-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2024-04-16
2024-02-14
2024-02-29
2024-04-12
[współpraca reklamowa Wydawnictwo Moondrive]
4/5 ⭐
3.5/5 🌶
Kwiecień będzie miesiącem pod znakiem zakazanej magii, „enemies to lovers” i czarownic, które romansują z łowcami czarownic… „Szkarłatna ćma” Kristen Ciccarelli idealnie wpasowuje się w ten klimat, zabierając czytelnika do dworskich czasów, wystawnych bali i Krwawego Reżimu, który stanowczo rozprawia się z czarownicami i ich sympatykami.
Rune Winters jest idealna damą z towarzystwa; piękna, obraca się w najlepszym towarzystwie i wydaje wykwintne kolacje i bale, a co najważniejsze: jest oddana Republice. Z całą stanowczością można to powiedzieć o dziewczynie, która w czasie trwania rewolucji wydała własną babkę Krwawej Gwardii na oczyszczenie. Mimo płytkiej powierzchowności dziewczyna skrywa pewien mroczny sekret, którego wyjście na jaw może skutkować śmiercią Rune, jak i osób zamieszanych w jej działalność.
Czy istnieje lepsze „enemies to lovers” niż czarownica i łowca czarownic? Wydaje mi się, że nie, a „Szkarłatna ćma” zawiesiła poprzeczkę bardzo wysoko. Uwielbiam dworski klimat, a moje uwielbienie jest w tym momencie podsycane nowym sezonem Bridgertonów, więc ten aspekt książki Kristen Ciccarelli bardzo mi odpowiadał. Opisy mogły być bardziej szczegółowe, ale też rozumiem, że autorka skupiła się na innych częściach powieści, chociażby na fakcie, że dwójka głównych bohaterów wykorzystuje romansowanie ze sobą do własnych celów. Podoba mi się, że ich nienawiść do siebie nawzajem utrzymana jest prawie przez wszystkie strony, a Rune i Gideon nie zaczęli pałać do siebie uczuciami po kilku przeczytanych rozdziałach. Właśnie to największy błąd autorek romantasy; gdy „enemies” za szybko stają się „lovers”. Tutaj tego nie ma, a sam koniec… Jest obłędnie zaskakujący i nawet przez myśl mi nie przeszło, że czekać będzie mnie taki plot twist podczas czytania.
Muszę również poruszyć jeden temat, który odrobinę mi ciążył i jest to niestety ten nieszczęsny trójkąt miłosny, który zawiązuje się na początku „Szkarłatnej ćmy”. Nie jestem fanką tego motywu w literaturze, tym bardziej gdy chodzi o braci i tutaj niestety również nie zapałałam do niego miłością.
Kreacja bohaterów również zasługuje na uwagę, choć teoretycznie autorka nie napisała nic odkrywczego, to jednak forma i styl jest są na tyle lekkie i przyjemnie, że polubiłam się z postaciami i nawet jakoś specjalnie nie mam ich za co krytykować. Szczególnie Rune jest wykreowana na silną postać kobiecą, a to naprawdę lubię w literaturze fantastycznej.
Jeśli lubicie dobre romantasy z motywem „enemies to lovers” i silnymi postaciami kobiecymi w literaturze, to „Szkarłatna ćma” Was nie zawiedzie. Nie mogę się doczekać, aż w swoje ręce dostanę kolejne części tej historii.
[współpraca reklamowa Wydawnictwo Moondrive]
4/5 ⭐
3.5/5 🌶
Kwiecień będzie miesiącem pod znakiem zakazanej magii, „enemies to lovers” i czarownic, które romansują z łowcami czarownic… „Szkarłatna ćma” Kristen Ciccarelli idealnie wpasowuje się w ten klimat, zabierając czytelnika do dworskich czasów, wystawnych bali i Krwawego Reżimu, który stanowczo rozprawia się z...
2024-04-08
4,5/5 ⭐
3/5 🌶️
“Jak bajka na dobranoc – mroczna, niezwykła. Niemożliwa.”
