Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

W swoim utworze pt. Śpieszmy się Ksiądz Jan Twardowski napisał słowa, które wielu z nas kojarzy:
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy(...).
To jedno zdanie często jest cytowane w różnych miejscach i często przywoływane. W obliczu czyjejś śmierci, stajemy naprzeciw życia, które minęło. I zadajemy sobie pytanie, czy nie kochaliśmy za mało? Czy nie daliśmy za mało? We mnie te słowa to wywołują... Jakiś żal, jakąś refleksję nad tym, czy nie za mało jesteśmy obecni w życiu swoim i innych ludzi, których los postawił w naszym życiu. Czy go nie marnujemy?

Gdy przeczytałam ostatnią stronę Pomiędzy. te słowa Księdza Jana na nowo zagościły w mojej głowie i rezonowały z historiami opisanymi w książce.
Hadley Vlahos jest pielęgniarką, która opiekuje się chorymi będącymi pod opieką hospicyjną. W swojej książce opisuje spotkania z ludźmi, którymi się opiekowała, ich rodzinami i przyjaciółmi. W ciągu kilku tygodni poznawała rzeczywistość tych osób, wnikała w ich ból, doświadczenia i pomagała pogodzić się z tym, co w naszym życiu jest nieuchronne - ze śmiercią. W książce, która mogłaby być również czymś na kształt dziennika, kroniki, czy biografii opisuje losy ludzi, lekcje, które od nich otrzymała i te ostatnie gesty, ostatnie pożegnania.

Nie mogę napisać, że to powieść słodko-gorzka, ponieważ to niestety nie fikcja literacka, a samo życie. To czyjeś historie spisane na kartach, by były przestrogą, a czasem i inspiracją. Nie wiemy ile nam zostało czasu, więc warto z niego korzystać na tyle, na ile potrafimy. Bo czasem jest później niż myślimy.

O śmierci nie czyta się łatwo i sama musiałam jakiś czas przekonywać się do tej książki, nauczyć się ją czytać. Ciężko mi było wejść w pewien koniec tajemnicy życia. Czegoś co jest dla nas tak bardzo nieznane, co trudno objąć rozumem. Z przerwami książkę czytałam aż dwa miesiące, nie umiałam szybko przedzierać się przez te osobiste przeżycia innych ludzi, choć obcych.

Dlaczego?
Tematyka śmierci jest trudna, jest tematem tabu, o którym boimy się rozmawiać, choć ona jest nieunikniona.
W pewnym sensie powiedziałabym, że autorka ją przełamuje, jako świadek. I zmienia jej obraz, który gdzieś jest zaszyty w kulturze.
Starej kobiety z kosą (w zależności od wersji).
Poza tym autorka opisuje wiele spraw z dużą dozą wrażliwości na drugiego człowieka. Nie odcina się od ludzi. Oni są dla niej ważni. Nie jest bezosobową maszyną, ale tak samo jak oni człowiekiem. Dla mnie dała świadectwo empatii. Przynajmniej w formie książki.


Śmierć w tej książce jest pożegnaniem, czasem pojednaniem, a innym razem to ciche odejście, ostatni oddech. Nie ma jednej i takiej samej dla każdego są różne.

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Editio.

W swoim utworze pt. Śpieszmy się Ksiądz Jan Twardowski napisał słowa, które wielu z nas kojarzy:
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy(...).
To jedno zdanie często jest cytowane w różnych miejscach i często przywoływane. W obliczu czyjejś śmierci, stajemy naprzeciw życia, które minęło. I zadajemy sobie pytanie, czy nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nigdy nie jesteśmy wstanie przewidzieć, kogo spotkamy na swojej drodze życia i na jak długo w nim pozostanie.
Czasem na całe życie, czasem na jakiś czas..., ale na zawsze może pozostać w nas, w naszym sercu.
Są osoby, które wnikają w nasze życie, znają naszych bliskich, są tacy, których mamy w swoim otoczeniu, ale są zdecydowanie dalej.
I może być ta inna osoba, która będzie bliżej niż wszystkie. I to jest niezwykłość, która zdarza się w relacjach, gdzie dwie osoby ze sobą rezonują, są dla siebie najlepszymi kumplami i mogą razem konie kraść.

PowieśćRóża wiatrów Sary Rzeczyckiej od pierwszych zapowiedzi mnie zainteresowała, po nich już wiedziałam, że chcę przeczytać tę książkę. Nie dostałam się do naboru recenzentów, ale to mnie nie powstrzymało przed kupieniem książki. Gdy tylko Autorka ogłosiła możliwość kupienia powieści od razu znalazła się w "koszyku". Czekałam na paczkę z niecierpliwością, a później pochłonęłam ją, albo ona mnie :).

Ona?
Marianna, niee, Mania. Malarka z aspiracjami, która spełnia swoje marzenia. Maluje emocje, doświadczenia i zjednuje sobie ludzi.
On?
Maciek, podróżnik i dla mnie osobiście marzyciel, który ceni sobie wolność i niezależność.

Co ich łączy?
Więź, niezwykłe wspomnienia, przyjaźń i coś, co sprawia, że nie ma drugiej takiej dwójki.


O czym jest historia?
To historia o przyjaźni, która jest bardzo unikalna. I z perspektywy własnych doświadczeń, mogę powiedzieć, że taka która zdarza się niezwykłym ludziom. Jest rzadka, ale niezwykle prawdziwa. Głęboka, wrażliwa, w jakimś sensie namacalna.
To również opowieść o spełnianiu marzeń, o życiu z nadzieją, ale również tęsknotą.

Autorka stworzyła niezwykłą powieść, pełną ciepła, wielowymiarowości, nadziei, serdeczności, ale nie ucieka od zagubienia i tęsknoty.
Jeśli chodzi o ciepło, dotyczy ono spojrzenia na inne postaci i mówieniu o innych ludziach.
Wielowymiarowość to czas, w Róży wiatrów przeplata się przeszłość i teraźniejszość.

W Róży wiatrów bardzo polubiłam bohaterów stworzonych przez Autorkę, ich charaktery i szczerość. Dwutorowość jeśli chodzi o wymiar czasu, dzięki temu lepiej możemy zrozumieć zachowania i decyzję bohaterów. I zdecydowanie podobało mi się zakończenie, którego oczywiście nie zdradzę.
Dla mnie jest atutem.

Książkę bardzo polecam! I chyba przeczytam zaraz drugi raz. Bardzo mi się podobała.

Nigdy nie jesteśmy wstanie przewidzieć, kogo spotkamy na swojej drodze życia i na jak długo w nim pozostanie.
Czasem na całe życie, czasem na jakiś czas..., ale na zawsze może pozostać w nas, w naszym sercu.
Są osoby, które wnikają w nasze życie, znają naszych bliskich, są tacy, których mamy w swoim otoczeniu, ale są zdecydowanie dalej.
I może być ta inna osoba, która...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od wielu tygodni zabieram się za napisanie recenzji o powieści Mad Bartnickiej Motherless. Dawno żadna historia nie wbiła mnie tak bardzo w fotel.
Na początku miałam potrzebę ciągłego mówienia na temat książki, nawet nagrałam Tik-Tok na jej temat. Ta szybka opinia po przeczytaniu pozwoliła mi odrobinę poskładać swoje przemyślenia na temat Motherless, a także poukładać swoje myśli i zebrać szczękę z podłogi, moim zdaniem Autorka zasługuje na popularność. Znam co prawda dopiero jedną jej powieść, ale jeśli wcześniejsze opowieści są podobne do tej, to jest to klasa sama w sobie.


"Nie trzeba śmierci, żeby kogoś stracić"*.


W Motherless poznajemy historię Saszy i jego partnera Kamila, jednak to nie jest jedyny wątek powieści. Główną osią jest temat miłości i relacji, nie tylko między partnerami, ale również relacje w rodzinie, między synami a matkami, przeszłością, która ich ukształtowała, a teraźniejszością. Wszystkim, co sprawiło, że są takimi.

"Niektóre słowa bolą bardziej niż uderzenie otwartą dłonią"*.

Na początku, gdy zaczęłam czytać, czułam napięcie w tej historii, wiedziałam, że to nie będzie szybka lektura. Po kilku pierwszych stronach, byłam już pewna, że przeczytanie zajmie mi kilka dni.

Dlaczego?
Jest wiele powodów.

Ze względu na niezwykle przedstawioną psychologię bohatera, którego historię poznajemy stopniowo. Autorka wprowadza nas w jego życie powoli, na kanwie teraźniejszości Saszy, ale również jego przeszłości i jego przemyśleń, w których przygląda się samemu sobie. To bardzo interesujący zabieg, ponieważ bohater jest wielowymiarowy, bardzo podobny nam i przez to zdaje się być wyjątkowo bliski. (Przynajmniej ja tak czułam).

