-
Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński10
-
ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant30
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant2
Biblioteczka
2024-04-22
2024-02-18
Drugi tom może trochę nudniejszy, ale i tak wciągnąłem się w całą historię.
Drugi tom może trochę nudniejszy, ale i tak wciągnąłem się w całą historię.
Pokaż mimo to2024-02-13
Całkiem dobra powieść jak na debiut. Przeczytałem nawet drugi tom, a u mnie to o czymś świadczy.
Całkiem dobra powieść jak na debiut. Przeczytałem nawet drugi tom, a u mnie to o czymś świadczy.
Pokaż mimo to2024-03-04
chyba najgorsza rzecz jaką przeczytałem od lat. a wygrywa rankingi, i owszem czytuję takie powieści, ale ta...
chyba najgorsza rzecz jaką przeczytałem od lat. a wygrywa rankingi, i owszem czytuję takie powieści, ale ta...
Pokaż mimo to2024-03-09
Gaiman i superhero. Wydaje się, że nie po drodze, ale czasem coś tam w główny nurcie zrobi. A to, co zrobił, przynajmniej dla DC, zebrano w tym tomie. I spoko, może 90 procent to materiały znane z tomu „Co się stało z zamaskowanym krzyżowcem” (mówię o wersji Hachette, nie dawnej od Egmontu), a tam mieliśmy to o wiele taniej, ale świetne wydanie i dodatkowe rzeczy sprawiają, że po tom „Universum DC według Neila Gaimana” warto sięgnąć.
(…)
Co tu robi Gaiman? A głównie Batmana robi w tym tę jedną historię, o której wspomniałem – czyli taka ostateczna fabuła z Batkiem – to jedno z najlepszych z tego tomu. Reszta też jest fajna, choć w większości znana, a nowe materiały to już może nic takiego, ale nadal dobrze się to czyta. Bo Gaiman ma pomysły, fajnie pisze i ogólnie daje rade nawet jak coś nie jest jego mocną stroną.
Do tego mamy świetne rysunki – Kubert czy Bisley są w szczytowej niemalże formie i to wpada w oko, a paru klasyków też nie zawodzi, wręcz przeciwnie – i super wydanie. Więc warto, szczególnie jeśli nie znacie. A jeśli znacie i macie poprzednie zbiorcze wydania, cóż, warto sobie uzupełnić kolekcję. Bo ani tam nie ma wszystkiego, ani tu chyba też nie na wszystko znalazło się miejsce.
Gaiman i superhero. Wydaje się, że nie po drodze, ale czasem coś tam w główny nurcie zrobi. A to, co zrobił, przynajmniej dla DC, zebrano w tym tomie. I spoko, może 90 procent to materiały znane z tomu „Co się stało z zamaskowanym krzyżowcem” (mówię o wersji Hachette, nie dawnej od Egmontu), a tam mieliśmy to o wiele taniej, ale świetne wydanie i dodatkowe rzeczy sprawiają,...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-08
Kolejna postać która powstała w wyniku pisanej wojny między Marvelem a DC. Można by rzec że wojna rysowana. Ilekroć jedno z wydawnictw odniesie - albo odniosło sukces - stwarzając jakąś postać – uruchamiało to burzę mózgów w konkurencyjnym wydawnictwie. Efektem tej walki na ołówki jest na ten przykład sam Deadpool. Jako, że tylko krowa nie zmienia poglądów, nawet ja zacząłem, może nie lubić, ale czasami sięgnę po kolejny tom przygód tego wariata, żeby się przekonać co nowego słychać u Wade’a. A kolejny tom nosi tytuł „Król Deadpool”.
Coś temu najemnikowi nie wyszło. Serio. Nie tym razem. Nowa scenarzystka nie czuje postaci, jej humor jest blady bardziej niż tyłek Morbiusa a największym plusem tej serii jest to, że mieści się w jednym tomie i ma fajne rysunki – przynajmniej do czasu. Niestety fabularnie to spory zawód.
