-
ArtykułyPremiera „Tylko my dwoje”. Weź udział w konkursie i wygraj bilety do kina!LubimyCzytać3
-
ArtykułyKolejna powieść Remigiusza Mroza trafi na ekrany. Pora na „Langera”Konrad Wrzesiński3
-
ArtykułyDrapieżnicy z Wall Street. Premiera książki „Cienie przeszłości” Marka MarcinowskiegoBarbaraDorosz4
-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę „Nie pytaj” Marii Biernackiej-DrabikLubimyCzytać4
Biblioteczka
1988-01-01
2009-01-01
Ach, ach, ach (no bo co tu napisać więcej...?).
Ach, ach, ach (no bo co tu napisać więcej...?).
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-09-01
"Wieści..." to wspaniałe uzupełnienie "Odwetu oceanu" i znakomite źródło wiedzy, jeśli traktować je jako osobne dzieło. Trudno uwierzyć, ze powstała z notatek zebranych do pisania wymienionej przed chwilą powieści (myślę, że te zapewnienia to raczej kokieteria autora). Pozostaję pod wrażeniem zarówno roztoczonej panoramy historycznej jak i futurologicznych przypuszczeń. Apetyczne.
"Wieści..." to wspaniałe uzupełnienie "Odwetu oceanu" i znakomite źródło wiedzy, jeśli traktować je jako osobne dzieło. Trudno uwierzyć, ze powstała z notatek zebranych do pisania wymienionej przed chwilą powieści (myślę, że te zapewnienia to raczej kokieteria autora). Pozostaję pod wrażeniem zarówno roztoczonej panoramy historycznej jak i futurologicznych przypuszczeń....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2007-03-01
Po książkę sięgnąłem skuszony filmem „Capote” opowiadającym o pracy nad nią. I film, i książka, to pozycje absolutnie warte uwagi.
Metoda pracy Trumana Capote to uważne słuchanie spotykanych ludzi i notowanie w pamięci zwrotów, poszczególnych słów, charakterystycznych konstrukcji zdań – po to, by przy biurku przelać je na papier. Reportaż, jaki dzięki tej pracy powstaje, można nazwać nieomal materiałem z pierwszej ręki.
Tym, co uderza w „Z zimną krwią” jest pedanteria, z jaką autor (i tłumacz – osobne brawa dla IMIĘ NAZIWSKO) opisuje rzeczywistość, zarówno korzystając z własnych obserwacji jak i cytując. To pedanteria i pietyzm graniczące z obsesją, bolesna elegancja stylu przy jednoczesnej niewygodnej, skazującej na współodczuwanie treści. Trudno oddzielić historię opowiadaną w filmie – czyli kulisy powstania powieści – od lektury książki. By uniknąć spoilerów tu powinienem zamilknąć.
Książka, choć stosunkowo niewielka, jest chyba opus magnum swego twórcy. Trudno mi uwierzyć (nie znam całej jego twórczości), by mogła przed nią powstać rzecz równie wybitna – po niej zaś, jak wiadomo, Capote jakby osłabł, nie napisał już niczego znaczącego.
Boziu, co za książka!
Po książkę sięgnąłem skuszony filmem „Capote” opowiadającym o pracy nad nią. I film, i książka, to pozycje absolutnie warte uwagi.
Metoda pracy Trumana Capote to uważne słuchanie spotykanych ludzi i notowanie w pamięci zwrotów, poszczególnych słów, charakterystycznych konstrukcji zdań – po to, by przy biurku przelać je na papier. Reportaż, jaki dzięki tej pracy powstaje,...
2007-03-01
Nie zdążyłem przeczytać tej powieści w szkole, wróciłem do niej z własnej i nieprzymuszonej woli na studiach. Wrócę pewnie jeszcze niejeden raz. Rozległa perspektywa życia i śmierci, cyklu przyrody, cyklu religijnego, splecione w jeden warkocz (chciałoby się napisać „kłos”) z napięciami, namiętnością, kłamstwem i lubieżnością dają w efekcie pracę absolutnie niepowtarzalną i wyjątkową.
