Ruiny Scott Smith 6,8
ocenił(a) na 739 tyg. temu Idealny horror na lato nie istn… Ależ owszem, istnieje! I są nim ,,Ruiny’’ Scotta Smitha – klasyczny już chyba tytuł, mocno zakorzeniony w nurcie grozy katastroficznej, ocierającej się o motyw roślinożernej bestii. Brzmi sztampowo, trochę śmiesznie? Tak, zdecydowanie. Niech jednak pierwszy rzuci kamieniem ten, kto choć raz nie dał się skusić na podobną historię…
****
To miało być lato marzeń. Niezapomniane, pełne przygód, beztroski, śmiechu. I w pewnym sensie było, bo pierwsze dni spędzone w upalnym Meksyku tak właśnie przeżyli – dużo imprez, głośnej zabawy, wygłupów, alkoholu… Nowych znajomości. Jednak to właśnie jedna z nich, z tych szybkich wakacyjnych przyjaźni, przywiodła ich do niebezpiecznego punktu.
Gdy nowo poznany kolega Matthias, opowiada im o tajemniczym zniknięciu brata – który parę dni wcześniej wyruszył wraz ekspedycją archeologiczną w głąb dżungli - czują się zobowiązani, aby mu pomóc. Proponują więc wspólną wyprawę śladem zaginionego: wczesnym rankiem Amy, Eric, Stacy i Pablo, na czele z Jeffem oraz Matthiasem, podążają w stronę Coba. Dzień zapowiada się ekscytująco, ale żadne z nich nawet nie podejrzewa, że już za kilka godzin napotkają pierwsze trudności.
Odcięci od cywilizacji, otoczeni przez agresywnych Majów, z kurczącymi się zapasami wody i żywności, będą zmuszeni stawić czoła nie tylko tym wyzwaniom, lecz również czemuś, co znacznie wykracza poza granice ich wyobraźni.
****
Sięgając po ,,Ruiny’’ nie mogłam wyzbyć się przeświadczenia, że sięgam po powieść trochę naiwną, a może nawet zwyczajnie banalną. Uwielbiam grozę, horror, makabreskę; blisko mi do mrocznych i cięższych klimatów, nieobce mi są różne odmiany tego gatunku. Najbardziej jednak lubuję się w klasyce, w opowieściach nieoczywistych i nastrojowych, bazujących na atmosferze, ocierających się o złożone warstwy; a jakby nie przymierzał, to… ,,Ruiny’’ w żadnym razie do tego wzorca mi nie pasowały; ‘mordercza winorośl’? Dobre sobie, przepis na pulpę żywcem wyjętą z lat 80. Podziękuję.
Ale w końcu dałam się namówić. Zapowiedź ‘wakacyjnego horroru’’ brzmiała kusząco, wręcz obiecująco; Scott Smith zaś dostał wreszcie szansę utarcia mi nosa, którą – spoiler alert – z powodzeniem wykorzystał.
Bo choć jego powieść, dziełem wybitnym z pewnością nie jest, nadal stanowi lekturę jeśli nie przyzwoicie dobrą, to z pewnością szalenie angażującą i hipnotyczną. Taką, którą rozpoczyna się z zaciekawieniem, a kończy z prawdziwymi wypiekami na twarzy. I nie przez wzgląd na szaleńcze tempo akcji, moc nieprawdopodobnych wydarzeń, wariackie plot twisty czy ogrom nieprzewidzianych okoliczności; przeciwnie - pod wieloma kątami to historia do bólu prosta, nawet schematyczna; tocząca się utartym torem, nieśpiesznie dążąca do kulminacyjnego momentu pozbawionego również większych niespodzianek.
,,Ruiny’’ opierają się na innych aspektach.
Tu głównej roli nie gra - jak wydawać by się mogło - tani straszak w postaci morderczego zielska, a… Ludzie. Ich lęki, motywacje, wzajemne relacje; głęboko zakorzenione przekonania, etyczne zasady, osobista filozofia, moralne bądź niemoralne postępowania. I Smith właśnie to wszystko na kartach swej książki przedstawia. Może nieco jednoznacznie, odrobinę konwencjonalnie, lecz na pewno – wyjątkowo wyraziście.
Wrzucając grupę młodych ludzi o przeróżnych charakterach i osobowościach w świat totalnie im wrogi; stawiając ich w kontrze wobec tego, co bezpieczne, komfortowe, znane; zmuszając do dokonywania druzgocących wyborów, podejmowania ostatecznych rozwiązań, szukania ratunku tam, gdzie go nie ma, Scott Smith tworzy dziełko maksymalnie zajmujące, o wyjątkowo mocno rozbudowanej warstwie psychologicznej.
Duszna, klaustrofobiczna atmosfera, stopniowo narastające napięcie, gęsty klimat oraz poczucie osaczenia – to właśnie to dodaje smaczku ,,Ruinom’’.