rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Powieść Vargasa Llosy łączy w sobie historie dwóch odmiennych, a zarazem podobnych do siebie postaci – działaczki społecznej Flory Tristan i słynnego malarza Paula Gaugina. Wiążą ich nie tylko więzy krwi – Gaugin jest wnukiem Flory Tristan - ale również niezrozumienie ich działalności przez im współczesny świat. Bohaterowie poszukują raju jak w zabawie z dziecięcych lat, nieakceptowani przez rodzinę i społeczeństwo, pełni sił i wiary w powodzenie swoich działań.

„Raj tuż za rogiem” jest w moim subiektywnym odczuciu powieścią wspaniałą i jakże prawdziwą. Nie czyta się go lekko, wydarzenia z przeszłości bohaterów przeplatają się z teraźniejszością. Powieść biegnie dwutorowo – z jednej strony historia Flory Tristan, działaczki społecznej walczącej o prawa dla kobiet i robotników, nazywanej rewolucjonistką z powodu swoich przekonań. Przeciwniczka kościoła wyzyskującego robotników na równi z burżuazją francuską, pierwsza francuska feministka. Za głoszenie słusznych idei zapłaciła wysoką cenę – porzuciła życie w luksusie oraz życie rodzinne a koniec końców, poświęciła własne życie. Z drugiej strony Paul Gaugin, wnuk Flory, malarz i awanturnik. Przez połowę swojego życia przykładny katolik, mąż i pracownik paryskiej giełdy. Po rozpoczęciu nauki malarstwa w jego życiu nastąpiła gwałtowna zmiana. Nierozumiany przez żonę i jej rodzinę, porzucił życie rodzinne, aby tworzyć sztukę. Wyjazd na Tahiti oraz Markizy w poszukiwaniu raju na ziemi wyzwolił w nim skrywane pokłady talentu.

Obie postacie są dość tragiczne. Flora Tristan, która do końca życia walczyła o prawa robotników, tak naprawdę w swoich czasach poniosła ogromną porażkę, potępiana przez rząd oraz kościół katolicki. Paul Gaugin nie odnalazł swojej wymarzonej, mitycznej Polinezji, na której to dzicy wciąż mieli żyć tak jak dawniej, z dala od europejskich praw i wierzeń. Rozwiązłe życie sprowadziło na niego nienazwaną chorobę. Zmarł skonfliktowany z kościołem na wyspie oraz z innymi mieszkańcami potępiającymi jego sposób prowadzenia się. Autor w ciekawy i bardzo prawdziwy sposób ukazał ich życie, Ci ludzie mogli żyć w zupełnie inny, zwykły sposób. Odrzucili to jednak, by gonić za marzeniami i ideami.

Generalnie całe tło powieści zostało stworzone w genialny sposób, godny laureata Nagrody Nobla. Vargas Llosa ukazał życie XIX-wiecznych robotników i kobiet, a także opór społeczeństwa na jakąkolwiek zmianę statusu quo. Pokazana została groteskowa wręcz wojna w Peru, która miała miejsce podczas podróży pisarki oraz stosunek bogatych mieszkańców do biednych metysów i Indian. W ten sam sposób ukazane zostały stosunki między rdzennymi mieszkańcami wysp Polinezji Francuskiej, a napływowymi Europejczykami.

Nawiązując do informacji na okładce, iż powieść jest przesycona erotyką – bez przesady. Paul Gaugin był zafascynowany erotyką i seksualnością, jednakże wszelkie fragmenty do tego nawiązujące zostały napisane w granicach dobrego smaku i estetyki. Z kolei Flora Tristan przez większą część powieści wręcz czuła obrzydzenie na samą myśl bliższych stosunków damsko-męskich.

Podsumowując, naprawdę warto sięgnąć po powieść Peruwiańczyka. Jeśli choć trochę interesuje Cię literatura iberoamerykańska, to ta książka jest dla Ciebie. Bohaterzy, których można podziwiać, historia walki z niesprawiedliwością i odrzuceniem przez społeczeństwo – czego chcieć więcej?

Powieść Vargasa Llosy łączy w sobie historie dwóch odmiennych, a zarazem podobnych do siebie postaci – działaczki społecznej Flory Tristan i słynnego malarza Paula Gaugina. Wiążą ich nie tylko więzy krwi – Gaugin jest wnukiem Flory Tristan - ale również niezrozumienie ich działalności przez im współczesny świat. Bohaterowie poszukują raju jak w zabawie z dziecięcych lat,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bohater-bimbrownik znowu w akcji!

Trzeba przyznać, że „Zagadka Kuby Rozpruwacza” to jedna z lepszych pozycji z serii przygód Jakuba Wędrowycza. Charakterystyczne dla tego cyklu jest to, iż książka składa się z wielu krótkich, bądź też dłuższych opowiadań, dzięki czemu czyta się ją szybko i przyjemnie. Autor czerpie garściami z dorobku światowej popkultury i wychodzi mu to nie najgorzej. W książce możemy znaleźć nawiązania do m.in. Matrixa, Terminatora czy też do przygód Sherlocka Holmesa. Nasz ulubiony egzorcysta amator świetnie odnajduje się w każdej sytuacji, rozbawiając wszystkich (mam nadzieję!) czytelników do łez. Pilipiuk trzyma poziom od lat, i śmiem twierdzić, iż ten o to czwarty tom przygód Wędrowycza jest tego najlepszym przykładem. Zatem nie pozostaje nic innego, jak nalać sobie bimbru, założyć gumofilce, rozłożyć się z książką na kanapie i dowiedzieć się, jaką to tajemnice skrywa Kuba Rozpruwacz.

Bohater-bimbrownik znowu w akcji!

