Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Zawrotna pozycja literacka przedstawiająca dwanaście godzin niełatwego śledztwa w sprawie zaginięcia dziesięcioletniej dziewczynki. Tutaj każdy szczegół i każda osoba z otoczenia nieletniej ma ogromne znaczenie, jednak najważniejszym czynnikiem oddziałującym na finał poszukiwań jest nieubłaganie upływający czas. Czy dwójka policjantów prowadzących sprawę odkryje prawdę zanim wskazówka na zegarze życia Felicity bezwzględnie się zatrzyma?

David Bell jest autorem bestsellerowych powieści, które zostały przetłumaczone na wiele języków. Urodził się w Cincinnati, w Ohio, a obecnie prowadzi warsztaty pisarskie na Western Kentucky University. W wolnym czasie ogląda filmy albo spaceruje po znajdującym się w pobliżu jego domu cmentarzu. Jest zapalonym fanem amerykańskiego footballu. Jego żoną jest pisarka Molly McCaffrey. *

Michael Frazier ma wszystko - świetną pracę, piękny dom, kochającą żonę. Do pełni szczęścia brakuje mu tylko dziecka. Kiedy pewnego dnia w drzwiach niespodziewanie pojawia się jego ex, może oznaczać to tylko kłopoty. I faktycznie - była żona prosi go o pomoc w szukaniu swojej zaginionej córki, Felicity. Twierdzi, że dziewczynka została porwana, a jej ojcem jest… Michael. Mężczyzna nie ma pewności, czy to prawda, ale niepokojąc się o los dziewczynki, rusza z Ericą na poszukiwanie dziecka, którego zawsze pragnął, a o którego istnieniu nie miał pojęcia. Tymczasem Angela, obecna żona Michaela, odkrywa szokujące fakty z życia Eriki i zaczyna się obawiać o bezpieczeństwo męża i zaginionego dziecka… **

Czyjaś córka to książka, która wciągnie każdego czytelnika już od pierwszego rozdziału. David Bell rozciąga nad odbiorcą sieć kłamstw, intryg i znaczących zaszłości z życia bohaterów, które powodują uczucie zagubienia i dezorientacji. Michael, główny bohater powieści, przeżywa gwałtowne spotkanie z bolesną przeszłością, z kolei jego żona wydobywa na światło dzienne sekrety, które jej idealny mężczyzna głęboko przed nią ukrywał. W tej pozycji literackiej tylko jeden fakt jest pewny - będzie bolało.



Sięgając po tę książkę, nie spodziewałam się, że jej lektura będzie aż tak porywająca i ekscytująca. Tę czterystustronicową nowość od Wydawnictwa Prószyński i -ska przeczytałam w zaledwie dwa wieczory z wypiekami na twarzy. Śledztwo w sprawie zaginięcia dziesięcioletniej Felicity komplikuje się z każdym rozdziałem, a im dalej w las - tym więcej podejrzanych i kłamstw, które wypływają niczym oczka na rosole. Czytelnik ma podgląd w poczynania dwójki policjantów, matki i rzekomego ojca dziewczynki, a także jego żony i teściowej. Każdy z nich odkrywa kolejne elementy fabuły, a mnogość wydarzeń z życia Eriki powodują gwałtowny zwrot w śledztwie. Fabuła powoli zaczyna składać się w spójną całość, która zaszokuje niejednego czytelnika. Odmienne perspektywy, fale emocji i niepewności kreślą zawiły obraz sytuacji, która zamienia się w niebezpieczną grę o życie niewinnego dziecka.

David Bell zaskoczył mnie nietuzinkowym pomysłem na fabułę, przekonał niezwykle przekonującymi i różnorodnymi profilami postaci występującymi w tej niestety jednotomowej historii. Autor trzyma czytelnika w szachu już od pierwszej strony! Zdecydowanie jest to książka warta waszej uwagi, która przeniesie was w miejsce, gdzie czas ma kluczowe znaczenie a policjanci muszą zmierzyć się z wieloma niewiadomymi, a także sprawami z przeszłości, które wcale nie ułatwią śledztwa. Kryminalna zagadka wcale nie jest tak oczywista, jak wydaje się to na pierwszy rzut oka - nabiera mocy z każdym kolejnym faktem i każdą osobą, która wstępuje w sprawę zaginięcia. Autor wprawnie posługuje się piórem, tworząc plastyczny obraz wydarzeń, całość posypuje olbrzymią dawką wartkiej akcji. Jego warsztat literacki jest uniwersalny, a jednocześnie intrygujący. Z łatwością przypadnie do gustu każdemu czytelnikowi. Co więcej - David Bell bawi się z odbiorcą co rusz podsuwając mu poszlaki, prowadząc w ślepe uliczki. Czytelnik musi ograniczyć swe zaufanie względem bohaterów a także wysuniętym przez siebie przypuszczeniom.



Emocje. Kłamstwa. Pokręcone umysły. Który czytelnik kryminałów nie oczekuje tych elementów? Czyjaś córka oferuje to wszystko, a nawet o wiele więcej. W tym momencie jest to jedna z lepszych książek, które przeczytałam w tym roku i zdecydowanie mam ochotę na więcej takich historii. David Bell całkowicie przekonał mnie do siebie tą jedną książką. Naprawdę wciągająca!

* Lubimy Czytać
** materiały wydawcy

Zawrotna pozycja literacka przedstawiająca dwanaście godzin niełatwego śledztwa w sprawie zaginięcia dziesięcioletniej dziewczynki. Tutaj każdy szczegół i każda osoba z otoczenia nieletniej ma ogromne znaczenie, jednak najważniejszym czynnikiem oddziałującym na finał poszukiwań jest nieubłaganie upływający czas. Czy dwójka policjantów prowadzących sprawę odkryje prawdę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

KSIAZKOWA-PRZYSTAN.BLOGSPOT.COM

Nie spodziewałam się, że książka (raczej) mało znanej polskiej autorki zrobi na mnie... tak pozytywne wrażenie! Pierwsza część serii Gdzie diabeł mówi dobranoc to idealny przykład tego, że Polacy potrafią tworzyć w nurcie fantastyki - tej współcześnie popularnej, w której roi się od wilkołaków, wampirów, a także... naszych rodzimych istot paranormalnych, czyli, między innymi nocnic i guślarzy.

Karina Bonowicz to kobieta pisząca. Aktorsko niespełniona. Muzycznie wykluczona. Uzależniona od kawy, coca-coli i czarnego humoru. Nie znosi fasolki po bretońsku. Kocha się na zabój w Nowym Jorku, mimo ambiwalentnego stosunku do nowojorskiego metra i… braku toalet publicznych. Dziennikarka, pisarka i scenarzystka. Współpracuje z nowojorskim portalem polonijnym Dobra Polska Szkoła, gdzie prowadzi autorską rubrykę „Książka >>MADE IN POLAND<<”. Dwukrotna stypendystka Miasta Torunia w dziedzinie kultury. *

Według legendy, wiele stuleci temu czwórka przyjaciół została wygnana z rodzinnej wioski, gdyż ludzie lękali się ich czarów. Rozeszli się w cztery strony świata, ale zadziwiającym zbiegiem okoliczności i tak wszyscy dotarli w to samo miejsce – do czarciego kamienia. Tam wywołali diabła i dobili z nim targu... Ich potomkowie przez wieki odczuwali skutki tego paktu i bezskutecznie próbowali się z niego wywikłać. Czy przedstawicielom kolejnego pokolenia uda się wreszcie wrócić do normalności? Jakie przeszkody będą musieli wcześniej pokonać? Z jakimi przeciwnikami się zmierzyć? Jakich sojuszników pozyskać? Małe miasteczko na odludziu stanie się sceną niezwykłych wydarzeń. Po niespodziewanej śmierci rodziców siedemnastoletnia Alicja trafia pod opiekę ciotki, która mieszka w posępnym miasteczku na Podkarpaciu o mrocznej nazwie Czarcisław. Niezbyt zachwycona wyjazdem z Warszawy, dziewczyna nie czuje się dobrze w nowym miejscu, najwyraźniej pełnym dziwaków i kryjącym jakieś ponure sekrety. Zagubiona nastolatka krok po kroku odkrywa, że nikt tu nie jest tym, za kogo się podaje. Sama też musi zmierzyć się z brzemieniem swojej prawdziwej natury i wykonać niebezpieczne zadanie. **

O pierwszym tomie serii Gdzie diabeł mówi dobranoc dowiedziałam się dzięki blogerom. Właściwie już po przeczytaniu pierwszej pozytywnej recenzji wiedziałam, że ta historia idealnie wpasuje się w moje gusta czytelnicze. W ostatnim czasie zainteresowałam się mitologią słowiańską - głównie dzięki Katarzynie Berenice Miszczuk i jej cudownej Jadze, którą recenzowałam całkiem niedawno. Swoje (całkiem spore) pięć groszy dołożyły już wcześniej Marta Kisiel i Martyna Raduchowska, czyli kolejne dwie polskie autorki, które totalnie uwielbiam. Ale żeby nie było, że jestem nudna i ciągle wychwalam tą moją trójcę nieświętą, to w dzisiejszej recenzji pragnę Wam przedstawić swego rodzaju świeżynkę. Jestem niezwykle ciekawa, kto z Was słyszał wcześniej o twórczości Kariny Bonowicz? Bo ja przyznam się z ręką na sercu, że o istnieniu tej Pani wcześniej nie słyszałam, choć Księżyc jest pierwszym umarłym nie jest jej debiutem literackim. Gdzieś mi się ta autorka zgubiła, ale niezwykle cieszę się, że udało mi się dotrzeć do pierwszego tomu jej serii fantasy - i to jeszcze w momencie, gdy mitologia słowiańska znalazła się w centrum moich aktualnych zainteresowań.



Czarcisław to małe, posępne i nieco przerażające miasteczko na Podlasiu - można by nawet rzec, że ta mrocznie ochrzczona mieścina to antypody Warszawy. To właśnie tam diabeł mówi dobranoc, a sąsiad z drugiego końca wsi krzyczy na zdrowie, gdy kichniesz. Trafia tam nastoletnia Alicja, która opuszcza pełną życia stolicę. Jak zapewne się domyślacie, młoda warszawianka wcale nie jest zachwycona przeprowadzką do miejsca, w którym każdy wie o każdym, zupełnie nie ma co robić, a w dodatku już od pierwszego dnia dzieją się rzeczy, o których nawet filozofom się nie śniło. W Czarcisławiu absurd goni absurd, a na domiar złego, Alicja szybko przekonuje się, że sama również nie do końca jest normalna. Co wcale jej się nie podoba.

Karina Bonowicz już od pierwszej strony porywa do fikcyjnego Czarcisławia - gdzie na czytelnika czeka idealna mieszanka wybuchowych bohaterów, wartkiej akcji i niesamowitej mitologii słowiańskiej. Już na początku autorka przedstawia nam kluczowych bohaterów serii, czyli Alicję - o której pisałam nieco już wcześniej, jej ciotkę Tatianę, Nataszę, Borysa i Olgę, a także Nikodema i Dymitriego. Każda z tych postaci jest istotą nadprzyrodzoną, lecz nie zdradzę wam, jaką konkretnie. Łączy ich przeszłość, tajemnicza klątwa i... brutalne morderstwo, a także równie brutalne zmartwychwstanie. Alicja szybko zostaje wciągnięta w szaleństwo rodem z Czarcisławia, a wraz z nią czytelnik. Podczas lektury można natknąć się na sporo trafny i zabawnych odwołań do popularnych filmów i seriali o istotach paranormalnych, między innymi do Harrego Pottera, Czystej Krwi czy Zmierzchu. Całość lekko przypomina Pamiętniki Wampirów - ale tylko klimatem i mnogością istot nadnaturalnych, które koegzystują w jednym środowisku, co niekoniecznie wychodzi im na dobre. Spora ilość głównych bohaterów wiąże się z wartką akcją i nieprzewidywalną fabułą. Bohaterowie bezczelnie wchodzą sobie w drogę, urządzają zarówno potyczki słowne, jak i fizyczne - a przy tym potrafią nieźle rozśmieszyć. Są wyraziści i jedyni w swoim rodzaju. Zwłaszcza nasza główna bohaterka, Alicja - ta to dopiero ma charakterek. Co prawda, czasem aż irytuje swym zachowaniem, lecz bez problemu zdobywa sympatię czytelnika. Choć książka ta należy do tych grubszych (prawie 600 stron), to czyta się ją naprawdę bardzo, ale to bardzo szybko. Mamy tu masę dialogów a całość wręcz wypchana jest już wcześniej wspomnianą akcją. Od lektury odrywałam się z przymusu i z wyraźnym niezadowoleniem. Takie książki po prostu chce się czytać - i to ciągle.



Jednakże zabierając się za tę książkę, należy pamiętać, że jest ona przedstawicielem fantastyki młodzieżowej, w związku z czym na czytelnika czeka lekka i niezobowiązująca historia, przy której można odpłynąć od otaczającej nas rzeczywistości i spędzić naprawdę miło czas. Zdecydowanie lekturę umila klimat magicznej tajemnicy, oraz silne elementy mitologii słowiańskiej, dawnych wierzeń i legend. W Czarcisławiu magia jest elementem zupełnie naturalnym - jest fundamentem tego miejsca, oraz znajduje się w mniejszym bądź większym stopniu w każdym z mieszkańców. W miasteczku tym obowiązuje swego rodzaju zmowa milczenia, tak zwana tajemnica poliszynela - bardzo lubię taki motyw i wspominałam o tym, między innymi przy okazji recenzji książki Magdaleny Kubasiewicz Gdzie śpiewają diabły. Lubię również zagadki, a tutaj także ich nie brakuje. Czytelnik stopniowo odkrywa legendę o Czarcisławiu, a także o rodzinach założycieli tego miasteczka, których połączyła okrutna klątwa. Ich potomkowie dzielą się na tych, którzy chcą ją zdjąć i tych, którzy wcale nie chcą tego robić.

Na sam koniec pragnę jeszcze zwrócić Waszą uwagę na tę cudowną okładkę. Stworzył ją Dominik Broniek (który jest odpowiedzialny, m.in. za okładki cyklu Szamanki od umarlaków Raduchowskiej, trylogii Czarny Mag Rachel E. Carter, czy Rytmatysty Brandona Sandersona). Najbardziej urzekło mnie w niej wyjątkowe oddanie treści książki, a także charakterystyki bohaterów. Na grafice ujrzeć możemy Nikodema, Alicję i (jak mniemam) Nataszę. Jeżeli jest to Tatiana, to proszę wyprowadzić mnie z błędu - będę wdzięczna. Jak zapewne się domyślacie, gorąco zachęcam was do lektury tej książki. Ja bawiłam się przy niej wybornie.

KSIAZKOWA-PRZYSTAN.BLOGSPOT.COM

Nie spodziewałam się, że książka (raczej) mało znanej polskiej autorki zrobi na mnie... tak pozytywne wrażenie! Pierwsza część serii Gdzie diabeł mówi dobranoc to idealny przykład tego, że Polacy potrafią tworzyć w nurcie fantastyki - tej współcześnie popularnej, w której roi się od wilkołaków, wampirów, a także... naszych rodzimych istot...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

KSIAZKOWA-PRZYSTAN.blogspot.com

Księżycowy czar to sequel historii Emmy i Caluma, którą przedstawiłam wam w kwietniu tego roku. Autorka zakończyła pierwszy tom, czyli Księżycowy blask w kluczowym i nieco dramatycznym momencie pozostawiając czytelnika w zawieszeniu. Losy bohaterów całkiem mnie zaintrygowały, więc chętnie sięgnęłam po kontynuację ich przygód.

Marah Woolf (urodzona w 1971 roku) ukończyła studia historyczne i nauki polityczne. W 2011 roku udało się jej spełnić największe marzenie - wydała swoją pierwszą powieść. Mieszka w Niemczech wraz z mężem, trójką dzieci i jaszczurką. *

Emma rozpacza nad stratą Caluma, a jej życie znów straciło sens. Jednak kiedy dowiaduje się, że ukochany nie jest martwy, ma tylko jeden cel: chce, aby chłopak do niej wrócił… Jednak nie jest to takie proste, chłopak zniknął w swoim świecie, który nie jest dostępny dla Emmy. Mimo przeciwności nastolatka się nie poddaje i podejmuje walkę o ukochanego. **

Już w recenzji pierwszego tomu serii Mary Woolf wspomniałam, że jest to seria przeznaczona dla młodszych nastolatków, którzy dopiero wkraczają w okres dojrzewania, lub dopiero co wkroczyli. Starszy czytelnik może mieć problem z prostym językiem opierającym się w dużej mierze na dialogach, powierzchownie potraktowanej scenerii oraz bohaterach, którzy nie do końca zachowują się w logiczny sposób. Historia ta jest dostosowana dla młodszej osoby, więc nic dziwnego, że w mniemaniu dojrzalszego czytelnika, takie elementy się pojawią.



Księżycowy czar rozpoczyna się w momencie, w którym Księżycowy blask dobiega końca, więc o dziurach fabularnych nie ma tu mowy. Woolf z równym zaangażowaniem kontynuuje losy Emmy i Caluma, dwójki nastolatków, których połączyło uczucie, a także magia i sekrety z nią związane. Księżycowy czar to książka niemalże identyczna, co jej poprzedniczka, jednak w pewnym momencie sceneria oraz bohaterowie drugoplanowi ulegają zmianie. Portree, szkockie miasteczko zastępuje Avallach - magiczna kraina rodem z legend arturiańskich, do której trafia Emma. Nastolatka rozpoczyna naukę w tamtejszym zamku, gdzie spotyka różnorodne istoty magiczne: wróżki, czarodziejów, wampiry, wilkołaki, a także wodniki. Pojawia się sporo nowych bohaterów, lecz tylko kilkoro z nich można nazwać drugoplanowymi - większość to tak naprawdę wypełniacze fabuły.

W pierwszym tomie czytelnik miał okazję poznać świat Emmy - drugi tom prezentuje magiczne uniwersum, do którego należy Calum. Portree i Avallach to zupełnie odmienne miejsca, w których panują inne zasady, jednak autorka poświęciła bardzo mało uwagi miejscom akcji w porównaniu z samą akcją, która gna na złamanie karku. O ile w przypadku Portree nie jest mi żal, tak o Avallachu z chęcią dowiedziałabym się nieco więcej, gdyż lokalizacja ta ma wyraźny potencjał. Emma w drugim tomie niesamowicie działała mi na nerwy - zresztą podobnie jak Calum. Jak w pierwszy tomie byli całkiem sympatyczni, tak tutaj zaprezentowali się z tej gorszej strony. Emma to bohaterka, którą najlepiej określić słowem: bezużyteczna. W momentach, w których jej przyjaciele potrzebowali jej pomocy, Emma jedyne co robiła, to zamieszanie.



