-
ArtykułySEXEDPL poleca: najlepsze audiobooki (nie tylko) o seksie w StorytelLubimyCzytać1
-
ArtykułyTom Bombadil wreszcie na ekranie, nowi „Bridgertonowie”, a „Sherlock Holmes 3” jednak powstanie?Konrad Wrzesiński2
-
Artykuły„Dzięki książkom można prawdziwie marzyć”. Weź udział w akcji recenzenckiej „Kiss cam”Sonia Miniewicz4
-
Artykuły„Co dalej, palenie książek?”. Jak Rosja usuwa książki krytyczne wobec władzyKonrad Wrzesiński40
Biblioteczka
2024
2024
“Sęk w tym, że oczy kłamców to zwodnicza rzecz. Widać w nich to, co chcemy zobaczyć, a nie prawdę. Dlatego kłamcom lepiej nie patrzeć w oczy. Są tak dobrzy we wmawianiu nam swoich potrzeb, że ich spojrzenia są niewzruszone. I w efekcie to my przestajemy widzieć wyraźnie. “
Auren, niegdyś potulna niewolnica, staje się przebiegłą wojowniczką, gdy tłumiony przez lata gniew w końcu wybucha z pełną siłą. Wybiera siebe, a nie jego, odkrywając, że to, co kiedyś uznawała za ochronę, było w rzeczywistości więzieniem narzuconym przez króla Midasa, który chciał ją osłabić. Pośród żołnierzy przerażającej armii Czwartego Królestwa i otoczona przez kłamców na obcych ziemiach, odnajduje w sobie mroczną siłę. Każde pojawienie się króla Ravingera wywołuje chaos nie tylko wśród wrogich wojsk, ale i w sercu Auren. Dziewczyna staje przed trudnym wyborem, czy może sobie pozwolić na miłość w świecie pełnym niepewności i zagłady. Jedno jest pewne - nigdy więcej nie da się zamknąć w klatce.
Pierwsze dwa tomy sagi o “Złotej Niewolnicy” wywołały we mnie mieszane, często negatywne uczucia - głównie zniesmaczenie, rozczarowanie i znudzenie, jednak w przypadku “Gleam” było zupełnie inaczej. Sięgając po tę książkę, nie spodziewałam się, że pochłonie mnie bez reszty, a towarzyszące mi przy tym emocje wbiją mnie w fotel i nie dadzą wytchnienia nawet na chwilę. Autorka stopniowo wprowadza w akcję, poczatkowo zapoznając czytelnika z przeszłością Auren, zanim stała się złotą faworytą Midasa oraz jej zmaganiami w innym królestwie, przez co historia może wydawać się nieco nużąca i przegadana. Jednak z każdym kolejnym rozdziałem akcja powoli zaczyna się zagęszczać, a w powietrzu można wyczuć narastające napięcie. Liczne retrospekcje pozwalają lepiej poznać przeszłość głównej bohaterki, zrozumieć skomplikowaną relację łączącą ją z Midasem, a także prześledzić drogę, jaką przebyła i zmiany, które zaszły w niej przez spotykające ją wydarzenia. Dowiadujemy się również, w jaki sposób trudne przejścia wpłynęły na teraźniejszość i zachowanie bohaterki. Sama historia Auren jest pełna bólu, cierpienia i niepewności, przez co niejednokrotnie łamało mi się serce, jednak obserwowanie jej zmagań i podjęcia walki o sama siebie wynagradzają wszystkie te przykre momenty. Autorka wie, jak wzbudzić w czytelniku całą gamę skrajnych emocji i robi to nieustannie, tak że bezsilność i frustracja mieszają się z chwilami szczęścia i czystej nienawiści. Dużym plusem okazała się mnogość perspektyw pozwalająca na śledzenie losów nie tylko złotej niewolnicy, ale i Slade’a, Midasa oraz królowej Malinei, przez co czytelnik ma wgląd na wydarzenia dziejące się zarówno w Highbell, jak i w Piątym Królestwie. Postacie, w porównaniu do poprzednich tomów, zyskują głębię i wyrazistość, a ich złożone charaktery niezmiennie zaskakują i utwierdzają o kunszcie pisarskim autorki. Nie są bezbarwni, posiadają silne i unikalne charaktery, a także za wszelką cenę dążą do obranych celów. Autorka w niesamowity, wręcz przerażający sposób wykreowała postać Midasa, którego bardzo trudno darzyć sympatią. To postać budząca odrazę, przejawiająca zachowania socjopatyczne, która nie odczuwa żadnych wyrzutów sumienia oraz nie posiada moralnych dylematów. Midas zdolny był wykorzystywać innych do osiągania własnych celów, wykazując się przy tym ogromnym sprytem i inteligencją, a wszystkie jego działania kierowane były jedynie chęcią zysku i zdobycia władzy. To manipulant oszukujący nawet samego siebie do tego stopnia, że sam zagubił się we własnych kłamstwach. Każdy rozdział z nim w roli głównej wywoływał we mnie wstręt, a jego wyniszczająca relacja z Auren za każdym razem powodowała frustrację. W przypadku królowej Malinei sytuacja wyglądała bardzo podobnie, z tym że kompletnie nie rozumiałam jej zachowań. To pozbawiona uczuć, pełna zimna i niewdzięczności kobieta, dążąca po trupach do celu. To, w jaki sposób traktowała swojego kochanka w zależności od własnych humorów, wywoływało we mnie irytację i obrzydzenie. Najjaśniejszym punktem, zaraz obok błyszczącej Auren, okazał się Slade, który za maską bezwzględnego władcy skrywa wielkie serce i dobro, mogące naprawić całe zło świata. Jego zachowanie w stosunku do faworyty skrada serce niejednej czytelniczki - daje Auren przestrzeń, możliwość wyboru i podejmowania własnych decyzji, jednocześnie chroniąc kobietę, dając jej bezpieczeństwo oraz ucząc zaufania. Odrobinę brakowało mi obecności Slade’a i Gniewnych w tym tomie, jednak gdy już się pojawiają, wzbudzają silne emocje. Na uwagę zasługuje również przemiana Auren i rozwój jej charakteru - z uległej i wystraszonej niewolnicy staje się silną kobietą, niebojącą się sięgnąć po swoje. Wybiera siebie, bierze los w swoje ręce i dzięki wsparciu zyskuje wiarę w siebie, a także jest świadoma swojej potęgi i możliwości. Slowburn z “Glint” zienia się w pełnokrwisty, gorący romans, oferujący czytelnikowi mnóstwo spicy momentów, wywołujących rumieńce na policzkach. Świetnie czyta się także momenty wzajemnego poznawania się Slade’a i Auren, odkrywania granic i wzajemnego docierania się. Pojawia się kilka scen łóżkowych, które niestety nie przypadły mi do gustu - okazały się odrobinę niesmaczne i przegadane, jednak nie jest to coś, co zmienia odbiór lektury. Akcja stopniowo zagęszcza się, by ostatecznie zaskoczyć zakończeniem wbijającym w fotel. Nie daje ono wytchnienia, jest pełne napięcia i emocji. To, w jaki sposób autorka opisała uczucia bohaterów, było czymś niesamowitym. Odczuwałam prawdziwy emocjonalny rollercoaster, gdzie smak łez i goryczy mieszał się ze szczęściem, ulgą i zdumieniem.
“Gleam” to książka pełna intryg, walki o władzę i dworskich spisków, a także pełna emocji, walki o siebie i własny los. Autorka w doskonały sposób zachowuje balans między widocznym rozwojem postaci a rozbudową niesamowitego świata, pokrytego białym puchem i przepełnionego magią. Pierwsze dwa tomy były zaledwie wstępem do wspaniałej i emocjonalnej historii, gdzie wątki zmierzają wprost do konkretnego celu i wgniatają w fotel. Jeśli jeszcze nie czujecie się przekonani (co jest zrozumiałe po kiepskim “Gild” i raczej przeciętnym “Glint”), z pewnością zachęci was gorący wątek romantyczny, postacie posiadające głębię oraz krajobrazy zapierające dech w piersiach i mnogość przeżywanych emocji podczas lektury. Nie sądziłam, że powiem to w przypadku tej serii, ale z niecierpliwością czekam na kolejny tom.
“Sęk w tym, że oczy kłamców to zwodnicza rzecz. Widać w nich to, co chcemy zobaczyć, a nie prawdę. Dlatego kłamcom lepiej nie patrzeć w oczy. Są tak dobrzy we wmawianiu nam swoich potrzeb, że ich spojrzenia są niewzruszone. I w efekcie to my przestajemy widzieć wyraźnie. “
Auren, niegdyś potulna niewolnica, staje się przebiegłą wojowniczką, gdy tłumiony przez lata gniew w...
2024
“Gwiazdy świecą po to, by palić się jasno i zgasnąć równie szybko. Ja nie jestem gwiazdą, jestem czarną dziurą, która pochłonie je wszystkie swoim mrokiem.”
Val, zdeterminowana i nieustraszona, od pięciu lat przebywa w królestwie Lumii, Nikaze, gdzie pomaga matce utrzymać władzę nad Cesarstwem. Przemierzając ścieżkę zemsty, poprzysięgła sobie zniszczyć Daero, lecz musi działać ostrożnie, by nie ujawnić swojego Błogosławieństwa. Wszystkie drogi prowadzą Val do Akademii Wojskowe Kelio, gdzie planuje stworzyć zespół składający się z najsilniejszych czarodziejek urodzonych w żywiole. Nie jest to takie proste, gdyż kadetki nie mogą zdradzić, jakimi mocami władają, a Val musi przekonać je do siebie, nie zdradzając przy tym swoich prawdziwych pobudek. Podczas pobytu w Akademii musi stawić czoła nie tylko treningom magii, ale także własnej przeszłości oraz zdradzieckim intrygom, które mogą zniszczyć wszystko, na co tak ciężko pracowała. Gdy na horyzoncie pojawia się elf obiecujący zemstę za swoje krzywdy, a tajemnice Kelio stają się coraz bardziej niebezpieczne, Błogosławiona zmuszona jest zmierzyć się z czyhającymi na nią wrogami, ale i pojawiającymi się wątpliwościami. Tam, gdzie walka o władzę, miłość i lojalność splatają się w nieprzewidywalny taniec, Val musi znaleźć w sobie siłę, by przetrwać i zwyciężyć.
“Gwiezdne łowy” to niesamowita i absolutnie wciągająca kontynuacja cyklu “Post mortem”, która wbija czytelnika w fotel już po przeczytaniu pierwszego zdania i na długo nie pozwala się oderwać. Akcja opisywana w tym tomie dzieje się pięć lat po wydarzeniach ze “Słonecznego Gonu”, co pozytywnie wpłynęło nie tylko na dojrzałość głównej bohaterki, ale i całą fabułę. Książka wydaje się zupełnie inna, stanowiąca odrębną historię, która doskonale zazębia się z wydarzeniami z pierwszego tomu. Autorka z niezwykłą dokładnością przedstawia czytelnikom magiczną, a zarazem okrutną krainę Lumii, kreując Nikaze od podstaw. Otrzymujemy to zderzenie piękna i brzydoty, bogactwa i biedy odnoszących się nie tylko do społeczeństwa, ale i krajobrazu. Różnice między ludźmi a lumiami zostają wyraźnie nakreślone, dzięki czemu poznajemy podziały społeczne oraz odmienne kultury. Ponadto autorka wykreowała solidne fundamenty, system magiczny oraz zasady, na których opiera się świat przedstawiony. Wątek magii żywiołów oczarowuje swoją zawiłością i potęgą. Zdecydowanie przypadł mi do gustu system magiczny oparty na arkanach, kole fortuny i znakach. Pojawia się również motyw akademii, gdzie niezwykle krwawe próby i brutalne intrygi mieszają się z gorącymi uczuciami i zjednaniem sojuszników. Każda podjęta decyzja ma niespodziewane konsekwencje, a walka o przetrwanie to codzienność, z którą muszą mierzyć się kadeci akademii. Poznajemy także mnóstwo nowych, barwnych postaci, posiadających wyraziste charaktery i odmienne motywacje. Mimo że każde z nich ma za sobą trudną przeszłość i dźwiga ogromne brzemię, nie załamują się i dążą do obranych celów, pozostając przy tym autentycznymi i niepozbawionymi wad postaciami. Są żądni zemsty, zdeterminowani i choć zdecydowanie różnią ich poglądy i przeżycia, doskonale się dopełniają, tworząc dobrany zespół. Zazwyczaj nie przepadam za motywem found family, lecz w tym przypadku byłam oczarowana tym, jak silne więzi wytworzyły się między obcymi, całkowicie różniącymi się od siebie jednostkami. Val w pierwszym tomie bywała irytująca, a jej zachowania i reakcje często napędzały targające nią emocje, natomiast w “Gwiezdnych łowach” możemy podziwiać pełen rozkwit charakteru głównej bohaterki. Cechuje ją dojrzałość, której wcześniej zabrakło, spryt, determinacja i zadziwiająca odwaga oraz zdolność do poświęceń. Posiada słabości, których jest w pełni świadoma. Mamy tu również do czynienia z dwoma mrocznymi i tajemniczymi postaciami męskimi, podbijającymi serca niejednej czytelniczki. Autorka ukazuje Daero z nieco innej strony niż dane nam było go wcześniej poznać. To doskonały dyplomata i strateg, ukrywający emocje i uczucia za maską okrucieństwa. Jego ostrożność w stosunku do Val była urocza i powodowała uśmiech na mojej twarzy. Pojawia się również Rave, pozbawiony królestwa książę - wyjątkowo intrygujący, okrutnie przebiegły i mroczny, a także pokryty tatuażami i władający cieniami. Czego chcieć więcej? Każde jego pojawienie się dostarcza wielu emocji i powoduje wypieki na twarzy. Mimo że nie jest on taki, jak się początkowo wydaje i posiada głęboko skrywaną dobroć, potrafi pokazać też swój drapieżny charakterek. Ogromnym plusem książki okazało się napięcie budowane przez autorkę w znakomity sposób oraz nieustanne granie na emocjach czytelników. Podczas czytania towarzyszy cała gama emocji - momenty łamiące serce i wyciskające łzy mieszają się z grzejącymi serce i wywołującymi uśmiech scenami, tworząc osobliwy kalejdoskop emocji. Mnóstwo zwrotów akcji, jeszcze więcej tajemnic i niewiadomych stopniowo odkrywanych przed czytelnikiem doskonale dopełnia wydarzenia z pierwszego tomu i sprawia, że wszystko nabiera głębszego sensu. Dodatkowo dynamiczna akcja oraz barwne i plastyczne opisy krajobrazów i uczuć bohaterów pozwalają przenieść się do brutalnego świata i zrozumieć zachowania postaci. Mocne zakończenie pozostawia w osłupieniu, odciska swoje piętno i nie pozwala o sobie zapomnieć. Emocjonujące, szokujące, pozostawiające nutkę niepewności. Dodatkowo pierwszy raz spotkałam się z umieszczeniem streszczenia pierwszego tomu na początku książki oraz słowniczka pojęć. To świetny zabieg, który pozwala odświeżyć sobie pamięć, na nowo wciągnąć się w historię oraz zrozumieć nowe, pojawiające się określenia.
“Gwiezdne łowy” to książka, która zostaje w pamięci na długo i zachwyca niepowtarzalnym klimatem. Piękny i jednocześnie brutalny świat, gdzie niebezpieczne intrygi mieszają się z płomiennym uczuciem i pożądaniem, pochłonie Was do reszty i oczaruje mrokiem oraz magią opartą na znakach i arkanach. Warto również wspomnieć o pięknym wydaniu i niesamowitej wyklejce, przez co książka nie tylko dostarcza całej gamy emocji, ale i cieszy oko. To kawał dobrej, brutalnej, niezwykle przemyślanej i przede wszystkim, polskiej fantastyki z motywem akademii i found family z silną, niebojącą się sięgać po swoje główną bohaterką, która zdecydowanie zasługuje na większą uwagę i rozgłos. To jak autorka buduje napięcie i gra na odczuciach, to coś niesamowitego. Dosłownie zbierałam szczękę z podłogi i z niecierpliwością czekam na kolejny tom.
“Gwiazdy świecą po to, by palić się jasno i zgasnąć równie szybko. Ja nie jestem gwiazdą, jestem czarną dziurą, która pochłonie je wszystkie swoim mrokiem.”
Val, zdeterminowana i nieustraszona, od pięciu lat przebywa w królestwie Lumii, Nikaze, gdzie pomaga matce utrzymać władzę nad Cesarstwem. Przemierzając ścieżkę zemsty, poprzysięgła sobie zniszczyć Daero, lecz musi...