Trzeba przyznać, że „Zagadka Kuby Rozpruwacza” to jedna z lepszych pozycji z serii przygód Jakuba Wędrowycza. Charakterystyczne dla tego cyklu jest to, iż książka składa się z wielu krótkich, bądź też dłuższych opowiadań, dzięki czemu czyta się ją szybko i przyjemnie. Autor czerpie garściami z dorobku światowej popkultury i wychodzi mu to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W ostatnich latach popularność zdobywały kryminały rodem z Półwyspu Skandynawskiego. Mam jednak nadzieję, że to właśnie cykl książek o przygodach komisarza Zygmunta „Zygi” Maciejewskiego sprawi, iż na polskie kryminały znów zaczniemy spoglądać przyjaznym okiem.

Akcja książki toczy się w przedwojennym Lublinie, gdzie Zyga Maciejewski musi uporać się ze sprawą zabójstwa redaktora Bindera oraz cenzora prasowego Jeżyka. Nie idzie mu to z łatwością, sam wygląda jak zbir spod ciemnej gwiazdy, a nieodparty pociąg do alkoholu tym bardziej mu w tym nie pomaga.

Książka nie jest bez wad, można jej zarzucić, iż przez większość czasu nie dzieje się nic, brak akcji, krwi i czego tam jeszcze by nie wymyślili fani kryminałów. Jednak właśnie w tych momentach autor we wspaniały sposób opisuje nam międzywojenny Lublin. Miasto wielowiekowe, pełne kontrastów i tajemnic. Sama postać Maciejewskiego da się lubić! Autor stworzył wspaniałą postać. Każdy, kto czytał tę książkę chyba przyzna, że kibicował głównemu bohaterowi od pierwszego zetknięcia się z nim. „Morderstwo pod cenzurą” to bardzo dobry kryminał, lekki i przyjemny, autor nie skąpi tutaj humoru oraz świetnie prowadzi intrygę, czemu sprzyja międzywojenny klimat. Z niecierpliwością czekam, aż w ręce trafi mi kolejna książka Wrońskiego. Polecam!

W ostatnich latach popularność zdobywały kryminały rodem z Półwyspu Skandynawskiego. Mam jednak nadzieję, że to właśnie cykl książek o przygodach komisarza Zygmunta „Zygi” Maciejewskiego sprawi, iż na polskie kryminały znów zaczniemy spoglądać przyjaznym okiem.

Akcja książki toczy się w przedwojennym Lublinie, gdzie Zyga Maciejewski musi uporać się ze sprawą zabójstwa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dawno już nie czytałem książki ,od której niemożliwością było się oderwać, będąc porwanym fabułą oraz zauroczonym światem powieści. Nagle pojawiło się jednak Metro 2033, czego skutkiem u mnie są teraz podkrążone oczy po zarwanej nocce. Czy było jednak warto? Śmiało mogę stwierdzić, że tak. Dmitry Glukhowsky stworzył mroczny, postapokaliptyczny świat z którego czerpią inspirację fani i twórcy na całym świecie. O czym jest więc tak książka, która zawładnęła moim umysłem przez ostatnie dni?

Akcja, jak wskazuje sam tytuł, na miejsce w roku 2033. W wyniku konfliktu atomowego świat, który znamy przestał istnieć, a nieliczni ocaleni ukryli się w moskiewskim metrze. W podziemiach dalej toczy się walka o przetrwanie. Niezbadana siła szturmuje stację WOGN, z której to Artem, główny bohater, wyrusza w misję, która to jest jego przeznaczeniem. Od powodzenia jego misji zależy nie tylko pod jego stacji, ale również całego metra.

Wyraźnie widać, że Glukhowsky inspirował się nie tylko wspomnianym w książce Wellsem, ale również twórczością braci Strugacckich. W szczególności „Piknikiem na skraju drogi”. Bohater spotyka na swojej drodze stalkerów, wychodzących na powierzchnię w poszukiwaniu zasobów. W moskiewskim metrze ludzie żyją inaczej niż na powierzchni, jednakże wbrew pozorom ludzkość się nie zmieniła. Dalej kryją swój strach za fasadą ideologii oraz religii, zniszczą każdego by przetrwać. Bohater poznając kolejną ideologię, religię, musi weryfikować swój światopogląd i próbuje odnaleźć sens wszystkiego, odpowiedzieć sobie na pytanie: w imię czego żyje? Autor przedstawia nam wizje świata zniszczonego przez ludzi, co jest swoistą przestrogą dla ludzkości. Koniec końców zawsze cierpieć będą zwykli ludzie.

Dawno już nie czytałem książki ,od której niemożliwością było się oderwać, będąc porwanym fabułą oraz zauroczonym światem powieści. Nagle pojawiło się jednak Metro 2033, czego skutkiem u mnie są teraz podkrążone oczy po zarwanej nocce. Czy było jednak warto? Śmiało mogę stwierdzić, że tak. Dmitry Glukhowsky stworzył mroczny, postapokaliptyczny świat z którego czerpią...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

O Bukowskim słyszałem wiele, mijałem się z nim w księgarniach, ale do tej pory jakoś nie było dane nam było się poznać. „Kobiety” nam to jednak umożliwiły. Książka zachwalana, autor zachwalany, nic tylko czytać, co też z przyjemnością uczyniłem. Styl autora bardzo dobry, akcja wartka jak rwący potok, książka wciągająca niczym czarna dziura. Cała książka to ciągły opis kolejnych związków, które zawiera główny bohater – Henry Chinaski. Chociaż z wiązki to może za dużo powiedziane. Bohater skacze z kwiatka na kwiatek, a jego przygody obfitują w seks, alkohol, znów seks, więcej alkoholu, skręty, wieczorki poetyckie i jeszcze więcej seksu. Na koniec pojawiają się rozważania Henry’ego dotyczące jego hulaszczego trybu życia, co jest miłą odmianą i również skłania do przemyśleń. Język czasem dość wulgarny, ale przecież nie mamy 18 lat (przynajmniej ja). Bukowski ma swój styl, który być może nie wszystkim przypadnie do gustu, jednakże warto zajrzeć, a nuż przekona.

