-
Artykuły„Co dalej, palenie książek?”. Jak Rosja usuwa książki krytyczne wobec władzyKonrad Wrzesiński6
-
ArtykułyTrendy maja 2024: w TOP ponownie Mróz, ekranizacje i bestsellerowe „Chłopki”Ewa Cieślik5
-
ArtykułyKonkurs: Wygraj bilety na film „Do usług szanownej pani”LubimyCzytać12
-
ArtykułyPan Tu Nie Stał i książkowa kolekcja dla czytelników i czytelniczek [KONKURS]LubimyCzytać36
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2023-08-23
Porywające jak pizzica studium tarantyzmu. Sięgając po tę książkę wpadasz w wir kulturowych odniesień, które prowadzą np. do fenomenalnych odkryć muzycznych. Uczy też szacunku do tradycji.
Porywające jak pizzica studium tarantyzmu. Sięgając po tę książkę wpadasz w wir kulturowych odniesień, które prowadzą np. do fenomenalnych odkryć muzycznych. Uczy też szacunku do tradycji.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toKlasycznie dobra proza. Jest to zarówno rozrywka, jak i rzecz pouczająca. Bardzo cenię połączenie takich cech i polecam.
Klasycznie dobra proza. Jest to zarówno rozrywka, jak i rzecz pouczająca. Bardzo cenię połączenie takich cech i polecam.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toDla mnie niezapomniana książka. Zdaje się, że broni naiwności, którą ktoś mógłby porównać z głupotą, ale ja odnoszę wrażenie, że ocena postępowania ojca jest miarą naszego zgorzknienia, wyzbycia się dobra z uwagi na bezwzględne prawa rządzące podobno światem. Sydney przyjmuje w życiu dość bohaterską postawę człowieka niezłomnego w swych ideałach. Problem z naszym bohaterem jest taki, że ma rodzinę. To już dla nas zbyt wiele, by wybaczyć mu jego niezłomność. Nie dziwie się, że to niewybaczalne, ale czy nie godne w jakiś sposób podziwu? Bo kto tu jest tak naprawdę winny złu? Sydney czu ludzie, którzy wykorzystują krystaliczną postawę jego ducha? Postać ta żyje w świecie ideałów, które ufundowały naszą cywilizację - chrześcijańskiego miłosierdzia, sięga do klasyków filozofii, mistrzów literatury. Jego losy pokazują wielki rozdźwięk między ideą a praktyką naszej (zakłamanej?) kultury codziennego życia. Czy Sydney od początku do końca kierował się tylko poczuciem winy za wypadek, w którym uczestniczył? Nie, nie wydaje mi się. On wiedział, że włączenie się w korowód kłamstwa, drobnych występków jest zgubny i nieodwracalny. Bo tak żyć jest tylko pozornie łatwiej. Jednym słowem - powieść zmusza do refleksji nad elementarnymi prawami etycznymi, a tego tak bardzo potrzeba współczesnej literaturze nastawionej na niskich lotów kryminał i rozrywkę.
Dla mnie niezapomniana książka. Zdaje się, że broni naiwności, którą ktoś mógłby porównać z głupotą, ale ja odnoszę wrażenie, że ocena postępowania ojca jest miarą naszego zgorzknienia, wyzbycia się dobra z uwagi na bezwzględne prawa rządzące podobno światem. Sydney przyjmuje w życiu dość bohaterską postawę człowieka niezłomnego w swych ideałach. Problem z naszym bohaterem...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-03-06
Dystans do tematyki, autora, miana "epokowego dzieła" (które ostatnio takim nie jest?) - to wszystko poprzedzało moją lekturę. Tymczasem powieść Prilepina zdecydowanie warta jest przypisywanych jej walorów. Świat "Zakonu" spaja doskonale postać głównego bohatera - Artioma Goriainowa. Młody człowiek, choć żyje w oku cyklonu i ponosi tego wszelkie konsekwencje, potrafi tak manewrować (lub ma takie szczęście), że całość jego losów składa się na pasjonującą powieść drogi (przede wszystkim drogi wewnętrznej) i rozwoju. Znajdziemy w jego losach katorżniczą pracę, demistyfikację świętych i uświęcenie upadłych, skrajne upodlenie i cierpienie, a jednocześnie śmiech i pogodę ducha wbrew wszystkiemu. Świat powieści, obok Goriainowa, zasiedlają postaci naprawdę genialnie wykreowane, o postawach niejednoznacznych do samego końca. Do tego język i styl, którym po prostu błyszczy momentami autor - doskonały! Ponad 600 stron, a moja reakcja to zacząć czytać od nowa, wrócić do wydarzeń, by zgłębić je i zrozumieć jeszcze lepiej.
