-
Artykuły17. Nagroda Literacka Warszawy. Znamy 15 nominowanych tytułówLubimyCzytać1
-
ArtykułyEkranizacja Chmielarza nadchodzi, a Netflix kończy „Wiedźmina” i pokazuje „Sto lat samotności”Konrad Wrzesiński6
-
ArtykułyCzy książki mają nad nami władzę? Wywiad z Emmą Smith, autorką książki „Przenośna magia“LubimyCzytać1
-
ArtykułyŚwiatowy Dzień Książki świętuj... z książką! Sprawdź, jakie promocje na ciebie czekają!LubimyCzytać7
Biblioteczka
2024-04-09
2024-04-20
Klątwa drugiego tomu? Na pewno nie tym razem.
„Na pewno?” to druga część cyklu kryminalnego Pawła Leśniaka z podkomisarz Ireną Adamczuk i w jej przypadku absolutnie nie można mówić o klątwie, bo Autor ponownie zaskakuje nieszablonową fabułą, mrocznym klimatem i ogromnym realizmem w kreacji bohaterów, a wciągając czytelnika w bagno krakowskiej gangsterki, trzyma w kleszczach napięcia aż do budzącego emocje zakończenia.
O klątwie można tu mówić jedynie w kontekście głównej bohaterki, bo zdaje się, że wszystko sprzysięgło się przeciwko niej. Balansując pomiędzy dwoma światami, policyjnym i przestępczym stąpa po naprawdę cienkim lodzie, choć to gorący sierpień, a przerost ambicji i chęć wykazania się mogą ją w końcu zgubić. Mały błąd może kosztować ją wycieczkę do lasu, z której nie będzie powrotu, ale i śmierć innych osób, za które czuje się odpowiedzialna.
Życie zakłóca jej nie tylko wezwanie do nowosądeckiej policji i ponowny kontakt z podinspektorem Robertem Zalewskim, z którym wiąże ją dość zawiła relacja, ale przede wszystkim niespodziewane wyjście z więzienia mężczyzny, który może chcieć się na niej mścić. Przeszłość, która zdawała się zamknięta, ponownie puka do jej drzwi pozostawiając pod nimi niepokojące przesyłki.
Irenę w drugiej części poznajemy dużo lepiej, nie tylko od strony zawodowej, gdzie jej skłonność do ryzyka jest równie wielka, jak chęć wymierzenia sprawiedliwości, ale również jako człowieka, młodą kobietę z rodzącymi się potrzebami, które stara się odsuwać na bok. Czy codzienne noszenie maski tak bardzo ją zmieniło, że nie zdejmuje jej nawet przed sobą?
Autor bardzo sugestywnie przedstawia bezwzględny przestępczy świat porwań dla okupu, żerujący na strachu, ludzkiej bezsilności i miłości do najbliższych, w którym nie ma miejsca na skrupuły, na wyrzuty sumienia, w którym liczą się tylko pieniądze i władza. Ukazuje również proces śledczy, który ma umożliwić ujęcie sprawców. Dynamiczna akcja, pełna nagłych zwrotów, niebezpiecznych sytuacji, nawet pościgów i strzelanin cechuje się jednak ogromną wiarygodnością i spójnością, a emocje bohaterów, również więzionych zakładników są głęboko odczuwalne.
Zakończenie śledziłam z zapartym tchem i miałam ochotę kimś potrząsnąć, ale wiem, że Autor nie mógł oddać tego lepiej i bardziej prawdziwie. Widać, że znajomość natury ludzkiej jest mu znana od podszewki i to w dużym stopniu sprawia, że ta historia tak bardzo angażuje. Ja już czekam na kolejny tom, bo zapowiedź wieńcząca powieść brzmi bardzo intrygująco, a Was zachęcam do nadrobienia pierwszych dwóch tomów, jeśli jeszcze nie mieliście okazji, bo przez wzgląd na ciągłość niektórych wątków, warto czytać je w kolejności chronologicznej.
Klątwa drugiego tomu? Na pewno nie tym razem.
„Na pewno?” to druga część cyklu kryminalnego Pawła Leśniaka z podkomisarz Ireną Adamczuk i w jej przypadku absolutnie nie można mówić o klątwie, bo Autor ponownie zaskakuje nieszablonową fabułą, mrocznym klimatem i ogromnym realizmem w kreacji bohaterów, a wciągając czytelnika w bagno krakowskiej gangsterki, trzyma w...
2024-04-08
Czasem tkwimy w toksycznych relacjach z przyzwyczajenia, strachu przed zmianą, czy tym, co ludzie powiedzą. Czasem brakuje siły, odwagi, nadziei, że za zakrętem może czekać coś lepszego niż znane, doświadczane codziennie zło odbierające całą radość życia. Najnowszy kryminał Kasi Magiery „Moment pęknięcia” jest w dużej mierze manifestem kobiet zepchniętych do roli służących we własnym domu, poniżanych i pozbawianych poczucia kobiecości i własnej wartości przez swoje rodziny. Kobiet, które chcą znaleźć w sobie siłę, by powiedzieć dość, by zawalczyć o siebie i swoje szczęście.
W codzienności kobiet, których życie poznajemy, każda z nas znajdzie choć część własnych spraw, problemów i emocji, dlatego tak łatwo utożsamić się z bohaterkami i wraz z nimi odczuwać. Naturalnie rodzą się refleksje nad nierówną pozycją kobiet i mężczyzn, uleganiem presji społecznej i ze strony rodziny, nad uginaniem się pod naporem oczekiwań i zatracaniem w tym wszystkim siebie. I w końcu nad krytyką kobiet, które odważyły się odciąć od toksycznego związku, odejść od rodziny i zacząć żyć inaczej.
Czy to na pewno kryminał, zapytacie? Oczywiście jest wątek kryminalny, ale przesłanie, które może wielu kobietom dać nie tylko impuls do zastanowienia się nad własnym życiem, ale i do działania, wybrzmiewa tu najsilniej i wzbudziło moje największe emocje. A sprawa kryminalna wiąże się oczywiście z poruszaną tematyką i dotyczy zniknięcia Oli, żony i matki nastolatków, której zaginięcie niezbyt porusza jej rodzinę. Prowadzący śledztwo policjanci sami ulegają emocjom widząc, jakiego piekła kobieta doświadczała ze strony najbliższych jej osób, a fasada kreowanej na zewnętrzny użytek szczęśliwej rodziny upada z hukiem. Czy odebranie sobie życia wydawało się zdesperowanej kobiecie jedyną drogą ucieczki, a może komuś zależało, żeby zniknęła?
Historia Oli, którą poznajemy z jej pamiętnika jest ogromnie bolesna, ale Autorka daje nam i wiele pozytywnych i budujących emocji za sprawą drugiej bohaterki Anki, która odcina się od przeszłości i zaczyna życie od nowa, w innym mieście, z nową pracą i nowymi relacjami. Tu na jej drodze staje przystojny młodszy mężczyzna, który, choć totalnie niedojrzały i arogancki, bardzo ją pociąga, stanowiąc powiew świeżości i wolności. Czy kobieta odnajdzie się w nowym życiu i jak potoczy się jej znajomość z Igorem?
Obie bohaterki łączy trudna przeszłość i nieszczęśliwy związek. Wiemy, jaką drogę wybrała Anka, a co przytrafiło się Oli? Czytajcie i chłońcie emocje, których doświadczycie tu wiele. I niech nie przeraża Was gabaryt książki, bo lekkie pióro Autorki i niesamowita umiejętność przelania na papier emocji bohaterów sprawia, że przy tej wciągającej historii kartki umykają jedna za drugą. Historii o ludzkich relacjach, tajemnicach i walce o siebie, w której wnikliwa analiza portretów psychologicznych bohaterów konkuruje z intrygującą zagadką kryminalną.
