-
Artykuły„Dobry kryminał musi koncentrować się albo na przestępstwie, albo na ludziach”: mówi Anna SokalskaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyDzień Dziecka już wkrótce – podaruj małemu czytelnikowi książkę! Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
ArtykułyKulisy fuzji i strategii biznesowych wielkich wydawców z USAIza Sadowska5
-
ArtykułyTysiące audiobooków w jednym miejscu. Skorzystaj z oferty StorytelLubimyCzytać1
Biblioteczka
2024-05-05
2024-04-28
Kurczę, naprawdę chciałabym, żeby ta książka mi się bardziej podobała.
Po opowiadaniu "Małe Zwierzątka" (dostępne za darmo na WolneLektury.pl - polecam bez żadnego "ale") byłam zachwycona. Ten styl, ten humor, to opisywanie rzeczywistości, do tego wachlarz emocji, które funduje autor i parafrazy Pisma Świętego - no miodzio. Bardzo mi się to podobało i bardzo na mnie działało i taka też była pierwsza połowa książki. Gdyby cała książka taka była, to dałabym 9 gwiazdek, a kto wie, może nawet 10. Niestety od rozpoczęcia przygody w podziemiach zaczęła mnie ta lektura (mówię to z ciężkim sercem) nudzić. Podobał mi się tam wątek Chany i to mnie trochę ożywiło, ale niestety potem znów było jakoś tak średnio. Owszem, występowały takie "momenty" mocne i wstrząsające (jeden z nich to zakończenie wątku kota i nawiązanie do Balroga i Gandalfa, które bardzo doceniam... i które bardzo bolało... serio, przykro mi się wtedy zrobiło), no ale szkoda, że to tylko momenty. W pierwszej części też one były i też je uwielbiam, bo były właśnie mocne, genialne i rozdzierające serce, ale jednak wtedy dużo lepiej mi się czytało te fragmenty pomiędzy i dużo więcej przyjemności czerpałam z ich czytania. Może ja też najpierw miałam i straciłam Malwę, a potem miałam i straciłam jej namiastkę. Tylko dlaczego traci się ją przez kolejny krok w seksie? (: Co prawda końcówka podniosła poziom, ale dla mnie nie doskoczyła do pierwszej części. Zakończenie zaś... Sama nie wiem. Może docenię je po jakimś czasie. Może gdy przeczytam drugi raz i bardziej skupię się na Kamieniu.
Oczywiście książka ma bardzo wiele zalet (za nie daję wysoką ocenę) i część dzieli nawet z opowiadaniem "Małe Zwierzątka". Bardzo podoba mi się styl autora i bardzo odpowiada mi jego humor. To jest po prostu mój typ. Poza tym to przenikanie się świata realnego z fantastycznym - zgodność z historią i te czary, które faktycznie działają, przyziemna rzeczywistość i te dziwy, które są prawdziwe...mhm... Do tego pełno tu różnorakich nawiązań, moje ulubione są oczywiście do Tolkiena (kocham) i puszczania oka do czytelnika. No leży mi ten styl, pasuje mi to po prostu. Dlatego tym bardziej żałuję, że nie wyszło lepiej. Dałabym 7,5 jakby się dało, no ale się nie da, a lekko zawiedzione oczekiwania trochę bolą, więc niech będzie 7.
Mimo lekkiego znużenia w połowie, będę się autorem interesować, bo ma coś takiego, co na mnie działa w literaturze. Ale i tak szkoda.
Kurczę, naprawdę chciałabym, żeby ta książka mi się bardziej podobała.
Po opowiadaniu "Małe Zwierzątka" (dostępne za darmo na WolneLektury.pl - polecam bez żadnego "ale") byłam zachwycona. Ten styl, ten humor, to opisywanie rzeczywistości, do tego wachlarz emocji, które funduje autor i parafrazy Pisma Świętego - no miodzio. Bardzo mi się to podobało i bardzo na mnie...
2024-04-13
Zainspirowana autobiografią Dio postanowiłam zrobić playlistę piosenek, o których Ronnie wspomina w swojej książce, w kolejności pojawiania się w tekście. Poniżej zamieszczam linki dla zainteresowanych do YT i Spotify, z uwagą, że playlista na YouTubie jest pełniejsza, bo nie wszystko udało mi się znaleźć na Spotify.
