-
ArtykułyHeather Morris pozdrawia polskich czytelnikówLubimyCzytać3
-
ArtykułyTajemnice Wenecji. Wokół „Kochanka bez stałego adresu” Carla Fruttera i Franca LucentiniegoLubimyCzytać2
-
ArtykułyA.J. Finn po 6 latach powraca z nową książką – rozmowa z autorem o „Końcu opowieści”Anna Sierant1
-
ArtykułyZawsze interesuje mnie najgorszy scenariusz: Steve Cavanagh opowiada o „Adwokacie diabła”Ewa Cieślik1
Biblioteczka
2024-05-31
2024-05-03
Relatywizm moralny i ciekawe ujęcie kwestii odpowiedzialności...
Czy można być osobą nadzorującą konstrukcję bomby atomowej, mającej służyć ludobójstwu, i jednocześnie okazywać dezaprobatę wobec seryjnych morderców i oburzać się "pospolitymi" zabójstwami?
Oczywiście, że można, i to nawet całkiem szczerze, nie dostrzegając żadnych sprzeczności w swoim myśleniu.
Jak to u Vonneguta bywa, ludzkość przeraża głupotą, złem i tendencją do samounicestwienia.
Wartym uwagi pomysłem jest bokononizm - filozofia oparta na kłamstwie, która jednak pośród absurdów świata i natłoku krzywd, nie jest tak całkowicie bezsensowna, jak mogłoby się wydawać. Ta swoista religia podtrzymuje ludzi na duchu i pomaga im zachować nadzieję i radość w trudnych, surowych warunkach - a więc spełnia bardzo ważną funkcję. I na pewno to nie religia jest bezpośrednim zagrożeniem, chociaż... "jak nie z jednej strony, to z drugiej" - trudno o optymizm, kiedy na każdym kroku ludzkość aż się prosi o "reset".
Największe wzruszenie wzbudzał we mnie książkowy "ojciec bomby atomowej", wyjęty poza ramy moralności, teoretycznie mąż i ojciec, faktycznie już nie, mężczyzna, o którym mówiono: "ludzie to nie była jego specjalność", naukowiec w spektrum autyzmu, któremu "zabrali żółwie, więc zajął się bombą"... Tragiczna postać uosabiająca inteligencję, wiedzę i niewinność, która tworzy nieświadomie najniebezpieczniejszą substancję na świecie - lód o specyficznych właściwościach...
Relatywizm moralny i ciekawe ujęcie kwestii odpowiedzialności...
Czy można być osobą nadzorującą konstrukcję bomby atomowej, mającej służyć ludobójstwu, i jednocześnie okazywać dezaprobatę wobec seryjnych morderców i oburzać się "pospolitymi" zabójstwami?
Oczywiście, że można, i to nawet całkiem szczerze, nie dostrzegając żadnych sprzeczności w swoim myśleniu.
Jak to u...
2024-03-30
Książka napisana dawno temu przez młodą dziewczynę nad brzegiem jeziora... W czasach, gdy myślenie sprawiało przyjemność, gdy czas pozwalał rozkoszować się życiem i zajmować "bezużytecznością"...
"Ale to już było i nie wróci więcej" - wraca za to niemal codziennie ta melodia wybrzmiewająca tęsknotę za przeszłością - podobnie jak w opowiadaniu "Współczesny Abraham" - bezlitośnie upływający czas gra losami bohaterów jak na loterii.
Co jest prawdą a co fikcją? Czy można żyć w świecie urojeń? Czym jest grzech? Czy łatwo rozpoznać obłęd? Książka nie odpowiada na te pytania, ale próbuje ukazać życie z trochę innej perspektywy...
Książka napisana dawno temu przez młodą dziewczynę nad brzegiem jeziora... W czasach, gdy myślenie sprawiało przyjemność, gdy czas pozwalał rozkoszować się życiem i zajmować "bezużytecznością"...
"Ale to już było i nie wróci więcej" - wraca za to niemal codziennie ta melodia wybrzmiewająca tęsknotę za przeszłością - podobnie jak w opowiadaniu "Współczesny Abraham" -...
2024-02-09
Niewielka objętościowo książka, którą szybko się czyta. Opowiadaniom pod względem formy, treści i jednoznacznych morałów najbliżej jest do baśni, więc części osób na pewno nie przypadnie do gustu.
Te baśnie, przekazywane sobie przez rdzennych mieszkańców Konga, spisał ksiądz Romuald Bakun.
Wszystko jest bardzo proste, oczywiste, czarno-białe, nie ma tu odcieni szarości. Zło to zło, a dobro to dobro. Większość ról odgrywają zwierzęta, oczywiście spersonifikowane. Postacią uosabiającą negatywne cechy, takie jak nikczemność, fałsz, zdrada, jest Leopard, występujący wielokrotnie w zbiorze - w różnych okolicznościach, ale zawsze w celu ukazania czytelnikowi zagrożeń oraz jako przestroga przed nadmiernym, pochopnym zaufaniem drugiej osobie. U mieszkańców Konga bowiem funkcjonuje związek frazeologiczny "serce Leoparda", oznaczający człowieka, który jest gotów najpierw zdobyć naszą przyjaźń, a potem znienacka nas wykorzystać i zniszczyć.
