-
ArtykułySEXEDPL poleca: najlepsze audiobooki (nie tylko) o seksie w StorytelLubimyCzytać1
-
ArtykułyTom Bombadil wreszcie na ekranie, nowi „Bridgertonowie”, a „Sherlock Holmes 3” jednak powstanie?Konrad Wrzesiński2
-
Artykuły„Dzięki książkom można prawdziwie marzyć”. Weź udział w akcji recenzenckiej „Kiss cam”Sonia Miniewicz4
-
Artykuły„Co dalej, palenie książek?”. Jak Rosja usuwa książki krytyczne wobec władzyKonrad Wrzesiński37
Biblioteczka
Dość długo zastanawiałam się nad kupnem „Uwikłania”. Z jednej strony coś mnie ciągnęło do tej powieści, ale z drugiej polski autor działał na mnie odpychająco. Mimo tego ostatecznie przekonał mnie zachwyt mojej nauczycielki języka polskiego nad twórczością Miłoszewskiego. Już wcześniej odkryłam, że mamy podobny gust książkowy, dlatego postanowiłam odłożyć swoje uprzedzenia na bok. Oczywiście „Uwikłanie” najpierw odczekało jeszcze parę miesięcy na półce, nim po nie sięgnęłam, ale w końcu je przeczytałam. A moja przygoda z nim okazała się być bardzo zaskakująca…
Książkę zaczęłam czytać pod koniec maja, jednak z bliżej niezrozumiałych dla mnie powodów po około sześćdziesięciu stronach wróciła ona na półkę. Zapadła mi w pamięci jako ciekawie zapowiadająca się powieść i nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego zrezygnowałam z kontynuowania jej w maju. Ostatni, gorący weekend okazał się jednak idealny na przeczytanie powieści Miłoszewskiego. Tak więc ukrywając się w cieniu, na działce, pochłaniałam kolejne strony z coraz większym zaciekawieniem. Zrozumiałam, że uważanie polskich autorów za „gorszych” było jednym z większych błędów, które popełniłam w swoim życiu.
Zapewne większość osób czytająca książki o tematyce kryminalnej jest przyzwyczajona do tego, że to policja prowadzi śledztwo w jakiejś sprawie. Sięgając po „Uwikłanie” spodziewałam się dokładnie tego samego. Miłym zaskoczeniem okazało się, że głównym bohaterem nie jest funkcjonariusz policji, a prokurator – Teodor Szacki. Jego postać nie została w żaden sposób przerysowana. Jest zwykłym człowiekiem, który poza problematycznym śledztwem wzmaga się także z monotonią codziennego życia. Dodatkowo jest bohaterem, którego poczucie humoru bardzo przypadło mi do gustu i niejednokrotnie rozbawiła mnie jakaś jego wypowiedź.
W „Uwikłaniu” znajdziemy także nawiązania do działań SB w czasach PRL-u. Autor przedstawia to w taki sposób, że nawet osobie zupełnie niezainteresowanej tematami historycznymi wyda się to ciekawe (a ja bez wątpienia dokładnie taką osobą jestem). Jednak poza wątkami związanymi z czasami odległymi od współczesnych znajdziemy tu również takie, które dotykają problemu ludzkiej psychiki. Miłoszewski porusza tutaj tematykę terapii ustawień Hellingera. Zadziwiające jest to jak wielki może mieć to wpływ na ludzkie uczucia i emocje, a zarazem jak wiele potrafi zmienić w życiu.
Czy książka posiada jakieś wady? I tak, i nie. Nie jestem w stanie nazwać wiadomości na początku każdego rozdziału wadą, ale po prostu wydają mi się one zbędne. Pogoda w Warszawie czy wynik jakiegoś meczu lub inne informacje dotyczące Polski czy świata nie są zupełnie związane z treścią utworu, przez co zupełnie nie odczuwałam potrzeby czytania tych informacji.
Podsumowując, nie mam żadnych większych zastrzeżeń do „Uwikłania”. Żałuję jedynie, że tak długo nie mogłam się przekonać do polskiej powieści. W każdym razie zmądrzałam, przeczytałam i cieszę się, że mój umysł został wyprowadzony z błędu, że to co polskie jest gorsze. Z czystym sumieniem mogę polecić książkę Miłoszewskiego wszystkim. Zdecydowanie jest to pozycja warta uwagi.
Dość długo zastanawiałam się nad kupnem „Uwikłania”. Z jednej strony coś mnie ciągnęło do tej powieści, ale z drugiej polski autor działał na mnie odpychająco. Mimo tego ostatecznie przekonał mnie zachwyt mojej nauczycielki języka polskiego nad twórczością Miłoszewskiego. Już wcześniej odkryłam, że mamy podobny gust książkowy, dlatego postanowiłam odłożyć swoje uprzedzenia...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Są książki odpychające nas z każdej możliwej strony i każdy, przynajmniej raz w życiu na taką trafił. Na mnie działa tak każda, wokół której wiele się dzieje, która jest promowana wszędzie, na temat której prawie nikt nie powie złego słowa. Mimo tego postanowiłam przełamać swoją niechęć i sięgnęłam po „Dziewczynę z pociągu”. Namówiła mnie do tego koleżanka z jednego portalu, oczywiście wychwalając powieść Pauli Hawkins. Zaczęłam ją czytać z pozytywnym nastawieniem, jednak czy udało mi się zrozumieć fenomen tej książki?
