-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2014-03-13
2015-05-17
Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke
Niesamowita i pięknie opowiedziana historia.
Jakiś czas później obszernie napisałem o filmie na jej podstawie.
(...) 20 lat temu Patrick Süskind nie przypuszczał nawet, jak wielką zyska popularność przyczyniając się do powstania zaskakującej pod każdym względem powieści. Jean Baptiste Grenouille zawładnął na dobre umysłami i sercami wszystkich, którzy byli przy jego narodzinach na śmierdzącym nad wyraz rybnym targu. A także później, w trakcie całej jego podróży, aż do Grasse.
Zmysł, który chyba najtrudniej oddać. Pisząc można odwoływać się do wielu porównań, takich lub innych zwrotów. Robiąc film trzeba sięgać dalej dbając o jak najbardziej doskonały efekt. A ten autorstwa Toma Tykwera jest nad wyraz przekonujący.
Süskind miał rację zwlekając z odsprzedaniem praw autorskich do sfilmowania powieści. I choć ustawiali się w kolejce wielcy myślę, że padło na najbardziej odpowiednią osobę. Tą samą, która przymiarki do tego filmu robiła już kilkanaście lat wcześniej. Cierpliwość została nagrodzona.
Tykwer nie uprościł sobie zadania. Wykazał się wyjątkowym kunsztem, jako reżyser koordynując pracę setek ludzi. Zadbał o wszystkie szczegóły począwszy od najważniejszego – odtwórcy głównej roli. Podobnie, jak w wypadku reżyserii o rolę ubiegało się wielu znanych, podziwianych, ale zbyt już nam ogranych. Wybór padł na nikomu nie znanego aktora. I choć wizualnie może nieznacznie odbiegać od wyobrażeń czytelnika, to jednak Patrick Süskind może być dumny z tego, co pokazał i jak wykreował swoją rolę.
Całość dostępna w linku:
http://koominek.blogspot.com/2014/08/pachnido.html
Artur G. Kamiński
http://koominek.blogspot.com - pięćdziesiąt trzy tematyczne szufladki i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke
Niesamowita i pięknie opowiedziana historia.
Jakiś czas później obszernie napisałem o filmie na jej podstawie.
(...) 20 lat temu Patrick Süskind nie przypuszczał nawet, jak wielką zyska popularność przyczyniając się do powstania zaskakującej pod każdym względem powieści....
2013-02-13
http://koominek.blogspot.com - osiemnaście tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
Literackie wydarzenie roku!
Wydawało mi się, że słowa spłyną ze mnie z siłą wodospadu, a natłok myśli będzie tak wielki, że mnie przygniecie, wydawało mi się również, że nie będę w stanie opędzić się od tych myśli… wydawało mi się, że będzie to proste, usiąść i napisać, a jednak… jedynie mi się wydawało.
Kiedy poznałem ją tylko w wyrwanym z kontekstu fragmencie czułem pewien niesmak, nie wydawała mi się zarówno ciekawa, jak i dobra, nie przyciągała mojej uwagi, nie kusiła okładką, a proza Joanny Fabickiej była chropowata, dziwna, pokręcona, zupełnie bez sensu. Wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy, że w momencie, kiedy trafi do mnie cała, w jednym kawałku będzie to lektura od deski do deski. Nie tylko z wypiekami na twarzy, ale w dużej mierze z niedowierzaniem i rosnącym coraz bardziej podziwem dla książki „Second Hand”.
Rzadko się zdarza, aby książka prawie całkowicie pozbawiona dialogów miała taką siłę. Rzadko się również zdarza czytać taką książkę z lekkością, ale i nieśmiałością dotykając osobiście upiorów drzemiących w duszach bohaterów. Ten odległy zaścianek zamierzchłej epoki PRL-u, ta Polska nawet nie „B”, a raczej „D”… tam, gdzie wrony zawracają to wyjątkowy koloryt słabości, ale i siły ludzkich charakterów.
Zjawiskowy, urzekający, przedziwny koloryt postaci tak pięknie odmalowanych, iż wszystko, co było przed „Second Hand” przestaje się liczy. Prawdą jest, że nie znam wcześniejszych dokonań autorki, nie miałem też możliwości, aby w jakiś szczególny sposób nastawić się na odbiór przed lekturą. Jakkolwiek jest ten, kto raz postawi nogę w Podlewie już nigdy go nie opuści.
I to nie dlatego, że będzie chciał z niego uciec. Nie, oczarowany przedziwnym urokiem tego miejsca postanowi osiedlić się w nim na stałe nie martwiąc się oto, co będzie później. Zatrzyma się w pensjonacie „Second Hand”, który z lekka już przekwitł, choć jego druga „osiemnastka” nie jest wcale gorsza, niż pierwsza. Z okna na pięterku dostrzeże kościółek księdza Jeremiego.
Wcześniej jednak Femi z Jovanką z wielką pasją będą ścigały po całym podwórku kurę bez głowy, która dziwnym trafem wciąż żyje, aby wpaść nagle na nowego gościa. Tak, Femi i Jovanka, dwie wyjątkowe przyjaciółki, których życie odmierzać będą nieszczęścia, unoszące się nad Podlewem, jak egipska plaga.
‘(…) Femi śni o spadających samolotach. Budzi się w nocy i wyczekuje odgłosu nadlatującej maszyny, ale słychać tylko, jak Marlena, zwinięta na swoim łóżku, nieregularnie poświstuje przez sen. Femi ma już w głowie całą kolekcję rozbitych wraków, niektóre sterczą z ziemi wbite w nią do połowy, inne, z rozprutymi brzuchami, leżą na plecach bezbronne jak niemowlęta. Okoliczne drzewa uginają się pod złamanymi skrzydłami, rozrytymi na pół fotelami. Wszystko wkoło: dachy domów, ulice i trawniki pokrywa miazga ludzkich szczątków. Dziewczynka wyobraża sobie przerażenie pasażerów na kilka sekund przed rozbiciem, doprowadzając się do histerii. Nie może się jednak obronić przed coraz koszmarniejszymi wizjami i jedynym ukojeniem jest Jovanka i jej dom, w którym zawsze jest pełno życia.'*
Znacznie dalej, poza zasięgiem świadomości obu przyjaciółek żyje ktoś, kto swego czasu opuścił zapomniane przez Boga i ludzi Podlewo. W odległej o lata świetlne Hiszpanii żyje Maria. Dotarła tam, gdzie dotrzeć nie zamierzała, los rzucił ją równie lekką ręką, jak kochanek, z którym uciekła, a który po latach się rozpłynął. Dlaczego? Tego Maria nie wie do dziś, jednak przyjmuje podarowaną przez los traumę i stara się jej sprostać… choć ta z każdym rokiem sprawia, że Marii zaczyna coś ciążyć… coś, czyli jej własne sumienie.
Jest i Edzia, karlica, ze smykałką do wszystkiego, co mechaniczne, jest i jej siostra Cecylia, przez los obdarzona pięknym głosem, który tylko przez chwilę wiódł ją na wielkie estrady świata. Później piękne marzenie równie szybko prysło, jak się pojawiło. Żyjąc w Podlewie trudno odnieść sukces, a jednak nie jest to życie pozbawione blasku. Choć dalekie od radości i ideału.
‘(…) Jeszcze się pyta! Od tego dnia, dzień w dzień, kiedy Marlena jest w szkole, a Edzia załatwia drobne codzienne sprawy, Cecylia zostawia na dole zdrowy rozsądek, katolickie wychowanie i honor kobiety, i cała mokra pędzi na górę, mało się pod nią nie zawalą schody. Raul pokazuje jej sztuczki, o jakich nawet wcześniej nie śniła. Kocha się z nią na wszelkie możliwe sposoby, od przodu, od tyłu, w tę i nazad, po bożemu i na wspak, aż Cecylia drze się swoim jasnym mezzosopranem i te wiewiórki, których Raul jeszcze nie wybił, padają teraz na atak serca. Wraca potem do siebie na uginających się nogach, ze spojrzeniem wybrańców, którzy spotkali się z Bogiem. Jej Bóg nazywa się czysta, krystaliczna, absolutna chuć.'*
Rzadko mi się zdarza, aby brakowało mi odpowiednich słów do przekazania własnych uczuć, ale teraz pojawia się właśnie taka chwila, taki moment, taki czas... 'Second Hand' to fenomen literatury polskiej ostatnich lat... tylko tyle, a może aż tyle. Bardzo bym chciał zobaczyć filmową adaptację tej książki, równie dobrą, jak ona sama, bo odniesienie do stylu Almodovara jest nie tylko słuszne, ale w pełni uzasadnione. Tak za sprawą hiszpańskich losów Marii, jak też kolorytu postaci zmagających się z życiem w czarującym Podlewie.
Artur G. Kamiński
https://www.facebook.com/Koominek
* - Wszystkie cytaty pochodzą z: Joanna Fabicka, „Second Hand”, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2013
http://koominek.blogspot.com - osiemnaście tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
Literackie wydarzenie roku!
Wydawało mi się, że słowa spłyną ze mnie z siłą wodospadu, a natłok myśli będzie tak wielki, że mnie przygniecie, wydawało mi się również, że nie będę w stanie...
2011-09-02
53 strony, a już kocham „Bezludny raj”, miłością czystą, lekką, taką, której nie widać, a którą czuć każdą cząstką duszy. Ana Maria Matute, bliżej mi nie znana do tej pory hiszpańska pisarka zawładnęła swoją prozą mój umysł bez reszty.
Choć do końca jeszcze sporo w tej przedziwnej, ale też niezwykłej opowieści małej Adriany, wiem, że będzie to podróż zaskakująca pod każdym względem. Na ogół recenzje pisze się po zakończeniu lektury, czasem jednak, tak, jak w tym przypadku, śmiało i bez skrępowania można dzielić się słowem pisząc z uznaniem i szczególną dozą radości o tym, jak wiele uśmiechu i szczególnych wzruszeń daje lektura tej książki.
