-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać352
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik15
Biblioteczka
2018-11-03
2023-04-03
2019-08-25
Komisarz Sławomir Kruk. Dobry glina. Skuteczny i bezkompromisowy.
Do tego uczciwy, wrażliwy, oczytany (Szekspir!) i przystojny! Czyż taki główny bohater nie wystarcza, aby pokochać całą powieściową serię? Nie, szybko dopisuję kolejne zalety: dobra zagadka, niejeden trup, obok dobrych — źli policjanci (i moralność, i profesjonalizm), tło obyczajowe, niejednowymiarowe postaci, wiarygodne dialogi (uzasadniona estetyka wypowiedzi bandziorów lub policyjnych twardzieli).
Pióro Piotra Górskiego gwarantuje najwyższą jakość. Mówiąc już zupełnie serio, potrafi Górski w zapętlonych wątkach kryminalnych pokazać mocne emocje (ból, krzywdę, stratę) i dotknąć brudnych problemów, a zrobić to — fabularnie i językowo — genialnie. Intryga jest naprawdę dobra. Choć skoncentrowana na jednym śledztwie, dotyka różnych wydarzeń i interakcji, a układa się w spójną i przejrzystą treść. Czyta się bardzo dobrze, bo sytuacje są logiczne i bez irracjonalnych upiększaczy. I choć odpowiednio dawkowane wskazówki wydają się jednoznaczne, finał ostatecznie może zaskoczyć.
A najważniejsze, że główny bohater to policjant-idealista! Bezkompromisowo walczy z bandytami-gangsterami-psychopatami, niesie pomoc krzywdzonym. Często
samotnie, niekoniecznie w zgodzie z literą prawa (za to ze swoim kodeksem moralnym), czasem bez odpowiedniej wyceny ryzyka i zagrożenia, zawsze z wiarą
w sprawiedliwość. Podoba mi się. Przymykam oko na nieumiarkowaną zdolność budowania hipotez roboczych i geniusz dedukcyjny.
Myślę sobie, że mogłoby się znaleźć dla komisarza Kruka lepsze miejsce na Empikowych stolikach...
Komisarz Sławomir Kruk. Dobry glina. Skuteczny i bezkompromisowy.
Do tego uczciwy, wrażliwy, oczytany (Szekspir!) i przystojny! Czyż taki główny bohater nie wystarcza, aby pokochać całą powieściową serię? Nie, szybko dopisuję kolejne zalety: dobra zagadka, niejeden trup, obok dobrych — źli policjanci (i moralność, i profesjonalizm), tło obyczajowe, niejednowymiarowe...
2021-07-01
2019-08-30
Najnowsza powieść Anny Kańtoch. No cóż, oczekiwałam czegoś lepszego.
W porównaniu do genialnej „Wiary” — „Pokuta” nieco rozczarowuje. Aczkolwiek wciąż Kańtoch jest mistrzynią budowania ciężkiego i mrocznego klimatu. Nadmorskie miasteczko lat osiemdziesiątych w jesienno-zimowej scenerii. Szum groźnego Bałtyku i przygnębiająca szaruga długich deszczowych wieczorów sugestywnie budują nastrój zagrożenia i strachu. Pogoda jest najlepszym bohaterem książki.
Za to inni bohaterowie — w porównaniu do „Wiary” — przegrywają. Starszy sierżant Krzysztof Igielski to rzetelny milicjant, który wbrew zaleceniom przełożonego kontynuuje śledztwo. I tyle. Postać nie tyle nudna, ile niewyraźna i mdła. Co prawda mamy powiedziane, że opuściła go ukochana (chyba!) kobieta, jednak tęsknota i osobiste frustracje są jedynie wspominane, rys psychologiczny płytki, emocje ukazane powściągliwe.
Aha, co jakiś czas postać zostaje nagle dziwnie ubarwiona: chłodny i stateczny milicjant dokonuje czynów niespodziewanych — nagłych aktów agresji — zupełnie do jego wizerunku niepasujących.
Odrobinę bardziej wyraziście nakreślona jest bohaterka drugiego wątku, nastoletnia Pola. Chociaż tu podobnie — niby zarysowane są jej kompleksy, mocne problemy dojrzewania, czy złe relacje z matką, ale pokazanie emocji i motywacji okazuje się równie miałkie i nietreściwe.
I jeszcze jedno porównanie z „Wiarą”: tam mistrzowsko było budowane napięcie, wielotorowo, tajemnica goniła tajemnicę, a sieć domysłów i niepewności powoli osaczała, atmosfera przygniatała. Tutaj — jest zagadka morderstwa i siermiężne dochodzenie, a intryga w sumie oparta na średnio kreatywnych poczynaniach starszego sierżanta.
