-
Artykuły„Małe jest piękne! Siedem prac detektywa Ząbka”, czyli rozrywka dla młodszych (i starszych!)Ewa Cieślik1
-
ArtykułyKolejny nokaut w wykonaniu królowej romansu, Emily Henry!LubimyCzytać3
-
Artykuły60 lat Muminków w Polsce! Nowe wydanie „W dolinie Muminków” z okazji jubileuszuLubimyCzytać3
-
Artykuły10 milionów sprzedanych egzemplarzy Remigiusza Mroza. Rozmawiamy z najpoczytniejszym polskim autoremKonrad Wrzesiński22
Biblioteczka
W spokojnej Hajnówce dochodzi do tragicznej śmierci Krzysztofa. Adam przyjeżdżając na pogrzeb kolegi z liceum nie spodziewał się, że zostanie w mieście młodzieńczych lat na dłużej. Odkrywa on jednak poszlaki wskazujące na to, że śmierć Krzyśka nie była przypadkowa i zaczyna prowadzić własne dochodzenie. Korzenie sprawy sięgają dużo głębiej niż mogłoby się wydawać, a sprawy przyjmują nieoczekiwany obrót. Na dodatek rodzinie Adama bardzo nie podoba się jego przedłużający się pobyt w Hajnówce i wręcz błagają o powrót do Warszawy.
Podchodziłam do tej pozycji z lekki przerażeniem ze względu na jej objętość. Dostajemy bowiem książkę liczącą ponad 600 stron. Po lekturze mimo tego, że momentami historia mi się dłużyła, nie usunęłabym z niej żadnego wątku.
W rozwoju wydarzeń książka przypominała mi kryminały Läckberg. Pojawia się sprawa kryminalna, w trakcie dochodzi, na pierwszy rzut oka, dużo pobocznych, mało znaczących wątków, które zbiegają się ze sobą i przybierają maksymalne tempo na ostatnich stronach powieści. Praktycznie co rozdział pojawiali się nowi bohaterowie, przez co w pewnym momencie pogubiła się i po samych imionach czy nazwiskach nie wiedziałam kto jest kim.
Autor pozostawia nam pole do główkowania i prowadzenia swojego małego śledztwa. Sama przy ostatnich 200 stronach miałam już swoje podejrzenia zakończenia, tego kto jest kim i jakie są powiązania między bohaterami. Okazały się one trafne.
Książka podobała mi się. Spędziłam nad nią przyjemne dwa dni. Jednak kiedy odkładałam książkę, robiąc sobie przerwę w czytaniu, nie czułam później silnej chęci wracania do niej. Tego wilczego głodu poznania co będzie dalej.
W spokojnej Hajnówce dochodzi do tragicznej śmierci Krzysztofa. Adam przyjeżdżając na pogrzeb kolegi z liceum nie spodziewał się, że zostanie w mieście młodzieńczych lat na dłużej. Odkrywa on jednak poszlaki wskazujące na to, że śmierć Krzyśka nie była przypadkowa i zaczyna prowadzić własne dochodzenie. Korzenie sprawy sięgają dużo głębiej niż mogłoby się wydawać, a sprawy...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wyspa Moya niegdyś była żywym statkiem o malowniczym krajobrazie. Miejscem gdzie codziennie śpiewały ptaki, a mieszkańcy mogli swobodnie poruszać się od brzegu do brzegu. Wszystko jednak się zmieniło. Wyspa została zniewolona. Od tamtej pory wiele terenów na mapie stanowi niewiadomą. Marzeniem trzynastoletniej Isabelli jest zbadanie oraz stworzenie mapy tajemniczych i zakazanych terenów. Kiedy pojawia się szansa wyruszenia na Zapomniane Ziemie dziewczyna podejmuje ryzykowne działań, aby uczestniczyć w wyprawie. Sprawy przyjmują jednak nieoczekiwany obrót, a cel podróży ulega diametralnej zmianie. W najgłębszych zakamarkach ziemi rozpoczyna się walka z czasem, aby uratować wyspę i jej mieszkańców.
