rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Piękna książka na której wychowały się całe pokolenia.
Za namową brata postanowiłam sobie odświeżyć tę klasykę i nie żałuję. Książkę przeczytałam w jedno popołudnie i z dużym zaciekawieniem śledziłam losy chłopców mimo, że wczesne lata nastoletnie już dawno za mną. Tak jak i za pierwszym przeczytaniem bardzo podobał mi się Boka jako przywódca - bije od niego aura charyzmy, mądrości, dojrzałości i honoru. Tak się zdobywa szacunek swoich żołnierzy i taki powinien być przywódca (powtórna lektura tej książki przydałaby się niektórym szefom i managerom). Doceniłam też Feriego Aczę, bo to też dobry honorowy chlopak. Wątek Nemeczka znów mnie wzruszył, ale diametralnie zmieniłam takie ogólne podejście do tego bohatera. Gdy czytałam po raz pierwszy tę książkę wydawał mi się nieudacznikiem i miałam wrażenie, że dlatego wszyscy go lubią, bo jest taki biedny - taki syndrom Prosiaczka z Kubusia Puchatka (btw. chyba byłam jedyną dziewczyną, której ulubioną postacią był Tygrysek). Teraz jednak widzę jego przemianę i doceniam go jako postać.
Najbardziej jednak przykro mi się zrobiło, gdy się wyjaśniło jakie będą losy Placu. Tego nie pamiętałam i to mnie bardzo uderzyło, że całe to poświęcenie na marne... No ale takie jest życie, czego uczy się wtedy Boka...
Podobało mi się, że książka stara się pod płaszczykiem tej fabuły przemycić jak działa świat, bo wydaje mi się, że niektóre fragmenty, zachowania chłopców i rozmyślania można odnieść do szerszego kontekstu i życia w ogóle.
Polecam i mam tylko nadzieję, że realia w książce nie są aż tak obce dzisiejszym dzieciom, żeby odebrać im przyjemność z poznawania przygód chłopców z Placu Broni.

Piękna książka na której wychowały się całe pokolenia.
Za namową brata postanowiłam sobie odświeżyć tę klasykę i nie żałuję. Książkę przeczytałam w jedno popołudnie i z dużym zaciekawieniem śledziłam losy chłopców mimo, że wczesne lata nastoletnie już dawno za mną. Tak jak i za pierwszym przeczytaniem bardzo podobał mi się Boka jako przywódca - bije od niego aura charyzmy,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kurczę, naprawdę chciałabym, żeby ta książka mi się bardziej podobała.
Po opowiadaniu "Małe Zwierzątka" (dostępne za darmo na WolneLektury.pl - polecam bez żadnego "ale") byłam zachwycona. Ten styl, ten humor, to opisywanie rzeczywistości, do tego wachlarz emocji, które funduje autor i parafrazy Pisma Świętego - no miodzio. Bardzo mi się to podobało i bardzo na mnie działało i taka też była pierwsza połowa książki. Gdyby cała książka taka była, to dałabym 9 gwiazdek, a kto wie, może nawet 10. Niestety od rozpoczęcia przygody w podziemiach zaczęła mnie ta lektura (mówię to z ciężkim sercem) nudzić. Podobał mi się tam wątek Chany i to mnie trochę ożywiło, ale niestety potem znów było jakoś tak średnio. Owszem, występowały takie "momenty" mocne i wstrząsające (jeden z nich to zakończenie wątku kota i nawiązanie do Balroga i Gandalfa, które bardzo doceniam... i które bardzo bolało... serio, przykro mi się wtedy zrobiło), no ale szkoda, że to tylko momenty. W pierwszej części też one były i też je uwielbiam, bo były właśnie mocne, genialne i rozdzierające serce, ale jednak wtedy dużo lepiej mi się czytało te fragmenty pomiędzy i dużo więcej przyjemności czerpałam z ich czytania. Może ja też najpierw miałam i straciłam Malwę, a potem miałam i straciłam jej namiastkę. Tylko dlaczego traci się ją przez kolejny krok w seksie? (: Co prawda końcówka podniosła poziom, ale dla mnie nie doskoczyła do pierwszej części. Zakończenie zaś... Sama nie wiem. Może docenię je po jakimś czasie. Może gdy przeczytam drugi raz i bardziej skupię się na Kamieniu.
Oczywiście książka ma bardzo wiele zalet (za nie daję wysoką ocenę) i część dzieli nawet z opowiadaniem "Małe Zwierzątka". Bardzo podoba mi się styl autora i bardzo odpowiada mi jego humor. To jest po prostu mój typ. Poza tym to przenikanie się świata realnego z fantastycznym - zgodność z historią i te czary, które faktycznie działają, przyziemna rzeczywistość i te dziwy, które są prawdziwe...mhm... Do tego pełno tu różnorakich nawiązań, moje ulubione są oczywiście do Tolkiena (kocham) i puszczania oka do czytelnika. No leży mi ten styl, pasuje mi to po prostu. Dlatego tym bardziej żałuję, że nie wyszło lepiej. Dałabym 7,5 jakby się dało, no ale się nie da, a lekko zawiedzione oczekiwania trochę bolą, więc niech będzie 7.
Mimo lekkiego znużenia w połowie, będę się autorem interesować, bo ma coś takiego, co na mnie działa w literaturze. Ale i tak szkoda.

Kurczę, naprawdę chciałabym, żeby ta książka mi się bardziej podobała.
Po opowiadaniu "Małe Zwierzątka" (dostępne za darmo na WolneLektury.pl - polecam bez żadnego "ale") byłam zachwycona. Ten styl, ten humor, to opisywanie rzeczywistości, do tego wachlarz emocji, które funduje autor i parafrazy Pisma Świętego - no miodzio. Bardzo mi się to podobało i bardzo na mnie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Rainbow in the Dark Ronnie James Dio, Wendy Dio, Mick Wall
Ocena 7,5
Rainbow in the... Ronnie James Dio, W...

Na półkach: ,

Zainspirowana autobiografią Dio postanowiłam zrobić playlistę piosenek, o których Ronnie wspomina w swojej książce, w kolejności pojawiania się w tekście. Poniżej zamieszczam linki dla zainteresowanych do YT i Spotify, z uwagą, że playlista na YouTubie jest pełniejsza, bo nie wszystko udało mi się znaleźć na Spotify.
Playlista YouTube:
https://youtube.com/playlist?list=PLpZMTJAecLtAbyWzY0E7k9lsznG3ahLkP&si=0rg_DKpJpkX1_JZY
Playlista Spotify:
https://open.spotify.com/playlist/2lsTX5se367cFEeQmxmiwI?si=oYYCsgHrRBi0p-4kENzvEw&pi=e-bJqnTIQnSM6s

Gdy się dowiedziałam, że wyjdzie autobiografia Dio, to owszem, chciałam ją przeczytać, ale równocześnie wydawało mi się, że nikt po polsku tego nie wyda, więc i tak nici z czytania. Pogodziłam się więc z tym, gdy NAGLE... przeczytałam darmowy fragment zacytowany w jakimś artykule na zagranicznej stronie i przepadłam. Traktował on o wątpliwościach Ronniego przy przejściu do Black Sabbathu i zastąpieniu tam Ozzy'ego Osbourne'a i był długości parozdaniowego akapitu. Ten właśnie fragment przekonał mnie, że muszę tę książkę przeczytać i to koniecznie w oryginale. W ogóle to chyba pierwsza książka, do której przekonał mnie darmowy fragment i to jeszcze tak krótki. Okazuje się, że RJD był nie tylko niesamowitym tekściarzem, ale też świetnie sobie radził z prozą. Gdy więc w końcu po perypetiach ze sprowadzaniem książki (chciałam mieć wydanie USA czyli czerwone, a nie generyczne czarnobiałe z UK; spodziewałam się też, że jeśli będzie polskie wydanie, to z tym standardowym dla zmarłych ludzi czarno-białym frontem, ale jestem pozytywnie zaskoczona, że polski czytelnik może cieszyć się czerwona okładką z charakterem), zasiadłam do lektury to już pierwszy rozdział potwierdził mi, że się nie myliłam. W ogóle on mi chyba najbardziej zapadł w pamięć. Dio tak plastycznie to opisał, że ja po prostu czułam ten zaduch amerykańskiego popołudnia i słyszałam samochody za oknem. Do tego panuje w nim taka atmosfera spełnionego największego marzenia i przedkoncertowy klimat - szczęście pomieszane z lekkim stresikiem. I to końcowe zdanie rozdziału, gdy Ronnie jakby kończy pisać i wychodzi do fanów na koncert: "Right, I've got to go and get ready. I hear them calling my name". CUDO.
Słuchając opowieści Ronniego można zobaczyć jak wyglądało jego dzieciństwo, młodość, pierwsze zespoły i wyboista ścieżka do sławy (byłam zaskoczona, że stosunkowo późno stał się rozpoznawalny, bo po 30.), jak również współpraca z takimi sławami jak Ritchie Blackmore i Tony Iommi. Autobiografia pełna jest też śmiesznych anegdot i rockandrollowego życia, które jednak nie zawsze było "zabawne" dla otoczenia. Bardzo mi się natomiast podobał opis pracy nad piosenkami, bo dzięki niemu poznałam wiele nowych utworów Dio, ale także inaczej zaczęłam patrzeć na te już mi znane. Przykładem może być "Black Sheep of the Family", które zawsze mi się podobało, a teraz wiem, że to cover i jak on wyewoluował do wersji Rainbow. I że "Self portrait" to walczyk xD raz dwa trzy raz dwa trzy XD Świetna piosenka nawiasem mówiąc.
Trochę mi brakowało opisu życia prywatnego w środkowej części opowieści, np. o adopcji syna i rozstaniu z pierwszą żoną nie było nawet słowa. Rozumiem jednak, że to są sprawy rodzinne i ci ludzie dalej żyją, więc taktownie nie ma co wywlekać takich rzeczy. Chciałabym też więcej opisu samych piosenek i ich powstawania. Bardzo mnie to ciekawiło i mogłoby to być zdecydowanie dłuższe, bo ja lubię korzystać z tych informacji słuchając danych utworów i odkrywam je wtedy na nowo. Dla mnie to jest chyba jedna z największych plusów tej książki.
Sam Dio wydaje się być bardzo fajnym i przyjaznym człowiekiem. Bardzo mnie poruszała ta uważność na fanów i w ogóle innych ludzi. Że jak z Tobą rozmawiał, to w tej chwili liczyłeś się tylko Ty i on faktycznie i szczerze był zaangażowany w tę rozmowę, mimo że poznaliście się 2min temu przy składaniu autografu i więcej się w życiu nie zobaczycie.
Było też parę zgrzytów, np. przy okazji prowadzenia rockandrollowego życia i przy okazji robieniu problemów innym postronnym ludziom. Albo przy niesnaskach z członkami zespołu. Tzn. argumentacja Dio i Wendy do mnie trafiała, ale no nie wiem... Rozumiem jak to mogło po prostu wyglądać z drugiej strony... i to też w sumie dzięki RJD, bo przedstawia on zarzuty kolegów i wykazuje się empatią opisując jakie były wg niego powody, że ktoś sie poczuł w ten sposób i skąd sytuacja wynikła. Tak że, odczuwałam w pewnych momentach zgrzyty, no ale nikt nie jest idealny.

