-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik254
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2024-02-29
2024-01-04
Książka poświęcona bardzo wąskiemu, mocno wyspecjalizowanemu zagadnieniu - sposobowi walki i genezie powstania formacji starożytnej ciężkiej jazdy, katafraktów i klibanariuszy.
Od razu uprzedzam, że jest to praca hermetyczna i skierowana do specjalistów. Autor nie wyjaśnia większości pojęć, nie tłumaczy antycznych cytatów i z góry zakłada, że czytelnik zna już podstawy zagadnienia. Rdzeniem pracy jest próba rozdzielenia katafraktów i klibanariuszy (którzy początkowo mieli się głównie różnić taktyką walki), oraz opisać specyficzne cechy formacji. O ile hipoteza "zadaniowa" jest co najmniej ciekawa, to już druga kwestia wypadła dosyć słabo. Autor nie zdołał wykazać, czym różnili się katafrakci Seleukidów od innych formacji ciężkiej jazdy. Nie przekonuje mnie też opinia (oparta praktycznie wyłącznie na dosyć mętnym opisie Plutarcha na temat bitwy pod Tigranocertą w 69 r. p.n.e.), że włócznia była przez wieki jedyną bronią tej formacji, co byłoby prawdziwym ewenementem.
Z pewnością, nie uważam czasu spędzonego z tą pozycją za stracony, ale to nie jest książka dla wszystkich i wymaga dobrej znajomości języka angielskiego.
Książka poświęcona bardzo wąskiemu, mocno wyspecjalizowanemu zagadnieniu - sposobowi walki i genezie powstania formacji starożytnej ciężkiej jazdy, katafraktów i klibanariuszy.
Od razu uprzedzam, że jest to praca hermetyczna i skierowana do specjalistów. Autor nie wyjaśnia większości pojęć, nie tłumaczy antycznych cytatów i z góry zakłada, że czytelnik zna już podstawy...
2023-10-25
Krótka i bardzo zwięzła analiza życia legionistów z okresu późnej Republiki i wczesnego Cesarstwa. To okres wielkich przemian, w trakcie których armia Rzymu porzuciła resztki wojsk typowo milicyjnych, stając się armią zawodową. Pewne zmiany dokonały się także w dziedzinie uzbrojenia i taktyki, co oznacza, że książeczka tej objętości może co najwyżej służyć jako wprowadzenie do tematu. Trzeba jednak przyznać, że robi to nieźle. Omówione zostały uzbrojenie, taktyka, stopnie wojskowe, a także życie obozowe żołnierza. Nie zabrakło przy tym aspektu psychologiczno-religijnego, a więc kwesti lojalności, poczucia wspólnoty, sposobu traktowania wrogów i towarzyszy broni. Zasadniczo, każdy ważniejszy temat został poruszony, a w tekście nie zauważyłem większych błędów, więc zasadniczo jestem zadowolony.
Krótka i bardzo zwięzła analiza życia legionistów z okresu późnej Republiki i wczesnego Cesarstwa. To okres wielkich przemian, w trakcie których armia Rzymu porzuciła resztki wojsk typowo milicyjnych, stając się armią zawodową. Pewne zmiany dokonały się także w dziedzinie uzbrojenia i taktyki, co oznacza, że książeczka tej objętości może co najwyżej służyć jako...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-18
Dosyć typowa pozycja w serii, chociaż jej zawartość jest uboga. Na zaledwie 50 stronach próbowano streścić ponad 800 lat dziejów. Siłą rzeczy, warstwa merytoryczna jest dosyć uboga i sprowadza się do rozbudowanego kalendarium wojen persko-rzymskich. Fragmenty o wojskowości irańskiej są poprawne, ale bardzo ubogie, przez co omówienie jej sprowadza się głównie do (tradycyjnie dobrych) ilustracji i zdjęć znalezisk archeologicznych.
Pod względem językowym ta książka jest dosyć prosta i nie wymaga bardzo dobrej znajomości angielskiego, choć trzeba liczyć się z dużą ilością terminów typowych dla historii wojskowości i łucznictwa.
