-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant1
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński2
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2013-11-11
Zacznę z grubej rury: dla mnie powieść Martina to arcydzieło!
Przechodząc do szczegółów: zaczęłam, jak pewnie wielu przede mną i po mnie, od serialu. Obejrzałam kilka odcinków pierwszego sezonu i stwierdziłam, że nie, chcę książkę. Szybciutko znalazłam się więc w bibliotece, książka w moich rękach i... przepadłam! To, co w niej jest najbardziej zadziwiającego to to, że już od pierwszego zdania, pierwszego rozdziału czytelnika wchłania stworzony przez Martina świat. Chce się więcej, więcej, więcej i z trudem przychodzi oderwanie się od lektury. Ale przecież trzeba jeść, pić, spać... ;)
Świat stworzony przez Martina jest niezwykły, dopracowany w szczegółach i mimo że okrutny, trochę przerażający - nie chce się go opuszczać. Lód i ogień przeplatają się tutaj na różnych płaszczyznach, bowiem nie chodzi tylko o porę roku, ale także o emocje i uczucia, które są tak skrajne, jak ten lód i ogień względem siebie. A więc Westeros pełne jest tak nienawiści, jak i miłości, tak walki, jak i przyjaźni, tak kłótni, jak i zgody i w końcu: tak życia, jak i śmierci.
Największym jednak, w mojej opinii, plusem tej książki są jej bohaterowie: żaden z nich nie jest idealny, każdy zawiera w sobie pierwiastek zła i pierwiastek dobra. Są wśród nich tacy, których lubimy od początku, ale i tacy, którzy muszą dopiero sobie naszą sympatię zaskarbić. Są też tacy, których nie znosimy, ale mimo wszystko, gdzieś tam w głębi rozumiemy ich. A jeśli nie rozumiemy ich samych, to przynajmniej wiemy, co sprawiło, że są tacy, a nie inni. Poza tym bohaterowie na naszych oczach się zmieniają, dojrzewają - zdarzenia z ich udziałem nie pozostają bez wpływu na to, jak spoglądają na świat i jak się zachowują.
Co do samej fabuły... oczywiście krąży ona wokół tronu, wszystkie wątki w jakiś sposób się wokół niego splatają. A więc pełno jest intryg, politycznych gierek, walk i sojuszy, kłótni i rozejmów, zaś pośród nich zwykłe, codzienne problemy, radości i smutki.
"Gra o tron" to fantastyczna powieść, pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów fantasy.
Zacznę z grubej rury: dla mnie powieść Martina to arcydzieło!
Przechodząc do szczegółów: zaczęłam, jak pewnie wielu przede mną i po mnie, od serialu. Obejrzałam kilka odcinków pierwszego sezonu i stwierdziłam, że nie, chcę książkę. Szybciutko znalazłam się więc w bibliotece, książka w moich rękach i... przepadłam! To, co w niej jest najbardziej zadziwiającego to to, że już...
2004
2006-01-01
Powieść ta jest zdecydowanie najbardziej zaskakującą książką, jaką miałam w życiu czytać! Ale po kolei...
"Mistrza i Małgorzatę" można bez przeszkód traktować jako opus magnum Bułhakowa. Dobrze, że autor, mimo iż ukończył studia medyczne, porzucił praktykę lekarską i zajął się wyłącznie literaturą. Dzięki temu możemy dziś podziwiać to niezwykłe dzieło, pisane zresztą przez 12 lat.
W powieści współistnieją ze sobą trzy płaszczyzny czasowo-przestrzenne (wszystkie jednakowo intrygujące): teraźniejszość, czyli Rosja w latach dwudziestych XX wieku, przeszłość, a więc Jeruszalaim w I w. n.e. oraz wieczność, w której rozgrywają się takie wydarzenia, jak bal u Wolanda czy finał utworu.
