-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński2
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać311
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
Biblioteczka
2012-05-23
2012-06-01
Londyn, lata 20. XX wieku. Trzydziestoletnia Grace Rutherford, felietonistka, która w swoich utworach opisuje życie West Endu. W swoich felietonach opisuje życie "kobiety nowoczesnej". Na co dzień zajmuje się swoją rodziną: matką, siostrą i jej dwójką dzieci. Całe życie rodzinę stawiała na pierwszym miejscu, jednak po pewnym czasie zrozumie, że ona też może oczekiwać coś od losu. Że musi zająć się też swoim życiem. Podczas jednych ze swoich wypadów, w klubie poznaje tajemniczego Amerykanina. Pierwszą randkę z Diabłem, jak nazywa mężczyznę w swoich felietonach, przerywa im zagadkowy gość, jak się później okaże sąsiad Grace. Co łączy tych dwóch mężczyzn? Jaką przeszłość skrywają? Czy Diabeł to właściwy mężczyzna dla Grace? Czy tak jak jest napisane na okładce wydania „będzie w stanie odróżnić zwykłą błyskotkę od prawdziwego diamentu”?
Cała książka jest podzielona na trzy części. Przed każdym kolejnym rozdziałem można przeczytać felieton Grace z danego tygodnia. Są także rozdziały o przeszłości bohaterki, co daje możliwość lepszego zapoznania się z jej obecną sytuacją. Mamy pełen wgląd na jej życie, ale mniej na uczucia, bo stykamy się tutaj z narracją trzecioosobową, więc nie możemy dobrze tego wszystkiego odczuwać, jak przy narracji pierwszoosobowej.
Jest to moja druga książka z serii "Otwarte dla Ciebie" wydawnictwa Otwarte i uważam, że jest o wiele lepsza od poprzedniczki („Włoska tajemnica”). Może, dlatego, że wszystko dzieje się w moim ukochanym Londynie? Pewnie tak, ale to tylko tło. Historia napisana przez Annę Davis jest o wiele ciekawsza. Wiadomo, jak to w romansach bywa jest dany schemat kobieta i dwóch mężczyzn. Kogo, więc wybierze?
„W blask diamentów” to nie literatura najwyższych lotów, ale dobra odskocznia od cięższych lektur i od problemów życia codziennego. Lekki styl autorki sprawia, że książkę czyta się łatwo i szybko. Nawet nie wiadomo, kiedy już przewraca się ostatnie strony powieści. Książkę polecam na pewno miłośnikom romansów, ale także tym, którzy poszukują łatwego, niezobowiązującego czytadła. A londyński klimat lat dwudziestych, po prostu robi wrażenie.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/2012/06/w-blasku-diamentow-anna-davis.html
Londyn, lata 20. XX wieku. Trzydziestoletnia Grace Rutherford, felietonistka, która w swoich utworach opisuje życie West Endu. W swoich felietonach opisuje życie "kobiety nowoczesnej". Na co dzień zajmuje się swoją rodziną: matką, siostrą i jej dwójką dzieci. Całe życie rodzinę stawiała na pierwszym miejscu, jednak po pewnym czasie zrozumie, że ona też może oczekiwać coś od...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-06-28
http://szeptksiazek.blogspot.com/2012/06/swiat-wedug-vanessy-katarzyna-majgier.html
http://szeptksiazek.blogspot.com/2012/06/swiat-wedug-vanessy-katarzyna-majgier.html
Pokaż mimo to2012-01-26
"Zła miłość" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Aleksandra Sowy. Zastanawiam się czy to dobry wybór na początek, ponieważ słyszałam pozytywniejsze opinie o innych książkach tego autora. Jak na taką ilość stron czytałam ją dosyć długo. Kilkakrotnie musiałam powracać do zdania, które wcześniej czytałam.
Narracja jest niby prowadzona z perspektywy małej, sześcioletniej dziewczynki. Patrząc na zasób słownictwa, którego używa jestem w stanie skłonić się, co do tego, że jest prowadzona bardziej przez tą dorosłą osobę, aniżeli przez tak małą osóbkę. Większość słów, które wypowiadała moim zdaniem nie zna przeciętna dziewczynka w tym wieku. Autor próbował to nadrobić dodając w niektórych miejscach wyrazy, albo częste pytania, które wypowiadają dzieci. Ale irytowało mnie także to, że odpowiadając na pytanie zaczynała już kolejną część swojego snu, nawet nie wiadomo kiedy.
Książka tak jak jest napisane na okładce jest historią o nadziei, miłości i przeznaczeniu. Jest wiele cytatów, które mi się podoba i które na pewno gdzieś sobie zapiszę. Pomysł jest niebanalny, ale przelanie tego na papier trochę pogmatwane. Utwór ten był często porównywany z „Małym Księciem”, którego nie czytałam, ale postaram się to w najbliższym czasie nadrobić. Wtedy o to przekonam się czy te pozycje są do siebie tak podobne.
Po twórczość tego pana na pewno jeszcze sięgnę, gdyż czytałam pozytywną opinię o innej pozycji. A czy "Złą miłość" polecam? Nie wiem, jeśli ktoś będzie chciał to przeczyta. Ale moim, skromnym zdaniem są o wiele lepsze książki do przeczytania, które z czystym sercem mogę polecić.
___
http://szeptksiazek.blogspot.com/
"Zła miłość" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Aleksandra Sowy. Zastanawiam się czy to dobry wybór na początek, ponieważ słyszałam pozytywniejsze opinie o innych książkach tego autora. Jak na taką ilość stron czytałam ją dosyć długo. Kilkakrotnie musiałam powracać do zdania, które wcześniej czytałam.
Narracja jest niby prowadzona z perspektywy małej, sześcioletniej...
2012-04-26
O „Africanusie” czytałam wiele pozytywnych recenzji, więc bardzo się ucieszyłam, kiedy miałam możliwość otrzymania jej do recenzji. Jest to moja pierwsza książka historyczna. Kiedy wreszcie do mnie doszło, że to jest właśnie książka z tego gatunku, miałam pewne obawy, bo nie wiedziałam czy sprostam językowi i tym podobnym sprawom, ale mogę jedynie powiedzieć, że były one bezpodstawne.
Jest 235 rok p.n.e. Konsulowi Publiuszowi Korneliuszowi Scypionowi rodzi się pierworodny syn po swoim ojcu Publiusz Korneliusz Scypion, który będzie wychowywany zgodnie z rzymskimi tradycjami i z panującą tam wiarą. Nauka historii, greki czy sztuki wojskowej będzie przychodziła mu z łatwością. Odważny, honorowy i zaprawiony w bojach syn konsula pokaże swoje możliwości na niejednej z bitw toczonych podczas długoletniej wojny przeciwko kartagińskim wojskom Hannibala.
Pewnie większość z was uczyło się o wojnach punickich na historii. I ja nie jestem wyjątkiem. W pewnym momencie aż musiałam poszukać i sprawdzić mojego starego zeszytu, bo coś mi świtało w głowie, ale nie byłam pewna czy to jest to samo. I nie myliłam się. W pierwszej klasie gimnazjum miałam kilka lekcji na ten temat. Jednak książka to nie to samo. W moim przypadku jest o wiele ciekawsza od wykładów nauczyciela. Bo wiadomo jak to jest na lekcji… Rozmowy, zamieszanie, czasami uciszanie klasy, a wszystkiego też nie zdąży się powiedzieć podczas tych niecałych czterdziestu pięciu minut.
„Africanus” wciągnął mnie od pierwszych stron. Łatwy, lekki język, którym posługiwał się autor, a także przypisy od tłumacza sprawiały, że książkę czytało się w zastraszająco szybkim tempie i bez żadnych trudności, a obce wyrazy związane z religią, wojskiem czy wieloma innymi rzeczami są dokładnie wyjaśnione w słowniczku, który znajduje się w „Dodatkach” na końcu książki. W tychże „Dodatkach” znajdziemy także Drzewo genealogiczne Scypionów, najwyższe dowództwo kartagińskie, listę konsulów Rzymu czy mapy z okresu, na którym skupił się autor. A „Dramatis personae”, które zamieszczone jest na początku wydania pozwala poznać wszystkich ważniejszych bohaterów, z którymi spotkamy się podczas lektury.