W dalszym ciągu uważam, że Księżycowa saga to seria, w której niejeden młodszy czytelnik kompletnie przepadnie. To urocza i magiczna historia poruszająca kwestie pierwszej miłości, przyjaźni, więzów rodzinnych, a także walki w imieniu dobra i poświęcenia na rzecz innych osób. A to wszystko okraszone lekkim humorem, młodzieńczą naiwnością i sporą dawką akcji.

KSIAZKOWA-PRZYSTAN.blogspot.com

Księżycowy czar to sequel historii Emmy i Caluma, którą przedstawiłam wam w kwietniu tego roku. Autorka zakończyła pierwszy tom, czyli Księżycowy blask w kluczowym i nieco dramatycznym momencie pozostawiając czytelnika w zawieszeniu. Losy bohaterów całkiem mnie zaintrygowały, więc chętnie sięgnęłam po kontynuację ich przygód.

Marah Woolf...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Historię rodziny młodego doktora Louisa Creeda przeczytałam jeszcze w wydaniu z charakterystycznym kotem z żółtymi, świecącymi oczami. Nosiła ona tytuł nieco inny od najnowszego wydania (które z kolei wraca do jeszcze wcześniejszej wersji książki), czyli Cmętarz zwieżąt. Przyznam, że po tę powieść sięgnęłam ze względu na tytuł - chwytliwy, z celowymi błędami, które pobudziły moją ciekawość. Było to moje drugie zetknięcie się z twórczością Stephena Kinga, bowiem nieco wcześniej sięgnęłam po Carrie w filmowym wydaniu. Jednak właśnie to drugie spotkanie z amerykańskim pisarzem do dzisiaj jest tym ulubionym.



Już na początku recenzji zaznaczyłam, że było to moje drugie spotkanie z tą książką, historią lekarza Louisa Creeda i jego rodziny, oraz kota Churchilla, o którym nie mogłabym zapomnieć. Smętarz dla zwierzaków wywarł na mnie równie mocne i przerażające wrażenie, jak za pierwszym razem. King trafił w mój czuły punkt, mrożąc mi krew w żyłach na ponad czterysta stron. Powieść czytałam z ogromnym zaangażowaniem, jednak po zmierzchu nieco obawiałam się tej lektury - jej ciężkiego klimatu, bohaterów rodem z koszmaru, oraz fabuły - mrocznej, gęstej, wręcz diabelskiej. Smętarz dla zwierzaków to pierwszy horror jaki przeczytałam; pierwsza książka, która przeraziła mnie nie na żarty - a także pierwsza lektura, do której powróciłam z czystą przyjemnością.

,,Co kupisz, to twoje, a to, co twoje, wcześniej czy później do ciebie wróci."

Stephen King to autor, którego nie tylko uwielbiam, ale i szczerze szanuję za talent i jakże bogatą twórczość. Osobiście uważam, że w jego dorobku każdy znajdzie coś dla siebie - coś, co kompletnie wciągnie i przerazi jak diabli. Jest to pisarz, który z pozornie banalnego pomysłu na fabułę potrafi wycisnąć zło w czystej postaci. Nawiedzony hotel, diaboliczny klaun, miasteczko nękane przez wampiry, pies cierpiący na wściekliznę - i w końcu ukochany kot, który wraca z krainy umarłych. Kot będący zaledwie złowieszczym preludium dalszych wydarzeń. Amerykański fenomen bawi się ludzkimi lękami, żongluje emocjami i zabiera na przerażającą przejażdżkę po własnych słabościach. Wszystko w tej powieści ma swój cel, zarówno wydarzenia rozgrywające się na pierwszym planie, jak i te w tle. Stephen King nie przeraża krwawymi scenami i opisami brutalności, wykraczającej poza naszą wyobraźnię, lecz powoli wkrada się do umysłu czytelnika, stopniowo rodząc w nim paraliżujący lęk, który eksploduje wraz z końcowymi rozdziałami.

Louis Creed, młody i obiecujący lekarz już od pierwszych stron wzbudza sympatię w czytelniku. Tak samo jak i jego urocza i pozornie idealna rodzina - żona Rachel i dwójka dzieci - pięcioletnia Ellie i trzyletni Gage. Wszystko wskazuje na sielską historię, jednak autor bardzo szybko wyprowadza z błędu. Kto by się spodziewał, że przeprowadzka Creedów z Chicago do Maine (swoją drogą, Stephen King uwielbia pisać o Maine, gdzie aktualnie mieszka) wywrze tak ogromny i niestety zgubny wpływ na tę rodzinę.



Gorzkie i tragiczne zakończenie wstrząsa do głębi. Zostawia czytelnika zwyczajnie oniemiałego. Brakuje tchu i słów, by opisać jak mocno Smętarz dla zwierzaków potrafi wykręcić umysł odbiorcy. Napełnić go lękiem, wstrętem, szokiem - a także zadziwić desperacją bohaterów i gotowością na NAJWIĘKSZE poświęcenia, w imię tego, co kochają.

Smętarz dla zwierzaków to klasyczny King w najlepszym wydaniu. Arcydzieło horroru, fenomen wydawniczy. Powrót do tej historii był niesamowicie dobrą decyzją. Ta książka dobitnie przypomniała mi o tym, jak bardzo uwielbiam Stephena Kinga.

Historię rodziny młodego doktora Louisa Creeda przeczytałam jeszcze w wydaniu z charakterystycznym kotem z żółtymi, świecącymi oczami. Nosiła ona tytuł nieco inny od najnowszego wydania (które z kolei wraca do jeszcze wcześniejszej wersji książki), czyli Cmętarz zwieżąt. Przyznam, że po tę powieść sięgnęłam ze względu na tytuł - chwytliwy, z celowymi błędami, które...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

KSIAZKOWA-PRZYSTAN.BLOGSPOT.COM

Druga książka autorki bestsellerowej powieści Kochani, dlaczego się poddaliście?. Poruszająca, refleksyjna, wymagająca zaangażowania ze strony czytelnika. Przyznam, że okładka książki Jak krople w oceanie już w mailu od wydawnictwa niesamowicie mnie zauroczyła - jednakże egzemplarz fizyczny prezentuje się o niebo lepiej. Błękit, delikatna zieleń oraz turkus przyozdobiony eleganckimi złoceniami budzą pozytywne emocje, uspokajają i zachęcają do sięgnięcia po lekturę. Nic więc dziwnego, że gdy tylko znalazłam tę powieść w paczce, od razu po nią sięgnęłam.

Ava Dellaira urodziła się w Los Angeles i wychowała w Albuquerque (Nowy Meksyk). Pisze w łóżku, sąsiedzkim barze kawowym, a nawet w garderobie. Kiedy nie pisze i nie myśli o pisaniu, uwielbia spędzać czas na plaży. Prócz tego kocha czytać, chodzić po górach, gotować, oglądać telewizję i uprawiać jogę. Autorka Kochani, dlaczego się poddaliście?. Powieść Jak krople w oceanie jest jej drugim dziełem.

Siedemnastoletnia Angie widzi w swojej matce przede wszystkim ciężko pracującą, zamkniętą w sobie samotną kobietę. Zupełnie jakby zapomniała, że Marilyn też była kiedyś młoda… Kiedy Marilyn miała siedemnaście lat zakochała się w Jamesie, który został ojcem jej dziecka. Angie nigdy jednak nie zdążyła go poznać. Wie tylko, że zmarł zanim się urodziła. Gdy przypadkiem trafia na ślad brata Jamesa, w jej sercu rodzi się nadzieja: a co jeśli ojciec nadal żyje? Angie, w tajemnicy przed matką, wyrusza w podróż do Los Angeles, by wreszcie poznać prawdę o sobie i swojej rodzinie. *

,,Złe doświadczenia nie mogą być wymówką dla bezczynności."

Gdy sięgałam po tę książkę, liczyłam na raczej lekką i szybką lekturę, przy której spędzę maksymalnie dwa dni. Jednakże w ostatnim czasie w moim życiu dzieje się naprawdę bardzo wiele, co niestety skutkuje brakiem czasu wolnego. Lektura powieści Jak krople w oceanie przeciągnęła się zatem niemalże na cały tydzień, a historia bohaterów przyniosła mi... wytchnienie. Po całym dniu walki z czasem udało mi się zrelaksować, na chwilkę odciąć od rzeczywistości. A uwierzcie mi, że bardzo tego potrzebowałam.

Akcja powieści toczy się bardzo wolno - w przypadku niemalże każdej innej książki stanowiłoby to wadę, jednak nie tutaj. Ava Dellaira mocno skupia się na warstwie psychologicznej swoich postaci. Autorka włożyła naprawdę sporo pracy w ich kreację, przechodząc od ogółu do najmniejszego detalu ich osobowości. Otrzymujemy zatem pełnokrwistych bohaterów, których odkrywamy z każdą kolejną stroną. Gdy czytelnik dociera do końca powieści, towarzyszy mu swego rodzaju pustka - smutek, ponieważ trzeba się pożegnać. Przypomina to rozstanie z dobrym przyjacielem. Osobą, którą świetnie znamy i doskonale rozumiemy.



Ava Dellaira stworzyła dwie niesamowite i złożone bohaterki, których dzieli - dosłownie i w przenośni - siedemnaście lat. Marylin to nastolatka stojąca u wrót dorosłości. Dziewczyna marzy, aby swoje życie związać z fotografią, jednakże jej matka pragnie dla niej innego życia, lepszego, idealnego. Sylvie nie dostrzega, że Marylin nie podziela jej marzeń, nie chce być aktorką, ani modelką. Sylvie manipuluje córką, wpycha ją do idealnego, lecz tak naprawdę toksycznego świata. Nic więc dziwnego, że Marylin zaczyna jej się powoli wymykać - prosto w objęcia Jamesa, chłopaka który mieszka piętro niżej. Angie to zagubiona czarnoskóra nastolatka poszukująca swojej prawdziwej tożsamości. Odkąd pamięta zawsze była tylko ona i jej mama, do której nie jest kompletnie podobna. Angie dorastała w miłości, akceptacji i wsparciu, jednakże sama ma ogromne problemy z wyrażaniem uczuć oraz samej siebie. Nastolatka właściwie nie ma pojęcia kim tak naprawdę jest. Wyrusza więc w podróż, w której pragnie odnaleźć swoje prawdziwe pochodzenie.

Jak krople w oceanie to historia, która budzi w czytelniku wiele silnych emocji. Choć czyta się wolno, to z zaangażowaniem, ciekawością i drżącym sercem. Naprawdę rzadko zdarza mi się płakać przy książce (uroniłam łzę przy Hopeless, It ends with us Colleen Hoover, z kolei przy Dziewczynie z pomarańczami Gaardera oraz Tam, dokąd zmierzamy B. N. Toler zalewałam się łzami), jednak pod koniec nie potrafiłam się powstrzymać od łez. Początkowo mogłoby się wydawać, że druga powieść Avy Dellairy jest zwyczajnie nuda, jednakże warto przewracać kolejne strony, poznawać losy Marylin i Angie - zakończenie w pełni wynagradza cierpliwość czytelnika, a całokształt prezentuje się cudownie.



Dwie osie czasowe, dwie bohaterki - przeszłość i przyszłość. Miłość i strata, rodzina, własna tożsamość. Ava Dellaira porusza niełatwą tematykę, która budzi w czytelniku refleksje na temat własnej osoby, życia, czy podjętych decyzji. Podążając śladami bohaterów, odkrywamy rodzinny sekret, tragedię, która wstrząsa i doprowadza do łez. Pióro Avy Dellairy zrobiło na mnie piorunujące wrażenie - niesamowicie obrazowe i czarujące. Niejednokrotnie przeniosło mnie w zupełnie inne miejsce. Jak krople w oceanie to jedna z tych powieści, która wywołuje uśmiech na twarzy i przynosi łzy. Czytelnik ma okazję poczuć słowo pisane całym sobą. I to jest właśnie magia literatury.

KSIAZKOWA-PRZYSTAN.BLOGSPOT.COM

Druga książka autorki bestsellerowej powieści Kochani, dlaczego się poddaliście?. Poruszająca, refleksyjna, wymagająca zaangażowania ze strony czytelnika. Przyznam, że okładka książki Jak krople w oceanie już w mailu od wydawnictwa niesamowicie mnie zauroczyła - jednakże egzemplarz fizyczny prezentuje się o niebo lepiej. Błękit, delikatna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W takich książkach nie sposób się zakochać. Cudowna okładka, magiczny tytuł, intrygujący opis. I w dodatku moja ukochana fantastyka. Jednakże choć jestem sroką okładkową, to wiem, że książki po okładce oceniać nie należy. Co zatem kryje się wewnątrz tego cuda?

Marah Woolf (urodzona w 1971 roku) ukończyła studia historyczne i nauki polityczne. W 2011 roku udało się jej spełnić największe marzenie - wydała swoją pierwszą powieść. Mieszka w Niemczech wraz z mężem, trójką dzieci i jaszczurką. *


Saga księżycowa opowiada o niełatwej miłości dwojga nastolatków, Emmy i Caluma. Poznają się, gdy po stracie matki Emma zostaje zmuszona opuścić swój dotychczasowy dom w Waszyngtonie i zamieszkać z niewidzianym nigdy wcześniej wujem i jego rodziną w Szkocji. Nie przypuszczała, że spotka tam miłość swojego życia – Caluma. Jednak chłopak nie jest podobny do rówieśników – jest tajemniczy i niedostępny, lecz właśnie to najbardziej pociąga Emmę. Cykl Marah Woolf to opowieści o dojrzewaniu, trudnej miłości i odwadze, by wytrwale dążyć do celu i spełniać swoje marzenia. **


Jak wiecie, fantastykę uwielbiam całym sercem (i zaznaczyłam już to wielokrotnie przy okazji innych wpisów), a gdy uda mi się trafić na swego rodzaju nowość w tym gatunku, to jestem przeszczęśliwa - bo trochę już przeczytałam i niestety coraz częściej trafiam na coś, z czym dane mi było spotkać się wcześniej wielokrotnie. Zapewne każdy z was czytał książkę, w której pojawiają się wampiry (Zmierzch, Pamiętniki Wampirów, Błękintokrwiści, Wywiad z wampirem, Miasteczko Salem, Drakula), czarodzieje (Harry Potter, Czarny Mag, Archie Greene), czy wilkołaki (Wilk, Rok Wilkołaka, Drżenie) - ale czy kiedykolwiek słyszeliście o shellycoats? Istoty te wywodzą się ze szkockiego i północno-angielskiego folkloru. Shellycoat to rodzaj straszydła, które nawiedza rzeki i strumyki.Nazwa pochodzi od płaszcza (ang. coat) z muszelek (ang. shells), które ponoć nosi na swych barkach. Shellycoats nie są specjalnie złośliwe, ale zaborcze jeżeli chodzi o terytorium. Raczej żyją w ukryciu, a ich ofiarami są głównie kobiety-dziewice, które zapuściły się na ich tereny. W powieści Mary Woolf schodzą oni na ląd w postaci przystojnych młodzieńców, w których nietrudno się zakochać się po uszu. Jednak shellycoats mają ściśle określone zasady, a jedną z nich jest bezwzględny zakaz zawierania jakichkolwiek związków z człowiekiem. Niestety miłości nie sposób zagłuszyć. 



Życie Emmy Tate ulega drastycznej zmianie, gdy jej mama - jedyna opiekunka, ginie w wypadku. Emma opuszcza Stany Zjednoczone, w których dotychczas mieszkała i przeprowadza się do Szkocji, gdzie mieszka jej wuj Ethan wraz z rodziną. Tragiczne wydarzenie jest początkiem niesamowitej przygody oraz miłości, która odmieni jej serce i dusze. 


Choć niemiecka autorka w swej powieści porusza trudne tematy wymagające od czytelnika pewnej dojrzałości (m.in. sieroctwo, pogodzenie się ze stratą bliskiej osoby), to już po kilku rozdziałach można spostrzec, że historia Emmy i Caluma zdecydowanie jest przeznaczona dla nastoletniego odbiorcy. Widać to w stylu Woolf - prostym i bezpośrednim, jak i w kreacji bohaterów - nastolatków, a w szczególności głównej bohaterki. Emma to typowa nastolatka, dla której koniec własnego nosa jest centrem wszechświata, a przynajmniej taki wniosek wysunęłam po przeczytaniu pierwszej części Sagi księżycowej, a przez większość książki miałam ją za mądrą dziewczynę, która jest gotowa na pewne poświęcenia dla osób, które tychże poświęceń dokonały względem niej. Emma po śmierci swej mamy zostaje otoczona troską, akceptacją i szczerą miłością. Staje się częścią rodziny, o której do niedawna wiele nie wiedziała. Niestety nastolatka łamie jedyny zakaz nałożony przez opiekunów, co ściąga na nich wszystkich śmiertelne niebezpieczeństwo i zmusza do podjęcia decyzji mających wpływ na ich dalsze życie. Co robi Emma? Wkurza się na nich - a przy okazji wkurza i mnie. Calum i Emma to tak naprawdę para zakochanych dzieciaków, dla których miłość jest najważniejsza, jednakże z konsekwencjami tego uczucia przyjdzie im się zmierzyć w niedługim czasie. 



Marah Woolf bezbłędnie czaruje szkockim krajobrazem. Zabiera czytelnika w podróż - nad jezioro Loch Ness, czy urokliwy górzysty region Highlands. Autorka chętnie zagląda w karty historii Szkocji, nie omijając przy tym barwnego folkloru. Czytelnik smakuje specyficzny klimat tego miejsca niemalże wszystkimi zmysłami - dodatkowo paraliżuje go nadnaturalna atmosfera oraz baśniowy charakter opowieści snuty przez Marę Woolf. Ponury i nieco złowieszczy setting nie opuszcza czytelnika ani na moment, dodając całości smaku. 


Księżycowy blask, czyli pierwsza część Sagi księżycowej nie jest książką bezbłędną, nie dałabym jej również 10/10, jednakże z chęcią sięgnę po kontynuację - właściwie już po kilku dniach od przeczytania tej książki, mam ogromną ochotę sięgnąć po drugą część (i zrobię to niebawem). Historia Emmy i Caluma ma potencjał oraz stanowi niemały powiew nowości, jeżeli chodzi o fantastykę. Autorka sięgnęła po coś zupełnie innego, co przyniosło znakomity efekt. W szczególności polecam tę książkę nastolatkom - zapewne niejeden młody czytelnik zakocha się w tej historii. Ja, już nieco starsza czytelniczka, odnalazłam w niej nieco słabostek, które zapewne zupełnie nie przeszkadzałaby mi kilka lat temu. Księżycowy blask to jedna z tych książek, które mimowolnie się wspomina - i mam ogromną nadzieję, że kontynuacja podbije moje serce. Tak jak zrobiło to, to cudowne wydanie. 