Playlista YouTube:
https://youtube.com/playlist?list=PLpZMTJAecLtAbyWzY0E7k9lsznG3ahLkP&si=0rg_DKpJpkX1_JZY
Playlista Spotify:
https://open.spotify.com/playlist/2lsTX5se367cFEeQmxmiwI?si=oYYCsgHrRBi0p-4kENzvEw&pi=e-bJqnTIQnSM6s
Gdy się dowiedziałam, że wyjdzie autobiografia Dio, to owszem, chciałam ją przeczytać, ale równocześnie wydawało mi się, że nikt po polsku tego nie wyda, więc i tak nici z czytania. Pogodziłam się więc z tym, gdy NAGLE... przeczytałam darmowy fragment zacytowany w jakimś artykule na zagranicznej stronie i przepadłam. Traktował on o wątpliwościach Ronniego przy przejściu do Black Sabbathu i zastąpieniu tam Ozzy'ego Osbourne'a i był długości parozdaniowego akapitu. Ten właśnie fragment przekonał mnie, że muszę tę książkę przeczytać i to koniecznie w oryginale. W ogóle to chyba pierwsza książka, do której przekonał mnie darmowy fragment i to jeszcze tak krótki. Okazuje się, że RJD był nie tylko niesamowitym tekściarzem, ale też świetnie sobie radził z prozą. Gdy więc w końcu po perypetiach ze sprowadzaniem książki (chciałam mieć wydanie USA czyli czerwone, a nie generyczne czarnobiałe z UK; spodziewałam się też, że jeśli będzie polskie wydanie, to z tym standardowym dla zmarłych ludzi czarno-białym frontem, ale jestem pozytywnie zaskoczona, że polski czytelnik może cieszyć się czerwona okładką z charakterem), zasiadłam do lektury to już pierwszy rozdział potwierdził mi, że się nie myliłam. W ogóle on mi chyba najbardziej zapadł w pamięć. Dio tak plastycznie to opisał, że ja po prostu czułam ten zaduch amerykańskiego popołudnia i słyszałam samochody za oknem. Do tego panuje w nim taka atmosfera spełnionego największego marzenia i przedkoncertowy klimat - szczęście pomieszane z lekkim stresikiem. I to końcowe zdanie rozdziału, gdy Ronnie jakby kończy pisać i wychodzi do fanów na koncert: "Right, I've got to go and get ready. I hear them calling my name". CUDO.
Słuchając opowieści Ronniego można zobaczyć jak wyglądało jego dzieciństwo, młodość, pierwsze zespoły i wyboista ścieżka do sławy (byłam zaskoczona, że stosunkowo późno stał się rozpoznawalny, bo po 30.), jak również współpraca z takimi sławami jak Ritchie Blackmore i Tony Iommi. Autobiografia pełna jest też śmiesznych anegdot i rockandrollowego życia, które jednak nie zawsze było "zabawne" dla otoczenia. Bardzo mi się natomiast podobał opis pracy nad piosenkami, bo dzięki niemu poznałam wiele nowych utworów Dio, ale także inaczej zaczęłam patrzeć na te już mi znane. Przykładem może być "Black Sheep of the Family", które zawsze mi się podobało, a teraz wiem, że to cover i jak on wyewoluował do wersji Rainbow. I że "Self portrait" to walczyk xD raz dwa trzy raz dwa trzy XD Świetna piosenka nawiasem mówiąc.
Trochę mi brakowało opisu życia prywatnego w środkowej części opowieści, np. o adopcji syna i rozstaniu z pierwszą żoną nie było nawet słowa. Rozumiem jednak, że to są sprawy rodzinne i ci ludzie dalej żyją, więc taktownie nie ma co wywlekać takich rzeczy. Chciałabym też więcej opisu samych piosenek i ich powstawania. Bardzo mnie to ciekawiło i mogłoby to być zdecydowanie dłuższe, bo ja lubię korzystać z tych informacji słuchając danych utworów i odkrywam je wtedy na nowo. Dla mnie to jest chyba jedna z największych plusów tej książki.
Sam Dio wydaje się być bardzo fajnym i przyjaznym człowiekiem. Bardzo mnie poruszała ta uważność na fanów i w ogóle innych ludzi. Że jak z Tobą rozmawiał, to w tej chwili liczyłeś się tylko Ty i on faktycznie i szczerze był zaangażowany w tę rozmowę, mimo że poznaliście się 2min temu przy składaniu autografu i więcej się w życiu nie zobaczycie.
Było też parę zgrzytów, np. przy okazji prowadzenia rockandrollowego życia i przy okazji robieniu problemów innym postronnym ludziom. Albo przy niesnaskach z członkami zespołu. Tzn. argumentacja Dio i Wendy do mnie trafiała, ale no nie wiem... Rozumiem jak to mogło po prostu wyglądać z drugiej strony... i to też w sumie dzięki RJD, bo przedstawia on zarzuty kolegów i wykazuje się empatią opisując jakie były wg niego powody, że ktoś sie poczuł w ten sposób i skąd sytuacja wynikła. Tak że, odczuwałam w pewnych momentach zgrzyty, no ale nikt nie jest idealny.
Na YouTubie można znaleźć film dokumentalny o RJD "Dreamers never Die", który gorąco polecam. Niestety nie ma napisów polskich, ani chyba nawet angielskich. Niemniej jest to bardzo ciekawy i fajny dokument i do tego za uczciwą cenę, bo za darmo.
