-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2021-04-07
Zaczyna się bardzo niepozornie. Ot, nadmorskie miasto z dziwną, magiczną dzielnicą. Aura tajemnicy unosząca się nad ową Dzielnicą Luster. Powiązania z zaczarowanym i drapieżnym morskim światem.
W tym wszystkim poznajemy alchemiczkę Alethę i arystokratę Leto. Z początku motywacje dwójki głównych bohaterów są niejasne, tak jak ich relacja.
Łączą siły gdy zagrożone jest królestwo, a władca zostaje otruty. Wtedy zaczyna się wyścig z czasem, aby znaleźć sprawców, zapobiec katastrofie i stworzyć coś, czego nikt dotychczas nie osiągnął - antidotum na Pocałunek Syreny.
Wszystko pochłonie morze to opowieść, która ociera się o syreny co jakiś czas. Wiecie, jak są te małe rybki, co podskubują stopy zjadając martwy naskórek, tak historia tutaj podgryza "syreni" temat, nęci legendami i niedopowiedzeniem. Jest to delikatne, ulotne i dosyć przewrotne.
Bo pomimo tych wszystkich fantastycznych elementów, magii i syren, to oczywiście nie to jest najważniejsze w tej książce. Bo razem z odkrywaniem zawiłych intryg, powoli, strona po stronie, rozdział po rozdziale, odkrywamy więcej na temat bohaterów, łączących ich relacji. To opowieść o przyjaźni silniejszej niż wszystko. O uprzedzeniach, o nieufności, o całej palecie emocji i obaw. O miłości, nie tylko romantycznej. I o sile, jaka płynie z tego płynie. A także i o cierpieniu, bo tego nie da się w życiu uniknąć.
Jeśli czytaliście "Gdzie śpiewają diabły" to w tej książce poczujecie znajomy niepokój, który tam roztaczał się niczym mgła, a tu osiada na wszystkim niczym słona, morska bryza. A Magdalena Kubasiewicz po raz kolejny urzekła mnie swoją opowieścią.
Jako, że nie znoszę spoilerów, nie napiszę nic bardziej szczegółowo. Po prostu polecam i tyle.
Zaczyna się bardzo niepozornie. Ot, nadmorskie miasto z dziwną, magiczną dzielnicą. Aura tajemnicy unosząca się nad ową Dzielnicą Luster. Powiązania z zaczarowanym i drapieżnym morskim światem.
W tym wszystkim poznajemy alchemiczkę Alethę i arystokratę Leto. Z początku motywacje dwójki głównych bohaterów są niejasne, tak jak ich relacja.
Łączą siły gdy zagrożone jest...
2021
Jestem ciekawa tego świata - to jest myśl, która przychodzi do mnie w związku z Przedsionkiem Piekła. Książka skupia się na historii kilku bohaterów i tylko delikatnie muska wszystko dookoła, a właśnie to, co się dzieje poza fabułą najbardziej mnie przyciąga. Ciekawostki, które przekazuje nam tu autor? No jestem tym zachwycona.
Dostajemy tu alternatywny świat, w którym pojawiają się Bonakowie (bogowie-naukowcy), którzy przynoszą ludzkości podarki w postaci technologii, dzięki której świat idzie naprzód. Oczywiście nie w taki sposób, jaki my znamy, to by było zbyt proste. Dlatego pojawiają się dziwne maszyny, które w zasadzie mogłyby być wytworem dosyć sfiksowanej wyobraźni.
Sama historia Bonaków i w ogóle świata jest przedstawiona dosyć skąpo, ale ma naprawdę duży potencjał i liczę na to, że autor pociągnie te wątki w kolejnych książkach, jak już opadną emocje debiutu - nie napisałam nigdy książki, ale zakładam, że pierwsza jest najtrudniejsza, a później już idzie z górki.
Akcja Przedsionka rozgrywa się w kilku liniach czasowych, które powolutku się z sobą zgrywają. To naprawdę ciekawy zabieg i lubię czytać książki, które są w taki sposób napisane. Autor przeskakuje między czasami dość agresywnie, ale nie na tyle, żeby nie móc się w tym połapać.
Jeśli chodzi o bohaterów, to w sumie są dosyć nijacy. Szli sobie przez ten świat, ale jakoś nie byłam w stanie się z nimi ani utożsamić, ani o nich martwić. Nie wiem, czegoś im brakowało. Wiarygodności? Trójwymiaru? Tak, żeby móc ich lepiej poznać. Poznawanie jest fajne (przynajmniej jeśli chodzi o wymyślonych ludzi ^^).