2024
“Tak, można kochać kogoś tak mocno. Można zmienić miłość w więzienie.”
Isla przełamała klątwy ciążące od stuleci nad Lightlarkiem oraz zdobyła serca dwóch potężnych władców królestw, lecz nie było jej dane długo nacieszyć się upragnionym spokojem. Władczyni dwóch królestw, obdarzona niezwykłymi mocami, staje w obliczu niebezpieczeństwa, które zagraża zarówno jej ludowi, jak i sercu. Pragnąc zagłuszyć ból zdrady, porzuca nowe obowiązki i odkrywa urokliwe zakątki wyspy, nie zważając na wrogów uważających, że nie zasłużyła na tron. Gdy mroczne tajemnice zaczynają wychodzić na jaw, Isla musi podjąć najtrudniejszą decyzję swojego życia - wybrać lojalność wobec ludu czy ulec namiętnościom, które mogą okazać się największym zagrożeniem dla jej królestwa.
Po ekscytującym pierwszym tomie pełnym akcji, klątw i gorącego wątku romantycznego, a także wbijającym w fotel zakończeniu, nie mogłam się doczekać aż w końcu sięgnę po “Nightbane”. Niestety, przeżyłam spory zawód i nie mogłam zrozumieć, co się wydarzyło z tak świetnie zapowiadającą się serią. Świat bez klątw i rywalizacji stał się bezbarwny, wręcz nijaki. Również bohaterowie zostali pozbawieni swych unikalnych charakterów, ich zachowania i reakcje wydawały się irracjonalne i nieautentyczne, a dialogi między nimi wyglądały, jakby prowadzono je na siłę. Jakby słowa były wciskane w ich usta, pozbawione jakichkolwiek emocji i uczuć, przez co trudno wczuć się w sytuację bohaterów. Autorka nie tylko zgasiła ciepło i potęgę bijącą od Ora, ale i usilnie starała się pozbawić go sympatii czytelników. Władca przestał panować nad emocjami, niekontrolowane wybuchy zagrażały najbliższym osobom i całemu królestwu. Isla natomiast w pierwszym tomie bywała irytująca, lecz nadrabiała charyzmą i determinacją, dzięki czemu dało się ją lubić. Miałam wrażenie, że w “Nightbane” nadmiar obowiązków i powracające wspomnienia przytłoczyły główną bohaterkę, do tego stopnia, że stała się cieniem samej siebie. Wpadała ona w dwa stany - impulsywność i mocne kierowanie się emocjami, co przyczyniało się do niezrozumiałych zachowań i pochopnie podejmowanych decyzji oraz stan, w którym rozważania nad egzystencją brały górę, a Isla potrzebowała ciągłej aprobaty otoczenia, w innym przypadku zaczynała się nad sobą użalać. Dzika bez magii wydawała się dużo potężniejsza i zdeterminowana niż gdy posiadła dwie odmienne moce. Jedynie Grim pozostaje sobą. Mimo że jest zlepkiem wielu szarych moralnie bohaterów znanych czytelnikom z literatury, posiada jasne cele i motywacje, a także charakter, który pozostał wyrazisty. Mamy okazję poznać go również ze strony emocjonalnej, skrywanej pod grubą warstwą mroku i chłodu. Książkę czyta się szybko - ułatwiają to krótkie rozdziały, często urywające się zbyt szybko i niebudujące napięcia oraz prosty styl autorki, który w porównaniu z “Lightlarkiem” uległ pogorszeniu i wydaje się pozbawiony emocji, wręcz ubogi. Całość została napisana w nieco chaotyczny sposób, akcja pędzi, a wszelkie tajemnice nie zostają wyjaśnione w sensowny sposób, przez co początkowo łatwo się pogubić i trudno wciągnąć się w fabułę. Ogromnym minusem jest brak akapitów, czegokolwiek, co by oddzielało przenoszącą się akcję. Wiele razy musiałam czytać daną stronę kilka razy, gdyż miejsce akcji, a nawet upływ czasu potrafił się zmienić w ciągu jednej linijki. Pojawiło się mnóstwo absurdów - zaczynając od mocy Dzikich będącej w stanie stworzyć pola pełne kwiatów i drzew, a nie radzącej sobie z jedną istotną rośliną, mającą wpływ na losy ludności. Korzystanie z magii nie miało absolutnie żadnych ograniczeń, a specjalne wywoływanie bólu, by stać się potężniejszym, nie miało sensu i zniesmaczyło mnie. Dodatkowo znikąd pojawiają się magiczne artefakty, odmieniające losy całego świata. Nie przypadła mi również do gustu relacja między Orem a Islą. Ich uczucie zrodziło się nagle, bez większej przyczyny (nawet trudno mi zrozumieć, w którym momencie), a między bohaterami nie ma absolutnie żadnej chemii, jedynie wyczuć można pożądanie bijące od Dzikiej. Autorka przedstawia czytelnikowi dwie linie czasowe, co jest bardzo dobrym zabiegiem. Poznajemy wydarzenia dziejące się na bieżąco tj. przygotowania do nadchodzącej wojny oraz poskramianie nowych umiejętności Isli, a także zagłębiamy się w mroczne wspomnienia głównej bohaterki, gdzie możemy śledzić rozkwit jej relacji z Grimem oraz poznać przeszłość zasnutą do tej pory tajemnicą. Odkrywanie wspomnień zdecydowanie przypadło mi do gustu i według mnie było najmocniejszym i najciekawszym elementem książki. Postacie drugoplanowe wnoszą nieco świeżości do historii, rozbawiając przepychankami słownymi i zaskakując autentycznością. Zakończenie nadrabia kiepski i dość męczący początek oraz szokuje i zachęca do poznania dalszych losów Isli przy boku jednego z władców.
“Nightbane” to kontynuacja świetnie zapowiadającej się serii, którą dopadła nieszczęsna klątwa drugiego tomu. Autorka miała dobry pomysł na fabułę, ale wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Wyraziste postacie, które dane nam było poznać w “Lightlarku” straciły na charakterze, brakowało akcji i przedstawienia świata po zdjęciu ciążących nad nim klątw. Gdzieś zniknął niesamowity i brutalny klimat na rzecz miałkich opisów, relacji i wydarzeń. Książce z pewnością zaszkodziła również znaczna inspiracja innymi znanymi dziełami z gatunku fantasy, co w pewnych momentach jest mocno wyczuwalne. Nie jest to zła lektura, jednak nie porwała mnie tak, jak tego oczekiwałam po pierwszym tomie. Mimo wszystko z chęcią poznam dalsze losy bohaterów. Kto wie, być może walczą nie tylko o miłość, wolność oraz bezpieczeństwo, ale i odnajdą swoją zagubioną iskrę i charakter.
“Tak, można kochać kogoś tak mocno. Można zmienić miłość w więzienie.”
Isla przełamała klątwy ciążące od stuleci nad Lightlarkiem oraz zdobyła serca dwóch potężnych władców królestw, lecz nie było jej dane długo nacieszyć się upragnionym spokojem. Władczyni dwóch królestw, obdarzona niezwykłymi mocami, staje w obliczu niebezpieczeństwa, które zagraża zarówno jej ludowi,...
2024
“Czasami musimy upaść, czasami musimy się podnieść, niektórzy muszą cierpieć, gdy inni mają szczęście, gdyż tylko w taki sposób możemy polegać na sobie nawzajem. Jeśli komuś się powodzi, jego przywilejem jest pomagać tym, których życie nie jest takie proste. Jedność często wyrasta z trudności.”
Niegdyś Elantris, znajdujące się w królestwie Arelonu, błyszczało jako symbol moc i dobrobytu. Zamieszkujące w nim istoty były zwyczajnymi ludźmi, którzy za sprawą mocy tajemniczego Shaodu zyskiwały potężne magiczne zdolności, będące w stanie uleczyć nawet człowieka na skraju śmierci. Jednakże, gdy magia zawiodła, Elantris pogrążyło się w ruinie, a jego mieszkańcy stali się cieniem własnych istnień. Shaod stał się przekleństwem. Kiedy księżniczka Sarene przybywa do nowej stolicy, Kae, by zawrzeć polityczne sojusze, odkrywa, że jej przyszły mąż, książę Raoden, został uznany za zmarłego. W obliczu nieoczekiwanego przeznaczenia Sarene musi zmierzyć się z tajemnicami Elantris i zapanować nad własnym losem, zanim ciemność pochłonie całą krainę.
“Elantris” to debiutancka powieść Brandona Sandersona skupiająca się na snuciu politycznych intryg oraz obalaniu władzy i ustroju bez rozlewu krwi, a także ukazująca cierpienie jednostek, które może dotknąć każdego, niezależnie od jego pozycji społecznej. Mimo że uwielbiam twórczość autora, długo wzbraniałam się przed lekturą nie tylko ze względu na opasłość tomu i niezbyt zachęcające opinie, ale i wrażenie, które sprawiała ta książka - poruszająca trudną tematykę, przesycona bólem i zniszczeniem, lecz całkiem niepotrzebnie tak bardzo odwlekałam to w czasie. Sanderson ukazuje, co może uczynić zdolność przewidywania i znajomość ludzkiej psychiki w połączeniu z ambicją i arogancją. Fenomenalnie wykreowany świat od podstaw z odmiennymi wierzeniami i kulturami zachwyca czytelnika już od pierwszych stron, a barwność i plastyczność opisów pozwala z łatwością przenieść się do zniszczonego miasta pełnego brudu i bólu, poznać najmroczniejsze zakamarki zakonu oraz udać się na bal organizowany przez zamożnych arystokratów. Autor stopniowo odkrywa przed czytelnikiem świat z zaskakującą geografią, systemem politycznym i zderzeniem kilku religii. Momentami męczyłam się, czytając kolejny nieco rozwleczony opis otoczenia bądź rozważań i emocji bohaterów. Pojawiały się również dość problematyczne nazwy (nie tylko krain, ale i imion), co wymagało dużego zaangażowania i skupienia. Tak samo jak zrozumienie hierarchii w religii sprawia początkowo sporo problemu, lecz nie jest to coś, czego nie da się przyswoić. Mocną stroną “Elantris” jest szczypta intrygującej i skomplikowanej magii opierającej się na unikalnym systemie Aonów, znaków, które swoje korzenie mają w ukształtowaniu terenu królestwa. Historię upadłego miasta poznajemy z trzech perspektyw - księżniczki Teodu scalającej dwa królestwa, fanatyka religijnego i przeklętego księcia. Każda z perspektyw pozwala lepiej zrozumieć motywacje bohaterów, ich cele, a także zasady panujące w świecie, które niestety bardzo często są naginane do woli postaci. Jeśli chodzi o kreację bohaterów, zostały one przedstawione w sposób niejednoznaczny i autentyczny. Choć nie mają złożonych charakterów i istnieje tu wyraźny podział na dobro i zło, nie sposób ich nie polubić. Podejmują decyzje w rozsądny sposób, zgodny z ich przekonaniami i aktualną wiedzą, jak również posiadają własne słabości i lęki, z którymi muszą się mierzyć. Gyron Hrathen to intrygująca postać, kierująca się własnymi zasadami oraz będąca obecnie w kryzysie wiary. Jego perspektywa wciąga najmniej ze wszystkich, lecz jednocześnie jest najbardziej interesująca i wyrazista. To postać, która swoją osobą i działaniami jest w stanie zmienić wydarzenia, a także przechodzi najbardziej widoczną i zadziwiającą przemianę. Bardzo chętnie poznałabym przeszłość gyrona, zanim stał się tak ważną osobistością. Rozdziały z perspektywy Raodena czytało mi się najprzyjemniej, mimo że mężczyzna nie wyróżniał się niczym spośród klasycznych “dobrych bohaterów”. To charyzmatyczny, niepoprawny optymista, starający się czerpać z życia pełnymi garściami, mimo pojawiających się przeciwności losu i trudnej sytuacji. Robił wszystko, by być lepszy niż ojciec i odbudować zniszczone przez rządy królestwo. Księżniczka Teodu, Serene, jako piekielnie inteligentna i sprytna dyplomatka, z łatwością zjednuje sobie arystokratów i podbija ich serca swą błyskotliwością. Świetny zmysł polityczny oraz umiejętność przewidywania i krzyżowania planów przeciwnikom sprawia, że jest niezwykle trudnym do pokonania przeciwnikiem. Niestety, brak dynamicznej akcji i zaskakujących zwrotów oraz sztywne, nienaturalne dialogi, szybko przechodzące do sedna sprawy nie ułatwiały wciągnięcia się w lekturę. Znaczna część “Elantris” okazała się po prostu przegadana i dopiero zakończenie serwuje czytelnikom sporo wartkiej akcji i zadziwiających, choć logicznych rozwiązań. Czasem irytowało mnie, że wszystko działo się po myśli bohaterów, a ewentualne przeszkody były tłumaczone starymi tradycjami bądź panującymi zasadami.
“Elantris” to wywołująca skrajne emocje i zmuszająca do myślenia opowieść o władzy i jej przewrotności oraz o cierpieniu jednostek, które może pojawić się w najmniej oczekiwanym momencie. Niesie za sobą ważny przekaz i ukazuje, jak wiele może dać złamanemu człowiekowi nadzieja w obliczu spotykającej go tragedii. To historia o krzywdzie i ludzkim cierpieniu, o upadku wspaniałego królestwa przez rządy i chciwość króla, a także o kryzysie wiary i poświęceniu. “Elantris” nie zabierze Was do świata pełnego krwawych bitew i magii, lecz zmusi do refleksji i opowie historię o prostych bohaterach - o kobiecie, która nie chce dać się zdefiniować przez role, jakie narzuca jej społeczeństwo, o mężczyźnie, który stara się naprawić błędy ojca i odbudować społeczeństwo, a także o kapłanie będącym w kryzysie wiary. Mimo że nie uważam tej książki za najlepsze dzieło Sandersona, zdecydowanie zasługuje na uwagę.
“Czasami musimy upaść, czasami musimy się podnieść, niektórzy muszą cierpieć, gdy inni mają szczęście, gdyż tylko w taki sposób możemy polegać na sobie nawzajem. Jeśli komuś się powodzi, jego przywilejem jest pomagać tym, których życie nie jest takie proste. Jedność często wyrasta z trudności.”
Niegdyś Elantris, znajdujące się w królestwie Arelonu, błyszczało jako symbol...
2024
“Mimo że jej logika mogła się wydać pokrętna, tak przejawiała się potęga miłości. Mogła roztaczać ciepło i światło, ale potrafiła też rozniecić żar pojedynczego węgielka, tak że obróci się w piekło, unicestwiając tych, którzy jej zagrażali. Możliwe, że obdarzona tą dwojaką naturą, miłość jest najstraszliwszym ze wszystkich grzechów.”
Życie Emilii wywraca się do góry nogami za sprawą niespodziewanego odkrycia - jej zaginiona siostra bliźniaczka, Vittoria, nadal żyje. Na jaw wychodzi również fakt, że dusza Emilii nie znalazła się w Krainie Cienia przez przypadek, a została uprowadzona przez wilkołaka Domenico na zlecenie bliźniaczki. Gdy na Dworze Chciwości dochodzi do morderstwa, a Vittoria staje się główną podejrzaną, Emilia walczy, by odkryć prawdę o swojej siostrze i sobie samej. Musi stawić czoła demonom przeszłości i sprostać nieoczekiwanym wydarzeniom, podczas gdy jej uczucia wobec Pana Gniewu przybierają na sile i ciągną ją ku jego sercu. Jego ciało już do niej należy, jednak serce i dusza wciąż pozostają niezdobyte. Cena miłości może okazać się ogromna, tak samo jak konsekwencje idące za zdradą i ujawnionymi mrocznymi tajemnicami.