Czasem tkwimy w toksycznych relacjach z przyzwyczajenia, strachu przed zmianą, czy tym, co ludzie powiedzą. Czasem brakuje siły, odwagi, nadziei, że za zakrętem może czekać coś lepszego niż znane, doświadczane codziennie zło odbierające całą radość życia. Najnowszy kryminał Kasi Magiery „Moment pęknięcia” jest w dużej mierze manifestem kobiet zepchniętych do roli służących...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-05
Wiosna to czas porządków, odświeżania garderoby, pozbywania się niepotrzebnych rzeczy. Warto też pomyśleć o porządkach w głowie. Rzadko czytam książki rozwojowe i motywacyjne, ale gdy spojrzałam na tę wiosenną okładkę "Be Your Best Self" Rebekah Ballagh, to również zapragnęłam wiosennego odświeżenia. Szczególnie gdy na kilka pytań zamieszczonych na okładce odpowiedziałam pozytywnie, co oznacza, że jednak mogę zrobić dla siebie coś więcej, by zgodnie z mottem tej książki "postawić siebie na pierwszym miejscu i zacząć wreszcie żyć!".
Książka składa się z dziesięciu rozdziałów, w których Autorka zwraca się bezpośrednio do czytelnika, a każdy dotyczy innego istotnego zagadnienia, które może wpłynąć na poprawę naszego życia. Każdy wzbogacają zabawne ilustracje i przemawiające przykłady, co sprawia, że czyta się z przyjemnością. Co najistotniejsze jednak zawiera praktyczne ćwiczenia, które mogą pomóc poradzić sobie z naszą bolączką i wyrobić odpowiednie nawyki na przyszłość.
Kilka tematów trafiło do mnie dużo bardziej niż inne, bo po prostu dotyczą mnie bezpośrednio i stref, które chciałabym poprawić. I czułam się, jakby autorka znała mnie na wskroś i tak dobrze rozumiała na przykład mojego wewnętrznego krytyka, który jest bardziej nieprzychylny i surowy dla mnie samej niż byłby w stosunku do kogokolwiek z mojego otoczenia. Istotne okazały się dla mnie również rozdziały związane z nadmiernym dążeniem do perfekcjonizmu i prokrastynacją (może za rok bez odkładania zrobię porządki w garderobie) oraz skłonnością do zadowalania innych często własnym kosztem.
Bardzo trafiła do mnie ta lekka, bezpośrednia forma, która jest jednocześnie szalenie praktyczna, a styl pozbawiony lukru, ale przychylny i przyjazny rzeczywiście jest jak spotkanie przy kawie z wyrozumiałą przyjaciółką, a nie lektura książki poświęconej samorozwojowi.
Zakończeniem każdego rozdziału jest zbiór najistotniejszych zdań i rad podsumowujących temat, więc można do nich wracać w razie potrzeby bez konieczności czytania całości, czy wyszukiwania treści. Oczywiście nic samo się nie zmieni, więc po pierwsze warto być ze sobą szczerym, by uświadomić sobie obszar do poprawy i po drugie czerpać z doświadczeń osób, które poskromiły już swojego wewnętrznego sabotażystę i zastosować je we własnym życiu.
Wiosna to czas porządków, odświeżania garderoby, pozbywania się niepotrzebnych rzeczy. Warto też pomyśleć o porządkach w głowie. Rzadko czytam książki rozwojowe i motywacyjne, ale gdy spojrzałam na tę wiosenną okładkę "Be Your Best Self" Rebekah Ballagh, to również zapragnęłam wiosennego odświeżenia. Szczególnie gdy na kilka pytań zamieszczonych na okładce odpowiedziałam...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-03
Temat starości nie wydaje się wdzięcznym filarem, na którym można oprzeć powieść. Ukazywany zwykle przez pryzmat smutku związanego z przemijaniem, może budzić dyskomfort i bolesne emocje. Dlaczego więc „Zapomniane niedziele” Valerie Perrin, których akcja rozgrywa się w dużej mierze w domu spokojnej starości tak urzekają? Niosą tyle ciepła i uśmiechów?
Życie pensjonariuszy ośrodka poznajemy z perspektywy młodej opiekunki Justine, której praca przynosi ogromną satysfakcję, a każdy z jej podopiecznych stanowi dla niej nie tylko osobę wymagającą troski, ale przede wszystkim księgę zgromadzonych przez lata emocji i wspomnień. Z pasją otwiera każdą z nich pieczołowicie spisując każdą opowieść.
Dzięki niej poznajemy cudowną, słodko-gorzką historię życia Hélène i Luciena, która może być symbolem miłości i tragedii i odbija się echem również w życiu głównej bohaterki. Bo doświadczone bolesną stratą losy Justine stają się jedną z opowieści, kroplą w morzu historii, które nie tylko ją fascynują, ale stają się z czasem także drogowskazem w zrozumieniu siebie samej, własnej przeszłości i rodzinnych tajemnic, które mogą rujnować, ale i oczyszczać.
Mamy dwie linie czasowe i dwie kobiety, o których przeżyciach i emocjach czyta się z wypiekami na twarzy, czasem z uśmiechem, innym razem z odrobiną melancholii i zrozumieniem. Rozważania o starości, bo dla każdego jest ona czymś innym. I niedziele, te dni, kiedy rodzina odwiedza pozostawionych w ośrodku bliskich. I zawód w oczach, gdy ktoś nie dostrzega wśród wchodzących znajomej twarzy, jeszcze czeka, ma nadzieję… I mamy w końcu te dziwne telefony, które narobią sporo zamieszania w ośrodku i wśród rodzin pensjonariuszy, sprawiając jednak tyle radości.
Prócz starości, Perrin porusza inne trudne tematy, takie jak miłość, zdrada, zemsta i wybaczenie prowadząc czytelnika przez labirynt ludzkich losów i emocji. W jej słowach znajdujemy jednak nadzieję i odwagę, uśmiech i powód do wzruszeń. Czaruje codziennością, która dzięki właściwemu nastawieniu nie musi być zwyczajna, bo właśnie drobiazgi składają się na szczęście, trzeba je tylko dostrzec.
Jeśli czytaliście wcześniejsze książki Autorki, to wiecie, że w jej opowieściach można zatonąć jak w ulubionym za dużym swetrze, poddać się emocjom, które napływają falami i poczuć się po prostu dobrze, ciepło i bezpiecznie. Bo czasem w życiu czujemy się zagubieni, jak statek, który zdryfował płynąc z nurtem w nieodpowiednią stronę, a opowieści Autorki są niczym latarnie morskie wskazujące kierunek do domu.
Temat starości nie wydaje się wdzięcznym filarem, na którym można oprzeć powieść. Ukazywany zwykle przez pryzmat smutku związanego z przemijaniem, może budzić dyskomfort i bolesne emocje. Dlaczego więc „Zapomniane niedziele” Valerie Perrin, których akcja rozgrywa się w dużej mierze w domu spokojnej starości tak urzekają? Niosą tyle ciepła i uśmiechów?
Życie pensjonariuszy...
2024-03-26
Ósma część cyklu z Martinem Servazem „Spirala zła” miała swoją premierę 12 marca, a Autor w ramach promocji swojego najnowszego dziecka pojawił się na Poznańskich Targach Książki. Z przyjemnością uczestniczyłam w spotkaniu prowadzonym przez Martę Matyszczak, a mój egzemplarz książki wzbogacił się o sympatyczną dedykację Autora.
Od razu wspomnę, że możecie czytać tę książkę bez znajomości wcześniejszych części i w niczym nie będzie przeszkadzało to w jej odbiorze, bo Autor wspomina o tych zdarzeniach, szczególnie związanych z osobistym życiem głównego bohatera, o których powinniśmy wiedzieć, by nie odczuwać najmniejszego dyskomfortu przy czytaniu. Ja mam za sobą trzy pierwsze tomy cyklu i przeskok do ósmego, który trzyma zadziwiająco wysoki poziom wywołał jedynie chęć nadrobienia luki.