Powieść obfituje w interesujące postacie. Do świty Wolanda (który sam nie wygląda zbyt przystojnie: jedno oko czarne i puste, drugie iskrzące) należą: Hella zawsze chodząca nago, Korowiow w przykrótkich spodniach i binoklach o zbitym szkiełku, zezujący Azazello z paskudnym kłem i kot Behemot, który chodzi na dwóch łapach, gra w szachy, mówi, kasuje bilety w tramwaju. Mimo odstraszającego wyglądu, grupa budzi pewną sympatię. Ktoś by powiedział: szatan powinien czynić zło! Ale na tle skorumpowanej Moskwy, w której szerzy się bezprawie, wszelkie działania diabła nie byłyby widoczne, a wówczas jaki jest sens działać? Dlatego też świta Wolanda dokonuje czynów w gruncie rzeczy dobrych, oczyszcza Moskwę ze zła, by móc potem robić to, co do niej należy. Okazuje się, że "nie taki diabeł straszny, jak go malują".
Osobny wątek stanowi historia mistrza i Małgorzaty - a więc dwojga zakochanych ludzi, z których jedno cierpi w związku z napisaną powieścią, a drugie odczuwa ból ze względu na cierpienie ukochanego. I tutaj, na szczęście dla obojga, pojawia się wysłannik Wolanda - Azazello, by poprosić Małgorzatę o pewną przysługę, za którą diabeł hojnie się odwdzięcza.
Obraz Moskwy i jej mieszkańców wyłaniający się z powieści nie jest różowy. Wszędzie kwitnie korupcja, ludzie są zdeprawowani, nie mówiąc już o zwykłej złośliwości i wredności, która ich charakteryzuje. Moskwą rządzi żądza pieniądza, władzy, posiadania. I tutaj znów wkracza Woland! Przywraca porządek, by później samemu znów nabałaganić.
Jest to niewątpliwie zaskakująca, barwna, intrygująca powieść, która wciąga od pierwszego zdania. W wersji, którą czytałam, a więc z zaznaczonymi fragmentami stalinowskiej cenzury, doskonale rozumiem ingerencje w treść powieści. Książkę z czystym sumieniem polecam!
Powieść ta jest zdecydowanie najbardziej zaskakującą książką, jaką miałam w życiu czytać! Ale po kolei...
"Mistrza i Małgorzatę" można bez przeszkód traktować jako opus magnum Bułhakowa. Dobrze, że autor, mimo iż ukończył studia medyczne, porzucił praktykę lekarską i zajął się wyłącznie literaturą. Dzięki temu możemy dziś podziwiać to niezwykłe dzieło, pisane zresztą przez...
2017-10-23
Jest to moja ulubiona powieść spośród wszystkich, jakie miałam do tej przeczytać (a było tego naprawdę dużo). Zakochałam się w świecie stworzonym przez Tolkiena, mogę do Władcy Pierścieni wracać wielokrotnie i nie ma mowy, by znudziło mi się bieganie po Śródziemiu. Bogactwo postaci, miejsc, kreacja innego świata - wszystko na najwyższym poziomie. Zdaję sobie sprawę z tego, że cokolwiek powiem, nie odda kunsztu i geniuszu Tolkiena. Moim zdaniem, najlepsze dzieło, jakie powstało!
A jedynym tłumaczeniem, jakie przyjmuję, jest tłumaczenie popełnione przez p. Marię Skibniewską - wspaniałe!)
Jest to moja ulubiona powieść spośród wszystkich, jakie miałam do tej przeczytać (a było tego naprawdę dużo). Zakochałam się w świecie stworzonym przez Tolkiena, mogę do Władcy Pierścieni wracać wielokrotnie i nie ma mowy, by znudziło mi się bieganie po Śródziemiu. Bogactwo postaci, miejsc, kreacja innego świata - wszystko na najwyższym poziomie. Zdaję sobie sprawę z tego,...
więcej mniej Pokaż mimo to2010-12
Długo nie mogłam znaleźć tej książki na żadnej bibliotecznej półce. Ale w końcu, szczęśliwym zrządzeniem losu, udało się! Dostałam w swe ręce genialny "Silmarillion" i pogrążyłam się w czytaniu.