(…)
Fabuła – nic tu nie ma ciekawego. Umarł król, niech żyje król. Owszem, zdarza się - Deadpool zabił króla, to teraz niech żyje, jako król, ale nie jest to życie, jak król. Więc się nudzi. Albo musi przetrwać, bo są tacy, jak Kraven chociażby, którzy chcą go zabić. I tak to się kręci. Ale za dużo tu gadania, z którego nic nie wynika, a za mało humoru, a ten, kiedy się pojawia, zabawny nie jest. ani inteligentny. Ba, nie jest nawet tak głupkowaty, by bawił. Jest nijaki.
Ale fajnie rysuje tu Bachalo, bo jego kreska ma klimat, ma cartoonowość i w ogóle dobrze robi. Gorzej wypada reszta. A sam tom… Dla zagorzałych fanów postaci, reszta się zawiedzie.
Kolejna postać która powstała w wyniku pisanej wojny między Marvelem a DC. Można by rzec że wojna rysowana. Ilekroć jedno z wydawnictw odniesie - albo odniosło sukces - stwarzając jakąś postać – uruchamiało to burzę mózgów w konkurencyjnym wydawnictwie. Efektem tej walki na ołówki jest na ten przykład sam Deadpool. Jako, że tylko krowa nie zmienia poglądów, nawet ja...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-08
Nowa linia, zwana dalej Marvel Fresh to dobra okazja dla czytelników, którzy dopiero teraz chcieliby rozpocząć przygodę z komiksowym uniwersum Marvela. Wszystkie serie (z wyjątkiem Thora) podejmują bowiem zupełnie nowe wątki, co oznacza, że można się nimi cieszyć w pełni od pierwszy tomów. Wielbicieli klasycznych herosów Marvela usatysfakcjonuje zaś powrót ikonicznych postaci, takich jak między innymi Steve Rogers, Tony Stark, Thor czy Bruce Banner, do swoich najbardziej znanych superbohaterskich tożsamości. I właśnie Banner wiedzie pierwsze skrzypce w tym komiksie, a raczej jego zielona osobowość. A jest to czwarty już tom serii „Nieśmiertelny Hulk”.
Ostatni tom Nieśmiertelnego Hulka do końca doprowadza bardzo fajną opowieść, która była z nami dłuższy czas. Finał to może i oczywisty, ale satysfakcjonujący, całkiem fajnie napisany i jeszcze przyjemniej zilustrowany.
(…)
Co tu dużo mówić, Ewing dał radę. Nie jest wielkim scenarzystą, często chce maskować brać głębi wielkimi i ciężkimi słowami czy plątaniną akcji, mającą ukryć prostotę całości, jeszcze częściej idzie w pseudofilozofowanie, ale jednak mimo wszystko Hulkiem dał radę i stworzył po prostu świetny komiks.
Siłą tej opowieści jest powrót do horrorowych korzeni i klimat. Dobra akcja plus widowiskowa szata graficzna składają się na coś, co bardzo szybko i przyjemnie się czyta. Wiadomo, mogło być lepiej, mogło być więcej i z prawdziwą głębią, ale jak na współczesny komiks środka było bardzo dobrze. No i fajnie.
Nowa linia, zwana dalej Marvel Fresh to dobra okazja dla czytelników, którzy dopiero teraz chcieliby rozpocząć przygodę z komiksowym uniwersum Marvela. Wszystkie serie (z wyjątkiem Thora) podejmują bowiem zupełnie nowe wątki, co oznacza, że można się nimi cieszyć w pełni od pierwszy tomów. Wielbicieli klasycznych herosów Marvela usatysfakcjonuje zaś powrót ikonicznych...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-07
Mignola – z pomocą kolegów – stworzył tu kolejny w swej karierze komiks lovecraftowy. Stare to już dzieło, sprzed ćwierć wieku, ale nadal atrakcyjne. Może nie jakoś genialnie spełnione, ale naprawdę dające radę. Komiks nosi tytuł „Jenny Finn”.
Na londyńskie doki pada blady strach, kiedy pojawiają się dziwaczne potwory i znajdowane są zwłoki ze śladami macek. Śmierć zbiera coraz większe żniwo i rodzi się pytanie: jaki związek z groźnymi i zagadkowymi zjawiskami ma tajemnicza dziewczynka, która pojawiła się znikąd? Gdy o morderstwa oskarżony zostaje niewinny człowiek, grupa Londyńczyków postanawia zorganizować seans spirytystyczny, lecz czy pozwoli on zidentyfikować zabójcę i znaleźć odpowiedzi na liczne pytania?
