewane powiązanie pomiędzy zbrodniami a zyskującą olbrzymią popularność książką, w której prócz zagadki, podobnej do tej, którą otrzymał, budzi ciekawość tajemniczy autor kryjący się pod pseudonimem D.D.K. Dokąd zawiedzie go podążanie za tropami?
Ależ to była historia! Wciągająca, zaskakująca, wielowątkowa, momentami brutalna i choć sporo kart zostało odkrytych, nadal nie do końca wyjaśniona! Ale mamy tu przede wszystkim dwóch pełnokrwistych i wielowymiarowych bohaterów, których myśli i emocje, a w przypadku Adama i skomplikowane życie osobiste możemy śledzić bez cenzury za sprawą narracji pierwszoosobowej. Mamy dynamiczną akcję, za którą podąża się z niesłabnącą ciekawością. Mamy w końcu sugestywne opisy zbrodni, które pozostają pod powiekami na długo po odłożeniu książki. I wszystko to spowite mrocznym klimatem Łodzi gdzie, cytując klasyka, „nawet bieganie psom szkodzi”.
Wisienką na torcie jest przygotowana przez Autora niespodzianka. I uwaga! To my, pod postem Autora na Instagramie lub Facebooku będziemy mogli zdecydować czy w pierwszej kolejności przeczytamy drugi tom z Adamem Lebudą, w którym nastąpi zapowiadane wyjaśnienie pozostałych wątków, czy też tę tajemniczą, związaną z fabułą książkę zatytułowaną "Uciekaj". Zaintrygowani? Ja bardzo. Ale by móc zdecydować poznajcie „Szklarza” i dajcie się wciągnąć w jego grę.
Daniel Komorowski to nazwisko znanego mi od lat autora fascynującej serii „Furia wikingów”, której osiem tomów pochłonęłam z niesłabnącym zachwytem. Gdy pojawił się sygnał o kryminalnym debiucie Autora nie tylko z ciekawością i radością przeczytałam go przedpremierowo, ale i z dumą objęłam patronatem medialnym. Bo co tu się działo! Po miesiącu od przeczytania nadal mam...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-20
"Malować oznacza przede wszystkim kochać"
Do paryskich muzeów wybrałabym się z przyjemnością ponownie bogatsza o wiedzę i emocje, które niesie dzisiejsza premiera „Oczy Mony” autorstwa historyka sztuki Thomasa Schlessera. Bo okazuje się, że nawet takiego laika, jak ja, można nauczyć uważności na sztukę, na jej piękno, głębię i symbolikę.
I – co więcej – nie trzeba udawać się do Luwru, d’Orsey i Pompidou, by móc sprawdzić, czy pięćdziesiąt dwa dzieła, o których w książce mowa wywrą na Was podobne wrażenie, jak na dziesięcioletniej Monie i jej dziadku erudycie, Henrym. Na obwolucie znajdziecie zdjęcie każdego z nich i wierzcie mi, że świetnie się bawiłam próbując najpierw sama w nich jak najwięcej dostrzec, a później spoglądając na nie ponownie oczami Mony i jej dziadka.
Powieść ta ma jednak nie tylko wymiar edukacyjny, ale jest przede wszystkim poruszającą historią pięknych i pełnych czułości relacji rodzinnych, prawdziwej więzi dziadka i wnuczki. Dziewczynki, która z niewyjaśnionych przyczyn miewa utraty wzroku i istnieje ryzyko, że kiedyś będzie spoglądać tylko w ciemność. I Henry’ego kochającego wszystko, co piękne, którego celem jest, by wnuczka właśnie to piękno miała pod powiekami i we wspomnieniach, jeśli wydarzy się najgorsze.
Uczą się od siebie wzajemnie dawania, brania i oddawania. Biorą lekcje życia odkrywając piękno i mądrość sztuki, której rolą jest poruszać "najgłębsze warstwy naszego jestestwa" i wyostrzać również nasze lęki. Zgodnie ze słowami Edvarda Muncha "sztuka jest formą obrazu przepuszczonego przez nerwy człowieka — jego serce — jego mózg — jego oko", a emocje, których Mona doświadcza każdego tygodnia swojej muzealnej terapii budują jej dojrzałość i wrażliwość na innych, uczą ją czegoś o świecie i o niej samej.
I każdy z nas może wynieść z tej powieści wiele, jeśli zagłębi się w nią nieśpiesznie i da sobie czas, by dojrzeć bijące z niej światło. Światło, które przelewa się i do naszych serc za sprawą ujmujących bohaterów i ich historii, bogactwa emocji i doznań płynących z lepszego zrozumienia i dostrzeżenia głębszych znaczeń dzieł, do którego kluczem są słowa dziadka Mony. Bo zarówno sztuka, jak i życie kryje znacznie więcej niż to, co widziane oczami i warto zatrzymać się w codziennym biegu, by to dostrzec.
To powieść przepiękna i wartościowa w każdym wymiarze, z której bohaterami chciałoby się bez końca przemierzać korytarze paryskich muzeów, a potem... pójść na lody.
"Malować oznacza przede wszystkim kochać"
Do paryskich muzeów wybrałabym się z przyjemnością ponownie bogatsza o wiedzę i emocje, które niesie dzisiejsza premiera „Oczy Mony” autorstwa historyka sztuki Thomasa Schlessera. Bo okazuje się, że nawet takiego laika, jak ja, można nauczyć uważności na sztukę, na jej piękno, głębię i symbolikę.
I – co więcej – nie trzeba udawać...
2024-04-09
Zapowiadana trzecia część cyklu kryminalnego z komisarz Marią Herman przyniosła obawę, że Autor poprzestanie na trylogii, ale na szczęście tak się nie stało i cieszę się, że nadal będę mogła towarzyszyć bydgoskiemu Archiwum X w odkrywaniu tajemnic zakopanych głęboko w przeszłości.
Wraz z „Zapadliną” udajemy się do niewielkiego Wapna, gdzie prace górnicze wyrządziły wiele szkód i gdzie przed dwudziestu laty zniknął bez śladu młody chłopak. Zmiana zeznań przez jednego ze świadków, ale i dziwne poczucie bliskości z zaginionym jest dla Herman impulsem do przyjrzenia się dawno zapomnianej sprawie. Czy po tylu latach uda się ustalić cokolwiek nowego?
Herman patrzy tam, gdzie w jej ocenie coś przeoczono, zatajono lub pozostawiono niedomkniętą furtkę. Przechodząc przez nią stąpa po niepewnym gruncie nieraz nadeptując komuś na odcisk, dociekając i wyciągając wnioski. Niespodziewanie aktualne zdarzenie związane z parą lokalnych lekarzy może mieć swoje przyczyny w przeszłości, a z mgły domysłów zaczyna wyłaniać się coraz bardziej bolesna historia ludzkich relacji.