Na YouTubie można znaleźć film dokumentalny o RJD "Dreamers never Die", który gorąco polecam. Niestety nie ma napisów polskich, ani chyba nawet angielskich. Niemniej jest to bardzo ciekawy i fajny dokument i do tego za uczciwą cenę, bo za darmo.
Samą książkę, również bardzo bardzo polecam. Nie mam porównania z wersją polską, ale jeśli macie angielski na średnim+ poziomie i dostęp do słownika, to sugeruję oryginał. Użyty język i składnia nie są skomplikowane (poza niektórymi potocznymi sformułowaniami) i ogólnie czyta się płynnie, nie trzeba walczyć z tekstem. Przynajmniej ja tak miałam. Szkoda po prostu tracić z klimatu, który własnoręcznie stworzył mistrz to, co może zgubić się w tłumaczeniu, przy jednak stosunkowo niskim progu wejścia. Polecam fanom.

Zainspirowana autobiografią Dio postanowiłam zrobić playlistę piosenek, o których Ronnie wspomina w swojej książce, w kolejności pojawiania się w tekście. Poniżej zamieszczam linki dla zainteresowanych do YT i Spotify, z uwagą, że playlista na YouTubie jest pełniejsza, bo nie wszystko udało mi się znaleźć na Spotify.
Playlista...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ciekawa koncepcja, ale książka nie porwała mnie jakoś bardzo. Ja wiem, że w starym SF czasami szału nie ma, bo my te motywy przewałkowane miliony razy widzieliśmy w nowszych tekstach kultury i to od tych klasyków były one zapożyczone i wyewoluowane, no ale i tak nie poprawia to przyjemności z czytania. No i trzeba zaznaczyć, że istnieją też klasyki SF, które zachwycają do tej pory, so...
Trochę nie mogłam uwierzyć w to, że drastyczny wzrost inteligencji zafundowały nam świat postapo. Nie wątpię, że zrobiłby się na początku lekki chaos i panika, ale raczej nie doszłoby do takich dantejskich scen jak opisywane w tej książce. Wyższa inteligencja raczej zwiększa empatię. No chyba, że mamy do czynienia z psychopatą. Owszem bardziej inteligentni złoczyńcy i oszuści na pewno wykorzystaliby to do swoich celów, ale inteligencja wszystkich wokół też wzrosła, więc ci z kolei umieliby przejrzeć te fortele i nie daliby się oszukać (albo by dali, ale daliby się też oszukać przed wzrostem inteligencji), ergo może i bezwzględna wartość inteligencji rośnie, ale inteligencja względna w odniesieniu do reszty społeczeństwa jest taka sama jak przed wzrostem. Czyli w ostatecznym rozrachunku nic by się nie zmieniło.
Co do tego, że ludzie zaczęliby porzucać dotychczasową pracę, bo byłaby dla nich mało ciekawa, to niejednokrotnie członkowie Mensy wykonują nieciekawe zawody. Nie wszyscy odnieśli sukces, a duża ich część wnioskuje, że uczestnictwo w wyścigu szczurów jest głupie, więc w nim nie uczestniczą i wysiadają z tego pociągu. Nie ma sobie żył wypruwać dla idei kogoś innego, które nie są Twoje. Ale coś robić musisz, żeby przeżyć, to dajesz z siebie minimum, a wykonując nudne zadania możesz rozmyślać o czymś interesującym. Z drugiej strony jak już jesteś taki inteligentny, to masz świadomość, że pewne rzeczy musisz zrobić i nie zawsze Ci one sprawiają przyjemność, albo są ekstra ciekawe. Czasami po prostu trzeba je zrobić i tyle, przełknąć tę tabletkę i już. Żaden inteligentny człowiek się nie zastanawia czy aby na pewno będzie dla niego ciekawe wyrzucenie śmieci czy przetkanie zatkanej ubikacji. Trzeba to zrobić i tyle. Tak samo trzeba pracować, żeby jeść. Nie ma tu filozofii.
Owszem, znalazłyby się osoby, które chciałyby wtedy zmienić swoje życie, rzucić pracę, popierdolić wszystko i wyjechać w Bieszczady, więc jednym z rozwiązań powyższego problemu jest zatrudnianie do takich prac ludzi, którzy wcześniej byli mniej inteligentni, a drugim że ci naukowcy uzbrojeni w dodatkową inteligencję mogliby w inny sposób sobie z tym poradzić, np. skonstruować robota do tych prac, jakoś zoptymalizować proces, itd.
Za to bardzo ciekawym aspektem wydaje mi się podłoże psychiczne człowieka w tej sytuacji. Ludzie inteligentni dużo (za dużo) myślą i często mają poczucie bezsensu. Trudno jest im być szczęśliwym, a są do tej inteligencji przyzwyczajeni od dziecka. W związku z powyższym bardzo ciekawym jest temat nagłego drastycznego wzrostu inteligencji ludzi, którzy wcześniej byli po prostu normalni, a teraz muszą mierzyć się z czymś, do czego nie wypracowali sobie żadnych mechanizmów obronnych przez lata, jak to jest w przypadku mensan. Chyba dlatego tak mi się podobał wątek Sheili. Miałam dać książce 6 gwiazdek, ale za zakończenie jej historii dorzucam jedną ekstra.
Szkoda, że nie było więcej o walce i współpracy z inteligentnymi zwierzętami. Bardzo mnie ciekawiło jak ludzie sobie poradzą w ujarzmieniu inteligentnych zwierząt, albo jakie perspektywy otworzy współpraca z tymi inteligentniejszymi, np. delfinami czy krukami. Był oczywiście wątek farmy, ale wydaje mi się, że było to ledwo napomknięte i dało się z tego więcej wycisnąć. W ogóle takie mam wrażenie po tej książce, że koncepcja super ciekawa, ale potencjał niewykorzystany. I dało się z tego więcej wycisnąć.
Generalnie można przeczytać, ale z podobnej tematyki dużo dużo bardziej podobały mi się "Kwiaty dla Algernona".

Ciekawa koncepcja, ale książka nie porwała mnie jakoś bardzo. Ja wiem, że w starym SF czasami szału nie ma, bo my te motywy przewałkowane miliony razy widzieliśmy w nowszych tekstach kultury i to od tych klasyków były one zapożyczone i wyewoluowane, no ale i tak nie poprawia to przyjemności z czytania. No i trzeba zaznaczyć, że istnieją też klasyki SF, które zachwycają do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

