-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2024-04-26
2024-04-24
W końcu wymęczyłem to cholerstwo. Jedynym aspektem ratującym tę książkę to sam pomysł i struktura fabuły. Taki pseudo-survival, a czysto teoretycznie lubię takie klimaty. Ale patrząc na pozostałe elementy, to już zaczynają się schody, bo już na samym początku czuć pewną pisarską infantylność - dialogi czyta się okropnie. Potem to się jakoś wygładza i przestaje zauważać, ale nie jestem pewien czy to dlatego, że autor robi się lepszy, czy się po prostu do tego przywyka.
Za słabymi dialogami idą słabe postaci. Tylko nie w takim sensie, że są słabo zarysowane. To jest nawet nieźle zrobione - prawie każda z nich skutecznie doprowadza mnie do szału, a chyba taki właśnie był zamiar autora.
Mamy 6 bohaterów, z czego 2 faktycznie stara się utrzymać wszystkich przy życiu, a pozostała czwórka (no, powiedzmy 3,5), aktywnie zajmuje się próbą sabotażu. Ale nie w taki sposób świadomy. Oni po prostu są idiotami. Od samego początku starają się o to, żeby kibicować ich jak najszybszej śmierci. A chyba w survivalu chodzi o odwrotny efekt.
(SPOILERY) Kilka przykładów:
- ekipa zapuszcza się samotnie w dżunglę nie biorąc ze sobą żadnych sensownych zapasów. Niektórzy idą nawet w sandałkach,
- buntują się przeciwko racjonowaniu żywności i ogólnie są na NIE, przy każdej próbie przygotowań na najgorsze,
- brakuje wody? zakradnijmy się do malutkich zapasów i wypijmy kiedy nikt nie patrzy
- jeszcze bardziej brakuje wody? Upijmy się tequilą, kiedy ten odpowiedzialny siedzi sam na warcie i umyjmy resztką wody nogę, bo obsikaliśmy się. A no i jeszcze potnijmy chłopa brudnym nożem, bo mówi, że ma coś w środku. I zjedzmy przy tym zapasy żywności.
- twoja czas na wartę? Nie! przecież masz kaca
No i te piękne dialogi, które idą mniej więcej tak:
- Jeff, ale po co to wszystko, przecież ktoś po nas przyjdzie
- Może tak, ale musimy się przygotować na najgorsze
- Jeff, nie mów tak
- Amy...
- Przestań! Przyjdą po nas.
- Ale nie wiemy kiedy
- Jak możesz tak mówić! (płacz, obrażenie się, itd)
No i tak w kółko. W pewnym momencie odczuwa się ulgę, kiedy w końcu część tych postaci zaczyna umierać. I jeszcze większą ulgę, kiedy książka się kończy.
W końcu wymęczyłem to cholerstwo. Jedynym aspektem ratującym tę książkę to sam pomysł i struktura fabuły. Taki pseudo-survival, a czysto teoretycznie lubię takie klimaty. Ale patrząc na pozostałe elementy, to już zaczynają się schody, bo już na samym początku czuć pewną pisarską infantylność - dialogi czyta się okropnie. Potem to się jakoś wygładza i przestaje zauważać, ale...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-22
Większość tej książki ma raczej przygnębiający ton i znowu Tevis daje niezbyt subtelnie do zrozumienia, że chyba nie przepada za ludźmi.
Przedrzeźniacz to dystopia - to co zostało ze społeczeństwa funkcjonuje w permanentnym ogłupieniu przez narkotyki, czy inne środki odurzające, a w międzyczasie cywilizacja wokół nich powoli przestaje działać. Ludzie oddali się w ręce robotów, które w pełni odpowiadają za utrzymanie pozorów, że świat jakoś jeszcze funkcjonuje. Ale i to również ledwo działa, bo niemal wszystkie świadome roboty, które miały sprawować nad wszystkim pieczę, popełniły samobójstwo. Zostały tylko te nieświadome, które monotonnie wykonują swoje rutynowe prace, dopóki same nie przestaną działać.
