-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński27
Biblioteczka
2018-12
2018
Jeśli akcja trzyma w napięciu, tajemnica będąca filarem książki i wydarzenia są ciekawe i nie można się od książki oderwać wiele grzechów można jej autorowi wybaczyć. Zazwyczaj. Remigiusz Mróz w "Nieodnalezionej" popełnił ich trochę, mniejsze, które da się przełknąć oraz jeden "śmiertelny", który książkę najzwyczajniej w świecie dobił. Nie wiem jak pisać o "Nieodnalezionej" by nie zdradzać fabuły a jednocześnie przestrzec przed tą lekturą, która na koniec bardzo, bardzo rozczarowuje. Czytelnik zostaje bowiem porzucony przez autora z pytaniami typu "ale jak?, "skąd?" co odbiera książce sens. Dobrze, słyszałam, że pan Mróz jest pisarzem bardzo płodnym co skutkuje kolejnymi błędami znajdowanymi w jego książkach, nie wiem jednak czy aż takimi. Niemniej zastanawia mnie jedno. "Nieodnalezioną" przed wydaniem, ba, drukiem, czytali przecież redaktorzy, edytorzy, korektorzy, znajomi autora, tłumacz, który przełożył książkę na język angielski...i co? Nikt? Absolutnie nikt nie zadał na koniec pytania (UWAGA, BĘDZIE PRAWIE SPOILER BO INACZEJ NIE UMIEM) skąd pewna postać znała szczegóły, tak intymne i niepowtarzalne, ze wspólnego życia dwóch innych postaci? Nikt? W obronie książki mogłabym napisać, że czyta się szybko, do pewnego stopnia ciekawie, pomysł fajny, poruszony przez autora problem społeczny ważny i poważny. No ale postaci też są niestety jakieś takie "niedorobione", brakuje w nich głębi i konsekwencji (jeśli ktoś powtarza, że z doświadczenia wie jak zaraz potoczą się wydarzenia bo ZAWSZE tak jest, a za każdym razem jest jednak inaczej no to jak?) czy normalności (dziecko, duże, nie pamiętam ale ok 10 lat, widzi skatowaną matkę i równie skatowanego obcego człowieka, z którymi jedzie gdzieś w środku nocy, nie zadaje nawet jednego pytania, luz, obojętność, noc jak co dzień, idę spać...). Z kolei postać, o którą rozbija się cała afera ostatecznie wydaje się nie być dla autora ważna, niczego się nie dowiadujemy bo jakby nie o nią tu chodzi. Oczywiście do tego dochodzimy pod koniec gdy książka traci już sens... Nie polecam tej książki, pozostawia niesmak i poczucie zmarnowanego czasu. Wciąż nie mogę uwierzyć, że nikt z całego zespołu w wydawnictwie nie zauważył tego braku konsekwencji.
Jeśli akcja trzyma w napięciu, tajemnica będąca filarem książki i wydarzenia są ciekawe i nie można się od książki oderwać wiele grzechów można jej autorowi wybaczyć. Zazwyczaj. Remigiusz Mróz w "Nieodnalezionej" popełnił ich trochę, mniejsze, które da się przełknąć oraz jeden "śmiertelny", który książkę najzwyczajniej w świecie dobił. Nie wiem jak pisać o...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-09
Jak coś nawiązuje do twórczości Jane Austen biorę w ciemno :) Trafiła mi się książka pani Knedler i całkiem dobrze się bawiłam. To przyjemny, przeciętny, lekki, trochę przewidywalny kryminał, z sekretami trzymanymi w zamknięciu niemal do końca, paranoją bohaterów, którzy podejrzewają się na wzajem we wciąż zmieniających się konfiguracjach (i nie pomaga tu fakt, że to artyści), intrygą goniącą intrygę. Do tego znajdziemy tu wątki miłosne i jedyne, do czego mogłabym się przyczepić to fakt, że z założenia jest to kryminał brytyjski (miejsce akcji, narodowość bohaterów itp) ale gdy wspomnę książki Kate Atkinson brytyjskości w nim niewiele. Postanowiłam się jednak nie czepiać, autorka jest pochodzenia polskiego a książka na prawdę nie była zła. Do jej przeczytania zbierałam się ponad rok, impulsem do tego była odważna decyzja obejrzenia filmu "Duma i uprzedzenie i Zombie". Spodziewałam się jatki (mało powiedziane) a to na prawdę nie jest taki zły film! Zachęciło mnie to do sięgania po dotąd odsuwane w kolejce książki bo potwierdziło, że warto ryzykować. "Pan Darcy nie żyje" udał się pani Knedler jako książka na wieczór i odreagowanie i chętnie, dla czystego relaksu, sięgnę po inne jej książki.
