Biblioteczka
2024-05-01
2024-04-28
Kurczę, naprawdę chciałabym, żeby ta książka mi się bardziej podobała.
Po opowiadaniu "Małe Zwierzątka" (dostępne za darmo na WolneLektury.pl - polecam bez żadnego "ale") byłam zachwycona. Ten styl, ten humor, to opisywanie rzeczywistości, do tego wachlarz emocji, które funduje autor i parafrazy Pisma Świętego - no miodzio. Bardzo mi się to podobało i bardzo na mnie działało i taka też była pierwsza połowa książki. Gdyby cała książka taka była, to dałabym 9 gwiazdek, a kto wie, może nawet 10. Niestety od rozpoczęcia przygody w podziemiach zaczęła mnie ta lektura (mówię to z ciężkim sercem) nudzić. Podobał mi się tam wątek Chany i to mnie trochę ożywiło, ale niestety potem znów było jakoś tak średnio. Owszem, występowały takie "momenty" mocne i wstrząsające (jeden z nich to zakończenie wątku kota i nawiązanie do Balroga i Gandalfa, które bardzo doceniam... i które bardzo bolało... serio, przykro mi się wtedy zrobiło), no ale szkoda, że to tylko momenty. W pierwszej części też one były i też je uwielbiam, bo były właśnie mocne, genialne i rozdzierające serce, ale jednak wtedy dużo lepiej mi się czytało te fragmenty pomiędzy i dużo więcej przyjemności czerpałam z ich czytania. Może ja też najpierw miałam i straciłam Malwę, a potem miałam i straciłam jej namiastkę. Tylko dlaczego traci się ją przez kolejny krok w seksie? (: Co prawda końcówka podniosła poziom, ale dla mnie nie doskoczyła do pierwszej części. Zakończenie zaś... Sama nie wiem. Może docenię je po jakimś czasie. Może gdy przeczytam drugi raz i bardziej skupię się na Kamieniu.
Oczywiście książka ma bardzo wiele zalet (za nie daję wysoką ocenę) i część dzieli nawet z opowiadaniem "Małe Zwierzątka". Bardzo podoba mi się styl autora i bardzo odpowiada mi jego humor. To jest po prostu mój typ. Poza tym to przenikanie się świata realnego z fantastycznym - zgodność z historią i te czary, które faktycznie działają, przyziemna rzeczywistość i te dziwy, które są prawdziwe...mhm... Do tego pełno tu różnorakich nawiązań, moje ulubione są oczywiście do Tolkiena (kocham) i puszczania oka do czytelnika. No leży mi ten styl, pasuje mi to po prostu. Dlatego tym bardziej żałuję, że nie wyszło lepiej. Dałabym 7,5 jakby się dało, no ale się nie da, a lekko zawiedzione oczekiwania trochę bolą, więc niech będzie 7.
Mimo lekkiego znużenia w połowie, będę się autorem interesować, bo ma coś takiego, co na mnie działa w literaturze. Ale i tak szkoda.
Kurczę, naprawdę chciałabym, żeby ta książka mi się bardziej podobała.
Po opowiadaniu "Małe Zwierzątka" (dostępne za darmo na WolneLektury.pl - polecam bez żadnego "ale") byłam zachwycona. Ten styl, ten humor, to opisywanie rzeczywistości, do tego wachlarz emocji, które funduje autor i parafrazy Pisma Świętego - no miodzio. Bardzo mi się to podobało i bardzo na mnie...
2024-04-13
Zainspirowana autobiografią Dio postanowiłam zrobić playlistę piosenek, o których Ronnie wspomina w swojej książce, w kolejności pojawiania się w tekście. Poniżej zamieszczam linki dla zainteresowanych do YT i Spotify, z uwagą, że playlista na YouTubie jest pełniejsza, bo nie wszystko udało mi się znaleźć na Spotify.
