-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński4
Biblioteczka
2024-04-22
2024-04-15
2024-03-07
2024-02-23
2023-12-30
2023-12-01
2023-11-17
,,Inny świat" jest literaturą faktu z domieszką literatury pięknej. Przedstawia piekło sowieckiego łagru, w którym każdy kolejny dzień stawał się coraz większą katorgą.
Jedną z ciekawszych przedstawionych postaci jest Misza Kostylew, komunista, który odkrył bezsens wyznawanej przez siebie ideologii i wkrótce trafił do Jercewa. Wyróżniał się pozytywnie na tle reszty opisywanych postaci, gdyż co druga, to byli komuniści spod znaku ,,to nie jest prawdziwy komunizm".
Jak słusznie zauważył autor w rozmowie z Włodzimierzem Boleckim (dołączonej do książki w ,,Wydawnictwie Literackim") za tzw. ,,kłamstwo oświęcimskie", czyli negowanie okrucieństwa Holacaustu, można ponieść konsekwencje prawne, zaś za ,,kłamstwo kołymskie" (negowanie okrucieństwa łagrów) nie ma żadnej prawnej kary. Nawet na zachodzie, gdy ta książka została wydana, wzbudziła niedowierzanie lub niechęć wśród niektórych osób. Do dzisiaj o koszmarze łagrów nie mówi się tyle, co o koszmarze niemieckich obozów.
,,Inny świat" jest literaturą faktu z domieszką literatury pięknej. Przedstawia piekło sowieckiego łagru, w którym każdy kolejny dzień stawał się coraz większą katorgą.
Jedną z ciekawszych przedstawionych postaci jest Misza Kostylew, komunista, który odkrył bezsens wyznawanej przez siebie ideologii i wkrótce trafił do Jercewa. Wyróżniał się pozytywnie na tle reszty...
Jako iż ,,Café Rose" jest moim ulubionym odcinkiem ,,Stawki większej niż życie", z powodu m. in. ciekawej intrygi, świetnej obsady (m. in. Janowska, Bylczyński, Fetting, Voit) i dość małej ilości propagandy, z ciekawości postanowiłem sięgnąć po komiks.
Wygląd większości postaci jest inny od serialowego, co nie jest dużą wadą, jednak serialowa wersja i tak prezentuje się lepiej, np. w serialu szef wygląda niepozornie, tutaj jak agent, pani Rose w serialu przypomina prawdziwą damę, tutaj pierwszą lepszą kobietę.
Bardziej nierozumianą dla mnie rzeczą jest zmienienie dosyć znaczących elementów fabuły. Na plus na pewno jest ukazanie samego początku historii.
Jako iż ,,Café Rose" jest moim ulubionym odcinkiem ,,Stawki większej niż życie", z powodu m. in. ciekawej intrygi, świetnej obsady (m. in. Janowska, Bylczyński, Fetting, Voit) i dość małej ilości propagandy, z ciekawości postanowiłem sięgnąć po komiks.
Wygląd większości postaci jest inny od serialowego, co nie jest dużą wadą, jednak serialowa wersja i tak prezentuje się...
Najpiękniejszy wiersz Adama Asnyka i zarazem lekko niedoceniany patriotyczny utwór.
Szkoda tylko, iż podczas interpretacji tekst jest zmieniony z ,,miejmy nadzieję" na ,,miejcie nadzieję" i usunięte są trzy strofy. Pomimo świetnych wykonań (m. in. p. Wójcicki, p. Kalinowska), utwór nie ma takiej mocy jak w oryginalnym tekście.
Największy sentyment mam do wykonania pochodzącego z filmu pt. ,,Ostatni dzwonek", gdzie utwór interpretuje aktorka - śp. Joanna Wizmur lub ww. Tamara Kalinowska.
https://www.youtube.com/watch?v=CoDoVQLwsZo
Najpiękniejszy wiersz Adama Asnyka i zarazem lekko niedoceniany patriotyczny utwór.
Szkoda tylko, iż podczas interpretacji tekst jest zmieniony z ,,miejmy nadzieję" na ,,miejcie nadzieję" i usunięte są trzy strofy. Pomimo świetnych wykonań (m. in. p. Wójcicki, p. Kalinowska), utwór nie ma takiej mocy jak w oryginalnym tekście.
Największy sentyment mam do wykonania...
Z powodu słynnego ,,Oppenheimera" (Ch. Nolana) postanowiłem wrócić do tej pozycji, aby uzupełnić sobie informacje związane z tematem bomby atomowej i wyścigu zbrojeń pomiędzy USA a ZSRR.