Dystans do tematyki, autora, miana "epokowego dzieła" (które ostatnio takim nie jest?) - to wszystko poprzedzało moją lekturę. Tymczasem powieść Prilepina zdecydowanie warta jest przypisywanych jej walorów. Świat "Zakonu" spaja doskonale postać głównego bohatera - Artioma Goriainowa. Młody człowiek, choć żyje w oku cyklonu i ponosi tego wszelkie konsekwencje, potrafi tak...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-09-04
Reporter w terenie, w polskim terenie, który daje nam rzecz tak wciągającą, ciekawą, prawdziwą - do tego chyba na prawdę trzeba sporo pasji i talentu. Cieszą mnie książki Springera, nawet pomimo tego, że wiem - obrazy przedstawionych tu miast nie są do końca obiektywne i nie są pełne. Mimo to mówią bardzo wiele o "zdegradowanych" miastach powiatowych. Co więcej i co ważniejsze, tak naprawdę wiele mówią po prostu o Polsce i o nas. Świetnie czytało mi się udane opisy klimatu średnich miast. Plastyczność opisu beznadziejnych niedzielnych popołudni sprawiała, że raz po raz "słyszałam" w tle utwór Warszawa z płyty Low Davida Bowie. Książka wcale nie skupia się jednak tylko na szarej polskiej mgle i niskim sinym niebie. Pokazuje ludzi, którzy nie tylko znaleźli drogi wyjścia, ale nawet wrócili i działają. To ważny akcent, nawet jeśli u nas rzadki z przyczyn obiektywnych.
Reporter w terenie, w polskim terenie, który daje nam rzecz tak wciągającą, ciekawą, prawdziwą - do tego chyba na prawdę trzeba sporo pasji i talentu. Cieszą mnie książki Springera, nawet pomimo tego, że wiem - obrazy przedstawionych tu miast nie są do końca obiektywne i nie są pełne. Mimo to mówią bardzo wiele o "zdegradowanych" miastach powiatowych. Co więcej i co...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toTak! O to właśnie chodzi, by pisać płynnie i lekko o rzeczach bardzo ciekawych, przedstawiać je nieśpiesznie w magnetyzujący sposób. Chodzi o to, by ubrać ciekawą opowieść w niewymuszenie erudycyjny, bogaty strój. Wszystkie eseje razem i każdy z osobna są aktem czystej sztuki władania językiem jako darem intelektu. Są szlachetnym świdectwem piękna humanizmu i humanistyki. Zostałam wciągnięta!
Tak! O to właśnie chodzi, by pisać płynnie i lekko o rzeczach bardzo ciekawych, przedstawiać je nieśpiesznie w magnetyzujący sposób. Chodzi o to, by ubrać ciekawą opowieść w niewymuszenie erudycyjny, bogaty strój. Wszystkie eseje razem i każdy z osobna są aktem czystej sztuki władania językiem jako darem intelektu. Są szlachetnym świdectwem piękna humanizmu i humanistyki....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-05-25
Materiał nie do przecenienia. Doskonała dokumentacja czasów powojennej transformacji Piły.