Niezwykła opowieść kojarząca mi się z lekcjami o mitologii. Autorka w niesamowity sposób posługuje się jeżykiem, kreując całą atmosferę książki. Z jednej strony czułam magiczny klimat unoszący się w powietrzu, z drugiej bohaterowie byli tak realni i żywi, a nic co ludzkie nie było im obce, nawet jeżeli chodziło o śmierć któregoś z nich.
Cudowna opowieść o marzeniach, poświęceniu oraz pięknie kartografii. Ukazuje, że to z jakiej rodziny pochodzimy w żaden sposób nas nie definiuje. Polecam czytelnikowi w każdym wieku. Dajcie się porwać przygodzie płynącej w zaskakującym tempie.
Wyspa Moya niegdyś była żywym statkiem o malowniczym krajobrazie. Miejscem gdzie codziennie śpiewały ptaki, a mieszkańcy mogli swobodnie poruszać się od brzegu do brzegu. Wszystko jednak się zmieniło. Wyspa została zniewolona. Od tamtej pory wiele terenów na mapie stanowi niewiadomą. Marzeniem trzynastoletniej Isabelli jest zbadanie oraz stworzenie mapy tajemniczych i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wyobraź sobie, że czas to tylko iluzja. Może on się zatrzymać lub co gorsza, zapętlić w najmniej odpowiednim momencie. Zamknąć Ciebie jak w metalowej klatce.
Młoda Bee wciąż próbuje uporać się z tragicznym wydarzeniem jakie ją dotknęło. Jej chłopak zginął rok temu, a okoliczność jego śmierci nadal nie są dokładnie znane. Kierowana przekonaniem, że czwórka jej dawnych przyjaciół wie więcej, niż chcieli przyznać, postanawia się z nimi spotkać. Jej najgorsze obawy nie dorównywały temu co się wydarzyło. Młodzi ludzie giną, a czas dla nich zapętlił się na dniu ich śmierci. Jutro stanowi dla nich wczoraj. Pięcioro przyjaciół. Tylko jedno z nich może przeżyć. Wszytko zależy od decyzji pozostałych.
Przy tej lekturze nie da się nudzić. Książka od pierwszych zdań aż do końcowych trzyma w napięciu. Kiedy myślałam, że już wszystko wiem nagle okazywało się, że nie jest mi znana nawet odrobina prawdziwej historii. Historia przepełniona intrygami, w której ciężko domyślić się kto mówi prawdę. A może tak naprawdę nikt nie jest szczery?
Autorka buduje konkretny obraz psychologiczny bohaterów. Na każdy element Nieświatu, w którym utknęli, wpływają ich charaktery oraz wspomnienia. Język jest dopasowany do wieku bohaterów. Jako, że są to młodzi ludzi, bardzo sprawnie idzie czytanie i łatwiej jest wczuć się w ich sytuację. Jedynym minusem były dla mnie momentami zbyt obszerne opisy. Czytanie po dwadzieścia rzeczy wymienionych po przecinku stawało się nużące i po prostu je omijałam przechodząc do kolejnego zdania.
Jeżeli macie ochotę na książkę, od której nie będziecie w stanie się oderwać, która spędzi wam sen z powiek, to koniecznie sięgnijcie po "Neverworld Wake".
Wyobraź sobie, że czas to tylko iluzja. Może on się zatrzymać lub co gorsza, zapętlić w najmniej odpowiednim momencie. Zamknąć Ciebie jak w metalowej klatce.
Młoda Bee wciąż próbuje uporać się z tragicznym wydarzeniem jakie ją dotknęło. Jej chłopak zginął rok temu, a okoliczność jego śmierci nadal nie są dokładnie znane. Kierowana przekonaniem, że czwórka jej dawnych...