O Bukowskim słyszałem wiele, mijałem się z nim w księgarniach, ale do tej pory jakoś nie było dane nam było się poznać. „Kobiety” nam to jednak umożliwiły. Książka zachwalana, autor zachwalany, nic tylko czytać, co też z przyjemnością uczyniłem. Styl autora bardzo dobry, akcja wartka jak rwący potok, książka wciągająca niczym czarna dziura. Cała książka to ciągły opis...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Druga z serii książek o policjancie Harrym Hole, autorstwa Jo Nesbo. Tym razem nasz bohater udaje się do egzotycznej Tajlandii, aby rozwikłać zagadkę zabójstwa ambasadora Norwegii. Zwiedzamy Bangkok, poznajemy kulturę Tajów, która jest niezwykle ciekawa. Nesbo ma dość dobry warsztat, fabuła zbytnio nie nudzi i rozkręca się ze strony na stronę. Jest tylko jedno "ale".

Książka jest bardzo schematyczna. Podobieństwa do poprzedniej książki z cyklu są bardzo rażące. Nie czułem, żebym czytał coś nowego. Inne miejsce, inna fabuła, ale schemat ten sam. Tylko Harry mniej pije. Oczywiście, jest o wiele lepsza od „Człowieka Nietoperza”, ale nie oszukujmy się.

Oczekiwaliśmy chyba czegoś więcej.

Druga z serii książek o policjancie Harrym Hole, autorstwa Jo Nesbo. Tym razem nasz bohater udaje się do egzotycznej Tajlandii, aby rozwikłać zagadkę zabójstwa ambasadora Norwegii. Zwiedzamy Bangkok, poznajemy kulturę Tajów, która jest niezwykle ciekawa. Nesbo ma dość dobry warsztat, fabuła zbytnio nie nudzi i rozkręca się ze strony na stronę. Jest tylko jedno...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Rację miałem twierdząc, iż książka Kinga mająca mniej niż 300 stron po prostu nie może być dobra. Sprawdziło się to w przypadku „Roku wilkołaka” w 100%. Jest co najwyżej przeciętna.

Do małego miasteczka w stanie Maine (jak to zwykle bywa w powieściach Kinga) przybywa zło, przybierając tym razem postać wilkołaka. Mieszkańcy muszą stawić czoła tej krwiożerczej bestii rodem z horrorów. Kto jest wilkołakiem? Czy to obcy? A może jeden z nich? Mamy zatem tajemnicę, dobra, wszystko fajnie, jednak bardzo łatwo się wszystkiego domyślić. I może przebolałbym tę banalną fabułę, gdyby nie fakt, iż ilustrator nie pozwolił mi nawet przez chwilę zastanowić się, kto zamienia się w wilkołaka. Nawet nie musiałem otwierać książki.

Jestem trochę zawiedziony „Rokiem wilkołaka”. Książka według mnie wyraźnie odstaje poziomem od pozostałych powieści autora. Otworzyć, przeczytać, zapomnieć. Nawet się cieszę, że książka jest cienka i ma więcej obrazków niż tekstu. Przynajmniej dało się ją szybko skończyć. No cóż, nawet takim autorom jak King zdarzają się słabsze powieści. Całe szczęście w jego przypadku zdarza się to niezwykle rzadko.

Rację miałem twierdząc, iż książka Kinga mająca mniej niż 300 stron po prostu nie może być dobra. Sprawdziło się to w przypadku „Roku wilkołaka” w 100%. Jest co najwyżej przeciętna.

Do małego miasteczka w stanie Maine (jak to zwykle bywa w powieściach Kinga) przybywa zło, przybierając tym razem postać wilkołaka. Mieszkańcy muszą stawić czoła tej krwiożerczej bestii rodem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kolejna dawka świetnego humoru, którą serwuje nam nie kto inny, jak Andrzej Pilipiuk.

Tym razem na drodze znanego i powszechnie niezbyt szanowanego Jakuba Wędrowycza staje Czarownik Iwanow. Zwiał z ruskiego wariatkowa, by w mieście Chełm odnaleźć Tego-Który-Wie-Gdzie-Jest-Coś-Tam. Zatem w przerwach między piciem i pędzeniem bimbru oraz rozkopywaniem gro…, znaczy się, walką z wampirami musi stawić czoła kolejnemu wrogowi ludzkości. Ale co to jest dla naszego ulubionego egzorcysty-amatora.

Książki Pilipiuka dosłownie „połyka się w całości”. Przeczytanie „Czarownika Iwanowa” zajęło mi niecałe cztery godziny i nie był to czas stracony. Dawno się tak nie uśmiałem, zresztą, jak przy każdej jego książce. Polecam wszystkim fanom fantastyki, jeżeli oczywiście pozostał jeszcze ktoś, kto nie przeczytał wszystkich książek o Jakubie Wędrowyczu. Książkę, jak i bimber własnej roboty, poleca również sam Jakub Wędrowycz!

Kolejna dawka świetnego humoru, którą serwuje nam nie kto inny, jak Andrzej Pilipiuk.

Tym razem na drodze znanego i powszechnie niezbyt szanowanego Jakuba Wędrowycza staje Czarownik Iwanow. Zwiał z ruskiego wariatkowa, by w mieście Chełm odnaleźć Tego-Który-Wie-Gdzie-Jest-Coś-Tam. Zatem w przerwach między piciem i pędzeniem bimbru oraz rozkopywaniem gro…, znaczy się, walką...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Sto lat samotności” to znana zapewne każdemu powieść kolumbijskiego pisarza Gabriela Garcii Marqueza, uznawana za arcydzieło literatury iberoamerykańskiej.