Fabuła prosta, choć czasem chaotyczna, bo sprawiająca wrażenie, jakby nie wszystkie motywy mogły tu dobrze wybrzmieć, to klasyczny lovecrafatowski horror. Są morskie stworzenia, są religijnie wierzenia, jest zło albo dobro, albo coś ponad tym, co schodzi między nas i… No i tak to się kręci.
Wszystko to złożone jest ze znanych i typowych zagrań i motywów. Nic odkrywczego tu nie ma, komiks czyta się w kwadrans właściwie, ale przyjemnie, nastrojowo, a fajnie wiktoriańskim klimatem i brudem. Przyjemna szata graficzna może nie jest tak super, jakby była, gdyby to Mignola ją zrobił, ale daje radę, a świetne wydanie dopełnia całości.
Więc kto Mignolę lubi, może a nawet powinien. Fajny horror. Lekki, prosty, ale trafiony.
Mignola – z pomocą kolegów – stworzył tu kolejny w swej karierze komiks lovecraftowy. Stare to już dzieło, sprzed ćwierć wieku, ale nadal atrakcyjne. Może nie jakoś genialnie spełnione, ale naprawdę dające radę. Komiks nosi tytuł „Jenny Finn”.
Na londyńskie doki pada blady strach, kiedy pojawiają się dziwaczne potwory i znajdowane są zwłoki ze śladami macek. Śmierć zbiera...
2024-02-27
Diuna w kinach, Diuna w książkach, w komiksach też jest. Co chwila mówi się o arcydziele tu i tam, szczególnie w odniesieniu do filmów, ale arcydzieło jest tylko jedno – pierwowzór Franka Herberta. Reszta to już nie to, ale nie znaczy to, że zawodzi. Bo np. ta książka, kolejna współtworzona przez syna zmarłego autora, całkiem fajna jest i dobrze dopełnia wizji klasycznej sagi.
Diuna. Piasek, kosmos, niezwykłości, zagrożenia, przygody. Science fantasy pełną gębą, przebogate połączenie wszystkiego, co niezwykłe, z baśniowością włącznie, z tym, co przyziemne – jak choćby wielka polityka. No masa jest w tym wszystkim rzeczy, elementów, gatunków. Herbert po mistrzowsku tym władał, jego syn z kolegą po fachu już mniej, ale jednak godnie podejmuje rękawicę. Więc może nie jest tak imponująco i stylistycznie też tak pięknie nie jest, ale nadal dobrze się to czyta, nadal jest w tym to coś i przede wszystkim doskonale dopełnia to wizji ojca. Okej, może nie doskonale, ale bardzo dobrze już tak. Satysfakcjonuje to wszystko, choć przede wszystkim fanów, a przy okazji cieszy, bo jednak saga sprzed wielu lat nadal ma się świetnie, nadal jest co do niej dopisać i nadal można to zrobić na poziomie.
Diuna w kinach, Diuna w książkach, w komiksach też jest. Co chwila mówi się o arcydziele tu i tam, szczególnie w odniesieniu do filmów, ale arcydzieło jest tylko jedno – pierwowzór Franka Herberta. Reszta to już nie to, ale nie znaczy to, że zawodzi. Bo np. ta książka, kolejna współtworzona przez syna zmarłego autora, całkiem fajna jest i dobrze dopełnia wizji klasycznej...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-18
W tym tomie Kaczek, jak w poprzednich, czaka na nas dużo akcji, przygód, humoru i dydaktyzmu, ale podanego w sposób łatwo przyswajalny. To popi pomysłowości i świetnego wykonania. Kaczogród od początku zachwyca i mimo iż za nami ponad 20 tomów, nie przestaje.
Świetne pomysły, świetne scenariusze, świetne rysunki i znakomite wydanie składają się na komiks, który mieć warto, a nawet trzeba. Ponadczasowa klasyka dla dużych i małych.
