Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Ale jak długo można mieć nadzieję?

Święta to czas ciepła rodzinnego, smacznych i pachnących potraw i dyskusji. To czas powrotów do domu rodzinnego, w którym niestety po pewnym czasie stajemy się jedynie gośćmi, a on przeobraża się w pensjonat. Tytuł książki można zrozumieć trochę metaforycznie. Dzieci, kiedy dorastają, odchodzą z domu i zakładają własne rodziny, a dom rodzinny zawsze będzie dla nich schronieniem, ucieczką, zawsze przywita ich z radością i pozwoli na nowo się zadomowić, dom zmieni się w pensjonat.

Lois Battle amerykańska pisarka i autorka wielu bestsellerów po raz kolejny wprowadza nas w świat, który tylko z pozoru wydaje się piękny, ułożony i doskonały. Zapraszam więc na krótką wędrówkę po meandrach życia pewnej rodziny i ich przyjaciół. Czy miłość wszystko pokona? Czy otwarta i szczera rozmowa wpłynie korzystnie na stosunki panujące w rodzinie Josie?

Główną bohaterkę – Josie - poznajemy już na samym początku. Widuje się regularnie ze swoim przyjaciółkami na babskich wieczorkach, a trzeba dodać, że nie jest już młodą kobietą. Ma ponad siedemdziesiąt lat, jest jednak bardzo żywotną osobą. Podczas jednego z takich spotkań, jej przyjaciółka – Peatsy, traci przytomność. Zostaje zawieziona do szpitala, lekarze podejrzewają atak serca. Cała sytuacja sprawia, iż Josie zaczyna rozmyślać o swoim życiu, powolutku poznajemy coraz to nowe fakty z przeszłości. Jako, że jest to czas przedświąteczny postanawia zorganizować Wigilię właśnie u siebie, w pensjonacie. Chce zaprosić swoje córki, z którymi nie najlepiej jej się układa od momentu śmierci jej męża, byłego wojskowego. Niedomówienia, milczenie, brak szczerej rozmowy i bunt młodych kobiet spowodował oddalenie się od siebie bliskich sobie kiedyś kobiet. Pomimo tego udaje jej się zebrać wszystkie dzieci. Czy w końcu Josie zdobędzie się na szczerą rozmowę z Cam, Lilą i Evą? Każda z nich pamięta inne fakty z dzieciństwa, a było ono niełatwe. Ich ojciec był wojskowym, więc bardzo często zmieniali miejsce zamieszkania matka całkowicie poświęciła się rodzinie. Musiała się odpowiednio zachowywać i należeć do kółek, organizować bale charytatywne, tak jak przystało na żonę wojskowego. Takie dzieciństwo pozostawiło ślad w córkach. Cam, pracuje w wydawnictwie, niedawno porzucił ją chłopak, a oprócz tego okazuje się że jest w ciąży. Jak rozwinie i zakończy się ta część historii? Lilia to na pozór szczęśliwa żona Orriego, przewidywalnego męża i polityka oraz matka dwójki dzieci, z którymi nie za bardzo może sobie poradzić. Czuje się trochę sfrustrowana ciągłą monotonią codziennych obowiązków, których nikt nie docenia i nie dostrzega. Evie jest najmłodszą z sióstr i prawdziwą pięknością ojciec marzył, by była jego upragnionym synem. Niestety dziewczyna ma pecha w życiu, taka trochę ofiara losu, a dodatkowo na swoim koncie posiada kilka ślubów i rozwodów.

Jak zakończy się spotkanie rodzinne? Czy Wigilia nie będzie katastrofą? Wszystkie niedomówienia i wątpliwości zostaną wyjaśnione?

Język powieści jest bardzo nastrojowy i klimatyczny. Oprócz tego, że poznajemy fakty z teraźniejszego życia bohaterów, to także odkrywamy, dzięki wspomnieniom, ich lata dziecięce Co ważne- możemy również wgłębić się w umysły postaci, dowiedzieć się o czym myślą i dlaczego tak, a nie inaczej reagują w pewnych sytuacjach. Ciekawe, czasem także zabawne, dialogi i taka troszeczkę powolna akcja pozwala nam się bardziej wczuć w okoliczności wydarzeń. Książka pełna humoru, smutku, nostalgii i nadziei, że zawsze może być lepiej oraz o kobietach, które są motywem przewodnim. Polecam.

Ale jak długo można mieć nadzieję?

Święta to czas ciepła rodzinnego, smacznych i pachnących potraw i dyskusji. To czas powrotów do domu rodzinnego, w którym niestety po pewnym czasie stajemy się jedynie gośćmi, a on przeobraża się w pensjonat. Tytuł książki można zrozumieć trochę metaforycznie. Dzieci, kiedy dorastają, odchodzą z domu i zakładają własne rodziny, a dom...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

-Co by było, gdybyśmy nie przychodzili na świat sami? Co by było, gdyby z każdym człowiekiem rodził się anioł, towarzyszący mu od chwili narodzin aż do śmierci?[…]Nie możesz jednak o nic się obwiniać. Błagałam o swoje życie, a ty chciałeś mnie ratować. Ale nie mogłeś, ponieważ byłeś aniołem, a anioły nie są w stanie nic zrobić. Mogą tylko towarzyszyć. […] Może właśnie w tym momencie zapragnąłeś stać się człowiekiem i twoje życzenie się spełniło. A później, już jako człowiek, znalazłeś się pod moim oknem, bez linii papilarnych, bez wspomnień, za to ze snami. Potrafisz to sobie wyobrazić?

A Wy potraficie sobie coś takiego wyobrazić? Isabel Abedi stworzyła powieść niezwykle magiczną, która ucieka od schematu (może nie we wszystkich aspektach). Główną bohaterką jest Rebeka Wolff, spokojna i szczęśliwa nastolatka, która mieszka z matką lesbijką i jej przyjaciółką Wróbelkiem. Życie w Niemczech pozwala jej spełniać swoje marzenia. Chodzi do normalnej szkoły, ma wierną przyjaciółkę Suse, chłopaka Sebastiana. Ważnym momentem w tygodniu są środy, kiedy wraz z matką Janne i Wróbelkiem urządzają sobie Ladies Night In. Polega to na tym, że po kolei każda z nich decyduje, co będą robiły danego dnia. Czasem więc oglądają filmy, słuchają muzyki, malują. Tym razem mają posegregować swoje stare rzeczy z szafy i wybrać te, które można sprzedać na pchlim targu. Tego dnia Beka znajduje swojego misia Lu z dzieciństwa. I tej nocy ma koszmarny sen. We śnie widzi siebie leżącą na pluszowym, ciemnozielonym dywanie. Ściany pokoju wyłożone są drewnem a na łóżku leży kwiecista narzuta. Beka widzi siebie leżącą na podłodze, obok wszędzie mnóstwo odłamków szkła. Wydaje z siebie cichy jęk Proszę. Proszę nie…proszę…nie pozwól mi…Od tego snu jej życie się zmieni. Zbudzona krzykiem ze snu zrywa się z łóżka i otwiera okno. Na ulicy pod latarnią stoi chłopak i patrzy prosto na nią. Kim jest nieznajomy? Czy go zna? Czy na pewno spoglądał w jej okno? Pytania rodzą się w jej głowie i mimo, że stara się, to nie może zapomnieć o tajemniczym chłopaku. Zaczyna spotykać tajemniczego chłopaka wszędzie i nie wie dlaczego, ale czuje się przy nim bezpiecznie i spokojnie. Życie powoli się toczy, tajemniczy chłopak się pojawia, albo w jakiś niesamowity sposób Rebeca sama trafia na niego. Lucian, bo takie ma imię, które sam sobie wybrał, zdradza Rebece swoją tajemnicę-widzi ją w snach, jej przeszłość i przyszłość. Później akcja dość szybko toczy się dalej.

Jeśli chcecie przeczytać o miłości silniejszej niż śmierć, to musicie mieć tę książkę. Dobrze zbudowana fabuła, wszystkie wątki łączą się we wspólną całość. Dialogi przesączone tajemniczością i magią zachwycą każdego. Polecam wszystkim wrażliwym o dobrym sercu.

-Co by było, gdybyśmy nie przychodzili na świat sami? Co by było, gdyby z każdym człowiekiem rodził się anioł, towarzyszący mu od chwili narodzin aż do śmierci?[…]Nie możesz jednak o nic się obwiniać. Błagałam o swoje życie, a ty chciałeś mnie ratować. Ale nie mogłeś, ponieważ byłeś aniołem, a anioły nie są w stanie nic zrobić. Mogą tylko towarzyszyć. […] Może właśnie w tym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Per Petterson zadebiutował w 1987 roku zbiorem opowiadań Aske i munnen, sand i skoa, zachwycił nas jednak powieściami Przeklinam rzekę czasu i Kradnąc konie. Zanim jednak dojrzał do tego, by zostać prawdziwym pisarzem imał się wielu różnych zajęć. Był księgarzem, tłumaczem, krytykiem literackim, pracownikiem fizycznym. W Norwegii jest cenionym i uznanym prozaikiem. Literatura skandynawska nie powinna nam się kojarzyć jedynie z kryminałami, przynajmniej od teraz. Chłodna i niezwykle wyważona książka wciąż intryguje i nie pozwala o sobie zapomnieć.

Bohaterami powieści jest rodzeństwo: brat i siostra. On- Jesper jest odważnym buntownikiem, marzącym o podróży do ciepłego kraju, jakim jest Maroko. Ona zapatrzona jest w starszego brata jak w obrazek. Ciągle się z nim bawi, przy nim zasypia, a każde jego słowo jest święte. Mimo, że wciąż jest jej zimno marzy, trochę przekornie, o podróży na Syberię. Imię siostry jest dla czytelnika nieznane. Powoli poznajemy jej dzieciństwo, dorastanie w północnej Danii, jej kontakty z rodziną. Względny porządek burzy wojna i niestety drogi rodzeństwa się rozchodzą. Bohaterka jest tym załamana, nie potrafi nawiązać z nikim bliższych kontaktów, zwłaszcza z mężczyznami. Czuje się osamotniona i zagubiona, jej życie nie ma celu. Czuje, że jej życie właśnie się skończyło: mam dwadzieścia trzy lata, a życie już się skończyło. Pozostała tylko resztka. Dodatkowo w całej powieści czuć przeraźliwy chłód i to już od pierwszych stron:

Zrywa się wiatr, zasłaniam dłonią policzek, bo wieje mrozem, napływają chmury i ledwie coś można zobaczyć.