Wielowątkowość książki, bogactwo odniesień, w jakie obfituje, rozmaite – ale zawsze prawdopodobne – pomysły popychające akcję do przodu, wszystko to (i wiele innych) splecione daje wrażenie żywego uczestnictwa w życiu mieszkańców Lipiec, wrażenie nieomal zmysłowe. Reymont doskonale posługuje się gwara i stylizacja ludową, umiejętnie wyważa energię i stagnacje, wplata symbol w sceny jak z realistycznego obrazka. Byłem – i pozostaje – pod wielkim, przemożnym wrażeniem.
Nie zdążyłem przeczytać tej powieści w szkole, wróciłem do niej z własnej i nieprzymuszonej woli na studiach. Wrócę pewnie jeszcze niejeden raz. Rozległa perspektywa życia i śmierci, cyklu przyrody, cyklu religijnego, splecione w jeden warkocz (chciałoby się napisać „kłos”) z napięciami, namiętnością, kłamstwem i lubieżnością dają w efekcie pracę absolutnie niepowtarzalną i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2006-10-01
Komentarz Audena do „Burzy” Shakespeare'a stanowi sam w sobie osobne dzieło. Bogactwo miar metrycznych, logika kolejnych wywodów, monolog-wodospad Kalibana, kunsztowne wersy Prospera – te i wiele innych elementów mnie zupełnie zauroczyły.
Dobrze jest czytać „Morze...” po przeczytaniu/odświeżeniu „Burzy” – taka już natura komentarza. Wiele drobnych smaczków bez znajomości źródła, do którego odwołuje się utwór, znika. Polecam szczególnie Shakespeare'a w przekładzie Barańczaka, aby zachować jedność tłumacza :)
Komentarz Audena do „Burzy” Shakespeare'a stanowi sam w sobie osobne dzieło. Bogactwo miar metrycznych, logika kolejnych wywodów, monolog-wodospad Kalibana, kunsztowne wersy Prospera – te i wiele innych elementów mnie zupełnie zauroczyły.
Dobrze jest czytać „Morze...” po przeczytaniu/odświeżeniu „Burzy” – taka już natura komentarza. Wiele drobnych smaczków bez znajomości...
2006-10-01
To chyba moja ulubiona część cyklu. Pływający teatr, wyrywanie tabliczek, słuchowisko z lat dziecinnych (kto pamięta jeszcze piosenki Tadeusza Woźniaka?! a Gustawa Holoubka jako narratora?) – to wszystko mocne argumenty za moim ulubieniem.
To chyba moja ulubiona część cyklu. Pływający teatr, wyrywanie tabliczek, słuchowisko z lat dziecinnych (kto pamięta jeszcze piosenki Tadeusza Woźniaka?! a Gustawa Holoubka jako narratora?) – to wszystko mocne argumenty za moim ulubieniem.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2006-10-01
Zbiorek krótkich historii powiązanych wspólnym miejscem akcji i bohaterami. Kolejny dowód na wielobarwność wyobraźni Tove Jansson – i jej nieskrępowaną swobodę twórczą.
Zbiorek krótkich historii powiązanych wspólnym miejscem akcji i bohaterami. Kolejny dowód na wielobarwność wyobraźni Tove Jansson – i jej nieskrępowaną swobodę twórczą.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2006-10-01
Do ciepła, radości i entuzjazmu, z jakim mieszkańcy Doliny Muminków podchodzą do świata nie umiem niczego dopisać.
Do ciepła, radości i entuzjazmu, z jakim mieszkańcy Doliny Muminków podchodzą do świata nie umiem niczego dopisać.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2006-10-01
Trudno o tym dziełku powiedzieć coś wartościującego. Kryje się w nim moc wzruszenia i dzielenie się doświadczeniem na poziomie tak szczerym, że aż krępującym. Osobiste wyznanie Różewicza przynosi ulgę czytającemu. Sekret tego katartycznego mechanizmu jest nie do odkrycia.