Samą książkę, również bardzo bardzo polecam. Nie mam porównania z wersją polską, ale jeśli macie angielski na średnim+ poziomie i dostęp do słownika, to sugeruję oryginał. Użyty język i składnia nie są skomplikowane (poza niektórymi potocznymi sformułowaniami) i ogólnie czyta się płynnie, nie trzeba walczyć z tekstem. Przynajmniej ja tak miałam. Szkoda po prostu tracić z klimatu, który własnoręcznie stworzył mistrz to, co może zgubić się w tłumaczeniu, przy jednak stosunkowo niskim progu wejścia. Polecam fanom.
Zainspirowana autobiografią Dio postanowiłam zrobić playlistę piosenek, o których Ronnie wspomina w swojej książce, w kolejności pojawiania się w tekście. Poniżej zamieszczam linki dla zainteresowanych do YT i Spotify, z uwagą, że playlista na YouTubie jest pełniejsza, bo nie wszystko udało mi się znaleźć na Spotify.
Playlista...
2023-10-18
Do przeczytania zmotywowała mnie premiera filmu "Chłopi", który jest wykonany techniką animacji malarskiej. Bardzo się na niego napaliłam, a wiadomo, że zawsze książka przed filmem☺️
Nie czytałam wcześniej "Chłopów", nigdy też nie obejrzałam serialu, ale wiedziałam, jak się kończy ta historia. Z tego względu bardzo interesującym było oglądanie ciągu przyczynowo-skutkowego, a bardziej nawet tego, kogo musiało zabraknąć, by nie miał się kto wstawić za Jagną (tu ewidentnie Maciej, Roch, trochę proboszcz, niejako Antek). Ciekawie było też obserwowanie zmieniających się nastrojów panujących we wsi i wydarzenia, które miały na nie wpływ, ale nie były bezpośrednio związane z Jagną, choć przyczyniły się pośrednio do tej tragedii przez właśnie kondycję psychiczną chłopów (bitwa o las, areszt mężczyzn, bieda ze względu na brak rąk do roboty w polu, inne plotki i animozje).
Byłam pod wrażeniem pięknego i takiego obrazowego przedstawienia uczuć i stanu emocjonalnego bohaterów. Dla mnie to było niesamowite, że można tak metaforycznie i jednocześnie tak w punkt przedstawić, jak człowiek się w danej chwili czuje i jakie emocje nim w tym momencie targają. Muszę sprawdzić ile Reymont miał lat, gdy napisał "Chłopów" i kim w sumie był, bo wydaje mi się, że coś takiego mógł napisać tylko człowiek świadomy mechanizmów zachodzących w człowieku, a do tego empatyczny i mądry po prostu.
Bardzo podobały mi się też opisy wsi, pracy w polu, opisy przyrody i wpływu pór roku na powyższe.
Chyba jedyny minus, że czasem książka mi się trochę dłużyła. Drugi jest bardziej moją winą, bo nie zawsze potrafiłam sobie wyobrazić intonację głosu przy mówieniu chłopską gwarą, ale tu z pomocą przyszedł darmowy audiobook na YT, świetnie przeczytany.
Polecam, a teraz do kina☺️
Do przeczytania zmotywowała mnie premiera filmu "Chłopi", który jest wykonany techniką animacji malarskiej. Bardzo się na niego napaliłam, a wiadomo, że zawsze książka przed filmem☺️
Nie czytałam wcześniej "Chłopów", nigdy też nie obejrzałam serialu, ale wiedziałam, jak się kończy ta historia. Z tego względu bardzo interesującym było oglądanie ciągu przyczynowo-skutkowego,...
2023-09-07
Niby sympatyczne i chwilami zabawne, ale nie wciągnęło mnie jakoś bardzo. Tylko momentami byłam ciekawa, co będzie dalej, a końcówka to w ogóle mnie strasznie wymęczyła. Za bardzo jak na książkę rozrywkową, łatwą, lekką i przyjemną i na tyle mocno, że nie wiem czy sięgać po drugi tom. Bohaterowie niby charakterystyczni, ale w sumie to nie wiem czy któregokolwiek tak naprawdę <naprawdę> polubiłam. Chociaż to też nie tak, że mi się całkiem nie podobali, bardziej chyba mnie po prostu mało obchodzili. Nie wiem, w drużynie Kociołka w "Nie ma tego złego" Marcina Mortki też była zbieranina pomyleńców, a ich po prostu uwielbiałam, natomiast Sagę... no raczej tak średnio. Może to wina tego, że robiłam za duże przerwy w czytaniu. Możliwe, że audiobook też by mi bardziej spodobał, bo żarty lepiej wtedy "siadają". No nic, na razie mam inne pilniejsze plany czytelnicze, a po Krwawą Różę być może zabiorę się w przyszłości i chyba wtedy spróbuję audiobooka.
PS. Według opisu na okładce jest to najlepsza książka fantasy 2017 roku obwołana przez jakiś magazyn... chyba nawet mi się nie chce tego komentować. Nie wiem co oni tam czytają, skoro to jest najlepsza powieść roku.
