-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać246
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2013-09-04
2013-06-06
Historia belgijskiego policjanta, Hannesa Jensena, wydaje się wręcz nieprawdopodobna w swej zawiłości. Parę dni przed zasłużoną i oczekiwaną emeryturą, Jensen dostaje ostatnie zadanie. Przez głupi zbieg okoliczności musi odpowiedzieć na ostatnie wezwanie. Poszkodowanym okazuje się być Brian Ritter z Arizony, który pokazuje dzieciom pięć kontynentów. Przechadzając się po mieście, poczuł, że jest w niebezpieczeństwie. Z początku Jensen nie wierzy mężczyźnie, bo kto by wierzył pijakowi? Policjant od razu pomyślał o halucynacjach, ale jego sumienność kazała dotrzeć do hotelu, w którym przebywały dzieciaki Rittera, Oliver i Rick. Po doprawdy przedziwnej rozmowie z chłopcami, Hannes nie był już niczego pewien. Po raz pierwszy zwątpił w realność świata, a podświadomość podsuwała coraz to bardziej nadnaturalne wyjaśnienia. Tym bardziej że dowiedział się o pewnej Meksykance, Esperanzie, która modlitwą leczyła ludzi.
Kiedy Jensen prawie całkiem zapomniał o sprawie, nagle okazało się, że pan Ritter zginął. Przyczyna śmierci, którą było pęknięcie aorty, znów nakłoniła policjanta do rozmyślań na temat wiarygodności świata. Trudno było jednak wierzyć w istnienie magii, skoro interesowało się fizyką kwantową, a szczególnie pojęciem zwanym entropią.
Życie Jensena powoli zaczęło nabierać kolorów, ponieważ dzień po odnalezieniu martwego Rittera w pokoju hotelowym, okazało się, że jego synowie wsiedli do samolotu i polecieli do Ameryki Północnej. Mimo że mężczyzna zakończył służbę, nie potrafił usiedzieć na miejscu, nie poznawszy prawdy. Chciał skończyć służbę bez żadnej nierozwiązanej sprawy. Kupił więc bilety na lot i zaczął się psychicznie szykować do długiej podróży, kiedy nawiedziła go niewidoma kobieta. Bardzo piękna kobieta. Annick O’Hara.
Od tej pory ich losy się połączyły.
Ruszyli ramię w ramię, lecz z różnych powódek. Jensen pragnął rozwiązać zagadkę i uratować Olivera i Ricka przed domniemanymi porywaczami. Annick za to, jak się później okazuje, chciała tylko pomścić zabójstwo męża.
Historia jest doprawdy niezwykła. Zwroty akcji nie pozwalają choćby na chwilę przymknąć powiek. Zdziwiłam się również, że zrozumiałam pojęcia fizyczne. Zanim zaczęłam czytać książkę, myślałam sobie: kurczę, taki laik jak ja nic nie wyniesie z tej powieści, niczego nie zrozumie. A tutaj taki szok. Na podstawie tego można stwierdzić, że książka podbudowuje ego.
Nie przez przypadek więc Tęsknota atomów stała się najlepszą niemieckojęzyczną powieścią kryminalną roku 2009. To jeden z niewielu kryminałów, które są nieprzewidywalne. Zaczynając czytać historię, nie miało się wrażenia, że zna się również jej zakończenie. Opowieść była po prostu świeża, podobnie jak autor, ponieważ Tęsknota to debiut niejakiego Linusa Reichlina.
Dowiedziałam się, że jest to szwajcarski pisarz i dziennikarz oraz laureat nagrody tygodnika „Die Zeit”, a książka rozpoczyna cykl powieści z udziałem inspektora Jensena.
Nie zostaje więc nic innego, tylko czekać na dalsze części.