„Africanus. Syn konsula” autorstwa Santiago Posteguillo to naprawdę świetna książka, która mnie przekonała do powieści historycznych. Autor w bardzo ciekawy sposób pokazał nam obrzędy religijne, rządy, jakie panowały w tych czasach, relacje rodzinne, a także różnorodne strategie i w sposób, w jaki działało wojsko rzymskie jak i kartagińskie. Polecam ją wszystkim tym, którzy interesują się historią i tym, którzy się nią nie interesują, bo może ta książka zainteresuje was bardziej niż nudne lekcje, z którymi stykamy się w szkole A ja już z niecierpliwością czekam na kolejne części tej trylogii.
[Recenzja pochodzi z: http://szeptksiazek.blogspot.com/]
O „Africanusie” czytałam wiele pozytywnych recenzji, więc bardzo się ucieszyłam, kiedy miałam możliwość otrzymania jej do recenzji. Jest to moja pierwsza książka historyczna. Kiedy wreszcie do mnie doszło, że to jest właśnie książka z tego gatunku, miałam pewne obawy, bo nie wiedziałam czy sprostam językowi i tym podobnym sprawom, ale mogę jedynie powiedzieć, że były one...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-01-03
"Chłopiec Lew. Pościg" to druga część serii o chłopcu znającym mowę kotów. Charlie Ashanti mimo młodego wieku przeżył bardzo wiele. Porwali jego rodziców, uciekł z rąk złego Rafeigo, pracował w cyrku, z którego później uciekł razem z lwami, zaprzjaźnił się z bułgarskim królem Borysem,... Mogłabym tak jeszcze trochę wymieniać. Książka jak widać jest pełna akcji i przy tym zaskakuje. Zaskoczyło mnie to kim okazała się Mabel. Książka bardzo mi się podobała, tak jak pierwsza część nie jest to literatura najwyższych lotów, ale miło spędziłam czas czytając ją.
"Chłopiec Lew. Pościg" to druga część serii o chłopcu znającym mowę kotów. Charlie Ashanti mimo młodego wieku przeżył bardzo wiele. Porwali jego rodziców, uciekł z rąk złego Rafeigo, pracował w cyrku, z którego później uciekł razem z lwami, zaprzjaźnił się z bułgarskim królem Borysem,... Mogłabym tak jeszcze trochę wymieniać. Książka jak widać jest pełna akcji i przy tym...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-02-14
Gdy leżałam w łóżku i kończyłam „Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet” już się zastanawiałam, po jaką książkę sięgnę po tej. Czekało na mnie dużo pozycji, które musiałam przeczytać w pierwszej kolejności z tej bezradności spytałam się na forum, jaką teraz to powinnam czytać. Jedna z użytkowniczek poleciła mnie, abym zaczęła „Cień wiatru”, a ponieważ będąc chora, miałam więcej czasu na czytanie, a co za tym idzie na wciągnięciu się w fabułę.
„...ten, kto kocha naprawdę, kocha w milczeniu, uczynkiem, a nie słowami.”
„Cień wiatru” jest to książka o przyjaźni, miłości, dążeniu do celu, przywiązaniu i roli książki w życiu człowieka. Ja tak to odbieram. Pewnego ranka ojciec postanawia pokazać swojemu dziesięcioletniemu snowi pewne, tajemnicze miejsce, do którego dostęp mają nieliczni. Jest to Cmentarz Zapomnianych Książek. Miejsce, do którego pewnie nie jedno z nas, książkowych moli chciałoby trafić. I o to wtedy ojciec pozwala wybrać jedną książkę swojemu synkowi. Pośród labiryntu półek uginających się pod ciężarem książek, o to ów chłopiec wybiera jedną powieść. Po tym w domu zagłębia się w świat magii stworzony przez nie jakiego Juliana Caraxa. I od momentu przeczytania książki pragnie dowiedzieć się, co nieco o tym świetnym pisarzu, lecz o dziwo nawet jego własny ojciec nie słyszał nic o tej postaci. I od tego wszystko się zaczyna…
„Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to co, już masz w sobie.”
Narracja jest pierwszoosobowa i prowadzona w czasie przeszłym.
Głównym bohaterem jest Daniel Sempere, ów dziesięcioletni chłopiec, który zatopił się w dziele znalezionym na Cmentarzu. Niekiedy możemy się spotkać z historią Juliana Caraxa jak i innych bohaterów powieści. Jest napisana łatwym językiem, dlatego czyta się ją bardzo szybko, ale trzeba także znaleźć czas na przemyślenia, bowiem nie jest to zwykła opowiastka o człowieku, który szuka jakiegoś tam człowieka. "Cień wiatru" jest bogaty w wiele cytatów, przesłań co jest ważne w życiu człowieka.
„Istniejemy póki ktoś o nas pamięta.”
Książka według mnie jest arcydziełem. Czegoś takiego potrzebowałam. Faktem jest, że dosyć długo czytałam tę książkę, ale to raczej z własnych pobudek, aniżeli z winy tego, że książka była nudna czy mnie nie zachwycała. Nigdy nie powiem, że ta pozycja mną nie poruszyła, a wręcz przeciwnie. Nie mogłam nadziwić się tym jaką powieść nam zaserwował pan Carlos. Tu jest wszystko od miłości i przyjaźni po nienawiść. Odczuwałam przy niej wiele emocji, ale najczęstszym było u mnie jak już wspomniałam zdziwienie. To jak manipulował mną autor przy kolejnych rozwiązaniach zagadki, ale na końcu oczywiście okazało się zupełnie, co innego niż się spodziewałam. Można powiedzieć, że lepszej książki nie czytałam z gatunku, który nie jest fantastyką. Polecam ją wszystkim. Tym, którzy czytają fantastykę, thrillery, horrory, kryminały czy jeszcze innym. Każdy znajdzie tu coś dla siebie wątek miłosny, zagadkę do rozwiązania niczym z powieści detektywistycznej, czy też bezgraniczną przyjaźń w dosłownym znaczeniu. Do tej pozycji pewnie jeszcze wrócę, bo jest tego naprawdę warta i „Cień wiatru” na pewno nie jest moją ostatnią książką tego autora.
___
http://szeptksiazek.blogspot.com/
Gdy leżałam w łóżku i kończyłam „Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet” już się zastanawiałam, po jaką książkę sięgnę po tej. Czekało na mnie dużo pozycji, które musiałam przeczytać w pierwszej kolejności z tej bezradności spytałam się na forum, jaką teraz to powinnam czytać. Jedna z użytkowniczek poleciła mnie, abym zaczęła „Cień wiatru”, a ponieważ będąc chora, miałam więcej...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-02-28
Tak naprawdę „Gdy nadejdzie czas” nie miałam przeczytać teraz, ponieważ mam wiele innych książek do przeczytania, bo terminy w bibliotece gonią, ale coś mnie do tej książki przyciągało… Miałam nadzieję na ciekawą młodzieżówkę. Czy nie zawiodłam się na niej i było jeszcze lepiej niż sobie wyobrażałam?
Sara to piękna i bystra dziewczyna. Od kiedy Dave poprosił ją o numer nie może przestać o nim myśleć. Tobey to inteligentny chłopak, który jednak pokazuje się, na co dzień z zupełnie innej strony. Chce pokazać się, jako gwiazda i „leser” jak to sam o sobie stwierdza. Jednak to się zmienia, kiedy zaczyna czuć coś do swojej znajomej ze szkoły. Wie, że ona ma chłopaka i jest w nim szaleńczo zakochana, ale nie poddaje się. Czy Sara tak naprawdę jest zakochana w swoim chłopaku? Czy jednak pisany jest jej inny chłopak? A może jest to miłość na całe życie, a Toby nie potrzebnie zawraca sobie nią głowę?