Niby sympatyczne i chwilami zabawne, ale nie wciągnęło mnie jakoś bardzo. Tylko momentami byłam ciekawa, co będzie dalej, a końcówka to w ogóle mnie strasznie wymęczyła. Za bardzo jak na książkę rozrywkową, łatwą, lekką i przyjemną i na tyle mocno, że nie wiem czy sięgać po drugi tom. Bohaterowie niby charakterystyczni, ale w sumie to nie wiem czy któregokolwiek tak...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-06
Trudno się do tego przyznać, ale jest to pierwsza książka, którą przeczytałam od 1,5 roku. Przeczytałam - PRZECZYTAŁAM. Nie przeczytałam - przesłuchałam. Trudno mi przychodzi to wyznanie, bo kocham książki i zawsze dużo czytałam i to chyba pierwsza taka długa przerwa odkąd w ogóle umiem czytać. Samo czytanie zajęło mi natomiast 3,5 roku włączając (czasem bardzo długie) przerwy w lekturze. No, ale w końcu się udało i spełniłam swoje marzenie czytelnicze, żeby moją najukochańsza książkę przeczytać w oryginale.
Cóż mogę powiedzieć odnośnie lektury - myślałam że będzie łatwiej. Przeczytałam w końcu już kilka książek po angielsku (w tym Hobbita) i przeczytałam Władcę Pierścieni około 20 razy po polsku, więc fabułę znałam, a jednak słownictwo było niejednokrotnie mi nieznane i styl stylizowany na archaiczny również czasem męczył. Fajnie było jednak zapoznać się z oryginałem, "nieskażonym" tłumaczeniem. Dzięki temu, wyłapałam kilka smaczków, które zgubiły się właśnie w przekładzie. Były też sceny, które mocniej wybrzmiewały po angielsku. Natomiast z drugiej strony, niektóre fragmenty, które porównywałam sobie z polskim tłumaczeniem, jednak bardziej na mnie działały po polsku. No cóż, chyba jednak przeceniłam swoje umiejętności lingwistyczne, ale i tak cieszę się, że przeczytałam The Lord od the Rings, choć muszę przyznać, że mnie zmęczyło.
Mimo poziomu mojego angielskiego, nie utraciłam takiego typowego dla Władcy Pierścieni poczucia podczas czytania, że ta książka daje nadzieję, ukojenie i siłę, że nawet najmniejszy może znaleźć w sobie odwagę, by przeciwstawić się złu. I to jest piękne w tej książce i niezmiennie mnie zachwyca.
Odnośnie samego wydania, to chyba książki angielskie generalnie są wydawane po kosztach, bo jest to kolejny egzemplarz, który mam i po którym widać nawet to pierwsze przeczytanie. A trzeba wiedzieć, że ja staram się raczej czytać tak, by nie było po książkach widać mojego czytania. No ale dzięki angielskiej jakości wydania w pewnym momencie byłam chyba jedyną na świecie posiadaczką Władcy Pierścieni w dwóch tomach. Tak, książka przerwała mi się w połowie. Niestety potem od drugiego tomu odpadła mi pierwsza kartka (strona 553 i 554) i od tamtej pory znów jestem w tej większości, która ma trzytomowe wydanie, choć jednak z innym podziałem niż wszyscy.
Polecam, ale trzeba kochać Władcę Pierścieni i znać angielski na bardzo zaawansowanym poziomie, żeby się nie zmęczyć.
Trudno się do tego przyznać, ale jest to pierwsza książka, którą przeczytałam od 1,5 roku. Przeczytałam - PRZECZYTAŁAM. Nie przeczytałam - przesłuchałam. Trudno mi przychodzi to wyznanie, bo kocham książki i zawsze dużo czytałam i to chyba pierwsza taka długa przerwa odkąd w ogóle umiem czytać. Samo czytanie zajęło mi natomiast 3,5 roku włączając (czasem bardzo długie)...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-05-16
Przez większość lektury Solaris dzielnie szło ku 10 gwiazdkom. Och, jak mi się podobał ten duszny klimat, nieustanne napięcie, wrażenie ciągłego niebezpieczeństwa i wszechogarniająca groza czającą się blisko, choć poza zasięgiem wzroku. Sekrety nieprzyjaznej planety, dziwna sytuacja i tajemnice oceanu dodatkowo mnie zaciekawiały. Powyższe aspekty przypominały mi trochę klimat serialu Lost. Wprost nie mogłam się oderwać od lektury. Niestety przy dywagacjach o solarystyce (które same w sobie są dość interesujące), opowieść mocno straciła na dynamizmie oraz właśnie na wrażeniu nieznanego i uczuciu niebezpieczeństwa.
Ostatecznie Solaris ląduje z 8 gwiazdkami, a ja tę książkę i tak gorąco polecam.