Po drugie Autorka pokazała w powieści niezwykle ważną sprawę. Wrażliwość mężczyzn, dla mnie to przełamanie stereotypu, który utrwalił się w naszej kulturze. Mężczyzna ma być macho, twardy jak skała i nie wolno mu ukazywać emocji. Moim zdaniem Mad Bartnicka uderza w ten stereotyp, w historii nie brak emocji, rozmów na ich temat i ukazania tego, że każdy ma prawo do przeżywania trudnych emocji niezależnie od płci.

Pisarka nie unika tematów trudnych, ale pisze o nich nie tylko z przemyśleniem i niezwykłą lekkością, ale również niezwykle bogatym językiem.
W wielu recenzjach spotkałam się ze zdaniami, że ten język jest prosty. Moim zdaniem on robi takie wrażenie, ale zdecydowanie to nie to. Jak to powiedziałam na Tik-Toku, w książce jest esencja języka polskiego. Słowa są dobrane znakomicie, z przemyśleniem, dopełniając treść, kontekst. Chciałabym sama pisać z taką świadomością i w sposób tak kompletny.
Według mnie język w historii Saszy jest bardzo bogaty, nie tylko ze względu na smaczki wzięte z innego języka, ale jest też komponentem składającym się na postaci. Inaczej wyraża się Sasza, inaczej Kamil. Ich mowa, to część ich charakteru. Wydaje mi się, że nie wielu pisarzy zwraca na to uwagę. A to ważna część każdego człowieka.

U Mad Bartnickiej cenię również ciekawą kompozycję powieści, która skojarzyła mi się z historiami rodem z Japonii. Autorka stworzyła historię pełną głębi, ale opisała ją na podstawie kilku bohaterów i przemyślanych wątków. Ktoś powie, że to prostota. Owszem, coś w tym jest. Może lepszym słowem będzie minimalizm. Myślę, że to jest też pewien rodzaj obserwacji i kontemplacji życia i tego, co w nim doświadczamy. Czasem one są zupełnie różne, czasem bardzo trudne, a dotykanie ran, potrafi stworzyć nas zupełnie na nowo. I zaprowadzić tam, gdzie się nie spodziewamy, czasem do wyborów, o które byśmy się nie podejrzewali.

Ważna informacja, książka jest napisana w taki sposób, że nie trzeba znać poprzednich powieści Autorki aby móc ją przeczytać.

Można powiedzieć, że to historia o blaskach i cieniach ludzkich relacji, ale wydaje mi się to zbyt proste i banalne stwierdzenie mimo wszystko. Ciężko jest napisać dobrą recenzję o tak fantastycznie skomponowanej książce. Naprawdę dawno, (choć przeczytałam dość dużą ilość książek) nie miałam takiego wrażenia o powieści, że jest kompletna pod każdym względem.

Mam tylko nadzieję, że Autorka będzie zauważona i doceniona za swoje historie oraz nietuzinkowość, dopracowanie.
Bardzo zachęcam Was do sięgnięcia po książkę.

Tak, można powiedzieć, że jestem zafascynowana powieścią napisaną przez Mad Bartnicką.





*Mad Bartnicka, Motherless, e-book, s. 3-4.

Od wielu tygodni zabieram się za napisanie recenzji o powieści Mad Bartnickiej Motherless. Dawno żadna historia nie wbiła mnie tak bardzo w fotel.
Na początku miałam potrzebę ciągłego mówienia na temat książki, nawet nagrałam Tik-Tok na jej temat. Ta szybka opinia po przeczytaniu pozwoliła mi odrobinę poskładać swoje przemyślenia na temat Motherless, a także poukładać swoje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

I myślę, że skoro mam skrzydła,
mogłabym spróbować wzbić się w powietrze,
bo przecież skrzydła służą do latania.

Wrony Petry Dvořákovej od dłuższego czasu mnie już intrygowały, nie raz, nie dwa, mignęła mi okładka książki, recenzja. Próbowałam czytać w e-booku, ale nie sprostałam tej historii w tym wydaniu. Ostatnio postanowiłam poszukać czegoś dobrego w zasobach biblioteki miejskiej. Chodziłam pomiędzy regałami i szukałam wzrokiem tytułu, który mnie przyciągnie. Tak dostrzegłam dwie powieści autorstwa Petry Dvořákovej - Wrony i Jestem głód.
Zaciekawiły mnie tytuły, są bardzo niejednoznaczne, niełatwe do interpretacji, nie wiemy co otrzymamy. To jest coś, co mnie ostatnio bardzo przyciąga do książek, napięcie, niejednoznaczność, niedopowiedzenie, zagadkowość. Nie szukam rozrywki, ostatnio szukam realizmu.

Gdy wzięłam książkę do ręki i patrzyłam się na wydanie z 2020 roku, zastanawiałam się, co ten tytuł mi przyniesie. Początek bardzo szybko mnie wciągnął, autorka ma bardzo ciekawy sposób budowania napięcia w powieści. Relacjonuje wydarzenia dwutorowo z perspektywy dwóch kobiet, to pozwala czytelnikowi na zderzenie punktów widzenia. Będąc w tej roli, miałam wrażenie, jakbym była narratorem wszechwiedzącym w tej książce. Tak jakbym odgrywała ważną funkcję w tekście i była częścią, która ma wpływ na wydarzenia. Z drugiej strony, to też tak jakby się stało zamkniętym w szklanej klatce i podglądało czyjeś życie. W roli suflera, którego nie słychać. Kogoś, kto chce potrząsnąć drugim człowiekiem i go obudzić, ale nie może...

Kasia i Basia to siostry, są w okresie dojrzewania. Szkoła jest ich codziennością, nauka obowiązkiem, a one zaczynają się zmieniać, z małych dziewczynek zaczynają rozkwitać młode kobiety. To dość trudny czas w okresie młodych osób, zmienia się ciało, psychika, własny obraz, potrzeby. Pojawiają się trudne emocje, wstyd, poczucie niezrozumienia, hormony buzują. Okres buntu, zmian, nowego rozumienia ciała, wszystko jest inne. W takim momencie pojawia się w człowieku potrzeba zrozumienia, akceptacji, a nawet pomocy.

Tego pragną obie siostry, jednak w otrzymywaniu wsparcia nie ma równowagi. Jedna z nich jest oczkiem w głowie, chodzi jak w zegarku. Robi za ideał, ale jest jak niedoprawiona sałatka. Bez smaku, bez aromatu. Druga z nich chłonie życie całą sobą, żyje pasją, doświadczaniem. Nie jest skrojona według wyobrażeń matki. I za każdym razem po jej policzku spływają łzy.

Matka? Właściwie kobieta, która żyje we własnej frustracji, domysłach i oczekiwaniach, które stworzyła we własnej głowie niczym klatkę. Wzory nie zawsze dają się wpisać w działania. Ona jednak nie chce tego pojąć, wymierza karę, ale niesprawiedliwie.

Wrony to powieść, która może przetyrać wiele osób, niesie ze sobą ogromny bagaż emocjonalny. Niektórzy mogą odnaleźć siebie wśród bohaterów.
Ta książka ma niespełna 200 stron, w jeden wieczór może i dałoby się przeczytać. Jednak trzeba pamiętać, że jest w niej wiele napięć i trzeba czasem złapać oddech, nabrać dystansu. Aczkolwiek jeśli o mnie chodzi, to były momenty, gdzie miałam ochotę trzepnąć książką. Główna bohaterka denerwowała mnie swoim uporem i zaślepieniem. Z drugiej strony, trzeba oddać autorce, że potrafi zaangażować emocjonalnie czytelnika. Tak, powieść zostanie we mnie na długo. Wydaje mi się, że każdy rodzic powinien przeczytać Wrony.

Polecam!

I myślę, że skoro mam skrzydła,
mogłabym spróbować wzbić się w powietrze,
bo przecież skrzydła służą do latania.

Wrony Petry Dvořákovej od dłuższego czasu mnie już intrygowały, nie raz, nie dwa, mignęła mi okładka książki, recenzja. Próbowałam czytać w e-booku, ale nie sprostałam tej historii w tym wydaniu. Ostatnio postanowiłam poszukać czegoś dobrego w zasobach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

,,Wszystko ma swoją cenę, a ceną rozpusty jest samotność".

Wydaje się, że niektórzy ludzie od urodzenia wiedzą czego pragną, czego chcą, kim chcą zostać w dorosłości. Ich życie układa się jak w bajce, idealnie składają się puzzle w ich życiu, kontakty, potem pieniądze i wpływy. Wydaje mi się, że tak właśnie było w przypadku głównej bohaterki Pauli Uzarek – Glorii, która znana jest pod pseudonimem Lemon Lady. Tylko czy to tak zwane szczęście i popularność, to tak naprawdę najlepszy cel na życie? Czy to powinno być jego kwintesencją?

Pierwsza fascynacja Glorii światem pełnym muzyki, zapowiedzi świetlanej kariery, talent, coraz większy rozgłos i marzenia napędzają bohaterkę, do szalonej pracy i kontraktu, który wart jest wielkich pieniędzy, co wybierze wschodząca gwiazda?