Zacznę od tego, że „Dziewczyna z pociągu” posiada dzieloną narrację, a w dodatku jest zróżnicowana w czasie. Są to dwa zabiegi, których nienawidzę, jednak – skoro już tak bardzo chciałam się przełamać… Bieżącą akcję przedstawiają nam na zmianę Rachel oraz Anna, przeszłość natomiast poznajemy dzięki Megan. Co je łączy? Niestety, udzielenie odpowiedzi na to pytanie poskutkowałoby jedynie tym, że cała książka stałaby się dla każdego bardziej niż oczywista, a nie będę nikomu odbierać radości z czytania.
Muszę natomiast przyznać, że żadna z nich nie wzbudziła mojej sympatii. Co więcej, nie udało się to ani jednemu z bohaterów. Mimo tego, to wyżej wymieniona trójka działa mi najbardziej na nerwy i to do tego stopnia, że czasem nie byłam w stanie skupić się na treści książki. Mniej więcej w połowie książki zaczęłam tolerować Rachel oraz Megan, ale w tym momencie pojawiła się Anna i… Jak zamknęłam książkę, tak nie ruszyłam jej przez ponad tydzień. Trzecia narratorka wydała mi się z automatu zbędna.
Przechodząc do rzeczy – co spowodowało u mnie tyle negatywnych emocji? Już piszę, jak w moich oczach wypadła każda z nich.
Rachel jest jedyną, którą nauczyłam się jako tako znosić. Nie zmienia to jednak faktu, że dla mnie nadal jest tylko zdesperowaną alkoholiczką, a usprawiedliwianie jej raczej nie ma sensu. Tym bardziej, że była jak najbardziej świadoma swojego problemu, a nie robiła z tym kompletnie nic. Rozkochana w napojach wysokoprocentowych bohaterka była jednak wyjątkowo spostrzegawczą kobietą, dzięki czemu okazała się bardzo pomocna przy dochodzeniu w sprawie morderstwa jednego z bohaterów (a może jednak jednej z bohaterek? ;) ).
Następnie „kochająca” własnego męża Megan. Ale czy przejawem miłości jest szukanie łóżkowych przygód z niejednym mężczyznom? Nie żebym polubiła jakoś bardziej Scotta no ale… Tego się nadal nie robi! Zdrada to zło. I koniec. Po co mówić, jak bardzo się kogoś kocha, skoro nie ma to żadnego pokrycia w czynach?
Na sam koniec zostawiłam Annę, która według mnie po prostu miała paranoję. Wyobrażam ją sobie jako typową, pustą blondynkę. I w dodatku naiwną. Nie sądziłam, że można być tak łatwowiernym. A co więcej tak głupim… I w ogóle jak można uwieść cudzego męża? Chętnie zamordowałabym ją jako pierwszą.
Jeżeli ktoś jest w stanie mi powiedzieć, jak przy takim trio można skupić się na treści książki – będę wdzięczna. Chociaż z drugiej strony może dzięki temu nie wpadłam na rozwiązanie zagadki wcześniej? Mimo wszystko w pewnym momencie stało się dla mnie ono i tak oczywiste, a potwierdzenie tego faktu nie było dla mnie żadnym zaskoczeniem. Jedyne co mi wtedy przemknęło przez myśl to: „Aha, okej”.
Jeżeli chodzi o jakieś plusy tej powieści, to Paula Hawkins z pewnością ma zdolności językowe do tworzenia i pisania książek. Pod tym względem nie mogłam narzekać. „Dziewczyna z pociągu” napisana jest dobrze i tylko to pozwoliło mi dobrnąć do końca. Nie twierdzę, że nie było tam żadnych zwrotów, które nie pasowały mi do całości, ale to może być kwestia tłumaczenia.
Podsumowując: Ciężko znaleźć coś pozytywnego w książce, kiedy ma się ochotę pozabijać wszystkich po kolei. Gdyby nie towarzyszące mi ciągłe nerwy z pewnością znalazłabym więcej plusów, jednak w obecnej sytuacji nie jestem w stanie tego zrobić. Mi „Dziewczyna z pociągu” nie przypadła do gustu, zdecydowanie nie rozumiem jej fenomenu. Nie umiem pojąć, dlaczego wzbudziła taki zachwyt. Mimo wszystko jestem zdania, że chęć wyrobienia sobie własnej opinii na temat tej powieści była dobrą decyzją.
Są książki odpychające nas z każdej możliwej strony i każdy, przynajmniej raz w życiu na taką trafił. Na mnie działa tak każda, wokół której wiele się dzieje, która jest promowana wszędzie, na temat której prawie nikt nie powie złego słowa. Mimo tego postanowiłam przełamać swoją niechęć i sięgnęłam po „Dziewczynę z pociągu”. Namówiła mnie do tego koleżanka z jednego...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to