-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać263
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-03-13
„Ostatnia tajemnica” to bardzo pozytywna opowieść, przewidywalna w fabule, ale jednakowoż bardzo przyjemna w formie. Jej atutem jest brak zbytniego lukrowania i głaskania rzeczywistości. To mi zdecydowanie odpowiada.
Ścieżki, które mają się wyprostować, stopniowo się klarują, pomagają ludziom odnaleźć drogę do siebie. Nawet takie powroty po latach, spotkania nigdy nie odbyte.
Tak zwyczajnie po czytelniczemu cieszyłam się w zakończenie historii p. Sabiny, której życie nie rozpieściło ,a potrafiła zachować i styl i pogodę ducha i zaufanie do innych ludzi i wiarę w nich. Pani Sabina bardzo kojarzyła mi się z osoba którą znałam i dobrze mi było z nie przejść historie jej życia.
Z mojego osobistego doświadczenie wynika, że dobro, w przeważającej większości przyciąga dobro - tu tak jest.
„Ostatnia tajemnica” to bardzo pozytywna opowieść, przewidywalna w fabule, ale jednakowoż bardzo przyjemna w formie. Jej atutem jest brak zbytniego lukrowania i głaskania rzeczywistości. To mi zdecydowanie odpowiada.
Ścieżki, które mają się wyprostować, stopniowo się klarują, pomagają ludziom odnaleźć drogę do siebie. Nawet takie powroty po latach, spotkania nigdy nie...
2024-03-01
2024-02-20
Dintorja. Dziwne słowo. „Sąd lub krwawa rozprawa w środowisku przestępczym”.
11 opowiadań. 11 kamieni. 11 żyć w otchłani tego co najgorsze może się przydarzyć człowiekowi, mierzonego jego indywidualną miarą.
Najgorsze dla mnie….
Człowiek potrafi wiele przetrwać ale jakim kosztem. Koszt to strata, a nie zysk. Zawsze strata.
Sprawy poruszone w opowiadaniach bolą. W opowiadaniu Gwałt. Głosy – boli wielogłos, a jakby jeden głos, taki, który zawsze jest drażniący, prawdziwy, trafiający w sedno. Czytam i myślę sobie, przecież tak jest na co dzień – nawet nie trzeba być ofiarą pedofila gwałtu, przecież kobiety ciągle tego doświadczają, przecież ja sama też słyszałam te słowa. Przecież nawet jak się jest ofiarą to koszt też się ponosi, i jest to koszt druzgocący. To jest kara za bycie ofiarą.
Opowiadanie Bajzel i Tadek zrobiło na mnie wrażenie, a I Wanna Dance with Somebody poruszyło. Potrzeba bycia z kimś jest chyba największym pragnieniem człowieka, a ból straty jakiejkolwiek największym i najtrudniejszym do zniesienia.
Dziękuje za przedpremierową możliwość przeczytania opowiadań Wydawnictwu Znak i p. Bognie Piechockiej z Agencji PRart Media.
Dintorja. Dziwne słowo. „Sąd lub krwawa rozprawa w środowisku przestępczym”.
11 opowiadań. 11 kamieni. 11 żyć w otchłani tego co najgorsze może się przydarzyć człowiekowi, mierzonego jego indywidualną miarą.
Najgorsze dla mnie….
Człowiek potrafi wiele przetrwać ale jakim kosztem. Koszt to strata, a nie zysk. Zawsze strata.
Sprawy poruszone w opowiadaniach bolą. W...
2023-02-13
Egzotyczny duet śledczy Nauman i funkcjonariuszka (dziecina) ShiLu rozpoczynają śledztwo w sprawie o morderstwo powiązane z zaginięciem 6 miesięcy wcześniej pięknej Miriam, kobiety zdawałoby się kryształowej i obłędnie szczęśliwej. Czy było tak rzeczywiście? Czy znalezione ciało w samochodzie to osoba poszukiwana? Czy w toku śledztwa ktokolwiek wyjawi rzeczywiście wszystko co wie? Czy wszystkie osoby dramatu to wyrachowani i cyniczni, dbający tylko o swój interes, ludzie? Dramat, Żyć w takim świecie.
Thriller rozpisany na 6 osób (jak w tytule), których związki z początku wydają się prawidłowe: mąż, żona, partner biznesowy, siostra... Po czym następuje komplikacja. Stopniowo odkrywają się karty - każdy z bohaterów opowiada o sobie, relacjonuje swoje zachowanie, uczucia i wszystko się przemieszcza i wikła fantastycznie, żeby ujawnić prawdę.
"Zależność między jedną zmienną zależną i wieloma zmiennymi niezależnymi. Regresja liniowa" - tak mówi jeden z bohaterów. I to doskonale opisuje nie tylko sytuacje w powieści, ale też całą jej konstrukcję.
W sumie "Sześć powodów by umrzeć" to dobrze ułożony thriller, z zaskakującym zakończeniem.
Recenzja przedpremierowa, dzięki Wydawnictwu Czarna Owca i PaniBognie z PRart Media. Dziękuję również autorce z imienny autograf.
Egzotyczny duet śledczy Nauman i funkcjonariuszka (dziecina) ShiLu rozpoczynają śledztwo w sprawie o morderstwo powiązane z zaginięciem 6 miesięcy wcześniej pięknej Miriam, kobiety zdawałoby się kryształowej i obłędnie szczęśliwej. Czy było tak rzeczywiście? Czy znalezione ciało w samochodzie to osoba poszukiwana? Czy w toku śledztwa ktokolwiek wyjawi rzeczywiście...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-11
To co z tego, że pokochałam Antonię Scott i Jona – super, wielkiego, faceta. To, że cykl Rejna Roja postawiłam naprawdę wysoko, jak na taki typ powieści, który nie zawsze wprawia mnie z zachwyt, to fakt. To przez chropowatość, mięsistość i niedopowiedzenie w fabule, w przedstawieniu bohaterów, itp.