Opowiadania są krótkie, bazują na schematach, opierają się na tradycyjnych wartościach - wywyższają człowieka ponad zwierzę i podkreślają piękno jako główny atrybut kobiety;) znajdziemy tu też afrykańską wersję naszego "Szewczyka Dratewki", połączonego jakby z "Panią Zimą" - bo potem idzie "na łowy" ten drugi brat, ale o twardym sercu;)
Uważam, że warto dbać o to, by tego typu książki (spisane stare baśnie, legendy) przetrwały jak najdłużej, a niestety mam obawy (widzę po komentarzach na grupach literackich (sic!), że niektórym zależy, by takie "niezrozumiałe, nietolerancyjne, nudne książki" zniszczyć i zapomnieć:(
Niewielka objętościowo książka, którą szybko się czyta. Opowiadaniom pod względem formy, treści i jednoznacznych morałów najbliżej jest do baśni, więc części osób na pewno nie przypadnie do gustu.
Te baśnie, przekazywane sobie przez rdzennych mieszkańców Konga, spisał ksiądz Romuald Bakun.
Wszystko jest bardzo proste, oczywiste, czarno-białe, nie ma tu odcieni szarości....
2023-11-07
Książka w formie pamiętnika prowadzonego przez mężczyznę z niepełnosprawnością intelektualną. Fabuła raczej dla niewielu jest tajemnicą, swego czasu ekranizacja książki odniosła niemały sukces, a w popkulturze pojawiały się nawiązania do niej, więc myślę, że w tym przypadku spoiler nie będzie faux pas. No więc - książka zaczyna się i kończy podobnie - przynajmniej pod względem językowym, ponieważ treść ewidentnie pokazuje nam, że "końcowy Charlie" już nigdy nie będzie tym samym Charliem, co na początku. Jakie emocje odczuwa czytelnik? Chyba głównie smutek. Parę pytań nasuwa się w trakcie lektury.
Co kształtuje naszą osobowość? Kim jest człowiek? Co świadczy o człowieczeństwie? Czy i w jaki sposób inteligencja wpływa na wrażliwość, uczynność, sympatię do ludzi i poczucie przynależności? Operując nos i powiększając biust, nadal pozostaję sobą, ale jeśli poddam się operacji mózgu w celu podwyższenia poziomu inteligencji, to już staję się kimś innym? Choć jest we mnie opór przed jednoznaczną odpowiedzią na ostatnie pytanie, to po części brzmi ona: tak. Przypomina to dylemat z "Lokatora" - gdzie zaczyna się i kończy "JA" - czyli rozważania głównego bohatera w stylu: "Kiedy odetnę sobie nogę, będę ja i moja noga, kiedy odetnę sobie nogi i ręce, to (...) a kiedy odetnę sobie głowę?".
Charlie zdawał sobie sprawę ze swojej niepełnosprawności, marzył o tym, "by być mądrym", dlatego z takim zaangażowaniem chłonął wiedzę, gdy już jego umysł był na to gotowy. I nagle okazuje się, że powtarzane slogany na temat "Weltschmerz" i "szczęścia prostaczka" są zgodne z prawdą. Więc kto najbardziej cierpi, gdy u Charliego następuje regres? Oczywiście jego najbliżsi. Aby dodać dramaturgii Autor wciąga głównego bohatera w romans, i to z kobietą, która bardzo dobrze znała go jeszcze przed przemianą. W romans, który pretenduje do bycia prawdziwą miłością. Tylko czy "prawdziwa miłość" kocha wybiórczo? Każdemu z nas może przytrafić się wypadek czy choroba, które na zawsze pozbawią nas pewnych umiejętności czy przymiotów niezależnie od naszej woli czy intencji. Jaka jest różnica pomiędzy Charliem, który na chwilę stał się geniuszem, a geniuszem, który "stał się Charliem" z powodu wylewu/ demencji czy innego uszkodzenia mózgu? Warto się zatrzymać, a nie tylko przeczytać.
Książka w formie pamiętnika prowadzonego przez mężczyznę z niepełnosprawnością intelektualną. Fabuła raczej dla niewielu jest tajemnicą, swego czasu ekranizacja książki odniosła niemały sukces, a w popkulturze pojawiały się nawiązania do niej, więc myślę, że w tym przypadku spoiler nie będzie faux pas. No więc - książka zaczyna się i kończy podobnie - przynajmniej pod...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-09-25
Zdecydowanie wolę dłuższe formy, ale warto było się zapoznać. Dużo ciekawych pomysłów do rozwinięcia, które mogłyby natchnąć intelektualnych spadkobierców Zajdla. Trafny wybór opowiadania tytułowego, pod czym na pewno podpisałby się sam Autor ze swoim zamiłowaniem do wieloznaczności, których w tym zbiorze również nie brakuje - oprócz typowej gry słów, są zarówno anagramy, jak i wyrazy wywołujące skojarzenia poprzez brzmienie.
Wiele opowiadań poświęconych jest zagrożeniom związanym ze zbyt szybkim rozwojem techniki - w świecie Zajdla ludzie nie nadążają za nowoczesnością, każdego ranka budzą się w coraz bardziej skomplikowanej rzeczywistości, która, siłą rzeczy, "najsłabsze ogniwa" skazuje na klęskę, co jednak rykoszetem odbija się również na jednostkach wybitnych - tym samym doprowadzając cywilizację ludzką do upadku. W kontekście pędzącego rozwoju przywoływany jest też pęd kształcenia, a raczej "pęd wykształcenia" (kolejna wizja Zajdla materializująca się współcześnie), niosący ze sobą konsekwencje w postaci braków niższej kadry, podnoszenia formalnych wymagań, pracy na nieadekwatnych w stosunku do umiejętności stanowiskach, zbyt wąskich specjalizacji czy "dezercji" prawdziwych intelektualistów.
Na uwagę zasługuje opowiadanie "Ten piękny dzień" skłaniający do refleksji nad sensem naszego życia i nieśmiertelnością jako celem samym w sobie.