Autor wciąga nas w świat horroru zacierając granice pomiędzy tym, co rozgrywa się na ekranie, a brutalną rzeczywistością. Zaczynają ginąć ludzie związani z nagraniem filmu tak perwersyjnego, pełnego przemocy i zła, że nigdy nie pozwolono, by trafił do szerszego grona odbiorców. Jego reżyser, kultowy i ekscentryczny Morbus Delacroix odciął się przed laty od świata i mediów osiadając w Pirenejach. Niespodziewanie zaprasza do swojej samotni studentkę filmoznawstwa zafascynowaną jego filmami.
Prowadzone przez Servaza śledztwo fascynuje równie mocno, jak kolejne chwile spędzone przez Judith w domu reżysera, a mroczny i duszny klimat grozy towarzyszy nam na każdym kroku. Autor sączy w nasze serca ciemność, strach, a momentami wręcz obrzydzenie obnażając spiralę zła, która może zrodzić się w najbardziej spaczonej ludzkiej psychice.
I choć tajemnicza przeszłość i kontrowersyjna twórczość rzucają cień podejrzeń na reżysera, to oczywiście u Miniera nic nie jest takie, jak się z początku wydaje, a skrywana niemal do końca tożsamość sprawcy niejednego zaskoczy. Martin Servaz pozostaje solidnym fundamentem powieści, dzięki któremu stopniowo odkrywamy kolejne elementy tej diabolicznej układanki.
Prócz znakomitej i zdecydowanie niepokojącej rozrywki, w której mimo opisów brutalnych zbrodni i perwersyjnych zachowań Autor nie przekracza jednak granicy dobrego smaku powieść stanowi również przyczynek do zastanowienia się nad granicami moralności, zawiłością ludzkiej natury, czy motywem winy i kary. I choć dynamiczna akcja, która szczególnie w drugiej części nabiera przyspieszenia nie pozwalała oderwać się od lektury, to utrzymujący się i narastający klimat grozy prawdziwie przyszpilił mnie do fotela, by zakończeniem po prostu mnie w niego wbić.
A jeśli oglądacie horrory to wartością dodaną „Spirali zła” jest lista stu pięćdziesięciu filmów grozy, które Autor obejrzał w ramach researchu do swojej najnowszej powieści. Wiele z nich obejrzałam, ale jestem niezmiernie wdzięczna za tę nietuzinkową polecajkę, bo o niektórych tytułach nigdy wcześniej nie słyszałam.
Ósma część cyklu z Martinem Servazem „Spirala zła” miała swoją premierę 12 marca, a Autor w ramach promocji swojego najnowszego dziecka pojawił się na Poznańskich Targach Książki. Z przyjemnością uczestniczyłam w spotkaniu prowadzonym przez Martę Matyszczak, a mój egzemplarz książki wzbogacił się o sympatyczną dedykację Autora.
Od razu wspomnę, że możecie czytać tę książkę...
2024-04-06
„Karol III. Król ekscentryk” to biografia napisana przez Iwonę Kienzler, która miała swoją premierę 27 marca. A skoro wyszła spod pióra tej właśnie Autorki, to zapewniam Was, że jest bardziej wciągająca niż niejedna powieść. Jak to się czyta! 500 stron przelatuje nie wiadomo kiedy, gdy zagłębiamy się w szalenie ciekawą historię rodziny królewskiej z naciskiem na osobę obecnego króla Karola III. Bo prócz sylwetki tego ostatniego, Autorka szeroko przedstawia klimat i zasady rządzące światem panującej obecnie monarchii, co pozwala na dużo szerszy kontekst.
A świat ten jest trudny, szczególnie dla następcy tronu od najmłodszych lat przysposabianego do tej roli. Dla wrażliwego dziecka, które łaknie bliskości matki i jest wyśmiewane przez ojca. Który nie może wybrać samodzielnie studiów (jest „z zawodu archeologiem specjalizującym się w historii wypraw krzyżowych"), a nawet żony. Jego życiem uczuciowym przede wszystkim żyje opinia publiczna przedstawiając go często jako okrutnego męża, ale jednocześnie wiernego kochanka.
Autorka ukazuje różne perspektywy i opinie, które pozwalają wyrobić sobie własne zdanie na wiele tematów i jednocześnie ujrzeć w pełnym świetle stronniczość i manipulacje ze strony mediów. Zainteresowanie życiem miłosnym obecnego króla przysłania wiele jego istotnych cech i osiągnięć, przez co pozostaje postacią często niedocenianą i krytykowaną przez media i opinię publiczną. Iwona Kienzler wydobywa na światło dzienne te aspekty życia króla, które często były ignorowane lub bagatelizowane.
Zaskoczyło mnie, jak wszechstronną osobą jest Karol III. Potrafi nie tylko pilotować helikopter, czy nawigować okręt wojenny, ale poluje, uprawia wiele sportów, pasjonuje się ochroną środowiska i aktywnie działa w tym aspekcie, a nawet potrafi przygotować pudding chlebowy, brytyjskie klasyczne danie. Miałabym o czym podyskutować z Nim przy herbatce, bo łączy nas choćby pasja do ogrodów i hołdowanie zasadzie „zero waste”.
Jeśli interesujecie się przeszłością, bieżącą sytuacją i perspektywami brytyjskiej rodziny królewskiej, to lektura tej zajmującej biografii Was zachwyci, a jeśli nie, to również ją przeczytajcie, a z pewnością to się zmieni. Wszystko za sprawą lekkiego pióra Autorki, które biografii uważanej za nieco cięższy w odbiorze gatunek, dodaje świeżości i sprawia, że wciąga, naprawdę wciąga bez reszty!
„Karol III. Król ekscentryk” to biografia napisana przez Iwonę Kienzler, która miała swoją premierę 27 marca. A skoro wyszła spod pióra tej właśnie Autorki, to zapewniam Was, że jest bardziej wciągająca niż niejedna powieść. Jak to się czyta! 500 stron przelatuje nie wiadomo kiedy, gdy zagłębiamy się w szalenie ciekawą historię rodziny królewskiej z naciskiem na osobę...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-05
Jarosław Molenda ma na swoim koncie wiele reportaży ukazujących postaci seryjnych morderców, a w ramach serii „Filia na faktach” odsłania oblicza kobiet, z których II wojna światowa wydobyła prawdziwe bestie, bezlitosne i okrutne. Dzięki skrupulatnej pracy reporterskiej Autora mogliśmy przyjrzeć się strażniczkom obozów zagłady Hermine Brausteiner – „Kobyle”, Marii Mandl i za sprawą premiery z 27 marca „Esesmanki” Hildegart Lächert zwanej „Krwawą Brygidą”.
Czy każdy z nas skrywa w sobie skłonność do przemocy, która w podatnych warunkach wyrasta z zatrutego ziarna? Czy może jedynie jednostki mające w sobie pierwiastek zła decydowały się na podjęcie pracy w roli obozowych strażniczek, gdzie przyzwolenie na przemoc niwelowało początkowe nikłe wyrzuty sumienia? Wolałabym wierzyć, że to drugie, ale życie i badania przeprowadzone przez naukowców odzierają ze złudzeń.
Na przykładzie „Krwawej Brygidy” możemy prześledzić, jak nieuzasadnione poczucie władzy i przekonanie o własnej wyższości doprowadziło do tragicznej degradacji moralnej i wręcz czerpania przyjemności ze znęcania się nad więźniarkami. Uczestnictwo w obozowych okrucieństwach, brutalność i nieograniczona przemoc były jej codziennością, nieodłączną częścią jej życia, a władza totalna obozów zagłady sprzyjała wymyślaniu coraz to nowych form tortur i kar.