“Królestwo Złowrogich” to ostatni tom cyklu “Królestwa Nikczemnych” ostatecznie rozwiązujący tajemnicę śmierci Vittorii oraz pochodzenia obu bliźniaczek, a także ujawniający klątwę ciążącą na Panu Gniewu. Przyznam, że strasznie wymęczyłam się czytając ten tom - z pozoru banalne rozwiązanie zagadek zostało rozwleczone do granic możliwości i owiane tak ogromną ilością kolejnych tajemnic, że można było odnieść wrażenie, iż sama autorka pogubiła się w nich w trakcie pisania historii. Cała seria miała spory potencjał, unikalny klimat, temperamentnych bohaterów, potężną magię i gorący wątek romantyczny, jednak nie wszystko dobrze ze sobą zagrało. Moje zaciekawienie z każdym kolejnym tomem miało raczej tendencję spadkową, a sam cykl robił się coraz bardziej chaotyczny i nużący - po zakończeniu poczułam ulgę, że mam to już za sobą. Momentami czytelnik łatwo mógł zgubić się w fabule i licznych intrygach, a także postaciach, gdyż zdarzały się pomyłki w imionach Książąt Piekieł i pojawiały się one, nawet gdy bohater nie brał udziału w akcji. Mimo że to ostatni tom serii, odnosi się wrażenie, że nie wszystko zostało wyjaśnione, a fabuła do końca rozwiązana. Brakowało mi dynamicznej akcji, ciekawych zwrotów, klimatu królestwa podziemnego oraz wszechobecnej magii i samego czarowania. Wszystko to odeszło w zapomnienie i stanowiło jedynie tło dla kwitnącego w najlepsze wątku romantycznego i kolejnych scen uniesień oraz monotonnych rozważań, które prowadziły donikąd i często się powtarzały, przez co można było odnieść wrażenie, że nieustannie czyta się o tym samym. Łatwo dostrzec zmiany zachodzące w bohaterach, które nie wpływają korzystnie na ich odbiór przez czytelnika. Emilia nie jest już zagubioną i naiwną czarownicą, pragnącą odkryć tajemnicę śmierci własnej siostry. Staje się niezwykle potężną i bezwzględną kobietą zdolną do wielkich poświęceń. Z ogromną ciekawością obserwowało się jej zmagania z przeszłością i dawną osobowością oraz starania, by stać się lepszą istotą. Niestety jej egoistyczne i często niezrozumiałe zachowania oraz nieprzewidywalność i impulsywność w działaniach sprawiły, że straciłam do Emilii sympatię. Niekontrolowane wybuchy gniewu oraz niestabilność emocjonalna budziły strach i niechęć, oraz ukazywały ją w niekorzystnym dla władczyni świetle. Pan Gniewu również traci w tym tomie sporo swojego mrocznego uroku i drapieżnego charakteru. Wydaje się pozbawiony własnego zdania i stłamszony przez porywczy charakter Emilii, a także nie czuć od niego zaangażowania w relację. Autorka pozbawiła Gniew nie tylko pazura, ale i kluczowej roli w całej historii - pojawia się on jedynie w scenach erotycznych, które, o zgrozo, stanowią znaczną część książki i to na nich opiera się znaczna część fabuły. Dużym plusem okazało się przedstawienie wilkołaków ich świata cieni, a także fascynującej magii i siły oraz oddania godnego podziwu. Żałuję jednak, że zostało to zrobione w tak niewyczerpujący sposób, gdyż mogło to stanowić przyjemną odskocznię od rozważań głównej bohaterki. Autorka pozwoliła również na lepsze poznanie Nikczemnych i ich królestw, lecz sporo tracili w oczach czytelnika na lepszym poznaniu. Jako istoty piekielne nie wzbudzali ani strachu, ani respektu, w swoich czynach byli zbyt przewidywalni, a także brakowało im mrocznego charakteru, grozy oraz cwaniactwa i snucia intryg. Momentami bywali zabawi, a ich specyficzny komentarz idealnie wpasowywał się w daną sytuację, jednak częściej w swoich słownych przepychankach bardziej przypominali nastoletnich chłopców niż nieśmiertelnych władców Piekieł. Szkoda, że nie było nam dane poznać unikalnych klątw, ciążących nad każdym z nich oraz ich historii. Zakończenie serii niestety nie przypadło mi do gustu - sielankowo, naiwne, wręcz przesłodzone i niepotrzebnie przeciągane na siłę. Zakończenie mogło również sugerować powstanie nowej historii ze świata Nikczemnych przedstawiającego zdarzenia związane z Panem Pychy i jego klątwą.
“Królestwo Złowrogich” nie było moim wymarzonym zakończeniem tak fantastycznie zapowiadającej się serii. Autorka zaoferowała nam intrygujący świat z niepowtarzalnym klimatem, mnogością ras i ciekawym systemem magicznym. Oprócz tego dostajemy temperamentnych bohaterów z silnymi charakterami, intrygi i mnóstwo niepotrzebnych rozważań. Nie była to zła seria, ale również nie zachwyciła mnie wystarczająco, by stać się moim ulubieńcem (nawet ze względu na Pana Gniewu). Z pewnością na długo zapisze się w mojej pamięci ze względu na liczne opisy aromatycznych potraw dające klimat Włoch oraz irytujące zachowania głównej bohaterki, która miewała swoje momenty i przebłyski inteligencji. To książka, w której wraz z bohaterami czytelnik przełamuje klątwy oraz odkrywa przeszłość potężnych bogiń - Śmierci i Furii. To historia ukazująca potęgę prawdziwej miłości, będącej w stanie przezwyciężyć nawet śmierć i pokonać wszystkie przeciwności losu. Jeśli lubicie duszny klimat podziemi, potęgę czarownic, klątwy oraz mrocznych bohaterów, czyhających nie tylko na Wasze serca, ale i dusze, ta książka z pewnością przypadnie Wam do gustu.
“Mimo że jej logika mogła się wydać pokrętna, tak przejawiała się potęga miłości. Mogła roztaczać ciepło i światło, ale potrafiła też rozniecić żar pojedynczego węgielka, tak że obróci się w piekło, unicestwiając tych, którzy jej zagrażali. Możliwe, że obdarzona tą dwojaką naturą, miłość jest najstraszliwszym ze wszystkich grzechów.”
Życie Emilii wywraca się do góry nogami...
2024
“Napisz mi tragedię, Lwie Fiodorowie. Napisz mi litanię grzechów. Napisz mi plagę udręczenia. Napisz mi samotność, pragnienie, rozpacz, strach i zagubienie. A potem opisz mnie w swoich ramionach, choćby na jedną noc, i napisz to znowu, I znowu, i znowu, Lwie, aż oboje nauczymy się tych kartek na pamięć. Przecież to też jest opowieść, czyż nie?”
Dwanaście latach pokoju między dwoma zwaśnionymi rodami wiedźm kończy się zuchwałą kradzieżą, za która winny musi ponieść konsekwencje. Masza Antonowa nie cofnie się przed niczym, nawet gdy odpowiedzialnym za ten czyn okazuje się jej pierwsza miłość, Dimitrij Fiodorow. Dziewczyna, jako idealna spadkobierczyni, nie może zawieść matki i zrobi wszystko, by chronić swoją najmłodszą siostrę, Saszę. Gdy serce Maszy otwiera się na nowo, a tajemnice przeszłości rodzą coraz więcej pytań, Sasza angażuje się w niebezpieczny romans, wskutek czego rozlew krwi i śmierć okazuje się nieunikniona. Przeszłość matki Antonowych kładzie cień na życiu wszystkich sióstr, zmuszając je do wyborów, których konsekwencje mogą okazać się tragiczne.
“One for my enemy” to niesamowicie emocjonalny retelling “Romea i Julii” osadzony we współczesnym świecie z wyczuwalną w powietrzu szczyptą magii i niepowtarzalną otoczką zwaśnionych rodów czarownic. Książka została podzielona na akty i sceny, co doskonale oddaje tragiczny charakter historii. Dodatkowo krótkie rozdziały sprawiają, że mimo chwil łamiących serce i wyszukanego stylu autorki, czyta się ją z łatwością, płynąc przez kolejne strony. Wydarzenia obserwowane z różnych perspektyw pozwalają poznać każdą ze stron konfliktu oraz odkryć, że każdy z bohaterów odgrywa ważną rolę i dopełnia w znaczący sposób całość. Dynamiczna akcja nie pozwala nudzić się nawet przez chwilę, jednak łatwo się zgubić w pojawiających się intrygach, gdyż nie wszystko zostało powiedziane wprost i wiele pozostaje do domysłu czytelnika. Urzekła mnie niepowtarzalna poetyckość dzieła, liczne metafory i wszechobecna wyniosłość przedstawiona w dobrym tego słowa znaczeniu. Podczas czytania towarzyszyła mi cała gama (często sprzecznych) emocji, a niektóre ze scen chwytały mnie za serce i poruszały do głębi, na zawsze zapisując się w moim umyśle. Pojawiło się również kilka scen erotycznych, jednak wszystkie z nich czytało się komfortowo ze względu na ich subtelność. Autorka w niesamowity, wręcz namacalny sposób ukazuje emocje bohaterów, tak że czytelnik z dokładnością może poczuć ich cierpienie, tęsknotę i miłość silniejszą niż sama śmierć. Niestety, skupienie się na poznawaniu postaci i ich odczuć wpływa na przedstawienie otaczającego świata. Kosztem barwnych opisów i metafor związanych z emocjonalnością, nie mamy szansy poznać uroków Nowego Jorku, w którym toczy się akcja. Kreacja bohaterów miała tu swoje mocne i słabe strony - to postacie tragiczne, zdolne do wielkich poświęceń, posiadające odmienne motywacje i kierujące się w życiu nie tylko rozsądkiem, ale i emocjami, lecz także niepozbawieni wad i słabości. Antonowe to nieustraszone, stanowcze i silne kobiety zdolne rzucić świat na kolana i ugiąć go do własnej woli. Doskonale wiedziały, czego chcą od życia i brały to, nie zważając na konsekwencje. Największy podziw wywołała u mnie Sasza, jej wewnętrzna przemiana wywołana tragicznymi wydarzeniami oraz determinacja w dążeniu do celu. Niestety, Fiodorowie nie zrobili na mnie tak ogromnego wrażenia. Oprócz niespotykanej wrażliwości, zdolności do poświęceń i zawziętości, nie mieli w sobie nic, co by mnie przekonało do tego rodu. Każdy z braci miał być godnym przeciwnikiem Antonowych, równie potężnym jak one, jednak wyczuwało się od nich swego rodzaju flegmatyczność. Z łatwością uginają się do woli kobiet, podporządkowywali rozkazom ojca i robili wszystko, by mu się przypodobać (przynajmniej najmłodsi bracia). Momentami wydawali się pozbawieni charakteru i omamieni potęgą Antonowych, co nie pasowało mi do jednego z najokrutniejszych rodów czarownic. Rozwijającą się relację Saszy i Lwa obserwowałam z zapartym tchem, ich spotkania i wyznania sprawiały, że uśmiech sam kwitł mi na twarzy, jednak brakowało mi między nimi zacieśniania więzi czy napięcia. Ich relacja kształtowała się zbyt szybko, a zakochanie się od pierwszego wejrzenia pozbawiło bohaterów lepszego poznania się i budowania poważnego uczucia opartego na zaufaniu i stabilności. Niektóre ze zdarzeń straciły na swojej mocy i wartości, gdyż w tej książce śmierć nie jest ostatecznością, a jedynie początkiem czegoś nowego, przez co z biegiem stron historia wydawała się sztucznie i niepotrzebnie rozciągnięta. Brakowało mi również elementów fantastycznych. Jedynymi z nich były wzmianki o czarownicach, odrobina czarowania i tajemniczy fae, Klamra, zasługujący na szczególną uwagę ze względu na zdolność łączenia światów. To niezwykle sprytna postać zawierająca sojusze według własnego sumienia i płynących z tego korzyści.
“One for my enemy” to powieść o miłości, tragedii i rodzinnych waśniach, wyróżniająca się na tle innych tego typu książek niepowtarzalnym klimatem, poetyckością i emocjami wypływającymi z każdej kolejnej strony. Wszechobecny tragizm wzbudza w czytelniku całą gamę emocji, chwyta za serce i porusza do głębi. To książka skłaniająca do przemyśleń i pokazująca, że nie tylko los jest odpowiedzialny za tragedie, ale i podejmowane przez nas decyzje. Mimo że “One for my enemy” mnie nie zachwyciło, nie czuję się też zawiedziona lekturą. Nie do końca trafiła w mój gust czytelniczy, jednak na długo zapisze się w mojej pamięci płynącymi z niej wartościami i namacalnością opisywanych emocji.
“Napisz mi tragedię, Lwie Fiodorowie. Napisz mi litanię grzechów. Napisz mi plagę udręczenia. Napisz mi samotność, pragnienie, rozpacz, strach i zagubienie. A potem opisz mnie w swoich ramionach, choćby na jedną noc, i napisz to znowu, I znowu, i znowu, Lwie, aż oboje nauczymy się tych kartek na pamięć. Przecież to też jest opowieść, czyż nie?”
Dwanaście latach pokoju...
2024
Nie ma nic gorszego od zdrady osoby, której ufało się najbardziej, od chłodu ostrza jej kłamstw, które raz po raz wbija w nasze słabo bijące serce. Nie ma nic okrutniejszego niż zabawa uczuciami drugiego człowieka - nic jej nie usprawiedliwia, nawet najwyższy i najbardziej szlachetny cel.”
Lunara, szkolona na bezwzględną zabójczynię, uciekając z uwięzi Zakonu Burz, spotyka na swojej drodze mityczne stworzenie - Żar Ptaka, który obdarza ją niezwykłą i śmiertelnie niebezpieczną mocą. Zapoczątkowuje to nie tylko nieprzewidywalną, pełną przygód podróż, ale i wiszącą od dawna w powietrzu rewolucję. Gdy los skrzyżuje ścieżki dziewczyny z tajemniczym łowcą Brunem, będzie musiała podjąć decyzję, czy zaufać nieznajomemu. Ucieczka Lunary sprawiła, że iskra zemsty na oprawcach zaczyna palić się coraz jaśniej, zwiastując poważne zmiany w Amarii. W tym wirze wydarzeń zabójczyni musi odkryć, kto jest przyjacielem, a kto zdrajcą, nim będzie za późno.
“Czarne serce. Zdrada” to pierwszy tom cyklu “Jaskółka” opowiadający o przeznaczeniu, zemście, nieoczekiwanych uczuciach i sile skrzywdzonych przez los kobiet, które postanowiły się sprzymierzyć. Na początku chciałabym zaznaczyć, że jest to książka skierowana do dorosłego czytelnika, o czym zostajemy poinformowani już na pierwszych stronach w ostrzeżeniu. Pojawiają się w niej drastyczne sceny znęcania się, wykorzystywania seksualnego oraz opisywanych ze szczegółami scen morderstw, mogące być nieodpowiednimi dla wrażliwych osób. Autorka miała naprawdę świetny pomysł na fabułę - Zakon szkolący bezwzględne wojowniczki, tajemniczy łowca pozbawiony moralności, mistyczne stworzenie władające potężną mocą oraz silna i śmiertelnie niebezpieczna główna bohaterka. Wszystkie te elementy miały ogromny potencjał, który w moim odczuciu niestety nie został wykorzystany, i mimo zachęcającego opisu i ulubionych motywów, ta książka nie zawładnęła moim sercem. Brakowało mi kreacji świata, punktu, w którym osadzona by była cała historia. Niewiele wiemy zarówno o panujących zasadach i wierzeniach, jak i samym klimacie oraz krajobrazach królestwa. Autorka skupiła się na opisach najbliższego otoczenia (zazwyczaj były to lasy, pojedyncze pomieszczenia i jaskinie) oraz przedstawieniu emocji, targającymi bohaterami. Bardzo przypadł mi do gustu podział na perspektywy, dzięki czemu można było poznać punkt widzenia Lunary, Bruna oraz wojowniczek z Zakonu Burz. Każda z nich dopełnia historię, pozwala lepiej zrozumieć motywacje i cele bohaterów, a także łączy wszystkie zawarte wątki. Zaintrygował mnie również zabieg związany z połączeniem magii i technologii. Dało to powiew świeżości, nie tylko ze względu na to, że owo połączenie rzadko można spotkać w literaturze, ale i ze względu na całą otoczkę - realia życia wydawały się wręcz średniowieczne, a jednak potrafili skonstruować śmiercionośną broń. Żałuję, że wątek ten nie został bardziej rozwinięty. Autorka ciekawie wykreowała bohaterów, nadając im odmienne charaktery, cele i motywacje. Mimo że momentami wydawali się papierowi, a ich reakcje i dialogi często wychodziły odrobinę nienaturalnie, łatwo obdarzyć sympatią główną bohaterkę oraz inne wojowniczki. Lunara została przedstawiona czytelnikowi jako silna i bezwzględna zabójczyni pozbawiona skrupułów, która wiele złego doświadczyła w swoim życiu, jednak absolutnie nie wyczuwałam w niej tej bezwzględności, nie budziła we mnie strachu i respektu, jak to było w przypadku Mii z “Nibynocy”. Trudna przeszłość odcisnęła swoje piętno na Lunarze i uwidoczniła w niej cechy tj. zagubienie, naiwność i płaczliwość, a chęć zemsty średnio rzutowała na jej działania. Mimo że odczuwałam w stosunku do niej współczucie i podziw ze względu na wolę walki, nie zyskała ona mojej sympatii. Natomiast Bruno okazał się cwaniakiem i manipulatorem wykorzystującym innych do własnych celów. Chętnie poznałabym jego historię, by lepiej zrozumieć, co pchnęło go do tak okrutnych rozwiązań. Całość wydawała mi się odrobinę chaotyczna i niedopracowana ze względu na spore przeskoki czasowe oraz kończenie niemalże każdej akcji utratą przytomności lub zapadnięciem w sen głównej bohaterki. Sprawiało to wrażenie jakby autorka nie wiedziała jak zakończyć rozdział i rozpocząć kolejną akcję, więc pozbawiała bohaterkę przytomności. Książkę czytało się niezwykle szybko, dzięki dużej czcionce i prostemu, niewyszukanemu stylowi autorki, która skupiła się tutaj na poznawaniu odczuć bohaterów i przeżywaniu wraz z nimi całej gamy emocji niż na opisach otoczenia. Pojawiło się kilka literówek i dziwnie skonstruowanych zdań, jednak nie wpływało to na zrozumienie lektury. Inną sprawą były natomiast absurdy i luki fabularne, zmuszające mnie do odłożenia książki i głębszych rozmyślań. Przykładowo - “Akinora i Wolana spały, przytulone do siebie. Rozgwieżdżone niebo stopniowo ustępowało miejsca brzaskowi. Z oddali nadciągały gęste, ciemne chmury, a powietrze wypełniała groźba. Wolana leżała, wpatrując się w sufit.”. Moim ulubionym okazało się jednak stwierdzenie “jesteś dla niego tak ważna jak biała kredka”. Miała to być obraza, ukazanie jak dana osoba jest nieważna w oczach drugiego człowieka, lecz wyszło dość koślawo. Biała kredka jest wręcz niezastąpiona. Brakowało mi również magii - istniała, lecz nic więcej o niej nie wiemy.