O mój Boziu, chyba mam nowego ulubionego autora <3
Przy tym opowiadaniu wielokrotnie śmiałam się w głos, co w moim przypadku nie jest stanem normalnym (w sensie "zwykłym", "typowym"). Były momenty, że praktycznie co zdanie była beczka śmiechu. Chęć pokazania mężowi tych co lepszych, kończyła się tym, że czytałam mu całe długie fragmenty. No cóż, każdego szkoda.
Oczywiście "Małe Zwierzątka" to nie tylko humor. Rzekłabym, że to po prostu świetny dodatek do całej palety emocji, które nam serwuje Radek Rak. Przy tym krótkim utworze zdążyłam się śmiać, wzruszyć, rozzłościć z bezsilności na niesprawiedliwość, zszokować, obrzydzić, a nawet bać. Do tego dochodzi ten przepiękny styl przy opisywaniu zwykłego życia, zwykłych rzeczy i zwykłych ludzi. Naprawdę, czytając scenę randki nad rzeką, czułam to pachnące słońce i pachnące deski kładki i wodę. Opisy były tak piękne i plastyczne, że ja po prostu tam byłam. W ogóle sposób wyrażania myśli autora trafia wprost do mojego serduszka. Ja dokładnie wiem o co mu chodzi, czar, który autor roztacza, na mnie działa, a ja się mu chętnie poddaję.
Bardzo polubiłam głównego bohatera. Niesamowicie mu współczułam i było mi przykro podczas czytania niektórych fragmentów. A ujął mnie on swoim podejściem do zwierząt i uważnością na nie - na istoty, którymi mało kto się przejmuje (tak, ja zwykle gram druidem w grach :D). Jednocześnie szalenie podobała mi się jego erudycja, ale jeszcze bardziej mądrość życiowa.
Opowiadanie zawiera myśli skłaniające do dalszych refleksji. Nad paroma akapitami warto się zatrzymać, zostać z nimi dłużej i chwilę pomyśleć.
W ogóle natomiast nie spodziewałam się tutaj parafraz Pisma Świętego. Bardzo mi się one podobały. Dodawały mistycyzmu i podkreślały ważność danego wydarzenia, ale też ogólnie przenosiły zwykłe życie w strefę sacrum. Mmm... No rozpływam się po prostu...
Z chęcią dałabym 10 gwiazdek, ale brakowało mi mocnego akordu w zakończeniu. Ale to nic nie szkodzi. Piękne to było opowiadanie.
Jestem zachwycona. Polecam wszystkim. Godzinka czasu, a wrażenia z lektury bezcenne. Odradzam natomiast audiobook, bo on zabił cały humor, choć spodziewałam się, że jeszcze podbije efekt. Niestety tak się nie stało, miałam wrażenie większej melancholii niż żartów.
Opowiadanie jest dostępne za darmo na WolneLektury.pl, którym serdecznie dziękuję za możliwość zapoznania się z takim fantastycznym dziełem.

O mój Boziu, chyba mam nowego ulubionego autora <3
Przy tym opowiadaniu wielokrotnie śmiałam się w głos, co w moim przypadku nie jest stanem normalnym (w sensie "zwykłym", "typowym"). Były momenty, że praktycznie co zdanie była beczka śmiechu. Chęć pokazania mężowi tych co lepszych, kończyła się tym, że czytałam mu całe długie fragmenty. No cóż, każdego szkoda.
Oczywiście...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Chciałam się zapoznać z tym utworem zanim zacznę czytać "Baśn o Wężowym Sercu albo Wtóre Słowo o Jakóbie Szeli" Radka Raka, a jakoś mnie tak właśnie naszła ochota na tę książkę.
Cóż mogę powiedzieć. Poemat nawet nieźle napisany, choć czasem miałam wrażenie, że te rymy nie są idealne i czasem mnie to wybijało z rytmu. Parę razy jednak prychnełam śmiechem, czego nie spodziewałam się wcale po tym utworze, a mnie też ogólnie trudno rozśmieszyć słowem pisanym.
Ciężko mi ocenić Szelę jako bohatera. Nie znałam go wcześniej i to jest moja jedyna styczność z nim do tej pory. Niby autor próbuje pokazać inny punkt widzenia na niego, niż ogólnie panujący ówcześnie, ale chyba mnie to nie przekonuje... Rozumiem jego motywacje, ale na razie staję po stronie przeciwników. Cytowanie Pisma Świętego przy mordowaniu ludzi dla mnie raczej trąci fanatyzmem, przekonaniem o własnej nieomylności i przede wszystkim niezrozumieniem o co w Ewangelii chodzi, niż powodem do wychwalania osoby, która to robi. W ogóle wydaje mi się to obrzydliwe. Argumentacja, że Szelę trzeba wychwalać, bo to jeden z niewielu bohaterów chłopskich, przypomina mi trochę pewien obecny odłam lewicy, która wychwala paździerze filmowe/serialowe tylko dlatego, że są postępowe i wszystkie rasy są w nim reprezentowane. Spotkałam się z takimi komentarzami np do Rings of Power, że może serial jest średni, ale trzeba go chwalić, bo w końcu jest reprezentacja i inkluzywność w Śródziemiu.
No cóż, zobaczymy wersję Radka Raka. Może zmienię zdanie, a może polubię jego bohatera w całkowitym oderwaniu od oryginału, wyłącznie jako fikcyjną postać literacką.
Utwór przeczytałam dzięki Wolnym Lekturom, za co dziękuję.

Chciałam się zapoznać z tym utworem zanim zacznę czytać "Baśn o Wężowym Sercu albo Wtóre Słowo o Jakóbie Szeli" Radka Raka, a jakoś mnie tak właśnie naszła ochota na tę książkę.
Cóż mogę powiedzieć. Poemat nawet nieźle napisany, choć czasem miałam wrażenie, że te rymy nie są idealne i czasem mnie to wybijało z rytmu. Parę razy jednak prychnełam śmiechem, czego nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam bardzo mieszane uczucia co do tej książki. Był moment, że zastanawiałam się czy nie dać 7 gwiazdek, jednak doszłam do wniosku, że ona jednak dalej ma kawałek tego geniuszu, który objawił się w pełnej krasie w części pierwszej i w większości drugiej. No i obiektywnie ta lektura i tak plasuje się w czołówce fantastyki.
Na początku nie mogłam się oderwać od tego tomu. Bardzo mnie ciekawiły dzieje dzieci Paula i jego siostry Alii. W ogóle są to bardzo skomplikowani bohaterowie i ciekawie było ukazane kim oni w zasadzie są. Bardzo mnie to oszukiwało, zwłaszcza w przypadku Leto i to do tego stopnia, że gdy słuchałam jego wypowiedzi i czytałam o jego czynach, to musiałam sobie wręcz przypominać, że on ma aparycję kilkuletniego chłopca i wtedy mi się te sceny wydawały takie dziwne... Ale raczej w pozytywnym sensie, bo wyrywały mnie z dotychczasowych przyzwyczajeń co do bohaterów i... doświadczeń z życia.
Niestety chyba w 2/3 książki zaczęło mi się dłużyć, a fabuła już tak nie wciągała, jak na początku. W pewnym momencie chyba za dużo było dziwnego gadania, które nic ze sobą nie niosło (w pierwszej i drugiej części też ono było, ale tam było baaardzo gęsto czuć, że pod nim jest drugie, trzecie i kolejne dno i to było ekstra) i w ogóle opisy wizji były dla mnie mało ciekawe (w przypadku wizji Paula było to moim zdaniem dużo lepiej podane, bardziej czuć było jego dylematy, uczucia i do czego chce dojść i czego uniknąć).
Potem pojawiły się jakieś dziwne pomysły, z którymi nie wiem jak mam żyć i co o nich myśleć. Ale u mnie jest to też poniekąd na plus. Dlatego mam taki problem z oceną tej książki. Ja generalnie bardzo lubię pomysły genialne i obrzydliwe jednocześnie, dlatego na przykład tak bardzo lubię Mroczne Materie Pullmana, a tutaj jest tego wbród. Pomysł filtraka jest świetny, ale to co on implikuje, jest jednocześnie obrzydliwe i GENIALNIE obrzydliwe. Z drugiej strony jak sobie wyobraziłam te fikołki, na które on pozwalał, to trochę mnie krindż złapał. No i nie wiem. Chyba bym to przeżyła, gdyby nie okazało się, że całą książkę chyba kibicowałam tym złym... Ale to też jest w jakiś sposób pociągające i nawet to, że "chyba"...
Wracając zatem do bohaterów, książka na pewno pozwala zastanowić się nad tym, jakby mogła myśleć taka długowieczna niemal boska istota, która ma na wyciągnięcie jednej ręki tysiące doświadczeń swoich przodków, a na wyciągnięcie drugiej tysiące przyszłych lat i realną możliwość sprawczości i kształtowania przez ten czas wszechświata. To się praktycznie samo kalkuluje w bezduszną istotę ponad małymi problemami i małym życiem.
Bardzo mi się podobało, że udało się zrehabilitować Alię i to właśnie w taki sposób, jak w książce. Bardzo ją lubiłam w drugiej części i trochę mi było szkoda na myśl, co się z nią stało, ale znowu było to dla mnie jednocześnie smutne, a jednocześnie genialne i obrzydliwe. Dobrze, że miała możliwość odzyskania wolności. Z drugiej strony jak sobie pomyślę o tej scenie i o Jessice... Eh.
Polecam, ale teraz to już chyba tylko fanom Diuny. Ja mimo wszystko zaliczam Dzieci Diuny do udanej lektury, bo widzę wartość w tylu mieszanych uczuciach, które we mnie wywołały i bardzo to doceniam. To dobra literatura, ale mindfuck też coraz większy, no i niestety do poziomu pierwszej części jej dosyć daleko. Na koniec trzy słowa: dziwne, genialne, obrzydliwe.