Cokolwiek powiem o tej powieści, wydaje mi się bezbarwne, zwykłe i nieoddające w pełni moich odczuć. Skończywszy lekturę, byłam bowiem zachwycona (chociaż to zbyt słabe słowo) i przez chwilę pozostawałam w innym świecie.
"Silmarillion" to opowieść o powstaniu Śródziemia, pojawieniu się wszystkich ras. Jest doskonałym uzupełnieniem wiedzy o świecie stworzonym przez Tolkiena, chociaż podczas czytania można pogubić się wśród tysiąca nazw. Warto przeczytać ją tytułem wstępu do "Władcy Pierścieni", bo wówczas obraz historii przewidzianej trzytomową powieścią staje się jaśniejszy i bardziej zrozumiały. Sauron przecież nie pojawia się nagle jak Filip z konopi!
Niewątpliwie, dla fanów twórczości Tolkiena, do których ja sama się zaliczam, jest to pozycja obowiązkowa! I bez cienia wątpliwości mogę ją polecić również innym: osobom, które lubią czasami oderwać się od naszego świata i podróżować po nieznanych lądach.
Długo nie mogłam znaleźć tej książki na żadnej bibliotecznej półce. Ale w końcu, szczęśliwym zrządzeniem losu, udało się! Dostałam w swe ręce genialny "Silmarillion" i pogrążyłam się w czytaniu.
Cokolwiek powiem o tej powieści, wydaje mi się bezbarwne, zwykłe i nieoddające w pełni moich odczuć. Skończywszy lekturę, byłam bowiem zachwycona (chociaż to zbyt słabe słowo) i...
2003
2009-01-01
To moja pierwsza książka Christophera Moore'a, książka, która sprawiła, że sięgnęłam po kolejne jego pozycje.
"Baranek" to nieopowiedziana historia Jezusa, przekazuje wizję autora o tym, co działo się z nim w okresie, o którym Biblia milczy.
Jest to pozycja, którą określiłabym przymiotnikami: urocza, ciepła, wzruszająca. Nie spodziewałam się takiej treści, jaką zaserwował nam Moore, i muszę powiedzieć, że byłam bardzo mile zaskoczona. Po książkę sięgnęłam z polecenia koleżanki i był to pierwszy raz, kiedy na czyjejś rekomendacji się nie zawiodłam.
Polecam wszystkim tę pełną mądrości opowieść. To trzeba przeczytać!
To moja pierwsza książka Christophera Moore'a, książka, która sprawiła, że sięgnęłam po kolejne jego pozycje.
"Baranek" to nieopowiedziana historia Jezusa, przekazuje wizję autora o tym, co działo się z nim w okresie, o którym Biblia milczy.
Jest to pozycja, którą określiłabym przymiotnikami: urocza, ciepła, wzruszająca. Nie spodziewałam się takiej treści, jaką zaserwował...
2008-01-01
2007-01-01
Ten, kto stwierdził, że lektury szkolne są nudne, na pewno nigdy nie natknął się na tę książkę - jedną z moich ulubionych lektur. Akcja powieści toczy się w odciętym od świata mieście, w którym szaleje dżuma. Ludzie wspólnie przeżywają tragedie, wiedząc, że następni mogą być oni. Choroba nie robi wyjątków, śmierć zbiera swoje żniwo. W obliczu tak trudnej sytuacji ludzie tracą wiarę albo wręcz przeciwnie - zwracają się ku Bogu, jedni akceptują zaistniałą sytuację, jeszcze inni się buntują. Po przejściu epidemii nic nie jest takie samo. Powieść jest wielowątkowa i przez to wciągająca. Czytelnika interesuje, jak bohaterowie poradzą sobie z sytuacją, w której znaleźli się nie z własnej woli. Książka skłania do przemyśleń. Polecam!