Materiał nie do przecenienia. Doskonała dokumentacja czasów powojennej transformacji Piły.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-12-09
Wspaniałe, unikatowe wydawnictwo. Nie jestem specjalistką w tej dziedzinie, ale jako laik mogę powiedzieć, że jakość zdjęć lotniczych jest doskonała. Obraz nierzadko jest przy tym pięknie oświetlony, co daje efekt niemal artystyczny w przypadku niektórych fotografii. Nie wiem, na ile jest to efekt obróbki zdjęcia, a na ile technika jego wykonania, niemniej tę jakość warto podkreślić biorąc pod uwagę, że mamy tu do czynienia ze specyficznym rodzajem fotografii pochodzących z I połowy XX wieku. Są tu zdjęcia, które dają złudzenie, że za chwilę widz zajrzy do okien kamienic. Trzeba przygotować się, że spędzi się nad tym albumem co najmniej kilka ładnych godzin lub dni z fascynacją odkrywając często już nieistniejący świat, ale i znajdując jego cenne pozostałości. Kontakt z tą książką to gimnastyka dla wyobraźni i fascynująca lekcja historii lokalnej. Znalazłam tu wiele zdjęć, których nigdy wcześniej nie widziałam. Fotografie są bardzo dobrze opracowane. Dość klarownie opisano to, co się na nich znajduje. Dany obiekt możemy z dość dużą łatwością umieścić w obecnej tkance miasta. "Piła na zdjęciach lotniczych 1914-1945" to na pewno książka nie do pominęcia dla miłośników miasta, każdego pilanina i miłośnika historii oraz dla tych, którzy chcą zobaczyć Piłę z perspektywy Google Earth retro ;) Brawa dla autorów i już proszę o więcej!
Wspaniałe, unikatowe wydawnictwo. Nie jestem specjalistką w tej dziedzinie, ale jako laik mogę powiedzieć, że jakość zdjęć lotniczych jest doskonała. Obraz nierzadko jest przy tym pięknie oświetlony, co daje efekt niemal artystyczny w przypadku niektórych fotografii. Nie wiem, na ile jest to efekt obróbki zdjęcia, a na ile technika jego wykonania, niemniej tę jakość warto...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to1996
2015-11-05
Książka ta jest tak bogata w znaczenia, że chcąc oddać jej sprawiedliwość, po prostu trzeba ją przeczytać. Mimo tego, spróbuję podsumować to, czego nie chcę zapomnieć z tej doskonałej, unikatowej lektury.
Wielka Wojna - naładowany dużym ładunkiem emocjonalnym, niekwestionowany w zachodniej Europie synonim I wojny światowej. Dzięki lekturze "Wojny i terpentyny" można sobie przypomnieć i spróbować zrozumieć miejsce tego konfliktu wśród największych traum wojennych XX wieku. Myślę bowiem (chyba nie bezzasadnie), że w naszym kręgu kulturowym świadomość taka jest znacznie mniejsza niż ma to miejsce w przypadku konfliktu z lat 1939-1945.
Największą zaletą tej książki jest możliwość spojrzenia na ówczesny świat za sprawą historii rodziny Martien. Jej dzieje mają charakter niezwykle intymny, płyną bowiem nie tylko z dwóch zeszytów dzienników Urbaina Martien, dziadka autora, ale też ze wspomnień samego Hertmansa, jego wnuka. Sposób, w jaki autor wprowadza nas w ten świat jest naprawdę szczególny - pełen wdzięku, taktu, uczucia i niezwykle sprawny literacko. Można naprawdę poczuć się wręcz wyróżnionym, że dany jest nam tak bliski kontakt z tym prywatnym światem ciekawych osobowości.
Mówi się, że XX wiek rozpoczął się wraz z wybuchem I wojny światowej. Książka ta pozwala zrozumieć, dlaczego. Autor w genialny sposób zdołał naszym współczesnym językiem oddać realia życia w początkach XX wieku. Na długo chyba pozostaną w pamięci opisy krwawych zwłok zwierząt w wytwórni żelatyny, opisy ciężkiej pracy w odlewni żeliwa grożącej nastolatkowi śmiertelnym poparzeniem roztopionym metalem. Ówczesne życie nawet w czasach pokoju nie było łatwe, a mimo to, wydarzenia Wielkiej Wojny mają wymiar koszmaru. Oto w "etyce przemocy dokonywała się zmiana stylu" - broń chemiczna, masowe mordy na ludności cywilnej, całkowity zanik honoru żołnierza.