Mam bardzo mieszane uczucia co do tej książki. Był moment, że zastanawiałam się czy nie dać 7 gwiazdek, jednak doszłam do wniosku, że ona jednak dalej ma kawałek tego geniuszu, który objawił się w pełnej krasie w części pierwszej i w większości drugiej. No i obiektywnie ta lektura i tak plasuje się w czołówce fantastyki.
Na początku nie mogłam się oderwać od tego tomu....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dawno żadna książka mnie tak niemiłosiernie nie wciągnęła, niesamowicie mną nie wstrząsnęła i nie wywołała tyłu emocji... A jednocześnie dzięki niej nabrałam tak wiele wiary w ludzi... Jednak potrafimy sobie pomagać w sytuacji kryzysowej, nawet będąc również ofiarami tego samego wypadku. Piękne to było. Po prostu.
Gdyby książka zawierała tylko rozdziały dotyczące akcji w Jaskini Wielkiej Śnieżnej i zbiorowego wypadku na Giewoncie wskutek porażenia piorunem, to bez wahania dałabym 10 gwiazdek. Naprawdę od tych fragmentów nie mogłam się oderwać i nawet jak nie akurat nie czytałam, to myślałam o tym, kiedy znowu usiądę do lektury i dowiem się, co będzie dalej. Czytając te fragmenty byłam bardzo rozemocjonowana i wzruszona. Moment, gdy ksiądz daje grupowe rozgrzeszenie strasznie mną wstrząsnął. Daje to obraz tego, co tam musiało się dziać. Z drugiej strony ksiądz naprawdę musi żyć Panem Bogiem, że porażony piorunem i w stresie pomyślał nie o swoim przerażeniu, tylko o ludziach. Bardzo mnie to wzruszyło i kilka łez też wtedy poleciało.
Oczywiście byłam również pod ogromnym wrażeniem odwagi, siły, nieugiętości, poświęcenia, profesjonalizmu i świetnej organizacji ratowników TOPR. Jednocześnie bardzo dotykało mnie to, co musieli w czasie akcji przeżywać psychicznie - walące pioruny, widok poturbowanego tłumu ludzi, resuscytacji dzieci, ale też opinie "ekspertów z internetu" i nagabywania dziennikarzy. Ja wiem po sobie, że gdy jestem w stresie, to jeśli rozprasza mnie nawet dobry kolega, to mogę go po prostu zignorować albo nawet ofuknać, bo tak jestem skoncentrowana na zadaniu, które mnie stresuje, a on mnie od niego odciąga. Nie wyobrażam sobie, co by się stało, jakby mnie wtedy dziennikarze zasypywali głupimi pytaniami i po prostu przeszkadzali w pracy, a milion ekspertów z internetu dawało złote rady z pozycji kanapy.
Druga część książki opowiadająca o stosunku rodzin ratowników do ich pracy TOPR jest spokojniejsza i siłą rzeczy nie aż tak emocjonująca, jednak bardzo potrzebna. Nie byłam świadoma, że tak wygląda normalne, rodzinne życie ratowników, a na pewno nie uświadamiałam sobie, że to żona przejmuje ogromną większość obowiązków, ze względu na nieobecnego męża. Serio, to są złote kobiety i moim zdaniem ich poświęcenie też jest częścią TOPRu. Naprawdę wcześniej nie byłam świadoma, że poświęcenie odbywa się również na tym polu w ten sposób. Przeczytałam opinie innych czytelników i większość pisze, że ta część to laurka żon dla ratowników i przedstawienie idealnych małżeństw. Ja odniosłam zgoła inne wrażenie. Dla mnie to raczej robienie dobrej miny do złej gry. No przecież im nie powiedzą: nie idź!, gdy na szali jest życie ludzkie, a skoro im tego nie mówią, to jak mają narzekać? Z drugiej strony widać, że w najlepszym wypadku rozwala to plany rodzinne, wyjazdy na wakacje, kontakt z dziećmi, a w najgorszym to wiadomo... Wszyscy ci, którzy piszą o "idealnych mężach ratownikach" i "idealnych małżeństwach" chyba czytali inną książkę, albo ominęli fragmenty, gdy spakowana do samochodu na wakacje rodzina musi się z powrotem rozpakować, bo nagły telefon z centrali i ogólnym ustawianiu rytmu życia rodziny pod TOPR, albo o życiu w wiecznym trójkącie (ona, on i TOPR) i chronicznym braku czasu dla żony, żeby po prostu razem rekreacyjnie pójść w góry pogadać, albo o tym, że wracają z akcji zmordowani, śpią i znowu idą na akcję (siłą rzeczy nic nie pomagając wtedy w domu i nie uczestnicząc w życiu rodziny), że wszystkie obowiązki, które normalnie wypełniają dwie osoby, są na głowie żon i one czują się zostawione z tym same sobie, już nie wspominając o fragmentach z wypowiedziami dzieci, które po kilkunastu latach dalej nie mogą pogodzić się ze stratą ojca-ratownika, który zginął w akcji, bo to dalej w nich siedzi. Ciężko się żyje z nieobecnym mężem i ojcem, a jednak dziewczyny nie narzekają i stają na wysokości zadania, biorąc na swoje barki rodzinne obowiązki dwóch osób, bo stawka życia ludzkiego jest za wysoka. Zresztą nie wiem na co liczyliście. Kobity powiedziały, że boli ich samotność w codziennym życiu i pokazały różne jej oblicza, ale że jednak obiektywnie TOPRowcy to dobre normalne chłopaki. Serio chcieliście czytać, że tego baba podejrzewała o zdradę, a tamten nie zmywa po sobie, a jeszcze inny puszcza bąki przez sen? Nie chcieliście za bardzo wejść z butami do cudzego życia? No jakby mnie pytali o męża (który też ma niebezpieczny zawód), to na pewno bym wyciągnęła wszystkie brudy, żeby tylko czytelnik był zadowolony. Inna sprawa że wiecie, co byście pisali jakby faktycznie baby na nich narzekały? Na RATOWNIKÓW ratujących życie obcych ludzi niezależnie od pogody i warunków? Ja się z dużym prawdopodobieństwem domyślam. Eksperci z internetu. Normalnie aż się uruchomiłam.
Książkę bardzo polecam zainteresowanym tematem ratownictwa i gór, ale myślę też, że lektura jest na tyle ciekawa, że większości czytelników będzie się podobać.

Dawno żadna książka mnie tak niemiłosiernie nie wciągnęła, niesamowicie mną nie wstrząsnęła i nie wywołała tyłu emocji... A jednocześnie dzięki niej nabrałam tak wiele wiary w ludzi... Jednak potrafimy sobie pomagać w sytuacji kryzysowej, nawet będąc również ofiarami tego samego wypadku. Piękne to było. Po prostu.
Gdyby książka zawierała tylko rozdziały dotyczące akcji w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na początku trudno mi się było przyzwyczaić do stylu, bo wydawał mi się za bardzo patetyczny i podniosły. Jednak kiedy weszłam już w tę narrację, to się zachwyciłam i po prostu przepadłam w lekturze.
Autor ma prawdziwy dar do tworzenia pięknych, plastycznych opisów i niesamowitych, fantastycznych porównań. Najbardziej podoba mi się w nich to, że są właśnie takie oniryczne, nieoczywiste, czasem nawet przeczące sobie, czy może raczej trudno skojarzalne (np. porównanie wozów do suchych liści), ale mimo tego, albo właśnie dzięki temu, czytelnik dokładnie wie, co autor miał na myśli. Jego opisy i porównania, mimo tej nieoczywistości i dziwności, są bardzo w punkt. Taki styl tworzy przepiękny baśniowy i magiczny klimat, w którym można się pogrążyć i zostać bardzo długo pod jego urokiem.
Ponadto lektura jest bardzo mądra, można wynieść z niej wiele nauki i odnieść do swojego życia. Autor bardzo pięknie i adekwatnie opisuje stany ducha i uczuć bohaterów. Ja byłam zachwycona drzewem zakochanym w człowieku lub Jednoroginią, dla której ogromnym obciążeniem był już sam fakt, że zna imiona towarzyszy.
Porównania do Tolkiena wydają mi się na wyrost, bo choć nie sposób odmówić talentu autorowi, a jego krainie klimatu, to pod względem światotwórstwa (języków, geografii, mitów, wierszy, religii, ras, ich kultur i historii oraz historii ich języków(!), itd.), to nie ma tu czego porównywać. W ogóle w powieści Beagla nie o to chodzi (i bardzo dobrze), stąd wszystkie podobne porównania zawarte w blurbach na okładce uważam za zbędne, o ile nie krzywdzące dla obu stron.
Bardzo polecam tym, którzy lubią baśniowe klimaty i lektury, które kryją coś więcej niż akcja.

Na początku trudno mi się było przyzwyczaić do stylu, bo wydawał mi się za bardzo patetyczny i podniosły. Jednak kiedy weszłam już w tę narrację, to się zachwyciłam i po prostu przepadłam w lekturze.
Autor ma prawdziwy dar do tworzenia pięknych, plastycznych opisów i niesamowitych, fantastycznych porównań. Najbardziej podoba mi się w nich to, że są właśnie takie oniryczne,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Gdy zobaczyłam, że jedna z moich ulubionych autorek napisała książkę o LATAJĄCYCH KOTKACH, nic nie mogło mnie powstrzymać przed przeczytaniem tej książki.
"Kotolotki" to bardzo ciepła, przyjemna i wartościowa lektura dla dzieci, ale nie tylko. Ją jako już raczej osoba dorosła też znalazłam coś, co mogę bezpośrednio odnieść od mojego aktualnego życia. No chyba że po prostu dobrze pielegnuję swoje wewnętrzne dziecko i dlatego taka literatura na mnie po prostu działa. Książka ma w sobie też wiele momentów po prostu ciepłych i dobrych, za które tak lubię prozę Ursuli le Guin. Sięgając po nią właśnie na to liczyłam i nie zawiodłam się. Fragment, gdy kotolotki wspominają Ręce i Buty i co się stanie gdy się spotka Dobre Ręce był świetny. Chwyciła mnie też za serce mruczanka i opiekuńczość kotolotków względem małej Jane w części drugiej. Bardzo spodobał mi się też fragment w części czwartej o decyzji ruszenia naprzód przez małą Jane i w pewnym sensie opuszczenia Aleksandra i że oboje dadzą sobie radę. Również koncepcja Instynktu Powrotu do Domu (wielkimi literami) niesamowicie przypadła mi do gustu. Chyba najmniej podobała mi się część trzecia, która miała podobnych momentów najmniej.
Na osobną pochwałę zasługują ilustracje, które nie tylko są świetne, ale też wydaje mi się, że bardzo wzbogacają odbiór treści. Moim zdaniem bez nich książka byłaby dużo uboższa.
Bardzo polecam dzieciom i fanom pisarki niezależnie od wieku. Oczywiście trzeba wziąć pewną poprawkę na literaturę dziecięca, bo drugie "Sześć światów Hain" to nie jest, ale naprawdę w "Kotolotkach" jest obecny ten specyficzny klimat, za który kochamy Ursulę le Guin.