Ten, kto stwierdził, że lektury szkolne są nudne, na pewno nigdy nie natknął się na tę książkę - jedną z moich ulubionych lektur. Akcja powieści toczy się w odciętym od świata mieście, w którym szaleje dżuma. Ludzie wspólnie przeżywają tragedie, wiedząc, że następni mogą być oni. Choroba nie robi wyjątków, śmierć zbiera swoje żniwo. W obliczu tak trudnej sytuacji ludzie...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-02-26
Trzecia część powieści Collins zaczyna się w Trzynastym Dystrykcie. Uratowani z Igrzysk Ćwierćwiecza zostają przez lekarzy Trzynastki wyleczeni, roztoczono nad nimi opiekę, doprowadzając do zdrowia - jednak jedynie fizycznego. Psychicznie Katniss, jak i Finnick czują się wykończeni i długo nie są w stanie dojść do siebie. Sądzę, że po dwukrotnym doświadczeniu Igrzysk pełnia zdrowia psychicznego jest niemożliwa. W przypadku Katniss sprawy jeszcze bardziej się komplikują ze względu na to, czego doświadczyła później, zwłaszcza już w Kapitolu, podczas polowania na Snowa.
Już na początku poznajemy prezydent Trzynastki, niejaką Coin, która nie budzi za grosz zaufania. Aż trudno mi uwierzyć, że ktokolwiek byłby w stanie pójść za nią, opowiedzieć się po jej stronie. I ona to wiedziała. Ludzie czekali na Kosogłosa. Na Katniss, symbol rebelii, osobę, która miała największe wpływy, chociaż nigdy sobie tego nie życzyła. Postać, która zaskarbiła sobie sympatię wszystkich dystryktów swoją siłą, nieugiętością, miłością do siostry, szaloną próbą uratowania Peety, wystąpieniem w dystrykcie jedenastym podczas tournee. Coin wraz z zagłębianiem się w lekturę coraz więcej traciła w moich oczach (a warto wspomnieć, że jej pozycja wyjściowa była już słaba) i, tak naprawdę, od samego początku zastanawiałam się, jak ją, że tak to ujmę, spacyfikują. Nie wyobrażałam sobie, żeby powstałe na gruzach Panem państwo było rządzone przez nią. A wielki bunt przeciwko niej zrodził się we mnie na wieść o proponowanych kolejnych głodowych igrzyskach. Coin jest jak Snow, obrzydliwa. I chociaż z niczyjej śmierci człowiek nie powinien się cieszyć, tak w tej sytuacji innego wyjścia nie było - zduszony krzyk ulgi dobył się z mych ust, kiedy Katniss posłała strzałę prosto w Coin.
Katniss w tej części ma moją całkowitą sympatię. Jak w poprzednich powieściach często mnie irytowała, tak tutaj nie mam jej nic do zarzucenia. Dojrzała bardzo. Nie utraciła swojego człowieczeństwa, widziała zło w zabijaniu niewinnych, podczas gdy otaczali ją ludzie, którzy potrafili to zrobić bez mrugnięcia okiem. Gale na przykład. Myślałam, że polubię tę postać, na początku trochę mojej sympatii zdobył, lecz stracił ją bezpowrotnie w momencie, gdy zaproponował zamknięcie Orzecha. Zrobił to beznamiętnie, miałam wrażenie, że ten chłopak już nic nie czuje. W przeciwieństwie do Finnicka i Katniss, którzy dwukronie zostali wysłani na arenę, żeby walczyć przeciwko sobie, Gale nie miał takich doświadczeń, a jednak zabijanie wydawało mu się czymś... normalnym.