Jak coś nawiązuje do twórczości Jane Austen biorę w ciemno :) Trafiła mi się książka pani Knedler i całkiem dobrze się bawiłam. To przyjemny, przeciętny, lekki, trochę przewidywalny kryminał, z sekretami trzymanymi w zamknięciu niemal do końca, paranoją bohaterów, którzy podejrzewają się na wzajem we wciąż zmieniających się konfiguracjach (i nie pomaga tu fakt, że to...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-08
To wspaniała, wielowątkowa powieść, niezwykle ciekawa i poszerzająca wiedzę (głównie z zakresu przyrody, trochę biologii, historii ale nie tylko), która zabrała mi dwa miesiące, bo nawet w fascynujących wykładach trzeba robić przerwy."Chrapiący ptak" to nietuzinkowa historia rodziny autora rozgrywająca się na kilku kontynentach w czasach wojen i pokoju, historia niezwykłej pasji, rozwoju nauki, empirycznego poznawania świata i dużo dużo więcej, przetykana...taksonomią gąsienniczników... . Tak, za każdym razem gdy opowieść rozkręcała się a ja pędziłam wraz z nią na łeb na szyję zaciekawiona co dalej nagle musiałam hamować z piskiem na kolejnej systematyce gąsiennicznika czy, jeśli miałam "szczęście", innego owada. Wprawdzie po tych fragmentach poznać, że autor jak i jego ojciec, będący główną postacią książki, to zapaleni przyrodnicy, badacze i naukowcy, jednak było w książce takich progów zwalniających za dużo. Nic to, książka poszerza horyzonty i na prawdę warto ją przeczytać. I otworzyć się na postać ojca autora - wyjątkowo trudny, twardy i momentami odpychający człowiek, a jednak fascynująca postać.
To wspaniała, wielowątkowa powieść, niezwykle ciekawa i poszerzająca wiedzę (głównie z zakresu przyrody, trochę biologii, historii ale nie tylko), która zabrała mi dwa miesiące, bo nawet w fascynujących wykładach trzeba robić przerwy."Chrapiący ptak" to nietuzinkowa historia rodziny autora rozgrywająca się na kilku kontynentach w czasach wojen i pokoju, historia niezwykłej...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-07
Kolejna książka Atkinson z serii o detektywie Jacksonie. Wprawdzie znowu zignorowałam chronologię i wlazłam w środek cyklu ale nie szkodzi. Moja ulubiona autorka nie zawiodła mnie dając mi typowy, brytyjski kryminał z całą tą atmosferą, flegmą i pogodą typowymi dla Wysp. Nie ważne, że nie czytałam wcześniejszych części cyklu, opowieść snuta jest bowiem tak, że książkę można czytać w oderwaniu od niego. Jak zawsze polecam miłośnikom spokojnych, czyli nie inspirowanych rzeźnią i masarnią, kryminałów.
Kolejna książka Atkinson z serii o detektywie Jacksonie. Wprawdzie znowu zignorowałam chronologię i wlazłam w środek cyklu ale nie szkodzi. Moja ulubiona autorka nie zawiodła mnie dając mi typowy, brytyjski kryminał z całą tą atmosferą, flegmą i pogodą typowymi dla Wysp. Nie ważne, że nie czytałam wcześniejszych części cyklu, opowieść snuta jest bowiem tak, że książkę można...