Dosyć typowa pozycja w serii, chociaż jej zawartość jest uboga. Na zaledwie 50 stronach próbowano streścić ponad 800 lat dziejów. Siłą rzeczy, warstwa merytoryczna jest dosyć uboga i sprowadza się do rozbudowanego kalendarium wojen persko-rzymskich. Fragmenty o wojskowości irańskiej są poprawne, ale bardzo ubogie, przez co omówienie jej sprowadza się głównie do (tradycyjnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-06-13
Gdy przystępowałem do pisania opinii na temat tej książki ze zdumieniem zauważyłem, że już kiedyś ją czytałem. Mimo tego, nie kojarzyłem z lektury NIC. Teraz, gdy po latach wróciłem do książki, stwierdzam, że nic w tym niezwykłego, bo "Ruchome obrazki" to pozycja dosyć nijaka. T. Pratchett dosyć często wykorzystywał pojawienie się współczesnych zjawisk i instytucji (poczta, banki, koncerty, prasa) aby przemycić trochę przemyśleń na temat natury człowieka i w zasadzie, nie widzę powodu aby na to narzekać. Problem w tym, że czasami, np. tutaj, nie jest to poparte jakąś ciekawszą opowieścią i bohaterami. Pojawia się wyśmianie paru filmowych kanonów (małpa porwana przez gigantyczną kobietę; irytująco głupi pies uważany za geniusza), kilka ciekawych wątków pobocznych (zakochany Detrytus, gadające zwierzaki, czy troll o imieniu Rock, magowie wymykający się do kina), ale ogólne wrażenie jest rozczarowujące. Zwykła, poprawnie skonstruowana opowieść opierająca się na kilku wciąż powtarzanych żartach i uwagach.
Gdy przystępowałem do pisania opinii na temat tej książki ze zdumieniem zauważyłem, że już kiedyś ją czytałem. Mimo tego, nie kojarzyłem z lektury NIC. Teraz, gdy po latach wróciłem do książki, stwierdzam, że nic w tym niezwykłego, bo "Ruchome obrazki" to pozycja dosyć nijaka. T. Pratchett dosyć często wykorzystywał pojawienie się współczesnych zjawisk i instytucji (poczta,...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-11-22
Bardzo porządne opracowanie poświęcone wojskowości późnośredniowiecznej Italii. Chociaż ten okres kojarzony jest głównie z wyprawami królów francuskich, czyli bardziej XVI niż XV wiekiem, autor wyprowadził swe rozważania od końcówki XIII wieku, czyli ostatecznego upadku cesarskiej władzy na półwyspie. Analiza sprowadza się do dwóch aspektów - z jednej strony mamy ocenę sytuacji politycznej, potencjału militarnego itp. państw włoskich (sprowadzonych praktycznie do Mediolanu, Florencji, Wenecji, Papiestwa i Neapolu), a z drugiej - biografie najsłynniejszych kondotierów i losy ich oddziałów. Jak na tak "poważne" ujęcie tematu, czyta się ją dosyć lekko, choć bez dobrej znajomości angielskiego nie ma nawet co zaczynać lektury.
Bardzo porządne opracowanie poświęcone wojskowości późnośredniowiecznej Italii. Chociaż ten okres kojarzony jest głównie z wyprawami królów francuskich, czyli bardziej XVI niż XV wiekiem, autor wyprowadził swe rozważania od końcówki XIII wieku, czyli ostatecznego upadku cesarskiej władzy na półwyspie. Analiza sprowadza się do dwóch aspektów - z jednej strony mamy ocenę...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-11-17
Ponieważ polskie tłumaczenie ksiąg XXI-XL Biblioteki Diodora Sycylijskiego wciąż się nie ukazało, postanowiłem sięgnąć po wydanie angielskie. Jest to typowy loebowski format - jedna strona jest zapisana po grecku, druga to przekład. Jest on dosyć dziwny, choć bardzo fajny dla historyka i filologa - tłumacz ZA WSZELKĄ cenę próbuje oddać styl i strukturę oryginalnego tekstu, nawet jeżeli wymaga to od niego tworzenia potworków językowych, dlatego tłumaczenie zostało spisane zgodnie z regułami greckiej gramatyki, chociaż słowa są angielskie.
Sam tekst jest... chaotyczny. Księgi 21-40 Diodora zachowały się tylko w drobnych fragmentach, a i te obejmują jedynie część zbioru. Reszta to cytaty z innych źródeł - również słabo zachowanych pism Konstantyna Porfirogenety (X wiek) i Focjusza (XI). Pewne ich fragmenty wydają się być dosyć wiernym streszczeniem oryginalnego tekstu, bo są do siebie podobne; inne znacznie się różnią.
Sam Diodor jako autor jest nijaki. Nie prowadził krytyki źródeł, nawet nie przywiązywał zbytniej wagi do stylu, który różni się w zależności od korzystanego dzieła. W tym przypadku, są to niemal w całości wypisy z kroniki Polibiusza. Traf chciał, że niemal wszystkie zachowane fragmenty zachowały się również u bezpośredniego autora (w dodatku znacznie bardziej wiarygodnego), dlatego ich wartość jest niewielka. Co zatem ocalał wyłącznie dzięki Konstantynowi i Focjuszowi? Mamy opis końcówki wojen diadochów i losów Lizymacha; sporo o panowaniu Agatoklesa, dobrze znanego nam z poprzednich ksiąg; historię podboju Macedonii i tragicznej śmierci jej króla Perseusza; początków Kapadocji; buntu Aleksandra przeciwko Demetriuszowi Seleukidzie; powstanie Andriskosa w Macedonii i fragment opisu zdobycia Koryntu przez Rzymian. Dobre i to.
