-
ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant59
-
ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
-
ArtykułySzczepan Twardoch pisze do prezydenta. Olga Tokarczuk wśród sygnatariuszyKonrad Wrzesiński28
-
ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik2
Biblioteczka
Jak ja nienawidzę, NIENAWIDZĘ, głównych bohaterów... Nie wiem czy ktoś mnie wcześniej wpieniał tak jak oni.
Coś więcej później, nie mam siły na to teraz.
Ale... nie. Po prostu nie.
Jak ja nienawidzę, NIENAWIDZĘ, głównych bohaterów... Nie wiem czy ktoś mnie wcześniej wpieniał tak jak oni.
Coś więcej później, nie mam siły na to teraz.
Ale... nie. Po prostu nie.
Szczerze? Przez większość książki myślałam, że dam 5/10☆ - a byłoby 6, gdyby bohaterowie nie byli tak głupi. Ale to zakończenie XDDDD Te "plottwisty" XDDDD Nie no, nie mogę XDDDD
Ogólnie nie była w sumie taka zła, miała fabułę, ale no... no nie XDDDDD Tego zakończenia i tych epilogów nie mogę wybaczyć XDDDD I tego jakimi debilami są Hak i Wendy (ale wyjątkowo Hak nawet bardziej) XD
A, a Hak, poza byciem średnio inteligentym, jest też średnim złolem XDD Jest zwyczajnie niepewnym siebie chłopcem z problemami z agresją, prawdziwi złole, którzy są w moim repertuarze ukochanch, by cię nosem na śniadanie wciągnęli XDDDD
Paaanie, ić pan...
Szczerze? Przez większość książki myślałam, że dam 5/10☆ - a byłoby 6, gdyby bohaterowie nie byli tak głupi. Ale to zakończenie XDDDD Te "plottwisty" XDDDD Nie no, nie mogę XDDDD
Ogólnie nie była w sumie taka zła, miała fabułę, ale no... no nie XDDDDD Tego zakończenia i tych epilogów nie mogę wybaczyć XDDDD I tego jakimi debilami są Hak i Wendy (ale wyjątkowo Hak nawet...
Nigdy nie czułam takiego niepokoju czytając książkę, jak czytając "Nawiedzony Dom na Wzgórzu"! 😳 Świetna, świeeetna! Wow. I ten klimat... Uwielbiam. Już czuję, że będzie w topce roku, jeśli nie topce książek w ogóle. Muszę natychmiast sięgnąć po więcej od autorki 💞
Nigdy nie czułam takiego niepokoju czytając książkę, jak czytając "Nawiedzony Dom na Wzgórzu"! 😳 Świetna, świeeetna! Wow. I ten klimat... Uwielbiam. Już czuję, że będzie w topce roku, jeśli nie topce książek w ogóle. Muszę natychmiast sięgnąć po więcej od autorki 💞
Pokaż mimo to
Szczerze powiedziawszy, od zawsze miałam ze znakami zodiaku problem. Nie chcę mówić, że jedyny zodiak w jakiego działanie wierzę to ten seryjny morderca, aaaale... kurcze no.
Z zodiakami mam problem nie dla zasady, a dlatego, że ze swoim nie mam prawie nic wspólnego. Co czytam, to się rozmijam. I wiem, że powinno się patrzeć nie tylko na znak Słoneczny, ale i pozostałe (Księżyc, Ascendant itd.), jednak tych składowych jest tak wiele, że dosłownie wszystko można tym wytłumaczyć, dlaczego coś nie działa, dlaczego coś działa... wszystko można pod to podciągnąć. Przez to wszystko znaki zodiaków są chyba najmniej wiarygodną i najmniej interesującą mnie rzeczą z dziedziny ezoteryki. ALE. Zawsze do wszystkiego staram się podchodzić z otwartą głową. Dlatego kiedy dostałam propozycję współpracy przy książce "Znaki Miłości" pomyślałam; hej, czemu nie. Dam temu tematowi jeszcze jedną szansę. I jak, przekonałam się? Cóż... nie za bardzo. Ale po kolei!
Najlepszym elementem tej książki jak dla mnie były fragmenty, w których autorka zachęca do poznawania siebie, do bycia samoświadomym, rozwiajania się w tym aspekcie. I....szczerze mówiąc, jest to też jedyny element "Znaków Miłości", który mogę faktycznie pochwalić. Uważam, że w tej książce jest strasznie dużo lania wody i wielkiej zachowawczości - z jednej strony autorka tłumaczy nam oddziaływanie znaków na siebie, ale też mówi, że nie ma znaków niekompatybilnych. Że jeśli w jednym aspekcie się nie łączą idealnie, to w innym się połączą - np. jak nie w znaku słonecznym to w jakiejś planecie. I to nawet nie musi być ta sama planeta. A jak nie w planecie, to w Księżycu. A to dla mnie oznacza, że jak wystarczająco dobrze poszukamy, to każdy będzie do nas dopasowany. Jak bardzo chcemy, to naciągniemy.