W "Grze w zielone" przyglądamy się z kolei mechanizmowi powstawania oraz podtrzymywania kłamstwa na ogromną skalę, co aktualnie (nie tylko w Polsce) praktykuje się z powodzeniem i niemym przyzwoleniem, o ile przynosi korzyści odpowiednim grupom.
Natomiast tytułowe opowiadanie to dla mnie majstersztyk - Bóg, stworzenie Ziemi, grzech pierworodny (genetycznie przekazywana skaza, "błąd programu"), wygnanie z raju, odkupienie ludzkości, itd. w wydaniu sci-fi.
Na koniec (choć w zbiorze nie jest ostatnie) polecam lekkie i rozrywkowe, choć gorzkie, bo zdarza się, że do bólu prawdziwe, "Felicitas" - o tym, jak łatwo, goniąc za marzeniami i ulegając złudzeniom, można stracić to, co najważniejsze...
Zdecydowanie wolę dłuższe formy, ale warto było się zapoznać. Dużo ciekawych pomysłów do rozwinięcia, które mogłyby natchnąć intelektualnych spadkobierców Zajdla. Trafny wybór opowiadania tytułowego, pod czym na pewno podpisałby się sam Autor ze swoim zamiłowaniem do wieloznaczności, których w tym zbiorze również nie brakuje - oprócz typowej gry słów, są zarówno anagramy,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-09-04
"Rzeźnia numer pięć" - niestety polski tytuł nie jest pełnym tytułem, którego drugi człon powinien brzmieć "albo dziecięca krucjata" i jego pominięcie to objaw lekceważącego podejścia do tematu podjętego przez Autora.
Czym była tytułowa rzeźnia nr pięć dowiadujemy się pod sam koniec książki, choć właściwie nie ma tu nic zaskakującego - no, rzeźnia to rzeźnia.
Jest tu styl charakterystyczny dla Vonneguta, stąd kontrowersje wokół tego dzieła - bo temat poważny i traumatyczny, a taka forma może wydawać się nieadekwatna, zbyt lekka, zbyt komiczna w połączeniu z prawdziwą tragedią.
Akcja nie jest rozpisana chronologicznie. Życie głównego bohatera jest rozsypane jak puzzle, ale dzięki temu zabiegowi szybciej budujemy pełen obraz rozciągniętych w czasie wydarzeń.
Według mnie powieść znakomita, zwłaszcza, że pokazuje obraz II wojny światowej również z mniej typowej perspektywy, podkreślając, że ofiary i kaci nie byli oddzieleni od siebie grubą linią, a raczej przyjmowali te role naprzemiennie.
"Rzeźnia numer pięć" - niestety polski tytuł nie jest pełnym tytułem, którego drugi człon powinien brzmieć "albo dziecięca krucjata" i jego pominięcie to objaw lekceważącego podejścia do tematu podjętego przez Autora.
Czym była tytułowa rzeźnia nr pięć dowiadujemy się pod sam koniec książki, choć właściwie nie ma tu nic zaskakującego - no, rzeźnia to rzeźnia.
Jest tu styl...
2023-08-12
Tak się dziwnie złożyło, że nigdy nie miałam czasu na Vonneguta. Błąd. Im wcześniej, tym lepiej. Przede wszystkim znakomite pióro, żarty sytuacyjne czasem nawet przekraczające granice dobrego smaku, ale dla mnie jest to właśnie ten idealny rodzaj czarnego humoru, nienachalny, bo równie dobrze zamiast się w duchu śmiać, ktoś może zapłakać czy się skrzywić. Bo taka właśnie jest ta opowieść, słodko-gorzka. Splot wręcz nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności kształtuje losy głównego bohatera - pechowca, Waltera Starbuck, który znalazł się w nieodpowiednim czasie w nieodpowiednim miejscu albo jak to wytłumaczył Walterowi pewien miły człowiek: "Wie pan, kto pan jest? Kolejna fujara, która tylko przez to, że trafiła w złym czasie na złe miejsce, cofa ludzkość w rozwoju o całe stulecia!" Dosadnie:)
Tytuł "Recydywista" sugeruje notoryczne powracanie na drogę przestępstwa, jednak, jak się szybko okazuje, nie jest to takie jednoznaczne, co wymownie oddaje inny cytat: "Najważniejsza zasada, której uczą w Harvardzie brzmi tak: Można przestrzegać wszystkich przepisów, a i tak być najgorszym kryminalistą swoich czasów". No najwyraźniej można.
Główny bohater, jak sam o sobie mówi, jest "najbardziej skompromitowanym absolwentem Harvardu w historii" - nie znający języków, z epizodem bycia utrzymankiem żony, znienawidzony przez syna, ośmieszany, zestresowany, palący trzy papierosy na raz, na szczeblach drabiny zawodowej spychany na sam dół, nigdy nie udało mu się awansować na żadne ważne stanowisko, aż w końcu, gdy stracił już wszystko, karty niespodziewanie się odwróciły, jednak as, którego trzymał w kieszeni, parzył coraz mocniej, proroczo wskazując na rychłe nadejście pożaru...
W większości recenzji czy streszczeń wydawniczych, na jakie natrafiłam, podkreślane jest ówczesne tło polityczne wydarzeń (głównie afera Watergate), jednak utwór jest zdecydowanie bardziej uniwersalny, dotyka problemów konsumpcji, siły oddziaływania korporacji, moralności (czy człowiek jest z natury dobry, jak twierdził Rousseau, czy raczej odwrotnie) czy też źle pojętej wdzięczności - na przykład imigrantów wobec "gościnnego" narodu Stanów Zjednoczonych.
