-
ArtykułyNatasza Socha: Żeby rodzina mogła się rozwijać, potrzebuje czarnej owcyAnna Sierant1
-
ArtykułyZnamy nominowanych do Nagrody Literackiej „Gdynia” 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyMój stosik wstydu – które książki czekają na przeczytanie przez was najdłużej?Anna Sierant10
-
ArtykułyPaulo Coelho: literacka alchemiaSonia Miniewicz2
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2012-06-29
Lepsza od części pierwszej. :) Nie rozumiem czemu wcześniej zwlekałam z przeczytaniem tej trylogii.
Lepsza od części pierwszej. :) Nie rozumiem czemu wcześniej zwlekałam z przeczytaniem tej trylogii.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Relacje między rodzeństwem są dosyć skomplikowane. Zależą przede wszystkim od wieku obojga oraz sposobu ich wychowywania. Zazwyczaj starsza osoba opiekuje się młodszą, gdyż czuje wewnątrz duszy taki obowiązek. Zdarza się nawet, że losy tej osoby są dla niej ważniejsze niż wszystko inne i jest w stanie zrobić dla niej dosłownie każdą rzecz. Przykład takiego zjawiska jest pięknie opisany w powieści autorstwa Johna Hardinga „Siostrzyca”, w której w tytułową rolę wciela się Florence. Opiekuje się swoim młodszym, bratem Gilesem i stara się uratować go przed czymś, co na pierwszy rzut oka zdaje się być jedynie tworem jej wybujałej wyobraźni...
Jest rok 1891, Anglia. W starym dworze pełnym niezliczonej ilości pomieszczeń mieszka pewna dwunastolatka z bratem. Zajmuje się nimi pani Grouse wraz ze służbą. Żyją razem i wszyscy mają się dobrze. Dziewczynka spędza dzień na zabawach z chłopcem, a ich opiekunowie zajmują się swoimi pracami. Do czasu... bowiem pewnego dnia Giles musi wyjechać do Nowego Jorku, żeby się uczyć w miejscu przeznaczonym dla osób pochodzących z „bezszkolnych” mieścin. Nie wiedzie mu się tam jednak dobrze i po pewnym czasie wraca wraz z notką pochodzącą od dyrektora, że jest zbyt wrażliwy i delikatny na takie miejsce.
Wobec takiego obrotu sprawy wuj dzieci zmuszony jest do znalezienia guwernantki dla ośmiolatka. Zatrudnia pierwszą lepszą nauczycielkę, która po pewnym czasie umiera. Rodzeństwo wcale nie jest nieszczęśliwe z tego powodu: Giles może spędzać dni na zabawie, a Florence nie ma już zakazu dotykania książek.
Ale sielanka nie trwa długo, gdyż do rezydencji przybywa nowa pani profesor, panna Taylor i od razu wzbudza strach w dziewczynce.
Chwilę później stała przed nami. Była o wiele starsza niż panna Whitaker, lecz jej wygląd nadal utrzymywał się przed wiekiem średnim. Koścista kobieta ubrana na czarno, co wydało mi się dziwne, jako że panna Whitaker mówiła, że guwernantki zawsze noszą się na szaro, ale zauważyłam jak dopasowała się tym do gawronów, które krążyły nad nami, jak gdyby także zjawiły się, by ją powitać. Była przystojną damą, o wyrazistych rysach, ciemnych oczach i czarnych włosach. Gdy John pomagał jej wysiąść z dwukółki, napotkała mój wzrok i coś w jej spojrzeniu, nie poufałość, ale zrozumienie – jakby przejrzała na wylot tę mnie, którą udawałam – z miejsca wzbudziło mój niepokój.
Czy nowa guwernantka jest tym za kogo się podaje? Czy ma dobre zamiary? Czy dzieci naprawdę mają się czego obawiać? A może jedynie przesadzają?
