urodziła się w 1974 roku w prefekturze Kagawa w Japonii. Wychowana w prefekturze Hyogo, obecnie mieszka w Tokio. Ukończyła żeński uniwersytet w Kobe na kierunku literatura oraz studia podyplomowe z nauczania języka japońskiego na Uniwersytecie Himeji Dokkyo. Po siedmiu latach pracy za granicą jako nauczycielka języka japońskiego zadebiutowała jako autorka, a jej pierwsza powieść "Yanaka retro kamera ten no nazo biyori, zdobyła Konomys Award hidden Gem. Jest wielką fanką fotografii, aparatu i kimona.
Nie wiem kiedy i dlaczego (choć się domyślam),ale pochłonęła mnie azjatycka literatura. Jest coś w tych opowieściach - w ich prostej konstrukcji, ale wielopoziomowym przekazie, co sprawia, że po prostu podążam za nimi. I czuję, że te książki mnie na jakimś poziomie zmieniają. Tym razem padło na „Fotografa utraconych wspomnień”. Pomysł jest w zasadzie prosty, bo oto mamy studio fotograficzne - ostatni przystanek ludzi/dusz przed przejściem na „drugą stronę”. Każdy zmarły otrzymuje tyle zdjęć, ile dni przeżył i ma też okazję jedno z nich odtworzyć. Sami przyznacie, że nie jest to zbyt skomplikowane. Ale! Ważne jest jacy ludzie się pojawiają. Jak ich historie się toczą, przeplatają. Książka zawiera szczegółowe opisy z zakresu fotografii, Autorka poświęciła sporo miejsca na omówienie procesu wywoływania zdjęcia czy wyboru modelu aparatu. Myślę, że fani fotografii będą zainteresowani. Z drugiej strony ja fotografią się nie interesuję, ale te fragmenty nie były dla mnie nużące. Odrobinę wybijały mnie z rytmu, nie mniej uważam, że są potrzebne.
Jak zwykle w japońskiej literaturze, wszystko tutaj opiera się na emocjach. Na wspomnieniach, żalach, obawach, strachu, traumach. Mamy różnorodne postacie, które reprezentują zupełnie skrajne postawy. Jest trochę o historii Japonii, ale z punktu widzenia „szarego” obywatela. Zadziwia mnie jak wiele emocji można przekazać w tak prostej formie. Ostatnie opowiadanie - cóż, nie wstydzę się przyznać, że pozostawiło mnie z łzą na policzku. I choć nie jest to najlepsza książka z tego gatunku, to nie żałuję poświęconego jej czasu.
(Instagram @eaw.books)
Ach, ta japońska literatura jakoś zawsze chwyta mnie za serce. Nie wiem czy to sprawka oszczędności stylu i jakiegoś balansu między wrodzonym skrywaniem emocji a próbą jakiegoś jednak ich uzewnętrznienia i przekazania.
To tylko trzy krótkie opowiadania. Trzy historie życiowe opowiadane i oglądane w momencie przejścia między życiem a śmiercią.
Na pewno zaskoczyła mnie brutalność dwóch z nich.
Wszędzie te same problemy: przemoc w rodzinie i brudne interesy.
Mocno refleksyjna opowieść o przemijaniu, i o tym, co pozostawiamy po sobie, gdy nas już zabraknie, a życie toczy się dalej. Dobrze mi się to czytało. Krótko i na temat. Odpoczynek od opasłych książek.