Historia zmagań małej Adri z otaczającymi ją Olbrzymami w rodzinie bez uśmiechu od pierwszej strony unosi lekko i nie pozwala się zatrzymać. I choć tak, jak napisałem za mną dopiero 53 strony, to mógłbym napisać, że są to „aż” 53 strony, choć paradoksalnie nie jest to szczególnie obszerna powieść. A jednak nieważne, w którym miejscu się zatrzymam, za moment chętnie wrócę do lektury odkrywając okiem małej Adri tajemnice otaczającego ją świata. Tego bliskiego, czyli rodziny, z którą nie ma zbyt silnej więzi, gdyż od małego jest „inna”, a to w jej rodzinie jest przeszkodą. Unika jej starsza siostra, nie bawią się z nią bracia, rodzice prawie nie dostrzegają jej obecności. W wielkim domu jest kilka osób, które uważa za bliskie sobie, ale nigdy byście nie zgadli jakie i właściwie dlaczego zaskarbiły sobie przychylność w jej małym serduszku.
Powieść dla każdego, choć wydana w „Serii z miotłą” Wydawnictwa W.A.B. nie zamyka się na płeć piękną. Piszący te słowa odnajduje w niej szczególne bogactwo emocjonalne, wyjątkową lekkość słowa, zaskakujący piękny i ponadczasowy sposób narracji. Taki, który sprawia, że bez problemu wyobrażam sobie to, o czym za moment w krótkim cytacie:
‘- (…) Siedząc już w Ekspresie do Kawy, Eduarda rozpoczęła walkę wręcz z dźwigniami, kluczami i pedałami (albo tak mi się wydawało) pośród koncertu fukania niewydobywającego się z jej ust, lecz z silnika, który zdawał się naprawdę rozzłoszczony. Było kilka szarpnięć, które o mały włos nie wyrzuciły mnie z siedzenia, aż znienacka, można by powiedzieć, radośnie, ruszyłyśmy z miejsca. Radośnie, bo gdy jechałyśmy w dół ulicy pomiędzy rzędami akacji, odkryłam za oknem rodzinę jerzyków sfruwających jak strzały z nieba – przecinały je i odlatywały. Chyba wtedy po raz pierwszy poczułam coś podobnego do euforii. Wzrastała we mnie jakby wieka i pozbawiona trosk wolność i miałam ochotę zaśmiać się, nie wiedząc dobrze dlaczego.’
I wszystko to w umyśle małej, dziewięcioletniej dziewczynki, która na świat spogląda w zupełnie inny sposób, niż wszystkie otaczające ją Olbrzymy. I to właśnie Eduarda odkrywa przed nią świat, jakiego nigdy jeszcze nie znała. Pozostaje zostawić coś na puentę po zakończonej lekturze. A ta bez wątpienia zamyka się w kilku prostych słowach – tą książkę trzeba koniecznie poznać, trzeba się z nią zmierzyć, trzeba sięgnąć po książką z intrygującą okładką wiedząc, że czas, który jej poświęcimy nie będzie czasem straconym.
To, co podarowała już na początku do samego końca tylko unosiło coraz mocniej serce, a zaskoczona dusza nie potrafiła objąć, przyjąć i udźwignąć nadmiaru przepełniających ją emocji. Mała Adri, z jej małym, ale stopniowo coraz większym światem, z jej piękną, zaskakującą i gorącą miłością do Chłopaka, jej podróże po domu, po części „pastowanej i niepastowanej”, to wszystko nie ma, nie miała i długo jeszcze nie będzie mieć sobie równych.
Książka, którą śmiało i bez skrępowania mogę postawić na szczycie wśród najlepszych, wybitnych powieści, jakie dano było mi poznać od dłuższego czasu. Powieść, która powinna znaleźć miejsce w twojej duszy.
Wszystko, co ważne i dobre do odkrycia w tym miejscu:
https://www.facebook.com/Koominek
Zapraszam też na Instagram, tam ostatnio najwięcej się dzieje:
https://www.instagram.com/arturgkaminski
53 strony, a już kocham „Bezludny raj”, miłością czystą, lekką, taką, której nie widać, a którą czuć każdą cząstką duszy. Ana Maria Matute, bliżej mi nie znana do tej pory hiszpańska pisarka zawładnęła swoją prozą mój umysł bez reszty.
Choć do końca jeszcze sporo w tej przedziwnej, ale też niezwykłej opowieści małej Adriany, wiem, że będzie to podróż zaskakująca pod każdym...
2012-05-19
http://koominek.blogspot.com - osiemnaście tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
30 lat po niemieckim wydaniu, które dzięki staraniu wydawcy powstało z rozproszonych fragmentów rękopisów i blisko 70 lat od tragicznej śmierci autora Wydawnictwo W.A.B. daruje nam książkę niezwykłą. "Dziewczyna z poczty", której autorem jest Stefan Zweig poruszy umysły, dotknie duszy, rozpali zmysły, sprawi, że nie będzie można się od niej oderwać.
Premiera książki na polskim rynku wydawniczym 20 czerwca 2012 roku, a doskonały przekład zawdzięczamy Karolinie Niedenthal. To dzięki jej staraniom, książka ma właśnie taki, a nie inny charakter, co bez wątpienia wartym jest podkreślenia.
Często się zdarza, że książka, a tym samym powieść, która ma dużo, bardzo dużo opisów jest trudna do odbioru, z reguły jesteśmy przyzwyczajeni do dialogów, a przynajmniej do równoważnego rozłożenia obu tematów. Tutaj tych dialogów jest niewiele, jednak sposób narracji, mnogość i różnorodność opisów, przebogate słownictwo - wszystko to sprawia, że razem z autorem słyszymy przyśpieszone bicie serca Christine, gdy wyrwana za swojego okienka pocztowego po krótkiej podróży przenosi się do świata, który całkowicie ją odmieni...
Pogrążona w kryzysie powojenna Austria nie jest szczęśliwym landem, mlekiem i miodem płynącym. Bieda dotyka z każdej strony, beznadziejność życia sprawia, że świat wokół nie jest w stanie nic zaoferować, tym bardziej, jeśli ogląda się go codziennie przez szare okienko pocztowe. Życie Christine pozbawione jest blasku, żyje w ciągłej apatii dbając o chorą matkę i sumiennie wypełniając swoje obowiązki. Nagle jeden telegram przewraca jej pozornie uporządkowane życie do góry nogami. Okazuje się, że zrządzeniem losu to właśnie ona, a nie jej chora matka, wybierze się na dwa tygodnie do odległej, magicznej i bajkowej Szwajcarii. I to właśnie tam przez chwilę będzie w blasku chwały. Dzięki swoistej i błyskawicznej metamorfozie stanie się damą o rodowym nazwisku von Boolen.
Jednak do czasu, gdyż zawiść i zazdrość ludzka nie znają granic, raz puszczona w ruch machina zniszczenia zmiata po drodze wszystko, co napotka, z pięknej bajki przemieniając się w dramat. Znając już zarówno całą powieść, jak i życiorys autora, odnoszę wrażenie, że sięgnął osobiście z małżonką po rozwiązanie, którego swym bohaterom oszczędził. Pytanie brzmi, dlaczego sam wybrał taką drogę.
Znawca psychologii człowieka Stefan Zweig w doskonały sposób umiał docierać do sedna w przenikaniu duszy, odkrywaniu myśli i nadawaniu im ponadczasowego wymiaru. Jego proza nie ma sobie równych, jego sposób opowieści, kompozycja zdań, wreszcie historia, którą odkrywa przed czytelnikiem w "Dziewczynie z poczty" to przedziwna i niezwykła lekkość słowa z taką wyjątkową kompozycją myśli, iż wielokrotnie nie wiedziałem, co myśleć, ani tym bardziej, jak odnaleźć się w tej szczególnej mądrości:
'(...) Każda materia zawiera w sobie pewien wymiar napięcia, którego nie da się już bardziej przekroczyć, woda ma swój punkt wrzenia, metal topnienia, żywiołom duszy również nie uda się ominąć tego niepodważalnego prawa. Radość może osiągnąć taki stopień, po którym nie będzie już odczuwalna, to samo dotyczy bólu, zwątpienia, przygnębienia, wstrętu i lęku. Wypełnione po brzegi wnętrze nie wchłonie już ani jednej kropli świata więcej.’
Jako mężczyzna świetnie wczuł się w rolę kobiety odkrywając emocje Christine, jej przemyślenia, bolączki i pragnienia. Odważnie i bez żadnego tabu dotykając jej skołatanego serca, uniesionej bogactwem doznań emocjonalnych duszy, czy wreszcie po jakże bolesnym upadku moralnym próby zmierzenia z podłym światem, który ją otaczał.
„Dziewczyna z poczty” to książka przedziwna, urzekająca i zaskakująca, pięknie opowiedziana i napisana. Powieść, po którą nie tylko warto sięgnąć, ale z pełną świadomością oddać się lekturze, by dochodząc do ostatniej strony poczuć... Właśnie, co? Niedosyt? Niepewność? Zadowolenie? A może jedynie szczery podziw dla Christine za to, że jednak się nie dała, a sięgając wraz z Ferdinadem po określone rozwiązanie postawiła wszystko na jedną kartę.
To, czy postąpiła słusznie, to już każdy sam musi ocenić.
Artur G. Kamiński
https://www.facebook.com/Koominek
http://koominek.blogspot.com - osiemnaście tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
30 lat po niemieckim wydaniu, które dzięki staraniu wydawcy powstało z rozproszonych fragmentów rękopisów i blisko 70 lat od tragicznej śmierci autora Wydawnictwo W.A.B. daruje nam książkę...