Uwielbiam książki z mrocznymi, magicznymi motywami, które mają trochę “dark akademia vibe”. Właśnie to zmotywowało mnie do przeczytania “Okna skąpanego w mroku”, które swego czasu było hitem na książkowej stronie tiktoka i Instagrama. Te kilka godzin, które spędziłam podczas lektury powieści Rachel Gilling dostarczyło mi niezapomnianej rozrywki w małym miasteczku, które otacza nieprzenikniona mgła…
Elspeth od kilku lat nigdy nie jest sama; jako jedenastoletnia dziewczynka przeszła tajemniczą infekcję, która sprawiła, że jej żyły stają się czarne, a w umyśle zamieszkał ktoś jeszcze. Koszmar, bo tak nazywa się nieproszony gość, żyje w jej umyśle i pomaga młodej kobiecie ukryć magię, za którą mogłaby zostać skazana na śmierć. Czy jednak działania potwora są bezinteresowne?
Wątek intruza w umyśle jest często wykorzystywany w książkach i filmach, jednak rzadko się zdarza, by był tak dobrze napisany. Nie ma mowy tutaj o opętaniu, jakie znamy. Historię Elspeth porównałabym do książki „Intruz” – w obu przypadkach nosiciel i pasożyt muszą żyć w symbiozie, inaczej zginą.
Jeśli chodzi o romans między dwójką bohaterów, to uważam, że to słaby punkt tej powieści. Autorka wykorzystała znany nam motyw „udawanego związku”, jednak zbyt szybko przerodziło się to w prawdziwe, poważne uczucie.
Bardzo polubiłam się z kreacją pobocznych bohaterów, jak i skomplikowaną osobowością Koszmaru oraz tym, w jaki sposób Gillig przedstawia nam jego stronę opowieści i naprowadza czytelnika na nieoczywiste wyjaśnienie. Zakończenie zmiotło mnie z planszy i bardzo się cieszę, że Wydawnictwo Nowe Strony ogłosiło premierę drugiej części, ponieważ bardzo chcę wiedzieć, co jeszcze czeka naszych bohaterów i jakie przeszkody na ich drodze umieściła autorka książki.
4,5/5 ⭐
3/5 🌶️
“Jak bajka na dobranoc – mroczna, niezwykła. Niemożliwa.”
Uwielbiam książki z mrocznymi, magicznymi motywami, które mają trochę “dark akademia vibe”. Właśnie to zmotywowało mnie do przeczytania “Okna skąpanego w mroku”, które swego czasu było hitem na książkowej stronie tiktoka i Instagrama. Te kilka godzin, które spędziłam podczas lektury powieści Rachel...
2024-03-29
3,5/5 ⭐
3/5 🌶️
“Łatwo przegrać walkę, gdy nie ma się pojęcia, że trzeba do niej stanąć.”
Rebecca Yarros to jedna z tych autorek, po których książki sięgam bez większego zastanowienia. Tym razem padło na “Rzeczy, których nie dokończyliśmy”, po przeczytaniu którego miałam zbierać swoje rozbite na kawałeczki serce i wypłakiwać sobie oczy. Czy tak się stało?
Motyw książek w książce bądź samych pisarzy w powieści bardzo lubię, choć rzadko sięgam po takie lektury. Część retrospekcyjna została napisana na bardzo wysokim poziomie i właśnie tę fragmenty wywoływały we mnie najwięcej emocji i sprawiały, że miałam ochotę czytać dalej. Historia Georgii i Noah niestety nie była udana; główni bohaterowie zostali słabo nakreśleni przez autorkę, a uczucia, które do siebie żywili opierały się głównie na pociągu fizycznym. Dodatkowo Yarros opisała ich jako ludzi bez wad, przez co ciężko było mi faktycznie spojrzeć na nich jako bohaterów, którzy mogliby być prawdziwie. Co za tym idzie, ich problemy również nie wywoływały we mnie głębszych emocji.