Teraz zapytacie, jeśli nie wiecie za wiele o astrologii, jakie znaki słoneczne, jakie połączenia w planetach, o co chodzi? No właśnie. Autorka słabo to tłumaczy jak na książkę dla kogoś początkującego - bo jak rozumiem ta książka jest dla osób początkujących, ktoś choć średnio w temacie zodiaków rozeznany nie znajdzie tu nic nowego. Ba, nawet ja z moją nie za wielką, po prostu nie zerową, wiedzą astrologiczną nie dowiedziałam się nic nowego. A co ciekawsze, sporo kwestii różniło się od tego, co zasłyszałam w paru innych ezoterycznych źródłach (które, tak swoją drogą, już nieco bardziej ze mną rezonowały, choć, ponownie, z zodiakami mi trochę nie po drodze).
Na koniec zostawię was z takimi słowami autorki, cytat bezpośrednio wzięty z książki;
"(...) horoskopy urodzeniowe stanowią użyteczne wskazówki, jednak nie dają nam stuprocentowej pewności. Kompatybilność zależy od tego, na jakim etapie rozwoju znajdują się partnerzy, jaki jest poziom ich dojrzałości emocjonalnej, i tego, co gra w ich duszach. (...) Powtórzę: wszystko zależy od samoświadomości i dojrzałości emocjonalnej"
Czyli, podsumowując, znaki zodiaku nie mają znaczenia, liczy się to co macie w głowie. 🙏🏻 Tak więc i ja zostanę w temacie relacji międzyludzkich przy psychologii, a zodiaki będę traktować jako ciekawostkę, z którą jednak kompletnie się rozmijam.
Czy więc książkę polecam? Jak możecie się domyślić, niespecjalnie. I to nie tylko dlatego, że nie rezonuje ze mną sprawa znaków zodiaków, a też dlatego, że ta książka nie wydaje mi się być w tym temacie najlepszym tytułem. Oczywiście nie zniechęcam, jeśli macie ochotę sami sprawdzić, chętnie usłyszę wasze opinie o "Znakach Miłości". Przyznać muszę, że ze strony technicznej książka wydana jest bardzo dobrze; śliczna twarda oprawa, gruby papier przez który nie przebijają zakreślacze. Jednak jeśli chodzi o poziom wiedzy... nie spełniła ona moich oczekiwań i standardów.
[Współpraca z wydawnictwem Znak]
PS. W książce było też parę fragmentów odnoszących się do Boga, np. "(...) kochając czystą miłością, znajdą się tak blisko Boga, jak to tylko możliwe"... co? XD Trochę mi się te dwa uniwersa gryzą... 😅
Szczerze powiedziawszy, od zawsze miałam ze znakami zodiaku problem. Nie chcę mówić, że jedyny zodiak w jakiego działanie wierzę to ten seryjny morderca, aaaale... kurcze no.
Z zodiakami mam problem nie dla zasady, a dlatego, że ze swoim nie mam prawie nic wspólnego. Co czytam, to się rozmijam. I wiem, że powinno się patrzeć nie tylko na znak Słoneczny, ale i pozostałe...
Cóż to jest za wyjątkowa książka! I to nie tylko wyjątkowa dla mnie, a zwyczajnie wyróżniająca się na tle innych książek, jakie miałam kiedykolwiek przyjemność czytać.
Pierwszym na co zwróciłam uwagę rozpoczynając lekturę "Krucjaty" był język i styl, jakim została napisana. A może właśnie nie zwróciłam uwagi? Bo tej książki się nie czyta. Przez nią się płynie! Nie wiem kiedy pożerałam kolejne strony, czas dla mnie nie istniał. Już od pierwszego rozdziału powieść ta wciąga niesamowicie; nie wiedząc kiedy dotarłam do stu stron, potem do dwustu, potem do połowy książki i nim się spostrzegłam - skończyłam ją. Choć na pierwszy rzut oka "Krucjata" wydaje się cegiełką, kompletnie się tego nie odczuwa czytając. Duży wpływ ma na to jednak nie tylko styl, ale także humor w książce! Równowaga między nim a scenami dramatycznymi jest idealnie zachowana, nie odczuwamy by opowieść była niepoważna, ale jednocześnie w momentach, gdy robi się naprawdę ciężko, autorka świetnie rozładowuje napięcie. Bo musicie wiedzieć, że nie jest to historia łatwa i lekka. Porusza wiele trudnych tematów i robi to z wyczuciem i empatią, ale także bez owijania w bawełnę. Świat "Krucjaty" jest światem pięknym, ale i brutalnym. Pełnym cudów, miłości, nienawiści i okrucieństwa. Bohaterowie nie mają lekkiego życia, a mimo to potrafią z niego czerpać. Bo ci bohaterowie... ahh, cóż to są za postacie!