Ponieważ polskie tłumaczenie ksiąg XXI-XL Biblioteki Diodora Sycylijskiego wciąż się nie ukazało, postanowiłem sięgnąć po wydanie angielskie. Jest to typowy loebowski format - jedna strona jest zapisana po grecku, druga to przekład. Jest on dosyć dziwny, choć bardzo fajny dla historyka i filologa - tłumacz ZA WSZELKĄ cenę próbuje oddać styl i strukturę oryginalnego tekstu,...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-10-11
Książka dosyć nietypowa w swej formie. Z założenia, miała być kompleksową analizą samego zjawiska powstania i rozwoju armii najemnych do XVII wieku (jak się to ma do renesansu?) włącznie; w praktyce, jest tym tylko na początku, a reszta książki to zwykły zbiór anegdot i biografii znanych najemników. I chociaż teoretycznie miała to być pozycja naukowa (co widać w sposobie przedstawienia przypisów i źródeł), to jej styl jest dosyć lekki. I bardzo dobrze, bo gdyby była nudna, to czas z nią musiałbym uznać za stracony, bo poza masą ciekawostek, niczego konkretnego się nie dowiedziałem.
Książka dosyć nietypowa w swej formie. Z założenia, miała być kompleksową analizą samego zjawiska powstania i rozwoju armii najemnych do XVII wieku (jak się to ma do renesansu?) włącznie; w praktyce, jest tym tylko na początku, a reszta książki to zwykły zbiór anegdot i biografii znanych najemników. I chociaż teoretycznie miała to być pozycja naukowa (co widać w sposobie...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-08-17
Kolejna z pozycji na temat podboju hellenistycznego Wschodu przez Rzymian. I tak ją (o ile) zapamiętam - jedna z wielu, pozycja, która nie wnosi praktycznie nic. Analiza jest lekka i łatwo się czyta, ale jest powierzchowna. Autor korzysta z pięciu głównych kronik (z czego jedna jest mocno niekompletna), kompletnie pomijając mniej znane przekazy. Przez to, jego praca jest bezpłciową kompilacją dwóch-trzech narracji. Wprawdzie widać, że autor nie jest naiwny i zauważa ewidentne przekłamania i elementy propagandy w cytowanych kronikach, ale nic z tym nie robi; w ogóle jest wzorcowo neutralny i poza łączeniem narracji skrzętnie ukrywa swoje zdanie na omawiany temat. Widać z resztą, że nie jest to jego konik: kompletnie nie zna np. specyfiki armii Pontu, co potem każe mu się dziwić, dlaczego Rzymianie unikali podczas tej wojny otwartych przestrzeni; nie zauważa, że Mariusz Plutarcha i Wariusz Appiana to ta sama osoba, myli Małą Armenię (będącą wtedy częścią Pontu) z Sofene (będącą wówczas częścią Armeni Większej), nie wie, że w omawianym okresie rzymska jazda nie składała się już z ekwitów itd... Ilość błędów może nie jest tak duża, jak w pozycji P. Matyszaka czy A. Mayor, ale nie ma też w nic, co by uzasadniało lekturę. Już lepiej samemu poczytać Plutarcha i Appiana.
Kolejna z pozycji na temat podboju hellenistycznego Wschodu przez Rzymian. I tak ją (o ile) zapamiętam - jedna z wielu, pozycja, która nie wnosi praktycznie nic. Analiza jest lekka i łatwo się czyta, ale jest powierzchowna. Autor korzysta z pięciu głównych kronik (z czego jedna jest mocno niekompletna), kompletnie pomijając mniej znane przekazy. Przez to, jego praca jest...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-07-03