A mimo to Urbain Martien, bohater wojenny pozostaje Człowiekiem (mimo problemów psychicznych - wszak wówczas nie troszczono się o ludzi naznaczonych traumą wojny). Nie można nie obdarzyć sympatią głównego bohatera, ale także postaci drugoplanowe ukazane zostały z istną maestrią.
Narracja Hertmansa utrzymuje ciągłą łączność między światem, który minął, a współczesnością. W kunsztowny sposób pokazuje istotę pamięci nie tylko tej rodzinnej, ale i historycznej. Pokazuje właściwie, że może granica wytworzona między nimi nie jest tak wyraźna jak to się na pozór wydaje.
Książka ta jest tak bogata w znaczenia, że chcąc oddać jej sprawiedliwość, po prostu trzeba ją przeczytać. Mimo tego, spróbuję podsumować to, czego nie chcę zapomnieć z tej doskonałej, unikatowej lektury.
Wielka Wojna - naładowany dużym ładunkiem emocjonalnym, niekwestionowany w zachodniej Europie synonim I wojny światowej. Dzięki lekturze "Wojny i terpentyny" można sobie...
2016-01-03
Przebogata kolekcja ponad 600 kart pocztowych przedstawia widoki Piły w stanie sprzed 1945 roku. To kolejna inspirująca podróż w przeszłość miasta umożliwiona nam dzięki pasjonatom historii i kolekcjonerom tych druków. Świetna inicjatywa pozwalająca podziwiać niebanalną architekturę Schneidemül, ale też kunszt ówczesnych twórców kart pocztowych. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby czerpano z nich współcześnie inspirację. Album przybliża pokrótce historię kart pocztowych, wskazuje ich różne odmiany. Zaprezentowano tu liczne karty z widokiem poszczególnych części miasta: Starego i Nowego Rynku, Śródmieścia, osiedla Górnego, Zamościa, Staszyc. Zebrano grupę kart z motywem rzeki, pilskich świątyń, hotelów i restauracji, kolei, parków, obiektów wojskowych, obozu i cmentarza wojennego, okolicznych jezior, Kuźnicy Pilskiej, Kaliny i Motylewa. Karty pocztowe - jak deklarują autorzy - opublikowane zostały w ich oryginalnym, pierwotnym formacie.
Bogactwo i różnorodność zgromadzonego materiału dla jednych może być wręcz przytłaczająca (choć chyba tylko w sensie pozytywnym!), dla innych może stanowić jedynie zaspokojenie pierwszego głodu ciekawości, skoro dowiadujemy się, że autorzy dysponowali około 2500 pocztówkami. Jedno jest raczej pewne – pełna lektura tej książki, odczytanie jej z całym zaangażowaniem i ze zrozumieniem może stworzyć całkiem dobrego znawcę dawnej Piły. Zaznaczę, że momentami publikacja staje się wymagająca w odbiorze. Choć wiele tu dość znanych obiektów i miejsc, to zdarzają się i takie, których rozpoznanie i lokalizacja w obecnej przestrzeni może nastręczać nieco kłopotu osobom niewtajemniczonym (jak ja). Niemniej, jest to na pewno ciekawe, wzbogacające wyzwanie i chyba w sumie o to chodzi w tego typu publikacjach.
Piła w tym albumie to właściwie przede wszystkim Schneidemül – miasto trochę obce, trochę nieznane, choć jednocześnie raz za razem wyłania się z poszczególnych obrazów jakiś fragment obecny także dziś, oswajający tę przestrzeń. Cieszą mnie tu karty prezentujące wnętrza niektórych obiektów w niemieckiej Pile. Miłym akcentem jest prezentacja kart wysyłanych przez Polaków. Album jest jak zbiór cegiełek, z których w wyobraźni możemy poskładać nieistniejące miasto, nadbudować nad znanym wizerunkiem Piły dawne Schneidemül, pogodzić dane nam dzięki tej książce historyczne puzzle z obecnym wizerunkiem miasta.