W "Krucjacie" bohaterów jest wiele, również tych ważniejszych, ale nie są to postacie papierowe, absolutnie nie! Zbudowani są bardzo dobrze; wielowymiarowi, każdy ze swoimi marzeniami, pragnieniami, obawami. Pewnie, nie każdemu jest tyle samo czasu poświęconego, jednak widać, że nie tylko ci pierwszoplanowi są dopieszczeni w każdym calu, ale i drugo czy trzecio, o których powoli dowiadujemy się coraz więcej i coś czuję, że i w kolejnych tomach dostaniemy o każdym nowe informacje. Nikt tu nie jest zaniedbaną marionetką, każda postać zdaje się mieć cel i należeć do tego świata. Uwielbiam to.
Powstrzymuję się przed rozpisaniem o każdej z postaci, którą kocham. Mogłabym mówić o nich długimi godzinami, ale chciałabym, żebyście sami ich poznali. Nie mogę jednak choć po krótce o nich nie napomknąć. Sharleen jest niesamowitą bohaterką, która mimo wielu, oj wielu kłód pod nogami nie łamie się i walczy do końca. Kiedy mówię o tym, że chcę czytać o silnych kobiecych postaciach, to właśnie takie postaci mam na myśli! Szybko stała się jedną z moich ulubionych bohaterek książkowych, a szczerze? Nie mam ich wiele.
Wielu mam za to książkowych mężów, a jednak i Aeron stał się jednym z moich ulubieńców, wchodząc do ścisłej ich topki - jest tym, kim chciałam, by był Rhysand z "Dworów". Jest skomplikowany, nieoczywisty, pełen szarości, lecz wciąż stojący po właściwej (wg mnie) stronie, walczący o swoich bliskich i słuszną dla niego sprawę, swoje królestwo i swoich poddanych. Potrafi wykazać się bezwzględnością, ale i empatią. Rozbawi, pocieszy i wesprze. Jest po prostu prze-cu-do-wny!
Nie wiem też jak wy, ale ja bardzo lubię, gdy książki zaskoczą mnie jakąś postacią drugoplanową, która niespodziewanie, ni z tego ni z owego, zakrada się i skrada mi serce. No więc... i tutaj na takie trafiłam! Wyjątkowo aż dwie, ale jedna wybija się nieco mocniej (przynajmniej jak na razie) - Erial. Nie powiem wam jednak o nim nic więcej, musicie poznać go sami...
A relacje między tymi bohaterami? Są. Tak. Dobrze. Zbudowane!!! Czuć, po prostu czuć więzi między nimi! Nie mamy wątpliwości jakie uczucia do siebie żywią, czy to postacie, które przyjaciółmi były już od lat, czy te, które dopiero się poznają, a ich relacje budują - naturalnie, bez pośpiechu. Bohaterowie nie są wpychani sobie w ramiona na siłę, dokładnie widzimy progres ich relacji, dzięki czemu zwyczajnie w te ich więzi się wierzy. Są tak... prawdziwe. Po prostu.
Bohaterowie są dla mnie najważniejszym elementem każdej książki - potrafią podciągnąć ocenę, nawet jeśli na innych polach książka ma jakieś niedociągnięcia. "Krucjata" jednak... dla mnie tych niedociągnięć nie ma. Naprawdę pokochałam tę książkę w 100%, nie mam do czego się doczepić, o czym pomarudzić. Tu nie tylko bohaterowie, styl i język są na poziomie, ale także fabuła, sceny walk i świat przedstawiony. Ta pierwsza to oczywiście często kwestia gustu, czy nas zainteresuje czy nie, jednak jeśli chodzi o jej tempo i podawanie informacji? Idealne. Tak jak lubię. Nie ma ekspozycji w stylu "cegłą w mordę", wszystko jest nam dawkowane w odpowiednich proporcjach w odpowiednich momentach. Choć niekiedy mnożą się pytania - i na koniec pierwszego tomu mamy ich więcej niż odpowiedzi - to nie czujemy frustracji, a zaciekawienie. Bo te pytania w połączeniu z odpowiedziami, które dostajemy, tylko jeszcze bardziej podsycają nasze zainteresowanie, sprawiając, że od razu chcemy sięgnąć po drugą część. Drugą część, w której mam nadzieję poznamy nie tylko odpowiedzi na jakiś procent dręczących nas pytań, ale także dowiemy się więcej o świecie przedstawionym. Mam wrażenie, że w "Krucjacie" zaledwie liznęliśmy wierzchołek góry lodowej, a jak bogaty był już sam ten wierzchołek! Tyle pięknych lokalizacji, te oryginalne spojrzenie na rasy postaci występujące w książce, systemy wierzeń no i przede wszystkim system magiczny! Świat przedstawiony jest fascynujący, skomplikowany i pełen tajemnic, tak wciągający... zwyczajnie nie mogę się doczekać, aż będzie mi dane zobaczyć go więcej!