Ponadto po tamtym — dobrym i wnikliwym (i bardzo plastycznym!) obrazie peerelowskiej prowincji — tutaj obraz jest pobieżny i uproszczony.
Ale dość porównań. Generalnie dostajemy dobry, tradycyjny kryminał, może bez widowiskowej dynamiki, czy spektakularnych zwrotów akcji, ale skoncentrowany na intrygującej zagadce i osadzony w klimatycznych realiach. Mimo pewnego niedosytu pozostaję w gronie wielbicieli Anny Kańtoch i czekam na kolejne urokliwe kryminały.
Najnowsza powieść Anny Kańtoch. No cóż, oczekiwałam czegoś lepszego.
W porównaniu do genialnej „Wiary” — „Pokuta” nieco rozczarowuje. Aczkolwiek wciąż Kańtoch jest mistrzynią budowania ciężkiego i mrocznego klimatu. Nadmorskie miasteczko lat osiemdziesiątych w jesienno-zimowej scenerii. Szum groźnego Bałtyku i przygnębiająca szaruga długich deszczowych wieczorów...
2019-02-05
"Serial "Alternatywy 4" został, słusznie bądź nie, okrzyknięty serialem kultowym. Nie bardzo wiadomo co to, przy obfitości różnych kultów, oznacza, lecz jedno jest pewne – telewizja emituje go od wielu lat kilka razy w roku."
(Janusz Płoński w przedmowie).
Autor książki, a zarazem współscenarzysta serialu, postanowił – z humorem i radośnie! – wyjaśnić kwestie trudne do zrozumienia przez młodego czytelnika, który "niewiele wie o przeszłości, ma skłonność do upraszczania, brania fikcji
za prawdę i postrzegania tego co było, przez pryzmat własnej aktualnej wiedzy". Płoński cierpliwie i z uśmiechem tłumaczy sens zawartych w serialu aluzji (politycznych, a nawet historycznych), a także sens słów i zwrotów wypowiadanych przez bohaterów. W ten sposób wyjawia wprost "co autorzy mieli na myśli", i zarazem tworzy wiarygodny przewodnik po peerelowskiej
rzeczywistości. Czyni to językiem prostym, bezpośrednim, zrozumiałym; w formie zabawnych odpowiedzi na bieżące pytania.
Książka mi się spodobała. Bardzo sympatyczne czytadło uzupełniające moją wiedzę i wspomnienia. Na wesoło przypomniano mi rzeczywistość peerelowską przepełnioną dziwnościami typu: przydziały na mieszkania, na samochody, na telefony. Opowiedziano o kolejkach sklepowych, a w nich kolektywnych komitetach tworzonych celem pilnowania się nawzajem. I o kartkach reglamentujących żywność dla osób pracujących (bo jak głosił Lenin: "Kto nie pracuje, ten nie je."). I o wszelkich ograniczeniach rozmaitych wolności.
A jakie absurdy poznałam, to już sama radość!
O alkoholizmie i walce z nim:
Żaden przyzwoity człowiek (znaczy Balcerek na przykład) nie szukał wódki w sklepie (żeby tyle pieniędzy!). Wszyscy wiedzieli, kto w pobliżu produkuje bimber. Państwo walczyło z alkoholizmem. Na walkę przeznaczano tak zwane korkowe, czyli procent z oficjalnych zysków ze sprzedaży alkoholu. Innymi słowy: im więcej się spożywało, tym więcej państwo przeznaczało na walkę ze spożywaniem.
O budownictwie:
"Moce przerobowe i luzy", czyli maszyny, materiały i ludzie przerzucani z jednej budowy na drugą, wynikiem czego, żadnej nie kończono, a miejsca pracy wyglądały idyllicznie: robotnicy leżą i pilnują, żeby ich nie rozkradziono.
O wpływowych prominentach:
Dygnitarz partyjny mógł wszystko. Życzy jakiś obraz z muzeum? Malczewskiego? Chagalla? Większy by pasował? To może "Bitwa pod Grunwaldem"? Pakujemy.
Więcej nie zdradzam. Zachęcam do czytania. A lektura może wreszcie rozjaśni niektórym widzom (nie tylko młodzieży!), że "Alternatywy 4" to nie jest po prostu serial komediowy o apodyktycznym dozorcy. Przejaskrawieni mieszkańcy bloku to mikro-Polska, którą stworzono na potrzeby serialu, a jest ona niczym Orwellowski "Folwark zwierzęcy", gdzie ukazano różnego rodzaju charaktery. Natomiast zawoalowana przed cenzurą fabuła, tak naprawdę aluzyjnie przedstawiała systemowe mechanizmy.