Przebogata kolekcja ponad 600 kart pocztowych przedstawia widoki Piły w stanie sprzed 1945 roku. To kolejna inspirująca podróż w przeszłość miasta umożliwiona nam dzięki pasjonatom historii i kolekcjonerom tych druków. Świetna inicjatywa pozwalająca podziwiać niebanalną architekturę Schneidemül, ale też kunszt ówczesnych twórców kart pocztowych. Nie miałabym nic przeciwko,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-10-22
Spojrzeć na świat oczami drugiego człowieka, spróbować wejść w jego skórę - oto postawa tych, którzy prawdziwie dążą do zrozumienia innych ludzi. W przypadku Griffina nabrało to sensu dosłownego. Nie zrobił wiele. Przez jakiś czas wiódł życie czarnoskórego obywatela Stanów Zjednoczonych. Ze względu na czas i miejsce, w których się na to zdecydował, czyn jego rozpatrywać można w kategoriach bohaterstwa. Ameryka czasu ostrych napięć na tle rasowym, pełna niepokoju i podziałów. Tak banalna rzecz jak określony barwnik w twojej skórze sprawia, że z pełnoprawnego obywatela zjeżdżasz nagle na łeb na szyję po drabinie społecznej na samo jej dno. Osoba, która z poczucia sprawiedliwości nie skrzywdzi zwierzęcia, sprawi, że twoja godność wyląduje w rynsztoku i rzuci jeszcze za nią niedopałek papierosa. Oto pojęcie speawiedliwości na południu (ale i nie tylko) Stanów. Relacja Griffina ma miejsce w czasach trudnych, ale czuć już, że są to czasy przełomu, choć nadal główny wydźwięk książki skupia się na bezdusznym zwyrodnieniu dusz i serc.
Spojrzeć na świat oczami drugiego człowieka, spróbować wejść w jego skórę - oto postawa tych, którzy prawdziwie dążą do zrozumienia innych ludzi. W przypadku Griffina nabrało to sensu dosłownego. Nie zrobił wiele. Przez jakiś czas wiódł życie czarnoskórego obywatela Stanów Zjednoczonych. Ze względu na czas i miejsce, w których się na to zdecydował, czyn jego rozpatrywać...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-09-05
Dwa reportaże o dwóch miastach były w ciągu kilku dni moją lekturą. Białystok i właśnie Detroit były ich bohaterami. Trudno tu porównywać oba reportaże pod względem treści, nie miałoby to chyba większego sensu. Można się jednak o to raczej pokusić pod względem stylu. Tu zyskuje jak dla mnie wiele praca LeDuffa. Autor ten objaśniał gdzieś różnicę między dziennikarzem, a reporterem. Ten drugi mianowicie opisując coś, musiał to wcześniej z bliska obserwować. Charlie LeDuff nie tylko wnikliwie obserwuje, ale też wybitnie bezpośrednio przeżywa to, co opisuje, czyli upadek swojego rodzinnego miasta. Gdy pisze o napadach mamy świadomość, że wie mniej więcej, co to znaczy, bo sam w jednej ze scen na stacji benzynowej odpędza się przypadkowo posiadaną bronią od opryszków próbujących go obrabować. Gdy wspomina o powszechnym braku ubezpieczenia dentystycznego, wierzymy w to, co mówi, bo oto jego brat złamał sobie ząb próbując wyrwać go samodzielnie. Nie obserwuje on świata zza dziennikarskiego biurka. Zachodzi też i do archiwów, ale przede wszystkim angażuje się w wydarzenia. Oczywiście można założyć, że zawsze pojawia się w takich sytuacjach pewien element autokreacji, nie zmienia to jednak faktu, że w moim odczuciu, udaje mu się zdobyć zaufanie i zyskać wiarygodność.