Książka prowadzona jest z dwóch punktów widzenia – Sary i Tobey’a. Jest to moim zdaniem dobre wyjście z sytuacji, bo możemy zapoznać się z odczuciami i myślami tych dwóch bohaterów. Plusem jest jeszcze na pewno to, że nie mogłam oderwać się od książki i zamiast zabrać się do nauki, wgłębiałam coraz bardziej w świat życia tych nastolatków. Co prawda na początku miałam ochotę odłożyć tę książkę, ale jednak przebolałam i dobrze, nie żałuję. Jednak minusy także są. A jest nim na pewno jeden. Jak dla mnie za dużo seksu. Co chwilę o tym jak nie rozmawiali to myślel. Toż to szału od tego można było dostać. Rozumiem i zdaję sobie z tego sprawę, że osiemnastolatki pewnie o tym myślą, nie wiem, bo jeszcze ten wiek jest przede mną, ale ileż można wysłuchiwać ciągle o tym samym? Kto tak, a kto nie, kiedy to wreszcie nadjedzie i jak było, … i tak w kółko. Jeśli chodzi o literówki to znalazłam tylko jedną, a więc nie było tak źle. Język czasami trochę taki nieporadny stylowo, nawet, jeśli miało to przypominać slang czy słownictwo, jakim posługują się nastolatki, ale to także można przeboleć.
Lektura pomimo tak dużego minusa podobała mi się. Nie jest to może romans wszechczasów, ale dobre czytadło na jeden czy dwa wieczory. Może i jestem przyzwyczajona do ciągłej akcji i bohaterów fantastycznych, ale i tak nie mogę narzekać na tę książkę. Takie miłe oderwanie się od jednego gatunku, a także od ponurej pogody, którą mam za oknem, a także od własnych problemów. Szkoda tylko, że jest to jedyna książka tej autorki, bo pewnie z ciekawości sięgnęłabym po inne. Jak na razie pozostaje mi tylko polecić Wam „Gdy nadejdzie czas”.
___
http://szeptksiazek.blogspot.com/
Tak naprawdę „Gdy nadejdzie czas” nie miałam przeczytać teraz, ponieważ mam wiele innych książek do przeczytania, bo terminy w bibliotece gonią, ale coś mnie do tej książki przyciągało… Miałam nadzieję na ciekawą młodzieżówkę. Czy nie zawiodłam się na niej i było jeszcze lepiej niż sobie wyobrażałam?
Sara to piękna i bystra dziewczyna. Od kiedy Dave poprosił ją o numer...
2012-04-21
2012-04-06
Ed Kennedy – zakochany w swojej przyjaciółce dziewiętnastolatek, (przeciętny) taksówkarz, (kiepski) karciarz mieszkający ze swoim psem Odźwiernym, z którym dzieli się nawet kawą. Jedno wydarzenie zmienia wszystko. Jeden napad na bank, którego był świadkiem zmienia całe jego życie. Po tym jak został bohaterem dostaje pierwszą wiadomość. Pierwszego asa, po którym już nie będzie tym samym człowiekiem. Teraz będzie robił coś dla ludzi, coś, co zmieni ich i jego życie na zawsze. Czy poradzi sobie ze wszystkimi asami? Czy podoła wyzwaniu? Czy sprawdzi się w roli Posłańca?
Jest to moja pierwsza książka Markusa Zusaka. Nie mogę jej porównywać do znanej wszystkim „Złodziejki książek”, bo ta pozycja dopiero przede mną. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać po autorze. Czy stać go na wiele więcej czy jednak pokazał to, co miał nam do pokazania. Szczerze? Nie wiem czy książka mi się podobała. Mam pełno wątpliwości. Z jednej strony wciągnęła mnie do swojego świata, a z drugiej strony chyba oczekiwałam czegoś lepszego po tych pochwałach nad wcześniej wymienioną książką. Nie mogę zdefiniować tego, co czuję. Czy czuję zachwyt, czy jednak nie. Przyznam, że od pierwszych stron z chęcią ją czytałam i nie miałam ochoty jej odłożyć, bo nie nudziła mnie, ale jednak… Jednak jej specyficzny język do mnie w pełni nie przemówił. W ogóle nie poczułam tego, że narrator, a równocześnie główny bohater, czyli Ed miał dziewiętnaście lat. Nie wyrażał się w taki sposób jak to robią jego rówieśnicy. Czułam się jakby to był facet po trzydziestce lub czterdziestce, a nie mężczyzna w kwiecie wieku. Chłopak, który ma jeszcze przed sobą prawie całe życie.
Muszę jeszcze napisać kilka słów o wydaniu. Moim zdaniem jest świetna. Nie mogę się do niej doczepić. Nie zauważyłam tam ani jednego błędu, a oprawa graficzna ma coś w sobie. Może nie jest cudowna, ale ma klimat. Patrząc na zagraniczne okładki stwierdzam, że jest chyba najlepsza. Duże litery sprawiają, że książkę czyta się jeszcze szybciej.
Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Markusa Zusaka i na pewno nie ostatnie, bo „Złodziejka książek” już leży na półce i tylko czeka na swoją kolej. Książkę polecam tym, którzy chcą zapoznać się z autorem po przeczytaniu „Złodziejki…”. Nie wiem może tak jak mówią niektórzy nie można się zrażać po jednej książce i sięgnąć po następną, co ja na pewno zrobię, bo nie mogę sobie odpuścić przeczytania jej. Pierwsze spotkanie uważam za udane, ale jednak od tego drugiego już oczekuję trochę więcej, jeśli cieszy się aż tak pochlebną opinią, bo to jednak nie było to, czego oczekiwałam.
___
http://szeptksiazek.blogspot.com/
Ed Kennedy – zakochany w swojej przyjaciółce dziewiętnastolatek, (przeciętny) taksówkarz, (kiepski) karciarz mieszkający ze swoim psem Odźwiernym, z którym dzieli się nawet kawą. Jedno wydarzenie zmienia wszystko. Jeden napad na bank, którego był świadkiem zmienia całe jego życie. Po tym jak został bohaterem dostaje pierwszą wiadomość. Pierwszego asa, po którym już nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-06-05
Szesnaście lat to wiek, w którym większość nastolatków dopiero dorasta, podejmuje ważne decyzje, co do swojej dalszej przyszłości – wybór szkoły, pierwsza prawdziwa miłość. Dla niektórych jest to także okres imprez, czasu gdzie mogą się wyszaleć, nawet nie zważając na konsekwencje. Ale co wtedy, kiedy ktoś nie ma takiego daru od życia? Kiedy wie, że niedługo umrze. Niewiadomo dokładnie kiedy. Może są to dni, może tygodnie, a jeśli życie będzie tak łaskawe to może nawet miesiące. Znajdą się takie osoby, które powiedzą, że nikt tego nie wie. Nikt nie wie, kiedy umrze, może stanąć się to w każdej chwili, żyjąc chwilą, nie zastanawiają się nad tym. Ale co z tymi, którzy wiedzą, że za niedługo ich życie dobiegnie końca?
Szesnastoletnia Tessa jest tego przykładem. Od czterech lat choruje na białaczkę limfatyczną, powszechnie znanej jako rak. Ten nowotwór zżera ją od środka i nie pozwala o sobie zapomnieć. Tessa wie, że pozostało jej tylko kilka miesięcy życia. Próbując o tym nie myśleć i zrobić coś jeszcze przed śmiercią tworzy listę dziesięciu rzeczy, które chciałaby zrobić przed końcem swoich dni. Jak widnieje na okładce wydania: „Na pierwszym miejscu umieściła seks. Termin – tego wieczoru”. Przyjaciółka pomaga jest realizować tę listę. Czy uda jej w całości ją zrealizować? Czy jednak rak ją przezwycięży? Czy będzie żyła pełnią życia, które jej jeszcze pozostało? Co jeszcze zamieściła na swojej liście?