Kiedy polecana przez wszystkich powieść w końcu trafiła w moje ręce, postanowiłem, iż przewertuję ją od deski do deski, a dzieje rodziny Buendia będę znał jak własną kieszeń. Książka ta ma coś takiego w sobie, co od pierwszego momentu nie pozwala się od niej oderwać. Zawiła historia rodziny Buendiów jest bardzo wciągająca, aczkolwiek w pewnym momencie można się zagubić w tym całym rozgardiaszu spowodowanym mnogością członków rodziny. Ale do rzeczy, to jest, do fabuły wracając.

„Sto lat samotności” opowiada historię rodziny Buendia na przestrzeni sześciu pokoleń, zamieszkującej miejscowość Macondo i prześladowanej przez fatum kazirodztwa. Wszyscy członkowie rodziny skazani są na cierpienie samotności. Było to cechą dziedziczną rodziny Buendia – począwszy od Jose Arcadia Buendii – założyciela Macondo, aż do ostatniego członka rodziny sto lat później. Przy okazji poznawania historii rodziny zaznajamiamy się z dziejami miasteczka Macondo. Całość przedstawiona została w sposób dość fantastyczny. Niezwykłe zdarzenia przedstawione tu są, jakby były na porządku dziennym. Czego by nie powiedzieć, ta książka jest magiczna.

Przyznaję, że w pewnym momencie, przez kilka chwil zacząłem odczuwać znudzenie. Przetrwałem jednak tę próbę i mogę śmiało powiedzieć, że „Sto lat samotności” od teraz zaliczać się będzie do moich ulubionych książek. Książka została napisana ciekawym językiem i pomimo małej ilości dialogów czytało mi się ją bez trudu. Pełna jest odniesień biblijnych, baśniowych, literackich i politycznych. Czytając ostatnie zdania przeszedł mnie dreszcz, gdyż wtedy o to poznałem ostatecznie tajemnicę, którą członkowie rodziny Buendia starali się przez sto lat odszyfrować. Mam nadzieję, że za parę lat, gdy wrócę do tej książki ponownie będzie mi dane odczuć to, czego doznałem poznając losy tej dość szalonej rodziny i znów wraz z nimi spacerować po pustyni nieskończonej samotności.

„Sto lat samotności” to znana zapewne każdemu powieść kolumbijskiego pisarza Gabriela Garcii Marqueza, uznawana za arcydzieło literatury iberoamerykańskiej.

Kiedy polecana przez wszystkich powieść w końcu trafiła w moje ręce, postanowiłem, iż przewertuję ją od deski do deski, a dzieje rodziny Buendia będę znał jak własną kieszeń. Książka ta ma coś takiego w sobie, co od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Któż z nas wierzył, że Sapkowski w końcu powróci do uniwersum wiedźmińskiego? Założę się, że tylko nieliczni z nas. A tu proszę, niespodzianka. Jeszcze mniej osób zapewne uważało, że będzie to udany powrót, biorąc pod uwagę ostatnie książki wielbionego przez nich autora. No cóż, gdyby postawili na to pieniądze, zgarnęli by fortunę, gdyż najnowsza książka Andrzeja Sapkowskiego (piszę to 2 lata po premierze, ale co tam) jest, mówiąc krótko, bardzo dobra.

Sapkowski zaserwował nam to, co fani kochają w jego książkach najbardziej - dużą dawkę dobrego humoru. Jednakże moim skromnym zdaniem jego poziom jest trochę słabszy od tego, którego doświadczyliśmy w poprzednich książkach o Geralcie z Rivii. A propos Geralta, znowu wplątuje się w niezłą kabałę, a towarzyszy mu znany każdemu bard Jaskier, bo jakżeby inaczej. Spiski, czarodziejki, potwory - nic się nie zmieniło. I bardzo dobrze.

Książkę czyta się przyjemnie, napisana została przystępnym, dowcipnym językiem, który bardzo dobrze charakteryzuje twórczość Andrzeja Sapkowskiego. Naprawdę cieszę się niezmiernie, iż mój ulubiony autor powrócił do tego, co w jego karierze wyszło mu najlepiej, czyli do uniwersum wiedźmińskiego. Chciałbym się łudzić, że twórca "Sezonu burz" nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Czas pokaże, czy za jakiś czas ponownie będzie nam dane czytać o nowych przygodach Geralta. Sapkowski jest jednak autorem nieprzewidywalnym, więc pozostaje nam tylko czekać.

Któż z nas wierzył, że Sapkowski w końcu powróci do uniwersum wiedźmińskiego? Założę się, że tylko nieliczni z nas. A tu proszę, niespodzianka. Jeszcze mniej osób zapewne uważało, że będzie to udany powrót, biorąc pod uwagę ostatnie książki wielbionego przez nich autora. No cóż, gdyby postawili na to pieniądze, zgarnęli by fortunę, gdyż najnowsza książka Andrzeja...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Księcia” Machiavellego kojarzą chyba wszyscy, jednak prawdopodobnie tylko nieliczni zaznajomili się bliżej z tą pozycją. Machiavelli napisał „Księcia” zainspirowany osobą Cezara Borgii, syna papieża Aleksandra VI, włoskiego polityka i kardynała. Mądrości zawarte w tej książce chyba nigdy się nie zdezaktualizują, wciąż kształtują myślenie liderów na całym świecie. Machiavelli – prawnik, filozof, jedna z czołowych postaci włoskiego odrodzenia – jest postrzegany negatywnie przez ludzi właśnie przez pryzmat „Księcia”, co jest bardzo krzywdzące. Szczególnie, że mieli oni w większości styczność tylko z fragmentami tego dzieła na lekcjach języka polskiego. „Książę” ma również ogromną wartość historyczną, autor podaje powody upadku starożytnych państw, jak i również jemu współczesnych, możemy dowiedzieć się wiele o postaciach żyjących setki lat przed nami. Jest to według mnie dzieło ponadczasowe, z którym każdy, nie tylko politycy, powinien się zaznajomić.

