Geneza Jakub Rebelka 6,4
Miałem mieszane uczucia podczas lektury tego komiksu, bo oczywiście w pierwszej kolejności zwracały uwagę rysunki polskiego autora, Jakuba Rebelki, który na dobre zasiedział się na amerykańskim rynku i co jakiś czas dostajemy albumy spod jego ręki. Na mocny plus warstwy graficznej jednak wysunęły się jednak kolory, ich bogactwo, a za nie odpowiada Patricio Delpeche. Szkoda, że wydawca nie pokusił się o jakieś notki o autorach, zwłaszcza, że wydanie jest zacne, z twardą lakierowaną okładką i galerią okładek.
Same rysunki robią dobre wrażenie, szczególnie w pewnej dynamice, wyrazistym stylu, czerpiącym w mojej ocenie z poetyki rysunki Mignoli, który mimo grubej kreski i kanciastych sylwetek postaci oddawał ruch i ożywiał swoje kadry. Rebelka też to potrafi, ale gorzej wypadają twarze, jakby w części kadrów ich nie dopracowywał, niepotrzebnie upraszczał. W połączeniu z rezygnacją z części szczegółów na niektórych planszach daje mocne poczucie nierówności warstwy graficznej, którą na jednej stronie się zachwycam, a na kolejnej irytuję. I właśnie kolory, świetnie nałożone to poprawiają, ujednolicają, ożywiają podciągając te słabsze miejscami rysunki.
Scenariusz to poprawna robota w klimacie postapokaliptycznym, w odległej przyszłości, w której rozgrywa się być może ostatni akord ludzkości. Pomysły były całkiem fajne, ale lepiej wypadłyby w większym formacie, być może na przestrzeni podwójnej względem tej, którą zawiera album, przez co rozwiązania są pospieszne, łatwo rozgrywane, a wydźwięk powierzchniowy, bez należnego ładunku emocjonalnego.
Podczas lektury oceniałem ten komiks lepiej, bo czyta się go lekko, przyjemnie, ale pozostaje spory niedosyt.