Wątek kryminalny, w który początkowo we własnym interesie angażuje się pozostający na zwolnieniu lekarskim Olgierd Borewicz, zaczyna z czasem zyskiwać na tej współpracy, podobnie jak ich wzajemna, podszyta nieufnością relacja. Autor nie zawiesza jednak prowadzonego śledztwa w próżni wypełniając otaczającą je przestrzeń życiem osobistym bohaterów, z których jeden każdego dnia podejmuje żmudną walkę ze swoimi demonami, a drugi poddaje im się nie bacząc na konsekwencje.
Autor zapewnia nam niespieszną, ale intrygującą i spowitą mrokiem przeszłości i ludzkich serc rozrywkę kryminalną na wysokim poziomie. Na jej klimat składa się specyfika małej miejscowości, gdzie wszyscy się znają, a wiele spraw trafia pod dywan, ale i tak często spotykany tam brak tolerancji i niezrozumienia dla jakiejkolwiek odmienności.
Zakończenie tym razem nie okazało się dla mnie zaskoczeniem, a motywu domyśliłam się sporo wcześniej niż śledczy, ale przecież nie sam cel się liczy, a fascynująca droga do niego. Poza tym w tej serii równie mocno przyciąga mnie wątek osobisty bohaterów, ich tak podobne demony i tak odmienne wybory, i ciekawi, w jakim kierunku potoczą się ich dalsze losy. Kolejna część będzie czytana obowiązkowo.
Zapowiadana trzecia część cyklu kryminalnego z komisarz Marią Herman przyniosła obawę, że Autor poprzestanie na trylogii, ale na szczęście tak się nie stało i cieszę się, że nadal będę mogła towarzyszyć bydgoskiemu Archiwum X w odkrywaniu tajemnic zakopanych głęboko w przeszłości.
Wraz z „Zapadliną” udajemy się do niewielkiego Wapna, gdzie prace górnicze wyrządziły wiele...
2024-04-20
Klątwa drugiego tomu? Na pewno nie tym razem.
„Na pewno?” to druga część cyklu kryminalnego Pawła Leśniaka z podkomisarz Ireną Adamczuk i w jej przypadku absolutnie nie można mówić o klątwie, bo Autor ponownie zaskakuje nieszablonową fabułą, mrocznym klimatem i ogromnym realizmem w kreacji bohaterów, a wciągając czytelnika w bagno krakowskiej gangsterki, trzyma w kleszczach napięcia aż do budzącego emocje zakończenia.
O klątwie można tu mówić jedynie w kontekście głównej bohaterki, bo zdaje się, że wszystko sprzysięgło się przeciwko niej. Balansując pomiędzy dwoma światami, policyjnym i przestępczym stąpa po naprawdę cienkim lodzie, choć to gorący sierpień, a przerost ambicji i chęć wykazania się mogą ją w końcu zgubić. Mały błąd może kosztować ją wycieczkę do lasu, z której nie będzie powrotu, ale i śmierć innych osób, za które czuje się odpowiedzialna.
Życie zakłóca jej nie tylko wezwanie do nowosądeckiej policji i ponowny kontakt z podinspektorem Robertem Zalewskim, z którym wiąże ją dość zawiła relacja, ale przede wszystkim niespodziewane wyjście z więzienia mężczyzny, który może chcieć się na niej mścić. Przeszłość, która zdawała się zamknięta, ponownie puka do jej drzwi pozostawiając pod nimi niepokojące przesyłki.
Irenę w drugiej części poznajemy dużo lepiej, nie tylko od strony zawodowej, gdzie jej skłonność do ryzyka jest równie wielka, jak chęć wymierzenia sprawiedliwości, ale również jako człowieka, młodą kobietę z rodzącymi się potrzebami, które stara się odsuwać na bok. Czy codzienne noszenie maski tak bardzo ją zmieniło, że nie zdejmuje jej nawet przed sobą?
Autor bardzo sugestywnie przedstawia bezwzględny przestępczy świat porwań dla okupu, żerujący na strachu, ludzkiej bezsilności i miłości do najbliższych, w którym nie ma miejsca na skrupuły, na wyrzuty sumienia, w którym liczą się tylko pieniądze i władza. Ukazuje również proces śledczy, który ma umożliwić ujęcie sprawców. Dynamiczna akcja, pełna nagłych zwrotów, niebezpiecznych sytuacji, nawet pościgów i strzelanin cechuje się jednak ogromną wiarygodnością i spójnością, a emocje bohaterów, również więzionych zakładników są głęboko odczuwalne.
Zakończenie śledziłam z zapartym tchem i miałam ochotę kimś potrząsnąć, ale wiem, że Autor nie mógł oddać tego lepiej i bardziej prawdziwie. Widać, że znajomość natury ludzkiej jest mu znana od podszewki i to w dużym stopniu sprawia, że ta historia tak bardzo angażuje. Ja już czekam na kolejny tom, bo zapowiedź wieńcząca powieść brzmi bardzo intrygująco, a Was zachęcam do nadrobienia pierwszych dwóch tomów, jeśli jeszcze nie mieliście okazji, bo przez wzgląd na ciągłość niektórych wątków, warto czytać je w kolejności chronologicznej.
Klątwa drugiego tomu? Na pewno nie tym razem.
„Na pewno?” to druga część cyklu kryminalnego Pawła Leśniaka z podkomisarz Ireną Adamczuk i w jej przypadku absolutnie nie można mówić o klątwie, bo Autor ponownie zaskakuje nieszablonową fabułą, mrocznym klimatem i ogromnym realizmem w kreacji bohaterów, a wciągając czytelnika w bagno krakowskiej gangsterki, trzyma w...
2024-04-08
Czasem tkwimy w toksycznych relacjach z przyzwyczajenia, strachu przed zmianą, czy tym, co ludzie powiedzą. Czasem brakuje siły, odwagi, nadziei, że za zakrętem może czekać coś lepszego niż znane, doświadczane codziennie zło odbierające całą radość życia. Najnowszy kryminał Kasi Magiery „Moment pęknięcia” jest w dużej mierze manifestem kobiet zepchniętych do roli służących we własnym domu, poniżanych i pozbawianych poczucia kobiecości i własnej wartości przez swoje rodziny. Kobiet, które chcą znaleźć w sobie siłę, by powiedzieć dość, by zawalczyć o siebie i swoje szczęście.
