-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński13
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać347
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Biblioteczka
2024-04-14
2024-04-13
Fenomenalna książka. Pisana w 1943 roku, w połowie IIWŚ, wykracza jednak poza ówczesne "tu i teraz". W swojej analizie zjawiska wojen i rewolucji Fulton Sheen dociera do samych ich źródeł, precyzyjnie opisując ukryte mechanizmy i sięgając poziomu zależności uniwersalnych.
Od największej jak dotąd wojny i powstania książki Fultona Sheena dzieli nas ponad 8 dekad, niespokojnych mimo politycznych wysiłków zapewnienia pokoju. Historia jakby zatoczyła koło i znowu żyjemy w zagrożeniu globalnym konfliktem, a kolejna rewolucja dokonuje się praktycznie na naszych oczach. Rozwój wydarzeń w pełni potwierdza przenikliwość i aktualność jego diagnoz - jednak to, czy wyciągniemy z nich wnioski zależy już tylko od nas samych.
Fenomenalna książka. Pisana w 1943 roku, w połowie IIWŚ, wykracza jednak poza ówczesne "tu i teraz". W swojej analizie zjawiska wojen i rewolucji Fulton Sheen dociera do samych ich źródeł, precyzyjnie opisując ukryte mechanizmy i sięgając poziomu zależności uniwersalnych.
Od największej jak dotąd wojny i powstania książki Fultona Sheena dzieli nas ponad 8 dekad,...
Zachwycona rewelacyjnym "Na dnie" Theodora Dalrymple'a, sięgnęłam po "Refleksyjne życie" ze sporymi oczekiwaniami.
I mocno się zawiodłam.
Mimo błyskotliwej inteligencji i dowcipu autora, mimo jego widocznej także i tu znajomości natury ludzkiej, "Refleksyjne życie" męczy i nuży. Zastanawiając się, w czym tkwi problem, doszłam do wniosku, że w wyborze formy. Powieść rządzi się innymi prawami i ma inne wymagania niż literatura faktu, do jakiej zalicza się "Na dnie". I mimo solidnej zawodowej podbudowy i lekkiego pióra, decyzja Dalrymple'a, by spróbować swoich sił w fikcji literackiej nie okazała się najszczęśliwsza.
Zachwycona rewelacyjnym "Na dnie" Theodora Dalrymple'a, sięgnęłam po "Refleksyjne życie" ze sporymi oczekiwaniami.
I mocno się zawiodłam.
Mimo błyskotliwej inteligencji i dowcipu autora, mimo jego widocznej także i tu znajomości natury ludzkiej, "Refleksyjne życie" męczy i nuży. Zastanawiając się, w czym tkwi problem, doszłam do wniosku, że w wyborze formy. Powieść rządzi...
2024-03-24
"Tragedia wyzwolenia" to pierwsza część monumentalnej trylogii Franka Diköttera poświęconej maoistowskim Chinom i początkom komunistycznego reżimu w tym kraju. Tak jak pozostałe części cyklu, jest książką niezwykłą i z wielu powodów wartą polecenia. Przede wszystkim ze względu na bogaty materiał źródłowy, w tym wiele dokumentów nieznanych wcześniej badaczom - dorobek Diköttera jest pod tym względem przełomowy. Autor, historyk specjalizujący się w dziejach współczesnych Chin, wykorzystał moment uchylenia partyjnych archiwów i dotarł do informacji, które nie tylko poszerzyły wiedzę o reżimie Mao, ale także znacząco zmieniły jego obraz. Książka jest poza tym świetnie napisana, łącząc naukową rzetelność z komunikatywnym stylem, historię w skali makro przeplatając z wątkami rodzin i jednostek.
Cały cykl to wstrząsające studium niszczenia państwa, jego systemu prawnego, gospodarki, zgromadzonego przez pokolenia dorobku i liczącej tysiące lat kultury. Pokazuje mechanizm rozrywania tkanki społecznej, niszczenia więzi rodzinnych, unicestwiania jednostek i odbierania im podmiotowości. Jest jednym wielkim oskarżeniem nie tylko Mao i jego partii, ale systemu komunistycznego jako takiego. Ukazuje proces budowania reżimu i niewolenia społeczeństwa, od manipulacji po otwartą przemoc. Powinniśmy mieć jednak świadomość, że choć Chiny doprowadziły to wszystko do ekstremum, nie tylko o nie tu chodzi. Rewolucja, niezależnie od tego czy jest czerwona czy zielona, prowadzi do tego samego, a gen zniszczenia tkwi w każdej ideologii.
"Tragedia wyzwolenia" to pierwsza część monumentalnej trylogii Franka Diköttera poświęconej maoistowskim Chinom i początkom komunistycznego reżimu w tym kraju. Tak jak pozostałe części cyklu, jest książką niezwykłą i z wielu powodów wartą polecenia. Przede wszystkim ze względu na bogaty materiał źródłowy, w tym wiele dokumentów nieznanych wcześniej badaczom - dorobek...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dobre książki mają tę wspólną cechę, że gdy się do nich wraca, odsłaniają warstwy, na jakie wcześniej nie zwróciliśmy uwagi. Tak też było z "Obozem świętych" Jeana Raspaila, który po kilku latach ostatnio sobie odświeżyłam. Czytałam go po raz pierwszy, gdy do Europy miała się zbliżyć wywołana przez "herzlich Wilkommen" Angeli Merkel fala migracyjna z Afryki i Bliskiego Wschodu. Uderzyły mnie wtedy przede wszystkim niemal prorocze opisy mechanizmu inwazji Trzeciego Świata na zasobny Zachód i bezbronność tego ostatniego. Polska patrzyła na to z przerażeniem, ale i poczuciem, że w naszej, doświadczonej tak dotkliwie przez komunizm części świata, zachowaliśmy jeszcze resztki rozsądku i zdolności oceny sytuacji. Dzisiaj dotarło do mnie wyraźniej to, co wówczas nie wydawało mi się w odniesieniu do nas tak istotne: mechanizmy urabiania opinii, manipulowania nią, oszukiwania społeczeństw i usypiania ich czujności. Cała ta nieczysta gra, prowadzona przez Bestię rękami możnych tego świata. Dziś zresztą rozumiem lepiej co miał na myśli autor, mówiąc o Bestii: niezależnie od tego, jak wyobrażamy sobie jej oblicze i naturę, coraz wyraźniej dowodzi swojego istnienia logiką działania, jego niszczycielską mocą i nihilizmem, ukrytymi za egzaltowaną frazeologią, jaką jesteśmy tumanieni.
Pozostaje pytanie: co dalej? Co zrobimy w związku z tym? Wygląda na to, że niewiele i że Jean Raspail nie pomylił się także w diagnozie stanu naszej świadomości. Pięćdziesiąt lat po powstaniu "Obozu świętych", choć bieg wydarzeń potwierdził po stokroć trafność jego prognoz, nie wyciągnięto żadnych wniosków, ani nie zmieniono kursu. Europa, oddawszy Bestii stery, pełna samozadowolenia czeka na swoją klęskę.
Dobre książki mają tę wspólną cechę, że gdy się do nich wraca, odsłaniają warstwy, na jakie wcześniej nie zwróciliśmy uwagi. Tak też było z "Obozem świętych" Jeana Raspaila, który po kilku latach ostatnio sobie odświeżyłam. Czytałam go po raz pierwszy, gdy do Europy miała się zbliżyć wywołana przez "herzlich Wilkommen" Angeli Merkel fala migracyjna z Afryki i Bliskiego...
więcej Pokaż mimo to