"Ulice były pełne jak żyły, pulsowały niczym pompowane strumienie krwi. Tłum cisnął się przez miejskie arterie, a potem się z nich wylewał. Szloch krwawił swoimi mieszkańcami."
Po tragicznych wydarzeniach, które spotkały Szloch mieszkańcy próbują odzyskać równowagę. Pojawiła się dla nich nowa nadzieja na zobaczenie słońca. Jednak lęk pożerający ich duszę nadal nie ustąpił. Okazał się, że boskie pomioty żyją, a mieszkańcy Szlochu nie są w stanie przewidzieć ich zamiarów. Tymczasem niebiescy mieszkańcy cytadeli zmagają się z Minya i jej gniewem. Próbując wymyślić rozwiązanie sytuacji nie byli przygotowani na nadejście czegoś dużo gorszego i potężniejszego.
Autorka znowu przenosi nas w niezwykły świat "Marzyciela" swoim pięknym, malowniczym słownictwem. Pojawiają się nowe postacie, które w znaczący sposób wpłyną na rozgrywające się losy osób nam już dobrze znanych. Razem z bohaterami odkrywamy tożsamość i intencje tajemniczej Zjawy z pierwszej części. Na jaw wychodzą nowe fakty, a historia sięga dalej niż mogłoby się wydawać.
Czytając pierwszą część byłam oczarowana postaciami Lazla i Sarai. Za to Minya przyprawiała mnie o skrajnie negatywne emocje. W tej części ich role się odwróciły. Po poznaniu historii Minyi zrozumiałam jej postępowanie i koszmar z jakim musiała się zmagać każdego dnia. Tak mała osóbka nosiła tak ogromny ciężar na swoich barkach przez tyle lat, a wszystko to dla dobra boskich podmiotów. Szczerze jej współczułam i żałowałam, że nie mam jak pomóc. Druga strona medalu nie jest taka kolorowa. Nie mogłam znieść przesłodzonych i nadmiernych scen miłosnych Lazla i Sarai. Niektóre były naprawdę piękne, ale kiedy Lazlo w każdą swoją wypowiedź musiał wpleść wyznania wielkiej miłości aż mnie mdliło. Było ich aż zbyt wiele i niestety wpłynęły na odbiór książki.
Nie mogę przejść obojętnie obok postaci Nero. Byłam pod ogromnym wrażeniem przemiany jaka w nim zaszła. Z zadufanego w sobie chłopca zaczął stawać się mężczyzną godnym bycia mieszkańcem Szlochu. Jego determinacja wzbudziła we mnie ogromny podziw. Przyjaźń, która powstała między nim a Calixte, Ruza i Tzara była miodem na moje serce i żałuję, że nie było więcej ich wspólnych momentów.
Przy pierwszym tomie akcja rozwijała się bardzo powoli, pozwalając się delektować każdą chwilą. W "Muzie Koszmarów" autorka funduje nam rollercoaster. Historia od pierwszych stron nabiera tempa i nie zwalnia aż do samego końca. Jej wielowątkowość nie pozwala się nudzić i ciągle trzyma w niepewności. Dałam się całkowicie porwać tej cudownej, osnutej sennym klimatem marzeń historii i mimo, że pierwsze zetknięcie podobało mi się bardziej, nie żałuję ani chwili spędzonej w świecie Szlochu.
"Ulice były pełne jak żyły, pulsowały niczym pompowane strumienie krwi. Tłum cisnął się przez miejskie arterie, a potem się z nich wylewał. Szloch krwawił swoimi mieszkańcami."
Po tragicznych wydarzeniach, które spotkały Szloch mieszkańcy próbują odzyskać równowagę. Pojawiła się dla nich nowa nadzieja na zobaczenie słońca. Jednak lęk pożerający ich duszę nadal nie ustąpił....
Razem z tytułowym Marzycielem przeżyłam cudowną podróż do świata marzeń. Do granic gdzie rzeczywistość zlewa się ze snem, a nasza wyobraźnia pracuje na najwyższych obrotach.