Po drugiej stronie showbiznesu stoi kuzynka Glorii, od początku przygląda się poczynaniom przyszłej gwiazdy. Wiernie chodzi na jej koncerty, wspiera w rozwoju i towarzyszy w lekcjach muzyki, żyje w cieniu Lemon Lady. Czuje się szara i niezdolna, nie wierzy w siebie. A czasem patrzy z przerażeniem na decyzje kuzynki, z jednej strony chce ją chronić, a z drugiej czeka aż ta się sparzy.

Jest jeszcze on Grzechu, każdy z nich widzi, mówi... Ale Gloria chce być mądrzejsza od wszystkich... Czy uda się ją ocalić przed nią samą?

Historia wydaje się bardzo realistyczna i możliwa, świat muzyki jest barwny, ale i trudny, by wkupić się w jego łaski. Trzeba mieć to coś by zaistnieć, nie tylko w muzyce, ale i w innych dyscyplinach, sporcie, kinie, telewizji itp. Nie każdy ma gen zwycięstwa, czy życia w ciągłym biegu, ruchu, podróży.

Z jednej strony można wynieść wiele mądrych spostrzeżeń z tej historii, nie mogę jej tego odebrać. Mnie jednak ta historia nie siadła, sama do końca nie umiem powiedzieć dlaczego.

Na początku audiobooka zgubiłam się w tym kto kim jest. Zastanawiałam się tylko co ma historia z XX wieku wspólnego z współczesną historią Glorii i właściwie nadal nie wiem. A słucham uważnie audiobooków. To bardzo mnie zapętliło w znalezieniu chronologii tej opowieści. Kilka wątków i relacji jest nagle uciętych i mimo że Gloria powinna być główną bohaterką, to tak naprawdę mamy dwie strony medalu i dwie narratorki. Po przesłuchaniu nie rozumiem tego zabiegu. To samo jest z postacią (wybaczcie uproszczenie) rodziny, jest. Owszem, ale zbyt słabo rozwinięty. Ponieważ w powieści kreowany jest wizerunek, że bohaterka, chociaż jest dorosła, to ma być bardzo uzależniona od rodziców. To jest bardzo sugerowane na początku, potem ta wpływowa rodzina nagle się rozmywa. Nagle apokalipsa, córka się przeciwstawia, a potem ameby. Przepraszam, za określenie, ale moimi zdaniem bardzo jest to niedopracowane jeśli dokładniej się temu przyjrzeć.

Myślę, że młodych czytelników może zainteresować. Szczególnie osoby, które myślą o muzycznej karierze i rozwoju. Może je przetrzeć...

Nie zachwyciłam się...

,,Wszystko ma swoją cenę, a ceną rozpusty jest samotność".

Wydaje się, że niektórzy ludzie od urodzenia wiedzą czego pragną, czego chcą, kim chcą zostać w dorosłości. Ich życie układa się jak w bajce, idealnie składają się puzzle w ich życiu, kontakty, potem pieniądze i wpływy. Wydaje mi się, że tak właśnie było w przypadku głównej bohaterki Pauli Uzarek – Glorii, która...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Jesteś moją Trójką" Niny Kaczmarczyk miała kilka dni temu swoją premierę, dokładnie 24.01.2024. Widziałam zapowiedzi recenzentek i okładkę, gdzieś mi ta książka została w podświadomości. Zaraz po premierze sięgnęłam po nią dzięki Legimi.

W ostatnich latach rzadko sięgałam po historie z romansem w tle, ale w nowym roku zdecydowanie częściej zdarza mi się takie czytać, czy słuchać.

Z zaciekawieniem sięgnęłam po "Jesteś moją Trójką". Wydaje się, że w Polsce autorki wydały już tak dużo powieści z wątkami romantycznymi, że niemożliwym jest wymyślić coś nowego, jednak Ninie Kaczmarczyk udało się tego dokonać.

On jest znanym młodym aktorem, którego popularność z dnia na dzień wzrasta, niestety dla niego nie tylko z powodów ról. Jest dość niesforny, chociaż brzmi to jak epitet dla dziecka, korzysta z życia i można by rzec nie ma limitów. Poza tym wierzy w liczby, które wskazują mu pewien kod i pomagają w decyzjach i sformowaniu marzeń. 3,6,9 to ważne cyfry dla bohatera.

Ona maturzystka, która musi radzić sobie w życiu sama, jej podporą jest jedynie przyjaciółka. Ambitna dziewczyna, która nie lubi wołać o pomoc, dla jednych kujonka pełna tajemnic, dla innych wierna przyjaciółka. Chociaż pierwsze wrażenie może być mylące.

Nagle dochodzi do zderzenia dwóch absolutnie różnych światów, czy dadzą radę dojść do porozumienia, chociaż żyją w zupełnie inny sposób, dzielą ich wartości, plany ale nie tylko.

Znana jestem z tego, że unikałam historii romansowych, co zaznaczyłam wyżej.
Ta jednak dość szybko mnie wciągnęła i chciałam poznać bohaterów oraz to, co im się przydarzy. Każde z nich doświadcza w życiu tak jak może... Jednak niestety nie ma w tym równości. Nie wiem, czy to specjalnie, czy nie... Ale widoczny jest wątek pieniędzy i pewniej nierówności społecznych wśród młodych. Jednak to wybrzmiewa w tle. To, co bardziej zwraca uwagę bohaterów to spotkanie, które pozornie zupełnie nic nie znaczy. A jednak...
Jest w tym jakaś prawda, że nasze uczucia mogą nas zaskoczyć, a jakieś podświadome przyciąganie do drugiego człowieka może prowadzić do zmian.

Myślę, że wielu młodych ludzi będzie mogło odnaleźć się w tej historii. Niedługo walentynki, więc będę polecała ją i w związku z nimi.

A zakończenie?
W takim momencie, że 🥹.

"Jesteś moją Trójką" Niny Kaczmarczyk miała kilka dni temu swoją premierę, dokładnie 24.01.2024. Widziałam zapowiedzi recenzentek i okładkę, gdzieś mi ta książka została w podświadomości. Zaraz po premierze sięgnęłam po nią dzięki Legimi.

W ostatnich latach rzadko sięgałam po historie z romansem w tle, ale w nowym roku zdecydowanie częściej zdarza mi się takie czytać, czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Musiałam przyznać, że trochę się o niego martwiłam, ponieważ nigdy nie widziałam go w takim stanie. Zawsze miał coś do powiedzenia i musiał rzucić jakiś komentarz. A teraz po prostu milczał".

Tessa i Archer znali się od zawsze. Od dziecka byli obok siebie, właściwie można by rzec, wychowywali się razem. Ich mamy przyjaźnią się od wielu lat, więc często się spotykali. Nie tylko od święta, ale i spędzając razem wakacje, czy chodząc do tej samej szkoły. Tylko relacji tych dwojga zdecydowanie nie można nazwać przyjacielską. A wręcz przeciwnie, ciągła bitwa między nastolatkami, której powoli zaczynały mieć wszystkie osoby wokół nich. Ciągłe ostre wymiany zdań, dokuczliwe teksty, kuksańce, małe i większe złośliwości. Tego nie brakowało, a dni bez potyczek słownych były czymś dziwnym i zaskakującym. Ich mamy bardzo chciały, żeby ich relacja się zmieniła... Jednak czy to możliwe?

,,Najgorszy był ból był wtedy, kiedy miałeś świadomość, że skrzywdziłeś osobę, którą kochałeś".

Jednego dnia dowiadują się, że ich rodzice muszą wyjechać za granicę na kilka miesięcy, a oni na ten czas mają zamieszkać razem. Czy jest szansa na to, że nie rozniosą okolicy swoimi wybuchowymi temperamentami? I swoją ognistą relacją?
Ona, jedna z tych dziewczyn, na które nikt nie zwraca uwagi. Introwertyczka, która ma dwójkę bliskich przyjaciół Scarlett i Leo. Czasem nieco roztargniona, a czasem roztańczona i zakręcona.

On? Szkolna gwiazda, kapitan szkolnej drużyny koszykarskiej. Wszystkie dziewczyny wzdychają na jego widok, lubiany i znany, ciągle w centrum uwagi szkolnej społeczności.

Przychodzi dzień, gdy te charaktery muszą się troszkę utemperować i zaprzestać ciągłej walki. Nauczyciel wciąga ich do pracy nad musicalem. Tess i Archer oraz ich przyjaciele stoją przed wyzwaniem, ale to wyzwanie sprawi, że niektóre relacje się zmienią, ale co i jak to przekonajcie się sami.

,,Już nawet nie chodzi o to, że jestem na niego zła, bo nic mi nie powiedział. Bardziej boli mnie fakt, że się w nim zakochałam. Brakuje mi go, kiedy nie widzę się z nim kilka dni, a co dopiero, gdyby mieszkał tysiąc kilometrów ode mnie".

Po romanse sięgam rzadko, wiele takich książek mnie nie przekonuje, ze względu na mocne seksualizowanie relacji, bez względu na to jaki jest jej stopień. Sama pikanteria itp., no sorry takich nie lubię. Tę historię znalazłam pośród polecanych w zabawie Taniej Książki, w której to można wybrać swój zodiak. I potem dostajemy całą paletę tytułów. Ta oto książka Kingi Macowicz mnie przyciągała, może czasem tak macie, że podświadomie wiecie, że coś Wam się spodoba. Tak było jeśli chodzi o ten tytuł.
Wzięłam czytnik, ściągnęłam książkę i już mnie nie było.