Gdy zobaczyłam, że jedna z moich ulubionych autorek napisała książkę o LATAJĄCYCH KOTKACH, nic nie mogło mnie powstrzymać przed przeczytaniem tej książki.
"Kotolotki" to bardzo ciepła, przyjemna i wartościowa lektura dla dzieci, ale nie tylko. Ją jako już raczej osoba dorosła też znalazłam coś, co mogę bezpośrednio odnieść od mojego aktualnego życia. No chyba że po prostu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rzutem na taśmę przeczytałam "Głuszę" w ostatnim dniu akcji CzytajPL.
Jest to bardzo potrzebny reportaż, przedstawiający problemy, z jakimi muszą się borykać osoby głuche na co dzień. Lektura skłoniła mnie do refleksji, unaoczniła pewne sprawy, o których nie miałam pojęcia i uświadomiła w jakimś stopniu, jak wygląda świat głuchych, jakie bariery muszą pokonywać i ile my musimy jeszcze zmienić, by ułatwić ich życie (brak możliwości wezwania pomocy jest moim zdaniem karygodny i po prostu niebezpieczny). Szczególnie cenię te fragmenty, które pozwoliły mi spojrzeć bezpośrednio oczami tych osób. Bo niby dużo z tego człowiek po prostu wie lub chociaż się domyśla, ale jednak jest inaczej, jak sobie uświadomisz na przykład tę sytuację, że od dziecka nie wiesz, że nie słyszysz i widzisz tylko poruszanie ustami i tylko domyślasz się, co to oznacza... Albo gdy pojmiesz ich trudności przy nauce czytania. Chyba każdy wie, że osobie głuchej jest bardzo trudno nauczyć się mówić, ale też większość myśli, że z czytaniem nie powinno być problemu. Sama tak myślałam. A potem przeczytałam "Głuszę". Na początku nawet byłam tym faktem zaskoczona, ale gdy sobie wyobraziłam, jak mam wytłumaczyć literę "a" osobie, która nigdy nie słyszała dźwięku a... No właśnie.
Wiele historii mnie bardzo poruszyło i/lub bardzo zdenerwowało. Nie wiem, jak można być rodzicem głuchego dziecka i nie uczyć się migowego. Raz, że widocznie ono nie jest dla niego na tyle ważne, żeby włożyć wysiłek i nawiązać z nim kontakt, a dwa, że przez to dziecko jest skazane na samotność, brak rozwoju socjalnego, intelektualnego i w pewnym stopniu na pewno emocjonalnego, ale też nie ma ogólnie dostępu do wielu informacji, w tym informacji o nim samym. Naprawdę, jak sobie wyobraziłam sytuację takiego dziecka bezjęzycznego, które rodzice zostawiają w szkole z internatem i które po prostu nie wie, co się z nim teraz stanie, dlaczego rodzice wychodzą, dlaczego ono zostaje tutaj i na jak długo, to mi serce pękało.
Nieludzkie wydawały mi się również kary za używanie migowego. Podobną sytuację też mieli leworęczni. Eh, ten nasz jedyny słuszny system nauczania...
Bardzo mi się podobało przedstawienie perspektywy słyszących dzieci głuchych rodziców. To również uświadomiło mi problemy pewnej części społeczeństwa, o których nie miałam pojęcia
Przechodząc do wad - niektóre tematy są tak długo wałkowane, że w pewnych momentach miałam już ich dość. Tak wiem, że głusi muszą się uczyć migowego najpierw, tak wiem, że SJM to sztuczny twór i tak wiem, że brakuje tłumaczy. Przejdźmy już do czegoś innego. Może taka była intencja, żeby tyle razy tłuc do głowy jedną sprawę, żeby coś w tej głowie czytelnika zostało.
Druga wada to pewna niekonsekwencja. Odniosłam wrażenie pewnego hejtowania nauki języka polskiego. Ja wiem, że nie każdy jest się w stanie go nauczyć, ale chyba nie da się zaprzeczyć, że głuchym, którzy znają polski, mówią i czytają w tym języku, żyje się po prostu łatwiej w Polsce. No ja się nie czuję zobligowana do nauki migowego, tak samo jak nie czuję się zobligowana do nauki niemieckiego, a taka mniejszość żyje w Polsce i nawet ma swoją reprezentację w sejmie. Już mniejsza o to, że się nie dogadamy werbalnie, ale okazuje się, że pisząc wiadomości też się w większości przypadków nie porozumiemy. Jak więc przekroczyć tę barierę? Tłumaczy nie ma i ich magicznie nie przybędzie. Na ten moment nauka polskiego wydaje się jedyną szansą na samodzielne funkcjonowanie głuchych w Polsce. Mam po prostu wrażenie propozycji skupienia się na migowym, przy rezygnacji z wysiłku nauki polskiego i zdanie się na tłumaczy, których nie ma. Druga luka to hejtowanie SJM. Tzn. zgadzam się z tym, że on nie przystaje do konstrukcji migowego, ale sama chęć ujednolicenia języka jest moim zdaniem ok. Chyba dobrze by było, gdyby migowy był bardziej jednolity w powiedzmy całym kraju, a nie że przy każdym ośrodku głuchych jest jego inna wersja. Jednakże nie wiem na ile te różnice uniemożliwiają wzajemną komunikację, więc może niepotrzebnie o tym piszę.
Jest też jedno stwierdzenie, z którym się nie zgadzam, a mianowicie, że głuchota to nie niepełnosprawność. Otóż moim zdaniem póki wymagasz asysty innej osoby przy załatwianiu najprostszej codziennej czynności, to tak, jest to niepełnosprawność. I póki nie posiadasz zmysłu, który posiada 98% społeczeństwa (dane z Instytutu Danych z Dupy), a który mógłby Ciebie lub Twoje dziecko ostrzec i uratować przed choćby wpadnięciem pod samochód, to tak, jest to niepełnosprawność. Nie ma co zaklinać rzeczywistości i nie wiem o co się tu obrażać, przecież to nie jest obraźliwe określenie. Może wykazuję się ignorancją, ale niewidomi chyba się nie obrażają, za mówienie o nich "niepełnosprawni", a im jednak łatwiej utrzymać kontakt z resztą społeczeństwa. Spójrzmy prawdzie w oczy - migowy to nie jest po prostu kolejny zwykły język, tak jak głusi nie są po prostu obcokrajowcami. Bo będąc na mieście nie odpalę słownika google, który przetłumaczy jakieś proste zdanie na migowy i nie dogadamy się na podstawie rozmówek polsko-migowych. My się w żaden sposób nie jesteśmy w stanie dogadać. W najbliższej przyszłości nie znajdzie się nagle tłum darmowych tłumaczy dostępnych na każde zawołanie, a technika nie zlikwiduje w pełni tej bariery tak, żeby głusi wiedli życie w społeczeństwie na poziomie osoby słyszącej. No chyba, że stworzą własne państwo i dostosują wszystko pod siebie. Ale wtedy i tak się nie porozumieją, bo nie ma jednego międzynarodowego języka migowego.
Żeby nie kończyć zgryźliwie, to muszę przyznać, że w jakiś sposób urzekające jest, że książka nie ma audiobooka. Moim zdaniem najlepiej jakby nigdy się go nie doczekała.
Mimo paru wad książkę polecam, bo otwiera oczy i skłania do przemyśleń.

Rzutem na taśmę przeczytałam "Głuszę" w ostatnim dniu akcji CzytajPL.
Jest to bardzo potrzebny reportaż, przedstawiający problemy, z jakimi muszą się borykać osoby głuche na co dzień. Lektura skłoniła mnie do refleksji, unaoczniła pewne sprawy, o których nie miałam pojęcia i uświadomiła w jakimś stopniu, jak wygląda świat głuchych, jakie bariery muszą pokonywać i ile my...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przesłuchane w ramach akcji CzytajPL.
Koreą się nigdy specjalnie nie interesowałam, jednak ja zawsze cenię możliwość dowiedzenia się jak żyją ludzie w innym miejscu świata i poznania (choć trochę) innej kultury. Myślę, że to "liźnięcie" wiedzy o Korei się udało. Może szału nie było, ale słuchało mi się całkiem przyjemnie. Chyba wszystkie najważniejsze rejony codziennego życia zostały krótko omówione, a na końcu znajdują się polecajki ciekawych miejsc do odwiedzenia.
Można polecić fanom Pyry i osobom, które mają zerową wiedzę w tym temacie i chciałyby zacząć od czegoś przystępnego.