Śledzimy kilku bohaterów, którzy są w stanie porzucić ogłupiacze i wybrać świadome życie. Dzieje się to, bo odkrywają dawno zapomnianą umiejętność - czytanie.
Na początku bardzo wciągnąłem się w tę wizję świata i ogólny ton książki, ale w pewnym momencie Tevis zaczął mnie trochę gubić, a fabuła zaczęła się rozmywać.
Większość tej książki ma raczej przygnębiający ton i znowu Tevis daje niezbyt subtelnie do zrozumienia, że chyba nie przepada za ludźmi.
Przedrzeźniacz to dystopia - to co zostało ze społeczeństwa funkcjonuje w permanentnym ogłupieniu przez narkotyki, czy inne środki odurzające, a w międzyczasie cywilizacja wokół nich powoli przestaje działać. Ludzie oddali się w ręce...
2024-04-18
Miałem tutaj małą karuzelę emocji. Na początku wciągnąłem się w klimat tej książki jak nigdy - czuć było horrorowe zabarwienie, którego nie pamiętałem z filmów, a które bardzo mnie tutaj zaabsorbowało. Bardzo podobało mi się to jak Crichton buduje napięcie, najpierw krótkimi wstawkami z Portoryko, a potem głównie przez wypowiedzi Malcolma (który swoją drogą wygłasza również bardzo ciekawe tezy).
W pewnym momencie to oczekiwanie aż wszystkie “jebnie” zaczęło mi się jednak trochę dłużyć, a potem trochę za dużo czasu spędzało się z bohaterami, którzy średnio mnie interesowali, robiącymi rzeczy, które interesowały mnie jeszcze mniej. Zabrakło trochę takiego przygodowego charakteru. Innymi słowy, za mało Granta (gdyby tylko jeszcze nie było Lex w jego wątku).
Książka wraca na dobre tory, kiedy do akcji wkracza T-Rex, a potem Raptory. Gdyby utrzymała taki poziom cały czas, to może mówiłbym o jednej z moich ulubionych książek, ale ta środkowa część trochę za bardzo mnie znudziła, dlatego muszę zabrać parę punktów. Ale i tak jaram się na drugą część.
Miałem tutaj małą karuzelę emocji. Na początku wciągnąłem się w klimat tej książki jak nigdy - czuć było horrorowe zabarwienie, którego nie pamiętałem z filmów, a które bardzo mnie tutaj zaabsorbowało. Bardzo podobało mi się to jak Crichton buduje napięcie, najpierw krótkimi wstawkami z Portoryko, a potem głównie przez wypowiedzi Malcolma (który swoją drogą wygłasza również...
więcej mniej Pokaż mimo toCzy to była dobra książka? Absolutnie nie. Czy w jakiś istotny sposób poprawia słabe aspekty poprzedniego tomu? Nope. Czy dalej ma żenujące momenty? Mhm. Czy mimo wszystko bawiłem się zajebiście? Jeszcze jak!
Czy to była dobra książka? Absolutnie nie. Czy w jakiś istotny sposób poprawia słabe aspekty poprzedniego tomu? Nope. Czy dalej ma żenujące momenty? Mhm. Czy mimo wszystko bawiłem się zajebiście? Jeszcze jak!
Pokaż mimo to2024-01-12
Kocham tę książkę. Ledwo ją skończyłem, a już czuję do niej nostalgię. Zwrócę tylko uwagę, że trzeba do niej podejść z odpowiednim nastawieniem - pewną otwartością na poniesienie się przez bardzo bezpośredni i może trochę nietypowy dla gatunku flow narracji. To moje drugie podejście. Za pierwszym razem podszedłem z takim typowym dla mnie (i niezdrowym) nastawieniem, na jak najszybsze i krytyczne czytanie oraz "odhaczenie" książki. Wtedy faktycznie bardzo mocno się odbiłem. Ale za drugim razem trafiłem w jakiś moment, gdzie rzeczywiście byłem w stanie podejść do książki bez jakiegoś sztucznego pośpiechu i udało się w to wszystko wsiąknąć. A kiedy to się udało, to ta książka potrafiła być tak bardzo wholesome i no... po prostu magiczna. I tu brawa dla autorki, której proza w wyjątkowy sposób łączy prostotę i pewien stopień poezji, a jednocześnie to wszystko tak łatwo i jasno dociera do sedna tego, co autorka chciała przekazać. A przekazać chciała dużo i prawie wszystko sprawia, że w środku robi się jakoś tak ciepło.