W „Bliźnie” nie przeżyłam miłości do bohaterów, tu wszystko było łatwiejsze, dystans i trochę więcej chłodu. Co nie wyklucza przyjemności. Simon, wielkolud, wzbudza sympatię, rozczulenie - słabość do wielkich facetów. Irina jest zbyt „osobna”, nawet jeśli nie „doskonała” (bo to nie to!), to na pewno jest jak maszyna – precyzyjna, jak snajper czujna i „zaprogramowana” na to co ją czeka. Jej ludzka cecha to determinacja. I to by było na tyle. Choć zaznacza się pewien cień uczuć….
Akcja jest dopowiedziana z większa szczegółowością, bardziej fakty niż emocje. Jest to w porządku dla wykrystalizowana późniejszych losów bohaterów, zwłaszcza poplątanego tomu Loba Negra. Tak, rzeczywiście, po przeczytaniu Blizny, wiele jasności zyskuje 2 tom. Czyta się wyśmienicie, poruszając się po osiach: teraźniejszość oraz trzy historię: przeszłość Simona, przeszłość Iriny, przeszłość Borysa.
Tym, czego mi brakowało w Bliźnie była charakterystyczna szorstkość narracyjna i świetna gra słowna, którą narrator mnie uwodził. Tu było gładko, potoczyście.
P.s. To był naprawdę dobry, mocno czytelniczy weekend, z dwoma dobrymi thillerami.
Recenzja przedpremierowa, współpraca z Wydawnictwem SQN
To co z tego, że pokochałam Antonię Scott i Jona – super, wielkiego, faceta. To, że cykl Rejna Roja postawiłam naprawdę wysoko, jak na taki typ powieści, który nie zawsze wprawia mnie z zachwyt, to fakt. To przez chropowatość, mięsistość i niedopowiedzenie w fabule, w przedstawieniu bohaterów, itp.
W „Bliźnie” nie przeżyłam miłości do bohaterów, tu wszystko było...
2023-07-31
Recenzja powstała w ramach przedpremierowej akcji recenzenckiej Wydawnictwa SQN
„Rey Blanco. Biały król” to tom wieńczący dzieło, całość się zamyka, uzasadnia odpowiednio całą splątaną fabułę. Tu thriller jest już na maksa podkręcony, gęsty i tak chropowaty jak osobowość Antonii. Wyjaśniają się sznurki i powiązania, kto kogo trzyma w garści, kto jest na wierzchu i jest pewny wygranej względnie zemsty, kto jest kim i czyja prawdziwa twarz się ujawni w końcu. Niespodziewanie mają swój wątek się także postacie, które marginalnie były zaznaczone były w poprzednich tomach.
Rejna Roja, Loba Nagra i Rey Blanco – fantastyczna całość. Koniec Rejna Roja i niby wiadomo jaki wątek powinien być prowadzony dalej – a tu niespodzianka, wolta i odskocznia. Koniec Loby Negry i widomo od czego Rey Blanco rozpocznie i tu się zaczyna! Dobre zagranie. Czytelnik inie musi czekać na akcję on w niej jest. Ta nie zawodzi nawet na sekundę – takie tempo i takie fantastyczne rozciągnięcie zdarzeń przez tomy – mistrzostwo.
Antonia Scott jest przyparta do muru, ale jest też przygotowana. Odstawiła leki i zabezpieczyła rodzinę. Jest gotowa na walkę – ostateczną. Atak jest zaskakujący i niespodziewany – w Jona. Nie jest dobrze, jest tragicznie wręcz. Ale ona sobie już sobie poukłada w głowie odpowiednio i pomyśli na przyszłość, wyliczy czas. W końcu walczy o wszystko.
Przed wszystkim lubię Jona („nie żeby gruby”) – on nie lubi kebabów (jak ja!) – myśli o nich jako o mięsie pomieszanym ze wszystkim (jak ja!)). Jest „stałą” w świecie powieści pełnej „zmiennych”. Nosi w sobie bombę, ale nie traci rezonu jest empatyczny i gotowy na wszystko, niesprzedajny. Zawsze będzie wspierał Antonię.
Przyzwyczajona już do gry słownej teraz nią się delektuje – okazuje się, że nawet w prozie popularnej można tworzyć wyrafinowaną kuchnię. Narracja jest znów oszałamiającą, zabawa formą i językiem również. Pełna nonszalancji w stosunku do czytelnika (ponownie!) , pełna wyrafinowanego dowcipu i (uwielbiam to!) niedopowiedzeń. Nie denerwują powtórzenia – zupełnie, żartobliwe zwroty z przymrużonym okiem do czytelnika, ani wkręty z innego języka wraz z wytłumaczeniem. To plastyczność języka nadaje charakter tej powieści - jest po prostu fenomenalnie.
Jestem fanką Juana Gomez-Jurado i jego mistrzowskiej trylogii o Antoni i Jonie.
Recenzja powstała w ramach przedpremierowej akcji recenzenckiej Wydawnictwa SQN
„Rey Blanco. Biały król” to tom wieńczący dzieło, całość się zamyka, uzasadnia odpowiednio całą splątaną fabułę. Tu thriller jest już na maksa podkręcony, gęsty i tak chropowaty jak osobowość Antonii. Wyjaśniają się sznurki i powiązania, kto kogo trzyma w garści, kto jest na wierzchu i jest...
2024-01-27
Spotkanie z „Nielatem” Piotrka Kościelnego i kolejne poruszenie. Znów, po „Domu” i „Szymonie” równie mocne. „Nielat”.