Historia belgijskiego policjanta, Hannesa Jensena, wydaje się wręcz nieprawdopodobna w swej zawiłości. Parę dni przed zasłużoną i oczekiwaną emeryturą, Jensen dostaje ostatnie zadanie. Przez głupi zbieg okoliczności musi odpowiedzieć na ostatnie wezwanie. Poszkodowanym okazuje się być Brian Ritter z Arizony, który pokazuje dzieciom pięć kontynentów. Przechadzając się po...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-04-07
2013-11-10
Przeważnie ludzie kojarzą C. S. Lewisa z serią „Opowieści z Narnii”, ale jego powieści dla tych starszych czytelników również powinny zdobyć uznanie. Szczególnie Dopóki mamy twarze, które w Polsce jest mało znane, ale jakże interesujące. Jest to reinterpretacja mitu o Psyche i Erosie, o bogu, który zakochał się w pięknej kobiecie. Jak zapewne pamiętacie, byli przeklętymi kochankami – Eros przychodził do Psyche co noc i kochali się przy zgaszonym świetle, gdyż Eros zabronił ukochanej na siebie patrzeć. Psyche słuchała, dopóty nie przyszły do niej jej zazdrosne siostry i nie przekonały dziewczyny, aby zapaliła lampę oliwną i zobaczyła prawdziwą twarz ukochanego. Kiedy Eros spał, Psyche spełniła prośbę sióstr, tym samym zsyłając na siebie nieszczęścia. Eros zniknął, a Afrodyta kazała jej wykonywać prawie niemożliwe do spełnienia zadania. Dopiero wtedy dziewczyna mogłaby wrócić do ukochanego…
Lewis swoim mistrzowskim piórem przekazał ten mit odrobinę inaczej, ale z czystym sumieniem można stwierdzić, że wiarygodnie i prawie od podszewki.
Historia toczy się w Glome, mieście, w którym rządzi król-tyran. Ma on dwie córki: wyniosłą Rediwal oraz roztropną Orual, która zarazem jest narratorem i całkowitym przeciwieństwem tych znanych bajek o pięknych królewnach, ponieważ Lewis przedstawia ją jako niesamowicie brzydką i wręcz odpychającą. Początki książki to beztroskie, dziecięce lata, w których głównym zmartwieniem jest brak męskiego potomka króla Troma. Z czasem, kiedy na świat przychodzi trzecia, przepiękna księżniczka Istra, przepełniona dobrocią, poddani zaczynają traktować ją jak boginię Ungit – oddają cześć i modlą się do Psyche (tak Orual i Lis, nadworny sługa i niewolnik, który stał się doradcą króla, nazywają swoją ukochaną Istrę). Słysząc to, prawdziwa Ungit rozgniewała się do tego stopnia, że na kraj zaczynają spadać plagi i nieszczęścia, które będą trwały, dopóty Glome nie złoży krwawej ofiary dla tajemniczej Bestii w cieniu Szarej Góry. W tym momencie oczy ludzi kierują się w stronę pałacu przez co król nie ma wyjścia: musi poświęcić Istrę. Orual, dowiadując się, jaki los czeka jej siostrę, popada najpierw w szał, a później jej ciało spowija choroba. Kiedy zdrowieje, tak naprawdę jest już po wszystkim. Psyche przywiązano łańcuchami do drzewa na Górze i pozostawiono ją tam całkowicie bezbronną. Mijają miesiące, ale Orual nie potrafi przeżyć choćby jednego dnia bez myśli o siostrze. W końcu wraz z Bardią, dowódcą straży, wyrusza na poszukiwania Psyche, którą wreszcie znajdują całą, zdrową i przede wszystkim szczęśliwą. Ku zdziwieniu, dziewczyna znajduje się po tej stronie rzeki, gdzie żaden człowiek jeszcze nie dotarł, nie chcąc sprowadzić na siebie gniewu Ungit. Orual po łzach, zachwytach i kłótni dowiaduje się, że Psyche mieszka w niewidzialnym zamku, do którego każdej nocy przychodzi jej nowy mąż. Istra przyznaje, że do tej pory nie widziała jego twarzy, więc najstarsza siostra z troski wymusza obietnicę, by podczas snu zapaliła lampę i ujrzała prawdę. Orual ani razu nie dopuszcza do siebie myśli, że kochanek może okazać się prawdziwym bogiem, raczej stawia na opcję złoczyńcy wykorzystującego Psyche.
Prawda okazuje się być zatrważająca i wykraczająca poza zdrowy rozsądek, którym przez całe życie kierowała - albo próbowała się kierować - Orual. Wraca do zamku bez Psyche i chcąc poradzić sobie ze stratą, zajmuje się pracą. Pomaga ojcu, po śmierci którego sama przejmuje rządy nad Glome. Przyodziewa welon zasłaniający twarz (poza oczami), by ludzie zaczęli traktować ją poważnie, nie ulegając obrzydzeniu spowodowanym jej szpetotą. Królowa z biegiem czasu, kiedy ludzie zapominają o jej szkaradności, wzbudza uznanie, a nawet lęk. Rządzi twardą ręką, ale prawą i w królestwie od wielu, wielu lat nareszcie zapanował spokój i co najważniejsze, Glome zyskało przychylność bogów.