Playlista YouTube:
https://youtube.com/playlist?list=PLpZMTJAecLtAbyWzY0E7k9lsznG3ahLkP&si=0rg_DKpJpkX1_JZY
Playlista Spotify:
https://open.spotify.com/playlist/2lsTX5se367cFEeQmxmiwI?si=oYYCsgHrRBi0p-4kENzvEw&pi=e-bJqnTIQnSM6s
Gdy się dowiedziałam, że wyjdzie autobiografia Dio, to owszem, chciałam ją przeczytać, ale równocześnie wydawało mi się, że nikt po polsku tego nie wyda, więc i tak nici z czytania. Pogodziłam się więc z tym, gdy NAGLE... przeczytałam darmowy fragment zacytowany w jakimś artykule na zagranicznej stronie i przepadłam. Traktował on o wątpliwościach Ronniego przy przejściu do Black Sabbathu i zastąpieniu tam Ozzy'ego Osbourne'a i był długości parozdaniowego akapitu. Ten właśnie fragment przekonał mnie, że muszę tę książkę przeczytać i to koniecznie w oryginale. W ogóle to chyba pierwsza książka, do której przekonał mnie darmowy fragment i to jeszcze tak krótki. Okazuje się, że RJD był nie tylko niesamowitym tekściarzem, ale też świetnie sobie radził z prozą. Gdy więc w końcu po perypetiach ze sprowadzaniem książki (chciałam mieć wydanie USA czyli czerwone, a nie generyczne czarnobiałe z UK; spodziewałam się też, że jeśli będzie polskie wydanie, to z tym standardowym dla zmarłych ludzi czarno-białym frontem, ale jestem pozytywnie zaskoczona, że polski czytelnik może cieszyć się czerwona okładką z charakterem), zasiadłam do lektury to już pierwszy rozdział potwierdził mi, że się nie myliłam. W ogóle on mi chyba najbardziej zapadł w pamięć. Dio tak plastycznie to opisał, że ja po prostu czułam ten zaduch amerykańskiego popołudnia i słyszałam samochody za oknem. Do tego panuje w nim taka atmosfera spełnionego największego marzenia i przedkoncertowy klimat - szczęście pomieszane z lekkim stresikiem. I to końcowe zdanie rozdziału, gdy Ronnie jakby kończy pisać i wychodzi do fanów na koncert: "Right, I've got to go and get ready. I hear them calling my name". CUDO.
Słuchając opowieści Ronniego można zobaczyć jak wyglądało jego dzieciństwo, młodość, pierwsze zespoły i wyboista ścieżka do sławy (byłam zaskoczona, że stosunkowo późno stał się rozpoznawalny, bo po 30.), jak również współpraca z takimi sławami jak Ritchie Blackmore i Tony Iommi. Autobiografia pełna jest też śmiesznych anegdot i rockandrollowego życia, które jednak nie zawsze było "zabawne" dla otoczenia. Bardzo mi się natomiast podobał opis pracy nad piosenkami, bo dzięki niemu poznałam wiele nowych utworów Dio, ale także inaczej zaczęłam patrzeć na te już mi znane. Przykładem może być "Black Sheep of the Family", które zawsze mi się podobało, a teraz wiem, że to cover i jak on wyewoluował do wersji Rainbow. I że "Self portrait" to walczyk xD raz dwa trzy raz dwa trzy XD Świetna piosenka nawiasem mówiąc.
Trochę mi brakowało opisu życia prywatnego w środkowej części opowieści, np. o adopcji syna i rozstaniu z pierwszą żoną nie było nawet słowa. Rozumiem jednak, że to są sprawy rodzinne i ci ludzie dalej żyją, więc taktownie nie ma co wywlekać takich rzeczy. Chciałabym też więcej opisu samych piosenek i ich powstawania. Bardzo mnie to ciekawiło i mogłoby to być zdecydowanie dłuższe, bo ja lubię korzystać z tych informacji słuchając danych utworów i odkrywam je wtedy na nowo. Dla mnie to jest chyba jedna z największych plusów tej książki.
Sam Dio wydaje się być bardzo fajnym i przyjaznym człowiekiem. Bardzo mnie poruszała ta uważność na fanów i w ogóle innych ludzi. Że jak z Tobą rozmawiał, to w tej chwili liczyłeś się tylko Ty i on faktycznie i szczerze był zaangażowany w tę rozmowę, mimo że poznaliście się 2min temu przy składaniu autografu i więcej się w życiu nie zobaczycie.