Choroba! Być nastolatkiem w wielkim mieście, w latach 90-tych (po raz kolejny, ale rozumiem to doskonale!) i jeszcze nie mieć „normalnej” rodziny – szok! Michał Jurecki – młodociana ofiara. Chłopak skrzywdzony przez rodziców, zbyt wcześnie dojrzały, wykorzystywany, niezwykle silny, charakterny. Ilu młodocianych ofiar można by uniknąć, gdyby….ŚWIAT NIE BYŁ TAKI PRZERAŻAJĄCO PODŁY!
W „Nielacie” dzieje się zdecydowanie więcej niż ta jedna historia. Komisariat Policji Miejskiej we Wrocławiu, wydział kryminalny – pełne ręce roboty. Cała załoga pracuje. Śledztw się przecinają, ciągną. Tylko czy zawsze sprawca zła jakiegokolwiek (gwałtu, morderstwa..) otrzyma wystarczającą karę. Boli. Bo zła nie da się zatrzeć, nie da się naprawić , bo się już zadziało, już są ofiary. Boli jeszcze bardziej, jak tyle przykrych spraw dotyka dzieci – patologia rodzin, alkohol, perwersje, pederastwo, morderstwo, samobójstwo, inne. Zawsze tak będzie. Tam gdzie jest zło jest zawsze ofiara i jest kat
Spotkanie z „Nielatem” Piotrka Kościelnego i kolejne poruszenie. Znów, po „Domu” i „Szymonie” równie mocne. „Nielat”.
Choroba! Być nastolatkiem w wielkim mieście, w latach 90-tych (po raz kolejny, ale rozumiem to doskonale!) i jeszcze nie mieć „normalnej” rodziny – szok! Michał Jurecki – młodociana ofiara. Chłopak skrzywdzony przez rodziców, zbyt wcześnie dojrzały,...
2022-12-09
Niezwykle mnie ruszył „Dom”, nie tylko ze względu na historię. Dom, który nie jest domem, a już na pewno nie domem dziecka, nie dla dziecka. Czy w ogóle jest w powieści jakiś dom? Żaden z bohaterów tak na prawdę go nie ma, a jeśli ma to chwilowy, niepełnym dziwaczny, pełen żalów i problemów.
Miasto Wschowa pełne tajemnic, faktów zagrzebanych głęboko i wielu krzywd. Zapewne każde miasto w Polce ma takie historie, które wstydzi się odgrzebać. Mieszkańcy wolą spokojne, mało świadome status quo, trochę plotek.
Mimo, że podczas czytania miałam silne poczucie, że to tak nie powinno być, że zemsta ok, ale nie tak, i że morderca pozostanie mordercą, ale z drugiej strony delikatnie drgało mi współczucie i myśl, że jakby „ma prawo”, bo jest jakiś limit cierpień, wstydu i upokorzenia, które można znieść. Ale zło czynione drugiemu, zwłaszcza słabszemu, jest po prostu podłością i zawsze nią pozostanie.
Zdradzę tylko, że w efekcie najbardziej mi żal było Marty i Piotra. Polubiłam policjantkę. Jeśli autor będzie kontynuował jej historię to będzie musiał się natrudzić.
Niezwykle mnie ruszył „Dom”, nie tylko ze względu na historię. Dom, który nie jest domem, a już na pewno nie domem dziecka, nie dla dziecka. Czy w ogóle jest w powieści jakiś dom? Żaden z bohaterów tak na prawdę go nie ma, a jeśli ma to chwilowy, niepełnym dziwaczny, pełen żalów i problemów.
Miasto Wschowa pełne tajemnic, faktów zagrzebanych głęboko i wielu krzywd. Zapewne...
2024-01-17
Najprościej powiedzieć, że „Witaj, Piękna” to opowieść o miłości. Na pewno tak jest, ale też jest to powieść o tym, że siła miłości i prawdziwa miłość i akceptacja to coś więcej niż sens życia, to jego esencja i motor napędowy.
William, był w dzieciństwie odtrącony przez rodziców, którzy nie mogli się pogodzić ze śmiercią swojej małej córeczki. Znalazł sens życia w koszykówce, jednak kontuzje skutecznie uniemożliwiły mu grę. Musiał od tego odejść, a wtedy poddał się autorytetowi osoby która stanęła na jego drodze – pięknej Julii, która miał gotowy scenariusz na życie. Może to by uratowało Wiliama, bo z pozoru wszystko było w porządku. Potrzebne było trzęsienie ziemi, żeby wszystko zawalić i odbudować w innej formie, lepszej – jak się okazało. Bolesnej, ale lepszej.
Początkowo myślałam, że William, samotnik zostanie wchłonięty i stłamszony przez Julię i jej rodzinę. W sumie bałam się tego, że ta zwichnięta niepewna osobowość po raz kolejny będzie łamana, tym razem po to żeby być dostrajana do oczekiwań i potrzeb żony, ale z drugiej strony ona też miała prawo kierować swoim życiem i oczekiwać czegoś. Po rozpadzie rodziny Padovano, życie każdej z kobiet (matka, cztery siostry, dwie córki tychże) zaczęło się układać na nowo. Inaczej. W samotności dla jednych, w spajaniu i sklejaniu tego co jest, dla drugich. Wszystkim było ciężko, bo więzy które wcześniej były całym ich życiem, były zbyt mocne i musiały wpłynąć na późniejsze urazy.
Powieść jest napisana z wielkim zrozumieniem ludzi, ich ułomności i pragnień, potrzeb. Jest ckliwa tylko ciut, w sposób wyważony. Czasem zdaje się, że narrator staje po stronie któregoś z bohaterów, ale to przez podział na rozdziały opisujące los w latach poszczególnych bohaterów, rozdziały Sylvie, Julia, William, Alice itd. – zazębiające się spojrzenie na pewne ciągi wydarzeń z różnych perspektyw. Dzięki temu powieść czyta się bardzo dobrze, i dodatkowo z uczuciem.