O Orual można opowiadać przeróżne historie; jak każdy miała zalety i wady, ale musiała żyć jako wyrzutek społeczeństwa, rodziny. Mimo wszystkich tych przeciwności losu, wyrosła na sprawiedliwą kobietę oddaną własnym przekonaniom, była uczciwa i troszczyła się o bliskich. Czasami aż za bardzo, bo traktowała ludzi na wyłączność (głównie Psyche). Oczywiście, miała na uwadze ich dobro, aczkolwiek często się zapominała i podejmowała decyzje sprzeczne z uczuciami drugiej osoby. Ta, mogłoby się wydawać, minimalna wada wielokrotnie wpłynęła na życie kobiety, bo przywoływała samotność.
Według mnie Lewis wykonał kupę naprawdę dobrej roboty. Mam tutaj na uwadze nie tylko głęboką psychologię postaci, ale także świat przedstawiony. Pomógł on wyobrazić czytelnikowi realia Glome, spory z bogami i milion pytań dotyczących spraw zawiłych i niekoniecznie wytłumaczalnych. Przyznam, że miejscami nużyły mnie jego gawędziarskie opisy zbyt przedłużające fabułę, ale efekt końcowy był doprawdy piorunujący. I to dosłownie, bo wyjaśnienia uderzyły we mnie niczym piorun, chociaż nic tych rewelacji nie zapowiadało, a przecież każdy grzmot poprzedza błyskawica. Lewis zakpił z tego oczywistego faktu w chwili, gdy wpadł mu do głowy pomysł z przedstawieniem mitu na nowo.
Przeważnie ludzie kojarzą C. S. Lewisa z serią „Opowieści z Narnii”, ale jego powieści dla tych starszych czytelników również powinny zdobyć uznanie. Szczególnie Dopóki mamy twarze, które w Polsce jest mało znane, ale jakże interesujące. Jest to reinterpretacja mitu o Psyche i Erosie, o bogu, który zakochał się w pięknej kobiecie. Jak zapewne pamiętacie, byli przeklętymi...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-01-04
2013
2013-09-18
Czekałam na trzecią część Kronik krwi z wytęsknieniem, a kiedy już trzymałam książkę w rękach, starałam się odłożyć tę przyjemność na potem. Wiedziałam, że gdy zacznę, będę tak długo siedzieć i czytać, dopóki nie skończę. A nie chciałam, by moja kolejna przygoda z Sydney Sage trwała tak krótko.
Bo trwała.
Książkę przeczytałam… a raczej pochłonęłam w niecałe cztery godziny i dobrnąwszy do ostatniego akapitu, była już czwarta nad ranem. Spanie jednak okazało się niewystarczające, ponieważ nie mogłam przestać analizować kolejnych fragmentów powieści. "Magia indygo" obfitowała w wiele całkiem nowych wątków, których kompletnie bym się nie spodziewała, ale najbardziej wyraziste były zmiany zachowania bohaterów.
Ale po kolei.
Po pocałunku i wyznaniu miłości przez Adriana na końcu "Złotej lilii", Sydney postanowiła zapomnieć o moroju. Od dziecka wpajano jej, że wampiry i ludzie przenigdy nie powinni się w jakikolwiek sposób wiązać, ponieważ nie tylko budzi to odrazę społeczeństwa, ale również strach. Z racji tego, że Sydney przebywała z morojami i dampirami już od dobrych paru miesięcy i bądź co bądź zaprzyjaźniła się z nimi, powoli zaczynała wątpić w przekonania alchemików. Nie wierzyła, że ktoś tak miły jak Jill, oddany jak Eddie i… kochany jak Adrian mógłby wyrządzić komukolwiek krzywdę. W istocie Sydney stopniowo zapominała o dawnych konwenansach, ale coś nadal nie pozwalało zbliżyć jej się do wampirów bez poczucia wstrętu i obawy przed wyssaniem krwi. Tylko co? Dziewczyna próbowała poznać odpowiedź na to nurtujące pytanie, ale ciągle była rozpraszana dziwnym i zarazem uroczym zachowaniem Adriana. W książce przewija się wątek ich romansu, a wraz z nim niezwykle intrygujące i humorystyczne dialogi. Przyznam, że nie raz zaśmiałam się w głos, będąc świadkiem starań Adriana do przekonania do siebie alchemiczki.
Jest to jednak wyłącznie tło do bardziej złożonych problemów.