Świat zachodni rządzi światem. A w zasadzie, to rządzą nim Stany Zjednoczone i ich sojusznicy. Stan ten trwa dłużej, niż większość z nas pamięta (jeżeli pójdziemy śladem autora i uznamy Rosję za część cywilizacji zachodniej). I. Morris postanowił zadać pytania "Dlaczego?" "I jak długo jeszcze?". Nie łatwo opisać tak złożonej kwestii w paru zdaniach, dlatego cofnął się w swej analizie aż do czasów epoki lodowcowej. Następnie porównywał sytuację "Zachodu" (jego definicja jest u Morrisa dosyć płynna, i w zależności od okresu, obejmuje Sumer, Persję, Kalifat Islamski, Imperium Osmańskie i Rosję, w tym ZSSR) ze "Wschodem" (ten praktycznie zawsze ograniczał do Chin i Japonii). Większość tej książki to wędrówka przez wieki z cyklicznymi przeskokami pomiędzy Wschodem i Zachodem. Muszę przyznać, że pobudziła moją wyobraźnię - chociaż jestem historykiem, moje pojęcie o dziejach Chin jest dosyć mgliste; nigdy też nie zwróciłem uwagi na to, jak losy cywilizacji śródziemnomorskiej, a potem zachodnioeuropejskiej, były powiązane z losami Dalekiego Wschodu. Z zaciekawieniem zauważyłem, że gdy upadała cywilizacja epoki brązu, w Chinach upadała dynastia Shang (XI w. p.n.e.); gdy Imperium Rzymskie przeżywało rozkwit, Chiny jednoczyły się pod rządami dynastii Quin i Han, a gdy cesarstwo upadło pod naporem barbarzyńców, w Chinach nastąpił kryzys i podział kraju na 16 królestw. Nawet rozwój chrześcijaństwa częściowo zbiega się w czasie w ekspansją buddyzmu w Chinach. Oczywiście, różnic nie brakuje. Chiny lepiej poradziły sobie z kryzysami późnej epoki brązu i końca starożytności, natomiast najazdy mongolskie były dla nich katastrofą którą Zachód odczuł stosunkowo lekko. Ogólnie, autor postuluje, że świat zachodni był lepiej rozwinięty od Wschodu przez prawie całe swe dzieje aż do VII; przewagę tę miał odzyskać dopiero w wieku XVIII. W swojej analizie Morris przekonująco uzasadnia, że tylko kilka miejsc na świecie nadawało się na rozwój trwałych cywilizacji (basen Morza Śródziemnego; doliny Jangcy i Huang-He; równina meksykańska; Peru; dolina Indusu), z czego wyłącznie dwie miały dogodne warunki do stworzenia światowych imperiów. Szkoda, że nie rozwinął tego wątku, gdyż bardzo jestem ciekaw, czemu Chiny mogły zdobyć władzę nad światem, a Indie już nie. W swoich rozważaniach autor dużo miejsca poświęcił pogodzie (tak, zmiany klimatyczne już parę razy mocno namieszały w dziejach ludzkości) i geografii, dochodząc do wniosku, że Zachód wygrywa, bo miał Morze Śródziemne i bliżej do Ameryki. Tylko tyle i aż tyle.
Druga część książki to już gdybanie. Autor zastanawia się, czy Wschód miał szansę na wygranie wyścigu z Zachodem i jak może się on dalej potoczyć; według wyliczeń autora, Wschód wyprzedzi Zachód ok. 2103 roku i zupełnie zdominuje świat. Podejście to opiera się jednak na absurdalnym założeniu, że nie zmienią się realia, czego trudno oczekiwać. Muszę przyznać, że z trudem przebrnąłem przez tę cześć książki. Już zupełnie mnie zanudził rozdział o wskaźniku rozwoju społecznego, który przewija się przez cały czas na łamach tej książki. Wskaźnik ten ma udowadniać czyjąś przewagę bądź jej brak, jednak sama próba sprowadzenia poziomu rozwoju ludzkości do 4 liczb, gdy praktycznie do XVI nie można mówić o danych pozwalających na prowadzenie jakichkolwiek statystyk, dodatkowo obejmujących obszar bliżej niesprecyzowany (w zależności od okresu, poszczególne krainy stają się częścią "Zachodu" lub "Wschodu" i go opuszczają) jest po prostu absurdem. Przez większą część lektury mi to nie przeszkadzało, ale gdy w dodatku 1 autor zaczął bronić swojego pomysłu, uświadomiłem sobie jakie to głupie.
Czy mogę zatem polecić tę książkę? Trudno powiedzieć. Na pewno nie była to lekka lektura; niektóre przyjęte przez autora rozwiązania sprawiają, że są całe fragmenty, których czytanie jest mordęgą. Nie jest to zarazem praca naukowa, gdyż I. Morris dosyć swobodnie operuje materiałem źródłowym, nieco dobierając fakty pod swą tezę. Mi osobiście nawet to przeszkadzało, bo powyższa lektura pozwoliła mi zwrócić uwagę na kompleksowość zjawisk na świecie i to, jak bardzo nadal jesteśmy zależni od pogody i geografii, jednak obawiam się, że wielu czytelników ta pozycja po prostu odrzuci swą niedostępnością.