Lazlo Strange to bibliotekarz, nieznający swojego pochodzenia. Jego marzeniem od zawsze było poznanie zaginionego miasta Szlochu. Spędzał godziny, a nawet dnie w książkach poszukując choćby najmniejszej wzmianki o mieście marzeń. Pewnego dnia los się do niego uśmiechnął. Strange ma możliwość wyruszenia w podróż do upragnionego Szlochu. Wiąże się to jednak z dokonaniem wyborów, a skrywane tajemnice zaginionego miasta mogą odmienić wymarzony obraz.
Było to moje drugie podejście do książki. Za pierwszym razem nie byłam w stanie wczuć się w tę historię. Czytanie szło mi strasznie opornie, miałam wrażenie, że przeczytanie jednej strony zajmuje mi minuty, a nawet godziny. Przebrnięcia przez książek nie ułatwiały mi też ciężkie do wymówienia nazwy miast i imion bohaterów. Tym razem było zupełnie inaczej. Dałam się wciągnąć światowi „Marzyciela” i totalnie w nim przepadłam.
Autorka serwuje nam wspaniałą ucztę dla naszych zmysłów i wyobraźni. Barwne, piękne opisy sprawiały, że czułam się jakbym stała tuż obok bohaterów książki. Razem z nimi stopniowo poznawałam historię miasta Szloch. Przeżywałam rozterki i zastanawiałam się po czyjej stronie stanąć.
Akacja książki rozwija się bardzo powoli i tak naprawdę dopiero przy ostatnich 50 stronach przybiera tempa. Jednak dzięki całej sennej atmosferze nie przeszkadzało mi to. Wręcz chciałam, aby trwało dalej, bez przerwy.
Każdy z bohaterów się wyróżniał, zapadł w mojej pamięci i wzbudzał we mnie inne emocje. Bardzo polubiłam Marzyciela, kibicowałam mu i czekałam na moment aż dowie się prawdy. Moje serce skradła Muza Koszmarów, której niesamowicie współczułam. Polubiłam Nero mimo jego próżności i dążenia do bycia najlepszym, dzięki poznaniu jego historii byłam w stanie zrozumieć te zachowania. Niesamowicie na nerwy działała mi Minya, aż się we mnie buzowało.
Zakończenie wywołało u mnie burzę emocji i teraz z niecierpliwością czekam na drugi tom.
Razem z tytułowym Marzycielem przeżyłam cudowną podróż do świata marzeń. Do granic gdzie rzeczywistość zlewa się ze snem, a nasza wyobraźnia pracuje na najwyższych obrotach.
Lazlo Strange to bibliotekarz, nieznający swojego pochodzenia. Jego marzeniem od zawsze było poznanie zaginionego miasta Szlochu. Spędzał godziny, a nawet dnie w książkach poszukując choćby...
Wiele osób marzy o tym, żeby tracić na wadze nic nie robiąc, żyjąc jak dotychczas. Jednak Scott cierpi na specyficzną „dolegliwość”. Codziennie ubywa mu kilogramów, jednak nie zmienia się jego wygląd, a wszystko co na siebie włoży również traci swoją wagę. Co się stanie kiedy nadejdzie dzień zero?
Po bardzo dobrym czytelniczym rozpoczęciu roku teraz zaliczyłam spadek. Książka nie była zła, raczej przeciętna. Idealna na niedzielny wieczór, żeby siąść przeczytać i o niej zapomnieć.
W opowiadaniu nie mamy skomplikowanej fabuły i mało bohaterów. Porusza ono jednak istotne kwestie. Tolerancja, przyjaźń, przełamywanie barier, podejmowanie zmian. Po tym względem książka bardzo mi się spodobała.