Główne zagadnienie odnosi się przede wszystkim do magii. Sydney dowiaduje się od swojej nauczycielki, panny Terwiliger, że posiada niesamowity dar: umiejętność potrzebną do rzucania zaklęć i uroków. Z początku odrzuca tę myśl, ponieważ panicznie boi się rzeczy nadprzyrodzonych, ale w końcu nie ma wyjścia. Okazuje się, że zła siostra Terwiliger odbiera moc innym czarownicom, zyskując przy tym i moc, i młodość. Nauczycielka pragnie ją powstrzymać, ale sama nie da rady. Prosi więc o pomoc Sydney, która po kolejnych atakach wreszcie się zgadza. Bezpieczeństwo innych okazuje się silniejsze od przyjętych norm. Sage, której towarzyszy Adrian, rozpoczyna ćwiczyć zaklęcia obronne i atakujące, szczególnie że jej samej zaczyna grozić niebezpieczeństwo.
W Magii indygo pojawiają się nowi bohaterowie, o których co nieco słyszeliśmy w poprzednich częściach. Chodzi mi tutaj głównie o Marcusa, niegdysiejszego alchemika, który sprzeciwił się władzy. Wbrew wszystkim prawom stanął w obronie moroja, przez co musiał uciekać, żeby nie poddano go reedukacji. Sydney poznaje chłopaka w… nietypowych warunkach, kiedy to włamuje się do mieszkania i prawie spada ze schodów przeciwpożarowych. Nie tylko zadziwia ją dość nietuzinkowy tatuaż w kolorze indygo, ale również jego podejście do wampirów. Pozytywne podejście. Sage zastanawia się, jakim cudem udaje mu się zwalczyć to naturalne obrzydzenie i czy ona kiedyś także będzie wolna.
Okładka następnej części
Tom trzeci jest wypełniony wartką akcją, tajemnicami, walkami, zmowami i przede wszystkim interesującymi rozterkami Sydney. Nie pamiętam, kiedy ostatnio książka aż tak bardzo mnie wciągnęła; czytałam ją z niesamowitą przyjemnością. Na samym początku miałam wrażenie, że będzie następny trójkąt, które tak lubi Richelle Mead (w Akademii Wampirów Rose/Dymitr/Adrian), ale na szczęście się przeliczyłam. Chyba nie zdzierżyłabym kolejnej wielkiej miłości i równie wielkiego odrzucenia. Przyznam, że zabrakło mi więcej sytuacji z Jill, Eddiem i Angeline, ale mam nadzieję, że autorka wynagrodzi to czytelnikom w kolejnej książce: "Serce w płomieniach".
Czekałam na trzecią część Kronik krwi z wytęsknieniem, a kiedy już trzymałam książkę w rękach, starałam się odłożyć tę przyjemność na potem. Wiedziałam, że gdy zacznę, będę tak długo siedzieć i czytać, dopóki nie skończę. A nie chciałam, by moja kolejna przygoda z Sydney Sage trwała tak krótko.
Bo trwała.
Książkę przeczytałam… a raczej pochłonęłam w niecałe cztery godziny i...
2013-08-11
Porozmawiajmy o talentach.
O ile mi wiadomo, każdy człowiek posiada własny, unikalny dar prosto od Boga i to tylko od niego [człowieka] zależy, jak ten dar wykorzysta. I czy go w ogóle zauważy. Niektórzy ludzie przez całe życie próbują dowiedzieć się prawdy o sobie, ale tak naprawdę szukają talentu, czegoś, w czym są dobrzy i co sprawi, że będą zabierali się za to coś z uśmiechem. Ja na przykład kocham pisać, mój sąsiad tańczy jak marzenie, a przyjaciółka tworzy przecudowne obrazy. Nauczyciel z Poznania gra na pianinie, a Radek spod okolic Lublina rozkłada i składa wyścigowe modele samochodów. Pan z przystanku jest bardzo wrażliwy i czuły, a pani z tramwaju próbuje zawsze i wszystkim pomagać. Jacob Preston również otrzymał dar, który nieco różnił się od talentów reszty ludzi. Poprzez dotyk potrafił odczytać przeszłość. Kiedy Jacob styka się z metalem innym niż platyna, słyszy różnego rodzaju pieśni opiewające dzieje nie tylko wytopu i powstania tegoż metalu, ale również historię człowieka, który nosi dany np. żelazny zegarek.
Pan Preston dostał jeszcze jeden talent związany z dotykiem. Potrafi sprawić, że będąca pod nim kobieta, wręcz wije się z rozkoszy. Zanim jednak będzie mogła spędzić noc z Jacobem musi być entuzjastyczna, nieco znużona swoim życiem i, przede wszystkim, zamężna. W końcu jaki mężczyzna w sile wieku chciałby utrzymywać niechcianą kochankę albo wdawać się w niepotrzebne romanse, miłostki i… uczucia?