2011-05-26
‘Rain Man’, ‘Foresst Gump’, a teraz ‘Dziewczyna, która pływała z delfinami’. Wspólny mianownik łączący wszystkie trzy tytuły to Zdolny Inaczej, a może Zdolna Inaczej w wypadku bohaterki książki Sabiny Berman. Książki, która sprawiła mi nie tylko miłą niespodziankę w trakcie lektury, ale podarowała też wiele niesamowitych doznań.
Autyzm - inne, szczególne postrzegania świata, inna wrażliwość, choroba, która kształtuje geniuszy. Umysł, który jest zagadką, który sprawia, że choć uważani za imbecyli, umysłowo chorych w znaczniej mierze niejednokrotnie są bardziej normalni, niż cały otaczający ich świat.
I taka właśnie jest ‘Ja’. Aby zobrazować, czym podyktowane jest nazywanie się właśnie w ten, a nie inny sposób warto sięgnąć po określone słowa:
‘(…) Ktoś prowadzi za rękę chudą i niezgrabną dziewczynkę w białej koszulce do pół uda, pod wiatr, rozkłada na piasku czerwony koc, sadza ją i mówi, co ma mówić. Powtarzać.
- Ja.
- Ja.
I tak wiele razy, każdego popołudnia, każdego dnia. To zjawisko siedzące na piasku, kołyszące się, mówiące „Ja”, i to stworzenie stłumione przez ryk fali, która spada z hukiem, rozbija się i ślizga po piasku.’
I w żaden sposób nie dziwi mnie fakt tak wielkiego zainteresowania książką Sabiny Berman na całym świecie, bo stworzyła dzieło wybitne. Pojawia się powieść, która już od pierwszych stron wprowadza czytelnika w tak zaskakującą, piękną i zjawiskową historię Ja zwanej później Karen, iż dopiero poznanie jej osobiście da ten niezwykły w każdym aspekcie wyraz, jaki pojawi się po lekturze na twarzy zaskoczonego czytelnika.
Każdy, kto na niego spojrzy będzie miał świadomość, że zaniemówił z wrażenia. Przejęty czymś niezwykłym nie dostrzega otaczającego go świata i długo jeszcze nie potrafi się otrząsnąć z wrażenia po podróży do Mazatlan i spotkania z Karen. Tak właśnie jest, bo każdy, kto spotka na początku tą niepozorną dziewczynkę, z czasem młodą dziewczynę, obcując finalnie z dojrzałą kobietą, nigdy nie będzie już taki sam.
Jej niezwykła osobowość, choć przecież autystyczna, 90% debila i 10% geniusza, jej praktyczny umysł, jej wizja chłonienia świata, odkrywania go od podstaw, rozkładania na atomy, wszystko to sprawia, że nasz podziw dla Karen nie ma końca. Jednocześnie jesteśmy momentami onieśmieleni jej zadziwiającą wyrazistością myśli, jej krystalicznie czystym umysłem, który nie odrzuca niczego, bo wszystko tak naprawdę ma sens, trzeba tylko spojrzeć z odpowiedniej perspektywy.
Najlepiej tej podwodnej, w okularach i kombinezonie nurka, w którym Karen czuje się wyjątkowo bezpiecznie, tak w wodzie, jak też poza nią, w każdym innym, dowolnym miejscu. I co ważne, ta podwodna rzeczywistość oddana jest w sposób, któremu może tylko dorównać kolorowy film i to wersji 3D.
Celowo nie dotykam treści książki, nie nawiązuję do historii Karen, bo tą trzeba i warto poznać strona po stronie od samego początku. Warto sięgnąć po ‘Dziewczynę, która pływała z delfinami’ ze względu historię, która wyprzedza bieg czasu, poraża swą niezwykłą bezwzględnością obnażania pozornej tylko normalności, która nas otacza.
Sabina Berman nie zawahała się nawet przez chwilę, ręka jej nie drgnęła na klawiaturze. Od pierwszej do ostatniej strony historia Ja, zwanej później Karen, jej ciotki Isabelle, wreszcie Grubaski, to historia, która nie ma sobie równych, jest zarówno piękna, jak i wzruszająca, ale jest też mądra mądrością wielu najbardziej okazałych bibliotek świata. Jest mądra mądrością Karen, 90% debila, a może raczej imbecyla i 10% geniusza.
I jeszcze mała puenta, krótka myśl, która najlepiej odda to, co mógłbym jeszcze ująć na dwóch kolejnych stronach:
‘(…) Kartezjusz pisał nie tylko o ludzkim sposobie myślenia. Napisał inne książki o sposobie uprawiania nauki, których na szczęście nigdy nie przeczytałam. Pod koniec życia napisał także cieniutką książkę o szczęściu, którą owszem, przeczytałam, i która niestety jest mniej znana niż pozostałe.
Po licznych słowach i 25 stronach Kartezjusz napisał, że szczęście to kwestia zmysłów. Widzieć, słyszeć, dotykać, czuć, smakować językiem – oto jest szczęście. Potem zapisał jeszcze wiele kartek pełnych słów, a szkoda, bo dotarł do prawy już na stronie 25.
Tak, najprostsze i najszczęśliwsze szczęście to postrzeganie zmysłami. Myślenie oczami, skórą, językiem, nosem i uszami.’
http://koominek.blogspot.com - dwadzieścia sześć tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
‘Rain Man’, ‘Foresst Gump’, a teraz ‘Dziewczyna, która pływała z delfinami’. Wspólny mianownik łączący wszystkie trzy tytuły to Zdolny Inaczej, a może Zdolna Inaczej w wypadku bohaterki książki Sabiny Berman. Książki, która sprawiła mi nie tylko miłą niespodziankę w trakcie lektury, ale podarowała też wiele niesamowitych doznań.
Autyzm - inne, szczególne postrzegania...
Opinia 50 stron...
5 lipca 2017 roku swoją premierę wydawniczą będzie miał Tom II (1939–1945) INFERNO pasjonującego, niezwykłego i jedynego w swoim rodzaju życiorysu Jana Kozielewskiego vel Karskiego. Tom I zbyt długo czekał na swój dobry czas, zbyt długo to pięknie wydane dzieło kusiło mnie swoją objętością i treścią.
Świadomość tego, co nadchodzi sprawiła, że wypadało i należało odłożyć wszystko inne, aby tam, gdzie tylko pojawi się określona luka w czasie sięgnąć po Jedno życie i stać się świadkiem życia człowieka, któremu przyznałem miano Największej Osobowości XX wieku, tytuł, na który w minionym wieku zasłużyli tylko nieliczni Rodacy.
Opinia 50 stron to w tym momencie opinia blisko dwustu stron z blisko tysiąca nie tylko niezwykłego życiorysu, ale też fascynującej historii Polski pełnej anegdot i ciekawostek, co do których niejednokrotnie nie zdawałem sobie sprawy, że takie sytuacje lub zdarzenia miały miejsce w naszym kraju. Waldemar Piasecki opowiada historię Jana Karskiego, tak, jak wymagał tego od niego jego Przyjaciel, w formie dynamicznej powieści pozbawionej rysu nudnej historycznej opowieści pełnej przypisów i nie dającej się zupełnie czytać.
Taka konstrukcja sprawdza się już od pierwszych stron i dzięki temu jest to wyjątkowa, literacka perełka. Lektura trwa...
Wszystko, co ważne i dobre do odkrycia w tym miejscu:
https://www.facebook.com/Koominek
Zapraszam też na Instagram, tam ostatnio najwięcej się dzieje:
https://www.instagram.com/arturgkaminski
Opinia 50 stron...
5 lipca 2017 roku swoją premierę wydawniczą będzie miał Tom II (1939–1945) INFERNO pasjonującego, niezwykłego i jedynego w swoim rodzaju życiorysu Jana Kozielewskiego vel Karskiego. Tom I zbyt długo czekał na swój dobry czas, zbyt długo to pięknie wydane dzieło kusiło mnie swoją objętością i treścią.
Świadomość tego, co nadchodzi sprawiła, że wypadało i...
2012-08-04
Nie ma przerostu formy nad treścią, jak to ktoś poniżej zauważył.
Nie jest to też piękna bajka niedostępna dla maluczkich.
Autorka ze smakiem, wyjątkową dbałością o detale, również w formie pięknych zdjęć opowiada o swoich doświadczeniach, o swoim odkrywaniu uroków życia we Francji.
Bajką tak naprawdę jest możliwość obcowania z tym albumem, bo to nawet nie książka. Dla każdego, kto choć trochę ceni sobie dobry smak zarówno potraw, ale też życia będzie to pozycja jedyna w swoim rodzaju. Pięknie wydana, oprawiona, jest czymś, co warto dotknąć, czytać, czym warto się delektować.
Bajką wydawać się może fakt, że ktoś, kto mieszka w Australii kupuje sobie posiadłość we Francji, być może. Ale tak naprawdę ważna jest świadomość tego w co się wierzy, dokąd zmierza i jak chce się realizować własne marzenia. To odkrywanie Francji z każdą stroną coraz bardziej zaskakuje. Zwracają uwagę rozdziały, "Kobiety", "Zapachy", "Kolory", ale również inne.
Choć przeczytałem i poznałem ją ze starannością już dosyć dawno dziś przykuła moją uwagę w trakcie śniadania, gdyż z braku miejsca spora biblioteczka mieści się również w kuchni. Nie dajcie się zwieść pozorom i jeśli tylko wpadnie w wasze dłonie niech w nich na zawsze pozostanie. Miło się do niej wraca czytając nawet wybrane fragmenty, poza tym określone myśli, jak ta, po którą finalnie sięgnę, ze smakiem są skomponowane na tle zdjęć. Zatem niech przemówi dusza, która lubi i ceni smak i harmonię, dla wszystkich innych być może będzie to przerost formy nad treścią, ale nie dla mnie.
„Zacznijcie od rzeczy, których jesteście pewne i które przynoszą wam radość. Trzeba dać sobie czas, by upewnić się co do swoich wyborów, a reszta przyjdzie sama.”