“Czarne serce. Zdrada” to książka, o której nie wiem, co myśleć. Autorka miała genialny pomysł na fabułę, jednak wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Posiada ona swoje lepsze i gorsze momenty, jak to w przypadku debiutów bywa, lecz w całej serii drzemie spory potencjał. Ukazanie siły kobiet, przyjaźni między nimi, troski i zaufania, jakim się darzyły, zdecydowanie przypadło mi do gustu i chwyciło mnie za serce. To książka z motywem zemsty, traumatycznymi przeżyciami i walką o swoje z magicznymi stworzeniami, intrygami i wątkiem romantycznym oraz zdradą w tle. Na uwagę zasługuje piękna okładka, niezwykle dopracowana mapa pozwalająca się odnaleźć w świecie i ciekawe ilustracje wewnątrz książki. “Czarne serce” pozostawiło po sobie również wiele pytań. Dlaczego Żar Ptak wybrał akurat Lunarę? Jak udało jej się przeżyć tyle czasu bez pieniędzy po ucieczce? Dlaczego Bruno pragnął stworzyć sobie skrzydła? Niestety, to historia, o której z pewnością szybko zapomnę.
Nie ma nic gorszego od zdrady osoby, której ufało się najbardziej, od chłodu ostrza jej kłamstw, które raz po raz wbija w nasze słabo bijące serce. Nie ma nic okrutniejszego niż zabawa uczuciami drugiego człowieka - nic jej nie usprawiedliwia, nawet najwyższy i najbardziej szlachetny cel.”
Lunara, szkolona na bezwzględną zabójczynię, uciekając z uwięzi Zakonu Burz, spotyka...
2024
“W pewnym momencie, prawdopodobnie podczas drugiego roku, zdasz sobie sprawę, że zaufanie, jakim darzysz swoich przyjaciół i rodzinę, nie ma nic wspólnego z lojalnością, jaką rozwijasz wobec własnej drużyny.”
Uczelnia Wojskowa Basgiath jest areną, gdzie brutalny Odsiew wydaje się być jedynie wstępnym etapem selekcji kadetów, nieposiadających woli walki. Violet Sorrengail, mimo kruchego ciała, pozostaje niewzruszona, a spryt i żelazna wola są jej bronią. Jednak gdy nowy wicekomendant stawia ultimatum i nakazuje jej zdradzić swojego mężczyznę, Violet musi stawić czoła nie tylko próbom fizycznym, lecz także moralnym. Lojalność dziewczyny zostaje wystawiona na próbę, a tajemnice, jakie skrywa uczelnia, zagrażają nie tylko jej przetrwaniu, ale i całemu światu. Czy determinacja Violet będzie wystarczająca, by przetrwać, gdy smoczy ogień stanie się jedynie jednym z wielu zagrożeń?
“Iron Flame. Żelazny płomień” to bezpośrednia kontynuacja wydarzeń mających miejsce w pierwszym tomie serii Empireum, która już od pierwszych stron szokuje, zachwyca i wciąga czytelnika w wir akcji. Liczne intrygi oraz odkrywane sekrety trzymają w napięciu i nie pozwalają się oderwać nawet na chwilę. Nie mogłam się doczekać, aż autorka ponownie zabierze nas w niesamowitą podróż do świata smoków, gdzie zachwyt otaczającym pięknem i majestatycznością miesza się z brutalnością, ciągłym strachem i rozlewem krwi. Niezmiennie fascynowała mnie kreacja świata, panujące w nim zasady, a także smoki będące jednym z największych atutów tej historii. Więź między nimi a kadetami niejednokrotnie chwytała za serce i ukazywała wzajemną troskę i lojalność oraz to, że jedno nie mogło istnieć bez drugiego - gdy ginie smok, ginie też jego jeździec. Połączenie Tairna (jego inteligencji oraz ciętego języka) i humorów Andarny, nastoletniej smoczycy za każdym razem powodowało u mnie szeroki uśmiech na twarzy i niekontrolowane wybuchy śmiechu. Ponadto autorka z godną podziwu autentycznością ukazała relacje rodzinne oraz przyjaźnie, które mimo wzajemnego zaufania, bywały słodko-gorzkie i miały momenty łamiące serce. Ogromnym plusem jest również barwne pióro autorki, pozwalające na własnej skórze poczuć podmuchy mroźnego wiatru, metaliczny zapach krwi oraz usłyszeć łopot smoczych skrzydeł. W tym tomie między Xadenem a Violet aż iskrzy, a emocje (nie zawsze te pozytywne) sięgają zenitu. Ich relacja zbudowana jest na pożądaniu i licznych sekretach, a przymusowa rozłąka nie służy im podczas odzyskiwania utraconego zaufania. Momentami ich zachowanie było dla mnie niezrozumiałe, miałkie i wręcz męczące. Oboje nie potrafili przeprowadzić ze sobą poważnej rozmowy, a wszelkie próby jakiejkolwiek szczerej dyskusji kończyły się kłótnią. W moich oczach Xaden jako jedyny udowadniał swoją szczerość i dobre intencje. Nie okłamywał Violet, po prostu nie dzielił się z nią wszystkimi informacjami również ze względu bezpieczeństwa dziewczyny. Natomiast ona nieustannie podważała prawdziwość jego uczuć i sprowadzała wszystko jedynie do pociągu fizycznego i zbliżeń. Miałam też wrażenie, że w “Iron Flame” bohaterowie nieco stracili na swoich charakterach i niestety nie mam tu na myśli jedynie postaci drugoplanowych, które w tym wypadku były jedynie tłem dla zawiłego wątku romantycznego oraz rebelii, ale i samą Violet. Podziwiałam jej determinację oraz spryt, które w tym tomie zostały zgaszone przez ogrom tragicznych przytłaczających zdarzeń mających miejsce w tak krótkim czasie. Violet stała się typową “naj” bohaterką - najmądrzejsza, najpotężniejsza, najodważniejsza i niepokonana, a zarazem niezwykle delikatna i krucha, co autorka nieustannie przypominała czytelnikom i opisywała kolejne wybite stawy bohaterki niemalże podczas każdej ważniejszej akcji. Pojawienie się bliskiej osoby z przeszłości Xadena okazało się kolejną cegiełką do męczących rozważań i niezrozumiałych zachowań Violet - dziecinne przepychanki i nieuzasadniona zazdrość odrobinę zepsuły mi postrzeganie jej osoby i odebrały przyjemność z czytania. Dużym plusem okazał się sceny batalistyczne (gdy się pojawiają, mrożą krew w żyłach i zapierają dech w piersiach) oraz rebelia. Zakończenie zdecydowanie szokuje, wbija w fotel i gra na emocjach czytelnika.
“Iron Flame” to obowiązkowa lektura dla każdego miłośnika smoków, gorących wątków romantycznych oraz magicznych, a zarazem niezwykle brutalnych światów. To niewymagająca książka przemycająca między wierszami ważne wartości i ukazująca miłość nie tylko tą budującą, ale i mającą destrukcyjny wpływ na człowieka oraz uczy o poświęceniu, lojalności i prawdziwej przyjaźni opartej na zaufaniu. Oprócz fantastycznie wykreowanego świata i postaci, których łatwo pokochać, gwarantuje całą gamę emocji - liczne intrygi, sceny łamiące serce, zapadające głęboko w pamięć, romantyczne oraz frustrujące. Jeśli nie przekonało Was jeszcze to obłędne wydanie (z tłumaczeniem nieco odbiegającym od perfekcji), z pewnością zrobią to smoki i ich cięte riposty (lub groźba spalenia smoczym ogniem). Po lekturze nasunęło mi się również przemyślenie - warto doceniać każdą chwilę w życiu, bo bardzo łatwo utracić to, o co walczymy i na czym nam najbardziej zależy. Z niecierpliwością czekam na kolejny tom.
“W pewnym momencie, prawdopodobnie podczas drugiego roku, zdasz sobie sprawę, że zaufanie, jakim darzysz swoich przyjaciół i rodzinę, nie ma nic wspólnego z lojalnością, jaką rozwijasz wobec własnej drużyny.”
Uczelnia Wojskowa Basgiath jest areną, gdzie brutalny Odsiew wydaje się być jedynie wstępnym etapem selekcji kadetów, nieposiadających woli walki. Violet Sorrengail,...
2024
“Żadne z nich nie mogło poszczycić się dużym gronem znajomych, jednak nic nie podnosi na duchu tak bardzo, jak możliwość dzielenia swojej samotności z kimś innym. Szczególnie z kimś dla siebie tak ważnym.”
Nicolas ma jeden cel w życiu - stworzyć sobie duszę, bez której się urodził. Aby rozwinąć swe magiczne umiejętności i choć odrobinę zbliżyć się do przeznaczenia, wyrusza na studia do Akademii Czarnoksięskiej. Chłopak nie spodziewa się jednak, że poznanie tajemniczej adeptki, Mai, może pokrzyżować wszystkie jego plany oraz ściągnąć na oboje śmiertelne niebezpieczeństwo. Zapuszczając się do akademickiej biblioteki w poszukiwaniu wiedzy, Nikolas trafia na niezwykle starą i zakazaną księgę, będącą własnością okrutnego czarnoksiężnika. Zabierając ją ze sobą, ściąga na siebie niebezpieczeństwo i rozpoczyna nieustanną walkę nie tylko o miejsce na uczelni. Gra toczy się o znacznie wyższą stawkę, o życie. Maja natomiast musi się zmierzyć z konsekwencjami własnych decyzji, które zostały przez nią podjęte dawno temu.
“Między nami jest Śmierć” to książka, która już od pierwszych stron wciąga czytelnika w wir wydarzeń i oczarowuje niesamowitym klimatem mrocznej akademii magicznej z niepowtarzalnymi osobliwościami oraz ciekawymi zajęciami, mającymi na celu wykształcenie przyszłych czarowników i czarnoksiężników. Całość lekko daje klimat Hogwartu, przez co z wielką chęcią miałoby się ochotę rozpocząć naukę magii w murach tejże akademii. Niestety, aby się na nią dostać, trzeba zdać egzaminy na najwyższym poziomie. Autor wykreował od podstaw intrygujący świat pełen zapierających dech w piersiach widoków, niespotykanych stworzeń oraz wszechobecnej magii, nie tylko tej dobrej, ale i niszczycielskiej. Przyjemny w odbiorze, barwny styl Patryka Żelaznego sprawia, że z łatwością można przenieść się w głąb lasu, usłyszeć szum liści, poczuć muśnięcia wiatru na twarzy oraz zapach kurzu i starych ksiąg charakterystyczny dla wielkich bibliotek. Odrobinę brakowało mi głębszego zarysowania świata, przedstawienie panujących w nim zasad i fundamentów, na których by się to wszystko opierało. Historia świata, akademii oraz opisy pozwalające poczuć potęgę tego miejsca i magię zaklętą w jej murach z pewnością nadałaby jeszcze więcej kolorów lekturze. Na uwagę zasługuje interesująca kreacja bohaterów oraz budowanie relacji między nimi. Mimo że Nicolas i Maja są swoim zupełnym przeciwieństwem (niczym księżyc i słońce), jednak ich charaktery idealnie się dopełniają, przez co wiele mogą się od siebie nauczyć. Nicolas to wycofany, zamknięty w sobie i pozbawiony emocji bohater, próbujący zrozumieć siebie, stworzyć sobie duszę oraz znaleźć swoje miejsce na świecie. Często nie rozumie emocji i uczuć, jakie targają Mają i sam nie potrafi ich wyrazić, jednak nadrabia chłodnym podejściem do pojawiających się problemów oraz determinacją w dążeniu do obranego celu. Wybory i decyzje chłopaka stopniowo kształtowały jego charakter i przyszłość, a wraz z biegiem wydarzeń czytelnik mógł obserwować wewnętrzną przemianę tego bohatera. Maja jest jego kompletnym przeciwieństwem, a ciepło promieniujące od tej dziewczyny skutecznie wpływa na chłodne zachowania Nicolasa. Żywiołowa, wygadana i empatyczna, z łatwością dostrzega dobro i piękno tam, gdzie inni go nie widzieli. Jej emocjonalność i chęć pomocy niejednokrotnie ściągały na nią poważne kłopoty. Bohaterowie drugoplanowi nie byli jedynie tłem dla całej historii, lecz aktywnie w niej uczestniczyli. Moim ulubieńcem okazał się profesor Migellan, który odrobinę przypominał mi Snape’a z “Harry'ego Pottera”. Otaczająca go aur tajemniczości, zrzędliwość, a także cięty język zdecydowanie przypadły mi do gustu. Dialogi między bohaterami wręcz ociekały sarkazmem, były pełne dobrego i wyważonego humoru, a przede wszystkim okazały się autentyczne. Pojawił się również motyw śmierci, która nie była jedynie symbolem - aktywnie brała udział w przedstawionych wydarzeniach oraz miała wpływ na decyzje bohaterów i ich dalsze losy. Liczne intrygi, niespodziewane zwroty, a także wartka akcja nie pozwalała się nudzić nawet przez chwilę, przez co trudno było oderwać się od lektury. Na uwagę zasługuje również zakazana księga z runami, od której wszystko się zaczęło. Pomysł ze stworzeniem okładki na wzór księgi zmarłego czarnoksiężnika niesamowicie przypadł mi do gustu. Delikatnie brakowało mi czarowania, rzucania zaklęć i magicznych pojedynków, jednak i bez tego świetnie się bawiłam. Zaskakujące zakończenie pozostawiło po sobie lekki niedosyt, a rozwiązanie nie do końca mnie usatysfakcjonowało, jednak epilog sugeruje, że owy tom może być jedynie wstępem do znacznie szerszej historii, która przeniesie losy Nikolasa na zupełnie inny poziom.
“Między nami jest Śmierć” to historia o poszukiwaniu własnej drogi oraz odnajdywaniu siebie, o rodzącej się przyjaźni i jej sile, a także o wyborach i decyzjach, które mogą być nieodwracalne w skutkach. To niezwykle udany i zaskakujący debiut z oryginalnym pomysłem na fabułę i intrygującym wykonaniem. Zdecydowanie przekonał mnie wątek z brakiem duszy i szukaniem sposobów, by ją sobie stworzyć. Wisienką na torcie okazał się pakt ze śmiercią oraz walka z nią o największy skarb, jaki może posiadać człowiek, o życie. Wszechobecna magia, magiczne istoty, sarkazm i bohaterowie, których łatwo polubić, to nie wszystko, co gwarantuje ta książka. Zabierzcie swoje pióra i razem ze mną przekroczcie mury Akademii Czarnoksięskiej, gdzie wszystko staje się możliwe!