„Księcia” Machiavellego kojarzą chyba wszyscy, jednak prawdopodobnie tylko nieliczni zaznajomili się bliżej z tą pozycją. Machiavelli napisał „Księcia” zainspirowany osobą Cezara Borgii, syna papieża Aleksandra VI, włoskiego polityka i kardynała. Mądrości zawarte w tej książce chyba nigdy się nie zdezaktualizują, wciąż kształtują myślenie liderów na całym świecie....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Do tej pory J.K. Rowling kojarzono jedynie z książek o Harrym Potterze. Dlatego też miałem wiele wątpliwości, czy autorka podoła wyzwaniu i napisze dobrą książkę nieosadzoną w świecie magii. Po prawie trzech latach od wydania „pierwszej powieści J.K. Rowling dla dorosłych”, trafiła ona w końcu w moje ręce. I mogę śmiało powiedzieć, że się nie zawiodłem. Co nie znaczy też, że jestem nią zachwycony. Ale do rzeczy.

W trakcie lektury, powiedziałem koleżance, od której „Trafny wybór” pożyczyłem, że nie jest to książka, do której po przerwaniu czytania chce się szybko wrócić (w celu kontynuacji rzecz jasna). Książka z początku nie wciąga. Jednakże, im dalej, tym ciekawiej. Dlatego też zwracam honor.

Akcja powieści dzieje się w małym miasteczku w Anglii. Radny Barry Fairbrother umiera, zostaje po nim wolny wakat radnego Pagford. Jego śmierć sprawia, że spokojne miasteczko zamienia się w arenę walk politycznych, małomiasteczkowych spisków, konfliktów pomiędzy bogatymi i biednymi, nastolatkami i ich rodzicami, etc. Jak daleko są w stanie posunąć się mieszkańcy Pagford, aby osiągnąć swoje cele?

W książce mamy wiele wątków, które składają się w jedną całość. Na początku można poczuć się przytłoczonym natłokiem postaci, po małej przerwie zdarzało mi się spoglądać parę kartek wstecz, aby przypomnieć sobie, kto jest kim. Wniosek więc taki, że najlepiej czytać tę książkę ciągiem, nie przerywać czytania, cokolwiek by się nie działo. Fabuła bardzo ciekawie skonstruowana, również zakończenie mocno mnie zaskoczyło, bardzo wielki plus dla Rowling. Jednak żeby nie było zbyt różowo, uważam, że na początku autorka najzwyczajniej na świecie przynudza. Podsumowując, J.K. Rowling napisała książkę, która nie jest o Harrym Potterze i jest nawet całkiem niezła (pomijając przynudzanie na początku i parę innych rzeczy, o których nie wspomniałem). Spokojnie można odkleić od niej etykietkę pisarki młodzieżowej.

Do tej pory J.K. Rowling kojarzono jedynie z książek o Harrym Potterze. Dlatego też miałem wiele wątpliwości, czy autorka podoła wyzwaniu i napisze dobrą książkę nieosadzoną w świecie magii. Po prawie trzech latach od wydania „pierwszej powieści J.K. Rowling dla dorosłych”, trafiła ona w końcu w moje ręce. I mogę śmiało powiedzieć, że się nie zawiodłem. Co nie znaczy też,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wielkim specjalistą od kryminałów nie jestem, ale śmiem twierdzić, że Jo Nesbø wykonał kawał solidnej roboty. Książka mnie wciągnęła - zabójstwa, fałszywe tropy, tajemnica - tego należy oczekiwać od porządnego kryminału. Wstyd się przyznać, ale jest to moje pierwsze spotkanie ze skandynawskim kryminałem i nie mogę go do niczego porównać, choć bardzo bym chciał.

Wnioskując po wypowiedziach innych czytelników, "Człowiek Nietoperz" jest według nich najsłabszą książką z cyklu. W takim razie z chęcią sięgnę po kolejne książki Jo Nesbø, skoro ta jest taka "słaba". No dobra, najlepsza może też nie jest, ale wydaje mi się, że trzyma poziomi i miłośnicy kryminałów będą zadowoleni.

Wielkim specjalistą od kryminałów nie jestem, ale śmiem twierdzić, że Jo Nesbø wykonał kawał solidnej roboty. Książka mnie wciągnęła - zabójstwa, fałszywe tropy, tajemnica - tego należy oczekiwać od porządnego kryminału. Wstyd się przyznać, ale jest to moje pierwsze spotkanie ze skandynawskim kryminałem i nie mogę go do niczego porównać, choć bardzo bym chciał.

Wnioskując...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Mówią o nim „król blogerów”, a on z wrodzonego braku skromności nie zaprzecza. Tomek Tomczyk vel Kominek to najpopularniejszy i najbardziej wyrazisty bloger w naszym kraju. Jego druga książka „Blog. Pisz, kreuj, zarabiaj” poświęcona jest w całości blogowaniu. Mentalność blogera, kreacja w social mediach, jak udanie współpracować z firmami– to niektóre z zagadnień, które na pewno mogą się przydać ludziom chcącym się wybić w naszej polskiej blogosferze. Początkujący blogerzy również znajdą tu coś dla siebie. Mamy tu również rozdział poświęcony dla firm, które chcą współpracować z blogerami. Wszystko to jest poparte bogatym doświadczeniem autora, który ma całkowite prawo nie być skromnym.