Jaki morał płynie z całości? Że uratować nas może "tylko spokój";)
Polecam
Tak się dziwnie złożyło, że nigdy nie miałam czasu na Vonneguta. Błąd. Im wcześniej, tym lepiej. Przede wszystkim znakomite pióro, żarty sytuacyjne czasem nawet przekraczające granice dobrego smaku, ale dla mnie jest to właśnie ten idealny rodzaj czarnego humoru, nienachalny, bo równie dobrze zamiast się w duchu śmiać, ktoś może zapłakać czy się skrzywić. Bo taka właśnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-07-25
Chwilowy powrót do literatury rosyjskiej. A więc grzecznie być nie może. Tragikomedia w kilku aktach ukazująca wielkość Rosji w zniewolonych umysłach. Tragikomedia o wolności i o jedynej, ostatecznej drodze prowadzącej do tej wolności. Bo czasem cóż innego pozostaje w obliczu beznadziei?
Akcja dzieje się w szpitalu psychiatrycznym, a personel spokojnie mógłby zamienić się miejscem z pacjentami. Pielęgniarki są niezwykle wulgarne, całość obrazuje upadek społeczeństwa, główny bohater zdaje się tęsknić do tych bardziej wysublimowanych czasów: "Zauważyłaś, jak karleją w narodzie rosyjskim zasady moralne? Nawet w porzekadłach. Dawniej, kiedy w czasie rozmowy zapadała nagła cisza, rosyjski chłop mówił zwykle: Cichy anioł przeleciał. A teraz w identycznej sytuacji: Coś zdechło w lesie, pewnie milicjant. (...) Albo: Miłość na wiek się nie ogląda. A teraz tylko: Chuj w metrykę nie zagląda."
Jednocześnie główny bohater sam jest skalanym dzieckiem swoich czasów.
Jak zawsze ratunkiem okazuje się być alkohol... W noc Walpurgi, w noc duchów pije personel psychuszki, piją pacjenci... Tylko dla każdego ta nocna zabawa skończy się trochę inaczej...
Chwilowy powrót do literatury rosyjskiej. A więc grzecznie być nie może. Tragikomedia w kilku aktach ukazująca wielkość Rosji w zniewolonych umysłach. Tragikomedia o wolności i o jedynej, ostatecznej drodze prowadzącej do tej wolności. Bo czasem cóż innego pozostaje w obliczu beznadziei?
Akcja dzieje się w szpitalu psychiatrycznym, a personel spokojnie mógłby zamienić się...
2023-07-18
"Piana złudzeń" to taki rodzaj literatury, w jakiej zaczytywałam się ok. 2005 roku. Czasem łapię się na tym, że od tego czasu moje gusta się zmieniły, choć zazwyczaj i tak nieznacznie! Boris Vian to kolejny przedwcześnie zmarły twórca, do którego mam sentyment, jednak nie tylko to skłania mnie do sięgnięcia po jego dzieła. Uważam, że to postać, którą należy znać.
"Piana złudzeń" obfituje w absurd i czarny humor, który z czasem robi się coraz bardziej czarny, a klaustrofobiczne zniekształcenia pomieszczeń dostarczają czytelnikowi niemal fizycznych doznań. Warto dać się wciągnąć, by poczuć to na własnej skórze, o ile ktoś nie stroni od melancholii, bo, mimo wszystko, książka do wesołych nie należy. W pewnym momencie, jak to w życiu, wszystko zaczyna się sypać jednocześnie...
Klimatyczne tło budują nawiązania do Nowego Orleanu, jazzu, przyjemnie jest przeczytać wzmiankę o Duke Ellingtonie, który budzi tyle muzycznych wspomnień. Powieść przypomina nam jak wszechstronnie uzdolnionym i niezwykle kreatywnym człowiekiem był Vian - pozostając w tematach muzycznych - warto zwrócić uwagę na opisany w książce pianoktajl - cudo!
Oprócz jazzu odnajdziemy też u Viana trochę filozofii i jakże udaną parodię Jeana Paula Sartre oraz prześmiewcze przedstawienie oblegających go "wyznawców" czy wręcz sartre'owskich narkomanów. A jak się kończy zazwyczaj narkomania? Zapraszam do lektury;)
"Piana złudzeń" to taki rodzaj literatury, w jakiej zaczytywałam się ok. 2005 roku. Czasem łapię się na tym, że od tego czasu moje gusta się zmieniły, choć zazwyczaj i tak nieznacznie! Boris Vian to kolejny przedwcześnie zmarły twórca, do którego mam sentyment, jednak nie tylko to skłania mnie do sięgnięcia po jego dzieła. Uważam, że to postać, którą należy znać.
"Piana...
2023-07-17
Czytając poszczególne dzieła Zajdla widać, że najbardziej nurtowało go kilka najdotkliwszych, ale uniwersalnych problemów. Mielił je na wszelkie możliwe sposoby. Nie szukał nowych, bo i po co? Tamte były wystarczająco absorbujące. Nic dziwnego - urodził się w takich czasach, a czasy, w jakich przychodzi nam żyć, ewidentnie kształtują naszą osobowość i światopogląd...
W "Wyjściu z cienia" również obserwujemy poświęcenie wolności w imię "wyższych celów". W takich okolicznościach wszyscy wydają się bezwolnie i ślepo ufać władzy i, o ile karierowiczów widać wyraźnie, o tyle bohaterowie kryją się dość skutecznie pośród zwyczajnych obywateli. Czy obca rasa, która "bezinteresownie" wzięła pod opiekę naszą planetę jest dobra czy zła? W znakomity sposób na to pytanie odpowiada stary bartnik porównując naszą planetę do pola z ulami. Chociażby dla tego opisu warto sięgnąć po tę książkę.
