-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant1
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński2
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2011-06-05
2012-11-29
2012-09-22
2012-10-10
2012-07-21
2012-08-20
„Adept magii” to pierwsza część „Opowieści o wojnie światów” Raymonda E. Feista. Przedstawia historię sieroty Puga i jego przyjaciela Tomasa. Według zasad panujących w Midkemii chłopcy wykonywali różne prace aż do dnia wyboru, kiedy to mistrzowie przyjmowali ich na terminatorów. Tak, więc Tomas został wybrany przez Mistrza miecza a Pug w dość ciekawych okolicznościach został uczniem Mistrza magii. Za chwile znajdą się w samym środku dziwnych i przerażających wydarzeń z najazdem obcej cywilizacji na czele.
Jestem w głębokim szoku, że dopiero teraz trafiłam na tę powieść! Na początku strasznie przypominała mi „Ruiny Gorlanu” Flanagana. Na „Zwiadowców” trafiłam wcześniej, ale to powieść Feista ukazała się, jako pierwsza. Podobny jest jednak tylko początek, pozostałe wydarzenia różnią się diametralnie.
Urzekła mnie mnogość wątków i połączenie rozgrywek politycznych z magią czającą się na każdym kroku. Również sposób narracji jest bardzo ciekawy, autor skacze o kilka lat do przodu. Dzięki temu możemy zaobserwować jak w tym czasie zmienili się bohaterowie a akcja płynie wartko bez większych przestojów.
Przeczytałam powieść jednym tchem i od razu sięgnęłam po kolejny tom. W oryginalnie „Adept magii” i „Mistrz magii” były wydane jako całość. Dlatego proszę nie zniechęcajcie się, jeżeli pierwsza część was nie zauroczy, druga bije ją na głowę! Polecam, polecam i jeszcze raz polecam!
„Adept magii” to pierwsza część „Opowieści o wojnie światów” Raymonda E. Feista. Przedstawia historię sieroty Puga i jego przyjaciela Tomasa. Według zasad panujących w Midkemii chłopcy wykonywali różne prace aż do dnia wyboru, kiedy to mistrzowie przyjmowali ich na terminatorów. Tak, więc Tomas został wybrany przez Mistrza miecza a Pug w dość ciekawych okolicznościach...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-07-08
Film powstały w oparciu o tę powieść był swego czasu dosłownie wszędzie. Na forach dziewczyny rozpływały się, jaki to on był piękny i romantyczny, w jakimś filmie bohater zabrał swoją dziewczynę do kina właśnie na "Pamiętnik", a ta oczywiście płakała rzewnymi łzami! Ostatnio wzmianka o nim pojawiła się nawet w serialu, który oglądam. Nie pozostało mi więc nic innego jak zapoznać się z tym kultowym najwidoczniej obrazem. Postanowiłam jednak zacząć od książki, z doświadczenia wiem że powieść jest zazwyczaj znacznie lepsza niż film powstały na jej podstawie. A tu same niespodzianki!
Po pierwsze światowy bestseller reklamowany "najpiękniejszą opowieścią o miłości wszech czasów" okazał się wyjątkowo nudny i przewidywalny. Jak mamy walczyć ze stereotypem mówiącym, że nastolatki i gospodynie domowe to najmniej wymagające czytelniczki, skoro powieść pokroju "Pamiętnika" zyskuje status światowego bestsellera? Romantyczne powiadacie? Schematyczne do bólu to na pewno, ale czy romantyczne? Widać ze autor bardzo się starał żeby takie było. Pełno tu scen tak słodkich ze mogą wywołać mdłości, u co wrażliwszego czytelnika czy miłosnych wyznań, w których patos i powaga okraszone są obowiązkowo sporą porcją lukru ("Ale kocham Cię tak głęboko, tak niewyrażalnie, że znajdę sposób, by do Ciebie wrócić mimo choroby."). W pewnym momencie zaczynają one po prostu śmieszyć.
Ta dość krótka książka opisuje ponad 50 lat z życia bohaterów, a co za tym idzie wszystkie potencjalnie ciekawe zwroty akcji (zadziwiające, ale było kilka zapowiadających się nieźle momentów, jak choćby historia Allie i Lona) są kwitowane zaledwie jednym czy dwoma zdaniami, po których autor serwuje nam kolejną porcje pseudo egzystencjalnych rozważań Noaha.