Kominka czytam od dawna, z krótszymi lub dłuższymi przerwami, i wiem, że gościu potrafi świetnie pisać. Cała książka jest napisana lekkim, przyjemnym językiem, typowym dla jego blogów, płynnie przechodzimy z jednego rozdziału do kolejnego. Nie można powiedzieć, że napisał on same oczywiste rzeczy. Gdyby tak było, to już dawno mielibyśmy setki, tysiące polskich blogerów zarabiających grube pieniądze. A tak są to tylko nieliczni z nich. Z przyjemnością sięgnę również do jego pierwszej ksiązki, która ostatnimi czasy została ponownie wydania w wydaniu rozszerzonym.

Podobno Kominka albo się uwielbia, albo się go nienawidzi. Jednakże, obojętnie po której stronie barykady się znajdujesz musisz przyznać, że ma on dryg do pisania i wywoływania w nas, czytelnikach, wielu emocji. W „Blogu” napisał, że jego marzeniem było zawsze, aby zostać najpopularniejszym pisarzem na świecie. Mam nadzieję, że mu się to uda.

Mówią o nim „król blogerów”, a on z wrodzonego braku skromności nie zaprzecza. Tomek Tomczyk vel Kominek to najpopularniejszy i najbardziej wyrazisty bloger w naszym kraju. Jego druga książka „Blog. Pisz, kreuj, zarabiaj” poświęcona jest w całości blogowaniu. Mentalność blogera, kreacja w social mediach, jak udanie współpracować z firmami– to niektóre z zagadnień, które na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Historię Polski wszyscy znamy (a przynajmniej powinniśmy) i dobrze wiemy, że zmienić jej w żadnym stopniu nie możemy. Jednakże zastanówmy się, czy gdyby zaistniała okazja do zmiany losów naszego kraju, to czy zdecydowalibyśmy się na taki odważny krok? Bohaterowie książki Marcina Ciszewskiego podjęli się tego zadania i przenieśli się z roku 2007 do roku 1939, aby dać łupnia Niemcom oraz Sowietom. Cóż mogło z tego wyniknąć?

„Major” to trzecia powieść sensacyjna Ciszewskiego, której to akcja rozgrywa się w okupowanej Warszawie. Niby trzecia, aczkolwiek akcja rozgrywa się przed drugą jego książką „www.1944.waw.pl”, więc trochę to zamotane. Oczywiście nie mogłem zacząć od pierwszej części i troszkę się obawiałem, czy nie będą mnie irytować częste odniesienia do poprzedniej książki. Całe szczęście, fabułą kręci się wokół innych wydarzeń z historii Polski, także na spokojnie można zacząć przygodę z tym cyklem od „Majora”. Co do wydarzeń, mowa tu konkretnie o powstaniu w getcie warszawskim w 1943 roku. W książce Ciszewskiego Niemcom nie poszło tak łatwo z jego likwidacją, a przyczynili się do tego rzecz jasna nasi bohaterowie z przyszłości.

Na tylnej okładce książki możemy przeczytać, jaka ta książka wspaniała, te pościgi, wybuchy, patriotic fiction i w ogóle! Akcja rozwija się dynamicznie, niczym u Toma Clancy’ego! O ile książek tego przytoczonego autora nie miałem przyjemności czytać, to wierzę, że te opinie są jak najbardziej prawdziwe. Od książki ciężko się oderwać, ciągle coś się dzieje, hitlerowcy dostają łupnia na każdym kroku, są pościgi, są wybuchy. „Major” łączy cechy powieści wojennej i thrillera szpiegowskiego. Na stronicach powieści znajdziemy wiele autentycznych postaci, na czele ze Stefanem Roweckim, pseudonim „Grot”, po naszej stronie, a Józefem Stalinem po drugiej. Istna gratka dla historyków. Pomyślcie, co by było, gdyby faktycznie nasi przodkowie mieli dostęp do nowoczesnej broni. Historia zostałaby wywrócona do góry nogami! „Majora” polecam wszystkim, którzy lubują się w wartkiej akcji oraz w rozmyślaniu typu „co by było gdyby…”. Naprawdę bardzo fajnie jest poczytać o alternatywnej wizji historii naszego kraju. Takie tam miłe oderwanie od rzeczywistości.

Historię Polski wszyscy znamy (a przynajmniej powinniśmy) i dobrze wiemy, że zmienić jej w żadnym stopniu nie możemy. Jednakże zastanówmy się, czy gdyby zaistniała okazja do zmiany losów naszego kraju, to czy zdecydowalibyśmy się na taki odważny krok? Bohaterowie książki Marcina Ciszewskiego podjęli się tego zadania i przenieśli się z roku 2007 do roku 1939, aby dać łupnia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pomysł tej recenzji zrodził się w mojej głowie podczas stania w kolejce w Tesco…

No dobra, może jednak tak się zaczytałem, że moja, oraz książkowa rzeczywistość zlały się w jedną całość. Wszystko dotyczy to tak naprawdę Paula Smitha, a konkretnie jego pomysłu na podróż na drugi kraniec świata. Teoretycznie wydaje się to proste, taka sobie zwykła podróż, każdy może wpaść na taki pomysł. Ale podróżowanie na koszt Twittera? No, już nie każdy mógł takie coś wymyślić. W całym skrócie: wpada on na pomysł podróży na Wyspę Campbella u wybrzeży Nowej Zelandii, a udać mu się to ma dzięki pomocy użytkowników Twittera. Tworzy pięć zasad do których ma się stosować i wyrusza w nieznane! Czy mu się udało, musicie sami przeczytać. Powiem tylko, że wielkim zaskoczeniem było dla niego, jak bardzo ludzie potrafią być pomocni dla nieznajomego. Uff, jednak na świecie nie ma samych gwałcicieli i morderców.