Za to historia miłosna wcześniejszego pokolenia, która miała miejsce podczas II Wojny Światowej sprawiła, że nie mogłam przestać czytać i nawet jeśli podejrzewałam, co mogło wydarzyć się na końcu, to nie odebrało mi to radości z poznawania Scarlett i Jamesona. Z wielką chęcią przeczytałabym książkę tylko o tej dwójce, ale bardziej rozbudowaną niż tę fragmenty, które otrzymaliśmy.
Sam język jest bardzo prosty i przyjemny w czytaniu, ale poszczególne wątki niepotrzebnie tylko przedłużyły powieść, przez co odrobinę się na niej wynudziłam, ale za to autorka nie rozwinęła w żaden sposób talentu Georgii, który sam w sobie był bardzo ciekawy. Wiem, że jeszcze będę sięgać po książki Yarros, ale liczę, że będą mniej przewidywalne i oczywiste niż “Rzeczy, których nie dokończyliśmy”. Mimo wszystko to było przyjemne kilka godzin, które spędziłam podczas czytania.
3,5/5 ⭐
3/5 🌶️
“Łatwo przegrać walkę, gdy nie ma się pojęcia, że trzeba do niej stanąć.”
Rebecca Yarros to jedna z tych autorek, po których książki sięgam bez większego zastanowienia. Tym razem padło na “Rzeczy, których nie dokończyliśmy”, po przeczytaniu którego miałam zbierać swoje rozbite na kawałeczki serce i wypłakiwać sobie oczy. Czy tak się stało?
Motyw książek w...
2024-03-03
5/5 ⭐
1/5 🌶️
“Łatwo jest zgubić się w wyobrażeniu jakiejś osoby, nie dostrzegając rzeczywistości. To bardzo proste kochać nieznajomego.”
Jay Kristoff należy do moich ulubionych autorów i w sumie na tym mogłabym zakończyć tę recenzję, ponieważ jestem świadoma tego, że książki ukochanych pisarzy często oceniam bardziej subiektywnie niż inne lektury. Chcę Wam jednak trochę napisać o swoich odczuciach po przeczytaniu pierwszego tomu cyklu “Wojny lotosowej” i może zachęcić do zapoznania się z historią Yukiko, bo uważam, że naprawdę warto.
Autor zabiera czytelnika w dystopijny świat, inspirowany starożytną Japonią i nawet jeśli początkowo czułam się przytłoczona pojęciami i nazwami, to później to naturalnie minęło i lepiej odnajdywałam się w całej opowieści. Nie mogę ocenić tej inspiracji pod względem poprawności i tego, czy Kristoff nie popełnił jakiś kardynalnych błędów, ale na pewno na plus jest dynamicznie rozwijająca się akcja i postacie, które wzbudzały we mnie emocje, a to jest osobiście dla mnie bardzo ważne. Należy jednak pamiętać, że “Tancerze burzy” po raz pierwszy w Polsce zostali wydani w 2013 roku i trochę to widać w kreacji Yukiko, ale też uważam, że nie można byłoby nazwać jej “Mary Sue”, a w tamtym okresie powstawało sporo bohaterek tego typu.
Czasami brakowało mi logiki w zachowaniu bohaterów i większej skrupulatności od autora w prowadzeniu fabuły. Byłam też zdziwiona zakończeniem, ponieważ myślałam, że wiele wątków będzie pociągnięte przez następne tomy, a rozwiązane zostały już w pierwszej części cyklu, przez co liczę na to, że historia Yukiko rozwinie się jeszcze bardziej, może w stronę polityczną.
Sądzę, że jeśli ktoś jest fanem dystopii, gdzie młoda dziewczyna staje się zarzewiem buntu, to w steampunkowej wyspie Shima, gdzie żyją potwory z japońskich mitów i legend, znajdzie książkę dla siebie. Jay Kristoff w dystopijny świat, wplata problemy z teraz, z którymi borykają się ludzie na całym świecie, przez co książka oddziałuje jeszcze mocniej na czytelnika. Teoretycznie tylko bohaterowie “Wojny lotosowej” poruszają się na obrzeżach ekologicznej zagłady, a nas to nie dotyczy… Prawda?