Na początku powieść zdecydowanie skradła moje serce świetnymi ripostami, jakie dawali sobie bohaterowie. Ta ich relacja i każde spotkanie było bardzo dynamiczne, co przyśpieszało akcję powieści. Chciałam wiedzieć dalej co się święci, jak to czasem mówimy. Bitwa na słowa, miny ,no wszystko widziałam oczami wyobraźni. (W sumie film, lub serial młodzieżowy byłby bardzo dobry na podstawie historii). Autorka też skradła moje serducho swoim sposobem pisania, bardzo lekkim. Nie czułam ile przeczytałam, strony zmieniały się same. Podobały mi się relacje bohaterów, opis przyjaźni, ich wspólne spotkania itp. Autorka zdecydowanie stworzyła nie tylko ciekawą opowieść, ale również bohaterów. Wciąga. Podobały mi się też relacje głównej bohaterki, wiemy, co się w niej dzieje. To nie jest tylko opis tego, co na zewnątrz, z innymi bohaterami, jest też relacja jej wnętrza. Co moim zdaniem powoduje, że łatwiej w ten sposób utożsamić się z Tess i zrozumieć jej perspektywę. W różnych sytuacjach, oj różnych.

Info dla wrażliwszych, są dwa miejsca w książce, gdzie pojawiają się sceny, ale to właściwie 2-3 strony.

Bardzo polecam jeśli macie ochotę przeczytać lekko, młodzieżową historię o miłości i nie tylko.

Od miłości do nienawiści nie dzieli nas daleka droga...

"Musiałam przyznać, że trochę się o niego martwiłam, ponieważ nigdy nie widziałam go w takim stanie. Zawsze miał coś do powiedzenia i musiał rzucić jakiś komentarz. A teraz po prostu milczał".

Tessa i Archer znali się od zawsze. Od dziecka byli obok siebie, właściwie można by rzec, wychowywali się razem. Ich mamy przyjaźnią się od wielu lat, więc często się spotykali. Nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wanda Siubiela zabiera nas do baśniowego świata elfki Anastazji, którą bliscy nazywają Nastką. W pierwszym tomie historii poznajemy Wzgórze Olch, miejsce niezwykle ważne dla bohaterki, dom rodzinny. Zamieszkiwany przez jej bliskich od pokoleń. W opisie tego pięknego miejsca czuć ciepło rodzinne i widać, że dla autorki rodzina jest niezwykle ważna. To niezwykłe ciepło między bohaterami zostało w mojej głowie i w wyobraźni. Wchodząc do świata wykreowanego przez autorkę,poznajemy również rodzinę Nastki. Jej babcię, dwóch starszych braci oraz rodziców. Każdy z bohaterów jest przez autorkę przemyślany i ma swój charakter, zdecydowanie warto to docenić, ponieważ coraz częściej trafia się na papierowych bohaterów.

Nastką jest bardzo młodą elfką,ma zaledwie osiem lat, jednak jest dość rezolutną elfką, interesuje ją otaczający świat i tajemnice jakie skrywa. Przez to będzie bliska młodym czytelnikom i czytelniczkom,uosabia dziecięcą ciekawość i dociekliwość. Jest usłużna i ma dobre serce, pokochają ją nie tylko młodzi, ale i dorośli.

Po kreacji bohaterów widać, że są nie tyle przemyślani, ile autorka doskonale zna i rozumie potrzeby wieku młodych czytelników, dziewczynek i chłopców. Odkrywania i poznawania,szukania, przygód i zbierania nowych doświadczeń.

Jestem już trochę starsza od odbiorców, dla których autorka napisała tę historię, ale bawiłam się wspaniale czytając pierwszy tom. Przypomniał mi moje wyobrażane światy, to jak uwielbiałam baśniowe opowieści. I co ciekawe wróciłam do baśni i czytam je na nowo z innej perspektywy.

Podsumowując, jest to pierwszy z dwunastu tomów przygód Anastazji i to początek niezwykle ciekawej opowieści pełnej innych niezwykłych istot i miejsc oraz przygody. W książce jest piękne spojrzenie na relację rodzinne i pomoc. Poszczególne tomy nie są zbyt grube, zostały specjalnie wydane w ten sposób,by młodym czytało się łatwiej i szybciej.
Myślę, że te historie docenią i duzi i mali. Wciąga już od pierwszych stron. Wszystko jest tak opisane, że czyta się szybko.

Bardzo zachęcam do sięgnięcia po historie stworzone przez autorkę. Niedługo recenzja kolejnego tomu. Sama jestem bardzo ciekawa kolejnych przygód małej elfki. Czego dowie się podczas podróży i kogo spotka w nieznanych miejscach? Tego mam nadzieję dowiedzieć się niedługo. Nutka tajemnicy jest w pisana w tę powieść.

Wanda Siubiela zabiera nas do baśniowego świata elfki Anastazji, którą bliscy nazywają Nastką. W pierwszym tomie historii poznajemy Wzgórze Olch, miejsce niezwykle ważne dla bohaterki, dom rodzinny. Zamieszkiwany przez jej bliskich od pokoleń. W opisie tego pięknego miejsca czuć ciepło rodzinne i widać, że dla autorki rodzina jest niezwykle ważna. To niezwykłe ciepło między...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo przydatny zarys literatury starożytnej Grecji, zawiera wiele cennych informacji, systematyzuje i pozwala dobrze odnaleźć się w obszernym zagadnieniu.

Bardzo przydatny zarys literatury starożytnej Grecji, zawiera wiele cennych informacji, systematyzuje i pozwala dobrze odnaleźć się w obszernym zagadnieniu.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Przesłuchałam audiobooka. I nie jest to historia lekka. To powieść bardzo życiowa, dotykająca serca bardzo, bardzo głęboka. Historia Lidki, która starała się ułożyć sobie życie, po tym jak wychowała się w domu dziecka. Oddana jako maluszek, spędziła w nim całe dzieciństwo. Historia jej rodziny pozostaje dla niej tajemnicą. My jednak poznajemy bohaterkę, gdy jest już dojrzałą kobietą, która ma córkę. Mimo że życie w bidulu to przeszłość, kobieta wciąż musi walczyć. Tym razem nie o siebie, a o swoją kochaną, małą Sonię. Dziewczynka jest poważnie chora.
To powieść bardzo mocna, ale mimo trudności jakie dotykają bohaterów, wciąż gdzieś jest nadzieja. Gdzieś tli się jej płomień. To zdecydowanie historia pełna właśnie jej - nadziei, siły, determinacji i odwagi. I czytelnikowi jej dodaje. Polecam!

Przesłuchałam audiobooka. I nie jest to historia lekka. To powieść bardzo życiowa, dotykająca serca bardzo, bardzo głęboka. Historia Lidki, która starała się ułożyć sobie życie, po tym jak wychowała się w domu dziecka. Oddana jako maluszek, spędziła w nim całe dzieciństwo. Historia jej rodziny pozostaje dla niej tajemnicą. My jednak poznajemy bohaterkę, gdy jest już...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedy nadchodzi jesień, mam chęć przenieść się do magicznych światów. Poza szarość dni, które coraz częściej za oknami. Dlatego lubię sięgać po fantastykę i dość grube książki. Wtedy mam więcej czasu i bezczelnie mogę go wykorzystywać czytając.

Podróżując, nie tylko w sensie literackim. Zabrałam ze sobą pierwszy tom Zakonu Drzewa Pomarańczy Samanthy Shannon. I miałam nadzieję, że w długiej podróży, ta historia tak mnie wciągnie, że nie będę odczuwała upływu czasu. Tak się jednak nie stało.

Kilka lat temu, zaraz po wydaniu tej serii w Polsce. Było o niej bardzo głośno, te opinie w jakiś sposób skusiły i mnie. Dostałam je na gwiazdkę, zostawiając na później i czekając jak nadejdzie ten odpowiedni moment. Nadszedł w tym roku.

Autorka zabiera nas do fantastycznego świata, gdzie z jednej strony świata smoki są ważnymi członkami wspólnoty, w drugiej z nich ludzie się ich obawiają. To również świat królowieckiego panowania, intryg, rycerzy i magii. A do tego zapowiedzi wojny, która wybrzmiewa z każdą decyzją coraz głośniej, odbijając się echem w murach królestwa. Zdecydowanie w tym świecie dominują kobiece bohaterki.

Świat dzieli się na wschód i zachód, a oba "kraje" choć należą do jednego świata, są tak różne, jakby były zupełnie odrębne.