Podoba mi się też gra słów, anagramy nie są niczym nowym u Zajdla, ale te wyjątkowo przypadły mi do gustu: audnamat, eiworm, akfurm;)
Polecam.
Czytając poszczególne dzieła Zajdla widać, że najbardziej nurtowało go kilka najdotkliwszych, ale uniwersalnych problemów. Mielił je na wszelkie możliwe sposoby. Nie szukał nowych, bo i po co? Tamte były wystarczająco absorbujące. Nic dziwnego - urodził się w takich czasach, a czasy, w jakich przychodzi nam żyć, ewidentnie kształtują naszą osobowość i światopogląd...
W...
2023-07-12
Książki Zajdla prawdopodobnie nigdy nie stracą na aktualności. Można je rozpatrywać w ujęciu politycznym - w odniesieniu do konkretnych ustrojów politycznych, ogólnie społecznym oraz fantastycznym.
Kolejna pozycja, która stawia pytania o to, co, jako ludzkość, chcemy osiągnąć - umiarkowane szczęście ogółu czy pełnię szczęścia, ale mniejszości kosztem większości. Na ile jesteśmy gotowi poświęcić wolność w imię bezpieczeństwa i ochrony przed zagrożeniem - prawdziwym bądź wyimaginowanym.
Mam wrażenie, że takie książki już nie powstają, tak jak i w dzisiejszej muzyce próżno szukać dawnych uniesień i brzmień, które przyprawiają o dreszcze...
W Paradyzji ciekawie została przedstawiona sztuczna inteligencja i uczenie maszynowe, które jednak nie dorównuje sprytowi człowieka walczącego o swoje prawo do wolności i prawdy. Czy wielopokoleniowe życie w klaustrofobicznych warunkach jest w stanie pozbawić Paradyzyjczyków tęsknoty za czymś, czego sami nie doświadczyli, ale co było codziennością ich przodków? Czy naszą przyrodę też czeka zapomnienie, a nas, pod płaszczykiem pseudoekologicznych wartości i cięcia kosztów, życie od narodzin do śmierci w miniapartamentach samowystarczalnych wieżowców, zapewniających pracę zdalną i zaspokajających podstawowe potrzeby? Na Paradyzji jednym z kluczowych czynników, gwarantujących sukces utrzymania odizolowanej społeczności w ryzach, jest ograniczenie dostępu do wiedzy. Gdzieś już spotkałam się z podobnym spostrzeżeniem: chcesz zniszczyć naród - uderz w edukację, obniż poziom kształcenia... Hitler też o tym wiedział... Ale jak szukać wyjścia, gdy słowom nie można ufać? Jak samemu mówić, by być dobrze zrozumianym? Dla jednych Tartar, dla innych Raj...
No polecam, jakżeby inaczej.
Książki Zajdla prawdopodobnie nigdy nie stracą na aktualności. Można je rozpatrywać w ujęciu politycznym - w odniesieniu do konkretnych ustrojów politycznych, ogólnie społecznym oraz fantastycznym.
Kolejna pozycja, która stawia pytania o to, co, jako ludzkość, chcemy osiągnąć - umiarkowane szczęście ogółu czy pełnię szczęścia, ale mniejszości kosztem większości. Na ile...
2023-03-25
Klasyka. Chyba pierwsza wydana książka poświęcona podróżom w czasie. Niezbyt skomplikowana fabuła, niezbyt rozbudowane wątki, ale jednak Wells był jednym z pionierów fantastyki naukowej i to on "przetarł szlaki" swoim następcom.
Już sam pomysł wehikułu czasu wzbudzał, i nadal wzbudza, zainteresowanie, które Wells dodatkowo rozgrzewa swoją wizją przyszłości, co by nie mówić, dość ponurą.
Przewidywanie przyszłości, poza nielicznymi wyjątkami, idzie topornie - ludziom nasiąkniętym kulturą i techniką, w których wzrastali, trudno jest się od tych wpływów odciąć i przedstawić coś całkowicie innowacyjnego - dlatego (upraszczając) w futurystycznych książkach sprzed ponad stu lat czytamy o latających plecakach, a nie natrafiamy na opisy internetu.
W pewnym sensie dobrze więc, że Wells skupił się na ewolucji biogeologicznej, a nie na technologicznej. Warto znać, przeczytać i zastanowić się nad koniecznością zachowania równowagi w społeczeństwie. Czy rozwój sztucznej inteligencji to bicz, który sami na siebie kręcimy? Czy ułatwiając sobie życie doprowadzamy jednocześnie do zacofania intelektualnego? Czy dominacja Morloków to skutek swoistej "rewolucji robotniczej"?
Ku przestrodze.
Klasyka. Chyba pierwsza wydana książka poświęcona podróżom w czasie. Niezbyt skomplikowana fabuła, niezbyt rozbudowane wątki, ale jednak Wells był jednym z pionierów fantastyki naukowej i to on "przetarł szlaki" swoim następcom.
Już sam pomysł wehikułu czasu wzbudzał, i nadal wzbudza, zainteresowanie, które Wells dodatkowo rozgrzewa swoją wizją przyszłości, co by nie...
2023-03-16
O książce Narokova wspomniał Sołżenicyn w swoim trzytomowym dziele i stąd "Wielkości urojone" znalazły się w mojej biblioteczce. Podróż przez "Archipelag..." wymęczyła mnie, choć wstyd tak mówić, gdy miliony ludzi doświadczało tego, o czym ja tylko czytałam.
Narokov natomiast przedstawia czasy bolszewizmu w formie sfabularyzowanej, lżejszej i zabarwionej nadzieją.
