Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

"Powroty" Elisabeth de Waal to książka oszustka. Książka, która okrutnie mnie rozczarowała. A zapowiadało się tak cudownie...

Po pierwsze: autorka była babcią Edmunda de Waala, którego "Zając o bursztynowych oczach" należy do moich ulubionych książek ever. Autor opisuje w niej historię swojej arystokratycznej, żydowskiej rodziny von Ephrussi. Kiedy się więc okazało, że babcia autora też pisała, zapragnęłam poznać jej twórczość. Zwłaszcza że "Powroty" otwiera przemowa Edmunda, który opisuje, jak to po śmierci babki ojciec przekazał mu jej niewydane rękopisy, a zachwycony wnuk postanowił pokazać je światu. Cóż, może babcia wiedziała, dlaczego pisze do szuflady....

Po drugie: powojenny Wiedeń w latach 1954-1955, czyli niezwykłe miasto w wyjątkowym czasie. Czasie przemian, ważnych politycznych decyzji, początków odbudowy i wprowadzania nowego ładu pod okupacją czterech mocarstw, który został przez autorkę uchwycony w powieści. Ten specyficzny okres przejścia z jednego systemu politycznego w drugi, z wojny do pokoju wydał mi się szczególnie interesujący w kontekście Austrii. Nie miałam jeszcze okazji czytać na ten temat.

Po trzecie: motyw powrotu. Powrotu wiedeńskiego Żyda z wygnania, do kraju, który przyczynił się do wymordowania prawie całej jego rodziny. Powrót do miasta, w którym niby niewiele się zmieniło: ulice, domy, kościoły w większości stoją, jak stały, a jednak nic nie jest takie jak przed wojną.

Powieść rozpoczyna się bardzo obiecująco. Jeden z głównych bohaterów profesor Kuno Adler wraca z USA, gdzie zostawił żonę i dwie dorosłe córki, do Wiednia. Na miejscu nieśmiało próbuje odtworzyć swoje przedwojenne życie. Jednak echa minionej wojny spotykają go na każdym kroku. Ponadto konfrontacja opowieści ojca i własnych wspomnień ze stanem miasta po wojnie jest bardzo bolesna i wymaga od Adlera wiele wysiłku.
Drugą ważną postacią jest Marie-Theres Larsen, młoda Amerykanka, której matka wywodziła się książęcego rodu. Po ukończeniu szkoły dziewczyna przyjeżdża do siostry matki i jej rodziny w Austrii. Pierwsze miesiące spędza w posiadłości położonej u stóp Alp, a następnie przenosi się do Wiednia, gdzie wkracza w świat nocnych rozrywek.

Pierwsza połowa książki podobała mi się bardzo: Elisabeth de Waal z niebywałą wnikliwością i miłością do szczegółów opisała zarówno sytuację arystokracji pozbawionej przez wojnę majątków, pozycji i perspektyw, jak i tajemniczy, mroczny świat nocnego Wiednia, w którym spotykali się przedstawiciele najróżniejszych grup społecznych. Także głębokie, emocjonalne przemyślenia Kuno Adlera, który niejednokrotnie porównywał Wiedeń przedwojenny, z tym z lat pięćdziesiątych były dla mnie poruszającą lekturą.

Niestety potem coś się popsuło.

Powieść niebezpiecznie skręciła w stronę taniego, skandalizującego romansidła z dramatycznym zakończeniem. Doszło do pomieszania wątków, wymyślnych trójkątów miłosnych i iście teatralnego finału, który absolutnie mi do reszty powieści nie pasował.

Wielka szkoda, bo ta opowieść miała naprawdę ogromny potencjał...

Więcej recenzji na blogu: www.katalog-tytulowy.blogspot.com
Zapraszam!

"Powroty" Elisabeth de Waal to książka oszustka. Książka, która okrutnie mnie rozczarowała. A zapowiadało się tak cudownie...

Po pierwsze: autorka była babcią Edmunda de Waala, którego "Zając o bursztynowych oczach" należy do moich ulubionych książek ever. Autor opisuje w niej historię swojej arystokratycznej, żydowskiej rodziny von Ephrussi. Kiedy się więc okazało, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Wielki marynarz” jest tytułem bardzo mylącym. Bohaterem książki nie jest ani wielki mężczyzna, ani marynarz z prawdziwego zdarzenia, a zaledwie rybak. A właściwie rybaczka :)

Mimo to, po autobiograficzną opowieść Catherine Poulain zdecydowanie warto sięgnąć, a już najlepiej zabrać ją ze sobą nad morze i podczytywać słuchając szumu fal.

Catherine urodziła się w prowansalskim Manosque i w wieku 20 lat opuściła tę niewielką rodzinną miejscowość, by poznać świat i zarabiać na życie pracą fizyczną. Po kilku latach, jako trzydziestolatka, trafiła na Alaskę, gdzie w sumie 10 lat pracowała na kutrach rybackich. W książce opisuje pierwszy rok swojej pracy na morzu.

Jeśli ktoś z was ceni minimalizm, to zamiast po książki Dominique Loreau czy Leo Babauty powinien sięgnąć po Wielkiego marynarza. Poulain albowiem przybywa na Alaskę jedynie z workiem marynarskim przewieszonym przez ramię i absolutnie nie zwraca uwagi na żadne dobra materialne. Nawet te niezbędne do pracy na morzu, jak kalosze, porządny płaszcz przeciwdeszczowy czy mocne rękawice. Pchana niebywałą wewnętrzną siłą i chęcią dorównania mężczyznom pracującym na kutrach od lat, Catherine podejmuje niebywałe decyzje i ryzykując życiem wielokrotnie wypływa w morze, by łowić. Nie robi tego dla pieniędzy (jako kobieta i żółtodziób zarabia początkowo połowę stawki swoich kolegów) – w sumie to nadal właściwie do końca nie rozumiem, dlaczego to robi, ale Poulain generalnie należy do osób, których zachowania nie rozumiem, a które w niewytłumaczalny sposób mnie fascynują.

Czytałam jej książkę z wielkim zainteresowaniem i przyjemnością. Wyłania się z niej obraz kobiety zdeterminowanej i niezwykle wytrzymałej, która konsekwentnie realizuje swój plan, choć na pozór nie ma on większego sensu. Żyje trochę jak nędzarka, trochę jak wariatka – miesiącami obywa się bez dachu nad głową, porządnego posiłku i kompletu suchych ubrań na zmianę. Ale jest prawdziwie wolna: żyje jak chce, bez ograniczeń, jakie narzuca kobietom społeczeństwo. Walcząc z siłami natury i własnymi słabościami, Catherine walczy także o swoje prawo bycia szczęśliwą na własnych zasadach.
A to tego w książce odnajdziecie niepowtarzalny klimat rybackiej miejscowości, codzienności na ciasnym kutrze i surowego życia na Alasce. Autorka z niebywałą czułością portretuje osoby, głównie mężczyzn, które spotyka na swojej drodze. Nie ocenia ich, ale daje im miejsce w swojej książce, dzięki czemu łatwiej czytelnikowi pojąć, jak od środka wygląda ta oryginalna społeczność.

Fantastyczna, świetnie napisana historia, od której ciężko się oderwać. Gorąco polecam!

Więcej recenzji na blogu: www.katalog-tytulowy.blogspot.com

„Wielki marynarz” jest tytułem bardzo mylącym. Bohaterem książki nie jest ani wielki mężczyzna, ani marynarz z prawdziwego zdarzenia, a zaledwie rybak. A właściwie rybaczka :)

Mimo to, po autobiograficzną opowieść Catherine Poulain zdecydowanie warto sięgnąć, a już najlepiej zabrać ją ze sobą nad morze i podczytywać słuchając szumu fal.

Catherine urodziła się w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Głównym bohaterem i zarazem narratorem powieści jest Paul, który jako dojrzały mężczyzna, po latach, wspomina swój związek z Susan i opowiada nam, czytelnikom, swoją jedyną historię. Poznali się na kortach tenisowych: los wybrał ich na parę do debla. On: dziewiętnastoletni student spędzający letnie wakacje w domu rodziców, ona: tuż przed pięćdziesiątką, żona, matka dwóch dorosłych córek i pani domu – zaiskrzyło między nimi i stali się parą na wiele lat.

Barnes nie napisał jednak ckliwego, wyidealizowanego romansu. Wręcz przeciwnie. Jego bohaterowie targani są wieloma emocjami związanymi z miłością: niepewnością, potrzebą akceptacji, lękiem przed odrzuceniem. Jednak sama miłość i jej opisy, których doskonałe przykłady dostarcza nam literatura, wypadają u Barnesa dość blado.
Na drodze pary pojawiają się przeciwności, z którymi oboje nie potrafią sobie poradzić, choć każde jest nieporadne na swój sposób: Paul jest niedojrzały i niedoświadczony, Susan jest niesamodzielna i tkwi w sidłach własnego niezdecydowania i słabości. Z takiej mieszanki nie może wyniknąć nic dobrego...