Najprościej powiedzieć, że „Witaj, Piękna” to opowieść o miłości. Na pewno tak jest, ale też jest to powieść o tym, że siła miłości i prawdziwa miłość i akceptacja to coś więcej niż sens życia, to jego esencja i motor napędowy.
William, był w dzieciństwie odtrącony przez rodziców, którzy nie mogli się pogodzić ze śmiercią swojej małej córeczki. Znalazł sens życia w...
2023-09-07
Zawsze jest jakaś ofiara, zawsze jest ktoś kto cierpi bo jest inny. Zawsze znajdzie się kat, który czuje się lepszy, choć wcale nie jest.
Szymon miał, tak jak wszyscy, pragnienia młodości, tak jak wszyscy chęć akceptacji, koleżeństwa, miłości, pragnienie stracenia dziewictwa. Szymon był normalnym nastolatkiem, którego szybko zniszczył młodzieżowy brutalny świat. Wtedy, w początku lat 90.tych, było szaro. Też to pamiętam, choć moja szkoła to zupełnie inny świat. Szkoła i podwórko Szymona to Mordor, kraina bez nadziei i słońca. Bez przyjaciół, bez wparcia, bez dobrego słowa – sam ze sobą, ze swoimi myślami, niemożnością poradzenia sobie, wstydem. To że Szymon nie znalazł nikogo w grupie rówieśniczej jest dojmująco smutne, to że nie znalazł najmniejszego słowa wsparcie od dorosłych to jest przerażające. Przecież oni wiedzieli, głównie nauczyciele, słyszeli krzywdzące, prześmiewcze opinie. Dość.
Szymon popełnił samobójstwo. Bał się, bardzo. Jego wybór był porażający. To, że jego wybór wpłynął na dalsze losy rodziny, jest oczywiste. Bo brat Tomek…
Historia rodziny Dąbrowskich jest nie tylko smutna, jest druzgocąca.
Śledczy prowadzący śledztwo to para Żmigrodzki i Sawicki – dwa różne typy, jakoś jednak powoli budują wzajemnie zaufanie i te lepsze ich cechy biorą górę. W porozumieniu sprawa powinna zostać rozwiązana.
Kryminał Kościelnego to nie tylko świetna, trzymające w napięciu historia, ale też dobrze scharakteryzowane tło społeczne, kryzys, szarość, marazm, bieda i bezrobocie i przemiany. Nie pierwsza to powieść Kościelnego, która mnie uderzyła.
Zawsze jest jakaś ofiara, zawsze jest ktoś kto cierpi bo jest inny. Zawsze znajdzie się kat, który czuje się lepszy, choć wcale nie jest.
Szymon miał, tak jak wszyscy, pragnienia młodości, tak jak wszyscy chęć akceptacji, koleżeństwa, miłości, pragnienie stracenia dziewictwa. Szymon był normalnym nastolatkiem, którego szybko zniszczył młodzieżowy brutalny świat. Wtedy, w...
2023-07-21
Dla mnie kryminał musi być mięsisty, co nie równa się krwawy czy brutalny. Musi jednak być mięsisty czyli dosadny to znaczy też dobrze doprawiony. Jeśli pierwsze rozdziały mnie nie wciągną, jeśli intryga lub bohaterowie to nie czytam. Szkoda czasu. Ale jeśli od początku zaczym wchłaniać, „przecedzać się” jako czytelnik przez wątki i sytuacje – to jestem zachwycona. To czuje się tak, jak w domu, jak podczas najlepszych lektur.
Wracając do „Poszukiwacza zwłok” – to wielowątkowa, ciekawa powieść kryminalna w najlepszym gatunku. Tyle jest tu wątków krzyżujących się i rozciągających się, oplatających. Jest i ambitna komisarz Laura Wilk, nielubiana przez kolegów, z nieuporządkowanym życiem osobistym. Jest Maciej vel Ariel – tytułowy poszukiwacz zwłok. I są koledzy z komisariatu, w większości skorumpowani, żyjący na cudzych pieniądzach i prochach. Właściwie większość bohaterów żyje tak, jakby ich życie prywatne mogło poczekać, a żyją najczęściej pracą.
Z początku każdy krok każdego bohatera to porażka, a niepowodzenie jedno jest gonione przez drugie. Fabuła ma elementy nowe, ale ma też stare ograne już chwyty, co jednak nie przeszkadza. Bo całość jest mroczna, dosadna i wciągająca. Przede wszystkim powieść ma dobry rytm, bez dłużyzn.
Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za możliwość przeczytania „Poszukiwacza…” przedpremierowo.
Dla mnie kryminał musi być mięsisty, co nie równa się krwawy czy brutalny. Musi jednak być mięsisty czyli dosadny to znaczy też dobrze doprawiony. Jeśli pierwsze rozdziały mnie nie wciągną, jeśli intryga lub bohaterowie to nie czytam. Szkoda czasu. Ale jeśli od początku zaczym wchłaniać, „przecedzać się” jako czytelnik przez wątki i sytuacje – to jestem zachwycona. To czuje...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-06-14
Recenzja powstała w ramach przedpremierowej akcji recenzenckiej Wydawnictwa SQN
„Loba Negra. Czarna Wilczyca” jest tak samo jak tom poprzedni czyli „Rejna Roja. Czerwona Królowa” dla mnie drażniącym, szorstkim thrillerem. I tak jak poprzednio jego ciężar rośnie z każdym przeczytanym zdaniem, a jeszcze dodatkowo okazuje się że nic nie jest takie, jakie powinno być.