Nic dodać, nic ująć.
Artur G. Kamiński
http://koominek.blogspot.com - dwadzieścia sześć tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
Nie ma przerostu formy nad treścią, jak to ktoś poniżej zauważył.
Nie jest to też piękna bajka niedostępna dla maluczkich.
Autorka ze smakiem, wyjątkową dbałością o detale, również w formie pięknych zdjęć opowiada o swoich doświadczeniach, o swoim odkrywaniu uroków życia we Francji.
Bajką tak naprawdę jest możliwość obcowania z tym albumem, bo to nawet nie książka. Dla...
http://koominek.blogspot.com - osiemnaście tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
Teraz spojrzałem na nią i przyciągnęła moją uwagę. Tutaj nie pojawi się szersza recenzja lub opinia, tutaj sięgnę po coś napisanego chwilę po lekturze, coś krótkiego:
Norman Davies, "Powstanie ’44", wyimek:
"Kapitulacja Warszawy była wielkim i przerażającym wydarzeniem, które rozegrało się w surrealistycznej scenerii. W zachodniej części miasta, w znacznym stopniu zrujnowanej, pozostałych jeszcze na miejscu mieszkańców w liczbie około 500 000 zmuszono do oddania się w niewolę Niemcom, podczas gdy w części wschodniej największa armia świata udawała, że jej nie ma. Na wszystkich innych odcinkach frontu wschodniego Niemcy i Sowieci toczyli zaciekłą wojnę, w której Sowieci osiągali wyraźną przewagę. Ale tu, nad Wisłą, obie armie działały w cichej, niepisanej zmowie. Dzieliła je tylko szeroka, ale płytka i łatwa do przeprawy rzeka, w której poziom znacznie spadł w letnim upale - dla dobrze wyposażonej armii nie mogła stanowić żadnego problemu."
I dalej w tym samym akapicie, który otwiera III duży rozdział, 'Po Powstaniu', książki, jakże ważnej, napisanej wyjątkowo dobrym językiem, w wielu miejscach zaskakującej..
"Nowojorczycy mogliby zrozumieć potworność tej sceny, gdyby próbowali sobie wyobrazić, że hitlerowcy usuwają wszystkich mieszkańców Manhattanu, podczas gdy Armia Czerwona biernie przygląda się temu z drugiego końca mostu Brooklyńskiego. (...) Nie padł ani jeden strzał, nie zaoferowano żadnej pomocy, nie wypowiedziano ani słowa współczucia."
Książka, do której będę starał się jeszcze powracać, gdyż wszedłem dopiero w jej część końcową, dwie poprzednie wywołały i wywołują całą masę refleksji, lektura godna polecenia u progu 61 rocznicy tej wielkiej bitwy, bez względu na to, czy mieszkamy w stolicy, czy też nie..
https://www.facebook.com/Koominek
http://koominek.blogspot.com - osiemnaście tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
Teraz spojrzałem na nią i przyciągnęła moją uwagę. Tutaj nie pojawi się szersza recenzja lub opinia, tutaj sięgnę po coś napisanego chwilę po lekturze, coś krótkiego:
Norman Davies, "Powstanie...
2015-10-27
(...) Nie potrzebowałem wiele, aby rozsmakować się w prozie Zbigniewa Zborowskiego. Wystarczyło raptem kilkanaście stron, aby wiedział, że dalej może być tylko lepiej, pięknej, bardziej intensywnie, jeśli chodzi o ilość myśli, uczuć i doznań. Autor z wyjątkową swobodą bawi się słowem. I nie ma znaczenia, czy opowiada o czasach nam współczesnych z wielką pasją dotykając bliskiego mu tematu nurkowania, czy też odnosi się do naszej pięknej, ale tragicznej i burzliwej wojennej historii.
Trzy pokolenia. Trzy kobiety. Trzy punkty odniesienia.
Ale też Polska, Ukraina, przedwojenny Wołyń, powojenny Breslau. Miejsca, do których docieramy i które odkrywamy. Tutaj przeszłość ma istotny wpływ na teraźniejszość. Tutaj również wspomniane losy rodziny Czeplińskich w wyjątkowy sposób zbiegają się z dramatami rodu Hryniewiczów. Tutaj to, co zaczęło się w jasnych promieniach szczęśliwego Wołynia dopełni się współcześnie w podwarszawskim Milanówku.
Wszystko to, co przeżywałem i odkrywałem w „Pąkach lodowych róż” nabrało szczególnego blasku, gdy spojrzałem finalnie na „Trzy odbicia w lustrze”. Siła tej książki opiera się na kobietach, które wiele przeszły i równie wiele doświadczyły zmagając się z tajgą, zsyłką, bólem odrzucenia. Walcząc o każdy dzień życia, każdego dnia rodząc się i umierając. Los niejednokrotnie potrafi spłatać figla, czasem są łzy wzruszenia i radości, czasem nieopisany ból straty i upokorzenia.
Pełny tekst recenzji dostępny w poniższym linku:
http://koominek.blogspot.com/2015/10/zbigniew-zborowski-trzy-odbicia-w.html
Wszystko, co ważne i dobre do odkrycia w tym miejscu:
https://www.facebook.com/Koominek
Zapraszam też na Instagram, tam ostatnio najwięcej się dzieje:
https://www.instagram.com/arturgkaminski
(...) Nie potrzebowałem wiele, aby rozsmakować się w prozie Zbigniewa Zborowskiego. Wystarczyło raptem kilkanaście stron, aby wiedział, że dalej może być tylko lepiej, pięknej, bardziej intensywnie, jeśli chodzi o ilość myśli, uczuć i doznań. Autor z wyjątkową swobodą bawi się słowem. I nie ma znaczenia, czy opowiada o czasach nam współczesnych z wielką pasją dotykając...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-07-30
Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke
Z wyjątkową swobodą, ale też doskonałą znajomością tematu Bill O'Reilly oraz Martin Dugard opowiadają o życiu George'a S. Pattona. O tym, jaki wpływ na losy wojny miały jego poczynania, nieugięty charakter, doskonała strategia i wyjątkowe zdolności taktyczne. Był uwielbiany, ale był też solą w oku dla wielu wyższych rangą dowódców, jak też polityków. Mówił to, co myśli i robił to, co uważał za słuszne nie bacząc na konsekwencje.
'Zabić Pattona' czyta się jak doskonałą powieść sensacyjną, choć z nią samą książka ta ma niewiele wspólnego. Dotyka faktów, zdarzeń, często mało znanych. Przywołuje do życia ludzi znacznie mniej znanych, niż genialny strateg, jednak były to malutkie trybiki w jego wielkiej machinie wojennej.
Jestem przekonany, a piszę to ze znacznie dalszej perspektywy, niż jedynie pięćdziesiąt stron, że intrygujący początek jest zapowiedzią doskonałej reporterskiej podróży ku ostatnim miesiącom II wojny światowej. Na chwilę przed tym zanim Hitler wyciągnie ostatniego asa z rękawa i zanim Patton będzie miał jeszcze coś ważnego do dodania od siebie w tej wojnie.
Książka, która już na tym etapie budzi mój szczery podziw. Słowo końcowe jest bez wątpienia kwestią czasu.
Pełne spojrzenie dostępne jest w poniższym linku:
http://koominek.blogspot.com/2015/08/bill-oreilly-martin-dugard-zabic-pattona.html
Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke
Z wyjątkową swobodą, ale też doskonałą znajomością tematu Bill O'Reilly oraz Martin Dugard opowiadają o życiu George'a S. Pattona. O tym, jaki wpływ na losy wojny miały jego poczynania, nieugięty charakter, doskonała strategia i wyjątkowe zdolności taktyczne. Był...
2012-05-28
Książka dostępna w 30 edycji konkursu, 'Literackie rozdanie...':
http://koominek.blogspot.com/2016/02/literackie-rozdanie-no-30.html
Kiedy Tatiana w pierwszym dniu wojny przeszła przez ulicę i spojrzała w uśmiechnięte oczy Aleksandra, wtedy wszystko, co miało się jeszcze później wydarzyć dawało jej siłę tego jednego spojrzenia. Choć później było coraz trudniej.
Piszę o tym nie bez powodu, gdyż pierwsze strony książki "Alibi na szczęście" Anny Ficner-Ogonowskiej pozwoliły mi bez żadnego skrępowania postawić znak równości pomiędzy jej książką, a niezwykłą, niesamowitą powieścią Paulliny Simons, "Jeździec Miedziany". Choć na "Jeźdźcu Miedzianym" się nie skończyło i jak już wiemy, "Alibi na szczęście" będzie miało swój dalszy ciąg. Dalsza lektura historii Hanki i Mikołaja utwierdziła mnie jedynie w przekonaniu, że postawiony w ciemno los opłacił się po wielokroć.
Historia powstania tej książki jest dosyć niezwykła, gdyż autorka nie zdawała sobie sprawy, że jej powieść sama znajdzie sobie wydawcę. Pisana w zaciszu domowym, "do szuflady", dzięki czujności męża odnalazła nie tylko światło dzienne, ale z marszu urzekła wszystkich, którzy do tej pory mieli możliwość ją poznać. A dzięki temu "Alibi na szczęście" ma szansę stać się powieścią kultową.
'(…) Czy myślałam, że książka trafi do rąk czytelników? Chyba nie myślałam, chyba tylko o tym marzyłam, ale bojąc się, że wypowiedziane marzenia mogą się nie spełnić siedziałam cichutko i zapisywałam kolejne zeszyty, a jeszcze później zaczęłam współpracę z laptopem.'