W takich książkach nie sposób się zakochać. Cudowna okładka, magiczny tytuł, intrygujący opis. I w dodatku moja ukochana fantastyka. Jednakże choć jestem sroką okładkową, to wiem, że książki po okładce oceniać nie należy. Co zatem kryje się wewnątrz tego cuda?

Marah Woolf (urodzona w 1971 roku) ukończyła studia historyczne i nauki polityczne. W 2011 roku udało się jej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

KSIAZKOWA-PRZYSTAN.BLOGSPOT.COM

Refleksyjny reportaż o podróży - tej dosłownej, najdłuższą koleją świata poprzez mroźną Syberię; oraz w ujęciu metaforycznym, po meandrach ludzkiej psychiki - słabostkach, marzeniach i lękach człowieka. Odważna młoda autorka oraz podróżniczka w jednym, zabiera czytelnika w niesamowitą przygodę, podczas której nie tylko dowiemy się, jak wygląda podróż Koleją Transsyberyjską, ale również poznamy nietuzinkowych ludzi.

Karolina Kozioł to polska producentka, reżyserka, aktywistka Stowarzyszenia na rzecz Praw Człowieka, aktywna członkini UNICEF. Od kilku lat kręci filmy dokumentalne m.in. o życiu w Wielkiej Brytanii, Indiach, Francji, a ostatnio Brazylii. W 2016 roku ukończyła Uniwersytet Walijski w Aberystwyth na kierunku filmowo-teatralnym. Podczas studiów otrzymała stypendium na Uniwersytet w Stanach Zjednoczonych, w stanie Ohio, gdzie otworzyła Dream Cathedra Film Studio. Studio przyniosło jej pierwsze sukcesy filmowe w USA za kampanie antybullingowe, które tworzyła. Od września 2016 roku mieszka w Londynie i uczęszcza na studia magisterskie na Uczelni Artystycznej w Londynie o kierunku telewizyjno-filmowym z językiem francuskim. Podczas studiów zaczęła współpracować z brytyjską telewizją — Channel 4. *

Reportaż o rozmowach z (nie)zwykłymi ludźmi, życiu na krawędzi i o prawdziwym odrodzeniu. Podróż koleją transsyberyjską licząca ponad 9000 kilometrów. Wydawać by się mogło, że podróż pociągiem to przeżytek w dobie rozwijających się linii lotniczych. Nic bardziej mylnego. Karolina Kozioł na podstawie własnych przeżyć zdaje relację z podróży koleją transsyberyjską prowadzącą z Moskwy aż do Władywostoku. Dzięki autorce poznajemy cienie i blaski tej podróży. Każda stacja to nowa opowieść, nowy człowiek, nowe, cenne refleksje. Moja dzika Syberia to reportaż pełen wartościowych obserwacji, wzruszających historii i wiedzy praktycznej o takim sposobie przemieszczania się z dalekiego miejsca do drugiego. To droga, podczas której zmieniają się nie tylko krajobrazy, lecz także sposób patrzenia na życie. Reportaż pełen autentycznych historii, głębokich refleksji, ale także uwag technicznych, które pozwalają wgłębić się w tajniki podróżowania tym środkiem transportu. **



Reportaż to gatunek literacki, po który sięgam od święta. Myślę, że na palcach jednej ręki mogłabym zliczyć wszystkie tego typu książki, które przeczytałam w ciągu całego swojego życia. Do tej pory unikałam, ale po przeczytaniu Mojej dzikiej Syberii autorstwa Karoliny Kozioł, koniecznie będę musiała to zmienić, bowiem autorka zaszczepiła we mnie ciekawość i sympatię do tego typu publikacji. Moja dzika Syberia to książka, którą czyta się błyskawicznie - nie jest to niestety grubasek (ledwo ponad 100 stron), w dodatku wewnątrz znajdziemy sporo intrygujących zdjęć z podróży koleją Transsyberyjską. Niestety są one czarno-białe, przez co nie oddają w pełni magii wykonanych ujęć. Tematyka reportażu, jak i sposób jego wykonania wciągają czytelnika bez reszty. Karolina Kozioł nie tylko relacjonuje swą podróż, ale również zwraca uwagę na fakty historyczne. Prócz tego częstuje czytelnika sporą porcją informacji związanych z kulturą i tradycją odwiedzanych miejsc. Całość ma charakter bardzo osobisty - przez całą lekturę wyraźnie czuć obecność autorki. Nie jest ona tylko biernym obserwatorem, lecz aktywnym uczestnikiem wszystkich zdarzeń mających miejsce w reportażu.

,,Chcę poczuć, że żyję i wyciągnąć z życia całą kwintesencję."

Karolina Kozioł już od pierwszych stron zaraża czytelnika swym umiłowaniem do wolności, chęcią celebrowania życia, wyciśnięcia z niego jak najwięcej. To typ człowieka, który musi być w ruchu, aby być szczęśliwym. Stabilizacja i bezpieczeństwo przegrywają z przygodą, wolnością, dzikością. Polka już na początku reportażu zdradza, że jest całkowicie uzależniona od podróżowania i towarzyszącej temu adrenaliny - już w wieku szesnastu lat odbyła swą pierwszą podróż w nieznane, i od tego czasu nie może przestać. Nie może i wcale nie chce. Tym razem celem podróży aktualnie dwudziestoczteroletniej Polki był Władywostok, rosyjskie miasto będące końcowym punktem Kolei Transsyberyjskiej. Karolina Kozioł startuje z Londynu, następnie przemieszcza się do Moskwy, gdzie wraz z przyjaciółką Lizą rozpoczyna podróż przez mroźną Syberię. Kolej Transsyberyjska obejmuje ponad 9000 kilometrów. Główny szlak (Moskwa - Władywostok) prowadzi przez Niżny Nowogród, Perm, Jekaterynburg, Omsk, Nowosybirsk, Krasnojarsk, Irkuck, Ułan Ude i Czytę. W trakcie podróży pasażerowie przekraczają 8 stref czasowych, a zanim dotrą z Moskwy do Władywostoku minie 6 dni. Autorka wyposaża czytelnika w praktyczną wiedzę dotyczącą podróży Koleją Transsyberyjską, przez co Moja dzika Syberia z pewnością przyda się osobom, które takową podróż planuję. W trakcie podróży Karolina Kozioł poznaje nietypowych ludzi - mężczyznę-lwa, chłopca o wielkich marzeniach, Amerykanina uczącego swego języka w Rosji, czy młodego mężczyznę pogrążonego w żałobie. Każda z osób posiada swoją unikalną i wzruszającą historię, która zmusza czytelnika do kontemplacji oraz zwrócenia uwagi na aktualne problemy naszego świata. Najmocniej trafiła do mnie historia Andrewa - nauczyciela języka angielskiego pochodzącego ze Stanów Zjednoczonych. Mężczyzna pomimo napiętej sytuacji politycznej na linii Rosja - USA odważył się spełniać swe marzenie, jakim było nauczanie języka angielskiego. Kozioł opisała jego zmagania z codziennością, szarą rzeczywistością wypełnioną uprzedzeniami i inwigilacją ze strony władz państwa, tylko i wyłącznie ze względu na pochodzenie mężczyzny.



Autorka prezentuje szczególne znaczenie tradycji w codziennym życiu Rosjan. Nie sądziłam, że jest to naród tak mocno wierzący w, tzw. zabobony. Ze wszystkich ciekawostek kulturowych, to właśnie ta informacja zaskoczyła mnie najbardziej. Im bliżej końcowego przystanku, tym ciekawiej się robi. Kozioł zanurza się w kulturze Syberii. W Irkucku udaje się na tereny dawnych gułagów, miejsca narodowej tragedii oraz niezaprzeczalnego dowodu ludzkiego okrucieństwa. Poznaje mroczne historie związane z siłami nadprzyrodzonymi jeziora Bajkał, odwiedza jednocześnie przerażającą i zachwycającą wyspę Olchon, na której można zetknąć się z szamanizmem - oraz doznaje odrodzenia.

Moja dzika Syberia to reportaż, który polecam wam z całego serca. Autorce (mojej rówieśnicy) życzę samych sukcesów i wspaniałych podróży, które dla nas - czytelników, będą oznaczać kolejne fascynujące reportaże pełne uczuć i autentyczności. Bezpiecznej podróży!

* opis wydawcy
** opis wydawcy

KSIAZKOWA-PRZYSTAN.BLOGSPOT.COM

Refleksyjny reportaż o podróży - tej dosłownej, najdłuższą koleją świata poprzez mroźną Syberię; oraz w ujęciu metaforycznym, po meandrach ludzkiej psychiki - słabostkach, marzeniach i lękach człowieka. Odważna młoda autorka oraz podróżniczka w jednym, zabiera czytelnika w niesamowitą przygodę, podczas której nie tylko dowiemy się, jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

KSIAZKOWA-PRZYSTAN.BLOGSPOT.COM

Już za niedługo do naszych domów zawita Święty Mikołaj! Na tę magiczną noc, podczas której najskrytsze marzenia spełniają się w postaci cudownych prezentów, oczekują szczególnie dzieci. W tym roku Święty Mikołaj powinien wziąć pod uwagę tę niewielką książeczkę autorstwa Katarzyny Śpiewak o sugestywnym tytule - Co robią choinki po świętach? A dlaczego? Zapraszam do lektury.

Katarzyna Śpiewak to polska autorka dwóch książek z gatunku literatury dziecięcej - Ciosiowa tajemnica oraz Co robią choinki po świętach? Śpiewak jest nie tylko autorką tekstu, ale i ilustracji.

Każdy z nas – duży i mały – zastanawiał się kiedyś, co dzieje się z choinkami po świętach. Bo przecież stoją w naszych domach, lśnią tysiącem barw i błyszczą bombkami, a potem nagle znikają! Odpowiedź na to pytanie spróbuje znaleźć Zuzia wraz ze swoimi przyjaciółmi i uroczym psem Korkiem. Kluczem do rozwikłania choinkowej tajemnicy okażą się drewniany bałwanek i równie niezwyczajna choinka, zasadzona po świętach w przydomowym ogródku dziadków Zuzi…

Jak skończy się ta przygoda i dokąd zawędrują mali bohaterowie, żeby poznać prawdę o choinkowym losie? *



Z wykształcenia jestem nauczycielem edukacji przedszkolnej oraz wczesnoszkolnej - od dwóch lat pracuję w przedszkolu językowym, będąc współwychowawczynią grupy tegorocznych czterolatków. Gdy tylko w moje rączki wpadła ta urocza, świąteczna książeczka wprost nie mogłam powstrzymać się od zabrania jej do pracy oraz zaprezentowania moim przedszkolakom. Jak wiecie, dzieci to wspaniali krytycy, a skoro Co robią choinki po świętach? to książka przeznaczona dla dzieciaków, to tym bardziej właśnie one powinny ją ocenić.

,,Wiesz, czasami cisza jest najlepszą odpowiedzią na pytania. Trzeba się tylko dobrze w nią wsłuchać.''


Co robią choinki po świętach to książeczka przeznaczona dla młodszych dzieci. Główną bohaterką jest Zuzia, dziewczynka wychowywana tylko przez tatę, gdyż jej mama ciężko zachorowała kilka lat temu. Jej najlepszym przyjacielem jest kremowy piesek o wdzięcznym imieniu, Korek. Niesamowita przygoda dziewczynki rozpoczyna się w momencie, w którym namawia swojego tatę, aby nie wyrzucali po-świątecznej choinki, lecz zakopali ją w ogródku u dziadków, dając jej tym drugą szansę. Dorośli spisują drzewko na straty, gdyż nie posiada ono korzeni, lecz Zuzia mocno wierzy, że nawet pomimo tego, jej choinka ponownie się zazieleni. Gdzieś pomiędzy schnącymi gałązkami skrył się tajemniczy, drewniany bałwanek - którego zdecydowanie nie można nazwać zwyczajnym.



Ta niepozorna książka uziemiła moje czterolatki na niecałe trzy dni - co z jednej strony i tak jest bardzo krótkim czasem, gdyż historia Zuzi i jej niezwykłych przyjaciół mieści się w stu stronach, a odbiorcami były maluchy o ograniczonej koncentracji. Co robią choinki po świętach? zaintrygowało tak małe dzieci na tyle mocno, aby usiedzieć na miejscu w spokoju przez długi czas i słuchać bajki ze zrozumieniem. Korek i bałwanek nie jeden raz rozśmieszyły przedszkolaków do rozpuku - dzieciaki były zachwycone ilustracjami oraz Krainą Szczęśliwych Choinek. Katarzynie Śpiewak udało się stworzyć książkę z gatunku literatury dziecięcej, która dzieci potrafi zainteresować, przenieść na moment w inny świat, rozbudzić wyobraźnię. Nie bez powodu użyłam słowa stworzyła, gdyż autorka nie tylko odpowiada za tekst, ale również za te cudowne ilustracje, których jest w książeczce naprawdę bardzo dużo. Mniejsze, większe - jednostronicowe, dwustronicowe. Śpiewak zdobyła dziecięce serca dzięki animizacji, wartkiej akcji, zabawnym dialogom oraz wyrazistym postaciom. Mocnym punktem tej historii jest barwna sceneria zawierająca elementy magiczne, która została idealnie odwzorowana na ilustracjach.



Poprzez historię Zuzi, Oli, Tomka, bałwanka oraz uroczego Korka autorka zwraca uwagę na to, jak ważny jest szacunek do przyrody. Prócz tego książeczka wznieca w dziecięcych serduszkach wiarę w marzenia; w to, że naprawdę się one spełniają - wystarczy tylko czegoś bardzo mocno chcieć i dążyć do celu.

* opis wydawcy

KSIAZKOWA-PRZYSTAN.BLOGSPOT.COM

Już za niedługo do naszych domów zawita Święty Mikołaj! Na tę magiczną noc, podczas której najskrytsze marzenia spełniają się w postaci cudownych prezentów, oczekują szczególnie dzieci. W tym roku Święty Mikołaj powinien wziąć pod uwagę tę niewielką książeczkę autorstwa Katarzyny Śpiewak o sugestywnym tytule - Co robią choinki po świętach? A...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

KSIAZKOWA-PRZYSTAN.BLOGSPOT.COM

Finał steampunkowej trylogii fantasy, którą mogę śmiało postawić obok moich ukochanych Igrzysk śmierci. Kto by się spodziewał, że połączenie feudalnej Japonii z zaawansowaną technologią okaże się być tak wspaniałym przepisem na jedyną w swoim rodzaju historię, jaką miałam okazję śledzić na tych prawie dwóch tysiącach stron trzech części Wojny Lotosowej.

Jay Kristoff urodził się w Perth (Australia) w 1973 roku. Aktualnie mieszka w Melbourne. Jest to bestsellerowy autor książek z gatunku literatury fantastycznej oraz science fiction. Spod jego pióra wyszła wspaniała trylogia steampunkowa Wojna Lotosowa (The Lotus War), w skład której wchodzą Tancerze burzy, Bratobójca, Głosząca kres, opublikowana w internecie nowelka Praying for Rain, będąca dodatkiem do trylogii; seria Nibynoc (The Nevernight Chronicle): Nibynoc, Bożogrobie, DarkDawn (premiera w tym roku); stworzone wraz z Amie Kaufman cykle Illuminae (Illuminae, Gemina, Obsidio), Andromeda, seria Lifel1k3. Kristoff w swych dziełach porusza takie tematy, jak: przyjaźń, więzi rodzinne, miłość, strata oraz zdrada. Autor za pomocą pióra wyraża swoje przekonanie, że zwycięstwo bez poświęcenia jest nic nieznaczące.

,,Nie każde poświęcenie jest na próżno. Nie wszyscy, którzy oddają własne życie, robią to dla chwały czy honoru. Niektórzy czynią to dla miłości."

Oto nadszedł kres świata, który znali. Wraz ze śmiercią Aishy przestała istnieć dynastia Kazumitsu. Zdziesiątkowana rebelia Kagé – niegdyś zaciśnięta pięść, teraz ledwie kilka wyłamanych palców – targana jest wewnętrznymi konfliktami. Jej przywódca, Daichi, siedzi w więzieniu zdany na łaskę Gildii Lotosu. Gildia, od lat zatruwająca kraj, chce sięgnąć po władzę absolutną na siedmiu wyspach Shimy, posługując się nowym szogunem – Hiro – jak marionetką. Z armiami klanów Tygrysa i Feniksa oraz Miażdżycielem – najpotężniejszą bronią, jaką kiedykolwiek stworzono - wydaje się niepokonana. Czy ktokolwiek rzuci wyzwanie takiej sile? Oczy wszystkich zwrócone są na Yukiko, tancerkę burzy, zabójczynię szoguna. Chaos i wojna domowa to jej dzieło. Ale jeśli ktokolwiek może ocalić Shimę przed zagładą, to tylko ona wraz z Buruu, wiernym tygrysem gromu u boku. Pytanie: co – czy też kogo – będzie musiała poświęcić dla zwycięstwa?*



Tytułowa Wojna Lotosowa właśnie się rozpoczęła, co oznacza, że prawdziwe emocje są dopiero przed czytelnikiem! Pierwszy tom (Tancerze burzy) wpadł w moje ręce w kwietniu tego roku, drugi (Bratobójca) zabrałam ze sobą na wakacje we Włoszech w sierpniu. Do lektury trzeciego tomu trudno było mi się zabrać ze względu na wydarzenia mające miejsce w poprzedniej części... w Bratobójcy miało miejsce wiele szokujących i trudnych do przełknięcia wydarzeń, które odcisnęły piętno na bohaterach i diametralnie zmieniły dalszą fabułę - także nie wyobrażam sobie sięgnięcia po Głoszącą kres bez znajomości poprzednich tomów. Z żalem postanowiłam jeszcze w tym roku zakończyć przygodę z Yukiko, Buruu i resztą jedynych w swoim rodzaju postaci. Gdy tylko zabrałam się za ostatni tom, powróciły do mnie wszystkie emocje, które towarzyszyły mi podczas lektury wcześniejszych części. Nie musiałam wgryzać się w fabułę, gdyż doskonale pamiętałam to, czego autor dokonał w Tancerzach burzy i Bratobójcy. Ledwo przeczytałam pierwszy rozdział, a już nabawiłam się bólu brzucha. Zapewne w recenzjach dwóch poprzednich części Wojny Lotosowej wspominałam, jak ogromne wrażenie zrobił na mnie świat stworzony przez autora. Na przestrzeni trzech tomów nabrał on ostrości, wyrazistości - czytelnik szybko ma okazję przekonać się o niesamowitości i oryginalności wysp Shimy. Wraz z Yukiko i Buruu wyruszamy również na niezapomnianą wyprawę do Wiecznoburzy, kolebki arashitor. Silne elementy steampunku kontrastują się z feudalną Japonią, a brutalność świata, w jakim przyszło żyć bohaterom, potrafi wstrząsnąć.