“Żadne z nich nie mogło poszczycić się dużym gronem znajomych, jednak nic nie podnosi na duchu tak bardzo, jak możliwość dzielenia swojej samotności z kimś innym. Szczególnie z kimś dla siebie tak ważnym.”
Nicolas ma jeden cel w życiu - stworzyć sobie duszę, bez której się urodził. Aby rozwinąć swe magiczne umiejętności i choć odrobinę zbliżyć się do przeznaczenia, wyrusza...
2024
“Los rozdaje karty i może próbować sprzyjać pewnym zdarzeniom, ale ostatecznie jesteśmy wolni i sami decydujemy o sobie. Nigdy w to nie wątp.”
Emilia zrobi wszystko, by odkryć tajemnicę morderstwa swojej siostry bliźniaczki oraz zemścić się na sprawcach niepotrzebnego rozlewu krwi wśród czarownic. Szukając wendety, nie cofnie się nawet przed zawarciem paktu z jednym z Książąt Piekieł oraz przyrzeczenia swojej ręki samemu diabłu. Pojawiając się w Piekle, wiedźma powinna pamiętać, że nikomu nie można ufać, a niebezpieczeństwo może przyjść z najmniej oczekiwanej strony. Wystawiona na liczne pokusy i grzechy, Emilia będzie musiała się zmierzyć z samotnością oraz narastającymi sprzecznymi uczuciami w stosunku do Pana Gniewu. Demon kieruje się własnym interesem, nie zważając na sojusz łączący go z Emilią w świecie śmiertelnych, co wywołuje w dziewczynie frustrację. Gdy pożądanie miesza się z nienawiścią, a płomienne uczucia biorą górę, prawdziwa natura demona i jego mroczne intrygi boleśnie dają o sobie znać.
Drugi tom cyklu “Królestwo Nikczemnych” zabiera czytelnika wprost do Piekieł, gdzie nic nie jest takie, jak może się wydawać. Autorka w niecodzienny i nieco odbiegający od klasycznych wyobrażeń sposób przedstawia podziemne królestwo, gdzie zamiast wszechobecnego gorąca, smoły i mroku panuje przenikający chłód, ziemia pokryta jest grubą warstwą śniegu, a Książęta mieszkają w pałacach ociekających bogactwem. Nadało to powiewu świeżości, i mimo że pomysł ten zdecydowanie przypadł mi do gustu, to zabrakło w nim dreszczyku grozy, czyhającego wszędzie niebezpieczeństwa i być może odrobiny okrucieństwa, będącego nieodłącznym elementem Piekieł. Czytelnik częściej jest jedynie ostrzegany o zagrożeniu, niż doświadcza go na własnej skórze. Przeniesienie miejsca akcji pozwoliło również z bliska przyjrzeć się innym grzechom (nie tylko Gniewowi), zagłębić w odmienne zachowania i obyczaje panujące między Kręgami oraz poznać niektórych Książąt Piekieł. Wyczuwalny w poprzednim tomie włoski klimat i dobiegające zewsząd aromaty przypraw zanikają na rzecz nużących opisów kreacji, sal balowych i sukien, które prezentowane są czytelnikowi z najmniejszymi szczegółami. W pewnym momencie miałam ochotę je po prostu pomijać, gdyż nie wnosiły nic kluczowego do fabuły. Podobnie jak przemyślenia Emilii, które nie dość, że nieustannie się powtarzały, to na dodatek były o niczym i również do niczego nie prowadziły. Jej rozterki sercowe oraz ciągłe wahanie się między skonsumowaniem małżeństwa z Panem Gniewu a wbiciem mu sztyletu prosto w serce w pewnym momencie stały się męczące i powodowały jedynie ból głowy. Wraz z biegiem wydarzeń w głównej bohaterce zachodzi subtelna zmiana, która niestety nie ma nic wspólnego z jej charakterem. Nadal jej zachowania są dość nieprzemyślane, nie bierze pod uwagę konsekwencji wynikających z popełnionych czynów, jednak pod względem seksualnym staje się znacznie odważniejsza, nieco wulgarna i nie boi się brać tego, co chce w danej chwili. W porównaniu do pierwszego tomu, w “Królestwie Przeklętych” akcja zwalnia, fabularnie dzieje się niewiele, a mocny element książki, jakim jest poszukiwanie mordercy Vittorii, schodzi na dalszy plan. Autorka skupia się tutaj na wątku romantycznym i budowaniu relacji między Emilią a Panem Gniewu. Mimo że jest ona skomplikowana i brakuje jej autentyczności, dość przyjemnie obserwuje się ich zmagania. Jednym z większych minusów były dla mnie dialogi pełne niedopowiedzeń i tajemnice, w których bardzo łatwo można się pogubić. Część z nich okazała się naciągana i na siłę, sekret gonił sekret, przez co podczas lektury czułam się zagubiona. Natomiast zakończenie ponownie zaskakuje i wywraca znany czytelnikowi świat do góry nogami, dzięki czemu ma się ochotę sięgnąć po kolejny tom i rozwikłać wszystkie tajemnice.
“Królestwo Przeklętych” na tle pierwszego tomu wypada trochę gorzej, jednak książka ta ma w sobie coś, przez co chce się do niej wracać i myśli się o niej nawet po odłożeniu lektury. Mam wrażenie, że tym czymś, a raczej kimś, jest Pan Gniewu oraz nieustanne poszukiwanie mordercy Vittorii. Smaku dodają również tajemnice i intrygi - gdy wydaje się, że już wiemy wszystko, okazuje się, że autorka wodzi nas za nos i nie wiemy zupełnie nic. Brakowało mi matactwa i intryg u samych Piekielnych Książąt oraz lepszej kreacji Piekła i rozbudowania otaczającego świata, co mogłoby dodać pikanterii całej historii. Niemniej, książkę czytało się przyjemnie. To dobra i niewymagająca (oprócz pokładów cierpliwości) lektura na wieczór z wątkiem romantycznym, licznymi zagadkami do rozwikłania oraz frustrująco dokładnymi opisami kreacji ubieranych przez bohaterów. Relacja między Emilią i Panem Gniewu, niesamowite opisy otoczenia i klątwy sprawiły, że z pewnością sięgnę po finalny tom.
“Los rozdaje karty i może próbować sprzyjać pewnym zdarzeniom, ale ostatecznie jesteśmy wolni i sami decydujemy o sobie. Nigdy w to nie wątp.”
Emilia zrobi wszystko, by odkryć tajemnicę morderstwa swojej siostry bliźniaczki oraz zemścić się na sprawcach niepotrzebnego rozlewu krwi wśród czarownic. Szukając wendety, nie cofnie się nawet przed zawarciem paktu z jednym z...
2024
“Prawdopodobnie dopadła mnie choroba umysłowa nazywana dla złagodzenia “miłością”. Rozumiesz: chemia mózgu zostaje poważnie zakłócona przez nieustanny wyrzut dopaminy i chodzisz wiecznie naćpany tym cholerstwem. W skrajnych przypadkach ten zalew narkotyku wywołuje halucynacje i możesz nie zauważyć sygnałów alarmowych tak długo, jak długo dobrowolnie poddajesz się zidioceniu.”
Patolog sądowy Jeremi Organek i jego przyjaciółka skutecznie wciągająca oboje w kłopoty, Linda Miller, zostają wplątani w nieoczekiwane wydarzenia podczas zlotu fanów zabytkowych pojazdów na zamku Topacz. Odnajdując zwłoki i rozpoczynając śledztwo, odkrywają nie tylko brudne sekrety denata, ale i poznają mroczne tajemnice z przeszłości, które nigdy miały nie ujrzeć światła dziennego. Śledztwo prowadzi wprost do pałacu we Wleniu, będącego miejscem okrutnej zbrodni sprzed lat. Zaskakujące połączenia między tragedią z przeszłości a śmiercią młodego kopisty stawiają pytania, które radykalnie mogą zmienić postrzeganie historii, a rozwiązanie zagadki otworzy drzwi do kolejnych, skrywanych dotąd sekretów.
“Komu zginął trup?” to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki i już teraz wiem, że nie jest ostatnią książką Małgorzaty Starosty, po jaką sięgnę. Zazwyczaj czytam nieco inne gatunki, jednak w tym wypadku lektura okazała się tak intrygująca i oszałamiająca, że ani trochę nie żałuję wyboru tej pozycji. “Komu zginął trup?” to bezpośrednia kontynuacja serii o Jeremim Organku, lecz nie trzeba znać poprzedniego tomu, by zrozumieć treść i wciągnąć się w historię. Autorka stworzyła intrygujący kryminał z wątkiem historycznym, pełen zaskoczeń, ciekawych rozwiązań i przygód, a to wszystko w akompaniamencie ogromnej dawki dobrego humoru i dreszczyku emocji. Dynamiczne i jednocześnie naturalne dialogi między bohaterami nadają całej historii charakteru, natomiast autentyczni, nietuzinkowi i doskonale wykreowani bohaterowie, sprawiają, że nie można się nudzić nawet przez chwilę, wnosząc mnóstwo ciepła i uśmiechu do życia czytelnika. Małgorzata Starosta ma niezwykle lekkie i przyjemne pióro, co w połączeniu ze znakomicie wyważonym dowcipem tworzy oryginalną całość i sprawia, że strony same znikają. Smaku dodaje szczegółowo opisana intryga, która jest stopniowo odkrywana przed czytelnikiem oraz autentyczny wątek historyczny odkrywający mroczne fakty dotyczące zbrodni na zamku Kleppelsdorf. Całość dopełniają kompletnie niedopasowani, a jednak świetnie ze sobą współgrający bohaterowie, mający odmienny sposób bycia oraz poczucie humoru. Bardzo łatwo ich polubić, a nawet utożsamić się z nimi. Linda Miller to chodzący wulkan emocji - żywiołowa i charakterna niczym jej płomienne rude loki. To gadatliwa i piekielnie inteligentna kobieta o ekstrawertycznym stylu bycia, za którą trudno nadążyć. Wszędzie jej pełno, a tam, gdzie się pojawi, zawsze pojawiają się kłopoty, przez co nie można się przy niej nudzić. Zawziętość i energiczność Lindy doskonale kontrastuje z nieco staromodnym i introwertycznym patologiem sądowym, Jeremim Organkiem. Mężczyzna nie zawsze rozumie sarkazm, którym zasypuje go piękna Linda, lecz jego stoicyzm oraz sztywny kręgosłup moralny są cechami godnymi podziwu. Zawsze kieruje się własnymi zasadami oraz zgodnie z tym, co nakazuje mu sumienie. To on jest głosem zdrowego rozsądku w tym duecie. Na uwagę zasługują również postacie drugoplanowe, niebędące jedynie tłem. Komisarz Bączek dawał mi vibe Mietka z “Ojca Mateusza” - sprytny i dociekliwy, a zarazem dowcipny, jednak szukający wsparcia w rozwiązywaniu zagadek kryminalnych u swojego autorytetu, doktora Baczmańskiego. Tworzył on doskonałą, ale koszmarnie niedobraną parę z nadinspektorem, któremu bliżej było do dobrego wujka niż groźnego szefa.
“Komu zginął trup?” to niewymagająca lektura na wieczór, gwarantująca niekontrolowane wybuchy śmiechu, ze wciągającą i angażującą czytelnika fabułą. Krótkie rozdziały i niezwykle plastyczne pióro autorki oraz zaskakujące zwroty akcji i nieoczywiste zwroty akcji sprawiają, że całość niezwykle szybko i przyjemnie się czyta. Małgorzata Starosta stworzyła książkę pełną ciepła i humoru z intrygującą i dynamiczną sprawą kryminalną, ale nie odkrywającą wszystkiego na raz i pozostawiającą w napięciu. “Komu zginął trup?” to nie tylko historia kryminalna z autentyczną zbrodnią i wplecionymi elementami komediowymi - to również podróż przez ludzkie ambicje, żądze i tajemnice, które mogą okazać się zgubne. Ostrzegam, podczas lektury uśmiech nie będzie Wam schodził z twarzy nawet na chwilę.
“Prawdopodobnie dopadła mnie choroba umysłowa nazywana dla złagodzenia “miłością”. Rozumiesz: chemia mózgu zostaje poważnie zakłócona przez nieustanny wyrzut dopaminy i chodzisz wiecznie naćpany tym cholerstwem. W skrajnych przypadkach ten zalew narkotyku wywołuje halucynacje i możesz nie zauważyć sygnałów alarmowych tak długo, jak długo dobrowolnie poddajesz się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024
“Zauważanie przebłysków piękna nawet pośród największej katastrofy częstokroć pozwalało jej zachować równowagę umysłu. W jej życiu zdarzały się bowiem dni tak mroczne, że uciekała się wręcz do liczenia własnych zębów, byle tylko udowodnić sobie, że nadal ma coś wartościowego.”
Jeden pocałunek dawno zapomnianej dziedziczki królestwa dżinnów i księcia Ardunii, Kamrana, sprawia, że wszelkie mury, jak i życie obojga ulegają zniszczeniu. Alizeh zostaje porwana przez Cyrusa, władcę sąsiedniego królestwa, snującego intrygę, potężniejszą niż sama magia. Rozdarta między lojalnością wobec swoich uczuć a obowiązkami spoczywającymi na jej barkach, dziewczyna musi podjąć decyzję, która zaważy na losach wielu istnień. Czy zdoła przekroczyć bariery swego serca i wypełnić ciążącą nad nią przepowiednię? Gdy polityczne intrygi przeplatają się z magią i gorącymi uczuciami, Alizeh staje przed wyzwaniem, które może odmienić bieg dotąd znanej historii.
“Nieskończone nici”, podobnie jak pierwszy tom serii, niezmiennie hipnotyzuje czytelnika już od pierwszych stron i wciąga do świata pełnego tajemnic i intryg oraz zapierających dech w piersiach krajobrazów i potężnych istot. Mimo że akcja toczy się w ciągu zaledwie jednego dnia, tyle czasu wystarczy, by wywrócić do góry nogami zarówno świat bohaterów, jak i czytelników. Baśniowe opisy Tulanu pozwalają dostrzec piękno nieznanych dotąd miejsc, usłyszeć szum licznych wodospadów, poczuć muśnięcia promieni słońca na twarzy, a także ujrzeć chmary świetlików przypominających rozgwieżdżone niebo. W pamięć zapada również urokliwe pole pełne różnokolorowych tulipanów, na którym kruszeją bariery między bohaterami. Pióro autorki niezmiennie zachwyca i porusza do głębi. Nikt tak doskonale jak Mafi nie pisze o uczuciach i nie przedstawia ich w tak magiczny i delikatny sposób, poruszający serce i duszę czytelnika. Książkę czyta się lekko i ma się wręcz wrażenie, że strony same znikają, co niestety jest drobnym minusem przy objętości tego tomu. Autorka w niezwykle plastyczny i obrazowy sposób ukazuje przeżycia i stany emocjonalne bohaterów, wywołując w czytelniku całą gamę emocji, zaczynając od niepewności czy bólu przez szczęście i zachwyt, aż do miłości. Mamy tu podział na dwie perspektywy, dzięki czemu lepiej poznajemy Kamrana, ale i jednocześnie obserwujemy relację między Alizeh i Cyrusem, zwiedzając przy tym królestwo. Wykreowany świat nie został rozbudowany, jednak w tym tomie to postacie grają kluczową rolę i właśnie na poznawaniu postaci i budowaniu relacji skupiła się cała fabuła. Każdym z nich kierują odmienne, często sprzeczne motywacje, które są odkrywane przed czytelnikiem stopniowo. Główna bohaterka, Alizeh, nadal pozostaje delikatną, nieco zagubioną kobietą o lwim sercu, jednak postawiona w trudnej sytuacji potrafi zawalczyć o swoje, być impulsywna oraz pyskata. Dialogi między dziewczyną a Cyrusem niejednokrotnie wywołały uśmiech na mojej twarzy, szczególnie gdy Alizeh dawała upust emocjom. Najjaśniejszym i najbardziej wyczekiwanym punktem historii okazał się tajemniczy Cyrus, który odrobinę przyćmił inne postacie swą inteligencją i cynizmem. Gdy tylko się pojawiał, moje serce zaczynało szybciej bić, a stopniowe odkrywanie jego motywacji i rozkładanie ich na czynniki pierwsze sprawiło mi ogromną radość. Na uwagę zasługuje również spokojny i opanowany Hazan oraz jego uszczypliwe potyczki słowne i pyskówki w stosunku do Kamrana. To zdecydowanie moja ulubiona postać zaraz po Cyrusie. Dużym plusem jest pojawiający się motyw enemies to lovers poprowadzony z niezwykłą dokładnością, bez pośpiechu i ze smakiem oraz motyw paktu z diabłem dodający nieco mroku i tajemniczości. Brakowało mi tu jedynie akcji i dreszczyku emocji wywołanego niespodziewanymi zwrotami akcji. Fabuła w tym tomie zwolniła, okazała się spokojna i jednostajna, nie nabierała rozpędu, tak jak można było oczekiwać po zakończeniu “Utkanego królestwa”.