Przesłuchane w ramach akcji CzytajPL.
Koreą się nigdy specjalnie nie interesowałam, jednak ja zawsze cenię możliwość dowiedzenia się jak żyją ludzie w innym miejscu świata i poznania (choć trochę) innej kultury. Myślę, że to "liźnięcie" wiedzy o Korei się udało. Może szału nie było, ale słuchało mi się całkiem przyjemnie. Chyba wszystkie najważniejsze rejony codziennego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przesłuchane w ramach akcji CzytajPL.
Nie miałam tej książki w planach, ale zachęcona pewnym bardzo pozytywnym komentarzem, że to "najlepsza książka w tej edycji", skusiłam się. Od razu mówię - najlepsza dla mnie na pewno nie jest. Jest po prostu spoko, ale szału nie ma. Za miesiąc nie będę pamiętać o czym była.
Z zalet to na pewno bardzo na plus Karkonosze. Byłam niedawno w tamtych okolicach i fajnie mieć świadomość jak wyglądają te miejsca, gdzie toczy się akcja i jak są one umiejscowione w przestrzeni.
Drugi duży plus za końcowy rozdział o tym, co bylo oparte na faktach, a co było inwencją twórczą autora. Naprawdę, przy końcowych rozdziałach myślałam o tym, co z tego wszystkiego wydarzyło się faktycznie, a ten rozdział zaspokoił moja ciekawość.
Trzecim plusem jest lektor - wspaniała robota, świetne naśladowanie innych akcentów i podkładanie głosu bohaterom.
Pierwszym minusem było dla mnie użycie wyświechtanego motywu ukrytego skarbu Nazistów, ale nie będę się tego bardzo czepiać.
Kolejna wadą był dla mnie romans, a zwłaszcza czułości w takich zwykłych sytuacjach. Moim zdaniem tak się robi, jak już związek ma trochę stażu, a oni tutaj znali się 5dni, a wspierali jakby co najmniej 5lat ze sobą byli. W ogóle jakoś tak na nie jestem jeśli chodzi o tę relację. Fajnie się zaczęła, ale potem trochę mnie wewnętrzna żenada ogarniała przy każdym "takim" momencie czułości. W ogóle sam fakt, że chłop jedzie w Karkonosze i musi sobie od razu dziewczynę przygruchać... Raz, że oklepany motyw, a dwa, że jakby odhaczony z listy to-do.
Trzecia rzecz, która mi się nie podobała, to chyba oczywisty dla wszystkich złol. Ja jednak lubię element zaskoczenia. I ten złol też oczywiście musi opowiedzieć swoją historię życia Maksowi, którego zaraz i tak zabije. Jakbym ja była morderca, to chyba by mi się nie chciało tłumaczyć przyszłej ofierze, jak to mnie los w dzieciństwie pokrzywdził.
Ostatnia poniekąd wada to fakt, że książka nie wciągnęła mnie aż tak bardzo, jak myślałam, że mnie powinien wciągnąć kryminał. Nie to, że się przy niej nudziłam, ale nie miałam też takiego zniecierpliwienia, żeby szybciej się dowiedzieć, kto za tym wszystkim stoi i co się wydarzy dalej. Może ta literatura nie jest dla mnie po prostu. A może się starzeję i za dużo świetnych książek przeczytałam, żeby średniak mnie wciągnął.
Mogę polecić fanom takiej literatury i Karkonoszy, ale bez specjalnego parcia.

Przesłuchane w ramach akcji CzytajPL.
Nie miałam tej książki w planach, ale zachęcona pewnym bardzo pozytywnym komentarzem, że to "najlepsza książka w tej edycji", skusiłam się. Od razu mówię - najlepsza dla mnie na pewno nie jest. Jest po prostu spoko, ale szału nie ma. Za miesiąc nie będę pamiętać o czym była.
Z zalet to na pewno bardzo na plus Karkonosze. Byłam niedawno...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przesłuchane w ramach akcji CzytajPL.
Przez całą pierwszą część książka szła dzielnie ku 10 gwiazdkom. Ogólnie całość jest bardzo odmieniająca perspektywę i zmieniająca myślenie o czasie i człowieku w czasie, ale pierwsza część była dla mnie po prostu najlepsza. Naprawdę, w niej w zasadzie każde zdanie mnie czegoś uczyło, zadziwiało, zastanawiało i po prostu trafiało do serca. A musicie wiedzieć, że ze względu na konflikt pracy, ewentualnego założenia rodziny, innych projektów w życiu prywatnym i ponad 30 na karku, ja od paru lat żyję w poczuciu, jakbym była niewolnikiem czasu, co powodowało u mnie głęboką niezgodę i mentalne "wysiadanie z tego pociągu". Przez ostatni rok zmagałam się też z ogromnym uczuciem straty przez zmianę pracy. Nie zrozumcie mnie źle, teraz mam świetną pracę i to była najlepsza decyzja w życiu zawodowym... bardzo jednak tęskniłam za poprzednim zespołem i za tamtym alternatywnym życiem i żyjąc nim nie mogłam w pełni doceniać obecnego. Książka ta natomiast pozwoliła mi popatrzeć na to wszystko z innej strony lub nawet z dalszej perspektywy, pogodzić się z ograniczeniami i spróbować żyć w zgodzie z nimi i z czasem. Bardzo jest to dla mnie pocieszające i daje mi taki wewnętrzny spokój. Ośmielam się powiedzieć, że lektura dała mi... wolność.
Niesamowicie podoba mi się też ta coachingowość przez antycoachingowość. Nie zrobisz wszystkiego, co potrzebne, nie wszystko Ci wyjdzie, nie wypełnisz wszystkich obietnic, nie uda Ci się doświadczyć wszystkiego, a twoje życie to tyle, co pył na wietrze w całym czasie wszechświata. Wiedząc to, rób po prostu swoje. Naucz się wybierać z pełną świadomością rezygnacji z innych aktywności i doceń to, co wybrałeś. I zrób pierwszą najpotrzebniejszą rzecz.
Polecam zabieganym, zmęczonym i niewolnikom czasu, takim jak ja.

Przesłuchane w ramach akcji CzytajPL.
Przez całą pierwszą część książka szła dzielnie ku 10 gwiazdkom. Ogólnie całość jest bardzo odmieniająca perspektywę i zmieniająca myślenie o czasie i człowieku w czasie, ale pierwsza część była dla mnie po prostu najlepsza. Naprawdę, w niej w zasadzie każde zdanie mnie czegoś uczyło, zadziwiało, zastanawiało i po prostu trafiało do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przesłuchane w ramach akcji CzytajPL.
Książka zawiera kilka wspaniałych cytatów i rozważań. Niektóre fragmenty były w moim przypadku tak w punkt, że sprawiały, że faktycznie miałam wrażenie, że autorka wie, co czuję. Podobało mi się też ogólne przesłanie, by cieszyć się chwilą, nie przejmować za bardzo zdaniem innych, być uważnym i czułym, pełnym zrozumienia różnej "biedy" innych i w ogóle dbać o relacje i dbać o ludzi. Świetny pomysł z kodem QR do playlisty, ale mogłaby być trochę dłuższa. Duży plus za poruszenie tematu różnych samotności - bardzo podobały mi się rozważania o tym. Zdecydowaną zaletą jest też odczarowanie psychoterapii i ogólnie dbania o zdrowie psychiczne (również we własnym zakresie). Niestety nie jest to książka idealna (lub prawie idealna, jak sugeruje ocena powyżej 8, która dla mnie jest zwykle obietnicą wyjątkowej lektury) i znajduję w niej też sporo wad. Owszem, nie jest to niewątpliwie kolejne zwykle czytadło, bo ma niesamowitą wartość choćby w normalnym mówieniu o zdrowiu psychicznym, jednak do "prawie ideału" to jej jeszcze daleko.
Po pierwsze postać głównej bohaterki. Im bardziej autorka chciała żebym ją polubiła (no lub ją, przecież jest taka radosna i fajna, czemu jej nie lubisz?), tym bardziej mnie Iga irytowała. Jak dla mnie była skrzyżowaniem Ani z Zielonego Wzgórza i Milagros ze "Zbuntowanego Anioła", w ubraniach Lou z "Zanim się pojawiłeś". Według mnie strasznie męcząca osoba na dłuższą metę. I po półtora, kolejny wyświechtany motyw z lokalnym słoneczkiem, które wprowadza radość do życia szarych ludzi w swoim otoczeniu. I ten jej jeden grzech-głupi błąd z przeszłości mam wrażenie, że był wprowadzony tylko po to, by uniknąć oskarżeń o marysuizm. Chociaż poniekąd wpisuje się też w punkt następny, więc może faktycznie nie tylko po to xD Do tego mimo, że miał łamać jej idealny obraz, to jest poniekąd pośrednio usprawiedliwiony, że owszem, źle zrobiła, ale takie i takie były okoliczności, pijana była, żałowała, no i tylko jeden raz, jeden błąd. Wybaczmy jej poddanie się chwili.
Po drugie zbyt duże stężenie cierpień. Ja wiem, że trzeba było pokazać różne tragedie, żeby każdy czytelnik mógł poczuć, że ktoś inny wie, co on czuje, ale dla mnie to był przesyt. Serio, kilka osób z sierocińca, kilka chorych śmiertelnie, kilka zdradzonych, kilka podejmuje próbę samobójcza lub o niej myśli, kilka umiera, kilku umiera ktoś... Lista nieszczęść się ciągnie i z każdą następną pozycją dla mnie ta historia staje się bardziej nierealistyczna, a do tego trąci prostymi i tanimi chwytami, by wywołać wzruszenie u czytelnika. U mnie odniosło to efekt odwrotny.
Po trzecie, w związku z dwoma powyższymi, fabuła mnie w ogóle nie wciągnęła. Naprawdę było mi bardzo obojętne, co się stanie z bohaterami, nikomu nie kibicowałam. W zasadzie jak się zastanowię nad tym, to ta historia mnie wcale nie zaciekawiła. Przesłuchałam głównie dla rozmyślań nad samotnością, które jednak niestety (tu po czwarte) momentami pachniały Paulo Coelho. Naprawdę, jak usłyszałam wyświechtaną I przegwałconą na wszystkie sposoby opowieść o dwóch wilkach, to mi się zrobiło gorzej. Niemniej była ich mniejszość, to nie będę się aż tak czepiać.
Po piąte główny wątek romantyczny był dla mnie zwłaszcza na początku mało naturalny. W ogóle nie czułam na początku chemii między bohaterami i każda uwaga osoby postronnej, "że jak oni na siebie patrzą" albo "coś musi między wami być" wywoływała u mnie pewien dysonans poznawczy, bo ja miałam relacje wprost z ich głów i jak dla mnie w momentach, gdy wszyscy naokoło im sugerowali romans, to tam nic się nie działo. Nie mówię, że mieli o sobie na samym początku myśleć nie wiadomo jak romantycznie, bo czasem człowiek nawet przed samym sobą się nie przyznaje, że coś czuje, ale chodziło mi o jakieś takie delikatne poszlaki czy subtelne sugestie, których mi zabrakło. Uwaga, że Iga jest ładna to za mało.
Po szóste sam pomysł umieszczenia książki w książce... Nie jestem fanką takich zabiegów. W takim razie kim czyni to samą autorkę - Igą? Jakoś tak coś mi nie pasuje w tej książkocepcji.
Podsumowując - nie wiem czy to niewykorzystany do końca potencjał? Czy może bardziej, że książka obiecuje więcej niż to, czym faktycznie jest? Z tego względu to w sumie nie wiem czy polecam. Lektura jakąś wartość bezsprzecznie ma, ale dla mnie ma też sporo wad. Może faktycznie jeśli macie czytać kolejne generyczne i odmóżdżające czytadło niskich lotów, to już lepiej to.