Na początku autorka wprowadza czytelnika w świat bohaterów, jednak jest bardzo dużo wątków. Trochę pisze o tym co dzieje się na wschodzie, trochę o zachodzie. Dla mnie osobiście takie pomieszanie wątków wprowadza tylko i wyłącznie chaos. Utrudnia on szybkie odnalezienie się w wykreowanym przez autorkę pomyśle. Być może dla niej to nie było widoczne, bo pisząc doskonale znała swoje wyobrażenia i wykreowane postaci. Innymi słowy, krócej za dużo wszystkiego na raz. Zanim zrozumiałam podziały, różnice i funkcje, przeczytałam ponad 300 stron. A i tak sporo pozostało tajemnicą. Dopiero pierwszy tom przede mną, ale po kolejny za szybko nie sięgnę, mimo iż stoi na półce.

Jak na tak gruby tom, dla mnie było zbyt mało akcji. Zabrakło mi konkretów. Wszystko zaczęło się nagle rozwijać, na 100-200 ostatnich stronach. Z mojej perspektywy, autorka chciała nagle wszystko nadrobić i szybko zrobiła z bohaterami co chciała. Dosłownie cięcie i ha ha, była akcja. Tylko jak dla mnie bardzo rozczarowująca.

Przy światach mniej rozbudowanych, ze zdecydowanie krótszymi tomami lepiej się bawiłam.
Podobały mi się wątki ze smokami, trochę o nierozwikłanej zagadce i kilka bohaterek. Reszta jest raczej nudna i w sumie koniec tomu wmusiłam, wciąż mając nadzieję, że może będzie ciekawie...

Ze smutkiem napiszę, nie polecam!

Kiedy nadchodzi jesień, mam chęć przenieść się do magicznych światów. Poza szarość dni, które coraz częściej za oknami. Dlatego lubię sięgać po fantastykę i dość grube książki. Wtedy mam więcej czasu i bezczelnie mogę go wykorzystywać czytając.

Podróżując, nie tylko w sensie literackim. Zabrałam ze sobą pierwszy tom Zakonu Drzewa Pomarańczy Samanthy Shannon. I miałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Miej mniej" Natalii Kraus-Kowalczyk to świetnie napisana książka, która jest poradnikiem. Znajdziemy w nim porady na temat oczyszczenia swojego otoczenia i posiadania mniej. Żyjemy w czasach, gdzie posiadanie wielu rzeczy popularnych i drogich marek mówi o zaradności w życiu, czy też powodzeniu. To jednak bywa bardzo złudne, bo jesteśmy nie tylko przytłoczeni ilością przedmiotów, ale i informacji i funkcjonujemy w takim zabałaganieniu. Autorka zachęca nas do oczyszczenia swojej przestrzeni, nie tylko jeśli chodzi o szafę, kosmetyki, czy inne przedmioty, ale też o inne zasoby, nawet na Facebooku. Na prostych przykładach z życia wziętych, pokazuje, że mniej, to też lepiej, ponieważ odzyskujemy nieco wolności i miejsca, bo warto zrobić też porządek w swoich zainteresowaniach i planu dnia. Aby mieć chwilę na odpoczynek i odprężenie. Bardzo polecam, choć to poradnik, to Pani Natalia opisała wszystko w bardzo przyjemny sposób, czyta się jak świetną powieść i nie wiadomo kiedy "Miej mniej" się kończy. Teraz czas spróbować nieco wykorzystać porady i uporządkować nie tylko szafę.

"Miej mniej" Natalii Kraus-Kowalczyk to świetnie napisana książka, która jest poradnikiem. Znajdziemy w nim porady na temat oczyszczenia swojego otoczenia i posiadania mniej. Żyjemy w czasach, gdzie posiadanie wielu rzeczy popularnych i drogich marek mówi o zaradności w życiu, czy też powodzeniu. To jednak bywa bardzo złudne, bo jesteśmy nie tylko przytłoczeni ilością...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Matka często wspominała mi, że prawdziwe życie ma smak słonej wanilii. Chcemy, aby wszystko przyszło łatwo, bezproblemowo oraz wygodnie, bo przecież tak pokazują to reklamy. Każdy może wszystko, każdy może być każdym i nie ma barier. Tymczasem one istnieją, a my uczymy się je pokonywać. Jedne przekraczamy łatwiej, inne okazują się większym wyzwaniem. Dotyczy to także, a może przede wszystkim, uczuć. Gniewu, zawiści, wiary w drugą osobę… Miłości. Ta ostatnia jest trudna, wymagająca, ale potrafi znieść naprawdę wiele sztormów. Wtedy jednak tego nie wiedziałem. A raczej nie chciałem dostrzec, nawet gdy waliła mnie prosto w gębę różowym serduszkiem trzymanym przez pluszowego misia. Czemu tak się działo? Bo ograniczał mnie strach. Strach przed przeszłością, strach przed innym człowiekiem, strach przed uczuciem, które wypierałem z siebie od lat.
Czasem w naszym życiu pojawia się nagle jakiś człowiek, do którego podchodzimy z dużym dystansem, patrzymy na niego podejrzliwie. Powodują w nas niekiedy to nasze własne doświadczenia, a innym razem atmosfera, jaką ta osoba wokół siebie roztacza. Tacy niespodziewani goście nie raz stają się nauczką w życiu, ale bywa i tak, że zostają z nami, na dłużej, rozsiadając się obok, jak w wygodnym fotelu.

Tomek, to siedemnastolatek chodzący do liceum, właściwie człowiek cień, który podąża szkolnymi korytarzami, na pierwszy rzut oka wydaje się być nieciekawym człowiekiem. Żyjący w cieniu klasy i szkolnych gwiazd, ot zwykły chłopak lubiący mangi, anime, filmy grozy. I mający twardo wyrysowany plan na życie, który nie daje możliwości na inne, dodatkowe, nieprzewidziane sytuacje i hmmm... osoby. Do tego nie cierpi walentynek. Jednak jego ciche nerdowskie życie... zostaje odrobinę zburzone. Z powodu swoich głupich pomysłów, ponosi konsekwencje. Za sprawą swojej wychowawczyni trafia do Klubu Pomocników. Ma pomóc Annie i Amandzie w przygotowaniu imprezy walentynkowej (o masz ci los). Początkowo jego nowe znajome z podejrzliwością przyglądają się jego zachowaniu i reakcjom. Obie dziewczyny są na najwyższym szczeblu szkolnego łańcucha, mądre, do tego piękne i olśniewające. Mogłby mieć każdego chłopaka w szkole. On zaś bardzo szczery i nieoszczędzający uszczypliwych komentarzy, nie zauważa tego, jak jest przez nie odbierany, ani że jego komentarze mogą boleć. W powieści Artura Tojzy spotykają się ze sobą dwa światy, dziewczyn, które w szkole odbierane są niczym gwiazdy, rówieśnicy wszędzie je dostrzegają, są jak celebryci na ustach całej szkolnej społeczności. I cichy świat chłopaka, który przechodzi niezauważony niczym mysz pod miotłą. Czy spotkanie trzech tak różnych dusz może wywołać mieszankę wybuchową? O tym przekonajcie się sami sięgając po książkę.

Dla mnie Słona wanilia to świetna powieść dla nastolatków, młodych dorosłych, którzy wkraczają dorosłe życie. Tych uczących się do matury, ale również tych wypatrujących z zapartym tchem studiów i pewnej dozy samodzielności. Jest to bardzo mądra i dobrze przemyślana przez autora historia, bohaterowie również są charakterni i zdecydowanie nie można się z nimi nudzić. Wręcz chwilami od książki bardzo trudno się oderwać, czytałam nocami, bo miałam wtedy najwięcej czasu. I choć kleiły mi się oczy, to tak bardzo chciałam wiedzieć, co będzie dalej. Więc to bardzo dobry znak, że można napisać powieść dla nastolatków, tak, że wciągnie bez reszty.

Powieść porusza wiele ważnych kwestii, w tym temat zakochania, rozwijających się uczuć, czasem dość skrajnych, ale również tego, że można się czuć wśród nich bardzo zagubionym. Czasem nie umiejąc ich okazać, bądź też dopuścić do siebie. Autor przez bohaterów ukazuje też dwa oblicza relacji, kobiecy punkt widzenia i męski. Dwa światy, choć z pozoru wydają się łatwe do okiełznania, wcale takie nie są. Relacje damsko-męskie, cóż bywają trudne, nawet bardzo. Autor sięga również po temat wyborów, który młodym, dorastającym ludziom, jest bliski, ponieważ przed nimi stoją samodzielne wybory mówiące o ich przyszłości.

Dla mnie osobiście to była też niesamowita lektura, ponieważ przypomniała mi czasy mojego gimnazjum. I mimo iż byłam trochę, jak Tomek. Szarą myszką będącą z boku klasy, to angażowałam się jednak, w to, co działo się wokół. Historia z Słonej wanilii sprawiła, że mogłam z perspektywy spojrzeć na siebie samą i na wydarzenia z tamtych lat. I na pierwszą miłość, którą zrozumiałam zbyt późno. Żałuję, ale zmienić nic nie mogę...
Poczułam na chwilę smak początku lat 2000, a raczej ich pierwszego dziesięciolecia, gdzie media społecznościowe, opinie, hejt itp. nie miały takiego wpływu na ludzi jak teraz, świat kręcił się wśród młodych też poza telefonami. To były dodatki do tego, co było wokół nas.
I autor przypomniał mi swoją książka też moje lektury, gdy byłam młodsza od bohaterów, Pamiętnik nastolatki i Kroplówkę z marzeniami, to klimat tamtych lat. Za co autorowi dziękuję, jak również za to, że szarym myszkom jak ja daje trochę nadziei na to, że znajdą miłość swojego życia. Nawet jeśli jedna z tych połówek nie cierpi walentynek.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Autorowi Arturowi Tojzie.