"Serial "Alternatywy 4" został, słusznie bądź nie, okrzyknięty serialem kultowym. Nie bardzo wiadomo co to, przy obfitości różnych kultów, oznacza, lecz jedno jest pewne – telewizja emituje go od wielu lat kilka razy w roku."
(Janusz Płoński w przedmowie).
Autor książki, a zarazem współscenarzysta serialu, postanowił – z humorem i radośnie! – wyjaśnić kwestie trudne do...
2019-07-21
Mój pierwszy Małecki. No cóż dodać do wypisanych już pochwał? Książka lekka i nieskomplikowana. Yyy... to nie pochwała? A jednak.
Książka pięknie opowiedziana. Dla wszystkich. Bo każdy bez problemu rozumie metafory i alegorie. A kto zrozumie więcej, ten doceni kunszt Autora. Dla mnie Jakub Małecki jest mistrzem finezyjnego stylu, jakiejś delikatnej powściągliwości, przedstawiania emocji na swój jedyny, niepowtarzalny sposób.
Jest pisarzem dojrzałym i wielce wrażliwym. Jego postaci (bardzo różnorakie ze swoimi słabościami i frustracjami), dialogi, budowanie klimatu
i zainteresowania dowodzą dobrej znajomości ludzkich charakterów, a także zadziwiają subtelnością prostego przekazu o sile człowieka.
Jednak meritum to pochwała dla literatury. Zbawiennej mocy opowieści, która ma pomóc w odnalezieniu siebie, swojej życiowej przestrzeni.
Czy daje sposób na lepsze życie? Na niemarnowanie życia? Małecki wie, że wielu z nas ma swojego złego "kozła", którego trzeba z tego życia wygonić. Małecki budzi nam wiarę i daje nadzieję.
Mój pierwszy Małecki. No cóż dodać do wypisanych już pochwał? Książka lekka i nieskomplikowana. Yyy... to nie pochwała? A jednak.
Książka pięknie opowiedziana. Dla wszystkich. Bo każdy bez problemu rozumie metafory i alegorie. A kto zrozumie więcej, ten doceni kunszt Autora. Dla mnie Jakub Małecki jest mistrzem finezyjnego stylu, jakiejś delikatnej powściągliwości,...
2019-07-24
Rasowy thriller psychologiczny. Dobrze napisany, skonstruowany, rozegrany do końca.
Dotyka tego, co najważniejsze. Pragnienia miłości i bólu wynikającego z jej braku oraz roli dzieciństwa i pierwotnych doznań, które odbijają się echem na całym życiu. Przesłanie jest proste: rodzice, kochajcie swoje dzieci i to tak, aby były tej miłości pewne, a ochronicie je przed złem świata tego. Jeśli nie potraficie zaspakajać najważniejszych potrzeb swojego dziecka — kochania i bycia kochanym — nie wychowacie szczęśliwego człowieka.
Książka niby lekka i rozrywkowa, a naprawdę poruszyła mnie jak żadna. Cały czas zastanawiałam się, czy jestem oby dobrą matką...
A literacko. Nienaganny styl i język. Przekonująca kryminalna fabuła odpowiednio stopniuje napięcie i buduje klimat. Dwutorowa narracja narzuca tempo. A garść nienachalnych mądrości z dziedziny psychologii dodatkowo generuje i podtrzymuje zainteresowanie. Ogólnie kilkuwątkowa historia jest naprawdę intrygująca i poruszająca.
Rasowy thriller psychologiczny. Dobrze napisany, skonstruowany, rozegrany do końca.
Dotyka tego, co najważniejsze. Pragnienia miłości i bólu wynikającego z jej braku oraz roli dzieciństwa i pierwotnych doznań, które odbijają się echem na całym życiu. Przesłanie jest proste: rodzice, kochajcie swoje dzieci i to tak, aby były tej miłości pewne, a ochronicie je przed złem...
2020-11-17
2020-11-27
2020-09-17
2020-10-25
Pozostając pod wrażeniem lektury "Króla" Szczepana Twardocha, wciąż czuję, jak...
Idę przez Warszawę z chudym Żydkiem z pejsami. A może wcale nie idę. Nie wiem. Stanęłam w miejscu przerażona, a Żydek opowiada.
Jakub Szapiro zabił jego ojca, ojca chudego Żydka z pejsami, a Żydek został z Jakubem. Bo Jakub jest tutaj królem, królem-bokserem i królem-gangsterem. Idę za nimi, za Żydkiem i królem, w przedwojenną Warszawę, Warszawę takich Żydków i takich królów, i jeszcze innych. Ta Warszawa jest tu wielobarwna, wymieszana, skłócona. Wchodzimy między pobożnych Żydów a gojów, łachmaniarzy a puryców, dziennikarzy a gangsterów, takich, co czytają "Kurjer Warszawski", i tych, co "Nasz Przegląd".