Przede wszystkim, w odróżnieniu od wyżej wspomnianej lektury, Narokov skupia się na aspektach psychologicznych postaci, na mechanizmach uruchamiających się w ludziach pod wpływem przymusu funkcjonowania w systemie, z którego praktycznie nie ma ucieczki. Ofiarami tego systemu są zarówno oprawcy, jak i ich "zdobycze" przeznaczane na stracenie w celu podwyższenia statystyk. Wszyscy wiedzą, że biorą udział w fikcji, a mimo to "grają w tę grę"... Bo wiedzą, że "jak nie on, to ja". Sytuacja z pozoru bez wyjścia. Dlatego tak wielu katów po "nieudolnej" służbie lądowało po drugiej stronie niewidzialnej ściany.
Narokov te realia wyostrza i ukazuje nam też cząstki dobra ukryte w duszach największych zwyrodnialców, co z jednej strony przeraża, z drugiej napawa nadzieją, a z trzeciej uświadamia czym jest prawdziwe dobro, a nie tylko jego odpryski.
Trzy ostatnie sceny (czy też zakończenia wątków) najbardziej zapadają w pamięć, a jedna jest wręcz swoistym zwrotem akcji.
Polecam.
O książce Narokova wspomniał Sołżenicyn w swoim trzytomowym dziele i stąd "Wielkości urojone" znalazły się w mojej biblioteczce. Podróż przez "Archipelag..." wymęczyła mnie, choć wstyd tak mówić, gdy miliony ludzi doświadczało tego, o czym ja tylko czytałam.
Narokov natomiast przedstawia czasy bolszewizmu w formie sfabularyzowanej, lżejszej i zabarwionej nadzieją.
Przede...
2023-02-17
Limes Inferior, czyli z łaciny - dolna granica...
Lepsze od "Cylindra van Troffa", bo bardziej wymowne... Stoi na tej samej półce, co "Nowy wspaniały świat"...
Z jednej strony nie jestem przeciwniczką postępu ani zbytnią entuzjastką tzw. "teorii spiskowych", ale faktem jest, że w literaturze odnajdujemy wiele "spełnionych przepowiedni" nie tylko w odniesieniu do rozwoju technologicznego, ale również zmian społecznych.
To, o czym czytamy u Zajdla, widzimy na własne oczy dookoła siebie.
Globalizacja, a jednocześnie zamknięte, odizolowane społeczności vs pomysł miast 15-minutowych.
Skomputeryzowane, elektryczne samochody z zaprogramowaną blokadą jazdy poza określonym obszarem vs pomysł likwidacji aut spalinowych do 2035 roku.
Płatności wyłącznie za pomocą punktów zapisanych na kluczu vs pomysł likwidacji gotówki i, już zrealizowany w krajach rozwiniętych, praktyczny przymus posiadania konta bankowego.
Kontrola lokalizacji poprzez klucz vs kontrola poprzez smartfon logujący się automatycznie do nadajników.
Akceptacja pewnych patologii vs zwiększenie progu finansowego "niskiej szkodliwości czynu".
Automatyzacja i dążenie do tego, by ludzie mniej lub wcale nie pracowali przy zapewnieniu pewnej puli punktów niezbędnych do życia vs pomysł skrócenia tygodnia pracy i wprowadzenia bezwarunkowego dochodu podstawowego.
Zrównanie szans poprzez powszechne studia wyższe vs obniżenie poziomu szkolnictwa, by każdy był w stanie zdobyć wykształcenie - stąd plaga magistrów z dysortografią, dyskalkulią i o wątpliwej wiedzy ogólnej, gdyż - powtarzając za Zajdlem - "umożliwić to znaczy dostosować poziom wymagań do poziomu studentów".
I tak jak u Zajdla pewien niepokój wzbudziło nagłe porozumienie skłóconych państw, tak nasz niepokój powinna wzbudzać podejrzana, wybiórcza jednomyślność pomiędzy krajami, a nawet partiami politycznymi, które z kolei na co dzień się pożerają i dla zasady sprzeciwiają każdemu słowu spoza własnego ugrupowania.
Polecam. Niby oczywistości, ale dobrze jest przeczytać, w dodatku Zajdla czyta się znakomicie! Fantastyka naukowa i socjologiczna, a także historia i różne (krwawe) ustroje polityczne pokazują, że ludzie od dawna dążyli, dążą i będą dążyć do utopii, jednak takowa już z samej definicji nie istnieje i zawsze sprowadza się do komfortowego i luksusowego życia jednostek kosztem reszty obywateli.
No cóż, czekam na następców Zajdla i wieczory literackie w zadymionych knajpach, jak za starych, dobrych czasów;)
Limes Inferior, czyli z łaciny - dolna granica...
Lepsze od "Cylindra van Troffa", bo bardziej wymowne... Stoi na tej samej półce, co "Nowy wspaniały świat"...
Z jednej strony nie jestem przeciwniczką postępu ani zbytnią entuzjastką tzw. "teorii spiskowych", ale faktem jest, że w literaturze odnajdujemy wiele "spełnionych przepowiedni" nie tylko w odniesieniu do rozwoju...
2023-01-29
Wizja zagłady Ziemian, a właściwie całego gatunku Homo sapiens, bo czy kolejne pokolenia ludzi, którzy wieki temu zasiedlili inne planety, nie są już następnym etapem ewolucji? Czy, posuwając się nawet dalej, to są ludzie, czy raczej uczą się, że "od ludzi pochodzą"? Kim są Lunacy, czyli dawni wybrańcy mający, zgodnie z pierwotnymi założeniami, wrócić na Ziemię, a których ciała nie są już w stanie przystosować się do życia na planecie przodków?