„Zanim umrę” to książka, którą trzeba przemyśleć. Choć nie ma wielu stron, to jednak na nich znajduje się poruszająca historia nastolatki, która nie ma tyle szczęście co jej rówieśnicy. Nie będzie mogła pójść na studia, założyć rodziny i umrzeć, kiedy przyjdzie na to odpowiedni moment. Nie. Życie napisało dla niej inny, niestety krótki scenariusz. Narracja pierwszoosobowa z perspektywy Tessy ukazuje jej uczucia, jej ból i jej przemyślenia. Możemy przekonać się, co czuje chora osoba. Bardzo podziwiam jej tatę, który poświęcił dla córki pracę i przyjaciół, zajmuje się tylko nią. Nie przestaje żyć nadzieją, że jednak jego córka wyzdrowieje.
Książka autorstwa Jenny Downham to wzruszająca i zaskakująca w swojej prawdziwości powieść, która poruszy serca większości. Czyta się ją bardzo szybko, za sprawą lekkiego pióra autorki. Jednak trzeba ją przemyśleć i zastanowić się nad własnym życiem, bo właśnie to ma nam do przekazania, o czym nam także mówią komentarze na tylniej okładce książki, które zaraz zacytuję te, które najbardziej mi się spodobały. Moim zdaniem są jak najbardziej trafne i przekazują to, co jest najważniejsze w tej powieści, którą jak najbardziej wam polecam.
„Przypomina, byśmy doświadczali w pełni każdej chwili i nie bali się spełniać pragnień” ~ „Guardian”
„Książka, dzięki której poczujesz się szczęśliwy, że żyjesz” ~ „Heat”
[ http://szeptksiazek.blogspot.com/ ]
Szesnaście lat to wiek, w którym większość nastolatków dopiero dorasta, podejmuje ważne decyzje, co do swojej dalszej przyszłości – wybór szkoły, pierwsza prawdziwa miłość. Dla niektórych jest to także okres imprez, czasu gdzie mogą się wyszaleć, nawet nie zważając na konsekwencje. Ale co wtedy, kiedy ktoś nie ma takiego daru od życia? Kiedy wie, że niedługo umrze....
więcej mniej Pokaż mimo to2012-06-24
O Nicholasie Sparksie słyszałam bardzo wiele, a recenzje jego książek najczęściej były bardzo pochlebne. Od dawna chciałam przeczytać jego książkę, aby przekonać się czy i mi przypadnie do gustu jego styl i to, co pisze. Na jednym forum, ktoś bardzo pochwalił „Pamiętnik”, a że na następny dzień miałam zaplanowaną wizytę w bibliotece, także zapisałam sobie w komórce informację, żeby zapytać się o dostępność tej książki. Na szczęście była tak, więc bez zastanowienia ją wypożyczyłam. Czy moje pierwsze spotkanie z panem Sparksem się udało?
Noah Calhoun jeden z mieszkańców domu starców odczytuje kobiecie cierpiącej na chorobę Alzheimera stary notatnik, który pozwala przeżywać to, co w nim jest zapisane na nowo. Pierwsza miłość, pierwsza dziewczyna, kobieta, którą miał. Wakacje 1932r., kiedy to ujrzał pierwszy raz piękną Allie Nelson. Te wakacje pozostały w jego pamięci na zawsze. Zakochał się w niej z wzajemnością, lecz po upływie tych pięknych dwóch miesięcy musiał się z nią pożegnać. Czy jeszcze kiedyś się spotkają? Czy jest im pisane wspólne życie? Czy jednak jedno z nich ułoży sobie życie, a drugie będzie żyło wspomnieniami z pamiętnych wakacji?
Tak jak już wspomniałam to było moje pierwsze spotkanie ze Sparksem i na pewno nie ostatnie. Pomimo, że romansów raczej nie czytam (no chyba, że te paranormalne) to ten wyjątkowo mi się podobał. Nie mogłam się oderwać od niego. Historia opisana przez autora jest tak magiczna, a zarazem tak realna… Bardzo spodobało mi się jak pisze o miłości. Brak tu mdłych opisów, za to jest wiele romantyzmu. Lekki styl powoduje, że książkę czyta się bardzo szybko, chociaż ona sama nie jest jakoś wyjątkowo gruba, bo ma zaledwie ponad dwieście stron, jednak większość książkowych moli wie, że czytanie nudnej lektury, chociaż małej objętościowo może trochę potrwać, ale nie w tym przypadku.
„Pamiętnik” to przepiękna historia pełna romantyzmu. Choć nie czytuję romansów po twórczość Nicholasa Sparksa z pewnością jeszcze sięgnę, ponieważ styl pisania tego pana bardzo przypadł mi do gustu. Książkę wszystkim (bez wyjątku) gorąco polecam i mam nadzieję, że kolejne pozycje tego autora są równie dobre jak ta.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/2012/06/pamietnik-nicholas-sparks.html
O Nicholasie Sparksie słyszałam bardzo wiele, a recenzje jego książek najczęściej były bardzo pochlebne. Od dawna chciałam przeczytać jego książkę, aby przekonać się czy i mi przypadnie do gustu jego styl i to, co pisze. Na jednym forum, ktoś bardzo pochwalił „Pamiętnik”, a że na następny dzień miałam zaplanowaną wizytę w bibliotece, także zapisałam sobie w komórce...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-07-09
Dwudziestokilkuletni Andy jest bezdomny. Nie ma nadziei na lepsze jutro. Nie wie, co ze sobą zrobić aż do dnia, kiedy spotyka Jonesa. Staruszek rozmawia z nim, radzi i mówi o spojrzeniu na życie z „szerszej perspektywy”. Następnie młode małżeństwo, które już zbliża się do podpisania papierów rozwodowych. Nawet nie mają pojęcia, co tak naprawdę zrobili źle i przez jakie „głupstwo” mogli popełnić najgorszą decyzję w życiu. Możemy spotkać się także z Henrym, który źle traktuje swoją żonę, a także swoich pracowników i pracodawców. Nie widzi nic złego w swoim postępowaniu, które ma jego zdaniem zaprowadzić go na sam szczyt. O co chodzi Jonesowi? Co nosi w swojej walizce? Co powiedział Andy’emu? Co takiego zrobił dla rozpadającego się małżeństwa? Co to jest „Język miłości”? Jakim Ty językiem się posługujesz? Co to jest „odpowiednia perspektywa”, o której mówi Jones? Jaka różnica jest między świadomym wyborem, a pomyłką? Na te i inne ciekawe pytania znajdziecie odpowiedzi w „Mistrzu”.
„A tak w ogóle, to gdy ty jadłeś na plaży sardynki z puszki – wyszczerzył zęby w uśmiechu – ja raczyłem się daniem mięsno-rybnym w malowniczym zakątku, z którego roztacza się cudowny widok na ocean. – Klepnął mnie po plecach. – To wszystko kwestia punktu widzenia.” [s.22]
Nie spodziewałam się tego, że książka wciągnie mnie dosłownie już od pierwszych stron. W żadnym momencie mnie nie nudziła. Autor w ciekawy sposób przekazuje nam ważne życiowe wartości i pokazuje jak możemy się zmienić. Nie jest to łatwe, ale także nie jest to nie do zrobienia. Jeśli wytrwale dąży się do celu, w końcu się to uda, ale potrzeba na to czasu i cierpliwości, ale także ciężkiej pracy. Pan Andrews pokazuje jak możemy spojrzeć na swoje życie z innej, „szerszej perspektywy”. Z historiami i z ludźmi, które przedstawił w swojej powieści zapewne zetknął się nie jeden z nas, w bezpośredni sposób, lub w opowieściach znajomych, albo też to dopiero przed nami. Nie wiadomo, kiedy i gdzie nas to może spotkać, a wtedy rady Mistrza na pewno się przydadzą.