Powieść, którą podarowała nam Anna Ficner-Ogonowska nie tylko nie jest dziwna i wydumana, ale twardo trzyma się ziemi, a zawieszenie w polskich i warszawskich realiach dodatkowo dodaje jej smaku. Dzięki umiejętnemu czarowaniu słowem już od samego początku stajemy się czujnymi obserwatorami życiowych zmagań Hani i Dominiki, aby chwilę później pojawili się na horyzoncie dwaj panowie - Mikołaj i Przemek.
Inteligentna, mądra, wykształcona Hania, dla której celem życia jest działalność pedagogiczna, z drugiej strony jej totalne przeciwieństwo - szalona, zakręcona, pewna siebie, zadziorna Domi. Obie razem i każda z osobna od samego początku przykuwają uwagę czytelnika mnogością myśli, uczuć i refleksji, które nam darują. Stopniowo również poznajemy tajemnicę zamyślonej Hanki, której smutek sugestywnie łączy się z jej pięknem.
Autorka w zaskakujący sposób rozdaje karty umożliwiając poznanie przybranych sióstr, a z drugiej strony dwóch przyjaciół działających w tym samym biurze projektowym, za które jako wspólnicy odpowiadają. Stopniowo atmosfera się zagęszcza, na stole pojawiają się nowe karty reprezentujące nowe postacie. Zaskakująca, zadziwiająca lekkość słowa w bogactwie tchnącym siłą tej szczególnej opowieści.
I co ciekawe wszystko jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Tym bardziej, gdy pojawia się nad morzem u pani Irenki, wtedy doznaje osobistego oczyszczenia. Jej dusza w tym szczególnym miejscu odpoczywa, regeneruje się, szuka siły, aby mierzyć się z tym wszystkim, co swego czasu w pewien letni poranek ją dotknęło. Tragicznie dotknęło.
Bez dwóch zdań, "Alibi na szczęście" to materiał na gotowy scenariusz i film równie dobry, a może nawet lepszy, niż 'Nigdy w życiu'. Spojrzenie na okładkę tej książki pozwoli zrozumieć, dlaczego właśnie ten, a nie inny film został przeze mnie przywołany. Naturalność dialogów, ich lekkość, doskonały literacki warsztat autorki sprawiają, że nasz podziw dla tej książki rośnie i rośnie, aby w którymś momencie przepełnić czytelnika tak wielkim emocjonalnym bogactwem, które dusza ludzka nie zawsze jest w stanie przyjąć, choć nie zawsze potrafi udźwignąć.
http://koominek.blogspot.com - siedemdziesiąt dwie tematyczne szufladki i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
Książka dostępna w 30 edycji konkursu, 'Literackie rozdanie...':
http://koominek.blogspot.com/2016/02/literackie-rozdanie-no-30.html
Kiedy Tatiana w pierwszym dniu wojny przeszła przez ulicę i spojrzała w uśmiechnięte oczy Aleksandra, wtedy wszystko, co miało się jeszcze później wydarzyć dawało jej siłę tego jednego spojrzenia. Choć później było coraz trudniej.
Piszę o...
2015-10-15
Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke
(...) Jednak 'Mrok i mgła' to jedynie przyczynek ku temu, aby zatrzymać się na dłużej przed Cieniem Lucyfera i zanurzyć się w historię rodziny, której przodkowie odpowiadając na apel cesarza Józefa II wyruszyli w XVIII wieku z odległego Palatynatu Reńskiego zasiedlać ziemie polskie pozyskane przez Austrię po pierwszym rozbiorze Polski. Rodziny, która już od najstarszych lat kultywowała świadomą więź z państwem, w którym przyszło im żyć, aby bez względu na okoliczności nie wyrzec się tego, że choć noszą niemieckie nazwisko sercem i duszą są Polakami.
Feliks, jako kilkunastoletni chłopak zupełnie spontanicznie bierze udział w Powstaniu Styczniowym, jego wnuczka Rysia uczestniczyła w Powstaniu Warszawskim i jest jedynym kobiecym akcentem w rodzinie, w której nurt patriotyczny kultywowali mężczyźni. Stąd właśnie jej warto poświęcić w pierwszej kolejności szersze spojrzenie.
Jest córką Wilhelma, wybitnego chirurga, który za współpracę z AK został aresztowany przez Gestapo i w konsekwencji został więźniem obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Jego praca w obozowym szpitalu, wspieranie na duchu współwięźniów, ratowanie ich z opresji, to wszystko nie przeszło bez echa w obozowej społeczności, a jego śmierć w tym bezmiarze obozowego cierpienia wielu więźniów dotknęła boleśnie. Wilhelm Türschmid odmówił podpisania Volkslisty.
W roku męczeńskiej śmierci ojca (1942) Rysia liczy sobie niespełna piętnaście lat. W sercu żarliwie płonie patriotyczny ogień i chęć walki z okupantem. Dwa lata później zostaje zaprzysiężona w strukturach AK. W powstaniu, które ma wybuchnąć za kilka dni weźmie udział pod pseudonimem „Bryła”.
Tekst obszernej recenzji książki, 'Cień Lucyfera' dostępny w poniższym linku:
http://koominek.blogspot.com/2015/08/stefan-turschmid-cien-lucyfera.html
Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke
(...) Jednak 'Mrok i mgła' to jedynie przyczynek ku temu, aby zatrzymać się na dłużej przed Cieniem Lucyfera i zanurzyć się w historię rodziny, której przodkowie odpowiadając na apel cesarza Józefa II wyruszyli w XVIII wieku z odległego Palatynatu Reńskiego zasiedlać ziemie...
2012-07-17
http://koominek.blogspot.com - osiemnaście tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
Dziś kończąc lekturę książki „Dom na krawędzi” Marii Nurowskiej uświadomiłem sobie, że muszę się zatrzymać, aby dusza pełna wrażeń mogła bez skrępowania odetchnąć głęboko. Bo tak, jak piękno kobiety można scharakteryzować szeroką gamą naszych doznań, tak literatura, szczególnie polska, którą poznaję w ostatnim okresie poddaje się podobnym regułom.
Są powieści, które zamykają się w nurcie „powieści wakacyjnej” przynosząc szeroki uśmiech i dawkę miłych wrażeń. Są też takie, które czytając na jednym oddechu sprawiają tak miłe emocjonalne zaskoczenie, po którym długo nie możemy się pozbierać. Nie można zapominać też o takich, których moc intelektualna zaskakuje od pierwszej do ostatniej strony przynosząc finał, który odbiera mowę stawiając w naszych umysłach proste i jednoznaczne pytanie, „To już koniec?!”.
Piszę o tym nie bez powodu, gdyż nie minęło wiele czasu, jak padła ostatnia klatka tej opowieści, która przyznać muszę bardzo mnie zaskoczyła. I to nie tylko sposobem narracji w konwencji długiego, niekończącego się listu, jednak jakże łatwiejszym w odbiorze, niż zapisane pod postacią monologu bez końca „Drzwi do piekła”.
Nie spodziewałem się również tego, że autorka tak szybko poczuje literacki głód pokazania dalszych losów Darii, Izy, Kochanki, Maski i innych kobiet, z którymi los splótł Darię za więziennym murem. Teraz ten sam los ponownie rozdawał karty, choć w formie wolnego wyboru, jednak, czy taki właściwie istnieje? Co by się stało, gdyby Daria zamiast siedzieć na schodach willi, weszła jednak do mieszkania stryja? Czy wtedy nastąpiłoby wszystko to, czego później miała być świadkiem i uczestnikiem?
Istniała przede wszystkim szczególna więź, która na zawsze zespoliła ze sobą losy tych kobiet, choć nie wszystkie zdawały sobie z tego sprawę. I chyba dla przekory, a może jednak dla życiowej równowagi do talii dam autorka dorzuciła dwa walety i króla. W życiu brakuje równowagi, gdy opiera się ono jedynie na samych kobietach lub co gorsza na samych mężczyznach. Życiowa talia kart musi i powinna być od zawsze mieszana, choć „Drzwi do piekła” mocno od tej reguły odbiegały.
Nie wiem, czy oczekiwałem właśnie takiej kontynuacji, wiem jednak, iż dobrze się stało, iż ujrzy wkrótce światło dzienne. Iza – piękna i niedościgniona w swym dążeniu do doskonałości, Marta, (gdyż Daria odeszła na zawsze w zapomnienie), natomiast z życiową misją Matki Teresy i gdzieś między nie wrzucona nagle mała Ola. Córka dwóch matek – jednej z wyboru, drugiej z powołania.
Marta stawia wszystko na jedną kartę i konsekwentnie realizuje swój życiowy plan. Pomna przestróg po wyjściu z więzienia nie trafia na Dworzec Centralny tylko stara się odnaleźć w nowej, po więziennej rzeczywistości. Ludzie, których poznaje, których los stawia na jej drodze, każda z tych osób wnosi coś nowego, coś ważnego i często coś dobrego w jej życie. Konsekwentnie buduje swój dom, zarówno ten materialny, jak też duchowy, biorąc rozrachunek z duchami przeszłości.
Łapię się również na tym, że gdzieś zaciera się granica pomiędzy literaturą dla kobiet, a tą typową dla mężczyzn. „Dom na krawędzi” nie zamyka się na żadną z tych grup. Wręcz może być doskonałą formą zrozumienia, choć przynajmniej zbliżenia się do zrozumienia kobiecej psychiki przez panów. Dobry związek to taki, w którym pomimo pojawiających się burz, bez których skumulowane napięcie nie jest w stanie znaleźć swego ujścia, panuje pełna harmonia i obopólne zrozumienie. Dzięki temu król z królową tworzą mocne atu tego rozdania.
Krótkie, retrospekcyjne nawiązania do przeszłości pozwalają odnaleźć się w tej opowieści, jednak znacznie łatwiej będzie czytać „Dom na krawędzi”, gdy w pierwszej kolejności sięgnie się po „Drzwi do piekła”. Maria Nurowska tworzy nową kategorię literatury społecznej dla każdego z mądrym i ważnym przesłaniem.