O książce mogę powiedzieć, że czyta się ją lekko i przyjemnie. Autor pisze nieźle (albo to zasługa polskiego tłumacza), parę godzin przy czytaniu mija jak pięć minut. Bardzo wciągająca. Nie jest to może literatura wysokich lotów, ale dla odprężenia w wolne dni warto po nią sięgnąć. Swoją drogą ta książka zachęciła mnie do założenia konta na Twitterze, co za chwilę uczynię. Śmieszna sprawa – patrząc na okładkę książki zupełnie inaczej wyobrażałem sobie naszego Twitchhikera, bo z ciekawości sprawdziłem jak wygląda. Ale jedno trzeba przyznać, że jest jedną z najbardziej zakręconych osób, o których czytałem. Zainspirował mnie. Mam nadzieję, że was również!

Pomysł tej recenzji zrodził się w mojej głowie podczas stania w kolejce w Tesco…

No dobra, może jednak tak się zaczytałem, że moja, oraz książkowa rzeczywistość zlały się w jedną całość. Wszystko dotyczy to tak naprawdę Paula Smitha, a konkretnie jego pomysłu na podróż na drugi kraniec świata. Teoretycznie wydaje się to proste, taka sobie zwykła podróż, każdy może wpaść...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nie doczekaliśmy się Nobla dla Murakamiego, niestety. Pytanie jednak, kto czekał na niego bardziej: sam pisarz, czy my – fani? Nie ma jednak co płakać nad rozlanym mlekiem i należy powrócić do znanej nam szarej rzeczywistości. Ale czy koniecznie do szarej? Przecież możemy sięgnąć po kolejną książkę jego autorstwa i przenieść się w jej jakże realny, a jednocześnie nierealny i magiczny świat. Bo chyba to kochamy między innymi w jego twórczości.

„Zniknięcie słonia” to zbiór krótkich opowiadań w których autor stawia zwykłych ludzi w niezwykłym położeniu. Co ja mówię, może nie do końca zwykłych, bo kto normalny obiera niewidzialne mandarynki albo w ramach hobby lubi palić stodoły? Takich absurdów możemy znaleźć tutaj więcej. Pomijając absurdy mamy tu od groma przemyśleń głównych bohaterów, które z czasem stają się naszymi przemyśleniami. Dodając do tego niejasności, które zmuszają nas do uruchomienia wyobraźni, mamy już pełny obraz tego, co jest kwintesencją jego książek. Życie bohaterów absurdalnie przypomina nasze, w końcu to ludzie mieszkający sobie w Japonii, ot tak, na końcu świata.

Można powiedzieć, że Murakami wciąż pisze jedno i to samo, jednakże uwielbiam jego twórczość i uważam, iż właśnie dzięki temu autor przyciąga do siebie rzesze czytelników. I wcale nie jest ważne, że nie dostał tego Nobla. Nobel nie jest miarą talentu pisarza. My wierni czytelnicy swoje wiemy i swoje wiedzieć będziemy.

Na koniec pozostaje jednak jedno pytanie. Gdzie jest słoń?

Nie doczekaliśmy się Nobla dla Murakamiego, niestety. Pytanie jednak, kto czekał na niego bardziej: sam pisarz, czy my – fani? Nie ma jednak co płakać nad rozlanym mlekiem i należy powrócić do znanej nam szarej rzeczywistości. Ale czy koniecznie do szarej? Przecież możemy sięgnąć po kolejną książkę jego autorstwa i przenieść się w jej jakże realny, a jednocześnie nierealny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wielką wygraną jednej z argentyńskich loterii jest rejs luksusowym statkiem wycieczkowym „Malcolm”, w który, dzięki uprzejmości Wielkiego Kronopia, możemy również się udać. Na pokładzie znalazły się osoby reprezentujące różne warstwy społeczne i zawodowe, ludzie o odmiennym sposobie bycia oraz mniejszym bądź większym doświadczeniem życiowym. Każde z nich zostawia na brzegu swoją przeszłość sądząc, iż rejs będzie początkiem czegoś nowego w ich życiu. Niespodziewane wydarzenia na statku przemieniają zwykły rejs w absurd, stawiając bohaterów przed nowymi dla nich wyzwaniami.

Z przyjemnością czyta się rozważania pasażerów na tematy związane z ich sytuacją, jak i na zupełnie oderwane od ich aktualnej sytuacji, wzbudzają sympatię od pierwszych stron powieści. Dla niektórych ten rejs nie był jedynie podróżą po oceanie, a wyprawą w głąb siebie. Mityczna rufa jak zakazany owoc kusi i nęci swoją niedostępnością, broniona przez lipidy i glikozydy. Podróż zmienia pasażerów, baranki zamieniają się w wilki; choć wydaje im się, że wciąż są tacy sami, tak naprawdę nigdy nie będą już tacy, jacy byli przedtem.

Być może „Wielkie wygrane” zostały przyćmione bardziej znaną „Grą w klasy”, to jednak nadal jest to pozycja należąca do czołówki latynoamerykańskiej literatury. Książki Cortazara mają w sobie coś magicznego. To „coś” ma tak wielką siłę przyciągania, że gdy już raz zacznę lekturę, nic nie jest w stanie mnie od niej oderwać, nie żartuję. Delektuję się w trakcie każdym zdaniem, słowem, myśli bohaterów stają się moimi własnymi, całkowicie przenoszę się do świata książki. O tak, jego styl bardzo, ale to bardzo przypadł mi do gustu.