Nie sposób nie wspomnieć tu o Peecie, który mimo tego, co zrobił z nim Kapitol (a raczej jego wysoka władza), nie utracił całego siebie, zdołał coś zachować, dzięki czemu mógł wyzdrowieć. Nie w pełni i pewnie nigdy tak nie będzie, a jednak walczył ze wspomnieniami, które wsączył w niego Snow, potrafił odróżnić dobro od zła. Jest mi niesamowicie przykro z powodu Peety, z powodu tego, przez co musiał przejść. Postać, która była niczym innym tylko najbardziej dobrym (celowo napisałam to w ten sposób) człowiekiem w całym Panem, zdobyła sobie moją dozgonną sympatię. Jego powolne rozeznawanie się w rzeczywistości, gra w "prawda czy fałsz", wysłanie go na misję z Katniss (w której miał ją zabić, ale tu się pani, Coin, pomyliła, Peeta był, jest i będzie dobrym człowiekiem) sprawiły, że jego historia kończy się pozytywnie. Na pewno nie jest to zakończenie szczęśliwe, lecz tutaj takiego wymagać nie można. Cieszę się, że przeżył, cieszę się, że w końcu on i Katniss znaleźli siebie. I jeszcze cieszę się, że są razem. Nie wyobrażam sobie innego zakończenia ich historii.
Chciałabym jeszcze wspomnieć o Finnicku, Boggsie, reszcie drużyny Katniss, z którą została wyprawiona do Kapitolu, ale która już z nią nie wróciła. Finnick już ogromną sympatię moją sobie zaskarbił w poprzednim tomie, teraz nie mogę się pogodzić z jego śmiercią, zwłaszcza, że wreszcie jego szczęście zostało mu zwrócone. Ożenił się ze swoją wielką miłością, ale niedługo dane było mu żyć w radości. Co do reszty zespołu, tych, którym życie w okrutny sposób zostało odebrane, mogę tylko wyrazić swój smutek. Wiedziałam, że to niemożliwe, by wszyscy przeżyli, ale to nie zmienia faktu, że bardzo mnie to dotknęło emocjonalnie.
Jedną ze scen, które mnie najbardziej poruszyły, jest ta, w której Katniss widzi śmierć dziewczynki w żółtym płaszczyku. Patrzy, jak mała traci matkę, płacze, a potem sama umiera, na jej płaszczyku zaś pojawia się czerwona, wielka plama krwi. Równie mocno do mojej wyobraźni przemówiła róża w dawnym domu Katniss w Wiosce Zwycięzców. I oczywiście, śmierć Prim, w którą na początku nie uwierzyłam.
Podsumowując, cieszę się, że miałam okazję przeczytać twórczość Collins. Z czystym sumieniem mogę polecić te książki, chociaż są emocjonalnie bardzo wyczerpujące. Mimo tego, że mamy do czynienia tutaj ze śmiercią, brutalnością, złem, przez to wszystko przebija się piękno (chociażby miłość Peety do Katniss) i dobro (które ostatecznie zwycięża). Trzeciej części daję o punkcik więcej w ocenie, bowiem ta minimalnie bardziej mi się... hm... podobała? Wciągnęła mnie? Uznajmy po prostu, że miała TO coś w większym stopniu niż pozostałe.
Trzecia część powieści Collins zaczyna się w Trzynastym Dystrykcie. Uratowani z Igrzysk Ćwierćwiecza zostają przez lekarzy Trzynastki wyleczeni, roztoczono nad nimi opiekę, doprowadzając do zdrowia - jednak jedynie fizycznego. Psychicznie Katniss, jak i Finnick czują się wykończeni i długo nie są w stanie dojść do siebie. Sądzę, że po dwukrotnym doświadczeniu Igrzysk...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-03-01
Baaaardzo dobra książka! Rzekłabym nawet: rewelacja. "Miłość w czasach zarazy" to opowieść o uczuciu, które nie słabnie z upływem czasu, wręcz przeciwnie - jest coraz silniejsze, może dlatego że ulokowane w osobie, która tym samym odwdzięczyć się nie może? Powieść zaczyna się tajemniczo, czytelnik zastanawia się, kto jest tym zakochanym bez pamięci mężczyzną? Nagle bum! Poznajemy głównego bohatera (i nie wiemy, czy obdarzyć go sympatią, czy też nie), ale wciąż wszystko okryte jest tajemnicą, której rąbków uchyla nam narrator powoli, acz skutecznie.