,,Jeśli będziesz szukać dostatecznie długo, znajdziesz piękno we wszystkim.''

Jay Kristoff powrócił do wydarzeń z wcześniejszego tomu, po raz kolejny uświadamiając czytelnikowi, że nie można mu ufać. Autor znowu wywiódł nas w pole! Zmieniło się miejsce wydarzeń, bowiem miasto Kigen przestało być ich centrem, a Yukiko - główna bohaterka trylogii, którą Kristoff zepchnął nieco w tył już w Bratobójcy, swą istotnością zrównała się z kilkoma innymi znanymi nam postaciami. Ich prywatne wątki zgrabnie się ze sobą łączą. Pierwszy tom skupiał się na Yukiko i jej relakcji z Buruu, w drugim istotną rolę odkrywała sytuacja społeczna i polityczna wysp Shimy, z kolei w Głoszącej kres króluje wojna, będąca skutkiem wcześniejszych wydarzeń oraz decyzji. Przejdźmy teraz do kreacji bohaterów. Cóż... w tej kwestii Jay Kristoff również spisał się bezbłędnie, bowiem powołał do życia całą gamę różnorodnych postaci - każdy z nich ma swój własny temperament, światopogląd, pomysł na życie i zadanie do wykonania. Każdy z nich jest istotny. Autor zwinnie przeskakuje pomiędzy bohaterami, tworząc istną mozaikę wątków. Szeroka problematyka powieści pozytywnie wpływa na grono odbiorców. Wojna lotosowa traktuje o honorze, wolności, sprawiedliwości, różnych obliczach miłości, poświęceniu, poczuciu obowiązku wobec państwa i swoich bliźnich. Kristoff w wypowiedzi bohaterów wplata wiele mądrości, zwracając uwagę na ich cierpienie oraz rozterki wewnętrzne wynikające z różnych przyczyn. Każda postać zapada w pamięć czytelnika, lecz niektóre zdecydowanie mocniej. Kaori trawi żal, nienawiść i bezradność. W pewnym momencie przestaje myśleć racjonalnie, gdyż jej umysł zostaje przysłonięty przez uczucia. Chaos serca wpływa na decyzje kobiety, wpływa destrukcyjnie na rzeczywistość. Kin. Postać towarzysząca czytelnikowi niemalże od początku. Jeden z czołowych bohaterów, którego decyzje niejednokrotnie zaparły mi dech w piersi. Nie dajcie się zwieźć autorowi, bowiem jego rola wcale się nie zmniejszyła w Głoszącej kres. Chłopak o zielonych oczach jak morze - Hiro. Postać, która notorycznie wywoływała we mnie mieszane odczucia. Z jednej strony nie znosiłam go, z drugiej nie potrafiłam pozbyć się jego obrazu z przed tych wszystkich burzliwych wydarzeń... Bardzo się ucieszyłam z tego, że autor postanowił rozwinąć wątek Hany, burukumińskiej dziewczyny skrywającej wiele tajemnic. Kreacja Yukiko również poszła o kilkanaście kroków do przodu. Bohaterka w końcu stanęła przed czytelnikami w pełnej krasie, tak samo jak jej tygrys gromu - Buruu. Głosząca kres to świetne zakończenie całości - szkoda tylko, że wątek prywatny Hany nie miał okazji w pełni się rozwinąć. Długo oczekiwałam na niego i miałam okazję, że autor poświęci mu nieco więcej uwagi.



Jest to idealny moment na ocenę całości. Nie sądziłam, że Wojna Lotosowa okaże się tak porywającą, zaskakującą i dopracowaną trylogią. Lektura tych książek była wspaniałą przygodą, w którą bardzo się zaangażowałam - dużo bardziej niż początkowo przypuszczałam. Niesamowicie zżyłam się z bohaterami - ich losy nie były mi obojętne ani przez chwilę. Jay Kristoff zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie i z przyjemnością sięgnę po jego inne książki - w planach mam również dodatek do tej serii Praying for Rain. Będzie mi brakować Yukiko, Buruu, Kina, Hany, Kaji - nawet Hiro i Kaori.

* opis wydawcy

KSIAZKOWA-PRZYSTAN.BLOGSPOT.COM

Finał steampunkowej trylogii fantasy, którą mogę śmiało postawić obok moich ukochanych Igrzysk śmierci. Kto by się spodziewał, że połączenie feudalnej Japonii z zaawansowaną technologią okaże się być tak wspaniałym przepisem na jedyną w swoim rodzaju historię, jaką miałam okazję śledzić na tych prawie dwóch tysiącach stron trzech części...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Październikowy gorący romans od wydawnictwa NieZwykłego! Płomienne uczucie, nieczyste zagrania, silni bohaterowie oraz zemsta, będąca motorem napędowym fabuły! Przygotujcie się na emocjonalną jazdę bez trzymanki - prosto w objęcia relacji love-hate.

Ewa Pirce - kochająca książki ekonomistka pochodząca z niewielkiej miejscowości położonej blisko Kielc. Matka dwójki cudownych dzieci, żona, siostra, córka oraz przyjaciółka. Miłość do pisania zrodziła się w niej z miłości do czytania. Jej największym natchnieniem i inspiracją jest, była i zapewne będzie muzyka. Znana ze swojego sarkastycznego poczucia humoru, miłośniczka gór. Cukiernik, niania i stylistka paznokci – kobieta o wielu talentach, nie potrafiąca skupić się tylko na jednym. Pasjonatka przede wszystkim życia. Pisanie to dla niej relaks i przyjemność, to momenty, kiedy może pozwolić sobie na odpoczynek, nie tylko fizyczny, ale i umysłowy. Dzień bez godziny ze słuchawkami w uszach oraz oddawania się swojej pasji – jest dniem straconym.* Pirce początkowo publikowała swoje prace na blogu, później na platformie Wattpad. Zadebiutowała w 2017 roku.

Brian Wild złożył obietnicę. Zamierzał jej dotrzymać kosztem wszystkiego, co posiadał, włączając w to rodzinę. Motorem napędowym jego działań była zemsta. By wymierzyć sprawiedliwość, gotów był podjąć każde ryzyko. Jednak gdy przeznaczenie przejmuje pióro i zaczyna za nas pisać powieść w księdze zwanej życiem, nawet najbardziej misterny, układany latami plan może lec w gruzach. Bywa, że zostajemy pokonani jednym spojrzeniem. Zniewala nas jeden uśmiech, hipnotyzuje gest, niszczy słowo. Świat staje na głowie, a narzędzie zemsty okazuje się naszą zgubą. Trzeba uważać, jakie obietnice składamy. Kilka słów spowodowanych cierpieniem i gniewem przeobraża się w bombę, która może eksplodować w naszych dłoniach, niszcząc wszystko, na co tak ciężko pracowaliśmy. **



Brian Wild dawno temu złożył obietnicę nad grobem ukochanego ojca. W tym dniu postanowił zrezygnować z własnego szczęścia w imię zemsty - na człowieku, który odebrał mu wszystko: dom, rodzinę, majątek, pozycje społeczną oraz pomyślną przyszłość. Wild przeszedł długą drogę pełną upokorzeń i poświęceń. Jest zdeterminowany i właśnie wdraża w życie swój mroczny plan, w którym kluczowym elementem jest... ona - córka największego wroga Briana.

,,To będzie jeszcze ciekawsze, niż sądziłem - wyszeptał mi do ucha...''

Obietnica to druga powieść młodej polskiej autorki Ewy Pirce, która całkowicie odbiega tematyką od swojej poprzedniczki. Pirce przeskoczyła z prozy psychologicznej do romansu z wyraźną nutą erotyzmu. Obietnica rozpoczyna się od retrospekcji, dzięki której czytelnik ma okazję dostrzec jak wielką przemianę przeszedł główny bohater powieści. Briana poznajemy jako nastolatka o dobrym sercu, który postanowił spełnić marzenie ojca, wywalczając sobie miejsce w prestiżowej szkole dzięki ciężkiej pracy. Kilkanaście lat później nie ma już śladu po tym człowieku. Brian Graves zniknął, a jego miejsce zastąpił Brian Wild - zatwardziały, arogancki, wyzuty z uczuć biznesmen, który nie cofnie się przed niczym. Obrał on drogę zemsty, na której nic i nikt go nie zatrzyma... no może oprócz nieznośnego głosu serca - czy mężczyźnie uda się odeprzeć uczucia? Ewa Pirce postawiła na pierwszoosobową narrację dzieloną na dwa głosy, w której Brian posiada pierwszy głos, Olivia drugi. Choć taki zabieg nie zawsze przynosi pozytywne efekty, to tutaj owa żonglerka narracyjna wyszła całkiem nieźle. Obie postacie posiadają swój własny, unikalny temperament, dzięki czemu z łatwością można dostrzec ich odrębność. Autorka posługuje się lekkim piórem, z zaangażowaniem snuje historię Briana i Olivii. Widać w tym pasję i niezaprzeczalną sympatię Pirce do wykreowanych bohaterów. Początek powieści rozbudza w czytelniku zainteresowanie. Obietnica posiada świetny start na przyzwoitym poziomie - niestety, poziom ten wraz z rozwojem fabuły zaczyna... spadać. Czytając tę książkę, niejednokrotnie odniosłam wrażenie, że była ona pisana bez głębszego zastanowienia - pod wpływem chwili. Zachowania głównego bohatera były... dziwne. Jego porywcze reakcje ewidentnie wskazywały na ogromne problemy emocjonalne. Brian Wild został nam przedstawiony jako pragmatyk, człowiek trzymający swe uczucia w ryzach, tymczasem okazał się być niezrównoważony, pełen sprzeczności i dzikiej porywczości. Niestety, Ewa Pirce przesadziła z dramatyzmem i w pewnym momencie zgasił on współczucie dla tego bohatera. Dużo lepiej wypadła kreacja głównej bohaterki - Olivii Henderson. Panna z pozornie idealnego domu, skrywająca swe prawdziwe oblicze za maską perfekcyjnej młodej damy. Olivia ma w sobie prawdziwą iskrę, która pomimo licznych prób wciąż jaśnieje w mroku. Zarówno Brian, jak i Olivia bardzo mnie zaskoczyli - co prawda, Brian negatywnie, ale jednak. Okazali się być kimś innym, niż początkowo sądziłam. Relacja, która tworzy się pomiędzy nimi jest pełna paradoksów, pasji, niechcianych uczuć. Love-hate w czystej postaci.



Bardzo dużą rolę odgrywa tutaj muzyka. To właśnie ona towarzyszyła autorce podczas procesu tworzenia. Pirce po oddaniu swego najnowszego dzieła w ręce czytelników, nie pominęła jej istotności. Na początku każdego rozdziału znajduje się tytuł utworu, który w najlepszy sposób oddaje jego treść. Muszę przyznać, że wiele tych piosenek znalazło się na mojej prywatnej playliście. Na końcu książki znajduje się ich spis.

W ostatecznym rozrachunku, najnowsza powieść Ewy Pirce nie jest powieścią złą. Co prawda, posiada mankamenty, które niejednokrotnie bardzo mnie irytowały, a przez niezrównoważone reakcje głównego bohatera i elementy pseudodramatyczne tak bardzo wywracałam oczami, że aż dorobiłam się zakwasów. Jednakże Obietnica wciąż jest historią nieprzewidywalną, pełną zaskakujących zwrotów akcji oraz silnych emocji. Pirce posiada potencjał, który pozwala mi wierzyć, że kolejna książka autorki będzie znacznie lepsza. Bo tak, niestety nie do końca spełniła moje oczekiwania. Jednakże zachęcam każdego z was do lektury tej książki i wyrobienia sobie własnego zdania na temat bohaterów oraz pióra autorki - a następnie do wymiany zdań.

Październikowy gorący romans od wydawnictwa NieZwykłego! Płomienne uczucie, nieczyste zagrania, silni bohaterowie oraz zemsta, będąca motorem napędowym fabuły! Przygotujcie się na emocjonalną jazdę bez trzymanki - prosto w objęcia relacji love-hate.

Ewa Pirce - kochająca książki ekonomistka pochodząca z niewielkiej miejscowości położonej blisko Kielc. Matka dwójki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

KSIAZKOWA-PRZYSTAN.BLOGSPOT.COM

Wyczekiwana kontynuacja Łez Mai! Pierwszy tom cyklu Czarne światła przeczytałam w czerwcu tego roku. Od tego czasu niejednokrotnie wracałam myślami do New Horizon. Już pierwsze wzmianki na temat drugiej części cyklu Raduchowskiej przyciągnęły moją uwagę, a po świetnym rozpoczęciu spodziewałam się równie dobrej kontynuacji - czy Spektrum spełniło moje nieco wygórowane oczekiwania?

Martyna Raduchowska urodziła się w 1987 roku we Wrocławiu, z którym jest związana również sercem. Aktualnie mieszka w Warszawie. Ukończyła psychologię i kryminologię na Uniwersytecie Aberystwyth, neurobiologię poznawczą na Uniwersytecie York oraz psychologię śledczą - Uniwersystet SWPS. Z zamiłowaniem profiluje osoby zaginione i sprawców zbrodni, oraz zgłębia tajniki ludzkiego mózgu. W literackim świecie porusza się w sferze fantastyki. Napisała kilka opowiadań, powieści urban fantasy: Szamanka od umarlaków (2011), Demon Luster (2014) oraz cyberpunkowy kryminał Łzy Mai (2015), za który otrzymała Nagrodę Literacką Kwazar. Pisze i pracuje jako scenarzystka w studiu CD PROJEKT RED.

Reinforsyna - wybawienie czy przekleństwo?

Technologia rozdarła to miasto na pół. Wydawało się, że ostatnie granice ludzkich możliwości zostały zniesione. W powszechnym użyciu są androidy – prawie doskonałe kopie człowieka. Wyposażone w sztuczną inteligencję, niesamowicie szybkie, zdolne do błyskawicznej regeneracji, są o wiele bardziej wytrzymałe niż ich pierwowzór. I o wiele bardziej niebezpieczne. Ludzie dzięki wszczepom i implantom mogą upgrade’ować swoje ciało i umysł niczym postaci z gier komputerowych. Ci, których na nie stać, bogacą się jeszcze bardziej. Biedni spadają na samo dno drabiny społecznej. Szansą dla wykluczonych jest reinforsyna. Geniusz w pigułce, dostępny na każdą kieszeń. Gdy zapada decyzja o wycofaniu jej ze sprzedaży, atak na siedzibę jej producenta jest nieunikniony. Magazyny pustoszeją w jednej chwili. Reinforsyna zalewa ulice falą neurochemicznego szaleństwa. B-Day. Dzień Buntu. Dzień, który zmienił Jareda Quinna w nafaszerowanego elektroniką cyborga. On sam niewiele z niego pamięta. Tylko Maya, jego replikantka, wie, co naprawdę się wtedy wydarzyło. *



Na drugi tom cyklu Czarne światła czytelnicy czekali od 2015 roku. Ja na szczęście Łzy Mai czytałam w czerwcu, więc nie musiałam wyczekiwać aż tak długo. Jednakże czy to wyszło mi na plus? Cóż... nie do końca. Już śpieszę z wyjaśnieniami. Wydarzenia opisane w pierwszej części zostały przedstawione z perspektywy porucznika Jareda Quinna - Spektrum skupia się na losach wielkiej nieobecnej pierwszego tomu - tytułowej Mai. To właśnie ona jest tutaj główną bohaterką oraz narratorką, lecz fabuła powieści pozostaje niezmienna. Wracamy do tych samych wydarzeń - the Day of Blast, tzw. B-Day, Dzień Buntu, kwestia cyborgizacji osoby wbrew jej woli, podzielenie miasta na New Horizon oraz Dark Horizon - a jedyna różnica jest taka, że zostały one opowiedziane z perspektywy innej osoby, Mai. Po burzliwych wydarzeniach lądujemy po przeciwległej stronie Muru - okrytym złą sławą Dark Horizon. Miejsca, do którego lepiej się nie zbliżać. Niektóre elementy fabuły gdzieś mi umknęły w ciągu tych kilku miesięcy, jednakże spora część utkwiła w mojej pamięci, przez co lektura wyczekiwanego przeze mnie Spektrum nie była aż tak porywająca. Cóż, oczekiwałam zupełnie nowych wrażeń i choć w pewien sposób otrzymałam je, to nie jestem w pełni usatysfakcjonowana. Od razu sprostuję: nie jestem również niezadowolona. Po prostu oczekiwałam czegoś innego - kontynuacji z krwi i kości, że się tak wyrażę. A Spektrum, jak wyżej zaznaczyłam, opowiada właściwie tę samą historię co tom pierwszy. Nie da się ukryć, że zmiana głównego bohatera zmienia niemalże wszystko, ale fundament powieści pozostaje wspólny. Raduchowska bezbłędnie zazębiła wydarzenia z dwóch tomów, czyniąc tę historię logiczną, spójną i wyjątkową.

,,Każda rewolucja prędzej czy później pożera własne dzieci'...''

Czytając pierwszą część, wprost nie mogłam się doczekać spotkania z Mayą. Podobnie jak porucznik Jared Quinn, szukałam jej obecności wszędzie, gdzie tylko się dało. Byłam zafascynowana jej osobą, więc gdy dotarła do mnie informacja, że w Spektrum to ona będzie narratorką, bardzo się ucieszyłam. Z kolei moja radość nieco opadła, gdy dowiedziałam się, że będzie to POV. Jednakże taki zabieg posiada zarówno wady, jak i zalety. Dla osoby znającej poprzedzający tom, może przynieść to nieco nudy - wiemy, co się wydarzy i jakie mniej-więcej będzie zakończenie. Jednakże dzięki zmianie punktu widzenia, mieliśmy okazję dogłębnie poznać Mayę. Dowiedzieć się czym - a właściwie kim jest, co nią kierowało, dlaczego podjęła takie, a nie inne decyzje. Czytelnik ma szansę sprawdzić, czy faktycznie pozostała lojalna. Spektrum pod względem poziomu nie odbiega od Łez Mai. Jednakże co różni te dwa tomy? Na pewno wyraźna nutka sentymentalizmu, refleksji obecnej w drugiej części, na temat istoty człowieczeństwa. Co czyni kogoś człowiekiem? Czy tylko i wyłącznie fizjonomia? Rozważania głównej bohaterki zmuszają czytelnika do zastanowienia, stawiają przed nim wiele trudnych pytań. Z kolei losy replikantów opowiedziane z ich perspektywy zyskały nowego charakteru. Martyna Raduchowska nie zawiodła. W dalszym ciągu zaskakuje swym plastycznym piórem, pomysłowością i oryginalnością.