Matka często wspominała mi, że prawdziwe życie ma smak słonej wanilii. Chcemy, aby wszystko przyszło łatwo, bezproblemowo oraz wygodnie, bo przecież tak pokazują to reklamy. Każdy może wszystko, każdy może być każdym i nie ma barier. Tymczasem one istnieją, a my uczymy się je pokonywać. Jedne przekraczamy łatwiej, inne okazują się większym wyzwaniem. Dotyczy to także, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Żyj pełną piersią, baw się, nie odkładaj nic na później. Nigdy nie wiesz, kiedy zadzwoni telefon, kiedy w życiu coś Ci tąpnie".

Nigdy nie wiemy, co w życiu stanie się za chwilę, nie potrafimy przewidzieć przyszłości. Nikt z nas nie wie, czy nie stanie w pewnym momencie na skraju, na krawędzi, która może zmienić życie lub doprowadzić do gwałtownego zderzenia z rzeczywistością. Często bolesnego.
Tego, w tej historii doświadczyła Ilona. I może spotkać każdego. Życie pisze wiele scenariuszy i to niełatwych.

Nagle, przez jeden wynik badań, całe życie się zmieniło...
Główna bohaterka jest silną kobietą, dbającą o siebie i o swoich bliskich. Szczególne miejsce w jej sercu, ma jej córka Emilka, zwaną przez nią również Emką. Mieszka sama z córką, ponieważ rozeszła się z mężem, jednak ich córka jest w kontakcie z ojcem. Są obok siebie jako przyjaciele i potrafią się wspierać w trudnych momentach. To niezwykła opowieść o relacji dwóch osób, które były ze sobą niezwykle blisko. Kobiety odnalazły się w tym wspólnym świecie i radzą sobie. Emka jest dorastającą, młodą kobietą, przed którą egzamin dojrzałości i decyzje o przyszłości. W tym czasie nie jest to jedyne wyzwanie. Ilona dowiaduje się o chorobie - WZW C - autorka pokazuje w tej historii, że życie z nią jest z pozoru łatwe, ponieważ choroba nie dotyka tylko ciała. Nie omija także duszy. Pani Anna Bałuta na okładce książki zapisała ważne słowa, które pomogą czytelnikowi jeszcze lepiej zrozumieć dlaczego ta historia powstała. Pozwolę więc sobie zacytować:
,,Napisałam ją dla siebie, bo temat HCV jest mi szalenie bliski. Oswoiłam demony, rozumiem swoje motywy i nauczyłam się doceniać to, co mam. Sporo rzeczy w życiu przewartościowałam. Pamiętam jednak ten palący wstyd, niepewność, załamanie, samotność i strach, co będzie dalej".
Wokół Ilony są ludzie, którzy bardzo ją wspierają i otaczają miłością, każdy tak jak potrafi, według swojego charakteru i możliwości. To właśnie bardzo pokazuje ile jest w stanie pomóc drugi człowiek, jak ważne są relacje.

Nie jest mi łatwo pisać o tej książce, ponieważ jest napisana pięknie. Z jednej strony dotyka trudnych spraw, ale autorka sprawiła, że jest to niesamowita powieść. Bardzo refleksyjna i mądra, ale zawiera również wiele wrażliwości. Na to, co nas otacza, ale również zwraca uwagę na ludzi obok nas i relacje jakie tworzymy z innymi. Niesamowicie mnie tym Pani Ania ujęła. A tytułowe listy do Emki, to coś cudownego. Piszę listy i bardzo doceniam tę formę. I tak sobie myślę, że każda mama zrobiłaby niezwykły prezent swojemu dziecku, gdyby napisała takie listy. Dzięki nim młoda kobieta może zobaczyć mamę i życie z zupełnie innej perspektywy, zobaczyć w niej takiego samego człowieka. Mającego dylematy, rozterki, trudne dni i emocje.

Książka Pani Ani jest pełna ważnego przekazu, o tym trzeba pamiętać.

Dziękuję za możliwość przeczytania - Autorce.

„Żyj pełną piersią, baw się, nie odkładaj nic na później. Nigdy nie wiesz, kiedy zadzwoni telefon, kiedy w życiu coś Ci tąpnie".

Nigdy nie wiemy, co w życiu stanie się za chwilę, nie potrafimy przewidzieć przyszłości. Nikt z nas nie wie, czy nie stanie w pewnym momencie na skraju, na krawędzi, która może zmienić życie lub doprowadzić do gwałtownego zderzenia z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedy po raz pierwszy sięgałam po tę książkę, było o niej słychać w mediach społecznościowych. Szczególnie na tych profilach, którym bliskie jest wydawnictwo Edycji Świętego Pawła i treści, które wydają. Czytałam te opinie i sama chciałam poznać te historie, "usłyszeć" głosy bohaterek wywiadów.
Tylko że dwa lata temu nie byłam gotowa na te opowieści. Może nie chodzi konkretnie o stronę psychiczną, ale w jakimś stopniu czegoś mi brakowało. A nie chciałam przeczytać tego na odwal się...

Musiałam do niej dojrzeć, ale wielokrotnie biorąc ją do ręki, czułam, że nadejdzie ten moment. Wtedy jednak nie wiedziałam dwóch rzeczy.
Pierwszej, że będę pisać pracę magisterską dotyczącą kobiet, etyki troski i w jakimś stopniu macierzyństwa. A po drugie, że ta książka i lektury związane z pracą. Zaczną mnie prowadzić w kierunku szukania i odnajdywania własnej kobiecości i dojrzewania w niej.

Ile rzeczy jest w stanie człowieka zaskoczyć [to tak na marginesie].

Pani Karolina Guzik zaprosiła do współpracy jedenaście niesamowitych i inspirujących kobiet, takich jak ja i Ty. Nie są celebrytkami na pierwszych stronach gazet, a ludzie nie wpatrują się w nie jak w boginie. Są kobietami naszych czasów, które stawiły czoła i stawiają czoła, temu co przynosi im życie. I to w jaki sposób przez nie idą, zasługuje jak najbardziej na docenienie. Może stanowić również inspirację dla innych.

Zanim o samych wywiadach, chciałabym napisać coś jeszcze, choć pewnie Autorka tego nie przeczyta.

Pani Karolino, chciałabym Pani pogratulować odwagi rozmawiania o rzeczach trudnych, szczególnie z taką lekkością i empatią. Jak również głośnego dotykania tak zwanych tematów tabu, które wciąż i wciąż skrywamy pod dywanem. A te zamiatane problemy wciąż się kumulują i tworzą inne. To bardzo ważne, że powstają takie książki. Myślę, że mogą zmieniać powoli optykę wielu ludzi. Więc dziękuję.

Każdy wywiad, to historia, to żyjcie kobiety. Każda z nich jest inna, ale każda jest niezwykła. Doświadczyły w życiu różnych problemów, bolączek i strat, ale każdego dnia starają się żyć jak najlepiej. I w rozmowach przeprowadzonych przez Panią Karolinę otwarcie mówią o rzeczach trudnych, wielokrotnie dotykających bardzo ich same, ale również ich najbliższych. Nie brakuje rozmów na temat depresji, bezpłodności, samotności, doświadczenia mam dzieci niepełnosprawnych i barku empatii.

Przyznaję, że książka jest piękna, ale historie do łatwych nie należą, czytałam tę książkę z przerwami. Niektóre musiałam po prostu przemyśleć, poukładać w głowie czyjeś słowa. Nie wiem gdzie dalej doprowadzą mnie te inspirujące rozmowy, ale wiem, że zostawiły we mnie ślad, dobry znak.
By przeżywać swoją kobiecość i swoje życie w zgodzie ze sobą.

Polecam!

Kiedy po raz pierwszy sięgałam po tę książkę, było o niej słychać w mediach społecznościowych. Szczególnie na tych profilach, którym bliskie jest wydawnictwo Edycji Świętego Pawła i treści, które wydają. Czytałam te opinie i sama chciałam poznać te historie, "usłyszeć" głosy bohaterek wywiadów.
Tylko że dwa lata temu nie byłam gotowa na te opowieści. Może nie chodzi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Poezja niejedno ma imię.
Myślę, że znajdzie się choć kilka osób, które się ze mną zgodzą.

To jest właśnie jej piękno, nie ma jednej właściwej formy pisania, ale również jednej interpretacji.
Za to ją pokochałam, dałam się jej oczarować i ponieść.
Z tych kilku powodów wciąż po nią sięgam. Znajdzie się jednak wielu, którzy uważają poezję za coś przestarzałego, co nie ma racji bytu.
Dla mnie poezja nie jest zaściankowa, bez niej zabrakło by finezji w tym szalonym, zabieganym świecie, a ona zdaje się być oddechem.