Ale tak, jak już pisałam: najbardziej zaciekawił mnie świat i Bonakowie. I o nich chciałabym przeczytać więcej. Bo jest w tym potencjał. Bo można to rozwinąć w coś dużego i wciągającego. I na to czekam.
Jestem ciekawa tego świata - to jest myśl, która przychodzi do mnie w związku z Przedsionkiem Piekła. Książka skupia się na historii kilku bohaterów i tylko delikatnie muska wszystko dookoła, a właśnie to, co się dzieje poza fabułą najbardziej mnie przyciąga. Ciekawostki, które przekazuje nam tu autor? No jestem tym zachwycona.
Dostajemy tu alternatywny świat, w którym...
2020
2021-01-29
Emilia jest fotografem ślubnym. Co złego może stać się podczas wesela, poza podpitym wujkiem, który nie do końca zna się na koncepcji przestrzeni osobistej? Ano na przykład trup.
Martwa panna młoda na weselu najlepszego przyjaciela Emilki burzy porządek świata pani fotograf i wręcz wpycha ją w objęcia nowej roli. Mając na karku podejrzenia ze strony policji i próbując chronić przyjaciela, dziewczyna postanawia sama odkryć, co stało się pannie młodej.
To typowy schemat, główny bohater zrażony opieszałością lub apatią policji postanawia wziąć sprawy we własne ręce.
Za to całkiem ciekawa jest kreacja Emilii. Robi co musi, aby odzyskać spokój ducha (głównie swojego a nie zmarłej), popełnia błędy, znajduje się z dziwnych sytuacjach i bywa przerażona. To dobrze, że nie jest nagle superbohaterką, która rozwiązuje zagadki kryminalne przy porannej kawie. W końcu jeszcze przeze chwilą zajmowała się jedynie pstrykaniem fotek.
Więcej jest tutaj obyczajówki niż kryminału. Razem z Emilią odkrywamy krok po kroku wydarzenia z życia zmarłej panny młodej. To trochę jak z tiulową suknią, trzeba zerwać wiele warstw, żeby zaczynało prześwitywać. Emilka nie jest zawodowcem, a jednak po nitce do kłębka powolutku odkrywa prawdę. Głównie smutną prawdę.
Interesująca jest też relacja, która się tutaj powoli wykluwa. Oby trwała przez kolejne tomy.
Magdalena Kubasiewicz jest naprawdę dobra w tworzeniu zwykłych postaci, takich nieprzekombinowanych (bo w każdą stronę można odjechać i czasami zwykłą postać wydaje się diabelsko sztuczna). I to jest właśnie piękne. Biorąc pod uwagę, że w przygotowaniu jest już kolejny tom, wyczuwam że w sercu fotografki już kiełkuje samozwańczy detektyw i jestem bardzo ciekawa jak się dalej potoczy jej życie i jak to zmieni ją samą.
Magdalenę Kubasiewicz polecam zawsze.
Emilia jest fotografem ślubnym. Co złego może stać się podczas wesela, poza podpitym wujkiem, który nie do końca zna się na koncepcji przestrzeni osobistej? Ano na przykład trup.
Martwa panna młoda na weselu najlepszego przyjaciela Emilki burzy porządek świata pani fotograf i wręcz wpycha ją w objęcia nowej roli. Mając na karku podejrzenia ze strony policji i próbując...
2020
2021-01-26
Nie jest to książka wybitna, nie odkrywa największych tajemnic świata, nie wybiega w przyszłość, nie przenosi czytelnika w kosmos... ale całkiem dobrze spędza się z nią czas.
Jest to młodzieżówka i mnie osobiście zabrała w sentymentalną podróż do czasów, gdy nałogowo wypożyczałam książki ze szkolnej biblioteki, albo latałam do miejskiej. Pochłaniałam wtedy albo Przygody Trzech Młodych Detektywów, albo czytałam o Panu Samochodziku, albo właśnie wsiąkałam w świat mutantów, klonów i nastoletnich miłości - dokładnie to tutaj znalazłam.
To miłe skojarzenie i autorka trafiła tym w moje serce.
Fabuła jest ciekawa i trzyma w napięciu. No dobrze, ale o czym jest książka? Ano główna bohaterka zostaje przeniesiona z zakładu psychiatrycznego do przerażającej, tajnej placówki. Dlaczego tam trafiła? Nie wiadomo. Czego od niej chcą? Nie wiadomo. Dziewczyna nie odezwała się ani słowem ponad dwa lata. I tak trwaliby w tym impasie do usranej śmierci przyobleczonej w szpitalną piżamkę, gdyby nie drobna zmiania kadrowa...a potem leci już z górki.