Dostajemy zaproszenie na mecz bokserski. Ale na ringu nie tylko Legia kontra Makabi. Na ringu o nazwie Warszawa 1937 stają nienawiść i pogarda. W licznych narożnikach Żydzi naprzeciwko Polaków, nacjonaliści naprzeciwko socjalistów, inteligenci naprzeciwko gangsterów, żony naprzeciwko prostytutek, politycy naprzeciwko polityków. Wszyscy robią groźne miny i walczą ze sobą, ale się boją. Siebie nawzajem i tego, co ich spotka jutro. Nawet Król się boi, chociaż się boi inaczej niż wszyscy, ale też. I płacze czasem, bo się boi.
Tak sobie spróbowałam stylizacji tekstu na język Twardochowy... nieśmiało i z respektem. Nieudolnie. Bo styl autora "Króla" jest niepowtarzalny i niedościgniony. Treść jest zrozumiała i przejrzysta, a język ujmuje niebanalnością. Twardoch potrafi nasycić tekst poetyką, bawi się słowem, powtarza je, z pełną świadomością powtarza frazy w obrębie jednego zdania. Przy czym jego narracja nie traci dynamiki, jest bardzo sugestywna i świetnie przeplata odczucia i emocje bohatera z relacjonowaniem wydarzeń. Wyostrzona też zostaje często obecna ironia i cyniczny sarkazm. I jeszcze jedno — co mnie już zachwyciło w "Morfinie" — w rzetelny naturalistyczny obraz Warszawy wplecione są pierwiastki metafizyczne. Autor lubi łączyć świat realny z fantastycznym, tutaj nawiązuje do opowieści biblijnej. Przez to przedstawia prawdę historyczną, a równocześnie zmusza do intelektualnego wysiłku, prowokuje do zastanowienia i interpretacji.
Twardoch kolejny raz opowiada swoją historię, używając takich środków, że choć fabuła i forma składają się na pasjonujący thriller, czuję, że dotykam literatury wyższej.
Pozostając pod wrażeniem lektury "Króla" Szczepana Twardocha, wciąż czuję, jak...
Idę przez Warszawę z chudym Żydkiem z pejsami. A może wcale nie idę. Nie wiem. Stanęłam w miejscu przerażona, a Żydek opowiada.
Jakub Szapiro zabił jego ojca, ojca chudego Żydka z pejsami, a Żydek został z Jakubem. Bo Jakub jest tutaj królem, królem-bokserem i królem-gangsterem. Idę za nimi,...
2016
2018-08-28
Jestem wstrząśnięta. Zszokowana.
Fabuła. Akcja. Wątki. Finał.
Cały czas trzymało w napięciu, a zakończenie... porażające...
Wspaniały kryminał. Doskonały thriller psychologiczny.
Ale przede wszystkim.
Pan Chmielarz mnie zachwycił.
Warsztatem. Lekkością stylu.
Dojrzałością.
Celnością ocen i spostrzeżeń.
Psychologią i świadomością społeczną.
Wszystkim.
Rzecz pokazana z perspektywy kilku osób. Tak różnorako i wszechstronnie...
Z wielką znajomością ludzkich charakterów i zachowań. Perfekcyjnie.
Z taką łatwością. I nieśpiesznie.
Jaka jakość!!
Kilkuwarstwowa narracja jest narzędziem ułatwiającym zobrazowanie odczuć
i emocji, jakie rządzą poszczególnymi postaciami.
W mistrzowski sposób pokazuje, jak rodzą się negatywne relacje, jak łatwo
i szybko się rozwijają, a potem już tylko czekają na małą iskrę zapalną...
Rozrysowane są mocne profile psychologiczne.
Obserwujemy ewolucję uczuć i emocji mężczyzny owładniętego poczuciem odrzucenia przez ukochaną kobietę, a także poczuciem zagrożenia i poniżenia ze strony rywala.
Widzimy zaniedbaną emocjonalnie dziewczynę z bogatej rodziny i przerażające pomysły, jakie rodzą się w jej umyśle. Poznajemy, czym zdominowany jest umysł nastoletniego wiejskiego chłopca, czy wreszcie starca, który latami pielęgnuje w sobie uczucie nienawiści.
Każda z postaci jest tak starannie nakreślona, że patrzysz na antagonistów
i nie jesteś w stanie opowiedzieć się po którejś ze stron... rozumiesz każdego... niezrozumiale sympatyzujesz...
Także współczujesz. Czujesz empatię.
Może sam znasz podobne frustracje? Toksyczne relacje?