Świat zachodni rządzi światem. A w zasadzie, to rządzą nim Stany Zjednoczone i ich sojusznicy. Stan ten trwa dłużej, niż większość z nas pamięta (jeżeli pójdziemy śladem autora i uznamy Rosję za część cywilizacji zachodniej). I. Morris postanowił zadać pytania "Dlaczego?" "I jak długo jeszcze?". Nie łatwo opisać tak złożonej kwestii w paru zdaniach, dlatego cofnął się w...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-03
Każda epoka ma swoje konflikty i podręczniki do radzenia sobie w ich trakcie. VI wiek nie wyróżniał pod tym względem; Cesarstwo Wschodniorzymskie toczyło wówczas zaciekłe konflikty z Persami na wschodzie, Longobardami w Italii oraz plemionami Słowian i Bułgarów na Bałkanach. Jednym z bohaterów tych zmagań był cesarz Maurycy, który odniósł wielkie zwycięstwo w wojnie z Persami, po czym skierował swą uwagę nad Dunaj. Tam szczęście się od niego odwróciło; zniechęceni trudami kampanii żołdacy zbuntowali się, obalili cesarza i zamordowali go w Konstantynopolu. Czy nieszczęśliwy władca był autorem "Strategikonu"? Nie ma pewności, jednak z pewnością był inicjatorem jego powstania. Pod względem technicznym, jest to uwspółcześniona (oczywiście z perspektywy VI wieku) wersja traktatów Frontinusa i Poliajnosa. W przeciwieństwie do nich nie jest to jednak zwykły zbiór anegdot, a pełnoprawny podręcznik. W kolejnych rozdziałach autor przedstawia wszystkie ważniejsze aspekty prowadzenia armii, począwszy na werbowaniu i ekwipowaniu rekrutów, prowadzenie zwiadu i przemarsze, wreszcie dowodzenie w bitwie i wykorzystanie jej wyniku. Dziełko urzeka starannością i dokładnością, zawiera nawet rozrysowane szyki bojowe uwzględniające pozycję poszczególnych oficerów. Samych historycznych anegdot prawie nie ma; zebrano je z zaledwie jednej księdze (z XII). Z pewnością najciekawszy fragment tej pozycji to rozdział charakteryzujący obyczaje i sposób walki poszczególnych ludów (w tym naszych przodków, krytykowanych za kłótliwość, a chwalonych za upór i wytrwałość na trudy), a także sposoby walki z nimi. Nie jest to jednak wybitna literatura - od początku widać, że "Strategikon" pisał żołnierz dla żołnierzy. Zwykły czytelnik znajdzie tu niewiele; nawet wśród pasjonatów tylko garstka będzie zadowolona. Poza dwoma rozdziałami - o wrogich ludach i o podstępach - to tekst przydatny wyłącznie dla pasjonatów wojskowości bizantyjskiej i historii piśmiennictwa wojskowego.
Co do jakości tłumaczenia ani stylu się nie wypowiem, bo akturat tę książkę znam z angielskiego przekładu, nie z polskiego wydania.
Każda epoka ma swoje konflikty i podręczniki do radzenia sobie w ich trakcie. VI wiek nie wyróżniał pod tym względem; Cesarstwo Wschodniorzymskie toczyło wówczas zaciekłe konflikty z Persami na wschodzie, Longobardami w Italii oraz plemionami Słowian i Bułgarów na Bałkanach. Jednym z bohaterów tych zmagań był cesarz Maurycy, który odniósł wielkie zwycięstwo w wojnie z...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-03
Kolejna powieść z uniwersum pierwszego prawa jest historią o przemianie pokoleniowej. Starzy bohaterowie odchodzą, a młodzi muszą zająć ich miejsce. Oznacza to niestety, że przychodzi czas pożegnań. Nasi ulubieni bohaterowie towarzyszący nam od "Samego Ostrza" umierają lub usuwają się w cień. Jak to w życiu. I jak to w życiu, świat nie znosi próżni. Ich miejsce zostaje natychmiast zagospodarowane przez młodych, a towarzyszą temu jak zwykle szepty, intrygi i spiski. W pewnym sensie, zmiana bohaterów nadaje serii nowego rozpędu, bo to okazja do ogromnych przetasowań. Jest ciekawie, chociaż pod pewnym względem koncepcja sagi staje się męcząca. Autor ma swój sprawdzony styl i wyraźnie nie lubi dokonywać w nim zmian, dlatego nieraz trafiamy na sceny w których dokładnie wiadomo co się zaraz wydarzy. Postaci drugoplanowe zlewają się w bezbarwny tłum, często nie przypominając samych siebie z poprzednich książek (a może to kwestia upływu lat?). We wszystkich wątkach następują w tym samym czasie bardzo podobne zwroty akcji. Każdy z nich został wyraźnie zarysowany, chociaż nie zawsze było to potrzebne, co w wyraźnym stopniu zmniejszyło tempo i wprowadziło pewien marazm, nieznany w poprzednich tomach (a może to efekt przedawkowania sagi?). Również finalna bitwa, w teorii pełna zwrotów akcji i epicka, nieco rozczarowuje. Daleko jej do starć z "Bohaterów" czy "Zemsty..." i sprowadza się niemal do patrzenia na ołowiane ludziki kulące się pod salwami armat. Tak, w XVIII wieku, bo częściowo na tych realiach bazuje książka, był to nie mały fragment sztuki wojennej, ale nie oznacza to, że bitwy sprowadzały się tylko do tego!
Mimo sporej listy zastrzeżeń (i tak nie wypisałem wszystkiego), saga "Epoka obłędu" podoba mi się nie mniej niż "Pierwsze prawo". A finał tomu był tak zaskakujący, że nie mogłem się doczekać następnego.