Niektóre elementy są diabelnie przewidywalne, ale w ogólnym odbiorze książki nie przeszkadza to, że można domyślić się tego czy owego już na początku.
Mordercą jest kamerdyner! (nie no, żartuję)
Podoba mi się mechanizm zdolności, jakimi dysponują postaci i aż cisną się na usta powiedzonka typu "słowa potrafią ranić bardziej niż miecz", albo "myśl kreuje rzeczywistość".
W trakcie czytania zatrzymałam się raz czy dwa i sceptycznie uznałam, że pojawił się jakiś nielogiczny element, ale później się to wyjaśniło (żadnego kryptonitu, ha), dlatego jestem usatysfakcjonowana, że i to wyłapałam i rzeczywiście zostało sprecyzowane.
Jeśli chodzi o postaci... mają potencjał i liczę na to, że kolejny tom pokaże ich więcej i lepiej. Główna bohaterka daje się lubić. Jest silna i uparta, przy tym przeszła wiele w życiu ale nie dała się złamać. Zdecydowanie nie jest to typową dla YA główna bohaterka.
Ale za to wyczuwam w kolejnym tomie typowy trójkąt miłosny. I co? W końcu wszyscy lubimy w książkach trójkąty miłosne, tylko dlaczego główne bohaterki zawsze źle wybierają? (cofam, Alina od Leigh Bardugo wybrała dobrze)
Powoli zaczynam tracić wątek i odbiegać myślami w inne rejony.
Ok, wracam.
Piękny cliffhanger na końcu. Delikatny, więc nie trzeba zgrzytać zębami z nerwów, ale książka na tyle mnie zaciekawiła, że już czekam na kolejny tom.
Pozdrawiam i polecam.
Nie jest to książka wybitna, nie odkrywa największych tajemnic świata, nie wybiega w przyszłość, nie przenosi czytelnika w kosmos... ale całkiem dobrze spędza się z nią czas.
Jest to młodzieżówka i mnie osobiście zabrała w sentymentalną podróż do czasów, gdy nałogowo wypożyczałam książki ze szkolnej biblioteki, albo latałam do miejskiej. Pochłaniałam wtedy albo Przygody...
2020-12
2020-11
Ta książka ma w sobie wszystko, co lubię. Jest to zbiór opowiadań, po który sięgnęłam z uwagi na Martynę Raduchowską. A że są tu utwory różnych, polskich autorek to dzięki temu mogłam odkryć właśnie te, po które wcześniej nie sięgałam i możliwe, że bym nie sięgnęła. A tu proszę bardzo - mam, czytam, jestem zadowolona.
Cyberpunk? Dajcie mi jeszcze. Generalnie gatunek zaczyna być coraz mniej przyszłościowy a staje się bardzo współczesny. W sensie... to się już wszystko dzieje. I to z jednej strony niesamowite, a z drugiej przerażające.
Nie będę rozwodzić się nad opowiadaniami. Jedne bardziej przypadły mi do gustu, inne mniej - tak to bywa. Ale za to każdy może znaleźć coś dla siebie.
Co ja tu jeszcze...a tak, opowiadania. Czy to nie jest niesamowite, taki ambiwalentny odbiór, gdy dotrze się do ostatniej strony opowiadania. Bo chciałoby się przeczytać więcej, dowiedzieć się jeszcze czegoś, sprawdzić co dalej stanie się z bohaterami. A z drugiej strony właśnie najlepszą cechą opowiadań, przynajmniej dla mnie, jest to, że nie dają pełnego zakończenia. Urywają się w pewnym momencie i sorry memory, sam sobie wyobraź co mogło być dalej.
No i muszę wspomnieć o tym, jak pięknie jest wydana ta książka. Okładka jest cudownie w moim guście, z uroczą kolorystyką i świetną grafiką.
Polecam.
Ta książka ma w sobie wszystko, co lubię. Jest to zbiór opowiadań, po który sięgnęłam z uwagi na Martynę Raduchowską. A że są tu utwory różnych, polskich autorek to dzięki temu mogłam odkryć właśnie te, po które wcześniej nie sięgałam i możliwe, że bym nie sięgnęła. A tu proszę bardzo - mam, czytam, jestem zadowolona.
Cyberpunk? Dajcie mi jeszcze. Generalnie gatunek...