W tej części najważniejsza jest Maya. Jej rozważania, kiełkujące uczucia i emocje - to, jak zmienia jej się tok myślenia, jak przejmuje kontrolę nad własnym umysłem. Niczym kruk rozkłada swe skrzydła, zaczyna sama decydować o tym kim jest - staje się autonomicznym bytem. Autorka rozebrała psychikę bohaterki na czynniki pierwsze, całkowicie obnażając ją przed czytelnikiem. Maya miała być zaledwie karykaturą człowieka. Androidem, replikantką - zamiennikiem, a stała się czymś, kimś więcej. Przebudziła się, przebudziła swoje człowieczeństwo, dając początek czemuś większemu. Zadaniem Spektrum wcale nie było wypełnienie luk fabularnych, lecz wgląd w tak piękną i złożoną istotę, jaką jest Maya Quinn. Z informacji pozyskanych z pierwszego tomu ulepiłam jej obraz - bezwzględnej, zagubionej, rozerwanej pomiędzy dobrem a złem. Sądziłam, że będzie to typ drapieżnej buntowniczki, a Maya okazała się być delikatna, wrażliwa, pełna paradoksów. Raduchowska wysnuła intrygującą teorię na temat sztucznej inteligencji. Bezbłędnie trafiła w środek problemów natury etycznej - człowiek tworzy sztuczną inteligencję na swój obraz. Wszelkie niezgodności w kreacji budzą w nim niepokój, lecz jednocześnie zbytnie podobieństwo również. Bo jego dzieło choć ma przypominać człowieka, to nie powinno nim być.


,,Książki umierają z godnością i w ciszy, niepostrzeżenie obracają się w proch już od dnia, w którym jeszcze ciepłe i pachnące drukarską farbą trafiają na swoją pierwszą półkę.''


Choć po kontynuacji Łez Mai oczekiwałam czegoś zupełnie innego, to nie mogę powiedzieć, że czuję się zawiedziona. Jestem pewna, że w kolejnych częściach Martyna Raduchowska w pewien sposób wynagrodzi czytelnikowi przedstawienie tych samych wydarzeń z dwóch różnych punktów widzenia. Sądzę jednak, że tego typu zabieg był potrzebny i podziałał korzystnie na odbiór całości. Zakończenie drugiej części ewidentnie wskazuje, że kolejny tom będzie nastawiony na akcję. Mam ogromną nadzieję, że czytelnicy nie będą musieli czekać na niego zbyt długo.

*opis wydawcy

KSIAZKOWA-PRZYSTAN.BLOGSPOT.COM

Wyczekiwana kontynuacja Łez Mai! Pierwszy tom cyklu Czarne światła przeczytałam w czerwcu tego roku. Od tego czasu niejednokrotnie wracałam myślami do New Horizon. Już pierwsze wzmianki na temat drugiej części cyklu Raduchowskiej przyciągnęły moją uwagę, a po świetnym rozpoczęciu spodziewałam się równie dobrej kontynuacji - czy Spektrum...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

KSIAZKOWA-PRZYSTAN.BLOGSPOT.COM

Przedpremierowa recenzja pierwszego tomu przygód czternastoletniej siostry Sherlocka i Mycrofta Holmesów! Enola Holmes. Sprawa zaginionego markiza premierę będzie miała 14 listopada, ale już dzisiaj macie okazję przeczytać co kryje się pod tą klimatyczną okładką.

Nancy Connor Springer urodziła się w 1948 roku. Amerykańska autorka książek young adult, science fiction oraz fantasy. Jej powieść Larque on the Wing otrzymała nagrodę Tiptee Award. Otrzymała również Edgar Award od nowojorskiej organizacji Mystery Writers of America za powieści Toughing It oraz Looking for Jamie Bridger. Springer to płodna autorka, która napisała ponad pięćdziesiąt książek w trakcie niemalże czterdziestoletniej kariery. Seria o Enoli Holmes mieści się w sześciu tomach, które powstawały od 2006 do 2010 roku.

Czy nastoletnia dziewczyna może zostać detektywem? Czy młodej pannie przystoi podróżować na rowerze i wałęsać się samotnie po ulicach wielkiego miasta, gdzie nietrudno wpaść w tarapaty? I wszystko to w scenerii XIX-wiecznego Londynu! Taką nastolatką jest Enola Holmes – młodsza siostra słynnego Sherlocka. W dniu czternastych urodzin Enoli znika jej matka. Wbrew decyzji braci, Sherlocka i Mycrofta, na których spada obowiązek zaopiekowania się młodszą siostrą i którzy chcieliby zatrzymać ją na pensji z internatem, dziewczyna ucieka do Londynu, by odszukać matkę. Nasza zuchwała buntowniczka wkrótce przekona się, jak wygląda życie samotnej kobiety w wielkim mieście. Poszukiwana przez najlepszego detektywa w historii i połowę Scotland Yardu, Enola zostaje uwikłana w sprawę porwania młodego markiza. Musi uciekać przed wszelkiej maści złoczyńcami, zostaje obrończynią słabszych i pokrzywdzonych i – przede wszystkim – rozwiązuje swoją pierwszą sprawę kryminalną. Czy odnajdzie matkę? Czy uda jej się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego zniknęła? Do czego może służyć gorset albo tiurniura, gdy się jest zbuntowaną młodą panną? *



Pierwszy tom przygód Enoli Holmes przeczytałam za jednym zamachem w ciągu jednego niecałego dnia. Złożyło się na to kilka czynników: objętość książki (prawie 240 stron), wielkość czcionki (większa od standardowej), lekkie pióro autorki oraz intrygująca fabuła. Główną bohaterką cyklu Nancy Springer jest czternastoletnia Enola Holmes, będąca młodszą - dużo młodszą siostrą kultowych postaci stworzonych przez sir Arthura Conan Doyle'a: dwóch panów, o których nie muszę się zbytnio rozpisywać, gdyż zapisali się oni na kartach historii literatury i kinematografii: Sherlock oraz Mycroft Holmes. Autorka postanowiła odtworzyć warunki panujące w powieściach szkockiego pisarza, umieszczając bohaterkę w XIX-wiecznej Anglii, w której rola kobiety czy też panny była bardzo ograniczona. Składała się ona głównie na przyzwoitym wyglądzie, posłuszeństwie i niewchodzeniu w drogę mężczyznom. Jednakże czternastoletnia Enola wcale nie chce podporządkowywać się ani konwenansom, ani mężczyzną. Nastolatka pragnie zostać perdytorystką, detektywem w spódnicy, damską wersją swojego brata - słynnego detektywa Sherlocka Holmesa. Czytelnik szybko odkrywa, że ma do czynienia ze zbuntowaną i impulsywną główną bohaterką, przy której na pewno nie będzie się nudził.

Nie da się ukryć, że na rynku znajduje się wiele sherlockowych spin-offów, w których czytelnicy mogą przebierać na prawo i lewo. W tym roku recenzowałam powieść Maureen Johnson pod tytułem Nieodgadniony, w którym główna bohaterka również pragnęła być Sherlockiem w spódnicy, jednakże Springer wyróżnia to, iż całkiem zgrabnie wplotła Enolę do świata stworzonego przez Doyle'a, umiejscawiając kultowe postaci w tle swojej serii. Tutaj główną rolę gra tytułowa bohaterka, a Sherlock i Mycroft są iskrzącym się dodatkiem, który może przyciągnąć szersze grono odbiorców. Podobnie jak w przypadku książek szkota, niemalże wszystko ma tutaj większe znaczenie. Choćby imię głównej bohaterki. Enola czytane od tyłu znaczy alone (z angielskiego: sama). Panna Holmes od zawsze czuła się wyobcowana, właściwie do momentu akcji pierwszego tomu osobiście nie znała swoich o wiele starszych braci, którzy nie utrzymywali kontaktu z nią i z matką. Enola winą obarczała siebie - uważała, że jest chodzącą hańbą, gdyż na świat przyszła nieoczekiwana. Odcisnęło to duże piętno na psychice nastolatki oraz sprawiło, że była bardzo samodzielna. Przygody Enoli Holmes są skierowane głównie do dzieci oraz młodszej części młodzieży. Można do dostrzec w sposobie narracji - prostym i lekkim, kreacji głównych bohaterów, rozwoju akcji. Treść powieści jest dostosowana pod młodszego odbiorcę, choć można tutaj znaleźć drobne elementy, które nie każdemu rodzicowi mogą przypaść do gustu - choćby wzmianki o Królowych Nocy. Warto jednak zauważyć, że my - staruchy będziemy wiedzieć o co chodzi, a dzieciaki niekoniecznie.



Mycroft i Sherlock Holmes zostali idealnie wprasowani do tej historii. Ich zachowania, wygląd i cechy charakteru pokrywają się z pierwowzorem. Autorce w lekki i interesujący sposób udało się przedstawić XIX-wieczny Londyn. Fabuła powieści na pewno zainteresuje młodego odbiorce, i choć sprawa kryminalna nie była wyjątkowo pasjonująca, to zagadki i teksty pisane szyfrem zachęcą dziecko do czynnego udziału w rozwiązywaniu zagadki zaginięcia zarówno matki Enoli, jak i markiza Basilwether. Nancy Springer nawiązuje do kultowych dzieł, na przykład Mowy kwiatów czy Małego Lorda Frances Hodgson Burnett; oraz zabiera czytelnika w podróż do przeszłości. Drogi rodzicu, droga ciociu - drogi wujku: warto pomyśleć o tej książce jako o prezencie dla najmłodszych.

Już wkrótce na ekrany kin trafi ekranizacja powieści Nancy Springer. W rolę Enoli Holmes wcieli się Millie Bobby Brown, znana jako Jedenastka z hitowego serialu Netflixa Stranger Things! Kolejne tomy przygód Enoli w przygotowaniu.

* opis wydawcy

KSIAZKOWA-PRZYSTAN.BLOGSPOT.COM

Przedpremierowa recenzja pierwszego tomu przygód czternastoletniej siostry Sherlocka i Mycrofta Holmesów! Enola Holmes. Sprawa zaginionego markiza premierę będzie miała 14 listopada, ale już dzisiaj macie okazję przeczytać co kryje się pod tą klimatyczną okładką.

Nancy Connor Springer urodziła się w 1948 roku. Amerykańska autorka książek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

KSIAZKOWA-PRZYSTAN.BLOGSPOT.COM

Przez wielu wyczekiwana książka coraz popularniejszej polskiej autorki, sprawczyni powieści Nomen omen, czy Toń. Choć na pierwszy rzut oka, ta małogabarytowa powiastka skierowana jest głównie do dzieci, to jej treść spokojnie mogłaby trafić do starszego odbiorcy. Małe Licho i tajemnica Niebożątka premierę miało 19 września, a ja dzisiaj przybliżę wam o czym ta książka jest i czy warto po nią sięgnąć.

Marta Kisiel-Małecka (ur. 18 października 1982 we Wrocławiu) – polska pisarka fantasy, z wykształcenia polonistka. Zadebiutowała opowiadaniem Rozmowa dyskwalifikacyjna na łamach internetowego magazynu literackiego „Fahrenheit” (nr 53/2006). W 2010 roku wydawnictwo Fabryka Słów opublikowało jej pierwszą książkę Dożywocie, należącą do serii „Asy Polskiej Fantastyki”. Trzykrotnie została nominowana do Nagrody Zajdla – powieści Nomen omen (2015), Siła niższa (2016) oraz opowiadanie Szaławiła, za które otrzymała nagrodę w 2018 roku. Fani autorki określają ją słowem ałtorka. *

W pewnym starym, niesamowitym domu na uboczu, za wysokim ogrodzeniem, mieszka chłopiec imieniem Bożek, zwany też Niebożątkiem, który nigdy nie jest sam. Bo oprócz starej skrzyni ze skarbami i najfajniejszej mamy pod słońcem ma też najprawdziwszego anioła stróża… a pod jego łóżkiem mieszka potwór, który ciągle podkrada mu kapcie. Nadchodzi jednak dzień, kiedy Bożek musi wreszcie opuścić swój niezwykły dom i poznać lepiej świat po drugiej stronie ogrodzenia — świat bez szumu anielskich skrzydeł i uścisku potwornych macek. Tylko czy jest na to gotowy? I czy sam świat również jest gotowy na Bożka oraz wielką tajemnicę, jaką skrywa chłopiec? **



W ostatnim czasie bardzo zaprzyjaźniłam się z twórczością polskich pisarek - szczególnie reprezentujących nurt fantasy. Raduchowska, Miszczuk - to były dobre odkrycia. Przyszedł czas na kolejną sztandarową postać przejawiającą się we współczesnej polskiej fantastyce: Marta Kisiel. Przygodę z jej twórczością planowałam rozpocząć od powieści Toń. Jak zwykle moje plany nieco się zmieniły i zaczęłam od książki niby przeznaczonej dla dzieci - Małe Licho i tajemnica Niebożątka. Bożek to mały buntownik poszukujący odpowiedzi na arcytrudne pytanie, które niejednokrotnie pojawia się w naszym życiu, niemalże na każdym jego etapie - kim ja właściwie jestem? Dodatkowo Niebożątko przeżywa właśnie rewolucję w postaci szkoły i znanego do tej pory tylko z opowieści osobliwych bohaterów, głupiego świata. W życiu zaledwie dziesięcioletniego chłopca dużo się zmienia, bowiem musi opuścić swoich niesamowitych współlokatorów: duchy, aniołów i potwory, i stawić czoła prawdziwemu dziwactwu - rówieśnikom, tym dzikim, bezwzględnym dzieciom. Bożek wyrusza w podróż ku dojrzewaniu, zaczyna szukać swojej tożsamości. Niestety spotyka się z odrzuceniem ze strony rówieśników, którzy uważają go za dziwadło. Prowadzi to do Wielkiej Katastrofy.



,,Dziwne, przeszło mu przez głowę, jak bardzo człowiek może być przywiązany do czegoś tak ulotnego jak oddech. Niby takie nic, prawda? Człowiek nawet nie zwraca uwagi na to całe oddychanie, ale gdy przyjdzie co do czego, to żyć się bez tego nie da. "

Pisanie książek dla dzieci to bardzo trudne zadanie, któremu Marta Kisiel podołała. Małe Licho i tajemnica Niebożątka to magiczna historia pełna uroku i fantazji, utrzymana w oryginalnym, niezależnym stylu. Całość dopieszczają intrygujące ilustracje autorstwa Pauliny Wyrt. Jest ich całkiem sporo - dużo więcej niż się spodziewałam. Ilustracje wykonane są w stylu przypominającym sztukę Tima Burtona. Książeczkę tę czytelnik może przeczytać w jeden wieczór. Dziecku zapewne zajmie to nieco więcej czasu, przenosząc je do świata osobliwych bohaterów. Jeżeli poszukujecie książki na prezent dla młodszego członka rodziny, to weźcie pod uwagę tę oto pozycję. To lekka, zabawna i mądra historia o przyjaźni, samoakceptacji, wypełniona po brzegi miłością i magią. Marta Kisiel operuje przystępnym, plastycznym piórem, a swawolna forma książki pobudza wyobraźnię - wręcz zmusza ją do pracy na pełnych obrotach. Przenosimy się w świat tytułowego Niebożątka, chłopca należącego do dwóch światów. W tytule pojawia się również Małe Licho. Jest to nieodłączny kompan Bożka, jego prywatny anioł stróż, najlepszy przyjaciel. Tęczowe oczka, pyzata buzia, puchowe bamboszki oraz serce kipiące dobrocią i miłością. Jak się tu nie zakochać w tej chodzącej słodkości?



Właśnie takie książki zapadają w pamięć, a bohaterowie pozostają w sercu czytelnika. Treść książki Marty Kisiel zawiera wiele cennych wartości, które szczególnie przydadzą się dziecku - a i wielu dorosłym należałoby je przypomnieć. Właściwie już pierwsza strona książki kompletnie mnie omamiła. Uwielbiam, gdy miejscem akcji jest stary, pozornie opuszczony dom. Uwielbiam historię o duchach - a tu też je mamy. Wydawałoby się, że miejsce akcji i jego bohaterowie wprowadzą przerażający klimat, lecz tak naprawdę dodają całości uroku i tajemniczości. Wbrew pozorom Małe Licho i tajemnica Niebożątka nie jest książką tylko dla najmłodszych, ale również i dla nas - dorosłych odbiorców. Przeczytanie tej historii zajmuje naprawdę chwilę, którą warto poświęcić. Duża czcionka i mnogość ilustracji szczególnie przypadną do gustu dziecku. Całkowicie zgadzam się z rekomendacją Joanny Olech - owszem, jest to soczysta powieść magiczna!

* wikipedia
** lubimyczytac.pl

KSIAZKOWA-PRZYSTAN.BLOGSPOT.COM

Przez wielu wyczekiwana książka coraz popularniejszej polskiej autorki, sprawczyni powieści Nomen omen, czy Toń. Choć na pierwszy rzut oka, ta małogabarytowa powiastka skierowana jest głównie do dzieci, to jej treść spokojnie mogłaby trafić do starszego odbiorcy. Małe Licho i tajemnica Niebożątka premierę miało 19 września, a ja dzisiaj...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Najnudniejsza książka świata. Ta książka uśpi cię na amen Hardwick, K. McCoy
Ocena 6,3
Najnudniejsza ... Hardwick, K. McCoy...

Na półkach: ,

KSIAZKOWA-PRZYSTAN.BLOGSPOT.COM

Wydawałoby się, że ostatnim czasie na rynek wydawniczy napływa tyle różnorakich nowości, że w tym wszystkim trudno znaleźć coś wyjątkowego, oryginalnego i jedynego w swoim rodzaju. Jednakże raz za czas znajdziemy coś, czego wcześniej nie było. Właśnie tego typu nowością jest Najnudniejsza książka świata stworzona przez profesora K. McCoya oraz doktora Hardwicka. Jeżeli jesteście ciekawi co kryje się za tym mocno sugestywnym tytułem, zapraszam na recenzję!

Profesor K. McCoy specjalizuje się w analizie stanów hipnotycznych i somnambulizmu. Mieszka na Wybrzeżu i spędza jedną godzinę dziennie, z wyjątkiem poniedziałków, przesuwając skały, aby zbudować ścianę morską. Dr Hardwick jest ekspertem w dziedzinie letargów nocnych oraz jednym z czołowych światowych autorytetów w dziedzinie śrubokrętów. *


Uwaga! Czytanie tej książki grozi natychmiastowym zaśnięciem!