Dodatkowo różnorakość spojrzenia na jeden temat, plus częste zmiany narracji w krótkich rozdziałach podgrzewają tempo, ale też generują mroczną tajemniczość – wciąż miotamy się w domysłach i lawirujemy wśród nietrafnych rozwiązań...
A już finałowa narracja drugoosobowa powala czytelnika na łopatki! Narrator wie, że tę postać polubiłeś najbardziej, jej kibicowałeś, miałeś słabość. Teraz zwraca się bezpośrednio do ciebie. Każe sobie wyobrazić komplet motywacji i decyzji... Wreszcie wyjawia prawdę. A w jakim stylu! Niemal się utożsamiasz... Niemal czujesz współodpowiedzialność...
Jestem wstrząśnięta. Zszokowana.
Fabuła. Akcja. Wątki. Finał.
Cały czas trzymało w napięciu, a zakończenie... porażające...
Wspaniały kryminał. Doskonały thriller psychologiczny.
Ale przede wszystkim.
Pan Chmielarz mnie zachwycił.
Warsztatem. Lekkością stylu.
Dojrzałością.
Celnością ocen i spostrzeżeń.
Psychologią i świadomością społeczną.
Wszystkim.
Rzecz pokazana z...
2018-09-23
Brawo! Brawo! Brawo!
Brawo za podjęcie tematu. I zobrazowanie go w taki sposób.
Że jestem pod wrażeniem. Że jestem poruszona do głębi.
Polski Dom Prawdziwy. Z Ojcem.
I z matką. I z księdzem w tle.
Z obsesjami. I z kompleksami. I wyobrażeniami.
Brawo za kunszt narracyjny.
Ze się zastanawiam: czy sięgam oto do samego dna władzy – przemocy, pogardy, emocjonalnego okrucieństwa?
Bo poznaję opowieść z takiej perspektywy, z percepcji ofiary, a jednak cały czas chcę doszukiwać się dobrych cech patriarchy. Że kocha, że chroni, że tęskni. Że odpowiedzialność za wychowanie. I że moje pragnienie zrozumienia przewyższa moją złość i moją empatię... A przecież otrzymałam właśnie
r o z d z i e r a j ą c e studium bólu. Fizycznego i psychicznego. Studium wieloletniego upokarzania i poniżania. I poddania się w bezradności.
Dlaczego więc? Bo genialna narracja nie nazywa wprost domu i rodziny patologicznymi. Rysuje wyrafinowany obraz typowej, powszechnie akceptowanej
rodziny i powszechnie akceptowanego wzorca wychowania.
Brawo za trzyczęściową kompozycję.
Przedtem – wtedy – potem.
Bardzo plastycznie pokazane nam zostało drzewo genealogiczne.
Wielopostaciowo – z wszystkimi zróżnicowanymi historiami obrazującymi nam fascynujące "przedtem". Widzimy, że owo "przedtem" nie niesie w sobie patologii, nie powinno generować zła dla kluczowego "wtedy" z pejczem w roli głównej.
A kończące "potem"? "Potem" okazuje się jednoznacznym, bezkompromisowym
oskarżeniem od dorosłego już bohatera. Oskarżeniem Domu Rodzinnego.
Brawo za artyzm językowy.
Z pełną skarbnicą epitetów, metafor, konstrukcyjnych inwersji zdaniowych (moje ulubione "życie sobie ważył lekce").
Z doborem słów wygenerowanych przez grę skojarzeń – błyskotliwymi połączeniami znaczeniowo-skojarzeniowymi: "wydać za zięć", "ciotka miodem i mlekiem słynąca", "-Chce mi się siusiu. [...] -Siusiu, Kiusiu, Sikoku."
Cudowne.
Niepowtarzalny styl. Niepodważalny talent.
Brawo! Brawo! Brawo!
Brawo za podjęcie tematu. I zobrazowanie go w taki sposób.
Że jestem pod wrażeniem. Że jestem poruszona do głębi.
Polski Dom Prawdziwy. Z Ojcem.
I z matką. I z księdzem w tle.
Z obsesjami. I z kompleksami. I wyobrażeniami.
Brawo za kunszt narracyjny.
Ze się zastanawiam: czy sięgam oto do samego dna władzy – przemocy, pogardy, emocjonalnego...
2020-09-13
Z "Weselem" Wyspiańskiego jest jak z filmami Davida Lyncha. Gdy oglądasz po raz pierwszy, nie do końca rozumiesz o co chodzi. Hipnotyzuje za to niepowtarzalna atmosfera, klimat onirycznych wizji, mieszanki rzeczywistości z fantasmagorią. Potem sięgasz do recenzji, komentarzy na forach, analiz, i dopiero wtedy — douczony i doinformowany — możesz zasiąść do ponownego, świadomego obcowania z filmem...