Wiele uwagi poświęca autor strażakom ze zbyt regularnie płonącego miasta Detroit – zdawałoby się ostatnim sprawiedliwym w upadłym mieście. To oni są tymi, którzy bez względu na wszystko ryzykują swoim życiem i podtrzymują etos idei sprawiedliwego społeczeństwa i państwa. Nawet w sytuacji, gdy administracja tego państwa (lokalni urzędnicy) każe im jechać na akcję w ochronnym ubraniu pokrytym od dawna sadzą i w dziurawych butach. Wpisują się oni doskonale w kultywowany etos amerykańskiego strażaka. Etos uczciwej i ciężkiej pracy wśród mieszkańców miasta przemysłowych gigantów dawno tymczasem zanikł. Przypadek śmierci, a właściwie zabójstwa na jednym ze strażaków, odegra ważną rolę w reportażu. Skrajnie bezczelne wykorzystywanie stanowisk urzędników najwyższego szczebla staje tu w ogromnym kontraście z powszechną nędzą i przestępczością. Obraz tych zjawisk, który przedstawia nam autor jest bogaty i wszechstronny, bliski ludziom i bliski jemu samemu. LeDuff angażuje się w to wszystko bardzo bezpośrednio i jeśli ktoś chce widzieć w tym błąd w sztuce reporterskiej, to proszę. Ja jednak wolę po stokroć to, niż tzw. dziennikarstwo śledcze oparte na skandalu dla samego skandalu, na wygrzebywaniu brudów, by porzucić je potem na środku reprezentacyjnej ulicy i wycofać się.
Język reportażu również stanowi dla mnie jego duża zaletę. Wkurzony człowiek z miasta, w którym wszystko zmierza do upadku nie przebiera w słowach. Jego wypowiedź jest do bólu szczera, a język mięsisty i wartki. Nie tak liczne przekleństwa, które tu się pojawiają nie są dla mnie tanim zabiegiem, ale autentycznym przejawem prawdziwego i słusznego wkurzenia. A i tak styl, który im towarzyszy nie jest tani. Choćby opisy postaci, które daje nam LeDuff, uznałabym za małe perełki dobrego, oryginalnego stylu. W opisie brata czuć bardzo wyraźnie miłość i szacunek dla niego. W opisie przestępcy czuć ironię w połączeniu z gorzkim poczuciem humoru.
Krótko mówiąc – jak dla mnie piękny przykład reportażu zaangażowanego w amerykańskim stylu i czuć, że autor otarł się jakoś o Pulitzera.
Dwa reportaże o dwóch miastach były w ciągu kilku dni moją lekturą. Białystok i właśnie Detroit były ich bohaterami. Trudno tu porównywać oba reportaże pod względem treści, nie miałoby to chyba większego sensu. Można się jednak o to raczej pokusić pod względem stylu. Tu zyskuje jak dla mnie wiele praca LeDuffa. Autor ten objaśniał gdzieś różnicę między dziennikarzem, a...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toŚwietna lektura łącząca w sobie wiedzę o jednej z najbardziej kontrowersyjnych religii Ameryki z informacjami o "duchowym" życiu Hollywood. To fascynujące jak pławiąc się w absurdzie, okrucieństwie i głupocie można jednocześnie bardzo skutecznie wykreować z siebie guru. Doprawdy nie wiem jak udało się to Hubbardowi, notorycznemu kłamcy i sadyście. Nigdy tak do końca nie lubiłam literatury sf ;) Książka Wrighta wiele mówi nie tylko o scjentologii. Pozwala uzmysłowić sobie kilka podstawowych prawd o religiach i ludziach w ogóle. Potrzeba akceptacji, potrzeba wspólnotowości, sukcesu i bogactwa stają się doskonałym podłożem dla manipulacji i wyzysku. Scjentologia zdaje się być momentami paradoksalnie najbardziej uczciwą religią naszych czasów - wprost pokazuje jak funkcjonuje naprawdę i jaką cenę pociąga za sobą kult pieniądza.