Powieść „Siostrzyca” dzieli się na dwie części. Pierwsza jest obrazem życia dzieci przed przyjazdem panny Taylor, druga opowiada natomiast o wydarzeniach po jej przyjeździe i choć obie znajdują się na stronach tej samej powieści to różnią się diametralnie. Pierwsza jest spokojna, wolna, idylliczna, natomiast druga pełna niepokoju, strachu, przerażenia oraz niepewności. Początek jest swoistym wprowadzeniem do właściwej fabuły: opisuje zwyczaje, pomieszczenia, okolice, ludzi oraz ich charaktery z punktu widzenia Florence, gdyż to właśnie ona jest narratorką. Ale nie taką zwykłą, ponieważ opowiada oraz charakteryzuje wszystko swoim własnym, wymyślnym językiem pełnym niedomówień. Znajdują się w nim takie pojęcia, jak na przykład: „palcowanie”, jako czytanie oraz „podłóżkowanie” czyli schowanie.
Jednakże z powodu surowych poglądów mego wuja na temat edukacji kobie, ukryłam moją elokwencję, podłóżkowałam ją, trzymając wszelkie formy wysławiania, poza najprostszymi, zakratowione wewnątrz umysłu.
Główna bohaterka, a nawet tytułowa, jak to jest w wersji oryginalnej nie jest postacią złożoną. Wszystko postrzega w dwóch kolorach, nie potrafiąc uwierzyć, że istnieją też i rzeczy, których nie można katalogować pod pojęciami: dobro i zło. Uwielbia czytać książki, a przede wszystkim powieści gotyckie i chyba właśnie one miały niemały wpływ na jej postrzeganie świata: wieczne szukanie nieprawidłowości oraz intryg. Nie jest lekkomyślna i niedbała, ale inteligentna oraz bystra, przewidująca każde niepowodzenia. Momentami myśli wręcz zbyt racjonalnie... Martwi się o swojego brata niczym jego matka, a swoimi zachowaniami pokazuje nam, iż w przypadku, gdy o niego chodzi może popełnić coś, co dla zwykłego człowieka wydaje się czynem niewyobrażalnym. Jest doskonałą manipulatorką, a ludzkie słabości potrafi wykorzystać w sposób, który pomaga jej dojść do wymarzonego celu.
Kolejną niezwykle wyrazistą postacią jest panna Taylor. Autor nie opisał jej zbyt dokładnie, gdyż opowiada nam o niej oczami Florence, ale czytając można się domyśleć wielu rzeczy, które małej dziewczynce nie przyszły do głowy. Sporo jej czynów można łatwo wyjaśnić, dokładnie analizując fabułę. Trudno jest jednak obiektywnie opisać kobietę, ponieważ narratorka wypisywała praktycznie rzecz biorąc same negatywne cechy. Panna Taylor jest jednak niewątpliwie kobietą tajemniczą i choć nie poznajemy wszystkich jej sekretów to pod koniec zapoznajemy się z jednym z nich i śmiało mogę stwierdzić, że jest on najważniejszy...
Warto wspomnieć także, iż książka „Siostrzyca” jest doskonałym obrazem życia ludzi w dziewiętnastym wieku. Widzimy, jak wielki wpływ na byt miały pieniądze, pozycja społeczna oraz znajomości. Dwa ostatnie elementy są najdokładniej pokazane, gdyż to właśnie one zmuszały pannę Taylor do zmiany szyków, a Florence dawały wiele przewagi jeżeli można to tak nazwać. John Harding dużą wagę przyłożył także do opisów miejsc, więc rezydencję, w której zamieszkiwały dzieci bez problemu mogę opisać. Wiele jest tam luster, służba nie przykłada zbytniej uwagi do położenia przedmiotów, gdyż jest ich tam naprawdę wiele. Są i skrzypiące korytarze, na których, gdy się staje, rozlega się głośny zgrzyt będący w stanie rozbudzić ze snu czy głębokiego zamyślenia każdą osobę, są świece, bardzo niezbędne, bo bez nich człowiek czuje się, jak bez oczu. Wiele schodów, wież oraz dziwnych pokoi, których mieszkańcy jeszcze nie odwiedzili...
„Siostrzyca” to powieść nawiązująca klimatem do literatury gotyckiej, a wielu czytelników porównuje ją nawet do konkretnych historii, jednak mnie ta opowieść skojarzyła się z pewną bajką czytaną mi kiedyś. Chodzi mi o „Jasia i Małgosię”. Co prawda, pomiędzy oboma tytułami nie istnieje wielu wspólnych cech, lecz biorąc pod uwagę punkt widzenia Florence (związany z Gilesem) oraz dwójki bajkowych postaci już tak. Każda para jest związana z kobietą uważaną za czarownicę, karmiącą ich pysznymi kłamstwami oraz obietnicami w rzeczywistości mającemu służyć jej własnym celom. Słuchanie, tudzież czytanie obu lektur jest pełne emocji. Czytelnik jest otoczony wszechobecną tajemnicą, niepewnością i strachem, momentami jest w stanie nawet krzyknąć z przerażenia, a zakończenie... końcówka zależy od wersji powieści!
