-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik252
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
W poprzednim tomie działo się dużo "dużych" rzeczy, zdobycie i utrata Czech, wojna obronna z Henrykiem II. W "Rozdrożach" brak tego typu wydarzeń. Gołubiew pokazuje państwo Bolesława od środka. Organizację, rozwój rozmaitych aspektów, popadanie w chrześcijaństwo. Mało tu samego Bolesława (który głównie duma), więcej postaci na różnych "szczeblach" struktur społecznych ukazujących ów twór z rozmaitych perspektyw. Pewnie autor pisząc cykl implementował w nim najnowszą ówczesną wiedzę historyczną, a może trochę po sienkiewiczowsku chciał pokrzepić serca, ale w kilku aspektach się myli. Np. ukazuje w "Rozdrożach" wczesne przyczyny tzw. reakcji pogańskiej upatrując ich w bezkompromisowej zasadniczości kleru i niespecjalnie wiążąc zjawisko z opresyjną fiskalizacją i zaburzeniem struktur społecznych. Bolesław zaś przedstawiony jest jako twardy, ale litościwy i dbający, "ojciec narodu", nie zaś jako boss prywatnej inicjatywy, która na sposób mafijny, brutalną siłą i bezwzględnością, podporządkowała sobie okoliczne terytoria i dbała o ludność jedynie w aspekcie możliwości dostarczania jak największego haraczu albo jako towar na sprzedaż. Niemniej wizja Gołubiewa jest w jakiś sposób spójna i czytelnik świadomy przekłamań może spokojnie cieszyć się wartością literacką i filozoficznymi ideami.
Odsłuchane w świetnej interpretacji Marcina Popczyńskiego.
8/10
W poprzednim tomie działo się dużo "dużych" rzeczy, zdobycie i utrata Czech, wojna obronna z Henrykiem II. W "Rozdrożach" brak tego typu wydarzeń. Gołubiew pokazuje państwo Bolesława od środka. Organizację, rozwój rozmaitych aspektów, popadanie w chrześcijaństwo. Mało tu samego Bolesława (który głównie duma), więcej postaci na różnych "szczeblach" struktur społecznych...
więcej mniej Pokaż mimo to
W poprzednim tomie działo się dużo "dużych" rzeczy, zdobycie i utrata Czech, wojna obronna z Henrykiem II. W "Rozdrożach" brak tego typu wydarzeń. Gołubiew pokazuje państwo Bolesława od środka. Organizację, rozwój rozmaitych aspektów, popadanie w chrześcijaństwo. Mało tu samego Bolesława (który głównie duma), więcej postaci na różnych "szczeblach" struktur społecznych ukazujących ów twór z rozmaitych perspektyw. Pewnie autor pisząc cykl implementował w nim najnowszą ówczesną wiedzę historyczną, a może trochę po sienkiewiczowsku chciał pokrzepić serca, ale w kilku aspektach się myli. Np. ukazuje w "Rozdrożach" wczesne przyczyny tzw. reakcji pogańskiej upatrując ich w bezkompromisowej zasadniczości kleru i niespecjalnie wiążąc zjawisko z opresyjną fiskalizacją i zaburzeniem struktur społecznych. Bolesław zaś przedstawiony jest jako twardy, ale litościwy i dbający, "ojciec narodu", nie zaś jako boss prywatnej inicjatywy, która na sposób mafijny, brutalną siłą i bezwzględnością, podporządkowała sobie okoliczne terytoria i dbała o ludność jedynie w aspekcie możliwości dostarczania jak największego haraczu albo jako towar na sprzedaż. Niemniej wizja Gołubiewa jest w jakiś sposób spójna i czytelnik świadomy przekłamań może spokojnie cieszyć się wartością literacką i filozoficznymi ideami.
Odsłuchane w świetnej interpretacji Marcina Popczyńskiego.
8/10
W poprzednim tomie działo się dużo "dużych" rzeczy, zdobycie i utrata Czech, wojna obronna z Henrykiem II. W "Rozdrożach" brak tego typu wydarzeń. Gołubiew pokazuje państwo Bolesława od środka. Organizację, rozwój rozmaitych aspektów, popadanie w chrześcijaństwo. Mało tu samego Bolesława (który głównie duma), więcej postaci na różnych "szczeblach" struktur społecznych...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wzięty z rozpędu. Mimo, że początkowo trochę się skarciłem, no bo ciągle to samo? Came on. Ale po kilku stronach wsiąkłem i dowiozłem do końca bez cienia znużenia. Rzecz bardzo podobna do pierwszego tomu cyklu w zakresie warsztatu - świetne postacie (plus rozwój relacji), lekka narracja, doskonały wątek romansowy, niezłe tło społeczne. Dodatkowo "Jedwabnik" to meta-zabawa literaturą. Głównym motywem fabularnym jest książka robiąca zamieszanie w środowisku literackim, podobnie jak książka JKR (wszystko dzieje się w światku pisarsko-wydawniczym, które JKR prezentuje jako stado małostkowych, nieustannie gryzących się po kostkach, rozwrzeszczanych, rozpapranych, z ego rozdętym do gargantuicznych rozmiarów, kundelków), każdy rozdział opatrzony jest mottem - cytatem z literatury - będącym esencjonalną parafrazą rozdziału, możemy doszukiwać się rozmaitych paraleli z rzeczywistością.