Wydawałoby się, że to świetny materiał na powieść, a jednak nie zagrało między nami. Po bardzo obiecującym początku, w którym autor udowadnia, że doskonale posługuje się językiem, dość szybko zaczęłam się nudzić. Nie rozumiałam postępowania bohaterów, w ich związku brakowało mi prawdziwej namiętności i pasji. Po części jest to związane z formą narracji: Paul jako starszy mężczyzna wspomina swoją młodość. Często przy tym zaznacza: „nie powiem wam, jak to dokładnie było”, „nie pamiętam już”, „nie jestem pewien”, za często. Paul nie przekonał mnie, że naprawdę kochał Susan, irytowała mnie jego pasywność i niechęć do podejmowania decyzji. Denerwowała mnie płytkość opisywanych relacji: nie potrafiłam pojąć, dlaczego bohaterowie tkwią w układzie, który jest dla nich tak bardzo niekorzystny, wręcz toksyczny. Brakowało mi głębszego wglądu w psychikę postaci, która dałaby mi choć cień szansy na zrozumienie ich postępowania. Wybrana przez Barnesa zdystansowana forma opowieści niestety nie przypadła mi do gustu.

Tym, co w tej książce podobało mi się najbardziej, jest dyskretna, ale bardzo cięta i trafna krytyka brytyjskiej klasy średniej. Autor wydobywa na światło dzienne fałszywą powierzchowność swoich postaci drugo- i trzecioplanowych, i ukazuje ich życie w zakłamaniu.

Nie porwała i nie zachwyciła mnie ta historia. Po inne książki Barnesa raczej nie sięgnę.

Więcej recenzji na moim blogu: www.katalog-tytulowy.blogspot.com
Zapraszam!

Głównym bohaterem i zarazem narratorem powieści jest Paul, który jako dojrzały mężczyzna, po latach, wspomina swój związek z Susan i opowiada nam, czytelnikom, swoją jedyną historię. Poznali się na kortach tenisowych: los wybrał ich na parę do debla. On: dziewiętnastoletni student spędzający letnie wakacje w domu rodziców, ona: tuż przed pięćdziesiątką, żona, matka dwóch...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powieść "W czasach, gdy ubywało światła", którą Eugen Ruge zadebiutował jako autor, została w 2011 r. nagrodzona niemiecką nagrodą literacką Deutscher Buchpreis i przez wiele tygodni utrzymywała się na listach bestsellerów, m.in. tygodnika Spiegel. Ta zawierająca wiele elementów autobiograficznych saga wschodnioniemieckiej rodziny Umnizerów była w Niemczech sporym sukcesem, a w Polsce przeszła bez echa.
Szkoda.

Ruge kreśli w swojej powieści losy trzech pokoleń rodziny, której protoplastami są zagorzali komuniści Charlotta i Wilhelm. W 1952 r. wrócili z uchodźstwa w Meksyku do nowopowstałej NRD, by włożyć swój aktywny wkład w budowanie socjalizmu. Książka opisuje także losy ich syna Kurta i wnuka Alexandra oraz ich najbliższych na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Całość podzielona została na rozdziały, z których każdy rozgrywa się w innym czasie i opisuje rzeczywistość z perspektywy innego członka rodziny. Ta rezygnacja z chronologii może wywoływać u czytelników uczucie chaosu i zagubienia, jednak mnie przypadła do gustu, bo bardzo pasowała do opisywanych treści. A te przypominają zbiór rodzinnych wspomnień, sytuacji, które po latach każdy z członków rodziny pamięta inaczej. Są to mniej lub bardziej istotne wydarzenia, na pozór niepowiązane ze sobą, z których jednak wyłania się obraz rodziny w rozpadzie i kraju, w którym nic nie funkcjonuje, jak powinno. Wyjątkiem są 90-te urodziny Wilhelma, które odbywają się 1 października 1989 r., a z których każdy z uczestników zapamiętuje inne szczegóły. Relacja z przyjęcia urodzinowego pojawia się w książce sześć razy i prowadzi nas do zaskakującego finału.

Eugen Ruge napisał książkę niezwykle błyskotliwą i pełną humoru. Na kolejnych stronach poukrywał smaczki, szczególiki, które z przyjemnością odkrywałam. Stworzył cudownych, oryginalnych bohaterów, a zwłaszcza bohaterki - nadal nie mogę się zdecydować, czy bardziej polubiłam charakterną Charlottę, czy zmanierowaną Irinę. Czytanie tej książki sprawiło mi ogromną frajdę i polecam ją wszystkim ceniącym dobrą powieść i mającym ochotę na odkrywanie tajemnic i samodzielne wyciąganie wniosków. Oraz tym, którzy nie boją się niedomówień. Ruge nie zdradza nam bowiem wszystkich szczegółów z przeszłości swoich bohaterów, czasem są to jedynie strzępki informacji, na podstawie których oceniamy daną postać, by po kilkunastu stronach przekonać się, że jednak byliśmy w błędzie. Autor posługuje się pięknym językiem, który niejednokrotnie wzrusza i zachwyca. Czytanie tej powieści jest prawdziwą przyjemnością. Brawa należą się tłumaczowi, Ryszardowi Wojnakowskiemu, za bardzo udaną polską wersję tekstu.

Trochę mam problem ze zbyt jednostronnym i zbyt łagodnym przedstawieniem enerdowskiej codzienności oraz brakiem kontrowersyjnych postaci, które działały na rzecz systemu, przeciwko jego obywatelom. U Ruge działacze partyjni przedstawieni są jako nieco głupawi, rubaszni towarzysze, rodzina Umnizerów mieszka w dużym domu, korzysta z wszelkich przywilejów, a codzienne problemy, z którymi zmagali się zwykli ludzie żyjący w opresyjnym państwie, ich nie dotyczą. Jednak z drugiej strony to na pozór bezroblemowe życie w zestawieniu z kondycją psychiczną członków rodziny i stopniowym osłabianiem łączących ich więzi jest tematem do wielogodzinnych dyskusji :)

W polskim wydaniu niestety zabrakło przypisów wyjaśniających takie pojęcia, jak Konsum, Defa, FDJ i inne - ja mieszkam w byłej NRD od lat, więc ich przyporządkowanie nie stanowiło dla mnie problemu, ale dla polskiego czytelnika, w dodatku nieznającego niemieckiego, może to być spore utrudnienie w odbiorze i zrozumieniu całości. Ponadto uważam, że powieści dobrze zrobiłaby przedmowa lub posłowie, wyjaśniające historyczny kontekst tej rodzinnej sagi.

Więcej recenzji na moim blogu: www.katalogtytulowy.blogspot.com
Zapraszam!

Powieść "W czasach, gdy ubywało światła", którą Eugen Ruge zadebiutował jako autor, została w 2011 r. nagrodzona niemiecką nagrodą literacką Deutscher Buchpreis i przez wiele tygodni utrzymywała się na listach bestsellerów, m.in. tygodnika Spiegel. Ta zawierająca wiele elementów autobiograficznych saga wschodnioniemieckiej rodziny Umnizerów była w Niemczech sporym sukcesem,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

27 mil morskich, czyli ok. 43 kilometry, dzieli, według Wikipedii, archipelag Wysp Farallońskich od mostu Golden Gate w San Francisco. Te położone u wybrzeży Kalifornii skaliste i nieprzyjazne wysepki na Pacyfiku są miejscem akcji powieści Abby Geni pt. „Strażnicy światła”.

Główna bohaterka, ok. trzydziestoletnia Miranda, z zawodu jest fotografką. Przybywa na wyspę, by fotografować dziką naturę.
Kobieta w dzieciństwie straciła matkę, która zginęła w wypadku samochodowym. Ta tragedia wywarła na nią ogromny wpływ: Miranda nie ma stałego miejsca zamieszkania, od lat jeździ po całym świecie, utrzymując się ze swoich zdjęć. Nigdzie nie zapuściła korzeni, z nikim nie nawiązała bliższych relacji, a przyjazd na wyspy oznacza dla niej zerwanie wszelkich kontaktów ze światem zewnętrznym. Jedyną bliską jej osobą jest ojciec, z którym utrzymuje dość luźne kontakty. Swoje myśli i uczucia przelewa na papier i wysyła w formie listów do zmarłej matki...

Po przybyciu na wyspy Miranda szybko dostrzega, że trafiła do niezwykłego mikrokosmosu: sześcioro biologów żyje razem na małej przestrzeni, w spartańskich warunkach. Są skazani tylko na siebie i kaprysy natury. Członków grupy łączą skomplikowane zależności, a życie w małej chacie na malusieńkiej wyspie uniemożliwia jakąkolwiek intymność i poczucie prywatności. Cała uwaga tych ludzi skupiona jest na zwierzętach, które badają. Następujące po sobie miesiące przynoszą po kolei dominację poszczególnych gatunków: ptaków, fok, czy rekinów. Zafascynowana dziką naturą Miranda całe dnie spędza na podglądaniu pracy naukowców, obserwowaniu zwierząt i robieniu zdjęć. Jej życie toczy się utartym rytmem, aż do pewnej nocy...