„Siostrzyca” to lektura z wieloma przesłaniami, których rozszyfrowanie zajmuje wiele czasu ze względu na niedomknięte zakończenie. Chwilę po skończeniu tak naprawdę nie wiadomo, co jest złe, a co dobre z powodu ciągłego wczuwania się w umysł młodej dziewczyny oraz ogromu niewiadomych. Gdy myślimy, że wszystko jest wymysłem bohaterki albo odwrotnie, autor zaskakuje nas i pokazuje, że myliliśmy się. Po skończeniu łatwo jest uronić łezkę i uśmiechnąć się lekko, ponieważ nic nie jest już pewne. Wydaje mi się, że John Harding, pisząc tą powieść chciał uświadomić swych czytelników, że nie zawsze to co czarne jest złe, a co jasne dobre, bo udawanie nie jest trudne, gorzej z odczytaniem...
Gorąco polecam! Nie zapomnicie tej przygody!
Relacje między rodzeństwem są dosyć skomplikowane. Zależą przede wszystkim od wieku obojga oraz sposobu ich wychowywania. Zazwyczaj starsza osoba opiekuje się młodszą, gdyż czuje wewnątrz duszy taki obowiązek. Zdarza się nawet, że losy tej osoby są dla niej ważniejsze niż wszystko inne i jest w stanie zrobić dla niej dosłownie każdą rzecz. Przykład takiego zjawiska jest...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toSmutna, a zarazem naprawdę radosna. Świetna!
Smutna, a zarazem naprawdę radosna. Świetna!
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-07-07
Niekiedy nowoczesne romansidła mogą bardzo zaskakiwać odbiorców swoim stylem, pomysłem, a także rozwinięciem fabuły. Trzeba przyznać, że nie zdarza się to często, co niestety nie mówi zbyt dobrze o poziomie takich powieści. Jednak, jak już wspomniałam, pośród wielu nijakich historii można znaleźć perełki, a jedną z nich niewątpliwie jest „Akademia Wampirów” autorstwa Richelle Mead.
W szkole imienia świętego Władimira wampiry czystej krwi, moroje, uczą się posługiwać swoimi nadnaturalnymi darami, a mieszańce, dampiry, szkolą się na ich opiekunów i oddanych strażników. Dwa lata przed rozpoczęciem fabuły dwie dziewczyny, morojka Wasylia (Lissa) oraz dampirka Rosemary (Rose) postanawiają uciec z uczelni z powodu podejrzeń dotyczących bezpieczeństwa. Pierwsze strony tej książki przedstawiają nam ich powrót do szkoły. Oczywiście takie wydarzenie nie może się obejść bez skandali i problemów nie tylko z przyjaźnią, ale i z miłością…
Bardzo często zdarza się, że główni bohaterowie danych książek są wkurzający. Zawsze święci, zawsze pomocni, a wady? Główną bohaterką tej serii jest Rose. Szalona, arogancka, cyniczna i złośliwa, a zarazem nieśmiała i romantyczna. Przepiękne połączenie, z którego wyszedł charakter godny miana charyzmatycznego. Jednak nie samymi zaletami człowiek żyje, co nie? Więc w książce musiała pojawić się jakaś irytująca postać, a była nią… Lissa. Nie lubię bohaterów „świętych”, natomiast wampirzyca taka właśnie była. Zbyt dobra – od razu chciało mi się powiedzieć. Nie chodzi o to, że takich osób nie lubię, ale dość ich istnieje w realu, a więc jakiś negatywny, albo choć o jakichś złych skłonnościach bohater książkowy bardziej mi się podoba aniżeli charakter „na Lissę”. W książkach o wampirach, wszystko jedno jakich, jego opis wygląda mniej więcej tak: szybki, silny, piękny, białoskóry itd. Natomiast u pani Mead, z uwagi na to, że istnieją dwa rodzaje wampirów, te cechy autorka podzieliła na dwoje – moroje: szczupli, wysocy, białoskórzy z mocą władania jednym z żywiołów, dampiry: przede wszystkim szybkie i silne oraz z budową ciała raczej szczupłą, nie chudą jak moroje. Najbardziej w tym wszystkim podoba mi się, iż moroje są zbyt słabe, żeby się obronić przed grożącym im niebezpieczeństwem, i aby mu zapobiec potrzebują strażników – dampirów. Powieść „Akademia Wampirów” jest wciągająca i bardzo emocjonująca. Bohaterowie, których się lubi nie dają powodów, aby zmienić na ich temat zdanie, co się często zdarza. Autorka bardzo dobrze opisała emocje towarzyszące Rose na każdym kroku (ona jest narratorką) raz smutna i płaczliwa, drugi raz szorstka i z ripostą na końcu języka, kiedy razem z nią śmiejemy się do rozpuku.