Kocham tę książkę. Ledwo ją skończyłem, a już czuję do niej nostalgię. Zwrócę tylko uwagę, że trzeba do niej podejść z odpowiednim nastawieniem - pewną otwartością na poniesienie się przez bardzo bezpośredni i może trochę nietypowy dla gatunku flow narracji. To moje drugie podejście. Za pierwszym razem podszedłem z takim typowym dla mnie (i niezdrowym) nastawieniem, na jak...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-03
Słyszałem dużo dobrego i nie zawiodłem się. Ciekawy sposób narracji, wyraziste postaci, ale to co stanowi siłę tej książki, to tak na prawdę dosyć kameralna skala wydarzeń. Bitwy toczone są nie przez setki tysięcy żołnierzy, a "epickość" nie wylewa się z kartek. Zamiast tego, mamy do czynienia z armiami liczącymi kilkuset żołnierzy, a przebieg walki śledzimy z perspektywy członka muru tarcz. Po czytaniu dużej ilości fantasy, gdzie więcej=lepiej, działa to dosyć odświeżająco, bo ani przez chwilę nie czułem się przez to mniej zaangażowany.
Dochodzi też mitologia, której jest tu całkiem sporo. Nie wchodzimy w nią jakoś głęboko, ale stanowi całkiem ważny element historii. Jest dosyć groteskowa, ale dodaje tej książce specyficznego charakteru. Moje pierwsze spotkanie z Cornwellem uznaję za bardzo udane i na pewno będę kontynuował.
Słyszałem dużo dobrego i nie zawiodłem się. Ciekawy sposób narracji, wyraziste postaci, ale to co stanowi siłę tej książki, to tak na prawdę dosyć kameralna skala wydarzeń. Bitwy toczone są nie przez setki tysięcy żołnierzy, a "epickość" nie wylewa się z kartek. Zamiast tego, mamy do czynienia z armiami liczącymi kilkuset żołnierzy, a przebieg walki śledzimy z perspektywy...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-03
2023-10-22
2023-10-13
2023-09-08
Najbardziej emocjonalna książka z całej serii, co głównie objawia się w dialogach. Jest tutaj masa łapiących za serducho momentów pomiędzy postaciami. Jest też dużo Lysandera, czego za plus już nie uważam. Tempo książki momentami bardzo przez to cierpi - z jednej strony mamy wręcz melancholijne segmenty z "naszymi" bohaterami, które uwielbiam, ale kiedy przewlekamy je bardzo długimi, politycznymi sekwencjami Lysandera, to nawet jako bezwstydny fanatyk tej serii, musiałem czasem od Light Bringera odpocząć.
Ocena wyższa niż przez długi czas zakładałem, ale końcówka dała mi tak dużego emocjonalnego kopa, że nic innego nie byłoby fair.
Najbardziej emocjonalna książka z całej serii, co głównie objawia się w dialogach. Jest tutaj masa łapiących za serducho momentów pomiędzy postaciami. Jest też dużo Lysandera, czego za plus już nie uważam. Tempo książki momentami bardzo przez to cierpi - z jednej strony mamy wręcz melancholijne segmenty z "naszymi" bohaterami, które uwielbiam, ale kiedy przewlekamy je...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-11
Holy shit. Trudno opisać, ile się w tej książce wydarzyło. Sama początkowa sekwencja na Merkurym mogłaby być kulminacją niektórych serii. A później Dark Age wcale nie zwalnia.
