Carl Barks (ur. 27 marca 1901 w Merrill, Oregon, zm. 25 sierpnia 2000 w Grants Pass, Oregon) – amerykański scenarzysta, grafik i animator, autor disnejowskich komiksów z "kaczymi" bohaterami, twórca takich postaci jak Sknerus McKwacz, Bracia Be, Diodak czy Goguś Kwabotyn, "założyciel" miasta Kaczogród oraz organizacji Młodych Skautów. Will Eisner określił go mianem "Andersena komiksów"[1].http://pl.wikipedia.org/wiki/Carl_Barks
Po katordze jakimi były dla mnie "Pamiętniczki Daisy", cieszę się, że Barks w latach '61-'62 wrócił do tego, co robi najlepiej - opowieści przygodowych i podróżniczych. Debiutuje też Magika, od razu próbując zwinąć pierwszą dziesięciocentówkę Sknerusa.
Kaczory odwiedzą tereny dawnej Persji, Alaskę i wzgórza Wezuwiusza zanurkują w morzach, a nawet udadzą się na tajemniczą planetę, która nagle pojawiła się nad Kaczogrodem.
W zasadzie nie ma w tym tomie złej historii - nawet ta jedna jedyna z gatunku "Daisy organizuje imprezę" jest zaskakująco dobra.
Możliwe, że nostalgia nieco naciąga ocenę - ponownie pojawiają się opowieści, które pamiętam z dzieciństwa - ale mogę śmiało powiedzieć, że to najlepszy tom kaczych przygód od dłuższego czasu.
Im później w twórczość Barksa, tym mniej historii które pamiętam z dzieciństwa. Z jednej strony szkoda, bo brakuje trochę tego efektu nostalgii. Z drugiej spoko, bo mogę uzupełnić braki.
Niestety, komiksy z początku lat '60 wypadają raczej średnio. Mało tu tego co najlepsze, czyli długich opowieści przygodowych, za to masa głupiutkich 'pamiętniczków Daisy' i sielanek z życia farmy Babci Kaczki.
Na plus wychodzą na szczęście historie o szalonych wynalazkach Diodaka, zwłaszcza "Nowy Wspaniały Kaczogród". W erze coraz większej automatyzacji, smart-wszystkiego i generatywnej AI tworzącej - jak mawiał klasyk - kopie kopii (nie wspominając już o klepaniu recenzji dla książkowych influencerów),to znudzenie ciągłym ułatwianiem życia i tęsknota za robieniem czegoś samodzielnie uderza jak chyba nigdy wcześniej. Tylko za tą historię należy się oczko w górę.