Kaczogród jak wiadomo, bawiąc uczy, ucząc bawi i tego konsekwentnie się trzyma. Dzieci dostają pełne przygód i humoru opowieści, w których dydaktyzm przemycony jest w nienachalny sposób, a dorośli kawał świetnej zabawy przekazującej wiele życiowych prawd.
Każdy znajduje tu zatem coś dla siebie, każdy coś innego i z wiekiem inaczej odbieranego. Jest w tym ponadczasowa magia i siła, są świetne pomysły i niesamowita jakość wykonania. Wydania zresztą też. Nic tylko kupować.
W tym tomie Kaczek, jak w poprzednich, czaka na nas dużo akcji, przygód, humoru i dydaktyzmu, ale podanego w sposób łatwo przyswajalny. To popi pomysłowości i świetnego wykonania. Kaczogród od początku zachwyca i mimo iż za nami ponad 20 tomów, nie przestaje.
Świetne pomysły, świetne scenariusze, świetne rysunki i znakomite wydanie składają się na komiks, który mieć warto,...
2024-02-18
Japończycy i komiksy na podstawie znanych filmów, komiksów, gier czy wszelkiej maści franczyz. Temat znany i pewnie przez wielu lubiany. Teraz taką mangową wersję dostajemy w przypadku „Cruelli" no i wychodzi ona lepiej, niż film, który był dla niej podstawą.
Obdarzona talentem Estella, marzy o zostaniu projektantką, jednak zdaje się jakby wszystko poprzysięgło, że nie będzie to dla niej łatwa droga. Jednak upór i determinacja, mogą pomóc w zostaniu sławną ikoną mody, a po czasie nastąpi zmiana w okrutną Cruellę, która znamy i nie kochamy
Co tu wychodzi lepiej? Fabuła w zasadzie znana, bo ta sama, ale jednak wykonanie sprawia, że fajnie się to czyta. Komiks skrojony został z tych samych materiałów, ale z większą lekkością, rozrywkowością, a zarazem i klimatem. I jakoś tak w tej wersji wszystko to ma w sobie więcej siły, jakby samo przelanie na papier i pozwolenie by czytelnik decydował o tempie dodało opowieści coś od siebie. No i graficznie jest bardzo ładnie. I ta grafika działa i robi robotę. Jest tu na co popatrzeć, fajnie pasuje to do opowieści i jej wymogów i zapewnia miłe wrażenia wizualne. Plus mamy jeszcze ładne wydanie. Warto.
Japończycy i komiksy na podstawie znanych filmów, komiksów, gier czy wszelkiej maści franczyz. Temat znany i pewnie przez wielu lubiany. Teraz taką mangową wersję dostajemy w przypadku „Cruelli" no i wychodzi ona lepiej, niż film, który był dla niej podstawą.
Obdarzona talentem Estella, marzy o zostaniu projektantką, jednak zdaje się jakby wszystko poprzysięgło, że nie...
2024-02-12
Cytując „klasyka, możemy się dowiedzieć, że:
Wolverine „narodził się” w 1974 roku, chociaż data jego urodzin to końcówka XIX wieku. Takie zagmatwanie, to tylko w komiksach. Wolverine jest mutantem, którego cechuje zdolność szybkiej regeneracji uszkodzonych tkanek ciała i kostne pazury chowane w przedramionach obu rąk (później jego szkielet i szpony zostały zespolone z adamantium). A adamantium, to z kolei materiał praktycznie niezniszczalny, wymyślony aby wytłumaczyć niektóre niezwykłe cechy bohaterów ze stajni Marvela. Ale to na marginesie. A wracając do naszego bohatera, którego możemy nazywać również Rosomakiem, a także Loganem – trzeba także wspomnieć, że należy on, albo należał do X- Menów. Czyli bandy mutantów, która myślała że jest lepsza od innych. Jak nie lubię komiksów, to xmeni doprowadzają mnie do białej gorączki. Być może to zasługa doskonałości tego dzieła? Raczej wątpię. A sam Wolverine należy do grupy moich ulubionych bohaterów z Kapitanem Ameryką i Spider – Menem na czele.