Kolejna powieść z uniwersum pierwszego prawa jest historią o przemianie pokoleniowej. Starzy bohaterowie odchodzą, a młodzi muszą zająć ich miejsce. Oznacza to niestety, że przychodzi czas pożegnań. Nasi ulubieni bohaterowie towarzyszący nam od "Samego Ostrza" umierają lub usuwają się w cień. Jak to w życiu. I jak to w życiu, świat nie znosi próżni. Ich miejsce zostaje...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-11
Kolejna z wielkich kronik dziejów antycznej Grecji. Akcja zaczyna się dokładnie w momencie urwania "Wojny peloponeskiej" Tukidydesa i trwa do ustanowienia hegemonii Teb. Niestety, nie jest to godna kontynuacja; Ksenofont pisał chaotycznie, stosował karkołomne uproszczenia, być może zrozumiałe dla ludzi z epoki, ale dla nas dosyć kłopotliwe. Możliwe, że celowo chciał przemilczeć pewne sprawy, w które był bezpośrednio zaangażowany. W rezultacie, kronikę Ksenofonta należy czytać uważnie i najlepiej robić notatki, bo można się w niej łatwo pogubić. Angielska edycja elektroniczna, którą akurat czytałem, mocno mnie wspierała w tym trudzie, mozolnie poprawiając, wyjaśniając i rozwijając wypowiedź kronikarza tam, gdzie to było konieczne. Czyli często.
Kolejna z wielkich kronik dziejów antycznej Grecji. Akcja zaczyna się dokładnie w momencie urwania "Wojny peloponeskiej" Tukidydesa i trwa do ustanowienia hegemonii Teb. Niestety, nie jest to godna kontynuacja; Ksenofont pisał chaotycznie, stosował karkołomne uproszczenia, być może zrozumiałe dla ludzi z epoki, ale dla nas dosyć kłopotliwe. Możliwe, że celowo chciał...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-09-08
Niełatwo w skrócie zrecenzować pozycję takich rozmiarów. Aby zbytnio się nie rozdrabniać, zacznę od tego, czym ona jest – zbiorem luźno powiązanych artykułów dotyczących wojskowości starożytnych Greków, Rzymian i Persów – Sasanidów. Ich tematyka jest skrajnie różna, gdyż dotyczą zarówno spraw ogólnych, żeby nie rzecz podstawowych dla zagadnienia, jak rola wojny w starożytnym społeczeństwie i jej wpływ na życie ludzi, sztukę i kulturę, sposób funkcjonowania machiny wojennej w Grecji, Rzymie i Persji, jak i spraw bardzo szczegółowych, np. jak działalności szpitali polowych albo opis poszczególnych kampanii. Najwięcej z artykułów dotyczy II wojny punickiej i okresu hellenistycznego, ale pojawiają się również analizy mniej znanych konfliktów, jak wojny persko-rzymskie z IV-VI wieku.
Trudno mi dyskutować na temat wartości merytorycznej tekstu, gdyż jego autorami są światowej sławy specjaliści (np. L. Rawlings, Waldemar Heckel, John Serrati,). Również co sposobu jego podania nie mam zbytnich wątpliwości, jednak przeczytanie go wymaga co najmniej niezłej znajomości języka angielskiego (na szczęście, on wystarcza do lektury, gdyż wszystkie cytaty z łaciny lub greki są przetłumaczone). Mam za sobą sporo takich pozycji, a mimo tego nieraz miałem problemy ze zrozumieniem poszczególnych pojęć i terminów, a w starciu z artykułem poświęconym hodowli koni bojowych poniosłem sromotną porażkę.
W zasadzie, nie wiem po co piszę to wszystko. Przypadkowy czytelnik raczej nie sięgnie po taką cegłę, wyraźnie skierowaną do bardziej zaawansowanych badaczy historii; z kolei ci, gdy tylko na nią natrafią, sprawdzą spis treści i listę autorów, z pewnością sięgną po nią bez wahania.