Było też parę zgrzytów, np. przy okazji prowadzenia rockandrollowego życia i przy okazji robieniu problemów innym postronnym ludziom. Albo przy niesnaskach z członkami zespołu. Tzn. argumentacja Dio i Wendy do mnie trafiała, ale no nie wiem... Rozumiem jak to mogło po prostu wyglądać z drugiej strony... i to też w sumie dzięki RJD, bo przedstawia on zarzuty kolegów i wykazuje się empatią opisując jakie były wg niego powody, że ktoś sie poczuł w ten sposób i skąd sytuacja wynikła. Tak że, odczuwałam w pewnych momentach zgrzyty, no ale nikt nie jest idealny.
Na YouTubie można znaleźć film dokumentalny o RJD "Dreamers never Die", który gorąco polecam. Niestety nie ma napisów polskich, ani chyba nawet angielskich. Niemniej jest to bardzo ciekawy i fajny dokument i do tego za uczciwą cenę, bo za darmo.
Samą książkę, również bardzo bardzo polecam. Nie mam porównania z wersją polską, ale jeśli macie angielski na średnim+ poziomie i dostęp do słownika, to sugeruję oryginał. Użyty język i składnia nie są skomplikowane (poza niektórymi potocznymi sformułowaniami) i ogólnie czyta się płynnie, nie trzeba walczyć z tekstem. Przynajmniej ja tak miałam. Szkoda po prostu tracić z klimatu, który własnoręcznie stworzył mistrz to, co może zgubić się w tłumaczeniu, przy jednak stosunkowo niskim progu wejścia. Polecam fanom.
Zainspirowana autobiografią Dio postanowiłam zrobić playlistę piosenek, o których Ronnie wspomina w swojej książce, w kolejności pojawiania się w tekście. Poniżej zamieszczam linki dla zainteresowanych do YT i Spotify, z uwagą, że playlista na YouTubie jest pełniejsza, bo nie wszystko udało mi się znaleźć na Spotify.
Playlista...
2024-03-17
Ciekawa koncepcja, ale książka nie porwała mnie jakoś bardzo. Ja wiem, że w starym SF czasami szału nie ma, bo my te motywy przewałkowane miliony razy widzieliśmy w nowszych tekstach kultury i to od tych klasyków były one zapożyczone i wyewoluowane, no ale i tak nie poprawia to przyjemności z czytania. No i trzeba zaznaczyć, że istnieją też klasyki SF, które zachwycają do tej pory, so...
Trochę nie mogłam uwierzyć w to, że drastyczny wzrost inteligencji zafundowały nam świat postapo. Nie wątpię, że zrobiłby się na początku lekki chaos i panika, ale raczej nie doszłoby do takich dantejskich scen jak opisywane w tej książce. Wyższa inteligencja raczej zwiększa empatię. No chyba, że mamy do czynienia z psychopatą. Owszem bardziej inteligentni złoczyńcy i oszuści na pewno wykorzystaliby to do swoich celów, ale inteligencja wszystkich wokół też wzrosła, więc ci z kolei umieliby przejrzeć te fortele i nie daliby się oszukać (albo by dali, ale daliby się też oszukać przed wzrostem inteligencji), ergo może i bezwzględna wartość inteligencji rośnie, ale inteligencja względna w odniesieniu do reszty społeczeństwa jest taka sama jak przed wzrostem. Czyli w ostatecznym rozrachunku nic by się nie zmieniło.
Co do tego, że ludzie zaczęliby porzucać dotychczasową pracę, bo byłaby dla nich mało ciekawa, to niejednokrotnie członkowie Mensy wykonują nieciekawe zawody. Nie wszyscy odnieśli sukces, a duża ich część wnioskuje, że uczestnictwo w wyścigu szczurów jest głupie, więc w nim nie uczestniczą i wysiadają z tego pociągu. Nie ma sobie żył wypruwać dla idei kogoś innego, które nie są Twoje. Ale coś robić musisz, żeby przeżyć, to dajesz z siebie minimum, a wykonując nudne zadania możesz rozmyślać o czymś interesującym. Z drugiej strony jak już jesteś taki inteligentny, to masz świadomość, że pewne rzeczy musisz zrobić i nie zawsze Ci one sprawiają przyjemność, albo są ekstra ciekawe. Czasami po prostu trzeba je zrobić i tyle, przełknąć tę tabletkę i już. Żaden inteligentny człowiek się nie zastanawia czy aby na pewno będzie dla niego ciekawe wyrzucenie śmieci czy przetkanie zatkanej ubikacji. Trzeba to zrobić i tyle. Tak samo trzeba pracować, żeby jeść. Nie ma tu filozofii.