„Przestań mnożyć możliwości, a skup się na obliczaniu prawdopodobieństwa” [s.64]
Andy Andrews posługuje się łatwym w odbiorze językiem, dlatego „Mistrza” czyta się w zastraszająco szybkim tempie. Brak tu nudnych opisów, co tylko jest plusem. Wszystko jak dla mnie jest zapięte na ostatni guzik. Bohaterowie to różne typy osobowości, które możemy spotkać na swej drodze. W wydaniu nie dopatrzyłam się żadnych błędów, a jednie, co to mogę je chwalić, bo bardzo mi się podoba. Intrygująca (w moim wypadku) pomarańczowa okładka jest moim zdaniem symboliką biografii, które dostawał Andy od Jonesa, dlatego o wiele bardziej pasuje niż ta niebieska, chociaż odwołując się do znaczenia kolorów to opisując osobę kolorem niebieskim jest ona analityczna, spostrzegawcza, pełna wyobraźni i talentów twórczych i jest to także kolor zaufania, czyli tym, czym wyróżniał się Jones. Postać staruszka jest tak ciepła i tak mądra, że chciałoby się z nim zapoznać i samemu zamienić z nim kilka słów.
„-Naprawdę nie wiesz, ile masz lat?
- Cóż, z pewnością nie mniej niż kilkadziesiąt – odparł Jones – ale po co zawracać sobie głowę dokładną rachubą? Czy powinniśmy pozwolić, by jedna liczba rządziła naszym życiem i dyktowała, jak mamy się czuć?” [s.95-96]
„Mistrz” autorstwa Andy’ego Andrewsa to powieść pełna mądrych i życiowych rad, które mogą się każdemu z nas przydać napisana łatwym językiem. Komu ją mogę polecić? Wszystkim. Dosłownie wszystkim, bo każdy tu znajdzie coś dla siebie, albo odnajdzie tu siebie. Ja tylko ubolewam nad tym, że nie ma przetłumaczonych więcej tytułów tego autora, bo z pewnością bym po nie sięgnęła. No nic… pozostaje mi tylko czekać i mieć nadzieję, że w najbliższym czasie to się zmieni i będę mogła zapoznać się z innymi książkami tego autora.
____
Recenzja pochodzi z: http://szeptksiazek.blogspot.com/2012/07/mistrz-andy-andrews.html
Dwudziestokilkuletni Andy jest bezdomny. Nie ma nadziei na lepsze jutro. Nie wie, co ze sobą zrobić aż do dnia, kiedy spotyka Jonesa. Staruszek rozmawia z nim, radzi i mówi o spojrzeniu na życie z „szerszej perspektywy”. Następnie młode małżeństwo, które już zbliża się do podpisania papierów rozwodowych. Nawet nie mają pojęcia, co tak naprawdę zrobili źle i przez jakie...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-07-16
Pewnie niektórzy z nas, a częściej ci starsi zastanawiają się czy w dzisiejszym świecie jest jeszcze miejsce na prawdziwą przyjaźń. Pełno w filmach czy serialach sytuacji, kiedy to dziewczyny zastrzegające się, że będą przyjaciółkami do końca życia i nie zniszczy tej przyjaźni nic, nawet chłopak, za kilka dni czy tygodni (o dziwo!) kłócą się o jakiegoś przystojniaka, najczęściej ze szkolnej drużyny futbolowej. „Wspaniała” prawdziwa przyjaźń, prawda? Ale nie, nie tylko z taką możemy się spotkać. Jest jeszcze miejsce na prawdziwą paczkę przyjaciół, które wspierają się w trudnych chwilach i zrobią dla siebie wszystko. Są świadomi tego jaka wyjątkowa więź je łączy i nie kłócą się o błahostki. Niektórzy mogą twierdzić, że w dzisiejszych czasach taka przyjaźń jest niemożliwa, a jeśli już to rzadko spotykana. A jednak jest inaczej.
Pewnego dnia piętnastoletnia Carmen kupuję w Second Handzie parę znoszonych dżinsów. Wieczorem, gdy przychodzi czas na wakacyjne rozstanie przyjaciółek, jedyna z nich, która zostaje mówi „Możecie powiedzieć: „Hej Tibby, chciałabyś te portki?”.” I to od tego właśnie zdania zaczyna się prawdziwa „przygoda” spodni. Przyjaciółki przymierzając je kolejno, zdają sobie sprawę z tego, że pomimo innej figury magiczne dżinsy na każdą z nich pasują. I tak o to właśnie urodził się pomysł, aby złożyć przysięgę i Stowarzyszenie Wędrujących Dżinsów. Każda przez wakacje po tygodniu musi przesłać je do następnej, tak aby wszystkie miały je przynajmniej dwa razy. Dodają im otuchy, odwagi i cechują się tym, czym cechują się ich właścicielki. Nie jedna dzięki nim naprawiła to co zepsuła.
Cztery różne charaktery: Bridget – piękna, długowłosa blondynka, sportsmenka, fanka i zawodniczka jednej z drużyn futbolowych, nie zważa na konsekwencje swoich czynów jej motto to „Myślę, więc robię”, Carmen – po swojej mamie odziedziczyła wygląd i figurę Portorykanki, Lena – małomówna Greczynka, artystka, która najchętniej spędza czas w samotności (oczywiście tylko wtedy, kiedy nie ma przy niej przyjaciółek), Tibby – wybuchowa buntowniczka pracująca w sklepie Wallmana, planująca nakręcić swój własny dokumentalny film. Cztery dziewczyny, które tak się od siebie różnią, a jednak od urodzenia są ze sobą razem. Tak naprawdę zaczęło się jeszcze przed ich wyjściem na świat, a dokładnie na aerobiku dla ciężarnych, kiedy to ich matki trafiły do grupy „wrześniowych”. Połączyła ich przyjaźń, jednak nie tak trwała i nie tak wspaniała jak ich córek, które są w stanie dla siebie zrobić wszystko. Jakie przygody przeżyją w magicznych spodniach? Czy naprawią popełnione błędy? Co zmieni się w ich życiu?
„Stowarzyszenie Wędrujących Dżinsów” to piękna opowieść o przyjaźni, pierwszych miłości, dążeniu do celu, ale także o popełnianiu błędów. Jest to debiut autorki, który uważam za jak najbardziej udany. Nie myślałam, że książka wciągnie mnie na tyle, że będę przez nią zarywała noce. W każdej dziewczynie można odnaleźć siebie. Ja je wszystkie bardzo polubiłam. Wiedziały czego chciały, a gdy popełniły błąd, starały się go naprawić. Nie są idealne, są po prostu zwykłymi dziewczynami, które możemy spotkać na co dzień. Wszystkie się od siebie różnią, jednak łączy je jedno – prawdziwa przyjaźń.
Podsumowując, „Stowarzyszenie Wędrujących Dżinsów” Ann Brashares to świetna życiowa młodzieżówka, która napisana jest lekkim piórem. Polecam ją wszystkim, nie tylko nastolatkom, ale także tym, którzy już dawno naście nie mają. Każdy odnajdzie siebie w jednej z tych dziewczyn. Życzę miłej lektury, a ja już nie mogę się doczekać kiedy sięgnę po następne części i także z chęcią obejrzę film.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/2012/07/stowarzyszenie-wedrujacych-dzinsow-ann.html
Pewnie niektórzy z nas, a częściej ci starsi zastanawiają się czy w dzisiejszym świecie jest jeszcze miejsce na prawdziwą przyjaźń. Pełno w filmach czy serialach sytuacji, kiedy to dziewczyny zastrzegające się, że będą przyjaciółkami do końca życia i nie zniszczy tej przyjaźni nic, nawet chłopak, za kilka dni czy tygodni (o dziwo!) kłócą się o jakiegoś przystojniaka,...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-07-31
Pewnie wielu z Was marzy o podróży po Europie i zapewne wielu z Was marzyło o niej w liceum czy na studiach. Ale kto zdobyłby się na odwagę zorganizować taką wycieczkę? Ba! Nawet w nią wyruszyć? Na taką odwagę zdobyło się dwóch przyjaciół z Warszawy ze swoimi partnerkami.