Nie tylko Lem był futurologiem, Zajdlowi przewidywanie przyszłości też całkiem nieźle wychodziło. Niby banalny, ale jakże prawdziwy problem przeludnienia i, jakże oczywisty, sposób jego rozwiązania. Czy dzisiejsze "teorie spiskowe" mówiące o depopulacji są aż tak śmieszne jak "płaskoziemcy" i "foliarze"? Czy plany depopulacyjne zaczynają być realizowane dopiero w momencie ich oficjalnego ogłoszenia? W wojnę na terenie Europy w XXI wieku też nikt nie wierzył...
W zajdlowskim wyobrażeniu (stosunkowo niedalekiej) przyszłości technika jest już na takim poziomie, że miasta to samowystarczalne, naszpikowane elektroniką twory, które bez udziału "żywej inteligencji" umożliwiają egzystencję swoim mieszkańcom. Oczywiście sposobem pozyskiwania nieskończonej energii jest fotowoltaika;) Dlaczego przy takim poziomie rozwoju cywilizacyjnego doszło do takiej tragedii? Dlaczego znów powtarza się hasło "to ludzie ludziom zgotowali ten los"? Dlaczego w przyszłości widzimy tylko wybitne jednostki i całą masę zdemotywowanych, niewykształconych, egoistycznych "przeciętniaków"? Powieść Zajdla po części odpowiada na te pytania.
Wizja zagłady Ziemian, a właściwie całego gatunku Homo sapiens, bo czy kolejne pokolenia ludzi, którzy wieki temu zasiedlili inne planety, nie są już następnym etapem ewolucji? Czy, posuwając się nawet dalej, to są ludzie, czy raczej uczą się, że "od ludzi pochodzą"? Kim są Lunacy, czyli dawni wybrańcy mający, zgodnie z pierwotnymi założeniami, wrócić na Ziemię, a których...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-01-08
Przez 184 strony (cała książka ma 190) czytamy o upadku głównego bohatera, o jego lękach, sposobach rozwiązywania problemów, a właściwie uciekania od nich albo popadania w coraz większe tarapaty. Zachowanie ojca chorego dziecka wzbudza początkowo litość, ale, wraz z kolejnymi stronicami, na pierwsze miejsce wysuwa się odraza. Pocieszycielka Ptaka niejako tę degenerację pogłębia, ciągnąc go w otchłań najciemniejszego piekła, choć trzeba przyznać, że filozofię wyznaje ciekawą...
Narodziny ciężko chorego dziecka to jedna z największych tragedii, a rozterki, które się pojawiają, są czymś naturalnym, jednak tutaj początkowe rozterki przechodzą w czyny i nabierają nieprawdopodobnego rozpędu kuli śniegowej. Nie wiem czy tak było w rzeczywistości (książka jest w pewnym stopniu autobiograficzna), ale opisane tu sceny są naprawdę mocne, wręcz straszne. Nie nam oceniać, ale... jaka jest granica moralności, której człowiek nie jest już zdolny przekroczyć? Historia naszego gatunku pokazała, że takiej granicy praktycznie nie ma, jednak alter ego Autora doznaje swego rodzaju oświecenia - to nie jest dojrzewanie, to jest "pstryk" - jaką drogę wybierze?
Warto przeczytać i spróbować odnieść do własnego życia...
Przez 184 strony (cała książka ma 190) czytamy o upadku głównego bohatera, o jego lękach, sposobach rozwiązywania problemów, a właściwie uciekania od nich albo popadania w coraz większe tarapaty. Zachowanie ojca chorego dziecka wzbudza początkowo litość, ale, wraz z kolejnymi stronicami, na pierwsze miejsce wysuwa się odraza. Pocieszycielka Ptaka niejako tę degenerację...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-12-30
Najsłabsza książka Murakamiego, jaką dotychczas czytałam. Być może to kwestia tłumaczenia - tym razem przełożyła nie z języka japońskiego, ale z angielskiego(!) nieznana mi tłumaczka, co może być powodem pogorszenia stylu - z każdym kolejnym przekładem następuje jego rozwadnianie, gubienie prawdziwych znaczeń jak w przedszkolnej zabawie w głuchy telefon.
Jednak nie tylko stylistyka, zazwyczaj znakomicie budująca nastrój, tym razem zawiodła. Również fabuła okazała się nijaka (w zasadzie całość zawiera się w streszczeniu z okładki), wnioski banalne, no szkoda. Po części chociaż książka spełniła swoją odstresowującą funkcję po cięższej lekturze.
Najsłabsza książka Murakamiego, jaką dotychczas czytałam. Być może to kwestia tłumaczenia - tym razem przełożyła nie z języka japońskiego, ale z angielskiego(!) nieznana mi tłumaczka, co może być powodem pogorszenia stylu - z każdym kolejnym przekładem następuje jego rozwadnianie, gubienie prawdziwych znaczeń jak w przedszkolnej zabawie w głuchy telefon.
Jednak nie tylko...
2021-12-01
Książka podzielona na trzy części, które w połączeniu tworzą ciekawą wizję historii stworzenia, zbawienia i potępienia oraz wzajemnego oddziaływania rzeczywistości materialnej i onirycznej. Główny bohater, oczywiście nieprzypadkowo, trafia do watykańskich podziemii, które okazują się być, również nieprzypadkowo, zapieczętowanym dojściem do "świata na dole". Czasem trudno jest przypisać daną książkę do konkretnego gatunku, jednak tę zaklasyfikowałabym jako fantastykę religijną, gdyż odniesień do Starego Testamentu nie sposób nie zauważyć, jest to w zasadzie fundament, na którym nadbudowana została fabuła. Imiona i nazwiska postaci (Adams, Ewa, Behetomotoh, itd.) szybko pozwalają się zorientować z kim tak naprawdę mamy do czynienia, jaką odgrywają rolę i jak interpretować zdarzenia z ich udziałem.