W codzienności kobiet, których życie poznajemy, każda z nas znajdzie choć część własnych spraw, problemów i emocji, dlatego tak łatwo utożsamić się z bohaterkami i wraz z nimi odczuwać. Naturalnie rodzą się refleksje nad nierówną pozycją kobiet i mężczyzn, uleganiem presji społecznej i ze strony rodziny, nad uginaniem się pod naporem oczekiwań i zatracaniem w tym wszystkim siebie. I w końcu nad krytyką kobiet, które odważyły się odciąć od toksycznego związku, odejść od rodziny i zacząć żyć inaczej.
Czy to na pewno kryminał, zapytacie? Oczywiście jest wątek kryminalny, ale przesłanie, które może wielu kobietom dać nie tylko impuls do zastanowienia się nad własnym życiem, ale i do działania, wybrzmiewa tu najsilniej i wzbudziło moje największe emocje. A sprawa kryminalna wiąże się oczywiście z poruszaną tematyką i dotyczy zniknięcia Oli, żony i matki nastolatków, której zaginięcie niezbyt porusza jej rodzinę. Prowadzący śledztwo policjanci sami ulegają emocjom widząc, jakiego piekła kobieta doświadczała ze strony najbliższych jej osób, a fasada kreowanej na zewnętrzny użytek szczęśliwej rodziny upada z hukiem. Czy odebranie sobie życia wydawało się zdesperowanej kobiecie jedyną drogą ucieczki, a może komuś zależało, żeby zniknęła?
Historia Oli, którą poznajemy z jej pamiętnika jest ogromnie bolesna, ale Autorka daje nam i wiele pozytywnych i budujących emocji za sprawą drugiej bohaterki Anki, która odcina się od przeszłości i zaczyna życie od nowa, w innym mieście, z nową pracą i nowymi relacjami. Tu na jej drodze staje przystojny młodszy mężczyzna, który, choć totalnie niedojrzały i arogancki, bardzo ją pociąga, stanowiąc powiew świeżości i wolności. Czy kobieta odnajdzie się w nowym życiu i jak potoczy się jej znajomość z Igorem?
Obie bohaterki łączy trudna przeszłość i nieszczęśliwy związek. Wiemy, jaką drogę wybrała Anka, a co przytrafiło się Oli? Czytajcie i chłońcie emocje, których doświadczycie tu wiele. I niech nie przeraża Was gabaryt książki, bo lekkie pióro Autorki i niesamowita umiejętność przelania na papier emocji bohaterów sprawia, że przy tej wciągającej historii kartki umykają jedna za drugą. Historii o ludzkich relacjach, tajemnicach i walce o siebie, w której wnikliwa analiza portretów psychologicznych bohaterów konkuruje z intrygującą zagadką kryminalną.
Czasem tkwimy w toksycznych relacjach z przyzwyczajenia, strachu przed zmianą, czy tym, co ludzie powiedzą. Czasem brakuje siły, odwagi, nadziei, że za zakrętem może czekać coś lepszego niż znane, doświadczane codziennie zło odbierające całą radość życia. Najnowszy kryminał Kasi Magiery „Moment pęknięcia” jest w dużej mierze manifestem kobiet zepchniętych do roli służących...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-05
Wiosna to czas porządków, odświeżania garderoby, pozbywania się niepotrzebnych rzeczy. Warto też pomyśleć o porządkach w głowie. Rzadko czytam książki rozwojowe i motywacyjne, ale gdy spojrzałam na tę wiosenną okładkę "Be Your Best Self" Rebekah Ballagh, to również zapragnęłam wiosennego odświeżenia. Szczególnie gdy na kilka pytań zamieszczonych na okładce odpowiedziałam pozytywnie, co oznacza, że jednak mogę zrobić dla siebie coś więcej, by zgodnie z mottem tej książki "postawić siebie na pierwszym miejscu i zacząć wreszcie żyć!".
Książka składa się z dziesięciu rozdziałów, w których Autorka zwraca się bezpośrednio do czytelnika, a każdy dotyczy innego istotnego zagadnienia, które może wpłynąć na poprawę naszego życia. Każdy wzbogacają zabawne ilustracje i przemawiające przykłady, co sprawia, że czyta się z przyjemnością. Co najistotniejsze jednak zawiera praktyczne ćwiczenia, które mogą pomóc poradzić sobie z naszą bolączką i wyrobić odpowiednie nawyki na przyszłość.
Kilka tematów trafiło do mnie dużo bardziej niż inne, bo po prostu dotyczą mnie bezpośrednio i stref, które chciałabym poprawić. I czułam się, jakby autorka znała mnie na wskroś i tak dobrze rozumiała na przykład mojego wewnętrznego krytyka, który jest bardziej nieprzychylny i surowy dla mnie samej niż byłby w stosunku do kogokolwiek z mojego otoczenia. Istotne okazały się dla mnie również rozdziały związane z nadmiernym dążeniem do perfekcjonizmu i prokrastynacją (może za rok bez odkładania zrobię porządki w garderobie) oraz skłonnością do zadowalania innych często własnym kosztem.
Bardzo trafiła do mnie ta lekka, bezpośrednia forma, która jest jednocześnie szalenie praktyczna, a styl pozbawiony lukru, ale przychylny i przyjazny rzeczywiście jest jak spotkanie przy kawie z wyrozumiałą przyjaciółką, a nie lektura książki poświęconej samorozwojowi.
Zakończeniem każdego rozdziału jest zbiór najistotniejszych zdań i rad podsumowujących temat, więc można do nich wracać w razie potrzeby bez konieczności czytania całości, czy wyszukiwania treści. Oczywiście nic samo się nie zmieni, więc po pierwsze warto być ze sobą szczerym, by uświadomić sobie obszar do poprawy i po drugie czerpać z doświadczeń osób, które poskromiły już swojego wewnętrznego sabotażystę i zastosować je we własnym życiu.
Wiosna to czas porządków, odświeżania garderoby, pozbywania się niepotrzebnych rzeczy. Warto też pomyśleć o porządkach w głowie. Rzadko czytam książki rozwojowe i motywacyjne, ale gdy spojrzałam na tę wiosenną okładkę "Be Your Best Self" Rebekah Ballagh, to również zapragnęłam wiosennego odświeżenia. Szczególnie gdy na kilka pytań zamieszczonych na okładce odpowiedziałam...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-03
Temat starości nie wydaje się wdzięcznym filarem, na którym można oprzeć powieść. Ukazywany zwykle przez pryzmat smutku związanego z przemijaniem, może budzić dyskomfort i bolesne emocje. Dlaczego więc „Zapomniane niedziele” Valerie Perrin, których akcja rozgrywa się w dużej mierze w domu spokojnej starości tak urzekają? Niosą tyle ciepła i uśmiechów?