Niestety, jak to w życiu bywa, spokojny świat Jacoba Prestona zaczyna się nagle rozwalać. Szczególnie gdy na horyzoncie pojawia się piękna wdowa, Julianne Cambourne, która pragnie jedynie dowieść prawdy i nie zostać znowu biedną aktorką bez przyszłości. Po prawie dwóch latach żałoby, kobieta postanawia wreszcie się za siebie wziąć. Z racji tego, że lord Algernon, jej były i prawie dwa razy starszy małżonek, przygarnął ją pod swoje skrzydła prosto z trupy teatralnej, kobieta postanowią udowodnić, że jego śmierć nie ma nic wspólnego z samobójstwem. Chce się odwdzięczyć za dobro, które dzięki niemu doświadczyła. A przy okazji pragnie odnaleźć szósty miecz z kolekcji, sprzedać go i się wzbogacić.
Dlatego właśnie potrzebuje usług pana Prestona. Z początku chodzi wyłącznie o „użyczenie” paranormalnego daru, lecz wraz z trwaniem przygody pomiędzy głównymi bohaterami zaczyna się coś rodzić. Może nie jest to od razu wielka miłość, ale z pewnością ziarenko pożądania wypuściło swoje korzenie, którymi powoli acz zdecydowanie zaczęło ich oplatać.
Ale zmieńmy na chwilę temat. Może tym razem porozmawiajmy o magii?
Czy jest osoba, która wierzy w to nadnaturalne zjawisko? Może znalazłby się ktoś, kto ją na co dzień praktykuje? Nie? A znacie kogoś takiego? Jeżeli dalej odpowiedź brzmiałaby nie, w takim razie Was zaskoczę, bo ja znam. I nie jest to pojedyncza osoba, ale cały Zakon.
Druidzi.
Obecność grupy uprawiającej pogańskie praktyki przyjęłam ze zdziwieniem, ale i radością, bo historia Jacoba i Julianne zaczynała mieć coraz mniej styczności z rzeczywistością. W trakcie czytania zastanawiałam się, jak autorka pociągnie wątek z tą celtycką kulturą, wyobrażając sobie naprawdę wiele przeróżnych scenariuszy. Nigdy bym jednak nie pomyślała, że do Zakonu Druidów będą należeli ludzie pragnący albo władać światem i być nieśmiertelnymi, albo rozpylać afrodyzjak i patrzeć, jak w pozostałych członkach rodzą się zwierzęce instynkty, które prowadzą prosto do… orgii.
Historia jest doprawdy mocna i zdecydowanie przeznaczona dla osób pełnoletnich. Najpiękniejsze w niej nie są wątki erotyczne, tylko prawdziwość charakterów bohaterów i niezwykle interesujące, magiczne przygody, w które się pakują. Czytelnik styka się również z próbą walki rozumu z sercem. Pani Mia Marlowe udowadnia, że nawet najbardziej sprzeciwiające się uczuciom osoby i tak na końcu dadzą ponieść się sile miłości, która nie będzie patrzyła na ilość pieniędzy, kochanek czy wykonywaną pracę.
Porozmawiajmy po raz ostatni.
Tym razem o Was, osobach, które jeszcze nie zdecydowały się na zapoznanie z Dotykiem łajdaka, tomem drugim serii Dotyk. Mam prosty sposób, by zachęcić do sięgnięcia po serię. Będzie to zwyczajne przytoczenie słów z okładki:
Sceny miłosne nakreślone z takim żarem, że całe strony zajmują się ogniem…
Porozmawiajmy o talentach.
O ile mi wiadomo, każdy człowiek posiada własny, unikalny dar prosto od Boga i to tylko od niego [człowieka] zależy, jak ten dar wykorzysta. I czy go w ogóle zauważy. Niektórzy ludzie przez całe życie próbują dowiedzieć się prawdy o sobie, ale tak naprawdę szukają talentu, czegoś, w czym są dobrzy i co sprawi, że będą zabierali się za to coś z...
2013-08-06
Anna i Siergiej Litwinowie to rodzeństwo pisarzy, których książki osiągnęły w Rosji nakład ponad sześciu milionów egzemplarzy. Są autorami ponad czterdziestu powieści i czterech zbiorów opowiadań. Szczęśliwie udało mi się przeczytać jedno z ich dzieł o niezwykle interesującym tytule: Wszystkie dziewczyny kochają brylanty. Oczywista prawda. Oczywistą prawdą jest również fakt, że kryminał swoją spektakularną fabułą kompletnie nie przypomina innych kryminalno-podobnych książek. Zaskakuje zwrotami akcji i tajemniczymi retrospekcjami, które nadają smaczku całości.