więcej mniej Pokaż mimo to
Podobno najlepsza książka Kinga. Najdłuższa. Najbardziej dopracowana. Naj, naj naj... . Ponieważ tego typu peany mnie demotywują troszkę sobie z "Bastionem" poczekałam, i dobrze. Historia jest faktycznie ciekawa, na początku. Akcja rozwija się szybko, trzyma w napięciu, niemal wszystkie przedstawione postaci są na tyle interesujące, że szczerze chce się poznawać ich dalsze losy. Motyw zarazy przedstawiony jest bardzo realistycznie, stanowi horror sam w sobie, ale niestety...Niestety King wprowadził element paranormalny, niby jak zawsze ale tu przedstawiciele dobra i zła w biblijnym
znaczeniu zepsuli mi odbiór. Zło jeszcze ujdzie, jest rzeczywiście złem, odpycha, obrzydza i chorobliwie fascynuje ale dobro? Nuda, przegadanie, jakaś taka zabobonna głupota - zgadzam się ze wszystkimi opiniami czytelników, którzy negowali matkę Abagail. To postać, która "przejęła" chyba pół książki, spowolniła akcję, nudziła, "mędrkowała" i popsuła mi lekturę. Samą książkę czytało się fajnie, po pierwszej części już bez wypieków na twarzy i bywało, że ze zniecierpliwieniem ale ogólnie nie jest zła. Podobno po napisaniu "Bastionu" King splagiatował samego siebie pisząc "Pod kopułą" jednak ja się z tą opinią nie zgadzam. "Pod kopułą" podobała mi się o wiele bardziej choć zakończenie (czy, jak kto woli, wyjaśnienie zagadki) było głupkowate.
Wracając do "Bastionu" - polecam poświęcić faktycznie sporo czasu i przeczytać ale bez oczekiwania ekstazy.
Podobno najlepsza książka Kinga. Najdłuższa. Najbardziej dopracowana. Naj, naj naj... . Ponieważ tego typu peany mnie demotywują troszkę sobie z "Bastionem" poczekałam, i dobrze. Historia jest faktycznie ciekawa, na początku. Akcja rozwija się szybko, trzyma w napięciu, niemal wszystkie przedstawione postaci są na tyle interesujące, że szczerze chce się poznawać ich dalsze...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-05
Dziwna jest ta książka. Wg opisu i zachwyconych nią głosów to baśń dla dorosłych o miłości (między kobietą i Rybo-człekiem), o akceptacji inności. Wg mnie ten rdzeń książki, czyli historia uczucia Elisy i stwora, został pomniejszony i ośmieszony przez samego autora. Pomniejszony przez poruszone w tle ważne problemy społeczne Ameryki lat 60'tych XX wieku, a ośmieszony wątkiem erotycznym. Zaczynając od tego drugiego - pal licho, że baśnie zwykle kończą się na ślubie i "żyli długo i szczęśliwie", rozwinięcie tego co "po ślubie" by uszło ale autor pokusił się o opisanie zbliżenia. Nie daj Boże by
ten fragment książki zachęcił jakiegoś reżysera do nakręcenia kolejnej części "Obcego", w której Ellen Ripley ze znanym nam kosmitą będą uprawiać międzygatunkowy, międzygwiezdny seks! Co za głupota, licho to wyszło.
A wracając do pierwszego, czyli opowieści o świecie i ludziach - to wg mnie plus tej książki. Niemal wszyscy jej bohaterowie są niewidzialni lub odrzuceni przez społeczeństwo ówczesnej Ameryki z powodów do dziś budzących (bądźmy szczerzy - podobne) emocje. Są nimi rasizm, szowinizm, nietolerancja dla inności i starości, poddawanie się stereotypom. Ważną choć lekko liźniętą kwestią jest także pokazanie co wojna czyni z człowiekiem, w jakie szaleństwo i samotność go wtrąca. Mam wrażenie, że to odmalowane tło społeczne, mające urealnić wydarzenia stanowiące rdzeń baśni, urosło do rangi drugiej opowieści, która na koniec deklasuje tę w założeniu główną.
Doczytałam, że Kraus i del Toro rozwinęli osobno pomysł na tę historię, który pierwotnie wywodził się ze snu tego pierwszego. Film nie jest więc nakręcony na podstawie książki więc nie ma co porównywać choć widziałam, że inni to robią.
Dla mnie to opowieść przede wszystkim o walce o swoje miejsce na ziemi i szczęście pomimo przeciwności, która często przypomina walkę z wiatrakami. Jeśli chodzi o wątek baśniowej miłości ponad podziałami (tutaj - wbrew naturze) i znajdowaniu piękna i prawdy w inności to przywodzi mi on na myśl trochę "Piękną i Bestię" i "King Konga", trochę "Kopciuszka" (buty Elisy, szczególnie w finale), "Syrenkę Ariel" (znowu finał), "Królewnę Śnieżkę" (walka Stricklanda z Rybo-człekiem o to, kto jest...nie, nie piękniejszy ale bardziej boski) - podejrzewam, że inni znajdą tu jeszcze inne odniesienia.