Debiutancka powieść Abby Geni okazała się dla mnie dużym zaskoczeniem. Czytałam wprawdzie wiele pozytywnych recenzji, ale nie podejrzewałam, że ta przepełniona chłodem i morską wodą książka aż tak mi się spodoba. I to z co najmniej trzech powodów!
Po pierwsze: zapierające dech w piersiach opisy dzikiej natury, obyczajów zwierząt i codziennego życia na surowej wyspie. Autorka musiała sporo czasu poświęcić na dogłębny reaserch - ale było warto, bo opisywane przez nią zachowania rekinów albo ataki mew wywołują gęsią skórkę i silnie działają na wyobraźnię czytelnika. Po drugie: napięcie. Geni powoli, jak w najlepszym thrillerze, dawkuje czytelnikowi tajemnice i dramatyczne wydarzenia. Atmosfera powoli się zagęszcza, a czytelnikowi trudno wypuścić tę książkę z ręki. Po trzecie: główna bohaterka. Przemiany, jakie w niej zachodzą są fascynujące. Miranda spędzi na Wyspach niecały rok, który mocno odciśnie się na jej życiu - fotografka opuści je jako zupełnie inna osoba.

Więcej recenzji na blogu: www.katalog-tytulowy.blogspot,com
Zapraszam!

27 mil morskich, czyli ok. 43 kilometry, dzieli, według Wikipedii, archipelag Wysp Farallońskich od mostu Golden Gate w San Francisco. Te położone u wybrzeży Kalifornii skaliste i nieprzyjazne wysepki na Pacyfiku są miejscem akcji powieści Abby Geni pt. „Strażnicy światła”.

Główna bohaterka, ok. trzydziestoletnia Miranda, z zawodu jest fotografką. Przybywa na wyspę, by...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

'American dream' w jego najbardziej spektakularnym wydaniu: Nowy Jork, miasto marzeń dla tysięcy ludzi na całym świecie, jest miejscem akcji powieści „My, marzyciele”.
Imbolo Mbue kreśli w niej losy młodego małżeństwa, które przyjechało do Stanów z Kamerunu i każdego dnia walczy o możliwość zalegalizowania swojego pobytu w USA.
Powieść młodej kameruńskiej pisarki tematycznie Ameryki nie odkrywa. To, co w niej szczególne, to perspektywa, z jakiej poznajemy całą historię oraz wnikliwość, z jaką Mbue opisała złożoną kwestię migracji.

Najpierw do Stanów wyruszył Jende. Latami odkładał ciężko zarobione pieniądze, aż w końcu, dzięki pomocy kuzyna Winstona, uzyskał wizę, kupił bilet na samolot i wylądował w Nowym Jorku. Znalazł niewielkie mieszkanie w Harlemie i podjął pracę najpierw jako pomywacz, a potem jako kierowca taksówki. Po dwóch latach jego żona Neni otrzymała wizę studencką i przyleciała do Stanów z ich sześcioletnim synem.
Powieść rozpoczyna się w momencie, gdy Jende otrzymuje świetnie płatną posadę prywatnego szofera u Clarka Edwarsa, wysoko postawionego managera w Lehman Brothers. Nowy szef wymaga od swojego kierowcy sporo, przede wszystkim pełnej dyskrecji i 100% lojalności. Kilka tygodni później, podczas wakacji, Neni podejmuje obowiązki pomocy domowej w letnim domu Edwardsów i poznaje kilka rodzinnych tajemnic swoich pracodawców... Okazuje się, że dwa skrajnie odmienne stany: profesjonalny dystans i emocjonalne zaangażowanie na co dzień będą towarzyszyły Neni, a zachowanie pracodawców znacząco wpłynie na życie jej małej rodziny.

Imbolo Mbue napisała świetną powieść na dość dobrze znany mi temat. Jednak udało jej się mnie zaciekawić, bo dała głos kameruńskim migrantom - to ich oczami oglądamy Nowy Jork i środowisko tamtejszej finansjery. Przysłuchujemy się rozmowom Jendego i Clarka prowadzonym w samochodzie, czy plotkom, jakie Neni wymienia ze swoimi afrykańskimi przyjaciółkami. Poznajemy plany małżeństwa dotyczące ich przyszłości w USA oraz ich podejście do codziennego życia w Stanach. Fascynujący jest filtr kulturowy, który pozwala nam poznać sposób myślenia i motywację Neni i jej męża. Poznajemy kameruńskie obyczaje i tradycje, także te, z którymi nie do końca możemy się identyfikować (jak postawa Neni wobec męża). Mbue porusza w swojej książce nie tylko kwestie podziałów klasowych i różnic społecznych. Ona bardzo stanowczo podkreśla, że biała i czarna Ameryka nie żyją razem, ale obok siebie.
Jest to także powieść o etosie pracy, o różnicach w podejściu do życia i w marzeniach, jakie to podejście odzwierciedlają. Ameryka zmienia naszych bohaterów, sprawia, że stają się bardziej krytyczni i wymagający.

Bardzo gorąco polecam wam tę powieść, którą czyta się bardzo przyjemnie i szybko. Autorka zawarła w swoim tekście sporo empatii dla wszystkich swoich bohaterów, choć ich sytuacje życiowe tak diametralnie się różnią i łatwo byłoby o pochopną ocenę. Imbolo Mbue pisze ze swadą i z humorem, a jednocześnie przenikliwie analizuje nowojorską rzeczywistość i rozprawia się z mitem amerykańskiego snu.
Co się tyczy polskiego wydania: nie mam zastrzeżeń ani do tłumaczenia, ani do redakcji, ale zastanawiam się, dlaczego wydawnictwo Sonia Draga wpadło na pomysł wydania tej książki z tak kiczowatą i nieadekwatną okładką. Ona kompletnie nie pasuje do treści i nie odzwierciedla naprawdę wysokiego poziomu samej lektury.
„My, marzyciele” to debiut autorki - jestem przekonana, że warto zapamiętać to nazwisko!

Przekonajcie się sami - WARTO!

Więcej recenzji na moim blogu: www.katalog-tytulowy.blogspot.com
Zapraszam!

'American dream' w jego najbardziej spektakularnym wydaniu: Nowy Jork, miasto marzeń dla tysięcy ludzi na całym świecie, jest miejscem akcji powieści „My, marzyciele”.
Imbolo Mbue kreśli w niej losy młodego małżeństwa, które przyjechało do Stanów z Kamerunu i każdego dnia walczy o możliwość zalegalizowania swojego pobytu w USA.
Powieść młodej kameruńskiej pisarki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Amerykańska żona" to powieść biograficzna, w której pierwowzorem głównej bohaterki jest Laura Bush, żona George’a W. Busha.

Na prawie 600 stronach Curtis Sittenfeld kreśli historię Alice Blackwell począwszy od jej dzieciństwa, przez czasy szkolne, okres studiów, pierwszą pracę, aż do momentu, w którym poznaje swojego przyszłego męża Charliego. Następne strony to opis ich związku, kolejne etapy kariery męża, macierzyństwo, aż wreszcie przeprowadzka do Białego Domu. W tle historia Ameryki lat 60- do 90-tych i zmiany społeczne, które odcisnęły swoje piętno także na życiu Alice i jej najbliższych.

Sittenfeld bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie niezwykle złożonym i głębokim portretem psychologicznym swojej bohaterki. Towarzyszyłam jej w kolejnych etapach życia, obserwowałam zmiany zachodzące w jej charakterze, mając przy tym wgląd w jej najskrytsze myśli. Dzięki temu poznałam sposób funkcjonowanie wyższej klasy średniej w Stanach, te wszystkie rządzące nim ceremonie i układy, i trzeba przyznać, że jest to obraz niezwykle autentyczny i szczegółowy. Alice jest inteligentną kobietą, która z poczuciem humoru i sporym dystansem opisuje wkraczanie do rodziny męża i wynikający z tego awans społeczny oraz związane z tym przywileje i obowiązki.

Niestety ta głębia i dbałość o szegóły zniknęły w momencie przeprowadzki Alice do Białego Domu. Opis jej życia jako Pierwszej Damy pozostawił we mnie ogromny niedosyt. Wbrew zapowiedziom na okładce, czy też wbrew moim oczekiwaniom, historia Alice jako pierwszej Damy zajmuje ostatnie 150 stron powieści i są to, moim zdaniem, strony najsłabsze: napisane w pośpiechu, niestaranne i bardzo powierzchowne. To, co do tej książki przyciągnęło mnie najbardziej, czyli obietnica zajrzenia za kulisy najsłynniejszego domu na świecie z perspektywy żony prezydenta USA, okazało się niestety obietnicą bez pokrycia.

Historia Alice Blackwell rozpoczyna się bardzo silnym akcentem - tragedią, która wydarzyła się z jej winy i zaważyła na całym jej życiu. Opis tego wydarzenia oraz czasu bezpośrednio po nim dogłębnie mną wstrząsnęły i wywołały niezwykle silne emocje. Nie oczekiwałam takich wrażeń od tej książki i automatycznie podniosłam jej poprzeczkę.

Niestety autorka mnie rozczarowała i po fenomenalnych pierwszych dwustu stronach jej forma stopniowo spadała, doprowadzając do tego, że ostatnie strony były bardzo nużące.

Wspomnianą sceną Sittenfeld udowodniła, że potrafi doskonale pisać, niestety nie udźwignęła ciężaru 600 stron i całego życia swojej bohaterki. Szkoda.

Po więcej recenzji zapraszam na bloga:
www.katalog-tytulowy.blogspot.com

"Amerykańska żona" to powieść biograficzna, w której pierwowzorem głównej bohaterki jest Laura Bush, żona George’a W. Busha.