Z uwagą śledzimy więc poczynania głównej bohaterki.
Tania Sadownikowa jest dojrzałą kobietą mającą dobrą posadę i ukochane autko, czerwonego peugocika 106. Wychowana została przez samotną matkę, Julię Nikołajewną, która po stracie pracy zaczęła odtwarzać drzewo genealogiczne rodziny. Pragnęła znaleźć kogoś bliskiego, kto zapełniłby choćby po części pustkę w sercu… i może w portfelu? Jej pradziadek był podobno księciem i milionerem. Obie panie dały więc ogłoszenie do paryskiej gazety. Pewnego dnia okazało się, że poszukiwania się opłaciły, ponieważ dostały list od ostatniej księżnej z rodu, która przy okazji ujawnia tajemnicę skarbu. Tanieczka, osoba z natury łaknąca przygód, od razu podejmuje nieme wyzwanie, mimo iż matka kompletnie nie wierzy w przedśmiertne ględzenie babuni. Zanim jednak dziewczyna wyrusza do Jużnorosyjska, miasta, gdzie schowany został rzekomy skarb, jedzie do byłego ojczyma. Walery Chodasiewicza, pracujący niegdyś w KGB, a aktualnie spokojnie spędzający emeryturę, ku zdziwieniu wyraził zgodę na wyprawę pasierbicy.
Więcej Tani nie było potrzeba.
Wyruszyła na wyprawę wydającą się czystą frajdą, lecz wraz ze znalezieniem kosztowności sprawy zaczęły nabierać groźnego obrotu. Ktoś zaczął ją śledzić. Przerażona kobieta uciekła do Stambułu, ale tam również nie miała spokoju. Najpierw napadnięto ją w biały dzień i ukradziono walizkę z brylantami i obrazami, a potem okazało się, że wcale nie zgubiła wciąż podążających za nią stręczycieli.
Jednym słowem, wpadła w pułapkę zastawioną przez… księżną? Bynajmniej! Okazało się, że babunia nie istnieje, podobnie jak adres, z którego przysłała list.
Kto więc w takim razie chce narazić Tanieczkę na niebezpieczeństwo? Kto chodzi za nią krok w krok i nigdy nie spuszcza jej z oczu? Kim jest osoba, która wykradła walizkę w Turcji, skoro dziewczyna podjęła decyzję wyjazdu w pięć minut przed odprawą statku? I czemu nie przeszukano jej na granicy?
Jak wspomniałam wyżej, dzieje Tani przeplecione są wydarzeniami z lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku, gdzie główną rolę dostał zagadkowy Anton. Jest on moskiewskim studentem i kompletnie wydaje się nie być powiązanym z historią Sadownikowej. Dlaczego więc autorzy umieścili jego osobę w książce?
Jeżeli chodzi o powieść Wszystkie dziewczyny kochają brylanty to nic oprócz jednej rzeczy nie jest w niej pewne: czytelnik wychodzi naprzeciw mnóstwu pytań, na które po prostu nie da rady samemu odpowiedzieć.
I to jest najpiękniejsze.
Zanim skończę pisać recenzję, mam dla Was małą ciekawostkę, o której dowiedziałam się dosłownie przed chwilą. Dla osób, którym książki Litwinów przypadły do gustu, mogą zobaczyć Tanieczkę na białym ekranie. Cykl o Sadownikowej został zekranizowany i przyznam, że z niekłamaną ciekawością dowiem się, czy film wypadnie równie dobrze co książka.
Anna i Siergiej Litwinowie to rodzeństwo pisarzy, których książki osiągnęły w Rosji nakład ponad sześciu milionów egzemplarzy. Są autorami ponad czterdziestu powieści i czterech zbiorów opowiadań. Szczęśliwie udało mi się przeczytać jedno z ich dzieł o niezwykle interesującym tytule: Wszystkie dziewczyny kochają brylanty. Oczywista prawda. Oczywistą prawdą jest również...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-05-26
2013-02-20
Cudownie było ponownie wkroczyć w zaczarowany świat morojów, dampirów i alchemików. Tym bardziej po długiej przerwie. Prawie zapomniałam, jak wspaniałymi bohaterami są Sydney, Adrian, Jill i reszta towarzystwa.
Złota lilia to druga część sagi Kroniki krwi Richelle Mead opartej na świecie z Akademii Wampirów. Zanim w ogóle zaczęłam czytać, strasznie bałam się, że seria ta będzie totalnym niewypałem i nijak nie dorówna niezwykle interesującej i ogromnie wciągającej opowieści o przygodach Rose Hathaway. Na szczęście pomyliłam się. Już po pierwszych paru stronach wiedziałam, że przepadłam, że nikt ani nic nie oderwie mnie od lektury, choćby się paliło i waliło.