Owszem, znalazłyby się osoby, które chciałyby wtedy zmienić swoje życie, rzucić pracę, popierdolić wszystko i wyjechać w Bieszczady, więc jednym z rozwiązań powyższego problemu jest zatrudnianie do takich prac ludzi, którzy wcześniej byli mniej inteligentni, a drugim że ci naukowcy uzbrojeni w dodatkową inteligencję mogliby w inny sposób sobie z tym poradzić, np. skonstruować robota do tych prac, jakoś zoptymalizować proces, itd.
Za to bardzo ciekawym aspektem wydaje mi się podłoże psychiczne człowieka w tej sytuacji. Ludzie inteligentni dużo (za dużo) myślą i często mają poczucie bezsensu. Trudno jest im być szczęśliwym, a są do tej inteligencji przyzwyczajeni od dziecka. W związku z powyższym bardzo ciekawym jest temat nagłego drastycznego wzrostu inteligencji ludzi, którzy wcześniej byli po prostu normalni, a teraz muszą mierzyć się z czymś, do czego nie wypracowali sobie żadnych mechanizmów obronnych przez lata, jak to jest w przypadku mensan. Chyba dlatego tak mi się podobał wątek Sheili. Miałam dać książce 6 gwiazdek, ale za zakończenie jej historii dorzucam jedną ekstra.
Szkoda, że nie było więcej o walce i współpracy z inteligentnymi zwierzętami. Bardzo mnie ciekawiło jak ludzie sobie poradzą w ujarzmieniu inteligentnych zwierząt, albo jakie perspektywy otworzy współpraca z tymi inteligentniejszymi, np. delfinami czy krukami. Był oczywiście wątek farmy, ale wydaje mi się, że było to ledwo napomknięte i dało się z tego więcej wycisnąć. W ogóle takie mam wrażenie po tej książce, że koncepcja super ciekawa, ale potencjał niewykorzystany. I dało się z tego więcej wycisnąć.
Generalnie można przeczytać, ale z podobnej tematyki dużo dużo bardziej podobały mi się "Kwiaty dla Algernona".
Ciekawa koncepcja, ale książka nie porwała mnie jakoś bardzo. Ja wiem, że w starym SF czasami szału nie ma, bo my te motywy przewałkowane miliony razy widzieliśmy w nowszych tekstach kultury i to od tych klasyków były one zapożyczone i wyewoluowane, no ale i tak nie poprawia to przyjemności z czytania. No i trzeba zaznaczyć, że istnieją też klasyki SF, które zachwycają do...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-03
O mój Boziu, chyba mam nowego ulubionego autora <3
Przy tym opowiadaniu wielokrotnie śmiałam się w głos, co w moim przypadku nie jest stanem normalnym (w sensie "zwykłym", "typowym"). Były momenty, że praktycznie co zdanie była beczka śmiechu. Chęć pokazania mężowi tych co lepszych, kończyła się tym, że czytałam mu całe długie fragmenty. No cóż, każdego szkoda.
Oczywiście "Małe Zwierzątka" to nie tylko humor. Rzekłabym, że to po prostu świetny dodatek do całej palety emocji, które nam serwuje Radek Rak. Przy tym krótkim utworze zdążyłam się śmiać, wzruszyć, rozzłościć z bezsilności na niesprawiedliwość, zszokować, obrzydzić, a nawet bać. Do tego dochodzi ten przepiękny styl przy opisywaniu zwykłego życia, zwykłych rzeczy i zwykłych ludzi. Naprawdę, czytając scenę randki nad rzeką, czułam to pachnące słońce i pachnące deski kładki i wodę. Opisy były tak piękne i plastyczne, że ja po prostu tam byłam. W ogóle sposób wyrażania myśli autora trafia wprost do mojego serduszka. Ja dokładnie wiem o co mu chodzi, czar, który autor roztacza, na mnie działa, a ja się mu chętnie poddaję.
Bardzo polubiłam głównego bohatera. Niesamowicie mu współczułam i było mi przykro podczas czytania niektórych fragmentów. A ujął mnie on swoim podejściem do zwierząt i uważnością na nie - na istoty, którymi mało kto się przejmuje (tak, ja zwykle gram druidem w grach :D). Jednocześnie szalenie podobała mi się jego erudycja, ale jeszcze bardziej mądrość życiowa.