Molenda wnikliwie analizuje także powojenne losy „Krwawej Brygidy”, jej proces i pobyt w więzieniu. Propozycje współpracy i związane z nimi korzyści, które otrzymywała ze strony różnych służb oraz absurdy procesu w Düsseldorfie zorganizowanego po trzydziestu latach od zbrodni, rzucają światło na trudną problematykę dochodzenia sprawiedliwości po wojnie.
Przytaczane liczne wypowiedzi więźniarek, które spotkały na swojej drodze Hidegart Lachert i przeżyły, by dać świadectwo jej okrucieństwu, pozostają w opozycji do głosu samej strażniczki, która oczywiście wybiela się zrzucając ewentualne akty agresji na specyfikę wykonywanej pracy.
Autor podchodzi do tematu rzetelnie opierając się na wielu dostępnych źródłach historycznych, dzięki czemu „Esesmanka” to nie tylko opowieść o jednej kobiecie i jej haniebnych czynach, lecz również wstrząsający przekaz o zagładzie i jej bezpośrednich sprawczyniach. Przekaz pozostawiający ślad w pamięci czytelnika i skłaniający do zadawania pytań o granice moralności i utratę człowieczeństwa pod wpływem władzy i ideologii.
Jarosław Molenda ma na swoim koncie wiele reportaży ukazujących postaci seryjnych morderców, a w ramach serii „Filia na faktach” odsłania oblicza kobiet, z których II wojna światowa wydobyła prawdziwe bestie, bezlitosne i okrutne. Dzięki skrupulatnej pracy reporterskiej Autora mogliśmy przyjrzeć się strażniczkom obozów zagłady Hermine Brausteiner – „Kobyle”, Marii Mandl i...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-13
Wiele już napisano o miłości, ale „Zdejmij z nieba księżyc” Kristan Higgins to jedna z najpiękniejszych, ale i najbardziej rozdzierających duszę historii miłosnych, jakie dane mi było poznać. Emocje przy czytaniu przewalały się przez moje serce jak tsunami niosąc bezsilność, wściekłość, rozpacz i gniew, w końcu również radość i wdzięczność. Bo gdy cudowne, jedyne uczucie strata zmienia w zgliszcza, rozpada się cały świat. Jak on może trwać, jak słońce może wschodzić, gdy jej już nie ma? Jak my możemy trwać?
Świadomość zapadnięcia na nieuleczalną chorobę wydaje się ciężarem nie do udźwignięcia podobnie jak śmierć ukochanej osoby. W obu przypadkach wsparciem są bliscy, jednak w tę ostatnią podróż każdy udaje się sam. Jak bardzo empatycznym trzeba być człowiekiem, jak wiele mieć w sobie miłości, by nie myśleć wtedy o swojej chorobie i cierpieniu, a o tych, których pochłonie rozpacz naszego odejścia? By zadbać o nich i pomóc im w przejściu żałoby?
Lauren i Joshui na początku wspólnej drogi przychodzi doświadczyć jednocześnie najpiękniejszego okresu miłości, jak i ulotności życia. Wykryta nieuleczalna choroba Lauren niweczy wspólne plany, a każda darowana chwila, choć próbują wykorzystać ją najlepiej jak się da podszyta jest widmem straty. Nie sposób przygotować się na to, co nieuchronne, jednak miłość i troska żony dzięki pozostawionym listom towarzyszy zrozpaczonemu mężowi przez cały rok po jej stracie pomagając mu powrócić do życia.
Podróż, w której towarzyszymy Lauren i Joshui przenika serce, przejmuje do głębi ukazując ich walkę z chorobą i żałobę mężczyzny, oraz siłę, jaką może dać miłość i wspomnienia.
Czytając, tonęłam w oceanie łez, ale wyszłam z niego silniejsza i lepsza, doceniając miłość, która jest u mego boku od lat. Dajcie się i Wy porwać zapierającemu dech uczuciu Lauren i Josha - rozbije Was na tysiąc kawałków i poskleja na nowo, gdy płacząc i śmiejąc się odnajdziecie w nim kruchość życia i jego piękno. Bo radość i łzy są wpisane w tę historię, podobnie jak miłość i strata stanowią nieodłączną część życia.
Premiera tej poruszającej powieści, którą z powodzeniem mogę przyrównać pod względem ładunku emocji do „Pamiętnika” Sparksa już 10 kwietnia. Przygotujcie się do niej z potężnym zapasem chusteczek i ze świadomością, że zostanie już w Waszych sercach na zawsze.
Wiele już napisano o miłości, ale „Zdejmij z nieba księżyc” Kristan Higgins to jedna z najpiękniejszych, ale i najbardziej rozdzierających duszę historii miłosnych, jakie dane mi było poznać. Emocje przy czytaniu przewalały się przez moje serce jak tsunami niosąc bezsilność, wściekłość, rozpacz i gniew, w końcu również radość i wdzięczność. Bo gdy cudowne, jedyne uczucie...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-04
Agnieszka Jeż już od pierwszej części cyklu kryminalnego z Sonią Kranz „Pomroka” ujęła mnie klimatyczną odsłoną pozornie spokojnej prowincjonalnej miejscowości, pod której spękaną powierzchnią drzemią tajemnice i zbrodnie. Pokochałam również sposób, w jaki wplata w kryminalny trzon powieści wątki obyczajowe, które stają się jego naturalnym dopełnieniem.
W drugim tomie „Pastwie” idylliczną fasadę życia w dolnośląskim Mieroszowie burzy zaginięcie mężczyzny w trakcie własnego wesela. Panna młoda z pewnością nie tak wyobrażała sobie wejście do majętnej rodziny Wilskich, ale czyż pierwszą podejrzaną nie jest zwykle żona? Sonia Kranz zagłębiając się w burzliwe życie mężczyzny znajduje dużo więcej motywów i podejrzanych niż by oczekiwała, a sprawa zaczyna przybierać coraz bardziej makabryczny obrót.
Śledztwo prowadzone w sposób dynamiczny, ale w pełni wiarygodny prowadzi czytelnika przez labirynt emocji i podejrzeń, a Autorka ponownie sięga w przeszłość regionu, w której mogą tkwić wskazówki pomocne w rozwiązaniu sprawy. Sonia musi stawić czoła wyzwaniom nie tylko na gruncie zawodowym i presji zwierzchnika, ale i zmianom w swoim życiu, które ciągle wprawiają ją w wewnętrzny dygot i budzą trudne emocje.
Toksyczne relacje Soni z matką ukazane są tak prawdziwie, że współczucie dla bohaterki samoistnie wypływało z mojego serca. Jej obawy przed głębszym zaangażowaniem w nowy związek są równie zrozumiałe, jak ciągle niezagojona rana po odejściu męża. Autorka z ogromną empatią oddała wewnętrzną walkę bohaterki pomiędzy chęcią potraktowania nowego statusu jej byłego męża z godnością, szczególnie przed nastoletnią córką, a buzującą w niej nadal wściekłością.
Może zastanawiacie się skąd pies na okładce? Zabrany ze schroniska Bob jest kolejną, prócz Piotra, kotwicą sprawiającą, że Sonia zaczyna czuć się w tym miejscu, które miało być przejściowym, jak w nowym domu. Domu wymagającym jeszcze sporo pracy, ale zdającym się opierać na silnych fundamentach. Trzymam tylko kciuki, by kobieta nie zamknęła się w jego murach z obawy przed kolejnym odtrąceniem, by umiała czerpać z odzyskanej wolności.