Genialny dramat Wyspiańskiego jest utworem trudnym w odbiorze, głęboko poetyckim i pełnym wieloznacznych symboli. Do lektury "Wesela" potrzebna jest rzetelna wiedza i literackie rozeznanie, a do tego pewna czytelnicza wrażliwość. Wiedza to znajomość historii i literatury, wydarzeń dawnych i świeżych, znajomość bohaterów historycznych i narodowych mitów oraz — co się z tym wiąże — znajomość ówczesnych realiów: sytuacji geopolitycznej, dekadenckich nastrojów młodopolskiej inteligencji i gorących stosunków inteligencko-chłopskich, czy dodatkowo umiejętność powiązania postaci z literackimi pierwowzorami — osobami z krakowskiego półświatka artystycznego.
Literackie rozeznanie to rozpoznawanie klasycznych cytatów, odniesień do dzieł literackich (od Biblii i Antyku, przez romantyczne, po najnowsze), kojarzenia postaci i ich znaczenia, a także obeznanie z narodowymi mitami i stereotypami czy wiejskimi wierzeniami.
Tylko po spełnieniu dwóch powyższych warunków możemy wykorzystać swoją czytelniczą wrażliwość, żeby zrozumieć pięknie i obrazowo podane symbole, a także wychwycić wplecione migotliwe i zawoalowane treści.
Wtedy pojmiemy pełnię przekazu. Pojmiemy, że genialny autor, wykorzystując fantastykę i metaforę, dotyka spraw społecznych i narodowych. W niepowtarzalnym, wyrafinowanym stylu rysuje psychologiczne portrety, przedstawia społeczne nastroje, wzywa do czynu i porzucenia marazmu, obala narodowe mity, obśmiewa młodopolskie mody, kompromituje krakowską inteligencję, rozprawia się z poezją i poetami. Czytając, łatwo zrozumiemy nawiązania i aluzje, sens ironii i dowcipu, odnajdziemy kontekst, wyczujemy krytykę. I będziemy gotowi delektować się jakością tekstu, stylem, formą, podziwiać prawdziwy kunszt artystyczny. Wtedy zachwyci oniryczny klimat, konwencja łączenia świata realistycznego z fantasmagorycznymi wizjami alegorycznych postaci i duchów, muzyczność i malarskość. I ponadczasowość dzieła.
Z "Weselem" Wyspiańskiego jest jak z filmami Davida Lyncha. Gdy oglądasz po raz pierwszy, nie do końca rozumiesz o co chodzi. Hipnotyzuje za to niepowtarzalna atmosfera, klimat onirycznych wizji, mieszanki rzeczywistości z fantasmagorią. Potem sięgasz do recenzji, komentarzy na forach, analiz, i dopiero wtedy — douczony i doinformowany — możesz zasiąść do ponownego,...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-08-26
Zygmunt Miłoszewski jest mistrzem pióra. "Gniew" to rewelacyjny kryminał w połączeniu z literaturą zaangażowaną. Podobało mi się wszystko: idealna fabuła łącząca wątek przewodni z problematyką społeczną, doskonała konstrukcja i narracja. Wielka szkoda, że to ostatnia część serii z prokuratorem Szackim.
Książka jest wstrząsająca.
Przemoc w rodzinie. Psychiczna i fizyczna. Dom rodzinny wypełniony strachem i różne oblicza tego strachu. I różne motywacje krzywdzonych osób, które nie potrafią przerwać łańcucha cierpienia. Wątki obyczajowe powieści niosą duży ładunek emocjonalny, czytanie niektórych poruszających scen jest naprawdę trudne.
Tym bardziej że Miłoszewski stosuje świetną narrację personalną, dzięki której patrzymy oczami danego bohatera i mamy wrażenie bezpośredniego uczestnictwa
w opisywanych doświadczeniach obydwóch stron dramatu. Z jednej strony dostajemy relacje i wspomnienia maltretowanych lub upokarzanych ofiar (także przypadki aktów przemocy przytaczane i diagnozowane przez lekarza-psychiatrę), z drugiej — widzimy punkt widzenia domowego oprawcy, przekonanego o własnych prawach do dyscyplinowania, do karania, do kontrolowania. Bez najmniejszego poczucia winy i wyrzutów sumienia, bez świadomości, że te czyny są złe.
Książka jest intrygująca.