Na prawie 600 stronach Curtis Sittenfeld kreśli historię Alice Blackwell począwszy od jej dzieciństwa, przez czasy szkolne, okres studiów, pierwszą pracę, aż do momentu, w którym poznaje swojego przyszłego męża Charliego. Następne strony to opis ich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pierwszy raz w życiu sięgnęłam po książkę macedońskiego autora. Mój wybór padł na uhonorowaną Nagrodą Literacką Unii Europejskiej powieść pt. "Siostra Zygmunta Freuda". I była to bardzo dobra decyzja.

Jak sugeruje nam tytuł, mamy do czynienia ze zbeletryzowaną biografią młodszej siostry słynnego lekarza. Powieść rozpoczyna się mocnym akcentem: narrator oskarża Zygmunta Freuda o egoizm, który skazał jego siostry na śmierć z rąk nazistów. Lekarz i jego nabliższa rodzina opuścili Wiedeń w 1938 r. Dzięki naciskom wpływowych osób na władze w Berlinie, przez Paryż dostali się do Londynu. W stolicy Austrii pozostały jego cztery siostry - wszystkie zginęły w obozach koncentracyjnych.

Główną, tytułową bohaterką powieści Smilevskiego jest Adolfina. Dziewczyna o wątłym zdrowiu od najmłodszych lat walczyła o miłość matki i uwagę starszego brata, z którym łączyła ją silna więź. To Zygmunt wprowadził ją w świat literatury i zapoznał z interesującymi ludźmi i to jego trudny charakter był źródłem jej nieszczęść.
Adolfina dość późno nawiązała pierwsze przyjaźnie, między innymi z siostrą Gustava Klimta, Klarą, i poznała swoją pierwszą i jedyną miłość. By wyrwać się spod kurateli matki i zaznać choć odrobinę ograniczonej wolności na własne życzenie trafiła do szpitala psychiatrycznego, w kórym mieszkała przez wiele lat. Jej życie było tragiczne: przepełnione nieustanną tęsknotą i pragnieniem miłości, uzależnione od hojności brata i zdominowane towarzyszącą jej niemalże każdego dnia samotnością.

Od pierwszej strony urzekł mnie sposób, w jaki autor wczuł się w kobiecą psychikę i stworzył bardzo zmysłowy, delikatny świat. Sensualny, poetycki język, jakim posługuje się Smilevski (świetnie przetłumaczony) tworzy niezwykłą atmosferę tej książki. Emocjonalna głębia i wyraziste postacie to jej niepodważalne atuty.
Jednocześnie autor precyzyjnie i obrazowo odmalowuje życie wyższej warstwy społecznej Wiednia pod koniec XIX i na początku XX wieku. Pozycja kobiet w społeczeństwie, ich seksualność, czy absolutna zależność od mężczyzn: braci, ojców, mężów, to tylko niektóre z poruszanych w książce tematów. Ważne miejsca zajmują również rozważania nad ludzką psychiką i pierwsze próby jej "uzdrawiania". Autor opisuje też początki ruchów feministycznych i rewolucji robotniczej oraz inne nieuchronnie nadchodzące zmiany w strukturze społecznej.
Jednak najważniejsza w tej książce jest Adolfina. Jej myśli, uczucia i tęsknoty. Jej bystre i inteligentne spojrzenie na otaczający ją świat - doskonale wykreowany przez młodego macedońskiego pisarza.

Ta książka jest dla mnie prawdziwą literacką perełką - BARDZO serdecznie polecam!

Więcej recenzji na blogu: www.katalog-tytulowy.blogspot.com

Pierwszy raz w życiu sięgnęłam po książkę macedońskiego autora. Mój wybór padł na uhonorowaną Nagrodą Literacką Unii Europejskiej powieść pt. "Siostra Zygmunta Freuda". I była to bardzo dobra decyzja.

Jak sugeruje nam tytuł, mamy do czynienia ze zbeletryzowaną biografią młodszej siostry słynnego lekarza. Powieść rozpoczyna się mocnym akcentem: narrator oskarża Zygmunta...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powieść, na którą natknęłam się przypadkiem podczas zakupów w księgarni internetowej okazała się dobrze napisaną i bardzo wciągającą historią toskańskiej rodziny z drugą wojną światową w tle.

Jest rok 1955. Serafina Bettini pracuje, jako jedna z pierwszych kobiet, we florenckiej policji. Na pozór odważna i rezolutna, głęboko cierpi z powodu wojennych przeżyć, w wyniku których została poważnie okaleczona. Dokładnych okoliczności, w których ledwo uniknęła śmierci, nie portafi sobie przypomnieć. Pewnego dnia na jej biurko trafia sprawa zabójstwa członkini arystokratycznego rodu Rosatich. Niebawem okazuje się, że sprawa dotyczy seryjnego zabójcy, a jej okoliczności wiążą się z przeszłością policjantki...

Jednocześnie poznajemy wojenne losy rodziny Rosatich, a zwłaszcza najmłodszej latorośli rodu: osiemnastoletniej Cristiny. Upojne, letnie dni w toskańskiej Villa Chimera, położonej wśród gajów oliwnych i winnic, szybko obiegają końca, kiedy w 1943 r. do posiadłości dociera wojenna rzeczywistość. Niemieccy żołnierze zainteresowani są nie tylko świetnie zaopatrzoną piwniczką z winem ojca Cristiny, ale także etruskimi grobowcami znajdującymi się na terenie posiadłości oraz innymi dziełami sztuki gromadzonymi od wieków przez kolejne pokolenia Rosatich.

Książka pt. "Ruiny przeszłości" jest sprawnie napisaną powieścią historyczną, która z pewnością zadowoli miłośników gatunku. Opisuje ona działania wojenne we Włoszech - temat dla mnie dotychczas nieznany. Sama formuła powieści: dwa plany czasowe oraz elementy kryminalne sprawiają, że sporą ilość faktów poznajemy w przyjaznej i łatwo przyswajalnej formie. Książka trzyma w napięciu do ostatniej strony i trudno się od niej oderwać. To idealna powieść na lato.

Z pewnością sięgnę po kolejne książki tego autora. Na półce czekają "Zamki na piasku".

Po więcej recenzji zapraszam na bloga:
www.katalog-tytulowy.blogspot.com

Powieść, na którą natknęłam się przypadkiem podczas zakupów w księgarni internetowej okazała się dobrze napisaną i bardzo wciągającą historią toskańskiej rodziny z drugą wojną światową w tle.

Jest rok 1955. Serafina Bettini pracuje, jako jedna z pierwszych kobiet, we florenckiej policji. Na pozór odważna i rezolutna, głęboko cierpi z powodu wojennych przeżyć, w wyniku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dawno nie czytałam książki, która by tak mnie uwiodła swoim specyficznym, dusznym klimatem i to mimo faktu, iż główna bohaterka to zupełnie nie moja bajka.

I od niej może zacznę - od Anny Bartákovej, kobiety w nieokreślonym wieku między trzydziestką, a pięćdziesiątką, o niejasnej rodzinnej przeszłości, zarabiającej na życie tłumaczeniami pisemnymi, mieszkającej samotnie w chacie na wsi i opętaniej manią zbierania ziół.

Jest czerwiec, czas w roku najbardziej intensywny dla zielarki. Na wsi jest parno i gorąco, w powietrzu bzyczą tysiące owadów, a ona każdego ranka wsiada na zdezelowany, stary rower i pędzi z rozwianymi włosami przed siebie, by narwać kwiatów lipy, dziewanny, czy gałązek skrzypu polnego, które właśnie się pojawiły w jej tylko znanych miejscach. Kobieta całe dnie spędza w samotności na łąkach, polach, nad rzeką, czy na własnym strychu. Zrywa zioła, sortuje, suszy, pakuje i co wtorek zawozi do skupu.

Gdzieś tam w tle przewijają się inne, mniej lub bardziej realne, postacie: były mąż, były teść, kuzynko-sąsiadka zza płotu, przyjaciółka-aptekarka, pracownicy skupu - jednak żadnej z tych osób Anna nie wpuszcza do swojego świata. Jest ogarnięta chęcią zbieractwa i pełna nieufności wobec innych. W swoich, często pochopnych ocenach, popada w paranoję i doszukuje się złych intencji u otaczających ją osób, np. przy ważeniu ziół i wypłacie pieniędzy za jej zbiory....
Do końce nie wiemy, dlaczego wybrała życie w samotności, dlaczego rozstała się z mężem, co się stało z jej rodzicami i czy miała albo ma rodzeństwo. Pozostają nam jedynie domysły, że przeszłość Anny musiała być trudna, bo tylko tak można wytłumaczyć jej osobliwy sposób bycia.

"W ciemność" to doskonale napisana i skonstruowana, wyjątkowo oryginalna opowieść o obsesji i samotności, ale przede wszystkim o kompletnym braku umiejętności poradzenia sobie z traumą. Kolejne rozdziały książki noszą nazwy roślin, zbieranych w danym czasie przez Annę. Opowieść Bolavy przepełniona jest szelestem i zapachem ziół, nocnymi odgłosami dochodzącymi ze strychu, letnią burzą nadciągającą z nienacka. Świat wykreowany przez autorkę swoją senną, wiejską atmosferą bardzo przypominał mi drugą połowę lat osiemdziesiątych i leniwe letnie dni spędzane z dala od miasta. A główna bohaterka jest uosobieniem tej prowincji: samotna wariatka, która mówi do siebie i otaczających ją roślin, nie je, nie chce od nikogo pomocy i powoli, sama dla siebie, chce przeżyć życie po swojemu.