W kontekście zagadki kryminalnej powieść sprawia wrażenie odrobinę naciąganej, ale jak dla mnie autorka zrobiła to świadomie, bo w kontekście "literackim" wszystko gra i buczy. Oczywiście zależności przyczynowo-skutkowe są zachowane, ale w prawdziwym życiu niektóre reakcje, wybory i decyzje byłyby pewnie inne. Ale w sumie, może nie.
W tomie można zauważyć pewien, może nie drastyczny, ale zauważalny wzrost zbrutalizowania, głównie aspektu estetycznego. Taki lekki zwrot turpistyczny.
Pozycja równie dobra co poprzednia, może nawet odrobinę lepsza dzięki tej meta-zabawie.
9/10
Wzięty z rozpędu. Mimo, że początkowo trochę się skarciłem, no bo ciągle to samo? Came on. Ale po kilku stronach wsiąkłem i dowiozłem do końca bez cienia znużenia. Rzecz bardzo podobna do pierwszego tomu cyklu w zakresie warsztatu - świetne postacie (plus rozwój relacji), lekka narracja, doskonały wątek romansowy, niezłe tło społeczne. Dodatkowo "Jedwabnik" to...
więcej mniej Pokaż mimo to
Niby w reklamie rzecz o pognębieniu Templariuszy przez Filipa Pięknego, a tak naprawdę to w sumie poboczny wątek, zajmujący niewiele czasu antenowego, mający niewiele sensu i niewiele wnoszący do fabuły. Najobszerniej autor zajmuje się wątkami romansowymi i to w sposób krańcowo pensjonarski. Trochę też mamy realiów epoki i dylematów wewnętrznych postaci. Niestety brzmi to koszmarnie niewiarygodnie. Postacie to nie prawdziwi ludzie, ale szmaciane kukiełki, wszystkie są jednakowo afektowane, wszystkie wygłaszają teatralne, koturnowe teksty miast rozmawiać. Skonstruowane są na uproszczonych schematach z nastoletnim pojmowaniem psychologii, myślisz, jak taki prymitywny przygłup mógł być głową jednej z najpotężniejszych organizacji ówczesnego świata? W ogóle cała książka jest silnie młodzieżowa, z uproszczonym pojęciem mechanizmów działania świata, naiwną fabułą w której brak niuansów, wszystko jest jednowymiarowe, a zasadzki i tajne plany zatrzaskują się w sposób typowy dla dziecięcych kreskówek. Najbardziej interesujące wydarzenia autor często załatwia kilkoma zdaniami oznajmiającymi, a skupia się obszernie na trywialnych scenkach typu jeleń na rykowisku. Najciekawsze w tym wszystkim były przypisy. Serio.
Nie mam pojęcia skąd zachwyty u tylu czytelników. Jeszcze te kilkadziesiąt lat temu jakoś to może brzmiało, z braku wyboru i porównania..., niemniej równocześnie słucham cyklu Gołubiewa o Chrobrym i choć starszy, jakością deklasuje "Królów przeklętych" Druona na każdym polu - literacko, koncepcyjnie, warsztatowo.
Uzbierałem i chciałem przeczytać cały cykl, ale po "Królu z żelaza" porzucam ten pomysł i wszystko leci na sprzedaż. Szkoda półek na fatalnie zastarzałą miernotę.
Nie chce mi się o tym więcej pisać. Pozycja może sprawdzi się jedynie jako prosta przygodówka dla średnich nastolatków, ale nie polecałbym.
3/10
Niby w reklamie rzecz o pognębieniu Templariuszy przez Filipa Pięknego, a tak naprawdę to w sumie poboczny wątek, zajmujący niewiele czasu antenowego, mający niewiele sensu i niewiele wnoszący do fabuły. Najobszerniej autor zajmuje się wątkami romansowymi i to w sposób krańcowo pensjonarski. Trochę też mamy realiów epoki i dylematów wewnętrznych postaci. Niestety brzmi to...
więcej mniej Pokaż mimo to
Historyjka w tonie post-apo. Prościutka, a mimo to niedopracowana, niezgrabna z kiksami logicznymi, niewiarygodną psychologią, z rozmytym finałem, tanim, bladawym przesłaniem. Nienowa koncepcyjnie, powtarza oklepane motywy bez jakiejś wartości dodanej. Narracja prymitywna, oczywista, bez niuansów i światłocieni. Graficznie rzecz uproszczona w zasadzie do poziomu schematu, bez jakiegokolwiek tła, bez szczegółów, bez przeszkadzajek. Być może to przemyślana koncepcja, ale nie wygląda, a jeśli nawet, do efekt jest słaby. Dla mnie, to rzecz po prostu brzydka i niedopracowana. Ten komiks to w zasadzie brudnopis, niedopracowany konspekt pomysłu i grafiki. To jest materiał, który wymaga mnóstwo pracy.