Przez większość lektury Solaris dzielnie szło ku 10 gwiazdkom. Och, jak mi się podobał ten duszny klimat, nieustanne napięcie, wrażenie ciągłego niebezpieczeństwa i wszechogarniająca groza czającą się blisko, choć poza zasięgiem wzroku. Sekrety nieprzyjaznej planety, dziwna sytuacja i tajemnice oceanu dodatkowo mnie zaciekawiały. Powyższe aspekty przypominały mi trochę...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10-21
Z Diuną jakoś mi było do tej pory nie po drodze. Chyba głównie odstraszała mnie długość cyklu wraz z opiniami o ciężkiej nudnej lekturze, co po prostu kalkulowało mi się w powieść niesłusznie obwieszczoną kultową. Do lektury zachęciła mnie premiera filmu (wiadomo, że książka zawsze przed filmem). Otóż w końcu ją przeczytałam i mogę stwierdzić, że na szczęście bardzo się pomyliłam. Do tego stopnia, że miałam w planach tylko pierwszą część, a tymczasem już do mnie jadą kolejne. Nie umiem tak szybko opuścić tego świata. Uczciwie przyznaję jednak, że lektura zajęła mi trochę czasu, ale nie wiem na ile to wina książki, a na ile moja. Stawiałabym na to drugie, bo miałam długie przerwy w czytaniu czegokolwiek.
Diuna stoi polityką. Spiski, skrytobójstwa, zakulisowe kombinacje i ukryte motywy są tutaj na każdym kroku. Znalazło to moje głębokie uznanie. No i ta wyobraźnia autora! Co prawda bogactwo świata na początku czytania może przytłaczać, ale olśniewa w pełnym blasku, gdy już rozeznamy się w pewnym stopniu w jego realiach, w czym pomaga nam słowniczek zamieszczony na końcu. Muszę się zgodzić z Arthurem C. Clarkiem, że pod tym względem można ją równać tylko z Władcą Pierścieni i mówię to jako zagorzała fanka Tolkiena. No po prostu Arrakis że swoją geografią i klimatem, różne ludy i rody ze swoją kulturą, zwyczajami i tradycjami, organizacje z oficjalnymi i nieoficjalnymi celami i drogami ich osiągnięcia, ciekawa nowoczesna technologia - może się powtarzam, ale "bogactwo" jest w tym przypadku najwłaściwszym słowem.
Muszę dodać jedno, dzięki czemu czytało mi się lepiej. Gdybym tego nie wiedziała, to pewnie irytowała by mnie doskonałość Paula. Szczęśliwie przed lekturą przeczytałam komentarz człowieka mądrzejszego ode mnie, który jest polonistą. On stwierdził, że Paul nie jest Mary Sue. On jest po prostu Mesjaszem i dlatego ma tyle mądrości i umiejętności.
Ale nie tylko ja jestem pod czarem Diuny - Steve Harris, basista Iron Maiden również był i dzięki temu możemy teraz w czasie lektury posłuchać utworu "To tame a land".
Polecam gorąco powieść i utwór. A polecenie jest gorące niczym piaski na Arrakis.
Z Diuną jakoś mi było do tej pory nie po drodze. Chyba głównie odstraszała mnie długość cyklu wraz z opiniami o ciężkiej nudnej lekturze, co po prostu kalkulowało mi się w powieść niesłusznie obwieszczoną kultową. Do lektury zachęciła mnie premiera filmu (wiadomo, że książka zawsze przed filmem). Otóż w końcu ją przeczytałam i mogę stwierdzić, że na szczęście bardzo się...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-09-19
Na pewno tę książkę trzeba czytać z odpowiednim nastawieniem. Przez to, że podczas pierwszego jej czytania miałam dość średnie samopoczucie, zdecydowałam by przeczytać ją jeszcze raz - tym razem trochę inaczej. Wbrew tytułowi to nie jest książka na poprawę humoru i nałapanie takiej ludzkiej nadziei, a to właśnie próbowałam zrobić za pierwszym razem. Bardzo polecam też przed lekturą pójść do spowiedzi ;) Wtedy na pewno świadomość końca świata nas nie przestraszy, a właśnie ucieszy i... uspokoi.
Książka pozwala spojrzeć na pewne sprawy z innej perspektywy, a niesamowita postać ojca Joachima dodatkowo przyciąga do lektury.
Na pewno tę książkę trzeba czytać z odpowiednim nastawieniem. Przez to, że podczas pierwszego jej czytania miałam dość średnie samopoczucie, zdecydowałam by przeczytać ją jeszcze raz - tym razem trochę inaczej. Wbrew tytułowi to nie jest książka na poprawę humoru i nałapanie takiej ludzkiej nadziei, a to właśnie próbowałam zrobić za pierwszym razem. Bardzo polecam też przed...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-05-03
Paradyzja czyli raj (ang. paradise). Jak to zwykle bywa - z rajem miała ona niewiele wspólnego.