Ostatecznie uznaję książkę za przeciętną z potencjałem na dobrą. Czytałam szybko, w miarę przyjemnie, inspirująco (szukanie elementów bajkowych :)) ale spodziewałam się czegoś lepszego. Na film nie mam większej ochoty, może kiedyś dla doznań wizualnych. daję 6 gwiazdek za tło społeczne, o którym pisałam i za odpoczynek, który mi książka przyniosła.
Dziwna jest ta książka. Wg opisu i zachwyconych nią głosów to baśń dla dorosłych o miłości (między kobietą i Rybo-człekiem), o akceptacji inności. Wg mnie ten rdzeń książki, czyli historia uczucia Elisy i stwora, został pomniejszony i ośmieszony przez samego autora. Pomniejszony przez poruszone w tle ważne problemy społeczne Ameryki lat 60'tych XX wieku, a ośmieszony...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-05
Rzecz o szalonych, chorych lub po prostu skupionych na sobie mężczyznach i naiwnych, nieprzystosowanych do życia, słabych kobietach. To druga książka Charlotte Link, którą przeczytałam i chyba będzie ostatnią. Bohaterowie są przerysowani i niewiarygodni jak diabli, na prawdę ciężko znaleźć wśród nich kogoś, kto zachowywałby się normalnie. Historia częściowo przewidywalna, następujące po sobie wydarzenia są chwilami jak te irytujące sceny w filmach, gdy samotnie siedzący w domu ciemną burzową nocą bohater słyszy chrobot w piwnicy, w której nie ma światła i oczywiście, niczym ostatni idiota, tam
schodzi. Do tego ten język... . Ja wiem, że za tłumaczenie na polski pani Link nie odpowiada dlatego teraz pójdą zarzuty do wydawnictwa, które wypuściło książkę. Dialogi są drętwe i równie niewiarygodne jak postaci ("Ojcze" - mówi 18 letnia córka do taty żyjąca w Hamburgu lat 80'tych XX wieku...) a treść pełna narzucanych ogólnej polszczyźnie regionalizmów, których moim zdaniem nie powinno tu być. Ani miejsce akcji ani pochodzenie bohaterów nie uzasadniają stosowanych na południu Polski zwrotów "zaglądnąć" zamiast "zajrzeć", "ubrać buty" zamiast włożyć czy założyć. Na dodatek treść cedzona jest w krótkich rozdzialikach - być może miało to budować nastrój ale mnie akurat męczyło niczym karuzela. Podsumowując: zabrakło napięcia, realizmu, porządnie zbudowanych postaci, ciekawego pomysłu. Jestem na nie.
Rzecz o szalonych, chorych lub po prostu skupionych na sobie mężczyznach i naiwnych, nieprzystosowanych do życia, słabych kobietach. To druga książka Charlotte Link, którą przeczytałam i chyba będzie ostatnią. Bohaterowie są przerysowani i niewiarygodni jak diabli, na prawdę ciężko znaleźć wśród nich kogoś, kto zachowywałby się normalnie. Historia częściowo przewidywalna,...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-05
Już dawno nie czytałam książki tak długo. Na pewno "Shantaram" to powieść pełna akcji, wielowątkowa i awanturnicza. Kipi od malowniczych opisów Indii, głównie Bombaju. Bohaterowie są wielowymiarowi, nieoczywiści, dzięki głównemu bohaterowi - narratorowi poznajemy ciekawe historie z życia niektórych z nich. Niby wszystko wspaniale ale przyznam, że męczyłam się. Czytałam, czytałam a końca nie było widać. Wartką akcję spowalniają liczne dysputy filozoficzne i głębokie przemyślenia, których jest tu mnóstwo i bywają irytujące, a do pewnego stopnia niewiarygodne (szef mafii siada z nieznajomym lub ledwo co poznanym człowiekiem i filozofuje gadając o niczym...ta). Choć opisane wydarzenia oparte są na prawdziwych nie wątpię, że część z nich to fikcja literacka koloryzująca niezwykłe przygody bohatera, podkreślająca grożące mu niebezpieczeństwo i niezwykłe łuty szczęścia.