Antonia Scott, swego rodzaju tajna agentka, boi się tylko swojej głowy, ściślej tego co w niej siedzi, buszuje i mąci. Jej mózg jest potęgą i skarbnicą wiedzy. Sama jednak wielu rzeczy nie umie, dlatego że nauczono ją zbyt wiele, ale bez powiązań emocjonalnych. Nie jest nieczuła, bo kocha prawdziwie i przywiązuje się naprawdę, ale umie postępować z ludźmi, choć zna ich doskonale, potrafi analizować, wynajdywać motywy, śledzić tok myśli i namierzać. Antonia boi się siebie. Antonia nie żyje normalnie, choć zdarzyły się w jej życiu normalne sprawy: miłość i macierzyństwo, to teraz wegetuje przy mężu (od kilku lat w śpiączce) i nie jest matką (przez ból straciła kontakt ze swoim małym synkiem).
Jon jest odważny i lojalny, jest też silny („nie żeby gruby”) i potrafi się opiekować. Doskonale wczuwa się w sytuację i nastroje innych osób i potrafi zawsze użyć odpowiednich słów. Stopniowo leczy Antonię. Tak, jak poprzednio, Jon wprowadza stabilizację - jest potrzebny na każdym kroku.
W „Czarnej wilczycy” jest rosyjska mafia - są i członkowie i wspólnicy, pasożyty i dranie, ludzie bezwzględni. Są też hiszpańscy policjanci - żądni sławy i pieniędzy. Jest Lola , mądra, piękna i przebiegała kobieta, która wie że żyć bogato jest dobrze, ale na za każdą cenę. Jest też Czarna Wilczyca, a może Irina, która MUSI się zemścić. Tu wszystko się miesza i komplikuje, bo konflikt inwersów i konieczność uniknięcia kary (lub śmierci) jest wiodąca. Ktoś zawsze kogoś pragnie wykiwać. Tylko Antonia i Jon zdają się zmierzać - jako jedyni - po linii prostej. Podczas tej, przydzielonej im sprawy, Antonia po raz pierwszy zaczyna się bać. Nie jest skałą, jest pełna empatii i widząc ból i nieludzkie cierpienie, nie może umysłem objąć niegodziwości świata. Dlatego kolejny tom zapowiada się fantastycznie….
W tej części autor staje się jeszcze bardziej błyskotliwy i nonszalancki w stosunku do czytelnika. Już go przyzwyczaił wcześniej do gry słownej i niby żartu i charakterystycznego niedopowiedzenia. Tu żarty narracyjne są bardziej wyrafinowane. Nadal pozostaje we mnie, w czasie lektury, lekkie poddenerwowanie i z takim stanem pozostanę (plus ciekawość) do kolejnego tomu „Rey blanco”.
Recenzja powstała w ramach przedpremierowej akcji recenzenckiej Wydawnictwa SQN
„Loba Negra. Czarna Wilczyca” jest tak samo jak tom poprzedni czyli „Rejna Roja. Czerwona Królowa” dla mnie drażniącym, szorstkim thrillerem. I tak jak poprzednio jego ciężar rośnie z każdym przeczytanym zdaniem, a jeszcze dodatkowo okazuje się że nic nie jest takie, jakie powinno być....
2023-06-05
„Atlas dziur i szczelin” to świetna literacko opowieść o tym jak przyroda sobie radzi, jak dostosowuje (w wielu przypadkach – niestety, nie ma innego wyjścia) do zmian, które wyszykował jej człowiek.
W książce jest mowa nie tylko o szczelinach, dziurach, nieprawidłowościach w zaprawie, ubytkach w tynku, gdzie przyroda „wkracza” bez zaproszenia, chroniąc się, wprowadzając nieład. Jest też o tym, jak czasem działanie człowieka – mimo dobrych intencji – nie do końca odpowiada na rzeczywiste potrzeby środowiska (np. budki lęgowe nieodpowiednie termicznie da ptaków, czy koszone łąki kwietne). Jest też i o tym, jak to ptaszki pięknie potrafią sprzątać gniazdo dyskretnie przy tym uprawiając zaloty, jak pszczoły służą królowej, jak sikorka wraca do gniazda dostosowując się do zmian kalendarza. Fantastycznie autor znajduje słowa na precyzyjne określenie jakiegoś stanu (łąka disco polo – czyli łąka, tylko z pozoru, posiana przez człowieka) czy czynności.
Z jednej strony ta opowieść była dla mnie niespodziewaną rodnością, bo uczucie z jakim autor opisuje każdą drobinkę, stworzonko – czy to: nasionko, małą trawkę, ptaszka, larwę, żuczka… - jest rozczulające. Czuć jego bezgraniczne oddanie, wiedzę i pełne zrozumienie dla każdej formy życia. Z drugiej strony bolałam nad światem, który wszystko musi porządkować i podporządkowywać sobie. Specjalnie, w tym miejscu, piszę ogólnie, bo nie zawsze rewitalizacja czy decyzja urzędnicza musi być zła, może coś naprawiać, prowadzić ku czemuś, ale na głupotę i pustotę człowieka (np. bezsensowne zaśmiecanie wody, każdego skrawka zieleni, nawet w najbliższym swoim otoczeniu) – nie mieści mi się w głowie.
Swojego czasu zachwycałam się, ale i przestraszyłam, treścią powieści Andri Snaer Magnassona „O czasie i wodzie”. „Atlas dziur i szczelin” stawiam na tej samej półce.
Książkę pochłonęłam i polecam ja każdemu, kto nawet tylko czasem spogląda na niebo, obserwuje ptaka, zachwyca się deszczem.
Za przedpremierowy egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję wydawnictwu Znak Literanova.
„Atlas dziur i szczelin” to świetna literacko opowieść o tym jak przyroda sobie radzi, jak dostosowuje (w wielu przypadkach – niestety, nie ma innego wyjścia) do zmian, które wyszykował jej człowiek.