Tej zimy wszystko zamarza na kość. Śnieg leży na ulicach, śnieg na polach, a kiedy wiatr wieje nisko od północy, rozdmuchując śnieg na boki, błyszczący lód rozciąga się aż po wysepki Hirsholmene. Już wcześniej był mróz, ale nie taki, a od dwudziestu lat nikt nie widział tyle śniegu.


Zimno i chłód potęguje się z każdą kolejno pojawiającą się postacią. Na uwagę zasługuje matka, która wciąż wygrywa na pianinie psalmy własnego autorstwa. Dla domowników jednak nie jest to rozrywka, jednak nikt nie potrafi jej zwrócić uwagi. Bohaterka jedynie podsumowuje swoją matkę słowami: Moja matka widziała świat obrazami, a obrazy pochodziły ze starego Testamentu. Więcej chyba nie trzeba dodawać. Dom, który tak naprawdę nigdy nie był prawdziwym domem. Ojciec, który wciąż przebywał w samotności, toksyczna babcia, samobójcza śmierć dziadka, a do tego wszechogarniające zimno, tworzą dom, z którego trzeba trzymać się jak najdalej, odejść.

Mimo wszystko Petterson zaskakuje dość szybkim rozwojem akcji, która niestety jest chwilami zbyt przewidywalna. Powieść jest przede wszystkim niezwykle spójna i uporządkowana. Polecam!

Per Petterson zadebiutował w 1987 roku zbiorem opowiadań Aske i munnen, sand i skoa, zachwycił nas jednak powieściami Przeklinam rzekę czasu i Kradnąc konie. Zanim jednak dojrzał do tego, by zostać prawdziwym pisarzem imał się wielu różnych zajęć. Był księgarzem, tłumaczem, krytykiem literackim, pracownikiem fizycznym. W Norwegii jest cenionym i uznanym prozaikiem....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niedawno czytałam wypowiedź pewnej lekarki, że na rozwój choroby Alzheimera bezpośrednio wpływa siedzenie w fotelu i nic-nie-robienie. Dla mnie właśnie owo nic-nie-robienie jest najważniejsze. Ten zawrót głowy, gdy w środku nareszcie nie mam nic do roboty, kiedy wreszcie utoruję sobie maczetą przez dżunglę idiotyzmów drogę do nicości. Bo tam to jest. Kamienie szlachetne tego czegoś, gdy mamy farta. Innym razem tylko porażający smutek. Czasem wrażenie, że to wszystko jest jedną wielką pomyłką. Ta metoda i pisanie w ogóle. Tylko im dłużej zajmuję się pisaniem, tym trudniej jest skręcić w inny zaułek.

Petra Hulova tym razem jako prozaik-podróżnik pokazuje życie, nie w Czechach i nie o Czechach, ale na Syberii i o Rosjanach. Zaskakujące? No pewnie, że tak. W końcu jeśli powieść jest napisana przez Czeszkę, to powinna dotyczyć Czech. Petra kilka razy odwiedziła Rosję i postanowiła napisać powieść właśnie o tym rejonie:

Od dawna chciałam napisać powieść, o kimś, kto chce gdzieś odejść, i już nigdy nie wrócić. I właśnie w sobie poczułam podobną chęć- może tęsknotę- odejść i już nie wrócić.

A skąd się wzięła sama Petra? Otóż urodziła się w 1979 roku w Pradze. Ukończyła kulturoznawstwo na Uniwersytecie Karola w stolicy Czech; przez rok mieszkała w Mongolii, a jej kariera literacka rozpoczęła się w 2002 wydaniem debiutanckiej powieści Paměť mojí babičce (polskie wydanie pt. Czas czerwonych gór, W.A.B., 2007), która stała się jedną z najpopularniejszych książek dekady w Czechach. Pracuje jako krytyk literacki i często pisze do czeskiego czasopisma kulturalnego Respekt. Na pytanie, czy pisanie ją zmieniło, odpowiada, że zmieniło ją przede wszystkim wielkie zainteresowanie czytelników jej powieściami. Jednak targały nią różne emocje od radości po strach. I często zadawała sobie pytanie, kim właściwie jest, przecież pisarka to nie jest żaden zawód? Całe szczęście, że nie zaprzestała pisać. Uffff….Dobrze nie będę się, aż tak rozpisywała o samej autorce. Mam tu pisać o książce i spróbować zachęcić Was do jej przeczytania. Przejdźmy więc do sedna.

Syberyjska tajga, mało przyjazna człowiekowi, lecz zwabia do siebie duńskiego podróżnika Hablunda Dorana. Jego celem jest zapoznanie się z kulturą syberyjskich enklaw oraz chciałby sfilmować niezwykle tajemniczy obrzęd, zwany Kawaszi. Dociera do wioski Charyń, która jest raczej dziurą niż dużą wsią. I w tym miejscu najczęściej odgrywa się akcja powieści. Niezwykle dokładne i plastyczne opisy oddziałują na naszą wyobraźnię: małe obejścia buraczarzy, którzy wytwarzają coś tajemniczego z buraków, porzucone domy, chaty zbudowane z byle czego, poczta. Mieszkańcy doskonale wtapiają się w teren, potrafią żyć w tajdze, znają ją dobrze. Jeśli ktoś jej nie zna, nie powinien się w nią zapuszczać. Z jednej strony fascynuje, z drugiej może stać się pułapką dla uciekinierów z łagrów. Jeśli ktoś pojawił się w tym miejscu, był już na nie skazany. Po wielu latach śladami Hablunda podąża Erskine, młody student antropologii. Myśli, że ta podróż będzie dla niego wielką szansą na karierę naukową. Jednak obaj tak naprawdę nie wiedzą, jak się zachować, mieszkańców traktują z wyższością. Chcą poznać ten świat, ale obserwowanie go z boku nic nie daje. Trzeba zacząć żyć jak wszyscy, wtopić się w miejscowy klimat. Oprócz tego poznamy kilku innych bohaterów i ich losy, przyjrzymy się koleji transsyberyjskiej.

Konstrukcja powieści jest niezwykle interesująca. Poszczególne rozdziały zatytułowane są imionami głównych bohaterów. Powoli poznajemy ich losy i odkrywamy tajemnice. Wszystko zaczyna się łączyć i tworzy doskonałą całość. Polecam każdemu!

Niedawno czytałam wypowiedź pewnej lekarki, że na rozwój choroby Alzheimera bezpośrednio wpływa siedzenie w fotelu i nic-nie-robienie. Dla mnie właśnie owo nic-nie-robienie jest najważniejsze. Ten zawrót głowy, gdy w środku nareszcie nie mam nic do roboty, kiedy wreszcie utoruję sobie maczetą przez dżunglę idiotyzmów drogę do nicości. Bo tam to jest. Kamienie szlachetne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pewnie większość z Was zna autorkę z serii książek o wampirach Błękitnokrwiści. Uwielbiana przede wszystkim przez młodzież, ale tym razem wydaje mi się, że tą powieścią trafi do szerszego grona czytelników. Muszę przyznać, że polski tytuł powieści trochę mnie zaskoczył, ale w tym pozytywnym znaczeniu tego słowa. Otóż oryginalny tytuł to Witches of East End, polskie tłumaczenie jest zdecydowanie bardziej poetyckie i trzeba przyznać, że sam tytuł już przyciąga, a w dzisiejszym świecie literatury jest to ważny element, który ma wpływ na promocję. Dodatkowo uwagę potencjalnego czytelnika przyciąga okładka. Może nie jest jakaś oryginalna i wyrafinowana, ale jednak pewna magia gdzieś się unosi. Przejdźmy więc do fabuły.

Cała historia opowiedziana jest z perspektywy trzech kobiet- Joanny oraz jej dwóch córek Freyi i Ingrid. Każdy rozdział opisuje historię jednej z kobiet. Poznajemy jej myśli, pragnienia, przeszłość. Trzeba jednak zaznaczyć, że niektóre sytuacje i zdarzenia się przeplatają i możemy poznać daną sytuację z kilku punktów widzenia. Kim są owe kobiety? Hmm… Z początku wydaje nam się, że są zwykłymi mieszkankami prowincjonalnego miasteczka North Hampton. Miasteczka, w którym każdy każdego zna, i w którym nic ciekawego się nie dzieje. Jak się później okazuje wszystkie są czarownicami, ale nie mogą wykorzystywać swojej magii, gdyż tajemnicza rada im tego zabroniła.

Na przyjęciu zaręczynowym Freyi i Brana niespodziewanie płonie bukiet kwiatów. Nie jest to jednak zwykły pożar, jest to ogień namiętności Freyi do…brata narzeczonego Kiliana. Na własnym przyjęciu ulega czarowi pożądaniu oddając się Kilianowi. Czy można kochać dwóch mężczyzn jednocześnie? Oprócz tego Freya jest osobą dość odważną i postanawia wprowadzić z powrotem do świata ludzi trochę magii. Pracuje w barze i wobec tego postanawia przygotować specjalne drinki miłosne. Druga z sióstr Ingrid jest przeciwieństwem swojej siostry, cicha i spokojna, a pracuje w bibliotece. Ona natomiast pomaga ludziom w inny sposób. przychodzą do niej kobiety z różnymi problemami: niepłodność, choroby niewiadomego pochodzenia, zdrada męża. Rysuje pentagramy i wiąże tajemnicze supełki. Joanna natomiast magię wprowadza do dnia codziennego, sprawia, że zabawki Tylera, którym się opiekuje, ożywają, przypalone ciasto po wypowiedzeniu zaklęcia jest na powrót pięknie upieczone. Oczywiście zdarzyło jej się raz przelecieć na miotle i w mieście mówiono, że pojawiło się UFO. Wszystkie wiele ryzykują, gdyż swoim zachowaniem mogą ściągnąć niebezpieczeństwo na siebie.