Nasłuchałam się peanów na temat tej powieści. Że głęboka, piękna, że Indie niczym kraina ze snu, że pomaga odnaleźć się w świecie itp. Nie podzielam tych opinii. Owszem, była to ciekawa i pouczająca lektura (jeśli chodzi o poznanie miejsca, ludzi i ich zwyczajów) ale "objawione" innym prawdy i złote myśli są wg mnie płytkie. Często to paplanina o niczym tylko brzmiąca mądrze. Opisane przez głównego bohatera Indie, głównie Bombaj, są wg mnie straszne - pomimo niewątpliwego piękna budowli i przyrody nie chciałabym tam pojechać. Mam wrażenie, że wszyscy tam palą narkotyki, 80% populacji żyje na skraju niewyobrażalnej nędzy, na ulicy łatwo zginąć w wypadku komunikacyjnym a turysta jest bardziej bezbronny i wykorzystywany niż gdziekolwiek indziej. Wniosek, jaki płynie z opisanego w "Shantaram" fragmentu życia głównego bohatera jest taki, że ostatecznie jesteśmy bezbronni wobec ludzi z wpływami, pieniędzmi i władzą, i że nic od nas, szaraczków, nie zależy. Opowieść każe nam wątpić czy panowanie nad własnym życiem i wyborami jest w ogóle możliwe.
Podsumowując: wartka akcja i ciekawe wydarzenia przetykane nudą i pseudofilozoficzną paplaniną. Ciekawe postaci, sporo informacji o kulturze i historii Indii, dość dużo drastycznych opisów, wiele wątków. Męczący misz masz. Daję pięć gwiazdek bo nie mogę dać 5,5. Ta książka jest przeciętna sama w sobie ale budzi emocje - we mnie raczej negatywne. Mam wrażenie, że mówi się o niej tylko dobrze jak np. o "Mistrzu i Małgorzacie", wielu nazywa ją "dziełem". No cóż, patrząc na rozmiary i momentami wybuchowo-agresywną zawartość bez wątpienia ta książka jest potężnym działem. Wyszła kontynuacja...nie skorzystam.
Już dawno nie czytałam książki tak długo. Na pewno "Shantaram" to powieść pełna akcji, wielowątkowa i awanturnicza. Kipi od malowniczych opisów Indii, głównie Bombaju. Bohaterowie są wielowymiarowi, nieoczywiści, dzięki głównemu bohaterowi - narratorowi poznajemy ciekawe historie z życia niektórych z nich. Niby wszystko wspaniale ale przyznam, że męczyłam się. Czytałam,...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-04
Pełna mroku, tajemnic i szaleństwa powieść grozy, którą przeczytałam jednym tchem. W książce Kulpy odpowiada mi niemal wszystko - atmosfera, język, bohaterowie, pomysły (choć niektóre lekko wytarte jak kocica Bastet). Już w trakcie czytania odkrywamy, że nie wszystko co się dzieje jest prawdziwe, czasem to wymysły i wyobraźnia bohaterów, czasem mroczne sekrety, raz normalny świat, raz groza - wszystko to się cudnie przenika, gubi czytelnika i potęguje niepokój. Chwilami na myśl przychodziła mi książka "Czarno, prawie noc" Bator - tam też wiele rzeczy było nieoczywistych, w niewinności czaił się mrok, w mroku odnajdywało się codzienność. Przyczepiłabym się tylko do zakończenia, które porzuca wg mnie głównego bohatera, zapomina o nim, ale ogólnie książka bardzo mi się podobała. Przyznam, że z polską literaturą grozy (poza "Dziadami" Mickiwiecza i "Weselem" Wyspiańskiego - tak, to dla mnie groza) nie miałam dotąd do czynienia. Książka "T.T." Kulpy pokazała mi, że czas to zmienić.