W książce jest mowa nie tylko o szczelinach, dziurach, nieprawidłowościach w zaprawie, ubytkach w tynku, gdzie przyroda „wkracza” bez zaproszenia, chroniąc się, wprowadzając...
2023-05-04
„Mówcie mi Kasandra” to powieść o Raulu. Będąc dziesięciolatkiem, już wie że nie wszystko jest dokładnie takie jak widać z wierzchu. Będąc chłopakiem wie że - na pewno. Nie urodził się w odpowiednim ciele, albo odpowiednim, ale został rzucony z niewłaściwe okoliczności determinujące los. Rzeczywistość go osacza i doświadcza. Dogłębnie, boleśnie i niesprawiedliwie. Do gruntu niesprawiedliwe jest traktowany, wciąż ciągle ktoś wie lepiej jakim powinien być. Czy chłopakiem – mężczyzną, czy może słodkim aniołkiem, który powinien dygać jak dziewczyna. Problem w tym, że do każdej roli jest przymuszany wbrew sobie i swoim potrzebom. Gwałcone jest jego człowieczeństwo, godność, inteligencja.
Powieść ujęła mnie niesamowicie, ale ogarnął mnie taki smutek i zawstydzenie z powodu bezmiaru ludzkiej podłości, chęci dominacji , wyżywania się na podwładnych. Nie pierwszy raz, to oczywiste, nawet w literaturze się z takimi postawami się spotykam. Zniewolenie i przemoc boli zawsze i w każdych warunkach. Raul jest ofiarą zawsze, jest uwieziony pomiędzy tym co potrzebuje, jakim człowiekiem się czuję, pomiędzy głęboką i szczerą więzią z bohaterami antycznymi, a głównie z Kasandrą, księżniczką trojańską, której przepowiedni nikt nie słuchał (tak jak Raula), a rewolucją i rządami komunistycznymi na Kubie. Biedak. Przewidział swoją śmierć, jaki i losy innych osób, potrafił ocenić ich idealnie, znaleźć ciemne strony. On wiedział.
Powieść urzeka delikatnością. To jej główny atut narracyjny, bo historia opowiedziana już sama w sobie jest mocna.
„Mówcie mi Kasandra” to powieść o Raulu. Będąc dziesięciolatkiem, już wie że nie wszystko jest dokładnie takie jak widać z wierzchu. Będąc chłopakiem wie że - na pewno. Nie urodził się w odpowiednim ciele, albo odpowiednim, ale został rzucony z niewłaściwe okoliczności determinujące los. Rzeczywistość go osacza i doświadcza. Dogłębnie, boleśnie i niesprawiedliwie. Do...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-18
Recenzja powstała w ramach przedpremierowej akcji recenzenckiej Wydawnictwa SQN
„Rejna Roja” „Czerwona Królowa” to drażniący, szorstki thriller, którego ciężar rośnie z każdym przeczytanym zdaniem.
Z samego początku drażni niemal wszystko, szarpie i denerwuje. Dziwnie łamany styl, tak żeby nie posunąć się z informowaniu czytelnika ani o jeden mały okruch dalej. Informacje dawkowane lub nie udzielane wcale. Choć do stylu i sposobu narracji przyzwyczaja się za chwilę, to brak nakreślenia choćby pewnych rysów charakterologicznych głównych postaci naprawdę irytuje. Ale, ale… jest to irytacja potrzebna, pożyteczna i pożądana, bo buduje napięcie.
Jon jest super facetem, miłym czy raczej ciepłym, takim trochę podanym jak na dłoni z sympatią. Gutierrez znalazł się jednak w kłopotliwej sytuacji i teraz nie ma nic do stracenia, właściwe to potrzebuje tzw. „pleców” żeby móc wrócić do służby w policji. Dlatego dostaje ofertę towarzyszenia i wspierania agenta specjalnego, tajnego, nawet supertajnego.
Antonia Scott nie ma statusu agenta, nie jest policjantką, a do pracy potrzebny jej jest tylko własny mózg, oby nie przeciążony nadmiarem bodźców zewnętrznych i uczuć, które nie pozwalają logicznie wiązać faktów. I tu kropka, jak w książce – żeby żaden strzęp wiadomości dodatkowej nie rozkojarzył czytelnika, a w przyszłym czytelniku nie przytłumił ciekawości z dalszego ciągu historii.
A to dopiero początek, bardzo obiecujący. W takim, lekko poddenerwowanym stanie, na skraju niechęci i uwielbienia dla głównej bohaterki, czytelnik pozostaje przez większość akcji. Zdecydowanie tak mi się podoba.
Akcja „Czerwonej Królowej” świetnie skonstruowana, żeby rozwiązać zagadkę Antonia musi nie tylko wykazać się jako super świetny agent ale i człowiek, empatyczny, współczujący,. Żeby nie powiedzieć za dużo, to pozostanę przy słowie „człowiek” - bo jednak doświadczenie na własnej skórze to doświadczenie. Nawet jeśli chodzi tylko o takie czytelnicze doświadczenie.
W akcji powieści Jon jest stabilizatorem, wydaje się pozostawać na skraju ale jednak jest niezbędny. Okrucieństwo i wyrachowanie sprawców muszą być w jakiś sposób równoważone, nierealność Anton – również. I po to właśnie jest Jon.
Zatem, nie odsłaniając fabuły, która ewoluuje w zdarzenia i kolejne ofiary, życzę dobrego, mocnego spotkania z Antonią i Jonem.
A ja sobie poczekam na kolejny tom, bo zapowiada się fantastycznie.