Artur G. Kamiński
https://www.facebook.com/Koominek
http://koominek.blogspot.com - osiemnaście tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
Dziś kończąc lekturę książki „Dom na krawędzi” Marii Nurowskiej uświadomiłem sobie, że muszę się zatrzymać, aby dusza pełna wrażeń mogła bez skrępowania odetchnąć głęboko. Bo tak, jak piękno...
2012-01-09
http://koominek.blogspot.com - osiemnaście tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
Zrozumieć kobietę nie jest łatwo…
Swego czasu pisząc pewien materiał uświadomiłem sobie, że tylko kobieta jest w stanie zrozumieć drugą kobietę. Mężczyzna, choć nie wiem, jak mocno próbował i starał się nie zbliży się tak blisko punktu docelowego, jak właśnie druga kobieta. Wspominam o tym nie bez powodu, gdyż właśnie „Drzwi do piekła” potwierdzają moje przemyślenia w stu procentach.
12 stycznia 2012 roku nakładem Wydawnictwa Znak ukaże się na rynku najnowsza książka Marii Nurowskiej „Drzwi do piekła”. I jeśli będzie wyglądała w druku tak, jak egzemplarz próbny będzie to ewenement na rynku wydawniczym...
Książka nie ma rozdziałów, spacji, przerw na oddech, na chwilę zastanowienia, ciągły tekst strona za stroną. Czyta się to dziwnie, ale po kilkunastu stronach można się już w tym odnaleźć. Przyznać jednak trzeba, że po stosunkowo lekkich w przekazie emocjonalnym obu częściach „Wilków” najnowsza książka Marii Nurowskiej zawiera w sobie wyjątkową dawkę uczuć i emocji i tego wszystkiego, co ukrywa się za bramą polskiego więzienia dla kobiet.
Daria, Edward, Daria... chwilę później bez Edwarda, ale nagle z Izą... 116 stron, więc prawie półmetek i bardzo jestem ciekaw, jak to wszystko się rozegra... moje myśli, gdy dotknąłem ostatniej strony zaskoczyły mnie samego bardziej, niż mógłbym przypuszać. Jest w niej coś, co pociąga, kusi, zniewala, prowokuje, burzy emocje, powieść, którą czyta się prawie z wypiekami na twarzy.
Pierwowzorem postaci Darii, co może zaskoczyć, a może i zdziwić była dla autorki Agnieszka Osiecka. I w tym miejscu warto umożliwić ustosunkowanie się do tematu Marii Nurowskiej sięgając po fragment przeprowadzonego z nią wywiadu:
‘Agnieszka prowadziła wyszukane gry z mężczyznami, prawie nikt jej nie znał od tej strony. Nie mogłam pojąć, dlaczego to robi. Była związana z dużo młodszym mężczyzną, naprawdę go kochała, a mimo to cały czas podstawiała mu jakieś ładne kobiety. Pytałam ją: „Dlaczego to robisz?”. Ona mi na to: „Testuję”.’
Jeśli przeczytamy, zrozumiemy, z czym zmagała się Daria, co nią targało i co wreszcie zmusiło się po sięgnięcia po pistolet. Jednocześnie, jako mężczyzna zastanawiam się, jak mogła tak długo wytrwać w takim związku, do którego kształtu sama tak naprawdę się przyczyniła. Poszukiwała życiowej akceptacji, którą paradoksalnie odnalazła dopiero za więziennym murem.
„(...) Twarz Izy zbrązowiała na słońcu, a jej świetliste oczy nabrały jeszcze blasku. Przy tej opaleniźnie nawet mundur wydawał się twarzowy. Włosy miała upięte w koczek i była piękna. Skąd ona tutaj, na miłość boską? - myślałam. Skąd wzięła się w tym dziwnym miejscu ta zachwycająca istota, ta kobieta zagadka, kobieta tajemnica. Przecież ona była jak więzienne nieporozumienie.”
Powieść, która swoim kształtem łamie wszelkie konwenanse. Zbrodnia i kara, ale i oczyszczenie, zatrzymany w czasie okres pobytu w więzieniu. Zastanawiałem się cały czas, jaki będzie finał, czy nastąpi to, o czym myślę, czy wydarzy się coś, co spowoduje emocjonalny wybuch w tej znajomości w trakcie zbliżania się Darii i pani wychowawcy, chwilę później już Izy.
Tutaj nie można powiedzieć zbyt dużo, tutaj samemu trzeba i warto odkryć historię, która wstrząśnie czytelnikiem do głębi. Daria, jako pisarka i osoba inteligentna, staje się przez lata pobytu za murem duchową gąbką wszystkich kobiet, które się z nią stykają. Chłonie ich historie, jednocześnie sama dostępując oczyszczenia. Powieść dla kobiet, ale i dla mężczyzn, powieść, którą nie tylko warto, ale i należy przeczytać, swoisty kodeks relacji damsko-męskich.
Artur G. Kamiński
https://www.facebook.com/Koominek
http://koominek.blogspot.com - osiemnaście tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
Zrozumieć kobietę nie jest łatwo…
Swego czasu pisząc pewien materiał uświadomiłem sobie, że tylko kobieta jest w stanie zrozumieć drugą kobietę. Mężczyzna, choć nie wiem, jak mocno próbował i...
2011-04-02
Literacki debiut, jaki można sobie tylko wymarzyć. Książka, która od samego początku do ostatnich stron tej opowieści sprawia tak niezwykłe wrażenie, iż trudno się zatrzymać, a serce bije tak mocno, iż czasem nie jesteśmy w stanie nad nim zapanować.
Tak, napisać taką powieść to rzecz niezwykła, mieć wsparcie przy pisaniu i tworzeniu, przelewaniu na papier własnych myśli to rzecz jedyna w swoim rodzaju. Zastanawiam się, jakich użyć słów, aby przekazać moc wrażeń i doznań, jaki towarzyszyły mi w trakcie całej lektury, jednak bez względu na to, jak bardzo wyszukane będą to słowa nigdy nie przekażą nawet w drobnym stopniu tego wszystkiego, co ze sobą niesie.
Już czytając krótkie wprowadzenie miałem wrażenie, że czeka mnie uczta i w rzeczy samej tak było, uczta to mało powiedziane. Richard Harvell dzięki wsparciu całej rodziny stworzył powieść piękną, wzruszającą, bogatą duchowo i emocjonalnie, z pietyzmem oddając szczegóły czasu, miejsca i epoki.
W zadziwiającym prologu napisał historię małego chłopca w trzech aktach, a także dar, który dzięki dzwonom się w nim rozwinął, jego nieziemski wręcz głos. Historia Mojżesza, którego dwóch mnichów w cudowny sposób ratuje od śmierci w nurtach rwącej rzeki. Jakież więc mogło być jego imię, jeśli nie Mojżesz.
Jednak muzyka, życie, talent, wszystko to bez miłości jest niczym. A ta rodzi się tu niepozornie, każdego dnia rozkwita bardzo powoli, dojrzewa latami, aby wybuchnąć swą pełnią w określonym miejscu i czasie. Cudowna lekkość „Pachnidła” i jakże wspaniała doniosłość filmu „Farinelli: Ostatni kastrat”, są mieszanką, które w jedyny w swoim rodzaju sposób zamyka się w „Dzwonach”.
Mógłbym pisać jeszcze długo, ale zakończę pewną myślą z książki:
‘(…) Wytężałem słuch w poszukiwaniu głosu, śmiechu lub westchnienia, które pasowałoby do cennych wspomnień przechowywanych w zakamarkach pamięci. Nie natrafiłem na ślad żadnego z nich. Dwa razy zatrzymywałem się przed ścianą i zamierałem w bezruchu niczym jakiś automat; za każdym razem ktoś uczynny łapał mnie pod ramię i odprowadzał do Guadagniego. Ten z uśmiechem dziękował, po czym mruczał pod nosem, żebym zszedł mu z drogi.
I nagle pojawiła się ona.
(…)
Amalia błyszczała wśród otaczających ją mężczyzn niczym rozżarzony węglik w popiele. Oni spierali się o coś, gestykulowali, potakiwali z zapałem i choć ona utkwiła wzrok gdzie indziej, nie okazując zainteresowania konwersacją, to do niej w istocie się zwracali, to ją próbowali sobie zjednać.’
Artur G. Kamiński
http://koominek.blogspot.com – sześćdziesiąt jeden tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
Literacki debiut, jaki można sobie tylko wymarzyć. Książka, która od samego początku do ostatnich stron tej opowieści sprawia tak niezwykłe wrażenie, iż trudno się zatrzymać, a serce bije tak mocno, iż czasem nie jesteśmy w stanie nad nim zapanować.
Tak, napisać taką powieść to rzecz niezwykła, mieć wsparcie przy pisaniu i tworzeniu, przelewaniu na papier własnych myśli to...
1997-01-14
Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke
Spójrz w głąb własnej duszy, spróbuj odnaleźć prawdziwą miłość..!
Japoński pisarz, więc zapewne jego nazwisko być może znane jest tylko nielicznym. Należy jednak do najwybitniejszych współczesnych pisarzy japońskich, a „Głęboka rzeka” jest świadectwem iż nie są to puste słowa. Wspaniała opowieść o poszukiwaniu sensu w życiu, o poszukiwaniu swojej życiowej ścieżki, a przede wszystkim szacunku i miłości, wobec drugiego człowieka. To również subiektywna forma poszukiwania korzeni wiary, odnajdywania Boga, bez względu na to, jakie nosi imię.
Isobe, biznesmen, typowy japoński „motor napędowy” świata finansów, dla którego nie liczy się nic poza pracą, sake i kilkoma kolegami z pracy w pewnym momencie staje na rozdrożu. Świadomość, że w ciągu kilku najbliższych dni nastąpi rozstanie z żoną chorą na raka, sprawia, że pod wpływem jej ostatnich słów „Ja... na pewno... odrodzę się gdzieś na tym świecie. Szukaj mnie... znajdź mnie... Obiecaj, obiecaj...” jest zmuszony przewartościować swoje całe życie.