Opowiadanie zawiera myśli skłaniające do dalszych refleksji. Nad paroma akapitami warto się zatrzymać, zostać z nimi dłużej i chwilę pomyśleć.
W ogóle natomiast nie spodziewałam się tutaj parafraz Pisma Świętego. Bardzo mi się one podobały. Dodawały mistycyzmu i podkreślały ważność danego wydarzenia, ale też ogólnie przenosiły zwykłe życie w strefę sacrum. Mmm... No rozpływam się po prostu...
Z chęcią dałabym 10 gwiazdek, ale brakowało mi mocnego akordu w zakończeniu. Ale to nic nie szkodzi. Piękne to było opowiadanie.
Jestem zachwycona. Polecam wszystkim. Godzinka czasu, a wrażenia z lektury bezcenne. Odradzam natomiast audiobook, bo on zabił cały humor, choć spodziewałam się, że jeszcze podbije efekt. Niestety tak się nie stało, miałam wrażenie większej melancholii niż żartów.
Opowiadanie jest dostępne za darmo na WolneLektury.pl, którym serdecznie dziękuję za możliwość zapoznania się z takim fantastycznym dziełem.
O mój Boziu, chyba mam nowego ulubionego autora <3
Przy tym opowiadaniu wielokrotnie śmiałam się w głos, co w moim przypadku nie jest stanem normalnym (w sensie "zwykłym", "typowym"). Były momenty, że praktycznie co zdanie była beczka śmiechu. Chęć pokazania mężowi tych co lepszych, kończyła się tym, że czytałam mu całe długie fragmenty. No cóż, każdego szkoda.
Oczywiście...
Piękna książka na której wychowały się całe pokolenia.
Za namową brata postanowiłam sobie odświeżyć tę klasykę i nie żałuję. Książkę przeczytałam w jedno popołudnie i z dużym zaciekawieniem śledziłam losy chłopców mimo, że wczesne lata nastoletnie już dawno za mną. Tak jak i za pierwszym przeczytaniem bardzo podobał mi się Boka jako przywódca - bije od niego aura charyzmy, mądrości, dojrzałości i honoru. Tak się zdobywa szacunek swoich żołnierzy i taki powinien być przywódca (powtórna lektura tej książki przydałaby się niektórym szefom i managerom). Doceniłam też Feriego Aczę, bo to też dobry honorowy chlopak. Wątek Nemeczka znów mnie wzruszył, ale diametralnie zmieniłam takie ogólne podejście do tego bohatera. Gdy czytałam po raz pierwszy tę książkę wydawał mi się nieudacznikiem i miałam wrażenie, że dlatego wszyscy go lubią, bo jest taki biedny - taki syndrom Prosiaczka z Kubusia Puchatka (btw. chyba byłam jedyną dziewczyną, której ulubioną postacią był Tygrysek). Teraz jednak widzę jego przemianę i doceniam go jako postać.
Najbardziej jednak przykro mi się zrobiło, gdy się wyjaśniło jakie będą losy Placu. Tego nie pamiętałam i to mnie bardzo uderzyło, że całe to poświęcenie na marne... No ale takie jest życie, czego uczy się wtedy Boka...
Podobało mi się, że książka stara się pod płaszczykiem tej fabuły przemycić jak działa świat, bo wydaje mi się, że niektóre fragmenty, zachowania chłopców i rozmyślania można odnieść do szerszego kontekstu i życia w ogóle.
Polecam i mam tylko nadzieję, że realia w książce nie są aż tak obce dzisiejszym dzieciom, żeby odebrać im przyjemność z poznawania przygód chłopców z Placu Broni.
Piękna książka na której wychowały się całe pokolenia.
więcej Pokaż mimo toZa namową brata postanowiłam sobie odświeżyć tę klasykę i nie żałuję. Książkę przeczytałam w jedno popołudnie i z dużym zaciekawieniem śledziłam losy chłopców mimo, że wczesne lata nastoletnie już dawno za mną. Tak jak i za pierwszym przeczytaniem bardzo podobał mi się Boka jako przywódca - bije od niego aura charyzmy,...