5/5 ⭐
1/5 🌶️
“Łatwo jest zgubić się w wyobrażeniu jakiejś osoby, nie dostrzegając rzeczywistości. To bardzo proste kochać nieznajomego.”
Jay Kristoff należy do moich ulubionych autorów i w sumie na tym mogłabym zakończyć tę recenzję, ponieważ jestem świadoma tego, że książki ukochanych pisarzy często oceniam bardziej subiektywnie niż inne lektury. Chcę Wam jednak trochę...
2,5/5 ⭐
2,5/5 🌶
Wiosna to czas, gdy trochę odkładam na bok fantastykę i częściej sięgam po książki obyczajowe bądź romanse. Głównie dlatego, że dłuższe, ciepłe dni bardziej kojarzą mi się z lekkimi o przyjemnymi powieściami niż mrocznymi historiami z magią i smokami w tle. Dlatego też sięgnęłam po „Na co czekasz, kochanie” Amy Daws i niestety muszę wspomnieć o tym, że powieść trochę mnie rozczarowała.
Kate Smith jest bardzo zdolną pisarką, która zasłynęła dzięki pisaniu erotyków. Młoda kobieta przechodzi jednak kryzys twórczy, z którymi zupełnie nie potrafi sobie poradzić. Rozwiązaniem na tę przypadłość okazuje się „Skład Opon”, a dokładniej poczekalnia w warsztacie samochodowym o tej nazwie, gdzie rudowłosa Kate może pić darmową kawę i zajadać się słodkościami przygotowywanymi przez lokalną piekarnię. Sekret dziewczyny wychodzi jednak na jaw przez zainteresowanego nią mechanika samochodowego, który chciałby wiedzieć, co sprowadza ją codziennie do „Składu Opon”.
Bardzo liczyłam na pełną pasji historię miłosną, szczególnie, że mamy tutaj motyw książki w książce i pisarki erotyków, ale odrobinę się zawiodłam. Sam pomysł ma potencjał, szczególnie gdy czyta o nim ktoś, kto nie ma za sobą wielu pozycji tego typu, ale zabrakło mi pewnej autentyczności w budowaniu postaci, ich relacji i samej opowieści. Autorka kilkukrotnie podkreśla, jak Kate wyróżnia się na tle osób korzystających z poczekalni, ale mimo wszystko zostaje rozpoznana dopiero po dłuższym czasie, mimo że jest w niej codziennie. Dodatkowo, postacie z „Na co czekasz, kochanie?” są dorośli, a ich zachowanie na to nie wskazuje. Miles próbuje poradzić sobie z rozpadem związku przypadkowym seksem z nieznajomymi, a Kate mieszka z byłym chłopakiem i zaczyna nową znajomość od kłamstwa. Dobrze, że polubiłam postacie poboczne, bo inaczej miałabym problem z dobrnięciem do końca. Zabrakło mi również głębszej analizy psychiki bohaterów i może nie powinnam się czepiać, bo to tylko romans, ale chciałabym poznać motywy ich zachowań.
Plusem na pewno jest fakt, że Amy Daws prowadzi całą historię zaskakująco przyjemnym stylem, przez co książkę czyta się wyjątkowo szybko. Ciekawe są również nawiązania do dzisiejszej popkultury, przez co ma się wrażenie, że ci bohaterowie żyją w tym samym świecie, co czytelnik. Nie czuję, że czytanie „Na co czekasz, kochanie?” dużo wniosło do mojego życia, ale nie był to czas zmarnowany i na pewno z wielką chęcią sprawdzę kolejne książki tej autorki.
2,5/5 ⭐
więcej Pokaż mimo to2,5/5 🌶
Wiosna to czas, gdy trochę odkładam na bok fantastykę i częściej sięgam po książki obyczajowe bądź romanse. Głównie dlatego, że dłuższe, ciepłe dni bardziej kojarzą mi się z lekkimi o przyjemnymi powieściami niż mrocznymi historiami z magią i smokami w tle. Dlatego też sięgnęłam po „Na co czekasz, kochanie” Amy Daws i niestety muszę wspomnieć o tym, że...