Obietnica złożona żonie na łożu śmierci jest dla niego drogowskazem do dalszego postępowania. Jest bodźcem, który sprawia, że dopiero po jej śmierci uświadamia sobie, jak bardzo ją kochał. Dotąd była tylko elementem w jego życiu, meblem w jego mieszkaniu. Ich małżeństwo z pozoru normalne, od początku do końca było puste, a refleksja przyszła zbyt późno.
Z grupą innych turystów wyrusza na wycieczkę do Indii, gdyż tam, dzięki pewnym wskazówkom może odnaleźć swoją żonę. Oczywiście jeśli potrafimy wierzyć, jeśli bliski jest nam buddyzm, a wraz z nim reinkarnacja. Jeśli potrafimy spojrzeć w głąb własnej duszy i odnaleźć prawdziwą wiarę, tą, która nam osobiście najbardziej odpowiada.
Towarzyszami Isobe są inni, równie zagubieni ludzie. Jest Mitsuko, młoda kobieta, ukrywająca pod maską współczucia i miłości pogardę dla wszystkich, Numada, który ma świadomość, że po wielu latach zmagania się z chorobą, wkrótce może rozstać się z tym światem. Jest również Kiguchi, dla niego jest to możliwość oczyszczenia się ze strasznych wspomnień jego młodości, kiedy jako żołnierz krocząc „drogą śmierci” w Birmie został uratowany przez przyjaciela, od niechybnej śmierci.
Alter ego każdego z nich jest Otsu, wzgardzony i odrzucony przed Mitsuko, niedoszły ksiądz katolicki, poszukujący swojego Boga, w każdy, możliwy sposób. Często taki, który dla innych uważany jest za heretycki, za bluźnierczy, za podły. On jednak bierze ten krzyż na swoje ramiona i kroczy za swoją Cebulą - inne imię Boga wybrane w przeszłości przez Mitsuko, która właśnie dzięki niemu, nad brzegiem Gangesu, potrafi zrozumieć na czym tak naprawdę polega prawdziwa miłość i wiara, na czym polega jej siła.
Shusaku Endo prostymi, mądrymi słowami, człowieka, który w swym życiu wiele widział i wiele przeżył nie każe nam wybierać, w co powinniśmy wierzyć. Stara się jedynie pokazać różne oblicza Boga, tego najbliższego nam, katolikom, a także tego, który dla większości z nas, jest jakby bardziej orientalny, Buddy, właśnie u źródeł rzeki-matki, świętej rzeki Ganges.
Jako zakończenie niech posłużą te, jakże piękne i jedyne w swoim rodzaju słowa, „Miłość, jak myślę, jest istotą tego świata, i myślę, że w trakcie długiej historii ludzkości Bóg przekazał nam jedynie miłość. To właśnie miłości najbardziej nam brakuje we współczesnym świecie, to w miłość nikt już nie wierzy, to z miłości wszyscy dziś się naśmiewają. I dlatego taki człowiek jak ja pragnie podążać za Bogiem z naiwną szczerością.”
http://koominek.blogspot.com - siedemdziesiąt dziewięć tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke
Spójrz w głąb własnej duszy, spróbuj odnaleźć prawdziwą miłość..!
Japoński pisarz, więc zapewne jego nazwisko być może znane jest tylko nielicznym. Należy jednak do najwybitniejszych współczesnych pisarzy japońskich, a „Głęboka rzeka” jest świadectwem iż nie są to puste...
2003-04-10
http://koominek.blogspot.com - osiemnaście tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
Podróż, w którą zabiera nas autorka, nie ma początku i nie ma końca. Ta podróż trwa pomimo tego, iż przyszedł już nowy dzień.
Klatka po klatce oglądamy film pisany słowem. Z nich zbudowane są opowiadania, a te prowadzą nas w różne zakątki Europy i Polski. Czasem krótkie epizody, jest też kilka szeroko zarysowanych scen. I gdzieś tam, w każdym z nich autorka, jako bohaterka zdarzeń, czy tylko posłaniec tego, co nie dane jej było przeżyć.
A to, czego doświadczyła na trwałe zapisało się w jej świadomości. Urodzona w 1938 roku w Krakowie, pierwsze lata dzieciństwa przeżyła w gettcie. Tu jej towarzyszem niedoli był dwa lata starszy od niej kuzyn, Roman Polański. Dzieciństwo, którego nie miała, jedynie: ‘opowiadam, więc, patrząc w te oczy, o strachu, o górach zwłok, materacach z ludzkich włosów – o niemowlętach, psach policyjnych i kapsułce trucizny w mojej dłoni.’
Losy swojej rodziny, a właściwie swoje własne losy, odnalazła w filmie „Lista Schindlera”. Wzrok jej przykuła postać dziewczynki w czerwonym płaszczyku i zapewne, czego można się tylko domyślać wywołała wielkie wzruszenie. Potrzebowała kilku lat, aby odważyć się powrócić do tego koszmaru, pracując nad książką, którą opatrzyła tytułem „Dziewczynka w czerwonym płaszczyku”. Wydana w 2000 roku stała się światowym bestsellerem.
Ten, kto przeżył Holocaust, zapewne nigdy od niego nie ucieknie. Można pozbyć się być może części wspomnień nakręcając film o losach sławnego Żyda, Władysława Szpilmana, jak to zrobił Roman Polański, choć nie był to cel jego pracy, można jak Roma Ligocka napisać o tym książkę. Ale, czy to wystarczy? Ja na to pytanie nie śmiem odpowiedzieć.
Ale podróże bohaterki, to również wzruszenia, radość, zachwyt i nostalgia. Powojenne i współczesne kartki z Wiednia, Berlina, Monachium, a także przed i powojenne z Krakowa. Kartki, dzięki którym pozwala nam poznać swoją rodzinę, męża, syna Jakuba, któremu dedykowana jest ta książka. To także spotkanie w dziwnym miejscu przez zupełny przypadek z księżną Monako, Grace Kelly.
Kultura narodu żydowskiego zmiatana była z powierzchni ziemi przynajmniej raz na sto lat. Piękna i radosna, wspaniała w swej prostocie, a jednocześnie taka różnorodna i rozśpiewana. Kultura, której świat pozwolił umrzeć, a udało się ją zatrzymać jedynie na kartkach książek i na taśmie filmowej, gdzie jednym z wyjątkowych przykładów jest „Austeria” Jerzego Kawalerowicza.
‘Ciotka i jej córka przeżyły obóz. Nauczyciel religii nie. Jak umarł? Czy płakał przed śmiercią? A może był odważny? Czy miał jeszcze czas podnieść palec i cytować Pismo? Czy bał się śmierci? A jego pobladłe usta szeptały Szema Israel – Słuchaj, Izraelu!, te dwa słowa, które Żydzi wypowiadają w godzinie śmierci? (...)
Dobrze to jest dobrze. Czy dobrze to jest źle?’
Artur G. Kamiński
http://koominek.blogspot.com - osiemnaście tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
Podróż, w którą zabiera nas autorka, nie ma początku i nie ma końca. Ta podróż trwa pomimo tego, iż przyszedł już nowy dzień.
Klatka po klatce oglądamy film pisany słowem. Z nich zbudowane są...
2012-09-04
http://koominek.blogspot.com - osiemnaście tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
Dopiero co odkrywana, z pewnym pośpiechem, bo czas goni, a jednak dająca ponownie wiele miłych wzruszeń i przynosząca ciągłą refleksję, gdyż prostota słowa niejednokrotnie onieśmiela, przynosi uśmiech, urzeka i zaskakuje. „Alibi na szczęście” otworzyło magiczną krainę pięknego słowa i zaczarowanej opowieści, dotknęło serca i przeniknęło duszę.
Teraz to przenikanie ma jeszcze większy, bardziej wysublimowany charakter, teraz odkrywanie „Kroku do szczęścia” jest krokiem ku intelektualnemu spełnieniu w morzu piękna unoszącego słowa dzięki którym opowieść sama się niesie ku nam i osadza się gdzieś tam głęboko na dnie duszy. Autorka ze szczególną swobodą komponuje ze słów symfonię piękna i tego wszystkiego, co tym samym słowem czasem trudno wyrazić. Jednak Anna Ficner-Ogonowska nie ma z tym najmniejszego problemu. To, co dzieje się z jej udziałem wnosi nowy jasny promień do współczesnej polskiej literatury.
- ‘(…) Przypomniała sobie chwilę, podczas której podmuch rzymskiego kwietniowego wiatru zamknął otwartą księgę leżącą na skromnej trumnie. Najpierw przewracał kartki, wertował je, raz w jedną, raz w drugą stronę zupełnie jakby nie mógł się zdecydować, które jej fragmenty interesowały go bardziej od innych. Aż w końcu zupełnie nieoczekiwanie księga się zamknęła. Gdy to zobaczyła pomyślała, że to wcale nie sprawka wiatru. Była przekonana, że uczynił to Duch Święty, który z pewnością w tej chwili, trudnej chwili, pomógł jej odnaleźć w sobie to, jakże ulotne, wspomnienie i zrobił to by odczytała zawartą w nim alegorię. Zamknięta książka… otwarte drzwi…’
„Krok do szczęścia” to krok w stronę tak wielkiej dawki pozytywnych uczuć i doznań, których nie powstydziłby się pisarz z długą listą bestsellerów na swoim koncie, a przypomnieć warto, że „Alibi na szczęście” było książką pisaną tylko dla siebie, do szuflady. Ponownie mogę śmiało odnieść się do wielkiego już dla mnie dzieła Paulliny Simons, dla mnie i milionów czytelników na całym świecie. Historia wielkiej miłości Tatiany i Aleksandra nie miała sobie równych... do dziś... do momentu, w którym światło dzienne ujrzało „Alibi na szczęście”.