Przesłuchane w ramach akcji CzytajPL.
Książka zawiera kilka wspaniałych cytatów i rozważań. Niektóre fragmenty były w moim przypadku tak w punkt, że sprawiały, że faktycznie miałam wrażenie, że autorka wie, co czuję. Podobało mi się też ogólne przesłanie, by cieszyć się chwilą, nie przejmować za bardzo zdaniem innych, być uważnym i czułym, pełnym zrozumienia różnej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przesłuchane w ramach akcji CzytajPL.
Ostatnio oglądałam Zakochanego bez pamięci (ang. Eternal Sunshine of the Spotless Mind - oryginalny tytuł jest bardzo interesujący, więc postanowiłam go przywołać) z Jimem Carreyem i tak sobie właśnie pomyślałam o tych wszystkich znanych komikach, którzy cierpieli/cierpią na depresję i z tego też względu sięgnęłam po tę książkę. Okazuje się, że twarz depresji... to twarz uśmiechnięta.
Bardzo łatwo było mi się utożsamić z autorką. Wystarczy wymienić przejmowanie się wszystkim, chęć bycia prymuską - też we wszystkim, cieszenie z pierdół, wracanie autem z sąsiedniej ulicy do domu, żeby sprawdzić po raz 6 czy na pewno te drzwi są zamknięte i się magicznie same nie otworzyły po sprawdzaniu nr 5, ponadprzeciętna inteligencja (to nie pycha, tylko prawda - mam na to kwity 😁) i związana z nią nadmierna analiza wszystkiego, żywe uczucie żenady na wspomnienie głupoty, którą zrobiłam 3 lata temu i o której nikt już nie pamięta poza mną, a nawet obracanie w żart i w sumie właśnie robienie mini-standupu na temat moich głupiutkich przygód, gdy opowiadam je znajomym. Jednak chyba najbardziej "blisko" poczułam się, gdy autorka opisywała swoją małą asertywność i chęć, by absolutnie nikomu nie sprawiać problemu. Serio, nie sądziłam, że ktoś ma tak samo, a historia z niechcianą kupioną lampą ściągniętą z najwyższej półki w sklepie przez ekspedienta, to jest moje życie. I jeszcze to, że w momencie, gdy autorka ma podpisaną umowę na książkę o depresji, ma również zmienioną diagnozę na lekką dwubiegunówkę... to naprawdę brzmi jak jedna z moich głupiutkich przygód. Mi się takie rzeczy po prostu przydarzają 😁 I jeszcze żal za innymi wersjami swojego życia... Jak sobie tak o tym myślę, to chyba też muszę się udać do specjalisty...
Nie zaśmiałam się ani razu, ale mnie generalnie trudno rozśmieszyć słowem pisanym. Cały czas jednak błądził mi po twarzy uśmiech. Wydaje mi się, że książka dużo by zyskała, gdyby czytała ją sama autorka z taką intonacją, jakby zamierzała ten tekst po prostu powiedzieć, a nie przeczytać, albo jakby faktycznie ktoś ją czytał-mówił w formie standupu.
Samą lekturę trudno konkretnie określić. Bo czy to jest "na wesoło o depresji"? No nie wiem czy na wesoło. Na pewno nie do końca. I nie wiem czy o depresji. Czy może o dwubiegunówce? Z pewnością kompendium wiedzy o tych chorobach to nie jest. Raczej studium przypadku chorej opisane w lekkim stylu. Tylko czy "lekko" to odpowiednie słowo na tym miejscu? "Lekko"? Może i lekko, ale temat lekki nie jest. "Lekko" maskuje to "ciężko". Stąd czytanie tego dla rozrywki też jest... No właśnie jakie? Nie jest może najszczęśliwszym pomysłem, ale jeśli ktoś się na takich tematach dobrze bawi, to kim ja jestem, żeby tego zabraniać. W końcu to standup. To skoro nie czytanie dla wiedzy i nie czytanie dla rozrywki... to dla czego? Dlaczego?
Mimo, że w sumie to nie wiem komu i czemu by ta książka miała służyć, to daję wysoką ocenę. Chyba właśnie ze względu na to podobieństwo między nami i błądzący jednak uśmiech. A ja niestety mam pospolite imię i na domiar złego mam też zbyt blisko siebie osadzone oczy, to sobie z Emilką nie pogadamy 😉

Przesłuchane w ramach akcji CzytajPL.
Ostatnio oglądałam Zakochanego bez pamięci (ang. Eternal Sunshine of the Spotless Mind - oryginalny tytuł jest bardzo interesujący, więc postanowiłam go przywołać) z Jimem Carreyem i tak sobie właśnie pomyślałam o tych wszystkich znanych komikach, którzy cierpieli/cierpią na depresję i z tego też względu sięgnęłam po tę książkę. Okazuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeczytane w ramach akcji CzytajPL.
Nie znałam poprzednich części, a tę otworzyłam tylko na chwilę i momentalnie mnie wciągnęło. Słodka historia i słodcy bohaterowie. Chciałoby się ich przytulić w ich nieporadnościach, rozterkach i problemach. Zwłaszcza Charliego <3
Podobał mi się też młodzieżowy język, który nie wypadał sztucznie, a bardzo naturalnie.
Komiks porusza trudne tematy i bardzo ten fakt doceniam, jednak wydaje mi się, że ta historia jest zbyt różowa mimo wszystko. Bohaterowie są zbyt dojrzali jak na swój wiek. Często myślałam że mają po 20-kilka lat i dopiero tekst mi przypominał, że to są szesnastolatkowie. Nie wiem jak Wy, ale ja mając tyle lat i kłócąc się o jakąś pierdołę ze swoim ówczesnym chłopakiem nie miałam takiego: "Spokojnie Słońce, to tylko emocje, chodź się przytulić". Bardziej przypominało to oko za oko, ząb za ząb. Albo nawet oko za włos, a ząb za małą rankę. No taki człowiek był w tym wieku.
Druga sprawa, to wydaje mi się, że jest zbyt wysokie stężenie osób LGBT w jednej grupie. W społeczeństwie jest to ok. 5%, a nie 50% jak myślą Amerykanie. Nie będę się jednak tego czepiać, no bo jest jednak prawdopodobieństwo, że akurat taka grupa przyjaciół się trzyma ze sobą.
Podsumowując, miło spędziłam czas z tym komiksem i jeśli nadarzy się okazja to sięgnę po pozostałe części.

Przeczytane w ramach akcji CzytajPL.
Nie znałam poprzednich części, a tę otworzyłam tylko na chwilę i momentalnie mnie wciągnęło. Słodka historia i słodcy bohaterowie. Chciałoby się ich przytulić w ich nieporadnościach, rozterkach i problemach. Zwłaszcza Charliego <3
Podobał mi się też młodzieżowy język, który nie wypadał sztucznie, a bardzo naturalnie.
Komiks porusza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeczytane w ramach akcji CzytajPL.
Książka jest bardzo przyjemna, ciepła i przytulna. Ktoś w swojej opinii napisał "milutka" i ja się z tym zgadzam, bo właśnie taka jest. Mimo, że nie ma wartkiej akcji, to są momenty, że trudno się oderwać od opowieści. Bohaterowie od razu wzbudzają naszą sympatię, ale też moim zdaniem niezwykle interesujący jest sam pomysł otworzenia kawiarni w krainie fantasy przez emerytowaną wojowniczkę orczycę - no przepiękne po prostu. Sięgając jednak po tę lekturę trzeba wiedzieć czego oczekiwać, bo fabuła faktycznie toczy się wokół otwarcia kawiarni. Jeśli ktoś oczekuje nieustannej akcji, walk i wybuchów, to prawdopodobnie się zawiedzie, bo to jest, ale w ilości czekoladowej posypki na spienionej kawie.
Książka ma niewątpliwie wiele zalet, ale nie jest też czymś niesamowitym, odmieniającym życie i nawet jako książka typowo rozrywkowa nie wspina się na wyżyny tego rodzaju literatury. Faktycznie jest sympatyczna, ale moim zdaniem ma zbyt duży hype na to, czym rzeczywiście jest. Poza tym Viv chyba jest zbyt inteligentna, jak na swoją rasę, ale nie będę się już czepiać technikaliów D&D, skoro książka jest taka przyjemna.
Polecam jako lekturę jesienno-zimową, koniecznie czytaną pod kocykiem z kubkiem aromatycznej kawy w łapce.
PS. Podobno audiobooka po angielsku czyta sam autor, który normalnie pracuje jako aktor dubbingowy. Fajnie by było kiedyś posłuchać.