Pewnego majowego popołudnia przypadkowo pod warszawskim centrum handlowym spotkało się dwóch przyjaciół ze swoimi partnerkami. Tak zaczęli rozmawiać i gawędzić, aż wreszcie jedno wpadło na pomysł wakacyjnej podróży po Europie. Od razu zaczęli rozdzielać obowiązki, a po pewnym czasie zebrali się pod mapą kontynentu planując trasę wycieczki. Młoda to była paczka: dziewiętnastoletni Wiktor wraz z osiemnastoletnią Damroką i dwudziestoletni Kuba wraz ze swoją rówieśniczką Magdą – studenci pierwszego roku germanistyki. Co takiego przeżyją na wakacjach? Czy wrócą tacy sami jak byli? Czy ich związki przetrwają, w końcu będą ze sobą aż miesiąc zdani tylko na swoją łaskę. Nie będą mogli trzasnąć drzwiami i zaszyć się w domu po kłótni kilka tysięcy kilometrów od domu. Każdy będzie od siebie zależny. Zwiedzą Niemcy, Francję i Hiszpanię. Poznają ciekawych ludzi i także dowiedzą się o sobie ciekawych rzeczy z przeszłości. Ale czy po powrocie przywiozą tylko wspomnienia i masę pamiątek? Czy będzie to udana podróż ich życia?
„Lawenda w chodakach” to już moje piąte spotkanie z Ewą Nowak, a czwarta z tą serią. Przyznam się, że nie czytam tych książek po kolei, bo moim pierwszym spotkaniem z tą autorką było przy aż dziesiątej części, a mianowicie „Bardzo białej wronie”. Zainteresowała mnie okładka, opis i to, że jest to polska autorka, o której wiele słyszałam, więc wzięłam. Byłam zachwycona lekturą, ale nie wiedziałam, że jest to któraś część z serii. No nic, mówi się trudno i czyta się dalej. Dalej wypożyczałam już nie po kolei, bo szczerze o tym zapominałam, ale jakoś nie przeszkadza mi to w czerpaniu przyjemności z lektury, choć polecam nie brać w tym wypadku ze mnie przykładu i zacząć serię od pierwszej części, bo książki są ze sobą powiązane bohaterami.
Historia opisana w książce jest bardzo ciekawa, napisana łatwym piórem, tak jak zwykle to Ewa Nowak czyni. Jednak zdenerwowało mnie coś w jej wydaniu. Nie wiem czy ja miałam takiego pecha i trafiłam na jakiś nieciekawy czy jak, ale między sześćdziesiątą czwartą, a osiemdziesiątą stroną znalazłam aż osiem stron pustych! I jestem przekonana, że nie był to zamysł autorki, ponieważ po tych dwóch stronach, które są puste jest kontynuowana treść, która zapewne znajdowała się na tym wybrakowanych stronach. Na tyle mi to zepsuło radość z czytania, że w pewnym momencie zastanawiałam się czy już książki nie odłożyć. Denerwowało mnie to strasznie, bo nie wiedziałam, co znajduje się na tych pustkach, no, ale co zrobić… Szkoda, naprawdę szkoda, bo jestem ciekawa, co takiego autora tam wymyśliła.
„Lawenda w chodakach” Ewy Nowak to świetna młodzieżówka dla ludzi w każdym wieku. Z dawką humoru, ale także przekazująca nam wartości i podejmująca niekiedy ważne tematy, takie jak alkoholizm czy kalectwo, ale to chyba jak każda książka, która wyszła spod pióra tej autorki. Polecam ją naprawdę wszystkim, którzy chcą miło spędzić czas przy lekkiej lekturze. Mam tylko nadzieję i życzę wam tego, aby wasze wydania nie były wybrakowane tak jak moje.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/2012/08/lawenda-w-chodakach-ewa-nowak.html
Pewnie wielu z Was marzy o podróży po Europie i zapewne wielu z Was marzyło o niej w liceum czy na studiach. Ale kto zdobyłby się na odwagę zorganizować taką wycieczkę? Ba! Nawet w nią wyruszyć? Na taką odwagę zdobyło się dwóch przyjaciół z Warszawy ze swoimi partnerkami.
Pewnego majowego popołudnia przypadkowo pod warszawskim centrum handlowym spotkało się dwóch...
2012-10-24
2012-09-11
Carlos Ruiz Zafón, kto nie słyszał o takim człowieku? A „Cień wiatru”? Mówi wam to coś? Jednym świta, drugim nie, trzecim może dopiero zaświta. Jestem przekonana, że większość z was o nim słyszała. Bo kto z moli książkowych i blogerów o nim nie słyszał? Wcześniej wspomniana książka jest wręcz wychwalana przez większość. Nie piszę przez wszystkich, tylko przez większość, bo wiadomo, że każdy ma swój gust i nie każdemu może się spodobać styl Zafóna. A słyszał ktoś o „Grze anioła” właśnie tego autora? Część powie, że tak, znowu część powie, że nie, ale Ci drudzy zaraz będą mogli to zmienić. W jaki sposób? A spróbuję wam, co nieco powiedzieć o tej pozycji. Czy warto po nią sięgnąć? O tym zaraz się przekonacie. ;)
Barcelona, lata dwudzieste XX w. Siedemnastoletni David Martin pracujący w gazecie „La Voz de la Industria”, nagle dostaje od swojego szefa propozycję zapełnienia jednej rubryki swoją kryminalną powieścią w odcinkach. Po swoim debiucie w prasie, dostaje tajemniczy list od nieznajomego „A.C.”, który zaprasza go na spotkanie. Miejsce jak i spotkanie do nadzwyczajnych nie należy. Zaś potem dostaje ofertę od tajemniczego paryskiego wydawcy. Czy przyjmie propozycję? Kim okaże się tajemniczy „A.C”? Czy córka szofera jego przyjaciela Pedro Vidala odwzajemni jego miłość? Jakie tajemnice kryje dom z wieżyczką, w którym zamieszkał po kilkunastu latach marzeń o nim?
Może niektórzy z was słyszeli o tym, że „Gra anioła” jest podobno kontynuacją wcześniej wspomnianego „Cienia wiatru”? Ja bym tak tego nie określiła, a dlaczego? Bowiem jak dla mnie powiązaniem są tylko niektóre miejsca i bohaterowie, np. księgarnia „Sempere i synowie”, Cmentarz Zapomnianych Książek wraz ze strażnikiem tego jakże pięknego miejsca, Isaac'iem, pan Sempere, jak i jego młodszy syn oraz księgarz Gustavo Barceló. No i oczywiście owiana tajemnicą Barcelona. Poza tymi przykładami tak naprawdę nic nie jest ze sobą powiązane, aczkolwiek cieszę się, że to „Cień wiatru” przeczytałam pierwszy, ponieważ tam mamy okazję zapoznać się bliżej z księgarnią „Sempere i Synowie” jak i z jego właścicielami, dlatego też wam polecam czytać to w takiej kolejności. ;)
Narratorem „Gry anioła” jest główny bohater, co nadaje większej tajemniczości i sprawia, że wspólnie możemy odkrywać tajemnice miasta położonego w północno-wschodniej Hiszpanii. Wiemy tyle, co David i tyle też odkrywamy. Polubiłam go, jak i jego wygadaną i młodą asystentkę Isabellę, która dodawała humoru tej powieści. No i nie mogę zapomnieć o starym, poczciwym właścicielu księgarni, panu Sempere, który wręcz emanuje optymizmem. Każda postać jest nakreślona w dokładny sposób, bo jeśli ktoś chciałby więcej wiedzieć o „Sempere i Synowie” zapraszam do zapoznania się z „Cieniem wiatru”.