Jednak jeżeli spojrzeć na całość, w fabule nie znajdziemy żadnych wybuchów i zwrotów akcji. Wszystko dzieje się jednostajnie i spokojnie. Przez małą ilość stron ciężko było mi się zżyć z którymkolwiek bohaterów, więc zakończenie też szczególnie mnie nie poruszyło.
Nie żałuje przeczytania tej książki. Spróbowałam czegoś nowego i przekonałam się, że obyczajówka sci-fi nie do końca jest moim gatunkiem. Autorowi dam jeszcze szansę w jego mrocznej odsłonie, której bardzo jestem ciekawa.
Wiele osób marzy o tym, żeby tracić na wadze nic nie robiąc, żyjąc jak dotychczas. Jednak Scott cierpi na specyficzną „dolegliwość”. Codziennie ubywa mu kilogramów, jednak nie zmienia się jego wygląd, a wszystko co na siebie włoży również traci swoją wagę. Co się stanie kiedy nadejdzie dzień zero?
Po bardzo dobrym czytelniczym rozpoczęciu roku teraz zaliczyłam spadek....
W okolicy zaczyna pojawiać się coraz więcej nawich. Atakują oni ludzi, a niektóre demony wykazują zachowania całkowicie do siebie niepodobne. Żniwiarze mają pełne ręce roboty. Nie jest to jednak jedyne zmartwienie Magdy, Feliksa i Mateusza. Nagły powrót Pierwszego, który przestał mieć wobec nich wrogie zamiary nie daje im spokoju. Czy powinni mu zaufać?
„Trzynasty księżyc” to trzeci tom serii o żniwiarzach i wierzeniach słowiańskich. Jeżeli jesteście ze mną od jakiegoś czasu to wiecie, że poprzednie części były dobre, ale nie zrobiły na mnie większego wrażenia. Tym razem było zupełnie inaczej!
Autorka funduje czytelnikowi jazdę bez trzymanki. Akcja nie zwalniająca tempa wypełniona zwrotami akcji. Do tego barwne postacie, które sprawiają wrażenie jakby były z krwi i kości.
Tutaj na szczególne uznanie i uwagę zasługuje Pierwszy. Czarny charakter, który mimo swoich intryg, nie do końca był taki zły. Do tego jego humor, zaloty oraz otoczka tajemniczości. Dla mnie mistrzostwo! Idealnie wpisał się w mój typ bohaterów podbijających serce.
W poprzednich tomach miałam wrażenie, że w kółko czytam o tym samym. Tutaj mimo, że nadal dominowały polowania, autorka sięgnęła po wcześniej niewystępujące demony z wierzeń słowiańskich. Było to świetne odświeżenie.
Zakończenie z jednej strony złamało mi serce - śmiercią jednego z bohaterów, z drugiej zaskoczyło - ujawnieniem grzechu Magdy. Teraz z niecierpliwością czekam na kolejny tom!
W okolicy zaczyna pojawiać się coraz więcej nawich. Atakują oni ludzi, a niektóre demony wykazują zachowania całkowicie do siebie niepodobne. Żniwiarze mają pełne ręce roboty. Nie jest to jednak jedyne zmartwienie Magdy, Feliksa i Mateusza. Nagły powrót Pierwszego, który przestał mieć wobec nich wrogie zamiary nie daje im spokoju. Czy powinni mu zaufać?
„Trzynasty księżyc”...
Miło było wrócić do dobrze znanej mi Fjällbacki chociaż muszę przyznać, że spotkanie należało do jednych z najsłabszych z serii.
Mroźny zimowy dzień. We Fjällbace panuje niepokój związany z zaginięciem młodej Victorii. Strach narasta kiedy dziewczynka odnajduje się. Zamknięta w bańce poprzez pozbawienie wzroku, języka i słuchu. Policjanci współpracują z innymi jednostkami, w których doszło do zaginięć dziewczyn podobnych do Victorii. Równocześnie Erika pisze swoją nową powieść kryminalną. Sprawa nabiera tempa kiedy okazuje się, że obie historie mają ze sobą związek, a ich korzenie sięgają wiele lat wstecz.