Doskonale skonstruowany kryminał z zagadką makabrycznego morderstwa, nieszablonową fabułą i zwrotami akcji, a z drugiej strony wątki obyczajowe, z tragicznymi skutkami ludzkiej obojętności i jednostkowymi dramatami – to wszystko sprawia, że od początku doszukujemy się związków i połączeń i pozostajemy w napięciu do ostatniego rozdziału. I do końca nie wierzymy, że idealny prokurator Szacki — wciągnięty w morderczą grę — straci swój prawniczy dystans, zmuszony do wyborów ostatecznych. A samo zakończenie okazuje się równie intrygujące i niejednoznaczne...
Książka jest inteligentna.
Najmocniejsza część serii. Daje do myślenia, każe się rozglądać, słyszeć i widzieć. A wątki zaskakują do końca, i te kryminalne, i obyczajowe, aczkolwiek pozostają wiarygodne, przemyślane, konsekwentne. I znów wspomnę ciekawą narrację — w każdy rozdział wchodzimy z podmiotem domyślnym: czytamy, że jakiś "on" coś robi, "on" się zastanawia — musimy mieć się na baczności i rozumieć kontekst, bo właśnie nastąpiła zmiana bohatera.
Miłoszewski jest świetnym portrecistą. I mam tu na myśli zarówno krytyczny
obraz zbiorowy społeczeństwa (od znieczulicy sąsiedzkiej i seksistowskich policjantów, po nieudolne sądy i urzędniczą bezduszność), jak i wyostrzony wizerunek głównego bohatera: prokurator Szacki — kiedyś opoka bezpieczeństwa i sprawiedliwości, dziś przeżywający kryzys prywatny i zawodowy — znudzenie? zgorzknienie? wypalenie? — urzędnik popełniający błędy.
Dopracowany, i bardzo krytyczny, rys otrzymuje też inny ważny bohater — miasto Olsztyn. Dostaje się od autora włodarzom miasta (za złą inżynierię komunikacyjną, za nieposzanowanie poniemieckiej architektury, za beton i paździerz), dostaje się klimatowi (bo wilgotno i ciągła mżawka), dostaje się samym Warmiakom — no, na kogo dziadek głosował w plebiscycie?
Oprócz mistrzowskiej narracji z błyskotliwymi dialogami, czarny humorem i migotliwymi dygresjami (naprowadzającymi i mylącymi tropami), na pochwałę
zasługuje psychologiczno-medyczna wiedza autora, która — przekazana w takim stopniu, na jaki zobowiązuje fabuła i problematyka — nie przygniata i nie nudzi, odpowiednio zwraca uwagę, pobudza wrażliwość i empatię, wszystkie zamierzone estetyczne doznania.
Zygmunt Miłoszewski jest mistrzem pióra. "Gniew" to rewelacyjny kryminał w połączeniu z literaturą zaangażowaną. Podobało mi się wszystko: idealna fabuła łącząca wątek przewodni z problematyką społeczną, doskonała konstrukcja i narracja. Wielka szkoda, że to ostatnia część serii z prokuratorem Szackim.
Książka jest wstrząsająca.
Przemoc w rodzinie. Psychiczna i fizyczna....
2018-09-30
Masłowska Wielka.
Mistrzyni Opowiadania.
Królowa Stylu.
Treść i Forma. Forma i Treść.
Równorzędnie Genialne.
Masłowska humanistka. I Masłowska analityk. I psycholog. I socjolog. Etnolog. Antropolog. Kulturoznawca.
Obserwuje. Analizuje. Diagnozuje.
I nie weryfikuje przekonań, nie prognozuje skutków, nie formułuje i nie niesie terapii,
nie rozlicza...
Opowiada. Masłowska prześmiewca – Masłowska satyryk.
I nie przebiera ani w tematach, ani w problemach.
Wchodzi do mieszkań, apartamentów, klatek schodowych, zsypów, restauracji
barów, marketów, łóżek, wreszcie staje na ulicy. I opowiada. O tym. Kpiarsko i szyderczo.
Bohater powieści, Kamil – młody chłopak z nizin społecznych, bez wykształcenia i bez pieniędzy, ukazany jest na tle innych – równie wyrazistych i uproszczonych – postaci w ich pospolitej codzienności. Wśród bezradności zwykłych ludzi, leczących swoje kompleksy wszechobecnymi lekami, używkami, narkotykami; w nieszczęśliwych rodzinnych i małżeńskich układach, w prostych nadziejach stołecznych "słoików", w beznadziei trwania emeryta, i – najwyraźniej – w brudzie patologii najbiedniejszych środowisk.
Tak rysowana jest Warszawa – miasto złych motywacji, powierzchownych reakcji, frustracji, ksenofobii, marazmu, tanich etycznie egzystencji.
Oto wizerunek Polaków.
Oto mechanizmy rządzące.