Życie pensjonariuszy ośrodka poznajemy z perspektywy młodej opiekunki Justine, której praca przynosi ogromną satysfakcję, a każdy z jej podopiecznych stanowi dla niej nie tylko osobę wymagającą troski, ale przede wszystkim księgę zgromadzonych przez lata emocji i wspomnień. Z pasją otwiera każdą z nich pieczołowicie spisując każdą opowieść.
Dzięki niej poznajemy cudowną, słodko-gorzką historię życia Hélène i Luciena, która może być symbolem miłości i tragedii i odbija się echem również w życiu głównej bohaterki. Bo doświadczone bolesną stratą losy Justine stają się jedną z opowieści, kroplą w morzu historii, które nie tylko ją fascynują, ale stają się z czasem także drogowskazem w zrozumieniu siebie samej, własnej przeszłości i rodzinnych tajemnic, które mogą rujnować, ale i oczyszczać.
Mamy dwie linie czasowe i dwie kobiety, o których przeżyciach i emocjach czyta się z wypiekami na twarzy, czasem z uśmiechem, innym razem z odrobiną melancholii i zrozumieniem. Rozważania o starości, bo dla każdego jest ona czymś innym. I niedziele, te dni, kiedy rodzina odwiedza pozostawionych w ośrodku bliskich. I zawód w oczach, gdy ktoś nie dostrzega wśród wchodzących znajomej twarzy, jeszcze czeka, ma nadzieję… I mamy w końcu te dziwne telefony, które narobią sporo zamieszania w ośrodku i wśród rodzin pensjonariuszy, sprawiając jednak tyle radości.
Prócz starości, Perrin porusza inne trudne tematy, takie jak miłość, zdrada, zemsta i wybaczenie prowadząc czytelnika przez labirynt ludzkich losów i emocji. W jej słowach znajdujemy jednak nadzieję i odwagę, uśmiech i powód do wzruszeń. Czaruje codziennością, która dzięki właściwemu nastawieniu nie musi być zwyczajna, bo właśnie drobiazgi składają się na szczęście, trzeba je tylko dostrzec.
Jeśli czytaliście wcześniejsze książki Autorki, to wiecie, że w jej opowieściach można zatonąć jak w ulubionym za dużym swetrze, poddać się emocjom, które napływają falami i poczuć się po prostu dobrze, ciepło i bezpiecznie. Bo czasem w życiu czujemy się zagubieni, jak statek, który zdryfował płynąc z nurtem w nieodpowiednią stronę, a opowieści Autorki są niczym latarnie morskie wskazujące kierunek do domu.
Temat starości nie wydaje się wdzięcznym filarem, na którym można oprzeć powieść. Ukazywany zwykle przez pryzmat smutku związanego z przemijaniem, może budzić dyskomfort i bolesne emocje. Dlaczego więc „Zapomniane niedziele” Valerie Perrin, których akcja rozgrywa się w dużej mierze w domu spokojnej starości tak urzekają? Niosą tyle ciepła i uśmiechów?
Życie pensjonariuszy...
2024-03-26
Ósma część cyklu z Martinem Servazem „Spirala zła” miała swoją premierę 12 marca, a Autor w ramach promocji swojego najnowszego dziecka pojawił się na Poznańskich Targach Książki. Z przyjemnością uczestniczyłam w spotkaniu prowadzonym przez Martę Matyszczak, a mój egzemplarz książki wzbogacił się o sympatyczną dedykację Autora.
Od razu wspomnę, że możecie czytać tę książkę bez znajomości wcześniejszych części i w niczym nie będzie przeszkadzało to w jej odbiorze, bo Autor wspomina o tych zdarzeniach, szczególnie związanych z osobistym życiem głównego bohatera, o których powinniśmy wiedzieć, by nie odczuwać najmniejszego dyskomfortu przy czytaniu. Ja mam za sobą trzy pierwsze tomy cyklu i przeskok do ósmego, który trzyma zadziwiająco wysoki poziom wywołał jedynie chęć nadrobienia luki.
Autor wciąga nas w świat horroru zacierając granice pomiędzy tym, co rozgrywa się na ekranie, a brutalną rzeczywistością. Zaczynają ginąć ludzie związani z nagraniem filmu tak perwersyjnego, pełnego przemocy i zła, że nigdy nie pozwolono, by trafił do szerszego grona odbiorców. Jego reżyser, kultowy i ekscentryczny Morbus Delacroix odciął się przed laty od świata i mediów osiadając w Pirenejach. Niespodziewanie zaprasza do swojej samotni studentkę filmoznawstwa zafascynowaną jego filmami.
Prowadzone przez Servaza śledztwo fascynuje równie mocno, jak kolejne chwile spędzone przez Judith w domu reżysera, a mroczny i duszny klimat grozy towarzyszy nam na każdym kroku. Autor sączy w nasze serca ciemność, strach, a momentami wręcz obrzydzenie obnażając spiralę zła, która może zrodzić się w najbardziej spaczonej ludzkiej psychice.
I choć tajemnicza przeszłość i kontrowersyjna twórczość rzucają cień podejrzeń na reżysera, to oczywiście u Miniera nic nie jest takie, jak się z początku wydaje, a skrywana niemal do końca tożsamość sprawcy niejednego zaskoczy. Martin Servaz pozostaje solidnym fundamentem powieści, dzięki któremu stopniowo odkrywamy kolejne elementy tej diabolicznej układanki.
Prócz znakomitej i zdecydowanie niepokojącej rozrywki, w której mimo opisów brutalnych zbrodni i perwersyjnych zachowań Autor nie przekracza jednak granicy dobrego smaku powieść stanowi również przyczynek do zastanowienia się nad granicami moralności, zawiłością ludzkiej natury, czy motywem winy i kary. I choć dynamiczna akcja, która szczególnie w drugiej części nabiera przyspieszenia nie pozwalała oderwać się od lektury, to utrzymujący się i narastający klimat grozy prawdziwie przyszpilił mnie do fotela, by zakończeniem po prostu mnie w niego wbić.
A jeśli oglądacie horrory to wartością dodaną „Spirali zła” jest lista stu pięćdziesięciu filmów grozy, które Autor obejrzał w ramach researchu do swojej najnowszej powieści. Wiele z nich obejrzałam, ale jestem niezmiernie wdzięczna za tę nietuzinkową polecajkę, bo o niektórych tytułach nigdy wcześniej nie słyszałam.