Wielką wygraną jednej z argentyńskich loterii jest rejs luksusowym statkiem wycieczkowym „Malcolm”, w który, dzięki uprzejmości Wielkiego Kronopia, możemy również się udać. Na pokładzie znalazły się osoby reprezentujące różne warstwy społeczne i zawodowe, ludzie o odmiennym sposobie bycia oraz mniejszym bądź większym doświadczeniem życiowym. Każde z nich zostawia na brzegu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Eduardo Mendoza – pisarz znany, jednak ja nie miałem wcześniej tej przyjemności, aby przeczytać jakieś jego dzieło. Dopiero teraz jako pierwsza wpadła mi w ręce „Walka kotów”, więc chętnie podzielę się wrażeniami na jej temat.

Po pierwsze, książkę czytało się bardzo przyjemnie, tajemnica nieznanego obrazu Velazqueza była intrygująca, jednak jej rozwiązanie pozostawiło wiele do życzenia, nie jestem usatysfakcjonowany.

Po drugie, ten klimat! Uwielbiam książki, których fabuła dzieje się w ważnych, historycznych czasach. W tym przypadku jest to rok 1936, tuż przed wybuchem wojny domowej w Hiszpanii. Pojawiają się tutaj takie postacie, jak Generał Franco czy José Antonio Primo de Rivera. Mamy tu jeden wielki kocioł, komuniści, faszyści, siły rządowe, wszyscy walczą ze sobą o władzę, a w środku tego rozgardiaszu pojawia się nasz główny bohater, Anthony Whitelands. Co do bohatera, to sprawia on wrażenie ciapowatego i nierozgarniętego, lecz o dziwo bardzo dobrze daje sobie radę z wszystkimi przeciwnościami losu. Choć raczej to dzieło przypadku.

Ostatnia sprawa, Velazquez. Jeśli ktoś choć trochę interesuje się malarstwem hiszpańskim, to myślę, że ta książka przypadnie mu do gustu. Mnie osobiście skłoniła ona do rzucenia okiem na twórczość tego hiszpańskiego mistrza pędzla, wokół którego pośrednio fabuła tej książki się kręci.

Generalnie, „Walka kotów, wywarła na mnie dobre wrażenie. Szczególnie przedstawienie trudnej sytuacji Hiszpanii w tych trudnych dla jej mieszkańców czasach sprawiło, że nie mogłem się od niej oderwać. Velazquez i perypetie głównego bohatera swoją drogą. Mogłoby się wydawać, że właśnie te burzliwe czasy są tłem dla całej historii z obrazem, jednak według mnie jest zupełnie na odwrót. Warto się skusić i odwiedzić Madryt roku 1936, by towarzyszyć bohaterowi, a przy okazji poznać cząstkę historii tego pięknego kraju, jakim jest Hiszpania.

Eduardo Mendoza – pisarz znany, jednak ja nie miałem wcześniej tej przyjemności, aby przeczytać jakieś jego dzieło. Dopiero teraz jako pierwsza wpadła mi w ręce „Walka kotów”, więc chętnie podzielę się wrażeniami na jej temat.

Po pierwsze, książkę czytało się bardzo przyjemnie, tajemnica nieznanego obrazu Velazqueza była intrygująca, jednak jej rozwiązanie pozostawiło...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Andrzej Pilipiuk to autor bardzo płodny, co rusz półki w księgarniach wypełniają jego nowe książki, i o dziwo (lub nie, bo być może to oczywista oczywistość), trzymają one zawsze bardzo wysoki poziom. Kolejna w dorobku tego autora antologia opowiadań, „Carska manierka”, składa się z ośmiu opowiadań. Tytułowa historia zabiera nas w czasy młodości poszukiwacza skarbów i speca od historycznych zagadek, Roberta Storma. Poświęcone mu zostało aż pięć z ośmiu opowiadań, dla jednych być może zbyt mało, a dla drugich o wiele za dużo. Jednakże przygody tego pomysłowego, lecz czasami nieudolnego (szczególnie w stosunkach damsko-męskich) bohatera bardzo dobrze się czyta, Robert Storm budzi sympatię.

„Śmierć pełna tajemnic” zabiera nas w czasy komunistycznej Rosji, a naszym przewodnikiem jest znany i lubiany doktor Paweł Skórzewski, który według mnie jest jedną z najciekawszych postaci stworzonych przez Pilipiuka. W „Tajemnicy Góry Bólu” doktor bierze udział w poszukiwaniach Arki Noego na górze Ararat. To opowiadanie jest jednak o wiele gorsze od poprzedniego, pisarz mógł lepiej wykorzystać potencjał tej historii.

Ostatnie opowiadanie „Rehabilitacja Kolumba” dzieje się w alternatywnej rzeczywistości, gdzie Ziemia wcale nie jest okrągła, a po Polsce hasają wielbłądy. Pomysł bardzo ciekawy, idealne zwieńczenie zbioru opowiadań.

Na plus dodam jeszcze szatę graficzną książki, ludzie z Fabryki Snów naprawdę się postarali, aż chciałoby się mieć ją na swojej półce. Reasumując, Pilipiuk mnie nie zawiódł, książka trzyma wysoki poziom, szczególnie polecam fanom twórczości naszego polskiego autora, ale oczywiście nie tylko im. Jeśli lubicie historię i jej tajemnice, to jest to książka dla was.

Andrzej Pilipiuk to autor bardzo płodny, co rusz półki w księgarniach wypełniają jego nowe książki, i o dziwo (lub nie, bo być może to oczywista oczywistość), trzymają one zawsze bardzo wysoki poziom. Kolejna w dorobku tego autora antologia opowiadań, „Carska manierka”, składa się z ośmiu opowiadań. Tytułowa historia zabiera nas w czasy młodości poszukiwacza skarbów i...

więcej Pokaż mimo to