Bardzo podobało mi się racjonalne wytłumaczenie rygorystycznych zakazów i wszechobecnej kontroli obywateli, które panowały na tej sztucznej planecie. Słuchając tej argumentacji naprawdę można być przekonanym o słuszności i logiczności podjętych środków. W związku z tym moje uznanie zdobył niesamowity zwrot akcji. Oczywiście, tak jak w "Cylindrze van Troffa", w "Paradyzji" również znalazłam logiczne podparcie w fizyce, co uwielbiam w literaturze fantastyczno-naukowej. Z drugiej strony zachwycał mnie też język użytkowy paradyzjan - pełen aluzji i skojarzeń. Piękny!
Paradyzję polecam z całego serca, a sama szykuję się do lektury następnej książki Zajdla.
PS. Nazwisko Nikor Orley Huxwell to świetne puszczenie oka. Szanuję :)
Paradyzja czyli raj (ang. paradise). Jak to zwykle bywa - z rajem miała ona niewiele wspólnego.
Bardzo podobało mi się racjonalne wytłumaczenie rygorystycznych zakazów i wszechobecnej kontroli obywateli, które panowały na tej sztucznej planecie. Słuchając tej argumentacji naprawdę można być przekonanym o słuszności i logiczności podjętych środków. W związku z tym moje...
2021-04-07
Nie było źle, ale spodziewałam się czegoś więcej. Poważnie zastanawiałam się, czy nie dać 6 gwiazdek, ale jednak książka ogólnie mnie ciekawiła. Jestem za to niezadowolona z rozwiązania. Zastanawiam się, skąd Mark wziął płodnych normalnych mężczyzn do rozmnażania. Chyba że tylko on nad tym pracował, ale to by się kłóciło z tym, że każde dziecko było inne. Nie ogarniam tego. Nie wiem w końcu czyimi klonami byli Ben i Barry. Cały czas myślałam, że Davida, a Mark na końcu mówi, że są identyczni jak wszyscy lekarze, a przecież lekarzem był.... Walt. W ogóle moim zdaniem technikalia i związki przyczynowo skutkowe były słabo wytłumaczone. Zwykle nie mam problemu z technicznymi rzeczami, a tu jakoś tak nie do końca rozumiałam jak zaproponowane rozwiązanie ma rozwiązać ten konkretny problem. Chyba, że niektóre rzeczy trzeba by było wziąć na wiarę, ale ja nie lubię czegoś takiego w science-fiction. Mam wrażenie wielu nieścisłości, np. rozumiem, że mówiąc o 4 pokoleniu klonów klonowano już klona, jako materiał źródłowy (bo klonowanie oryginału nie zresetowałoby organizmu i nie przywróciło płodności - cały czas mielibyśmy bezpośrednie klony oryginału, czyli bezpłodne, tylko stworzone później w czasie, co nic nie zmienia w tej kwestii) i raczej nie klonowano przy następnym pokoleniu pierwszego z rodzeństwa, tylko kogoś z młodszych, bo wtedy głowa następnego rodzeństwa równie dobrze mogłaby należeć do poprzedniego rodzeństwa, jako że tam młodsi też byli bezpośrednimi klonami pierwszego(kolejny zarzut - za dużo się trzeba domyślać w kwestii techniki, nic z powyższych kwestii nie ma wyjaśnionych w książce i są to tylko moje domysły), a z kolei później mówią, że klony trzeba klonować jak najwcześniej np. do 3 miesiąca życia, bo wtedy sa najlepsze rezultaty. Tak powstają te rodzeństwa paroosobowe. Jak w takim razie powstaje kolejne pokolenie klonów z tej rodziny, które urodzi się za parę lat? Wtedy przecież klon już będzie za stary jako dawca... Chciałabym mieć też jakieś poszlaki, czyje to są klony - kto jest oryginałem. Jeśli były, to ja się ich nie dopatrzyłam.
Mam wiele wątpliwości, co do tej książki. Bardzo mnie ciekawiła i czytałam po nocach nie mogąc sie oderwać, ale po lekturze mam silne wrażenie zmarnowanego potencjału. Trudno mi ją ocenić. Na 7 nie zasługuje, ale jednak na 6 gwiazdek... też nie zasługuje. Jak komuś nie przeszkadzają powyższe sprawy, które mnie mierziły, to polecam, bo sam temat jest interesujący i parę pomysłów ciekawych.
Nie było źle, ale spodziewałam się czegoś więcej. Poważnie zastanawiałam się, czy nie dać 6 gwiazdek, ale jednak książka ogólnie mnie ciekawiła. Jestem za to niezadowolona z rozwiązania. Zastanawiam się, skąd Mark wziął płodnych normalnych mężczyzn do rozmnażania. Chyba że tylko on nad tym pracował, ale to by się kłóciło z tym, że każde dziecko było inne. Nie ogarniam tego....
więcej mniej Pokaż mimo to2020-12-11
Kocham Lee i kocham Hester <3
Na szczęście nie muszę wybierać, bo to jedna i ta sama osoba o dwóch takich pięknych obliczach. Ostatnie rozdziały tylko mnie w tym przekonaniu utwierdziły. Raczej nie jestem osobą, która płacze nad książkami, ale tutaj po prostu same mi łzy pociekły. Chyba zaraz zabiorę się za "Once Upon A Time in the North" jeszcze raz.