Niby się mówi, że to taki słaby komiks o Rosmaku, niby taki przeciętniak i w ogóle, a jednak okazuje się, że całkiem fajne jest to wszystko. wiadomo, nie jest to jakiś komiks szczególnie wysokich lotów, ale ma fajny klimat, nieźle i szybko się go czyta i przyjemnie wygląda.
Cóż, komiks ten dość typowa robota. Rozrywkowa historia środka, gdzie dzieje się sporo, szybko i… wiadomo, wtórnie, ale jednak dość przyjemnie. Nie ma tu wielkiego pomysłu, to dodatek do większej historii, acz samodzielny – i zarazem początek większej serii, której ciągu dalszego najwyraźniej nie dostaniemy, bo wydawca oferuje nam ten album jako one-shota – i mający całkiem porządne wykonanie. Szczególnie graficznie, bo ładnie to to wygląda, klimatycznie i z fajnym, nastrojowym kolorem wszystko wykończone. Kubert radzi sobie świetnie, jak zawsze, a wspierający go kolega może i mocno inspiruje się Gregiem Capullo, ale całkiem spoko to wypada.
Więc kto lubi, może brać. Nic wybitnego, ale rozrywka nie najgorsza. I całkiem do rzeczy komiks środka.
Cytując „klasyka, możemy się dowiedzieć, że:
Wolverine „narodził się” w 1974 roku, chociaż data jego urodzin to końcówka XIX wieku. Takie zagmatwanie, to tylko w komiksach. Wolverine jest mutantem, którego cechuje zdolność szybkiej regeneracji uszkodzonych tkanek ciała i kostne pazury chowane w przedramionach obu rąk (później jego szkielet i szpony zostały zespolone z...
2024-02-12
Batman w wykonaniu Williamsona. Czyli kolejny popis jego bylejakości w komiksie. Pisząc Flasha nie zachwycił ani razu, pisząc ostatnio eventy pokazuje, że w sumie niewiele z nich wynika i właściwie nie ma za wiele co czytać. I tak samo jest tu - niby opowieść jakaś, niby akcja, ale w ostatecznym rozrachunku dochodzimy do wniosków, że śmiało można było sobie to darować, bo nic byśmy nie stracili.
Co tu dużo mówić, komiks ten stawia na akcję. I w zasadzie tyle. Niby coś chce tam wprowadzić, ale niewiele z tego wynika, a tym bardziej nic istotnego. Dzieje się tu sporo, sporo bohaterów i na tym koniec. Wielki plus dla wydawcy, że puścił to na raz w jednym grubym tomie, bo dzięki temu możemy pochłonąć całość na raz. Co dobrze wychodzi też albumowi, bo ta historia nieco się rozkręca w drugiej połowie, więc gdyby to wydać w dwóch czy trzech tomach, chyba mało kto skusił by się na kolejne opowieści i nie doczytał tego, co jest lepsze. Acz lepsze niewiele.
Za to graficznie całkiem fajnie to wypada. Ale to trochę za mało, byśmy poczuli prawdziwą przyjemność z lektury. Więc polecić można tylko zagorzałym fanom, którzy albo muszą wszystko, co z Batmanem, albo wszystko, co w ten czy inny sposób ma znaczenia dla eventów dziejących się obecnie w wydawnictwie.
Batman w wykonaniu Williamsona. Czyli kolejny popis jego bylejakości w komiksie. Pisząc Flasha nie zachwycił ani razu, pisząc ostatnio eventy pokazuje, że w sumie niewiele z nich wynika i właściwie nie ma za wiele co czytać. I tak samo jest tu - niby opowieść jakaś, niby akcja, ale w ostatecznym rozrachunku dochodzimy do wniosków, że śmiało można było sobie to darować, bo...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-12
I kolejny Superman Tylora pojawił się na rynku. Spoko, seria coś tam wnosi, coś odświeża, ale po pierwszym tomie, po który sięgnąłem głównie jako po ciekawostkę, przekonuję się, że właśnie bardziej ciekawostką jest to wszystko, niż czymś, co naprawdę chciałoby się poznać.