Ale jak pokazane! Mistrzyni niesamowitego stylu w drugiej (dla mnie) odsłonie. Po "Kochanie, zabiłam nasze koty", widzę, że nowa powieść dostała większy "pazur", żarliwość, zadziorność. Wulgaryzmy i błędy językowe polskiej mowy potocznej, zmiksowane z ulicznym szumem, w połączeniu z migotliwymi skojarzeniami ze świata kultury, telewizji czy reklamy,
to mistrzowskie kalambury, dixity, i inne subtelne gierki słowno-wizualne.
A forma szalonego potoku hiphopowej piosenki sprawia, że czyta się zabawniej i radośniej, niż treść nieść by mogła.
A że "rymy i rytm gubią się co kawałek, podobnie jak dynamika"? (LC @Melancholia codzienności) Przecież nie miało być trzynastozgłoskowcem ze średniówką...
Polecam! I tym, którzy Autorkę już kochają, i tym, co chcą poznać i "dotknąć" talentu.
Masłowska Wielka.
Mistrzyni Opowiadania.
Królowa Stylu.
Treść i Forma. Forma i Treść.
Równorzędnie Genialne.
Masłowska humanistka. I Masłowska analityk. I psycholog. I socjolog. Etnolog. Antropolog. Kulturoznawca.
Obserwuje. Analizuje. Diagnozuje.
I nie weryfikuje przekonań, nie prognozuje skutków, nie formułuje i nie niesie terapii,
nie rozlicza...
Opowiada. Masłowska...
2019-08-14
No słabiutkie bardzo. Po przegadanym, choć dość intrygującym, początku akcja poszła w wydarzenia irracjonalne, pozbawione jakiegokolwiek zdrowego rozsądku, ruszyła lawina scen irytująco niekonsekwentnych i nielogicznych. Mam na myśli tak wątek kryminalny, jak i romansowy. Fabuła wyjęta z głowy gimnazjalisty z wybujałą fantazją, który to (gimnazjalista) wyobrażenie o życiu w świecie dorosłych pobrał z animowanych superprodukcji Pixara typu "Iniemamocni" albo filmów o Bondzie (yyy... Jamesie Bondzie). Chciałabym chociaż powtórzyć za @Beatą, że zakończenie to "finta w stylu Mroza, zaskakujące, przewrotne", ale nie dam rady. Przede wszystkim infantylne w swoim absurdzie — jak całość.
Gwiazdka dodatkowa za Seweryna i jego sarkastyczny dowcip. Naprawdę rozśmieszył mnie parę razy...
Wyrazy podziwu dla @Bartloxa za wnikliwą analizę. ;) Zgadzam się w caałej rozciągłości!
No słabiutkie bardzo. Po przegadanym, choć dość intrygującym, początku akcja poszła w wydarzenia irracjonalne, pozbawione jakiegokolwiek zdrowego rozsądku, ruszyła lawina scen irytująco niekonsekwentnych i nielogicznych. Mam na myśli tak wątek kryminalny, jak i romansowy. Fabuła wyjęta z głowy gimnazjalisty z wybujałą fantazją, który to (gimnazjalista) wyobrażenie o życiu w...
więcej mniej Pokaż mimo to
Naprawdę dobra książka. Sprawnie napisana. Precyzyjny warsztat angielskiej szkoły. Aczkolwiek stylem bardziej amerykańska: lekka i przyjemna, a jednocześnie wciągająca, trzymająca w napięciu.
Bardzo klimatyczna.
Długo czekała u mnie na półce, bo trochę się bałam tych sekcji zwłok, analizy rozkładających się ciał. Wiedziałam, że wybitny antropolog sądowy – zaangażowany przy poszukiwaniach seryjnego mordercy – będzie wnikliwie badał ludzkie tkanki i tłumaczył śmiertelne procesy rozbijania materii żywej na "cuchnące składniki".
Bałam się, ale zostałam mile zaskoczona – nie ma natłoku naturalistycznych opisów, ani przesadnych wizji chemicznego rozkładu.
Wszystko jest wyważone i interesujące. Za to dużo emocji, strachu i tajemnicy. I jaka intryga! I jaki rytm. I wątki obyczajowe. Majstersztyk. Zarówno jeśli chodzi o treść, jak i formę. A moja dziewiąta gwiazdka za literackie odgłosy śmierci. I zapachy.
Naprawdę dobra książka. Sprawnie napisana. Precyzyjny warsztat angielskiej szkoły. Aczkolwiek stylem bardziej amerykańska: lekka i przyjemna, a jednocześnie wciągająca, trzymająca w napięciu.
więcej Pokaż mimo toBardzo klimatyczna.
Długo czekała u mnie na półce, bo trochę się bałam tych sekcji zwłok, analizy rozkładających się ciał. Wiedziałam, że wybitny antropolog sądowy – zaangażowany...