Recenzja powstała w ramach przedpremierowej akcji recenzenckiej Wydawnictwa SQN
„Rejna Roja” „Czerwona Królowa” to drażniący, szorstki thriller, którego ciężar rośnie z każdym przeczytanym zdaniem.
Z samego początku drażni niemal wszystko, szarpie i denerwuje. Dziwnie łamany styl, tak żeby nie posunąć się z informowaniu czytelnika ani o jeden mały okruch dalej. Informacje...
2023-02-13
Autorzy kryminałów czy thrillerów chętnie budują swoich bohaterów jako osoby bardzo złożone ze skompilowaną przeszłością, bądź uwikłanych w sieć zależności najczęściej niezbyt przejrzystych. Nawet jeśli głównym bohaterem jest stróż / strażniczka prawa.
To tak na początek, bo Lucia Guerrero jest właśnie taka. Dodatkowo, jest całą oddana sprawie., nie zważa na niebezpieczeństwa. Ponadto jest błyskotliwa i mimo wad, które – akurat w prowadzonej na kartach powieści sprawie – się uwidaczniają, jest inteligentna. Jej życie i charakter, już w pierwszej scenie, są bardzo wyraziste.
Inni bohaterowie, z pozoru, ci dobrzy, stojący po właściwej stronie, a jednak mający „coś za uszami”. Krystaliczni, pozostają ci o których w powieści nie ma więcej niż dwa, trzy zdania. Zero równowagi, świat przechylony w kierunku zła.
Wracając do pierwszej sceny i kolejnych w prologu – szacunek. Pierwsza namalowana tak wyraziście i sugestywnie jak prawdziwy obraz (akurat ten nie został przywołany w powieści i został pozostawiony bez nawiązania do Owidiusza, tak jakby to jedno przestępstwo miał służyć tylko jednemu celowi – wplątaniu Luci w grę mordercy). Scena przesłuchania – mistrzostwo szybkiego, konkretnego dialogu, pełnego sugestii i ścieżek.
Owidiusz i jego „Przemiany” i kilka obrazów renesansowych, perwersja i zło totalne.
Nie do końca, zostało wyjaśnione, dlaczego to Lucia miała zostać tropicielem przestępcy, ani co nim tak na prawdę kierowało. Chciał tylko rozgłosu i premii od swoich idei i zgoła nie spodziewała się, ze jednak zostanie zdemaskowany? Ok, mi to nie przeszkadzało. Opowieść była przednia.
Nie spodziewałam się tak dobrej historii. Nie spodziewałam się aż tylu emocji i zwrotów akcji. Niewątpliwie sięgnę po kolejny tom z Lucią. Nigdy nie czytałam innych powieści Miniera, czas to nadrobić.
Autorzy kryminałów czy thrillerów chętnie budują swoich bohaterów jako osoby bardzo złożone ze skompilowaną przeszłością, bądź uwikłanych w sieć zależności najczęściej niezbyt przejrzystych. Nawet jeśli głównym bohaterem jest stróż / strażniczka prawa.
To tak na początek, bo Lucia Guerrero jest właśnie taka. Dodatkowo, jest całą oddana sprawie., nie zważa na...
2023-02-10
Psiak z szelmowskim błyskiem w oku i wiercipieństwem koło ogona. Zbyt duża dawka szaleństwa w kudłatym stworzeniu, żeby młody, ułożony, zdyscyplinowany prawnik mógł sobie z tym poradzić. Powieść „Był sobie psiak” to pozytywna opowieść o tym, że przeciwieństwa się przyciągają, że jest możliwe że coś tam mamy na górze zapisane i ze czasem , jeśli jakiś fakt się nie zadzieje, to nie jest to koniec świata, bo być może czeka nas coś lepszego.
Dla jednych prac jest wszystkim, sensem życia, powodem do udowadniania sobie i innym że jest się dobrym, niezastąpionym, itp. Taki jest Connor – właściciel psa. Dla innych praca i świat jest po to, żeby żyć i czerpać radość, żeby podróżować i być niezależnym. Taka jest Deenie – pomocnica w schronisku. I nagle łączy ich umowa – niby służbowa, bo tak musi to „załatwić” Connor. Umowa zapoczątkowana jest potrzebą mężczyzny uporządkowania wszystkiego w swoim świecie i przejęcia kontroli. Tymczasem Maximus jest po prostu psem, który ma swoje potrzeby i charakterek. No właśnie.
Powieść jest jednocześnie romantyczna i przewidywalna, ale też jest pełna ciepła i czasem zwyczajnie miła. Taki miód na serce. Czyta się dobrze, bo nie jest zbyt infantylna, a humor nie jest czerstwawy, tylko dostosowany do sytuacji. Mnie ta powieść rozweseliła.
Książka jest na tyle przyjemna w odbiorze, że śmiało można ją polecić na ocieplenie zimowego wieczoru.
Psiak z szelmowskim błyskiem w oku i wiercipieństwem koło ogona. Zbyt duża dawka szaleństwa w kudłatym stworzeniu, żeby młody, ułożony, zdyscyplinowany prawnik mógł sobie z tym poradzić. Powieść „Był sobie psiak” to pozytywna opowieść o tym, że przeciwieństwa się przyciągają, że jest możliwe że coś tam mamy na górze zapisane i ze czasem , jeśli jakiś fakt się nie zadzieje,...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-01-03
Na początku powiem tak – wreszcie jako SUPERBOHATEROWIE pokazane są osoby związane z nauką, a nie powstańcy, nie dowódcy, nie politycy, itp. UFF. Wielka ulga. Dzieciaki w szkołach i przedszkolach mają świętować wydarzenie patriotyczne i w porządku! Jest to jak najbardziej w porządku, tylko nie na siłę i nie tylko to. Nasza historia to nie tyko woja i walka. Nasza historia to też nauka, to też sztuka. W świecie naukowcy polscy są znani i cenieni, więc czemu nie mówić o nich dzieciakom. Podkreślam fakt, że w książce Tomasza Rożka są przedstawione postaci nieoczywiste, nie tylko te bardziej znane. A więc jest nie tylko Maria Skłodowska Curie i Mikołaj Kopernik, ale i Paweł Strzelecki – badacz i odkrywca, Jan Heweliusz – astronom, Maria Czaplicka – antropolożka, znawczyni Syberii, Rudolf Weigl – wynalazca szczepionki przeciw tyfusowi plamistemu, Stanisław Lem – pisarz.
