Bolesław Chrobry. Puszcza Antoni Gołubiew 8,0
![Bolesław Chrobry. Puszcza](https://s.lubimyczytac.pl/upload/books/4948000/4948331/860143-352x500.jpg)
ocenił(a) na 1011 tyg. temu Początki państwa polskiego (A. Gołubiew Bolesław Chrobry. Puszcza)
Osadnicy zabrali się do nich natychmiast, od rana. Jeszcze tu i ówdzie kryło się pod szarym nalotem zarzewie; ziemia kurzyła pod stopami popiołem; cała przestrzeń leżała czarna i otwarta, gotowa do orki i siewu. Jęli się wyważania pozostałych pni. Obkopywali wkoło ziemię, przerąbywali korzenie, podkładali bierwiona, wyważali je -czerwoni, spoceni, milczący. Pnie waliły się z głuchym łoskotem, wyrzucały chmury popiołu. Trzebili je z gałęzi, rozszczepiali klinami, obciosywali na belki. Oznaczywszy zręby chat, zakładali bierwiono na bierwiono w surowy prostokąt, mozolnie wznosili ściany. Białki ciągały kamienie na palenisko, pilnowały chudoby, warzyły strawę, nosiły gałęzie, gromadziły mech do utykania ścian. Ledwo stanęły chaty dla ludzi i bydła, mężczyźni wyciętą z twardego rozwidlenia sochą zruszali glebę, wyrywali z ziemi długie korzenie, przetaczali kamienie i głazy, równali grunt, znów go zdzierali sochą, by z przywiezionych pękatych worów siać ziarno. Bili zwierza w puszczy, białki wytyczyły grzędy grodzone chruścianą plecionką. Żyli. Pracowali. Zasiedli się.
Wrośli w ziemię.(…).
A. Gołubiew Bolesław Chrobry. Puszcza
„Oswoić” puszczę, czyli obłaskawić, na podobieństwo dzikich zwierząt, pierwotny, dziki las, naturalne otoczenie nieskażone, nieprzeobrażone działaniami człowieka, żyjące swoim własnym życiem według swych niepisanych praw. Któż się ośmieli? Kto tego dokona? W opowieści A. Gołubiewa osadnicy, pragnący uciec od złej przeszłości, której towarzyszyła „ciasnota na wąskiej porębie, gdzie było ich zbyt wielu, by jeść do syta; coraz większe ciężary danin a posług; u klejmowanego niewola, bicie i głód”.
Chcesz być wolny, musisz znaleźć dla siebie i swoich bliskich miejsce, nawet w dziewiczym otoczeniu, które zapewni ci przestrzeń do życia, dzięki wytrwałej pracy rąk. Jeśli już zbudujesz dom, obsiejesz skrawek wykarczowanej ziemi, upolujesz dziką zwierzynę, skorzystasz z darów lasów, to jeszcze będziesz musiał chronić swe domostwo nie tylko przed Matką – Naturą, ale i barbarzyńcami (swoimi i obcymi),którzy przyjdą na gotowe.
Wrogą knieję pokonał ogień, topór, niezmordowane męskie ramiona, także kobiece plecy dźwigające gałęzie i liście. Puszcza -złowroga i zła - niosła jesienią dni słotne, wietrzne i mgliste, zimą siarczyste mrozy. Głodny dziki zwierz (wilk, ryś, żbik….) skradał się do osady i chłopskich chałup, by przetrzebić bydło, wiosną zaś wygłodniały niedźwiedź, żubr tratował obsiane pola. W gęstwinie aż roiło się od strachów i duchów przywoływanych w ludowych opowieściach:
„Nocą przychodziły strachy, sny dusiły, usta wrzeszczały w ciemności, w obłędnym przerażeniu.(...) Okropne stwory, za dnia nie widziane, wychylały się z szumiącej ściany boru, skradały się za węgłami, skrobały w ściany, chrobotały nieustępliwie, krążyły wokół złośliwe i straszne. Strach był kosmaty, włochaty, duszący, dławił mrozem cienkie szyje, zmuszał do nagłego krzyku.(…). Wiatr wstrząsał zrębami i wył w szparach. Włosy jeżyły się na głowach, twarze były rozpalone i oczy nie śpiące”.
Wiosna odmieniała wszystko, ledwie wstało słońce, rozpoczynały się ptasie zaloty, ćwierkania, ryki żubrów, tokowania głuszca, brzęczenie owadów. Jak opisuje Gołubiew:
„ (…) szła puszcza. Jeleń wznosił koronę rogów i nasłuchiwał dalekiego wycia wilków. Dzik czochrał się o drzewo, pszczoły broniły się przed napaścią niedźwiedzia, na płowe sarny spadał z gałęzi żbik, syczące węże czatowały na leniwe ropuchy, jaskółki gnieżdżące się nad brzegami rzek zataczały szerokie kręgi w pogoni za muchami, cierpliwe pająki czyhały bez ruchu w środku siwych sieci. Puszcza dygotała głosami miłości, walki i głodu. (…).
Nie inaczej bywało w chłopskich chatach, ale i książęcych komnatach. Żądny Mieszko spłodził z Dobrawą syna, zwanego Bolesławem. W mistrzowskim opisie Gołubiewa aż paruje od żądz i namiętności. Dwa zdania dopowiadają wszystko: „W gorącą noc, kiedy ciężarna łania rozkraczyła się do porodu i wrzące życie rozsadzało skorupę żołędzia, gdy ptaki zachłystywały się od żądzy w świergotliwym śpiewie, a rozparzona ziemia przyjmowała w siebie nasienie, ksiądz Mieszka po wypędzeniu swych popaśnic przygarnął łapczywie Dobrawę, przywalił ją własnym ciężarem, rozdygotany i żądny, namiętne zwierzę puszczy. Gałęzie szumiały pod wiatrem, lędźwie drgały chucią i spazmem”.