I dziś zachęcam Was do przeczytania opinii na temat tomiku Pani Elżbiety JuszczakPasterze Dolin
Najpierw jednak kilka słów o autorce:

Elżbieta Juszczak - poetka urodzona w Kołobrzegu, pracuje naukowo na Wydziale Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Politechniki Koszalińskiej. Jest Autorką reportaży, artykułów i książek naukowych. Interesuje się historią regionalną, z zakresu której prowadzi badania, szczególnie historia prasy i propagandy. Autorka wydała kilka zbiorów wierszy, w swoim dorobku ma:Ona grzeszna, Pukanie, Świecąca ciemność,Alergie orazPasterze Dolin. Poza tomikami Autorka wydała również książki popularnonaukowe;Książka o wodzie,Książka o powietrzu,Książka o ziemi.

W tomik znajdziemy 57 wierszy, są bardzo różnorodne, gdybym próbowała znaleźć jedno słowo, wokół którego byłyby skupione. Można by rzec, pewnego tematu. To miałbym, przepraszam. Mam problem, żeby to jednoznacznie określić.

Autorka w swoich wierszach, z jednej strony, zabiera nas z dala od zgiełku i hałasu. Do ciszy, do łąk i lasów, po prostu na wieś.
Na przykład, gdy czytałam wiersz pt. Jabłka miałam wrażenie, jakbym znalazła się w sadzie.

Jabłka się toczą po płaskiej murawie,
Ich zimna twardość stwarza pewność ziemi.
Nie patrz na niebo, zajrzyj na twarz lata,
patrz jak w zieleni jabłko się czerwieni*.
Gdy czytałamPastereczkę, miałam wrażenie, że razem z podmiotem lirycznym spaceruję po łąkach, gdzie w pobliżu znajduje się jezioro. Piękne przestrzenie niezniszczone przez ludzką rękę, dziewicze.

Pastereczka jest młoda w zielonej sukience,
nachyla się do źródła i zanosi śmiechem.

Ten śmiech bierze lato, powietrze i łąka,
ten śmiech po dolinach i gajach się błąka.

Pod domem upada, a Bóg na to zerka,
podaruje Pasterce ze stawu lusterka(...)**.
I mimo że początek wielu wierszy wprowadza mnie w nastrój sielankowy, radosny, taki można powiedzieć wakacyjny. Takiego zachłyśnięcia się życiem. To w kolejnych wersach wielokrotnie Autorka w jakiś sposób przecina tę rozkosz życia. Pojawia się w moim odbiorze realizm życia, wchodzący jak dla mnie w bardzo skrajny pesymizm. Albo następuje zbiór jak dla mnie niełączących się skojarzeń. Autorka prawdopodobnie widzi coś, co dla mnie jest skryte. Dla wielu czytelników może być niezrozumiałe. Przeczytałam w życiu trochę poezji, napisałam sporo wierszy. Za eksperta się nie uważam, ponieważ poezja taka jest. Niezdefiniowana, niejednoznaczna. W jej nie, jest moje tak. W jej nie, właśnie jest niejedno piękno, ale będące ogromną zagadką. Takie dla mnie są wiersze Pani Elżbiety. Są zagadką, której na ten moment nie rozwiązałam. Przyznaję szczerze, że trudne są dla mnie do zinterpretowania i wyczucia. [Nie umiem połączyć jabłek i Nilu].
Tych, którzy lubią poetyckie wyzwania, zachęcam do próbowania. I sama mam ochotę zapytać Autorkę, "Co autor miał na myśli?".

Za możliwość zrecenzowania i przeczytania dziękuję Autorce Pani Elżbiecie Juszczak.

*cytat z wiersza pt.Jabłka,strona 68 w tomiku.
** cytat z wiersza pt. Pastereczka,s.9.

Poezja niejedno ma imię.
Myślę, że znajdzie się choć kilka osób, które się ze mną zgodzą.

To jest właśnie jej piękno, nie ma jednej właściwej formy pisania, ale również jednej interpretacji.
Za to ją pokochałam, dałam się jej oczarować i ponieść.
Z tych kilku powodów wciąż po nią sięgam. Znajdzie się jednak wielu, którzy uważają poezję za coś przestarzałego, co nie ma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Żyjemy w XXI wieku, w pośpiechu, w biegu, naszym częstym towarzyszem jest stres. "Na głowie" mamy tysiące zobowiązań, mniejszych i większych. Tylko czas jakoś tak szybko mija, wielu rzeczy nie dajemy rady zrobić. W tym szaleństwie potrafimy zapomnieć sami o sobie, o potrzebie odpoczynku, wyciszenia, chwili dla siebie. Relaksu, który możne niekoniecznie powinien być Netflixem?

Z pomocą przychodzi mała książeczka Ewy Liegman Prognoza pogody ducha wydana przez wydawnictwo Bratni Zew.
Znajdziemy w niej kilkadziesiąt refleksji dotyczących życia, otaczającego nas świata, czasu, doceniania chwili obecnej. Tak, tego ostatniego uczy nas Autorka. Dostrzegana tych małych, niewielkich rzeczy, które jak małe promyki pojawiają się w naszej codzienności. Czasem przelatującej jak letnia, gwałtowna burza...

Te krótkie, odrobinę metaforyczne powiastki są bardzo celne, podnoszą na duchu, zatrzymują i zachęcają do przyjrzenia się temu, w czym trwamy.
Do spojrzenia na życie w sposób, o którym czasem zapominamy. Bez zatkanych słuchawkami uszu, bez smartphone przed oczami. Zobaczyć życie bez filtrów, bez ulepszaczy.
Ewa Liegman moim zdaniem chce czytelnika zaprowadzić w podróż do wnętrza siebie, by to, co w środku, w sercu spotkało się z tym zabieganym człowiekiem.
Prognoza pogody ducha to bilet do chwili dla siebie, do trybu offline, bez powiadomień.

Te krótkie refleksje zostały zebrane przez Autorkę w cztery części, podzielone na cztery, jak pory roku; wiosna, lato, jesień zima. Jak cykl świata, cykl życia.
Znajdziemy w niej bardzo różne rozważania, lekkie i zwiewne jak wiosenny wiatr, ale i też trudniejsze jak pogoda w listopadzie.

Myślę, że wielu czytelników znajdzie w niej coś dla siebie, a przede wszystkim mały restart, który pomoże wyciszyć nasz mały świat.

Format tej książeczki jest idealny, by zabrać ją ze sobą razem z notesem na spacer np. do lasu i zapisać swoje myśli. Gdy przeglądałam i czytałam Prognozę pogody ducha pomyślałam, że można z niej skorzystać na różne sposoby.
Porozważać teksty w samotności, porozmawiać razem z rodziną, czy przyjaciółmi, a nawet porozmawiać z dziećmi. Może nie wszystkie refleksje będą dla nich odpowiednie, ale z pewnością kilka z nich może być ciekawe do wspólnych rozważań.

Zachęcam do podróży do krainy wyciszenia ;)

Żyjemy w XXI wieku, w pośpiechu, w biegu, naszym częstym towarzyszem jest stres. "Na głowie" mamy tysiące zobowiązań, mniejszych i większych. Tylko czas jakoś tak szybko mija, wielu rzeczy nie dajemy rady zrobić. W tym szaleństwie potrafimy zapomnieć sami o sobie, o potrzebie odpoczynku, wyciszenia, chwili dla siebie. Relaksu, który możne niekoniecznie powinien być...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wielu dorosłych myśli, że życie nastolatka to bułka z masłem. Czasem zachowują się tak, jakby sami zapomnieli, że byli nastolatkami. Ten wiek ma swoje prawa, właściwie jak każdy. Główna bohaterka jest nastolatką, która nagle bardzo się zmieniła... Jej rodzice nie chcą zaakceptować tej nagłej zmiany. Między dorosłymi i dziewczyną zaczyna dochodzić do nieporozumień. Złowrogich spojrzeń, uwag i kłótni. Tylko dlaczego nikt nie zapytał: czemu?

Państwo Różyccy są właścicielami dużej firmy w miasteczku, mają ogromny wpływ na to, co dzieje się wokół nich. Cóż pieniądze niektórym zamykają usta, innym dają pracę, a trzeci kupują za nie innych. Niewielu ludzi ma odwagę sprzeciwić się biznesmenom, a gdy już spróbują... Wszystkie drogi pozostają dla nich zamknięte, mały może niewiele. A pieniądze, no cóż, jak nie od dziś wiadomo, dają władzę. Tylko, czy słusznie?

Agnieszka była, cichą, spokojną i ułożoną, młodą dziewczyną. Grała na skrzypcach, dobrze się uczyła i do tego mogła nosić modne i drogie ubrania. Jest córką Różyckich, więc wydawałoby się, że ma wszystko. Niestety, nie. Ponieważ za pieniądze nie kupi się prawdziwych relacji. W szkole była samotna, ludzie uważali ją za kujonkę, od której trzymali się z daleka. Głownie z zazdrości.
Gdy po spotkaniu z rówieśnikami z klasy, usłyszała wiele słów pełnych nienawiści, coś się w niej skończyło...