Niełatwo w skrócie zrecenzować pozycję takich rozmiarów. Aby zbytnio się nie rozdrabniać, zacznę od tego, czym ona jest – zbiorem luźno powiązanych artykułów dotyczących wojskowości starożytnych Greków, Rzymian i Persów – Sasanidów. Ich tematyka jest skrajnie różna, gdyż dotyczą zarówno spraw ogólnych, żeby nie rzecz podstawowych dla zagadnienia, jak rola wojny w...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-07-16
Tym razem zacznę od podsumowania – zdecydowanie nie jest książka dla wszystkich. Jeżeli szukasz podstaw, albo lekkiej, przyjemnej lektury, to sobie odpuść. Tim Everson to archeolog specjalizujący się w „ciemnych wiekach” greckiej historii, a więc w czasach sprzed wojen Greków z Persami. Odcisnęło to ogromne piętno na stylu tej książki, która jest bardziej rozbudowanym katalogiem zabytków, niż opracowaniem poświęconym wojskowości. Ponad 75% treści książki poświęcono szczegółom technicznym – typom pancerzy, sposobom łączenia blach i materiału, ornamentyce… A że książkę wydano tylko po angielsku, bez dobrego (technicznego!) słownika ani rusz, bo łatwo można ugrzęznąć w gąszczu terminów nie spotykanych w codziennej mowie. Muszę przyznać, że dopóki nie dobrnąłem do w miarę mi znanego fragmentu dziejów, czas dłużył mi się niemiłosiernie i więcej uwagi poświęcałem szukaniu obrazków w internecie żeby w ogóle wyobrazić sobie co autor omawia (gdyż moja edycja kindle niestety ilustracji nie zawierała) niż analizie tekstu. Z kolei rozdziały omawiające okres klasyczny i hellenistyczny (którego teoretycznie nie powinno w tej książce nie być, w końcu omawia ona czasy DO Aleksandra Wielkiego) są dla odmiany, ciekawsze, bardziej skoncentrowane na sztuce wojennej, ale i stosunkowo ubogie (chociaż polecam fragment o reformach Ifikratesa, bo ten naprawdę daje do myślenia)...
Tym razem zacznę od podsumowania – zdecydowanie nie jest książka dla wszystkich. Jeżeli szukasz podstaw, albo lekkiej, przyjemnej lektury, to sobie odpuść. Tim Everson to archeolog specjalizujący się w „ciemnych wiekach” greckiej historii, a więc w czasach sprzed wojen Greków z Persami. Odcisnęło to ogromne piętno na stylu tej książki, która jest bardziej rozbudowanym...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-07-05
Książka Armena Khachikyana pojawiła się w mojej biblioteczce przez przypadek; z resztą, kto w Polsce tak bardzo interesuje się historią Armenii żeby czytać o niej bez powodu? I chociaż nie była to fascynująca lektura, przeczytałem ją bez przymusu. "Akcja" jest w niej bardzo wartka - 3000 lat historii przedstawiono na 250 stronach, zatem bez głębszej znajomości tła historycznego łatwo utonąć w błyskawicznie zmieniających się realiach. Ta Armenia co chwilę osiąga rozkwit i wielkość, potem nagle upada, walczy o wolność, powstaje i tak od nowa... Łatwo się w tym pogubić, biorąc pod uwagę, że od czasów perskich państwo Ormian odzyskiwało niepodległość już chyba z 7 razy. Nasza historia nagle przestaje wyglądać tak dramatycznie, prawda? Niestety, to ciągłe skakanie po epokach prowadzi do trudności z odbiorem tekstu. Ogólnie, chyba najważniejszym elementem tej książki jest historia ormiańskiej diaspory i jej osiągnięć. Bawiło mnie czasami to wyolbrzymianie znaczenia kultury armeńskiej dla świata, tym czasem większość tych nazwisk niewiele mi mówiła... Pojawiają się również polskie wątki, jak opowieść o 5 tys. Ormian idących w szegach armii koronnej pod Wiedeń.
Pod względem technicznym mam tylko dwie uwagi - książkę napisano po angielsku, ale skrajnie prostym językiem, przez co lektura nie jest porywająca; po drugie - autor stara się zawsze stosować oryginalne nazewnictwo. O ile w przypadku np. j. rosyjskiego szło mu to dobrze, to efekty prób przenoszenia polskich słów na angielską pisownię (Rzech Pospolita) kończyły się pokracznie.
Książka Armena Khachikyana pojawiła się w mojej biblioteczce przez przypadek; z resztą, kto w Polsce tak bardzo interesuje się historią Armenii żeby czytać o niej bez powodu? I chociaż nie była to fascynująca lektura, przeczytałem ją bez przymusu. "Akcja" jest w niej bardzo wartka - 3000 lat historii przedstawiono na 250 stronach, zatem bez głębszej znajomości tła...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-11
Po śmierci Aleksandra Macedońskiego, jego rozciągające się od Grecji po Indus imperium rozpadło się na kilka części. Władzę nad którymi objęli jego dawni towarzysze. Tracja, ziemie położone na terenach dzisiejszej Grecji, Turcji i Bułgarii, trafiła pod panowanie Lizymacha. Panował on w niej przez 40 lat, znacznie powiększając obszar swojego królestwa, by w 281 r. p. n. e. zginąć w bitwie przeciwko swojemu dawnemu sprzymierzeńcowi, Seleukosowi. Powszechnie uważany jest on za wielkiego wojownika, ale okrutnego i chciwego władcę, mściwego polityka i bezdusznego ojca. Książka Helen Lund ma udowodnić, że taki obraz macedońskiego króla jest wytworem propagandy wrogich mu Antygonidów. W tym celu autorka przeprowadza skrupulatną (żeby nie powiedzieć drobiazgową) analizę dziejów jego panowania i zachowanych z tych czasów dokumentów, które porównuje z działaniami tkw. ,,dobrych" królów z dynastii Antygonidów i Selukidów. Muszę przyznać, że argumenty autorki są logiczne, jednak nie czuję się do końca przekonany. Jak dla mnie, w tej pracy jest zbyt dużo gdybania i prób przedstawienia jednorazowych wydarzeń jako ogólnej tendencji. Do tego, (być może właśnie z powodu braku źródeł?) autorka aż nazbyt dokładnie przedstawia kontekst polityczny tematu, przez co sam Lizymach nie pojawia się w tej pracy tak często jak mógłby sugerować tytuł. Dodatkowo to utrudnia odbiór i tak nielekkiej (specyficzny, naukowy styl, mnóstwo szczegółów, drobiazgowa analiza każdej informacji, bardzo skomplikowana terminologia) lektury. Z drugiej strony, możecie być pewni, że jeśli przetrwała do naszych czasów jakakolwiek informacja na temat głównego bohatera tej książki, to w niej się ona pojawia.