Książkę, podobnie jak inne pozycje Wołoszańskiego, czyta się szybko i przyjemnie, chociaż za pierwszym razem może trochę odrzucić ogrom (potrzebny) nazw, nazwisk.
Z powodu słynnego ,,Oppenheimera" (Ch. Nolana) postanowiłem wrócić do tej pozycji, aby uzupełnić sobie informacje związane z tematem bomby atomowej i wyścigu zbrojeń pomiędzy USA a ZSRR.
Książkę, podobnie jak inne pozycje Wołoszańskiego, czyta się szybko i przyjemnie, chociaż za pierwszym razem może trochę odrzucić ogrom (potrzebny) nazw, nazwisk.
2023-09-01
2023-07-16
Książka poświęcona została Eleonorze Wiśniowieckiej z d. Habsburg. Sam król Michał Korybut Wiśniowiecki jest postacią, o której się zbyt dużo się nie mówi, a co dopiero o jego żonie. Szczególnie, iż Habsburżanka jako królowa Polski może nie brzmieć zbyt dobrze.
Sama forma nie przypadła mi do gustu. Autorka rozważa nad jedną i tą samą rzeczą przez 2-3 strony. Rozumiem, luźny styl, czy tzw. ,,babskie gadanie", ale gdyby usunąć niepotrzebne rozmyślania, to książka byłaby co najmniej o 1/3 krótsza.
Tutaj, jeżeli ktoś chce się wciągnąć w ,,fabułę", to ostrzegam przed spoilerami.
Jeśli chodzi o samą postać: wypada jak najbardziej pozytywnie, lecz nieco blado. Wokół niej dzieją się intrygi, ale sama stoi obok nich. Nie zostaje również bezpośrednio w żadną wciągnięta. Ma udział w życiu politycznym, ale temat ten został opisany zbyt powierzchownie ponieważ mało o tym wiadomo. Autorka mogła poprosić o pomoc historyków związanych z tamtym okresem, żeby chociaż przynajmniej podać opcje jak mniej więcej to mogło wyglądać. Wolałbym to, niż niepotrzebne powtórzenia o miłości.
Książka poświęcona została Eleonorze Wiśniowieckiej z d. Habsburg. Sam król Michał Korybut Wiśniowiecki jest postacią, o której się zbyt dużo się nie mówi, a co dopiero o jego żonie. Szczególnie, iż Habsburżanka jako królowa Polski może nie brzmieć zbyt dobrze.
Sama forma nie przypadła mi do gustu. Autorka rozważa nad jedną i tą samą rzeczą przez 2-3 strony. Rozumiem,...
2023-06-30
,,Pan Wołodyjowski" to ostatnia powieść Trylogii Henryka Sienkiewicza napisanej ,,ku pokrzepieniu serc". Czy zatem warto jest wieszać psy na dziele lub autorze za niezgodności historyczne, albo wybielony obraz szlachty (czy ogólnie Polaków)? Jeżeli ktoś chce bardziej realistycznego obrazu, to może sięgnąć po nowele samego Sienkiewicza, które służą właśnie ukazaniu rzeczywistości, a nie jak Trylogia podnoszenia na duchu, dawania wzorców, etc.
Przechodząc jednak do samego ,,Pana Wołodyjowskiego": zdziwiła mnie i zażenowała postawa przyjaciół Wołodyjowskiego, po śmierci jego narzeczonej - Anusi. Służył wiernie ojczyźnie i Bogu przez co zaniedbał Anusię, stracił ważną osobę, miał za to pretensję do Boga, a ci momentami traktowali go jak bluźniercę-wyrzutka. Jak wspomniałem powyżej powieść ma podnosić na duchu, ale już na początku było coś, co na duchu raczej nikogo nie podnosi. Sytuację na szczęście uratował niezawodny pan Zagłoba.
Azja ,,Mellechowicz" Tuhajbejowicz - postać z potencjałem, idealny materiał na głównego antagonistę. W moim odczuciu jednak autor zbyt szybko ujawnił jego prawdziwe intencje.
Na plus są opowieści pana Muszalskiego, księdza Kamińskiego i pana Nienaszyńca. Są niedocenianym elementem powieści, a na ironię właśnie one pokazują tę nieidealność szlachty.