Niemniej, “Nieskończone nici” to hipnotyzująca książka pełna emocji i pięknych opisów, od której ciężko się oderwać. Tajemnice, intrygi oraz magia uczuć zaklęta w słowach sprawia, że pozycja ta na długo nie pozwoli o sobie zapomnieć. Autorka każdą kolejną książką, wychodzącą spod jej ręki zachwyca i utwierdza w przekonaniu, że słowa mają wielką moc i odpowiednio dobrane będą w stanie zniszczyć i na nowo scalić serce czytelnika. Jeśli nie przekonuje Was cynizm Cyrusa, malownicze krajobrazy upalnego Tulanu lub dialogi dopracowane w najmniejszym szczególe, z pewnością zrobią to groźne smoki zamieszkujące królestwo.
“Zauważanie przebłysków piękna nawet pośród największej katastrofy częstokroć pozwalało jej zachować równowagę umysłu. W jej życiu zdarzały się bowiem dni tak mroczne, że uciekała się wręcz do liczenia własnych zębów, byle tylko udowodnić sobie, że nadal ma coś wartościowego.”
Jeden pocałunek dawno zapomnianej dziedziczki królestwa dżinnów i księcia Ardunii, Kamrana,...
2024
“Nasz pocałunek był jak pierwsza gwiazda na nocnym niebie - iskierka światła otoczona ciemnością. Przez całe życie pragnęłam takiego pocałunku, lecz nigdy go nie doświadczyłam. Teraz wszystko inne poza tym zblakło do mglistych cieni.”
Ava wiedzie życie pełne szyderstw i braku akceptacji ze względu na swoje pochodzenie. Od najmłodszych lat elfka żyje na wygnaniu w świecie ludzi i próbuje dopasować się do otaczającej ją rzeczywistości. Gdy w dwudzieste szóste urodziny nakrywa swojego chłopaka na zdradzie, cały jej świat rozpada się na kawałki. Upijając się w barze z przyjaciółką, niespodziewanie trafia na Torina, króla elfów, który zapowiada tradycyjny turniej, mający na celu wyłonienie spośród stu kandydatek nowej królowej Zaczarowanej Krainy i jednocześnie żony dla niego. Ava publicznie wyśmiewa inicjatywę króla, porównując ją do telewizyjnych programów randkowych. Jednak sposób, w jaki Torin poszukuje małżonki, związany jest z ciążącą na nim klątwą. Dziewczyna, budząc w nim odrazę, nigdy nie będzie miała szansy stać się wybranką jego serca, co podsuwa Torinowi sprytne rozwiązanie problemu. Proponuje jej układ - ogromne bogactwo w zamian za zostanie królową i uratowanie królestwa.
“Szron” to książka, w której świat okrutnych i owianych tajemnicą elfów miesza się ze światem zwyczajnych śmiertelników. Połączenie znanej czytelnikowi rzeczywistości ze światem fantastycznym, pełnym magii i niesamowitych istot zawsze budzi wiele emocji, jednak nie zawsze jest to zachwyt i uwielbienie. W tym przypadku, mimo pobudzających wyobraźnię opisów niezwykłych krajobrazów, lasów pokrytych białym puchem i mrocznego, gotyckiego zamczyska oraz obskurnych ludzkich pubów serwujących różnorodne alkohole, mieszanie się obu światów nie do końca dobrze ze sobą zagrało, a w niektórych momentach można było się wręcz doszukiwać spójności między światem fantastycznym a logiką. Przeszkadzały mi ludzkie technologie, tj. internet i kamery wraz z całymi ekipami telewizyjnymi pojawiające się w brutalnym i dzikim świecie elfów, mającym problemy z wyżywieniem własnej ludności. Ponadto zamek w Zaczarowanej Krainie oferował kandydatkom gniazdka do ładowania telefonów, a nie potrafił zapewnić odrobiny ciepła w skutym lodem i pokrytym śniegiem świecie. Mimo tych drobnych mankamentów, książkę czyta się z zaangażowaniem, przez lekki i przyjemny w odbiorze styl autorów. Dodatkowo dynamiczna i wartka akcja, oraz mnogość tajemnic i sekretów, stopniowo odkrywanych przed czytelnikiem sprawia, że nie można się nudzić nawet przez chwilę. Plusem tej książki są również bohaterowie, wykreowani w prosty, lecz interesujący sposób. Na próżno doszukiwać się w nich głębi i mocnych charakterów, jednak z dużą łatwością można obdarzyć ich sympatią. Ava, główna bohaterka, to kobieta żywiołowa i energiczna, która mimo trudnych doświadczeń, zaskakuje swą pewnością i otwartością. Jej determinacja w dążeniu do obranych celów i bezpośredniość niejednokrotnie wprawiają w zdumienie i wywołują uśmiech na twarzy. Dziewczyna nie była pozbawiona wad, zdarzały jej się irytujące zachowania, lecz jej przyjaciółka, Shalini, biła ją w tej kwestii na głowę. W moim odczuciu zupełnie nic nie wnosiła do całej historii, a jej cała kreacja była po prostu płytka. Pojawiała się tylko po to, by irytować, rozprawiać o mężczyznach i porównywać ich do mrocznych elfów oraz ekscytować się drobnostkami i nieustannie wykrzykiwać “och mój Boże”. Nie odebrałam jej jako najlepszą przyjaciółkę i doradczynię głównej bohaterki, a raczej pustą lalę bez charakteru. Kluczowym elementem jest również król elfów, Torin. Wydawał się intrygującą, nieco tajemniczą osobą i żałuję, że jego przeszłość oraz perspektywa została ta oszczędnie przedstawiona. Momentami ciężko mi było zrozumieć jego zachowania oraz motywacje, których w żaden sposób nie dało się wytłumaczyć ciążącą nad nim klątwą. Rozwijającą się relację między bohaterami śledziłam z zainteresowaniem, lecz w moim odczuciu rozwijała się ona zbyt szybko, a między Avą i Torinem brakowało napięcia. Na uwagę zasługuje sam turniej, będący brutalną i krwawą odskocznią od zamkowych luksusów i rozważań bohaterów. Motyw ten okazał się interesującym punktem całej historii, ale autorzy nie wykorzystali w pełni jego potencjału. Niewymagające, zbyt łatwe do wykonania zadania pojawiające się w śladowej ilości pozostawiły lekki niedosyt. Najbardziej przypadł mi do gustu opis ostatecznego pojedynku, który dosadnie przypominał, że owy turniej nie jest telewizyjnym programem, a walką na śmierć i życie. Pojawił się również motyw poszukiwania prawdziwej tożsamości, dylematy dotyczące pochodzenia i prawdziwej natury. Autorzy zaserwowali czytelnikom zaskakujące zakończenie, zapowiadające sporo akcji i poszukiwania prawdy w kolejnym tomie.
“Szron” przyciąga uwagę nie tylko piękną okładką, ale i intrygującym opisem, obiecującym gorący romans w fantastycznym, skutym lodem świecie. Oprócz zaskakującego finału, krwawego turnieju oraz żywiołowej i autentycznej głównej bohaterki, znajdziemy tu uwielbiane motywy, takie jak aranżowane małżeństwo, poszukiwanie prawdziwej tożsamości, a także motyw klątwy. To niewymagająca lektura na jeden wieczór, idealna dla miłośników romantasy oraz elfów, ze szczyptą zabawnych i bolesnych momentów, która oczaruje niejednego czytelnika swoją prostotą i mroźnym klimatem.
“Nasz pocałunek był jak pierwsza gwiazda na nocnym niebie - iskierka światła otoczona ciemnością. Przez całe życie pragnęłam takiego pocałunku, lecz nigdy go nie doświadczyłam. Teraz wszystko inne poza tym zblakło do mglistych cieni.”
Ava wiedzie życie pełne szyderstw i braku akceptacji ze względu na swoje pochodzenie. Od najmłodszych lat elfka żyje na wygnaniu w świecie...
2024
“W życiu, tak jak w grze, zmuszeni jesteśmy zadowolić się takimi kartami, jakie przypadły nam podczas rozdania.”
W świecie pełnym magii, zdrad i niebezpieczeństw, dwie czarownice, Emilia i Vittoria, wywodzące się z potężnego rodu Bogini Księżyca, nieustannie balansują między tajemnicami swojej magicznej przeszłości a codziennymi obowiązkami w rodzinnej restauracji. Wychowane na starych legendach i przestrogach babci, dziewczyny uważają, by nie ściągnąć na siebie uwagi łowców czarownic, lub – co gorsza – Siedmiu Książąt Piekieł. Wszystko się zmienia, gdy tajemnicze morderstwa czarownic wstrząsają Palermo, a serce jednej z bliźniaczek zostaje brutalnie wyrwane z ciała. Życie Emilii rozpada się na kawałki, a żądza zemsty i chęć poznania prawdy zmusza ją do nawiązania ryzykownego paktu z jednym z Książąt Piekieł - Panem Gniewu. Odkrywając mroczne sekrety i stawiając czoła niebezpieczeństwu, będzie musiała zmierzyć się z demonami, nie tylko zewnętrznymi, ale i wewnętrznymi. Gdy przymierze obierze nieoczekiwany kierunek, wychodząc poza ramy zwyczajnego sojuszu, zachowanie duszy może okazać się nie lada wyzwaniem.
“Królestwo Nikczemnych” to historia przenosząca czytelnika do słonecznego Palermo, gdzie zapach aromatycznych ziół i przypraw oraz powiew morskiej bryzy miesza się z dusznym mrokiem podziemi, iskrzącą magią i licznymi tajemnicami. Autorka w sprawny sposób łączy magiczne wątki i rzucanie czarów z kuchnią włoską i prowadzeniem rodzinnej restauracji, co tworzy świeżą i oryginalną całość. Wśród zaklęć ochronnych i przyzywania demonów, znajdziemy liczne opisy gotowania, dzięki czemu można poczuć słodycz wyśmienitych deserów i ostry aromat czosnku. Jest to ciekawy zabieg, lecz dla mnie okazał się nieco nużący po dłuższym czasie. Książka rozkręca się dość powoli, przez co początkowo dość ciężko wgryźć się w fabułę, jednak z biegiem czasu akcja stopniowo się zagęszcza, nie dając czytelnikowi chwili wytchnienia. Akcja momentami gnała, wskutek czego trudno było nadążyć za wydarzeniami i działaniami bohaterów, które czasem okazywały się pozbawione logiki i ciągu przyczynowo-skutkowego. Przyjemne i lekkie pióro autorki wraz z urokliwymi opisami krajobrazów sprawiają, że od książki ciężko się oderwać, a strony same znikają. Zdecydowanie przypadł mi do gustu motyw siedmiu grzechów głównych przedstawionych jako Książęta Piekieł. Każdy z nich miał przypisany herbowy grzech, który wpływał bezpośrednio na jego zachowanie oraz na władaną moc. W tym tomie poznajemy bliżej jedynie Gniew, Zazdrość i Nieczystość, lecz mimo to pozostają oni owiani tajemnicą i mrokiem. Mimo że jest to książka o czarownicach i demonach (pojawiają się również wampiry i zmiennokształtni), samej magii i czarowania jest tu niewiele. Brakowało mi głębszego wytłumaczenia działania magii, konsekwencji wynikających z korzystania z niej oraz przeprowadzania rytuałów. Jeśli chodzi o bohaterów, ich kreacja zawierała fundamentalne braki. Odniosłam wrażenie, że skupienie uwagi na przedstawieniu bohaterów i budowaniu relacji było zbyt małe, a chemia między bohaterami i uczucie między nimi pojawiło się zaskakująco szybko. Początkowo bardzo polubiłam Emilię i jej gorący temperament, jednak z biegiem czasu jej nic nie wnoszące rozmyślania i lekkomyślność ostudziły moją sympatię do niej. Jej żądza zemsty i miłość do siostry były godne podziwu, lecz naiwność i niezdecydowanie psuły obraz mściwej i potężnej czarownicy. Miałam również spore oczekiwania co do Pana Gniewu. Podstępny i manipulujący, a zarazem opiekuńczy i zdolny do poświęceń demo szybko podbił moje serce i na długo nie pozwolił zapomnieć o sobie oraz swoich intrygach i poczynaniach. Było intrygująco i mrocznie, lecz liczyłam na więcej pazura i ciętego języka. Również postacie drugoplanowe zasługują na uwagę - intrygujące, charakterne, niestanowiące jedynie tła. Pojawiły się irracjonalne luki w fabule, jednak nie było tego dużo i nie przeszkadzało w ogólnym odbiorze lektury (o ile skupiamy się wyłącznie na relacji między Emilią i Panem Gniewu). Mam tu na myśli sytuację, gdzie rodzina dziewczyny całkowicie znika po kilku rozdziałach, nie martwi się o Emilię, mimo że przed śmiercią jej siostry obie było bardzo pilnowane, a ich życie pełne rodzinnego gwaru. Zaskakujące i niezwykle emocjonalne zakończenie pozostawia w głowie czytelnika mnóstwo pytań i zachęca do poznania dalszych losów bohaterów.
“Królestwo Nikczemnych”, mimo drobnych minusów, jest książką, po którą warto sięgnąć, choćby ze względu na niesamowity klimat Palermo, aromatyczne zapachy unoszące się z kuchni i temperamentnych bohaterów. Historia ta miał duży potencjał ze względu na motyw magii i paktu z diabłem oraz ukazania siedmiu grzechów głównych w oryginalny sposób, jednak nie został on do końca wykorzystany. To niewymagająca lektura na jeden wieczór ze szczyptą magii, gwarantująca dobrą zabawę i rumieńce na policzkach podczas śledzenia rozkwitającej relacji bohaterów. Nie znajdziecie tu rzucania zaklęć i odprawiania magicznych rytuałów, lecz Książęta Piekieł z pewnością Wam to wynagrodzą.
“W życiu, tak jak w grze, zmuszeni jesteśmy zadowolić się takimi kartami, jakie przypadły nam podczas rozdania.”
W świecie pełnym magii, zdrad i niebezpieczeństw, dwie czarownice, Emilia i Vittoria, wywodzące się z potężnego rodu Bogini Księżyca, nieustannie balansują między tajemnicami swojej magicznej przeszłości a codziennymi obowiązkami w rodzinnej restauracji....
2024
“Kiedy uwielbia się kogoś za to, jaki jest niezwykły, nie wyrywa się go z korzeniami tylko po to, żeby patrzeć, jak więdnie w cudzej dłoni. Pomaga się mu zakwitnąć i zyskać pełnię niewiarygodnych możliwości.”
W Huaxii największym zaszczytem dla kobiety jest zaciągnięcie się do armii i służenie pilotom machin wojennych jako konkubina-pilotka i przekaźnik energii witalnej. Jednak ich chwała kończy się wraz ze śmiercią podczas walki z Hundunami, obcymi zza Wielkiego Muru. Kiedy siostra Zetian zostaje zabita przez jednego z najlepszych pilotów, dziewczyna zrobi wszystko, by się zemścić. Nieoczekiwanie staje się Żelazną Wdową, a jej nieposkromiona moc wzbudza wiele kontrowersji, posyłając ją do kokpitu najniebezpieczniejszego i najsilniejszego pilota, Li Shimina. Wykorzystując swoją moc oraz potęgę mężczyzny, udaje jej się przetrwać kolejną próbę zamachu na jej życie, a także poznać tajemnice systemu pilotowania Poczwarek, zbierające żniwo wśród rekrutowanych dziewcząt.