Co do samej książki, to potwierdzam, co napisałam we wcześniejszej recenzji - pierwsza część jest dużo lepsza. Mimo wszystko przy tej też się nieźle bawiłam i pomogła mi nawet przemóc niemoc czytelniczą. Ledwie zaczynałam czytać i momentalnie byłam w innym świecie, z którego ciężko mnie było wyciągnąć.
Podziwiam pana Pullmana za odważne rozwiązania fabularne, a głównie za to, że nie oszczędza bohaterów i że nie wszystko w tej książce dobrze się kończy. To jest ta idealna mieszanka okrucieństwa i geniuszu.
Polecam.
Kocham Lee i kocham Hester <3
Na szczęście nie muszę wybierać, bo to jedna i ta sama osoba o dwóch takich pięknych obliczach. Ostatnie rozdziały tylko mnie w tym przekonaniu utwierdziły. Raczej nie jestem osobą, która płacze nad książkami, ale tutaj po prostu same mi łzy pociekły. Chyba zaraz zabiorę się za "Once Upon A Time in the North" jeszcze raz.
Co do samej książki,...
2020-12-06
Zbiór artykułów, kazań i refleksji księdza Tischnera o życiu i innych wartościach. Rozważania zawarte w książce są bardzo ciekawe. Wyraźnie widać przez nie mądrość autora. Wyjaśniają istotę pewnych kwestii oraz pozwalają na spojrzenie na nie z innej perspektywy.
Książka charakteryzuje się piękną oprawą - motyw parzenicy i wspaniałe kolorowe zdjęcia gór cieszą oko czytelnika, który dzięki nim może mocniej się wczuć w góralskie myślenie.
Polecam.
Zbiór artykułów, kazań i refleksji księdza Tischnera o życiu i innych wartościach. Rozważania zawarte w książce są bardzo ciekawe. Wyraźnie widać przez nie mądrość autora. Wyjaśniają istotę pewnych kwestii oraz pozwalają na spojrzenie na nie z innej perspektywy.
Książka charakteryzuje się piękną oprawą - motyw parzenicy i wspaniałe kolorowe zdjęcia gór cieszą oko...
2020-11-30
I komiks i film świetne. Przedni humor i interesujące historyczne ciekawostki - to jest to, za co wszyscy lubimy Asteriksa :)
I komiks i film świetne. Przedni humor i interesujące historyczne ciekawostki - to jest to, za co wszyscy lubimy Asteriksa :)
Pokaż mimo to2020-11-24
Jako, że jest to Asteriks, to poprzeczka była wysoko zawieszona, a ja zaledwie parę razy uśmiechnęłam się pod nosem podczas czytania. Choć niejaką wartością jest poznanie regionów Francji z ich charakterystycznymi specjałami.
Generalnie spodziewałam się czegoś więcej.
Jako, że jest to Asteriks, to poprzeczka była wysoko zawieszona, a ja zaledwie parę razy uśmiechnęłam się pod nosem podczas czytania. Choć niejaką wartością jest poznanie regionów Francji z ich charakterystycznymi specjałami.
Generalnie spodziewałam się czegoś więcej.
2020-11-22
Koniecznie do przeczytania po "Sztuce kochania" Michaliny Wisłockiej, aby uaktualnić sobie informacje.
Książka jest zapisem wywiadu-rzeki z panią doktor ginekolog i seksuolog Beatą Wróbel. Dzięki tym zapisom rozmów podczas lektury można się poczuć jak na kawie z koleżankami.
Czytało mi się bardzo przyjemnie i zarwałam parę nocy, bo tak mnie zaciekawiło i "jeszcze tylko jeden rozdział". Pani doktor opowiada o relacjach, seksie, psychice, tożsamości, życiu rodzinnym i życiu w społeczeństwie tak normalnie... i prawdziwie. I najlepsze, że są to prawdy raczej zwykłe, uniwersalne, dające się logicznie wydedukować, ale jednak ktoś je musiał wyartykułować, żebym mogła je sobie uświadomić.
Jeśli chodzi o wady, to zacytuję MólkęKsiążkową, bo myślę, że trafiła w punkt: "Książka niby miała sprawić, że poczuję, jak fajnie jest być kobietą. Ja jednak po tej lekturze mam wrażenie, że bycie kobietą, przynajmniej wg Pani Doktor, jest trudne, wymaga wielu wyrzeczeń i poświęceń.".
Polecam gorąco.
Koniecznie do przeczytania po "Sztuce kochania" Michaliny Wisłockiej, aby uaktualnić sobie informacje.
Książka jest zapisem wywiadu-rzeki z panią doktor ginekolog i seksuolog Beatą Wróbel. Dzięki tym zapisom rozmów podczas lektury można się poczuć jak na kawie z koleżankami.
Czytało mi się bardzo przyjemnie i zarwałam parę nocy, bo tak mnie zaciekawiło i "jeszcze tylko...