Ósma część cyklu z Martinem Servazem „Spirala zła” miała swoją premierę 12 marca, a Autor w ramach promocji swojego najnowszego dziecka pojawił się na Poznańskich Targach Książki. Z przyjemnością uczestniczyłam w spotkaniu prowadzonym przez Martę Matyszczak, a mój egzemplarz książki wzbogacił się o sympatyczną dedykację Autora.
Od razu wspomnę, że możecie czytać tę książkę...
2024-04-06
„Karol III. Król ekscentryk” to biografia napisana przez Iwonę Kienzler, która miała swoją premierę 27 marca. A skoro wyszła spod pióra tej właśnie Autorki, to zapewniam Was, że jest bardziej wciągająca niż niejedna powieść. Jak to się czyta! 500 stron przelatuje nie wiadomo kiedy, gdy zagłębiamy się w szalenie ciekawą historię rodziny królewskiej z naciskiem na osobę obecnego króla Karola III. Bo prócz sylwetki tego ostatniego, Autorka szeroko przedstawia klimat i zasady rządzące światem panującej obecnie monarchii, co pozwala na dużo szerszy kontekst.
A świat ten jest trudny, szczególnie dla następcy tronu od najmłodszych lat przysposabianego do tej roli. Dla wrażliwego dziecka, które łaknie bliskości matki i jest wyśmiewane przez ojca. Który nie może wybrać samodzielnie studiów (jest „z zawodu archeologiem specjalizującym się w historii wypraw krzyżowych"), a nawet żony. Jego życiem uczuciowym przede wszystkim żyje opinia publiczna przedstawiając go często jako okrutnego męża, ale jednocześnie wiernego kochanka.
Autorka ukazuje różne perspektywy i opinie, które pozwalają wyrobić sobie własne zdanie na wiele tematów i jednocześnie ujrzeć w pełnym świetle stronniczość i manipulacje ze strony mediów. Zainteresowanie życiem miłosnym obecnego króla przysłania wiele jego istotnych cech i osiągnięć, przez co pozostaje postacią często niedocenianą i krytykowaną przez media i opinię publiczną. Iwona Kienzler wydobywa na światło dzienne te aspekty życia króla, które często były ignorowane lub bagatelizowane.
Zaskoczyło mnie, jak wszechstronną osobą jest Karol III. Potrafi nie tylko pilotować helikopter, czy nawigować okręt wojenny, ale poluje, uprawia wiele sportów, pasjonuje się ochroną środowiska i aktywnie działa w tym aspekcie, a nawet potrafi przygotować pudding chlebowy, brytyjskie klasyczne danie. Miałabym o czym podyskutować z Nim przy herbatce, bo łączy nas choćby pasja do ogrodów i hołdowanie zasadzie „zero waste”.
Jeśli interesujecie się przeszłością, bieżącą sytuacją i perspektywami brytyjskiej rodziny królewskiej, to lektura tej zajmującej biografii Was zachwyci, a jeśli nie, to również ją przeczytajcie, a z pewnością to się zmieni. Wszystko za sprawą lekkiego pióra Autorki, które biografii uważanej za nieco cięższy w odbiorze gatunek, dodaje świeżości i sprawia, że wciąga, naprawdę wciąga bez reszty!
„Karol III. Król ekscentryk” to biografia napisana przez Iwonę Kienzler, która miała swoją premierę 27 marca. A skoro wyszła spod pióra tej właśnie Autorki, to zapewniam Was, że jest bardziej wciągająca niż niejedna powieść. Jak to się czyta! 500 stron przelatuje nie wiadomo kiedy, gdy zagłębiamy się w szalenie ciekawą historię rodziny królewskiej z naciskiem na osobę...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-05
Jarosław Molenda ma na swoim koncie wiele reportaży ukazujących postaci seryjnych morderców, a w ramach serii „Filia na faktach” odsłania oblicza kobiet, z których II wojna światowa wydobyła prawdziwe bestie, bezlitosne i okrutne. Dzięki skrupulatnej pracy reporterskiej Autora mogliśmy przyjrzeć się strażniczkom obozów zagłady Hermine Brausteiner – „Kobyle”, Marii Mandl i za sprawą premiery z 27 marca „Esesmanki” Hildegart Lächert zwanej „Krwawą Brygidą”.
Czy każdy z nas skrywa w sobie skłonność do przemocy, która w podatnych warunkach wyrasta z zatrutego ziarna? Czy może jedynie jednostki mające w sobie pierwiastek zła decydowały się na podjęcie pracy w roli obozowych strażniczek, gdzie przyzwolenie na przemoc niwelowało początkowe nikłe wyrzuty sumienia? Wolałabym wierzyć, że to drugie, ale życie i badania przeprowadzone przez naukowców odzierają ze złudzeń.
Na przykładzie „Krwawej Brygidy” możemy prześledzić, jak nieuzasadnione poczucie władzy i przekonanie o własnej wyższości doprowadziło do tragicznej degradacji moralnej i wręcz czerpania przyjemności ze znęcania się nad więźniarkami. Uczestnictwo w obozowych okrucieństwach, brutalność i nieograniczona przemoc były jej codziennością, nieodłączną częścią jej życia, a władza totalna obozów zagłady sprzyjała wymyślaniu coraz to nowych form tortur i kar.
Molenda wnikliwie analizuje także powojenne losy „Krwawej Brygidy”, jej proces i pobyt w więzieniu. Propozycje współpracy i związane z nimi korzyści, które otrzymywała ze strony różnych służb oraz absurdy procesu w Düsseldorfie zorganizowanego po trzydziestu latach od zbrodni, rzucają światło na trudną problematykę dochodzenia sprawiedliwości po wojnie.
Przytaczane liczne wypowiedzi więźniarek, które spotkały na swojej drodze Hidegart Lachert i przeżyły, by dać świadectwo jej okrucieństwu, pozostają w opozycji do głosu samej strażniczki, która oczywiście wybiela się zrzucając ewentualne akty agresji na specyfikę wykonywanej pracy.
Autor podchodzi do tematu rzetelnie opierając się na wielu dostępnych źródłach historycznych, dzięki czemu „Esesmanka” to nie tylko opowieść o jednej kobiecie i jej haniebnych czynach, lecz również wstrząsający przekaz o zagładzie i jej bezpośrednich sprawczyniach. Przekaz pozostawiający ślad w pamięci czytelnika i skłaniający do zadawania pytań o granice moralności i utratę człowieczeństwa pod wpływem władzy i ideologii.