A okazuje się, że w tak niewielkich społecznościach mury domów mogą skrywać wiele mrocznych sekretów, z których rodzą się traumy, nienawiść i dojrzewająca żądza zemsty. Sygnały można tak łatwo przeoczyć patrząc z zewnątrz, lub po prostu odwrócić wzrok, bo co nas to obchodzi… I czasem jest już za późno na reakcję a motto „wszystko da się załatwić” już nie działa.
O niektórych powieściach chce się pisać i pisać i tak mam w przypadku „Pastwy”, ale uwierzcie mi, że Autorka w pisaniu jest dużo lepsza ode mnie, więc jeśli choć trochę zachęciłam Was swoją opinią, to książka z pewnością Was zauroczy. Zakochacie się w jej niespiesznym tempie, dusznej atmosferze i emocjach bohaterów, które tak naturalnie przelewają się i w nasze serca i z niecierpliwością, podobnie jak ja, będziecie wypatrywać dalszych losów i śledztw Soni Kranz.
Agnieszka Jeż już od pierwszej części cyklu kryminalnego z Sonią Kranz „Pomroka” ujęła mnie klimatyczną odsłoną pozornie spokojnej prowincjonalnej miejscowości, pod której spękaną powierzchnią drzemią tajemnice i zbrodnie. Pokochałam również sposób, w jaki wplata w kryminalny trzon powieści wątki obyczajowe, które stają się jego naturalnym dopełnieniem.
W drugim tomie...
2024-04-02
Czy kolejne historie o agresywnym i zabójczo niebezpiecznym ksenomorfie mogą nas jeszcze czymś zaskoczyć? Fabuła zwykle opiera się na tak dobrze nam znanej kanwie. Ludzie przybywający na nową planetę zderzają się z obcą formą życia, która postrzega ich jako pokarm i nosicieli dla swoich młodych. Jest mrocznie, krwawo i brutalnie. Niektóre sceny wręcz mogą śnić się po nocach.
Nie inaczej jest w przypadku powieści „Obcy. Morze Boleści” Jamesa Arthura Moore’a, ale pojawia się element zaskakujący, ciekawy i nowy. Jest nim możliwość poznania emocji obcych za sprawą Alana Deckera, empaty i potomka Ellen Ripley. Okazuje się, że kolonia obcych pamięta krzywdy wyrządzone jej przez waleczną Ripley, a krew z jej krwi wzbudza w nich czystą nienawiść.
Alan wyczuwa potwory i zagrożenie, wie, że to on jest zwierzyną i nigdy z własnej woli nie wróciłby na przeklętą planetę, jednak korporacja Weyland-Yutani nie gra czysto. Jej chęć pozyskania i kontrolowania ksenomorfa jest nadrzędna pod każdym względem, a ofiary w ludziach akceptowalne, a nawet oczekiwane, bo im mniej świadków, tym lepiej.
Duszna, klaustrofobiczna atmosfera mrocznych korytarzy starej kopalni i opuszczonego miasta wypełniona ludzkim strachem i zajadłą nienawiścią obcych budzi ciarki sprawiając, że po odłożeniu książki doceniamy możliwość oddychania świeżym powietrzem.
Spojrzenie z boku na gatunek ludzki i obcą formę życia przynosi ciekawe wnioski, a porównanie nie wypada na korzyść tego pierwszego. Ksenomorf pod względem fizycznym jest zdecydowanie lepiej przystosowany do przetrwania i walki, potrafi planować i uczyć się, a co ważniejsze dba o swoich i jest lojalny. I choć może wydawać się monstrum niszczącym inne gatunki, to czyni to, by przetrwać, a człowiek robi to samo z bezmyślności, albo dla własnej korzyści. I kto tu jest potworem?
Czy kolejne historie o agresywnym i zabójczo niebezpiecznym ksenomorfie mogą nas jeszcze czymś zaskoczyć? Fabuła zwykle opiera się na tak dobrze nam znanej kanwie. Ludzie przybywający na nową planetę zderzają się z obcą formą życia, która postrzega ich jako pokarm i nosicieli dla swoich młodych. Jest mrocznie, krwawo i brutalnie. Niektóre sceny wręcz mogą śnić się po...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-27
B.A. Paris na pewno nie trzeba przedstawiać miłośnikom trzymających w napięciu thrillerów psychologicznych z zakończeniami powodującymi opad szczęki. I każdy ma zapewne wśród Jej powieści swoją ulubioną. Ja czytałam wszystkie książki Autorki i wytypowałam oczywiście swoją mistrzowską trójkę. Czy najnowsza, „Przyjaciółka” namiesza na moim osobistym podium?
Autorka wprowadza nas w życie małżeństwa ze sporym stażem, Iris i Gabriela, z dorosłą już córką i pewnymi problemami, którym przydałaby się szczera, głęboka rozmowa. Ich rozwiązaniu z pewnością nie sprzyja przyjazd przyjaciółki rodziny, Laure. Kobieta sama przechodząc trudny okres w swoim małżeństwie z czasem staje się ciężarem dla swoich przyjaciół, którzy nie potrafią jej jednak wyprosić ze swojego życia.
Naturalnie od początku zastanawiałam się, która z przyjaciółek okaże się tytułowym czarnym charakterem, a Autorka aby jeszcze bardziej utrudnić czytelnikowi zadanie wprowadza sympatyczną parę sąsiadów Esme i Hugha oraz niepokojącą postać zamieszkującego u nich ogrodnika Josepha.
I jak zawsze okazuje się, że kłamstwa i zatajenia prawdy nie wpływają najlepiej na ludzkie relacje, szczególnie małżeńskie. Niektórzy potrafią jednak przywdziewać maski lepiej niż inni, potrafią też posunąć się do ostateczności, by ukryć swe sekrety. Autorka pod tym względem znakomicie ukazuje emocje swoich bohaterów i choć motyw w pierwszym momencie wydał mi się nieco naciągany, to po chwili doszłam do wniosku, że ludzie są skłonni zabijać ze znacznie bardziej prozaicznych powodów.
Choć dobrze mi się czytało, (ba, pochłonęłam książkę w jeden wieczór nie mogąc się oderwać), a sprawcy zamieszania nie udało mi się odgadnąć, to podium pozostaje nienaruszone i moimi ulubionymi książkami Autorki pozostają „Za zamkniętymi drzwiami”, „Na skraju załamania” i „Terapeutka”. Ale oczywiście nie odmówię sobie kolejnej książki Autorki, bo każda jest dla mnie synonimem rewelacyjnej rozrywki i przyjemnie spędzonego czasu.
B.A. Paris na pewno nie trzeba przedstawiać miłośnikom trzymających w napięciu thrillerów psychologicznych z zakończeniami powodującymi opad szczęki. I każdy ma zapewne wśród Jej powieści swoją ulubioną. Ja czytałam wszystkie książki Autorki i wytypowałam oczywiście swoją mistrzowską trójkę. Czy najnowsza, „Przyjaciółka” namiesza na moim osobistym podium?
Autorka wprowadza...
2024-03-16
Tetbeszki, czyli powieści dwustronne, były podobno kiedyś bardzo popularne, a ja spotkałam się z tą formą po raz pierwszy i na razie jedyny za sprawą „Domu Klepsydry” autorstwa Garetha Rubina. Było to doświadczenie wyjątkowe, nie tylko przez możliwość dokonania wyboru strony, od której zaczęłam czytać (można też czytać rozdziały naprzemiennie), ale przede wszystkim przez sposób, w jaki obie opowieści splatają się ze sobą burząc totalnie stworzony w mojej głowie obraz.
Zaznaczę, że lekturę zaczęłam od okładki niebieskiej przenosząc się do Anglii końca XIX wieku i intrygującej opowieści młodego lekarza, który udając się do domu swojego krewnego staje w obliczu tajemniczego morderstwa i rodzinnych skandali. Dom Klepsydry staje się centralnym punktem tej historii strzegąc mroczne sekrety swych mieszkańców. W drugiej opowieści odwiedzamy Los Angeles początku XX wieku i szklany dom, który staje się areną tragicznych zdarzeń i rodzinnych tajemnic prowadzących do zaskakującego finału.