Ciekawy był też kontrast pomiędzy Basią Jeziorkowską, a Krystyną Drohojowską. Jedna to chłopczyca, druga to stereotypowa delikatna dama. Obie są sierotami wychowanymi przez stolnikową Makowiecką, czasami sobie wzajemnie dogryzają (właść. to Basia Krzysi), lecz obie dbają o siebie jak siostry. Swoją drogą książkowa Krzysia początkowo nie wydawała się być zbyt ciekawą postacią, w filmie uroda Barbary Brylskiej nadała jej trochę charakteru, ale później pozytywnie zaskoczyła mnie chęcią towarzyszenia w niedoli (służbie) Ketlingowi. Książkowa Basia jest lepsza od książkowej Krzysi, zaś filmowa Krzysia jest lepsza od filmowej Basi. Makowiecka zaś pasowałaby idealnie do Zagłoby, chociaż była już zajęta.
Zakończenie (SPOILERY!)
Nie podobała mi się decyzja Wołodyjowskiego o obronie Kamieńca, który prędzej czy później i tak by został zdobyty przez Turków; szczególnie, iż ci po zdobyciu go potraktowali zarówno mieszkańców miasta jak i samych obrońców w miarę przyzwoicie. Mniej ludzi by zginęło podczas obrony, a sama twierdza byłaby w lepszym stanie; zaś Wołodyjowski i Ketling mogliby jeszcze ojczyźnie się przysłużyć.
,,Pan Wołodyjowski" to ostatnia powieść Trylogii Henryka Sienkiewicza napisanej ,,ku pokrzepieniu serc". Czy zatem warto jest wieszać psy na dziele lub autorze za niezgodności historyczne, albo wybielony obraz szlachty (czy ogólnie Polaków)? Jeżeli ktoś chce bardziej realistycznego obrazu, to może sięgnąć po nowele samego Sienkiewicza, które służą właśnie ukazaniu...
więcej mniej Pokaż mimo to
4 nowele Marii Konopnickiej + biografia autorki i opracowanie.
W nowelach Konopnickiej uderzyła mnie ich tendencyjność. Pisanie pod tezę było charakterystyczne dla nowel, ale tutaj autorka przesadziła, zrobiła to nieco nachalnie. Dla przykładu Prus, Sienkiewicz, czy Żeromski byli nieco bardziej subtelni.
Przedstawiono mało nowel Konopnickiej, zaledwie 4. Może w innych było trochę lepiej...?
STREFA SPOILERÓW
Wrócę do tendencyjności. W ,,Naszej szkapie" występuje wielki tragizm, aczkolwiek mąż ciężko chorej żony ani nie znajduje sobie lepszej pracy, ani nie zwraca się do nikogo o pomoc (nie licząc ,,pomocy" żerujących), ani nie posyła do pracy swoich dzieci (oczywiście mam na myśli jakąś w miarę lekką). Współczucie dla biednych to jedno, ale dlaczego tutaj głowa biednej rodziny nie podjęła jakiś znaczących kroków na polepszenie sytuacji? Lepiej by to wyglądało, gdyby np. ojciec próbował, ale by i tak by to dużo nie dało, albo by popadł w poważną chorobę psychiczną (a nie jedynie huśtawkę nastrojów od melancholii, po gniew).
Dla ,,Mendla Gdańskiego" poświęciłem oddzielną recenzję.
4 nowele Marii Konopnickiej + biografia autorki i opracowanie.
W nowelach Konopnickiej uderzyła mnie ich tendencyjność. Pisanie pod tezę było charakterystyczne dla nowel, ale tutaj autorka przesadziła, zrobiła to nieco nachalnie. Dla przykładu Prus, Sienkiewicz, czy Żeromski byli nieco bardziej subtelni.
Przedstawiono mało nowel Konopnickiej, zaledwie 4. Może w innych...
2023-05-02
Autorka już na samym początku powieści przedstawiła jej zakończenie. I tak trzeba było przebrnąć przez całość do znanego już końca. Ciężki język, większość wątków opisana papierowo, niebudząco żadnych emocji u czytelnika. Ważne wydarzenia są opisane na szybko, potraktowane po macoszemu (jakby czytało się streszczenie, a nie samą książkę), za to autorka skupiła się na dokładnym opisywaniu różnych bzdur, które do głównego wątku nijak się mają.
Plus dochodzi jeszcze wpychanie ideologii: kobiety (może z wyjątkiem matki Elżbiety) są dobre i skrzywdzone przez tych złych mężczyzn. Wąbrowski jako socjalista na początku był przedstawiony pozytywnie, lecz później i mu autorka dorobiła łatę świni. Zenon Ziembiewicz jako główny bohater miał być w zamiarze opisany jako skomplikowana postać, ale nic z tego nie wyszło. Dla przykładu Reymont w ,,Ziemi obiecanej" umiał stworzyć protagonistę, który pomimo bycia niezbyt sympatyczną postacią, taką trochę świnią, jest skomplikowany. Może gdyby dokładniej pokazano zainteresowania, ambicje Ziembiewicza, to coś by z tego wyszło.