Ale to było fajne. Myślałam, że to będzie "zwykłe" przygodowe high fantasy i że po prostu poczytam sobie coś lekkiego dla przyjemności. I faktycznie czytało mi się lekko i z niesłychaną przyjemnością. Dość powiedzieć, że zarwałam dwie nocki, w tym jedną z niedzieli na poniedziałek. Cóż, każdego szkoda. To założenie książka wypełniła więc znakomicie, ale dała mi też sporo więcej.
Przede wszystkim urzekła mnie męsko-chłopieńcza przyjaźń młodego mężczyzny ze smokiem, która pokazała wszystkie cechy właśnie takiej relacji z naciskiem na każde wymienione wcześniej słowo. Najważniejsze - nie jest ona naiwna i autorce udało się nie wpaść w kliszę chłopca i jego smoka, za co jestem po prostu wdzięczna. A tak, to kradły mi serce przekomarzania bohaterow, chłopieńcze siłowanie się, robienie sobie kawałów, ale też pomaganie i wspieranie, jak również przyciąganie i zacieśnianie więzi i chwilowe oddalanie, zajmowanie się swoimi sprawami, a czasem nawet szorstkie traktowanie. Pięknie i wiernie autorka uchwyciła taką przyjaźń chłopaków i rówieśników. Naprawdę mnie to momentami rozczulało i co ciekawsze chyba częściej w takich chwilach, gdy się przekomarzali. Z drugiej strony autorka nie zapomniała, że jedną stroną tej relacji jest mityczne i czasami nieobliczalne stworzenie, które w chwilach napięcia może być przytłoczone przez instynkt. Bardzo mi się to podobało, tak jak bardzo podobała mi sie walka na wyspie, kiedy ten instynkt wziął górę. Pokazało to, że jednak nie mamy do czynienia z drugim człowiekiem i niektóre kwestie czy pojmowanie rzeczy mogą się od naszego pojmowania sporo różnić. Czasem nawet śmiertelnie. Okazuje się, że smoka należy się bać, a my przez tyle kartek zdążyliśmy uśpilić naszą czujność i go bezwiednie próbowaliśmy ugłaskać.
Moje serce kradły też rozterki Kamyka. Za każdym razem, gdy czegoś żałował, gdy miał wątpliwości czy dobrze zrobił, do czego dąży i w ogóle jaki jest cel życia i po co to wszystko, to uświadamiałam sobie, że jednak nie jest to takie zwykłe fantasy, jak sądziłam na początku. Bardzo in plus. W ogóle uwielbiałam takie motywy, które mi pokazywały, że myliłam się w tej kwestii. Kolejnym jest na złamanie wątku szkoły magii. Piękne to było. Wtedy najbardziej chyba odczułam, że to nie jest zwykłe fantasy. Że jest dużo dojrzalsze niż zakładałam. Stawka jest sporo wyższa niż sobie uświadamiałam. Podobało mi się. Bardzo.
Na koniec rzecz najważniejsza - motyw niepełnosprawności. Wszelakiej. Oh, jak mi się podobało to, jak bohater szukał sposobu na jej zlikwidowanie lub zneutralizowanie. I to, że dalej ją ma i ją przezwycięża na swój sposób. Lubię takie inteligentne pomysły. W ogóle przeczytałam niedawno reportaż "Głusza" i on bardzo pomógł mi sobie wyobrazić sytuację bohatera. Wiele rzeczy o osobach głuchych dowiedziałam się właśnie stamtąd i one powtórzyły się w motywach "Tkacza Iluzji". Pozostało mi tylko podziękować autorce, że zwróciła na to uwagę i za pomocą literatury fantastycznej opowiadała o tym, z czym muszą mierzyć się na co dzień głusi. Tym bardziej, że w czasach pierwszego wydania książki, bez dostępu do internetu, bez reportażu "Głusza"(polecam)i bez osoby głuchej w najbliższym otoczeniu, mogła ona być jedyną okazją, by poznać ten świat ciszy i uświadomić sobie pewne jego realia.
Bardzo polecam. Z chęcią sięgnęłabym po następne tomy, bo niesamowicie mi się podobało. Odstręcza mnie jednak informacja, że cykl jest prawdopodobnie porzucony. No nic. Jeśli w końcu ukaże się ostatni tom, to przeczytam wszystko na raz. A jeśli nie, to i tak polecam "Tkacza Iluzji", bo wydaje mi się, że spokojnie można (i warto) przeczytać tylko ten zbiór.
Ale to było fajne. Myślałam, że to będzie "zwykłe" przygodowe high fantasy i że po prostu poczytam sobie coś lekkiego dla przyjemności. I faktycznie czytało mi się lekko i z niesłychaną przyjemnością. Dość powiedzieć, że zarwałam dwie nocki, w tym jedną z niedzieli na poniedziałek. Cóż, każdego szkoda. To założenie książka wypełniła więc znakomicie, ale dała mi też sporo...
więcej Pokaż mimo to