Jarosław Molenda ma na swoim koncie wiele reportaży ukazujących postaci seryjnych morderców, a w ramach serii „Filia na faktach” odsłania oblicza kobiet, z których II wojna światowa wydobyła prawdziwe bestie, bezlitosne i okrutne. Dzięki skrupulatnej pracy reporterskiej Autora mogliśmy przyjrzeć się strażniczkom obozów zagłady Hermine Brausteiner – „Kobyle”, Marii Mandl i...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-13
Wiele już napisano o miłości, ale „Zdejmij z nieba księżyc” Kristan Higgins to jedna z najpiękniejszych, ale i najbardziej rozdzierających duszę historii miłosnych, jakie dane mi było poznać. Emocje przy czytaniu przewalały się przez moje serce jak tsunami niosąc bezsilność, wściekłość, rozpacz i gniew, w końcu również radość i wdzięczność. Bo gdy cudowne, jedyne uczucie strata zmienia w zgliszcza, rozpada się cały świat. Jak on może trwać, jak słońce może wschodzić, gdy jej już nie ma? Jak my możemy trwać?
Świadomość zapadnięcia na nieuleczalną chorobę wydaje się ciężarem nie do udźwignięcia podobnie jak śmierć ukochanej osoby. W obu przypadkach wsparciem są bliscy, jednak w tę ostatnią podróż każdy udaje się sam. Jak bardzo empatycznym trzeba być człowiekiem, jak wiele mieć w sobie miłości, by nie myśleć wtedy o swojej chorobie i cierpieniu, a o tych, których pochłonie rozpacz naszego odejścia? By zadbać o nich i pomóc im w przejściu żałoby?
Lauren i Joshui na początku wspólnej drogi przychodzi doświadczyć jednocześnie najpiękniejszego okresu miłości, jak i ulotności życia. Wykryta nieuleczalna choroba Lauren niweczy wspólne plany, a każda darowana chwila, choć próbują wykorzystać ją najlepiej jak się da podszyta jest widmem straty. Nie sposób przygotować się na to, co nieuchronne, jednak miłość i troska żony dzięki pozostawionym listom towarzyszy zrozpaczonemu mężowi przez cały rok po jej stracie pomagając mu powrócić do życia.
Podróż, w której towarzyszymy Lauren i Joshui przenika serce, przejmuje do głębi ukazując ich walkę z chorobą i żałobę mężczyzny, oraz siłę, jaką może dać miłość i wspomnienia.
Czytając, tonęłam w oceanie łez, ale wyszłam z niego silniejsza i lepsza, doceniając miłość, która jest u mego boku od lat. Dajcie się i Wy porwać zapierającemu dech uczuciu Lauren i Josha - rozbije Was na tysiąc kawałków i poskleja na nowo, gdy płacząc i śmiejąc się odnajdziecie w nim kruchość życia i jego piękno. Bo radość i łzy są wpisane w tę historię, podobnie jak miłość i strata stanowią nieodłączną część życia.
Premiera tej poruszającej powieści, którą z powodzeniem mogę przyrównać pod względem ładunku emocji do „Pamiętnika” Sparksa już 10 kwietnia. Przygotujcie się do niej z potężnym zapasem chusteczek i ze świadomością, że zostanie już w Waszych sercach na zawsze.
Wiele już napisano o miłości, ale „Zdejmij z nieba księżyc” Kristan Higgins to jedna z najpiękniejszych, ale i najbardziej rozdzierających duszę historii miłosnych, jakie dane mi było poznać. Emocje przy czytaniu przewalały się przez moje serce jak tsunami niosąc bezsilność, wściekłość, rozpacz i gniew, w końcu również radość i wdzięczność. Bo gdy cudowne, jedyne uczucie...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-04
Agnieszka Jeż już od pierwszej części cyklu kryminalnego z Sonią Kranz „Pomroka” ujęła mnie klimatyczną odsłoną pozornie spokojnej prowincjonalnej miejscowości, pod której spękaną powierzchnią drzemią tajemnice i zbrodnie. Pokochałam również sposób, w jaki wplata w kryminalny trzon powieści wątki obyczajowe, które stają się jego naturalnym dopełnieniem.
W drugim tomie „Pastwie” idylliczną fasadę życia w dolnośląskim Mieroszowie burzy zaginięcie mężczyzny w trakcie własnego wesela. Panna młoda z pewnością nie tak wyobrażała sobie wejście do majętnej rodziny Wilskich, ale czyż pierwszą podejrzaną nie jest zwykle żona? Sonia Kranz zagłębiając się w burzliwe życie mężczyzny znajduje dużo więcej motywów i podejrzanych niż by oczekiwała, a sprawa zaczyna przybierać coraz bardziej makabryczny obrót.
Śledztwo prowadzone w sposób dynamiczny, ale w pełni wiarygodny prowadzi czytelnika przez labirynt emocji i podejrzeń, a Autorka ponownie sięga w przeszłość regionu, w której mogą tkwić wskazówki pomocne w rozwiązaniu sprawy. Sonia musi stawić czoła wyzwaniom nie tylko na gruncie zawodowym i presji zwierzchnika, ale i zmianom w swoim życiu, które ciągle wprawiają ją w wewnętrzny dygot i budzą trudne emocje.
Toksyczne relacje Soni z matką ukazane są tak prawdziwie, że współczucie dla bohaterki samoistnie wypływało z mojego serca. Jej obawy przed głębszym zaangażowaniem w nowy związek są równie zrozumiałe, jak ciągle niezagojona rana po odejściu męża. Autorka z ogromną empatią oddała wewnętrzną walkę bohaterki pomiędzy chęcią potraktowania nowego statusu jej byłego męża z godnością, szczególnie przed nastoletnią córką, a buzującą w niej nadal wściekłością.
Może zastanawiacie się skąd pies na okładce? Zabrany ze schroniska Bob jest kolejną, prócz Piotra, kotwicą sprawiającą, że Sonia zaczyna czuć się w tym miejscu, które miało być przejściowym, jak w nowym domu. Domu wymagającym jeszcze sporo pracy, ale zdającym się opierać na silnych fundamentach. Trzymam tylko kciuki, by kobieta nie zamknęła się w jego murach z obawy przed kolejnym odtrąceniem, by umiała czerpać z odzyskanej wolności.
A okazuje się, że w tak niewielkich społecznościach mury domów mogą skrywać wiele mrocznych sekretów, z których rodzą się traumy, nienawiść i dojrzewająca żądza zemsty. Sygnały można tak łatwo przeoczyć patrząc z zewnątrz, lub po prostu odwrócić wzrok, bo co nas to obchodzi… I czasem jest już za późno na reakcję a motto „wszystko da się załatwić” już nie działa.