Historia opowiada o alchemiczce, Sydney Sage, której wyznaczono zadanie opieki nad księżniczką Dragomir, Jill, na którą zamachowcy przeprowadzili atak. Dlatego wraz z nią i paroma jej przyjaciółmi przenosi się do liceum, do Palm Springs, by wtopić się w tłum ludzi i jak najdłużej pozostać w ukryciu. Naturalnie nie może zabraknąć również głównej atrakcji, a mianowicie Adriana Iwaszkowa. No i paru innych związanych przykładowo z nielegalnym sprzedawaniem krwi morojów albo zabójstwami. Pierwsza część więc obfituje w ciekawe zwroty sytuacji i wartką akcję, szczególnie pod koniec książki.
Drugi tom mógłby wydawać się zatem na tyle spokojny, by zaznajomić się dosadniej z zachowaniem bohaterów, ich uczuciami i zasadami, które prowadzą ich przez życie. Pani Mead jednak przyszykowała dla swoich czytelników coś całkiem innego. W książce pojawiło się nie tylko wiele przeróżnych zagadkowych okoliczności czy humorystycznych scen, ale również wątki pełne walk Sydney i innych przeciwko własnemu wychowaniu i przekonaniom. Dodatkowo sytuacja się zaostrza, kiedy do przyjaciół dołączają Dymitr i Sonia, którzy – jak się później okazuje – mają wyznaczone szczególne zadanie związane bezpośrednio z mocą ducha. Adrian nie jest zbyt szczęśliwy takim rozwiązaniem, tym bardziej że jego życie powoli zaczęło się składać do kupy. A Sydney stara się po prostu nie zwariować. I z początku nawet dobrze jej wychodzi, ale los lubi być przewrotny i to, co kiedyś miało dla niej niewyobrażalne znaczenie, powoli zaczyna przeradzać się w najbardziej niewygodną i znienawidzoną rzecz. Dziewczyna nie raz staje przed trudnymi wyborami. Nie ułatwia jej również zadania fakt, że nauczycielka próbuje ją przekonać do posługiwania się magią, co jest według Sydney najstraszniejszym aspektem życia. Tym bardziej że okazuje się ona działać w ludzkich rękach…
Jak widać, historia zawarta w drugiej części prezentuje się wręcz idealnie. Chociaż nie opowiedziałam nawet jednej czwartej tego, co przydarzyło się Sydney i reszcie. Gdyby można było przyrównać sagę Kroniki krwi do tortu czekoladowego, Złotej lilii przypisałabym miano masy kakaowej, której zadaniem jest wywoływanie kakofonii smaków na języku osoby kosztującej przysmak. Jest w pewnym sensie wprowadzeniem do rozkoszy dalszych przygód. Szczerze mówiąc, boję się przeczytać kolejny tom; skoro czytając ten, nie mogłam przestać się uśmiechać, czasami patrzeć przez łzy, śmiać się wniebogłosy, zachwycać, wydawać okrzyki strachu czy obgryzać paznokcie, jestem przerażona tym, jakie emocje wywoła kolejna część, Magia indygo, i czy nie zwariuję od ich nadmiernej ilości. Czuję się w tym momencie jak masochistka, bo wręcz nie mogę się doczekać. Zwłaszcza, że końcówka wywołała u mnie całkowity niedosyt i przez cały dzień po skończeniu czytania nie mogłam myśleć o niczym innym tylko o dalszych losach bohaterów, a w szczególności Sydney i Adriana.
Serdecznie polecam nie tylko dla tych młodszych czytelników. Książkę pożyczyłam teściowej brata, która również podziela moje zachwyty i co chwila wypytuje o nowość.
Cudownie było ponownie wkroczyć w zaczarowany świat morojów, dampirów i alchemików. Tym bardziej po długiej przerwie. Prawie zapomniałam, jak wspaniałymi bohaterami są Sydney, Adrian, Jill i reszta towarzystwa.
Złota lilia to druga część sagi Kroniki krwi Richelle Mead opartej na świecie z Akademii Wampirów. Zanim w ogóle zaczęłam czytać, strasznie bałam się, że seria ta...