Pamiętacie komiksy z Supermanem z DC Odrodzenie? Nie były to wielkie ani pomysłowe opowieści, ale twórcy postarali się, by zagrywając starymi kartami, zaserwować nam coś, co naprawdę fajnie wchodzi nowym czytelnikom, i starym, sentymentalnym wyjadaczom komiksowego chleba. Tu Tylor idzie w swoją stronę i okazuje się, że jednak pomysł, który na to miał, choć lepszy niż to, co mamy w serii o dorosłym Supermanie, na niedługo starcza.
Są tacy, których to zachwyci, ale dla mnie postacie Tylora są jakieś proste. Akcja niby fajna, ale próbuje udawać, że jest czymś więcej, niż tylko rozrywką i to, że udaje to się czuje. Nie idzie w stricte rozrywkowym kierunku, przez co akcja nieco cierpi i nie ma tego wymiaru dobrej zabawy, jakiego oczekiwałem, a próby skupienia się na postaciach, ich charakterach i relacjach okazują się dość płaskie i nie ciekawią za bardzo. Rysunkowo jest fajnie, lepiej niż fabularnie, ale jako całość to kolejny komiks dla zagorzałych fanów postaci.
I kolejny Superman Tylora pojawił się na rynku. Spoko, seria coś tam wnosi, coś odświeża, ale po pierwszym tomie, po który sięgnąłem głównie jako po ciekawostkę, przekonuję się, że właśnie bardziej ciekawostką jest to wszystko, niż czymś, co naprawdę chciałoby się poznać.
Pamiętacie komiksy z Supermanem z DC Odrodzenie? Nie były to wielkie ani pomysłowe opowieści, ale...
2024-01-25
Chyba każdy, kto pisze horrory, musi zmierzyć się w końcu z pewnymi klasycznymi schematami i motywami. Opowieść o duchach, wampirach, nawiedzonym domu… długo można by wymieniać. A i z takimi bardziej współczesnymi legendami, jak serial „Z archiwum X” niejeden chciałby się zmierzyć. I Masterton się zmierzył w tej serii z bardzo fajnym skutkiem.
Więc tak: „Archiwum X” to był seria, który łączył w sobie jedną, wielką fabułę i tych samych bohaterów, z samodzielnymi odcinkami. I tak trochę jest w tej serii. może nie ma tu jednej, wielkiej fabuły ciągniętej z tomu na tom, ale wciąż to opowieść o tych samych bohaterach i ich losy, a zmienia za każdym razem wyzwanie. No i fajnie jest. horror, fantastyka, thriller, kryminał. Klimat, akcja, dobra zabawa. Rozrywka, ale na poziomie, jaki rzadko się zdarza. King od lat nie potrafi pisać już tak, jak kiedyś, Masterton jednak wciąż zachowuje poziom. Kto horrory lubi, poznać powinien.
Chyba każdy, kto pisze horrory, musi zmierzyć się w końcu z pewnymi klasycznymi schematami i motywami. Opowieść o duchach, wampirach, nawiedzonym domu… długo można by wymieniać. A i z takimi bardziej współczesnymi legendami, jak serial „Z archiwum X” niejeden chciałby się zmierzyć. I Masterton się zmierzył w tej serii z bardzo fajnym skutkiem.
Więc tak: „Archiwum X” to był...
2024-01-22
Kolejny tom Wehikułu Czasu to kolejny klasyk, który znać warto. Świetna książka, z pomysłem, ze znakomitym stylem. Inteligentna i dobrze osadzona w naukowych odarciach i faktach. Ot kolejna, która znać warto. Nosi ona tytuł „Czarna chmura”.
Fajny pomysł na kataklizm, świetne wykonanie i mocne osadzenie wszystkiego w naukowym aspekcie daje nam książkę, którą po prostu świetnie się czyta. Z emocjami, z ciekawością, z napięciem. Niby to wszystko znamy, oto do ziemi zbliża się wielki kataklizm i naukowcy chcą coś temu zaradzić, ale jednak tu jest to lepiej wykonane. To nie film Michaela Baya, choć epicko też w pewnym sensie bywa, a świetna książka, jakiej nie brak ambicji. Dlatego polecam z czystym sercem. Zabawa na poziomie, ale i po prostu dobra literatura dla ambitniejszych czytelników. Krótka, acz treściwa.