To zdecydowanie niezwykła opowieść, której prawdziwe oblicze odsłania dopiero przeczytanie całości obalając dotychczasowe wnioski, hipotezy i wyobrażenia. Obie części czytałam z olbrzymim zaangażowaniem, bo atmosfera tajemnicy i zagadki kryminalnej, do której wyjaśnienia dochodzimy wraz z bohaterami na drodze dedukcji niesamowicie wciąga. Nie spodziewałam się, że wątki domów splotą się w tak nieoczekiwany i szokujący sposób odkrywając mroczne zakamarki ludzkiej natury i jej nieprzewidywalność.
Ciekawi mnie, jak odebrałabym tę powieść zaczynając czytanie od czerwonej okładki. Czy miałoby to znaczenie przy ocenie? W każdym razie jestem pod ogromnym wrażeniem zarówno fabularnego poprowadzenia obu historii, ich wzajemnych powiązań, kreacji pełnokrwistych bohaterów, jak i formy dającej czytelnikowi możliwość wyboru. To był prawdziwy majstersztyk! Jeśli powieść o podobnej konstrukcji pojawi się na naszym rynku, biorę ją w ciemno.
Tetbeszki, czyli powieści dwustronne, były podobno kiedyś bardzo popularne, a ja spotkałam się z tą formą po raz pierwszy i na razie jedyny za sprawą „Domu Klepsydry” autorstwa Garetha Rubina. Było to doświadczenie wyjątkowe, nie tylko przez możliwość dokonania wyboru strony, od której zaczęłam czytać (można też czytać rozdziały naprzemiennie), ale przede wszystkim przez...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-25
Pierwsza część fantastycznego cyklu Empireum skradła moje serce, więc z przyjemnością i wysokimi oczekiwaniami ponownie zagłębiłam się w niebezpiecznym świecie magii, smoków, tajemnic i silnych emocji. I choć nie sposób nie wspomnieć o kunsztownym wydaniu i bogatym w detale, spójnie wykreowanym świecie, to „Iron Flame” porywa właśnie przede wszystkim emocjami. A przy czytaniu doświadczyłam ich całą paletę, podobnie zresztą jak bohaterowie powieści.
Bo czy nie przeżywa się wszystkiego zdecydowanie intensywniej, gdy każdy dzień, każda kolejna próba może okazać się tą ostatnią? Gdy obcowanie ze śmiercią nie tylko wrogów, ale i przyjaciół staje się codziennością? Gdy podstawy znanego dotychczas świata chwieją się w posadach i rozpadają z hukiem? Czy w efekcie ulotności życia miłość nie staje się bardziej namiętna i zaborcza?
Związek Violet i Xadena zdecydowanie należy do tych iskrzących, a ognia dokłada również rozłąka i manipulująca emocjami jego była dziewczyna. To więź pełna trudności i nieufności, której nie pomaga obniżone poczucie wartości Violet, ale jedyna w swoim rodzaju. Relacji tych dwojga Autorka poświęca równie dużo miejsca, jak dramatycznemu zagrożeniu, które może pogrzebać znany im świat i próbom zapobieżenia zagładzie.
Podobnie, jak bohaterowie zmuszeni są szybko dorosnąć w zderzeniu z prawdą i trudną rzeczywistością, tak i złota smoczyca Violet, Andarna, wchodzi przedwcześnie w wiek dojrzewania. Przynosi to niespodziewane i trudne konsekwencje, ale również wiele powodów do uśmiechu wywołanych jej przekornymi tekstami i zachowaniem. To najbardziej sympatyczny akcent tej części dodający jej lekkości.
Rebecca Yarros po mistrzowsku łączy elementy romansu i fantastyki wciągając czytelnika w wielowarstwowy, pełen brzydkich sekretów i śmiertelnych niebezpieczeństw świat. Znakomicie wyważa dynamikę powieści, więc te siedemset stron mija nie wiadomo kiedy, by ponownie zaskakującym zakończeniem przyspieszyć bicie serca i obudzić apetyt na ciąg dalszy. Premiera „Onyx Storm” zapowiadana na początek przyszłego roku jest w tej chwili jedną z moich najbardziej wyczekiwanych kontynuacji.
Pierwsza część fantastycznego cyklu Empireum skradła moje serce, więc z przyjemnością i wysokimi oczekiwaniami ponownie zagłębiłam się w niebezpiecznym świecie magii, smoków, tajemnic i silnych emocji. I choć nie sposób nie wspomnieć o kunsztownym wydaniu i bogatym w detale, spójnie wykreowanym świecie, to „Iron Flame” porywa właśnie przede wszystkim emocjami. A przy...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-25
Mimo że druga część przygód pół-elfki i pół-człowieka w magicznej krainie Nigdynigdy, co jest oczywiste, nie zaskakuje już tak, jak pierwsza, to ponownie z przyjemnością towarzyszyłam Meghan Chase w jej pełnych niebezpieczeństw przygodach. A nie było jej dane zbyt długo cieszyć się powrotem do świata ludzi, bo nawet te lekkomyślnie złożone obietnice trzeba wypełniać.
Na nieprzyjaznym Zimowym Dworze, gdzie Meghan jest więźniem i pogrąża się w rozpaczy po odtrąceniu przez Asha dochodzi do incydentu, którego konsekwencji nie da się uniknąć. Wojna między Letnim a Zimowym Dworem jest nieunikniona, a dziewczyna wraz z Zimowym Księciem i Pukiem ucieka, by odzyskać skradzione Berło i zapobiec rozlewowi elfiej krwi.
Podobnie, jak w części pierwszej udajemy się w drogę pełną niebezpieczeństw, niespodziewanych zdarzeń, z dobrze nam już znanymi, ale i zupełnie nowymi bohaterami. Czasem jednak bardziej męczące niż ryzykowne działanie okazuje się bezproduktywne czekanie. Choć nic nie dzieje się bez przyczyny, a Meghan ma szansę odzyskać swoje najdroższe wspomnienie, a może i coś więcej.
W pierwszym tomie Meghan towarzyszyły najczęściej rozmyślania o własnej tożsamości i wartości, teraz skupia się zdecydowanie na sprawach sercowych. Dziewczyna jest rozdarta pomiędzy uczuciem do dwóch osobników i żadnego z nich nie chcąc zranić często w sposób dość egzaltowany okazuje swoje emocje. No cóż, młodość kieruje się swoimi prawami, ale mimo zrozumienia przewracania oczami nie udało mi się uniknąć.
Te drobne, czasem nieco żenujące niedogodności rekompensuje słodko-gorzkie zakończenie, które zwala z nóg i sprawia, że trzecia część „Żelaznego Dworu” jest w tej chwili moją najbardziej pożądaną kontynuacją. Pozostaje więc pytanie do Wydawnictwa, kiedy możemy oczekiwać kolejnego tomu?
Mimo że druga część przygód pół-elfki i pół-człowieka w magicznej krainie Nigdynigdy, co jest oczywiste, nie zaskakuje już tak, jak pierwsza, to ponownie z przyjemnością towarzyszyłam Meghan Chase w jej pełnych niebezpieczeństw przygodach. A nie było jej dane zbyt długo cieszyć się powrotem do świata ludzi, bo nawet te lekkomyślnie złożone obietnice trzeba wypełniać.
Na...