2013-03-07
2013-02-24
2013-02-23
2013-02-19
2013-02-04
2013-01-21
2013-01-09
2013-01-09
2013-01-08
Jak pokazują statystyki, większość śmiertelników zaprzedaje duszę z pięciu powodów: seksu, pieniędzy, władzy, zemsty i miłości. W tej kolejności. Sukubem jest więc demon przybierający postać nieziemsko pięknej kobiety i kuszący mężczyzn współżyciem seksualnym. Jest to stworzenie nieśmiertelne, łatwo wtapiające się w tłum dzięki umiejętności zmiany postaci, które egzystuje dzięki pobieranej energii życiowej z duszy człowieka. A im mniej zdeprawowana dusza, tym więcej energii sukub jest w stanie wchłonąć.
Georgina Kincaid uważa jednak, że dla takiej kobiety jak ona bycie sukubem nie jest przeznaczone. Przecież jest zwyczajną dziewczyną lubującą się w kryminałach z serii o Cady i O’Neillu pióra niejakiego Setha Mortensena i pragnącą w głębi duszy doznania prawdziwej, romantycznej miłości. Georgie na co dzień pracuje w księgarni i mieszka w małym mieszkaniu ze swoją kotką Aubrey. Czasami tylko pozwala sobie na szybki numerek w biurze z szefem, Warrenem, czy zgadza się na zdemoralizowanie kolejnej niewinnej duszyczki. Wszystko jednak zaczyna się gmatwać w noc po tym, jak przeobrażona w prawdziwą demonicę z piekła rodem idzie obsłużyć prawiczka Martina Millera. Aż po sześciu minutach wraca do domu, gdzie napada na nią Duene, wampir z Seattle. Georginie na szczęście udaje się wykaraskać z kłopotów, ale następnego dnia dowiaduje się, że Duene został dźgnięty kołkiem w serce i nie żyje. Wstrząsa to nią na tyle, że prawie cały światopogląd o demonach ulega destrukcji. W końcu jak można zgładzić nieśmiertelnego, skoro sama nazwa wskazuje na wieczne trwanie?
Sukub z Seattle ma jeszcze jeden problem. Poznaje ulubionego pisarza, który okazał się całkowicie innym mężczyzną niż sobie wyobrażała. Zawiodła się trochę nieśmiałością Setha, sprzeczną z jego humorystycznie i ironicznie napisanymi powieściami. Chcąc jakoś wybrnąć z niezręcznej sytuacji, kiedy to przypadkowo powiedziała Sethowi, że gdyby mogła, byłaby jego seksualną niewolnicą, zawiera znajomość z przypadkowo napotkanym w księgarni Romanem. Georgina z zaskoczeniem stwierdza, że mężczyźni dziwnym trafem ot tak weszli w jej życie. Szczególnie ten ostatni, z którym łączy ją nie tylko nić porozumienia, ale również pożądania. Co jednak jest w stanie zrobić sukub, by nie wchłonąć z ważnej dla siebie osoby energii i tego kogoś nie zabić?
Niespodziewanie jej przyjaciel Hugh zostaje pobity.
Kto więc atakuje i zabija stworzenia nocy i zostawia przy tym Georginie liściki na drzwiach? Co ukrywają arcydemon Jerome i anioł Carter, że muszą maskować własne aury?
Pierwsza część serii o Georginie Kincaid bogata jest w niesamowite zwroty akcji, tajemnice i przede wszystkim w paletę emocji i uczuć towarzyszących nie tylko ludziom, ale również stworzeniom nocnym. Książka przeznaczona zdecydowanie dla dorosłych i dla osób o stalowych nerwach i wielkiej wyobraźni. Historia zdecydowanie urzeka swoją niecodzienności i innowacyjnością, a także profesjonalnym stylem autorki, Richelle Mead, który jednocześnie jest na tyle prosty, że dla każdego przyswajany, i ma w sobie duszę doświadczenia. Powieść naprawdę polecam, a sama będę czekać na drugą część. Może los się nade mną zlituje i niebawem będę mogła poznać kolejne przygody Georgie? Na szczęście, wystarczy, że odwiedzę najbliższą bibliotekę bądź księgarnie.
___
Edit: 16.02.2024
Przeczytane ponownie po latach. Teraz dałabym 6/10. :)
Jak pokazują statystyki, większość śmiertelników zaprzedaje duszę z pięciu powodów: seksu, pieniędzy, władzy, zemsty i miłości. W tej kolejności. Sukubem jest więc demon przybierający postać nieziemsko pięknej kobiety i kuszący mężczyzn współżyciem seksualnym. Jest to stworzenie nieśmiertelne, łatwo wtapiające się w tłum dzięki umiejętności zmiany postaci, które egzystuje...
więcej Pokaż mimo to