Każde zdanie napisane jest z rozmysłem, nie ma tutaj ani "zbyt dużo", ani "zbyt mało", czy to dialogów, czy to opisów. Książka niesie ze sobą ważne przesłanie - miłość, która trwa, bez względu na czas i miejsce czy okoliczności. Ponadto pokazuje, że szczęście może nas znaleźć w każdym wieku, bo w końcu każdego ono... dopada :)
Powieść połknęłam, co oznacza, że wciąga i czyta się ją szybko. Polecam.
Baaaardzo dobra książka! Rzekłabym nawet: rewelacja. "Miłość w czasach zarazy" to opowieść o uczuciu, które nie słabnie z upływem czasu, wręcz przeciwnie - jest coraz silniejsze, może dlatego że ulokowane w osobie, która tym samym odwdzięczyć się nie może? Powieść zaczyna się tajemniczo, czytelnik zastanawia się, kto jest tym zakochanym bez pamięci mężczyzną? Nagle bum!...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-09-02
2008-05-01
Książka nieprzypadkowo uhonorowana różnymi nagrodami. Autor ponadto otrzymał Nobla 2006.
Dzieło rozpoczyna się morderstwem jednego z najlepszych miniaturzystów; jest przyczyną wielu późniejszych zdarzeń. Wydarzenia mają miejsce w Stambule w XVI wieku, a autor nie ogranicza się do prowadzenia wątku poszukiwania mordercy, który pełni rolę tak naprawdę drugorzędną. Trzymająca w napięciu, napisana z niezwykłą wirtuozerią przede wszystkim pokazuje wspaniałą i zadziwiającą kulturę Wschodu, a także życie wyznawców Allaha.
Książka nieprzypadkowo uhonorowana różnymi nagrodami. Autor ponadto otrzymał Nobla 2006.
Dzieło rozpoczyna się morderstwem jednego z najlepszych miniaturzystów; jest przyczyną wielu późniejszych zdarzeń. Wydarzenia mają miejsce w Stambule w XVI wieku, a autor nie ogranicza się do prowadzenia wątku poszukiwania mordercy, który pełni rolę tak naprawdę drugorzędną. Trzymająca...
1996-01-01
Jedna z najbardziej (chociaż nie wiem, czy nie zaryzykować twierdzenia, iż najbardziej) poruszających opowieści, jakie kiedykolwiek czytałam. Niesamowicie wzruszają mnie wszelkie historie ze zwierzętami w roli głównej, a umierające czy cierpiące przyprawiają mnie o spazmy płaczu.
"O psie, który jeździł koleją" jest piękną, wzruszającą opowieścią o przyjaźni zwierzęcia i człowieka. Opowieścią, którą zapamiętuje się na całe życie.
Jedna z najbardziej (chociaż nie wiem, czy nie zaryzykować twierdzenia, iż najbardziej) poruszających opowieści, jakie kiedykolwiek czytałam. Niesamowicie wzruszają mnie wszelkie historie ze zwierzętami w roli głównej, a umierające czy cierpiące przyprawiają mnie o spazmy płaczu.
"O psie, który jeździł koleją" jest piękną, wzruszającą opowieścią o przyjaźni zwierzęcia i...
2008-01-01
Jeśli co do jakiejś książki nie mogę mieć najmniejszych wątpliwości, jaką ocenę jej wystawić, to z pewnością arcydzieło Mario Puzo do tych książek należy. Zaczęłam nieco niefortunnie - od obejrzenia filmu (a uważam, że najpierw jednak powinno się przeczytać książkę), ale to w żaden sposób nie zaburzyło mojego osądu. Zarówno film, jak i książka zasługują na najwyższą ocenę! Przedstawiają intrygującą, pełną zwrotów akcji historię, która zarówno oburza, jak i wzrusza. Czasami nie wiadomo, jak zareagować na daną sytuację! To wszystko składa się na świetną książkę, którą czyta się w mgnieniu oka!