O niektórych powieściach chce się pisać i pisać i tak mam w przypadku „Pastwy”, ale uwierzcie mi, że Autorka w pisaniu jest dużo lepsza ode mnie, więc jeśli choć trochę zachęciłam Was swoją opinią, to książka z pewnością Was zauroczy. Zakochacie się w jej niespiesznym tempie, dusznej atmosferze i emocjach bohaterów, które tak naturalnie przelewają się i w nasze serca i z niecierpliwością, podobnie jak ja, będziecie wypatrywać dalszych losów i śledztw Soni Kranz.
Agnieszka Jeż już od pierwszej części cyklu kryminalnego z Sonią Kranz „Pomroka” ujęła mnie klimatyczną odsłoną pozornie spokojnej prowincjonalnej miejscowości, pod której spękaną powierzchnią drzemią tajemnice i zbrodnie. Pokochałam również sposób, w jaki wplata w kryminalny trzon powieści wątki obyczajowe, które stają się jego naturalnym dopełnieniem.
W drugim tomie...
2024-04-02
Czy kolejne historie o agresywnym i zabójczo niebezpiecznym ksenomorfie mogą nas jeszcze czymś zaskoczyć? Fabuła zwykle opiera się na tak dobrze nam znanej kanwie. Ludzie przybywający na nową planetę zderzają się z obcą formą życia, która postrzega ich jako pokarm i nosicieli dla swoich młodych. Jest mrocznie, krwawo i brutalnie. Niektóre sceny wręcz mogą śnić się po nocach.
Nie inaczej jest w przypadku powieści „Obcy. Morze Boleści” Jamesa Arthura Moore’a, ale pojawia się element zaskakujący, ciekawy i nowy. Jest nim możliwość poznania emocji obcych za sprawą Alana Deckera, empaty i potomka Ellen Ripley. Okazuje się, że kolonia obcych pamięta krzywdy wyrządzone jej przez waleczną Ripley, a krew z jej krwi wzbudza w nich czystą nienawiść.
Alan wyczuwa potwory i zagrożenie, wie, że to on jest zwierzyną i nigdy z własnej woli nie wróciłby na przeklętą planetę, jednak korporacja Weyland-Yutani nie gra czysto. Jej chęć pozyskania i kontrolowania ksenomorfa jest nadrzędna pod każdym względem, a ofiary w ludziach akceptowalne, a nawet oczekiwane, bo im mniej świadków, tym lepiej.
Duszna, klaustrofobiczna atmosfera mrocznych korytarzy starej kopalni i opuszczonego miasta wypełniona ludzkim strachem i zajadłą nienawiścią obcych budzi ciarki sprawiając, że po odłożeniu książki doceniamy możliwość oddychania świeżym powietrzem.
Spojrzenie z boku na gatunek ludzki i obcą formę życia przynosi ciekawe wnioski, a porównanie nie wypada na korzyść tego pierwszego. Ksenomorf pod względem fizycznym jest zdecydowanie lepiej przystosowany do przetrwania i walki, potrafi planować i uczyć się, a co ważniejsze dba o swoich i jest lojalny. I choć może wydawać się monstrum niszczącym inne gatunki, to czyni to, by przetrwać, a człowiek robi to samo z bezmyślności, albo dla własnej korzyści. I kto tu jest potworem?
Czy kolejne historie o agresywnym i zabójczo niebezpiecznym ksenomorfie mogą nas jeszcze czymś zaskoczyć? Fabuła zwykle opiera się na tak dobrze nam znanej kanwie. Ludzie przybywający na nową planetę zderzają się z obcą formą życia, która postrzega ich jako pokarm i nosicieli dla swoich młodych. Jest mrocznie, krwawo i brutalnie. Niektóre sceny wręcz mogą śnić się po...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-03-27
B.A. Paris na pewno nie trzeba przedstawiać miłośnikom trzymających w napięciu thrillerów psychologicznych z zakończeniami powodującymi opad szczęki. I każdy ma zapewne wśród Jej powieści swoją ulubioną. Ja czytałam wszystkie książki Autorki i wytypowałam oczywiście swoją mistrzowską trójkę. Czy najnowsza, „Przyjaciółka” namiesza na moim osobistym podium?
Autorka wprowadza nas w życie małżeństwa ze sporym stażem, Iris i Gabriela, z dorosłą już córką i pewnymi problemami, którym przydałaby się szczera, głęboka rozmowa. Ich rozwiązaniu z pewnością nie sprzyja przyjazd przyjaciółki rodziny, Laure. Kobieta sama przechodząc trudny okres w swoim małżeństwie z czasem staje się ciężarem dla swoich przyjaciół, którzy nie potrafią jej jednak wyprosić ze swojego życia.
Naturalnie od początku zastanawiałam się, która z przyjaciółek okaże się tytułowym czarnym charakterem, a Autorka aby jeszcze bardziej utrudnić czytelnikowi zadanie wprowadza sympatyczną parę sąsiadów Esme i Hugha oraz niepokojącą postać zamieszkującego u nich ogrodnika Josepha.
I jak zawsze okazuje się, że kłamstwa i zatajenia prawdy nie wpływają najlepiej na ludzkie relacje, szczególnie małżeńskie. Niektórzy potrafią jednak przywdziewać maski lepiej niż inni, potrafią też posunąć się do ostateczności, by ukryć swe sekrety. Autorka pod tym względem znakomicie ukazuje emocje swoich bohaterów i choć motyw w pierwszym momencie wydał mi się nieco naciągany, to po chwili doszłam do wniosku, że ludzie są skłonni zabijać ze znacznie bardziej prozaicznych powodów.
Choć dobrze mi się czytało, (ba, pochłonęłam książkę w jeden wieczór nie mogąc się oderwać), a sprawcy zamieszania nie udało mi się odgadnąć, to podium pozostaje nienaruszone i moimi ulubionymi książkami Autorki pozostają „Za zamkniętymi drzwiami”, „Na skraju załamania” i „Terapeutka”. Ale oczywiście nie odmówię sobie kolejnej książki Autorki, bo każda jest dla mnie synonimem rewelacyjnej rozrywki i przyjemnie spędzonego czasu.
B.A. Paris na pewno nie trzeba przedstawiać miłośnikom trzymających w napięciu thrillerów psychologicznych z zakończeniami powodującymi opad szczęki. I każdy ma zapewne wśród Jej powieści swoją ulubioną. Ja czytałam wszystkie książki Autorki i wytypowałam oczywiście swoją mistrzowską trójkę. Czy najnowsza, „Przyjaciółka” namiesza na moim osobistym podium?
Autorka wprowadza...