Jestem teraz po lekturze „W Szponach Mrozu” i sądzę, że „Akademia Wampirów”, będąca pierwszą częścią cyklu o tym samym tytule jest zaledwie wprowadzeniem do wykreowanego przez Richelle Mead świata. Gdy skończycie tą część, nie sposób nie wziąć się za drugą.
Autor: Richelle Mead
Tytuł polski: Akademia Wampirów
Tytuł oryginalny: Vampire Academy
Ilość stron: 336
Premiera: 2010
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
http://czar-ksiazek.blog.onet.pl/026-Akademia-Wampirow-Richelle,2,ID448106585,DA2012-01-19,n
Niekiedy nowoczesne romansidła mogą bardzo zaskakiwać odbiorców swoim stylem, pomysłem, a także rozwinięciem fabuły. Trzeba przyznać, że nie zdarza się to często, co niestety nie mówi zbyt dobrze o poziomie takich powieści. Jednak, jak już wspomniałam, pośród wielu nijakich historii można znaleźć perełki, a jedną z nich niewątpliwie jest „Akademia Wampirów” autorstwa...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Nietolerancja jest obecnie zjawiskiem nierzadkim, o którym ludzie rozprawiają bardzo często. Iluż to ludzi w szkołach się potępia za wygląd? Iluż to ludzi na ulicach się palcami wytyka za kolor karnacji czy włosów? Iluż to ludzi, którzy nie są naszej religii obmawia się za ich plecami i wyklucza z życia społeczeństwa? Co było powodem zabijania Żydów podczas drugiej wojny światowej? Nietolerancja? Wpływ przywódcy? Rozkazy? Philip Bialowitz jest jednym z masy ludzi, którzy widzieli na własne oczy i słyszeli na własne uszy rzeczy, które działy się w hitlerowskich obozach koncentracyjnych, jednak jako jeden z niewielu przeżył tą straszliwą tragedię i głosi świadectwo, dotyczące pracy w tamtym miejscu. „Bunt W Sobiborze” jest historią o codziennym życiu i uczuciach, towarzyszących więźniom żydowskim oraz o nadziei, która doprowadziła do wielkiego buntu na tamtym terenie – tytułowego buntu w Sobiborze.
Philip Bialowitz w czasie wojny był nastolatkiem, który żył i mieszkał w Polsce. Był Żydem i ten fakt stał się dla niego przekleństwem, gdyż odkąd Hitler wydał specjalny rozkaz na niszczenie Żydów na terenach objętych jego dyktaturą był w nieustannym niebezpieczeństwie. Polska była w tamtym czasie bardzo bliska tego miana. W końcu wojska niemieckie zaatakowały naszą ojczyznę, a wszystkie prawa, które Żydzi mieli przed wojną zniknęły. Dla wielu ludzi stali się zwykłymi, niepotrzebnymi na ziemi łajdakami, który nie dość, ze zajmowali cenne miejsce na planecie to i jeszcze posiadali niezwykłe kosztowności oraz jedzenie. Karygodne! Pewnego razu w Izbicy, bo tam mieszkał autor książki, zaczęły krążyć plotki na temat „miejsc śmierci”, dokąd podobnież masa ludzi zostaje wywieziona specjalnymi transportami i zabijana. W ten sposób każdy Żyd, dla którego życie było cenne znalazł lub wybudował schron i tam się skrywał w czasie tak zwanych „łapanek”, Philip (Fiszele) Bialowitz także. Jednak pewnego dnia jego kryjówka zawiodła, a on sam został zabrany do obozu koncentracyjnego. „Bunt W Sobiborze” to historia o tym, jak wielką walkę ducha miał on oraz jego współwięźniowie i jak udało im się uciec z tego strasznego miejsca.