Adams, profesor historii cywilizacji, trafia najpierw do miasta pod skałą, które wydaje się być alternatywną wersją Rzymu, gdzie władzę reprezentuje przewodniczący Nero - marionetka, za której sznurki pociąga ucieleśnione zło - okrutne, zwodnicze, jednak pozbawione umiejętności tworzenia. Świat ludzki i demoniczny wzajemnie przeplatają się tak ściśle, że trudno odróżnić jeden od drugiego. Demony zmuszone są czerpać z ludzkiej twórczości, ale i człowiek, otwierając się na ich działanie, pozwala zaszczepiać w swoim umyśle piekielne nauki i żądze.
Gdy Adams, na wzór Dantego, przedziera się jeszcze niżej, wraz z nim na samo dno spada jego pozycja społeczna. Wędrówka ta działa trochę jak broń obosieczna, z jednej strony przyczynia się do oświecenia i dojrzałości głównego bohatera, a z drugiej została przecież sprowokowana i wykorzystana do próby zniszczenia Boskiego porządku świata. Bardzo ciekawa, wielowątkowa fabuła.
Książka podzielona na trzy części, które w połączeniu tworzą ciekawą wizję historii stworzenia, zbawienia i potępienia oraz wzajemnego oddziaływania rzeczywistości materialnej i onirycznej. Główny bohater, oczywiście nieprzypadkowo, trafia do watykańskich podziemii, które okazują się być, również nieprzypadkowo, zapieczętowanym dojściem do "świata na dole". Czasem...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-11-03
Już prawie zapomniałam jak bardzo lubiłam Borisa Viana. Absurd i surrealizm na najwyższym poziomie. Nie wszystkie opowiadania zaskakują zakończeniem, nawet jeśli czytane są po raz pierwszy, ale to raczej późniejsi autorzy wzorowali się na Vianie, a poza tym smakować tu należy cały utwór, od samego początku, a nie tylko wyczekiwać zakończenia. Pierwsze opowiadanie ("Blues dla czarnego kota") ujmuje już samym tytułem. Vian często stosuje grę słów i znaczeń, a blues to jak wiadomo gatunek muzyczny wywodzący się ze społeczności afroamerykańskiej, jest to "muzyka czarnych", kojarząca się z niewolnictwem i plantacjami bawełny. Tutaj mamy czarnego kota, który wpadł do studzienki kanalizacyjnej oraz "chór" stworzony z gapiów rozpaczających nad jego losem. Próba odzyskania wolności odbywa się przy udziale przechodniów. Całą scenę uzupełnia zabawnie przedstawiony dualizm kociej natury - zestawienie uroczego, słodkiego futrzaka z nieokrzesanym, agresywnym i wulgarnym stworzeniem, a kontrast jest tym większy, że jednocześnie słyszymy zachwyty świadków nad biednym kociątkiem i rynsztokowe komentarze kocura.
Zaś opowiadanie, "Strażacy", ma dla mnie swoisty urok jako dla matki w kontekście nie wzbudzania paniki u dziecka i udawania, że w zasadzie to "nic takiego się nie stało";)
Właściwie to wszystkie opowiadania mają swój urok i nawet czytając drastyczne opisy przemocy jak w przypadku "Mrówek", "Emeryta" czy "Wzorowych uczniów" mimowolnie uśmiechamy się. Sięgając jednak po utwory Viana należy pamiętać, że jest to Autor dość obrazoburczy i na pewnym stopniu wrażliwości jego dzieła mogą być niestrawne...
Już prawie zapomniałam jak bardzo lubiłam Borisa Viana. Absurd i surrealizm na najwyższym poziomie. Nie wszystkie opowiadania zaskakują zakończeniem, nawet jeśli czytane są po raz pierwszy, ale to raczej późniejsi autorzy wzorowali się na Vianie, a poza tym smakować tu należy cały utwór, od samego początku, a nie tylko wyczekiwać zakończenia. Pierwsze opowiadanie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Niewielka objętościowo książka z zaskakującym zakończeniem i tytułem przywołującym na myśl kasety VHS ustawione w wypożyczalniach za brudną kotarą... Jednak mając ochotę na Vonneguta, sięgnęłam w końcu po tę ostatnią na mojej półce pozycję Mistrza. Pomimo kiepskiego tytułu - było warto.
Zauważyłam, że jeśli w książkach występują elementy fantastyki/sci-fi, to im dawniej dane dzieło zostało napisane, tym bardziej przypada mi do gustu. W mojej ocenie futurystyczne wizje, na które nakładają się doświadczenia i wiedza z ubiegłego wieku, mają swój niepowtarzalny nastrój, który porywa nas poza czas - tak jakby jednocześnie do przyszłości i przeszłości.
W "Syrenach z Tytana" nic nie jest oczywiste - kto kim manipuluje (pozory mylą), czy człowiek jest "kowalem własnego losu" czy tylko wypełnia z góry określoną misję, czy bez bolesnych doświadczeń da się zrozumieć czym jest miłość, czy motywy działania powinny być zawsze logiczne?
Syreny zapraszają nas w tragikomiczną podróż złudzeń, która kończy się "oświeceniem".
Niewielka objętościowo książka z zaskakującym zakończeniem i tytułem przywołującym na myśl kasety VHS ustawione w wypożyczalniach za brudną kotarą... Jednak mając ochotę na Vonneguta, sięgnęłam w końcu po tę ostatnią na mojej półce pozycję Mistrza. Pomimo kiepskiego tytułu - było warto.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toZauważyłam, że jeśli w książkach występują elementy fantastyki/sci-fi, to im dawniej...