To, co dzieje się między Hanią, a Mikołajem, to trzeba poznać samemu, trzeba tego dotknąć, trzeba to poczuć każdym atomem duszy i każdą komórką serca. Historia Hani zaskakuje i urzeka w każdy możliwy sposób. Historia dzielenia się z Mikołajem Mikołajem, historia odkrywania samej siebie i prawd rządzących życiem, wreszcie historia, której życiowej ścieżki, czasem proste i banalne raptem stają się zaskakujące i nierealne.
Pisanie o tym w kilku krótkich lub dłuższych akapitach jest w jakiś sposób skazane na porażkę, gdyż mnogość uczuć, myśli i doznań jest tak obszerna, iż momentami trudna do wyrażenia. Z drugiej strony jest równie piękna i urzekająca relacja Przemka i Domi, która spodziewa się swojego maleństwa nadając mu przez chwilę imię Alojzyk, aby w efekcie obdarzyć go imieniem, które w zadziwiający sposób wypłynie w zupełnie innym miejscu i czasie i co ważne, będzie miało z nią samą równie wiele wspólnego.
Ważnym podkreślenia jest fakt, że autorka sprezentowała nam kilka zaskakujących niespodzianek, kilka miłych zwrotów akcji, wreszcie kilka wątków nabrało nowego, lepszego, pełniejszego wymiaru. Wszystko, co zaczęło się od morza na nim samym w pewien sposób się kończy. Choć nie można przymierzyć się do „Kroku do szczęścia” nie znając „Alibi na szczęście”, czy finalnie będzie to „Uśmiech szczęścia”, czy „Szczęśliwe spełnienie” tego nie wiem, mam jedynie świadomość, że „Krok do szczęścia” nie stawia kropki nad „i”.
Znając całość tej historii śmiało mogę stwierdzić, że będzie to wielki, wydawniczy hit. Już teraz „Alibi na szczęście”, którego autorką jest Anna Ficner - Ogonowska utrzymuje się w czołówce sprzedaży książek na polskim rynku wydawniczym. Powieść, która zawładnęła sercami i umysłami tysięcy czytelników, bez względu na ich płeć.
Artur G. Kamiński
https://www.facebook.com/Koominek
http://koominek.blogspot.com - osiemnaście tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
Dopiero co odkrywana, z pewnym pośpiechem, bo czas goni, a jednak dająca ponownie wiele miłych wzruszeń i przynosząca ciągłą refleksję, gdyż prostota słowa niejednokrotnie onieśmiela, przynosi...
2000-11-26
http://koominek.blogspot.com - osiemnaście tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
Nie wiem, co bardziej cenię - książkę, czy jej filmową adaptację. Faktem jest, że "List w butelce" plasuje się bardzo wysoko na liście moich ulubionych pozycji. Również tych, które napisał Nicholas Sparks.
Z perspektywy czasu nic nowego nie dodam ponad to, co napisali i powiedzieli przedmówcy. Z perspektywy czasu istotne jest to, że zawsze warto do niej wrócić nie bojąc się tego, że nie znajdzie się nic nowego do odkrycia.
W mojej debiutanckiej powieści, która być może w nadchodzącym 2014 roku ukaże się drukiem, a która czekała na to trzynaście lat, właśnie "List w butelce" jest lekturą, w trakcie której bohater odnajduje odpowiedzi na nurtujące go pytania. Znajduje ją przypadkiem w kieszeni fotela lotniczego tam, gdzie bilet losowo wskazał mu miejsce.
W 2001 roku w jakiś sposób udało się to ująć w formie interesującej powieści "Internetowa cela".
http://koominek.blogspot.com - osiemnaście tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
Nie wiem, co bardziej cenię - książkę, czy jej filmową adaptację. Faktem jest, że "List w butelce" plasuje się bardzo wysoko na liście moich ulubionych pozycji. Również tych, które napisał...
http://koominek.blogspot.com - osiemnaście tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
Zaiste, sięgając po książkę, „Małgorzata idzie na wojnę” nie zdawałem sobie sprawy, jak szczególna, niezwykła i niesamowita wręcz przyjemność czeka mnie w lekturze. Ale wystarczyło mi raptem kilka dosłownie stron, abym wiedział, że poruszy we mnie każdą, nawet najbardziej czułą strunę mojej duszy.
Książkę zawdzięczamy dwóm autorom – Wojciech Lubawski i Tomasz Natkaniec. Pierwszy z panów jest prezydentem Kielc, drugi natomiast dziennikarzem, a ich wielkiej i wspólnej pasji, jaką jest historia i zawiłości z nią związane zawdzięczamy tą przedziwną i doskonałą pod każdym względem powieść.
Pewien odkryty na portalu eBay list staje się zarzewiem opowieści, która rozpaliła umysły, ale zapewne też serca dwóch dorosłych mężczyzn. Ten jeden list sprawił, że postanowili w wyczerpujący sposób zbadać i w miarę możliwości prześledzić losy Małgorzaty Szczerbińskiej. Dzięki dokładnej kwerendzie archiwów, dotarciu do potomków rodziny Szczerbińskich z mroków historii wyłoniła się fascynująca opowieść pełna młodzieńczego uniesienia w walce o miłość bez względu na okoliczności.
Sierpień roku Pańskiego 1914 to okres wielkich zawirowań dziejowych, również dla rodzących się podwalin niepodległego po latach zaborów państwa polskiego. Historia zawieszona pomiędzy dwoma polskimi miastami – Krakowem i Kielcami, gdzie to drugie, jakże bliskie autorowi, na początku XX wieku było tak naprawdę dużą rozwijającą się osadą, choć wciąż już miastem.
Małgorzata Szczerbińska – młoda subtelna niewiasta, która w obliczu miłości i tego, że jej ukochany postanawia wstąpić do strzelców nikomu tak do końca jeszcze wtedy nieznanego Piłsudskiego stawia wszystko na jedną kartę. Ukochany rusza walczyć o wolną Polskę, znienawidzona stryjenka daje się na tyle Małgorzacie odczuć, że ucieczka od niej jest tylko wybawieniem, lekcje, jakich udzielił jej stryj mogą być bardzo pomocne. Nie pozostaje nic innego, jak spakować małą walizeczkę i ruszyć w Kraków, a jeśli będzie trzeba dalej i dalej.
„Kolaska tak jak wczoraj trzęsie okropnie.
Pierre klnie pod nosem i zmienia pozycję, najwyraźniej mając nadzieję, że skulony w rogu pojazdu będzie mniej narażony na wstrząsy. Małgorzata milczy. Myśli o Januarym. Musi przyznać sama przed sobą, że jej stosunek do narzeczonego zmienił się w ciągu tych kilku dni. Zaczyna się o niego… martwić. Gdzie jest? Co robi? Czy już doszedł do Kielc? Czy walczył?
I czy myśli o nie? Czy naprawdę ją kochał? Kocha? Może nie? Może nie kochał nigdy? A teraz znalazł już sobie jakąś inną? Co to dla przystojnego żołnierza? Może on do kobiet jest taki sam gagatek jak ten tutaj? Może w Paryżu zasmakował różnych przyjemności? Nigdy nie opowiadał, co tam robił. Licho wie, czy nie włóczył się z Długoszewskim i resztą po domach uciech. A tam się roi od kobiet wiadomego autoramentu…
(…)
Panna Szczerbińska kręci głową, nie dowierzając, że fizyk, który ponoć zna samego słynnego Alberta Einsteina, może być tak tępy.
- Czy pan nie rozumiesz, panie Szwajcar, że niedługo złożę przysięgę na wierność przed Bogiem? Jakże ja bym wyglądała, gdybym przyjęła sakrament w tak nieczystym stanie? Czy jakaś dziewka uliczna jestem, żeby tak przyszłego męża oszukiwać? I jedno panu powiem! Pan bardzo grzeszysz, mężatki do takich bezeceństw ciągnąć. To jest jeszcze gorsze, bo mężatka już przysięgę złożyła. A przez pana ją łamie. Jak do piekła pójdzie, to pan będziesz odpowiadał. Zresztą pan też do piekła trafisz!
- Sa co do piekła ja? No ja słego, co?
- Aaaaaaaa…. Nic pan nie pojmujesz! Nic!”
Każdy, kto miał przyjemność, niebywałą przyjemność lat kilka wstecz poznać niezwykłą w swej treści i formie powieść, „Nie ponaglaj rzeki” Małgorzatą już od pierwszych stron będzie urzeczony, poruszony, zachwycony. Tam amerykański autor wyjątkowo barwnie pokazał Polskę w okresie kampanii napoleońskiej, tutaj zaskakujący koloryt postaci, jednak przede wszystkim portret młodej, urzekającej, niezwykłej, szalonej, niesamowitej Małgorzaty. Postać, która mnie ujęła od pierwszej chwili i którą żyłem przez całą lekturę nie mogąc cały czas wyjść z podziwu nad żarliwością jej ducha i tego, co sobie postanowiła.
Autorom udało się w niebywały sposób oddać ducha epoki, tchnąć w Małgorzatę tak wiele życia, iż wydawać by się mogło, że to nie jedynie karty książki, ale już coś więcej. Coś pięknego, realnego, ale jakby również metafizycznego. Dawka myśli i uczuć, którym nikt od dawna nie sprostał w formie pięknej, polskiej prozy.
Artur G. Kamiński
https://www.facebook.com/Koominek
http://koominek.blogspot.com - osiemnaście tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
więcej Pokaż mimo toZaiste, sięgając po książkę, „Małgorzata idzie na wojnę” nie zdawałem sobie sprawy, jak szczególna, niezwykła i niesamowita wręcz przyjemność czeka mnie w lekturze. Ale wystarczyło mi raptem...