Trudno o tym dziełku powiedzieć coś wartościującego. Kryje się w nim moc wzruszenia i dzielenie się doświadczeniem na poziomie tak szczerym, że aż krępującym. Osobiste wyznanie Różewicza przynosi ulgę czytającemu. Sekret tego katartycznego mechanizmu jest nie do odkrycia.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2006-10-01
Historyczna, skrupulatna opowieść o teatrze jednego aktora przynosi kolekcję tytułów, nazwisk, miejsc i premier. Jerzy Ciechowicz, wieloletni badacz monodramu jako gatunku teatralnego, zbiera w tej książce swoje doświadczenia, wyniki kwerend i opublikowane wcześniej wnioski komponując z nich jedną całość, której – jeśli zainteresowania są zbieżne – zdecydowanie warto poświęcić czas.
Historyczna, skrupulatna opowieść o teatrze jednego aktora przynosi kolekcję tytułów, nazwisk, miejsc i premier. Jerzy Ciechowicz, wieloletni badacz monodramu jako gatunku teatralnego, zbiera w tej książce swoje doświadczenia, wyniki kwerend i opublikowane wcześniej wnioski komponując z nich jedną całość, której – jeśli zainteresowania są zbieżne – zdecydowanie warto...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2006-09-01
Jezus, co za książka!!! Czemu nie ma jedenastu gwiazdek???
Jezus, co za książka!!! Czemu nie ma jedenastu gwiazdek???
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-08-01
Nie mogę zrozumieć, dlaczego Phillip Pullmann jest traktowany jak potężny wróg Kościoła Rzymskokatolickiego. Owszem, w powieści nazwał głównego swego wroga Kościołem – jednak powieść ta toczy się w kilku(-nastu? nie policzyłem dokładnie) światach naraz. To tak, jakby atakować Lewisa, że uczynił z Chrystusa lwa.
Apetyczna, żywa, barwna historia, przepełniona autentycznymi emocjami i pasją pisarską Pullmanna to, wbrew temu, co chcieliby jego zacietrzewieni krytycy, historia do głębi i z ducha chrześcijańska. Opowieść o odwadze, nadziei, miłości, wierze, gotowości do poświęceń (i poświęceniu z miłości!) to nic innego jak wcielenie w (powieściowe) życie najwyższych wartości chrześcijańskich. Nie znajdziemy tu zarysowanej na wzór Lewisowski (skoro już przywołałem klasyka) figury Chrystusa, ale na pewno odnajdziemy ludzi – słabych i nieporadnych, często wątpiących i pozbawionych pewności – którzy walczą ze swymi słabościami i zwyciężają w starciu. Magiczne artefakty, zwierzęta na kołach czy okna wycinane w czasoprzestrzeni to zaledwie sztafaż – niezbędny do przeprowadzenia historii, ale stanowiący jej tło, nie esencję.
Mógłbym długo o trylogii, ale nie zrobię tego. Pozwolę sobie jedynie polecić.
Nie mogę zrozumieć, dlaczego Phillip Pullmann jest traktowany jak potężny wróg Kościoła Rzymskokatolickiego. Owszem, w powieści nazwał głównego swego wroga Kościołem – jednak powieść ta toczy się w kilku(-nastu? nie policzyłem dokładnie) światach naraz. To tak, jakby atakować Lewisa, że uczynił z Chrystusa lwa.
Apetyczna, żywa, barwna historia, przepełniona autentycznymi...
2011-08-16
Nie mam dzieci (i nie zamierzam mieć), choć z wieloma i stosunkowo często miewam do czynienia. Gdybym jednak miał, życzyłbym sobie dostać na tzw. „pępkówkę” tę książkę. Ten szczególny rodzaj bezbolesnego poradnika dla rodziców, których ambicją jest zorganizowanie dziecku dzieciństwa czyta się jednym tchem dzięki autentycznej pasji i osobistemu zaangażowaniu autora. Proste, wydawałoby się oczywiste rady NAZWISKO – daj dziecku czas, daj mu prawo do pomyłek i popełniania błędów, nie odgradzaj go od niebezpieczeństw świata, wystaw na pokusy i zapewnij bezpieczny powrót do przyjaznego domu – podparte są pozytywnymi przykładami rodziców i placówek z wielu miejsc świata (autor przywołuje m. in. Nową Zelandię, Koreę Południową, Tajwan, Kanadę, USA, Szkocję).