Świetna, gęsta i zaskakująca proza. Zdecydowanie warto!

Więcej recenzji na moim blogu: www.katalog-tytulowy.blogspot.com
Zapraszam!

Dawno nie czytałam książki, która by tak mnie uwiodła swoim specyficznym, dusznym klimatem i to mimo faktu, iż główna bohaterka to zupełnie nie moja bajka.

I od niej może zacznę - od Anny Bartákovej, kobiety w nieokreślonym wieku między trzydziestką, a pięćdziesiątką, o niejasnej rodzinnej przeszłości, zarabiającej na życie tłumaczeniami pisemnymi, mieszkającej samotnie w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Olga Grjasnova, rocznik 1984, ma rosyjsko-żydowskie korzenie, urodziła się w Azerbejdżanie, a od 1996 roku mieszka w Niemczech. Jest absolwentką słynnego Niemieckiego Instytutu Literatury w Lipsku. Rosjanin to ten, kto kocha brzozy jest jej debiutancką powieścią. Książka została wydana w Niemczech w 2012 r. i wzbudziła spore zainteresowanie zarówno ze strony krytyków literackich, jak i czytelników. W Polsce wydało ją w 2015 r. niezawodne Wydawnictwo Czarne.

Główną bohaterką powieści jest młoda kobieta o imieniu Masza. Poznajemy ją w trudnym momencie: jej niemiecki chłopak, z którym mieszka, miał wypadek i jest w szpitalu. Ona sama, z pochodzenia Azerka i Żydówka urodzona w Baku (podobnie jak sama autorka), mówi wprawdzie biegle pięcioma językami i ukończyła bardzo wymagające studia, ale w Niemczech ciągle nie czuje się jak w domu. Masza jest bardzo pogubiona i w swoim życiu miota się zarówno pomiędzy ojczyznami, jak i pomiędzy mężczyznami - nigdzie i z nikim nie czuje się naprawdę u siebie. Podejmując decyzję o wyjeździe do Izraela, Masza ma nadzieję, że to tam znajdzie odpowiedzi na dręczące ją pytania: kim jest i co powinna w życiu robić.

Początek powieści jest fenomenalny: Grjasnova ma przepiękny styl i z interesującą świeżością porusza trudne tematy, takie jak tożsamość, wykluczenie czy przynależność. Bardzo umiejętnie zestawia ze sobą światy Wschodu i Zachodu, umieszczając pomiędzy nimi członków rodziny Maszy, którzy różnie sobie w zaistniałej sytuacji radzą. Młodsi bohaterowie powieści, przyjaciele i znajomi dziewczyny, sprawnie poruszają się pomiędzy kulturami, ale stale towarzyszy im przy tym niepewność i strach przed odrzuceniem. Chwilami można mieć wrażenie, że sami są dla siebie najbardziej surowymi sędziami.
Polubiłam główną bohaterkę za jej szczerość i bezkompromisowe podejście do świata. Bardzo było mi smutno, gdy nad jej życiem zgromadziły się ciemne chmury. Tak sobie teraz myślę, że już dawno żadna postać literacka tak mnie nie wzruszyła.

Pierwszą połowę powieści czytałam z autentycznym zachwytem. Niestety dalej jest nieco gorzej. Grjasnova rozpoczyna za dużo nowych wątków, z których nic nie wynika, na siłę wplata w swój tekst co rusz nowe tematy, a zakończenie było dla mnie niezrozumiałe. Mimo to uważam, że jest to świetny debiut, na który bezsprzecznie warto zwrócić uwagę.

Książka zawiera sporo interesujących informacji na temat społeczeństwa i historii Azerbejdżanu, w szczególności tamtejszych Żydów. Jednocześnie prezentuje świeże spojrzenie na fascynujący świat migrantów w Niemczech - gorąco polecam!

Podobało Ci się?
Więcej recenzji znajdziesz na moim blogu:
www.katalog-tytulowy.blogspot.com
ZAPRASZAM!

Olga Grjasnova, rocznik 1984, ma rosyjsko-żydowskie korzenie, urodziła się w Azerbejdżanie, a od 1996 roku mieszka w Niemczech. Jest absolwentką słynnego Niemieckiego Instytutu Literatury w Lipsku. Rosjanin to ten, kto kocha brzozy jest jej debiutancką powieścią. Książka została wydana w Niemczech w 2012 r. i wzbudziła spore zainteresowanie zarówno ze strony krytyków...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ewa Wanat jest polską dziennikarką, która dwa lata temu przeprowadziła się do Berlina. Szybko się w tym mieście zadomowiła i postanowiła wypełnić reporterską lukę na polskim rynku wydawniczym: napisała świetny reportaż o niemieckim społeczeństwie. No dobrze, głównie o Berlinie i jego mieszkańcach. Ale nie tylko.

Autorka postanowiła znaleźć odpowiedź na pytanie, jak to możliwe, że siedemdziesiąt lat po wojnie, którą rozpętali ich przodkowie, Niemcy w 2016 roku należą do najbardziej otwartych i różnorodnych kulturowo społeczeństw w Europie? Jak to się stało, że są ziemią obiecaną zarówno dla przybyszy z odległej Afryki, jak i z Europy Wschodniej?

Generalnie pojęcie różnorodności (niem. Vielfalt) w jej wielu przejawach jest obecnie w Niemczech bardzo popularne - zajmuje ono więc i w książce Ewy Wanat sporo miejsca. Autorka cytuje znanych niemieckich autorów, przytacza wyniki badań i ankiet, ale przede wszystkim rozmawia z ludźmi. W jej reportażu znajdziemy dziesiątki fascynujących osób, z których wypowiedzi wyłania się złożony obraz współczesnych Niemiec. Oczywiście sam Berlin i jego wyjątkowość zajmują w reportażu istotne miejsce, większość z bohaterek i bohaterów książki mieszka właśnie w stolicy Niemiec. Z ich obseracji wyłania się obraz miasta niemalże idealnego, w którym swoje miejsce mają przybysze z całego świata, oraz osoby o odmiennym wyglądzie, preferencjach seksualnych, czy sposobach na życie. Jednak nie jest to relacja całkowicie jednostronna i bezkrytyczna. Wanat nie boi się zadawać trudnych pytań, a głosu udziela reprezentantom różnych środowisk, mającym różnorodne poglądy na omawiane tematy. Podchodzi do nich z otwartością i autentycznym zainteresowaniem, co pozytywnie wpływa na ich chęć podzielenia się nawet najbardziej osobistymi doświadczeniami i przemyśleniami.

W swojej książce Ewa Wanat zajmuje się generacją powojenną i rozliczeniem zbrodni popełnionych przez ich rodziców w latach trzydziestych i czterdziestych - w Niemczech rok 1968 wywołuje kompletnie inne skojarzenia, niż w Polsce. Dużo miejsca poświęca także pierwszej fali powojennej imigracji, pokoleniu gastarbeiterów. Pokoleniu młodych mężczyzn, którzy przyjechali z Turcji i Włoch, by odbudować potęgę gospodarczą Niemiec. W założeniu mieli przyjechać, wykonać swoją robotę i wrócić do siebie. W rzeczywistości zostali, ściągnęli rodziny i po latach stali się częścią niemieckiego społeczeństwa. Autorka pisze także o dzisiejszych uchodźcach, Polakach mieszkających w Berlinie, prostytutkach, czy osobach homoseksualnych. Z jej opowieści wyłania się fascynujący obraz dobrze funkcjonującego kraju, którego mieszkańcy pochodzą z całego świata, a na swoją ojczyznę wybrali właśnie Niemcy. I to tylko siedemdziesiąt lat po wojnie.

Pozostaje mi jeszcze dodać, że "Deutsche nasz" to rzetelny reportaż na najwyższym dziennikarskim poziomie. Jego lektura dostarcza wiedzy, poszerza horyzonty i sprawia prawdziwą czytelniczą przyjemność.

Jako osoba od prawie dwudziestu lat mieszkająca i pracująca w Niemczech bardzo się cieszę, że ta książka powstała i BARDZO gorąco ją wszystkim polecam.

Po więcej recenzji zapraszam na bloga: www.katalog-tytulowy.blogspot.com

Ewa Wanat jest polską dziennikarką, która dwa lata temu przeprowadziła się do Berlina. Szybko się w tym mieście zadomowiła i postanowiła wypełnić reporterską lukę na polskim rynku wydawniczym: napisała świetny reportaż o niemieckim społeczeństwie. No dobrze, głównie o Berlinie i jego mieszkańcach. Ale nie tylko.

Autorka postanowiła znaleźć odpowiedź na pytanie, jak to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pewnego dnia redakcyjna koleżanka autora rzuciła na jego biurko artykuł z gazety z pytaniem: "Wiedziałeś o tym? To Twoja rodzina, prawda?". Artykuł opisywał wydarzenie z marca 1945 r. Pewnej nocy w pałacu w Rechnitz w Austrii odbywało się przyjęcie pożegnalne dla miejscowego kierownictwa NSDAP, SS i Gestapo. W jego trakcie kilku gości opuściło pałac, by w pobliskiej wiosce rozstrzelać 130 żydowskich więźniów czekających na transport. Po egzekucji wrócili na przyjęcie i dalej pili szampana z właścicielami posiadłości, jak gdyby nic się nie stało. Gospodynią przyjęcia była hrabina Margit Thyssen-Batthyany, szwagierka dziadka Sachy. Stara ciotka, którą autor zapamiętał z dzieciństwa jako niemiłą i nielubiącą dzieci kobietę.