“Żelazna Wdowa” to historia pełna bólu, nienawiści, a zarazem determinacji i nadziei, będąca obowiązkową pozycją dla każdego miłośnika literatury uwielbiającego fantastykę ze szczyptą kultury chińskiej. Niezwykle lekkie i barwne pióro autorki przenosi czytelnika do świata skrajnie nieprzyjaznego kobietom, gdzie nowoczesność i bogactwo miesza się z ubóstwem i brutalnością. Szczegółowe opisy miejsc akcji doskonale pobudzają wyobraźnię i zachwycają detalami, jednak budowa wykreowanego świata, jego prawa i zasady zaledwie zarysowano. Nie jest to minusem, gdyż w tej historii chodzi o znacznie więcej, a wszystkie istotne dla fabuły informacje zostały w niej zawarte. Sposób i doskonałość, w jaki autorka stworzyła postacie, wywołał u mnie ogromny zachwyt. Bohaterowie od początku do samego końca pozostali autentyczni i wielowymiarowi, przy czym każdy z nich posiadał skomplikowaną przeszłość, która bezpośrednio wpływała na jego cele i motywacje. Złożoność ich charakterów pozwala czytelnikowi na stopniowe poznawanie bohaterów, ich emocji oraz lepsze zrozumienie działań, które nimi kierują. Nie potrafię opisać słowami jak wielki podziw budziła we mnie główna bohaterka - Zetian. Zdeterminowana, bezkompromisowa i żądna zemsty to nie wszystkie cechy opisujące tę dziewczynę. Jej frustracja, złość i bezsilność wylewały się litrami ze stron i były wyczuwalne w każdym działaniu Zetian. Oprócz tego to osoba zdolna do wielkich poświęceń, nie tylko w imię sprawiedliwości i dobra ogółu, ale i tego, co kocha oraz gotowa do walki z połową społeczeństwa, by osiągnąć obrany cel. Moje serce skradł również Li Shimin, złamany bohater o lwim sercu, obalający wszelkie stereotypy o męskości. Jego walka z demonami przeszłości oraz piękna przemiana na przestrzeni całej historii chwyta za serce i porusza do głębi. Li Shimin to idealny przykład tego, jak bardzo mogą mylić pozory. Na uwagę zasługują także kreatywne opisy stanów podświadomości bohaterów, gdy brali oni udział w walkach, wsiadając za kokpit Poczwarek. Czytelnik zostaje wtedy przeniesiony do najmroczniejszych zakamarków umysłu, gdzie niebezpieczne wspomnienia, targające bohaterami wyrzuty sumienia, ich strach oraz duchy przeszłości są w stanie zniszczyć najpotężniejszy umysł. Autorka w piękny i poruszający sposób przedstawia uczucia i emocje postaci, a subtelny wątek romantyczny przeradzający się w trójkąt miłosny jest jedynym jasnym punktem wśród wszechobecnej przemocy i nienawiści. Dodatkowo pojawia się motyw yin-yang, ciekawe moce i ich oddziaływanie na układ sił na świecie oraz siła witalna zdolna poruszyć ogromne maszyny. Z zapartym tchem czytałam opisy walk Poczwarek z Hundunami i przemiany, jakie zachodziły w tych mechach za pomocą złączonych umysłów bohaterów. Zakończenie oraz plot twist wprawia w osłupienie i zostawia czytelnika z masą pojawiających się pytań.
“Żelazna Wdowa” to niesamowita książka, gdzie połączenie starożytnych Chin z nowoczesnością tworzy coś niespotykanego dotąd i świeżego w literaturze. To historia, która wzbudza skrajne emocje, zmusza do refleksji nad moralnością i równością, a także angażuje czytelnika już od pierwszych stron. Oparta na chińskich legendach i obyczajach porusza problem mizoginii i szeroko pojętej dyskryminacji a problemy, z którymi borykają się bohaterowie, mają swoje odzwierciedlenie również w rzeczywistości i dotyczą wielu ludzi na całym świecie. Wartka akcja nie dając chwili wytchnienia, niesamowite opisy walk machin sterowanych siłą witalną i ich przemiany, a także autentyczne, pełne głębi postacie sprawiają, że od lektury ciężko się oderwać choćby na chwilę. Zaskakuje i zniewala całą gamą emocji towarzyszących podczas śledzenia losów Zetian i Li Shimina. “Żelazna Wdowa” to nie tylko rozrywka na wysokim poziomie. To książka, która na długo pozostanie w Waszym umyśle, chwyci za serce i zmusi do przemyśleń.
“Kiedy uwielbia się kogoś za to, jaki jest niezwykły, nie wyrywa się go z korzeniami tylko po to, żeby patrzeć, jak więdnie w cudzej dłoni. Pomaga się mu zakwitnąć i zyskać pełnię niewiarygodnych możliwości.”
W Huaxii największym zaszczytem dla kobiety jest zaciągnięcie się do armii i służenie pilotom machin wojennych jako konkubina-pilotka i przekaźnik energii witalnej....
2024
“Straż pożarna jest służbą, policja jest służbą, a my, ratownictwo, jesteśmy pospolitym ruszeniem cygańsko-medycznym, które z plastrem w dłoni i rurką intubacyjną w plecaku trzyma ten kraj do kupy i ratuje Polaków od śmierci w nagłych sytuacjach.”
Polscy ratownicy medyczni codziennie spotykają się z niewyobrażalnie trudnymi, stresującymi i niebezpiecznymi sytuacjami, mającymi bezpośredni wpływ na ich zdrowie psychiczne. Urwane kończyny nierozważnych imprezowiczów, agresywni pacjenci demolujący oddziały i atakujący pracowników służby zdrowia oraz nieudane reanimacje niewinnych dzieci potrąconych przez pijanych kierowców to rzeczywistość, o której nikt nie chce rozmawiać.
“Polski SOR” to książka przedstawiająca w dosadny i dość brutalny sposób realia pracy jako ratownik medyczny w polskiej służbie zdrowia, gdzie większość rzeczy nie działa tak, jak powinno. Autor wykreował świat pełen absurdów, w którym bohaterowie borykają się z trudnymi moralnymi wyborami - ratowanie życia potrzebujących czy narażenie się na odpowiedzialność karną z powodu bałaganu panującego w systemie. Niestety, nie jest to fikcja literacka, a “wykreowany świat” okazuje się rzeczywistością, w której przyszło nam funkcjonować. Opisywane są tu nie tylko problemy z dostępnością leków i sprzętów, ale i brakiem dokładnego określenia ratownika medycznego, problemy kadrowe oraz dokładanie wykonywanych obowiązków przy niezmiennym wynagrodzeniu. Autor porusza również kwestie związane z depresją i uzależnieniem powszechnymi wśród pracowników służby zdrowia oraz konieczności zmian w systemie edukacji, a także myśleniu społeczeństwa. Dużym plusem okazało się dla mnie przedstawienie pandemii okiem medyka oraz pomocy podczas kryzysu na granicy białoruskiej. Obie te niezwykle wymagające sytuacje pokazują, jak ważny, a zarazem ciężki jest to zawód oraz skłaniają do refleksji i otwierają oczy na pewne sprawy. Książkę czyta się z zaangażowaniem, dzięki prostemu i zrozumiałemu dla czytelnika języku. Pojawia się sporo wulgaryzmów, co nie każdemu może przypaść do gustu, jednak jak dla mnie doskonale ukazywały frustrację i bezsilność autora w stosunku do wadliwego systemu. Czytelnik podczas lektury odczuwa całą gamę sprzecznych emocji - mamy tu momenty tragikomiczne, zabawne, poruszające, jak i obrzydliwe oraz łamiące serce. Wszystko to zostało okraszone dużą dawką czarnego humoru, dzięki czemu łatwiej znieść przedstawioną rzeczywistość. Jako osoba w jakimś stopniu związana z medycyną, nie zgadzałam się z niektórymi poglądami, a pewne komentarze były dla mnie odrobinę nie na miejscu, lecz nie wpływało to na odbiór lektury. Sięgając po tę książkę, liczyłam na opisy ciekawych przypadków z SORu i karetki, jednak moje oczekiwania zostały tylko częściowo spełnione. Oprócz słusznego narzekania na system i prywatnych przeżyć, mamy tu również sporo selfie samego autora i mało zdjęć ciekawych przypadków medycznych. Mimo ogólnego podziału na rozdziały książka wydawała się chaotyczna, jakby ktoś po prostu spisał swoje myśli. Nie przeszkadzało mi podzielenie się swoimi przeżyciami w takiej formie, jednak przeskakiwanie po tematach potrafiło skutecznie wybić mnie z rytmu.
“Polski SOR” to angażująca książka, z odrobiną autopromocji autora, która porusza absurdy panujące w polskiej służbie zdrowia oraz przedstawia trudy, z jakimi codziennie mierzą się ratownicy medyczni, wyposażeni w srebrną taśmę klejącą, zdolną naprawić każdy problem. Nie każdemu przypadnie do gustu forma, w jakiej została napisana, jednak zawarte w niej tematy powinny skłonić czytelnika do zatrzymania się i głębszych rozważań. Książkę czytałam z ogromną przyjemnością, gdyż pozwoliła mi wrócić do czasów studiów oraz praktyk odbywających się nie tylko na SORze, ale i w karetce. Dzięki przeżyciu na własnej skórze niektórych (nie zawsze przyjemnych) sytuacji, jestem w stanie zrozumieć rosnącą frustrację oraz chęci zmian. Z książki “Polski SOR” płynie również ważna nauka - umiejętność udzielania pierwszej pomocy jest niezwykle cenna. Nie bójcie się pomagać.
“Straż pożarna jest służbą, policja jest służbą, a my, ratownictwo, jesteśmy pospolitym ruszeniem cygańsko-medycznym, które z plastrem w dłoni i rurką intubacyjną w plecaku trzyma ten kraj do kupy i ratuje Polaków od śmierci w nagłych sytuacjach.”
Polscy ratownicy medyczni codziennie spotykają się z niewyobrażalnie trudnymi, stresującymi i niebezpiecznymi sytuacjami,...
2024
“Prawda to… złożona rzecz. Jest z nią jak z przyprawami: gdy dodasz szczyptę, wzbogaci i pogłębi smak, uszlachetni danie. Gdy sypnie się zbyt dużo, rzecz staje się niestrawna.”
Jedno niespodziewane zrządzenie losu całkowicie zmienia życie Auren, która przez niemal dekadę była zamknięta w złotej klatce. Trafiając w ręce okrutnego i mrocznego marszałka Ripa, staje się pionkiem w rozgrywce między władcami zwaśnionych królestw. Emanuje od niego potężna moc, nieustannie przypominająca dziewczynie, że choć nie jest już uwięziona w klatce, nadal nie odzyskała wolności. Niewola zasiewa w niej ziarno niepewności i pozwala dostrzec pojawiające się rysy idealnym dotąd życiu. Wybór, którego będzie musiała dokonać, może przyczynić się do krwawej wojny między dwoma królami lub na zawsze wyzwolić ją ze złotej klatki.
Po pierwszym tomie sagi o złotej niewolnicy byłam dość sceptycznie nastawiona do całej serii przez wszechobecną brutalność, przedmiotowe traktowanie kobiet i wulgaryzmy, wypływające niemalże z każdej strony, jednak emocjonujące zakończenie i dobre opinie skutecznie zachęciły mnie do sięgnięcia po kontynuację i przekonanie się na własnej skórze, co do fenomenu tej serii. Do “Glint” podeszłam z pewną dozą rezerwy i być może właśnie to sprawiło, że nie zawiodłam się na tej książce. Akcja toczy się nieco wolniej, jednak nie nuży i nie rozczarowuje, natomiast pozwala lepiej poznać bohaterów, ich motywacje oraz zrozumieć ich zachowania i wybory. Nie znajdziecie tu epickich opisów walk, pięknych krajobrazów czy zamkowych komnat urządzonych z przepychem. Autorka stworzyła historię toczącą się w zasypanym śniegiem, przenoszonym z miejsca na miejsce wojskowym obozie, gdzie kluczową rolę odgrywa odnajdywanie i walka o siebie oraz uwalnianie się z metaforycznej klatki, w którą sami się zamknęliśmy. Ponownie zostaje poruszony temat przedmiotowego traktowania kobiet, potrzebnych jedynie do zaspokajania potrzeb mężczyzn i cieszenia ich wzroku, jednak jest to zdecydowanie subtelniejsze i nie powoduje uczucia dyskomfortu podczas czytania. Czytelnik ma również szansę poznać wspomnienia głównej bohaterki z okresu dzieciństwa i śledzić jej rozwijającą się relację z Midasem, co autorka przedstawiła w formie snów w osobnych rozdziałach. Jeśli chodzi o bohaterów, Auren przechodzi wewnętrzną, wyraźnie zauważalną przemianę, ewoluującą wraz z przebiegiem historii, przez co stopniowo dostrzegamy zmianę jej myślenia, jak i charakteru. Niestety, w moim odczuciu nadal pozostaje irytująca, a niektóre zachowania dziewczyny i podejmowane przez nią decyzje były dla mnie niezrozumiałe. Złota niewolnica kwestionuje intencje marszałka Ripa, doszukuje się manipulacji i podstępu, co jest jak najbardziej zrozumiałe, gdyż jest jego jeńcem, jednak nigdy nie zastanawiała się nad swoją upadającą relacją z Midasem i jego zamiarami. Można również doszukiwać się pozbawionych logiki sytuacji, gdzie Auren jest świadoma posiadanych mocy i własnego pochodzenia oraz posiada dość dużą wiedzę na temat istot Fae (o czym nigdzie wcześniej nie było nawet wspomniane), ale na tematy związane z rodziną i domem nie będzie w stanie nikomu odpowiedzieć. To osoba złamana psychicznie przez trudne dzieciństwo, traumatyczne przeżycia i liczne manipulacje, co w dużej mierze usprawiedliwia jej niektóre działania, niepewność oraz rozdarcie między chęcią zmiany a lojalnością wobec oprawcy. Rip natomiast nadal pozostaje owiany nutką tajemnicy i mroku, a jego intencje nie zostały jeszcze w pełni odkryte, co nieustannie intryguje i zachęca do dalszego zagłębiania się w tę historię. Autorka przedstawia także perspektywę królowej Malinei, która tak samo jak główna bohaterka potrzebuje pomocy, lecz gdy ta zostaje jej zaoferowana, odrzuca każda z nich, wiedząc lepiej, co jest dla niej dobre. W przeciwieństwie do Auren, królowa po trupach dąży do obranego celu, nie zważając na niczyje dobro i konsekwencje. Spodobał mi się wątek z Gniewnymi - relacja między nimi oparta była na zaufaniu, lojalności i przyjaźni, a potyczki słowne nadawały pikanterii i niejednokrotnie wywoływały uśmiech na twarzy.
“Glint” to niepozorna lektura opowiadająca o ślepej lojalności, wolności i wydostawaniu się z metaforycznej klatki. Wolniejsza akcja pozwala ukazać czytelnikowi, jak ważna jest akceptacja samego siebie oraz to, jak chciwość potrafi zaślepić człowieka. Czasem miłość i fałszywe poczucie bezpieczeństwa przysłaniają prawdziwe intencje, które nie zawsze okazują się dobre. Autorka uchyla rąbka tajemnicy o życiu Auren, jej wstęgach i mocy oraz trudnym dzieciństwie. To niewymagająca, krótka lektura, niepozbawiona wad, jednak lekkie pióro autorki i plastyczność, z jaką opisuje przeżycia bohaterów, sprawia, że całość czyta się lekko i niezwykle szybko. Seria ta z pewnością nie trafi do moich ulubionych, ale dam szansę kolejnym tomom i z chęcią poznam dalsze losy złotej niewolnicy.
“Prawda to… złożona rzecz. Jest z nią jak z przyprawami: gdy dodasz szczyptę, wzbogaci i pogłębi smak, uszlachetni danie. Gdy sypnie się zbyt dużo, rzecz staje się niestrawna.”
Jedno niespodziewane zrządzenie losu całkowicie zmienia życie Auren, która przez niemal dekadę była zamknięta w złotej klatce. Trafiając w ręce okrutnego i mrocznego marszałka Ripa, staje się...
2023
“Ogromnie cenię sobie lojalność. Jeśli Ryo jest tylko twoją przyjaciółką, a ty spaliłaś dla niej moje miasto, boję się o świat, jeśli ktoś skrzywdzi osobę, którą kochasz.”
Aranżowane małżeństwo między dwoma królestwami miało zostać przypieczętowane podczas balu zaręczynowego, jednak nie wszystko wychodzi zgodnie z planem. Księżniczka Val zostaje znaleziona martwa w swojej komnacie. Lumor, bogini Słońca i Śmierci, daje dziewczynie drugą szansę i zanim jej dusza bezpowrotnie opuści ciało, bogini proponuje jej układ. Dzięki błogosławieństwu Lumor i wyjawieniu bolesnej prawdy, Val staje się Nybrisem - nieśmiertelną wojowniczką z potężną mocą. Jednak wszystko ma swoją cenę. W zamian za nieśmiertelność musi zabić swoich oprawców oraz zmierzyć się z klątwą, która ma skutkować śmiercią, gdy dziewczyna obdarzy kogoś miłością, a jej serce zostanie przeszyte magicznym ostrzem.