Jak zakończy się prowadzenie tajemnej magii i czarów? Kogo wybierze Freya? I dlaczego odczuwa tak silne przyciąganie do Kiliana? Czy martwe ptaki znalezione przez Joannę na plaży oznaczają zbliżające się niebezpieczeństwo? Co takiego odkryje Ingrid w projektach architektonicznych? Czy do rodziny Beauchampów powróci ojciec? Na te i wiele inny pytań znajdziecie odpowiedzi. Niektóre zapewne Was zaskoczą, inne będą przewidywalne, ale mimo wszystko warto się zaznajomić z tą pozycją.

Akcja powieści rozwija się powoli i tak naprawdę nic nie wróży nadchodzącego niebezpieczeństwa, no może martwe ptaki na plaży i wyciek tajemniczej substancji do morza. Elementy magii są doskonale wplecione w treść. Wszystko czytelnikowi wydaje się możliwe. Umiejętnie wplecione dialogi w opisy sytuacji nie pozwalają czytelnikowi się nudzić. Zakończenie powieści jest intrygujące. Sami musimy je sobie wyczarować. Polecam!

Pewnie większość z Was zna autorkę z serii książek o wampirach Błękitnokrwiści. Uwielbiana przede wszystkim przez młodzież, ale tym razem wydaje mi się, że tą powieścią trafi do szerszego grona czytelników. Muszę przyznać, że polski tytuł powieści trochę mnie zaskoczył, ale w tym pozytywnym znaczeniu tego słowa. Otóż oryginalny tytuł to Witches of East End, polskie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tomáša Zmeškala bardzo często porównuje się do Hrabala i Topola. O tych autorach mam nadzieję niedługo Wam coś napiszę i mam nadzieję, że literatura czeska przypadnie Wam do gustu. Kiedy tylko powieść ukazała się w Czechach od razu krytycy zaczęli się zachwycać i nie odmawiali mu talentu, który niewątpliwie jak na debiut literacki jest naprawdę imponujący. Wielka historia powojennych Czech tworzy jedynie tło do przedstawienia prawdziwej miłości. Tomáš Zmeškal jest synem Czeszki i Kongijczyka, dlatego jego widok może zadziwić, gdyż nie wygląda jak typowy Czech. Studiował literaturę angielską na Uniwersytecie w Londynie. Po studiach powrócił do Pragi, gdzie pracował jako tłumacz, adiunkt na Uniwersytecie Karola, lektor i pedagog. Książka jego została nagrodzona prestiżową nagrodą literacką im. Josefa Škvoreckého. A czego dokładnie dotyczy powieść?

Jest to historia Josefa i Květy, którzy poznali tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej na wykładach czeskiego językoznawcy profesora Hroznego. On to w 1915 roku odczytał teksty zapisane pismem klinowym, które uważane są za najstarsze pisemne zabytki języków indoeuropejskich. Oboje zaczynają się interesować tym pismem i co za tym idzie także sobą nawzajem. Zakochują się sobie, organizują ślub. Są młodzi szczęśliwi i pełni marzeń i planów na przyszłość. W 1950 roku na świat przychodzi ich córeczka Alicja. I w tym momencie idylla się kończy. Josef zostaje niespodziewanie aresztowany za działalność przeciw państwu. Květa za wszelką cenę stara się uwolnić męża. Niestety spotkała człowieka -Hynka, który po prostu ja wykorzystał. Oddała mu swoje ciało, zaznała upokorzenia i bólu, którego nie sposób opisać. Mimo wszystko ta znajomość dawała jej także przyjemność. I nawet kiedy Josef wrócił, jego żona nadal utrzymywała kontakty z Hynkiem. Nie mogło to jednak zostać niezauważone przez Jozefa, który dowiedział się wszystkiego. I w tym momencie cudowne małżeństwo zaczęło się chylić ku upadkowi. Córka czuje się zupełnie zagubiona, p o10 latach wiezienia odzyskała ojca, z którym nie miała dobrego kontaktu. W czasie czytania kolejnych stron poznajemy także wielu innych bohaterów, którzy swoją obecnością sprawiają, że miłość Josefa i Květy nie jest tak banalna i nudna. Poznajemy bliżej Alicję, jej męża i syna. Zmeškal nie jest historykiem, więc stara się nam pokazać zwykłych bohaterów z dnia codziennego. Pokazuje jak polityczna rzeczywistość kształtowała życie bohaterów. Jest to świat komunistycznych absurdów, świat który niszczy relacje międzyludzkie. O ironio! Josef pośmiertnie zostaje odznaczony medalem za odwagę i przeciwstawienie się dyktaturze. Każdy z bohaterów jest inny, kreuje swój własny świat. Świat, w którym każdy mówi własnym językiem, wykonuje dziwne gesty, każdy jest wyjątkowy i trochę dziwny. Mamy więc szalonego cukiernika, który zwraca się do wszystkich „bracie” lub „siostro”.

Książka pełna dowcipu, ironii, wrażliwości. Nie można przejść obok tej historii obojętnie. Powieść głęboka i dająca do myślenia, eksperymentująca z formą, która nie pozwala się czytelnikowi nudzić. Polecam!

Tomáša Zmeškala bardzo często porównuje się do Hrabala i Topola. O tych autorach mam nadzieję niedługo Wam coś napiszę i mam nadzieję, że literatura czeska przypadnie Wam do gustu. Kiedy tylko powieść ukazała się w Czechach od razu krytycy zaczęli się zachwycać i nie odmawiali mu talentu, który niewątpliwie jak na debiut literacki jest naprawdę imponujący. Wielka historia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wpadłam jak śliwka w kompot. Moje pierwsze spotkanie z tą autorką i od razu jestem zatopiona. W czasie czytania targały mną tak sprzeczne uczucia, że musiałam kilka razy krzyknąć: Nie!!! Nie rób tego!!! Zachowywałam się jak jakaś nastolatka czytająca listy czytelników w Bravo. Widocznie taki miałam dzień, że chłonęłam wszystko co było napisane i w dodatku uwierzyłam, że taka wyidealizowana postać, jak Piotr Sadowski, może istnieć. Normalnie czyste szaleństwo. Nie wiem skąd, aż tyle zachwytów, bo w sumie powieść jest przewidywalna i wiemy, że mimo wszystko dobrze się zakończy. Zresztą jakby miało być inaczej, to nie wiem, czy byłabym w stanie wstać dziś rano. Ale dobra dość tej paplaniny bez sensu. Chciałabym Wam w kilku zdaniach ( więcej nie będę mogła chyba napisać) nakreślić fabułę powieści, po którą trzeba sięgnąć.

Piotr jest żołnierzem zawodowym. Niezwykle zdolny i utalentowany, a do tego nieziemsko przystojny, dobrze zbudowany. Czy nie marzymy właśnie o takim mężczyźnie? Może i jest zbyt idealny, ale mi wcale to nie przeszkadzało w tej powieści. Zakochuje się w Paulinie, na którą specjalnie wpada w bibliotece. Paulina ma wrażliwą i artystyczną duszę, jest wolnym ptakiem. Marzy by zostać malarką. Jednak jej plany krzyżuje niespodziewana śmierć matki, braciszka i ojczyma, którzy giną w wypadku samochodowym. Zamieszkuje ze swoim biologicznym ojcem, którego w ogóle nie zna i który strasznie ją traktuje. Surowe zasady i podział obowiązków niczym w wojsku jest jak chleb powszedni. Ojciec jest oczywiście wojskowym. Paulina nie rozumie dlaczego ojciec tak bardzo jej nienawidzi. A może tylko jej się tak wydaje? Może ojciec skrywa jakąś tajemnicę? W każdym razie Piotr i Paulina zakochują się w sobie i wyzwalają w sobie nawzajem szaleńcze uczucia miłości i pożądania. I kiedy nam się wydaje, że wszystko się dobrze układa bach… dramat, zerwanie, płacz, ból, oszukiwanie własnego serca. Niedomówienia niszczą ogień miłości, do którego Paula nie chce się przyznać. Ale tak jak napisałam książka kończy się szczęśliwie. Nadejdzie dzień kiedy ich drogi znowu się spotkają. Czy tym razem ich miłość przetrwa? Czy los wystawi ich jeszcze na próbę? I jaką tajemnicę skrywała Paulina przed Piotrem? Dlaczego list napisany do Piotra nie dotarł do niego i kto maczał w tym palce? Dowiecie się tego jeśli przeczytacie.

Książka napisana lekkim i łatwym językiem. Piękne opisy i dialogi są dużym plusem tej powieści. Drażniło mnie tylko to, że autorka była bezlitosna i wciąż podkładała kłody pod nogi swoim bohaterom. Jednak cóż jest silniejszego niż miłość, ta pierwsza, szalona, prawdziwa. Polecam!

Wpadłam jak śliwka w kompot. Moje pierwsze spotkanie z tą autorką i od razu jestem zatopiona. W czasie czytania targały mną tak sprzeczne uczucia, że musiałam kilka razy krzyknąć: Nie!!! Nie rób tego!!! Zachowywałam się jak jakaś nastolatka czytająca listy czytelników w Bravo. Widocznie taki miałam dzień, że chłonęłam wszystko co było napisane i w dodatku uwierzyłam, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wszyscy zapewne pamiętamy ze swojego dzieciństwa śmieszne wyliczanki, pioseneczki i różnego rodzaju rymowanki. Niektóre nie mały całkowicie żadnego sensu, a inne były czasem nawet drastyczne, ale wtedy nikt się tym nie przejmował. Jeśli więc macie ochotę przypomnieć sobie kilka ciekawszych wierszyków, to zapraszam serdecznie do lektury. Dla mnie to była naprawdę niezapomniana przygoda.