Ten redakcyjny incydent skłonił Sachę Batthyanyego, dziennikarza mieszkającego w Szwajcarii i pochodzącego z Węgier, do poszukiwań prawdy o rodzinnej przeszłości. Zadając wiele pytań autor prześledził losy poszczególnych członków swojej rodziny ze strony ojca oraz osób blisko z nimi związanych. By znaleźć odpowiedzi, przeprowadził wiele trudnych rozmów ze świadkami historii, analizował pamiętniki swojej babci i jej żydowskiej sąsiadki, którą znała w dzieciństwie oraz odbył kilka podróży, m.in. na Syberię i do Argentyny.

Jednak tekst Batthyanyego to więcej niż rodzinne śledztwo. Autor wysnuwa bowiem wnioski i tworzy własne teorie dotyczące przeszłości narodu węgierskiego i jej wpływu na współczesność. Analizuje historię Węgier jako Monarchii Austro-Węgierskiej, której świetność i potęga do dziś stanowi obiekt tęsknoty wielu Węgrów, co wyjaśnia obecną polityczną sytuację w tym kraju. Autor bierze pod lupę Europę Środkową i zastanawia się na tym, jaki wpływ, po ponad siedemdziesięciu latach od jej zakończenia, druga wojna światowa ma na jej mieszkańców. Wojenna trauma, poczucie straty i jednoczesne poczucie winy to uczucia przenoszone z pokolenia na pokolenie - warto się pochylić na tym, jaki wpływ ma ten stan na kondycję społeczeństw w tym zakątku świata.
Jednym z najważniejszych słów w tej książce jest odpowiedzialność. Odpowiedzialność za drugiego człowieka, odpowiedzialność przed sobą i historią, odpowiedzialność zbiorowa czy wreszcie odpowiedzialność za czyny popełnione przez naszych przodków na długo przed naszym urodzeniem.

Mój egzemplarz „A co ja mam z tym wspólnego?” jest wypełniony podkreśleniami, wykrzyknikami i znakami zapytania. Jest to książka, o której opowiadam od kilku tygodni każdemu, kto chce słuchać i którą polecam każdemu, kto chce czytać ważną literaturę. Koniecznie!

Po więcej recenzji zapraszam na mojego bloga:
www.katalog-tytulowy.blogspot.com

Pewnego dnia redakcyjna koleżanka autora rzuciła na jego biurko artykuł z gazety z pytaniem: "Wiedziałeś o tym? To Twoja rodzina, prawda?". Artykuł opisywał wydarzenie z marca 1945 r. Pewnej nocy w pałacu w Rechnitz w Austrii odbywało się przyjęcie pożegnalne dla miejscowego kierownictwa NSDAP, SS i Gestapo. W jego trakcie kilku gości opuściło pałac, by w pobliskiej wiosce...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Jednak najgorsza, bo wyglądająca na karę, była decyzja wygaszenia kilku latarni, które po zmierzchu oświetlały nieliczne place i ulice w centrum. Wieczorami wielu ludzi zbierało się na placach pod tymi latarniami, żeby czytać. Tylko nieliczni mieli w domu elektryczność. Zamiast więc czytać przy mdłym świetle, które dawał feynus, wielu spędzało wieczór pod gwiazdami, czytając powieść, stary egzemplarz dziennika albo list czy miłosny bilecik. Te miejsca były naszą biblioteką pod gołym niebem. Teraz, podobnie zresztą jak prawdziwa biblioteka, wszystko to zostało zamknięte, skasowane, zabronione. [...] Marzenia, nadzieje i wolność zostały zniszczone jednym ruchem." (str. 98)

"Nie mów, że się boisz" to zbeletryzowana historia somalijskiej nastolatki Samii. Dziewczyna dorastała w bardzo biednej rodzinie i mieszkała w niewielkiej lepiance położonej na obrzeżach Mogadiszu. Oprócz nauki i drobnych obowiązków cały jej czas wypełniało bieganie. Marzyła o zostaniu zawodową sportsmenką i reprezentowaniu Somalii w Igrzyskach Olimpijskich. Niestety w jej kraju z dnia na dzień zmieniło się wszystko, kiedy władzę przejęli bojówkarze Asz-Szabab. Wszędzie zapanował strach i terror, a Samia musiała przywdziać burkę i zapomnieć o treningach.
W obliczu takiej sytuacji dziewczyna zdecydowała się na Podróż, o której wiedziała od dziecka, podobnie jak wszyscy, którzy dorastali w Somalii. Chodzi oczywiście o przeprawę śladem tysięcy innych uchodźców na północ Afryki, przez Sahrę aż do Trypolisu w Libii, a potem dalej przez Morze Śródziemne do Europy. Szczegółowy i bardzo realistyczny opis kolejnych etpów podróży Samii jest bardzo wstrząsający. Niektóre zdania przypominają te opisujące transporty Żydów wiezionych do obozów podczas wojny.

Najbardziej w tej książce zafascynował mnie fakt, że autor - młody, włoski dziennikarz - potrafił umiejętnie i wiarygodnie opisać myśli i pragnienia młodej Somalijki. Najbardziej bolesne jest to, że cała historia wydarzyła się naprawdę, a dziesiątki kobiet i mężczyzn każdego dnia podejmują ryzyko i podążają śladem Samii. Książka napisana jest żywym językiem, który bardzo wciąga, a jej lektura poszerza perspektywę.

Zapraszam na bloga: www.katalog-tytulowy.blogspot.com

"Jednak najgorsza, bo wyglądająca na karę, była decyzja wygaszenia kilku latarni, które po zmierzchu oświetlały nieliczne place i ulice w centrum. Wieczorami wielu ludzi zbierało się na placach pod tymi latarniami, żeby czytać. Tylko nieliczni mieli w domu elektryczność. Zamiast więc czytać przy mdłym świetle, które dawał feynus, wielu spędzało wieczór pod gwiazdami,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Michał Witkowski, kronikarz Polski z pozłotka, dykty i blachy falistej, stworzył baśń o tej dziwnej krainie." Tym razem opis na okładce nie kłamie: Wymazane to błyskotliwa opowieść o pozbawionym blichtru życiu daleko od Warszawy, o naszych bolączkach, tęsknotach i słabościach. Groteska i absurdalny humor wypełniają niemalże każdą stronę, ale autor uderza też w poważniejsze, refleksyjne tony. Witkowski łamie liczne tabu i z premedytacją porusza się na granicy dobrego smaku.

Już sam pomysł na fabułę jest przewrotny i łamie konwenanse. Oto młody chłopak o niebywałej urodzie i imieniu Damian, mieszkaniec maleńkiego miasteczka w północno-wschodniej Polsce całe dnie spędza na niczym. Cechuje go ogromna miłość własna oraz pociąg seksualny do dużo starszych kobiet. Pewnego dnia Damian wpada w sidła miejscowej bizneswoman o wiele mówiącym pseudonimie Alexis, która dorobiła się milionów na nielegalnych interesach, uprawie pieczarek i hodowli lisów. Co będzie dalej nie zdradzę, zwłaszcza, że moim zdaniem, to nie o fabułę w tej powieści chodzi.

Witkowski jest bez wątpienia fantastycznym obserwatorem polskiej prownicji ze wszystkimi jej osobliwościami. W Wymazanym ukazuje czytelnikowi fascynujacą plejadę różnorodnych bohaterów, z kórych każdy ma jedną bądź wiele słabości. Cały stworzony przez autora świat jest po brzegi wypełniony absurdem, a nagromadzona w nim masa kiczu i groteski może przyprawić o zawrót głowy. Jednocześnie pisarz porusza tematy w polskiej literaturze popularnej niemalże nieobecne: opisuje stare i chore ciała kobiet po sześćdziesiątce w kontekście seksualnych uniesień, wypunktowuje patologie oraz problemy strukturalne dręczące mieszkańców wsi oraz ich rosnące odcięcie od świata zewnętrznego i związane z tym zacofanie.

Ponadto nie da się przeoczyć faktu, że Witkowski jest mistrzem języka polskiego. Z wirtuozerią tworzy dowcipne, inteligentne zdania i związki frazeologiczne, które wywołują u czytelnika niekontrolowane wybuchy śmiechu. Bawi się słowami i skojarzeniami, a przyjemność obcowania z jego tekstem jest wprost przeogromna.

Rozumiem, że twórczość Michała Witkowskiego nie wszystkim się podoba, że nie do wszystkich jego humor przemawia. Do mnie przemawia BARDZO wyraźnie. Jest to pierwsza książka Witkowskiego, którą przeczytałam, ale na pewno nie ostatnia. Odpowiada mi jego spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość - jego książka stanowi piekielnie inteligentny komentarz do sytuacji społeczno-politycznej, jaka panuje w naszym kraju. Witkowski prowokuje, bawi i zmusza do refleksji.

Bawiłam się z pięknym Damianem w Wymazanym cudownie i na pewno sięgnę po kolejne książki autora. Zresztą zakończenie powieści interpretuję jako zapowiedź kontynuacji i już się na nią cieszę.

Polecam!