Dawno nie czułem się też równie mocno przez książkę zraniony - w dobrym tego znaczeniu. Pierce Brown bardzo dosadnie przypomina, że jego postaci to nie Mary Sue. Nie wychodzą bez szwanku z każdej sytuacji, a byt często nie wychodzą w ogóle. I za każdym razem to boli, co jest efektem mistrzowsko budowanych relacji.
Holy shit. Trudno opisać, ile się w tej książce wydarzyło. Sama początkowa sekwencja na Merkurym mogłaby być kulminacją niektórych serii. A później Dark Age wcale nie zwalnia.
Dawno nie czułem się też równie mocno przez książkę zraniony - w dobrym tego znaczeniu. Pierce Brown bardzo dosadnie przypomina, że jego postaci to nie Mary Sue. Nie wychodzą bez szwanku z każdej...
2023-06-17
Pierwsza trylogia była dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Podszedłem do niej nie tylko bez żadnych oczekiwań, ale wręcz z pewnym lekceważeniem, a skończyłem ją z opadniętą szczęką. Dostałem być może moją ulubioną serię. Oczekiwania do kontynuacji miałem więc przeogromne i cieszę się, że mogę powiedzieć, że ostatecznie nie zawiodłem się. Na początku trzeba się jednak przygotować na zmiany.
Pierwsze co przychodzi mi do głowy, kiedy myślę o pierwszej trylogii, to jej zabójcze tempo. Tutaj z kolei narracja bardzo zwalnia, a także nie śledzimy już historii tylko z perspektywy Darrowa. Dostajemy 3 dodatkowe postaci, które nie podnoszą adrenaliny tak, jak rozdziały Reapera, ale dodają za to warstwy, które sprawiają, że ta książka wydaje się bardziej dojrzała. Ostatecznie wydaje się to być dobrą decyzją, mimo jeśli seria traci w efekcie to, co stanowiło jeden z jej największych atutów. Coś za coś.
Seria nie traci jednak swoich pozostałych cech. Pierce Brown to jeden z niewielu autorów, który potrafi tak łatwo dotrzeć do mnie samymi słowami. Jest bezpośredni, nie używa zbyt kwiecistej prozy, ale regularnie kreuje sekwencje, dialogi czy one linery, które wybrzmiewają echem większym, niż w jakiejkolwiek innej książce, którą czytałem. Jest też mistrzem wewnętrznych rozterek u jego postaci. To co pisze, po prostu do mnie trafia. Można nie lubić jego bohaterów, można nie zgadzać się z ich wyborami, można być wściekłymi na ich decyzje, ale za każdym razem rozumie się je i skąd się one biorą. Pod tym względem Brown nie ma sobie równych. Nie spotkałem się jeszcze z serią, która tak łatwo jest w stanie sprawić, że kwestionuję swoje własne opinie na temat wydarzeń. W końcu ta książka jest właśnie w dużej mierze zbudowana na idei "czy my dalej kibicujemy tym dobrym? Czy nawet kiedykolwiek tak było?" i działa to świetnie.
Bałem się, że zmiany wspomniane wcześniej zabiją to coś, co tak bardzo podobało mi się w poprzednich tomach, ale niepotrzebnie. Po skończeniu lektury, jestem nahypowany na kontynuacje jak nigdy. Hail Reaper.
Pierwsza trylogia była dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Podszedłem do niej nie tylko bez żadnych oczekiwań, ale wręcz z pewnym lekceważeniem, a skończyłem ją z opadniętą szczęką. Dostałem być może moją ulubioną serię. Oczekiwania do kontynuacji miałem więc przeogromne i cieszę się, że mogę powiedzieć, że ostatecznie nie zawiodłem się. Na początku trzeba się jednak...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-06-08
Książka nie powala narracją, czy stylem, ale zachwyca wizją. Jest tu na prawdę dużo inspirujących pomysłów, a największe wrażenie zrobiło opowiadanie "Planeta zwana Shayol", które wzięło mnie z zaskoczenia swoją makabrycznością i groteskowością. Szkoda tylko, że było podane w taki "suchy" sposób, tak jak z resztą cała książka, bo gdyby nie to, to na prawdę dałoby się zgubić w tym świecie.