Pełna mroku, tajemnic i szaleństwa powieść grozy, którą przeczytałam jednym tchem. W książce Kulpy odpowiada mi niemal wszystko - atmosfera, język, bohaterowie, pomysły (choć niektóre lekko wytarte jak kocica Bastet). Już w trakcie czytania odkrywamy, że nie wszystko co się dzieje jest prawdziwe, czasem to wymysły i wyobraźnia bohaterów, czasem mroczne sekrety, raz normalny...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-04
Książka z cyklu opowieści obozowych. Sołżenicyn zwięzłym, pozbawionym praktycznie emocji językiem opisuje dzień z życia zeka skazanego na 10 lat pracy przymusowej w łagrze. Szuchow to prosty człowiek, którego na koniec dnia cieszą równie proste rzeczy - zjedzony posiłek, wykonana praca, zasypianie na swojej pryczy. Opowiadanie inspirowane jest przeżyciami autora, który sam siedział w łagrach a potem na zesłaniu, jest więc ono szczere i, co mi się podoba, pozbawione patosu i moralizatorstwa. Sołżenicyn różnicuje więźniów, nie wsadza wszystkich do jednego worka ofiar systemu i nieszczęśników. Są wśród nich więźniowie polityczni, "wyznaniowi", są niewinni ale i kryminaliści. Są więźniowie sprytni, zdyscyplinowani i bezradni, bogatsi (o rodziny przysyłające paczki) i biedniejsi - jak to w normalnym życiu. Pomimo znoju, mrozów Syberii, głodu, towarzyszącego im wciąż zagrożenia ze strony strażników nie odbiera im Sołżenicyn poczucia humoru i figlarnej złośliwości (każącej im robić niby od niechcenia niewinne rzeczy, które mogą zagrozić "naczalstwu" - jak wylewanie pomyj na mrozie w stronę wykorzystywanej przez "naczalstwo" ścieżki...).
To pierwsze opublikowane opowiadanie autora, który za cel swojej twórczości obrał opisanie i zdemaskowanie państwa totalitarnego, jego obojętności, bezlitosnego traktowania obywateli oraz okrucieństwa systemu obozów pracy przymusowej stworzonego w ZSRR po rewolucji październikowej. Szczera i ciekawa, warta poznania choć jedna z wielu, historia.
Książka z cyklu opowieści obozowych. Sołżenicyn zwięzłym, pozbawionym praktycznie emocji językiem opisuje dzień z życia zeka skazanego na 10 lat pracy przymusowej w łagrze. Szuchow to prosty człowiek, którego na koniec dnia cieszą równie proste rzeczy - zjedzony posiłek, wykonana praca, zasypianie na swojej pryczy. Opowiadanie inspirowane jest przeżyciami autora, który sam...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-03
Mówi się, że siłą tej książki jest prostota. Faktycznie, niewyszukany język, krótkie zdania i ogólnie krótka forma pozwoliły Steinbeckowi doskonale oddać realia surowego życia prostych, często niewykształconych, żyjących w samotności robotników najemnych. "Myszy i ludzie" to historia niezwykłej, budzącej zdziwienie i niedowierzanie przyjaźni ale także samotności, niespełnionych marzeń i dramatycznych wyborów. Konstrukcja książki przypominała mi momentami sztukę lub scenariusz (aż prosiło się by tekst podzielić na akty i sceny) co trochę mnie zniechęcało ale to bardzo subiektywne podejście - po prostu nie lubię takich, jak dla mnie skandowanych, form. Poza tym, gdyby to nie był Steinbeck, który świat robotników najemnych w czasach Wielkiego Kryzysu w USA poznał od podszewki pomyślałabym, że autor przesadza lub nabija się z bohaterów, tacy są chwilami prości i oklepani. A jednak w tym przypadku realizm wydarzeń jest olbrzymi a zakończenie - wstrząsające. I to ono wg mnie czyni tę książkę niezapomnianą. To druga po "Gronach gniewu" książka tego autora, którą czytałam i z powodów opisanych powyżej podobała mi się mniej. Zaliczam ją jednak do pełnych smutku i bezradności, ważnych do poznania manifestów społecznych tamtego okresu w dziejach USA.