Po więcej recenzji zapraszam na bloga: www.katalog-tytulowy.blogspot.com

„Michał Witkowski, kronikarz Polski z pozłotka, dykty i blachy falistej, stworzył baśń o tej dziwnej krainie." Tym razem opis na okładce nie kłamie: Wymazane to błyskotliwa opowieść o pozbawionym blichtru życiu daleko od Warszawy, o naszych bolączkach, tęsknotach i słabościach. Groteska i absurdalny humor wypełniają niemalże każdą stronę, ale autor uderza też w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Muskając aksamit" to historia o poszukiwaniu - miłości, szczęścia i tożsamości, również seksualnej. [...] Jest to również wspaniała powieść historyczna; autorka niesłychanie dokładnie przedstawia społeczne tło epoki oraz mentalność ludzi, których przysłowiowa wręcz pruderia skrywała perwersyjne skłonności." Taki opis książki znajdziemy na jej okładce. To, co w niej jest szczególne, to fakt, że w powieści rozchodzi się o miłość między kobietami....

Główna bohaterka, Nancy Astley, pochodzi z małej nadmorskiej miejscowości, gdzie spędza dnie pracując przy obrabianiu ostryg w małej knajpce rodziców. Pewnego dnia w teatrze obserwuje gwiazdkę wodewilu - pannę Kitty Butler, w której bez pamięci się zakochuje. Porzuca dawne życie, pakuje mała walizkę i przenosi się wraz z Kitty do Londynu. Tam już niebawem zetknie się z codziennością Londynu i dość brutalnie pozna "uroki" życia w obcym mieście. Powieść podzielona została n trzy części, z której każda opisuje osobny rozdział życia bohaterki.
Nancy przeżyje wiele bólu, upokorzeń, romansów zanim przekona się, co i kto jest tak naprawdę ważny w jej życiu.... W tle zmieniające się społeczeństwo angielskie pod koniec XIX wieku, ruch sufrażystek, walki robotników o lepsze życie, zmiany w kanonach mody, itd.

Pierwszy raz czytałam książkę o miłości lesbijskiej. I muszę przyznać, że to bardzo ciekawe przeżycie literackie. Polecam wszystkim otwartym na poznanie nowego i nieznanego wymiaru miłości. Także fizycznej, gdyż namiętność i seks odgrywają sporą rolę w tej powieści...


Więcej recenzji na moim blogu:
www.wedlugagi.katalog-tytulowy.blogspot.com
Zapraszam!

"Muskając aksamit" to historia o poszukiwaniu - miłości, szczęścia i tożsamości, również seksualnej. [...] Jest to również wspaniała powieść historyczna; autorka niesłychanie dokładnie przedstawia społeczne tło epoki oraz mentalność ludzi, których przysłowiowa wręcz pruderia skrywała perwersyjne skłonności." Taki opis książki znajdziemy na jej okładce. To, co w niej jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Główna bohaterka powieści czterdziestoletnia dentytstka Josie pewnego dnia wyrusza starym wypożyczonym kamperem w podróż po Alasce. Nie jest to jednak zwykła wakacyjna wyprawa. Kobieta postanowiła uciec ze swojego dotychczasowego życia zabierając ze soba dwójkę dzieci - ośmioletniego Paula i pięcioletnią Anę oraz trzy tysiace dolarów w gotówce. Bez dokładniejszych planów podąża na północ stanu, nie zrażona faktem, iż szaleją tam ogromne pożary.
Na kolejnych stronach pokonujemy z tą trójką setki kilometrów i stopniowo dowiadujemy się, co skłoniło Josie do podjęcia decyzji o wyjeździe.

Nie udało mi się polubić głównej, lekko rozhisteryzowanej, bohaterki z silną skłonnością do paranoi, która z łatwością podejmuje liczne lekkomyślne decyzje, niejednokrotnie narażając na niebezpieczeństwo siebie i swoje dzieci. Nie potrafiłam zrozumieć jej motywacji ani nadążyć za jej tokiem myślenia.

Krótko mówiąc, nie przemówiła do mnie ta książka. I mam nieodparte wrażenie, że sporą winę za to ponosi BARDZO złe tłumaczenie. Niestety nie po raz pierwszy zdarza się, że powieść wydana przez wydawnictwo Sonia Draga została tak kiepsko przetłumaczona. Kalki językowe, pozbawione sensu zdania, używanie absolutnie nieprawidłowych odpowiedników angielskich słów, to tylko niektóre z wykroczeń tłumacza.
Przyjaciółka czytała tę książkę w języku niemieckim i była nią zachwycona, chociażby ze względu na bardzo trafne obserwacje współczesnej Ameryki. Szkoda, że wydawnictwo pozbawiło polskich czytelników tej przyjemności - jakość tekstu pozostawia bowiem tak wiele do życzenia, że nie sposób skupić się na treści...

Więcej recenzji na moim blogu: www.katalog-tytulowy.blogspot.com
Zapraszam!

Główna bohaterka powieści czterdziestoletnia dentytstka Josie pewnego dnia wyrusza starym wypożyczonym kamperem w podróż po Alasce. Nie jest to jednak zwykła wakacyjna wyprawa. Kobieta postanowiła uciec ze swojego dotychczasowego życia zabierając ze soba dwójkę dzieci - ośmioletniego Paula i pięcioletnią Anę oraz trzy tysiace dolarów w gotówce. Bez dokładniejszych planów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czy istnieje lepszy sposób na przetrwanie zimnej, szarej i deszczowej jesieni niż przeniesienie się do rozgrzanej słońcem Afryki? Do jej zakątka, w którym nigdy wcześniej nie byliście?
Zapraszam Was na wyjątkową literacką wyprawę do położonego w zachodniej Afrycie niewielkiego państwa Sierra Leone. Zastrzegam jednak, że nie będzie to wyprawa na rajskie plaże czy do luksusowych resortów. Zapraszam w podróż do kraju ogarniętego powojenną traumą, którego mieszkańcy zmagają się na co dzień z dziesiątkami problemów, nie tracąc przy tym pogody ducha. "Ludzie myślą, że wojna jest najgorszą rzeczą, jaką widział ten kraj; nie mają pojęcia, jak wygląda pokój. Ile odwagi wymaga proste przetrwanie." (str. 316)

Powieść Aminatty Forny ma dwóch głównych bohaterów i rozgrywa się w dwóch przestrzeniach czasowych, które dzieli kilkadziesiąt lat i krawa wojna domowa. Adrian Lockheart, brytyjski psycholog, przyjeżdża do Sierra Leone, by pomagać ludziom, którzy doznali traumy w wyniku działań wojennych. Szybko aklimatyzuje się w nowym miejscu i zaprzyjaźnia się z chirurgiem Kaiem i psycholożką Ilianą. Jednym z jego pacjentów jest umierający Elias Cole, który traktuje Brytyjczyka jak spowiednika i opowiada mu całe swoje życie, przenosząc go w lata 60-te. W pewnym momencie losy wszystkich bohaterów powieści splatają się ze sobą i eksplodują w dramatycznym finale.

Właśnie za to kocham literaturę: za niespodziewane odkrycia i zachwyty! Książka, którą spontanicznie dorzuciłam do zamówienia podczas zakupów na jakiejś megawyprzedaży w księgarni internetowej, tylko ze względu na przepiękną okładkę, okazała się jedną z najlepszych lektur tego roku!
Nie do końca potrafię określić, co dokładnie mnie w tej powieści urzekło. Sama historia owszem jest ciekawa, ale nie powala ani oryginalnością ani przesłaniem. Ale jest w prozie Aminatty Forny coś, co przykuwało mnie do tej książki i nie pozwalało się oderwać od kolejnych stron. Być może jest to niezwykle barwnie zarysowany obraz kraju, którego w ogóle nie znam? Opisy egzotycznych miejsc i zwyczajów, czy nawet codziennego życia tak innego niż to, które prowadzimy na co dzień w Europie? A może specyficzna atmosfera lub świetnie wykreowani bohaterowie? Albo piękny język? Nie wiem, ale dawno nie czytałam książki z taką przyjemnością!
GORĄCO POLECAM!

"Ludzie wymazują to, co się stało, majstrują przy prawdzie, tworzą własną wersję wydarzeń, wypełniając puste miejsca. Wersję prawdy, która stawia ich w dobrym świetle, w której nie będzie miejsca na to, co zrobili i czego nie odważyli się zrobić, w której zadba się o to, żeby nikt nie obarczył ich winą." (str. 392)

Więcej recenzji na moim blogu: www.katalog-tytulowy.blogspot.com
Zapraszam!

Czy istnieje lepszy sposób na przetrwanie zimnej, szarej i deszczowej jesieni niż przeniesienie się do rozgrzanej słońcem Afryki? Do jej zakątka, w którym nigdy wcześniej nie byliście?
Zapraszam Was na wyjątkową literacką wyprawę do położonego w zachodniej Afrycie niewielkiego państwa Sierra Leone. Zastrzegam jednak, że nie będzie to wyprawa na rajskie plaże czy do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zanim Karim z powieści "Budda z przedmieścia" zaczął podbijać Londyn lat siedemdziesiątych, a chwilę później bohaterowie "Białych zębów" podejmowali mniej lub bardziej udane próby odnalezienia swojego miejsca w brytyjskim społeczeństwie, do Wielkiej Brytanii, krótko po wojnie, przybyła pierwsza fala emigrantów z Jamajki.