Co znajdziemy w tej kolorowej książce? Kolorowe rymowanki, które pomogą naszym dzieciom w ćwiczeniach pamięci. Cóż tak nie cieszy rodziców, jak dziecko które recytuje pięknie wierszyk. Małymi kroczkami zostaje wprowadzany w świat, w którym nauka jest nieodłącznym jego elementem. A najlepiej uczyć przez zabawę. Jeśli więc dziecko jest dla Was najważniejsze, to pozwólcie mu bawić się słowem i rozwijać wyobraźnię, nie tylko językową. Ale teraz więcej szczegółów. Na początku możemy zaśpiewać dziecku znaną kołysankę A-a-a …kotki dwa, która przeniesie malucha w świat snu i marzeń. Znajdziemy także słynny wierszyk, który wymaga także od rodziców lekkiej aktywności fizycznej, czyli Sroczka kaszkę warzyła. Podczas recytowania można dziecko łapać po kolei za paluszki od ręki lub stopy. Moją córkę bardzo to bawi, szczególnie moment w którym sroczka odlatuje. Na kolejnych stronach, które są bardzo kolorowe i przyciągają uwagę małego czytelnika, znajdziemy rymowankę Ślimak, ślimak, wystaw rogi, Kółko graniaste, które pamiętam z czasów zerówki. Tosi, tosi łapci moja córeczka już potrafi pokazać, czasem jej się myli z pokazywaniem pa!pa!, ale jesteśmy na dobrej drodze. Muszę przyznać, że ten wierszyk ma mnóstwo wersji, ponieważ ja znam trochę inną niż ta, która jest w książce. I bardzo dobrze, dzięki niej dowiedziałam się czegoś nowego i zaczynam to wprowadzać w życie. Nie będę opisywała i wymieniała wszystkich rymowanek, bo nie w tym sensu.

W każdym razie mogę szczerze polecić tę pozycję rodzicom jak i dzieciom. Piękne i wyraziste ilustracje są zapewne dodatkowym atutem. Myślę, że zbiór ten wzbogaci nasze pociechy o kilka nowych wersów, które zapewne będą powtarzane w kółko. Polecam i jednocześnie jestem ciekawa, jakie Wy pamiętacie z lat dziecinnych wyliczanki i rymowanki? Może macie ochotę się nimi podzielić? Zapraszam Was do wspomnień.

Wszyscy zapewne pamiętamy ze swojego dzieciństwa śmieszne wyliczanki, pioseneczki i różnego rodzaju rymowanki. Niektóre nie mały całkowicie żadnego sensu, a inne były czasem nawet drastyczne, ale wtedy nikt się tym nie przejmował. Jeśli więc macie ochotę przypomnieć sobie kilka ciekawszych wierszyków, to zapraszam serdecznie do lektury. Dla mnie to była naprawdę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To już moje kolejne spotkanie z tą autorką. I niestety nic z tego spotkania nie wyniosłam. Ale czasem tak już po prostu jest. Niewymagająca i mało skomplikowana fabuła kuszą po ciężkim dniu, więc uległam. I tak między obiadem a kolacją zdołałam przebrnąć przez ten zbitek zdań, bo powieścią tego nazwać nie można, ewentualnie historyjką. A ta jest naprawdę prosta i mało zaskakująca.

Rachel Wilder postanawia się zemścić na pewnym przystojnym (jak się później okazuje) detektywie, który niesłusznie oskarżył jej przyrodnią siostrę o oszustwa, których dokonywała w pracy. Rachel twierdzi, że Gail jest niewinna, a po oskarżeniu straciła pracę i wpadła w depresję. Tym bardziej pragnęła jej pomóc. Udała się więc na odludzie, gdzie znajdował się podniszczony dom słynnego zresztą, detektywa Chance’a. Kiedy zatrzymała samochód przed domem, on naprawiając dach oczywiście ją zauważył i myślał, że Rachel jest nową gospodynią, której bardzo potrzebował. Rachel nie stara się go wyprowadzać z błędu, dzięki temu oszustwu może dostać się do jego domu i dowiedzieć się jakiś szczegółów. Chance podejrzewa, że Rachel coś ukrywa i z całych sił pragnie poznać jej tajemnicę, ale najpierw chce zdobyć jej zaufanie. Jakie to romantyczne i szlachetne! Normalnie się rozpływam. Niestety nie należy do delikatnych i wrażliwych mężczyzn. Bardzo szybko dochodzi do pierwszego pocałunku, który oczywiście rozbudza pożądanie w obojgu. Nie jestem w stanie opisywać dalszych przewidywalnych momentów.

Jeśli jesteście ciekawi, jak rozwinie się związek Rachel i Chance’a, to w wolnej chwili możecie sobie poczytać. Język mało wyszukany, brak wciągającej akcji, no ale…Może ktoś się skusi.

To już moje kolejne spotkanie z tą autorką. I niestety nic z tego spotkania nie wyniosłam. Ale czasem tak już po prostu jest. Niewymagająca i mało skomplikowana fabuła kuszą po ciężkim dniu, więc uległam. I tak między obiadem a kolacją zdołałam przebrnąć przez ten zbitek zdań, bo powieścią tego nazwać nie można, ewentualnie historyjką. A ta jest naprawdę prosta i mało...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tym razem chciałabym zaproponować rodzicom i ich pociechom wspaniałą pozycję, która na pewno sprawdzi się podczas usypiania dziecka. Niezwykłe opowiadania o niezwykłej krowie Balbinie pozwolą każdemu maluchowi przenieść się w świat, w którym panuje ład i harmonia. Dziecięca wyobraźnia dokona całej reszty, przemieniając myśli w piękne sny.

Krowa Balbina mieszkała w gospodarstwie Babci i Dziadka. Skąd takie dziwne imię dla krowy? Otóż otrzymała je po pewnej sławnej gąsce. Balbina uwielbiała być rozpieszczaną, szczególnie przez dzieci, które odwiedzały gospodarstwo Babci i Dziadka. Jeśli jakieś dziecko nie chciało jej pogłaskać, to potrafiła się tym przejmować cały dzień. Trzeba zaznaczyć, że Balbina nie była taką zwykłą krową. Miała jeden róg i pół drugiego, a oprócz tego miała zabawną grzywkę w postaci czarno-białych loczków. Chodziła bardzo ostrożnie, zwracając uwagę na każdy krok, a było to spowodowane słabym wzrokiem. Co by tu jeszcze dodać? Aara, no tak do tego wszystkiego Balbina była ogromnym łakomczuchem, a jej ulubionym przysmakiem były białe rumianki. Przez to jej mleko pachniało rumiankami i było przy okazji doskonałym lekarstwem. Babcię często odwiedzali mieszkańcy wsi i prosili ją o kubek zdrowego mleka, które działało cuda. Dzięki leczniczym właściwościom mleka Balbina była sławna w całej okolicy. Oprócz tego krowa była niezwykle mądrym zwierzęciem, gdyż bardzo często przysłuchiwała się rozmowom Babci i Dziadka. Jej najlepszymi przyjaciółmi byli: pies Nestor i kot Filip.

Pies Nestor był wnukiem owczarka niemieckiego i szczycił się piękną, błyszczącą sierścią. Miał świetny węch i słuch, jak na psa przystało. Czuł się bardzo ważny, był w końcu stróżem na podwórku. Bardzo lubił biegać za traktorem i spacerować po łące z Balbiną. Kot Filip natomiast, postanowił udowodnić wszystkim, że potrafi zaprzyjaźnić się z psem. Chciał być po prostu taki sam jak krowa Balbina. Zresztą był troszkę do niej podobny, miał biało czarne łaty. A jego głównym zadaniem było polowanie na myszy i szczury, które pojawiały się w gospodarstwie.

Sami widzicie, że przygody z takimi bohaterami muszą być ciekawe. Czytając dowiecie się, co wydarzy się w gospodarstwie wiosną, na co zachoruje Nestor i jak zniesie chorobę. A oprócz tego w czasie wakacji pojawi się u dziadków mała Dorotka. Przeczytacie też o tym, jak się zbiera poziomki, o błotnej kąpieli, sianokosach. Znajdziecie też odpowiedź na pytanie, czy krowy jedzą żaby.

Wszystkie historie opisane są prostym i zgrabnym językiem. Zdania nie są zbyt rozbudowane, dzięki czemu dziecko nie pogubi się i będzie potrafiło wszystko zrozumieć. Dziecko pozna zwyczaje panujące na wsi, pozna ich mieszkańców. Przede wszystkim nauczy się wrażliwości. Doskonałym uzupełnieniem całości są znakomite ilustracje Agnieszki Semaniszyn. Gwarantuję, że książka przypadnie do gustu każdemu dziecku. Polecam!

Tym razem chciałabym zaproponować rodzicom i ich pociechom wspaniałą pozycję, która na pewno sprawdzi się podczas usypiania dziecka. Niezwykłe opowiadania o niezwykłej krowie Balbinie pozwolą każdemu maluchowi przenieść się w świat, w którym panuje ład i harmonia. Dziecięca wyobraźnia dokona całej reszty, przemieniając myśli w piękne sny.

Krowa Balbina mieszkała w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam słabość do ptaków. Zawsze lubiłam je obserwować i do dziś zastanawiam się, jaki właśnie ptak przelatuje nad moją głową. Autorem tej książki jest Lech Zaciura, który prywatnie jest wielkim miłośnikiem ptaków i jednocześnie wytrwałym obserwatorem, dlatego wiele cech ich zachowań jest jak najbardziej prawdziwa. Opisał życie ptaków, nie z punktu widzenia człowieka-obserwatora, ale z punku widzenia ptaków. I to jest naprawdę niesamowite w tej książce.

Bohaterami tych opowieści są oczywiście ptaki, które obdarzone są cechami ludzkimi. Porozumiewają się za pomocą języka niezrozumiałego dla ludzi. Mamy tutaj całe mnóstwo sikorek, czyżyków, dzięciołów, bocianów, sów, jastrzębi, kosów, orzechówek ale także poznamy mieszkańców pól i lasów np: wiewiórkę, kreta. Autor już we wstępie informuje czytelników, że pokazuje ptaki możliwie najprawdziwiej, czyli tak jak naprawdę zachowują się w przyrodzie w konkretnej porze roku. Ta książka to prawdziwa skarbnica wiedzy dla maluchów. Dziecko poznaje zwyczaje ptasie: zakładanie gniazda, wykluwanie piskląt, dobieranie w pary.