Powieść jest historią o przetrwaniu Żydów w okupowanym przez Niemców świecie. Autorzy, jako że jeden przeżył wszystkie wydarzenia, a drugi bardzo dużo o nich słyszał, opisali tamtejsze normy bardzo wiarygodnie, a nie jest to łatwe, gdyż okrucieństwo hitlerowskie, jakiego się dopuścili Niemcy jest naprawdę niewiarygodne. Dużą część książki zajmują opisy sytuacji z obozu koncentracyjnego, niekiedy są one bardzo wstrząsające i drastyczne. Życie codzienne więźniów także nie należało do najłatwiejszych, mordercze, a przy tym bardzo niebezpieczne prace, które niekiedy doprowadzały ludzi do śmierci. Z książki można się dowiedzieć wielu interesujących rzeczy, jak na przykład to, że i Polacy mieli duży udział w dręczeniu Żydów. Trudno w to uwierzyć, prawda? Zwłaszcza wtedy, kiedy wypominamy Niemcom ich głupotę i czyny, jakich się dopuścili, choć, jak się dowiadujemy, my sami wcale nie byliśmy niewinni. „Bunt W Sobiborze” to wyciskacz łez oraz pełnia uczuć. Zdecydowanie historia wojenna rodziny Bialowitzów kończy się bardzo szczęśliwie, gdy porównuje się ją z losami innych żydowskich rodzin oraz osób z obozu, bo jak skończyli, możecie się domyśleć.
To, czego dopuścili się Niemcy jest straszne, ale należy im wybaczyć, tak właśni zrobili autorzy, powinniśmy wziąć więc z nich przykład. Czytając tę książkę, powinniśmy też nauczyć się akceptować historię, ale o niej nie zapominać, ani nie przekształcać.
Autor: Philip Bialowitz, Joseph Bialowitz
Tytuł polski: Bunt W Sobiborze
Tytuł oryginalny: Bunt W Sobiborze
Ilość stron: 304
Premiera: 2008
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
http://czar-ksiazek.blog.onet.pl/030-Bunt-W-Sobiborze-Philip-Bi,2,ID449061372,n
Nietolerancja jest obecnie zjawiskiem nierzadkim, o którym ludzie rozprawiają bardzo często. Iluż to ludzi w szkołach się potępia za wygląd? Iluż to ludzi na ulicach się palcami wytyka za kolor karnacji czy włosów? Iluż to ludzi, którzy nie są naszej religii obmawia się za ich plecami i wyklucza z życia społeczeństwa? Co było powodem zabijania Żydów podczas drugiej wojny...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Demokracja, a dyktatura… Różnice pomiędzy tymi dwoma ustrojami są naprawdę niewielkie w pisowni. Nazwy mają podobną ilość liter, ten sam pierwszy znak. W praktyce jednak różnią się diametralnie. W państwie z systemem demokratycznym ludzie mają wybór oraz wpływ na rozwój kraju. Wybierają rządzących, mają prawo powiedzieć, co myślą o danej sprawie, nie spodziewając się żadnej kary – żyją godnie. Natomiast, gdy władza jest dyktatorska obywatele są jedynie zabawkami w rękach przywódcy. Często są zastraszani, oszukiwani, nieszczęśliwi. Zdarza się, że nawet nie zdają sobie sprawy, w jak beznadziejnym położeniu się znajdują. Sądzą, że niemiłe sytuacje z udziałem wodza są tylko chwilowe, a za parę dni, może tygodni wszystko będzie dobrze. Ale oszukiwanie siebie może trwać nawet wiecznie, co pokazał w swojej książce inspirowanej rewolucją rosyjską angielski pisarz George Orwell. Powieść, na temat której dzisiaj trochę Wam opowiem to „Folwark Zwierzęcy”. Historia, gdzie główną rolę odgrywają świnie…