2021
2021
Pierwsza opinia od dłuższego czasu, więc wybaczcie, jeśli okaże się miejscami zardzewiała.
Generalnie, gdyby nie booktour, to bym na ten tytuł nie trafiła, bo z tego co widzę, bardzo trudno zdobyć papierowe wydanie, a e-booków nie czytam.
Jestem więcej niż zadowolona, że jednak udało mi się położyć ręce na Potworze z Damanor, bo to jest zdecydowanie książka w moim typie.
Akcja toczy się spokojnie, nie ma tu większych i dramatycznych wydarzeń. Fabuła skupia się raczej na relacji głównych bohaterów, budowaniu więzi i przekraczaniu granic stworzonych przez stereotypy i kompleksy.
Irvette, główna bohaterka, zapadła na dziwną chorobę, o ile tak to można nazwać. Została skażona czarną magią. Szybko dowiadujemy się, że czarna magia jest złem najwyższym tego świata i w zasadzie dziewczyna zostaje odrzucona przez niemal wszystkich, zupełnie jakby była trędowata.
Razem z przyjacielem zmuszona jest szukać pomocy poza granicami kraju, u zupełnie innej rasy - Tenare.
Tu zaczyna się robić ciekawie, bo mam wrażenie, że za cholerę nie jestem w stanie wyobrazić ich sobie poprawnie. Dlaczego? Ano przez jedno głupie skojarzenie, przeczytałam o obwisłych płatkach uszu i teraz widzę tylko tego ochroniarza Pocahontas z drugiej części bajki, gdy wyruszyła do Londynu. Chyba tylko ja tak potrafię.
W ogóle wątek Tenare jest interesujący. Z ludźmi łączy ich fundament religii, który każda z ras adaptowała do swoich potrzeb. Są też zgodni w nienawiści do czarnych magów. A Tenare, jako istoty silnie związane z naturą, władają żywiołem ziemi.
Wzmianka o Wielkiej Wojnie świadczy o tym, że nie zawsze panował względny spokój pomiędzy nimi i ludźmi.
Chciałabym dowiedzieć się więcej!
Ale wracając do sedna - losy Irvette krzyżują się właśnie z Potworem z Damanor, Namirem.
I to właśnie ich relacja jest tutaj najważniejszym elementem tego tomu (tak, będzie kolejny!).
Nietrudno sobie wyobrazić jak to wygląda. On gburowaty, zły, wredny, nieprzyjemny i całkiem skryty. Ona nieco naiwna, natrętna, otwarta i z dużą dozą empatii. To akurat nie jest nic nowego i odkrywczego. Jednak podobał mi się sposób, w jaki rozwój ich relacji został przedstawiony.
Wiecie, w tym momencie książki, zupełnie nie potrzebowałam wartkiej akcji, niezwykłych wydarzeń czy zaskakujących zwrotów akcji. Nie. Ale to nie znaczy, że było nudno, bo czerpałam dużo radości z oswajania liska i obserwowania jak rodzi się przyjaźń.
Co do przyjaciela Irvette, Wallace'a. Nie, nie mówimy o nim. Zdecydowanie mnie nie urzekł.
Jest jeszcze jeden wątek ten powieści, taki drobny szczegół. Ot, mityczna walka dobra ze złem. Coś, co bohaterowie zwykli załatwiać przed śniadaniem. Zakładam, że ten temat zostanie rozwinięty w kolejnych tomach, bo całe szczęście w tej książce pojawiał się można powiedzieć że nieśmiało.
Dlaczego mnie to cieszy? Bo dzięki temu cała uwaga skupiała się właśnie na relacjach i na tym co czyni z nas człowieka, a co potwora. I o tym jak pozory mogą mylić. I też o tym jak łatwo wpaść w pułapkę własnych ograniczeń.
No dobrze, to też książka o przeznaczeniu.
I magii.
Jak to zwykle bywa, miotam się strasznie, bo nie wiem ile mogę napisać, żeby nie zepsuć innym radości z czytania.
No i oczywiście, ja polecam.
Pierwsza opinia od dłuższego czasu, więc wybaczcie, jeśli okaże się miejscami zardzewiała.
więcej Pokaż mimo toGeneralnie, gdyby nie booktour, to bym na ten tytuł nie trafiła, bo z tego co widzę, bardzo trudno zdobyć papierowe wydanie, a e-booków nie czytam.
Jestem więcej niż zadowolona, że jednak udało mi się położyć ręce na Potworze z Damanor, bo to jest zdecydowanie książka w moim...