Wszystkie opowiadania zostały podzielone zgodnie z występującym porami roku, zaczynając od zimy. A zimą ptakom bardzo ciężko zdobyć pożywienie, a nie każdy karmnik jest bezpieczny. Czasem może w jego pobliżu znajdować się kot. Poznajemy szkołę sikorek. Każda pora roku to inne i wciąż nowe problemy. Wiosną ptaki walczą o miejsce w budkach lęgowych. Niezwykłym elementem książki są ilustracje Andrzeja Kłapyty, które są bardzo rzeczywiste dzięki czemu książka może pełnić rolę przewodnika po gatunkach ptaków. Książkę polecam bardzo mocno

Mam słabość do ptaków. Zawsze lubiłam je obserwować i do dziś zastanawiam się, jaki właśnie ptak przelatuje nad moją głową. Autorem tej książki jest Lech Zaciura, który prywatnie jest wielkim miłośnikiem ptaków i jednocześnie wytrwałym obserwatorem, dlatego wiele cech ich zachowań jest jak najbardziej prawdziwa. Opisał życie ptaków, nie z punktu widzenia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Agnieszka Lingas - Łoniewska po raz kolejny zawładnęła moim umysłem i sercem. Nie ukrywam, że znowu wsiąknęłam w powieść całą sobą. Jednak obawiałam się, czy nie będę czuła przesytu. Nic takiego się nie stało, wręcz przeciwnie z wypiekami na twarzy pochłaniałam kolejne strony. Jak się okazało powieść ta jest pierwszą w dorobku pisarki, więc tym bardziej byłam zachwycona, że już w Szóstym widać doskonały styl autorki. Wznowienie tej powieści było bardzo dobrym rozwiązaniem. Przejdźmy więc do treści. Nie będę zdradzać szczegółów, ale postaram się Was wprowadzić w mroczno-romantyczny klimat.

Mamy dwójkę głównych bohaterów Marcina Langiera i Alicję Szymczak, których losy od pierwszych stron książki jakoś się przeplatają. Jednak oni nie do końca zdają sobie sprawę, co szykuje dla nich los. Alicja jest szczęśliwą kobietą, która planuje ślub z Jackiem, którego zna od najmłodszych lat szkolnych. Przed ślubem w galerii handlowej przypadkiem wpada na Marcina, nie wie jeszcze, że za kilka lat ich drogi się zejdą. Po ceremonii zaślubin Ala z Jackiem udają się na krótki pobyt do Zakopanego. Uwielbiam te krótkie zdania w książce, które niepokoją czytelnika i sugerują, że zdarzy się coś niedobrego. I tak się dzieje, Jacek trafia do szpitala z ciężkimi obrażeniami po wypadku samochodowym. W tym samym czasie Marcin po rozmowie ze swoim starszym bratem, mdleje na ulicy i uderza głową o chodnik. Trafia do tego samego szpitala i na ten sam oddział, co Jacek. Kiedy walczy ożycie w jego snach pojawia się mężczyzna, który prosi go by zaopiekował się jego żoną. Mówi mu jak ona wygląda. Niedługo po tym Jacek umiera i pogrążona w rozpaczy Alicja nie wie, co ze sobą zrobić. Kiedy Marcin wybudza się ze śpiączki jego oczom ukazuje się kobieta ze snów, kobieta którą ma się zaopiekować. Widzi jej piękne blond włosy i smutne zielone oczy. Nie mówi jednak nikomu o swoim śnie i tłumaczy sobie, że były to omamy. Alicja także ma sen, w którym Jacek oświadcza, że jej nie zostawił i znalazł dla niej kogoś, kto się nią zaopiekuje. Oboje całkowicie oddają się pracy i jedynie chwilami myślą o swoich snach. Po sześciu latach ich drogi się połączą. Czy tym razem na stałe?

Marcin pracuje w policji i jest inspektorem w prestiżowej grupie Śląskiej Grupy Śledczej. Aktualnie prowadzą sprawę tajemniczych morderstw, których dokonuje psychopata. Jedynym śladem łączącym te morderstwa jest wygląd kobiet: o zielonych oczach. Do swojej grupy sprowadza najlepszego profilera, którym jest oczywiście Alicja Szymczak. I tutaj wszystko się zaczyna kręcić i gmatwać. Pożądanie, miłość, niewyjaśnione morderstwa…

Agnieszka Lingas - Łoniewska po raz kolejny zawładnęła moim umysłem i sercem. Nie ukrywam, że znowu wsiąknęłam w powieść całą sobą. Jednak obawiałam się, czy nie będę czuła przesytu. Nic takiego się nie stało, wręcz przeciwnie z wypiekami na twarzy pochłaniałam kolejne strony. Jak się okazało powieść ta jest pierwszą w dorobku pisarki, więc tym bardziej byłam zachwycona, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tym razem nasze dzieci przeżyją zabawne przygody z pewnym mały Misiem Bysiem. Już samo jego imię jest milutkie, tak samo jak cała treść książki. W książce znajdziemy trzy historyjki, które traktują m.in. o przyjaźni, oczywiście tej prawdziwej, o dzieleniu się z innymi.

Miś Byś ma wspaniałego przyjaciela Mozarta, z którym bardzo lubi spędzać wolny czas. Pomysły na wspólną zabawę mają naprawdę szalone. Miś przynosi nocnik napełniony wodą i chcą w nim puszczać statki. Jednak Byś jest tak zaaferowany pływającym statkiem, że całkowicie zapomina o obecności Mozarta i nawet nie daje mu się pobawić. Mozart więc ściąga z półki betoniarkę. Jednak od razu Bysio mu ją zabiera. Bysio nie chce podzielić się zabawką. Bysio wsypuje cukier do betoniarki i pokazuje Mozartowi jej działanie. Mozart jednak nie jest zadowolony, ponieważ to on chciał się nią pobawić. Bysio stwierdza, że mały dzik nie może się nią bawić, bo jest to nowa zabawka. Bysio daje mu plastelinę i Mozart zaczyna lepić kolorową piłkę. Zabawa jednak się kończy gdyż po Mozarta przychodzi tata i zabiera go domu. Kolejnego dnia Mozart znowu odwiedza Bysia, który od razu chwyta za swoją betoniarkę. Mozart ma ze sobą plecak, jednak nie otwiera go i zaczyna bawić się pacynkami. Dzik przedstawia scenkę, w której jedna z pacynek jest tak samo skąpa jak Bysio. Mały miś od razu chce wyrwać Mozartowi pacynki. Mozart nie chce już zabawek Bysia i z plecaka wyciąga zabawki, które pożyczyła mu wiewiórka Elma. Misia oczywiście ogarnia wielka ciekawość. Mozart pozwala Bysiowi bawić się razem z nim. Nawet dzielą się czekoladą na pół.

Oprócz tego przeczytacie o tym jak biedy Byś miał miód na głowie i różnymi sposobami próbował się go pozbyć, a także jak Krecik Feliks pozbył się ruszającego zęba. Książeczka napisana pięknym językiem. Dialogi doskonale wkomponowane w całość. Do tego duży format książki i barwne ilustracje, na pewno znajdą wielu odbiorców. Polecam

Tym razem nasze dzieci przeżyją zabawne przygody z pewnym mały Misiem Bysiem. Już samo jego imię jest milutkie, tak samo jak cała treść książki. W książce znajdziemy trzy historyjki, które traktują m.in. o przyjaźni, oczywiście tej prawdziwej, o dzieleniu się z innymi.

Miś Byś ma wspaniałego przyjaciela Mozarta, z którym bardzo lubi spędzać wolny czas. Pomysły na wspólną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wilkołaki? Nie. Wampiry? Nie. Ostatnio właśnie te postaci najczęściej zostają bohaterami książek dla młodzieży. Tym razem główną rolę świata paranormalnego odgrywają demony, pochodzące z Piekieł. Książka mimo innowacyjnej tematyki, nie zaskakuje jednak atak bardzo. Zresztą każdy ma prawo mieć inne odczucia. Oczywiście, nie uważam, że powieść jest kiepska, wręcz przeciwnie. Wciąga od samego początku, z każdą kolejną stroną chcemy więcej i więcej. Co zaś się tyczy samej treści.

Główną bohaterką jest Riley Blackthorne, siedemnastoletnia dziewczyna mieszkająca z ojcem Paulem. Jej matka zmarła dawno temu, więc ojciec jest jej najbliższą osobą. Jak zwykła nastolatka uczęszcza do szkoły, ma przyjaciela Petera, z którym często prowadzi dyskusje przez telefon. Jednak w wolnym czasie zajmuje się dość nietypowym zajęciem, otóż, jest łowczynią demonów. Paul nie popiera córki w jej wyborze, ale sam wie, że nic nie może na to poradzić. W końcu on jest jednym z najsłynniejszych łowców demonów. Riely więc pod jego czujnym okiem uczy się na przyszłą łowczynię. Trzeba przyznać, że jest bardzo uparta i wytrwała w dążeniu do upragnionego celu. O bezpieczeństwie w tym zawodzie nie ma mowy, a bohaterka przekonuje się o tym już na samym początku.

Udaje się do biblioteki, by schwytać tzw. Biblio-demona. Trójki, bo do takiej kategorii się go zalicza, nie powinien sprawić Rile kłopotów. Jednak okazuje się, że demon mimo, że został schwytany i schowany do kubka dla dzieci, z kimś współpracował. Z półek wylatywały książki i spadały regały. Wszyscy obecni byli przerażeni. Rile została lekko ranna, czuła się jednak fatalnie, gdyż uważała, że zawiodła ojca. Zostaje wezwana do szkoły Gildii, gdzie zostaje rozpatrywane jej dalsze szkolenie. Nikt jej nie wierzy, że zrobiła wszystko jak należy. Jednak nagranie z biblioteki pokazuje, że rzeczywiście demon z kimś współpracował. Wszystko wydaje się być coraz bardziej niebezpieczne, gdyż nigdy nie było tak, żeby demony niższych klas współpracowały z innymi. Widocznie Lucyfer ma jakiś szatański plan. Rile uświadamia sobie także, demon wymówił jej imię, nigdy wcześniej tego nie robiły.

Wszystko nabiera rozpędu kiedy ojciec Riley ginie z rąk demona. Nie mógł mu pomóc nawet jego podopieczny Beck, który musi teraz zaopiekować się córką swojego nauczyciela. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o nekromantach, wiedźmach, czarownicach, to koniecznie przeczytajcie. Jeszcze wiele faktów do odkrycia.