Czyta się to błyskawicznie. Raz, fabularnie to prymityw, dwa, wizualnie kompletnie nie ma czego oglądać, a trzy, komiks wydrukowany jest na grubym papierze toaletowym, który sugeruje obszerny tom a to raptem sto parę stron.
Miernota. Wydrukowany przez przypadek konspekt słabego pomysłu. Zadziwiają mnie powszechne zachwyty tym... czymś.
3/10
Historyjka w tonie post-apo. Prościutka, a mimo to niedopracowana, niezgrabna z kiksami logicznymi, niewiarygodną psychologią, z rozmytym finałem, tanim, bladawym przesłaniem. Nienowa koncepcyjnie, powtarza oklepane motywy bez jakiejś wartości dodanej. Narracja prymitywna, oczywista, bez niuansów i światłocieni. Graficznie rzecz uproszczona w zasadzie do poziomu schematu,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Harrego Pottera przeczytałem ze dwa tomy, nie wiem czy do końca, dziecku do poduszki. Jako dorosły nie widziałem sensu, ani nie czułem potrzeby dłubać w tym dalej. Gdy się okazało, że pani pisze też kryminały pod pseudonimem, machnąłem ręką, co mnie to obchodzi. No i nadszedł moment, gdy przypadkiem "Wołanie kukułki" wpadło mi w ręce. Do tego czasu, zdążyło do mnie dotrzeć trochę pozytywnych opinii na temat pisania p. Galbraith. Na tyle pozytywnych i na tyle "trochę", że osiągnęły masę krytyczną dzięki której przyczepiłem etykietkę 'to może być nie najgorsze".
No i przeczytałem. Rzecz się okazała niesamowicie wciągająca (nie pamiętam kiedy kryminał tak by mnie zassał) i zgrabnie napisana, tak literacko jak i konstrukcyjnie. "Wołanie kukułki" z jednej strony sprawia wrażenie świeże i nowoczesne, ale jak się dobrze przyjrzeć jest tu także kryminał noir czy Agatha Christie. Postacie dobrze skonstruowane, z głównymi bohaterami spoko się zaprzyjaźniamy, zagadka zgrabna (choć pewien, dość istotny, jej aspekt mnie nie przekonuje, mam za przekombinowany). Czego chcieć więcej?
Są tu też wątki romansowe, ale tak naturalnie i elegancko podane, że księguje je po stronie zalet, a nie, jak zazwyczaj, obciążeń.
Tom jest obciążony pewną cechą rozwijających się procedurali, i czy to dobrze czy źle, to zależy jak komu leży. Mianowicie "Wołanie kukułki" jest swego rodzaju ekspozycją głównych bohaterów, sporo przestrzeni zajmuje ich historia i charakterystyka, z czego będzie można korzystać w kolejnych tomach. Oczywiście jest to zręcznie wkomponowane w narrację, niczego nie zaburza, wręcz przeciwnie.
Dawno nie czytałem tak zawodowo i gładko napisanego kryminału. W kategorii literatury gatunkowej - 9/10.
Harrego Pottera przeczytałem ze dwa tomy, nie wiem czy do końca, dziecku do poduszki. Jako dorosły nie widziałem sensu, ani nie czułem potrzeby dłubać w tym dalej. Gdy się okazało, że pani pisze też kryminały pod pseudonimem, machnąłem ręką, co mnie to obchodzi. No i nadszedł moment, gdy przypadkiem "Wołanie kukułki" wpadło mi w ręce. Do tego czasu, zdążyło do mnie dotrzeć...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ze trzydzieści lat temu przeczytałem wszystkie trzy tomy. Nie przypominam sobie zachwytów, ale ogólnie wrażenie pozostało pozytywne. Przypadkiem wpadłem na Morrellla na Storytelu i niewiele myśląc wrzuciłem na gramofon w aucie, że niby taka sensacyjka będzie dobra do auta. No i porzuciłem w 1/4, nie że to jakieś bardzo złe było, ale jakieś staroświeckie, zamszone, naiwne czasem do granic żenady.
To literatura stricte rozrywkowa, która już nie bawi.
3/10
Ze trzydzieści lat temu przeczytałem wszystkie trzy tomy. Nie przypominam sobie zachwytów, ale ogólnie wrażenie pozostało pozytywne. Przypadkiem wpadłem na Morrellla na Storytelu i niewiele myśląc wrzuciłem na gramofon w aucie, że niby taka sensacyjka będzie dobra do auta. No i porzuciłem w 1/4, nie że to jakieś bardzo złe było, ale jakieś staroświeckie, zamszone, naiwne...
więcej Pokaż mimo to