30 litrów kawy, 6 miesięcy pracy, 17 drzemek w ciągu dnia. Tłumacz zasypiał, redaktor ziewał, korektor ratował sie energetykami. Ta innowacyjna książka skutecznie wyśle w objęcia Morfeusza każdego nocnego marka! Znajdziesz w niej unikalny zbiór tekstów i grafik, których czytanie wprowadza mózg w hipnotyczny stan i ułatwia zaśnięcie. Gdzie jeszcze przeczytasz o kryzysie politycznym w Belgii w latach 2007-2011 lub o ostatnich zmianach w klasyfikacji mięczaków? Gdzie indziej znajdziesz światowy almanach kiszonych ogórków lub relację z najdłuższej partii szachowej? Podejmij wyzwanie i sprawdź, przy której stronie zaśniesz! Przygotuj się na szybkie zasypianie z najnudniejszą książką, jaką kiedykolwiek opublikowano!

PS. Nawet jeśli ta książka nie uśpi cię od razu, zdobędziesz masę bezużytecznych ciekawostek, którymi uratujesz każdą imprezę – w końcu kto nie chciałby poznać wszystkich rodzajów śniegu? **



Bardzo lubię wszelakie wyzwania literackie, więc gdy dotarła do mnie informacja o Najnudniejszej książce świata wprost nie mogłam oprzeć się przed sprawdzeniem, czy uda mi się przeczytać jej treść i... nie zasnąć! Nowość od wydawnictwa Kobiecego liczy sobie niecałe trzysta stron i posiada bardzo sugestywny tytuł oraz opis. Ta książka to całkiem niezły psikus dla naszego umysłu. Jej zawartość ma wywołać u czytelnika senność, sprawić, że powieki zaczną mimowolnie opadać, a dalsze czytanie będzie istną katorgą. Każdy kolejny rozdział bombarduje czytelnika informacjami z kategorii wiedzy bezużytecznej, a wisienką na trocie są zadania związane z percepcją wzrokową - dostrzeganie różnic. I tak oto z szeregu pozornie identycznych bluzek z kropkowanym wzorem musimy znaleźć odmienną od reszty. I wcale to nie jest takie proste, jakby mogło się wydawać! Nie ma co ukrywać, ale dla zmęczonego umysłu tego typu zadanie to istny gwóźdź do trumny. Książki nie trzeba czytać rozdział po rozdziale - można spokojnie przeskakiwać między nimi. Wszystkie są podobnie nudne.

,,Podczas przeprowadzonych eksperymentów teksty te uśpiły 97 procent badanych w ciągu dziesięciu minut, w 58 procentach przypadków i 73 procentach warunków.''

Najnudniejsza książka świata to fajny pomysł na prezent - nie tylko dla książkoholika! Może przydać się osobie mającej trudności z zasypianiem, lub takiej która chce sprawdzić wytrzymałość swojego umysłu. Choć wieje tutaj nudą, to temat niektórych rozdziałów potrafi... zainteresować. Zwłaszcza teksty dotyczące powstawania piramid, szkła morskiego, czy różnych rodzajów śniegu. Tytuł intryguje, zwraca na siebie uwagę osób, które nie są fanami czytania - wiem co mówię, ponieważ już sama paczka z nalepką Uwaga! Ta paczka wieje nudą zaintrygowała moją rodzinę. Choć nie zasnęłam bezpośrednio podczas czytania Najnudniejszej książki na świecie, to zostałam zmuszona do odłożenia lektury na następny dzień i położenia się do snu. Muszę pochwalić wydawnictwo za oryginalną szatę graficzną oraz podziękować za przepiękną paczkę wyposażoną w tematyczne gadżety, które nie tylko na mnie zrobiły duże wrażenie. Nie ukrywam, że poduszka bardzo się przydała.



Najnudniejsza książka świata to eksperyment literacki, mający na celu sprawdzić wytrzymałość ludzkiej psychiki - czy potrafisz odeprzeć sen czytając o historii żwiru bądź podczas zaznajomienia się z podstawami stolarki i ciesielki? Sądzę, że książka ta jest nudna, ale wielu dla wielu osób nie będzie na pewno najnudniejszą. Mamy tu szereg tematów zahaczających o różnorakie dziedziny - historia, biologia, rachunkowość, przeklęta matematyka. Zawsze znajdzie się ktoś, kto interesuje się którąś z nich.

Jeżeli macie ochotę na coś nowego, chcecie sprawdzić swoją wytrzymałość, bądź szukacie wyjątkowego prezentu to serdecznie polecam Najnudniejszą książkę świata.

* opis wydawcy
** opis wydawcy

KSIAZKOWA-PRZYSTAN.BLOGSPOT.COM

Wydawałoby się, że ostatnim czasie na rynek wydawniczy napływa tyle różnorakich nowości, że w tym wszystkim trudno znaleźć coś wyjątkowego, oryginalnego i jedynego w swoim rodzaju. Jednakże raz za czas znajdziemy coś, czego wcześniej nie było. Właśnie tego typu nowością jest Najnudniejsza książka świata stworzona przez profesora K. McCoya...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

KSIAZKOWA-PRZYSTAN.BLOGSPOT.COM

Mój ulubiony miesiąc rozpoczynam od recenzji drugiego tomu niedokończonej, debiutanckiej trylogii Katarzyny Bereniki Miszczuk. Aktualnie jednej z najpopularniejszych polskich pisarek, autorki cyklu Kwiat paproci oraz Obsesja.

Katarzyna Berenika Mieszczuk - lekarka, w 2013 roku ukończyła Warszawski Uniwersytet Medyczny. Swoją debiutancką powieść Wilk (2006) napisała w wieku piętnastu lat, a wydała trzy lata później. W roku 2009 ukazała się kontynuacja tej książki - Wilczyca. Została za nią nominowana do Nagrody Nautilus, będącej corocznym plebiscytem czytelników na najlepszy polski fantastyczny utwór literacki. jej najnowsze powieści to Ja, diablica (2010), Ja, anielica (2011) oraz Ja, potępiona (2012), czyli szalona trylogia przygód pewnej byłej diablicy, a niedoszłej anielicy. Tworzy w nurcie fantasy często wplatając do swoich utworów wątki zaczerpnięte z dawnej mitologii i obyczajowości słowiańskiej. Ogromną popularność przyniosła jej seria powieści fantastycznych Kwiat paproci. *

Margo Cook oraz Max Stone mają nadzieję, że ich życie wróciło do normy. Pracownicy Instytutu – organizacji prowadzącej eksperymenty na nastolatkach mieszkających w Wolftown – nie interesują się już poczynaniami bohaterów. Margo nie czuje działania wilczej szczepionki, a Ivette powoli powraca do zdrowia. Nagle w spokojnej leśnej okolicy pojawiają się ślady brutalnych morderstw, przywodzące na myśl atak dzikiego zwierzęcia. Czy stoi za tym Instytut, czy może jakiś wilk? Jaki sekret skrywa Aki? Dlaczego mimo ostrzeżeń policji krąży nocami po lesie? I z jakiego powodu Max nagle zaczyna się zmieniać? Margo ponownie będzie musiała stawić czoło mrocznej stronie Wolftown. **

,,Właśnie po to są przyjaciele - żeby rozumieli cię lepiej, niż ty sam siebie rozumiesz.''

Moją przygodę z Katarzyną Bereniką Miszczuk rozpoczęłam od powieści Druga szansa, która pozostawiła po sobie pozytywne wrażenia. Kolejnym dziełem po jakie sięgnęłam, był debiut wówczas piętnastoletniej autorki - Wilk. Całkiem niedawno grupa wydawnicza Foksal zdecydowała się na wypuszczenie na rynek kolejnego wydania historii Margo i Maksa, wyposażając książki w stricte młodzieżową szatę graficzną. Wilczyca utrzymana jest w zamyśle graficznym pierwszej części - to samo tło, te same postaci na okładce. Z tą różnicą, że pierwszą część reprezentował Max Stone, a Margo mogliśmy ujrzeć tuż za nim. W przypadku Wilczycy jest identycznie - tyle że to panna Cook gra główne skrzypce. Jak już wspominałam w recenzji Wilka, najnowszy projekt przypadł mi do gustu najmocniej. Osoby na okładce pokrywają się z moimi wyobrażeniami na temat bohaterów trylogii.



Bardzo się cieszę, że udało mi się najpierw sięgnąć po literackie początki Katarzyny Bereniki Miszczuk. Uważam, że dzięki temu mogę sprawniej i rzetelniej ocenić jej debiutanckie zmagania. Jak to często mama mi powtarza - do lepszego człowiek z łatwością się przyzwyczai, do gorszego... już niekoniecznie. Mając do porównania tylko Drugą szansę, stwierdzam, że autorka od czasu debiutu znacznie rozwinęła swój warsztat. Wilczycę przeczytałam w dwa dni. Jak przysiadłam, to nie mogłam się oderwać. Wydarzenia są ściśle związane z pierwszą częścią. Początkowo życie bohaterów toczy się całkowicie naturalnym torem. Zmagania z nauką, spotkania towarzyskie - jednakże wkrótce sielanka zostaje przerwana. Margo pod wpływem tajemniczego wirusa, zaczyna odczuwać zmiany w swoim ciele oraz w funkcjonowaniu zmysłów. Stają się ostrzejsze, czujniejsze. Nastolatka do wszystkiego podchodzi ze stoickim spokojem, dzięki wsparciu ze strony ukochanego Maksa. Prócz tego, nastolatkowie odkrywają że są pod nadzorem tajnego Instytutu, który zaczyna się coraz bardziej interesować Margo, Maksem i resztą sfory - zwłaszcza gdy w Wolftown pojawia się nieznany i nad wyraz brutalny drapieżnik. Morderstwa paraliżują miasteczko - mieszkańcy obawiają się o swoje życie, a wszystko wskazuje na to, że w okolicy pojawił się nowy wilk. Kontynuacja utrzymana jest w tajemniczym, małomiasteczkowym klimacie. W związku z tym, iż fabuła książki zahacza o ferie zimowe, akcja nie dzieje się głównie na terytorium szkoły, jak to było w przypadku Wilka. Poznajemy nową bohaterkę-intrygantkę, Caroline, która już od samego początku uprzykrza Margo życie. Prócz tego Miszczuk postanowiła przyjrzeć się z bliska postacią znanym czytelnikom z pierwszego tomu - mowa tu o wybuchowym Akim, Adrienne oraz Marku.

,,Czy was też tak strasznie wkurzają optymiści?
Chodzi taki dookoła ciebie i ciągle się uśmiecha,
a ty masz ochotę go udusić.''

W dalszym ciągu debiutancka (i niestety niedokończona) trylogia Miszczuk posiada dużo młodzieżowego uroku, w którym przepadłam czytając Wilka. Jest to jedna z tych historii, do których dojrzały czytelnik powinien podejść z dystansem - albo wcale. W innym przypadku, może skończyć się na samych narzekaniach, ogólnym niezadowoleniu i notorycznym sprawdzaniu nazwiska na okładce (to ostatnie głównie w przypadku czytelników Kwiatu paproci bądź Obsesji). Młoda Miszczuk z równym pierwszemu tomowi zapałem i pasją podeszła do dalszych losów Margo i Maksa. Bardzo podobała mi się konsekwencja w kreacji bohaterów. Margo dalej jest okropną gadułą, Max tajemniczym, małomównym przystojniakiem; Ivette wciąż ma bzika na punkcie różowego, a sam klimat powieści również pozostał niezmienny. Dużo tu szkolnych problemów (do którym czasami chętnie wróciłabym), uroków pierwszej miłości oraz paranormalnego akcentu rodem z młodzieżowego serialu typu Teen wolf. Mam wrażenie, że samej akcji jest nieco więcej niż w pierwszym tomie - na pewno znajduje się tutaj więcej dramaturgii - momentów, w których bohaterowie znajdą się w sytuacji wymagających natychmiastowej reakcji.



Zarówno Wilk jak i Wilczyca nie są książkami idealnymi, ale posiadają ogromny potencjał. Historia potrafi wciągnąć czytelnika i na chwilę oderwać od szarej rzeczywistości. Czasami bawi, czasami nawet i zirytuje. Całość zapada w pamięć i jestem pewna, że nastoletnia ja byłaby zachwycona! Polecam szczególnie młodzieży oraz starszym czytelnikom, którzy potrafią podejść do książki z przymrużeniem oka. Jestem bardzo ciekawa, jakby wyglądało zakończenie historii Margo i Maksa wykonane przez trzydziestoletnią Miszczuk... cóż, być może w końcu doczekamy się trzeciego tomu.

* opis wydawcy
** opis wydawcy

KSIAZKOWA-PRZYSTAN.BLOGSPOT.COM

Mój ulubiony miesiąc rozpoczynam od recenzji drugiego tomu niedokończonej, debiutanckiej trylogii Katarzyny Bereniki Miszczuk. Aktualnie jednej z najpopularniejszych polskich pisarek, autorki cyklu Kwiat paproci oraz Obsesja.

Katarzyna Berenika Mieszczuk - lekarka, w 2013 roku ukończyła Warszawski Uniwersytet Medyczny. Swoją debiutancką...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

KSIAZKOWA-PRZYSTAN.BLOGSPOT.COM

Obfita w treść i wydarzenia historia pozornie idealnej, amerykańskiej rodziny żyjącej w idealnym miejscu, do którego przybywa nieidealny duet matki i córki. Małe ogniska to powieść, która bardzo zaskoczyła mnie swoją treścią - ale również i zachwyciła.

Celeste Ng to amerykańska pisarka urodzona 1980 roku. Jej pierwsza powieść Wszystko, czego wam nie powiedziałam uzyskała w 2014 status książki roku według serwisu Amazon. Z kolei jej opowiadanie Girls at Play wygrało nagrodę Pushcart w 2012 roku. Urodzina się w Pittsburgh w Pensylwanii. Jej rodzice pochodzą z Hong-Kongu, a do Stanów Zjednoczonych przybyli w późnych latach 60 XX w. Małe ogniska to jej druga powieść, która przypadła do gustu wielu czytelnikom. Aktualnie powstaje ośmio-odcinkowy serial na podstawie tej powieści - w roli głównej Reese Witherspoon oraz Kerry Washington.

W Shaker Heights, spokojnym, postępowym miasteczku na obrzeżach Cleveland, wszystko zostało zaplanowane – począwszy od rozkładu krętych dróg, przez kolory domów, na pełnych sukcesów życiach jego mieszkańców kończąc. A nikt nie uosabia lepiej ducha tego miejsca niż Elena Richardson, która kieruje się zasadą, że najważniejsze jest trzymanie się zasad. Na scenę wkracza Mia Warren – enigmatyczna artystka i samotna matka – która wchodzi w ten zamknięty, idylliczny świat wraz ze swoją nastoletnią córką Pearl i wynajmuje od Richardsonów dom. Wkrótce Mia i Pearl staną się kimś więcej niż tylko najemcami: ta para przyciąga do siebie całą czwórkę dzieci Richardsonów. Lecz Mia ma za sobą tajemniczą przeszłość, zaś w duszy pogardę dla zastanego stanu rzeczy, która grozi wywróceniem tej starannie ułożonej społeczności do góry nogami. Gdy starzy przyjaciele Richardsonów chcą zaadoptować dziecko o chińskich korzeniach, wybucha wojna o prawa do opieki, która dzieli całe miasteczko i stawia Mię i Elenę po dwóch różnych stronach barykady. Nieufna wobec Mii i jej motywów, Elena jest zdeterminowana, by odkryć sekrety z jej przeszłości. Lecz za swoją obsesję przyjdzie jej zapłacić nieoczekiwaną i druzgocącą cenę. *



,,Niemal każdy z nas zasługuje na to, by dać mu więcej niż jedną szansę. Od czasu do czasu wszyscy robimy coś, czego żałujemy. Po prostu musimy dźwigać to jak brzemię.''

Akcja powieści utrzymana jest w spokojnym, jednostajnym tempie z delikatnymi uskokami. Autorka postanowiła skierować swe pióro ku wnikliwemu zbadaniu relacji międzyludzkich, szczególnie zwracając uwagę na dogłębną analizę psychologiczną bohaterów i jednocześnie zahaczając o śliski temat tolerancji rasowej w prężnych latach 90. XX wieku. Za pomocą kontrastu tworzy głównych bohaterów: pozornie idealną, średniozamożną amerykańską rodzinę z przedmieścia oraz Mię i Pearl Warren. Richardsonowie w Shaker Heights mieszkają od pokoleń, natomiast Warrenówny notorycznie zmieniają miejsce zamieszkania. Niczym nomadzi podróżują po Stanach Zjednoczonych w poszukiwaniu muzy, inspiracji - a może i czegoś więcej? Ich przybycie do Shaker Heights powoduje swego rodzaju poruszenie, gdyż obie panie nie podporządkowują się wszechobecnym zasadom lokalnej społeczności. Do tego wszystkiego dochodzi wstrząsające wydarzenie, które dzieli pozornie zgodne społeczeństwo. Celeste Ng zagląda w głęboko skrywane części ludzkiej psychiki oraz opisuje skomplikowane relacje na linii matka-córka. Więź pomiędzy matką a córką nie zawsze wygląda jednakowo, a ma na to wpływ wiele czynników związanych z różnorakimi wydarzeniami zarówno z życia rodzicielki, jak i latorośli. Amerykańska autorka może pochwalić się wprawnym okiem oraz umiejętnością wykreowania autentycznych bohaterów. Zagłębia się w meandry niejednoznacznych uczuć. Sięga po tematy, które w czasach odpowiadających bohaterom powieści, szokowały - teraz już nie dziwią, aczkolwiek wprowadzają w konsternację lub wywołują gorzki posmak. Problematyka utworu z pewnością wciąż jest aktualna, lecz owe problemy są mniej widoczne, zepchnięte na drugi plan przez bolączki XXI wieku.



Wiara w różnorodność i równość, przemyślane planowanie, czy postrzeganie wszystkich ludzi jako równych sobie, to niektóre z wartości, jakie piastują mieszkańcy Shaker Heights. Już samo motto miasta Zmiany nie są czymś, co się po prostu przytrafia. Muszą być zaplanowane wiele mówi o mentalności tamtejszej ludności. Wybór miejsca akcji nie był przypadkowy. Shaker Heights to pierwsze miasto koncepcyjne - nie powstało ono przypadkowo, lecz zostało gruntownie zaprojektowanie. Od rozmieszczenia dróg i budynków publicznych, po kolory domów. To właśnie tam wychowała autorka. Mieszkańcy na wzór założycieli dążą do perfekcji, idealnego społeczeństwa poprzez dostosowanie się do zasad. Owe zasady regulują niemalże każdy aspekt życia mieszkańców. Począwszy od odpowiedniego dbania o porządek własnej posesji, po wybór lokalu na zjedzenie kolacji. Historia Shaker Heights w pewien sposób narzuca ludności tryb życia. Wywołuje w nich zachowania i reakcje na różnorodne sytuacje. Szeroka gama złożonych postaci to istna uczta dla czytelnika wymagającego od lektury czegoś więcej.