2024-03-22
Małe miasteczka mają swój urok, ale i swoje sekrety, których ich mieszkańcy zazdrośnie strzegą szczególnie przed obcymi. Czy w „Pomroce” Agnieszki Jeż, pierwszej części cyklu kryminalnego z komisarz Sonią Kranz ten schemat się powtórzy? Czy skomplikowana historia malowniczego Dolnego Śląska i jej mieszkańców pozwoli się odkryć, choć w części umożliwiającej ujęcie sprawcy gwałtow?
Sonia Kranz jest typową „czterdziestką na zakręcie”, która po odejściu męża próbuje na nowo układać sobie życie. Niewielki Mieroszów, do którego przeprowadza się wraz z nastoletnią córką Julką i spokojny posterunek z prozaicznymi sprawami, traktuje jak etap przejściowy, który ma pomóc stanąć jej na nogi. Jednak zbrodnia popełniona na młodej dziewczynie, jedynej przyjaciółce jej córki zmienia wszystko.
Ich relacje osobiste ulegają poprawie, jednak poczucie zagrożenia, nawet gdy sprawca przyznaje się do winy, nie opuszcza Soni ani na chwilę, a wątpliwości każą drążyć w śledztwie. Prawdy przyjdzie jej szukać nie tylko wśród okolicznych mieszkańców, ale i w mrokach historii związanej z powojennymi przesiedleniami i okaże się, że upływ czasu nie zmienia ludzi i ich motywacji.
Autorka umiejętnie wykorzystuje lokalny koloryt i historię regionu jako tło tej mrocznej opowieści, a inspiracja prawdziwymi miejscami i zbrodniami dodaje jej autentyzmu i głębi. I to się rzeczywiście wyczuwa. Podobnie jak emocje matki drżącej o swoje dziecko i kobiety przesuniętej w życiu na boczny tor. Bo z równą uwagą Autorka ukazuje życie zawodowe, jak i osobiste głównej bohaterki, co czyni ją wielowymiarową i na wskroś prawdziwą.
Niespieszny klimat powieści współgra z dopracowaną w każdym calu fabułą i jej umiejscowieniem w niewielkiej społeczności i malowniczej okolicy. Tu wszystko dzieje się w swoim tempie budując historię ludzkich losów, tę współczesną i tę sprzed lat i znajdując pomiędzy nimi bolesne powiązania. I płynie się przez tę opowieść dzięki lekkiemu pióru Autorki i emocjom, które tak trafnie potrafi ująć w słowa. Cieszę się, że druga część cyklu „Pastwa” ma dziś swoją premierę, a jeszcze bardziej, że już mam ją w swoich rękach.
Małe miasteczka mają swój urok, ale i swoje sekrety, których ich mieszkańcy zazdrośnie strzegą szczególnie przed obcymi. Czy w „Pomroce” Agnieszki Jeż, pierwszej części cyklu kryminalnego z komisarz Sonią Kranz ten schemat się powtórzy? Czy skomplikowana historia malowniczego Dolnego Śląska i jej mieszkańców pozwoli się odkryć, choć w części umożliwiającej ujęcie sprawcy...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-28
Powieści Daphne du Maurier z Serii Butikowej zbieram niczym drogocenne klejnoty i dokładam do mojej kolekcji, a najnowszą jej perełką jest wznowione wydanie „Generała i panny” z wielką miłością i wojną w tle. Warto wspomnieć, że inspiracją do napisania tej romantycznej, ale też tajemniczej i melancholijnej opowieści było makabryczne odkrycie w jednej z kornwalijskiej posiadłości i historia uczucia autentycznie żyjących postaci - panny Honor Harris i generała Richarda Grenville’a.
Autorka po mistrzowsku odtwarza atmosferę targanej wojną domową XVII-wiecznej Anglii malując obraz codziennego życia, obyczajów i wartości ówczesnej społeczności. Barwnym strojom, balom i polowaniom przeciwstawia brutalność wojny i jej szeroko zakrojone konsekwencje. W ten klimat politycznego napięcia wplata historię namiętnego romansu, który za sprawą tragicznego zrządzenia losu zostaje przerwany, by po latach znów rozpalić serca dwojga bohaterów.
Główna bohaterka i narratorka powieści, Honor Harris, opowiada nam o wydarzeniach, jakich była świadkiem w tych burzliwych czasach, o tajemnicy, która okazała się zarówno ratunkiem, jak i zgubą, o tym, jak musiała nauczyć się żyć na nowo, ale przede wszystkim o mężczyźnie, którego kochała. Poświęciła temu uczuciu całe życie, trwając przy Richardzie mimo jego słabości i okrucieństwa. Ich związek okazał się szczególną, intymną podróżą spajającą dwa serca i umysły i rzucającą światło na złożoność ludzkich charakterów i relacji międzyludzkich.
Akcji nie można nazwać porywającą, ale jej tajemniczy, czasem melancholijny innym razem mroczny klimat potrafi zaintrygować podobnie jak autentyczni i na wskroś wyraziści bohaterowie z ich słabościami, pragnieniami i sekretami. Rozstania i powroty, walki i zdrady, intrygi i akty honoru nadają rytm tej powieści prowadząc czytelnika przez niespokojny i niebezpieczny czas.
I choć ta powieść Autorki nie stanie się moją ulubioną – tu niezmiennie króluje „Rebeka” – to jej gotycki klimat, rys historyczny Kornwalii i romans tak inny od tych, o których dotychczas czytałam, przekonał mnie do niej w zupełności.
Powieści Daphne du Maurier z Serii Butikowej zbieram niczym drogocenne klejnoty i dokładam do mojej kolekcji, a najnowszą jej perełką jest wznowione wydanie „Generała i panny” z wielką miłością i wojną w tle. Warto wspomnieć, że inspiracją do napisania tej romantycznej, ale też tajemniczej i melancholijnej opowieści było makabryczne odkrycie w jednej z kornwalijskiej...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-20
Elegancki, napisany pięknym językiem kryminał osadzony w sercu angielskiej arystokracji na tle ociekających brutalnością i wulgaryzmami powieści wydaje się być niczym biała lilia zakwitła niespodziewanie na bagnach. Tak odebrałam najnowszą powieść Małgorzaty Starosty „Sprawa Lorda Rosewortha”, którą już dziś możecie czytać i słuchać na Legimi. I choć oczywiście misternie spleciona intryga już do niewinnych nie należy, to niespieszny styl, pełni gracji bohaterowie i śledztwo oparte na dedukcji przywodzi na myśl najlepsze klasyczne kryminały Agathy Christie. To moje pierwsze spotkanie z twórczością wielokrotnie zachwalanej przez Was Autorki i jestem prawdziwie oczarowana!
Lord Thadeus Roseworth w dniu swoich urodzin otrzymuje zabójczy prezent, a gościom zamiast na świętowanie jubileuszu przyjdzie szykować się na jego pogrzeb. Jednak prowadzącym niezależne śledztwo Scotland Yardowi i młodemu detektywowi po przejściach wydaje się, że rodzina nie okazuje najmniejszych oznak żałoby. Końcówka lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku nadaje zupełnie innego niż współcześnie wymiaru prowadzonemu śledztwu, podobnie jak i życiu bohaterów, jednak ludzkie motywacje od wieków pozostają niezmienne.
Autorka stopniowo obnaża skrywane za fasadą arystokratycznej ogłady rodzinne tajemnice, kłamstwa i zdrady. Głęboka nienawiść do apodyktycznego lorda i łakomy kąsek, jakim jest jego majątek daje motyw niemal każdemu członkowi tej moralnie zakłamanej rodziny. Detektyw Jonathan Harper, przy znakomitej współpracy swojej asystentki, podąża kolejnymi tropami łącząc wątłe nitki tej zawiłej intrygi, która wydaje się być wręcz zbrodnią doskonałą. Skrupulatne dociekania mogą dać mu więcej odpowiedzi niż się spodziewa rzucając niespodziewanie światło ma jego osobistą tragedię.