Mogłabym tak zachwycać się nad "Krucjatą" jeszcze i jeszcze, ale widzę, jak obszerna już jest ta recenzja i chyba zamiast opisywać kolejnych moich zachwytów lepiej po prostu powiedzieć... sprawdźcie ją sami! Ja tę historię naprawdę pokochałam, nie żartuję, kiedy mówię, że dawno nie czytałam tak dobrej, solidnej fantastyki. "Saga Niebios i Otchłani" ma szansę stać się jedną z moich ulubionych serii wszechczasów, "Krucjata" była do tego idealnym wstępem. Nie mogę się doczekać aż autorka pokaże nam, co jeszcze dla nas zaplanowała, bo oj... czuję, że będzie grubo!
Jestem ogromnie dumna, że mogę patronować "Krucjacie"! Dawno już nie znalazłam historii, która tak głęboko zapadła mi w sercu. Serii, która wciąga z każdym kolejnym rozdziałem, a reread nie nudzi, lecz sprawia, że zakochuję się ponownie w świecie, bohaterach, całej opowieści. Chcę więc na koniec ogromnie podziękować autorce i wydawnictwu za zaufanie, jakim mnie obdarzyli. 💚 Współpraca przy tym tytule to bajka!
Cóż to jest za wyjątkowa książka! I to nie tylko wyjątkowa dla mnie, a zwyczajnie wyróżniająca się na tle innych książek, jakie miałam kiedykolwiek przyjemność czytać.
Pierwszym na co zwróciłam uwagę rozpoczynając lekturę "Krucjaty" był język i styl, jakim została napisana. A może właśnie nie zwróciłam uwagi? Bo tej książki się nie czyta. Przez nią się płynie! Nie wiem...
"Praca z cieniem" naprawdę mnie zaciekawiła. Dziennik, który ma nas nauczyć rozwijać samoświadomość, kochać i akceptować siebie, wykorzystać swój pełny potencjał. Brzmi bajecznie, może nawet zbyt prosto. Do tego lekko zastanawiał mnie fakt "hitu tiktoka", gdyż nie mam do nich zaufania. Ale mimo to ciekawość wzięła górę. I jak się dziennik sprawił? Cóż... zaskakująco dobrze.
Oczywistym jest, że żadna książka, żaden dziennik czy podręcznik nie zastąpi terapii, czasem jednak zdarzają się takie, które okazują się naprawdę pomocne - tak też jest, moim zdaniem, i w tym przypadku. "Praca z cieniem" wydaje się przydatna zwłaszcza na początku tej przygody z self-help, dzięki temu dziennikowi można faktycznie zacząć drogę do uzdrawiania siebie. Jeśli otworzymy się na siebie, pozwolimy sobie na szczerość względem samego siebie, może pomóc nam uświadomić sobie pewne sprawy, dokopać się do rzeczy, o których nie mieliśmy pojęcia, odkryć pewne prawdy o sobie samym - i zamienić to wszystko w coś rozwijającego.
Co jeszcze zachęca do pracy z tym dziennikiem to ciekawe i zróżnicowane zadania, a brak wyniosłych przemów i lania wody. Cel dziennika i torie, jakie porusza, opisane są po krótce, w przystępny dla każdego sposób. Nie zagłębia się w nie za mocno, nie odstrasza (czy to objętością czy samą kontrowersyjną teorią - tu wzięte jest z niej to co najsensowniejsze, a co lepsze, nie upiera się, jakoby miała być to prawda objawiona), widzę w tym dzienniku naprawdę wiele potencjalu. Na pewno nie jest to pozycja dla każdego, ale jeśli zastanawiacie się nad nią, myślę, że warto dać "Pracy z cieniem" szansę.
Ze strony czysto technicznej dziennik też jest bardzo dobrze wydany; wygodny, estetyczny, na porządnym papierze - np. zakreślacze czy cienkopisy nie przebijają się na drugą stronę, co doceniam.
Współpraca z wydawnictwem Marginesy.
"Praca z cieniem" naprawdę mnie zaciekawiła. Dziennik, który ma nas nauczyć rozwijać samoświadomość, kochać i akceptować siebie, wykorzystać swój pełny potencjał. Brzmi bajecznie, może nawet zbyt prosto. Do tego lekko zastanawiał mnie fakt "hitu tiktoka", gdyż nie mam do nich zaufania. Ale mimo to ciekawość wzięła górę. I jak się dziennik sprawił? Cóż... zaskakująco dobrze....
więcej Pokaż mimo to