,,Większość miast po prostu powstaje, najlepsze są zaprojektowane.''

Autorka dopieściła większość bohaterek książki, tworząc je warstwowo, z dokładnością godną pochwały. Ogromnie poruszyła mnie kreacja Lindy McCullough, kobiety która pragnęła być matką. Siedem razy udało jej się zająć w ciążę i za każdym razem traciła dziecko. Każda kolejna strata coraz mocniej wrzynała jej się w serce, tworząc coraz to większą wyrwę. Zwłaszcza, że na około jej przyjaciółki zachodziły w kolejne ciąże i promieniały w roli matek. Linda i Mark przeszli długą drogę. Skrupulatnie uwinęli swoje gniazdko, tworząc w nim idealne warunki dla dziecka - którego nie dane było im mieć. Rozumiałam zatem ich zachowanie i zawziętość w sytuacji, w której się znaleźli. Jednocześnie rozumiałam również Bebe. W obcym świecie została zupełnie sama z odpowiedzialnością, której nie umiała sprostać. Ileż cierpienia, trudu i odwagi kosztowała ją dramatyczna decyzja, którą podjęła. Niestety była to także decyzja niosąca ze sobą konsekwencje, nieodwracalne skutki. O rodzinie Richardsonów można naprawdę się rozpisać, ale postaram się skrócić mój wywód do minimum. Państwo Richardson to idealne małżeństwo ślepo podążające za mottem Shaker Heights. Wszystko w ich wspólnym życiu zostało dokładnie zaplanowane. On - prawnik, głową rodziny, która zapewnia swej rodzinie wszystko co najlepsze. Ona - lokalna dziennikarka, kobieta która musi mieć wszystko pod kontrolą. Na pierwszy rzut oka idealny obraz rodziny niszczy Isabelle (Izzy), charakteryzująca się niezachwianą determinacją, skłonnością do buntu i empatycznego podejścia do problemów świata. Lecz w pewnym momencie odkrywamy, że Lexie, Trip i Moody skrywają brudne tajemnice, które w dużym stopniu wpływają na ocenę postaci. W ich cieniu stoi Mia Warren - kobieta znikąd. To artystka sięgającą po niekonwencjonalne metody. Raczej cicha, tajemnicza i skryta. Niczym duch przemyka przez fabułę, od czasu do czasu ujawniając swoje prawdziwe oblicze. Czytelnikowi z pomocą przybywa Elena Richardson, która postanawia odkryć co skrywa Mia.

Może nie jest to jedna z tych powieści, po które trzeba koniecznie sięgnąć - ale które warto przeczytać. Małe ogniska to historia, która wymaga od czytelnika czasu i zaangażowania, lecz Celeste Ng wynagradza poświęcenie z nawiązką. Jest to dobrze napisana powieść społeczno-obyczajowa, którą polecam ambitnemu czytelnikowi.

*opis wydawcy

KSIAZKOWA-PRZYSTAN.BLOGSPOT.COM

Obfita w treść i wydarzenia historia pozornie idealnej, amerykańskiej rodziny żyjącej w idealnym miejscu, do którego przybywa nieidealny duet matki i córki. Małe ogniska to powieść, która bardzo zaskoczyła mnie swoją treścią - ale również i zachwyciła.

Celeste Ng to amerykańska pisarka urodzona 1980 roku. Jej pierwsza powieść Wszystko,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

KSIAZKOWA-PRZYSTAN.BLOGSPOT.COM

Uwielbiam jesień - ta pozornie ponura pora roku już dawno wkradła się w moje serce. Prócz tego, jesień to idealny czas na czytanie! Długie wieczory, miękki koc, gorąca herbata i dobra książka to zestaw, który potrafi przypaść do gustu nie tylko książkoholikowi! Zwłaszcza, że na polskim rynku wydawniczym pojawia się coraz więcej intrygujących perełek godnych uwagi. Dzisiaj przychodzę do was z recenzją książki, której premiera odbyła się niecały miesiąc temu, a o której jest zdecydowanie zbyt cicho w naszej książkosferze!

Rachel E. Carter to amerykańska autorka, której cykl fantasy Czarny mag osiągnął status bestsellera według USA Today. Wpływ na twórczość Carter miały: J.K. Rowling (Harry Potter), Meg Cabot (Pośredniczka, Pamiętniki księżniczki), Taheren Mafi (Dotyk Julii), L.J. Smith (Pamiętniki wampirów), Tamora Pierce (Krąg magii, Kroniki Tortallu) oraz Jane Austen (Duma i uprzedzenie, Perswazje). Amerykańska pisarka wielbi kawę, którą kolekcjonuje i ma słabość do czarnych charakterów w literaturze, a szczególnie pana Darcy'ego. Pierwsza część serii Czarny mag w Polsce miała premierę 13 września 2018 roku - natomiast za granicą jest dostępna już całość, w skąd której wchodzą: Non-heir (tzw. 0,5), First Year, Apprentice, Candidate, Last Stand. Wydawnictwo Uroboros przygotowuje już kolejne tomy: Adeptka, Kandydatka.

Szaty maga są tylko dla najlepszych. Nigdy ich nie dostaniesz, jeśli będziesz się bała. Tylko czy odważysz się walczyć do końca, Ryiah? Akademia w Jerarze słynie z wyśrubowanych oczekiwań. Co roku przyjmowanych jest do niej zaledwie piętnaścioro uczniów, których szkoli się na magów. Mają rok, aby udowodnić, że są najlepsi z najlepszych. Dziesięć miesięcy wytężonej nauki, morderczych treningów i pracy ponad siły. Nastoletnia Ryiah i jej brat bliźniak Alex wierzą, że ich przeznaczeniem jest magia. Ryiah marzy o dołączeniu do elitarnej frakcji bojowej. Tylko czy będzie potrafiła stawić czoła wymaganiom mistrzów i... pewnemu przystojnemu księciu, który najwyraźniej znienawidził ją od pierwszego wejrzenia? *

,,Najgorsze w bogactwie jest to, że daje fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Bogaci przestają się starać, a zawsze znajdzie się ktoś, kto z chęcią zajmie ich miejsce.''

Raz za czas udaje mi się trafić na kompletny hit literacki z nurtu fantasy, który umacnia moją miłość do tego gatunku. W tym roku poznałam, między innymi, cudowną trylogię (której ostatni tom czeka wiernie na półce) Jaya Kristoffa - Wojna Lotosowa, którą co rusz gdzieś komuś polecam. Gdy sięgałam po pierwszą część serii amerykańskiej autorki czułam dreszczyk emocji - to wszystko przez tę cudowną szatę graficzną! Książka prezentuje się naprawdę ładnie, a spersonalizowany egzemplarz recenzencki jaki otrzymałam od wydawnictwa kompletnie mnie zaskoczył. Był to bardzo miły gest ze strony Uroboros, który sprawił, że poczułam się wyjątkowo.



Ryiah to bohaterka, której imię długo utrwalało się w mojej pamięci - jednakże już od pierwszej strony wywarła na mnie pozytywne wrażenie. Nastolatka od samego początku imponowała mi swą niezłomnością i pracowitością. Ry ciężko pracowała, by sprostać wymaganiom elitarnej Akademii i dotrzymać tempa szlachetnie urodzonym uczniom lub szczęśliwcom obdarzonym potężną mocą. Ryiah do Akademii przybyła z magią, którą nie potrafiła kontrolować, a jej atutem był potencjał i ambicja. To nie jest jedna z tych (niesamowitych) bohaterek, które urodziły się z bezgranicznymi umiejętnościami godnymi pozazdroszczenia. Nastolatka na magię musiała sobie ciężko zapracować: najpierw musiała ją w sobie obudzić, a następnie wyciągnąć na zewnątrz. Poprzez mordercze treningi młoda adeptka poszerzała granicę swych umiejętności i uczyła się je kontrolować. Rachel E. Carter porzuciła wielowątkowość na rzecz precyzyjnie skonstruowanego wątku głównego, jakim jest pobyt i czas nauki Ryiah w Akademii w Jerarze. Autorka z rozmachem opisuje proces szkolenia, co rusz rzucając głównej bohaterce istne kłody pod nogi - czy to w postaci niezwykle trudnego materiału, którego studenci muszą opanować, czy też tajemniczego i mrocznego księcia. Cokolwiek się dzieje pomiędzy Ry a Darrenem, jest subtelne i pełne gracji, dzięki czemu wiernie pozostaje na drugim planie.

,,Nie ufaj im, wtedy cię nie zranią.''

Płynna akcja oraz sprytnie rozmieszczona dynamika to kolejne atuty tej powieści. Dzięki temu historia Ry trzyma w napięciu niemalże od pierwszej strony. Rachel E. Carter w świecie fantasy wykreowała wiarygodną bohaterkę - pełną siły i zdeterminowania godnego uznania. W pierwszej części Carter skupia się na kreacji bohaterów, kreśląc w tle miejsce akcji jakim jest Jerar. Jednakże wydarzenia opisane w Pierwszym roku rozgrywają się wyłącznie na terenie Akademii - dzięki temu autorka ma czas na rozmach i precyzję. Carter nie zepchnęła na drugi plan procesu uczenia się, zdobywania niezbędnej wiedzy oraz umiejętności przyszłych absolwentów, co w tego typu książkach zdarza się niejednokrotnie. Często ten element zostaje przyćmiony przez wątek miłosny, intrygi, bądź niebezpieczeństwo czyhające poza murami Akademii bądź granicami fantastycznego świata. Elitarna Akademia przyjmuje pod swe skrzydła uzdolnionych magicznie nastolatków, którzy po roku intensywnej nauki niekonwencjonalnymi metodami oraz morderczych treningów fizycznych, zostają przyjęci na praktykę magiczną. W trakcie pierwszego roku adepci mogą wybrać swą specjalizację: alchemię, uzdrowienie lub bój. Bój zdecydowanie jest najtrudniejszą dziedziną, do której pragnie dołączyć nasza Ry. Wymaga ona siły, odwagi, zdeterminowania oraz brawury, pozwalającej na podejmowanie szybkich i niebanalnych decyzji. Głównej bohaterce towarzyszy brat bliźniak oraz przyjaciółki: Ella i Ruth. Jestem pewna, że Pierwszy rok trafi w gusta wielu czytelników. Tak nietuzinkowy wstęp do serii z nurtu fantasy na pewno nie zostanie zignorowany przez blogosferę. Książkę czyta się ekspresowo, a im dalej - tym ciekawiej!



Tak świetna i wciągająca pierwsza część wiele obiecuje czytelnikowi. Rachel E. Carter postawiła sobie wysoką poprzeczkę, rozbudziła w odbiorcach sympatię do bohaterów oraz stworzyła szerokie pole do popisu, gdyż Pierwszy rok to początek odblokowujący przed autorką wiele dróg na rozwój fabuły. Jest to jeden z najlepszych debiutów, które miałam okazję przeczytać - w tym miejscu warto zauważyć, że gdyby nie fakt, iż wyczytałam w sieci, że Pierwszy rok jest pierwszą książką autorki, nigdy bym tak nie pomyślała. Carter może pochwalić się sprawnym piórem, przemyślaną fabułą, szeroką gamą intrygujących bohaterów oraz kreacją naprawdę wyjątkowej głównej bohaterki. Subtelny wątek romantyczny niemalże w niezauważalny sposób wkrada się w fabułę. Dodaje historii uroku, jaki potrafi wytworzyć tylko zakazane uczucie, jakie powstaje pomiędzy dziewczyną niskiego pochodzenia a synem Korony. Książę Darren to anty-bohater, który potrafi oczarować nie tylko główną bohaterkę. Relacją pomiędzy Ryiah a księciem rozpoczyna się od iskierki, która inicjuje zapłon. Wczułam się w przeżycia bohaterów nawet pomimo tego, że pochodzimy z dwóch różnych światów. W tym momencie nie jestem w stanie wskazać elementu, który nie przypadł mi do gustu. Mam nadzieję, że udało mi się w miarę jasno i logicznie przedstawić powody, dla których warto przeczytać tę książkę i dlaczego będę polecać Pierwszy rok na prawo i lewo.

* opis wydawcy

KSIAZKOWA-PRZYSTAN.BLOGSPOT.COM

Uwielbiam jesień - ta pozornie ponura pora roku już dawno wkradła się w moje serce. Prócz tego, jesień to idealny czas na czytanie! Długie wieczory, miękki koc, gorąca herbata i dobra książka to zestaw, który potrafi przypaść do gustu nie tylko książkoholikowi! Zwłaszcza, że na polskim rynku wydawniczym pojawia się coraz więcej intrygujących...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

KSIAZKOWA-PRZYSTAN.BLOGSPOT.COM

Są książki kompletnie przereklamowane oraz te nieszczęsne - niedocenione. W książkosferze trudno natknąć się choćby na wzmiankę o takim pechowcu, a tym bardziej recenzję. Jedną z tego typu książek jest właśnie Internat autorstwa naszej rodaczki, Izabeli Degórskiej. Powieść pojawiła się na rynku kilka miesięcy temu - 28 maja, lecz jej debiut na polskim rynku odbił się bez echa. A szkoda, i to wielka - bo Internatowi należy się uwaga. Mam nadzieję,że mój tekst zwróci czyjąś uwagę na tyle, by sięgnąć po książkę Degórskiej.

Izabela Degórska to pisarka, scenarzystka, dziennikarka telewizyjna. W dorobku ma m.in. cykl powieściowy o wampirzycy Milenie (Pamięć krwi, Krew to nie wszystko), bajki dla dzieci, liczne scenariusze teatralne, 60 odcinków telenoweli Klan oraz pół tysiąca reportaży emitowanych w TVP2, TVP3, Polsacie, TVN24 i TV4. Laureatka wielu konkursów literackich. Jej Mężczyzna znaleziony w szafie reprezentował polską dramaturgię na międzynarodowym Festiwalu Krótkich Form w Rovereto (Włochy, 2010). Sztuki teatralne Degórskiej wystawiane są w Polsce i za granicą. *

Wiktoria, studentka socjologii, ze zdziwieniem obserwuje fascynację młodych dziewcząt starą powieścią Internat, której czytelniczki tworzą subkulturę – przebierają się za bohaterki, spotykają na zlotach, są aktywne w mediach społecznościowych. Wiktoria postanawia napisać na ten temat pracę magisterską, a jako rzetelna studentka chce zacząć od poznania treści Internatu. Niestety, odkąd wzięła do rąk egzemplarz książki, jest uwięziona w powieściowym świecie, w ciele powszechnie nielubianej szesnastoletniej Anny Wolf. Szkołę z internatem otacza nieprzepuszczalna bariera, piętra i ludzie czasami znikają, a wszystkie zdarzenia powtarzają się w rocznej pętli. Kiedy Wiktoria odkrywa tajemnicę zaginionych wcześniej czytelniczek, jest już pewna, że ucieczka z Internatu to kwestia życia lub śmierci. **

Internat to powieść dedykowana głównie młodzieży, lecz podobnie jak większość recenzowanych w ostatnim czasie przeze mnie książek, treść w równie intrygujący sposób może trafić do starszego czytelnika - na przykład studenta. Lub po prostu osoby, która w literaturze młodzieżowej łatwo się odnajduje.


Główną bohaterką powieści jest Wiktoria August - studentka socjologii, która w trakcie pisania pracy magisterskiej natknęła się na książkę Internat autorstwa niejakiej Kasandry Vitay. Ku jej szczęściu, a raczej nieszczęściu (biorąc pod uwagę dalsze wydarzenia) w jej ręce wpada literacki Biały Kruk. Tajemnicza powieść zyskała ogromną popularność dopiero po śmierci autorki. Dzieło miało wielki wpływ na czytelników, którzy z pasją naśladowali zachowania oraz ubiór bohaterek. Wiktoria zafascynowana oddziaływaniem powieści na ludzi, postanowiła przyjrzeć jej się z bliska. Studentka już przy pierwszym kontakcie z Internatem poczuła jego moc... książka ta okazała się skrywać nie tylko odurzającą treść, ale i przejście do świata tytułowego internatu. Miejsca, z którego wcale nie jest tak łatwo się wydostać.

,,Cierpienie to rzecz względna. Wcale nie zależy od stopniowania krzywdy, tylko od różnicy między poziomem oczekiwań a rzeczywistością.''

Izabela Degórska w bardzo oryginalny i ciekawy sposób przedstawiła rolę autora, z humorem zwracając uwagę na niedociągnięcia i to, jak wpływają one na faktyczne funkcjonowanie literackiego świata. Internat przenosi czytelnika w iluzoryczną rzeczywistość, w której łatwo się pogubić. Jest to całkiem sporo elementów humorystycznych oraz takich, które w pewien sposób wywołują w czytelniku niepokój. To taka groteska w lekkim, młodzieżowym wydaniu. Bardzo nie chciałabym przeżyć tego, co główna bohaterka historii Degórskiej - utknąć w książce i przeżywać jedno i to samo. Nie móc wrócić do swojego świata, a co więcej - ciała. Między nami książkoholikami często pojawia się pytanie W którym świecie fikcyjnym z chęcią byś się znalazła? Cóż... po przeczytaniu tej książki stwierdzam: żadnym. Jednak najlepiej mi tutaj, u siebie. Degórska zabłysnęła bardzo lekkim piórem. W sposób niezwykle plastyczny opisała zdarzenia oraz nietypowe stany bohaterki (np. przebywanie w nie swoim ciele), które trudno byłoby mi ubrać w słowa - a autorce udało się to, i to w dodatku tak, że z łatwością można sobie to wyobrazić. Mocną stroną powieści jest również miejsce akcji - mam tutaj na myśli tytułowy internat.



Sędziwy budynek typu klasztornego, w którym odbywają się zajęcia oraz toczy się życie nastolatek z innej epoki. Zimne korytarze, ponurzy nauczyciele, tajemnicze uczennice, skrywające jakiś sekret oraz mroczne widziadło straszące na strychu. Internat sprawia przedziwne, osobliwe wrażenie. Przypomina coś żywego - organizm, który potrzebuje żywych istot po to, by istnieć. Co rusz mają miejsce dziwne, niemożliwe do wytłumaczenia zdarzenia - a zachowanie zamieszkujących osób zdecydowanie odbiega od normalności. Co mi się nie spodobało? Z pewnością początek tej historii. Nie chodzi o styl, lecz tempo akcji. Odniosłam wrażenie, że autorka zbyt szybko przeszła do sedna. Zanim zostałam zaintrygowana historią tajemniczej książki, już znalazłam się w środku akcji. Nie miałam okazji poczuć klimatu tajemnicy. Nie ukrywam, że również uważam, iż całość spokojnie zmieściłaby się w 300 stronach. Jeżeli chodzi o bohaterów powieści, to zostali oni wykreowani w całkiem dobry sposób. Nie powiedziałabym, że byłam zachwycona ich kreacją, ale miała ona przyzwoity poziom.