Akcja powieści nie leci na łeb na szyję. Toczy się własnym, spokojnym tempem, kiedy nagle buch! i Zafón postanawia zaskoczyć czytelnika, co zdarzało mu się bardzo często. Zaskakujące zwroty akcji jak i rozwiązania, niektórych zagadek. Czy się czegoś spodziewałam? Na pewno nie. Przez myśl nawet mi nie przeszło to, co przyszło do głowy autorowi. Język powieści jest taki sam jak w „Cieniu wiatru”. Opisy miasta, uliczek, miejsc, których nie ma zbyt dużo są napisane w taki sposób, aby czuło się tę aurę tajemniczości, którą chciał stworzyć Zafón i co mu się na pewno udało.
Carlos Ruiz Zafón po raz kolejny pokazał, że jest świetny w tym, co robi, w pisaniu książek, w otulaniu swoich historii aurą tajemniczości oraz zaskakiwaniu czytelnika swoimi pomysłami i po raz kolejny się nie zawiodłam. Z pewnością sięgnę po resztę jego powieści, bo uwielbiam to, w jaki sposób oddaje on klimat Barcelony. „Grę anioła” polecam wszystkim, ale radzę sięgnąć najpierw po „Cień wiatru”, jeśli tego jeszcze nie zrobiliście.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/2012/09/gra-anioa-carlos-ruiz-zafon.html
Carlos Ruiz Zafón, kto nie słyszał o takim człowieku? A „Cień wiatru”? Mówi wam to coś? Jednym świta, drugim nie, trzecim może dopiero zaświta. Jestem przekonana, że większość z was o nim słyszała. Bo kto z moli książkowych i blogerów o nim nie słyszał? Wcześniej wspomniana książka jest wręcz wychwalana przez większość. Nie piszę przez wszystkich, tylko przez większość, bo...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-08-21
II wojna światowa. Kto o niej nie słyszał? A szczególnie Polacy, bo to nas bardzo dotkliwie ona dotknęła. Czasy, w których panował Hitler nie należały dla nas do najlepszych. Ani dla nas, ani dla Żydów, bo kto nie słyszał także o Holokauście? Pewnie gdzieś tam przewinęło się to słowo, choćby raz. Holokaust, Holocaust, … Co to tak naprawdę było? Młode pokolenie tego nie wie i miejmy nadzieję, że nie zobaczy na własne oczy, jednak nasi dziadkowie czy pradziadkowie pewnie to widzieli. Byli świadkami prześladowania tych ludzi. Widzieli to, co się działo na ulicach. Widzieli spadające bomby i pewnie większość z nich broniła naszego kraju, aby nam, teraz żyło się dobrze.
II wojna światowa. Opowiadającym jest Śmierć, bo kto jak nie ona wie najlepiej ile ludzi zginęło, ile ludzi musiała zabrać z tego świata podczas wojny i nie tylko. Podczas całego istnienia ludzkości. Jednak jak na razie zatrzymajmy się do okresu za panowania Hitlera. Śmierć opowiada nam historię dziewczynki. Liesel Meminger. Tak, to o niej mówi. Dziewczynka, jak każda inna. Co w niej jest takiego, aby o niej opowiadać? A która dziewczynka zdobyłaby się na kradzież książki? Która dziewczyna w wieku dziesięciu lat, w tych czasach tak zawzięcie pragnęła nauczyć się czytać i pisać? To właśnie jest historia o takiej dziewczynce. Dziewczynce, która wiele przeżyła i która wiedziała, czego chce. Straciła brata podczas podróży pociągiem do zastępczej rodziny. Jej pierwszą ukradzioną książką był „Podręcznik grabarza” zabrany o nic niepodejrzewającemu grabarzowi, który pochował jej brata. To na niej nauczyła się czytać. Powiecie pewnie, że to nie jest odpowiednia książka dla dziesięcioletniej dziewczynki. I tak, muszę przyznać wam rację. Ale co miała zrobić Liesel, kiedy nie było takiej możliwości z kupnem książki co teraz. Obiecała sobie, że kiedyś ją przeczyta w całości i tak się stało. A pomógł jej w tym Hans Hubermann, papa, bo tak nazywała swojego przybranego ojca, którego nigdy nie miała, ponieważ swojego nigdy nie widziała. To on nauczył ją pisać i czytać po nocnych koszmarach, po których zawsze się budziła. Zawsze przy niej był i zawsze ją wspierał. A kim była jej przybrana matka? Rosa Hubermann z najbardziej ciętym językiem na Himmelstrasse. Choć nie pokazywała tego w sposób oczywisty Liesel i tak wiedziała, że jest to kobieta o wielkim sercu, nawet ze swoim ciętym językiem. Ile i jakie książki jeszcze ukradła Liesel? Jakich ludzi spotkała na swej drodze? Czy przeżyła wojnę wraz ze swoimi rodzicami? A co z Rudym? Tak, nie można zapomnieć o jej najlepszym przyjacielu. Czy przeżył? Kim był żydowski bokser, który wielokrotnie walczył z Früherem?
Pierwszy raz spotkałam się z książką, w której narratorem była Śmierć, ale było to chyba najlepsze rozwiązanie, bo chyba żadna inna postać, jako narrator nie sprawdziłby się tak jak ona. W ten sposób jeszcze bardziej porusza zakamarki naszej duszy. Bo to ona najlepiej wie jak zakończył się żywot danego człowieka, jak wyglądała jego dusza, którą niosła na swoich ramionach. Postać Śmierci wyobrażamy sobie najczęściej, jako zjawę, albo kościotrupa w czarnej szacie, tudzież pelerynie z kosą lub sierpem w ręku. Bezlitosna postać, bez serca. Jest tutaj jest przedstawiona w zupełnie inny, odbiegający od naszych wyobrażeń sposób.
Z Markusem Zusakiem spotkałam się już po raz drugi, bo pierwszą moją książką był „Posłaniec”. Tamto spotkanie nie było najgorsze, ale nie należało także do wybitnych. Teraz wiem, dlaczego większość zachwyca się „Złodziejką książek”, bo nie sposób tego nie robić. Naprawdę nie wiem jak autor mógł pokazać nam obraz hitlerowskich Niemiec, jeśli sam tego nie przeżył i w tak ciekawy, interesujący i naprawdę realistyczny sposób.
"Złodziejka książek" autorstwa Markusa Zusaka jest naprawdę godna uwagi. Jest to historia tak realistyczna, że jestem i będę godna podziwu dla autora. Nie można się od niej oderwać już od pierwszych stron. Markus ma naprawdę świetny warsztat pisarski. Wyrazy, zdania i skróty, które zostały przez niego użyte w języku niemieckim są od razu również przez niego tłumaczone, a właśnie te obcojęzyczne zwroty powodują, że można bardziej wczuć się w powieść, poczuć naprawdę niemiecki klimat powieści, choć sam autor jest Australijczykiem. Polecam ją każdemu, tym, którzy interesują się historią, a szczególnie największym konfliktem zbrojnym w historii świata, oraz wszystkim innym, którzy chcieli zapoznać się z tą powieścią, ale mieli przed tym opory.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/2012/08/zodziejka-ksiazek-markus-zusak.html
II wojna światowa. Kto o niej nie słyszał? A szczególnie Polacy, bo to nas bardzo dotkliwie ona dotknęła. Czasy, w których panował Hitler nie należały dla nas do najlepszych. Ani dla nas, ani dla Żydów, bo kto nie słyszał także o Holokauście? Pewnie gdzieś tam przewinęło się to słowo, choćby raz. Holokaust, Holocaust, … Co to tak naprawdę było? Młode pokolenie tego nie wie...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-08-12
http://szeptksiazek.blogspot.com/2012/08/pretty-little-liars-kamczuchy-sara.html
http://szeptksiazek.blogspot.com/2012/08/pretty-little-liars-kamczuchy-sara.html
Pokaż mimo to2012-03-06
„Dziecko ulicy” autorstwa Judy Westwarer to jedna z książek z serii wydawniczej „Pisane przez życie” wydawnictwa Hachette. To moja pierwsza książka z tej serii jak i o przeżyciach i wydarzeniach, które wydarzyły się w realnym świecie. Nie jest to wymysł autorki, lecz jej prawdziwe przeżycia.