Dobra, czas na niespodziankę numer dwa: film jest lepszy od książki! Nie zrozumcie mnie źle, nie jest to w żadnym wypadku arcydzieło sztuki filmowej, ale na tle powieści pana Sparksa wypada znaczne lepiej. Filmowcy odchudzili historie o dobre kilkadziesiąt kilogramów cukru: deklaracje wielkiej i dozgonnej miłości wygłaszane przez nastoletniego Noaha, Noaha w kwiecie wieku i dziadka Noaha, łzawe listy miłosne kochanków, Noah deklamujący swojej wybrance poezje (w książce obowiązkowo przynajmniej raz na rozdział) i parę innych jakże "romantycznych" scen. No i w filmie zagrał James Marsden (Lon)!
Jeśli więc ktoś odczuwa nieodpartą potrzebę zapoznania się z tą historią szczerze polecam żeby ograniczył się do wersji filmowej.
Film powstały w oparciu o tę powieść był swego czasu dosłownie wszędzie. Na forach dziewczyny rozpływały się, jaki to on był piękny i romantyczny, w jakimś filmie bohater zabrał swoją dziewczynę do kina właśnie na "Pamiętnik", a ta oczywiście płakała rzewnymi łzami! Ostatnio wzmianka o nim pojawiła się nawet w serialu, który oglądam. Nie pozostało mi więc nic innego jak...
więcej mniej Pokaż mimo to2010-08-01
2012-05-14
W końcu wyszła! No i proszę, poranne wykłady musiały obyć się beze mnie, bo oczywiście czytałam całą noc. A teraz piszę tę recenzje i wyrzucam sobie, że przecież mogłam poczekać, dozować przyjemność, w końcu na następną część przyjdzie jeszcze długo poczekać…
Powieść jest świetna! Z czytaniem po angielsku nie mam większego problemu, a nawet uważam, że książka sporo traci w polskim tłumaczeniu. Więc zachęcam wszystkich do sięgnięcia po oryginalne wydanie + okładka jest śliczna.
Akcja: od samego początku powieść trzyma w napięciu, co rozdział stawiając bohaterów przed nowymi dylematami. I tu odniosłam wrażenie, że niektóre wątki zostały zbyt szybko zakończone. Było sporo gadania, jakie to ważne, jakie niebezpieczne a potem akapit albo dwa i po sprawie, idziemy dalej. Pozostawiło to leki niedosyt. Z drugiej jednak strony ciągle coś się działo, nie sposób było się nudzić.
Wątek romantyczny: mistrzowsko poprowadzony i nie chodzi mi bynajmniej o główną parę. Skomplikowana relacja Mai i Jordana, wypadła całkiem przekonywująco, ale najbardziej czekałam na sceny Isabelli i Simona. W tej części bardzo polubiłam Izzie. Pokazała jak bardzo jest bezbronna w obliczu cierpienia ludzi, których kocha. Zaniepokojona o swojego brata, niepewna uczuć do Simona, Isabella, która w tej wojnie straciła tak wiele była w stanie zrobić wszystko, aby ochronić tych, którzy pozostali przy jej boku. To sprawiło, że obok Magnusa jest ona teraz moją ukochaną postacią. Również relacja czarownika i młodego Lightwooda została dokładniej ukazana. Jedno z nich maiło żyć wiecznie drugie zaś zestarzeć się i umrzeć, ciężko w takich okolicznościach o sielankę. Aleck zmagał się z ciągłymi wątpliwościami dotyczącymi przeszłości partnera oraz przyszłości ich związku. Zazdrość i niepewność zaprowadziły go na ścieżkę, z której nie mógł już zawrócić.
Lektura była tak przyjemna właśnie dlatego, że bohaterowie zostali ukazani z nowej perspektywy. Nawet Sebastian, „główny zły”, zyskał nieco bardziej ludzką twarz. Poznajemy bliżej tajemnice jego dzieciństwa i motywy, jakie nim kierują. Mimo iż czyni on wiele złego nie byłam w stanie powstrzymać fali współczucia. To przecież nie jego wina, że jest, jaki jest. Kto by pomyślał, że łezka zakręci mi się w oku właśnie na wspomnienie Jonatana Morgensterna?