Pewnie wielu rodziców chciałoby, żeby ich dzieci wyrosły na światłych, dobrych – ba, genialnych ludzi. Wszyscy (pozwalam sobie generalizować, z niewielkim ryzykiem błędu) pragną zapewnić im bezpieczne, dobre dzieciństwo. „Pod presją...” nie daje uniwersalnych rozwiązań, nie pozwala się zastosować w skali 1:1, stanowić może jednak mądre źródło inspiracji i nieszablonowych, uczciwych wobec najmłodszych rozwiązań.
Nie mam dzieci (i nie zamierzam mieć), choć z wieloma i stosunkowo często miewam do czynienia. Gdybym jednak miał, życzyłbym sobie dostać na tzw. „pępkówkę” tę książkę. Ten szczególny rodzaj bezbolesnego poradnika dla rodziców, których ambicją jest zorganizowanie dziecku dzieciństwa czyta się jednym tchem dzięki autentycznej pasji i osobistemu zaangażowaniu autora. Proste,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-05-23
Nie byłby sobą stary Krętacz, gdyby jedynie na miłości do młodego adresata swych listów poprzestał. Na szczęście tego, co nastąpiło po ostatniej epistole możemy się jedynie domyślać :)
Bardzo sprytnie wymyślona i żelazną konsekwencją napisana powieść epistolarna daje się czytać na kilku poziomach: jako prosty poradnik złego ducha, filozoficzne rozważania o naturze zła, metodologię grzechu w religiach chrześcijańskich - to kilka najprostszych pomysłów, nie mam pretensji do wyczerpania pojemnego zbioru możliwości.
Odkrywaniu kolejnych warstw tej historii dobrze robi wracanie do "Listów...": teraz przesłuchałem (wersję audio czyta Zbigniew Zapasiewicz - i to JAK czyta!!!), kilka lat temu przeczytałem, myślę, że odbędę jeszcze niejeden powrót do niej. Nawet, jeśli trudno będzie na nią spojrzeć na nowo, może sie przydać chociażby przy rachunku sumienia :)
Nie byłby sobą stary Krętacz, gdyby jedynie na miłości do młodego adresata swych listów poprzestał. Na szczęście tego, co nastąpiło po ostatniej epistole możemy się jedynie domyślać :)
Bardzo sprytnie wymyślona i żelazną konsekwencją napisana powieść epistolarna daje się czytać na kilku poziomach: jako prosty poradnik złego ducha, filozoficzne rozważania o naturze zła,...
2011-05-21
Wspaniała, oryginalna, bezlitosna, przesycona miłością i potworna powieść nie dla wszystkich - to pierwsze, na gorąco spisane wrażenia z lektury.
Opowieść Genowefy Smoliwąs jest rozpostarciem jednocześnie pejzażu jak z czynszówek Prusa i historii miłości bezwarunkowej, niemal tej, jaka w Biblii jest atrybutem Boga. Gigantyczny monolog starej kobiety usprawiedliwia, tłumaczy i objaśnia zachowania Januszka - do tego stopnia wiarygodnie, że nie raz i nie dwa zastanawiałem się, czy rzeczywiście w niejednej sytuacji Smoliwąsowa nie ma racji (być może wsparłyby mnie w tym myśleniu nowoczesne teorie wychowania). A być może zaślepia ją miłość.
Wbrew tytułowi to narratorka jest najistotniejszym elementem opowieści, nie Januszek. Ją poznajemy o wiele lepiej, ona nas wzrusza, denerwuje, przytłacza swoją nadobecnością. Prosty, kaleki język i takież myślenie Smoliwąsowej budzi akceptację i zainteresowanie jej tokiem i sposobem myślenia a bezrefleksyjne akceptowanie kolejnych, często okrutnych wybryków chłopaka, powoduje - przynajmniej u mnie - jakąś czułość i przejęcie się.