Małgorzata Starosta oczarowała mnie atmosferą tej powieści, w której wszystkie elementy spójnie tworzą klimat ówczesnych czasów, a wyraziści bohaterowie przyciągali mnie do niej niczym magnes. Warto wspomnieć, że Autorka w tej fikcyjnej opowieści ujęła nieco prawdziwych historii, co z pewnością dodało jej autentyczności. Jej lektura była dla mnie prawdziwą przyjemnością i Was również zachęcam do czytania, lub słuchania w znakomitej interpretacji Filipa Kosiora.
Elegancki, napisany pięknym językiem kryminał osadzony w sercu angielskiej arystokracji na tle ociekających brutalnością i wulgaryzmami powieści wydaje się być niczym biała lilia zakwitła niespodziewanie na bagnach. Tak odebrałam najnowszą powieść Małgorzaty Starosty „Sprawa Lorda Rosewortha”, którą już dziś możecie czytać i słuchać na Legimi. I choć oczywiście misternie...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-19
Toskania jest dla mnie idealnym miejscem na sielskie wakacje ze swoimi skąpanymi w słońcu, malowniczymi widokami zdominowanymi niezliczoną liczbą smukłych cyprysów, niezwykłą architekturą i smakowitą kuchnią wzbogaconą winem Chianti. Okazuje się jednak, że nawet tak rajski zakątek może mieć swoją ciemną stronę.
Grzegorz Kapla zaprasza nas w podróż do Toskanii odkrywając przed nami nie tylko niechlubną, pełną przesądów historię polowań na czarownice, ale i mroczne kulisy współczesnych zbrodni popełnianych na kobietach, noszących znamiona mordów rytualnych. I wbrew trudnym tematom powieść czyta się wybornie, bo Autor wybiera formułę lekkiego, dynamicznego, wzbogaconego humorem kryminału, w którym zgrabnie splata wątki pozornie zupełnie ze sobą niezwiązane.
Bo co może łączyć choćby bogatą Amerykankę, która po rozstaniu z nudnym mężem przylatuje szukać w Toskanii nowego ekscytującego życia z homofobem z warszawskiej Pragi z więzienną przeszłością? Tej pierwszej, Sylvie, życie szybko rzuca wyzwanie w postaci gorących spojrzeń, mroku nocy i… morderstwa! Ten drugi, Abgar, musi zmierzyć się z niespodziewanym dziedzictwem, również w postaci kuzyna geja i celebryty. A już relacja prowadzących śledztwo duetu, ispettore Emilii i „zapchajdziury” Gianfranco, to wręcz historia na odrębną powieść.
Poprzez naprzemienną perspektywę różnych bohaterów zmierzamy do punktu, w którym oderwane od siebie wątki zbrodni i prowadzonego śledztwa, romansu, spadku, sztuki, a nawet zwalonego przed laty pomnika Feliksa Dzierżyńskiego zaczynają się łączyć w coraz bardziej nieoczekiwany sposób. Autor umiejętnie budzi ciekawość czytelnika podsuwając mylne tropy, zaskakując zwrotami akcji i stopniowo zdradzając motywacje i prawdziwe twarze bohaterów.
Ci znowuż zarysowani są bardzo wyraziście, choć z celowo nałożoną kalką stereotypów i wręcz przerysowaniem ich przywar, co sprawia, że nawet tych bardzo nieidealnych nietrudno obdarzyć sympatią, oczywiście z wyjątkiem mózgu zbrodniczego procederu. Finał adekwatnie do stylu, w jakim poprowadzona jest opowieść, satysfakcjonuje budząc uśmiech i niespodziewanie dla włoskich smaków apetyt na bigos.
Cieszę się, że na pierwsze spotkanie z twórczością Autora zdecydowałam się wybrać do klimatycznej, choć tym razem również krwawej Toskanii, bo okazało się porywającym, emocjonującym i nadzwyczaj przyjemnym przeżyciem. I Was również gorąco do tego zachęcam. A jeszcze bardziej mnie cieszy, że poprzednia książka Autora „Bez przebaczenia” już czeka w mojej biblioteczce.
Toskania jest dla mnie idealnym miejscem na sielskie wakacje ze swoimi skąpanymi w słońcu, malowniczymi widokami zdominowanymi niezliczoną liczbą smukłych cyprysów, niezwykłą architekturą i smakowitą kuchnią wzbogaconą winem Chianti. Okazuje się jednak, że nawet tak rajski zakątek może mieć swoją ciemną stronę.
Grzegorz Kapla zaprasza nas w podróż do Toskanii odkrywając...
Zapowiadana trzecia część cyklu kryminalnego z komisarz Marią Herman przyniosła obawę, że Autor poprzestanie na trylogii, ale na szczęście tak się nie stało i cieszę się, że nadal będę mogła towarzyszyć bydgoskiemu Archiwum X w odkrywaniu tajemnic zakopanych głęboko w przeszłości.
Wraz z „Zapadliną” udajemy się do niewielkiego Wapna, gdzie prace górnicze wyrządziły wiele szkód i gdzie przed dwudziestu laty zniknął bez śladu młody chłopak. Zmiana zeznań przez jednego ze świadków, ale i dziwne poczucie bliskości z zaginionym jest dla Herman impulsem do przyjrzenia się dawno zapomnianej sprawie. Czy po tylu latach uda się ustalić cokolwiek nowego?
Herman patrzy tam, gdzie w jej ocenie coś przeoczono, zatajono lub pozostawiono niedomkniętą furtkę. Przechodząc przez nią stąpa po niepewnym gruncie nieraz nadeptując komuś na odcisk, dociekając i wyciągając wnioski. Niespodziewanie aktualne zdarzenie związane z parą lokalnych lekarzy może mieć swoje przyczyny w przeszłości, a z mgły domysłów zaczyna wyłaniać się coraz bardziej bolesna historia ludzkich relacji.
Wątek kryminalny, w który początkowo we własnym interesie angażuje się pozostający na zwolnieniu lekarskim Olgierd Borewicz, zaczyna z czasem zyskiwać na tej współpracy, podobnie jak ich wzajemna, podszyta nieufnością relacja. Autor nie zawiesza jednak prowadzonego śledztwa w próżni wypełniając otaczającą je przestrzeń życiem osobistym bohaterów, z których jeden każdego dnia podejmuje żmudną walkę ze swoimi demonami, a drugi poddaje im się nie bacząc na konsekwencje.
Autor zapewnia nam niespieszną, ale intrygującą i spowitą mrokiem przeszłości i ludzkich serc rozrywkę kryminalną na wysokim poziomie. Na jej klimat składa się specyfika małej miejscowości, gdzie wszyscy się znają, a wiele spraw trafia pod dywan, ale i tak często spotykany tam brak tolerancji i niezrozumienia dla jakiejkolwiek odmienności.
Zakończenie tym razem nie okazało się dla mnie zaskoczeniem, a motywu domyśliłam się sporo wcześniej niż śledczy, ale przecież nie sam cel się liczy, a fascynująca droga do niego. Poza tym w tej serii równie mocno przyciąga mnie wątek osobisty bohaterów, ich tak podobne demony i tak odmienne wybory, i ciekawi, w jakim kierunku potoczą się ich dalsze losy. Kolejna część będzie czytana obowiązkowo.
Zapowiadana trzecia część cyklu kryminalnego z komisarz Marią Herman przyniosła obawę, że Autor poprzestanie na trylogii, ale na szczęście tak się nie stało i cieszę się, że nadal będę mogła towarzyszyć bydgoskiemu Archiwum X w odkrywaniu tajemnic zakopanych głęboko w przeszłości.
więcej Pokaż mimo toWraz z „Zapadliną” udajemy się do niewielkiego Wapna, gdzie prace górnicze wyrządziły wiele...