List miłosny pismem klinowym Tomáš Zmeškal 6,8
![List miłosny pismem klinowym](https://s.lubimyczytac.pl/upload/books/106000/106006/352x500.jpg)
ocenił(a) na 77 lata temu Pierwsze podejście (w 2012 roku) zakończyło się straszliwą porażką, rzuciłam książkę po dwudziestu stronach. Stwierdziłam, że wydawnictwo zmarnowało papier, ponieważ "List miłosny..." był napisany tak kwiecistym językiem, że bardziej się nie dało. Nudy, usypiałam, rzuciłam w cholerę, bo szkoda czasu.
Pięć lat później postanowiłam ponownie się zmierzyć z "Listem miłosnym pismem klinowym", by zobaczyć, czy problem jest po stronie autora, czy po mojej.
Biję się w pierś i oznajmiam publicznie, iż problem był po mojej stronie.
Owszem, "List..." zaczyna się w taki sposób, że czytelnikowi odechciewa się żyć (długie i nudne opisy wszystkiego, bardzo kwiecisty język),ale tak wygląda tylko pierwsze kilkadziesiąt stron (bodaj 30). Potem, jak już się człowiek przegryzie przez tę niestrawną pisaninę, jest już coraz lepiej. Ja na przykład tak do trzydziestej strony ledwo brnęłam, potem czytałam już normalnie, a po minięciu setnej strony kartki czytanego egzemplarza wręcz furkotały, tak szybko czytałam.
"List miłosny pismem klinowym" to bardzo ciekawie i nietypowo napisana opowieść o miłości dwojga ludzi, o tym, jak może być skomplikowana. Bohaterami nie są jednak tylko Josef i Kwieta, przez powieść przewijają się też ich córka, wnuk, rozmaici ludzie, którzy na początku wydają się losowi, ale na pewno takimi nie są, gwarantuję Wam.
Jedyne, co tak naprawdę mi przeszkadzało, to spolszczenie imion i nazwisk. Ja rozumiem, że nie wszyscy znają czeski i że w języku polskim istnieją wersje czeskich imion, ale Kwieta Czerna trochę mnie drażniła, wolałabym jednak wersję oryginalną (Květa Černá). Ale to tylko takie moje zboczenie, nie sugerujcie się nim.
Polecam. Tak, jak mówię, trzeba tylko przebrnąć przez pierwsze kilkadziesiąt stron, nie warto się zniechęcać.