Przeczytane w ramach akcji CzytajPL.
Książka jest bardzo przyjemna, ciepła i przytulna. Ktoś w swojej opinii napisał "milutka" i ja się z tym zgadzam, bo właśnie taka jest. Mimo, że nie ma wartkiej akcji, to są momenty, że trudno się oderwać od opowieści. Bohaterowie od razu wzbudzają naszą sympatię, ale też moim zdaniem niezwykle interesujący jest sam pomysł otworzenia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wysłuchane w ramach akcji CzytajPL.
Jak dla mnie zbyt chaotyczna i stronnicza jak na reportaż.
Jest poruszonych tak wiele wątków i w tak chaotyczny sposób, że wręcz mnie ta książka denerwowała. Na początku opis zbrodni, niepełne zeznania przeczące sobie, pobieżny opis ofiary, opis postaci Krzysztofa O., opis gangsterki lat 90., fragmenty dziennika Moniki, jadłospis więzienny, jej sytuacja rodzinna, rozważania nad wymiarem sprawiedliwości, rozważania nad sensem kary dożywocia, opowieść o koleżance reporterce, agitka polityczna, teza feministyczna i na końcu jeszcze powrót do przesłuchań i wyjaśnienie, że z tym tatarem, to nie tak było. No na tym etapie to ja już nie wiem, czy ja wierzę autorowi. I jakoś tak postać ofiary niknie w tym szumie informacyjnym. W ogóle reportaż jest pisany z tezą i 100% pewnością, że Monika nie jest już niebezpieczna i że na przekład nie jest psychopatką, która się bardzo dobrze maskuje. To, że są przypadki inteligentnych kobiet psychopatek, które zabijały czyimiś rękami, owijając sobie współwinnych wokół palca, nie jest chyba odkryciem Ameryki. I stąd ja nie wiem, czy się zgadzam z tezami autora, bo nie mam takich kompetencji, a autor nie dał mi narzędzi, by tak myśleć i mieć taką niezachwianą pewność jak on. Mam wrażenie dużej jednostronności, przedstawienia tylko jednego punktu widzenia (tutaj muszę oddać, że z przyczyn niezależnych, bo współwinni i rodzina nie chcieli rozmawiać, ale to nie zmienia faktu, że głosu osób ważnych dla sprawy nie ma) oraz pewnej pobieżności. Lidia Ostałowska pisała, że zna Monikę na wylot, zna bardzo intymne fakty z jej życia i dużo o niej wie. No ja nie miałam takiego wrażenia podczas lektury, że faktycznie poznałam Monikę. Wręcz odwrotnie, bo poddawałam w wątpliwość to, co mówiła, a przynajmniej dopuszczałam możliwość, że w jakiś sposób kłamie. Może nie wprost, ale na przykład mówi część prawdy, albo przedstawia ją w inny sposób, bardziej korzystny dla siebie.
Jak dla mnie stracony czas na jednostronną historię. Jedyną wartością były rozważania nad karą dożywocia, które zmusiły mnie do pewnych refleksji nad jej zasadnością. Nie sądzę jednak, że dożywocie jest tak do końca niepotrzebne. Na pewno służy jako straszak. No i skoro "dożywotka" wychodzi jednak na wolność, to okazuje się, że to nie jest tak naprawdę dożywocie. A jakby skazali całą trójkę na 25 lat, to by oznaczało, że mogliby wyjść po na przykład 10, tak? Moim zdaniem to już nie jest dobre, właśnie z tego względu, że realnie więźniowie odsiadują krótsze kary niż wydane wyroki. Bardzo jednak spodobał mi się pomysł dozoru skazanego, który wyszedł na wolność, co kilka lat i sprawdzenie czy się zresocjalizował po upływie kary.
Na koniec znowu muszę się sparafrazować - redaktorzy GW byliby chyba chorzy, gdyby w książce o (niepolitycznym!) morderstwie młodej dziewczyny, nie wcisnęli, że demokracja umiera, konstytucja łamana, a PiS zły. Ja na nich nie głosuję i denerwują mnie pewnymi zachowaniami (wstyd mi, że w ogóle muszę robić taki disclaimer, bo to, o czym mówię, powinno być oczywiste dla wszystkich, niezależnie od sympatii politycznych), ale serio - chyba zacznę dawać 1 gwiazdkę za takie rzeczy w ramach osobistego buntu, niezależnie od innych zalet lektury. Poprzednio książka o śmierci w górach, teraz książka o brutalnym morderstwie, a łączą je jednakowe polityczne wtręty. Widzę, że bardzo chcą mnie uczyć jak mam myśleć przy okazji poruszania innych tematów. Chyba w drugą stronę nie zdarzyło mi się, że czytałam nie wiem, o robieniu wina no i oczywiście, że wina Tuska. A nie, przepraszam, zdarzyło mi się raz - we wczesnej książce Cejrowskiego "Podróżnik WC", której on długo nie chciał wznawiać, a ja też jej tę niepotrzebną politykę wytknęłam. Ale chłopu oddać trzeba, że dojrzał i w późniejszych, tych bardziej znanych książkach typu Rio Anaconda już nie umieszczał swoich politycznych poglądów. Wyobraź to sobie czytelniku, że czytasz o dżungli i nie wiesz, za kim autor głosował, tylko cieszysz się opowieścią, ehhh...
A jeśli by znowu do tego wrócił, to też go zjadę.

Wysłuchane w ramach akcji CzytajPL.
Jak dla mnie zbyt chaotyczna i stronnicza jak na reportaż.
Jest poruszonych tak wiele wątków i w tak chaotyczny sposób, że wręcz mnie ta książka denerwowała. Na początku opis zbrodni, niepełne zeznania przeczące sobie, pobieżny opis ofiary, opis postaci Krzysztofa O., opis gangsterki lat 90., fragmenty dziennika Moniki, jadłospis...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie sądziłam, że mnie ta książka tak wciągnie. Najlepsze, że w sumie to sięgałam po nią z obojętnością i tylko dzięki akcji CzytajPL. Lubię fantastykę, ale po prostu nie była to lektura, za którą bym się zabrała sama z siebie. Wybrałam ją jedynie dlatego, że z dostępnego całego zestawu, ta wydawała się najbardziej wpasowywać w moje gusta. Przekonały mnie też wysokie oceny. Bałam się tylko, że będzie to pierwsza część cyklu. Od razu odpowiadam - nie jest. I od razu dopowiadam - żałuję, że nie ma więcej.
Fabuła bardzo mnie zainteresowała, nie mogłam się oderwać momentami. Niesamowicie spodobała mi się konstrukcja świata i zasady w nim obowiązujące. Zapałałam też sympatią do bohaterów. Ich historie wzruszały i chwilami dawały pewnego rodzaju katharsis (Opal i Flora). W ogóle bardzo polubiłam rodzinę, która stworzyli. Podobało mi się też przełamanie kliszy ewentualnego romansu z Penelopą.
Z wad to kilka razy wyłapałam powtórzenia w tekście. Pamiętam na przykład taki moment, gdy Max trzy razy pod rząd na Rocha "naskoczył". No i chyba się nie dowiedziałam, a bardzo mnie to ciekawiło, na czym polegał dzień rozliczenia i dlaczego był taki straszny, że aż następnego dnia wszyscy świętowali, że udało się przeżyć.
Gorąco polecam i tylko dodam, że po wszystkich książkach, które do tej pory przeczytałam, miałam wrażenie, że nie dam już 8 gwiazdek książce typowo rozrywkowej, no bo i za co. Tyle jest dzieł, które wywołują refleksje, które są bardzo złożone, które są napisane pięknym językiem, które mają drugie i trzecie dno. W związku z tym nie wyobrażałam sobie na tym etapie czytelnictwa dawać 8 gwiazdek "normalnej" książce. No..., a jednak. I ostatnia sprawa - ta książka zachęciła mnie do zainteresowania się autorką. W życiu by się to nie stało, gdyby nie akcja CzytajPL. Warto więc nawiązywać z nimi współpracę w celu znalezienia nowych fanów. To się serio opłaca.

Nie sądziłam, że mnie ta książka tak wciągnie. Najlepsze, że w sumie to sięgałam po nią z obojętnością i tylko dzięki akcji CzytajPL. Lubię fantastykę, ale po prostu nie była to lektura, za którą bym się zabrała sama z siebie. Wybrałam ją jedynie dlatego, że z dostępnego całego zestawu, ta wydawała się najbardziej wpasowywać w moje gusta. Przekonały mnie też wysokie oceny....

więcej Pokaż mimo to