Po śmierci Aleksandra Macedońskiego, jego rozciągające się od Grecji po Indus imperium rozpadło się na kilka części. Władzę nad którymi objęli jego dawni towarzysze. Tracja, ziemie położone na terenach dzisiejszej Grecji, Turcji i Bułgarii, trafiła pod panowanie Lizymacha. Panował on w niej przez 40 lat, znacznie powiększając obszar swojego królestwa, by w 281 r. p. n. e....
więcej mniej Pokaż mimo to2019-04-30
Lektura tej książki nieco mnie zaskoczyła, bo dostałem coś zupełnie innego niż się spodziewałem. Oczekiwałem, że to kolejna bardzo hermetyczna, naukowa pozycja, przez którą będę się przedzierał tygodniami, nieraz sporo nie rozumiejąc, ale i dowiadując się mnóstwa informacji. Dostałem coś zupełnie innego – lekką, pełną błędów i uproszczeń historię dla każdego. Narracja w niej prowadzona jest bardzo dynamiczna, bez większej dbałości o szczegóły i zawiera sporo refleksji zarówno nad dziejami imperiów, jak i przemijaniem oraz współczesnym światem. Trudno to upchać na zaledwie 44 stronach, dlatego specjaliści nie dowiedzą się z niej niemal niczego. Narracja urywa się nagle, bo w 125 r. przed Chrystusem, czyli całe 62 lata przed właściwym upadkiem Seleukidów – jakby autor uznał, że zasługują oni na jego uwagę tylko tak długo, jak długo pozostawali potęgą. Trochę szkoda, bo historia „karlenia” i degeneracji wielkiego niegdyś rodu też może być ciekawa i pouczająca. Mimo tego, przeczytałem ją w jeden dzień, ani na chwilę nie przerywając lektury – jest napisana naprawdę lekkim, pięknym angielskim i stanowi miłą odskocznię od wszystkim poważnych i nieraz nieprzyjemnych w odbiorze pozycji.
Lektura tej książki nieco mnie zaskoczyła, bo dostałem coś zupełnie innego niż się spodziewałem. Oczekiwałem, że to kolejna bardzo hermetyczna, naukowa pozycja, przez którą będę się przedzierał tygodniami, nieraz sporo nie rozumiejąc, ale i dowiadując się mnóstwa informacji. Dostałem coś zupełnie innego – lekką, pełną błędów i uproszczeń historię dla każdego. Narracja w...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wydawnictwo Pen&Sword nie słynie z rewelacyjnych pozycji, więc i do tej podchodziłem ostrożnie. Tymczasem wyszło nieźle. Gdybym miał się przyczepić do czegoś, to do gargantuicznego wstępu, który obejmuje dzieje Rzymu "ab urbe condita", Wschodu - od czasów Aleksandra i Partii od samych początków jej istnienia. Krassus jako postać pojawia się dopiero w 1/3 książki! Plusów jest sporo - odważne, choć nie absurdalne tezy autora (uwydatnienie roli geniuszu Sureny), bezstronne podejście do roli Krassusa i ogólne dystansowanie się od powszechnej tendencji uogólniania partyjskiej sztuki wojennej do ich taktyki z bitwy pod Karrami. Wszystko opisane dosyć przystępnym angielskim. Nie jest to wybitna pozycja, ale zainteresowani tematyką nie powinni być rozczarowani.
Wydawnictwo Pen&Sword nie słynie z rewelacyjnych pozycji, więc i do tej podchodziłem ostrożnie. Tymczasem wyszło nieźle. Gdybym miał się przyczepić do czegoś, to do gargantuicznego wstępu, który obejmuje dzieje Rzymu "ab urbe condita", Wschodu - od czasów Aleksandra i Partii od samych początków jej istnienia. Krassus jako postać pojawia się dopiero w 1/3 książki! Plusów...
więcej Pokaż mimo to