Mówi się, że siłą tej książki jest prostota. Faktycznie, niewyszukany język, krótkie zdania i ogólnie krótka forma pozwoliły Steinbeckowi doskonale oddać realia surowego życia prostych, często niewykształconych, żyjących w samotności robotników najemnych. "Myszy i ludzie" to historia niezwykłej, budzącej zdziwienie i niedowierzanie przyjaźni ale także samotności,...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-04
Pod koniec tej niezwykłej powieści znajduje się zdanie "Opowieść zdawała się zaczynać od środka tylko dla kogoś, kto nie słyszał o znikach i złamaźiach (...)." Odnosi się ono do wprawdzie do historii opowiadanej przez jej bohatera ale idealnie pasuje do "Historii Lisey". Zaczynając tę powieść można się bowiem pogubić, zirytować i znudzić, gdyż bez wprowadzenia autor zanurza nas w intymnym, zamkniętym dla postronnych i dziwnym świecie dwojga ludzi dzielących ze sobą życie, pełnym ich swoistych powiedzonek, porównań, tajemnic i haseł. Przyznam, że byłam bliska rzuceniu tej "smerdolonej" książki w kąt ale wytrzymałam i było naprawdę warto. Mówi się o tej powieści
Kinga, że jest o miłości. Wg mnie częściowo też ale przede wszystkim jest o szaleństwie, wielkim szaleństwie, które można okiełznać, jeśli w ogóle, tylko dzięki zrozumieniu i miłości właśnie. Z początku nic nie zapowiada grozy i pełnej napięcia akcji, które wyłaniają się z dalszych kart powieści. To co straszne, "żyjące" tylko w snach i dzięki wyobraźni nabierze realnych kształtów jak to w typowym kingowskim horrorze. Wyobraźnia zamienia życie w piekło i ożywia demony. Odmalowany przez Kinga obraz szaleństwa został ze mną na dłużej, kilka razy nie mogłam zasnąć myśląc o ojcu czy bracie Scotta -
zrozumie ten kto przeczyta. Książki nie czyta się szybko bo też akcja ślimaczy się przez masę retrospekcji. Myślę, że film na jej podstawie mógłby być fascynujący, straszny i piękny...ale dobrze, że go nie ma. Choć do połowy książki tego nie widać jest to horror pełną gębą.
Pod koniec tej niezwykłej powieści znajduje się zdanie "Opowieść zdawała się zaczynać od środka tylko dla kogoś, kto nie słyszał o znikach i złamaźiach (...)." Odnosi się ono do wprawdzie do historii opowiadanej przez jej bohatera ale idealnie pasuje do "Historii Lisey". Zaczynając tę powieść można się bowiem pogubić, zirytować i znudzić, gdyż bez wprowadzenia autor zanurza...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nie jest to pokrzepiająca, miła w odbiorze ani relaksująca książka. Wręcz przeciwnie, "Dygot" Małeckiego wprowadza czytelnika w przygnębienie, czasem niesmak, wieje z tej powieści bezradnością i rezygnacją. Nie mam wątpliwości, że to zamierzony efekt - na przykładzie życia kilku pokoleń bohaterów autor chce pokazać, że życie to faktycznie ten tytułowy dygot, miotanie się, delirium, ciągła walka. Cytat, który dotyczy w książce jednego z bohaterów wg mnie mógłby opisywać ich wszystkich: "Musiał być jakimś zasranym jękiem świata, jakby ten świat potrzebował jeszcze jednego jęku, jakby nie miał ich już wystarczająco dużo. (...)" Cóż, przyznam, że powieść wciąga, jest naturalistyczna co jednych przyciągnie innych odstręczy ale czyta się ją z zaciekawieniem i w miarę przyjemnie. Nie brakuje jednak także rozczarowania gdyż Małecki życie swoich bohaterów ogranicza do klęsk, nieszczęść, tragedii i smutków, nawet jeśli zaświeci im niewielki promień słońca szybko gaśnie przyduszony kolejną katastrofą. A przecież życie tak nie wygląda. Czy poza strachem, płaczem, bólem, zimnem i złością nie dygoczemy także ze śmiechu czy szczęścia?
Nie jest to pokrzepiająca, miła w odbiorze ani relaksująca książka. Wręcz przeciwnie, "Dygot" Małeckiego wprowadza czytelnika w przygnębienie, czasem niesmak, wieje z tej powieści bezradnością i rezygnacją. Nie mam wątpliwości, że to zamierzony efekt - na przykładzie życia kilku pokoleń bohaterów autor chce pokazać, że życie to faktycznie ten tytułowy dygot, miotanie się,...
więcej Pokaż mimo to