Mieszkańcy wyspy, która od 1655 roku była brytyjską kolonią, w trakcie drugiej wojny światowej ochotniczo wstępowali do armii, by walczyć za ojczyznę. Po szkoleniu w kraju macierzystym, wysyłani byli na różne fronty, m.in. do Indii. I choć w Armii oficjalnie walczono z rasizmem, a ciemnoskórzy żołnierze mieli takie same prawa, jak biali Anglicy (w odróżnieniu od żołnierzy amerykańskich, wśród których panowała silna segregacja rasowa), ich służba naznaczona była niechęcią i szykanami ze strony białych. Chwilę po wojnie, w wyniku zmian politycznych, do walczącej nadal ze skutami wojny Anglii wyruszają mieszkańcy brytyjskich kolonii.

Ten szczególny moment w historii Wielkiej Brytanii Andrea Levy wybrała na tło swojej powieści, w której poznajemy pogmatwane losy czworga bohaterów. Mamy rok 1948, wśród tysięcy Jamajczyków wsiadających na statki płynące do Londynu jest Gilbert Joseph, były żołnierz RAFu, który w Anglii chce rozpocząć nowe, lepsze życie. Parę miesięcy później jego śladem wyrusza świeżo poślubiona małżonka Gilberta, Hortense, która zamierza podjąć pracę jako nauczycielka. Ich wyobrażenia o życiu w nowej ojczyźnie zostaną boleśnie skonfrontowane z rzeczywistością, a otaczająca ich niechęć i wrogość londyńczyków niejednokrotnie zaskoczy i wywoła szczere zdumienie.
Oboje zamieszkują w małym, obskórnym pokoju na poddaszu domu, który należy do Angielki, pochodzącej z prownicji córki rzeźnika, Quennie Blight, a dokładniej rzecz ujmując do męża Quennie, Bernarda. Ten jednak kilka lat wcześniej wyruszył na front i słuch po nim zaginął. Kobieta przekonana o śmierci męża sama musi sobie radzić w ograniętym powojennym kryzysem kraju, otwiera więc swój dom dla ciemnoskórych imigrantów i samotnych kobiet. Dla konserwatywnych sąsiadów takie zachowanie jest jawną prowokacją.

Dzięki dość szczegółowej retrospekcji poznajemy historię każdego z czworga bohaterów, ich przemyślenia, motywacje, lęki i plany. Cztery życiorysy splatają się ze sobą i udowadniają, jak często ludzie przypisują innym własne cechy i jak trudno im się między sobą dogadać, nawet jeśli mówią tym samym językiem. W małżeństwie, w przyjaźni, w rodzinie, w wojsku - wszędzie pojawiają się problemy wynikające z braku otwartości i z wrodzonej skłonności do oceniania innych. W swej historii autorka poruszyła wiele istotnych kwestii związanych z migracją, które od późnych lat czterdziestych ubiegłego wieku niewiele się zmieniły.
Z tych czterech opowieści wyłania się niezwykle interesujący i barwny opis niełatwych początków wielokulturowego angielskiego społeczeństwa, jakie znamy obecnie. Dzięki swoim bohaterom, stojącym po dwóch stronach barykady, Andrea Levy tworzy pełny obraz bardzo interesującej epoki. Jednocześnie udowadnia, że każda nasza decyzja, każde działanie niesie ze sobą konsekwencje - zarówno dla jednostek, jak i w skali całego kraju, czy narodu. A rozpędzonej lawiny nie da się powstrzymać.

Powieść czyta się bardzo szybko i przyjemnie, a stworzone przez autorkę obrazy na długo pozostają w pamięci czytelnika. Opowieść zawiera mnóstwo detali i smaczków, które dodatkowo podkreślają brytyjski klimat książki. Stworzeni przez Levy bohaterowie są autentyczni i pełnowymiarowi, niektórzy dają się polubić mniej, inni bardziej, a już na pewno nie wszystkich uda nam się zrozumieć.
Autorka urodziła się w Londynie, ale jej rodzice pochodzą z Jamajki i przybyli do Anglii w 1948 r. Można więc założyć, że stworzona przez nią powieść zawiera wątki zaczerpnięte z biografii jej rodziców.

Książka została wydana w Polsce w 2006 roku i obecnie dość trudno jest znaleźć egzemplarze na sprzedaż. Mnie udało się wypożyczyć książkę ze swojej biblioteki. Warto się wysilić i poszukać "Wysepki", bo to bardzo wartościowa lektura.

Po więcej recenzji zapraszam na mojego bloga:
www.katalog-tytulowy.blogspot.com

Zanim Karim z powieści "Budda z przedmieścia" zaczął podbijać Londyn lat siedemdziesiątych, a chwilę później bohaterowie "Białych zębów" podejmowali mniej lub bardziej udane próby odnalezienia swojego miejsca w brytyjskim społeczeństwie, do Wielkiej Brytanii, krótko po wojnie, przybyła pierwsza fala emigrantów z Jamajki.

Mieszkańcy wyspy, która od 1655 roku była brytyjską...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka wydana wiosną ubiegłego roku przez wydawnictwo Czarne w serii Menażeria przykuła moją uwagę od samego początku. Zaintrygował mnie zwłaszcza podtytuł Rodzinna podróż przez stulecie biologii. Skojarzył mi się z Zającem o bursztynowych oczach (tak, wiem, że tam nie ma słowa o biologii, ale ta rodzinna podróż przez stulecie...) i miałam wielką nadzieję, na podobnie udaną czytelniczą przygodę.

Jednak lektura tego sześciuset stronicowego tomiszcza ciągnęła się tygodniami i nie sprawiła mi, niestety, oczekiwanej radości. Heinrich junior szczegółowo opisał swoją historię rodzinną, bardzo skoncentrowaną wokół postaci ojca przyrodnika i podróżnika Gerda Hermanna Heinricha. Był on badaczem starej daty, jednym z ostatnich, którzy wiedzę o owadach i ptakach zdobywali w sposób bardzo tradycyjny: biegając z siatką po lasach, łąkach i stepach zbierając i preparując tysiące obiektów. Jego pierwsza wyprawa miała miejsce już w 1927 roku na Elbrus i do północnej Persji. W ciągu całego swojego życia takich ekspedycji odbył kilkanaście, podróżując m.in. do różnych krajów Afryki i Azji. Gerd Heinrich opublikował kilka znaczących dzieł na temat ptaków, owadów i ssaków, odkrył nowe gatunki ptaków i owadów, współpracował z wieloma uniwersytetami i muzeami w Europie i USA. Mimo to fakt, iż nie posiadał wykształcenia akademickiego, znacznie zahamował jego karierę, zwłaszcza po drugiej wojnie światowej. W środowisku akademickim był traktowany jako zbieracz-amator, a nie jako poważny naukowiec.

Książka autorstwa jego syna jest lekturą niełatwą z wielu względów. Jest to bardzo subiektywne przedstawienie historii ojca, z kórym autora łączyły niełatwe stosunki. Między wierszami można odczytać, że Heinrich senior był ogromnym egoistą, zadufanym w sobie i przekonanym o swojej nieomylności. Miał wielką słabość do kobiet, które traktował jak służące i asystentki, a uczuciom ojcowskim rzadko dawał upust.
Tekst jest bardzo nierówny. Autor ewidentnie skupił się na wydarzeniach, które doskonale pamięta, lub, kóre dzięki rodzinnym opowieściom potrafił dokładnie odtworzyć, inne zaś są ledwie zarysowane, mimo, iż były istotne dla historii rodziny. Bardzo wiele jest w książce szczegółowych opisów owadów, ich poszukiwań i badań nad nimi. Jest to nużące i nie ułatwia lektury. Wprawdzie wiele się z książki dowiedziałam na temat rozwoju biologii i zoologii, na temat prowadzenia i organizacji badań i ekspedycji naukowych, ale i tak chętnie skróciłabym ją o połowę i porządnie zredagowała. Pod względem literackim tekst pozostawia bowiem wiele do życzenia. Autor, który sam jest profesorem biologii na uniwersytecie w Vermont, chętnie zagłębia się w naukowe opisy i definicje, zwłaszcza pod koniec książki, kiedy pisze o własnej karierze naukowej. Nie jest jednak utalentowanym pisarzem, stąd lektura "Chrapiącego ptaka", nie dostarcza szczególnych literackich uniesień.

Niestety nie poczułam sympatii ani do ojca ani do syna Heinricha, co niewątpliwie miało wpływ na niezbyt pozytywny odbiór tej pozycji. Sądzę jednak, że dla zainteresowanych historią biologii i ekspedycjami naukowymi "Chrapiący ptak" będzie z pewnością ciekawą i wartościową lekturą.

Więcej recenzji na blogu: www.wedlugagi.blogspot.com
Zapraszam!

Książka wydana wiosną ubiegłego roku przez wydawnictwo Czarne w serii Menażeria przykuła moją uwagę od samego początku. Zaintrygował mnie zwłaszcza podtytuł Rodzinna podróż przez stulecie biologii. Skojarzył mi się z Zającem o bursztynowych oczach (tak, wiem, że tam nie ma słowa o biologii, ale ta rodzinna podróż przez stulecie...) i miałam wielką nadzieję, na podobnie...

więcej Pokaż mimo to