Nagle przełamuje "strój" grzecznej dziewczynki, zaczyna się buntować i zachowywać tak, jak dzieciaki z jej klasy. Z grzecznej i ułożonej nastolatki, staje się rozkrzyczaną i głośną. Dynamizm tej zmiany początkowo jest niezrozumiały, z czasem autorka powoli wprowadza czytelnika dalej.
Im dalej, tym bardziej można się zastanawiać, kto właściwie jest tym złym. Czy zła dziewczyna, to naprawdę zła dziewczyna?

Gdy słuchałam tej historii, pomyślałam jedno. Z życia wzięte.
Ta historia mogła wydarzyć się naprawdę, nie zdziwi mnie, gdy tak bywa. Żyjemy w świecie, w którym moda (nie zawsze dobra) kreuje świat, upodobania i zachowania nastolatków. Takie, przez które potem ktoś może cierpieć. Hejt, wytykanie, dokuczanie, obrażanie. To niestety rzeczy obecne w życiu, każdego dnia. W Internecie szczególnie. Bohaterka jest jednak ofiarą tego, czego doświadczyła w szkole.

Człowieka łatwo zniszczyć...dużo trudniej pomóc mu wstać i zmienić to, co potrzeba. Chyba w takich czasach żyjemy, łatwiej wyrzucić to, co zepsute, niż spróbować naprawić. To właśnie zrobili Różyccy, chcieli wyrzucić, a nie naprawić. Komu tak naprawdę zasłoniły się oczy i kim jest prawdziwa Agnieszka? Dziewczyna, która ukryła całe swoje ja, pod maskami, które ktoś chciał na nią nałożyć.

Powieść jest debiutem, wysłuchałam audiobooka dzięki współpracy z Autorką.

Wielu dorosłych myśli, że życie nastolatka to bułka z masłem. Czasem zachowują się tak, jakby sami zapomnieli, że byli nastolatkami. Ten wiek ma swoje prawa, właściwie jak każdy. Główna bohaterka jest nastolatką, która nagle bardzo się zmieniła... Jej rodzice nie chcą zaakceptować tej nagłej zmiany. Między dorosłymi i dziewczyną zaczyna dochodzić do nieporozumień....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W życiu czytelnika zdarzają się takie książki, które przyciągają od razu. Podświadomie czuję, że to historia dla mnie. I tak też było z Fotografem utraconych wspomnień Sanaki Hiiragi. Moja przygoda z japońską literaturą zaczęła się od Wrót Soseki Natsume, ale gdzieś polubiłam to inne spojrzenie. I zaczęłam zagłębiać się w inne powieści pochodzące z Japonii. W Europie patrzymy na świat w inny sposób, zobaczyłam to nie tylko przez podróże książkowe, ale i te w rzeczywistości.

Tym razem zostałam zabrana w niesamowitą podróż przez czas, fotografię i ludzkie życie. Historię doświadczonej osoby, która przeżyła wiele lat na świecie, młodego człowieka, który wiódł dynamiczny żywot, oraz do dziecięcej opowieści. Z jednej strony czytałam tę książkę z ogromnym zainteresowaniem, a z drugiej miałam wrażenie, że czas się zatrzymał, a ja wraz z nim. Autorka niesamowicie buduje fabułę, trzy historie, tworzące spojrzenie na nas samych, na to jak patrzymy na śmierć, na upływający czas i na decyzje jakie podejmujemy. Nasze życie to opowieść o nas samych, ale też i o tych, których spotykamy na drodze naszego życia, na chwilę, ta historia jest wspólna. Składamy się z nich jak puzzle. To refleksyjna książka, która zabrała mnie daleko stąd.

UWAGA! MOŻE BYĆ SPOJLER

Było/ jest w niej coś otulającego, mimo że nie sięga po łatwy temat. W naszych kręgach śmierć jest właściwie tematem tabu. Albo tworzymy z niej przerażająca kostuchę, albo bawimy się nią, niczym kot piłeczką, w filmach, w powieściach jest na porządku dziennym. Z tą różnicą, że tą fikcyjną przyjmuje się dość łatwo. W życiu nie jest to zbyt proste, ani przyjemne. A jak już przychodzi do rozmowy o niej, atmosfera staje się bardzo niezręczna. Autorka spogląda na nią z innej perspektywy. Ona nie jest wyrokiem, to część życia.


Podoba mi się w tej historii kreacja bohaterów, wiele ich dzieli, ale dzięki temu możemy wiele zaobserwować. Właściwie odważę się na stwierdzenie, że możemy zaobserwować co nieco w naszym społeczeństwie i przypatrzeć się innym. Książka może wprowadzić w zadumę. To miłe uczucie, przynajmniej jeśli chodzi o tę powieść.


Bardzo polecam!

W życiu czytelnika zdarzają się takie książki, które przyciągają od razu. Podświadomie czuję, że to historia dla mnie. I tak też było z Fotografem utraconych wspomnień Sanaki Hiiragi. Moja przygoda z japońską literaturą zaczęła się od Wrót Soseki Natsume, ale gdzieś polubiłam to inne spojrzenie. I zaczęłam zagłębiać się w inne powieści pochodzące z Japonii. W Europie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Człowiek rozumny (łac. Homo sapiens) to dwa łacińskie słowa, które naukowo określają to, do której grupy jako ludzie należymy. Autor w swojej książce uznaje to określenie jako przeżytek. Człowiek przez stulecia rozwinął się, przystosował do warunków i wraz z tym dostosowuje swoje życie i otoczenie do siebie. W książce Autor proponuje nowe określenie - Homo artist. Pierwszy człon jest z łaciny, drugi zaś pochodzi z języka angielskiego.

,,[...] ja posłużę się zarówno moim określeniem, jak i tytułem tejże pozycji, który brzmi ,,homo artist".Oznacza to człowieka czującego albo człowieka artystę, który narodził się gdzieś w jaskini, na której wykonał jedno z pierwszych malowideł naskalnych we francuskiej Chauvet".
,,[...] Stawiając na zbitkę słów łacińskiego i angielskiego, chcę zaznaczyć przesunięcie się bieguna kulturowego z łacińskiej, południowej Europy - basenu Morza Śródziemnego Cesarstwa Rzymskiego, do germańskiej Europy Północnej - współczesnych Wysp Brytyjskich".

Tego podważyć nie można, zmienił się świat, to i ludzie się zmienili, więc i określenia należałoby odświeżyć tutaj z Autorem się zgadzam. O naszym zyciu często mówią Facebookowe wpisy, publikowane zdjęcia, na których pokazujemy tylko jedną stronę życia - radość, zadowolenie, wygrane, wszystkie momenty, w których jest dobrze. Wiele z nas należy również do wzrokowców, nazywamy świat przy pomocy obrazków. To bardzo trafne spostrzeżenie, które Autor zawarł w dwóch słowach Homo artist.

Krótka książeczka jest zbiorem 29 refleksji na temat życia człowieka, od tematów dotyczących naszej ludzkiej przeszłości - mitu o powstaniu człowieka, historii Rzymu, czasów Bizancjum, po tematy współczesności; feminizmu, seksualizacji świata, po tematy sportu, muzyki - czyli współczesnej rozrywki.

Na 53 stronach znalazłam kilka spostrzeżeń Autora, które mnie zainteresowały, z którymi się zgadzam. Znajdą się jednak i takie, z którymi się nie zgadzam. Ma na to jednak wpływ osobiste doświadczenie życiowe i myślę, że każdy może odebrać tę książeczkę inaczej.

Styl Autora jest dość lekki i bardziej eseistyczny niż naukowy, powołuje się na kilka źródeł. Aczkolwiek dla mnie osobiście niektóre kwestie są zbyt mało rozwinięte lub potraktowane zbyt skrótowo żeby móc wejść z Autorem w jakąś polemikę. Poza tym dodałabym trochę więcej chronologii tym przemyśleniom, moim zdaniem mogłoby to uspójnić cały wywód. Opisywane czasy sprzed XXI wieku powinny być po sobie, a nie tak,że czytamy mit a potem przeskakujemy do kultury anglosaskiej, czy mediów. Mnie to wprowadziło sporo chaosu.

Myślę, że może zainteresować tych, którzy lubią czytać refleksję innych osób na temat otaczającego nas świata.

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od Autora.
Cytaty dodane za zgodą.

Człowiek rozumny (łac. Homo sapiens) to dwa łacińskie słowa, które naukowo określają to, do której grupy jako ludzie należymy. Autor w swojej książce uznaje to określenie jako przeżytek. Człowiek przez stulecia rozwinął się, przystosował do warunków i wraz z tym dostosowuje swoje życie i otoczenie do siebie. W książce Autor proponuje nowe określenie - Homo artist. Pierwszy...

więcej Pokaż mimo to