Pozostaje jeszcze kwestia złych panów i biednych, pokrzywdzonych służących, czy złych ludzi i dobrych, pokrzywdzonych zwierząt. Dobrze, że pokazane zostają problemy danych grup, mniejszości, ale zostały tutaj przedstawione strasznie tendencyjnie.
Jedynie co mi się podobało w tej książce, to postać Justyny Bogutówny. Jest dobrze napisana, tutaj to autorka wyjątkowo skupiła się na dokładnym opisaniu jej emocji, uczuć.
Sam pomysł na fabułę był dobry, miał potencjał, ale został przez samą autorkę zniszczony poprzez ciężki i nużący styl pisania, powierzchniowe opisy ważnych postaci i wątków, ideologiczną propagandę i spoiler na samym początku powieści.
Ps. Podczas czytania tej pozycji polecam dla umilenia czasu słuchać piosenki ,,Każdy facet to świnia" zespołu Big Cyc. ;)
Autorka już na samym początku powieści przedstawiła jej zakończenie. I tak trzeba było przebrnąć przez całość do znanego już końca. Ciężki język, większość wątków opisana papierowo, niebudząco żadnych emocji u czytelnika. Ważne wydarzenia są opisane na szybko, potraktowane po macoszemu (jakby czytało się streszczenie, a nie samą książkę), za to autorka skupiła się na...
więcej mniej Pokaż mimo to
Moja lektura z podstawówki, bodajże pierwszej klasy, znana lepiej przeze mnie jako animacja Disneya, jako jedyna czytana przez nauczycielkę, więc de facto przeczytana przeze mnie dopiero teraz.
Z okazji świąt postanowiłem zażyczyć ją sobie w prezencie. Początkowo byłem nieco zawiedzony, ponieważ postacie nie wydawały się tak sympatyczne jak w ekranizacji Disneya. Kwestia czasów w jakich książka została napisana? Realizm? - tzn. każdy ma to coś złego, irytującego, co nie jest tak złagodzone jak u Disneya.
Jeżeli mowa o Disneyu, to oczywiście zabrakło jednego członka paczki - Gofera dodanego na potrzeby adaptacji. Chociaż nie wiedzieć dlaczego, pamiętam, iż w ćwiczeniach do lektury występował jak gdyby nigdy nic wśród pozostałych postaci. Za to mamy gromadę ,,krewnych-i-znajomych Królika", którzy przyczepili się Króliczka jak rzep psiego ogona, a w tych pierwszych ekranizacjach nie zostali w ogóle ukazani.
A ulubionym bohaterem pozostaje nadal osiołek Kłapouchy, chociaż podobnie jak inne postacie w adaptacjach wydaje się być sympatyczniejszy. A zaraz po nim jest oczywiście tytułowy Miś. :)
Jeżeli po polsku, to oczywiście tłumaczenie Ireny Tuwim. Niektóre rzeczy były nie do przetłumaczenia, ale udało jej się świetnie wybrnąć. Jedynie mam uwagę odnośnie kwestii płci misia Winnie, inspiracji do nadania imienia niedźwiadkowi w oryginalnej wersji, która była samicą, a tutaj w przedmowie została określona tak jak główny bohater, czyli ,,Kubuś". Niestety, był to chyba jedyny moment, w którym tłumaczenie p. Tuwim zawiodło. Mogę jeszcze wspomnieć o Sowie, która w tłumaczeniu wydaje się być kobietą, ale to nie razi tak mocno, ponieważ jest to postać fikcyjna. Natomiast nie trawię zbytnio tłumaczenia p. Adamczyk-Garbowskiej ,,Fredzia Phi-Phi". Nie rozumiem na siłę dosłownego tłumaczenia i jednocześnie utrudnień w czytaniu. Jedynie co mi się przypadło w nim do gustu, to nazwanie Kangurzycy Kangą, a Maleństwa Gurkiem, co oczywiście jest grą do słów do słowa ,,kangurek", tak jak w oryginale (,,kangaroo"). Nie czytałem całości, może jeżeli się uda, to coś jeszcze znajdę.
Moja lektura z podstawówki, bodajże pierwszej klasy, znana lepiej przeze mnie jako animacja Disneya, jako jedyna czytana przez nauczycielkę, więc de facto przeczytana przeze mnie dopiero teraz.
więcej Pokaż mimo toZ okazji świąt postanowiłem zażyczyć ją sobie w prezencie. Początkowo byłem nieco zawiedzony, ponieważ postacie nie wydawały się tak sympatyczne jak w ekranizacji Disneya. Kwestia...