Książkę czytało się bardzo szybko, a powodem tego była dobrze skonstruowana fabuła i lekki język. Nie było zbędnych ozdobników tylko konkretne fakty. Trzeba przyznać, że autorka wykazała się wspaniałą wyobraźnią i potrafiła umiejętnie prowadzić czytelnika przez swój świat. Wartka akcja i dynamiczne sceny walki z demonami są doskonałym uzupełnieniem całości. Książkę polecam. Warto sięgnąć i poznać różnice między łowcą a pogromcą

Wilkołaki? Nie. Wampiry? Nie. Ostatnio właśnie te postaci najczęściej zostają bohaterami książek dla młodzieży. Tym razem główną rolę świata paranormalnego odgrywają demony, pochodzące z Piekieł. Książka mimo innowacyjnej tematyki, nie zaskakuje jednak atak bardzo. Zresztą każdy ma prawo mieć inne odczucia. Oczywiście, nie uważam, że powieść jest kiepska, wręcz przeciwnie....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przez chwilę poczułam się jak w telenoweli, ale nie ze względu na formę powieści czy jej temat, ale na ostatnie słowa: ciąg dalszy nastąpi. Bardzo mnie złości fakt, że będę musiała czekać na kolejną część, a dokładniej na pięć kolejnych części. Dzięki pani Agnieszce wrażenia i emocje będą dozowane z umiarem, aby nikt się przejadł prozą autorki. Po dzisiejszej lekturze książki, wiem że znudzenie na pewno u mnie nie nastąpi. Teraz trzeba tylko cierpliwie czekać na dalsze losy, a póki co można snuć domysły i przypuszczenia. Ale przejdźmy do treści książki. Postaram się nie zdradzać wszystkich szczegółów, żebyście mieli przyjemność z czytania i odkrywania tajemnic.

Katarzyna Matczak jest główną bohaterką powieści. Jej losy poznajemy w momencie przeprowadzki wraz z ojcem do macochy. Matka osierociła ją w wieku trzech lat, więc ojciec jest dla niej wszystkim. Przeprowadzka jest w pewnym sensie momentem zwrotnym w całej powieści. Jest wstępem do wielkiej miłości i wielkiego dramatu. Kasia mimo obaw, bardzo dobrze dogaduje się z macochą Anią. Trochę gorzej wygląda sytuacja z przyrodnią siostrą – Małgosią. Kaśka postanawia jednak postarać się dla ojca, żeby ich kontakty były względnie dobre. Pierwszego dnia po przeprowadzce Kaśka wychodzi z domu, żeby pobiegać w pobliskim parku. Trenuje koszykówkę, więc musi zachować dobrą kondycję. W tym parku poznaje pewnego przystojnego chłopaka, który ratuje ją przed upadkiem. Nawiązują rozmowę i czują się doskonale w swoim towarzystwie. Krzysztof umawia się z nią na kolejny dzień w parku, by zupełnie niewinnie porozmawiać o nowej szkole i wprowadzić Kaśkę w życie społeczności. Oboje są sobą zafascynowani, choć nie dońca się do tego przed sobą przyznają. Ich uczucia tlą się powolutku, by później wybuchnąć pełnią namiętności. Jednak zanim do tego dojdzie będą musieli zmierzyć się z wieloma problemami. Pierwszym problemem jest fakt, że Krzysztof jest chłopakiem Małgośki. Wszyscy w szkole bardzo się zdziwili, że udało jej się zdobyć Krzysztofa. Nikt nie rozumie dlaczego są razem, bo nikt nie wie, z jakich powodów Krzysztof jest z nią tak naprawdę. Krzysztof jest oczywiście nieziemsko przystojny, pochodzi z rodziny prawniczej. Krzysiek jednak idzie za głosem serca i zrywa z Gośką, która wraca do swojego byłego chłopaka. Tym byłym chłopakiem okazuje się być Łukasz Borowski, starszy brat Krzyśka, który powiązanym jest z mafią narkotykową. Namiętne uczucie Katki i Krzyśka rozwija się bardzo szybko. Jednak pewne wydarzenie doprowadza do ich rozstania. I tu przenosimy się jakby do drugiej części książki, w której poznajemy bohaterów po trzynastu latach, od pamiętnego rozstania.

Czy autorka sprawi, że tych dwoje zakochanych sobie ludzi trafi znów na siebie, czy ich uczucie przetrwało taki okres czasu? Jak poradzą sobie z nowymi trudnościami?

Pani Agnieszka uwielbia w swoich książkach rzucać kłody pod nogi bohaterów, żeby pokazać, że nic nie przychodzi łatwo, ale miłość potrafi przetrwać wszystko. Jak zwykle ciekawa fabuła i zaskakujące zwroty akcji, które nie pozwalają czytelnikowi zapanować nad emocjami. Chce się poznać jak najszybciej zakończenie, pozwolić opaść emocjom i odetchnąć z ulgą, że w końcu wszystko jest dobrze. Doskonałe połączenie dramatu sensacyjnego i wątku romansowego. Nic więcej nie trzeba. A właściwie to trzeba czekać do wiosny na kolejną część. A wiosna już tuż tuż. Polecam

Przez chwilę poczułam się jak w telenoweli, ale nie ze względu na formę powieści czy jej temat, ale na ostatnie słowa: ciąg dalszy nastąpi. Bardzo mnie złości fakt, że będę musiała czekać na kolejną część, a dokładniej na pięć kolejnych części. Dzięki pani Agnieszce wrażenia i emocje będą dozowane z umiarem, aby nikt się przejadł prozą autorki. Po dzisiejszej lekturze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po raz kolejny Pan Brumm gości na moim blogu, tym razem będzie jeździł pociągiem. Jak zakończy się cała historia? Chwilkę cierpliwości. Daniel Napp jest dobrze zapowiadającym się młodym, niemieckim autorem i ilustratorem książek dla dzieci. Mam nadzieję, że może wkrótce zostaną przetłumaczone też inne jego książki. Bardzo bym tego chciała. Do tej pory na polskim rynku ukazały się następujące pozycje serii: Pan Brumm tego nie rozumie, Pan Brumm utknął na dobre, Pan Brumm idzie się kąpać oraz Pan Brumm obchodzi Boże Narodzenie.

Książka zaskakuje już od pierwszych stron, na których możemy znaleźć tory, ale tylko jedna droga może doprowadzić do kurnika. Dziecko może więc zabrać się do pracy. Jeśli jednak sobie nie poradzi, to na ostatnich stronach można znaleźć odpowiedź. Przejdźmy więc do samej treści. Wtorek zapowiadał się całkiem zwyczajnie i Pan Brumm spędzał ten dzień tak samo jak zawsze. Jeździł pociągiem i rozmawiał ze swoim przyjacielem Kaszalotem (rybką). Misiowi marzy się, by zostać maszynistą. Zabrał więc Kaszalota u wspólnie udali się do starego tunelu, a tam oczywiście na torach stała lokomotywa. Mimo obaw Kaszalota, że ktoś ich przy przyłapie, weszli do środka. Pan Brumm nacisnął czerwony guzik i ku ich zaskoczeniu lokomotywa parowa ruszyła z miejsca. Zabawa była przednia, Pan Brumm podśpiewywał sobie piosenkę, o tym jak wspaniale jeździ się koleją. Kaszalot nie był jednak tak entuzjastycznie nastawiony, wciąż obawiał się, że wszystko źle się skończy. Miś tłumaczył, że nic nie może się stać, bo przecież lokomotywa jedzie zawsze tylko prosto przed siebie. Przejeżdżali obok łąki, zobaczyli Ryjka, który ich ostrzegł, że jadą w stronę starego i zniszczonego lasu. Katastrofa wydaje się być nieunikniona, kiedy okazuje się, że Pan Brumm nie może odnaleźć hamulca i sprawia, że lokomotywa zamiast zwolnić, przyspiesza. Pan Brumm jednak wpada na genialny pomysł. Jeśli jesteście ciekawi, jaki to pomysł i jak zakończy się niebezpieczna przygoda, to koniecznie przeczytajcie.

Książka posiada kolorowe ilustracje, które doskonale uzupełniają tekst. Język jest prosty i zrozumiały dla dzieci. W tej serii książek bardzo często Pan Brumm styka się z różnymi problemami. Jednak jeśli ma się przyjaciół i głowę pełną pomysłów, to można wyjść obronną ręką z każdej opresji. Naprawdę polecam

Po raz kolejny Pan Brumm gości na moim blogu, tym razem będzie jeździł pociągiem. Jak zakończy się cała historia? Chwilkę cierpliwości. Daniel Napp jest dobrze zapowiadającym się młodym, niemieckim autorem i ilustratorem książek dla dzieci. Mam nadzieję, że może wkrótce zostaną przetłumaczone też inne jego książki. Bardzo bym tego chciała. Do tej pory na polskim rynku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Agata Kołakowska niestety mnie niczym nie zaskoczyła. Pierwsze moje skojarzenia po przeczytaniu książki: gniot i wszechogarniająca nuda. Nudziłam się od pierwszych stron. Tłumaczyłam sobie, że może fabuła się rozwinie i zaciekawi mnie w pewnym momencie. I w takim naiwnym przekonaniu dotrwałam do końca. Sama sobie się dziwię, że udało mi się dotrwać do ostatniego zdania. Siódmy rok jest już trzecią powieścią Agaty Kołakowskiej, więc sądziłam, że powieść będzie dobrze skonstruowana i przemyślana. Nic bardziej mylnego. Na okładce wydawcy czytamy, że pisarka uwielbia ubierać myśli w słowa. Ze słów zaś tworzyć powieści, które pod pozorem lekkości skrywają głębszą prawdę o ludziach. Być może jestem ignorantką, ale nie doszukałam się drugiego dna. Odkryłam jedno i to bardzo płytkie. Agata Kołakowska ukończyła dziennikarstwo i komunikację społeczną na Uniwersytecie Wrocławskim, więc wydawać by się mogło, że ma dobry warsztat pisarski. Nie śmiem oczywiście twierdzić, że autorka nie potrafi pisać, bo jednak aż tak źle nie było. Co jeszcze mnie denerwuje? Przepraszam, ale muszę o tym wspomnieć. W króciutkiej informacji o autorach książek ostatnio króluje taka moda, żeby pisać zdania typu: mieszka z mężem i z kotem, mieszka z mężem i dwójką dzieci i trzema kotami i pięcioma psami. Nie wiem kogo to interesuje i czy jest, to rzeczywiście tak istotna informacja, żeby umieszczać ją na okładce. Dość już marudzenia i oskarżeń. Muszę teraz udowodnić swoje zdanie.