W „Akademii” dzieciaki znajdą całe mnóstwo wartościowych informacji o wielkich dokonaniach w historii świata Polaków. Pozycja jest też wartościowa dla dorosłych, nawet jeśli znali niektóre z nazwisk, to pewnie nie wszystkie, a nawet jeśli, to na pewno nie znali tych bohaterów od każdej strony. Z ciekawostek powiem, że mój mąż bardzo się zdziwił informacją, że prezydent Mościcki wynalazł dwuszybowe okna, a w branży pracował wiele lat.
Rozmiajać ze znajomym lekarzem
Na początku powiem tak – wreszcie jako SUPERBOHATEROWIE pokazane są osoby związane z nauką, a nie powstańcy, nie dowódcy, nie politycy, itp. UFF. Wielka ulga. Dzieciaki w szkołach i przedszkolach mają świętować wydarzenie patriotyczne i w porządku! Jest to jak najbardziej w porządku, tylko nie na siłę i nie tylko to. Nasza historia to nie tyko woja i walka. Nasza historia...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-11-10
Po pierwsze. Traktuje każdą książkę z takich serii jako osobną historię. Zazwyczaj tak jest, że nie trzeba znać pierwszych tomów, żeby dobrze się bawić, czy uznać historię za fajną ciekawą. Ale, z drugiej strony, jeśli autor (autorzy) tworzą serię – to jest w tym zamysł.
Po drugie. W kryminałach i thrillerach najbardziej cenię to, że można od razu wkroczyć w akcję, nie potrzeba zbyt wielu zabiegów, żeby nakreślić scenerię, wczuć się i wciągnąć.
Po trzecie. Lubię wyrazistych, ale nie przejaskrawionych lub posiadających super może bohaterów. Wolę niedopowiedzenia bardziej niż nadmiar informacji. Szanuję klarowność i prawdopodobność akcji.
Zatem.
Do pierwszego. „Śmierć druga” to dobra, niebyt wydumana i zakręcona historia to oczywiście plus. Można przeczytać ten tom, bez znajomości z poprzednimi.
Do drugiego. Rozpoczynając czytanie drażniło mnie wejście w akcję. No dobrze, na początek jest trup i dwóch pijaczków, ale chwilę później cały tłum bohaterów i ich rozmów (jakbym weszła nieproszona na przyjęcie do obcych). Trochę mnie to zniechęciło. Później było mi przyjemniej, jako czytelnik, czułam się już dobrze.
Do trzeciego. Wśród bohaterów, pewnie jak większość czytelników, moją idolką jest Roma. Jest inteligentna, szanuje ludzi. Z wnuczkiem Tomaszem tworzy dobry duet. Innych – trochę za dużo. Akcja spójna, prawdopodobna i dobrze prowadzona.
Zatem.
Trochę się waham z oceną „Śmierci drugiej” bo było różnie. Trochę do śmiechu i trochę dla rozrywki, ciut mi za mało wyrazistości, trochę za dużo banału.
Po pierwsze. Traktuje każdą książkę z takich serii jako osobną historię. Zazwyczaj tak jest, że nie trzeba znać pierwszych tomów, żeby dobrze się bawić, czy uznać historię za fajną ciekawą. Ale, z drugiej strony, jeśli autor (autorzy) tworzą serię – to jest w tym zamysł.
Po drugie. W kryminałach i thrillerach najbardziej cenię to, że można od razu wkroczyć w akcję, nie...
Jest w tym reportażu wszystko, co związane jest z podróżą, oczekiwaniem, planowaniem.
Autor otrzymał zaproszenie do odbycia podróży do Ziemi Świętej. Nigdy tam nie był, mimo że wciąż obraca się w kręgach postaci biblijnych. Pisząc przeprowadza badania, też na temat Jerozolimy. Jednak, mając dużo planów i obowiązków, początkowo odmawia.
Ale zaczyna planować, układać, dostosowywać. no i w rezultacie wyrusza w podróż, która ma się skończyć wizytą u papieża Franciszka.
Jest w rej książce szczerość. Autor przyznaje się do laickiego domu, podaje fakt, mówi jak zyskał wiarę i jak mu to w życiu potrzebne.
W swojej podróży doznaje i wzruszeń i strachu, zniecierpliwienia, ale i miłości i oczarowania, doświadcza duchowości. Boi się swoich reakcji, swoich ułomności, ale z ufnością przyjmuje swoje wzruszenia.
Nie po raz pierwszy Schmitt tak właśnie, łagodnie mówi o religii, duchowości. Nie pierwszy raz tak opisuje świat.
Ktoś go pyta "Pierwszy raz w Jerozolimie?". Pierwszy. Ostatni. Znaczący.
Jest w tym reportażu wszystko, co związane jest z podróżą, oczekiwaniem, planowaniem.
więcej Pokaż mimo toAutor otrzymał zaproszenie do odbycia podróży do Ziemi Świętej. Nigdy tam nie był, mimo że wciąż obraca się w kręgach postaci biblijnych. Pisząc przeprowadza badania, też na temat Jerozolimy. Jednak, mając dużo planów i obowiązków, początkowo odmawia.
Ale zaczyna planować, układać,...