Wzmianki o bohaterach czy przedmiotach, które znamy doskonale z „Diabelskich Maszyn” pojawiały się prawie w każdym rozdziale. Mój umysł pracował na najwyższych obrotach próbując wyłapać wszelkie niuanse. Mam nadzieję, że nic mi nie umknęło (I tu pragnę wtrącić, że Brat Zachariasz jest kimś więcej niż się wydaje – w mojej skromnej opinii oczywiście, totalna spekulacja. Ale po przeczytaniu powiecie czy też nie odnieśliście takiego wrażenia).
A więc na zakończenie powiem tylko ze ta część mnie nie zawiodła. Wiem, że fanów serii nie trzeba zachęcać do przeczytania, więc tylko powiem: kochani warto było czekać!
Ps. Proszę przestańcie w końcu porównywać "Dary Anioła" do epickich cykli Fantasy, to bezcelowe. Pewnie, że wypadają blado, ale to zupełnie inny gatunek. Fajnie napisana opowieść o miłości z magią w tle to świetna odskocznia od pełnych intryg, wojen i okrucieństwa dzieł z „wyższej półki”. Tutaj dobro w końcu wygra ze złem, a miłość pokona przeciwności. To nic złego pozwolić sobie, choć na chwilę w to uwierzyć.
W końcu wyszła! No i proszę, poranne wykłady musiały obyć się beze mnie, bo oczywiście czytałam całą noc. A teraz piszę tę recenzje i wyrzucam sobie, że przecież mogłam poczekać, dozować przyjemność, w końcu na następną część przyjdzie jeszcze długo poczekać…
Powieść jest świetna! Z czytaniem po angielsku nie mam większego problemu, a nawet uważam, że książka sporo traci w...
2012-08-02
"Skrzydła Laurel" podpatrzyłam na czyimś profilu i w wirze lekkich wakacyjnych lektur postanowiłam przeczytać. Wynik jest taki, że książka naprawdę bardzo mi się podobała i z pewnością sięgnę po kolejne części.
Zacznę od tego, że ta powieść ma chyba jedną z najgorzej dobranych okładek, jakie widziałam. Nic tutaj nie pasuje: przeciętna dziewczyna, która w niczym nie przypomina wróżki a już na pewno głównej bohaterki, ubrana w jakiś boleśnie różowy szlafrok(?) z mającym wyglądać magicznie(?) motylkiem. Oh God Why?!
Z przyjemnością pragnę jednak stwierdzić, że jest to jedna z najlepszych powieści z gatunku paranormal romance, jaką czytałam! Wróżki były nowością, a podejście do tego zagadnienia zupełnie innowacyjne i zaskakujące. Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie też główna bohaterka, fajna rzeczowa dziewczyna. Potrafię zrozumieć jej motywy, żadnych irracjonalnych wyskoków jak to się zdarza jaj „koleżankom po fachu”. Trójkąt miłosny całkiem ciekawie napisany: mamy tutaj szkolnego kolegę Dawida, który od początku jest oparciem dla Laurel oraz baśniowego Tamaniego, z którym łączy ją silna więź, mimo iż jeszcze nie jest tego świadoma.
Żeby nie przedłużać napisze tylko, że ta powieść to perełka wśród zalewającej nas zewsząd tandety. Nie zrażajcie się cukierkową (i zwyczajnie brzydką) okładką! Zawsze można obłożyć powieść w jakiś ładny papier, a zawartość jest naprawdę warta uwagi. Polecam fankom gatunku!
"Skrzydła Laurel" podpatrzyłam na czyimś profilu i w wirze lekkich wakacyjnych lektur postanowiłam przeczytać. Wynik jest taki, że książka naprawdę bardzo mi się podobała i z pewnością sięgnę po kolejne części.
Zacznę od tego, że ta powieść ma chyba jedną z najgorzej dobranych okładek, jakie widziałam. Nic tutaj nie pasuje: przeciętna dziewczyna, która w niczym nie...
2012-07-04
Po „Portret w bieli” sięgnęłam, ponieważ miałam lekkiego „doła” i tylko dobry romans był w stanie temu zaradzić. I udało się. Powieść bardzo mi się podobała, czytało ją się szybko i przyjemnie. Niejednokrotnie wywoływała uśmiech na mojej twarzy.