“Słoneczny gon” to historia, która pochłania niemal od pierwszych stron, nie daje chwili wytchnienia i nie pozwala się oderwać nawet na chwilę. Autorka od samego początku wrzuca czytelnika w sam środek akcji i zaskakuje, uśmiercając główną bohaterkę już w prologu, co jest dość niespotykane w literaturze. Świat został wykreowany w świetny sposób, ukazując brutalność i okrucieństwo panujące wśród ludności (nie tylko tej zamożnej), ale i znalazło się również miejsce dla piękna, ulotności i wszechobecnej magii. Malownicze opisy krajobrazów i miejsc pozwalają przenieść się do pałacu na wystawny bal, poczuć metaliczny zapach przelanej krwi oraz gorąco bijące od ognia pochłaniającego całe miasto. Spora ilość informacji, nazw, powiązań i reguł może dezorientować, jednak stopniowo wraz z główną bohaterką poznajemy otaczający świat i panujące w nim zasady. Pojawiły się również brutalne i krwawe sceny walk ukazujące potęgę i determinację Val oraz mnóstwo scen erotycznych, które nie każdemu mogą przypaść do gustu. Sceny potyczek zrobiły na mnie wrażenie, a motyw pogoni za oprawcami i wymierzanie im kary okazał się moim ulubionym. Miłosne uniesienia zostały przedstawione ze smakiem, dzięki czemu czytało je się komfortowo, jednak po pewnym czasie ich ilość zaczęła męczyć, całkowicie przysłaniając wątek zemsty. Zaintrygował mnie także wątek ze snami i Vessem oraz nauką nowych umiejętności. Żałuję, że było tego tak niewiele. Autorka wykreowała ciekawych bohaterów, kierowanych własnymi, często odmiennymi motywami. Postępują oni zgodnie ze swoim sumieniem, w dużej mierze nie zważając na dobro innych, a dobro i zło zaciera się ze sobą. Val to silna, kobieca postać pozbawiona moralności i wszelkich skrupułów oraz żądna zemsty za doznane krzywdy. Jej wątpliwe moralnie czyny świetnie zagrały z ciętym językiem i mistrzowskimi ripostami, tworząc charakterną bohaterkę, którą albo się uwielbia, albo nienawidzi. Nie jest to postać pozbawiona wad - jej zachowania czasem są niezrozumiałe, poczucie władzy zaślepia jej racjonalne myślenie, a do większości osób odnosi się z wyższością. Tak jak Val dość szybko obdarzyłam sympatią, tak postać Jassa niesamowicie mnie irytowała. Mimo że jego dziecinne i opryskliwe zachowanie w stosunku do głównej bohaterki zostało dobrze wyjaśnione, nie potrafiłam go zaakceptować. W tym miejscu pojawia się poruszenie problemu nierówności płci i złego traktowania, subtelnie wplecione w treść książki i dające do myślenia. Autorka w piękny sposób opisuje uczucia bohaterów, powodując rumieńce na policzkach i ciepło otulające serce czytelnika. Relacja między Val i Finnem, mimo że piękna i pełna poświęceń, dla mnie rozwinęła się zbyt szybko, przez co ciężko było mi uwierzyć w jej prawdziwość. Zakończenie pozostawia wiele pytań, szokuje i zachęca do poznania dalszych losów bohaterów.
“Słoneczny gon” to opowieść o zemście, potężnej mocy i kobiecie, która jest w stanie rzucić cały świat na kolana i osiągnąć obrane cele. Sięgając po tę książkę, oczekiwałam wiele ze względu na zachwyty płynące z każdej strony i absolutnie nie czuję się zawiedziona, szczególnie że jest to debiut. Niezwykle lekki styl autorki, świetny pomysł na fabułę oraz wartka akcja, sprawiają, że ciężko się od niej oderwać. Nie jest to książka idealna - pojawiają się irracjonalne sytuacje, postacie bywają irytujący, lecz naprawdę warto po nią sięgnąć. Jeśli lubicie silnych bohaterów pozbawionych moralności, świat, gdzie dobro i zło wzajemnie się przenikają, intrygi, rozlew krwi oraz gorące uczucia przyczyniające się do zguby, ta książka jest zdecydowanie dla Was.
“Ogromnie cenię sobie lojalność. Jeśli Ryo jest tylko twoją przyjaciółką, a ty spaliłaś dla niej moje miasto, boję się o świat, jeśli ktoś skrzywdzi osobę, którą kochasz.”
Aranżowane małżeństwo między dwoma królestwami miało zostać przypieczętowane podczas balu zaręczynowego, jednak nie wszystko wychodzi zgodnie z planem. Księżniczka Val zostaje znaleziona martwa w swojej...
2023
“Rozbicie człowieka na tysiące kawałków nie było trudne. Wystarczyła jedna chwila, jedna zła decyzja. Czasami nawet mniej. Strzaskany człowiek czepiał się rozpaczliwie największego fragmentu, który z niego pozostał, i maszerował dalej tylko po to, aby upaść ponownie. Kawałki stawały się coraz mniejsze, aż w ręku pozostał tylko pył, który przesypywał się pomiędzy palcami i znikał pośród wydm.”
Zirra wiedzie niebezpieczne życie na pustyni, zbierając drogocenny białopył między rozgrzanymi od słońca wydmami. Bardziej od tej czynności nienawidzi tylko Dominium i kultu Wszechśmierci, który pod nieobecność dziewczyny porywa jej siostrę - Seivę. Pustynna bez chwili namysłu rusza za nimi w pościg, porzucając wszystko, co dotąd było jej znane. Na swojej drodze spotyka Karamisa, kapitana poszukiwanego listem gończym, który mimo wzajemnej niechęci, okazuje się jedynym sojusznikiem wśród wrogów.
Astris jest młodą dyplomatką z misją praktycznie niemożliwą do wykonania - musi odnaleźć i wykraść księgę skrywającą wszystkie sekrety kultu Wszechśmierci. Stauros zostaje zabity kulą z wypuszczoną z muszkietu, lecz to nie kończy jego życia, a jedynie rozpoczyna nową drogę wiodącą do zapomnianej przez świat doliny. Nieoczekiwanie losy bohaterów splatają się, gdy przeszłość i pilnie strzeżone tajemnice zaczynają wychodzić na światło dzienne.
Ależ to była niesamowita przygoda! “Pieśń pustyni” to kawał dobrej fantastyki, zawierający w sobie wszystkie elementy, które uwielbiam w tym gatunku. Sięgając po tę książkę, nie spodziewałam się czegoś tak genialnego. Przyznam szczerze, że objętość początkowo odrobinę mnie przerażała, przez co wzbraniałam się przed lekturą, lecz bardzo szybko okazało się, że nie ma czego się bać. Kartki same znikają, a dynamiczna i wciągająca akcja nie pozwala oderwać się nawet na chwilę oraz długo nie daje o sobie zapomnieć. Autor wykreował niesamowity i niepowtarzalny klimat, przez co ma się wrażenie, że wraz z bohaterami przemierza się pustynię, czuje się gorący piasek pod stopami i promienie słońca na skórze, czemu towarzyszy nieustanne poczucie zbliżającego się niebezpieczeństwa. Świat przedstawiony zachwyca swoim pięknem oraz rządzącymi nim prawami i zasadami stworzonymi w mistrzowski i logiczny sposób od podstaw, a jednocześnie przeraża brutalnością i okrucieństwem. Dodatkowo nie jest on jedynie tłem dla postaci - stanowi istotny element całej historii. Wielowymiarowa, porywająca fabuła angażuje czytelnika już od pierwszych stron, stopniowo budując napięcie i odkrywając tajemnice. Zaskakująca jest również dbałość o szczegóły, gdzie pozornie nic nieznacząca informacja, okazuje się mieć ogromne znaczenie. Akcja została poprowadzona z kilku perspektyw, dzięki czemu lepiej poznajemy bohaterów, ich cele, zachowania w trudnych sytuacjach i motywy, które nimi kierują oraz obserwujemy, jak ich losy wzajemnie się przeplatają, a wątki coraz bardziej zacieśniają. Sami bohaterowie są wielowymiarowi, autentyczni i niezwykle intrygujący. Autor mistrzowsko wykreował postacie z silnymi charakterami, własnymi wartościami moralnymi oraz ze świadomością własnych słabości, przez co bardzo łatwo ich polubić, a nawet się z nimi utożsamić. W każdej książce ma się ulubioną postać i perspektywę, z której lubi się poznawać całą fabułę. W tym przypadku bardzo ciężko wybrać tylko jedną, gdyż każdy z bohaterów ma wiele do zaoferowania, a ich role w historii znacznie różnią się od siebie, ostatecznie tworząc spójną i logiczną całość, zmierzającą do zaskakującego punktu kulminacyjnego. Zirra i Karamis niemal od pierwszych stron zyskali moją sympatię. Oboje zdeterminowani w swoich działaniach, zdolni do wielkich poświęceń, stawiający dobro innych ponad własne, mimo spotykających ich w życiu okrucieństw. Wszystko to zostało przedstawione w niezwykle barwny i plastyczny sposób, a lekki styl autora sprawia, że przez książkę się wręcz płynie. Fascynujące opisy nie tylko pobudzają wyobraźnię, ale i przenoszą do przedstawionego świata i pozwalają zrozumieć realia życia w miejscu, gdzie pilnie strzeżone sekrety nie mają prawa ujrzeć światła dziennego.
“Pieśń pustyni” to emocjonująca opowieść, która długo nie pozwala o sobie zapomnieć i szturmem wdziera się do serc czytelników. Dawno nie czytałam czegoś tak dobrego, przemyślanego i zaskakującego. Autor ma do zaoferowania nie tylko niezwykle intrygujących bohaterów, genialnie wykreowany świat i wciągającą fabułę, ale i ważne życiowe wartości i morały płynące ze stron tej opowieści. Gorący piasek pustyni, mroczne tajemnice, rozlew krwi i niespodziewane sojusze to nie wszystko, co Was czeka. Mało która książka wywołała we mnie takie emocje. Sięgajcie, a na pewno się nie zawiedziecie! Z niecierpliwością czekam na kolejny tom.
“Rozbicie człowieka na tysiące kawałków nie było trudne. Wystarczyła jedna chwila, jedna zła decyzja. Czasami nawet mniej. Strzaskany człowiek czepiał się rozpaczliwie największego fragmentu, który z niego pozostał, i maszerował dalej tylko po to, aby upaść ponownie. Kawałki stawały się coraz mniejsze, aż w ręku pozostał tylko pył, który przesypywał się pomiędzy palcami i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
“Tak naprawdę nie potrzebujemy w życiu wygody ani przyjemności, a jedynie znalezienia w nim sensu.”
Pierwszy tom dylogii “Szron i Ambrozja” wywołał we mnie mieszane uczucia i pozostawił mnóstwo pytań, lecz oczarowana mroźną krainą, krwawym turniejem i niewymagającą, lecz wciągająca fabułą, nie mogłam przejść obojętnie obok “Ambrozji”. Niestety, książka ta to jedno z moich największych rozczarowań tego roku, a słowo “absurd” idealnie oddaje to, co zaoferowali nam autorzy. Dużym plusem okazało się umieszczenie streszczenia pierwszego tomu na samym początku, które pozwala sobie przypomnieć fabułę, zorientować się w niej oraz ponownie wciągnąć w akcję, gdyż wydarzenia są bezpośrednią kontynuacją “Szronu”. Wraz z bohaterami, czytelnik przenosi się do królestwa Unseelie, gdzie terytoria i krajobrazy znacznie różnią się od tych poznanych w pierwszym tomie. Biały puch i wszechobecny mróz ustępuje soczystej zieleni gęstych lasów, grzanych promieniami letniego słońca. Wyczuwalna jest również brutalność i wrogie nastawienie mieszkańców królestwa, lubujących się w zadawaniu bólu i cierpienia. Brakowało mi większego skupienia się na wykreowaniu świata, przedstawieniu panujących w nim zasad i jego historii oraz poczucia na własnej skórze odmiennej kultury magicznych istot. Miałam wrażenie, że dane nam było zobaczyć jedynie namiastkę tego, co mógł zaoferować świat brutalnych elfów. Masa pojawiających się absurdów skutecznie odbierała radość z czytania i wywoływała niekontrolowane przewracanie oczami. Fabuła skupia się głównie na nieudolnej ucieczce bohaterów i powrót do niewoli, nieustannym wzdychaniu Avy i zachwycaniu się muskulaturą Torina. Ciągłe opisy jego stalowych mięśni klatki piersiowej już na zawsze wypaliły piętno w moim umyśle. Brakowało reguł i ograniczeń magii - gdy główna bohaterka odblokowuje swe umiejętności, staje się wszechmocna i może z nich korzystać bez żadnych konsekwencji. Moją ulubioną sceną okazała się sytuacja, w której Ava jechała konno nago, gdyż jej sukienka nie wyschła po wypraniu jej w deszczu, którego było zbyt mało, by się napić i ugasić pragnienie dziewczyny, lecz wystarczająco, by odświeżyć brudne ubranie. W zdumienie wprawił mnie również miecz, będący w stanie przebić się przez gruby mur lochów. Gdyby tego było mało, ścigani przez wrogów bohaterowie, mieli czas na czułe słówka i zbliżenia, podczas gdy trwał za nimi pościg i w każdej chwili mogli zostać pojmani. Podobnych sytuacji było mnóstwo, a każda z nich wywoływała we mnie jeszcze większe zdumienie i zażenowanie. Bohaterowie w tym tomie utracili swoje charaktery, stali się płascy i skupieni jedynie na zaspokojeniu podstawowych, cielesnych potrzeb. Dodatkowo przemiana Avy nie zrobiła na mnie absolutnie żadnego wrażenia - tak samo, jak na bohaterce, która nie potrzebowała czasu, by przyzwyczaić się do nowej sytuacji i zaakceptować zmian. Przebudzenie się potężnej mocy przyjęła z obojętnością, w ciągu jednej chwili stała się najpotężniejsza i niepokonana, a korzystanie z darów (skrzydła, magia), przychodziło jej bez wysiłku, mimo że wcześniej nie miała żadnej styczności ze światem magicznym. Moja sympatia do Avy z pierwszego tomu zniknęła przez irracjonalne i irytujące zachowania dziewczyny pojawiające się niemal w każdym rozdziale. W "Ambrozji” akcja jest bardzo nierówna, raz niemiłosiernie się ciągnie, a raz gna na złamanie karku, przez co wszelkie tajemnice i wątki, a także zakończenie wydawało się dość zagmatwane i pospiesznie rozwiązane. Całość czytelnik może śledzić z trzech perspektyw, dzięki czemu lepiej poznaje sytuację w królestwie Unseelie oraz Zaczarowanej Krainie, a także lepiej rozumie zachowania i emocje bohaterów. Pojawia się również wątek walki o tron, przedstawiony z perspektywy Shalini, który niestety został spłycony i na domiar złego okazał się tłem dla wątku romantycznego Shalini i Aerona, a raczej prób zaciągnięcia mężczyzny do łóżka.
Sięgając po “Ambrozję” liczyłam na coś zgoła innego. Pragnęłam dostać odkrywanie pochodzenia głównej bohaterki, jej prawdziwej tożsamości oraz walkę o królestwo, prawdziwą miłość i przełamanie klątw. Niestety, otrzymałam słabe romantasy z mnóstwem absurdów, które pozostawiło po sobie niesmak i mnóstwo pytań. Wszelkie działania bohaterów zawsze kończyły się tutaj sukcesem, wszystko przychodziło im z ogromną łatwością, ich rany same się leczyły, a problemy rozwiązywały. “Złoczyńcy”, jak w przypadku bajek dla dzieci, wyjaśniali swoje zamiary i wdawali się w dyskusję na potrzeby odwrócenia uwagi. Płytcy i irytujący bohaterowie, absurd goniący absurd oraz stalowe mięśnie Torina to wszystko, co znajdziecie w “Ambrozji”. Mimo że jest to niewymagająca lektura na jeden wieczór, a autorzy mają lekki i prosty styl pisania, książka kompletnie nie przypadła mi do gustu. Zdecydowanie nie polecam.
“Tak naprawdę nie potrzebujemy w życiu wygody ani przyjemności, a jedynie znalezienia w nim sensu.”
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPierwszy tom dylogii “Szron i Ambrozja” wywołał we mnie mieszane uczucia i pozostawił mnóstwo pytań, lecz oczarowana mroźną krainą, krwawym turniejem i niewymagającą, lecz wciągająca fabułą, nie mogłam przejść obojętnie obok “Ambrozji”. Niestety, książka ta to jedno z moich...