Kolejny tom Wehikułu Czasu to kolejny klasyk, który znać warto. Świetna książka, z pomysłem, ze znakomitym stylem. Inteligentna i dobrze osadzona w naukowych odarciach i faktach. Ot kolejna, która znać warto. Nosi ona tytuł „Czarna chmura”.
Fajny pomysł na kataklizm, świetne wykonanie i mocne osadzenie wszystkiego w naukowym aspekcie daje nam książkę, którą po prostu...
2023-12-26
Są tematy, które nigdy się nie nudzą. I są tematy, które poruszać będzie się zawsze żeby przestrzec przed podobnymi rzeczami w przyszłości. Oczywiście przy okazji często są to jednocześnie tematy, które pokazują ciemną stronę ludzi, bo ta zawsze fascynuje nas najbardziej. No i wszystkie te cechy łączy w sobie niniejsza książka, która dla fanów tematyki drugiej wojny światowej i postaci Hitlera będzie kolejnym, absolutnie wartym przeczytania tomem.
Adolf Hitler jest jedną z najczęściej opisywanych postaci w historii, a mimo to wiele najważniejszych informacji o nim jest przekłamanych. Nowa biografia przywódcy Trzeciej Rzeszy, autorstwa Brendana Simmsa, w pełni wyjaśnia przekonania Führera, pokazując, że to idee są głównym źródłem jego najbardziej morderczych zachowań.
Czerpiąc z najaktualniejszych źródeł, Brendan Simms prześledził czynniki kształtujące Hitlera, który Stany Zjednoczone i Imperium Brytyjskie obrał jako model dla niemieckiego imperium, podobnie opartego na zawłaszczaniu ziemi, rasizmie i przemocy. Celem Hitlera było stworzenie analogicznej globalnej przyszłości dla Niemiec – kraju, który w przeciwnym razie wydawał mu się skazany nie tylko na nieistotność, ale poprzez emigrację i obce wpływy na zagładę. Ostatecznie osiągnięcie celu mogła zapewnić Hitlerowi jedynie dominacja nad światem, a do jego pokonania potrzebna była nieomal ogólnoświatowa koalicja.
Zacznijmy od tego, że książka swoje kosztuje, ale ceny jest warta. Brendan Simms wziął i zrobił kawał dobrej, rzetelnej roboty. Wszystko, co tu mamy to dogłębny historyczny research ukazujący nam kształtowanie się nazistowskiej władzy i Hitlera, który na niemal tysiącu stronach przedstawia nam wszystko najdokładniej i najdogłębniej, jak się da, bez jednoczesnego zanudzania nas na śmierć suchymi faktami.
„Hitler” Simmsa to biografia, ale i historyczne opracowanie ze zdecydowanie szerszym kontekstem. Świetnie napisane, bogato ilustrowane i pięknie wydane, dla fanów tematu jest czymś, co poznać powinni koniecznie. Nic więcej dodawać nie trzeba – dzieło doskonale broni się samo.
Są tematy, które nigdy się nie nudzą. I są tematy, które poruszać będzie się zawsze żeby przestrzec przed podobnymi rzeczami w przyszłości. Oczywiście przy okazji często są to jednocześnie tematy, które pokazują ciemną stronę ludzi, bo ta zawsze fascynuje nas najbardziej. No i wszystkie te cechy łączy w sobie niniejsza książka, która dla fanów tematyki drugiej wojny...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-24
2023-11-22
2023-11-13
Król w czerni to zarazem samodzielny, duży event, który możecie czytać bez znajomości poprzednich tomów serii „Venom” – ale nie ma po co, bo jednak lepiej znać całość- - i 2witne zwieńczenie świetnej serii. I jest na co popatrzeć.
O komiksie możemy przeczytać, że:
Mroczny bóg Knull dotarł na Ziemię, ale… nie jest sam. Towarzyszy mu horda smoczych symbiontów! Venom dobrze wie, do czego są zdolne te stwory, i choć ma wsparcie najpotężniejszych ziemskich bohaterów, starcie z wszechmocnym bogiem pustki i jego straszliwymi sługami może go kosztować więcej, niż jest gotów zapłacić. Czy mimo to uda mu się obalić króla w czerni i ocalić swojego syna?