Podsumowując, całość zaskoczyła mnie naprawdę pozytywnie. Pomimo drobnych mankamentów Internat jest intrygującą, oryginalną i nieco niepokojącą historią z gatunku literatury młodzieżowej. Mamy tutaj osobliwy klimat, naprawdę ciekawą historię i sympatycznych (oraz tych mniej sympatycznych) bohaterów. Warto dać tej książce szansę - a może to właśnie ty będziesz kolejną ofiarą Internatu?

* opis wydawcy
** opis wydawcy

KSIAZKOWA-PRZYSTAN.BLOGSPOT.COM

Są książki kompletnie przereklamowane oraz te nieszczęsne - niedocenione. W książkosferze trudno natknąć się choćby na wzmiankę o takim pechowcu, a tym bardziej recenzję. Jedną z tego typu książek jest właśnie Internat autorstwa naszej rodaczki, Izabeli Degórskiej. Powieść pojawiła się na rynku kilka miesięcy temu - 28 maja, lecz jej debiut...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

KSIAZKOWA-PRZYSTAN.BLOGSPOT.COM

Mroczny thriller przedstawiający niepokojącą siłę mediów. Ile znaczy człowiek? Czy w świecie, gdzie pieniądz i władza grają główne skrzypce, prawda ma jakiekolwiek znaczenie? Wraz z Kerry Drewery oraz bohaterami jej trylogii wejdź za kulisy bezlitosnego świata.

Brytyjska autorka powieści dla młodzieży. Jej książki, poruszające śmiałą tematykę, cieszą się dużym uznaniem. Do tej pory ukazały się: A Brighter Fear (2012), A Dream of Lights (2013) oraz trylogia - Cell 7 (2016; pol. wydanie Cela 7, 2017). Zanim Kerry na dobre zajęła się pisaniem, była koordynatorką programu BookStart w brytyjskiej instytucji charytatywnej BookTrust, znalazła się także w finale organizowanego przez BBC konkursu na scenariusz dla dzieci. Ukończyła studia w zakresie profesjonalnego pisarstwa. Kiedy nie pisze, biega, jeździ na rowerze i pływa, co pozwala jej unikać prac domowych i bez wyrzutów sumienia zajadać się sernikiem, za którym przepada. Kocha psy, a jej dom jest pełen książek i filmów. Mieszka w hrabstwie Lincolnshire w Wielkiej Brytanii. *

Zamordowano uwielbianego przez tłumy celebrytę. Zatrzymana na miejscu zbrodni szesnastoletnia Martha Honeydew przyznała się do winy i zajęła miejsce w celi śmierci. Przyszła pora, aby sprawiedliwości stało się zadość. O losie dziewczyny decydują widzowie reality TV, którzy mają siedem dni na rozstrzygnięcie, czy oskarżona ma żyć, czy umrzeć. Nie ma już sędziów – jest publiczność z telefonami w ręku. Sprawa budzi ogromne emocje, bo po raz pierwszy w historii programu w celi śmierci znalazła się nastolatka. Martha uparcie twierdzi, że jest winna, ale czy to ona pociągnęła za spust? A może rzeczywistość bywa bardziej skomplikowana niż obrazy, którymi karmią nas media? **

Jednym z moich postanowień blogowych jest utworzenie pod koniec tego roku wielkiego podsumowania, w którym umieszczę listę dwunastu najlepszych książek - z każdego miesiąca mam zamiar wybrać tę jedną najlepszą. Do tej pory nie miałam z tym żadnego problemu, ale październik częstuje mnie samymi hitami. Pierwszy rok, Małe ogniska, a teraz jeszcze Cela 7!



Niesprecyzowana przyszłość. System Sprawiedliwości całkowicie zmienił swoje oblicze. Nie ma już sądów, a co za tym idzie - sędziów. Teraz każdy ma prawo decydować o czyjejś winie, bądź niewinności - wystarczy tylko sms. W podjęciu decyzji pomagają nam rzetelne programy informacyjne: Oko za Oko, czy obdarzone sugestywną nazwą Sprawiedliwością jest Śmierć. Brzmi sprawiedliwie? Według większości jest to najwyższe osiągnięcie demokracji. Odkąd zniesiono sądy, zwolniono sędziów, pozbyto się zbędnej biurokracji, a wieloletnie wyroki często kończące się wyjściem z więzienia, skrócono do siedmiu dni w celi śmierci, przestępczość drastycznie zmalała. Pozbyto się morderców, złodziei, oszustów, anarchistów i terrorystów... lecz drugie dno tego fenomenu wygląda zupełnie inaczej. Korupcja, władza pieniądza, manipulacja informacjami, które okrajane są i dopasowywane dla wyższego celu. Głos mają ci, których na niego stać, a reszta musi się podporządkować. Albo skończą jak oskarżony na krześle elektrycznym, do którego droga prowadzi przez siedem cel, odpowiadającym siedmiu dniom więzienia, w trakcie których społeczność ma czas na oddanie głosu. Owe siedem dni stanowią istną pożywkę dla mediów oraz męczarnię dla oskarżonego i jego rodziny. Nie wiem jak wy, drodzy czytelnicy, ale mnie taka wizja przyszłości przeraża - i to bardzo.

,,Więcej się trzeba wysilić, by pomyśleć, niż żeby nacisnąć spust."

Czytając Celę 7, odczuwałam swego rodzaju niepokój. Nigdy nie zastanawiałam się nad wpływem wymiaru sprawiedliwości na nasze życie. Sądy oraz sędziowie regulują i stosują prawo, a naszym zadaniem jest podporządkowanie się pod ogólnie przyjęte normy - co jeżeli to my zaczniemy stanowić prawo? Kerry Drewery postanowiła rozwinąć tę kwestię na łamach swej trylogii młodzieżowej przedstawiając czytelnikom dystopiczną wizję przyszłości. Autorka zastosowała dwa rodzaje narracji: pierwszoosobową wykorzystaną w rozdziałach poświęconych Marcie, oraz trzecioosobową, dzięki której dowiadujemy się, co się dzieje poza więzieniem. Zabieg ten powoduje, iż całość zyskuje na ciekawości, a poprzez rozdziały sporządzone z perspektywy Marthy wzbogacona jest o dramatyzm i wgląd we wstrząsające przeżycia głównej bohaterki. Kerry Drewery osadziła bohaterów swej powieści w mrocznym świecie pozornej demokracji, lecz z łatwością można dostrzec, że wraz z upadkiem starych zasad, nastąpiło swego rodzaju bezprawie. Tu każdy jest sędzią - a raczej katem. Proces sądowy został zastąpiony przez widowisko cierpienia, z którego widzowie czerpią niepokojącą przyjemność, chorą satysfakcję z możliwości decydowania o czyimś życiu, bądź śmierci. Niełatwo tu o ludzkie odruchy, a osoby, które dostrzegają w zachowaniu społeczeństwa zło, stanowią niebezpieczne odchylenie od normy, błąd w systemie - którego lepiej się pozbyć.



Umiejętnie dawkowana akcja trzyma czytelnika w ciągłym napięciu. Drewery bezbłędnie przerzuca się pomiędzy narracją pierwszo- i trzecioosobową, włącza i wyłącza emocje oraz uczucia. Widać tu potencjał, a całość skrzy oryginalnością i pewnością w piórze. Autorka nie waha się, zna cel tej historii: wciągnąć, zszokować, zmusić do refleksji. Cela 7 spodobała mi się dużo bardziej, niż początkowo sądziłam. Już po przeczytaniu pierwszych pięćdziesięciu stron wiedziałam, że Kerry Drewery mnie ma. Dużo nie trzeba, aby dostrzec to coś w tej powieści. Historia Marthy Honeydew oraz innych bohaterów ukazuje czytelnikowi nie tylko chaotyczną alternatywę przyszłości, ale przedstawia prawdziwy dramat jednostki - człowieka skazanego na śmierć, pozbawionego podstawowych praw, traktowanego gorzej niż śmiecia. Człowieka będącego marionetką mediów, kozłem ofiarnym ludzi, workiem treningowym brutali, masochistów i socjopatów, ukrytych pod sukienkami, krawatami, koszulami oraz idealnymi małżeństwami. Cela 7 brutalnie uświadamia, jak wiele zła ma w sobie każdy z nas. Drewery nie wgłębia się zbytnio w aspekty psychologiczne bohaterów, lecz skupia się na sytuacji społecznej. Nie znaczy to jednak, że Martha, Isaac, czy Eve grający kluczową rolę w tej powieści, zostali potraktowani przez nią po macoszemu. Poznanie specyfiki tych bohaterów wymaga nieco więcej czasu, zmusza czytelnika do czytania między wersami. Owe czytanie między wersami stanowi tutaj bardzo ważny element - zwłaszcza podczas przyswajania relacji ze studia telewizyjnego.

,,Mogę być męczennicą. Ale ty musisz być wojownikiem."

Seria Kerry Drewery generalnie dedykowana jest młodzieży, ale i starszy czytelnik (jestem tego żywym przykładem) straci przy niej rachubę czasu. Pierwszą część dosłownie połknęłam - gdybym miała więcej wolnego czasu, zapewne przeczytałabym tę książkę za jednym posiedzeniem. Cela 7 sprawi, że zaczniecie zastanawiać się, do czego tak właściwie zmierzamy? Co tak naprawdę znaczy słowo sprawiedliwość i czy dosięga ona każdego? Prócz tego, powieść ta rzuca mroczne światło na mass-media oraz to, jak bardzo niepokojący wpływ mają one na odbiorców. Śmiało można tu mówić o medialnej manipulacji, okrucieństwie wobec drugiego człowieka oraz władzy, jaką posiada pieniądz. Powieść Cela 7 wzbudziła we mnie wiele emocji, dała mi mocno do myślenia oraz umiliła czas. Was, drodzy czytelnicy, gorąco zachęcam do lektury.

* opis wydawcy
** opis wydawcy

KSIAZKOWA-PRZYSTAN.BLOGSPOT.COM

Mroczny thriller przedstawiający niepokojącą siłę mediów. Ile znaczy człowiek? Czy w świecie, gdzie pieniądz i władza grają główne skrzypce, prawda ma jakiekolwiek znaczenie? Wraz z Kerry Drewery oraz bohaterami jej trylogii wejdź za kulisy bezlitosnego świata.

Brytyjska autorka powieści dla młodzieży. Jej książki, poruszające śmiałą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kontynuacja mrocznego thrilleru młodzieżowego. Po elektryzującej Celi 7 nie mogłam doczekać się na powrót do ponurego świata pozornej demokracji - świata, w którym każdy człowiek może decydować o losie i życiu drugiej osoby, a swój osąd opiera na informacjach pozyskanych od skorumpowanych mediów. Zakończenie pierwszego tomu wcisnęło mnie w fotel, zaniepokoiło i zmusiło do refleksji na temat człowieka. Jak widać, nie bez powodu w tym słowie pojawia się zło. Odrobina władzy w niepowołanych rękach może spowodować wiele cierpienia - a co jeżeli władza znajduje się w rękach każdego człowieka?

Brytyjska autorka powieści dla młodzieży. Jej książki, poruszające śmiałą tematykę, cieszą się dużym uznaniem. Do tej pory ukazały się: A Brighter Fear (2012), A Dream of Lights (2013) oraz trylogia - Cell 7 (2016; pol. wydanie Cela 7, 2017). Zanim Kerry na dobre zajęła się pisaniem, była koordynatorką programu BookStart w brytyjskiej instytucji charytatywnej BookTrust, znalazła się także w finale organizowanego przez BBC konkursu na scenariusz dla dzieci. Ukończyła studia w zakresie profesjonalnego pisarstwa. Kiedy nie pisze, biega, jeździ na rowerze i pływa, co pozwala jej unikać prac domowych i bez wyrzutów sumienia zajadać się sernikiem, za którym przepada. Kocha psy, a jej dom jest pełen książek i filmów. Mieszka w hrabstwie Lincolnshire w Wielkiej Brytanii. *

OSOBOM KTÓRE NIE CZYTAŁY TOMU PIERWSZEGO, ODRADZAM ZAZNAJAMIANIA SIĘ Z PONIŻSZYM AKAPITEM - OPIS KSIĄŻKI ZAWIERA SPOILERY! ZAINTERESOWANYCH ODSYŁAM DO RECENZJI CELI 7 (klikając w tytuł książki, zostaniesz automatycznie przeniesiony do recenzji pierwszej części trylogii)

Martha Honeydew wydostała się wprawdzie z przerażającej Celi 7, ale skorumpowany wymiar sprawiedliwości wciąż śledzi każdy jej krok. A Isaac, jedyny zaufany przyjaciel dziewczyny, przebywa w tym samym siedmiodniowym więzieniu, w którym do niedawna siedziała ona. Przedtem on uratował ją, teraz ona powinna zrobić to samo dla niego. Skoro jednak Marthę nieustannie ktoś ma na celowniku, jej szanse na uratowanie przyjaciela wydają się nikłe. Dziewczyna zaczyna się zastanawiać, czy uwolnienie się od nadzoru władz jest w ogóle możliwe. Czy Martha i Isaac znów kiedyś będą razem? Czy doczekają się życia w lepszym świecie? **


Pierwszy tom serii Kerry Drewery na polskim rynku pojawił się na początku 2017 roku - byłam wtedy czynnym blogerem i naprawdę nie mam pojęcia, jak taka perełka literatury młodzieżowej mogła mi prześlizgnąć się koło nosa? Nie wiem gdzie wtedy byłam i co robiłam - ale jedno jest pewne: ominęło mnie wiele emocji. Plus jest taki, że ostatecznie w moje ręce trafiła cała trylogia Drewery, którą aktualnie się zachwycam. Te całkiem grube tomiszcza (pierwszy tom: 472 strony, drugi tom: 490 stron) czyta się błyskawicznie i właściwie została mi ostatnia część, która na polskim runku pojawiła się 4 października, czyli stosunkowo niedawno. Ale na razie skupię się na środkowym tomie - Dzień 7 jest bezpośrednio związany z poprzedzającą częścią. Gorąco zachęcam do czytania tomów serii po kolei. Tylko w ten sposób zachowana ona właściwy sens. Struktura książki nie uległa większym zmianom. W dalszym ciągu mamy dwa rodzaje narracji, którymi Kerry Drewery wprawnie żongluje - pierwszoosobową oraz trzecioosobową. Warto jednak zaznaczyć, że narracja pierwszoosobowa w Dniu 7 objęła również i Issaca, drugiego głównego bohatera, który w tej historii ma równie istotne zadanie co Martha - a może nawet większe. W tej części autorka postanowiła przyjrzeć się swoim bohaterom z bliższa. W Celi 7 bardzo duże znaczenie miało czytanie między wierszami, dostrzeżenie charakteru i temperamentu postaci wymagało od czytelnika interpretacji zachowań, gestów, niekontrolowanych odruchów czy zmian w mimice. W drugim tomie w postawie postaci drugoplanowych widać strach, ale i dyskretne przejawy buntu przeciwko systemowi. Jednakże ludzie boją się mówić tego, co naprawdę myślą. Wiedzą, że prawda może zaprowadzić ich na krzesło elektryczne, bowiem władze na pewno dopilnują, by zamilkli. Zachowanie Marthy również uległo delikatnym zmianom - stała się ospała, dopadła ją apatia, zrezygnowanie. Ilekroć wstaje, za każdym razem upada z hukiem. Cokolwiek nie zrobi, oni są dwa kroki przed nią - obserwują ją, zaczynają wyciągać po nią swoje brudne i bezwzględne łapska. Martha jest błędem w systemie, który należy niezwłocznie usunąć. Jest śmieciem, buntowniczką, kłamczuchą - jest dziewczyną, która powinna być martwa. Prócz tego, dostajemy więcej informacji na temat Eve, Maxa, Cicero, czy Joshuy Deckera - który już od pierwszego tomu niezwykle mnie intrygował. Maski lecą w dół, a role niektórych osób zostają brutalnie odwrócone.


,,Wszystko musi być czarne lub białe. Winny – niewinny. Nie ma miejsca na odcienie szarości ani na przyczyny.

Tak lub nie – zero wyjaśnień.''

Autorka postanowiła nadać wykreowanemu światu konkretny kształt, który uzyskujemy dzięki głównej bohaterce. Drugi tom rzuca na stworzony System jeszcze mroczniejsze światło. Jeszcze więcej tutaj brutalności, bezwzględności - a przez to wszystko prześwituje otumanienie społeczeństwa, zaszczepienie w nich poczucia pozornej kontroli nad wydarzeniami, lecz tak naprawdę to nie oni poruszają sznureczkami. Jak wspominałam w recenzji pierwszego tomu, Drewery w swej trylogii porusza bardzo aktualny temat - siłę social mediów, która w mniejszy bądź większy sposób oddziałuje na każdego z nas. Autorka bezbłędnie trafiła w sam środek tego problemu, w bardzo dosadny sposób prezentując prawdziwe oblicze medialnej manipulacji. Akcja nie zwalnia, trzymając czytelnika w ciągłym napięciu i zainteresowaniu. Dzień 7 jest kontynuacją, która trzyma poziom pierwszego tomu. Wiele wyjaśnia, ale i mocniej intryguje. Zakończenie podobnie jak w przypadku Celi 7, wywołuje w czytelniku silne emocje - nie zawsze dobre, oraz zmusza do sięgnięcia po część zamykającą trylogię.



Drugi tom w pełni mnie usatysfakcjonował. Właśnie takiej kontynuacji oczekiwałam - pełnej emocji, dramatów, wewnętrznych rozterek bohaterów, trudnych decyzji, brawurowych czynów, walki o lepszej jutro. Drewery nie ułatwiała zadania swym bohaterom, czyniąc tę historię autentyczną, możliwą do zdarzenia. Nie brak tutaj czarnych bohaterów, których miałam ochotę wprost udusić - a szczególnie Kristinę Albright. Z czołowymi bohaterami mocno się zżyłam, wczułam się w ich beznadziejną sytuację... jestem bardzo ciekawa ostatniego tomu. Mam nadzieję, że dotrzyma ona tempa poprzednim częścią.

* opis wydawcy
** opis wydawcy

Kontynuacja mrocznego thrilleru młodzieżowego. Po elektryzującej Celi 7 nie mogłam doczekać się na powrót do ponurego świata pozornej demokracji - świata, w którym każdy człowiek może decydować o losie i życiu drugiej osoby, a swój osąd opiera na informacjach pozyskanych od skorumpowanych mediów. Zakończenie pierwszego tomu wcisnęło mnie w fotel, zaniepokoiło i zmusiło do...

więcej Pokaż mimo to