2024-03-16
Tetbeszki, czyli powieści dwustronne, były podobno kiedyś bardzo popularne, a ja spotkałam się z tą formą po raz pierwszy i na razie jedyny za sprawą „Domu Klepsydry” autorstwa Garetha Rubina. Było to doświadczenie wyjątkowe, nie tylko przez możliwość dokonania wyboru strony, od której zaczęłam czytać (można też czytać rozdziały naprzemiennie), ale przede wszystkim przez sposób, w jaki obie opowieści splatają się ze sobą burząc totalnie stworzony w mojej głowie obraz.
Zaznaczę, że lekturę zaczęłam od okładki niebieskiej przenosząc się do Anglii końca XIX wieku i intrygującej opowieści młodego lekarza, który udając się do domu swojego krewnego staje w obliczu tajemniczego morderstwa i rodzinnych skandali. Dom Klepsydry staje się centralnym punktem tej historii strzegąc mroczne sekrety swych mieszkańców. W drugiej opowieści odwiedzamy Los Angeles początku XX wieku i szklany dom, który staje się areną tragicznych zdarzeń i rodzinnych tajemnic prowadzących do zaskakującego finału.
To zdecydowanie niezwykła opowieść, której prawdziwe oblicze odsłania dopiero przeczytanie całości obalając dotychczasowe wnioski, hipotezy i wyobrażenia. Obie części czytałam z olbrzymim zaangażowaniem, bo atmosfera tajemnicy i zagadki kryminalnej, do której wyjaśnienia dochodzimy wraz z bohaterami na drodze dedukcji niesamowicie wciąga. Nie spodziewałam się, że wątki domów splotą się w tak nieoczekiwany i szokujący sposób odkrywając mroczne zakamarki ludzkiej natury i jej nieprzewidywalność.
Ciekawi mnie, jak odebrałabym tę powieść zaczynając czytanie od czerwonej okładki. Czy miałoby to znaczenie przy ocenie? W każdym razie jestem pod ogromnym wrażeniem zarówno fabularnego poprowadzenia obu historii, ich wzajemnych powiązań, kreacji pełnokrwistych bohaterów, jak i formy dającej czytelnikowi możliwość wyboru. To był prawdziwy majstersztyk! Jeśli powieść o podobnej konstrukcji pojawi się na naszym rynku, biorę ją w ciemno.
Tetbeszki, czyli powieści dwustronne, były podobno kiedyś bardzo popularne, a ja spotkałam się z tą formą po raz pierwszy i na razie jedyny za sprawą „Domu Klepsydry” autorstwa Garetha Rubina. Było to doświadczenie wyjątkowe, nie tylko przez możliwość dokonania wyboru strony, od której zaczęłam czytać (można też czytać rozdziały naprzemiennie), ale przede wszystkim przez...
więcej mniej Pokaż mimo to
Uwielbiam powieści Marka Stelara zarówno w odsłonie typowo kryminalnej, jak i komediowej, co głoszę wszem wobec od wielu lat namawiając Was do poznawania Jego twórczości. I nikt dotychczas nie zgłaszał reklamacji. Znakomicie bawiłam się towarzysząc Miśkowi i Szwagrowi w przezabawnym cyklu „Góra kłopotów”, a po przeczytaniu opisu najnowszej humorystycznej powieści „Kameleon” wiedziałam, że i z Mikołajem Borzymem bardzo się polubimy.
I co z tego, że jest on bohaterem negatywnym? Są tacy, do których po prostu pała się sympatią od pierwszych słów i nic tego nie zmieni. Szczególnie gdy jest to osobnik, owszem parający się złodziejstwem, ale uprawiający swój zawód z prawdziwą klasą, ba, wręcz z wirtuozerią. Kieruje się on bowiem zasadami wpajanymi przez Tatkę (wszak to rodzinny interes), mimo że te doprowadziły rodzicieli wprost za mury więzienia. Mikołajowi wychodzą jednak najczęściej na dobre, najczęściej, bo naszego złodzieja poznajemy podczas pobytu na egzotycznej plaży, o której marzy również goszcząc w miejscu przymusowego odosobnienia.
Bohater zwraca się wprost do czytelnika zmniejszając dystans na tyle, że miałam poczucie, jakby dobry i lubiany znajomy opowiadał mi niesamowitą historię, w której wir wpadł zupełnie niechcący i przypadkowo. Ale czy rzeczywiście? Dlaczego drobnym, choć zdolnym złodziejem "nienachalnej urody" nagle zaczynają interesować się służby bezpieczeństwa, wywiad chiński i rosyjski, a nawet brat jego współpracowniczki Oleny (nie w taki sposób, o jakim myślicie 😉) a na jego drodze trup ściele się gęsto?
W tej historii nie każdy okaże się tym, za kogo się podaje, a stawka w grze będzie wysoka. Kto ostatecznie będzie górą w tej komedii pomyłek i kłamstw?
Autorowi, na wzór swoich kryminalnych powieści i tutaj udało się stworzyć niebanalną, zaskakującą i spójną fabułę, której dynamika i żywe, naturalne dialogi, nie pozwalają odłożyć powieści do ostatniego słowa. Tym bardziej że bohater porywa swoją opowieścią okazując się gawędziarzem równie zdolnym, jak złodziejem i graczem w tej zagmatwanej grze, a jego lekki i humorystyczny styl sprawia, że uśmiech nie schodzi z ust podczas czytania. Co może jedynie smucić? Że powieść wydaje się kompletna, co może sugerować, że z Mikołajem nie spotkamy się ponownie, choć przyznam, że wierząc w inwencję twórczą Autora liczę na to, że nas zaskoczy.
Polecam Wam gorąco tę lekką, komfortową, zabawną i inteligentną rozrywkę, której wisienką na torcie jest budząca ciepło na serduchu przyjaźń pomiędzy człowiekiem i psem. I jak można byłoby nie pokochać tego sympatycznego złodzieja?
A na koniec zastanówmy się, czy złodziejstwo popłaca? Nawet jeśli po lekturze tej powieści dojdziecie do takiego wniosku, to pamiętajcie, że Wy nie macie Tatki, który służyłby Wam złotymi radami i na którego błędach w tym fachu moglibyście się uczyć. No, chyba że macie?
Uwielbiam powieści Marka Stelara zarówno w odsłonie typowo kryminalnej, jak i komediowej, co głoszę wszem wobec od wielu lat namawiając Was do poznawania Jego twórczości. I nikt dotychczas nie zgłaszał reklamacji. Znakomicie bawiłam się towarzysząc Miśkowi i Szwagrowi w przezabawnym cyklu „Góra kłopotów”, a po przeczytaniu opisu najnowszej humorystycznej powieści „Kameleon”...
więcej Pokaż mimo to