Ktoś może tu dopatrywać się niekonsekwencji po tym jak niedawno zjechałam w swojej recenzji „Pamiętnik” Sparksa. Nic z tych rzeczy. Nie mam nic przeciwko „literaturze kobiecej”. Poprawka: dobrej literaturze kobiecej. Uważam, że powieść Nory Roberts jest bardzo dobra w swoim gatunku. Znacznie lepsza od książki Sparksa, który w moim mniemaniu do perfekcji opanował granie na najniższych ludzkich uczuciach. A to żadna sztuka. Powieść „Portret w bieli” to lekki romans do poduszki. Jest znacznie bardziej szczery niż nadmuchane do granic możliwości i przepełnione patosem powieści wyżej wymienionego pana.
Następnym razem, gdy najdzie mnie ochota na dobry romansik sięgnę na pewno po kolejną część „Kwartetu weselnego” i wszystkim również serdecznie go polecam.
Po „Portret w bieli” sięgnęłam, ponieważ miałam lekkiego „doła” i tylko dobry romans był w stanie temu zaradzić. I udało się. Powieść bardzo mi się podobała, czytało ją się szybko i przyjemnie. Niejednokrotnie wywoływała uśmiech na mojej twarzy.
Ktoś może tu dopatrywać się niekonsekwencji po tym jak niedawno zjechałam w swojej recenzji „Pamiętnik” Sparksa. Nic z tych...
Ostatnio bardzo chętnie sięgam po powieści z gatunku paranormal romance. Obecnie wśród powieści młodzieżowych panuje na nie moda, wiec wybór jest całkiem spory. Jednak tylko część z nich to warte uwagi pozycje. Reszta to marne czytadła, których autorzy postanowili iść po najniższej linii oporu wrzucając kilka wampirów, wilkołaków i może anioły na dokładkę i liczyć, że to rozhisteryzowane nastolatki to kupią.
Po tym przydługim wstępie mogliście się zorientować, że do tej pozycji byłam nastawiona sceptycznie. I moje obawy na szczęście się nie sprawdziły.
Świat wykreowany przez autorkę wydaje się dość spójny. Nowością są kosiarze, pożerające ludzkie duszę stworzenia, z którymi walczy główna bohaterka. Wszystkie niuanse dotyczące istot nadprzyrodzonych są opisane bardzo dokładnie, dzięki czemu nie czujemy się zagubieni pod natłokiem nowych nazw i różnorodnych stworzeń. Opisy pojedynków są niezwykle dokładne i barwne, co pozwala nam niemal przenieść się w wir walki.
Bohaterowie są dość schematyczni, co mi osobiście nie przeszkadzało. Will to facet idealny, marzenie każdej dziewczyny. Jest czuły, bezgranicznie oddany i oczywiście nieziemsko przystojny. Ellie jest dziewczęca, uczuciowa, współczująca i posiada niesamowitą moc, która ocali świat. No i oczywiście jak wiele jej podobnych bohaterek potrafi być równie niesamowicie irytująca. Chyba stało się to już nieodłącznym elementem gatunku.
Wątek romantyczny wciągną mnie do granic możliwości. Relacja Ellie i Willa jest bardzo fascynująca i skomplikowana. Ich związek pochłoną mnie do tego stopnia, że w pewnym momencie, gdy napotykałam opis walki lub snu przelatywałam go tylko wzrokiem z irytacją, nie mogąc się doczekać kolejnych wspólnych scen głównej pary.
Podsumowując: „Anielski Ogień” to świetna powieść na wakacyjne dni, czy leniwe wieczory. Mogę ją z czystym sercem polecić nie tylko nastolatkom, ale i każdej miłośniczce romansów. Na pewno skusze się na kolejne części cyklu.
Ostatnio bardzo chętnie sięgam po powieści z gatunku paranormal romance. Obecnie wśród powieści młodzieżowych panuje na nie moda, wiec wybór jest całkiem spory. Jednak tylko część z nich to warte uwagi pozycje. Reszta to marne czytadła, których autorzy postanowili iść po najniższej linii oporu wrzucając kilka wampirów, wilkołaków i może anioły na dokładkę i liczyć, że to...
więcej Pokaż mimo to