Przesłuchałem wersję audio nagrana trzydzieści lat temu, w której Ryszarda Hanin stworzyła wspaniałą kreację samym głosem i zaznaczanymi stanami emocjonalnymi. Być może ze względu na tę aktorkę, zupełnie niezwykłą, przekraczająca standardy ekspresji (jeśli takowe wówczas istniały), łatwiej było mi się przejąć losem steranej kobiety.
To nie jest książka dla każdego, to pewne. Jest okrutna i czuła jednocześnie, unaocznia to, co każda rodzina najchętniej schowałaby pod dywan. Perwersyjne połączenie "odkrytego" i "zakrytego" może być trudne w odbiorze.
Wspaniała, oryginalna, bezlitosna, przesycona miłością i potworna powieść nie dla wszystkich - to pierwsze, na gorąco spisane wrażenia z lektury.
Opowieść Genowefy Smoliwąs jest rozpostarciem jednocześnie pejzażu jak z czynszówek Prusa i historii miłości bezwarunkowej, niemal tej, jaka w Biblii jest atrybutem Boga. Gigantyczny monolog starej kobiety usprawiedliwia,...
2011-05-18
To książka nietypowa dla twórczości Stephena Kinga - mało w niej horroru, więcej powieści psychologicznej czy thrillera. Niemniej znać "rękę mistrza" w narracji rozwijanej powoli, jakby dla własnej przyjemności, w precyzyjnym, wycieniowanym rysunku bohaterów, w odmalowaniu amerykańskiego przedmieścia - w niepodrabialnym języku wreszcie.
Słabszym punktem tej powieści jest rozbicie jej struktury na kilka kulminant, które stanowią osobne całostki a nie - jak to u Kinga najczęściej bywa - prowadzą do wielkiego finału: wypadek Smitha, śmierć matki, sprawa pedofila rozluźniają konstrukcję historii. Trochę mnie też zastanawia tytuł historii, końcu ta "strefa śmierci" nie gra aż tak poważnej roli w całym tekście - no ale to już licenta poetica.
Pewnie nie jest to najlepsza powieść na pierwsze spotkanie z Kingiem, jednak sama w sobie - jak rzekłoby pokolenie dojrzałych nastolatków - "daje radę".
To książka nietypowa dla twórczości Stephena Kinga - mało w niej horroru, więcej powieści psychologicznej czy thrillera. Niemniej znać "rękę mistrza" w narracji rozwijanej powoli, jakby dla własnej przyjemności, w precyzyjnym, wycieniowanym rysunku bohaterów, w odmalowaniu amerykańskiego przedmieścia - w niepodrabialnym języku wreszcie.
Słabszym punktem tej powieści jest...
2011-05-10
Co to za książka!!!
!!!
Właściwie nie wiem, co napisać.
Postanowiłem zrobić sobie urodzinowy prezent i przeczytać w dzień 28 urodzin właśnie tę rzecz. Wiem, że wyszła też w tomie "Teatr I", którego nie mogę nigdzie znaleźć. To rzeczywiście znakomity materiał na przedstawienie - i niech nikt nie waży się mi go sprzątnąć sprzed nosa!
Właściwie jest to deskrypcja schematu, który zamieszczony został w końcowej części książki - schematu proszenia przełożonego o podwyżkę. Perec, opisując go w jednym, rozciągniętym na 70 stron zdaniu, dokonuje woltyżerki literackiej, rozciągając, multiplikując i dekomponując schematy sytuacyjne, rozbijając potencjalnie istniejące, stałe struktury na rzecz nieoczekiwanych skojarzeń słownych (duża tu zasługa tłumacza, Wawrzyńca Brzozowskiego, jak i braku interpunkcji w całym tekście). Z jednej strony jest to idealny poradnik, z drugiej: odstręczające exemplum tego, w jaki sposób wątpliwości i niepewność mogą zatruć proces podejmowania decyzji.
To nie jest książka dla każdego. Jednak ci, którzy się zdecydują na jej lekturę, nie powinni odejść nieusatysfakcjonowani.
Co to za książka!!!
!!!
Właściwie nie wiem, co napisać.