Event. Wielkie komiksowe wydarzenie. No i epicko jest, dynamicznie, widowiskowo… Akcja goni akcję, wszystko co prawda skupia się na Venomie, ale obejmuje cały świat i wszystkich bohaterów i chociaż bez dodatkowych zeszytów trochę szybko to leci, nadal świetnie się czyta. Więc sporo się tu zmienia dla uniwersum, ale więcej dla postaci. I fajnie. To takie pożegnanie z Eddiem, ale i po prosty fajny akcyjniak. Świetnie zilustrowany, ładnie wydany… Śmiało bierzcie i czytajcie, bo warto.
Król w czerni to zarazem samodzielny, duży event, który możecie czytać bez znajomości poprzednich tomów serii „Venom” – ale nie ma po co, bo jednak lepiej znać całość- - i 2witne zwieńczenie świetnej serii. I jest na co popatrzeć.
O komiksie możemy przeczytać, że:
Mroczny bóg Knull dotarł na Ziemię, ale… nie jest sam. Towarzyszy mu horda smoczych symbiontów! Venom dobrze...
Un Ordinary. Powieść graficzna. Taka kolejna próba przeniesienia mangowych schematów na grunt komiksów z innych krajów. Francuzi robią to od lat, z całkiem fajnym skutkiem w postaci french mang, Amerykanom lepiej zawsze wychodziło inspirowanie się elementami, a nie kopiowanie na całego. A ten komiks to takie kopiowanie właśnie. Dōjinshi właściwie, bo jak inaczej to nazwać? Chyba, że komiksowym odpowiednikiem Animesque. Więc taka kopia, takie udawanie, całkiem znośne dla czytelników w wieku kilkunastu lat, do których jest kierowane, ale nic to odkrywczego czy wartego polecenia szerszemu gronu czytelników.
Jak widać po opisie – a widzą to ci, którzy choć trochę komiksem się interesują – wszystko tu jest skądś czerpane. Schemat szkoły i tajemnic to po prostu typowa manga szkolnego życia, okruchów życia – w Japonii znajdziemy tam wszystko, od komedii romantycznych i dramatów, przez historie o dziewczynach w świecie postapo, które zmagając się z zombie próbują wieść normalne życie, po cykle poświęcone dzieciakom spotykającym szkolnego ducha albo wmieszanych w mordercze walki czy rozgrywki. W amerykańskim komiksie dobrze udało się to raz – w „Deadly Class”. Tu jest jak w typowym dziele zrobionym przez fana – odtworzone to, co fan lubi, ale jakoś tak bez inwencji własnej.
No ale fanką właśnie jest Uru-chan, czyli Chelsey Han, która ten komiks od lat wrzuca w sieci na Webtoon. No i tu przeniesiono to na papier i tak sobie leci. Teen drama pełną gębą, podlana fantastyką, która jakoś tak ze „Zmierzchem” i tym podobnymi się kojarzy, z szatą graficzną, gdzie wszystko jest piękne i kolorowe, ale w większości dość płaskie (takie w pełni kolorowe wydanie, mało mangowe, kojarzy mi się nieco z „ReLIFE”, ale to jednak w ogóle nie ten poziom, nawet nie zbliżony). Ot komiks dla młodzieży, lekki, prosty, niewymagający. Ale nikt poza grupą docelową nie znajdzie tu wiele dla siebie. Nie mówię nie, ale nie wiem czy sięgnę po kolejną część. Choć samo wydanie należy pochwalić, bo wydawca się postarał. Grafiki, torba na książki i inne prezenty czynią ten komiks atrakcyjniejszym.
Un Ordinary. Powieść graficzna. Taka kolejna próba przeniesienia mangowych schematów na grunt komiksów z innych krajów. Francuzi robią to od lat, z całkiem fajnym skutkiem w postaci french mang, Amerykanom lepiej zawsze wychodziło inspirowanie się elementami, a nie kopiowanie na całego. A ten komiks to takie kopiowanie właśnie. Dōjinshi właściwie, bo jak inaczej to nazwać?...
więcej Pokaż mimo to