Eliza i Adam są małżeństwem od kilku lat, jednak w pewnym momencie coś zaczyna się psuć między nimi. Podejmują decyzję o rozwodzie, gdyż uważają, że każde z nich tak naprawdę oczekuje od partnera czegoś innego. Eliza pragnie spokoju, stabilizacji i bezpieczeństwa. Adam zaś marzy o wolności, podróżach i bardziej beztroskim życiu. Ich rozstanie jednak nie jest takie typowe, nie ma kłótni, obrażania się, płaczu i krzyków. Rozstają się w całkowitej przyjaźni, która rzeczywiście ich łączy. W ich związku brakuje silnych emocji, pożądania. Eliza prowadzi własną działalność, czyli po prostu sklep z oryginalnymi i stylowymi dekoracjami do domu. Jednak nie wiezie jej się zbyt dobrze i postanawia wycofać się z tego biznesu. Adam natomiast prowadzi sklep wodniacki, czyli deski, silniki, łódki. Wiedzie mu się dobrze. I dopiero po jakimś czasie dochodzimy do pewnego momentu zwrotnego, który zresztą ledwo wychwyciłam. Do sklepu Elizy przychodzi klient i kupuje prezent dla żony. Zostawia jednak w sklepie czarną aktówkę. Eliza nosi ją ze sobą przez cały tydzień z nadzieją, że mężczyzna zgłosi się po zgubę. Dopiero Adam uświadamia jej, ż powinna zajrzeć do środka i na pewno znajdzie jakieś informacje o właścicielu. Zgubę zostawił w sklepie niejaki Krzysztof Lewandowski ginekolog – położnik. Eliza udaje się więc do przychodni, w której pracuje, by oddać do rąk własnych aktówkę. Krzysztof czuje się zobowiązany i chce zaprosić ją na kawę, Eliza jednak odmawia. Mężczyzna jednak się nie poddaje i proponuje jej odprowadzenie do samochodu, na co Eliza wyraża zgodę. Pech jednak prześladuje naszych bohaterów, gdyż winda niespodziewanie zatrzymuje się pomiędzy piętrami. Chcąc nie chcąc muszą ze sobą rozmawiać. Krzysztof opowiada o swoich planach, w których ma zamiar otworzyć profesjonalną klinikę ginekologiczną. Kiedy zostają uratowani, każdy idzie w swoją stronę. Wydawać by się mogło, że tak zakończy się ich znajomość. Jednak kolejnego dnia Krzysztof przysyła Elizie bukiet kwiatów w ramach podziękowania i zaprasza ją na kolację. Eliza jest mile zaskoczona tym gestem. Nigdy nie była rozpieszczana przez swojego męża Adama, który uważał, że kupowanie kwiatów jest bezsensownym trwonieniem pieniędzy, a kwiaty na koniec i tak wylądują w koszu. Adam kiedy widzi kwiaty mimo wszystko jest trochę zazdrosny. Oboje zresztą wewnętrznie czują się dziwnie, ale żadne z nich nie podejmuje rozmowy o uczuciach, które skrywają się gdzieś głęboko w nich. Wiem, że póki co fabuła wydaje się być nawet ciekawa. Jednak wszystko opisane jest jakoś tak powolnie. W pewnych miejscach nawet wręcz chaotyczne przeskakiwanie do różnych miejsc akcji jest męczące i mylące. Narracja prowadzona jest trochę na oślep.

Eliza przyjmuje zaproszenie Krzyśka i idą razem na kolację. Bardzo dobrze im się rozmawia. Krzysztof zwierza się Elizie, że jego żona zażądała rozwodu, a on ją nadal kocha. Cóż za niespodzianka, że Eliza także się rozwodzi. Wszystko w tej powieści jest przewidywalne i banalne. Czytelnik nie poznaje także za bardzo uczuć bohaterów, dostaje jedynie strzępki ich myśli. W każdym razie czują się swobodnie w swoim towarzystwie, a kiedy Eliza opowiada o zamknięciu sklepu i perspektywach na przyszłość, to Krzysztof proponuje jej posadę. Chce by zajęła się promocją kliniki. Eliza z początku jest zaskoczona, tak dawno nie pracowała w swoim zawodzie, że nie wie, czy sobie poradzi z wyzwaniem. Jednak po zastanowieniu zgadza się. W końcu musi rozpocząć nowe życie bez Adama, więc to jest dobra okazja. Adam wyprowadza się z ich wspólnego mieszkania. Wciąż czuje zazdrość i twierdzi, że jego żona nie zasługuje na Krzysztofa. Niespodziewanie Elizę odwiedza jej ojciec Felicjan, który przylatuje z Francji. Okazuje się, że po raz kolejny ożeni się i chciał o tym poinformować córkę i prosić ją, by została jego świadkiem. Czytelnik już nie może się doczekać punktu kulminacyjnego powieści, wciąż czuje się pewien niedosyt i pragnienie zawrotnej i sensownej akcji. Nic się takiego jednak nie dzieje. O, bym zapomniała. Dochodzi w końcu do rozwodu pary głównych bohaterów. Każde z nich postanawia ze swoimi najbliższymi znajomymi opić to rozstanie. Eliza wybiera się na piwo z przyjaciółką Iwoną, a Adam z Robertem. Tak, dobrze się domyślacie, że pójdą do tego samego klubu. I w tym klubie dojdzie do pewnego zakładu. Otóż Adam czuje się zobowiązany, by nie zostawiać swoje byłej żony i przyjaciółki zupełnie samej. Oboje uważają, że znają się doskonale i potrafią znaleźć dla siebie idealnych partnerów. Zakładają się, komu pierwszemu się ta sztuka uda. Powiem szczerze, że cały ten pomysł z zakładem jest żałosny. Nie będę teraz w szczegółach opisywać Wam z kim przypadło im się spotykać. Niech to pozostanie tajemnicą. Zakończenia, które nie zaskakuje też nie zdradzę.

Według mnie styl powieści zbyt prosty, pomysł na fabułę banalny. Życie wewnętrzne bohaterów nakreślone nieznacznie. Może gdyby autorka bardziej zgłębiła psychikę bohaterów, powieść byłaby bardziej zachwycająca. W niektórych momentach brakowało płynnego przejścia między jednym a drugim miejscem akcji. Po prostu nagle akcja przenosiła się w inne miejsce. Dialogi chwilami nawet były zabawne, ale tylko chwilami. Ogólnie książka nużąca i zbyt powierzchownie traktująca bohaterów. Każdy jednak powinien sam się ustosunkować do moich słów. Przecież nikt nie musi zgadzać się z moim subiektywnym zdaniem. To byłoby na tyle. Napisałam ja: mężatka, matka jednego dziecka mieszkająca w północno-zachodniej Polsce, opiekująca się czterema chomikami.

Agata Kołakowska niestety mnie niczym nie zaskoczyła. Pierwsze moje skojarzenia po przeczytaniu książki: gniot i wszechogarniająca nuda. Nudziłam się od pierwszych stron. Tłumaczyłam sobie, że może fabuła się rozwinie i zaciekawi mnie w pewnym momencie. I w takim naiwnym przekonaniu dotrwałam do końca. Sama sobie się dziwię, że udało mi się dotrwać do ostatniego zdania....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Siadam na górnym schodku, trochę strapiony. Jeszcze raz sprawdzam adres: Star Street 66, Dublin 8. Dom z czerwonej cegły w stylu gregoriańskim z niebieskimi drzwiami i kołatką w kształcie banana. (Jeden z poprzednich mieszkańców był metaloplastykiem-jajcarzem. Wszyscy go nie znosili.) Tak, ten dom jest zbudowany z czerwonej cegły. Tak, w stylu gregoriańskim. Tak, niebieskie drzwi. Tak, kołatka w kształcie banana. Znajduję się we właściwym miejscu. Ale nie ostrzeżono mnie, że mieszka tutaj tylu ludzi.

Czytelnik zostaje przeniesiony do Dublina, do pewnej kamienicy, którą zamieszkują bardzo różni ludzie. Pewnie nie raz zastanawialiśmy się, co w tej chwili robią nasi sąsiedzi, o czym rozmawiają, co jedzą? Teraz możemy zajrzeć do kilku mieszkań, poobserwować i poprzyglądać się, jak upływają dni ich mieszkańców. Kuszące? Zapraszam więc na spotkanie.

Na samej górze mieszka Katie, która pracuje w branży muzycznej. Sama się sobie dziwi, że tak długo utrzymuje się na stanowisku, gdyż -jak twierdzi- nie jest już taka młoda. A w tym biznesie młodzi mają zdecydowanie lepiej. Dopiero kiedy ich firma zostaje sprzedana, zaczyna się martwić o swoją przyszłość. Nie ma żadnych oszczędności, ani planów. Jest przekonana, że nowy właściciel, Conall, zwolni ją w pierwszej kolejności. Czy Katie ma dobre przeczucie? Czy straci pracę, którą naprawdę lubi?

Kolejne mieszkanie zamieszkuje dwóch Polaków, Jan i Andrzej oraz Lydia. Jan i Andrzej przyjechali do Irlandii w poszukiwaniu pracy dla siebie. Jednak praca nie daje szczęścia, obaj tęsknią za ojczyzną. Lidia jest osobą niezwykle inteligentną i na swój sposób dowcipną. Stara się wprowadzić dobrą atmosferę w domu, jednak jej współlokatorzy nie rozumieją jej żartów. Liczą, że Lydia zacznie w końcu sprzątać, przecież to ona jest kobietą. Lydia jest taksówkarską, a w poprzednim wcieleniu była surykatką, dlatego teraz nie lubi wody.

Na pierwszym piętrze mieszka Jemima wraz z psem. Oprócz tego wraz z nią zamieszkuje jej przybrany syn Finn, który wprowadza lekkie zamieszanie do cichej i spokojnej kamienicy. Finn jest ogrodnikiem i ma prowadzić własny program o ogrodnictwie w telewizji. Czy osiągnie sukces?