Świetna lektura łącząca w sobie wiedzę o jednej z najbardziej kontrowersyjnych religii Ameryki z informacjami o "duchowym" życiu Hollywood. To fascynujące jak pławiąc się w absurdzie, okrucieństwie i głupocie można jednocześnie bardzo skutecznie wykreować z siebie guru. Doprawdy nie wiem jak udało się to Hubbardowi, notorycznemu kłamcy i sadyście. Nigdy tak do końca nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013
2015-10-20
Zamysł formalny tej książki jest niezmiernie atrakcyjny. HHhH czyta się jednym tchem. Można to doświadczenie porównać chyba tylko do bezpośredniego wysłuchania opowieści człowieka zafascynowanego tematem, który porusza i który co chwila wykłada na stół zgromadzone przez siebie materiały dowodowe w sprawie, którą omawia. Sama historia zamachu dokonanego przez spadochroniarzy obudowana zostaje swego rodzaju wyczerpującym objaśnieniem przyczyn konieczności podjęcia się tego, skądinąd tragicznego w skutkach, czynu. Wiele, lub nawet bardzo wiele w przypadku laików takich jak ja, dowiadujemy się o Heydrichu. Poznajemy wiele istotnych wątków z historii Czech i Słowacji w okresie II wojny światowej. Jednym słowem jest to - przynajmniej dla mnie - kopalnia wiedzy historycznej dotyczącej nie tylko samego zamachu. Przy tym wprost zniewalająca jest - tu chyba się powtórzę - forma tej powieści, której autor obnaża nam arkana warsztatu twórczego. Sam tytuł ma w mojej ocenie formę dość udziwnioną na pierwszy rzut oka i chyba solidnych kilka miesiecy zwlekalam z lektura w międzyczasie zapominając o niej prawie. Jednak jury Nagrody Goncourtów się nie myliło - ten debiut to naprawdę dzieło wysoce wartościowe.
Zamysł formalny tej książki jest niezmiernie atrakcyjny. HHhH czyta się jednym tchem. Można to doświadczenie porównać chyba tylko do bezpośredniego wysłuchania opowieści człowieka zafascynowanego tematem, który porusza i który co chwila wykłada na stół zgromadzone przez siebie materiały dowodowe w sprawie, którą omawia. Sama historia zamachu dokonanego przez spadochroniarzy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Rewelacyjne podejście do tematu: kompleksowe, obiektywne, profesjonalne (na ile mogę to ocenić). Atrakcyjność tej książki polega na tym, że zachowując szacunek dla faktów i intelektu odbiorcy potrafi jednocześnie być lekturą niosącą prawdziwą rozrywkę, przedstawić wydarzenia takimi, jakie faktycznie były, mogły być, bez narzucania jaskrawie własnych interpretacji. Rzadko natrafiam na tak świetnie wyważone proporcje. Wszystko chyba dzięki wyraźnie wyczuwalnej, znakomitej znajomości źródeł wiedzy o wyprawie - zarówno tych bezpośrednich, pozostawionych przez pasażerów statku Beligica, jak i późniejszych opracowań. Czytając mam zaufanie do autora, jakby sam był świadkiem opisywanych wydarzeń, a ocena bohaterów wyrobiona na podstawie innych źródeł przestaje być powierzchowna czy jednowymiarowa. Nawet jeśli moja ocena została o jedną gwiazdkę zawyżona, to świadomie, bo za satysfakcję płynącą z tak ciekawego i mądrego opracowania - należało się!
Rewelacyjne podejście do tematu: kompleksowe, obiektywne, profesjonalne (na ile mogę to ocenić). Atrakcyjność tej książki polega na tym, że zachowując szacunek dla faktów i intelektu odbiorcy potrafi jednocześnie być lekturą niosącą prawdziwą rozrywkę, przedstawić wydarzenia takimi, jakie faktycznie były, mogły być, bez narzucania jaskrawie własnych interpretacji. Rzadko...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to