Judy będąc małą dziewczynką zostaje przez rodziców zostawiona przez rodziców sama razem z dwójką starszych sióstr na siedem tygodni. Siedmioletnia wówczas Mary musiała zajmować się nią, jak i Dorą. Co prawda dostawały, co jakiś czas jedzenie od swojej sąsiadki, która wiedziała, że ma się zajmować nimi przez kilka dni, a nie tygodni. Po tak długim czasie wreszcie nie wytrzymała i zadzwoniła po rodziców dziewczynek. Nic z tego dobrego nie wynikło. Tylko strach, ból i cierpienie. Po tym to ojciec zabrał dwuletnią córeczkę do siebie gdzie mieszkał ze swoją nową kobietą. Wielokrotnie bita, kopana, maltretowana a do tego wykorzystywana Judy musiała się na to wszystko godzić. Wiele razy jej macocha zostawiała ją na całe dnie na podwórku. Nie miała przyjaciół, ani bliskich jej osób, bo wszystkich jej zabierano. A co jej po ojcu i macosze, którzy ją mają za kompletne zero, a do tego o wszystko się czepiają i pod byle pretekstem się nad nią znęcają i głodzą.
Chyba jeszcze podczas żadnej lektury nie czułam takiego ucisku w żołądku. To zupełnie inny strach i lęk, którego doświadczam czytając jakieś powieści fantastyczne. To wszystko wydarzyło się naprawdę i to jest piorunujące, że nikt nie zwrócił uwagi na to biedne dziecko. Ale może bez tego nie zrobiłaby tak wiele dla tych dzieci z Afryki, Meksyku czy Kapsztadu. Ile musi się nacierpieć jedna osoba, żeby później inni mogli żyć lepiej. Podziwiam panią Westwater z całego serca, że pomimo tego cierpienia, którego doznała nie poddawała się i dążyła do wyznaczonych sobie celów. To pokazuje, że nie możemy się poddawać, a także, że kiedy coś nam nie pasuje, kiedy czujemy, że coś jest nie tak u innej osoby, najlepiej by było zainteresować się nią, pomóc jej. Może dzięki nam jej cierpienie trochę osłabnie, albo w ogóle dostarczymy jej wiele radości i pokażemy, że życie może być o wiele piękniejsze. Możemy pomóc w dążeniu do celu. Ile wody i żywności marnujemy, kiedy inni głodują i umierają z tego powodu. Ja staram się już na wszystkim oszczędzać, na wodzie, na prądzie. Nie dość, że sami na tym zaoszczędzimy i będziemy mogli wydać pieniądze na coś innego to jeszcze pomożemy naszej planecie jak i innym osobom. Pomyślmy czasami o innych, nie tylko o sobie, a czasami te wszystkie dobre uczynki wrócą do nas ze zdwojoną siłą, nawet nie wiadomo kiedy. Poruszyła mną bardzo ta książką i wywołała u mnie wiele emocji. Wiele razy chciało mi się płakać, po tym jak czytałam jak się czuła ta mała dziewczynka i co robił jej psychiczny ojciec.
Tak jak wspominałam „Dziecko ulicy” to moja pierwsza książka z tej serii i na pewno nie ostatnia. Jestem przekonana, że jeśli jeszcze jakąś książkę z tej serii zobaczę w bibliotece wypożyczę ją, bo daje ona do myślenia. Pomimo, że nie jest ona zbyt obszerna, to czasami trzeba na chwilę przerwać i pomyśleć. Tę książkę polecam wszystkim, a na pewno tym, którzy lubią poruszające historie z życia wzięte.
___
http://szeptksiazek.blogspot.com/
„Dziecko ulicy” autorstwa Judy Westwarer to jedna z książek z serii wydawniczej „Pisane przez życie” wydawnictwa Hachette. To moja pierwsza książka z tej serii jak i o przeżyciach i wydarzeniach, które wydarzyły się w realnym świecie. Nie jest to wymysł autorki, lecz jej prawdziwe przeżycia.
Judy będąc małą dziewczynką zostaje przez rodziców zostawiona przez rodziców sama...
Dwudziestoośmioletnia Lily Trevennen ma „kochającego” chłopaka, dom, psa i antykwariat, który założyła razem ze swoim ukochanym. Wszystko układa się jak najlepiej do czasu, kiedy Robbie nie wykupuje całej księgarni w Nairobi. Pośród tych książek, była jedna, bezcenna stara erotyczna księga, która odmieni całe życie Lily. Wśród jej poszukiwaczy jest także niejaki Wiliam Isyanov, pracownik firmy Weston, który także nieźle namiesza. Kilka dni po odkryciu księgi Robbie znika z nią i z całymi ich oszczędnościami. Nikt nie wie gdzie jest, a Isyanov zakazał Trevennen zawiadomić o tym policję czy bliskich. Mijają kolejne tygodnie, a po ukochanym ani widu, ani słychu. Czy Isyanov odnajdzie Robbego? Czy odnajdą go całego i zdrowego? Czy Lily zda sobie sprawę z tego, że Robbie nie jest jej wart? A co z tym wszystkim ma wspólnego tajemniczy i przystojny William?
We „Włoskiej tajemnicy” stykamy się z narracją trzecioosobową – z perspektywy Lily, Wiliama, a na początku także z perspektywy Robbiego. Jak dla mnie to było dobre rozwiązanie, bo dzięki temu mogłam poznać przemyślenia i uczucia Wiliama, a nie tylko samej Lily. Dwudziestoośmiolatka jest bardzo silną, a zarazem kruchą kobietą. Jeśli ma okazje pokazuje swoją mocniejszą stronę. Wiliam tajemniczy, wykształcony, przystojny dżentelmen. No po prostu ideał. W odróżnieniu od partnera życiowego bohaterki, który wykorzystywał ją, a ona jak ta nienormalna latała za nim, chociaż moim zdaniem już dawno go powinna rzucić po tym co jej robił. Nie wiem jak można być aż tak naiwnym, ale no cóż miłość zaślepia czasami w takim sposób, że wybaczamy nawet najgorsze błędy.
Byłam trochę sceptycznie nastawiona do tej książki, bo za bardzo w takim gatunku nie gustuje, ale wyczułam w nim nutkę kryminału i po prostu musiałam się dowiedzieć, co będzie dalej i znać odpowiedzi na pytania, które zadałam wcześniej. Autorka trochę tam namieszała, żeby zmylić czytelnika, jednak i tak było wiadomo jak to się wszystko skończy.
„Włoska tajemnica”, choć nie należy do mojego ulubionego gatunku i przyznam szczerze, że nawet tych książek nie czytam to podobała mi się. Szata graficzna przykuwa wzrok, a i historia jest ciekawa. Moim zdaniem książka jest warta swojej ceny. Dla wielbicieli Rzymu i wszystkiego, co włoskie, jak i wielbicieli romansu jak znalazł. Jeśli szukacie niezobowiązującej lektury po ciężkim dniu to polecam właśnie „Włoską tajemnicę”.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/2012/05/woska-tajemnica-phillipa-fioretti.html
Dwudziestoośmioletnia Lily Trevennen ma „kochającego” chłopaka, dom, psa i antykwariat, który założyła razem ze swoim ukochanym. Wszystko układa się jak najlepiej do czasu, kiedy Robbie nie wykupuje całej księgarni w Nairobi. Pośród tych książek, była jedna, bezcenna stara erotyczna księga, która odmieni całe życie Lily. Wśród jej poszukiwaczy jest także niejaki Wiliam...
więcej Pokaż mimo to