Matt i Maeve zamieszkują parter. Zakochane i szczęśliwe młode małżeństwo, które wciąż okazuje sobie uczucia. Częsta leżą na kanapie przytuleni do siebie, tworzą jedno ciało. Poznali się w pracy, w której Matt był jej szefem. Na dodatek miał już dziewczynę. Los jednak chciał, by związał się z szaloną Maeve, która do pracy jeździła rowerem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, jednak Maeve nie przestrzegała żadnych zasad ruchu drogowego. Igrła ze śmiercią.
Nieoczekiwanie zjawia się jednak tajemniczy duch, który przemieszcza się pomiędzy piętrami. Z jego obserwacji poznajemy mieszkańców i dowiadujemy się wielu ciekawych informacji o nich. Chociażby to, że w poprzednim wcieleniu Lydia była surykatką. Duch ten nie wiem dokładnie dlaczego zawitał właśnie do tej kamienicy. Ma jedynie 61 dni, by dowiedzieć się jakie jest jego zadanie i wykonać je. Czy mu się uda? A co się stanie jeśli nie będzie potrafił wykonać tego zadania?

Marian Keyes stworzyła piękną i wzruszającą powieść o miłości, przyjaźni, chorobie, zdradzie, życiowych wyborach, po prostu o ludziach. Bohaterowie są bardzo realistyczni, nie są przerysowani i przede wszystkim różnią się od siebie. Każdy z bohaterów jest indywidualnością. Dzięki czemu powieść jest jeszcze bardziej interesująca i dodatkowo naprzemienne opisywanie różnych historii nie staje się nudne. Muszę przyznać, że bardzo ciekawy pomysł na książkę, w której obserwatorem jest duch, przed którym nic się nie ukryje. Piękny i jasny styl dodatkowo zachęca do szybszego czytania. Polecam bardzo serdecznie.

Siadam na górnym schodku, trochę strapiony. Jeszcze raz sprawdzam adres: Star Street 66, Dublin 8. Dom z czerwonej cegły w stylu gregoriańskim z niebieskimi drzwiami i kołatką w kształcie banana. (Jeden z poprzednich mieszkańców był metaloplastykiem-jajcarzem. Wszyscy go nie znosili.) Tak, ten dom jest zbudowany z czerwonej cegły. Tak, w stylu gregoriańskim. Tak, niebieskie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Renata Piątkowska jest jedną z moich ulubionych autorek książek dla dzieci. Zawsze ma wspaniałe pomysły na ciekawą lekturę dla dzieci. Jeszcze nigdy się nie zawiodłam. Niezwykle mądre i pouczające opowieści zachęcają do samodzielnego czytania. Jednak ja lubię osobiście czytać dzieciom, bo czerpię z tego ogromną radość. Dziś chciałabym Wam przedstawić historię o mlecznym zębie. Nie myślcie, że wszystko wydaje się takie proste.

Zęby mleczne mają to do siebie, że po pewnym czasie ruszają się i wypadają, by zrobić miejsce dla zębów stałych. Jednak ruszający się ząb może sprawić problemy, jak z takim zębem obgryzać paznokcie, żuć gumę albo schrupać landrynkę? Z takim problemem boryka się Marcinek. Jego ząb już od kilku dni nie mógł się zdecydować, czy chce pozostać w buzi, czy wypaść. Pewnego razu jego młodszy brat Rysiek, poprosił go, żeby otworzył mu tubkę z klejem, z którą nie mógł sobie poradzić. Marcinek od razu złapał zakrętkę w zęby, gdy nagle poczuł w ustach jakiś dziwny smak i pulsowanie. Chwycił więc stojącą obok szklankę z lemoniadą i napił się. W szklance pojawił się mały, biały ząb. Przeraził się bardzo, że po jego zębie została tylko dziura. Szybko pobiegł do mamy, która sprawdziła, czy wszystko jest dobrze i powiedziała, że teraz wyrośnie mu w tym miejscy piękny stały ząb. Mama Marcinka jest dentystką, więc musi mówić prawdę. Każdy z rodziny musiał dorzucić swoje trzy grosze. Dziadek zaśmiał się i powiedział, że pewnie niedługo wyrosną mu wąsy, a Rysiek zaczął krzyczeć, że Marcin jest szczerbaty. Na młodszego brata zawsze można liczyć. Marcinek trochę się zasmucił, że wszyscy będą się z niego śmiali, że sepleni. Kochana babcia jednak wiedziała jak pomóc wnuczkowi. Powiedziała, że w nocy odwiedzi go zębowa wróżka. Marcinek musi się zastanowić, co chciałby dostać od wróżki. W zamian za zęba dostanie prezent. Bardzo mu się to spodobało i od razu powiedział, że chciałby betoniarkę na gumowych kołach, z otwieranymi drzwiczkami. Babcia się dziwi, kiedy Marcinek mówi o swoim zębie, że to lemoniadowy ząb. Według Marcinka mleczaki to te żeby, które wpadają do mleka, a jego wleciał do lemoniady, więc jest lemoniadowy. Marcinek według instrukcji babci położył wieczorem zęba pod poduszkę i miał nadzieję, że rano zamieni się on w betoniarkę. Jednak Marcinek nie mógł zasnąć, był pewien, że lemoniadowy ząb go uwiera. Od razu przypomniała mu się historia księżniczki, którą uwierało ziarnko grochu. Jeśli jesteście ciekawi jak zakończy się oczekiwanie Marcinka i czy uda mu się zobaczyć zębową wróżkę, to musicie koniecznie przeczytać.

Książka niezwykle zabawna i napisana pięknym, plastycznym językiem. Nie ma tutaj miejsca na nudę, a cała historia jest niezwykle barwnie opowiedziana. Do tego bogato ilustrowana dodatkowo oddziałuje na zmysł wzroku. Miło popatrzeć na piękne obrazeczki i poczytać, i co najważniejsze pouśmiechać się. Książka sprawi, że żadna zębowa wróżka nie będzie już taką tajemniczą postacią. Przy okazji strata zęba, nie musi od razu wywoływać smutku, a wręcz przeciwnie. Polecam.

Renata Piątkowska jest jedną z moich ulubionych autorek książek dla dzieci. Zawsze ma wspaniałe pomysły na ciekawą lekturę dla dzieci. Jeszcze nigdy się nie zawiodłam. Niezwykle mądre i pouczające opowieści zachęcają do samodzielnego czytania. Jednak ja lubię osobiście czytać dzieciom, bo czerpię z tego ogromną radość. Dziś chciałabym Wam przedstawić historię o mlecznym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wojciech Witkowski zauroczył mnie swoją opowieścią. Zabawna i pouczają historia o dwóch owcach zachwyci każdego młodego czytelnika. Zapraszam więc do lektury.

Jednymi z bohaterek są koza Melania Meczyńska i owca Beata Beczyńska. Już ich imiona są niezwykle zabawne i sprawiają, że mamy ochotę poznać, co też takie spotkało te dwie sympatyczne bohaterki. Melania przez całą swoją młodość marzyła o tym, żeby… zjeść swojej gospodyni miotłę (dziwne marzenie  ). Udało jej się spełnić to marzenie, a potem doszła do wniosku, że czas najwyższy się ustatkować i urodziła córeczkę. Nazwała ją Anie i była bardzo śliczna, zresztą jak wszystkie córeczki wszystkich mam. Skąd ja to znam. Owca Beata miała jednak zupełnie inny cel, inne marzenie. Nie podobało jej się własne imię i chciała, żeby wszyscy mówili do niej Beatrycze. Stało się tak jak chciała i pewien baran Benedykt, zresztą niezwykle przystojny, tak ją nazywał. Urodziła im się także prześliczna córeczka, którą nazwali Anibe. Obie prześliczne dziewczynki bardzo się zaprzyjaźniły i całymi dniami fikały po łące, bodły się, często stały nad lustrem wody i meczały, i beczały. Dzieciństwo upływało im beztrosko. Jednak nigdy nie może być ciągle tak pięknie. Nadszedł dzień szkoły. Na pytanie nauczyciela, czy coś potrafią, odpowiedziały ani me, ani be. Nauczyciel mówi, że jeśli będą w szkole pilne i uważne, to bardzo szybko się nauczą. Mądry nauczyciel zaczął opowiadać, co każda owca i koza powinna wiedzieć. A to, ile listków ma koniczyna i co zrobić, jeśli przypadkiem znajdzie się czterolistną, a to, które zioła są dobre na ból brzucha, a które na swędzenie za uchem. Sami przyznacie, że nauki przed naszymi bohaterkami wiele. One jednak nie bardzo się tym przejmowały i trącały się czołami, przebierały nóżkami, a nawet patrzyły na przelatujące ptaki. W końcu puściły się galopem za paziem królowej, bo to w końcu bardzo rzadki motyl. Cóż miał począć nauczyciel? Ściągnął jedynie okulary, bo jak tu patrzeć na takie głuptaski, i kazał im wracać do domu i wrócić dopiero, jak nabiorą rozumu. Anime i Anibe zawstydziły się okropnie, z tego wszystkiego aż zarumieniła im się sierść. Anibe zaczęła płakać, bo jak tu teraz pokazać się mamie? Anime jednak ją pocieszyła. Wystarczy, że nabiorą rozumu i wrócą do szkoły. Anibe od razu się ucieszyła i wykrzyknęła, że nabiorą tego rozumu ile się tylko da. No tak, wszystko wydaje się być proste, ale gdzie szukać tego rozumu? Ruszyły więc w świat… Jeśli jesteście ciekawi, czy przyjaciółkom udało się znaleźć rozum i jakie przygody napotkały, to koniecznie przeczytajcie.

Niezwykle zabawna opowieść napisana pięknym językiem. Duża czcionka ułatwia samodzielne czytanie, a kolorowe ilustracje dodatkowo pobudzają wyobraźnię małego czytelnika. Warto przeczytać.

Wojciech Witkowski zauroczył mnie swoją opowieścią. Zabawna i pouczają historia o dwóch owcach zachwyci każdego młodego czytelnika. Zapraszam więc do lektury.

Jednymi z bohaterek są koza Melania Meczyńska i owca Beata Beczyńska. Już ich imiona są niezwykle zabawne i sprawiają, że mamy ochotę poznać, co też takie spotkało te dwie sympatyczne bohaterki. Melania przez całą...

więcej Pokaż mimo to