Postanowiłem zrobić sobie urodzinowy prezent i przeczytać w dzień 28 urodzin właśnie tę rzecz. Wiem, że wyszła też w tomie "Teatr I", którego nie mogę nigdzie znaleźć. To rzeczywiście znakomity materiał na przedstawienie - i niech nikt nie waży się mi go sprzątnąć sprzed nosa!
Właściwie jest to deskrypcja schematu,...
2011-05-09
Jestem wiernym fanem Kinga i niektóre jego pozycje czytam wielokrotnie. nie wiem, może na to nie zasługują w oczach profesjonalistów - nie dbam o to.
"Zieloną milę" przeczytałem wiele lat temu, wkrótce po tym, jak ukazała się na polskim rynku; obejrzałem też (bardzo dobry, jak go wspominam) film. Teraz wysłuchałem wersji audio. Jakość powieści nie spadła.
Historia czarnoskórego więźnia "żre" i trudno jest ją odłożyć. Ma to związek również z przyjętą metoda pisania, o której autor obszernie pisze we wstępie: każda z sześciu mikrocałostek ma swoją fabułkę i punt kulminacyjny, mamy zatem do czynienia z mechanizmem, który nazwałbym falą: napięcie kilkakrotnie podnosi się i opada. Całość na tym nie traci, należy dodać.
Opowiadana w pierwszej osobie historia ma w sobie atmosfere baśni, wpisana jest w realistyczne otoczenie, kończy się - no właśnie, źle i dobrze jednocześnie. Potęga wzruszenia, budowanego przez wszystkie strony i skumulowanego w finale, z obezwładniająca siłą porywa czytelnika. Żelazna logika i konsekwencja zdarzeń, związana z indywidualnymi decyzjami bohaterów, uprawdopodobnia powieść i wzmaga moc jej oddziaływania.
Niewiele więcej potrafię o niej napisać w krótkiej formie. Chętnie bym o niej porozmawiał z kimś, komu historia się nie spodobała.
Jestem wiernym fanem Kinga i niektóre jego pozycje czytam wielokrotnie. nie wiem, może na to nie zasługują w oczach profesjonalistów - nie dbam o to.
"Zieloną milę" przeczytałem wiele lat temu, wkrótce po tym, jak ukazała się na polskim rynku; obejrzałem też (bardzo dobry, jak go wspominam) film. Teraz wysłuchałem wersji audio. Jakość powieści nie spadła.
Historia...
2011-04-26
Cóż to za rzecz! Niezwykłe łamańce językowe i niespodziewane linki możliwe wyłącznie dzięki wyobraźni dziecka (gdzie, na bogów, Dukaj ją chował od ukończenia 10go roku życia?!), wspaniale zarysowane postaci (Pan Beton!!!), których dziwność nikogo nie dziwi, zero patosu, lamentu i spodziewanych dysfukncji patriotycznych. Miodzio!
Nie chcę opisywać treści, gdyż nie tyle ona (chociaż też), ile forma i zabawy nią stanowią dla mnie o jakości tej książki. Dukajowi udało się napisać powieść dla dzieci i dorosłych, możliwą do wielopoziomowego odczytania i już tylko za to należą mu się rzęsiste brawa. Jeśli dodać do tego Jana Peszka, z werwą i młodzieńczym żarem czytającego książkę w wersji audio, nie można chcieć wiele więcej. Ja w każdym razie nie mam więcej życzeń.
Cóż to za rzecz! Niezwykłe łamańce językowe i niespodziewane linki możliwe wyłącznie dzięki wyobraźni dziecka (gdzie, na bogów, Dukaj ją chował od ukończenia 10go roku życia?!), wspaniale zarysowane postaci (Pan Beton!!!), których dziwność nikogo nie dziwi, zero patosu, lamentu i spodziewanych dysfukncji patriotycznych. Miodzio!
Nie chcę opisywać treści, gdyż nie tyle ona...
Aaa, zapomniałem już, że to istnieje! Wspniałość!!!!!
Aaa, zapomniałem już, że to istnieje! Wspniałość!!!!!
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to