Książka nie powala narracją, czy stylem, ale zachwyca wizją. Jest tu na prawdę dużo inspirujących pomysłów, a największe wrażenie zrobiło opowiadanie "Planeta zwana Shayol", które wzięło mnie z zaskoczenia swoją makabrycznością i groteskowością. Szkoda tylko, że było podane w taki "suchy" sposób, tak jak z resztą cała książka, bo gdyby nie to, to na prawdę dałoby się...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-05-04
Świetna książka. Miałem momenty znudzenia, ale tylko dlatego, że widziałem wcześniej serial, który był wyjątkowo wierną adaptacją, zwłaszcza w pierwszej połowie (bardzo też go polecam. Świetna produkcja i jeden z moich ulubionych seriali).
Niby nie jest to do końca horror, ale regularnie przechodziły po plecach ciary, zwłaszcza w drugiej połowie. Simmons nie hamuje się przy opisywaniu ciał, czy przebiegu szkorbutu. Nigdy nie miałem słabego żołądka do takich kwestii, ale tak jak wspomniałem, Simmons nie odwraca wzroku od najmniejszych szczegółów. Nie chodzi tu nawet o samą makabryczność przedstawionych obrazków, ale jak autor potrafi je wykorzystać do zbudowania klimatu i scen wrzynających się w mózg.
Jest też tutaj element pokroju Dzierzby z Hyperiona. Coś co zabija marynarzy i tak jak Dzierzba sprawiający wrażenie wszechobecności na kartkach. Głównie to tworzy napięcie w tej książce, w mistrzowski sposób.
Bardzo rzadko daję oceny 10/10. Wybieram tylko te książki, które trafiły do mnie w jakiś szczególny sposób. Terror ma to coś, co zapada głęboko w pamięć i kreuje sceny, których się nie zapomina. I ten gęsty klimat.
Świetna książka. Miałem momenty znudzenia, ale tylko dlatego, że widziałem wcześniej serial, który był wyjątkowo wierną adaptacją, zwłaszcza w pierwszej połowie (bardzo też go polecam. Świetna produkcja i jeden z moich ulubionych seriali).
Niby nie jest to do końca horror, ale regularnie przechodziły po plecach ciary, zwłaszcza w drugiej połowie. Simmons nie hamuje się...
2023-04-17
Mam tendencje do szybkiego "szufladkowania" książek. Z reguły łatwo jest mi wyczuć ton i ogólny styl autora, więc i tutaj po paru rozdziałach, jakoś tam z tyłu głowy sobie wszystko wygodnie ułożyłem - ot, taka humorystyczna historyjka, powiewająca absurdem. Aż nagle dostałem cios w wątrobę w postaci rodzinnego kontekstu paru postaci i zanim się zorientowałem książka założyła mi emocjonalnego nelsona i nie puszczała aż do samego końca.
Backman w jakiś sposób potrafi paroma zdaniami złapać czytelnika za gardło, aż zwilgotnieją oczy. Mam wrażenie, że nawet nie musi się starać, bo on nie pisze o jakichś ogromnych ludzkich tragediach. Czasem są to zwykłe problemy, tylko są no właśnie takie... ludzkie. Sytuacje, które każdy rozumie, czy wątpliwości, które każdy przeżywa. I to po prostu trafia prosto w serducho.
Mam tendencje do szybkiego "szufladkowania" książek. Z reguły łatwo jest mi wyczuć ton i ogólny styl autora, więc i tutaj po paru rozdziałach, jakoś tam z tyłu głowy sobie wszystko wygodnie ułożyłem - ot, taka humorystyczna historyjka, powiewająca absurdem. Aż nagle dostałem cios w wątrobę w postaci rodzinnego kontekstu paru postaci i zanim się zorientowałem książka...
więcej Pokaż mimo to