Autorka trzyma się swojego klasycznego schematu, którego jestem fanką. Na start dostajemy masę informacji i bohaterów, po czym akcja zaczyna się toczyć bardzo wolo, żeby na ostatnie 50 stron przyjąć maksymalne tempo, a we wszystko są wplecione wątki sprzed lat. Buduje to obszerny obraz. Dwie równolegle toczące się historie - ta teraźniejsza i z wielu lat wstecz - pokazują rozbudowana psychikę i motywy mordercy.
Sam pomysł na fabułę bardzo mi się spodobał. Miałam swoje tropy i podejrzenia. Jedne trafne, drugie mniej. Śledziłam losy bohaterów z zapartym tchem. Jednak w pewnym momencie odniosłam wrażenie, że autorka trochę się zgubiła. Wszystko było spójne, ale pewne wątki zostały porzucone i nierozwiązane co nie zdarzało się w poprzednich częściach. Pozostawiło to we mnie lekki niedosyt i mam nadzieję, że może w kolejnej części będzie to jakoś wyjaśnione.
Miło było wrócić do dobrze znanej mi Fjällbacki chociaż muszę przyznać, że spotkanie należało do jednych z najsłabszych z serii.
Mroźny zimowy dzień. We Fjällbace panuje niepokój związany z zaginięciem młodej Victorii. Strach narasta kiedy dziewczynka odnajduje się. Zamknięta w bańce poprzez pozbawienie wzroku, języka i słuchu. Policjanci współpracują z innymi jednostkami,...
Współczesna Polska, w której mitologia słowiańska nie jest tylko mitologią, ale wyznawaną religią. Wszelkie bóstwa, upiory, strzygi czy inne demony słowiańskie są prawdziwe i żyją wśród ludzi. Wszystko spowodowane tym, że Mieszko I postanowił nie przyjąć chrztu. To rzeczywistość, w której przyszło żyć Gosławie Brzózce. Młoda dziewczyna po skończeniu studiów medycznych wyjeżdża na staż do szeptuchy na jedną z Polskich wsi. Nadmierne zainteresowanie bogów jej osobą sprawia, że jej ateistyczne przekonania zostają naruszone. Jakie motywy kierują bogami i czemu Gosia jest tak istotna?
Świat wykreowany przez autorkę wciąga od pierwszych stron. Panuje tam niesamowita atmosfera. Życie wiejskie zostaje zestawione z tym miejskim ukazując różne podejścia do wyznawania mitologii słowiańskiej. W całości nie brak humoru (uśmiałam się praktycznie do łez czytając sceny z halucynogennego ogniska!), wątków miłosnych czy mrocznych scen. W rezultacie dostajemy momentami sielankowo - romantyczny obraz życia bohaterów, który przeplata się z intrygą.
Bohaterowie podbili moje serce. Każdy z nich jest całkowicie inny, ma swój niepowtarzalny charakterek. Podążając śladami panicznie bojącej się kleszczy Gosi, na której drodze co chwila pojawia się ktoś nowy, nie da się nudzić. Teraz zanim wpuścisz hydraulika do domu upewnij się, że na pewno jest on żywym zawodowcem!
"Szeptucha" mnie zaczarowała, porwała i przejęła każdą cząstkę mojej duszy! Dawno tak dobrze nie bawiła się podczas czytania jakiejś historii.
Współczesna Polska, w której mitologia słowiańska nie jest tylko mitologią, ale wyznawaną religią. Wszelkie bóstwa, upiory, strzygi czy inne demony słowiańskie są prawdziwe i żyją wśród ludzi. Wszystko spowodowane tym, że Mieszko I postanowił nie przyjąć chrztu. To rzeczywistość, w której przyszło żyć Gosławie Brzózce. Młoda dziewczyna po skończeniu studiów medycznych...
więcej Pokaż mimo to