Jeśli co do jakiejś książki nie mogę mieć najmniejszych wątpliwości, jaką ocenę jej wystawić, to z pewnością arcydzieło Mario Puzo do tych książek należy. Zaczęłam nieco niefortunnie - od obejrzenia filmu (a uważam, że najpierw jednak powinno się przeczytać książkę), ale to w żaden sposób nie zaburzyło mojego osądu. Zarówno film, jak i książka zasługują na najwyższą ocenę!...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-04-30
Albo Amerykanie mają swojego Jamesa Bonda, albo Brytyjczycy - swojego Jacka Ryana. I, jeśli mam być szczera, książkowego wolę zdecydowanie Jacka Ryana.
Dawno, dawno temu obejrzałam "Polowanie na Czerwony Październik" i pamiętałam z niego tylko tyle, że głównymi bohaterami historii były łodzie podwodne. A kapitan Ramius miał twarz Seana Connery'ego.
Jakoś w moim życiu czytelniczym nie trafiałam na powieści sensacyjne. Przed "Polowaniem..." przeczytałam (z tego, co pamiętam) tylko jedną - pierwszą część przygód Bourne'a. Teraz jednak wiem, że powieści sensacyjne to chyba coś, z czym muszę się bliżej zapoznać, a już na pewno chciałabym przeczytać coś więcej Toma Clancy'ego.
"Polowanie na Czerwony Październik" jest powieścią, do której napisania autor podszedł naprawdę poważnie. Ilość szczegółów poraża - ale pozytywnie, widać bowiem, że Clancy przygotował się do tej powieści, a nie, tak jak niestety często się to dziś dzieje, usiadł i napisał książkę od ręki. Wiarygodni zatem są nie tylko bohaterowie, ale przede wszystkim historia, od początku do końca.
A historia jest wciągająca. Szanowany kapitan, wielka postać radzieckiej marynarki wypływa nowoczesnym, wielkim i budzącym podziw osiągnięciem techniki w morze. Okręt zanurza się pod wodę, a wtedy okazuje się, że ów kapitan ma swoje plany, plany, które pozostają w sprzeczności z polityką ZSRR. Cała flota, nawodna i podwodna ZSRR jest postawiona w stan mobilizacji i wyrusza w pościg za Czerwonym Październikiem, któremu przewodzi Ramius. Dokąd się udaje zbuntowany kapitan? W kierunku wybrzeży USA! To z kolei stawia na nogi Biały Dom, Pentagon i CIA, które ściąga swojego najlepszego analityka, Jacka Ryana, by rozwiązał zagadkę okrętu-renegata. A potem zaczyna się gra: polityczna, dyplomatyczna i wojskowa.
"Polowanie..." jest powieścią niezwykle wciągającą, pełną szczegółów, nadających jej wiarygodności, książką, której dzisiejsze powieści nie dorastają do pięt. Fantastyczna i godna polecenia. Myślę, że każdy powinien się z nią zapoznać, bo dzisiaj takich powieści się już, niestety, nie pisze.
Albo Amerykanie mają swojego Jamesa Bonda, albo Brytyjczycy - swojego Jacka Ryana. I, jeśli mam być szczera, książkowego wolę zdecydowanie Jacka Ryana.
Dawno, dawno temu obejrzałam "Polowanie na Czerwony Październik" i pamiętałam z niego tylko tyle, że głównymi bohaterami historii były łodzie podwodne. A kapitan Ramius miał twarz Seana Connery'ego.
Jakoś w moim życiu...