Tak, najważniejsze w tej powieści są świnie. To pomysłem właśnie jednej z nich jest wzniecenie powstania. Celem wszystkich zwierząt staje się nagle usunięcie z Folwarku Dworskiego srogiego właściciela – pana Jonesa, bo jak mówią: „Człowiek jest jedynym stworzeniem, które konsumuje, niczego nie produkując. Nie daje mleka, nie znosi jaj, jest zbyt słaby, by ciągnąć pług, nie potrafi dogonić królika. A jednak jest panem wszystkich zwierząt. Zapędza je do pracy, przydziela minimalne ilości pożywienia, by nie głodowały, a resztę zatrzymuje dla siebie.” Mieszkańcy farmy wraz ze swoją ogromną nienawiścią wyganiają mężczyznę i zamierzają rządzić same sobą. Wymyślają siedem najważniejszych przykazań, śpiewają swój hymn „Zwierzęta Anglii” i recytują wierszyk „Cztery nogi: dobrze, dwie nogi: źle”, ale choć na początku wydaje się, że wszystko jest świetnie, w rzeczywistości wcale tak nie jest. Zapędy przewodniczącego nie są wcale pozytywne, a chodzi mu tylko i wyłącznie o swoje dobre. Reguły zwierząt wypisane na ścianie stodoły z dnia na dzień się zmieniają, co dziwi jedynie niektórych, reszta jest obojętna… „Bo Napoleon ma zawsze rację!”. Jak się skończy opowieść? No cóż, przeczytacie, a się dowiecie!
„Folwark Zwierzęcy” to książka niewątpliwie piękna oraz wzruszająca. Momentami miałam wrażenie, że aż tak przerażające nie działy się rzeczy w dawnym ZSRR, ale cóż, raczej to ja się mylę. Powieść jest też bardzo rzeczywista, a akcja szybko mknie. Pomimo, iż moja wersja miała niecałe 130 stron, działo się tam więcej niż w niektórych trzystustronicowych opowieściach. W dodatku każdy zwierzęcy bohater utożsamia się z osobą zamieszaną w rosyjski komunizm, Napoleona na przykład łączy się ze Stalinem, a Majora – twórcę animalizmu (świnię, która wymyśliła bunt) z Leninem. Squealera – bohatera zamieszanego w propagandę Napoleona identyfikuje się ze słynnym Wiaczesławem Mołotowem. Czytając, ogląda się zmiany, które początkowo miały być niewinne, a w etapie końcowym stały się bardzo toksyczne dla wszystkich, choć przywódca miał inne zdanie („W „Zwierzętach Anglii” wyrażaliśmy tęsknotę za lepszą społecznością, którą zbudujemy. Ona już jednak istnieje. A zatem pieśń stała się nieaktualna”). „Folwark Zwierzęcy” pokazuje też, iż pragnienie władzy jest wszechobecne, nawet w tak codziennej sytuacji jak opieka nad zwierzętami, a ludziom jest naprawdę trudno oduzależnić się od niej. Nawet jeżeli z początku wydaje się ona „nudna”.
Historia wymyślona przez Georga Orwella to świetnie napisana opowieść o władzy oraz dawnej Rosji Radzieckiej. Jest to lektura, której zakończenie zmusza do zastanowienia się nad własną naturą oraz odpowiedzią na pytanie czy i my zachowalibyśmy się w taki sam sposób, jak mieszkańcy folwarku. Polecam z całego serca!
Autor: George Orwell
Tytuł polski: Folwark Zwierzęcy
Tytuł oryginalny: Animal Farm
Ilość stron: 135
Premiera: 2008
Wydawnictwo: Muza
http://czar-ksiazek.blog.onet.pl/056-Folwark-Zwierzecy-George-O,2,ID459581037,n
Demokracja, a dyktatura… Różnice pomiędzy tymi dwoma ustrojami są naprawdę niewielkie w pisowni. Nazwy mają podobną ilość liter, ten sam pierwszy znak. W praktyce jednak różnią się diametralnie. W państwie z systemem demokratycznym ludzie mają wybór oraz wpływ na rozwój kraju. Wybierają rządzących, mają prawo powiedzieć, co myślą o danej sprawie, nie spodziewając się żadnej...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to