2024-02-25
Niesamowite, jak wszystkie wątki i szczególiki, drobne wstawki ostatecznie na końcu się łączą. Podziwiam autora za to, w jaki sposób rozwiązuje zarysowane problemy - i jak (często) niespodziewane są te rozwiązania. Świat w tej powieści jest niezwykle barwny, pełen przeróżnych postaci, charakterów, zbudowanych często w sposób skomplikowany (czy Pannioński Jasnowidz jest przeżarty złem, czy też może jest to tragiczna postać?).
Powieść wciąga mocno, a to niebezpieczne, bowiem ponad 1000 stron historii może wyrzucić z rzeczywistości na długie godziny. Malazańska seria jest zdecydowanie jedną z moich ulubionych serii fantasy - i choć wymaga od czytelnika porządnego skupienia (żeby nie pogubić się w tych drobnych wątkach, które mają na koniec niebagatelne jednak znaczenie), to ja ją wręcz połykam i nie mogę się oderwać.
Mam jednak jedno "ale" do tej części, ale może je zachowam dla siebie (bo to byłby duży spoiler).
Niesamowite, jak wszystkie wątki i szczególiki, drobne wstawki ostatecznie na końcu się łączą. Podziwiam autora za to, w jaki sposób rozwiązuje zarysowane problemy - i jak (często) niespodziewane są te rozwiązania. Świat w tej powieści jest niezwykle barwny, pełen przeróżnych postaci, charakterów, zbudowanych często w sposób skomplikowany (czy Pannioński Jasnowidz jest...
więcej mniej Pokaż mimo to
W Warszawie jest okolica, którą zwą Mordorem. Przyjęło się to tak dobrze, że nawet w reklamach firm, które przenoszą swoje siedziby w inne dzielnice Warszawy, pojawia się "Przenosimy się z Mordoru". To chyba najlepiej pokazuje, jak bardzo w świadomości społeczeństwa zakotwiczony jest świat, który stworzył Tolkien.
"Władcy Pierścieni" nie trzeba nikomu przedstawiać. Każdy, kto żyje na tym świecie, chociaż raz słyszał imię Froda, Gandalfa i Aragorna. Wśród studentów krąży żart "you shall not pass", który przed egzaminami rozładowuje nagromadzone napięcie. Nikomu obcy nie jest Gollum. Do Śródziemia - to jeden z popularniejszych kierunków urlopowych, szkoda tylko, że wyłącznie we własnej głowie. O książce tej powiedziano już chyba wszystko i każda recenzja, każda ocena będzie powtórzeniem tego, co wszyscy już dobrze wiemy. "Władca Pierścieni" może się nie podobać, istnieją tacy, którzy fantastyki w żadnej odsłonie nie trawią - ale każdy, dosłownie każdy musi przyznać, że jest to niezwykłe dzieło.
Przyznaję bez bicia, jestem ogromną fanką Tolkiena. Co roku łapię za moje tomiszcza "Władcy..." i zaczytuję się w historii, która podbiła moje serce. I mimo, że od dobrych trzynastu lat co roku zapuszczam się do Śródziemia, za każdym razem odnajduję w tej historii coś nowego. Czy jest to jedno zdanie, nad którym wcześniej tylko przepłynęłam wzrokiem, czy słowo, któremu w poprzedniej lekturze przydałam inne znaczenie, każda lektura obfituje w nowe, ciekawe doznania.
Cóż mogę jeszcze dodać? Chyba tylko tyle, że dla mnie to już klasyka literatury. Amen.
W Warszawie jest okolica, którą zwą Mordorem. Przyjęło się to tak dobrze, że nawet w reklamach firm, które przenoszą swoje siedziby w inne dzielnice Warszawy, pojawia się "Przenosimy się z Mordoru". To chyba najlepiej pokazuje, jak bardzo w świadomości społeczeństwa zakotwiczony jest świat, który stworzył Tolkien.
więcej Pokaż mimo to"Władcy Pierścieni" nie trzeba nikomu przedstawiać. Każdy,...